Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]12.08.15 9:06
First topic message reminder :

Później wkleję, jestem za leniwy :C
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley

Re: Salon [odnośnik]17.08.15 14:28
Kontrast między dwiema czarownicami był niesamowity. Rita była kobieca, świadoma swoich atutów i pewna siebie w sposób niemal bezczelny. Całą swoją osobą narzucała otoczeniu obraz pani sytuacji. Choć w tej chwili była w doskonałym nastroju i nawet przez myśl nie przeszło jej, by uczynić młodziutkiej dziewczynie jakąkolwiek szkodę, to jednak miała w sobie coś niepokojącego. Może to jakiś błysk w ciemnych oczach zdradzał jej bezwzględność, a może było to coś mniej oczywistego? Otaczająca ją atmosfera, niemożliwa do ukrycia aura osoby kapryśnej i zdolnej do wszystkiego. Nie była kimś, z kim warto zadzierać.
Przyglądała się Raven nie kryjąc swojego zaciekawienia. Próbowała ocenić ile dziewczyna może mieć lat. Była w ogóle pełnoletnia? Zdawała się być taka krucha. Kawałek porcelany, obleczony w drogi materiał szaty. Nie można jej było jednak odmówić pewnego uroku - Rita potrafiła to dostrzec i docenić. Kobiety nie raz padały jej łupem, ale mała podopieczna Colina była jak na jej gust trochę zbyt delikatna. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kto wie, może skrywa pod tą porcelaną czystą stal? Usta czarownicy drgnęły delikatnie skuszone tą wizją. Już kilka młodych dziewcząt udowodniło jej, że mimo swojej eterycznej urody, potrafią stanąć na wysokości zadania. A co kryła w sobie panienka Baudelaire? Ciekawe, ciekawe.
Uśmiechnęła się z pewnym rozbawieniem, gdy dziewczyna cichym głosikiem przystała na jej wersje. Czemuż miałaby zarzucać niespodziewanemu gościowi kłamstwo? Rita wszak czuła się tutaj tak swobodnie, jakby wcześniej zaproszono ją z honorami i pocałowaniem w rękę.
- Czasem myślę, że ten wariat zapracuje się na śmierć. - wtrąciła bez odrobiny nawet troski, błyskając przy tym zębami w kolejnym dziwnie niepokojącym uśmiechu. Piękne grymasy wykrzywiające jej usta nigdy nie sięgały oczu, które pozostawały absolutnie beznamiętne. Czarne tęczówki pilnie strzegły wszystkich jej tajemnic.
- Raven, Raven... Baudelaire? - nazwisko samo pojawiło się w jej głowie, a pamięć posłusznie podsunęła obraz innej znanej jej osoby z tej rodziny. Robiła kiedyś interesy z człowiekiem, który jak się później dowiedziała nosił to miano. Czyżby było między nimi jakieś pokrewieństwo? Jeśli tak, to może faktycznie dziewczyna kryła gdzieś pod tą nieśmiałą pozą jakieś iskry. Ten Baudelaire, którego miała nieprzyjemność poznać miał nie lada charakterek. Szczególnie, gdy wydawało mu się, że nikt nie patrzy... Na szczęście nie z takimi już sobie radziła.
- Ah, pewnie pomagasz mu przy książkach? - drążyła temat tonem wyrażającym uprzejme zainteresowanie. Trochę jak ciotka odpytująca siostrzenicę z postępów w nauce. Przychyliła lekko głowę w bok, zdradzając większe zaciekawienie. - Skoro dopuszcza Cię do swojej pracowni, musisz być tutaj ważna. - dodała, łagodnie próbując podpuścić dziewczynę do dalszej rozmowy. Nie tak dawno temu, w rozmowie z nią Colin zarzekał się, że zatrudnianie kobiet jest problematyczne! Angażują się emocjonalnie, robią maślane oczy... Rita uważała, że takie przywiązanie drugiej osoby można sprytnie wykorzystać, czyniąc z miłości broń. On nie chciał mieszać uczuć z z profesjonalnym podejściem. Panna Sheridan była ciekawa czy zmienił zdanie. Czy Raven była w nim zakochana? Czy on o tym wiedział? Jeśli tak, Rita będzie mu to wypominać przez najbliższe lata! I śmiać się serdecznie ze swojej racji.
- Interesy... To chyba całkiem dobre słowo. - odparła wymijająco. Nie chciała mówić o sobie, wolała słuchać o niej. Zabsorbowała się osobą asystentki do tego stopnia, że niemal zapomniała o szkockiej w swojej szklance.




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]17.08.15 18:08
O tak, z pewnością można było zobaczyć między nimi dużą różnicę. Raven mogłaby tylko pomarzyć o takiej niezachwianej pewności siebie, jaką wydawała się cechować Rita. Może gdyby przyszło jej dorastać w innych warunkach, jej osobowość ukształtowałaby się inaczej, ale surowe wychowanie zdecydowanie nie sprzyjało temu, żeby wyrosnąć na osobę pewną siebie czy wręcz bezczelną. W domu za tego typu postawę otrzymałaby surową karę, a przecież nie była masochistką, więc wolała się nie wychylać i nie drażnić ojca w tak ostentacyjny sposób. Nadmierna emocjonalność też była bardzo źle widziana, więc nauczyła się być dzielna i nie histeryzować jak wydelikacona, jęcząca panienka, nawet kiedy ją krzywdził. Jednocześnie nie była też aż tak słaba, żeby dać się całkowicie złamać i urobić, ale wychowanie i tak odcisnęło na niej trwałe piętno, i rzutowało też na jej dalsze życie, i na zachowanie względem innych ludzi. Raven była więc raczej spokojna, nie mówiła zbyt wiele, przeżywała swoje emocje bardziej wewnętrznie, co nie znaczyło, że była całkowicie uległa i spokorniała, choć jej ojciec tego chciał, w końcu jego ambicją było wychowanie jej na dobrą żonę dla kogoś o stosownej pozycji.
Raven zdecydowanie nie wyglądała na swój wiek, może dlatego, że była tak niska i drobna. Nie było też po niej namacalnie widać trudnych przeżyć, bo ojciec bardzo dbał, żeby nie ranić jej w widocznych miejscach, i zwykle używał klątw nie pozostawiających trwałych śladów. Ktoś, kto nic o niej nie wiedział, nie mógł więc wiedzieć, jak bardzo pokręcona była jej przeszłość.
- O tak, jest bardzo zaangażowany w swoją pracę i lubi sam wszystkiego dopilnować – przyznała. Podobało jej się to w Colinie, że nie był rozkapryszonym facetem żerującym jedynie na rodzinnym majątku, a realizował się w swojej pasji.
Nie doszukiwała się w wypowiedzi Rity kłamstwa, bo w końcu nie wiedziała zbyt wiele o jej współpracy z Colinem, a wiedziała tylko, że takowa miała miejsce. Co innego, gdyby w ogóle nie wiedziała, że Colin zna tę kobietę. Wtedy na pewno byłaby bardziej podejrzliwa.
- Tak... Baudelaire – przyznała z niejakim wahaniem; nie była dumna ze swojego ojca. Ale niewykluczone, że Rita mogła go znać. Kto wie, jak daleko sięgały jego kontakty? Jej imię też było dosyć charakterystyczne, więc łatwo było je skojarzyć. Nie zapytała jednak o ojca, chociaż ją korciło, by się upewnić.
- Zazwyczaj pracuję przy książkach. Początkowo pracowałam tylko w sklepie Colina, ale później zaczął dopuszczać mnie i do ciekawszych zajęć – potwierdziła. Dla Raven było to o tyle dobre zajęcie, że lubiła obcować z książkami, no i w tego typu pracy nie musiała czuć nad sobą wpływów ojca, jakie z pewnością czułaby w ministerstwie. No i fakt, że Rita stwierdziła, że musi być ważna, trochę połechtał ego dziewczyny. Bo przecież Raven chciała być dla kogoś ważna i mieć świadomość, że jest w czymś dobra i tym samym trudno byłoby ją zastąpić kimś innym.
- To ma coś wspólnego z jego pracą? Czy może łączą was jakieś inne... sprawy? – O tak, Raven była ciekawa. W końcu tu chodziło także o Colina. Mężczyzna nie wszystko jej mówił, co nie znaczyło, że Raven nie miała w sobie ciekawości, a teraz nagle spotkała osobę, która znała Fawleya, może nawet znali się jeszcze w czasach, zanim Raven zaczęła u niego pracować. Jeśli tak, to mogłaby się dowiedzieć czegoś interesującego, bo jednak wszystko wygląda inaczej z punktu widzenia kogoś innego. - Długo się znacie?
W domu jej ojca nachalność i ciekawskość nie były dobrze widziane, ale tutaj go nie było. I Raven nie musiała się hamować tak mocno, jak w obecności ojca, tym bardziej, że także była zaintrygowana pewną siebie rozmówczynią.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]17.08.15 20:07
Gdyby Rita umiała czytać w myślach lub zaglądać w przeszłość pewnie spojrzałaby na młodą rozmówczynię nieco inaczej. Może nie przychylnie, na pewno nie ze współczuciem, ale z czymś w rodzaju... zrozumienia? Spochmurniałaby na chwilę, rozdrażniona własnymi wspomnieniami, by po chwili beztrosko zaproponować Raven dobrą cenę na truciznę, którą mogłaby uraczyć swego ciemiężyciela. Człowiek do wielu rzeczy potrafi się przystosować, wiedziała to doskonale. Może ugiąć kark, nauczyć się chodzić na palcach i unikać sytuacji, które spowodują kolejny wybuch. Można pozbawić się człowieczeństwa i przemienić w przedmiot. Lalkę do bicia, kozła ofiarnego, pustą skorupę. Szaleństwo jej matki było podszyte goryczą i żalem za straconymi szansami, które to według niej odebrała jej córka. Przez całe lata Margerita cierpliwie znosiła wszystkie przytyki, awantury i bolesne uderzenia. Ukrywała siniaki i blizny. Ale w swoim sercu pielęgnowała nienawiść niczym najpiękniejszy znany kwiat. I gdy urosła w siłę, gdy już miała środki i odwagę - odpłaciła się swoim bliskim za te wszystkie lata upokorzeń. Gdyby mogła poradzić coś Raven, powiedziałaby: nie uciekaj. Nigdy nie uciekniesz, wpadniesz tylko z deszczu pod rynnę. Ucieczka od ojca mogła ją zaprowadzić tylko w jeszcze większe kłopoty. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce i potem wszystko zacząć od nowa. Ona wolności posmakowała w pełni dopiero wtedy, gdy państwo Sheridan chciwie wypili zatrute wino, ofiarowane im przez córkę. Od tego czasu już nikt nie był w stanie jej skrzywdzić, bo stała się panią swojego losu.
Ale Rita nie wiedziała. Raven była dla niej tylko dziewczyną na posyłki Colina. Nie znała jej przeszłości i zapewne ta wiedza nigdy nie wejdzie w jej posiadanie.
- Ma manię kontroli i tyle. - parsknęła nie kryjąc przy tym swojego rozbawienia. Było to jej całkiem szczere przemyślenie na temat Fawleya, który jej zdaniem był pracoholikiem i nieco obsesyjnie podchodził do swojego zajęcia. Nie obawiała się jednak rzucenia mu tymi słowami prosto w twarz, nie raz już wyśmiała jego mniejsze i większe bziki. Na drwinach jednak jej zaangażowanie się kończyło, bo nigdy nie sugerowała mu, że powinien coś zmieniać w swoim życiu. Absolutnie jej to nie obchodziło. Zastanawiała się za to czy takie słowa sprowokują jakąś ciekawą reakcję u Raven.
Ojciec dziewczyny umknął z jej myśli równie szybko co się w nich pojawił. Rzadko kiedy wypytywała ludzi o ich krewnych, bo to ciągnęło za sobą podobne pytania w jej kierunku. Sama unikała tego tematu jak ognia i wykreśliła go ze swojego repertuaru niezobowiązujących rozmówek o niczym.  
- To świadczy o sporym zaufaniu, zwykle broni tych swoich tomiszczy jak lew. - wyczuwając podatny grunt, dorzuciła jeszcze jedną uwagę na temat jej znaczenia, wplatając w swój ton brzmiącą bardzo szczerze nutkę podziwu. Upiła łyczek alkoholu, a potem zerknęła w stronę barku.
- Może będziesz tak miła i mi potowarzyszysz? - zapytała znacząco unosząc kryształową szklankę. - Smutno pić samej. - zażartowała, kryjąc za uśmiechem kolejne kłamstewko i podstępną nadzieję, że alkohol jeszcze bardziej rozplącze jej język.
- O tak współpracujemy bardzo... blisko. - jej usta drgnęły delikatnie, gdy znacząco zawiesiła głos. Jej związek z Colinem był wprawdzie przelotny i opierał się głównie na tym, że oboje próbowali dużo brać i nie dawać nic w zamian. Ale nie musiała rozwiewać tej kwestii. Chciała by dziewczyna sama dopisała sobie odpowiedź. Możliwie jak najbardziej ponurą. Wtedy łatwiej będzie ją przejrzeć. Zmarszczyła brwi, próbując policzyć w myślach ile to już lat Fawley mógł cieszyć się jej towarzystwem. - Nie będzie jeszcze dziesięciu lat. - odrzekła wreszcie, jak zwykle bez żadnego konkretu.




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]18.08.15 0:40
Niestety prawdopodobnie w wielu rodzinach dochodziło do mniej lub bardziej niezdrowych sytuacji, szczególnie kiedy rodzina stała na dalszym miejscu niż pozycja towarzyska, pieniądze, kariera i tego typu sprawy, absorbujące tak wielu ludzi, nie tylko ojca Raven. Jeśli zaś chodzi o kwestie pozbycia się go, nie była pewna, czy byłaby do tego zdolna. Był bydlakiem, owszem, ale niewątpliwie był niezwykle sprytny i mógłby łatwo przejrzeć jakiś podstęp. W końcu często podkreślał, że nie ufał córce i uważa ją za marną, tchórzliwą istotę, niezdolną do prawdziwego postawienia się. Ale jednak dała radę się wyłamać ze schematu, odeszła i zaczęła pracować u Colina, postanawiając trzymać się od ojca z daleka, i mieć naiwną nadzieję, że ten w końcu odpuści. Kto wie, może zaaprobuje jej związek z Colinem na tyle, żeby dać jej spokój? Zdecydowanie nie chciała nigdy więcej robić za jego lalkę do bicia, ale miała nadzieję, że w końcu zostawi ją w spokoju, i nie będzie musiała uciekać się do bardziej desperackich kroków, póki co myślała, że ucieczka i zamieszkanie z Colinem to dobre wyjście. Choć kto wie, jak jej życie potoczy się dalej, czy kiedyś i ona nie dojdzie do takiego etapu, jak Rita?
- Chyba tak. W końcu zależy mu na tym, chociaż czasami rzeczywiście trochę przesadza – przyznała. Colin lubił wszystko kontrolować, zauważyła to. Częściowo może dlatego polecił jej pracę tutaj, na miejscu, bo mógł na bieżąco sprawdzać, jak jej szło z księgami. A Raven lubiła to robić, więc nie narzekała, i cieszyła się z zaufania, którym ją obdarzył, nie wiedząc, co za tym wszystkim tak naprawdę się kryło.
Cieszyła się, że Rita nie dopytywała o ojca. Można było zauważyć, że Raven nieco się rozluźniła, kiedy kobieta nie zainteresowała się tą kwestią i zmieniła temat.
- To dla mnie bardzo ważne i cieszę się, że mogę mu pomóc – powiedziała. Można było zauważyć, że jest łasa na tego typu pochlebstwa. To był jej pewien kompleks; w przeszłości często czuła się niedoceniana, więc tym bardziej chciała dążyć do tego, by ktoś zauważył to, że się przykłada i stara.
- Właściwie to i tak praktycznie skończyłam pracę na dzisiaj. Mogę zostać – zgodziła się po chwili wahania. Ostatecznie ostatnio nie miała wielu okazji do innego towarzystwa niż Colin, bo większość czasu spędzała na pracy nad księgami w jego domu. Nie znała Rity i nie wiedziała, co o niej myśleć, ale zawsze to jakieś urozmaicenie.
Przyniosła sobie drugi kieliszek i usiadła więc w drugim fotelu, po czym nalała sobie trochę alkoholu i upiła łyk. Napój nieco podrażnił ją w gardle.
- Naprawdę? To dosyć długo. I jak bardzo jesteście... blisko? – zapytała. Na jej policzkach pojawiły się nieznaczne rumieńce, nie wiadomo czy były spowodowane uczuciem ciepła po wypiciu zawartości kieliszka, czy może myślami, jakie krążyły jej w głowie, podsyłając różne szalone teorie. Co prawda ona i Colin nie byli oficjalnie parą, ale jednak chyba zaczynała czasem zastanawiać się, ile kobiet miał przed nią, i czy aby na pewno jest dla niego tą najważniejszą, z którą chciałby być. Z Ritą w końcu znał się tyle lat; dziesięć lat temu Raven dopiero zaczynała Hogwart. Ale Colin był sporo starszy od niej, i czasami było tę różnicę mocno widać.
Upiła kolejny łyk.
- Lubisz go, prawda? – spytała po chwili, gładząc opuszkami brzeg kieliszka.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]18.08.15 23:53
Normalne rodziny nie istniały. Każda krzywdziła w ten czy inny sposób. Jedni rodzice niszczyli brakiem miłości, inni jej nadmiarem. Krzywdy mogły być bardzo oczywiste - jak te w przypadku Raven i Rity. Albo ukryte gdzieś głęboko w podświadomości rozpieszczonego jedynaka. Nie było żadnego złotego środka, żadnego przepisu na sukces. Koniec końców z rodziną dobrze wychodziło się jedynie na zdjęciach. Czy była to wina jakiejś wady zaprogramowanej w ludzkim charakterze? Cholera wie. Rita nie poświęcała takim sprawom zbyt wiele swojego czasu. Znacznie bardziej ciekawiły ją trucizny, klątwy i interesy. Jeśli już wpadała w takie filozoficzne rozważania z pewnością było bardzo późno (a może bardzo wcześnie?), a ona była już pijana w sztok. Albo podtruta jakimiś innymi specyfikami, które zabierały ją na odległe krańce świadomości. Morganie dzięki, najczęściej niewiele potem pamiętała z takich chwil.  
- Trochę? - zapytała retorycznie unosząc lekko brwi. Teraz mówiła już z wyraźnie wyczuwalną kpiną. Nie zamierzała jednak kontynuować tematu przyzwyczajeń właściciela tego zacnego saloniku, gdyż podobnie jak Raven znała je aż za dobrze. Zresztą jego podejście często było jej na rękę, bo szybko podejmował się zadań, które przed nim stawiała kolejnymi przeklętymi woluminami. Taki układ był jej na rękę tak długo, jak miała dostęp do czarnomagicznej zawartości ksiąg. Nigdy dotąd jej go nie odmówiono - nie miała więc powodu, by Fawleya odciągać od jego niebezpiecznego pracoholizmu.
Po jej ustach błąkał się pełen zadowolenie uśmiech, gdy dziewczyna nalewała sobie alkoholu i zajmowała miejsce w sąsiednim fotelu. Rita lubiła, gdy sprawy szły po jej myśli. Lubiła, gdy pociąganie za sznureczki przynosiło oczekiwane efekty. Dokładnie tak jak teraz. Czarne oczy śledziły uważnie poczynania młodej czarownicy, a potem już nieco mniej nachalnie obserwowały każdą zmianę zachodzącą na twarzy młódki. Po latach spędzonych na przyglądaniu się ludziom z boku, Rita całkiem nieźle radziła sobie z interpretacją mowy ciała. Los obdarzył ją również niezwykle silną intuicją. Umiała odgadywać to co inni próbowali ukryć, snuła domysły i wyciągała słuszne wnioski. Ludzie byli jej ulubioną formą rozrywki - zaraz po walkach druzgotków. Raven nie wydawała się szczególnie trudną łamigłówką. Przynajmniej w tych kwestiach, które interesowały Ritę: czyli jej relacji z pracodawcą.
- Skoro już wypijamy Colinowi barek, wypada wznieść za niego jakiś toast. - odezwała się po krótkiej chwili milczenia, unosząc szklankę w stosownym geście. - Oby poszedł do rozum po głowy i częściej bywał w domu, bo sporo go omija. - rzuciła tonem, w którym pobrzmiewało szczere rozbawienie. Choć ona akurat za Fawleyem szczególnie w tej chwili nie tęskniła. Pewnie zepsułby jej całą zabawę.
Kryształowe szklaneczki zastukały wesoło, Rita spełniła toast łykiem szkockiej nie krzywiąc się przy tym ani trochę. Alkohol był najwyższego sortu i delektowała się nim z prawdziwą przyjemnością. Przesunęła językiem po ustach, a potem znów się uśmiechnęła. Tym razem nieco bardziej drapieżnie. Jak kot, który zapędził mysz w pułapkę.          
- Tyle spędzonych wspólnie lat zbliża ludzi. - odparła z lekkim wzruszeniem ramion, kątem oka łowiąc jej rumieniec. Zaśmiała się w duchu, coraz bardziej przekonana, że jej podejrzenia mogą być słuszne. Ależ będzie sobie kpić z Fawleya i jego zapewnień, że nie pozwala zakochanym pannicom plątać się pod nogami. Oczywiście jej satysfakcja w żaden sposób nie odmalowała się na jej obliczu, które teraz wyrażała pewne zamyślenie. - Czy lubię? - powtórzyła ze śmiechem, postanawiając dalej wciągać ją w swoje półprawdy. - Moja droga, czy ty go widziałaś z bliska? Trudno go nie lubić za bardzo. - mrugnęła do niej porozumiewawczo. Było w tym sporo prawdy, bo atrakcyjni mężczyźni zawsze byli jej słabością. Ale nigdy nie kochała Colina, tak samo jak i on nie kochał jej. Jednak po co psuć grę takim wyjaśnieniem?




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]20.08.15 13:43
Raven miała nadzieję, że pewnego dnia całkowicie wyzwoli się nie tylko od wpływów ojca, ale też od lęku przed nim. Nie wiedziała nawet, jak uzasadnić Colinowi to, dlaczego tak się wykręca od kontaktu ze swoim rodzicielem. Przyznanie się do tego, że stary Baudelaire się nad nią znęcał, byłoby dla niej sprawą bardzo wstydliwą.
- No, „trochę” to może rzeczywiście zbyt łagodne określenie – stwierdziła.
Przez pochłonięcie pracą Colin nie miał zbyt wiele czasu dla niej, ale ciągle liczyła, że może kiedyś trochę wyluzuje i będzie poświęcał jej go więcej. Chciała przecież lepiej go poznać, tym bardziej, że mieszkali razem i mogli poznać się od innej strony niż tylko poprzez pracę.
Raven w sumie nie doszukiwała się na siłę podstępu w zaproszeniu jej do wspólnego zaczekania na Colina, zwłaszcza że nie kolidowało to z żadnymi jej planami i zajęciami, więc w sumie, czemu nie? Wydawało jej się co prawda, że kątem oka dostrzega spojrzenie kobiety lustrujące jej poczynania, ale udała, że tego nie zauważa. Usiadła tylko i przygładziła szatę, po czym znowu upiła łyk.
Po chwili wzniosły toast za Colina, którego nie było i nawet nie wiedział o tym, co w tej chwili działo się w jego salonie. Może to nawet lepiej?
Sama nie wiedziała, czy jest w Colinie zakochana. Niewątpliwie jednak coś do niego czuła; inaczej nie ufałaby mu, nie zgodziłaby się na to, żeby się do niego przeprowadzić. Może nie było to takie słodkie, pełne uniesień uczucie, o jakich piszą w książkach, ale nie był jej obojętny, i miała nadzieję, że ona jemu również nie. No i u niej też dochodziła kwestia strachu przed ojcem i tego, że podświadomie potrzebowała kogoś, kto mógłby ją przed nim chronić.
- Taak... Ja też go lubię, choć jest dosyć... specyficzny. Nawet nie wiem, jak dokładnie to określić – powiedziała. – Niewątpliwie zależy mu na jego pracy i potrafi się jej poświęcić, ale bardziej chodziło mi o relacje z nim. To znaczy... Czasami mam wrażenie, że nie lubi zobowiązań i ograniczeń innych niż te powiązane z pracą.
Westchnęła, pijąc kolejny łyk. Może w końcu nadejdzie taki moment, kiedy Colin przestanie unikać odpowiedzi na jej pytania i da jej jasną odpowiedź. Nie lubiła robić sobie złudnych nadziei. Ale nie ulegało wątpliwości, że Fawley był atrakcyjny, i to bardzo. Niewątpliwie dużo kobiet mogło się nim interesować, i Raven podejrzewała, że Rita także mogła kiedyś mieć z nim bliskie stosunki. Wnioskowała to choćby po tym, jak jej rozmówczyni się o nim wypowiadała. Przygryzła lekko wargę, ale postanowiła nie zadawać tak szczegółowych pytań, żeby Rita czasem nie pomyślała, że panna Baudelaire jest zazdrosna o mężczyznę, który oficjalnie był jej pracodawcą i w zasadzie nawet nie powinni ze sobą mieszkać, skoro nawet jej się nie oświadczył.
Raven Baudelaire
Raven Baudelaire
Zawód : brak
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 CFbqa8o
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t935-raven-baudelaire https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Salon [odnośnik]23.08.15 18:07
Głowa bolała go od kilku godzin tak mocno, że nawet ciche poskrzypywanie pióra budziło w nim rosnącą irytację. Gdyby nie fakt, że chodziło o Bardzo Ważne Dokumenty, z pewnością rzuciłby to wszystko w cholerę już dawno temu i położył się na kanapie, oczywiście uprzednio sprawdzając, czy w poduszkach nie ukrywa się żadna krwiożercza książka. Teraz jednak z pewnym rozluźnieniem spoglądał na ostatni pergamin, na którym złożył zamaszysty podpis i który natychmiast odfrunął na półkę, układając się na pokaźnym stosiku innych kartek. Colin westchnął ciężko i oparł się w fotelu, zakładając nogi na biurko. Nienawidził tego gestu u innych, ale w zaciszu swojego gabinetu mógł przecież robić co chciał. Przyłapał się nawet, że patrzy tęsknie na kominek, którego płomienie oddzielały go od salonu mieszkania.
Cisza i spokój, które musiały tam panować, były szalenie kuszące. Mógł właściwie skończyć pracę na dzisiaj i zająć się czekającą w domu dziewczyną; zastanawiał się, czy ciągle ślęczy w pracowni nad książkami, czy zrobiła sobie chwilę wolnego. Nakrycie ją na błogim lenistwie z pewnością wywołałoby u niej wyrzuty sumienia, a i on nie pogardziłby widokiem jej spłoszonego spojrzenia. Mógłby jej to potem wytykać do woli, oczywiście wszystko uprzednio wyolbrzymiający, by jej grzech urósł do rangi co najmniej zbrodni. To go ostatecznie przekonało i chwilę później stał już w kominku z garścią proszku Fiuu w dłoni.
Pierwsze co zobaczył, to widok Raven ze szklanką wypełnioną płynem do złudzenia przypominającym jego najlepszą szkocką i utwierdził się w tym przekonaniu, gdy sekundę później jego wzrok padł na otwartą butelkę... i Ritę siedzącą obok. Wyszedł z kominka, zachowując kamienną twarz, jakby widok tych dwóch kobiet razem był czymś najnormalniejszym na świecie. Zdążył jeszcze bez słowa otrzepać sobie rękawy z wyimaginowanego pyłu, zanim odezwał się przesadnie przesłodzonym głosem:
- Moje drogie panie, naprawdę się nie krępujcie, to w końcu butelka ledwie czterdziestoletnia - zatkał jej szklany korek, rzucając stronę Rity wymowne spojrzenie. Jeśli była aż tak spragniona alkoholu, mogła sobie kupić coś w tym podrzędnym zapchlonym sklepiku na Nokturnie, a nie wypijać mu szkocką, na którą sam miał chrapkę. A jeśli już musiała, to mogła na niego łaskawie poczekać lub uprzedzić o swojej wizycie. Przysiadł na oparciu fotela, który zajmowała Raven. Wciąż miała w kieliszku trochę alkoholu, ale bał się pomyśleć, ile zdążyły już wypić, zanim się pojawił. A jeśli to nie była jedyna butelka?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]02.09.15 16:43
Obserwowała Raven znad krawędzi szklanki. Minę miała niemal przyjazną, lekko rozbawioną. I tylko te jej oczy - zawsze beznamiętne, chłodne i oceniające - mogły wywołać dreszcz niepokoju na plecach. Niewielu mogło dostrzec w jej spojrzeniu ciepło. Tych szczęśliwców można było policzyć na palcach jednej dłoni. Cała reszta to tylko pionki. Zabawki, które umilały jej czas lub spełniały wyznaczone im zadania.
Wysłuchała słów dziewczyny z uwagą, przytakując jej minimalnym ruchem głowy jakby chciała się z nią zgodzić. Zwilżyła gardło kolejnym łykiem alkoholu, nim się odezwała.
- Colin przez większość życia był sam. - odpowiedziała z lekkim wahaniem, ostrożnie dobierając słowa. Jej brwi lekko się zmarszczyły, a na twarzy pojawiło się zmartwienie. Łgała, łgała jak z nut! Słowa, gesty, ton - wszystko było kłamstwem, wielką improwizacją. Nie wiedziała zbyt wiele o jego przeszłości, bo pytanie o takie rzeczy nie leżało w jej zwyczaju. Miała oczywiście kilka swoich obserwacji i domysłów, znała plotki. I teraz naprędce składała z nich jakieś wiarygodnie brzmiące półprawdy. Po co? Sama nie była pewna. Żeby udawać, że zna go lepiej? Żeby bardziej podpuścić dziewczynę? A może tylko dlatego, że lubiła wprowadzać zamęt i bawiło ją kłamanie ludziom w żywe oczy? - Związki są dla niego trudne. Zawsze były. - posłała młodszej czarownicy smutny uśmiech. - Daj mu czas.  Ja nie dałam mu dość czasu i... - w tym momencie urwała, dostrzegając zmieniający się kolor płomieni w kominku. Kolejne kłamstwo zamarło jej na ustach, a ona w duchu zaklęła z niezadowoleniem. A robiło się tak zabawnie! Zgodnie z jej przypuszczeniem w salonie pojawił się pan domu. I z jakiegoś powodu chyba nie ucieszył go jej widok... I vice versa.
- Skarbie, już myślałam, że nigdy się nie pojawisz. - przywitała go słodkim tonem, w którym dało się dosłyszeć kpinę. Jej usta rozciągnęły się w pełnym zadowolenia uśmieszku, gdy odstawiła pustą szklankę i z wdziękiem podniosła się z fotela. - Nie spodziewałam się, że mi pożałujesz dwóch drinków. Nieładnie. - zrugała go z urazą, a jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Oparła dłonie na biodrach i ruchem głowy wskazała na wyjście z salonu. - Interesy czekają. - dodała znacząco, najwyraźniej chcąc bez zwłoki ruszyć w kierunku pracowni, by dowiedzieć się co skrywała książka, którą mu ostatnio dała. Dziewczyna straciła dla niej wartość rozrywkową, w chwili, gdy pojawił się Fawley. Kłamstewka i półprawdy szybko by jej wytknął, a na to nie miała ochoty. Pozostawało mieć nadzieję, że następnym razem wyciągnie z niej coś ciekawszego.
- Dziękuję za miłe towarzystwo, panno Baudelaire. - zdobyła się na jeszcze jeden uprzejmy uśmiech i lekkie skinięcia głową. - Chętnie wrócę kiedyś do tego tematu, który podjęłyśmy. Był... fascynujący. - zakończyła, a jej spojrzenie uciekło znów w kierunku gospodarza. Zaśmiała się cicho, a potem odwróciła na pięcie z lekkością, która wskazywała, że wypita szkocka niekoniecznie na nią wpłynęła. Nie czekając dłużej podążyła w kierunku korytarza. Znała drogę... a on z pewnością szybko ją dogoni, by nie pozwolić jej panoszyć się po domu bardziej niż to już uczyniła.

[zt]
/przepraszam za zwłokę, jestem złym człowiekiem/




She wears strength and darkness equally well
The girl has always been half goddess, half hell.

Rita Sheridan
Rita Sheridan
Zawód : Trucicielka, lichwiarka, hazardzistka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
The black heart angels calling
With kisses on my mouth
There's poison in the water
The words are falling out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 2 Tumblr_nedt1rBwd81rawb5do1_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t600-margerita-sheridan https://www.morsmordre.net/t714-poczta-rity#2428 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-smiertelny-nokturn-13-3 https://www.morsmordre.net/t989-panna-rita
Re: Salon [odnośnik]28.02.16 22:53
Lekko rozbawiona, ruszyłam za Colinem w stronę domu. Wcześniej oczywiście zgarnęłam oby dwa florety i zapakowałam je do futerału; byłoby nierozsądnie zostawiać je na pastwę nocy. Nim weszliśmy do środka, rzuciłam jeszcze raz okiem na ogród a później na ciemniejące już niebo. Mówiłam, wygram nim się ściemni.
Weszliśmy do salonu, odłożyłam futerał na któryś ze stolików, czy szafek, w każdym razie tak, by nie przeszkadzał a i nikt go nie strącił w chwili nie uwagi. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, próbując wyłapać coś, co mogłabym uznać za interesujące; po chwili jednak wróciłam uwagą do mojego towarzysza. Wyraźnie nie był zadowolony ze swojej porażki, może powinnam zaproponować mu nagrodę pocieszenia? Od razu jednak skarciłam się w myślach za ten pomysł, już raz zachowałam się zbyt otwarcie i nie skończyło się to za dobrze.
- Mogę? - Spytałam już całkiem poważnie, bez wrednych uśmieszków czy spojrzeń. Wyciągnęłam rękę, a następnie delikatnie odgięłam kawałek materiału by sprawdzić jak głęboko go nacięłam i czy potrzebuje jakichkolwiek zaklęć leczniczych, na których z resztą, kompletnie się nie znałam. Rana nie wyglądała zbyt poważnie, może nawet raną nazwana być nie mogła, ot zwykłe nacięcie. - Nie sądzę, żeby musiał Pan być wpakowany do łóżka a nawet opatrzony zaklęciem. - Powiedziałam w końcu, dalej wpatrując się w czerwony ślad na jego ramieniu. - Trzeba to tylko opatrzyć i odkazić, żeby nic się tam nie dostało. Ma Pan jakąś gazę kawałek innego materiału który moglibyśmy przyłożyć? I może jakiś mocny alkohol, żeby to zdezynfekować. - Dodałam przenosząc wzrok już na Colina. - I... Chyba musi Pan ściągnąć tą koszule... - Jakkolwiek dziwnie to brzmiało, nie miałam żadnych złych zamiarów ani nie moralnych. Przecież nie będę mu obszarpywać tego kawałka materiału i opatrywać rany; finalnie i tak tą koszulę będzie musiał ściągnąć, więc w ten sposób będzie chyba wygodniej. Poczułam jak robi mi się gorąco a policzki mimo mojego wewnętrznego sprzeciwu zaczynają się rumienić. Może byłam za bardzo śmiała ale widok półnagich mężczyzn nie był moją codziennością.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Salon [odnośnik]28.02.16 23:39
Colin miał do dyspozycji dwa wyjścia: obrazić się za przegraną i przez resztę wieczoru pozostawać naburmuszonym i ponurym albo przyjąć swoją porażkę w godnością  i postarać się nie wykrwawić we własnym ogrodzie. Co prawda wykrwawienie było pojęciem dość na wyrost, bo rana nie było poważna i po bliższym jej obejrzeniu Colin uznał, że wystarczy zwykły opatrunek, to jednak i tak należało ją czymś przemyć i obłożyć czystym bandażem. Poszedł więc w stronę rezydencji posłusznie, choć nieco ociężale wlokąc się noga za nogą i od czasu do czasu zerkając przez ramię, czy jego towarzyszce nie znudziło się przypadkiem odgrywanie roli dobrej Samarytanki. Usiadł w jednym z foteli, pozwalając sobie na głośne westchnienie ulgi, gdy opierał zranione ramię na podłokietniku.
- Wystarczy zwykły opatrunek - zgodził się, spoglądając jeszcze raz na ramię i zakrwawiony na brzegach materiał koszuli, który tamował skapującą krew. - Ale podoba mi się pani troska, to naprawdę miłe - dodał, uśmiechając się lekko i obserwując, jak dłonie panny Greengrass krążą niepewnie wokół rany. Dotykała jego skóry z taką delikatnością, że ledwie powstrzymał cisnący się na usta śmiech; dziewczyna była zupełnie inna od tej, jaką zapamiętał z wernisażu, a jej słodkie zawstydzenie, gdy poprosiła go o ściągnięcie koszuli, tylko wzmogło ten efekt. Och, gdzieś się podziała, pewna siebie niewiasto, tak otwarcie flirtująca z nieznajomym niespełna dziesięć dni wcześniej?
- Nie mam pojęcia, czy mam tu jakieś środki opatrunkowe, zazwyczaj z nich nie korzystam - powiedział, odchylając się lekko i niemrawo próbując odpinać guziki koszuli jedną ręką. Nie chciał nadwyrężać drugiej, by gwałtowny ruch nie wywołał większego krwawienia i zabrudzenia tapicerki, dywanu i samego Colina. Mocował się z nimi chwilę, po czym triumfalnie ściągnął koszulę z pleców, kładąc ją sobie na kolana i rozdzierając ją na mniejsze pasy. Wybrał dwa najdłuższe i najszersze, podając je pannie Greengrass. - Będziemy sobie musieli poradzić prowizorycznie. A alkohol jest na stoliku za panią. Dwudziestoletnia szkocka będzie chyba wystarczająca - jego uśmiech wypadł trochę blado, bo dokładnie w tym samym momencie rana dała o sobie znać i mocniej szczypnęła, wywołując nieprzyjemne uczucie pieczenia.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]29.02.16 1:15
Posłałam mu bardzo znaczące spojrzenie. - W końcu to ja to Panu zrobiłam, czuję się więc zobowiązana. - Rzuciłam, odwracając się w kierunku wskazanego przez niego alkoholu by następnie wręczyć go Colinowi. Ściągnęłam marynarkę i rzuciłam ją gdzieś na sofę. Podciągnęłam rękawy swojej koszuli, tak aby mi nie przeszkadzały po czym uklękłam przy fotelu i sięgnęłam po mniejszy skrawek materiału, który mężczyzna tak starannie potargał. Próbowałam skupić się na swoim aktualnym zadaniu ale widok półnagiego Colina mnie rozpraszał. Starałam się zachowywać naturalnie tak, jakby nic się nie stało ale nie mogłam, nie miałam pojęcia dlaczego tak na mnie działa. Co z Tobą Greengrass? Zabrałam od Colina butelkę, pozbyłam się zamknięcia i nasączyłam alkoholem kawałek materiału, złożony wcześniej w kostkę.
- Teraz będzie piekło. - Uprzedziłam go, rzucając mu przy tym przepraszające spojrzenie i oddając butelkę; nie czekałam jednak na jakiekolwiek zdanie z jego strony przyłożyłam materiał do rany, mocno go dociskając a drugą ręką pewnie chwytając jego ramie gdyby chciał się szarpnąć. Postanowiłam zrobić to szybko, może trochę nieoczekiwanie ale chyba tak było najlepiej. Mogę sobie tylko wyobrazić jak nieprzyjemne (delikatnie powiedziane, tak naprawdę piecze jak cholera) uczucie ogarnia teraz mężczyznę, zaczęłam nawet żałować, że nigdy nie zainteresowałam się magią leczniczą, może teraz, zamiast ostrego pieczenia które z pewnością przeszywa jego ciało, machnęłabym różdżką zasklepiając jego ranę w przeciągu sekundy.
- Przepraszam. - Jęknęłam widząc grymas jego twarzy i w tym samym czasie odrywając nasączoną alkoholem koszulę od jego skóry. Odwróciłam ją na drugą stronę, chowając jej zakrwawioną część do środka i delikatnym ruchem starłam resztki zaschniętej krwi wokół nacięcia. - Najgorsze mamy już za sobą. - Skwitowałam przyglądając się ranie, po czym odłożyłam zużyty kawałek i sięgnęłam po nowy, wcześniej podany mi przez Colina. Posłałam mu pokrzepiający uśmiech i zaczęłam starannie obwiązywać jego ramię, tak aby prowizoryczny bandaż jak najlepiej pełnił swoją funkcję.
- Gotowe. - Stwierdziłam podnosząc się z kolan i przenosząc swój wzrok na twarz mężczyzny.  Właściwie nie chciałam sprawić mu tyle przykrości, może nawet zrobiło mi się troszeczkę głupio, że tak go urządziłam ale przecież nie obiecywałam, że będę delikatna, właściwie nic nie obiecywałam. Potraktowałam go jak równego sobie. Przecież równie dobrze to ja mogłabym teraz siedzieć na jego miejscu i to moje ramie mogłoby krwawić. Nie miałabym wtedy żalu, upust kilku kropel krwi jeszcze nikomu nie zaszkodził. Uprzątnęłam wszystkie pozostałości z ubrania Colina, te zakrwawione i te podarte, odkładając je tymczasowo na bok, prawdopodobnie na jakiś stolik, który akurat znajdował się w pobliżu.
Usiadłam miękko na sofie, ponownie próbując się skupić na jego twarzy a nie nagim torsie.
- Skoro mamy już pewność, że Pan przeżyje, chętnie odebrałabym swoją nagrodę. - Rzuciłam, na powrót przybierając zadziorny uśmiech. Niestety zdradziłam się trochę czułością z jaką obchodziłam się z jego ramieniem, obraz dziewczyny której nic nie obchodzi właśnie zaczynał się rozmazywać a ja nie byłam pewna czy to dobrze.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Salon [odnośnik]29.02.16 1:51
Obserwował z uznaniem, jak Lilith zabrała się do swojego pielęgniarskiego powołania, przygotowując butelkę z alkoholem, składając strzępek koszuli i bez pardonu przykładając go do rany, która w tym momencie niemiłosiernie zapiekła. Colin syknął przez zęby, ale daleki był od czynienia dziewczynie jakichkolwiek wyrzutów; wiedział przecież doskonale, że robiła to, co było konieczne. Poza tym odczuwał do niej jakąś dziwną słabość, która nie pozwoliła mu na wyrażenie swojej dezaprobaty co do tak b r u t a l n e g o traktowania jego osoby. Znosił więc dzielnie dyskomfort, tłumiąc kolejne syki wywołane pieczeniem rany i odmierzał w myślach kolejne sekundy, zastanawiając się, kiedy nieprzyjemna tortura dobiegnie końca.
- Ma pani w zwyczaju szlachtować biednych szlachciców, czy jestem pierwszym doświadczalnym przypadkiem? - zapytał, próbując przerwać ciszę, która zapadała pomiędzy kolejnymi czynnościami wykonywanymi przez dziewczynę. Zdezynfekowała i oczyściła ranę, ścierając również krew ze skóry wokół niej; małe zaschnięte strupki zniknęły, a jedynym dowodem skaleczenia była czerwona pręga ciągnąca się wzdłuż ramienia. Przyjrzał się Lilith dokładniej, gdy ta z zawziętym wyrazem twarzy zakładała mu prowizoryczny opatrunek, by rana się nie zabrudziła, a krwawienie nie przybrało na sile.
Z bliska wydawała się mu jeszcze młodsza niż w rzeczywistości, a jej lekko zarumienione policzki dodawały jej uroku, którego i bez tego nie potrafił jej odmówić. Rumieńce pojawiły się z powodu nietypowej sytuacji, w której przyszło mu opatrywać półnagiego mężczyznę, czy były wynikiem wyłącznie podejmowanych działań i skupienia, jakiego wymagało opatrzenie rany? Oparł się na łokciu po drugiej stronie fotela, chcąc odciążyć zranione ramię.
- Zatem czego sobie pani życzy, panno Greengrass? Postaram się spełnić każde pani pragnienie - obiecał nieco dwuznacznie, obserwując z lekkim uśmiechem, jak dziewczyna gramoli się z kolan, a potem siada na bezpiecznej sofie. Nie miał jej niczego za złe; jakby nie patrzeć, sam był sobie winien, rzucając na wernisażu komentarz o pojedynkach, a potem z radością przyjmując wyzwanie, jakie postawiła przed nim panna Greengrass, nie mówiąc już o beztrosce, z jaką podszedł do dzisiejszego pojedynku. Tak, ma za swoje, a pieczenie w ramieniu, które nie chciało całkowicie ustąpić, lecz jedynie jakby przygasło, nie pozwalało mu o tym zapomnieć.
Przechylił się nieco, sięgając po butelkę szkockiej, którą zostawiła na stoliku Lilith i nalał sobie nieco do szklanki. Brzdęk szkła o szkło wyrwał go z chwilowego rozpaczania nad sobą samym i użalania się nad ogromnym cierpieniem, którego właśnie doświadczał (głupku, ciesz się, że nie rodzisz). - Nalać pani? Czy mam zaproponować jakieś lekkie wino? - zapytał, zamierając z butelką tuż nad drugą szklanką. Dotychczas jedyną kobietą, z którą siedział w tym samym salonie i pił tę samą szkocką, była Rita. A Rita nie należała zdecydowanie do dam pokroju panny Greengrass, która mogła się poczuć cokolwiek urażona propozycją picia typowo męskiego alkoholu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]29.02.16 14:05
Zaśmiałam się cicho, kręcąc przy przy tym przecząco głową. Co właściwie miałam mu powiedzieć, że w wolnym czasie lubię ucierać nosa nadętym szlachcicom? Niby prawda, jednak zazwyczaj robię to słownie, raniąc jedynie czyjąś dumę a nie ciało. Poza tym, z tego co udało mi się zaobserwować, Colin był inny, nie należał raczej do tej bandy dupków z za wysokim mniemaniem o sobie. W tym przypadku więc chodziło o coś zupełnie innego, nie zrobił przecież nic za co chciałaby się odegrać, udowadniać chyba też mu niczego nie miała.. Wychodziło na to, że po prostu była to czysta rozrywka i swego rodzaju radość, że ktoś potraktował mnie jak człowieka a nie element ozdoby.
- Jest Pan pierwszym przypadkiem, co właściwie sprawia, że powinien się Pan czuć wyróżniony. Zazwyczaj pastwię się nad szlachcicami słownie... Szczerze mówiąc, podejrzewam, że brakuje im odwagi by zmierzyć się ze mną w jakiejkolwiek inny sposób. - Powiedziałam w końcu posyłając mu uśmiech. To nie tak, że byłam naburmuszoną dziewczyną, wielce nieszczęśliwą ze swojego pochodzenia, wojującą z każdym ze swojego otoczenia; po prostu denerwował mnie fakt że ktoś z góry narzucił nam schemat życia, zachowania i poglądów a większość poszła za tym jak potulne baranki. Cóż, tak jest zdecydowanie łatwiej. Tak czy siak, nie mogłam narzekać, prawdopodobnie miałam dużo szczęścia rodząc się Greengrassem, w jakimś innym rodzie już dawno by mnie sprzedali albo wydziedziczyli. Swoją drogą zawsze bawiło mnie to skreślanie z drzewa genealogicznego. Że też jakieś głupie zasady może przełożyć ponad uczucia.
Słowa mężczyzny wyrwały mnie z morza myśli, w którym za pewne za chwilę bym utonęła. Każde moje pragnienie powtórzyłam w myślach jak echo, zastanawiając się czego mogłabym od niego żądać ale nic konkretnego nie przychodziło mi do głowy.
- Szczerze mówiąc, nic szczególnego nie przychodzi mi teraz do głowy, musi mi Pan dać chwilę do namysłu. - Wyznałam całkiem szczerze, zawieszając swój wzrok na jego twarzy. - A Pan? Czego by pan chciał gdyby wygrał? - Spytałam, uśmiechając się lekko. Byłam ciekawa, tyle razy powtarzał, że chciałby odebrać swoją nagrodę, czyli musiał mieć coś konkretnego na myśli, dobrze wiedzieć czego chce. Teraz tylko pytanie, czy odważy mi się wyjawić prawdę.
Kiedy Colin zatrzymał butelkę nad drugą szklanką, chwilę się wahałam. Nie wiedziałam już w końcu jak mam się przy nim zachowywać, z jednej strony ucieka ode mnie za szepnięcie a z drugiej sam rzuca mi bardzo dwuznaczne wypowiedzi i spojrzenia. Miałam więc mały problem, pozostać w jego oczach małym pogromcą etykiety z whisky w dłoni czy pokazać się z nieco łagodniejszej strony, choć nie oszukując nikogo mój temperament nie bardzo pozwalał mi granie grzecznej i ułożonej. Właściwie z Caesarem nie miałam aż takich problemów ale też nasza relacja była inna, prosta, jasno określona, nigdy nie traktował mnie z pobłażliwością, raczej stawiał na równi z sobą. A tutaj? Nie jestem pewna, czy chciałabym robić za jednego z jego kolegów; coś w nim było, coś co mnie przyciągało i sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać nad własnym zachowaniem.
- Może Pan nalać. - Rzuciłam w końcu, zupełnie tak jakby właśnie częstował mnie herbatą. - Rozumiem, że pijemy za moje zwycięstwo. - Dodałam posyłając mu łobuzerski uśmiech. Chyba przyda mi się coś mocniejszego, skoro takie myśli krążą mi po głowie i na Merlina! Niech on się w końcu ubierze bo słowo daję, że nie dam rady wytrzymać z nim w jednym pomieszczeniu. Jak u diabła miałabym się skupić na czymkolwiek innym a szczególnie na rozmowie, skoro paradował tylko w spodniach i to bez większego skrępowania jak widzę. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy on nie robi tego specjalnie. Jego zachowanie dzisiaj było zupełnie inne, jakby przejął pałeczkę i jednak to on chciał dominować, spychając mnie na krawędzi mojego zawstydzenia.
Postanowiłam grać jak najlepiej umiem, choć pewnie mój wzrok i kolor policzków, które wciąż pokryte były lekkim rumieńcem, zdradzały mnie całkowicie.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Salon [odnośnik]03.03.16 18:46
Czy powinien czuć się skrępowany, siedząc bez koszuli w towarzystwie damy, w towarzystwie szlachcianki, w towarzystwie kobiety, którą - bądź co bądź - znał przecież zaledwie kilka dni; a jakby nie patrząc, zaledwie wręcz kilka godzin, które przelotnie minęły im w czasie dwóch krótkich spotkań. Oczywistym jest, że przywykł do sytuacji podobnych, siedząc wespół z inną panną lub nie-panną i konwersując z nią na tematy cokolwiek niepolityczne i niepogodowe, jednakże w tamtych przypadkach i atmosfera i tło tychże rozmów były zupełnie inne. Colin nawet w najbardziej odważnych myślach nie posunąłby się teraz do wizji, w której Lilith mogłaby zająć miejsce tamtych kobiet; raz, że był wciąż otumaniony niegasnącym uczuciem do Rosalie, które kazało mu wypchnąć myśli o jakichkolwiek innych kobietach (z małym wyjątkiem, na który - na usprawiedliwienie Colina trzeba rzecz - wpływ miała jednak pokaźna ilość alkoholu), a dwa, że stawianie w takiej sytuacji szlachcianki godziło w dobre wychowanie Colina. Młode arystokratki należało traktować z odpowiednim do ich statusu szacunkiem, właściwie adorować, a dopuszczenie się do małego flirtu podlegało ściśle określonym regułom. W których raczej nie było miejsca na siedzenie w stanie półnagim przed niewinną niewiastą. Niestety w zasięgu wzroku nie było ani jednego skrzata, a Colin bał się, że wychodząc na chwilę do sypialni, by przebrać się w coś niezbroczonego krwią, zepsuje całą atmosferę dzisiejszego spotkania.
No i trzeba jasno powiedzieć, że bawiło go odrobinę wprawianie panny Greengrass w stan wyraźnego zakłopotania.
- Mężczyźni z reguły lękają się kobiet, które wykazują się taką zuchwałością, by rzucać im wyzwanie - powiedział z lekkim uśmiechem, przechylając butelkę nad szklanką i nalewając do niej szkockiej. - To godzi w nasze wyobrażenie waszej delikatnej natury kwiatu, którym można się opiekować i nad nim czuwać, ale absolutnie nie można go zrywać. Oczywiście kwiatu bez kolców - dodał zaraz tonem wyjaśnienia, przesuwając w stronę dziewczyny szklankę w alkoholem. - Nikt nie lubi róż, którymi można się zadrapać. Ale pani, pozwolę sobie na takie porównanie, nie przypomina róży. Raczej... rosiczkę - zakończył już wyraźnie rozbawionym tonem, unosząc swoją szklankę do ust i przytykając usta do szkła, by upić niewielki, rozgrzewający łyk. Potrzebował zbawiennego alkoholu nie tylko po to, aby się ogrzać; zaschło mu też w gardle, gdy uświadomił sobie, że ta sama panna, która siedzi grzecznie obok i wydaje się dość skonfundowana całą sytuacją (chociaż miał nadzieję, że chodziło po prostu o jego wspaniałe bicepsy), kilka dni temu całkiem otwarcie i całkiem bezczelnie z nim flirtowała, wprawiając go w stan - delikatnie mówiąc - skrępowania. Dzisiaj jednak wyglądało na to, że role się odwróciły, a to Colinowi odpowiadało zdecydowanie bardziej.
- Panno Greengrass - powiedział miękko, zniżając głos niemalże do czułego szeptu. Z czystej przekory i ciekawości podszytych lekką złośliwością, by sprawić dziewczynę w zakłopotanie i obserwować, jak rumieńce powoli kwitną na jej twarzy. - Panno Greengrass, mimo całej swojej sympatii do pani jestem zbyt p r u d e r y j n y, aby wypowiedzieć na głos swoje życzenie - położył szklankę na oparciu swojego fotela i, trzymając ją ledwie co palcami, obrysował kciukiem jej wierzch, zataczając kilka kółek. Jednocześnie nie spuszczał z niej wzroku, nie odwracał go ani na chwilę, by nie ominąć tej jednej jedynek sekundy, w której twarz Lilith zmieni się niepostrzeżenie i jej hardość i pewność siebie znikną, ustępując miejsca kobiecemu speszeniu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Salon [odnośnik]04.03.16 3:25
Colin najwyraźniej nie miał problemu z wyborem jakiego dokonałam a przynajmniej tak mogłam wywnioskować po jego niewzruszonej minie z jaką napełniał szklankę dwudziestoletnią szkocką.
- Dziękuję. - Rzuciłam, bez większych emocji  w głosie, skupiając się na słowach jakie właśnie padały z jego ust pod moim adresem. Szczerze mówiąc nawet brak jego koszuli nie był w stanie jakkolwiek mnie rozproszyć. Nie chodziło mi tutaj o ten pięknie udekorowany początek jego wypowiedzi lecz o samą końcówkę, która delikatnie mówiąc wprawiła mnie w niemałe osłupienie. Słyszałam w życiu wiele słów, zdań, całych wypowiedzi. Pod adresem samych autorów, swoim lub innych ludzi. Taką samą ilość komplementów co i obelg, gdzie te drugie oczywiście ubrane były w kolorowe piórka, co by nie zgorszyć samego wypowiadającego. Ale muszę przyznać, że czegoś takiego, jeszcze moje uszy nie słyszały. Wszak nikt jeszcze nie próbował porównać ani nie porównał mnie do... rosiczki. Zakłopotanie prawdopodobnie bardzo wyraźnie malowało się już na mojej twarzy, to też dosyć szybkim ruchem upiłam ze szklanki, spory łyk ognistej, nie kryjąc grymasu, wywołanego ostrością ów alkoholu. Nie miałam pojęcia z której strony powinnam to ugryźć.
- Rosiczka? - Wydusiłam słabo, mrugając przy tym kilkakrotnie, ciągle bowiem czułam skutki swojej łapczywości. Próbowałam zachować normalny wyraz twarzy a przynajmniej względnie normalny. Nie skrzywić się, nie zmarszczyć, nie posłać mu dziwnego spojrzenia. Jednak dalej nie miałam pojęcia co tak właściwie porównanie to miało znaczyć. Poczułam jak robi mi się cieplej i to nie koniecznie od wlanego w siebie alkoholu. Na Merlina, on mnie obraża czy komplementuje? Wszystko to, cała moja wewnętrzna walka(?) trwała zalewie chwilę, choć ja  miałam wrażenie, ze czas zwolnił nieubłaganie, stawiając mnie w niezręcznej sytuacji. Opcje były dwie. Albo potraktuję jego komentarz z dystansem, założę, że nie miał on na celu urażenia mnie w żaden sposób i spróbuję jakoś to przełknąć albo obrażę się, jakbym nadal miała piętnaście lat i wyjdę. Analizując to, druga opcja brzmiała dość niemrawo, postanowiłam więc postawić na pierwszą.
- Mam nadzieję, że to... porównanie, to komplement. - Rzuciłam w końcu, wbijając swoje brązowe tęczówki w Colina. Sama byłam zdziwiona faktem jak lekko i płynnie, słowa te wypłynęły z moich ust. Pozwoliłam sobie nawet na uprzejmy uśmiech w stronę NADAL półnagiego mężczyzny, na powrót rozpraszającego moje myśli. Jednak nie wypadało mi, sugerować mu czegokolwiek, w końcu był u siebie. Z drugiej strony mogłam go upomnieć, kazać mu coś na siebie nałożyć i zgrywać cnotliwą osóbkę, zgorszoną jego zachowaniem. Problem w tym, że wcale nie byłam zgorszona. Ba! Podobał mi się widok, znajdujący się przed moimi oczami... tylko za nic w świecie nie mogłam się skupić a i czułam, że mój wzrok ucieka tam gdzie nie powinien.  Nie miałam pojęcia dlaczego czuję się taka... zawstydzona? Czy to dobre słowo? Chyba, bo jak inaczej wyjaśnić to dziwne uczucie, powodujące skurcz żołądka. Merlinie, przecież Ty się nie wstydzisz Greengrass. Głos w mojej głowie wcale mi nie pomagał. Może gdybym tylko znajdowała się gdzie indziej a nie u niego na kanapie, w jego domu, na jego terytorium, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. A tak? To on tu jest Panem. Zapewne też tak się czuje, pewnie, panuje nad sytuacją.
- Wystarczy! - Rzuciłam podnosząc się gwałtownie z kanapy a szklankę z alkoholem odkładając na stół. - Nie wytrzymam tak dłużej. Nie jestem w stanie się skupić -  Ani normalnie myśleć. - Czy mógłby Pan coś na siebie ubrać? - Spytała nerwowo. Mój ton zahaczał wręcz o nakazującą nutę. Może to zbyt śmiałe słowa ale nawet alkohol nie był w stanie sprawić bym się przemogła i przyzwyczaiła do tego widoku, jeśli już to kolejne jego dawki, mogły tylko zaostrzyć całą sytuację. Patrzyłam na niego wyczekująco, mając nadzieję, że zrozumie, że mnie posłucha. Ale jego wzrok, tak błędnie krążący po mojej osobie, nie wróżył niczego takiego. Robił to specjalnie, z premedytacją, chciał żebym za chwilę spłonęła ze wstydu i zakłopotania. I jeszcze ta wzmianka o pruderyjności...
Wyglądało na to, że dzisiejszy wieczór należał do Colina.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach