Wydarzenia


Ekipa forum
Taras
AutorWiadomość
Taras [odnośnik]22.04.18 16:04
First topic message reminder :

Taras

Taras Corbenic Castle wychodzi wprost w morze. Jego głównym zadaniem jest umożliwienie obserwowania wypływających w morze żaglowców. Zbudowany z jasnego kamienia odcina się od ciemnych murów zamku. Specjalnie dobudowane doń schody pozwalają zejść do morza, w którym zażywać można jeszcze kąpieli. W rzeczywistości okoliczne wody chronione przed mugolami i ich wzrokiem stanowią rodowe kąpielisko.
Taras nieosłonięty jest przed wiatrem, pozostawiony w stanie surowym, stoją na nim pojedyncze fotele pozwalające na rozkoszowanie się pogodą i szumem fal.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Taras [odnośnik]13.04.22 23:12
Prace nad zabezpieczeniem cieśniny trwały już od pewnego czasu. Ciągle jednak stanowiły one ułamek zadań do realizacji, Mathieu wiedział coś o tym, w końcu sam brał w nich udział. Zawsze będzie coś, co można zrobić ponad, co można zrobić więcej. Był nastawiony na te działania – po powrocie do domu miał wraz z Tristanem ruszyć na spotkanie w Dover. Ciągle było coś do zrobienia, a najbliższe miesiące z pewnością będą kluczowe i będą musieli działać nieco intensywniej. Teraz przynajmniej nie był takim laikiem, który o statkach wiedział jedynie tyle, że w jakiś sposób unoszą się na wodzie. Jeśli miał rozmawiać z ludźmi na temat pływania statkami po otwartej wodzie, wypadało, aby miał o tym jakiekolwiek pojęcie.
- Jutro ruszam z Tristanem do przystani. Mam nadzieję, że spotkanie przebiegnie pomyślnie. Twoje również. – powiedział poważnie. Każde działanie było czynnikiem, które zbliżało lub oddalało od osiągnięcia celu. Rosier był przygotowany na jutrzejsze spotkanie, przynajmniej taką miał nadzieję. Całokształt ich działań z pewnością przyczyni się do ogromnego sukcesu, wierzył w powodzenie, nie chciał zakładać innych możliwości.
Śmiałe plany, które poczynił Mathieu i powoli wdrażał w życie były jednocześnie marzeniami o pozostawieniu czegoś po sobie na tym świecie. Czegoś, co nie będzie należało do nikogo innego – tylko do niego. Wiele lat ukrywał się w cieniu, unikając rozgłosu i zbiegowisk. Kto jak kto, ale Manny na pewno doskonale pamiętał jak wycofany był Mathieu i jak unikał towarzystwa. Tamtego człowieka już nie było. Nabrał pewności siebie, dystansu, zrozumienia, zmienił się diametralnie – pogodzenie się z tymi zmianami było chyba najgorsze. Ta wyprawa również otworzyła mu oczy, czasem drobnostki, które umykały nam każdego dnia, nagle okazują się ważnymi kwestiami, które miały znacznie.
Spodziewał się, że Manny podzieli się kilkoma szczegółami na temat Fernsby’ego. Mathieu zadumał się na moment i patrząc w dal przypomniał sobie jeszcze jeden szczegół związany z tym człowiekiem, podczas jednego z pierwszych spotkań kazał pozdrowić Dianę. Kim był ten człowiek i dlaczego wygadywał takie bzdury. – Z ciekawości. Powiedział coś dziwnego, ale… – machnął ręką, dopijając alkohol do dna. Opowiadał niestworzone historie jakoby miał być jego bratem, mężczyzna na Tortudze pomylił ich dwóch, dziwny zbieg okoliczności. Nie sądził jednak, żeby Manny mógł mu jakoś pomóc w tej sytuacji. – Długa historia i bez większego znaczenia. – dorzucił, uciekają od tematu. – Niebawem będę ruszał w drogę. Marzę o powrocie do Chateau Rose. – dodał z lekkim uśmiechem, stukając palcami o brzeg szklanki. - Jeśli będziesz potrzebował wsparcia, tutaj w Norfolk, daj znać. - mruknął jeszcze. Musieli się wspierać, to jedyna słuszna droga, jaką mogli podążać.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Taras [odnośnik]13.04.22 23:52
Chętnie posłucham później o szczegółach waszych pertraktacji – wspomniał, kiwając krótko głową; sytuacja w angielskich portach żywo go interesowała, zwłaszcza, odkąd dowiedział się, ilu uciekinierów opuszczało kraj na pokładach wypływających z nich statków – również tych, które każdego dnia dobijały do Cromer. Przeprowadzenie gruntownych czystek znajdowało się wysoko na liście jego priorytetów, póki co nie miał jednak okazji wcielić planów w życie, gdyż jego uwaga skupiła się na sąsiednim hrabstwie. Suffolk pozostawało pogrążone w chaosie – opanowane przez samozwańcze grupy rebeliantów i mugoli, stanowiło bezpośrednie zagrożenie dla graniczących z nim ziem Traversów; zaprowadzenie tam porządku wydawało się pilne, naglące, zresztą: wyglądało na to, że nie tylko on podzielał ten pogląd.
Dziwnego? – podjął, gestem zachęcając Mathieu, żeby mówił dalej; zastawiając się, co takiego mogło sprawić, że kuzyn obdarzył jednego z pływających pod ich banderą żeglarzy specjalnym zainteresowaniem. Zmarszczył brwi, spoglądając na czarodzieja wyczekująco, w myślach odnotowując, by przy następnym spotkaniu przyjrzeć się Fernsby’emu uważniej; póki co kojarzył wyłącznie nazwisko, nie potrafiąc jednak przypisać go nawet do konkretnej twarzy. Nie było go w kraju zbyt długo – rotacje pomiędzy pływającą na ich okrętach załogą go ominęły, sprawiając, że większość marynarzy była mu obca. – Z mojego doświadczenia wynika, że te długie historie bywają tymi najbardziej interesującymi – dodał, licząc na to, że Mathieu powie nieco więcej – ale gdy wspomniał o rychłym powrocie do Chateau Rose, Manannan skinął jedynie głową, w ślad za kuzynem przechylając do dna wypełnioną rumem szklankę. – Marzysz? Sądziłem, że ciągnie cię do morza – zauważył żartobliwie, pozwalając sobie na lekki przytyk i parafrazując wcześniejsze słowa Rosiera. Nie zatrzymywał go jednak, zdając sobie sprawę, że z pewnością wzywały go pilniejsze obowiązki, niż przyjacielska rozmowa w murach zamku. – Przekaż w takim razie moje pozdrowienia Tristanowi i Evandrze – poprosił, opierając ramiona na podłokietnikach, żeby następnie podnieść się z wygodnego krzesła; nie miał zamiaru zostawać tu samotnie, planując zamiast tego odprowadzić Mathieu aż do prowadzącego na brzeg mostu. – Z pewnością zwrócę się do ciebie w tej sprawie – nasze granice zbyt długo pozostawały bez ochrony – przytaknął, odstawiając na blat opróżnioną szklankę.

| zt x2




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Taras [odnośnik]25.02.23 20:18
9 lipca
Żar wciąż lał się z nieba i trudno było znaleźć miejsce w którym bezlitosne promienie nie smagałyby skóry, narażając na zaczerwienienie lub ― co gorsza ― opalenie, jak u pospolitej chłopki; to byłoby nie do pomyślenia. Było duszno, powietrze wydawało się zastałe i nieświeże; w okolicy brakowało porządnej burzy, bo nocne opady nie przynosiły ulgi, nie oczyszczały powietrza.
Minęło sześć dni odkąd pojawiła się tajemnicza kometa i początkowy strach zaczynał ustępować ciekawości. Corinne była wprawiona w obserwowaniu nieba; w Ludlow posiadała liczne mapy i przyrządy, które umożliwiały jej śledzenie gwiazdozbiorów, a stara wieża warowni nadawała się idealnie do roli stanowiska obserwacyjnego. Po przeprowadzce do Château Rose, po całym zawirowaniu z weselem i nowymi obowiązkami, a potem tym ambarasie z ponurakiem, w końcu znalazła czas na przyjrzenie się tajemniczemu zjawisku przez lunetę, ale pozbawiona swoich przyrządów ― niewiele mogła na temat komety powiedzieć. Wysłała już sowę do ojca, by sprawdził, czy drogocenne mapy nieba i gwiazdozbiorów nie zostały przez pomyłkę wyniesione gdzieś do piwnic, ale póki nie otrzyma od niego odpowiedzi ― była zdana jedynie na własną fantazję, podejrzenia i podręczną lunetę o niewielkim zasięgu.
Dzisiejsza wizyta w Corbenic Castle nie miała związku z kometą ― przynajmniej nie bezpośrednio. Corinne pojawiła się tu bardziej w charakterze towarzyskim, na spotkanie z Melisande. Zależało jej na tej relacji, bowiem była jedną z nielicznych, które udało jej się nawiązać od samego początku swojego pobytu w Château; ponadto, lady Travers zdawała się ją rozumieć i miały parę ciekawych tematów do omówienia. O, chociażby takie magiczne stworzenia. Melisande co prawda nie znała się na trollach, ale Corinne nie znała się na smokach, mogły się więc zawsze wymienić czymś ciekawym. Ponadto, upatrywała w tych wymianach (poza benefitami klasycznie naukowymi) korzyści związanych z budowaniem relacji z mężem. Była wystarczająco uparta i zdeterminowana, by uwierzyć sobie samej w to, że w końcu uda jej się go czymś zaskoczyć.
Pozytywnie, rzecz jasna.
Na miejscu pojawiła się punktualnie, w letniej sukni odkrywającej ramiona; na te narzuciła cienki szal, chcąc chronić skórę przed okropnym słońcem. Włosy pozostawiła rozpuszczone; długie, bardzo jasne, były jej atutem, wizytówką. Lubiła się nimi chwalić i zbierać komplementy, choć nie lubiła się do tego przyznawać.
Drobnymi krokami podążyła za służącym, przy okazji rozglądając się ciekawsko po budowli. Niewiele dało się zobaczyć przy tak szybkim tempie, jakie jej narzucił, ale w głębi ducha Corinne liczyła na to, że to nie będzie jej ostatnia wizyta w tym przybytku i znajdzie jeszcze okazję na obejrzenie go dokładniej. Służący ― wyglądał na jakieś czterdzieści lat, minę miał dziwnie surową ― zaprowadził ją na taras. Już od schodów czuła wszechobecny zapach morza, słyszała łopotanie tkaniny; przyjemny wiatr ciągnął od strony wielkiej wody, przyjemnie chłodząc skórę. Lady Travers już tam na nią czekała, pod rozciągniętym baldachimem chroniącym dodatkowo przed uporczywym słońcem.
Melisande ― powitała ją z uśmiechem; miękkim i łagodnym, niewinnym. ― Dobrze cię znowu widzieć, choć przecież rozłąka wcale nie trwała zbyt długo. Jak się masz? ― Przełknęła ślinę, nieco nerwowo zerknęła w górę, ale tkanina oddzielała je od dziwnej komety. ― Czy i tobie przytrafiły się ostatnio jakieś straszne historie? [bylobrzydkobedzieladnie]


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras - Page 3 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Taras [odnośnik]26.02.23 15:25
Zasiadła w fotelu ustawionym w stronę morza. Przed piekącym słońcem chronił ją rozstawiony materiał, a fale uderzające miarowo o ginące w nim schody co jakiś czas pruszyły kroplami, którymi wiatr poruszał w jej kierunku przynosząc przyjemny chłód. Lubiła zapach morza. Przypominał jej dom. Uroczysko, na którym spędziła wiele czasu. Lubiła też morze kojarzyło jej się z Tristanem, któremu zawsze przypisywała żywioł wody zdolny zgasić ogień, ale i w swoim dążeniu do celu wydrążyć skałę. Był bezkresny i o równie wielkim potencjale. Znała jego siłę bardzo dobrze, dorastała obok w pragnieniu, by być taka jak on. Widziała na własne oczy jak pokonuje kolejne skały pojawiające się na jego drodze. Był też jej pewnością, jak morze, które mogła zobaczyć każdego ranka. Niezmienne, stałe w swoim własnym, swoistym ruchu.
Ostatnie dni były trudne. Dni, sama ta myśl mimowolnie wykrzywiła jej usta. Miesiące, pojawiająca się na niebie kometa była jeno kroplą w morzu wszystkiego, co trapiło samą Melisande. Postawiony sobie cel nie ruszał się wcale do przodu, a zaplanowany czas kurczył się powoli każdego dnia wrzucając ją w niewygodną niepewność.
Nie potrafiła zrozumieć.
Pozostawił ją samą sobie. Czuła to wyraźnie, choć nie wiedziała dlaczego. Tak po prostu? Znudziła go? Nie, wydawało jej się, że udało jej się ściągnąć jego uwagę na tyle, by chciał choć wiedzieć kim jest, nim podejmie ostateczną decyzję. A obowiązek, który kazał mu wziąć ją za żonę, nadal winien obligować go, by choć wypełnił powierzone mu zadanie. Ale nie robił tego. A ona zbyt urażona tym, jakim był kiedy ostatnim razem próbowała podejść wycofała się całkiem zatapiając w lekturach, chłonęła morze, wybierała księgi z rodowej bilbioteki Traversów, chłonąc świat ich oczami. Nie musiał przy niej bywać, nie musiał nawet z nią, nadal miała drugą część planu do wypełnienia. Ale cieszyło ją, że nie zrezygnowała z rezerwatu pozostając w nim po prostu dłużej. Znajome miejsce do którego nawykła uspokojało ją, pozwoliło zebrać myśli, nie czuć się zwyczajnie obco. Tak samo jak widok i zapach, dlatego podczas dni sączych żar, nawet w obliczu niezrozumiałego zjawiska zasiadała w tym miejscu czytając. Czasem odnajdywała radość w pielęgnacji róż zajmując się z nimi osobicie. Z rozmysłem trafiała na panią matkę, zaskarbując sobie u niej coraz więcej sympatii. Brakowało jej jednak domu. Wiedziała, że zawsze może odwiedzić progi Château Rose, ale to już nie było to samo. Nie do końca, nie dokładnie. Czas stagnacji Mannana trwał zdecydowanie zbyt długo. Wiedziała, że musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Odkryć przyczyny, zmodyfikować plany, podjąć kolejne decyzje. Była różą, była klejnotem, była córą Mahaut. Złapała się na tym, że przez chwilę zamiast czytać, wpatrywała się w morze oddając rozmyślaniom. Dźwięk uderzających o cegłę kroków sprawił że drgnęła, obracając głowę. Grantowa, materiałowa suknia, spinana luźnie klamarami na ramionach czasem falowała poruszana wiatrem. Jej usta przyozdobił uśmiech na widok znajomej twarzy.
- Corinne. - przywitała się zawieszając na niej spojrzenie. - Napijesz się czegoś? - zapytała chwilę później a wraz z jej obok znajdował się już gotów do spełniania zachcianki służący. Machnęła różdżką zamykając księgę, która opadła wdzięcznie na stolik.
- Kwitnąco, jak widać. - odpowiedziała jasnowłosej kobiecie, przekrzywiając odrobinę głowę. Tak przecież być musiało. Obecność Corinne była uprzejma, ale zbyt nikła, przynajmniej na razie, by Melisande otworzyła się bardziej. - Choć nadal zdarza mi się tęsknić za czerwienią. - przyznała żartobliwie, przesuwając spojrzeniem po sukni, którą miała na ramionach. Unosząc wymownie brwi. Odwróciła spojrzenie krótką chwilę na morze, ale jej wzrok wrócił szybciej do rozmówczyni. - I mnie? - zapytała rozwierając odrobinę oczy. - Wprowadź mnie, jeśli możesz. Poza niepokojącymi zmianami na niebie żadne strachy nie zburzyły mojego spokoju. Co się stało, Corinne? - chciała wiedzieć, przesunęła się zwracając w jej stronę. Uważne spojrzenie zawieszając na swojej towarzyszce.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]05.03.23 10:13
Morze niosło zapach soli, a ten zdawał się przenikać każdy skrawek ciała, napełniać go dobroczynnym działaniem jodu; uspokajał układ nerwowy, wspomagał pracę układu mięśniowego, zbawiennie działał na pamięć i ― podobno, tego stanowiska wcale nie była taka pewna ― zapobiegał otyłości. Ze względu na wciąż powracające problemy na tle psychicznym, może powinna spędzać przy morzu więcej czasu, wedle ksiąg zbawienne działanie jodu niosło się do mniej-więcej trzystu metrów od brzegu.
Corinne wychyliła się nieco przez kamienną barierę tarasu, spojrzała w dół, na fale łagodnie obmywające jasny kamień. Ciekawe czy woda była zimna…
Z chęcią ― potaknęła, przez krótką chwilę wahała się nad wyborem. ― Słodkiego wina ― dopowiedziała, przelotnie upominając siebie samą, byleby nie przesadzić. Nigdy nie miała mocnej głowy. Nawet nie obejrzała się w stronę służby, ale pośpieszne, niknące w szumie fal kroki podpowiedzieły jej, że jej zachcianka zostanie wkrótce spełniona.
Kwitnąco. No tak, przecież ona też miała się kwitnąco. Wszystkie szlachcianki miały się kwitnąco. Corinne uśmiechnęła się, zabębniła palcami o barierkę. Kamień pod palcami był szorstki, chropowaty, jakby nieco zmęczony ciągłą obecnością słonej wody. Jak się prowadziło niezobowiązujące towarzyskie rozmowy? Miała wrażenie, że zapomniała. Że przez ostatni rok zapomniała kim jest, co potrafi i skąd pochodzi.
Tobie zdarza się tęsknić za czerwienią, a mi za Ludlow i jego małymi oknami ― zażartowała lekko, nawiązując do swojej niezapomnianej dyskusji z Tristanem na temat okien i klamek. Po chwili namysłu zsunęła szal z ramion, odetchnęła głębiej morskim powietrzem. Teraz, z perspektywy tych paru dni, wydawało jej się to nawet zabawne. ― Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to normalne ― kontynuowała, zapatrzona gdzieś na linię horyzontu zlewającą się wraz z błękitem morza ― zamieniłyśmy całe dotychczasowe życie na coś nowego.
Wróciła spojrzeniem do Melisande, uniosła przelotnie brew, jakby zaskoczona tym, że żaden strach nie zburzył jej spokoju, tak jak to miało miejsce w przypadku jej i Evandry. Przez krótki moment poczuła z tego powodu ukłucie zazdrości, ale zaraz zniknęło, przytłoczone uczuciem ulgi. Choć jednej z nich oszczędzono zmartwień i przykrych niespodzianek.
Ach-h ― fuknęła, nie wiedząc, czy jest zła na kometę, ponuraka, siebie, niekorzystny układ gwiazd na niebie, czy niedostateczną ilość cytrynowych ciastek, które pozwoliła sobie zjeść na podwieczorek. ― Niemalże tydzień temu, w dniu pojawienia się komety, miałyśmy z Evandrą nieco przygód ― zaczęła opowiadać nieco ściszonym głosem; nerwowo pociągnęła za pasmo jasnych włosów. ― Dwa razy stłukłam przedmiot i dwa razy rozbił się na równe trzynaście kawałków. Wszyscy tej nocy spali gorzej, służba pracowała wolniej niż ślimaki raczące się kapustą, a na domiar złego, trzeba było podjąć paru dalszych krewnych. Kiedy już wydawać by się mogło, że kryzys zażegnany, z obrazu zniknął ten nadęty rycerz, pewnie wiesz który, a zastąpił go ponurak. Najprawdziwszy, okropny, paskudny ponurak. O, no i na płótnie wykwitło drugie słońce, jakby dziwów było mało. ― Westchnęła; wprawnym ruchem odrzuciła włosy na plecy. ― I wtedy pojawiła się kometa, dokładnie w tym samym momencie. Parę zaniepokojonych znajomych napisało do mnie, bo i im przytrafiły się nieszczególnie miłe niespodzianki, stąd zaczęło mnie zastanawiać, czy może ciebie też spotkało coś podobnego. ― Corinne przygryzła wewnętrzną stronę policzka, przez chwilę się nad czymś wahała, ale ostatecznie sięgnęła po dłoń Melisande, uścisnęła ją lekko i złożyła wargi do eleganckiego uśmiechu. ― Ale cieszę się, że los poskąpił ci podobnych atrakcji.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras - Page 3 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Taras [odnośnik]21.03.23 23:48
Lubiła morze. Kojarzyło jej się ze stałością - mimo swojej własnej zmienności. Lubiła słony zapach bryzy wdzierający się w nozdrza i uspokajający szum fal, które obmywały wyspę i wkomponowane w nie mury. Wbrew temu, że nadal czuła się to obco, jednocześnie czuła się tu dobrze. Bo morze, było żywiołem, który ukochała sobie mocno. Jej frustracja miała źródło gdzie indziej. Nawet nie w zaplanowanym dla niej małżeństwie - a jej własnym małżonku. Kiedy po raz pierwszy spotkała Traversa czuła wiele niepokojąco skrajnych emocji, ale przez chwilę - jeden krótki ułamek sekundy - jej myśli przebiegła teza, że może przy nim, nie zajdzie kurzem a jej świat nie pokryje się nudą. Teraz jednak, odłożona na półkę niczym nieciekawa księga nie wiedziała nawet, dlaczego naiwnie sądziła, że może być inaczej. Choć jeszcze nie poddała walki, po spotkaniu z Deirdre jej plan nabierał coraz wyraźniejszych kształtów. Zamierzała stanąć z nim w szranki, poprowadzić wybraną drogą, nadal jednak brakowało jej pomysłu na odpowiednie rozpoczęcie przedsięwzięcia.
- Dla mnie też, Anitho. - rzuciła jeszcze za służką, która kierowała już kroki w stronę zamku. Machnięciem różdżki zamknęła księgę, którą studiowała. Zawierała zbiór celtyckich wierzeń i bóstw. Odłożyła ją na niewielki stolik spoglądając ku jasnowłosej kobiecie, zaplatając dłonie na kolanach skrytych pod granatowym kolorem mórz.
- Każde serce rwie do czegoś. - zgodziła się a łagodny uśmiech wszedł na jej wargi. Z zainteresowaniem obserwowała kolejne poczynania Corinne, przekrzywiając odrobinę głowę. Patrząc jak poruszany wiatrem szal opada z jej ramion, jak wypowiada kolejne słowa spoglądając na horyzont roztoczony przed nimi. Sama przesunęła na niego tęczówki opierając się wygodniej w krześle. - To normalne. - zgodziła się potakując krótko głowo. - Spędziłyśmy całe życie - ja w swoich czerwieniach a ty w zamku o małych oknach. Z drugiej strony, od początku widziałyśmy że przyjdzie nam je porzucić. Coś cię trapi, Corinne? - zapytała, pierwsza przełamując schemat metafor i westchnień za czymś, czego nie dało się odzyskać. Zmieniła nazwisko, ale nie przestała być różą i jej mąż w końcu przekona się, że każda z nich miała kolce. Nie potrzebowała pomocy wszak pochodziła od kobiety, która potrafiła poradzić sobie z mężczyzną. Ona też znajdzie sposób. Jej brwi uniosły się odrobinę, kiedy rozzłoszczone fuknięcie opuściło usta lady Rosier. Przekrzywiła odrobinę głowę z zaciekawieniem. Co prawda pojawienie się komety było sprawą niecodzienną i nową, nie spała tej nocy zbyt lekko śniąc koszmary ale nie nawiedziło ją nic ponad to. Manannan zaś znajdował się tego dnia poza zamkiem. Choć ostatnimi czasy czy znajdował się w nim - czy poza - nie robiło jej żadnej różnicy. Odległy, skupiony na czymś innym, czymś co trzymał poza jej zasięgiem.
- Dokładnie trzynaście? - powtórzyła po niej, unosząc w zaciekawieniu brwi do góry. To był dopiero nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Jedno stłuczenie, mogło być przypadkiem, ale dwa zaczynało być już wyznacznikiem pewnego schematu. - Sir Roger? - zapytała przekrzywiając odrobinę głowę w bok, ale jej kolejne słowa uniosły jeszcze wyżej jej brwi. Pokręciła głową zaskoczona, drugie słońce pojawiające się na płótnie i ponurak zamiast rycerza? Każdy wiedział, czego omenem był ten symbol. Zmrużyła odrobinę brwi. - Komuś jeszcze przyniosła dziwne zdarzenia kometa? - zapytała przesuwając na nią spojrzenie. Marszcząc mocniej brwi. Czy możliwym było, że za wymienione przez świeżo upieczoną lady Rosier odpowiedzialna była właśnie ona, czy był to jedynie… co? Masowy zbieg nieszczęśliwych wypadków? Rozciągnęła wargi w uśmiechu.
- Możliwe, że nawet niebiosa obawiają się wejść mi w drogę. - zaśmiała się, unosząc dłoń, żeby zasłonić nią usta. - Rada jestem jednak, że poza garścią nerwów nie stało się nic tragicznego w skutkach. Anomalie doświadczyły nas wielką stratą. - westchnęła spoglądając przed siebie na horyzont. To podczas ich wybuchu stracili ojca.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]09.04.23 23:39
Trapiło ją tyle rzeczy, że nawet nie wiedziała, od czego może zacząć. Nie były sobie na tyle bliskie, by zwierzała jej się z obaw dotyczących własnego małżeństwa, nie były też na tyle bliskie, by Melisande była jej pierwszym wyborem w poszukiwaniu wsparcia, czy cieplejszego słowa, zrozumienia. Czuła jednak, całkiem podskórnie, podświadomie, że z obecną lady Travers może złapać nić porozumienia, tak jak podczas swojego własnego ślubu sprzed tygodnia. Chciała, tak skrycie, w zaciszu własnego serca, by ta nić porozumienia stała się czymś więcej. Koleżeństwem, może przyjaźnią, kobiecym sojuszem. Corinne była święcie przekonana o tym, że te są nie mniej ważne od tych zawieranych przez poważnych mężczyzn, polityków, wielkich czarodziejów. Już od niepamiętnych czasów przecież tak było ― mężczyźni mieli swoje wojny i sprawki w dusznych salonach pełnych dymu i zapachu drogich trunków; kobiety miały swoje. Nie mniej ważne. Nie mniej istotne.
Dokładnie trzynaście, tak za pierwszym, jak i za drugim razem ― westchnęła, spuszczając wzrok w dół, na fale obmywające szare skały; spokojnie, prawie leniwie. Przez chwilę jej głowę zajęła absurdalna myśl o tym, czy morze także odczuwa zmęczenie tym upałem, tą kometą, tym wszystkim. Czy w tym kojącym szumie nie czai się nieczytelna dla ludzi skarga, którą pojmie dopiero podmuch wiatru lub strudzona żarem ziemia.
Pokręciła głową w odpowiedzi na pytanie Melisande; nie doszły do niej żadne informacje związane z innymi, równie przykrymi wydarzeniami w dniu trzeciego lipca, ale miała w planach zapytać o to parę koleżanek, zasięgnąć języka. Wiedza to władza, jak czasem mówił jej drogi pan ojciec, a ona ― również czasem ― brała to aż za bardzo do siebie.
Odwzajemniła uśmiech Melisande ― był chyba zaraźliwy ― i z lekkim ukłuciem zazdrości uznała, że chciałaby być tak… tak inna, by i jej niebiosa nie odważyły się wejść w drogę. Póki co, czuła się jak rozmiękła klucha i bardzo jej się to nie podobało; nie przypominała samej siebie sprzed roku, sprzed dwóch.
Mam nadzieję, że faktycznie ponurak, stłuczona filiżanka i ta dziwna kometa nie niosą za sobą nic szczególnego. Chociaż, kto wie ― westchnęła. ― Ktoś mądry powiedział kiedyś: “spodziewaj się niespodziewanego” i chyba przyjmę tę maksymę za swoją. Wtedy będę gotowa na każde okropieństwo.
A przynajmniej na znakomitą większość.
Rozmowa na moment utonęła w szumie fal i pojedynczych krzykach mew; pojawiła się także służąca z tacą i wypełnionymi winem kielichami. Ustawiła je na stoliku bezszelestnie i zwinnie, tak, że Corinne prawie przeoczyła jej obecność. Płynnym ruchem sięgnęła po naczynie i pociągnęła drobny łyk trunku.
Jak udało ci się wtedy pozbierać? ― zagaiła znów Melisande, odwołując się do straty poniesionej w wyniku anomalii. Sama teraz przechodziła coś podobnego i choć jej matka zmarła w wyniku komplikacji porodowych, to przecież ona, pozostawiona córka, także opłakiwała stratę, także przeżywała swój ból. Czy lady Travers także przez okrągły rok nie potrafiła się pozbierać? Corinne spojrzała na nią spod oka z zaintrygowaniem. Nie, to do niej nie pasowało, zdawała się być zbyt silna, zbyt niezłomna.


Sad to see you go
Was sorta hopin' that you'd stay


Corinne Avery
Corinne Avery
Zawód : arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rumor, humor, huk, harmider
dzikie harce, rozhowory
huczą bory, dzikie stwory
leśne strachy idą w tan
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras - Page 3 UDbNATz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11472-corinne-rosier https://www.morsmordre.net/t11474-piolun#355148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11477-skrytka-bankowa-nr-2505 https://www.morsmordre.net/t11478-corinne-rosier#355348
Re: Taras [odnośnik]20.04.23 1:37
- Trzynaście często kojarzona jest z wszelkiego rodzaju nieszczęściami. - orzekła zamyślając się na krótką chwilę, spoglądając przed siebie. - O ile zawierzać przesądom. - dodała jeszcze unosząc spojrzenie na blondynkę, która znajdowała się obok niej, żeby unieść łagodnie kąciki ust ku górze. - Bardziej zastanawiająca jednak liczba tak dużej ilości odłamków. Skora byłabym pokusić się o stwierdzenie, że przypadki nie bywają aż tak dokładnie. - przesunęła spojrzenie z niej, na kometę, która wisiała na niebie od kilku dni otaczając ich swoim blaskiem. Zmarszczyła lekko brwi w zamyśleniu - skąd się wzięła i jaki był jej cel? Nie wiedziała. Co prawda przeszukała księgi w poszukiwaniu choćby wspomnienia czegokolwiek, albo opisu ciała niebieskiego podobnego do niej, jednak - jak na razie - bez większych sukcesów. Dlatego wypuściła między nie kolejne pytanie ciekawa, czy owe zdarzenie było jedynie jednorazowym wypadkiem - czy może, Corinne wiedziała coś, więcej. A może o kimś więcej. Z większa ilością danych łatwiej było o jakieś konkretniejsze wnioski. A sama Melisande, chętnie zajęłaby swoje myśli na dłużej. Wniosek na razie nasuwał się jeden - jeśli za zdarzenia które opisywała lady Rosier rzeczywiście odpowiadać mogła kometa, to nie oddziaływała ona jednakowo na wszystkich. Co prawda Melisande nie spała ostatnio dobrze - ale większość swojego złego humoru, czy niewyspania niezmiennie składała na barki Manannana - choć główny zainteresowany nie zdawał sobie nawet z tego sprawy. Cóż, szczerze nie spodziewałaby się żadnej większej reakcji - może poza drwiąco uniesionym kącikiem ust ku górze - nawet, gdyby został o tym fakcie poinformowany. Rozminęli się, choć nie była pewna w którym momencie. Czuła jednak wyraźnie tworzącą się pomiędzy nimi pustkę, pogłębiającą się z dnia na dzień. I podskórnie czuła - pchana chyba jedynie intuicją, wszak w temacie małżeństwa nie miała wielu doświadczeń - że musi w końcu zareagować, bo jeśli spóźni się z reakcją znajdą się w miejscu z którego nie będzie dało się już cofnąć. Odsunęła od siebie sylwetkę męża, mając ochotę machnąć ręką, jakby odganiała namolnego owada latającego obok ucha. Zamiast tego jednak wypuściła między nie kilka zdań. Kometa w tej chwili jawiła się może nie jako bardziej interesująca - ale możliwa do zrozumienia. Zmarszczyła odrobinę brwi na kolejne słowa znów zerkając w kierunku komety.
- Ta kometa, moja droga, z pewnością jest czymś szczególnym. - zauważyła ze spokojem, unosząc kielich do malinowych warg. Co do tego jednego, nie miała żadnych wątpliwości. - Trudno jednak ocenić co ze sobą przyniosła, lub przyniesie w przyszłości. - dodała jeszcze przekrzywiając odrobinę głowę, spoglądając na blondynkę obok pozwalając brwią unieść się odrobinę by na padające stwierdzenie mrugnąć z lekkim zdziwieniem, a później pozwolić sobie na krótki śmiech. Pokręciła głową.
- Skora jestem wejść w spór o mądrość owego autora. - odpowiedziała jej z rozciągniętymi w uśmiechu ustami, obracając w palcach trzymany kieliszek. - Nielogiczność aż wydziera się z tych trzech słów złączonych w jedno. - pokręciła lekko głową przenosząc wzrok na horyzont. Spodziewać się niespodziewanego? Cóż za absurdalne stwierdzenie przeczące samo w sobie swojej własnej logiczne. Filozoficzna mrzonka, nierealna do spełnienia przez kogokolwiek - kiedy spojrzeć na to w aspekcie jednostki ludzkiej.
- Pozbierać? - powtórzyła po niej z lżejszą nutą. Zmarszczyła odrobinę brwi przekrzywiając głowę, nie wracając jednak do młodej szlachcianki spojrzeniem. W końcu wypuściła powietrze z warg, wzdychając lekko. - Jestem… pragmatyczką. - orzekła w końcu unosząc kielich do ust, zatapiając malinowe wargi w trunku, który przemknął przez jej gardło. - Śmierć Marie dosadnie pokazała mi, że żywot człowieczy może skończyć się w najmniej spodziewanym momencie. Cóż by mi dało zatopienie się we własnym smutku? - zapytała siedzącej obok kobiety retorycznie, dopiero teraz spoglądając na nią. Jej spojrzenie jednak było inne, cięższe, niosące ciężar duszy, który wraz z zadanym pytaniem wypłynął na wierzch. - Nie zrozum mnie źle, strata mojej siostry i ojca była dotkliwa i mocno osiadła na mojej duszy - zmieniła mnie w jakiś sposób. Ale żadne z nich nie chciałoby bym zatraciła się w tęsknocie za tym, co nie może już powrócić. - uderzyła palcami naprzemiennie o trzymany kielich w dłoni. - Ale jeśli miałabym znaleźć dla siebie sposób to byłby to cel. Wyznaczenie go, a później wytrwałe dążenie ku niemu skutecznie zajmuje i czas i myśli. - odpowiedziała układając w końcu usta w łagodnym uśmiechu. - Masz jakiś… cel? - zapytała przekrzywiając głowę, spoglądając ku niej z zainteresowaniem.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]05.07.23 23:39
marzec - lipiec 1958

Miała czas. Paradoksalnie, przez pozostawienie jej samej sobie, poprzez odsunięcie dalej - a może interesowanie się jedynie na granicach potrzebnych momentów - otrzymała wiele wolnego czasu, który jedynie czekał, by wypełniła go czymś innym. Oczekiwanie zawsze zdawało się Melisande mało produktywne, a znów mijające minuty zbyt cenne, by spływały jej (przynajmniej w większości) na niczym. To nie tak, że nie odnajdywała się w chwilowej leniwej sobocie, czy wieczorze. Że nie potrafiła docenić spokojnego wieczoru na tarasie przy interesującej ją książce czy artykule. Potrafiła w ten sposób wynagradzała się za momenty w których skupiała się aż do granic możliwości rozsupłując kolejne problemy. Jeden, największy zdawał się przez większą część ostatnich miesięcy zwyczajnie nieobecny. Ale nie był jedną rzeczą, o którą musiała zadbać. Zamek zamieszkiwało o wiele więcej jednostek niźli jej mąż - a jeszcze więcej w nim pracowało. Kolejne służki, kucharki, wszyscy, którzy zajmowali się terenem i włościami których teraz, była panią. Dlatego ze spokojem poznawała ich powoli. Ale to nadal nie było jeszcze dostatecznie dużo. Bo przecież, jej władza - ich władza - sięgała zdecydowanie poza mury Corbenic Castle. Więc i ona musiała swoje stopy tam postawić. Zaznaczyć swoją obecność, pozwolić poznać się ludziom, którzy zamieszkiwali tereny, teraz już, należące i do niej. Więc i tam zaczęła objawiać swoją obecność i hojność. Niezmiennie w towarzystwie Anithy i czarodzieja, który miał zadbać o jej bezpieczeństwo. Zaznajamiała się z tym jakie straty przyniosła wojna tutaj, czego brakowało, które luki należało wypełnić. Choć pozornie, prowadziła przeważnie uprzejme rozmowy, zwiedzała, oglądała lokalne towary raz na jakiś czas któryś zakupując. Nie potrzebowała ich. Ale nie po to zabierała je ze sobą, dziękując z pięknym zadowolonym uśmiechem. Ludzie powoli zaczynali się otwierać, czasem nawet zwierzać, czasem wręczając opowieści o które nawet nie musiała prosić. I mimo tego wszystkiego, czego się podjęła, godząc to z pojawianiem się w rezerwacie, wypełnianiem własnych obowiązków nadal znajdowała czas, który mogłaby wykorzystać. Co przeważnie, napełniało ją rozdrażnieniem. Tylko że ono, nie było produktywne. Dlatego odsuwała je dalej z uporem i pozornym spokojem zasiadając do ksiąg z rodowej biblioteki. Najpierw zgłębiając się w historię samych Traversów - dokładniej jeszcze niż wcześniej, przecież - musiała być gotowa. Bardziej rozległe, dokładniejsze legendy na których stały ich wartości. Kroniki - żeby nic nie mogło jej zaszkodzi. Księgi spisane kogoś ich pióra. Nadrabiała, przypominała sobie wszystko. Musiała być gotowa - bo odpowiednie przygotowanie znacząco niwelowało możliwość potknięcia. A ona, nie zamierzała więcej się potykać - zahaczenie stopą o wystający głaz, mogło doprowadzić do upadku. Upadła już raz, boleśnie, czując piekące znamiona wstydu i upokorzenia. Winy, która winna zostać dzielona na dwoje a ostatecznie pozostała z nią sama. Ale nie zamierzała się poddać. Słowa, które wypowiedziała ku Tristanowi tamtego dnia były jej własnym, wyznaczonym celem. A wraz z kolejno mijającym czasem i dniami w jej głowie zaczęła kiełkować pewna myśl. Całkiem nowa - choć wcale nie tak zaskakująca, czy trudna do osiągnięcia. Mogła przecież spróbować. Jej komnaty rzadko widywały gości, więc nawet w razie sromotnej porażki czy klęski będzie mogła zamknąć ją w szufladzie i spróbować od nowa, bądź przesunąć się dalej.
W ten sposób zdecydowała się zeksplorować złożoność świstoklików. Zajęcie się nimi zdawało jej się zadziwiająco sensowne. Łączyło w sobie zamiłowanie Traversów do transmutacji i to co sama reprezentowała sobą. Choć zdawała sobie sprawę, że to pierwsze winna w istocie możliwie jak najszybciej zadbać. Była inteligentną kobietą, powinna poradzić sobie z podążaniem wedle stosowanych instrukcji, rozszyfrować odpowiednie dane, transfiguracje które miały zagwarantować jego działanie. A w razie niepowodzenia, skontaktować się z kimś, kto będzie w stanie wskazać jej błędy i niedociągnięcia w postawionych samotnie tezach.
Początki nie należały do najprostszych. Choć istotnie skomplikowany język nie przyprawiał jej o bóle głowy, to pierwsze czytanie o przygotowywaniu tego typu przedmiotów osiadło na jej ramionach wrażeniem czegoś niemal niemożliwego. Nie rozumiała zachodzących interakcji i działających mechanizmów. I może - przy pomocy szczęścia - gdyby rzuciła trochę pyłu i wypowiedziała inkantację udało jej się stworzyć cokolwiek, to jej jestestwo nie pozwalało jej na działanie w ten sposób. Musiała zrozumieć. Ale naprawdę zrozumieć ich istotę. Po to by posiąść pewność, że kolejne rzeczy robi odpowiednio. Że one same, jeśli wyjdą spod jej ręki i jeśli zostaną przekazane dalej nigdy nie zawiodą. Zawsze przeniosą tego, kto z niego skorzysta w wyznaczone wcześniej miejsce.
Tygodnie przynoszące niepowodzenia przynosiły jej frustracje. Wykonywała niewielkie próby, ale wiedziała, że robiła coś nieodpowiednio. Coś nie działało właściwie, dlatego wybrany nośnik nie przyjmował zaklęcia i odmawiał współpracy. A wtedy ona traciła cierpliwość, rozrzucając wszystko wokół siebie, ze złością zrzucając przedmioty ze stolika na którym pracowała, warknięciem przemieszanym z westchnieniem dając upust własnej frustracji. Ze złością przemierzała długości swoich komnat tocząc monologi o nielogiczności podawanych rozwiązań. Czasem - choć miesiące początków jej badań nadal były zimne, wychodziła na taras, by wziąć kilka głębszych oddechów. Spojrzeć w dal na morze, pozwolić uspokoić się emocjom i przypomnieć sobie, dlaczego zdecydowała się sięgnąć właśnie ku nim.
Potem wracała, z nową pokorą odnalezioną w samej sobie, zasiadając ponownie do spisanych notatek. Szukając kolejnego rozwiązania - a może własnego błędu. W końcu, gdy uznała, stagnacja dopadła i jej własne badania - a może naukę, znalazła profesjonalistę.
Tylko potrzeba zrozumienia tego całkowicie i kompletnie, osiągnięcia tego co postawiła sobie za cel popchnęła ją do tego - choć nie budził w niej zadowolenia fakt, że potrzebowała czyjejś pomocy w zrozumieniu zasad towarzyszących tworzeniu tego rodzaju magicznego sprzętu. I nawet wtedy, nie potrafiła przyznać się całkowicie do porażki, dlatego oczekiwała, że zamiast pokazania jej własnego sposobu, wskaże jej jedynie moment popełnionego błędu, błędnego obliczenia, nieodpowiedniego splotu podczas zaklinania, złego założenia, które rzutowało później na finalny efekt rzucanego zaklęcia. Bo po takim czasie była już pewna, że gdzieś popełniała błąd. Zdawała też sobie jednak sprawę z tego, że czasem, potrzebna była inna perspektywa. Nie potrzebowała jednak by jej ułatwiał cokolwiek. Potrzebowała by pozwolił jej zrozumieć tak, by później mogła funkcjonować sama. By w istocie się nauczyła.
- Tutaj, Lady Travers. - mężczyzna wskazał palcem jedną z zapisanych przez nią stronic. Nachyliła się nad nią spoglądając na wskazany fragment. Zmrużyła oczy. Swoje notatki znała niemal na pamięć - może właśnie to nie pozwalało jej dostrzec tego wcześniej. - Brakuje…
- …zmiennej korygującej. - powiedziała za niego. Starzec pokiwał krótko głową. Pozwalając, by spędziła następny czas próbując zakląć przedmiot kolejny raz, pod jego okiem, choć proces ten zajmował czas nie śpieszyła się. Działała pewnie, ale bez zbędnego pośpiechu. A kiedy w końcu skończyła - ledwie zauważając godziny, które minęły skupiona na zadaniu - uniosła na niego głowę gdy odebrał od niej przedmiot oglądając go na spokojnie, oceniając - prawdopodobnie znanym jedynie dla siebie sposobem. Czekała w milczeniu na wyrok - w końcu jej wargi mogły rozciągnąć się w zadowolonym uśmiechu.
Lato zaczęło witać świat ciepłem, a ona postawiła krok na przód. Wiedziała, że dopiero stawia pierwszy, ale ekscytacja i zadowolenie nie odsuwało się od niej kilka kolejnych dni. W końcu naprawdę zrozumiała istotę tej kolejnej rzeczy. W końcu osiągnęła postawiony przed sobą cel - chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że najwyższy kunszt tej sztuki jest jeszcze zdecydowanie poza jej zasięgiem to przecież - miała czas. Czasu, miała najwięcej. I nigdy nie pozwolała na to, by marnował się niepotrzebnie.
Teraz pozostawała jej jedynie praktyka i doszlifowanie umiejętności, które posiadła - z rozmysłem i z zamiarem. Jeszcze zbyt świeże i nowe, by się z nimi obnościć, ale zdecydowanie przydatne. A dla niej samej - niespodziewanie inspirujące i wlewające w nią nową wiarę. Kolejną porcję mocy.
Czas stagnacji, właśnie się kończył.

| zt


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]12.07.23 22:52
14 lipca

Wzięła głęboki wdech w płuca. Poświęciła ostatni czas na zgłębianie tego tematu. Na przewertowanie wszystkiego. Godziny, które zmieniły się w dnie. Zmotywowana. Cóż, swoimi własnymi myślami, na więcej nie liczyła - choć teraz, dzisiaj, gdy zasiadała na tarasie, miała więcej niż jedną motywację, by zrobić wszystko odpowiednio. Czas, chociaż potrafiła go wygospodarować to nie mogła nie przyznawać, że sztuka, której postanowiła się podjąć była wymagająca. Ale z drugiej strony, czy coś łatwego, byłoby dla niej satysfakcjonujące? Czy czymś, co przychodziło z łatwością mogłaby komukolwiek zaimponować? Albo chociaż zaspokoić swoje własne potrzeby? Znała odpowiedź, nie musiała jej długo szukać. Chciała sięgnąć po coś, czego podjąć się nie mógł każdy. A spędzone w samotności dni, a potem miesiące, pozwoliły jej przemyśleć wszystko dokładnie. Zastanowić się. Wziąć pod rozwagę możliwie aspekty. Wniosek, zdawał się prosty i łatwy. Choć Manannan wzbudzał w niej irytację, nic nie było w stanie zmienić już faktu, że teraz, po resztę swych dni, przedstawiać się będzie nazwiskiem po mężu. Z dniem ich ślubu, stała się Traversem. Nie z wyboru, nie z wygodny, ale z potrzeby. I choć przedłużająca się cisza, nie pomagała w wybaczeniu Tristanowi, to nie zmieniała ona lojalności, która pozostawała niezmiennie przy nim. Musiała znaleźć balans, wyjście, możliwość, by jednocześnie pozostawać kwiatem ze znajomych ogrodów i adekwatnym przedstawicielem rodu, którego barwy przywdziała.
Pierwszy przedmiot, który ułożyła przed sobą, był niczym więcej jak prostą, srebrną obrączką - on sam zresztą nie miał znaczenia. Nie jakiegoś konkretnego. Sięgnęła dłonią do kielicha, wypełnionego wodą, po wino, sięgnie, kiedy po drodze, podczas wielominutowego zaklinania, nie popełni błędu. Anitha, została strażniczką jej spokoju. Była w stanie to zrobić. Kwestia, polegała na odpowiednim skupieniu, nic nie mogło jej rozpraszać, nic zaburzyć myśli, a uderzające miarowo o brzeg morze, zdawało się w tym jedynie pomagać. Uniosła różdżkę, spoglądając jeszcze raz na sporządzone wcześniej notatki. Pamiętać o wszystkich niuansach, tylko tyle, albo aż. Nachyliła się nad przedmiotem, sięgając po ingrediencje rozsypując księżycowy był, który opadł na srebrną obrączkę, po czym jej nadgarstek zaczął się poruszać, wykonując kolejne transfiguracyjne wiązania. - Portus. - wyszeptała mimowolnie z przejęciem, ponad dwie godziny później, nie śpieszyła się, nie rozpraszała. Dziś miała czas tylko na jedną próbę.


| zt
Świstoklik typu I, księżycowy pył, srebrna obrączka, ST 40


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]12.07.23 22:52
The member 'Melisande Travers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]12.07.23 23:23
15 lipca

Porażka z poprzedniego dnia smakowała gorzko. A nadchodząca pora kolacji nie pozwalała na podjęcie się kolejnej próby - choć, skuszona już raz do porzucenia śniadania, mimowolnie zastanowiła się nad tym, czy spóźnienie się ponad godzinę na wieczorny posiłek będzie tak wielką przewiną, jeśli - w istocie - Traversi patrzyli na sprawę całkowicie inaczej. Wygrały przyzwyczajenia i wychowanie. Kolacje wszak, były najważniejsze. A - jak podejrzewała Melisande - nie stawienie się na którejś, zwróciłoby uwagę co najmniej kilku osób. W tym, jej teściowej, która właściwie obdarzyła ją sympatią od samego początku jej pobytu na zamku. W końcu z lekkim westchnieniem - jednak bez większego żalu postanowiła zostawić rzeczy w znanym sobie rytmie. Nie mogła porzucić teraz wszystkie co znała i wszystkiego do czego dążyła dla czegoś w czym dopiero stawiała pierwszego kroki. Nie, nie zamierzała się poddać. Nawykła już do kującej frustracji po raz kolejny popełnionego błędu, nieodowiednio zaklętego instrumentu. Choć nawykła może nie jest odpowiednie, bo nieudane zaklęcie obrączki sprawiło, że ta wylądowała w morzu okalającym wyspę - niech gnije na dnie - myślała gorzko, dopiero po kilku głębszych oddechach zasiadając, by przeanalizować swoje działania. Znalazła błąd, dokładnie ten sam z którym męczyła się wcześniej przez dni, zanim zasięgnęła porady. Zrobiła dokładnie to samo co wtedy, jak głupia, rzeczywiście nie pamiętająca o swoich własnych błędach. W istocie prostych - a jednocześnie, jakże ważnych. Dzisiaj, choć niechętnie, wysunęła się z łóżka i ramion męża o nieludzkiej porze, tak by chwilę przed siódmą razem z filiżanką kawy ponownie zasiąść na tarasie. Wyszukiwała chwil, momentów, odpowiednich na tyle, by nie zaburzały harmonii jej dni, nie wpływały na to, co znajdowało się już wśród jej obowiązków. Tym razem miała przed sobą prostą, prostokątną srebrną zawieszkę, rozłożyła ją na materiale, wykonując kolejne - w jakiś sposób znajome już czynności. A jednocześnie nadal nie postępowała z pewnością, zbyt niewiele czasu pochylała się nad tematem, by nie odnajdować w sobie wątpliwości. Uniosła po raz ostatni filiżankę z kawą nim sięgnęła po księżycowy pył i zajęła się transmutowaniem zwykłego przedmiotu w coś magicznego.
- Portus. - wypowiedziała po mijających zaskakująco szybko godzinach, biorąc wdech w płuca. Śniadanie, miało za chwilę się zacząć.

| zt
Świstoklik typu I, księżycowy pył, prostą prostokątną srebrna zawieszka, ST 40


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]12.07.23 23:23
The member 'Melisande Travers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 39
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras [odnośnik]13.07.23 0:37
18 lipca

Musiała zrobić dzień przerwy, przed podjęciem się kolejnej próby. Choć sukces, który osiągnęła wręcz prosił o to, od razu podjęła się kolejnego działania. Ale umówione wcześniej spotkanie z Tristanem, nie miało zostać odłożone w czasie. Melisande porzuciłaby wszystko, czym się zajmowała na jedno jego słowo. A wypracowane prośby, zajęły jej dłużej niż myślała, by w milczeniu albo bez rozsądku próbować przełożyć umówioną wizytę dalej. Zbyt długo czekała i zbyt wiele zniosła, by nie stawić się przed nim o wyznaczonej porze. Ale to też nie znaczyło, że powinna zadowolić się jednym sukcesem. Może by mogła, udowodniła sobie, że potrafiła. Ale to wciąż było za mało. Wczorajszy wieczór spłynął jej na analizie własnej pracy - wyciągnięciu wniosków, znalezienia momentów, które mogłaby jeszcze udoskonalić. Teraz już miała pewność, musiała mocniej pochylić się nad transmutacją. Pozostawało pytanie, kogo winna poprosić o pomoc. Jakby nie spojrzeć, znajdowała się w miejscu, które wychowywało mistrzów właśnie tej dziedziny.
Miejsce, było już znajome, przygotowane, dziś nie zerwała się o świcie, znalazła trochę czasu znów przed rozpoczęciem kolacji. Próba, ważniejsza niż pozostałe. Zdawała sobie sprawę, że jej umiejętności są nadal na tyle niepewne, że nie ma całkowitej gwarancji, że świstoklik uda jej się stworzyć przy każdej próbie. Sam proces zaklinania był żmudny i trudny. I mimo, iż pojmowała numerologię, długie miesiące zajęło jej zrozumienie samej istoty przedmiotów. Dziś - w końcu - sięgnęła po przedmiot, który ostatnio pozwolił jej uniknąć aresztowania. Cóż, jego widok chyba na długo, będzie przywodził jej na myśl z Cordelią, ale, ostatecznie nie miał należeć do niej. Rozłożyła gładki materiał na stoliku przed sobą, wygładzając wszelkie zagięcia. Na nim, ułożyła wisior w kształcie triskelionu wykonany z białego złota. Wpatrywała się w niego dobre kilka minut, potem sprawdziła dokładnie własne notatki upewniając się w ich poprawności. Nadal musiała w nie spoglądać, nie tracić koncentracji podczas mijających minut. Ale, sprawa, warta była poświęconego czasu. Zanim rozpoczęła układać kolejne wiązania sięgnęła po księżycowy był, pozwalając by opadł piaskową mgiełką na zawieszkę. A po kolejnym, głębokim wdechu rozpoczęła coraz bardziej znajome działania. W końcu, po minionym czasie - choć było to tylko wrażenie, zdawał jej się niewiele, ale odrobinę krótszym od poprzedniego zaklinania - pociągnęła różdżką, zakręciła nią.
- Portus. - wypowiedziała, kolejnego wieczora, znów w tym samym miejscu. I jak nie tak dawno temu, ledwie chwilę przed kolacją. Licząc, że jej nieoszlifowane umiejętności pozwolą zakląć odpowiednio przedmiot.

| zt
Świstoklik typu I, księżycowy pył, wisior w kształcie triskelionu, ST 40


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Taras [odnośnik]13.07.23 0:37
The member 'Melisande Travers' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 70
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Taras
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach