Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja
AutorWiadomość
Restauracja [odnośnik]08.08.17 18:31
First topic message reminder :

Restauracja

★★★★
Restauracja mieści się w bocznym korytarzu nieopodal głównej sali; to nieduże pomieszczenie - zaledwie sześć małych stolików - rozsypanych po lśniących połyskiem parkiecie w odległości wystarczająco dalekiej, by zapewnić pełną dyskrecję. Blaty wykonane z ciemnego drewna mają owalne kształty, na każdym - prócz kryształowego wazonu ze świeżą różą - znajdują się popielnice w kształcie muszel. Dostawione do nich krzesła to miękkie, kremowe siedziska o wysokich oparciach i bogato zdobionych nogach, które zapewniają wygodny komfort. W menu królują owoce morza, małże, ostrygi, kałamarnice, krewetki, czy ryby, ale również francuskie sery i trufle, wszech znane jest to miejsce także z potraw wykonywanych na bazie egzotycznych owoców, wyeksponowanych na srebrnych półmiskach w terrarium ciągnącym się wzdłuż ściany, wewnątrz którego zastygły żywe czarne węże. Przez okna po drugiej stronie roztacza się widok na przepiękne ogrody na zewnątrz. Dania podawane są na srebrnej zastawie, całość obsługują kelnerzy tak dyskretni, że niemal niewidzialni. Sufit zakrywa płachta z czarnego aksamitu, podobne materiały ścielą podłogę. Goście, którzy mają problemy z zachowaniem, są wypraszani, wymaga się również odpowiednio eleganckiego stroju. Złoty gramofon znajdujący się w kącie sali gra Wagnera. Przy wejściu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - tylko jeśli nie jest ono oczywiste, obsługa jest doskonale zaznajomiona ze skorowidzem czystości krwi i jego nielicznymi beneficjentami - które następnie podlega weryfikacji jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja [odnośnik]16.06.19 18:14
Jej nastrój nie mógł pozostać niezauważony, Tristan bez trudu dostrzegał zmiany na jej twarzy, zmiany na przestrzeni ostatnich miesięcy, przed ślubem, w trakcie, gdy upragniona sielanka zdawała się być spełnieniem marzeń każdej młodej damy, gdy kwitła u boku Percivala rokującego lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej; i wreszcie dziś, kiedy Percival odszedł, okrywając ją płaszczem hańby. Nie mógł się temu dziwić, niezależnie od przyczyn, może bolało ją złamane serce, a może utracona pozycja, a najpewniej jedno i drugie: w każdym przypadku przypominała dziś białą różę, która schła i więdła, całkiem tracąc prezencję będącą kwintesencją jej roli. Brak wylewności z jej strony właściwie nie mógł dziwić, podobnie jak obniżony nastrój młodej lady i przyszłej matki do niedawna dziedzica wielkiego rodu, dziś tylko bękarta. Nikt nie spodziewał się, że ten człowiek urządzi jej takie piekło.
Skinął głową kelnerowi, który zniknął od ich stolika równie szybko, jak szybko się przy nim pojawił - i wrócił później kilkakrotnie, zastawiając stolik nie tylko kielichami wina, które z namaszczeniem wypełnił wymienionym w rozmowie trunkiem, ale i półmiskami z lekkimi przystawkami, głównie z owocami i przysmakami morza przyrządzanymi na francuskie sposoby. Kawior, ostrygi, morele, winogrona, konfitura z wiśni, oliwki, francuskie sery czy podpiekane bagietki obsypane ziołami miały stanowić przyjemne tło konwersacji. Nie miał zwyczaju podejmować gości bez odpowiedniego przygotowania, nawet w sytuacjach mało formalnych - a może zwłaszcza w takich. Czy odkąd stał się nestorem w ogóle miał prawo dopuszczać się sytuacji nieformalnych?
- Jesteś dzielna, Isabelle - zauważył, uważnie badając jej twarz spojrzeniem; wydarzenia, których stała się bohaterką, uplasowały ją na pozycji, która załamałaby wiele kobiet. Jego słowa były nieco przekłamane, na jej twarzy było przecież widać ślady zmęczenia, jednak jak na wszystko, co ją spotkało - wciąż trwała w dobrym zdrowiu. - Kim musiałbym być, by nie wykazać się zrozumieniem? Cieszy mnie, że zdecydowałaś się na powrót - ale to świadczy jedynie o twojej wewnętrznej sile. Ponoć dopiero wystawieni na próby zaczynamy rozumieć, na jak wiele nas stać. - Uchwycił dłonią kielich wina, unosząc go w niemym toaście, po którym upił łyk wykwintnego wina. Trzeba żyć dalej, twierdziła, czyżby? Po śmierci najstarszej z sióstr życie było ostatnim, czego pragnął: pierwsze skrzypce grało pragnienie zemsty. Czy Isabelle go czuła? Była damą, nie miała do tego prawa - nie miała prawa do właściwie niczego, a odejście Percivala musiało obedrzeć ją z resztek nadziei. W tym momencie szczerze był nim zawiedziony również z tego względu, zdradził Czarnego Pana, zdradził ideę, zdradził krew, ale zdradził również samą Isabelle, której przysięgał wsparcie na oczach wielu świadków. Nigdy by się tego po nim nie spodziewał. Zbagatelizował pierwsze objawy szaleństwa Percivala, ufając jego sercu - czy był naiwny? Nie aż tak jak ona - widując go przecież codziennie musiała dostrzec w jego sercu cień. A dziś: dziś mogła być jedynym kluczem do odnalezienia zdrajcy i wymierzenia mu ostatecznej sprawiedliwości. Rycerze Walpurgii gotowi byli jak sfora psów rzucić się w pogoń za nią i jej dzieckiem, raniąc ją, by pokazać jemu konsekwencje jego czynów. Nie chciał tego. Nie tylko z pobudek prywatnych, politycznie ta decyzja nie miałaby sensu - ale jego ruch nie mógł przecież przeminąć bez echa. Rycerze musieli wiedzieć, że zdrada nie popłaca. - Żyć dalej - pociągnął temat, powtarzając jej słowa w zamyśleniu - Czy może raczej nauczyć się żyć od nowa? Przed tobą nie ma już dalszej drogi, poprzednia wiodła w przepaść - stwierdził wprost i szczerze, bez ogródek, ale przecież spotykali się dziś jako przyjaciele, mógł sobie pozwolić na tę poufałość. - Musisz raczej obrać nową. - Choć to takie trudne zrobić to samotnie, zwłaszcza dla damy. Oby jej dziecko okazało się synem. - I nie pomylić się przy wyborze. Bardziej doświadczonym od ciebie zdarzało się popełniać błędy. - Nie zamierzał jej pouczać ani przestrzegać, sądził, że raczej artykułuje jej myśli. Musiała być świadoma swojej sytuacji, utrata męża była dla niej końcem dawnego życia i początkiem nowego. - Mówisz o tym spokojnie, a jednak na twoim czole pojawiła się bruzda - zauważył, nie odejmując od niej spojrzenia - umykając nim dopiero po chwili, by oderwać z kiści dojrzałe winogrono. - Coś trapi cię mocniej niż zwykle? - Nie zamierzał pytać o kwintesencję jej problemów, były przecież bardziej niż oczywiste.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]01.07.19 12:55
Czy panowała nad własną mimiką twarzy, nad własnym sercem i rozumem? Nie wiedziała. Siedziała naprzeciw wieloletniego przyjaciela, uśmiechając się na widok Tristana i przepysznego, apetycznego jedzenia. Powinna się cieszyć, że pomimo skandalu oraz panieńskiego nazwiska, jest podejmowana przez lorda Rosiera wystawną ucztą. Powinna wyglądać ślicznie, przegnać zmartwienia z serca i zabawiać gospodarza elokwentną rozmową. Nie powinna w nieskończoność zastanawiać się nad przestrogami prawie-nieznajomego z Horizont Alley. Jako szlachcianka, nie powinna nawet rozmawiać z podejrzanym Benjaminem Wright, a co dopiero przyjmować jego przestróg. Ale serce i intuicja podpowiadały jej, że prostolinijny pan Wright niczego przed nią nie ukrywał, że miał odwagę mówić szczerze o zagrożeniach dla niej i Percy'ego, że miał rację. Jej serce pragnęło też, by między nią i Tristanem wszystko było jak dawniej, ale rozsądek podszeptywał, że nestor Rosierów nie może przecież stać z boku. Że skoro stoi po przeciwnej stronie barykady niż teraz Percy, to z pewnością jest potężny i zaangażowany po swojej stronie. Zawsze był silny i potężny i wzbudzający respekt. Tyle, że po raz pierwszy wzbudzał w niej również strach.
Była dzielna? Bardzo chciała być dzielna.
Ponoć jedynie wystawieni na próby, zaczynamy rozumieć, na jak wiele nas stać. To spotkanie było próbą, którą musiała przejść z uśmiechem na twarzy. Zdusić w sercu niepokój, zachować rozwagę i okazać siłę. Wiedziała, że przegra wszystko, jeśli będzie bezczynną obserwatorką, myślącą o tym gdzie i jak radzi sobie Percy. Zamiast tego, musiała pomyśleć, co jest najlepsze i najbezpieczniejsze dla niej i dziecka. Jaką byłaby matką i szlachcianką, odtrącając przyjaźń i sympatię jednego z najpotężniejszych ludzi w kraju? Przez lata budowała w końcu tę znajomość, pomimo animozji dzielących ich rody. Musiała wykorzystać okazję do spotkania z nestorem Rosierów, póki ten jeszcze chciał się z nią spotykać i ją znać. Wiedziała, że jego poglądy powinny ją niepokoić... ale przede wszystkim ceniła w nim siłę.
Dlatego determinację przekuła w uśmiech, a niepokój - w wyraz niemego żalu i rozczarowania za poprzednim życiem. Wzniosła kielich w toaście i zaczęła jeść - okazując zachwyt ucztą ale powoli, elegancko. Bardziej niż posiłkiem, interesowała się słowami Tristana.
-Chciałabym być dzielna, Tristanie, ale dziękuję, że tak uważasz. Choćby dla dziecka - czy to hańba, troszczyć się o nie, wiedząc, że może odziedziczyć... skazę po ojcu? - wspominanie Percy'ego z gniewem przychodziło jej bez problemu, przecież gniewała się na niego ciągle.
Po pytaniu lorda Rosiera zamyśliła się na kilka sekund, choć przecież od początku soptkania wiedziała, jakie tematy pragnęła tutaj poruszyć. W głębi ducha ucieszyła się, że ma szansę pchnąć rozmowę z wymiany grzeczności na poważniejsze tory. Zawsze mogła przecież porozmawiać z Tristanem - tyle, że w tamtym, dawnym życiu, on był po prostu lordem Rosier, a ona lady Carrow. Miał rację, musiała nauczyć się żyć od nowa - choćby teraz, rozmawiając z nestorem jako zhańbiona matka bękarta.
-Trapi mnie własna przyszłość i przyszłość dziecka, które noszę pod sercem. Nikt nie przygotowuje dam na taką ewentualność; na to że ich potomek zostanie okradziony z nazwiska i wszelkich możliwości. Okradziony przez własnego ojca, bo jestem dozgonnie wdzięczna Carrowom za protekcję, którą nad nami roztoczyli. Nie wiem, co stałoby się z nami gdyby nie moja rodzina. - pozwoliła sobie na gorycz i szczerość poprzez wzgląd na przyjaźń, jaka ich łączyła. Wiedziała zresztą, że Tristan dzieli jej oburzenie wobec poczynań Percivala. Może i nadal troszczyła się o męża, ale nie wiedziała czy kiedykolwiek wybaczy mu brak odpowiedzialności za własną rodzinę. W niej samej pragnienie wolności walczyło często z obowiązkami i zawsze wygrywał obowiązek. Przecież wolałaby warzyć eliksiry niż zmuszać do uśmiechu na Sabatach, ale nigdy nie pozwalała sobie na zaniedbania, nigdy nie pozwalała sobie na okazanie, że jej uśmiech jest nieszczery. Walczyła z własnym charakterem i słabością ciała aby być dobrą szlachcianką, katowała się kuracjami na klątwę Ondyny aby być dobrą żoną i matką, a wszystkie jej starania poszły na marne. Pamiętała o tym codziennie, a na rozżalenie pozwoliła sobie zwłaszcza teraz - rozmawiając z człowiekiem, który nigdy nie porzuciłby własnego dziecka.
W jej tonie i mimice z pewnością odbiły się żal i rozgoryczenie, wzięła zatem głęboki oddech aby znów przywdziać bardziej poważny i oficjalny wyraz twarzy. Nie mogła w końcu znudzić swojego rozmówcy prywatnymi sprawami.
-Nie wiem czy dasz wiarę, ale spytałam nawet wróżbitki o przyszłość mojego potomka. Ja, Tristanie, a znasz przecież moje zamiłowanie do nauki i sceptycyzm wobec takiej magii. Pani Trelawney ma chyba jednak prawdziwy talent... - zażartowała, aby rozluźnić atmosferę, i posłała Tristanowi łagodny uśmiech. Nigdy nie uważała siebie za piękną, ale powiedziano jej przecież, że przynajmniej uśmiech ma ładny. ...ale nie będę cię zanudzać moimi problemami. - urwała. Jeśli znudziła swojego rozmówcę, czas zmienić temat... a jeśli wzbudziła jego zainteresowanie, tym bardziej czas zmienić temat.
Upiła łyk wina i wzięła głęboki oddech. Przychodzenie tutaj było ryzykowne zdaniem przyjaciela jej męża, ale właściwe. Temat, który miała zamiar poruszyć byłby ryzykowny, gdyby poszedł źle i gdyby dowiedzieli się o nim ojciec i nestor zanim sama ich przygotuje. Nie powinna była poruszać tego bez porozumienia z całym rodem, ale wiedziała, że do tego porozumienia prędko nie dojdzie. Niektórzy Carrowowie byli jej zdaniem słabi i niezdecydowani, choć Belle nigdy nie powie tego głośno. Teraz pozostanie jednak wśród nich do końca życia i musi zrobić wszystko by umocnić pozycję rodu i swoją. Nie jako dyplomatka, nie jako kandydatka na żonę (sic!), ale chociaż jako szczera i niegdyś naiwna przyjaciółka lorda Rosier.
-Trapi mnie także waśń między naszymi rodami, Tristanie. To nic nowego, wiesz że ta wrogość łamie mi serce, odkąd poznałam Ciebie, Mathieu... - powiedziała, spoglądając prosto w oczy nestora. -Odkąd pierwszy raz ścigaliśmy się w klubie jeździeckim. - uśmiechnęła się z sentymentem, usiłując przywołać dawne, beztroskie wspomnienia. -Nigdy nie miałam odwagi poruszać tego tematu, ciesząc się z naszej cichej przyjaźni i wiedząc, że wszystko jest w gestii naszych nestorów. Ale teraz... teraz ty jesteś nestorem, Tristanie, a nestor Carrow nie wyciąga pierwszy ręki do zgody. - podjęła odważnie, pozorując naiwność pomimo wiedzy, że sojusz z Blackami i nieskończona liczba innych rzeczy stoi na drodze sojuszu z Rosierami. Ale chociaż lubiła Blacków, a zwłaszcza drogiego Alpharda, to w Tristanie Rosier widziała tak potrzebną im siłę. -Wiesz też, że to nestor musi poruszyć taki temat, a nie ja. Pytam więc nie jako lady Carrow, ale jako Twoja przyjaciółka - czy jest coś, co nasz ród mógłby zrobić aby zatrzeć naszą waśń? Mam nadzieję, że nie masz mi za złe poglądu, że w tych czasach są rzeczy ważniejsze niż dawne zatargi. Wspólne cele, wspólna przyszłość. Nie jestem politykiem, Tristanie, ale niepokoi mnie chaos polityczny, niepokoją mnie przeciwnicy szlachty. Czy jestem bardzo naiwna, pragnąc jedności? - przed spotkaniem starannie przemyślała swoje ryzykowne słowa, ale i tak dźwięczało w nich wahanie - przystojące w końcu naiwnej i łagodnej damie. W jej spojrzeniu widać było za to determinację. Chciała być dzielna. Chciała być silna. Chciała zrobić to, co słuszne dla jej rodziny - niecierpliwie nie czekając na to, aż rodzinie zajmie to kolejne wieki.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Restauracja [odnośnik]07.07.19 21:06
Zadanie przez nią pytanie było co najmniej trudne, nie, Tristan nie sądził, by Isabella powinna troszczyć się o plugawy pomiot Percivala, ale zdawał sobie sprawę z tego, że próba wyperswadowania podobnej prawdy matce rozbiłaby się o głaz. Matka kochała zawsze, a kobiece serce wypełnione było uczuciowymi słabościami - pozwalano im na to - na litość, współczucie, empatię i miłość. Nie wyobrażał sobie, przez jaki ból musiałaby przejść, tracąc i męża i syna. Krew Percivala była zepsuta, jego gałąź uschła, jego dziecko nie miało nawet dostąpić szansy sięgnięcia po dziedzictwo, które mu przysługiwało. Było pogrobowcem zdrajcy, Isabelle nie mógł spotkać los gorszy.
- Dziecko nie okryje cię już hańbą, Isabelle. Jego ojciec zatroszczył się, by tak się nie stało. - Miał już być przecież tylko bękartem, od którego niewiele ktokolwiek będzie wymagał, który nikogo nie będzie interesował, nie otrzyma za żonę lady, nie spłodzi potomków swojego rodu, złe nasienie Percivala zatrzyma się właśnie na nim. Stracił całe dziedzictwo swojego ojca. Myśl o tym była brutalna, ale na swój sposób również pocieszająca. Ktoś, po kim nikt nie spodziewa się niczego, nie przyniesie tez zawodu. - Jesteś matką - odparł w końcu, już bezpośrednio w odpowiedzi na jej pytanie. - Jaką matką byś była, gdybyś potrafiła się wyprzeć własnego dziecka? To, co zrobił, jest niewybaczalne, ale fakt jest taki, że obydwoje padliście ofiarą jego lekkomyślności. - Została skrzywdzona, zostało skrzywdzone również dziecko, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Wciąż nienarodzone nie nosiło winy za to, co się wydarzyło - ale musiało ponieść tych wydarzeń nieuchronne konsekwencje, by nigdy nie powtórzyć błędu ojca. Rozumiał jej rozgoryczenie - sam wszak ufał Percivalowi i nigdy nie spodziewałby się po nim podobnego ruchu, nie spodziewała się tego też rodzina Isabelle, ani jedna ani druga. Winien był zginąć tamtej nocy. A sam Tristan nie powinien już nigdy prowadzić o nim rozmów, Percival Nott był martwy, nigdy nie istniał, został wykreślony z ksiąg i z roczników, ale dla Isabelle musiał zrobić wyjątek. A może - po prostu chciał.
- Będzie musiał nauczyć się żyć - skłamałby, gdyby powiedział, że nie zastanawiał się nigdy nad przyszłością bękartów, które miała mu urodzić Deirdre. Nie miały nigdy uszczknąć jego zaszczytów miały być zwyczajne. A on nie znał zwyczajnego życia. Kiedyś oszukiwał się, że było inaczej, że wolność w Beuxbatons dała mu więcej, że smocze wyprawy plasowały go dalej od dworu, a bliżej prozy, dziś jednak wiedział, że wszędzie tam obchodzono się z nim jak z jajkiem przez wzgląd na wyjątkowe nazwisko. Bękart - nigdy nie będzie go nosił. - Żyć normalnym życiem, z dala od tego, co my nazywamy codziennością. Prędzej czy później to straci - Nie zamierzał wypierać prawdy, fakty były takie a nie inne. A Isabelle musiała stanąć im naprzeciw, poszukując w tym szaleństwie własnej drogi. Od ucieczki od problemów jeszcze nigdy nikomu nic nie przyszło, wiedział o tym najlepiej. - Zawsze sądziłem, że doskonale się rozumiecie - Ty i twój mąż, Isabelle. - Trudno jest mi pojąć, dlaczego mógłby wam to zrobić - przecież to podłość. Samolubna i egoistyczna, nawet jeśli miał swoje... motywy - Pokręcił głową z dezaprobatą, utrzymując spojrzenie na oczach swojej rozmówczyni; troskliwe i pełne przejęcia, nie zasłużyła sobie na podobny los.
- Trelawney - podchwycił nazwisko, wracając wspomnieniami do Eshter. Tak naprawdę nie spodziewał się po niej skuteczności, ale widocznie wróżbitka miała go jeszcze zaskoczyć. Samo to, że dostała się do lady Carrow i została przez nią zapamiętana - zaskakiwało. - Eshter - uzupełnił w ciemno, nie mogła wiedzieć, że zdawał sobie sprawę z jej wizyty, ale oczywistość w brzmieniu imienia dodawała jej bez wątpienia wiarygodności. - Słyszałem o niej wiele dobrego - Choć przecież wiedziała, że i on kpił z wróżbiarstwa w szkole - przynajmniej dopóty, dopóki nie okazało się, że chłopiec, z którym się wychowywał w rodzinnym dworze, Ramsey, ma dar jasnowidzenia. Swoją drogą, i on był bękartem. - Nie zanudzasz mnie, Isabelle. Martwię się - zapewnił, wciąż nie odejmując spojrzenia z jej twarzy, martwił się nie tylko o jej samopoczucie, martwił się o jej przyszłość i przyszłość jej dziecka, absurdalnie wiedząc o niej znacznie więcej niż ona. Dopiero co był przecież świadkiem planowania mordu. - Co ci powiedziała? - Albo raczej: co zapamiętałaś i co z tego zrozumiałaś? Eshter miała jasną i klarowna wizję, która winna zmierzać w jednym celu. Dobrze było sprawdzić jej zdolności w praktyce.
I słuchał jej dalej, gdy rozmowa zmieniła tory na - tego się nie spodziewał - bardziej polityczne, sięgnął dłonią po kawior, który nałożył łyżeczką na talerz, skubiąc maleńkie czarne ziarna. I słuchał. I doceniał dobre chęci, nie mogąc jej winić za kobiece słabości, kobiety były doskonałymi doradczyniami, lubił słuchać Evandry, ale nie powinny decydować samodzielnie o sprawach równie ważkich. I Isabelle również nie powinna. Troszczył się o nią i martwił, ale jego troska nie obejmowała jej dalszych krewnych, którym nie ufał ani grama więcej niż dotąd.
- Nigdy nie osiągniemy jedności, Isabelle, to nie leży w naszej naturze. Zbyt wiele między nami przepaści i zbyt nastało konfliktów, zbyt wiele podzieliło nas burz. Nie obawiaj się jednak o chaos, który nadchodzi, twoja rodzina jest na tyle rozsądna, by zdawać sobie sprawę z... konieczności podjęcia pewnych decyzji. Twój wuj winien jednak przejść do działań, na razie jego słowa to tylko puste słowa. - Carrowowie może i opowiadali się za tym, którego imienia mało kto miał odwagę wypowiadać, ale słowa mogły być czcze; ich nestor nie posłał do walki żadnego pośród synów rodu jeźdźców. Nie ufał Carrowom - oczywiście że nie - potrzebował potwierdzenia deklaracji tak oczywiście złożonej podczas wydziedziczenia Percivala. - Masz słuszność mówiąc, że nie nasz zatarg jest dziś najważniejszy. A my potrafimy przecież spojrzeć na świat szerze, porzucając własne interesy i własne zadry. Nie potrzebuję przyjaźni twojego rodu, Isabelle, by wiedzieć, że w tej wojnie stanął po właściwej stronie. Ubolewam jednak nad tym, że nie łączy nas nic więcej. - Nie miał dla Carrowów propozycji, która mogłaby go zainteresować. Nie szukał wśród nich przyjaciół - zbytnio cenił sobie to słowo i zbytnio wiedział, że nie mógł im ufać. Isabelle była inna, ale Isabelle była tylko niewiastą, smaganą chorągwią tego, co słabe i ulotne. Nie ufał jej męskim krewnym, nie zamierzał wyciągnąć ku nim ręki jako pierwszy, jeśli to miała nieść jej sugestia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]18.07.19 12:23
Uśmiechnęła się do Tristana nieszczerze, przez zaciśnięte usta. Chciała móc przyznać mu rację i wiedziała przecież, że urodzenie dziecka nie okryje jej większą hańbą niż zdrada Percivala. Ale może pamięć o Stonehenge ucichnie za kilka lat... a ona wciąż pozostanie matką bękarta pogrobowca. Dziecka, które miałoby nieporównywalnie lepsze życie, gdyby jego ojciec mógł usiedzieć cicho przez kilka miesięcy. Percy tłumaczył jej swoją decyzję, zasłaniał się ideałami, ale co mogło być niecierpiącego zwłoki i ważniejszego od całej przyszłości jedynego dziecka? (Jej jedynego dziecka, nie miała już przecież szans na powtórne zamążpójście. Nagle przeszedł ją dreszcz, bo uświadomiła sobie, że Percy Blake może dorobić się jeszcze dziesięciorga ze swoją kochanką.)
-Będziemy musieli nauczyć się żyć. Jak mam być dobrą matką dla dziecka, skoro sama nie znam tego, co nazywasz normalnym życiem? Otoczę je kloszem opieki swojej i Carrowów przez pierwsze kilka lat, a potem podrośnie i brutalnie zderzy się z rzeczywistością. - wzruszyła lekko ramionami, pozwalając goryczy przebić się przez fasadę smutnego uśmiechu. Całe życie przygotowywano ją na to, by była żoną i matką - ale nie żoną zdrajcy ani matką bękarta. Nawet jeśli pokocha to dziecko, nie będzie mogła mu pomóc ani wprowadzić w życie. Nie znała życia, które je czeka. Normalnością były dla niej luksusy i bale, nawet jeśli uciekała od nich w zacisze pracowni alchemicznej. A Tristan i Percy do smoków. Wszyscy mogli sobie wmawiać, że własne pasje odróżniają ich od części artystokracji, ale nadal byli arystokracją. Jak mogli zrozumieć normalny świat? Jak odnajdywał się w nim Percy? Jak odnajdzie się w nim jej syn lub córka - bez ojca, bez przewodnika? Czy będzie musiała poniżyć się do proszenia o radę własnej służby?
-Dziękuję za szczerość, Tristanie. Wszyscy inni zachowują się jakby problemu nie było, jakbym była z porcelany. - westchnęła, spoglądając na niego cieplej. Bała się go po słowach Percy'ego i pana Bena Wrighta, ale przecież nadal był jej przyjacielem. Znała go dłużej niż własnego męża. I w przeciwieństwie do niego, nie okłamał jej przez lata znajomości. Znajdował dla niej czas i szczerą pociechę nawet teraz, gdy był nestorem, a ona żoną zdrajcy...
...i zadawał podchwytliwe pytania. Zmusiła się do utrzymania spojrzenia Tristana, do przyjęcia zrozpaczonej i naiwnej miny. Nie mogła przecież okazać, że niedawno widziała się z Percym, że wypytywała (bez satysfakcjonującej odpowiedzi) o jego motywacje. Dla świata była przecież zaskoczoną i porzuconą lalką, która ostatni raz widziała męża przed Stonehenge.
-Też tak sądziłam i byłam naiwna. - odparła prędko, zaskoczona ostrością własnych słów, własnego tonu. Złamane serce nadal paliło ją w piersi i chociaż próbowała łatać ranę dobrymi wspomnieniami o mężu, chociaż nadal pielęgnowała w sobie miłość, to rana odzywała się w najbardziej zaskakujących momentah. Kochał kogoś innego. Rozumiał się z kimś innym.
Podłość, podłość, PODŁOŚĆ.

-Najwyraźniej byłam dla niego fasadą, wygodną wymówką, by rodzina dała mu spokój. Gdybyśmy ja i dziecko znaczyli dla niego choć trochę więcej, nie postawiłby nas w takiej sytuacji. Widać nie rozumiałam go wcale, ale on rozumiał mnie na tyle, by utrzymać wszystko w sekrecie... - gorzkie słowa popłynęły z niej jak strumień, a żal z powodu złamanego serca sprawił, że nawet nie musiała udawać swojej furii. Jeszcze tydzień temu chciała wybaczyć Percy'emu, ale najwyraźniej nie potrafiła. Każde spotkanie z arystokracją rozdrapywało jej rany, a każda przestroga na temat bezpieczeństwa podkopywała jej spokój ducha.
-Jakie motywy mogą usprawiedliwić zdradę własnej rodziny? - spytała, nie do końca retorycznie. Poznała już ich część, ale w opowieści Percy'ego było tak wiele dziur. Grając nieświadomą żonę, chciałaby poznać wersję Tristana.
-Oboje wątpiliśmy we wróżby w szkole, pamiętasz? - zagaiła nagle, posyłając Tristanowi ciepłe spojrzenie i na moment powracając pamięcią do słodkich czasów w Beauxbatons. Może i powinna być przy nim ostrożna, ale przecież nie potrafiła wymazać z pamięci tamtego uroczego, inteligentnego i szarmanckiego chłopca, w którym zawsze widziała dobre serce. Traktował ją w końcu tak normalnie i ze szczerą sympatią - ją, chorowitą i nieśmiałą dziewczynkę, której nawet plebejuszki okazywały szacunek tylko z powodu nazwiska i przymusu.
-Ale Esther naprawdę jest...cóż, przy niej można uwierzyć. Nic nie ukrywała i najpierw mnie zmartwiła, mówiąc, że w moim dziecku będzie skaza, znamię, że coś będzie prześladować je do końca życia. Zapewne miała na myśli jego...status społeczny, choć lękam się też o jego zdrowie... - nie miała jeszcze okazji porozmawiać z nikim o wróżbach, więc chętnie otworzyła się przed Tristanem. Poza tym to bezpieczniejszy i bardziej nieszkodliwy temat niż Percy. Teraz nie musiała uważać na każde słowo.
-Powiedziała jednak, że istnieje moc, która może mu pomóc. Cel, który może nadać jego życiu cel i pomóc osiągnąć potęgę pomimo przeszkód. Jemu albo jej, ale mam dziwne przeczucie, że to będzie chłopiec, Esther też wypowiadała się w tym tonie. Powiedziała, że....ciemność nie musi być przerażająca i żeby nie lękać się tego znamienia. Że to ode mnie i mojego rozsądku zależy, czy pomogę w jakiś sposób mojemu dziecku. - wbiła w nestora pytające spojrzenie, mając nadzieję, że nie weźmie jej i Esther za wariatki. -Szalone, prawda? A jednak, mimo tego szaleństwa...chciałabym być rozsądna, chciałabym wiedzieć jak mu pomóc. Zrobiłabym wszystko dla tego dziecka. - tak jak niegdyś zrobiłaby wszystko dla Percy'ego. Nie była już jednak żoną, a zawsze będzie matką.
Matką, która naiwnie sądziła, że może jakoś pomóc polityce Carrowów i że to od stosunków rodowych zależy przyszłość jej i jej dziecka. Słowa Tristana, choć łagodne, przywróciły ją jednak do rzeczywistości. Nie mogła nic zrobić sama, a zuchwałością - teraz to widziała - była sama sugestie mediacji między Rosierami a nestorem. Te sprawy były ponad nią i musiała liczyć na swoich męskich krewnych. Wcale nie czuła się z tym ani bezpiecznie, ani komfortowo. Właśnie w takich chwilach żałowała, że nie urodziła się mężczyzną, że była bezwolną i słabą marionetką. Nie mogła nawet zapewnić jedności własnej rodzinie, utrzymać przy sobie męża.
-Wiem, Tristanie. - szepnęła z pokorą. Nieco zawstydzona, wbiła wzrok w stół. -Rozumiem. Czasem żałuję tylko, że nie mogę zrobić...nic więcej. Dla rodu, dla siebie, dla dziecka, w całym tym...chaosie. Może najlepiej byłoby wrócić do Francji, ale nie potrafię po prostu zdystansować się od...tego wszystkiego. - wytłumaczyła, nieco chaotycznie, nieco przepraszająco. Tristan mógł poznać, że pomimo pozorów spokoju, jest bardzo zagubiona i zdesperowana. Zapewne przytłoczona własną bezczynnością, bezwolnością. Brakiem celu - bo Percy odtrącił jej propozycję pomocy, a sama mogła co najwyżej błądzić po omacku. Zaufać Percy'emu, Benjaminowi, ojcu, nestorowi, Carrowom - ale była już tak bardzo zmęczona tym ślepym zaufaniem. Jakby podświadomie spodziewała się kolejnej zdrady, bo poprzednia bolała tak bardzo.




Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Restauracja [odnośnik]25.07.19 11:11
Skinął lekko głową, gdy zmieniła formę wypowiedzianego przez niego słowa, nie zamierzał urazić Isabelle. Dworskie bękarty nie miały dla niego większego znaczenia, podobnie jak jego nieślubne dziecko, ale nie spodziewał się, by matka mogła podejść do niego z podobnym dystansem. Niekiedy dzieci stawały się wszystkim, co kobieta miała i mogła posiadać. Nie chciał jej też dawać rodzicielskich rad, nie mając w tym względzie większego doświadczenia, choć z bękartami miał dotąd do czynienia więcej, niż komukolwiek mogło się wydawać. Ta historia nie należała jednak do tych, którymi jego rodzina zwykła się przechwalać, nie sądził, by Isabelle ją znała.
- Może nie powinno być otoczone kloszem, Isabelle. Upadek boli tym mniej, im niższa jest wysokość, z której się spada. Choć domyślam się, że będzie to dla ciebie... trudne. - Jego matka zawsze była zaborcza. Nadopiekuńcza. Kochała swoje dzieci ponad wszystko, a on był jej za tę miłość wdzięczny, ale po raz pierwszy odetchnął pełną piersią we francuskiej szkole magii, z dala od dusznego domu. - Wychowywałem się z bękartem - wyznał, nie odejmując spojrzenia od twarzy swojej rozmówczyni. Nie kłamał, po latach dowiedzieli się, że ojcem Ramseya nie był jego wuj a odsiadujący swoją karę Ignotus, jednak całe dzieciństwo sądził, że ma przybranego brata z nieprawego łoża. Wbrew tradycji nie został posłany do Beuxbatons, do Hogwartu wyjechał przed nim. Nie był pewien, czy Isabelle kiedykolwiek go poznała. - Zadbano, by odebrał część nauk tych, co my, choć wymagano od niego mniej. - Zaznał podstaw francuskiego, lecz nie mówił biegle, był obeznany z heraldyką, ale nie tytulaturą. - Nigdy nie sadzano go z nami przy jednym stole, ale w ogrodach bawiliśmy się razem. - Do dziś nie potrafił wybrać przy stole właściwego widelca, jednak Ramsey Mulciber stał mu się wtedy jak brat, którym tak naprawdę nigdy nie był. - Mógłbym cię z nim skontaktować - stwierdził w końcu w zamyśleniu, nie rozumiejąc, dlaczego nie przyszło mu to na myśl wcześniej. Im większą Isabelle zbuduje sobie sieć kontaktów po ich właściwej stronie, tym prędzej pojmie, co dzieje się wokół niej. A tylko oni mogli jej pomóc z dzieckiem, Percival je porzucił. Czy istniało dla młodej matki coś ważniejszego? - Nie skarży się na swoje dzieciństwo. Trudy uczyniły go silniejszym, a to pozwoliło mu zajść wysoko. - Został niewymownym Departamentu Tajemnic. Nie mógł mówić jej o tym, co tajne, mógł za niego jedynie poświadczyć.
- Martwią się o ciebie - odparł spokojnie, nie mniej troskliwie. Skóra Isabelle była z porcelany, jak sama wyznała, nikt nie przygotował ją na trudną okoliczność. Nikt nie sądził, by było to konieczne. Miała zostać oddana pod opiekę mężczyźnie, który o nią zadba - ale on ją porzucił.  - I ja też się martwię. Jednak tylko stając naprzeciw problemu można spróbować zacząć z nim walczyć. - Tego pewnie też jej nikt nigdy nie mówił. Wyzwania nie miały być jej troską, nie miała nigdy radzić sobie z nimi sama. Miała wspierać swojego męża. Spoglądał na nią z tym samym spokojem, nie wyłapując wewnętrznego wahania - nie sądził, by jakakolwiek kobieta była w stanie wybaczyć mężczyźnie coś tak okrutnego; lejący się z jej ust potok gorzkich słów był brutalnie prawdziwy i brutalnie przykry, a jej umysł skażony podobnymi myślami zdawał się być miękkim i cennym surowcem.
- Dlaczego zrobił to akurat teraz? - ciągnął myśl - czy twoje życie nie byłoby prostsze, gdyby wstrzymał się z tym choćby pół roku? Rok? Trzy? Dziesięć? Czy jemu uczyniłoby to tak dużą różnicę, jeśli krył się ze swoimi wewnętrznymi demonami już trzy dekady? Dlaczego nie zechciał dać ci czasu, byś mogła nazwać Nottinghamshire domem, czasu, by twoje dziecko podrosło na tyle, by jego rodzina zaakceptowała go jako dziedzica? Pokochała, uznała za swoje? - Jakże samolubny był Percival, prawda? Nie mogła wiedzieć, że Percival nie mógł czekać, że najmocniej wiązały go zobowiązania wobec Czarnego Pana, któremu się sprzeciwił. Nie mogła wiedzieć, że zginąłby, gdyby podjął zwłokę, ich przywódca prędzej czy później przejrzałby jego myśli. - Od dziecka uczono nas egoizmu. Ufam, że mój syn wyniesie z domu inne wartości - Tak naprawdę to nie. Miał szczerą nadzieję, że jego syn będzie myślał głównie o sobie - i o tym, jak wynieść siebie i swój ród na piedestał. Ale wrażliwe serce Isabelle nie musiało o tym słuchać, miało zaznać większej goryczy, złości na tego, który ją zdradził. Zdradził ich wszystkich. Mówiła, że trzymał wszystko przed nią w sekrecie, pewnie tak było, chciał ją chronić. I będzie ją chronił, niezależnie od tego, co się wydarzy - Percival nie był kimś, kto tak po prostu porzuciłby swoje dziecko. I to było coś, co mogli wykorzystać. - Nic tego nigdy nie usprawiedliwi, Isabelle. Ten człowiek nie zasługuje na wybaczenie. - Nigdy nie zrobiłby tego, co Percival - nie wyrzekłby się swojej rodziny, brzemiennej Evandry, nie odwróciłby się plecami do Czarnego Pana. Był taki okres, że ich poglądy się ze sobą splatały, że oboje mieli dość wytwornych balów i sztucznych uśmiechów, ale te dwie przepełnione wahaniem ścieżki rozwidliły się w dwie przeciwległe strony. On z tych mrzonek wyrósł - Percival do swojej roli nigdy nie dorósł.
- Czym innym są wróżby z wosku, czym innym prawdziwy dar - odparł na jej nostalgiczne wspomnienie. Ramsey dał mu więcej niż jeden powód, by w to uwierzyć. Wyglądało na to, że Eshter zdołała dotrzeć do Isabelle, a wszystko zmierzało w lepszym kierunku, niż sądził. Bękarta, którego znał w dzieciństwie, również ocaliło znamię ciemności. Nie wydawał się zaskoczony - a wciąż spokojny, jakby pojmował każde wypowiedziane przez nią słowo. - Może w tym szaleństwie tkwi metoda. Wiesz, co powinnaś zrobić, Isabelle. Trwa wojna, a arystokracja staje po jedynej właściwej stronie. Przyjdzie na świat w trudnych czasach - i od dziecka powinien wiedzieć, co te czasy właściwie oznaczają... by w odpowiedniej chwili nie zawahać się i chwycić za różdżkę. - Ile ten stan mógł jeszcze potrwać? Rok, dwa, dziesięć, trzydzieści? Najdłuższa wojna w Anglii trwała sto trzynaście lat - to jej skutkiem Rosierowie i Carrowowie popadli w konflikt. - Rozłamy nie niosą bezpieczeństwa. Twoje dziecko nie może pójść w ślady ojca, jeśli nie chcesz, by sprowadziło na siebie zgubę. To będzie największe wyzwanie dla ciebie jako matki. - Upewnić się, że dorośnie otoczone właściwymi poglądami, właściwą tradycją. Tylko tak zapewnisz mu bezpieczeństwo. Stosunki rodowe o to zahaczały, Rosierowie jasno określili przecież swoje stanowisko. - Ucieczka nie pomoże ani tobie ani dziecku. Czy gdy dorośnie, nie będzie mieć żalu? Nie zrozum mnie źle, Isabelle, oddzielam politykę wiążącą mnie z rodem od troski o ciebie, moją przyjaciółkę. Ale wiem, od której strony wieje wiatr i zmuszony jestem powiedzieć ci wszystko, o czym wiem - dla twojego dobra. Twój były mąż wyparł się rodziny i związanych z tym zobowiązań. Póki ktokolwiek będzie miał wątpliwości co do tego, co zrobisz ty, twoje dziecko nie będzie bezpieczne. Nie pozwól im na te wątpliwości. Trzymaj się z dala od niżej urodzonych, oni mogą sprowadzić na ciebie zgubę. Włóż najpiękniejszą suknię i porzuć żałobę, nie można jej nosić po kimś, kto nigdy nie istniał. Przybierz maskę obojętności, odkryj w sobie matczyną dumę i choć serce będzie krwawiło, a z oczu w samotności poleje się potok łez, musisz nabrać sił, które pozwolą przetrwać twojemu dziecku. Będzie miało tylko ciebie. I to od ciebie zależeć będzie jego przyszłość. - Każdym swoim czynem, każdym fragmentem swojej historii, swoją pozycją, budował wyjściową pozycję swojego przyszłego dziecka. Dziecko Isabelle miało nie mieć ojca. Miało mieć tylko ją. To ona musiała być jego siłą. -  Jeśli się pogubisz, ono zgubi się razem z tobą. - Czuł jej rozdarcie, widział jej zagubienie, swojego rodzaju bezradność. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Potrzebowała kierunku. Celu. Miała rację, nie można jej było dłużej traktować, jakby jej ciało było z porcelany - tę porcelanę skruszył Percival.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]18.08.19 1:07
Wygięła z goryczą wargi, gdy Tristan dyplomatycznie zawiesił głos. Trudne...
Jej upadek nie był trudny, był tragiczny. Zdobyła strzępy niezależności, wychodząc za mąż z miłości. Kochała swojego męża bardziej niż wypadało i czuła się zdradzona boleśniej niż mogłaby przypuszczać. Bolałoby o wiele mniej, gdyby nie wychylała głowy zza szlacheckiej złotej klatki, gdyby nie próbowała sama wpłynąć na wybór swojego męża, gdyby stała potulnie w szeregu. Ze wszystkimi. Teraz ona i już dziecko nigdy nie będą tacy jak inni szlachcice... i po raz pierwszy bardzo chciałaby być jak oni.
Z uwagą wysłuchała opowieści Tristana o bękarcie Rosierów - nie miała o niczym pojęcia, o takich sprawach się nie mówiło i nie plotkowało nawet wśród zaprzyjaźnionych rodów, a co dopiero w przypadku Rosierów. W jej spojrzeniu błysnęło jednak nie wścibstwo, a przenikliwa ciekawość, dobrze znana Tristanowi z czasów wspólnych lat z Beauxbatons. Isabelle reagowała w ten sposób gdy coś, lub ktoś, zdobyło jej żywe zainteresowanie. Gdy chciała wiedzieć więcej (bo w życiu zawsze chciała więcej, czego obecnie żałowała).
-Bardzo chciałabym go poznać. - powiedziała na koniec, nieudolnie hamując ekscytację. A więc istniał ktoś o pozycji tak beznadziejnej jak jej dziecka, ktoś kto zaszedł daleko i zyskał przyjaźń Tristana Rosiera, ktoś nieskazany na potępienie. Szansa, także dla jej maleństwa.
Wątpiła jednak by ojciec tego kogoś naraził się większości liczącej się szlachty oraz Czarnemu Panu. Tristan i wszyscy martwili się o nią, ale ona martwiła się o maleństwo. O martwieniu się o Percivala nie mogła myśleć, nie teraz, gdy Tristan powtarzał za nią i podjudzał potok jej gorzkich słów. Musiała go znienawidzić, choćby na pozór - choćby po to, by jej dziecko pozostało bezpieczne. Percy umiał o siebie zadbać, a oni nie. Musiała się podnieść i walczyć od nowa, za nich oboje.
-Gdybym dla niego cokolwiek znaczyła, gdyby posiadanie dzieci cokolwiek dla niego znaczyło, nigdy by się ze mną nie ożenił. Myślałam, że znam Percivala, ale widać go nie znałam, bo grał cały czas. - wzruszyła ramionami, a pamięć o tym, że jej mąż zawsze kochał kogoś innego, dodawała jej słowom furii. Wydęła pogardliwie wargi, myśląc o bękartach jakiejś mugolskiej nierządnicy, które Percy hipotetycznie może powołać na świat.
-Myślisz, że to dziecko jest dla niego bardziej realne teraz, niż przed naszym ślubem? Masz rację - gdyby było, wstrzymałby się. A teraz jestem zdana na swój ród, dla którego to dziecko będzie niewygodnym ciężarem. Wątpię, by on poświęcił temu dziecku choć jedną myśl, by w ogóle rejestrował, że na tym świecie pojawi się nowy człowiek. Nie łudzę się, ma tylko mnie. - zawiodła się już na swoim ojcu, nestorze i Percivalu (a wspomnienie tego, jak bardzo cieszył się z dziecka, musiała teraz odegnać od siebie). Skoro ten ostatni opuścił ją w potrzebie, co zrobiliby Carrowowie? Kiedyś myślała, że jest księżniczką tatusia, ale to było dawno i nieprawda i nie dotyczyło problemów ze zdrajcami krwi.
-A ja...tak długo myślałam, że nie mam nikogo, a jednak spotykasz się ze mną tak jak dawniej, Tristanie. Tak samo lord Crouch, lord Eddard, lady Nott ponoć zaprosi mnie na Sabat... może jednak życie się nie kończy. - zamrugała gwałtownie by pozbyć się łez i uśmiechnęła się blado, przywołując wspomnienie szlachetnej szlacheckiej wielkoduszności i usiłując nie myśleć o drugiej stronie medalu, o pogardzie.
Tristan miał rację. Wiedziała, co powinna zrobić. Musiała być silna i trzymać się z silnymi.
-Masz rację, Tristanie. Wiem jak wychować moje dziecko i liczę na to, że dorośnie w lepszej przyszłości, kształtowanej przez nasze wartości, przez Czarnego Pana... - powiedziała cicho i na jednym wydechu, starając się wypowiedzieć tytuł Lorda Voldemorta tym samym, pewnym tonem, co wzmiankę o swoich wartościach. Zresztą - czyż jego przekonania powinny być jej przekonaniami? Niegdyś miała tolerancyjne, choć ostrożne, serce, ale nic jej z tego nie przyszło, a tymczasem mugole i ludzie niższego stanu ukradli jej męża.
Nie mogła odfrunąć ze swojej rzeczywistości, tak jak Percy. W jej złotej klatce istniały tylko jedne słuszne poglądy.
-Ale zanim dorośnie, minie wiele czasu. A najlepiej wychowam je na przykładzie własnych wyborów. - dodała zdecydowanym tonem.
-Jeśli tylko nie nadejdzie wtedy czas rozwiązania, pojawię się na Sabacie w najpiękniejszej sukni. - o ile lady Nott raczy wyznaczyć jej jakieś miłosierne przebranie. -Ale znasz mnie Tristanie, znasz moje zdolności i moje poglądy - co prawda niewiele nie rozmawiali o polityce w przeszłości, bo nie wypadało, ale czyż nie widział jej poglądów teraz, w oczach zdradzonej przez miłośnika mugoli kobiety? -I wiesz, że najwięcej mogę osiągnąć nie suknią, a czynem. Po urodzeniu dziecka wrócę do alchemii, wrócę do leczenia i wiedz, że nie chcę siedzieć bezczynnie. Że wesprę różdżką przyjaciół, szlachtę, naszą sprawę. - mówiła dalej, zagłuszając w sobie jakiekolwiek uczucia, które mogłyby jej przerwać. -Niegdyś bałam się wojny i tego zamętu Tristanie, ale nie osiągnę nic strachem. - bardziej bała się bezradności, niemożności wpłynięcia na los własny i dziecka.
Będzie bezpieczna, póki będzie potrzebna. Nie Carrowom, nie Nottom (którzy pozbyli się jej niczym nieznajomej), nawet nie Tristanowi i innym potężnym nestorom...
Rycerzom.


Stal hartuje się w ogniu


Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434
Re: Restauracja [odnośnik]20.08.19 23:04
Skinął spokojnie głową na jej słowa, tak, sylwetka Ramseya rzeczywiście była nadzieją dla jej dziecka: był czarodziejem, który coś znaczył, był silny, był ceniony i był potężniejszy od niejednego lorda, jeśli nie od większości z nich. Nie był też bękartem - ale o tym w dziecięcych latach nie wiedziało żadne z nich i to nie miało w tej opowieści najmniejszego znaczenia. Chodziło przecież o wychowanie dziecka należącego do Isabelle. Pomiotu Percivala - choć od tej drugiej frazy musiał odejść, jeśli chciał wciąż cieszyć się jej zaufaniem. Znaczyła dla niego wiele szczerze, nie życzył jej, by podzieliła los swojego męża - co zresztą udowodnił, wstawiając się za nią tamtego dnia - tak jak szczerze troszczył się o jej los. Ponad tą szczerością stała jednak wola zemsty na jej mężu.
Nie wierzył, że ot tak przestała go kochać, to co ich łączyło, było prawdziwym uczuciem - widać to było w każdym ich geście i słychać to było w każdym ich słowie. Nott nie okazał się tym, za kogo go miał - mógł udawać, a mógł kierować się skrzywioną moralnością która podpowiadała, że podobny występek będzie dla jego ukochanej najlepszy. Nie był. Została sama. Wierzył jednak, że wzbierała się w niej fala goryczy, zawodu i złości, fala sprzeciwu, wzmocnione jedynie dniem, w którym jej dziecko przyjdzie wreszcie na świat, fala, która wznieci bunt: wystarczy ją będzie tylko przepchnąć we właściwą stronę - a być może Percival sam do nich przyjdzie. Nie pozwoliłby skrzywdzić Isabelli - miała być żywą pułapką, to prawda, ale całkowicie między nimi bezpieczną. Nikt nie chciał jej krzywdy, ani oni - ani druga strona. Percival nie skrzywdziłby jej nawet w odwecie, tego jednego mógł być pewien.
- Przekażę mu - obiecał, zamierzając w istocie powiadomić Ramseya o Isabelli, im mocniej otoczą ją odpowiednimi czarodziejami, ludźmi, którym może ufać i którzy jasno i konkretnie ją ukierunkują, tym większa była szansa powodzenia. Bał się, że Isabella zrobi coś głupiego - coś, czego nie będzie się dało cofnąć i coś, co zaważy na całym jej życiu. Bękart był tylko bękartem, jego pochodzenie nie miało znaczenia - sam fakt, że pozwolono Isabelli zostawić go na dworze, rokował dla niego lepiej, niż można by się spodziewać.
- Nikt z nas tak naprawdę go nie znał - westchnął w odpowiedzi na kolejny potok jej gorzkich słów. Miała do nich prawo, nie chciał utwierdzać jej w innym przekonaniu. Jej żal był mu na rękę, chciał pozwolić mu się tlić. - Nikt nie wiedział, co siedzi w jego głowie. Nikt się tego nie spodziewał - Lysander, kiedy jego brat zabrał głos, był roztrzęsiony. Eddard o niczym nie wiedział - Słyszał go przecież na spotkaniu Rycerzy. - Okazał się samolubny i niedojrzały. Nie udźwignął tego, co otrzymał od losu. Nie docenił tego, co otrzymał. - Żony, dziecka, statusu, dziedzictwa, łaski Czarnego Pana, porzucił to wszystko, w głupocie. Zdradził - zdradził znacznie więcej i coś znacznie większego niż własne małżeństwo i własny ród. - Ma tylko ciebie - powtórzył za nią, nie zamierzając wyprowadzać jej z podobnego przekonania. Nie wiedział, co Percival myślał o swoim potomku - nie wiedział, na ile przekalkulował ryzyko, nie wiedział, czy w swoim bohaterstwie wziął to wszystko pod uwagę. Wiedzieć nie mógł - nie znał Percivala nawet w połowie tak dobrze, by móc to przewidywać. - Postaraj się, by miał ciebie. - Kobiety przecież potrafiły być silne - wywodził się z rodu założonego przez kobietę. To Mahaut wypracowała pozycję Rosierów, to jej krew krążyła w jego żyłach, to jej pot dał im herb i ziemię. Kobiety to potrafiły - musiały tylko uwierzyć w siebie.  - Nie myśl dłużej o tym, co mógłby robić on - musisz wziąć sprawy we własne ręce. Sama zatroszczyć się o przyszłość dziecka. Skupić się na tym, co możesz zrobić ty. - Przecież nie będzie miała więcej, zhańbiona arystokratka nie zyska już aprobaty innego mężczyzny. Ale jedyne dziecko zawsze było oczkiem w głowie rodziców - oczkiem w głowie matki pozostanie na zawsze. - Skąd pomysł, bym miał się od ciebie odwrócić, Isabelle? To nie ty jesteś odpowiedzialna za tę tragedię, ty jesteś jedynie jej ofiarą. Percival odszedł, nie sądzę jednak, by powodem był nieurodzaj małżeństwa, a tylko za to można by cię winić. Nie lękaj się patrzeć ludziom w oczy. Pozwól im uwierzyć, że jesteś silna - nawet, jeśli czujesz się mała i krucha. Pozwól im uwierzyć, że masz w sobie siłę, a wkrótce naprawdę ją znajdziesz. - Czy sam tak nie robił, lata temu, osłabiony kolejnymi ciosami wymierzonymi w ród, śmiercią własnej siostry, czy nie zdarzało mu się udawać silniejszego, niż był? Na tyle przekonująco, by w końcu zyskać w swojej rodzinie najbardziej znaczący zaszczyt, tytuł nestora. Skinął spokojnie głową, gdy wypowiedziała tytuł Czarnego Pana. Tylko on mógł ją teraz osłonić. Uczynić ją silniejszą. Jego uczynił.
- Zatem spotkamy się ponownie - zapowiedział, wiedząc, że poświęci jej przynajmniej kilka chwil podczas Sabatu - bal miał być maskowy, ale jej sylwetkę będzie łatwo dostrzec; rozpoznałby ją zresztą po wielu innych cechach. Był kontent z tej rozmowy. I z reakcji Isabelli. Nie spodziewał się jednak deklaracji tak zdecydowanych i tak porywczych, tak... niezwykłych, w istocie.
- Strachem można osiągnąć tylko ucieczkę, czy nie to zrobił twój mąż? - przytaknął jej spokojnie. - Mam kontakty, Isabelle. Moje słowo coś znaczy - Był pierwszym pośród sług Czarnego Pana, choć tego wiedzieć nie mogła. - Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, wciąż tutaj będę. Jestem przekonany, że twoje zdolności przyniosą naszej sprawie sporo korzyści. Przypomnij sobie wiedzę. Bądź gotowa. Ten czas nadejdzie. - Rozparł się na krześle wygodniej, przyglądając się jej z iskrą, którą spostrzegawczy postronny mógłby zidentyfikować jako podziw. Nie sądził, że pozbiera się po tym wszystkim tak szybko - wyjazd do Francji dobrze jej zrobił. Musiał tylko kuć żelazo, póki było gorące. - Częstuj się, proszę - zachęcił, sięgając po bagietkę, którą przegryzł schłodzony kawior. Wieczór był jeszcze młody, nie musieli tak wcześnie kończyć spotkania.

zt x2 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 5 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]04.12.19 11:33
| 23 marca

Wir pracy nie ciągnął Deirdre na dno, nie przygniatał do trującego mułu, a wręcz przeciwnie - pozwalał utrzymać się na powierzchni codzienności, głęboko wdychać świeże powietrze, znów patrzeć w rozżarzoną słońcem mgłę. Tęskniła za stertą dokumentów na biurku, za ostrożnym kreśleniem słów naglącej korespondencji, ba, z radością odwiedziła także trzy przepiękne syreny, kapryśnie ukrywające się przed wzrokiem madame Mericourt, by poprzez tłumacza trytońskiego złożyć swe zażalenia. W La Fantasmagorii odżywała, zapominała o ciężarze powołanego na świat, podwójnego życia, powoli goiła rany zadane gwałtownie przez macierzyństwo. I nie chodziło tylko o podłużną bliznę, lśniącą perłowo w dole brzucha, ściśniętego czarnym gorsetem - w magicznym balecie, świątyni piękna górującej nad portem, na moment zostawiała za sobą nieudaną rolę matki. Owszem, współpracownicy wyrażali zaniepokojenie, czy madame nie powinna dłużej przebywać z potomkiem, lecz szanowano ją na tyle - zwłaszcza biorąc pod uwagę otaczającą ją aurę żałoby - by nie prowokowało to złośliwych plotek. Zresztą, potrzebowano jej, nadchodziła wiosna, nowy sezon, zimowe premiery należały już do zamierzchłych czasów. A Fantasmagoria miała wyprzedzać trendy, przewidywać je, stać się oazą dla artystycznej śmietanki towarzyskiej. Po dobrych opiniach dotyczących Dziadka do orzechów i noworocznych przebojów nie mogła osiąść na laurach - musiała odnawiać nieco zaśniedziałe kontakty, być na bieżąco z francuskimi krytykami, działać, bywać i osobiście oczarowywać kolejnych mecenasów, by ci pozwolili swym gwiazdkom zajaśnieć na firmamencie londyńskiego baletu.
Na razie jednak musiała nadrobić powieści epistolarne, tworzone dla marszandów, oraz całą stertę dokumentów, wymagających podpisu madame Mericourt, zanim zostaną przesłane do księgowości. Repertuary, koszty scenografii, listy materiałów niezbędnych do przygotowania kostiumów - ciemnowłosa kobieta metodycznie przeglądała kolejne teczki, nie kłopotana przez nikogo. Do czasu; po dwóch godzinach mahoniowe drzwi uchyliły się i stanął w nich jeden z asystentów, szeptem informując o pewnym gościu, który domagał się towarzystwa oraz rozjaśnienia pewnych kwestii. Deirdre nie zdążyła się odezwać - lub odesłać kogoś innego do tego zadania - bo mężczyzna wyartykułował nazwisko. Mobilizujące do natychmiastowego porzucenia innych obowiązków, by zająć się zaspokojeniem potrzeb priorytetowego lorda.
Deirdre nie do końca wiedziała, z kim będzie miała do czynienia; czy to Tristan sprawdzał, czy wywiązuje się z powierzonych zadań, niezależnie od ich natłoku? A może dawny nestor chciał skonfrontować się z madame Mericourt? Zimny dreszcz przeszedł kobiecie po plecach, ale nie zwalniała kroku, śmiało przechodząc przez restaurację w stronę dyskretnego stolika, położonego za imponującym terrarium. Przy suto zastawionym obrusie siedział mężczyzna młody, przystojny: tyle zdążyła zauważyć na pierwszy rzut oka, gdy przystanęła naprzeciwko niego, posyłając mu pełen szacunku uśmiech. Skądś go kojarzyła, gdzieś widziała już tą twarz, ale nie potrafiła przyporządkować ją do miejsca. A może po prostu naiwnie szukała podobieństwa do rysów Tristana? - Jestem madame Mericourt, sir - poinformowano mnie, że ma lord jakieś uwagi dotyczące la Fantasmagorii. Chętnie ich wysłucham, robimy wszystko, by to miejsce było wyjątkowe, a sugestie arystokraty lorda pokroju są niezwykle cenne - powitała go miękko, uprzejmie, ale bez przesadnej uniżoności. Stała przed nim wyprostowana, w zapiętej na ostatni guzik sukni, ze spiętymi włosami i eleganckimi rękawiczkami sięgającymi łokci, gotowa spełnić jego oczekiwania - lub przyjąć na siebie niezadowolenie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]07.12.19 17:03
Ostatnie tygodnie wprowadziły w jego życie wiele zawirować. Wiedział, że za kilka dni stawi się na misji, będzie wykonywał zadanie, które może przynieść mu nawet śmierć. Nigdy nie zaprzeczał, że jego postępowanie i działanie jest niebezpieczne. Ryzykował życiem dla słusznej sprawy i był pewien, że jego postępowanie zostanie docenione. Mógł zrobić wiele i chciał robić wiele, znaleźć się wśród najlepszych i najbardziej zasłużonych. Szkoda, że uczestniczył w tym tak krótko… mógł przecież robić to od lat. Niemniej jednak, tak poważna sprawa wymagała odpowiedniego wyciszenia się i odpoczynku. Isabelli powiedział, że ma coś ważnego do załatwienia. Zachował się przy tym tajemniczo. Mogła pomyśleć, że chodzi o ich ślub, który miał się odbyć niebawem, za niecałe trzy miesiące. Czerwiec będzie odpowiednim terminem zorganizowania ślubu, tak zostało ustalone i do tej myśli zdążył przywyknąć. Nadal uważał, że jego małżonka nie musiała wiedzieć czym się zajmuje w wolnych chwilach, to oczywiście dla jej bezpieczeństwa.
Sądził, że w La Fantasmagorie dane będzie mu się zrelaksować, a pokaz zainteresuje go. Z trudem stwierdzał z każdą minutą, że jego zainteresowanie jest nikłe, a całość jest zorganizowana dość… nudnawo. Może przez stres liczył na coś więcej, a może zwyczajnie potrzebował intensywniejszej rozrywki. Cały pokaz go zanudził, a obsługujący go mężczyzna w dodatku potraktował go średnio odpowiednio. Miał wrażenie, że zbywa Mathieu, bo sam znalazł sobie ciekawsze rzeczy do roboty – obserwowanie jednej z pań. Nie zwlekał więc, chciał rozmawiać z kimś kto jest w stanie zapanować nad bałaganem panującym w tym miejscu. I nie zdziwił się. Podniósł wzrok na kobietę i przekręcił lekko głowę w bok. Nazwisko było jej dobrze znane, skoro schlebiała mu w taki sposób.
- Owszem, mam kilka uwag. – mruknął nachylając się w jej stronę. Wyraz twarzy miał jak zawsze nieodgadniony, chłodny i bez konkretnego wyrazu. Na próżno Dei doszukiwała się w nim podobieństwa do Tristana, różnili się znacznie. A może tylko Mathieu tak się wydawało. – Przede wszystkim, repertuar był… nieciekawy, by nie użyć słowa nudny. Wiem, że La Fantasmagorie stać na więcej. – powiedział z powagą. To nie jego pierwsza wizyta tutaj i wiedział doskonale o czym mówił. – Obsługa za to była nader zainteresowana przedstawieniem, zamiast gośćmi. – rzucił wymowne spojrzenie w stronę mężczyzny, który miał obsługiwać Lorda Rosiera. No cóż… Nie każdemu się dogodzi, a Mathieu miał naprawdę niespecjalnie dobry humor tego wieczora.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death


Ostatnio zmieniony przez Mathieu Rosier dnia 07.04.20 9:26, w całości zmieniany 1 raz
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]09.12.19 14:19
Wyniosłe spojrzenie, dumnie uniesiony podbródek, blask brązowych włosów: Deirdre zauważała te detale, drobne iskry świadczące o płonącym wnętrzu lorda róż. Przedstawiciela możnego rodu, arystokratę związanego z Tristanem pochodzeniem i…posługą. Tak, już wiedziała, dlaczego profil mężczyzny wydawał się znajomy. Zasiadali razem przy stole w Białej Wywernie – wolała skupić się na tej płaszczyźnie wspomnień niż zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem nie spotkali się jeszcze wcześniej, w znacznie wygodniejszych – i mniej moralnych – wnętrzach Wenus. Na korytarzach przybytku zmysłowości widziała wielu lordów, potrafiła połączyć otumanione uśmiechy z personaliami, samej zaś pozostając względnie anonimową. Skrywała się za woalkami, za dalekowschodnimi złotymi zawieszkami, przesłaniającymi usta i nos, w końcu za swą urodą, jednocześnie oryginalną i ujednolicającą ją z innymi skośnookimi kobietami. Nie miała pojęcia, czy Mathieu ją rozpoznał, nie była przecież już brzemienna, bladą twarz zdobił dokładny makijaż, a długie włosy spięła w elegancki kok. W Fantasmagorii była przecież kreacją, jaką odgrywała z szacunkiem i troską.
Zrobiła jeszcze krok do przodu, pochylając się nad arystokratą, który mruknięciem wyraził swe niezadowolenie. Przyjmowanie krytyki zawsze drażniło perfekcjonizm Deirdre, a nadwrażliwe po okresie nieobecności ego reagowało na podobne sugestie jeszcze silniej. Musiała sprostać wysokim wymaganiom, głównie tym własnym, domagającym się zaspokojenia wszelkich potrzeb gości baletu. Zwłaszcza tych, którzy mogli wyrazić swoje oburzenie bezpośrednio przed nestorem Rosierów.
- Przykro mi to słyszeć, sir – odparła miękko a pełne usta wygięły się w dół lekkim łukiem zmartwienia. Nieprzesadnego, ale szczerego. Splotła przed sobą skryte pod czernią koronki dłonie, spoglądając z góry na bruneta, dzielącego się z nią słowami irytacji. Zawodu. Niezadowolenia. Nie śmiała zająć miejsca naprzeciwko niego, nie zaprosił jej do stolika, a pomimo braku szlacheckiego wychowania wiedziała, że zostałoby to odebrane jako niegrzeczne. Wolała nie drażnić i tak wytrąconego z równowagi mężczyzny, dokładnie opisującego swe przykre doświadczenia. –Lorda opinia na pewno okaże się pomocna przy planowaniu tegorocznego repertuaru. Czy posiada lord jakieś artystyczne wskazówki? Ulubioną artystkę? Tytuł, który pragnąłby lord zobaczyć na deskach magicznego baletu? – pytała miękko, nie narzucając się i w żaden sposób nie obnażając własnej opinii. Według niej występ był wręcz nowatorski, zapierał dech w piersiach efektami transmutacyjnymi, nie wspominając już o słodkim sopranie jednej z syren – ale w Fantasmagorii zdanie Rosiera znaczyło więcej od zachwytów krytyków ze stuletnim doświadczeniem.
Inną kwestią było niedopełnienie obowiązków przez pracownika – słysząc skargę, Deirdre zmarszczyła w zakłopotaniu brwi. – To niedopuszczalne – wygłosiła ciszej, autentycznie przejęta taką niesubordynacją. Wystarczyło, by na kilka miesięcy straciła z oczu podwładnych, by doszło do czegoś takiego. I to jeszcze przed czujnymi oczami lorda z Kent. – Czy może lord wskazać mi, kto zawiódł pańskie oczekiwania? – spytała łagodnie, odruchowo poprawiając przód sukni, by upewnić się, że była zapięta aż po szyję, a usłużne pochylenie się nad siedzącym dżentelmenem nie odkryje nawet kawałka nagiego dekoltu. – I czy mogłabym jakoś wynagrodzić lordowi dzisiejszy zawód? Sprawić, by ten wieczór nie był spisany na straty? – zagadnęła, ciągle nie mogąc pozbyć się lepkiego wrażenia powtórki z Wenus, narastających podobieństw do poprzednich obowiązków, słów, które wypowiadała do zdenerwowanych lordów szukających ukojenia w ramionach muzy. Muzyki, tańca, ciała. Widocznie jej przeznaczeniem było dbać o przyjemność, troszczyć się o blask ogniska sztuki lub pożądania.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]03.01.20 22:40
Wizyta w Fantasmagorie nie była rutynową częścią jego działania, niemniej jednak, miał świadomość renomy tego miejsca i na co było stać cały sztab ludzi pracujących w nim. Dzisiaj był zawiedziony, czego zupełnie się nie spodziewał. Sam fakt, że Deirdre pofatygowała się do niego, aby odbyć bezpośrednią rozmowę był bardzo schlebiający. Nazwisko mówiło samo za siebie. Nie był pierwszym lepszym klientem, którego można było zbagatelizować i puścić w eter wypowiadane przez niego słowa. Mathieu nauczył się wprawnie wykorzystywać pozycję w świecie, którą zaoferowało mu rodowe nazwisko i krew płynąca w jego żyłach. Nic więc dziwnego, że został przyjęty w odpowiedni sposób, a jego zażalenia bądź skargi miały przynieść jakikolwiek skutek. Twarz kobiety, która rozmawiała z nim wydawała mu się znana, podobnie jak jej głos. Zapamiętywał szczegóły. Jego milcząca postawa przynosiła odpowiednie skutki. Zamiast na ciągłym wypowiadaniu czczych słów mógł skupić się na słuchaniu i segregowaniu informacji we własnej głowie. Coś jednak było inaczej z nią. Przyjrzał się uważnie, lustrując jej sylwetkę spojrzeniem ciemnych oczu. Wyglądała inaczej niż ostatnio kiedy się widzieli, ale również i w jego głowie pojawiła się ta myśl… Biała Wywerna. Na ostatnim spotkaniu jednak była nieobecna, co zostało odnotowane przez całe towarzystwo. Chyba już nawet wiedział dlaczego.
- Niestety, nie posiadam duszy artysty, wolę zostawić to profesjonalistom. – odparł swobodnie, a kącik jego ust drgnął w delikatnym uśmiechu. Obserwował ją uważnie. – Niemniej jednak, poleciłbym zaskoczyć widzów czymś nieszablonowym, czymś czego wcześniej tu nie było. Pokładam wiarę, że jesteście w stanie znaleźć… odpowiedni, złoty środek. – dodał. Nie był odpowiednią osobą do doradzania w tej kwestii, nie czuł się ani zobowiązany do dawania rad, ani tym bardziej na tyle kompetentny. Lubił sztukę innego rodzaju, a magiczny balet był rozrywką przyjemną dla oka i wolał pozostać w tej kwestii na swoim miejscu.
Owszem, zachowanie obsługi było niedopuszczalne. Sądził, że to profesjonale miejsce, gdzie każdy wie co należy do jego obowiązków. Nawet on, mimo iż był dobrze urodzonym Lordem, wiedział gdzie jest jego miejsce w Rezerwacie Albionów. To jego praca, którą wykonywał jak zawsze sumiennie. Najwyraźniej niektórzy nie potrafili docenić tego, co oferowało im życie, a obsługa podeszła… fatalnie do całej kwestii. Dlatego czasem rozmowa z osobą, która zarządza całym tym interesem była lepszym rozwiązaniem. To mogło coś zmienić. Przesunął wzrokiem na jednego z obsługujących go mężczyzn, a jego uśmiech całkowicie znikł z twarzy. Wziął głęboki oddech.
- Kilku wybitnie interesowało się występem, ale z uwagi na to, że zajęła się mną Pani osobiście… puszczę to w niepamięć. Rozmowa z całym personelem byłaby jednak wskazana. – wrócił spojrzeniem ciemnych tęczówek na jej twarz. – A Pani towarzystwo będzie wyjątkową rekompensatą. Tym bardziej, że… zdaje się, mieliśmy okazję się poznać wcześniej. – dodał jeszcze. Był ciekawe co ona na to…



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]05.01.20 15:15
Skrajne niezadowolenie lorda powoli zmieniało się w zaledwie brak satysfakcji, a przystojna twarz złagodniała, gdy tylko pojawił się na niej uśmiech. Lekki, sugerujący przychylność oraz łaskawe puszczenie w niepamięć przykrych doświadczeń, jakie spotkały lorda Rosiera w la Fantasmagorii. Deirdre miała nadzieję, że nie myli się, odczytując aurę otaczającą sylwetkę arystokraty z Kent - naprawdę nie powinna psuć odbudowanej relacji z Tristanem, zawodząc jego oczekiwania wobec perfekcyjnego zarządzania magicznym baletem. - Ciężko zaspokoić wygórowane gusta - odpowiedziała lekko, z zastanowieniem, ale i z lekką pokorą, którą należało zastosować podczas przyjmowania krytyki. Zawoalowanej, nieodnoszącej się bezpośrednio do niej samej, ale i tak odbierała ją personalnie, przejęta. - Część naszych szanowanych gości wyczekuje nowinek prosto z paryskich scen, inni zaś hołdują tradycyjnemu baletowi, zachwycając się konserwatywną interpretacją sztuk wystawianych na deskach teatrów od setek lat - kontynuowała miękko, nie oceniając żadnej z tych dwóch grup, informowała tylko o rzeczywistości. Szlachta miała przeróżne poglądy nawet na kwestie tak plastyczne, jak muzyka czy choreografia i to, co jednych śmiertelnie nudziło, innych uspokajało, udowadniając, że choć świat może się walić w wojenne gruzy, to pewne kwestie pozostają niezmienne. Wierzyła, że i Mathieu to rozumie, choć jeśli dzielił choć część swych wyjątkowych, magicznych genów z Tristanem, to zapewne przychylał się właśnie ku nowoczesnym wariacjom. I bardzo roznegliżowanym syrenom, przemykającym wśród zaczarowanych na złoto wodorostów. - Przekażę lorda sugestie literatom, zajmującym się tematyką spektakli oraz sugerowanym zaproszeniom dla reżyserów baletu - skłoniła po raz kolejny głowę w geście szacunku, obiecując tym samym solenną poprawę. Oby następna wizyta Mathieu w la Fantasmagorii zapadła mu w pamięć jako najlepiej spędzona w przybytku sztuk pięknych od wielu lat.
Tylko przez moment zastanawiała się, czy przyjąć wystosowane nie wprost zaproszenie - tak naprawdę nie była to prośba, a polecenie niezadowolonego gościa, zresztą, pozostawienie Rosiera w rękach niekompetentnych opiekunów nie wchodziło teraz w grę. - Cała przyjemność po mojej stronie - posłała mu lekki uśmiech, nieśpiesznie zajmując krzesło naprzeciwko mężczyzny, przy suto zastawionym stoliku. Wkrótce spod lśniących przykryw półmisków buchną wspaniałe zapachy - nie zamierzała niczego jeść, by nie popełnić hańbiącego faux pas - a już teraz talerze lśniły od francuskich przystawek i świeżych owoców morza. - Oczywiście, nie omieszkam wyciągnąć konsekwencji wobec tych, którzy nie dochowali należytej staranności w obsłudze lorda - zapewniła raz jeszcze, wygodniej rozsiadając się na miękkim krześle i ponad płomieniem świecy posłała Mathieu przepraszający uśmiech. Już ostatni, nie mogła przecież się płaszczyć, zwłaszcza, gdy brunet uroczo dał znać, że jednak ją kojarzy. Miała nadzieję, że wyłącznie z półmroku Białej Wywerny a nie z nieco mniej mrocznych, czułych otchłani Wenus.
- Tak, od pewnego czasu mamy przyjemność współpracować - potwierdziła, skinieniem ręki przywołując sommeliera, by ten przedstawił lordowi najdoskonalsze wina do wyboru, a później nalał je do odpowiednich kielichów. - Polecam te francuskie, z Prowansji, ma niebywały bukiet smaku - dodała od siebie, licząc, że alkohol nieco rozluźni zawiedzionego mężczyznę. - Obyśmy częściej mieli okazję spotkać się - w bardziej sprzyjających okolicznościach - uniosła kieliszek, śmiało pozwalając sobie na delikatny toast, zamierzała wszak zrobić wszystko, by Mathieu opuścił la Fantasmagorię w szampańskim nastroju.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]05.01.20 20:23
Mathieu Rosier nie należał do osób, które swój gniew wyładowywały na innych, a raczej tych, które nie zawiniły bezpośrednio. Zdarzały się odstępstwa od reguły, jednak z uwagi na znajomość i wspólne cele z Deirdre nie powinien atakować bezpośrednio jej osoby. To nie ona zanudziła go niemal na śmierć, nudnym, nieporywającym pokazem, to nie ona zignorowała go zachciankę zapatrzona w tańczące na scenie kobiety. Owszem, jako zarządca tego przybytku powinna być przygotowana na krytykę, bo właśnie ona była odpowiedzialna za poprawne funkcjonowanie tego miejsca. Nie miał jednak dziś ochoty na urządzanie scen. Był dorosłym mężczyzną, a nie nastoletnim podlotkiem, któremu tytuł Lorda namieszał w głowie. Rosier wiedział co robi i wiedział jak się zachować, tym bardziej, że reakcja Mericourt była błyskawiczna, zjawiła się od razu, aby zadowolić Lorda Kent. To się ceniło, na pierwszy rzut oka było widać, że jej praca była dla niej ważna, a dbałość o szczegóły związane z tym miejscem… rozumiał ją doskonale, krótko mówiąc.
- Obie te kwestie można pogodzić organizują różne spektakle w różnych dniach. Jeden dzień można poświęcić na sztampową klasykę, która większości wychodzi już bokiem, a w drugim dniu… zaskoczyć publikę spektaklem rodem z paryskiej sceny. To jedynie sugestia, rozumiem konserwatyzm wielu i przywiązanie do wieloletnich tradycji. – rozwinął swoją myśl dość swobodnie. Zawsze istniało dobre rozwiązanie i złoty środek, a Deirdre z pewnością zdawała sobie z tego sprawę. Najwyżej wymagałoby to większego nakładu pracy i zaangażowania większej ilości osób, ale mogłoby to zadziałać na korzyść La Fantasmagorie. On przychodziłby częściej i chętniej mogąc obejrzeć coś nowego, co każdym gestem mogłoby go zaskoczyć. Oglądanie do znudzenia jednych i tych samych, przewidywalnym spektakli chyba nikogo nie satysfakcjonowało. Być może miała rację, z Tristanem dzielili geny, charakterami odbiegali od siebie. Jego drogi kuzyn zachowywał się zgodnie z powierzoną mu funkcją, był głową tej rodziny i reprezentował ją… On mógł sobie pozwolić na więcej, pofolgować i przede wszystkim, okazywać mniej pokory wobec starych tradycji, które zwyczajnie go nudził.
Przyznajmy jedno… Ciężko było to nazwać zaproszeniem, on oczekiwał, że Mericourt właśnie to uczyni. Nie sądził, że chciałaby zawieść jego wymagania i w pewnym sensie zbagatelizować jego osobę. Skoro Lord zapraszał do towarzystwa, powinna to uczynić i nie pomylił się zbytnio, usiadła naprzeciw niego, a on mógł po raz kolejny zlustrować ją uważnym spojrzeniem, chwilowo pozbawionym „szopki” zwanej wyniosłością.
- Francuskie wina są mi znane. – odparł, wskazując mężczyźnie odpowiednią propozycję. Nie śmiał nazywać się ekspertem, ale ród Rosie miał francuskie korzenie, z resztą… Mathieu dużo czasu spędził we Francji. Wino przygotowane do spróbowania kusiło zapachem, a on nie zamierzał się wzbraniać przed spożyciem. – Oby. – odparł na jej toast unosząc lekko szkło ku górze, a później zanurzył usta w alkoholu. – Wyśmienite, w rzeczy samej. Rozważę zamówienie go na ślub… – stwierdził, kiedy szklany kieliszek stuknął o blat stołu. – La Fantasmagorie musi być dla Ciebie bardzo ważne, Pani. – dodał jeszcze, przesuwając wzrok na jej tęczówki. Jej zaangażowanie było widoczne gołym okiem, a może to fakt, że miała do czynienia z Rosierem sprawił, że tak podeszła do sprawy. Tego nie mógł jednak wiedzieć… Tak samo tego, że jej dzieci były z nim spokrewnione. – Kiedy doszło do rozwiązania? – spytał. Skoro już tak otwarcie sobie rozmawiali, a on raczył się wyśmienitym alkoholem… Zdecydowanie chciał to wiedzieć. Zapewne po ślubie sam zacznie planować rodzinę, więc interesowały go te kwestie, z jakiegoś niewyjaśnionego powodu.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]06.01.20 21:00
Propozycja Mathieu, by kalendarzowo różnicować premiery, była ciekawa, choć zjawiła się już w umyśle Deirdre nie raz. Odzyskanie renomy odremontowanej La Fantasmagorii nie było łatwe, musieli włożyć w repertuar oraz przyciągające uwagę nazwiska wiele złota, a to płynęło wartkim strumieniem głównie z kieszeni rozkochanych w konserwatyźmie miłośników sztuk. Balet rządził się swoimi prawami, także magiczny; do dziś nie cichły echa oburzającego Święta Wiosny Strawińskego, które podczas prapremiery w Paryżu wywołało nie tylko szok. Widzowie mdleli, inni opuszczali widownię - czegoś takiego nie widziano nigdy, a 1913 na zawsze miał zapisać się w historii tańca jako rok przełomowy, rozpoczynający nowoczesność tejże dziedziny. Minęło kilkadziesiąt lat i nowatorskie rozwiązania sceniczne, żywiołowa choreografia oraz pozornie niechlujne ruchy taneczne nie wywoływały już krwotoku z nosa oraz buntu wśród widzów, lecz brytyjska arystokracja przyjmowała modyfikacje znanych dzieł z pewną dozą ostrożności. Chciałaby posiadać pewność Mathieu dotyczącą zróżnicowanego repertuaru, ale na razie mogła jedynie w odpowiedzi lekko się uśmiechnąć - tyle, jeśli chodzi o twarde opinie. Nie spotkali się tu wszak po to, by kruszyć kopie o to, co najlepsze dla magicznego baletu. Miała zatrzeć złe wrażenie po niewystarczającej opiece, zabawić go rozmową, rozcieńczyć niezadowolenie w wybornym winie.
- Oczywiście, nie powinno mnie to dziwić. Czy to prawda, że w Beauxbatons podają je uczniom ostatnich klas podczas uczt? - zagadnęła miękko, szczerze ciekawa odpowiedzi. Francuska szkoła wydawała się jej dziwnym miejscem, a każdy, kto wychował się wśród gryfów, smoków i innych aetonanów - nieco lekceważyła tamtejszą edukację - skrywał w sobie specyficzny, nonszalancki hedonizm. Chciala dowiedzieć się więcej, także dlatego, że powrócenie wspomnieniami do beztroskich czasów szkoły wydawało się dobrym rozwiązaniem na poprawę humoru lorda. Miała nadzieję, że w murach dalekiego zamku nie spotkało go nic przykrego, co znów mogłoby sprawić, że ciemne oczy spochmurnieją. - Czy zaplanował już lord okoliczności małżeństwa? A może narzeczona podejmuje się organizacji wydarzenia? - zagadnęła ponownie, bez nacisku czy wścibskości. Zazwyczaj to rodzina czarownicy dopieszczała moment oddania swej córki, ale Rosierowie byli rodem silnym, a ich pozycja tylko rosła - Deirdre naprawdę życzyła, by kolejne gałęzie rodu z Kent wzmacniały się, porastając ostrymi kolcami kolejne tereny.
Kolejne słowa Rosiera zdziwiły ją, ale nie dała po sobie tego poznać; był spostrzegawczy, czy może wiedział więcej niż przypuszczała? Znów posłała mu uśmiech, ten z arsenału łagodnych, ale i czarujących. - Tak, wkładam w tę pracę swe całe serce - moim marzeniem jest, by to miejsce stało się wyjątkowe i przeszło do historii - podzieliła się z nim pragnieniem każdej pracoholiczki. Słowa mogły brzmieć nieco egzaltowanie, ale w oczach Mericourt lśniła tylko szczerość oraz determinacja. Szybko zmieniające się w zaskoczenie, tym razem nie do końca zakryte uprzejmością. Takiej bezpośredniości się nie spodziewała; czyżby Mathieu rozmawiał z Tristanem? Zaschło jej w gardle, ale nie sięgnęła po kieliszek, nie chcąc, by dezorientacja została zdemaskowana. - Kilka tygodni temu, na szczęście mogłam już powoli wracać do pracy - odparła bez nuty urażenia. - Na razie pojawiam się tu sporadycznie, na kilka godzin, ale mam nadzieję, że wkrótce wszystkie obowiązki wrócą do moich rąk. Na pewno wtedy będę w stanie częściej trzymać pieczę nad pracownikami i nie dopuszczać, by zawodzili oczekiwania szanowanych lordów - westchnęła cicho. Czuła niedosyt, widziała, że powinna przebywać tu częściej, zwłaszcza przy wiosennych porządkach w repertuarze oraz podczas procesu zatrudniania nowych pracowników, ale musiała odpoczywać. I karmić bliźnięta, które zostawiała pod opieką Agathy na zbyt krótkie, by zasmakować wolności, popołudnia.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]09.01.20 23:08
Szkoła minęła kilka lat temu, a Rosier całkiem dobrze wspominał Beauxbatons. Wszyscy zachwycali się Hogwartem, jego strukturą i samą budowlą, on za to nie widział w tym nic wspaniałego. Szkoła do której uczęszczał była niezwykła, miała w sobie ogrom mocy i prowadziła uczniów dokładnie tak, jak powinna. Oczywiście nie mówił, że po tutejszej szkole magii z absolwentami było coś nie tak. Tradycyjnie jednak każdy potomek Rosierów udawał się do szkoły we Francji i tam zdobywał wiedzę i pierwsze doświadczenia. Ten system pielęgnowany był od lat i Mathieu szczerze mówiąc nie wyobrażał sobie, aby było inaczej. On sam oczywiście zamierzał posłać swoje dzieci, jeśli dane będzie mu jakiekolwiek mieć, do Beauxbatons. Tam było ich miejsce, ich przeznaczenie. Słyszał już kiedyś to pytanie, nie pamiętał tylko od kogo. Każda szkoła miała inne zwyczaje, tam również takie panowały. Lekko uśmiechnął się, przekręcając głowę w bok i przyglądając się uważnie.
- To jeden z sekretów Beauxbatons. – odparł miękko i puścił jej oczko. Niech to nadal pozostanie tajemnicą, ale zapewne Deirdre mogła domyślić się odpowiedzi. On sam za to domyślał się, że jej zachowanie wobec niego i tak bezpośrednie zainteresowanie wiązało się z jej obowiązkami. Chciała, aby opinia o La Fantasmagorie pozostała jak najbardziej pozytywna, wszak renoma tego miejsca była znana w wielu zakątkach. A któż inny mógłby namieszać i coś zepsuć jak nie niezadowolony Lord? Nie miał jej tego za złe, sam pewnie postąpiłby zupełnie podobnie, aby przypadkiem coś nie poszło źle. Była tutaj Panią, dbała o dobro tego miejsca, nawet jeśli kilka ostatnich miesięcy było dla niej trudne. Doceniał jej starania, choć zastanawiał się czy do każdego Lorda podchodziła tak samo.
- Mawia się, że śluby to spełnienia kobiecych marzeń, więc pozostawiam kwestie organizacyjne Isabelli. – odpowiedział. Sam nie nadawał się do planowania ślubu i nie do końca był przekonany, co mogłoby zadowolić i zachwycić jego narzeczoną. Ten dzień miał być wyjątkowy, głównie dla niej, choć on sam będzie zadowolony, jeśli spełnią się jej marzenia. – Oczywiście angażuję się w to, dając jej wsparcie. – w zasadzie nie musiał się tłumaczyć, nie było takiej potrzeby. Był Lordem i nie musiał robić nic, ktoś mógł to zrobić za niego i nie byłoby żadnego problemu. Niemniej jednak, nie chciał zostawić z tym Isabelli samej, należało jej się jego wsparcie. Może i znali się krótko, niewiele o sobie jeszcze wiedzieli, ale to tez należało zmienić.
- Obserwując Twe zaangażowanie z pewnością się tak stanie. – skwitował krótko jej słowa. Najważniejszym było dążenie do celu, nie ważne jakie będą tego konsekwencje. Mathieu zdawał sobie z tego sprawę bardziej niż ktokolwiek. Nie w jego stylu było poddawanie się, odpuszczanie czy rezygnacja. Nie zawsze się udawało, o czym Deirdre zapewne wiedziała równie mocno jak on. Ile razy Rycerze zawiedli, choć wszyscy chcieli osiągnąć swój cel. Żadne z nich jednak nie poddało się i nadal wypełniało swe zadania. Czasem trudniejsze, czasem łatwiejsze, niemniej jednak – walczyli, a to było najważniejsze.
- Wychowywanie potomka jest ważną rolą. Ceni się to, że pomimo trudności angażujesz się w pracę. – odpowiedział uśmiechając się nieco tajemniczo. Nie znał faktów, nie wiedział, że powite przez Mericourt dzieci są jego rodziną. Nie wiedział nawet, że była ich dwójka. Nie wnikał, nigdy nie był wścibski i potrafił powstrzymać się od zgryźliwych komentarzy i dociekań. Spojrzał na zegar, nie zagrzeje tu zbyt długo. – Nie chcę przeszkadzać w obowiązkach. – dopowiedział jeszcze, zerkając na nią z zaciekawieniem.



Mathieu Rosier


The last enemy
that shall be destroyed is

death
Mathieu Rosier
Mathieu Rosier
Zawód : Arystokrata, opiekun smoków
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Here’s the misery that knows no end
OPCM : 30
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0 +3
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 33 +2
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
To, że milczę, nie znaczy, że nie mam nic do powiedzenia.
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t7310-mathieu-rosier https://www.morsmordre.net/t7326-ehecatl https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t7421-skrytka-bankowa-nr-1782#202976 https://www.morsmordre.net/t7339-mathieu-rosier

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Restauracja
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach