Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja
AutorWiadomość
Restauracja [odnośnik]08.08.17 18:31
First topic message reminder :

Restauracja

★★★★
Restauracja mieści się w bocznym korytarzu nieopodal głównej sali; to nieduże pomieszczenie - zaledwie sześć małych stolików - rozsypanych po lśniących połyskiem parkiecie w odległości wystarczająco dalekiej, by zapewnić pełną dyskrecję. Blaty wykonane z ciemnego drewna mają owalne kształty, na każdym - prócz kryształowego wazonu ze świeżą różą - znajdują się popielnice w kształcie muszel. Dostawione do nich krzesła to miękkie, kremowe siedziska o wysokich oparciach i bogato zdobionych nogach, które zapewniają wygodny komfort. W menu królują owoce morza, małże, ostrygi, kałamarnice, krewetki, czy ryby, ale również francuskie sery i trufle, wszech znane jest to miejsce także z potraw wykonywanych na bazie egzotycznych owoców, wyeksponowanych na srebrnych półmiskach w terrarium ciągnącym się wzdłuż ściany, wewnątrz którego zastygły żywe czarne węże. Przez okna po drugiej stronie roztacza się widok na przepiękne ogrody na zewnątrz. Dania podawane są na srebrnej zastawie, całość obsługują kelnerzy tak dyskretni, że niemal niewidzialni. Sufit zakrywa płachta z czarnego aksamitu, podobne materiały ścielą podłogę. Goście, którzy mają problemy z zachowaniem, są wypraszani, wymaga się również odpowiednio eleganckiego stroju. Złoty gramofon znajdujący się w kącie sali gra Wagnera. Przy wejściu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - tylko jeśli nie jest ono oczywiste, obsługa jest doskonale zaznajomiona ze skorowidzem czystości krwi i jego nielicznymi beneficjentami - które następnie podlega weryfikacji jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja [odnośnik]10.01.20 10:59
Frywolne mrugnięcie okiem wywołałoby poważne zakłopotanie u każdej nadobnej szlachcianki, ale Deirdre nie zaliczała się do tego grona. Ani się nie zarumieniła, ani nie westchnęła wewnętrznie z zachwytem nad przystojną twarzą Rosiera. Przyjęła to po prostu jako element konwersacji, wyraz rozbawienia, mający nieco złagodzić przejęcie Mericourt całą sytuacją. – Nie zdradzacie go wychowankom innych szkół? Za żadne skarby Gringotta? – podjęła więc, wróżąc magiczne zasady tajemnic Beauxbatons. Chciałaby dowiedzieć się coś więcej o tej szkole, głównie dlatego, że to w jej murach wychowywał się Tristan, tam dorastał, przeżywał pierwsze zauroczenia, trudności, zbierał miłosne doświadczenia. W to nie wątpiła, ze strzępków narkotycznych opowieści wyłapując przesłanki, że rozromantyczniony arystokrata poczynał sobie wśród harpii lub innych smoków. I smoczyc, to się nie zmieniło.
- Gdyby potrzebował lord miejsca na spędzenie ostatniego, kawalerskiego wieczoru, przygotowanie bankietu z tej okazji byłoby dla mnie zaszczytem – zaproponowała gładko, podejrzewając, że Mathieu ma już mniej cnotliwe plany na taką noc: nie zamierzała jednak odpuścić okazji, by podnieść renomę la Fantasmagorii przez stworzenie tutaj azylu dla wysoko urodzonych. Prywatny występ baletowy, recital jednej z trzech zachwycających syren, wyborne trunki, restauracja zamknięta tylko dla gości – tak, mogła wyczarować tu raj dla dżentelmenów. Do jakich Mathieh bez wątpienia należał. Sposób, w jaki wyrażał się o swej narzeczonej, nie umknął uwadze Deirdre: był pełen szacunku i troski, ale nieprzymilny, pozbawiony niemęskiej nadopiekuńczości. – Jestem pewna, że będzie to wydarzenie piękne – i rozpoczynające dla was najszczęśliwszy czas życia – powiedziała uprzejmym tonem, pełnym szacunku, przez sekundę zastanawiając się, czy otrzyma zaproszenie. Wątpiła, nie należała do arystokracji, była kimś obcym, a zetknięcie się z nestorem i jego żoną na salonach na pewno nie spotkałoby się z aprobatą, nawet pomimo opinii Mathieu.
Wydawał się być udobruchany, nieco mniej wyniosły, a twarz rozpogodziła się, być może z powodu umiejętnie poprowadzonej rozmowy, odnoszącej się do przyjemnych dla bruneta kwestii. – Dziękuję za twe przychylne słowa, sir – skinęła lekko głową, w skrytości ducha mając nadzieję, że może lord Rosier przekaże swe komplementy innym szlachcicom – albo i samemu Tristanowi? Czy byłby dumny z tego, jak opiekuje się magicznym baletem? Stłumiła jednak głód uznania, posyłając rozmówcy kolejny, ujmujący uśmiech, nie dając po sobie poznać, że temat potomka jest dla niej niewygodny. – Uczynienie la Fantasmagorii najważniejszym miejscem na kulturalnej mapie magicznego Londynu to moje marzenie. Liczę, że zostanie spełnione już niedługo – odparła pewnie, chcąc podkreślić swój profesjonalizm i oddanie sprawie, by już zupełnie zatrzeć przykre wspomnienia Mathieu z dzisiejszego spektaklu. Żałowała, że musiało dojść do tak krępującej sytuacji, wymagającej interwencji madame Mericourt – i nie chciała być w skórze pracownika, który bezpośrednio naraził reputację lokalu na szwank. Nawet jeśli lord Rosier czuł się już tutaj znacznie lepiej, łaskawie sugerując, że może wrócić już do swych obowiązków. Zastanawiała się nad tym, miała wiele do zrobienia, nie tylko w zakresie wymierzenia kary za niewypełnianie powierzonych zadań, ale może to był tylko test? Mający sprawdzić, jak wiele jest w stanie poświęcić, by zetrzeć złe wrażenie? Kąciki pełnych ust znów się uniosły. – Na nie przyjdzie pora, na razie chciałabym potowarzyszyć lordowi. I dopytać o twe preferencje: czy znasz może ulubionego twórcę, którego dzieło chciałbyś zobaczyć na deskach Fantasmagorii? – spytała miękko, zadziergnąwszy kolejną nitkę konwersacji. Prowadziła rozmowę z wprawą, jak na opiekunkę baletu przystało, zabawiając Mathieu konwersacją płynną, wijącą się wokół Fantasmagorii, dbając o to, by mężczyźnie nie brakowało ani drogich trunków ani przystawek. Dopiero później pożegnała go z wszystkimi honorami, wyrażając nadzieję, że kolejna wizyta w magicznym porcie okaże się dla niego przyjemniejsza. I zamierzała uczynić wszystko, by tak właśnie się stało.

| dei zt :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]10.01.20 23:52
- Zdaje się, że Hogwart również ma swoje sekrety. – odparł z tajemniczym uśmiechem. Nie wiedział, że Mericourt i jego drogiego kuzyna łączyła bliższa relacja, a ona teraz próbowała zdobyć nieco więcej informacji na temat szkoły, do której obaj uczęszczali. Zainteresowanie wydawało się naturalną kwestią, niczym podejrzanym… Dlatego przyjął to jako wyraz zainteresowania. Miło, że jako zarządca tego wspaniałego miejsca starała się załagodzić problem, wdając się w dość szczegółową rozmowę. Całkiem sporo wiedziała na temat rodu Rosier, ale ta wiedza zdawała się być powszechnie dostępna, więc nie zaskakiwało go to specjalnie.
Był nieco zaskoczony propozycją Deirdre odnośnie zorganizowania ostatniej kawalerskiej nocy. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej, jednak z tradycjami się nie walczy, więc będzie musiał dopełnić ostatniego obowiązku jako kawaler. Nie rozważał jeszcze organizacji, nie wybrał miejsca, nie prowadził szczegółowych rozmyślań. Wolał, aby przyszło to naturalnie. Może ktoś z jego otoczenia, bliski przyjaciel zorganizuje taki wieczór specjalnie dla niego. Jeszcze nie wiedział jak to będzie, ale pewnego dnia z pewnością nadejdzie.
- Dziękuję za propozycje, rozważę ją. – uśmiechnął się, unosząc kącik ust w górę. Owszem, to mogłoby podnieść pozycję i renomę lokalu, wszak organizacja zamkniętego przyjęcia dla ważnych gości prosto z otoczenia Mathieu byłaby wydarzeniem istotnym. Skoro szlachta spotykała się w La Fantasmagorie musiało być to miejsce wyjątkowe. Niemniej jednak, propozycja była kusząco i naprawdę ją rozważny. Nie powiedział tego tylko z grzeczności. Raczej nie należał do grzecznych chłopców, przejmujących się takimi niuansami.
Isabellę traktował wyjątkowo, miała odgrywać ważną rolę w jego życiu, choć nikt nie oczekiwał od niego bezgranicznego oddania i ogromu zaangażowania. On jednak miał do tego podejście specyficzne, nie był przewrażliwiony na tym punkcie, chciał, aby ich małżeństwo było dobre i zgodne. Przede wszystkim chodziło mu o dobro rodu Rosier, bo to właśnie dlatego zgodził się z decyzją Tristana. W innym przypadku zapewne by się buntował. Dobrze, że to właśnie jego drogi kuzyn był Nestorem i wiedział jak rozwiązać sprawy z Mathieu, znali się aż zbyt dobrze, a starszy Rosier wiedział w jaki sposób rozmawiać z młodszym, aby nie wywołać u niego niepotrzebnych nerwów. Isabella była jednak wyjątkowa, różniła się od sztywnych dam, które poznawał wcześniej. Może dlatego nie miał oporów. On potrzebował odmienności.
Rozmowa z Deirdre Mericourt upływała całkiem szybko, zanim się obejrzał zegar wybił późną godzinę. Nie był całkowicie wolnym człowiekiem, miał pewne obowiązku, podobnie jak ona, a przecież tak skutecznie zabierał jej czas. Sporo ich łączyło, wspólna misja chociażby, całkiem dobrze im się rozmawiało, choć nie znali się wcześniej. Mathieu lubił inteligentne rozmowy, choć sam z reguły niewiele mówił. Nie przepadał też za nudą, a trzeba przyznać, ze w La Fantasmagorie bardzo rzadko witała. Najwyraźniej ten oklepany pokaz wieczoru był błędem, który zostanie naprawiony najszybciej jak się da. Wyszedł zadowolony, przyjemnie zmiękczony alkoholem, z lekkim uśmiechem na ustach. Dopiął swego w pewnym sensie i może niebawem znów zawita w to miejsce, tym razem na coś zaskakującego. A może jednak zdecyduje się zorganizować ostatnie kawalerskie spotkanie. Niczego nie zakładał, bo nigdy nie wiedział co przyniesie mu los.


| ZT Mathieu



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]11.08.20 20:06
| początek sierpnia

Sierpniowe słońce topiło się w krwawej toni Tamizy - karmazynowe pożegnanie z wyjątkowo długim dniem, męczącym nawet w pozornie pozbawionej słabości pracoholiczce. Madame Mericourt miała za sobą ciężkie godziny, dające jednak poczucie satysfakcji - od brzasku roztaczała skrzydła opieki nad Raphaelem Bissetem, dbając o to, by każda sekunda przebywania w Londynie była dla niego czystą rozkoszą. Miała wszak do czynienia z marszandem znanym na cały świat: i nie było to, co często typowe dla tego megalomańskiego światka, określenie przesadzone. Dobiegający siedemdziesiątki mężczyzna o bujnych, siwych włosach, zawsze odziany w oranżowe, eleganckie szaty podkreślające smukłą sylwetkę pół wieku pracował na swe nazwisko. Dobrane, nieprawdziwe; tylko nieliczni wiedzieli, że tak naprawdę pochodził z głębokiej Rosji i przez pierwszych kilkanaście lat życia posługiwał się mianem Ivanova. Dzięki splotowi szczęśliwych wydarzeń - albo raczej bardzo nielegalnym działaniom - nagle na kartach historii stał się kimś zupełnie innym, rozpoczynając karierę na salach bankietowych magicznej Moskwy, by potem osiąść na stałe w stolicy Francji. Od tamtych czasów wspinał się po drabinie sukcesu, zdobywając trofeum za trofeum; to pod jego opieką rozbłyskiwały największe gwiazdy baletu, to on rozdawał karty w wschodnioeuropejskim światku artystów, to jego się obawiano, to jego ceniono i to jego nazwisko odmieniano w prawie wszystkich przybytkach kultury, marząc o tym, by przebywająca pod jego opieką gwiazda ostatniej dekady wystąpiła na deskach rodzimego baletu.
Deirdre nie była inna - od kiedy zaczęła poważniej interesować się światem muzyki, nazwisko i renoma Bisseta przykuła jej uwagę, a im dłużej o nim czytała, im częściej francuskie nazwisko pojawiało się w rozmowach z innymi artystami, tym oczywistszy wydawał się cel, mający zakończyć zimowy sezon 1957 roku w Fantasmagorii. Musiała działać odpowiednio wcześniej; od kilku długich miesięcy przygotowywała pole bitwy, wysyłała zaproszenia do odpowiednich osób, pociągała za sznurki i robiła wszystko, by w końcu dotrzeć do zazwyczaj stroniącego od przypadkowych osób Raphaela. Pierwsze dwa zaproszenia do Londynu wraz ze swą budzącą równie wielki zachwyt gwiazdką odrzucił; dopiero niedawne, trzecie, spotkało się z łaskawą zgodą i wyznaczeniem terminu kilkudniowego pobytu w stolicy Anglii. Odliczała do tego dnia, podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie; od dawna na niczym nie zależało jej tak, jak na przekonaniu Bisseta do nawiązania współpracy i wypisania złotymi zgłoskami w grudniowym repertuarze kilku występów Yeleny, pierwszej baletmistrzyni obecnej dekady. Zarezerwowała najlepszy hotel, rozpisała plan pobytu, dopilnowując kwestii wielkich - jak to, do której galerii sztuki wybiorą się najpierw - ale również pozornie nieistotnych drobiazgów: by pokojówki pracujące przy wynajętym dla niego apartamencie książęcym nie używały liliowych perfum, bowiem Raphael słynął z nienawiści do tego mdlącego zapachu. Deirdre przywykła do spełniania nawet niedorzecznych zachcianek, zresztą, za podpisanie z tym konkretnym marszandem umowy zrobiłaby wszystko.
A raczej - prawie wszystko
Pierwszy dzień był sukcesem, drugi: również, przynajmniej do ostatniego punktu programu, sytej kolacji w la Fantasmagorii, dwuosobowej uczcie wystawionej na cześć Raphaela, tak, by mógł zaspokoić fizyczny głód. Ta kameralna kolacja dawała też szansę na przemycenie pewnych sugestii i przedstawienie magicznego baletu w jeszcze lepszym świetle; rozmowa płynęła swoim rytmem, opustoszałą restaurację wypełniała klasyczna muzyka - ukochany Strawiński - a stół zastawiały ulubione przysmaki mężczyzny, razem z kilkoma nowościami. Mericourt płynnie prowadziła konwersację, w idealnej równowadze pomiędzy nonszalancją, a powagą, artyzmem a polityką, nostalgią za dawnymi, starymi czasami a podekscytowaniem nowatorskimi rozwiązaniami. Udało się także przemycić kwestię gwiazdy Bisseta, Yeleny; zaserwowała je przy końcu kolacji, pewna, że nasycony doznaniami oraz wybitnym jedzeniem Raphael jest już gotowy na poruszenie najbardziej interesującej dla nich kwestii. Odebrała w ten sposób specyficzny blask w intensywnie zielonych oczach marszanda, lekki uśmiech i rozluźnienie zapiętej pod szyję szaty w intensywnym kolorze.
- Dzięki występom w la Fantasmagorii Yelena zyskałaby niespotykaną publiczność, gościmy tu przedstawicieli najwyższych sfer, nie tylko z Londynu: na nasze premiery przybywają niesamowici goście z całego Zjednoczonego Królestwa. Możliwość ujrzenia na żywo Yeleny byłaby dla nich spełnieniem marzeń - mam też nadzieję, że i pańska podopieczna zyskałaby na odnowieniu swej rozpoznawalności na zachodzie kontynentu – kontynuowała rozmowę ze spokojem, prawie pewna sukcesu, wszystkie znaki na niebie, ziemi i w gestach mężczyzny wskazywały na nawiązane porozumienie. Zwłaszcza, gdy pochylał się ku niej, prawie spijając kolejne argumenty z jej ust, padające płynnie, miękko, tak, jak potrafiła najlepiej. Nawet w tym okrutnym momencie, kiedy nadzieja zamieniła się w palący szok i wściekłość, nieobecne jednak na twarzy kobiety. Nie zająknęła się, nie przerwała wypowiedzi, nawet nie mrugnęła, gdy gorąca, męska ręka dotknęła pod stolikiem jej kolana, wywołując dreszcze. Bynajmniej przyjemności, ledwie powstrzymała obrzydzone drgnięcie, lecz potrafiła zachować całkowity spokój w każdej sytuacji. Zmaganie z namolnym mężczyzną nie znajdowało się na podium sytuacji zdolnych wytrącić ją z równowagi. Wywoływało tylko pogardę i gniew, poczucie niesprawiedliwości; czy gdyby na jej miejscu znajdował się czarodziej, marszand również próbowałby ugrać coś w ten plugawy sposób? Oczywiście, że nie, płeć znów czyniła ją słabszą, ale nie zamierzała się poddawać, zamierzając doprowadzić negocjacje do końca. Z korzyścią dla magicznego baletu. I także dla samej siebie, nie była Miu, której płacono za wdzięczną zgodę w spełnianiu zachcianek klientów – madame Mericourt różniła się od niej znacząco, nawet jeśli przekonany o własnej wyższości Raphael mylił kobietę do towarzystwa z wyrafinowaną czarownicą z wyższych sfer. Postanowiła dać mu jeszcze jedną szansę, na to, by zabrał dłoń i by zaczął jej naprawdę słuchać. Nie uciekła spojrzeniem, wytrzymała jego głodny, prowokujący wzrok, nie zmieniając ani o cal pozycji ciała oraz mimiki lekko, wyniośle uśmiechniętej twarzy. Mówiła o zaletach la Fantasmagorii, mówiła o złocie, oddechem uspokajając coraz głośniej walące serce. Ręka Bisseta nie zatrzymała się na kolanie, nie spoczęła na jej udzie - sunęła dalej, nieustępliwa, tak jak sam marszand.
- Moja droga, pieniądze nie grają aż takiej roli, ale wiesz…Yelena to niespotykany klejnot, gwiazda najwyższej rangi. Chyba zrobisz wszystko, by wystąpiła zimą właśnie tutaj, a nie w Paryżu? – westchnął leniwie, uśmiechając się do niej wyczekująco, lepko – miała wrażenie, że ktoś wyssał powietrze z całej restauracji, zostawiając w nim tylko smrodliwy żar rozbuchanych pragnień marszanda. Gdy na niego patrzyła, robiło się jej niedobrze: to nic, że był zadbany, jak na opiekuna artystów przystało; że szmaragdowe oczy świadczyły o mądrości, a siwe włosy ułożono w eleganckie fale. Brzydziła się nim tak samo, jakby pod paznokciami tkwił brud a oddech pachniał nie winem, a zgnilizną. Nic się jednak nie zmieniało, nic, oprócz coraz śmielej sunącej dłoni Bisseta, wślizgującej się pod materiał sukni, sięgającej już nie uda a wręcz biodra, muskającego górę pończoch, a w końcu krawędź bielizny. Chciałaby przyznać przed samą sobą, że nie zareagowała instynktownie, że był to przemyślany odruch, że opanowała samokontrolę do perfekcji - niestety, zadziałała szybciej od myśli czy rozsądku. Trzymany przez nią w palcach deserowy widelczyk po sekundzie znalazł się w wierzchu dłoni mężczyzny. Ułamek sekundy po ułamku widziała, jak jego stężała w wyrazie głodu twarz zmieniła grymas na całkowitego zaskoczenia, następnie bólu, by finalnie stężeć w nieodgadnionej masce. Podświadomie poczuła podziw, powstrzymał syk cierpienia, cofnął jednak dłoń z odsłoniętego uda po czym, jak gdyby nigdy nic, wyciągnął z wierzchu ręki widelczyk. Krew popłynęła wąziutką strużką, powstrzymał ją elegancką serwetką, milcząc. Cisza wydawała się nieznośnie długa, a Deirdre miała świadomość, że tym razem na jej twarzy nie można było odnaleźć profesjonalizmu - zniknął uśmiech, zagryzła wargi, śmiertelnie blada nawet pomimo mocnego makijażu.
- Cóż, zawiodłem się na la Fantasmagorii, przyznaję to ze smutkiem. Myślałem, że opinie o tym miejscu są prawdziwe, lecz widać, że nie potraficie stworzyć tu miejsca odpowiedniego do występów prawdziwych gwiazd. Szkoda – wyartykułował w końcu Bisset lodowatym tonem, prostując się na krześle i odrzucając zakrwawioną serwetkę na środek stolika. A Deirdre czuła, jak wraz z tym kawałkiem materiału, tonącego w czekoladowym puddingu, znika szansa na spełnienie swoich marzeń i zyskanie zadowolenia Rosiera. – Dbam o moich wyjątkowych przyjaciół i upewnię się, by nie marnowali swego czasu na odwiedzanie tego miejsca oraz prowadzenie negocjacji z panią, madame. Przy całym swym uroku, nie potrafi pani zadowolić oczekiwań marszandów i okazać prawdziwego szacunku gwieździe: nie zamierzam narażać na podobne nieprzyjemności kolegów po fachu, choćby Pierre’a Guilla. - Wiedział, co robić, by oddać porcję bólu; wiedział, czyje nazwisko dokładnie wyartykułować - z Pierrem także zamierzała porozmawiać; pęd p pędzie coraz wyraźniej rozwścieczony marszand odcinał jakiekolwiek nadzieje.
- Gdybyś zmądrzała i zrozumiała, o jaką stawkę walczysz - wiesz, gdzie mnie znaleźć, Deirdre – szepnął do ucha, pochylając się nad nią i kładąc na sekundę ciężkie dłonie na jej ramionach, w pożegnalnym, grożącym i jednocześnie prymitywnym geście podkreślonej władczości. - Myślałem, że jesteś bardziej ambitna - dodał jeszcze prawie bezgłośnie, po czym odwrócił się i odszedł, pozostawiając pobladłą Mericourt niczym posąg zaklętą w tej samej pozycji, z pobladłą z wściekłości twarzą i zaciśniętym gardłem.

| zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]31.01.21 18:40
4 październik

Kiedy przed nią pojawiła się sowa, której - jak sądziła - nie dane było jej wcześniej spotkać mimowolnie jedna z brwi uniosła się ku górze. Stalowo niebieskie tęczówki najpierw przesunęły się po nosicielu listów, jakby chciała się upewnić, że nie spotkała jej już wcześniej. Co prawda, nie było to znów niczym aż tak zaskakującym - przynajmniej w ostatnich dniach, kiedy - zgodnie ze słowami Tristana - i do niej zaczęły przychodzić listy z kondolencjami. Większość z nich budziła w niej wewnętrzną irytację. Ale ta nie wychodziła na światło dzienne. Wiedziała, że w tym wypadku straciła. Straciła czas, straciła możliwości, straciła perspektywy. Wszystko musiała zacząć od nowa, a jej czas znacząco się skurczył. Właściwie zaczęła wyznaczać je żałoba, którą właśnie nosiła. Wątpiła, że uda się jej ponownie dokonać czegoś podobnego. Trudno było nie uznać, że pomimo tego, że jej małżeństwo z Alphardem zostało zaaranżowane, to sama również przychylała się do tej myśli. Głównie dlatego, że potrafił dotrzymać jej kroku. Pamiętała też słowa, które niegdyś wypowiedział. Jak sądziła, mogłaby się przy nim rozwijać i go wspierać, możliwe że kiedyś zaufać. Miała ją chronić złożona obietnica i to, co widziała w jego tęczówkach, gdy patrzył w jej kierunku. Czasem wymykające się na powierzchnię pożądanie, które nie dostrzeże już więcej. I choć wierzyła, że zginął bohatersko, to ten fakt nie koił jej rozdrażnienia. Ostatecznie, jej stosunek do Blacka niezmiennie pozostawał ambiwalentny. Jednocześnie gdzieś zdawała się żałować jego braku, lubiła jego towarzystwo. Jednak w tym samym stopniu irytował i irytowała ją ta sytuacja w której się znalazła. Wzdychając do siebie cicho - szczęśliwie przebywała właśnie w swojej komnacie sama - wyciągnęła dłoń, by odwiązać list od sowiej nóżki. Smukłe palce rozwinęły papier, a tęczówki zaczęły wędrówkę po skreślonej ciemnym atramentem treści. Mimowolnie, już nie jedna brew, a obie uniosły się ku górze w cichym zdumieniu. Nie spodziewała się. Może powinna?
Zacisnęła wargi zastanawiając się nad kolejnymi krokami, które powinna podjąć. Planując, poruszając się w tym, co lubiła najbardziej. W końcu dostrzegła to, czego poszukiwała postawiła tezy i wnioski, które należało skonfrontować by móc sprawdzić ich prawdziwość. Wyciągnęła z szuflady czysty pergamin i spisała odpowiedź. Niezmiennie charakterem tak bardzo podobnym do starszej siostry. Kiedy skończyła, przeczytała raz jeszcze napisaną treść. Zadowolona z brzmienia i treści przywołała Nulle otwierając okno w komnatach. Przez chwilę obserwowała jej lot, będąc ciekawa tego, co dopiero miało się stać.
Nie było jej trochę w Fantasmagorie, ale wiedziała, że lokal prosperuje odpowiednio i dobrze. Był też odpowiednim lokalem na to spotkanie. Znajomym gruntem, na którym ona mogła poczuć się swobodniej. Oczywiście nie tak, jak w znajomych murach Château Rose, czy też ukochanym Rezerwacie. Przyjęła zaproszenie, proponując jednak lokal w którym ona sama czuła się… pewniej? A może zwyczajnie bezpieczniej.
Czarna suknia zdobiona rodową czerwienią wyglądała na niej pięknie. Choć ubranie jej po prawdzie nie było wymagające. Mimo plebejskich piegów, które w letnie miesiące pojawiały się na jej twarzy posiadała zdolność nienagannej prezencji. Wyglądała wspaniale w czerwieni ale i w żałobie było jej do twarzy. Weszła na teren restauracji prawie od razu odnajdując przy sobie jednego z pracowników lokalu. Uprzedziła ich wcześniej, teraz jedynie ruszając za mężczyzną w stronę przygotowanego stolika.
- Skłamałabym, gdybym powiedziała, że twój list, lordzie, nie był niejako zaskoczeniem.- powiedziała, kiedy znalazła się już przy mężczyźnie, ułożyła wargi w łagodnym uśmiechu. Dygnęła nienagannie na powitanie zajmując przeznaczone dla niej miejsce. - Mam nadzieję, że nie czekałeś długo, sir. - dodała, zawieszając niebiesko stalowe tęczówki na swoich towarzyszy. Wokół nich pojawiła się obsługa, dalej znajdował się służący, który doglądał jej z daleka nie podchodząc bliżej.  Pozwoliła dziś upiąć sobie włosy, jednak część z nich opadała nienachalnie na ramiona. Szyję zdobił dość skromny naszyjnik wysadzany rubinami. - Miałeś okazję obcować wcześniej z podwodną sceną La Fantasmagorie? - zapytała na razie niezobowiązująco, sprawdzając, próbując wybadać i rozeznać się w obecnej sytuacji której była częścią. Wyglądała na pewną i rozluźnioną. Wszystko to, co działo się w jej wnętrzu pozostawało tajemnicą o której istnieniu tylko ona wiedziała.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Restauracja [odnośnik]10.02.21 14:24
Jako iż dopiero powrócił do kraju, a także postanowił że zostanie na stałe musiał dowiedzieć się o wielu istotnych sprawach. Chciał pozamykać niektóre rozdziały, aby otworzyć nowe. Relacje między Blackami i Rosierami zawsze była napięta. Ambicje obu rodów były wielkie, więc i zawiłości takie się stały. Ślub Alpharda z zaproszoną dzisiaj Melisande miał być mostem łączącym dwa, zwaśnione rody, aby razem przeciwdziałać w czasach kryzysu. Taki sojusz byłby na rękę obu rodzinom. Jednak nie po to zorganizował to spotkanie. Chciałby dowiedzieć się o kilku istotnych kwestiach jakie były między Melisande, a Alphardem. Jeszcze nie wiedział jakie ojciec miał plany, ponieważ był tutaj za krótko, aby ze wszystkimi porozmawiać, ale zrobi to prędzej czy później.
Przyszedł ubrany cały na czarno. Posiadał elegancki garnitur, a w kieszeni marynarki znajdowała się mała, czarna kalia. Był to kwiat rodowy. Każdy członek Blacków posiadał jeden. Gdy ktoś z rodziny umierał wkładali go jako symbol żałoby. Kwiat jednak nie był zwyczajny. Na swoich płatkach świecił niczym nocne niebo. Ktoś kto by się znał na konstelacjach, mógłby dostrzec na jego kwiecie konstelacje Hydry, a najjaśniejszą gwiazdą była Alphard.
Kiedy kobieta podeszła do jego stolika Cygnus wstał, a usiadł dopiero kiedy Mel zajęła miejsce. Był dżentelmenem, zawsze wymagał od innych szacunku, więc sam zawsze go okazywał.
- Niezmiernie jestem rad za to spotkanie Lady Melisande. - powiedział spokojnym, pełnym dumy i szacunku głosem. - Nie Lady, nie czekałem długo. - dodał tylko. W polityce jak i w dyplomacji ważna była rozmowa, postawa, otoczenie i przede wszystkim nastrój. Przez lata kariery nauczył się wielu metod, aby pozyskać interesującego go informacje, nie ujawniając przy tym za dużo.
- Niestety Lady nie miałem okazji. - nigdy wcześniej tutaj nie był, ale to nic dziwnego. Przez ostatnie lata przebywał zagranicą. Rzadko kiedy pojawiał się w domu, a gdy już to robił wolał spędzić czas z rodziną.
- Jeżeli moje zaproszenie dzień przed pożegnaniem mojego świętej pamięci brata Cię Lady uraziło, to przepraszam. Chciałem z tobą porozmawiać na kilku spraw. - w niektórych kręgach takie zaproszenie narzeczonej zmarłego brata może być obrazą, a nawet niektórzy mogliby by zacząć rozpowiadać nieprzyjemne, krzywdzące plotki kwestionując jego śmierć.
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Restauracja [odnośnik]18.02.21 0:16
Zjawiła się punktualnie. Co do minuty o wyznaczonym czasie wchodząc na teren restauracji. Uprzedziła wcześniej i poprosiła, żeby na czas ich spotkania miejsce to pozostało do ich dyspozycji. Nie przeszkadzałyby jej plotki, bardziej zważała na informacje, które ktoś mógł ponieść dalej. Wolała zapewnić im swobodę rozmowy. Cóż, sobie z pewnością. Była na swoim terenie. Wokół niej znajdowali się ludzie, których kojarzyła, bądź ci, którzy dbali o jej bezpieczeństwo na co dzień. Nie mogła powiedzieć, że otrzymana sowa nie zaskoczyła jej. Ale jednocześnie z drugiej strony, potrafiła znaleźć argumenty przemawiające za spotkaniem, czy wystosowaną prośbą o nie. Wraz ze śmiercią Alpharda, który na swoich barkach złożył ciężar powstającego sojuszu, ta możliwość zaczynała się chwiać. Brakowało ważnego fundamentu i trudno było przewidzieć, czy dało się go jeszcze w jakikolwiek sposób zastąpić. Spokojnym krokiem przemierzyła odległość dzielącą ją od Cygnusa, znajdując się obok wypowiedziała pierwsze słowa. Kiedy i z jego warg potoczyły się słowa będące odpowiedzią skinęła lekko głową unosząc łagodnie kącik ust ku górze. Zajęła miejsce naprzeciw niego.
- Warta jest zwiedzenia choć raz. Jeśli kiedyś zapragniesz przekonać się na własne oczy, powołaj się na mnie. - zaproponowała spokojnie, na pozór lekko wysuwając coś w rodzaju… może nie tyle co propozycji a możliwości z której mógł, ale nie musiał skorzystać. - powiedziała, sięgając po wypełniony wodą szklany kieliszek. Unosiła go do warg, kiedy odezwał się ponownie, jasne tęczówki zawisły na nim, wysłuchując padających pomiędzy nimi słów. Ręka na ułamek sekundy zmarła w ruchu, by zaraz podjąć się jego kontynuacji. Woda zwilżyła przełyk, kiedy ona nie odrywała spojrzenia od siedzącego na przeciwko mężczyzny.
- Nie musisz się tym kłopotać, sir. - odpowiedziała odkładając wodę na stół. Rzeczywiście, termin spotkania był zaskakujący. Ale dostrzegała w tym i niewypowiedzianą możliwość, którą zamierzała sama sprawdzić. Nigdy nie miała do czynienia z Cygnusem Blackiem, nadszedł więc czas, by przekonać się jakim człowiekiem był brat Alpharda. Była jednak ostrożna, raz dała się podejść Blackowi, nie zamierzała do tego dopuścić ponownie.
- Zamówmy wpierw - zaproponowała spokojnie, jednak nie sięgnęła po przyniesioną przez obsługę kartę. Spojrzała na nią jedynie przelotnie. - Chyba, że rzeczona rozmowa będzie krótsza, niźli czas oczekiwania na posiłek. - dodała, unosząc znów jasne spojrzenie lokując je na twarzy Cygnusa, spokojnie, bez strachu czy fałszywej nieśmiałości. Sprawdzała, porównywała, odnajdywała podobieństwa i różnice w stosunku do twarzy Alpharda, jego mimiki, kolejnych gestów, tembru wypowiadanych słów. - Od której ze spraw życzysz sobie zacząć, lordzie Black? - zapytała więc, tym zdaniem niejako wydając przyzwolenie na zadanie konkretniejszych pytań - tych, które jego samego trapiły. Była ciekawa, czego mógł chcieć się dowiedzieć, jakich odpowiedzi poszukiwał i czy te, które miał dostać były w stanie go usatysfakcjonować. Była skupiana, choć pozornie wyglądała neutralnie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Restauracja [odnośnik]03.06.21 13:54
Przed należytym powrotem do Brytyjskiego społeczeństwa musiał pozałatwiać wszystkie ważne sprawy związane ze zmarłym bratem. Ukończenie tego rozdziału było priorytetem, aby mógł skupić się na kolejnych, które były istotne. Czas leci nieubłaganie. Czeka go wiele ważnych decyzji pod względem rodziny, czy nawet Ministerstwa.
- Dziękuje i zapamiętam Lady. - jeżeli kiedyś znajdzie większą chwile być może zwiedzi tutejsze nowe przybytki magiczne. Nie wiedział jednak, czy w czasach wojennych będzie w stanie tego dokonać. Pewnie jak każdy chciałby już zakończyć tą walkę i wrócić do normalności. Niestety... to nie będzie takie proste. Ta wojna będzie miała swoje konsekwencje, nawet jeżeli wygrają. Odbudowa gospodarki i relacji między narodowych będzie trwała długie dekady, jak nie więcej.
- Oczywiście, możemy coś zamówić. - powiedział i podniósł kartę z menu. Otworzył ją i zaczął powoli czytać, lecz i tak nie miał zamiaru niczego wybierać. - Zna się Lady na tej restauracji, co byś mogła mi polecić? - oddał pałeczkę z inicjatywą w jej ręce. Gdyby Cygnus powiedział że nie było to zagranie polityczno-dyplomatyczne to by skłamał. Gdy ktoś raz zostaje politykiem będzie nim do końca życia, a dzięki słowom i prostym działaniom są w stanie zbierać interesujące ich informacje.
Złożył menu i odłożył je na bok. Wyprostował się na krześle, a także wiązł łyk wody, następnie spojrzał na swoją rozmówczynie i skrzyżował palce dłoni.
- Jeżeli to nie problem, chciałbym zapytać o Pani relacje z moim bratem. - powiedział to ciszej, aby niepotrzebne uszy - nawet jeżeli chodziło o obsługę - nie usłyszały tej rozmowy. - Z listów jakie niegdyś dostawałem, mogłem wywnioskować co Alphard mógł czuć. - dodał po chwili i ponownie upił łyk wody. Naprawdę chciał to wiedzieć. Cygnus doskonale znał swoich braci i siostry, dzięki czemu mógł bez cienia wątpliwości powiedzieć, że żadne z nich nie było takie jak on. Co to oznaczało? Mniej więcej tyle że targały nimi emocje i uczucia. Cieszył się z tego. Cygnus nigdy nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Obowiązki i kariera były dla niego najważniejsze.
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Restauracja [odnośnik]05.06.21 0:22
Skinęła krótko głową na słowa podziękowania padające z usta mężczyzny, jej usta oblekł ujmujący, wygładzający rysy twarzy uśmiech. Jasne tęczówki, chwilami przypominające blask stali nie uciekły z oblicza siedzącego naprzeciw niej mężczyzny. Nie obawiała się patrzeć mu w twarz, czy też spoglądać w oczy. Kolejna odpowiedź na przesunęła jej dłoni w kierunku karty, pozostawiła je na wcześniejszym miejscu, ledwie odrobinę - praktycznie niezauważalnie - mrużąc oczy. Zgoda na zamówienie dań, oznaczała jedynie, że rozmowa może potrwać dłużej. Te krótsze opiewały w napój - ciepły, zimny, lub alkoholowy, na dania główne, trzeba było poczekać a co za tym idzie, spędzić w jakimś miejscu więcej czasu. Dobrze więc, niech będzie, lordzie Black. Jedna z jej brwi uniosła się odrobinę, kiedy skierował pytanie ku niej. Odchyliła się na krześle, splatając dłonie na kolanach, po raz pierwszy odsuwając spojrzenie od jej towarzysza, spoglądając na sufit, widocznie nad czymś rozmyślając.
- Mule na białym winie nigdy nie zawodzą, jeśli nie miałeś nigdy okazji spróbować kałamarnicy sir - to dobra okazja. Bezpieczny i znajomy - zawiesiła w pytaniu głos - będzie łosoś. - wysunęła więc propozycje, zgodnie z jego wolą, nie wybierając ostatecznie, podsuwając jedynie możliwie do obrania drogi. Uniosła wzrok na mężczyznę, który znalazł się przy ich stoliku. - Leon. - przywitała się skinieniem głowy i uśmiechem. - Sałatkę z krewetkami. I lampkę wina. - podziękowała krótkim skinieniem głowy.
Odprowadziła go tylko krótkim spojrzeniem, unosząc do ust kieliszek z wodą., przenosząc jasne tęczówki znów na Cygnusa, kiedy ten wypowiadał kolejne słowa. Obróciła szkłem w dłoni to na nim na chwilę się skupiając. Odkładając je jednak na stół. Skupiając uwagę na mówcy, gdy odezwał się raz jeszcze. Jej głowa mimowolnie przekrzywiła się w prawą stronę.
- Twój brat posiadał na tyle odwagi, by ubiegać się o moją rękę i uzyskać ją od mojego zarówno brata, jak i nestora. - zaczęła ogólnikowo, nie wchodząc w szczegóły. Nie z obawy, bardziej sprawdzając, badając, obserwując. Może wyczuwając granice tego, ile tak naprawdę chciał wiedzieć, albo ile, było w stanie go zadowolić. - Przy tak ogólnym pytaniu, mogę udzielić ci jedynie ogólnych odpowiedzi. O konkrety, sir, musisz zapytać konkretniej. - wypowiedziała melodyjnym głosem, który zatańczył wokół nich. Nie podnosiła głosu, nie było to potrzebne, ale też nie ściszała go mocniej bo i to nie wydawało jej się konieczne. - Co więc twoje wnioski mówią, na temat tego, co mógł czuć, lordzie Black? - zapytała prostując głowę, marszcząc odrobinę brwi, nie odejmując spojrzenie od siedzącego naprzeciwko towarzysza. Była świadoma. Świadoma wielu uczuć, które zrodziły się w Alphardzie - sama do większości z nich doprowadziła. Czasem działając umyślnie, czasem jedynie korzystając z nadarzających się okazji. Zagrała z nim w grę, którą sam rozpoczął. Ale nie docenił jej wtedy, podczas pierwszego spotkania. Choć koniec był zaskakujący dla wszystkich, początek zdawał się tak… zwyczajny - biorąc pod uwagę, zwaśnione od wieków rody.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Restauracja [odnośnik]16.06.21 19:01
Chwile zastanawiał się nad propozycją Melisande odnośnie zamówienia. W tym momencie też sobie przypomniał jak tą małą, wręcz niewinną prowokacją był w stanie zbić z tropu i zdobyć początkową przewagę nad innymi dyplomatami. Dobre zagranie gdy jest się w większym towarzystwie i prowadzi się zawiłe, wielowątkowe dyskusje. Był to pierwszy etap, aby sprawić że rozmówca traci gardę. Na szczęście nie miał zamiaru tego teraz wykorzystywać. Przybył tutaj w zupełnie innym celu i nie musiał korzystać ze swoich sztuczek. Wydarzyła się tragedia i Melisandre, a także Blackowie byli w żałobie. Zależało mu tylko na ustaleniu czy dziewczyna rzeczywiście była w żałobie.
- Dobrze, dla mnie będą mule na białym winie, a także lampka czerwonego wytrawnego. - odpowiedział kelnerowi z pełną gracją i powagą. Chętnie spróbuje coś co mu poleciła. Zanim posiłek przyjdzie będą mogli w spokoju zamienić kilka słów. Cały czas się zastanawiał jak to rozegrać. Nie chciał przechodzić do samego sedna, lecz ona już pewnie czuła o co mu chodzi. Tak to był w rozmowach z arystokracją, mogą się domyślać co tak naprawdę chce druga osoba, lecz wypowiedzieć to odpowiednimi słowami było ciężko. Każdy się bał, że te słowa mogą odbić się w plotkach, a co gorsza na reputacji. Zanim cokolwiek odpowiedział poczekał aż Melisandre skończy mówić. Nie chciał jej przerywać, musiał raczej wszystko obrać w odpowiedniej kolejności.
- Moim zdaniem bardzo Cię kochał. - walnął prosto z mostu całkowicie poważnie, spoglądając jej w oczy. - Te uczucie dawało mu siłę do działania. Myślę, że wziął sobie za punkt honoru pogodzenie zwaśnionych od pokoleń rodów, zwłaszcza w tych, trudnych czasach. Wydaje mi się, że dla siebie samego, a także dla dobra czarodziejskiego świata walczył o zjednoczenie arystokracji, aby zwyciężyć wojnę, ale nie tylko. - dodał jak on to widział. Czy była to prawda. Nie wiedział, mógł się tylko domyślać, dlatego też przyszedł po kilka odpowiedzi, a także chciał ustalić kilka kwestii.
- Chciałbym się dowiedzieć, czy ty też postrzegałaś go tak jak on Ciebie Lady? Prosiłbym jednak o szczerą odpowiedz, nawet jakby miała być bolesna. Mogę obiecać, że z mojej strony nikt się nie dowie co dzisiaj zostało powiedziane. - Cygnus był honorowy, jeżeli komuś coś obiecał i dał słowo to zawsze go dotrzymywał. Wśród dyplomatów była to niesamowicie ważna cecha, gdyż zdobywał informacje, z których nie korzystał, lecz często miał szerszy obraz całości.
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Restauracja [odnośnik]11.07.21 17:29
Propozycje, możliwości, wyboru. Nie jedna drogą, którą należy kroczyć, a kilka podanych do rozważań. Była uważnym obserwatorem, jasne tęczówki biły bystrością, którą nie musiała się przechwalać. Logika była jej przyciałówką. Głową trzymała na ziemi, rzadko kiedy - a właściwie nigdy - nie bujała w obłokach. Czekała, przenosząc na niego tęczówki kiedy dokonywał wyboru. Nic nie znacząca, błaha sprawa - ot, obiad. Czy mógł jej coś powiedzieć? Zdecydowanie. Co zawierzała tej jednej odpowiedzi całkowicie? Absolutnie nie. Leon odszedł, po chwili wracając z trunkami. Uniosła kieliszek łapiąc jego nóżkę chudymi palcami. Podsunęła trunek pod nos, pozwalając by zapach owinął się wokół niej. Zaczęła zbliżać szkło do ust, ale zatrzymała gest, kiedy Cygnus wypowiedział jedno zdanie. Skrzyżowała z nim jasne tęczówki, odchylając się na krześle. Opierając plecy o nie, łokieć wspierając o podłokietnik. Zamyśliła się, słuchając padających dalej słów. Milczała, rozpatrując padające kwestie wewnątrz niej samej. Właściwie spodziewała się, że Cygnus będzie chciał poruszyć temat Alpharda - nie mogła mieć mu tego za winne. Ale czy tak naprawdę nie mylił się w swoim osądzie? Czy może wiedział więcej, niźli wiedziała ona sama. A może każde z nich myliło się okrutnie i nikt nie wiedział, jaka była prawda.
- Kochał… - powtórzyła po nim, unosząc w końcu kieliszek ku różanym wargom. Przechyliła go, pozwalając by alkohol przemknął przez jej gardło. Leon zawsze wybierał dla niej odpowiedni trunek - była zadowolona. Nie była aż tak zaskoczona pytaniem, które padło. Jasne tęczówki przesuwały się po twarzy mężczyzny słuchając padających po nim słów. Obietnica zachowania ich rozmowy - a może jej odpowiedzi - w sekrecie choć miła, nie robiła jej większej różnicy.
- Zanim odpowiem, sir, mam pytanie. - kolejne słowa wypadły melodyjnie z dziewczęcych warg, składając się w swojego rodzaju preludium przed tym, co miało nastąpić zaraz. Odstawiła kieliszek na stół, to na nim na kilka chwil skupiając uwagę. Splotła dłonie na kolanach, postanawiając w końcu przerwać wcześniejsze milczenie.  - Czym Twoim zdaniem jest miłość, co znaczy kochać? - zapytała dopiero teraz znów unosząc wzrok ku niemu. Potrzebowała odpowiedniej klasyfikacji. Miłość, tak wielkie słowo. Ale co tak właściwie znaczyło? Czym tak właściwie było? Czy dla każdego nie przybierało innej formy? Ona doskonale znała swoją, jaką miała ta, znajdująca się we wnętrzu Blacka?

| przepraszam, że kazałam tyle na siebie czekać Embarassed


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Restauracja [odnośnik]01.08.21 18:05
Prawda. Trudne pojęcie, które rzadko pojawiają się na salonach szlacheckich, zwłaszcza w tak niespokojnych czasach. Chyba każdy z błękitną krwią ma problem z tym zagadnieniem. Kłamstwa, a bardziej ukryte intencje za maską wysoko urodzonych kształtują tą rzeczywistość. Nadają prawdę, która została zrodzona w kłamstwie. Czy taka rzeczywistość jest prawdziwa, czy też nie? Cygnus nie miał stu procentowej pewności, że Alphard czuł to co czuł do Melisande, lecz wierzył w to. Uznał tą "prawdę", zaakceptował i nie miał zamiaru zmieniać zdania, nawet jakby pojawiły się na ten temat inne fakty. Niestety, jego brat już nie powie jak to było naprawdę.
Cały czas przyglądał się swojej rozmówczyni. Była naprawdę piękną kobietą, a z tych kilku rozmów jakie z nią przeprowadził doszedł do wniosku że jest też inteligentna. Tym bardziej był przekonany iż Alphard się w niej zakochał. Gdy po raz kolejny usłyszał "sir", podniósł delikatnie rękę aby jej przerwać w tym momencie.
- Wybacz, że wchodzę Ci w zdanie lecz myślę, że moglibyśmy już skończyć z formalnym tonem. Obydwoje się już poznaliśmy, mieliśmy być rodziną więc rozmawiajmy swobodniej. Mów mi Cygnus, ja Ci będę mówił Melisande, zgadzasz się? - ciągły oficjalny ton był na dłuższą metę męczący, zwłaszcza jak rozmawia się na temat uczuć. Myślał, że są w stanie zrobić jeden krok do przodu w ich relacjach, co ułatwi przyszłe kontakty. Wysłuchał to co chciała dokończyć i uśmiechnął się delikatnie.
- Moim zdaniem... - zaczął i spojrzał na nią. - Jest to silne, irracjonalne uczucie, po którym człowiek jest w stanie podejmować złe, często głupie decyzje. Cały czas myśli o tej osobie, chce z nią spędzić każdą, możliwą chwile. Troszczy się o nią, chce dbać o jej bezpieczeństwo nawet posuwając się do kłamstw, manipulacji i oszustw. - odpowiedział i napił się wina. - Tak to przynajmniej intepretuje, ponieważ nie udało mi się poznać tego uczucia. Chyba że w moim przypadku "miłość" ujawnia się pod innymi objawami. - nie bez przyczyny użył eufemizmu i odniósł się do miłości jak do choroby. Jego zdaniem była to choroba, bo każde irracjonalne zachowanie odbiegało od norm społecznych, lecz to było powszechnie akceptowane, a nawet pożądane. A być może był po prostu człowiekiem, który nie poznał tego "dobrego" uczucia.
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Restauracja [odnośnik]02.08.21 16:53
Jasne tęczówki były uważne. Uważne i ostrożne. Ostatecznie, te dwa rody, które zasiadały właśnie przy stole nadal łączyła pełna negatywów historia, a to, co miało szanse wyznaczyć nowy kurs przepadło bezpowrotnie.
- Jak sobie życzysz, Cygnusie. - zgodziła się bez większych oporów, nie mając problemu z tym, by zmienić ton formalny, na ten mniej właściwie od razu. Zatrzymała się na chwilę w słowach by odsunąć wzrok na jeden z obrazów. Wysłuchać odpowiedzi, którą wypowiadał w jej kierunku zamyślona. Nie umknęło jej nawiązanie o choroby, które sprawiło, że jej brew drgnęła leciutko. Usta wykrzywiły się ledwie grymasie uśmiechu, niewiele dźwigając je ku górze. Wróciła spojrzeniem do niego kiedy zaczęła sama mówić.
- Obiecałeś, że to co powiem nie wyjdzie poza nas. Więc dam ci kredy i odpowiem szczerze zgodnie z twoją prośbą. - zaczęła słowem wstępu. W restauracji było tylko oni na ten moment i obsługa, która pracowała dla nich. - Sam widzisz, Cygnusie. Mówisz, że to jedno uczucie, a jednocześnie wymieniasz szereg odczuć, emocji i zachowań. - odchyliła się na krześle, splatając dłonie na kolanach. - Nigdy nie uznawałam miłości, jako jednego uczucia. Właściwie nigdy nie wierzyłam w jej istnienie jako emocjonalnej jednostki. Miłość, jako taka to kłamstwo, albo nadzieja, dla kobiet, które wyczekują jej własnego wyobrażenia. Zaufanie, lojalność, pożądanie, troska. To coś, co potrafię określić. Czy był zakochany? Nie mam pojęcia, bo nie wiem, co znaczyło to jego rozumieniu. Czy mu zależało? Tak sądzę. Chcesz wiedzieć dlaczego ja? Pragnienie - widziałam to w jego oczach. Ale boleśnie nauczył się też, że nie należy mnie lekceważyć, doceniając moją siłę i możliwości. - nachyliła się trochę, zbliżając ku mężczyźnie. - Doprowadziłam do tego, że zapragnął mnie mieć, uzależniłam od siebie. Czy to przez zwykłe pożądanie, czy uczucia, które kłębiły się w nim samym - nie ma znaczenia. - wyprostowała się, unosząc kieliszek z alkoholem, który trzymała w dłoni. Zanurzyła w nim wargi. - Musisz zrozumieć Cygnusie, mój cel z początku był inny. Alphard musiał zapłacić za zniewagę, której się wobec mnie dopuścił. A nic nie mogło uderzyć w niego bardziej niż największy wróg przenikający jego myśli w sposób inny niż ten obleczone pogardą. Miłość, jeśli w ogóle istnieje, jest też narzędziem. Bardzo silnym, jeśli dobrze wykorzystanym. Jego upadek, był też jednocześnie naszą wspólną szansą. I choć nie brałam tego wcześniej pod rozwagę ostatecznie okazałam mu przychylność. To co do mnie czuł, powody dla których mnie chciał, były jednocześnie zabezpieczaniem mnie samej. Widzisz z troski nie pozwoliłby by ktoś spróbował zrobić mi krzywdę. - mówiła dalej, unosząc na chwilę wzrok, kiedy kelner pojawił się przy nich. Poczekała, aż nie ustawił przed nimi jedzenie by kontynuować. Nie skonkretyzowała, kto mógłby chcieć jej zrobić krzywdę. Ale nie oszukiwała się. Ich zaręczyny były dość zaskakujące, nawet na Grimmuald Palce mogłaby znaleźć wrogów chcących pozbyć się jej z obrazka. - Pytasz czy go kochałam - nie jestem w stanie odpowiedzieć Ci jednym potaknięciem, czy też zaprzeczeniem. Czy mu ufałam? Ani trochę, ostatecznie niezmiennie był Blackiem. Nigdy mnie nie nużył, jak większość, a jego wygląd mnie nie odstręczał. Nie zaangażowałam wielu emocji i uczuć, bo od samego początku nie miałam takiego zamiaru. Ale szanowałam go, jako przeciwnika i jako człowieka. Uwierzyłam w obietnice które złożył. Uwierzyłam w możliwości, których drzwi uchyliły się. Wierzyłam, że w końcu bym mu zaufała, w końcu zdobyłby moją lojalność. Może odnalazłabym tą miłość, o której mówi tylu poetów? Z pewnością byliśmy w stanie wiele zdziałać we dwójkę. - odstawiła kieliszek na stół, do niego samego się przysuwając. - Teraz jednak nie ma to już żadnego znaczenia, prawda? - stwierdziła ze spokojem, który towarzyszył jej często. Nie zdawała się kłamać, ale Cygnus, który wcześniej nie rozmawiał z nią tak jak teraz nie był w stanie stwierdzić, czy na pewno. - Chciałbyś zapytać o coś jeszcze? - postawiła kolejne z pytań, był inicjatorem tego spotkania, dlatego, jak sądziła, czego zamierzał się dzisiaj dowiedzieć.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Restauracja [odnośnik]08.08.21 17:16
Cygnus musiał szczerze przyznać iż rozmowa z Melisande była dość interesująca. Nie wiedział dlaczego tak było, chociaż miał swoje podejrzenia. Przez to z jakich rodów pochodzili cały czas zachowywał gigantyczną ostrożność. Był niemal tak samo ostrożny jak podczas rozmów dyplomatycznych. Stan ten dla niektórych był depresyjny, lecz nie dla niego. Dla niego było to ekscytujące. Odkrywanie prawdziwej natury człowieka było interesujące, a im silniejszy przeciwnik, tym lepiej się przy tym bawił, chociaż nie zawsze wygrywał, ale potrafił się przyznać do porażki.
Wysłuchał dokładnie wypowiedzi kobiety wpatrując się w jej niebieskie oczy. W jej wypowiedzi było dużo informacji, dlatego słuchał bardzo dokładnie. Gdy wspomniała iż mu nie ufała bo był Blackiem uśmiechnął się pod nosem. Co fakt to fakt, Blackowie mają to do siebie iż nie mówią całej prawdy, a zwłaszcza gdy mają możliwość utrzymać więcej tajemnic są najbardziej spełnieni. Dowiedział się wielu rzeczy i spełnił także swoją powinność. Zadanie które sobie wyznaczył zostało spełnione. Teraz wystarczyło przeanalizować te spotkanie i wyciągnąć odpowiednie wnioski.
- Dziękuje ale nie mam więcej pytań. Niezmiernie cieszę się z naszej rozmowy i z tego jak postrzegałaś mojego brata. Tym bardziej jest mi żal iż nie udało wam się spełnić celów jakie zaplanowaliście. Mam nadzieje, że jeszcze będziemy mieli okazje porozmawiać, tym razem na przyjemniejsze tematy. - powiedział i wyprostował się na krześle. Na nogi rozłożył sobie serwetkę i przygotował się do spożycia posiłku. Byli w końcu na kolacji. Musieli coś zjeść, a szczerze był głodny. Rozmowy, które wymagają intensywnego myślenia były dość męczące jeżeli chodziło o organizm. Jego lubił szybciej spalać materie, przez co szybciej głodniał.
- Teraz skupmy się na czymś pozytywnym, czyli zjedzmy posiłek. - dodał z lekkim uśmiechem w stronę kobiety i zaczął kolacje. Co jakiś czas popijał wino. Wieczór do samego końca minął dość spokojnie, być może skończyło się na niezobowiązującej gadce. Gdy już skończyli Cygnus pożegnał się odpowiednio i ruszył w swoją stronę. Być może los jeszcze raz sprawi iż znajdą się na wspólnej kolacji.

/ztx2
Cygnus Black
Cygnus Black
Zawód : Pracownik Departamentu Międzynarodowej Współpracy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 Conquer your demons
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9221-cygnus-black https://www.morsmordre.net/t9227-canis#280549 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9236-skrytka-nr-2150#280921 https://www.morsmordre.net/t9228-cygnus-black#280550
Re: Restauracja [odnośnik]12.01.22 22:38
17 lutego 1958
Był zmęczony, a jeśli był zmęczony to poziom narzekań ze strony Edwarda rósł do niepokojących rozmiarów nieposiadających swojej rzeczywistej miary. Uczestnictwo w balu w Kentwell Hall, obrzydliwie mugolskim i będącym najbardziej krwawą rzezią, w jakiej uczestniczył, wciąż tkwiło mu w myślach. Ilekroć próbował od nich uciec i zająć się swoim pięknym w końcowym efekcie fachu, tyle samo razy umysł oszukiwał go i zdradzał, bez opamiętania brnąc w kolejne etapy tego, na białe jednorożce, przeklętego wieczoru. Wszystko skończyło się dobrze, przynajmniej dla nich, lecz Edward nie potrafił wyzbyć się paskudnego widoku parkietu skąpanego w martwych ciałach na dywanie krwi. Za każdym razem przechodził go ten sam paskudny dreszcz obrzydzenia, na nowo wzbudzając emocje, irracjonalny strach wobec wszystkiego, co miało choćby najmniejszą mugolską konotację. Dwa kolejne dni dochodził do siebie, głównie w wannie pełnej gorącej wody z grubą warstwą piany i ulubionymi przekąskami na lewitującej obok tacy. Dziś, trzeciego dnia, postanowił wyrwać się z marazmu i skoro świt porzucił miękki, puchaty szlafrok na rzecz swej codziennej elegancji oraz pielęgnacji twarzy i dłoni, które tak szczodrze pokazywał światu w swojej hojnej próżności.
Skandal przemawiał z jego oblicza, kiedy w pośpiechu przemierzał uliczki Magicznego Portu w Londynie. Nie mógł patrzeć na pracowników w Domu Mody, bowiem to tam w pierwszej chwili udał się Edward, pragnąc zaznać rutyny i rzetelnej pracy nad projektami. Dwa razy ukłuł się igłą, szyjąc nowy gorset, prawdopodobnie dla Odetty. Jej dokładne wymiary znał na pamięć, śledził je z należytym staraniem i zawsze, ale to zawsze nanosił stosowne poprawki. Ukłucie, nawet jedno stanowiło potwarz. Hańbę, z którą nie chciał, ponieważ nie potrafił, zmierzyć się. W ferworze na nowo wznieconych emocji zgarnął katalog, w którym spoczywało ostatnio wydanie Czarownicy oraz kilkanaście kart z nowymi projektami, po czym opuścił Dom i stawiał kolejne kroki aż do samej La Fantasmagorie, z pełnym dezaprobaty westchnieniem wchodząc do środka tak, jakby wchodził do siebie. Całym sobą czuł, że Tristana tu nie było, a i pora nie należała do tych, w których sam balet, jak i restauracja żyły tłumami. I bardzo dobrze, żachnął się, pelerynę z ozdobną lamówką zostawiając tam, gdzie było jej miejsce, nim eleganckim krokiem wszedł w gąszcz stolików, dosyć mocno nie zdając sobie sprawy, że tego dnia tradycyjna maska czarującego lorda–kawalera została zastąpiona ponury, może pogardliwą reprezentacją kapryśnego dziecka.
Usiadł przy stoliku, który w jego ocenie znajdował się w najodleglejszym, najbardziej zacienionym kącie. Spoglądał na katalog leżący przed nim, a palcami dłoni bębnił niespokojnym rytmem w blat, drugą dłonią podpierając o brodę, garbiąc się, prawie kuląc w złości kierowanej na własną niemożność pracy nad kolejnymi kreacjami. Zazgrzytał zębami, z dość przesadnym rozmachem otwierając katalog, spoglądając prosto na poruszającą się fotografię zdobiącą okładkę gazety. Nigdy, przenigdy w życiu nie nazwałby Czarownicy chłamem, ale dzisiaj tylko to jedno słowo cisnęło mu się na usta. Nie potrafił odnaleźć przyjemności w Broadway, nie umiał skupić się na pracy. Nawet ulubiona gazeta była czymś, na co spoglądał krnąbrnie i buntowniczo, przerzucając szybkimi, agresywnymi ruchami kolejne strony, za którymi skrywały się niedokończone projekty. Pogrążony we własnych myślach, w ostentacyjnym, niekoniecznie potrzebnym okazywaniu złości i wyżywaniu się na martwej części otaczającego go rzeczywistości, nie zauważył albo i nie chciał zauważyć uprzejmego pochrząkiwania obsługi. Przelotnie zerknął na twarz, która miała mu dziś służyć.
Imbryk herbaty — wycedził bez kurtuazji i elegancji w głosie. — karafka wina i ciastka — Dodał jeszcze, kiedy obsługujący go czarodziej zdążył już odwrócić się i zrobić kilka kroków. Edward nie brał pod uwagę, że dodatkowe zamówienie mogło nie zostać usłyszane. Ba, zdawał nie słyszeć sam siebie, zerkając raz po raz na kształty sukni, w których widział siostrę albo inną, równie piękną i zgrabną damę. Muśliny opływające ciało przywoływały zazwyczaj przyjemne wspomnienia, a dziś miał ochotę podrzeć i zniszczyć wszystko, nad czym tylko pracował, byle okazać światu poziom irracjonalnego niezadowolenia, w którym się znajdował. Resztki odebranego wychowania nie pozwalały mu skakać do gardeł innych. Wystarczy, że ignorował ich w nieco gorszym, nieszczególnie uprzejmym wydaniu. Na więcej ze strony Parkinsona nie zasłużyli.


I walk, I talk like I own the place
I play with you like it's a game
Edward Parkinson
Edward Parkinson
Zawód : krawiec, projektant
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wild things that turn me on
Drag my dark into the dawn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9457-edward-parkinson-budowa#288270 https://www.morsmordre.net/t9541-czarus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t9572-skrytka-nr-2183 https://www.morsmordre.net/t9573-edward-parkinson#291128
Re: Restauracja [odnośnik]16.01.22 19:46
Deirdre lubiła te ciche godziny pomiędzy, rozsnute pomiędzy pełnym harmidru porankiem a statecznym wieczorem. Cykl pracy prawie wszędzie wyglądał tak samo, razem z brzaskiem w La Fantasmagorii pojawiały się dziesiątki spraw wymagających nadzoru, musiała skontrolować dostawy świeżych składników do restauracji, odpowiedzieć na pilną korespondencję, po drodze rozwiązać kilka konfliktów i rzetelnie przygotować się do czekających ją spotkań, bowiem to na nich głównie polegała praca dobrego ducha Fantasmagorii, dbającego o to, by artyści, marszandowie, goście, krytycy i cała śmietanka towarzyska czuła się w imponującym budynku nie jak w domu, ale jak w świątyni. Aura tego miejsca powinna przytłaczać, ekscytować, budzić zakorzeniony głęboko w sercu podziw i oferować komfortowe warunki do rozsmakowywania się w sztuce wysokiej każdego rodzaju. Gwarancją takich odczuć była perfekcyjna dbałość o to, kto występował, pracował i odwiedzał Fantasmagorię. Madame Mericourt oddawała się swej profesji całkowicie, a po zamknięciu porannych kwestii organizacyjnych przystępowała właśnie do równie ciężkiej pracy podczas negocjacji różnego typu, od tych wymagających surowej nieustępliwości, przez te oparte na jej kokieteryjnym czarze, aż po pełne konkretów transakcje, które przeprowadzała zawsze w obecności głównego księgowego. Ten czas pomiędzy, skąpany w leniwie osiągającym południe słońcu, nieśmiało wpadającym przez drogie witraże, przynosił w długiej perspektywie największe korzyści - cel osiągano jednak dopiero wieczorem, gdy przygotowania przechodziły w fazę aktywną, a Fantasmagoria wypełniała się śpiewem, tańcem, muzyką i pięknem, a przede wszystkim złaknionymi dopieszczenia zmysłów gośćmi.
Tego lutowego przedpołudnia Deirdre opuściła swój gabinet, schodząc do restauracji. Z pomocą ekonomisty zamknęła styczniowe rozliczenia, odpowiedziała na wszystkie listy i podpisała ostateczną umowę z nowym wioloneczelistą, mogła więc przenieść się do ulubionego stolika w restauracji i przygotować się do nadchodzącej rozmowy z marszandem jednej z baletnic, podobno pragnącego porozmawiać o nadchodzącym repertuarze. Był to mężczyzna uwielbiający dobrze zjeść, wiekowy sybaryta w każdym calu, dlatego zamierzała przyjąć go właśnie tutaj, w niezobowiązującej atmosferze wspólnego obiadu, łagodząc w ten sposób - otoczeniem i rozkoszami podniebienia - ewentualną odmowę kontynuowania współpracy. Do umówionej godziny miała jeszcze sporo czasu, musiała się jednak przygotować, trzymała więc przy piersi gruby folder z dokonaniami baleriny i życiorysami jej ewentualnych następczyń, zamierzając przejrzeć je przy okazji przekąski. W restauracji nie było wielu klientów, na obiad było za wcześnie, śniadań zaś praktycznie nie oferowali, poza wyjątkowymi, prywatnymi porankami dla prywatnych gości - może dlatego już od progu uwagę madame Mericourt przyniósł dżentelmen siedzący przy jednym z bocznych stolików, rozsiewający wokół siebie aurę burzowej chmury. Kiwnęła mu uprzejmie głową, śmiało wkraczając do środka, ignorując fakt, że zajął jej nieoficjalne miejsce: lubiła tamto dyskretne miejsce przy terrarium, musiała jednak obejść się smakiem, zarówno jeśli chodziło o wygodny fotel, jak i zanurzenie ust w wykwintnej przystawce oraz prawie tak przyjemnej mrówczej pracy. Zdenerwowanie obsługi również nie uszło jej uwadze, przyjrzała się więc gościowi dokładniej - i poczuła lodowaty skręt żołądka. Oto kilka metrów przed ną zasiadał sam lord Parkinson, najlepiej ubrany czarodziej po tej stronie Londynu (a może i w całym mieście?), noszący na sobie ubrania warte więcej od rocznej pensji przeciętnego mieszkańca stolicy, uderzająco przystojny i czarujący, nawet gdy jego brwi marszczyły się i zbiegały w grymasie niezadowolenia, wykrzywiającego lekko arystokratyczne rysy.
Deirdre nie cieszyło to spotkanie. Z dwóch powodów. Po pierwsze, tak po prostu, nie lubiła go. Kojarzyła go z Wenus i choć nie krążyły o nim przykre plotki, a sam nigdy bezpośrednio nie dał jej powodów do nienawiści, to niepomiernie irytowała go słodka arogancja oraz lekceważenie, z jakim odnosił się do czarownic; właściwie uosabiał wszystkie cechy, które denerwowały ją w czarodziejach najmocniej, stanowiąc zastępczy obiekt irytacji. Wiedziała przecież, że przyjaźnią się z Tristanem. Czy on go tu zaprosił? Nie, dziś nestor nie planował odwiedzić Fantasmagorii, wiedziałaby o tym - chyba? Drugą palącą kwestią okazało się niedawne spotkanie z Odette w Domu Mody, gdzie Deirdre doznała publicznego (początkowo) upokorzenia. Dama potraktowała ją z wyjątkową troską, lecz czy Edward w jakiś sposób dowiedział się o tym...wypadku? Przyszedł tu by ją wykpić czy ukarać za haniebne zachowanie? Bo przecież nie przeprosić za to, że któryś z pracowników ich modowego raju dolał do szampana narkotycznego eliksiru...Cóż, niezależnie od powodu, zamierzała stawić czoła lordowi Parkinson. Im szybciej będzie miała to za sobą, tym lepiej; dziwne, że nie spotkali się do tej pory i nie poznał od nowa Deirdre. Należało jak najszybciej ustalić nowe ramy znajomości i uniknąć problemów, choćby ze zwracaniem się do niej dawnym, nieprawdziwym imieniem.
Mericourt powoli podeszła do stolika mężczyzny, powstrzymując nerwowy gest poprawienia obcisłej sukni stylizowanej na quipao. Czarno-złoty materiał oblekał całe ciało, guziki zapięła do końca, a długie rękawy ukrywały Mroczny Znak: wyglądała profesjonalnie, ze spiętymi włosami, drogą biżuterią i znacznie subtelniejszym makijażem. Gdyby nie egzotyczne rysy, byłaby pewna, że jej nie pozna; prostytutki zlewały się takim miłośnikom dobrej zabawy w jedną, pozbawioną osobowośći masę.
- Lordzie Parkinson, wspaniale lorda widzieć - cieszy mnie, że to właśnie La Fantasmagoria zasłużyła na obecność tak ważnego gościa - powitała go z emfazą, kiwając lekko głową, uprzejma, pełna szacunku, ale zarazem nieuległa. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - dodała, zerkając na zastawę stolika oraz przedmioty na nim umieszczone. - Jestem madame Mericourt, dbam o to miejsce i o zadowolenie gości - przedstawiła się swobodnie, wiedząc, że właśnie wstępuje na bardzo kruchy lód. Wykpi ją z teatralnym zdziwieniem? Wyśmieje w wysublimowany sposób? Nie miała dziś do tego cierpliwości, czekało ją dopieszczenie ego ważniejszego z punktu widzenia biznesowego człowieka, powinna skupić się na marszandzie, ale zignorowanie niezadowolonego arystokraty nie wchodziło w grę. Nawet, jeśli nie darzyła go przesadną sympatią. - Czy wszystko w porządku? Czy mogę w czymś pomóc lub jakoś uprzyjemnić lorda wizytę? - zapytała, zaplatając dłonie przed sobą na podołku, dalej wpatrzona w niego z góry, łagodnie uśmiechnięta - i tylko kocie oczy wydawały się błyszczeć nieco ostrzegawczo, dziwnym, trochę prowokującym ogniem.



there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Restauracja
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach