Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja
AutorWiadomość
Restauracja [odnośnik]08.08.17 18:31
First topic message reminder :

Restauracja

★★★★
Restauracja mieści się w bocznym korytarzu nieopodal głównej sali; to nieduże pomieszczenie - zaledwie sześć małych stolików - rozsypanych po lśniących połyskiem parkiecie w odległości wystarczająco dalekiej, by zapewnić pełną dyskrecję. Blaty wykonane z ciemnego drewna mają owalne kształty, na każdym - prócz kryształowego wazonu ze świeżą różą - znajdują się popielnice w kształcie muszel. Dostawione do nich krzesła to miękkie, kremowe siedziska o wysokich oparciach i bogato zdobionych nogach, które zapewniają wygodny komfort. W menu królują owoce morza, małże, ostrygi, kałamarnice, krewetki, czy ryby, ale również francuskie sery i trufle, wszech znane jest to miejsce także z potraw wykonywanych na bazie egzotycznych owoców, wyeksponowanych na srebrnych półmiskach w terrarium ciągnącym się wzdłuż ściany, wewnątrz którego zastygły żywe czarne węże. Przez okna po drugiej stronie roztacza się widok na przepiękne ogrody na zewnątrz. Dania podawane są na srebrnej zastawie, całość obsługują kelnerzy tak dyskretni, że niemal niewidzialni. Sufit zakrywa płachta z czarnego aksamitu, podobne materiały ścielą podłogę. Goście, którzy mają problemy z zachowaniem, są wypraszani, wymaga się również odpowiednio eleganckiego stroju. Złoty gramofon znajdujący się w kącie sali gra Wagnera. Przy wejściu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - tylko jeśli nie jest ono oczywiste, obsługa jest doskonale zaznajomiona ze skorowidzem czystości krwi i jego nielicznymi beneficjentami - które następnie podlega weryfikacji jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:21, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja [odnośnik]25.12.18 19:16
Podróże Amadeusa Lestrange'a nigdy nie były sprawami w pełni prywatnymi. Każdy wyjazd w delegację musiał zostać gdzieś spisany, nazwisko każdego dygnitarza skrupulatnie przekazane Departamentowi, każde ustalenie lub jego brak podane "do góry". Nawet rodzinne wycieczki do któregokolwiek interesującego dla Brytanii kraju zostawały w końcu zmienione w paradę głupców, na której uprzejmy lord Lestrange zapoznawał krewnych z liczącymi się miejscowymi czarodziejami. Zawsze prowadził życie publiczne – a jednak nie tym razem. Ani Francja, ani Bułgaria, ani Rosja nie została na wysokich szczeblach powiadomiona o wizycie dyplomatycznej, nikt nie dowiadywał się o szukającym odpowiedzi filozofie. Tajemnicę utrzymano i choć w niektórych miejscach arystokratyczna przynależność musiała zostać zdradzona, za każdym razem towarzyszyły jej umiejętne działania: fundament z zaufania i wpływów utrzymał niepewną budowlę w idealnej równowadze. Amadeus zyskał to, czego chciał, co cenił sobie ostatnimi czasy nieco ponad własne życie. Nie patrzył na tę wiedzę w ten sam sposób, co na informacje, które już zdążył Deirdre przekazać. Jeśli każda z nich była złotą monetą, ta wiedza stanowiła butelkę wypełnioną Felix Felicis. Nie mógł nią zniszczyć żadnego narodu, ani wspiąć się dzięki niej na szczyt szczytów. Mimo to, nie zamierzał się nią dzielić.
– Życia – odparł, spojrzeniem gdzieś w bok sygnalizując, że w tym temacie nie powie już ani słowa. Nie skłamał, nawet jeśli nie powiedział tego, o co Mericourt walczyła już na dobrą sprawę od pierwszych wymienionych zdań. Chciała wiedzieć wszystko i chciała mieć nad nim całkowitą przewagę. Czuł to, z każdą sekundą coraz bardziej dopuszczając do umysłu powoli rosnący niepokój. Nie miał mimo to wrażenia, jakby był rozrywaną na strzępy ofiarą. Przynajmniej jeszcze nie w tej chwili.
Deirdre uraczyła go wieloma słowami, ale ledwo które wnosiły cokolwiek do rozmowy. Amadeus miał już ponad trzydzieści lat i doskonale zdawał sobie sprawę z własnego położenia. Przeanalizował je setki razy, choć wyraźnie opóźniło to jego powrót do kraju. Nie słyszał nic nowego, do momentu aż Mericourt napomknęła o szlamie i terrorystach. To samo w sobie nie było jeszcze wystarczająco interesującym, ale sprawiło, że mógł być wystarczająco skupiony, gdy najbardziej tego potrzebował. Lord Voldemort. Imię, jakiego nie słyszał jeszcze w tak pewnej odmianie. Nikt nie wypowiedział go w obecności Lestrange'a tak płynnie i bez jakiejkolwiek zmiany tonu. Nie spodziewał się, żeby Deirdre miała być w tym sensie pierwszą osobą i głównie przez to zaczął z potrojoną uwagą słuchać wszystkiego, co miała mu do powiedzenia, ale spytany o najpotężniejszego czarodzieja obecnych czasów nie mógł siedzieć w ciszy. Był sprawdzany, oceniany pod względem swojej politycznej wartości. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Spokojnie powrócił spojrzeniem na rozmówczynię, ukazując oczyma tylko i wyłącznie pełne skupienie.
– To wybitny ekstremista, czyż nie? – odpowiedział pytaniem na pytanie, świadomie prowokując i wypatrując (oraz nasłuchując) odpowiedzi Deirdre, może niekoniecznie udzielonej mu świadomie – Początkowo przypominał mi Grindelwalda, a jednak... – pokręcił głową – to zupełnie inny wymiar. Grindelwald był szaleńcem. Temu człowiekowi daleko do szaleństwa. Jest siłą, z którą należy się liczyć – zakończył całkiem neutralnie, pilnując się, aby nie pochwalić Voldemorta, przynajmniej nie bezpośrednio. Mericourt nie wiedziała, jakie lekcje Amadeus odebrał od odwiedzonych narodów. Nie zamierzał zdradzać się z pewnym podziwem dla tej postaci, która mimo wszystko spełniała warunki, jakie od niedawna stawiał przed kandydatami na liderów czarodziejskiego świata. Choć na ten moment Czarny Pan drastycznie dzielił Brytanię, dążył do jej zjednoczenia. Nie w sposób, który Lestrange uznałby za słuszny, a jednak nieprzerwany, więc taki, w jaki chciał działać sam Amadeus. Stwierdzenie, komu sprzyja Deirdre było dziecinne proste. Nie spytała o opozycję, którą Voldemort nadal mógł się pochwalić, jak gdyby ta nie istniała, albo miała zostać prędko zniszczona.
– Jedno nie musi wykluczać drugiego – odwzajemnił się kobiecie za oczywistości, którymi go wcześniej obsypała. Sprawiedliwość była dla niego istotna, ale często wymykała się poza uwagę, gdy należało decydować o poważnych sprawach. Zwłaszcza przy tych, które nie oferowały ani jednego dobrego wyjścia. Najwidoczniej tutaj rzeczywistość zamierzała Amadeusowi poskąpić czysto korzystnych ścieżek: to, jak zachowywała się Deirdre, było dla podobnej teorii najpoważniejszym dowodem.
Jej śmiech był niespodziewany i wywarł na Lestrange'u wrażenie, do jakiego nie chciał dopuścić. Westchnął ciężko, cierpliwie słuchając monologu, który własnoręcznie parę chwil wcześniej sprowokował. Z każdym słowem jego podejrzenia rosły. Różnice między Deirdre Tsagairt a Deirdre Mericourt wyrysowały się niesamowicie wyraźnie. Była istotną pracownicą Fantasmagorii, a zachowywała się jak niekwestionowana pani świata, której nie wolno było stawiać warunków, sprzeciw wobec której kończył się sromotnym upokorzeniem. Dyktowała warunki, których Amadeus nigdy nie mógłby uznać za poważne, niezależnie od dumy czy rozsądku.
– Przed chwilą powiedziałem ci, co sądzę o sługusach. Nie będę tańczył, jak mi zagrasz – odparł sucho, z pewnym obrzydzeniem wyrysowanym na twarzy – Szanuję cię i wiem, co potrafisz. Jeśli będziesz w stanie to odwzajemnić, możemy godnie współpracować. Jeśli nie, nic tu po mnie.
Nie był zachwycony tym obrotem spraw. Deirdre wyraźnie kryła przed nim coś więcej, niż standardowe sekrety.
Amadeus Lestrange
Amadeus Lestrange
Zawód : osoba publiczna / filozof
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
There is a thin line between pride and hatred.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4420-amadeus-lestrange https://www.morsmordre.net/t4467-immanuel#95389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t6968-skrytka-bankowa-nr-1152#183112 https://www.morsmordre.net/t4469-a-lestrange#95395
Re: Restauracja [odnośnik]25.12.18 20:55
Częstował ją okruchami prawdziwego dania, sypał z nich wąską ścieżeczkę, mającą doprowadzić ją na skraj wytrzymałości - co prawie mu się udało, dopytywała go z ciekawością dziennikarki Proroka Codziennego, wykazując zawodowe zainteresowanie tym, co mężczyzna ma do powiedzenia. Nie udawała, jak w Wenus, gdzie najchętniej udławiłaby swych bełkoczących o sukcesach rozmówców pierwszym, co wpadłoby w jej ręce: tęskniła za zagranicznymi podróżami, odwiedzaniem krajów, gdzie każdy z przedstawicieli brytyjskiej dyplomacji był kimś obcym dla tubylców. Za zaufaniem, jakim obdarzali ją przełożeni i zarazem za wolnością od anglosaskiej sztywności, jaką mogła zachłysnąć się tylko poza granicami Królestwa. Amadeus szczędził jej jednak opowieści, zachowując tajemniczy dystans, wzmagający tylko domysły. Poskromione, nigdy nie była zwolenniczką tworzenia potencjalnych obrazów, czczego jasnowidzenia sięgającego w mało efektywną przeszłość. Fakty, liczby, konkrety, spisy  - opierała się wyłącznie na tym, słynąć z chorobliwego wręcz perfekcjonizmu. W pracy, w prowadzeniu dokumentacji, w zbieraniu pergaminów z archiwum. Ci, którzy dzielili jej oddanie obowiązkom, chętnie zwracali się do niej o pomoc; jedną z tych osób był lord Lestrange, z jakim - pomimo pewnych różnic - doskonale się dogadywała. Miała nadzieję, że wojaże i anomalie nie zmieniły go na tyle, by wywrócić ten stateczny porządek do góry nogami, ale w tych chwiejnych czasach niczego nie mogła być pewna.
Zwłaszcza mając po drugiej stronie stolika rywala doświadczonego w retorycznym boju, ostrożnego i - co bywało największą przywarą - przekonanego o własnej wyższości. Ta cecha najczęściej gubiła czarodziejów wysokiego pochodzenia, Deirdre przekonała się o tym w ciągu ostatniego roku wielokrotnie. Zbyt pewni swego bezpieczeństwa, nietykalności, talentów, wagi swego nazwiska, szczezli w płomieniach, kłach smoka lub zamieniali się w krwawą maź, roztartą na parkietach własnego salonu. Nie chciała dla Amadeusa takiego końca, dlatego też przystała na spotkanie; ceniła go jako polityka i jako pewnego rodzaju kompana, towarzyszącego jej podczas krótkiej, ale intensywnej kariery w Ministerstwie Magii.
Obydwoje opuścili jednak jego chłodne mury - bez możliwości powrotu, siedziba brytyjskiego rządu spłonęła w niezwykle silnej Szatańskiej Pożodze, grzebiąc w popiołach setki ludzi. Według niektórych zupełnie niewinnych, a według niej samej będących tylko pionkami w większej rozgrywce. Niezbędną ofiarą, złożoną na ołtarzu świetlanej przyszłości, jaką sprowadzi na czarodziejski świat Czarny Pan. - Nie nazwałabym go ekstremistą - odparła tylko, nie dając po sobie poznać żadnej słabości, nie podrzucając Lestrange'owi żadnej wskazówki, mogącej podprowadzić go do właściwego umieszczenia Mericourt w nowej przestrzeni. - bez wątpienia jest jednak wybitny. Potężny. Przerażający. Nigdy wcześniej nie narodził się równie utalentowany czarnoksiężnik - I znów stwierdzała fakty, pełne fascynacji oddanie kryjąc głęboko w przeżartym mrokiem sercu, na zewnątrz prezentując wyłącznie dość popularne opinie. Amadeus zręcznie wymigiwał się od zajęcia konkretnego stanowiska, świadczyło to o jego towarzyskim doświadczeniu, lecz w czasie wojny pozorne wyważenie poglądów było równe z sprowadzeniem na siebie wrogości obydwu stron konfliktu. Nie liczyła na wielkie deklaracje, miała do czynienia z ostrożnym graczem, który z każdym jej słowem - czyż obydwoje nie pragnęliśmy zerwania masek, Amadeusie? - zdawał się drętwieć, wpędzany w dyskomfort.
Lubiła go wywoływać, nawet jeśli Lestrange dość dobrze panował nad mimiką, nie ukazując pełni niezadowolenia, obrzydzenia albo popłochu. Deirdre dalej wpółwspierała się o blat stolika, pochylając się poufale w stronę rozmówcy. - Uraziłam twoje ego, sir? - spytała melodyjnie, dalej z uśmiechem, ale nieprzenikniona czerń jej oczu pozostawała poważna i lodowata. Nie przyszła tutaj po to, by się wywyższać: chciała wskazać mu jedyną słuszną drogę i zaoferować radę. - W tym momencie wiem więcej od ciebie. W pewnych kwestiach mogę więcej od ciebie - kontynuowała spokojnym, cichym tonem, ponownie przekrzywiając głowę z dobrze odgrywanym zaciekawieniem. Z dystansu ich rozmowa wyglądała na lekką, zwyczajną pogawędkę dwojga znajomych. - Możesz przyjąć moje rady, kierować się nimi, słuchać wskazówek - i osiągnąć swój cel szybciej niż się spodziewasz - powtórzyła raz jeszcze, nie próbując sprostować tanecznej metafory: nie zamierzała bawić się jego kosztem, zamierzała bawić się ich wspólnym sukcesem, przynajmniej do czasu. - Możesz też odmówić współpracy. Nic to pomiędzy nami nie zmienia, dalej uważam cię za polityka szanowanego, choć odrobinę tracącego na rozsądku - dodała miękko, nie stawiała sprawy na ostrzu noża, miała ważniejsze i ciekawsze zajęcia od angażowania się w rolę szarej eminecji lorda Lestrange, pnącego się po hierarchii Ministerstwa. Wolała, by to jemu udało się wejść na szczyt drabiny, a nie szowinistycznemu imiennikowi z rodu Crouchów, ale w obecnej sytuacji to Crouch posiadał protekcję Czarnego Pana oraz wsparcie polityczne Rycerzy Walpurgii. - Nie mierz mnie męską miarą, Amadeusie. Nie zamierzałam wsuwać do twych ust galeonów a później obserwować jak spełniasz moje zachcianki - zakończyła z lekką ironią, powracając do wygodniejszej - i odpowiedniejszej dla damy - pozycji. Ponownie wsparła dłonie o podłokietniki, uśmiechając się do Amadeusa ze szczerą sympatią. - Oferta mej pomocy jest jednak jednorazowa. Jeśli chcesz ją jeszcze przemyśleć, odezwij się w ciągu tygodnia - uściśliła pogodnie, przenosząc spojrzenie na wysokie terrarium. Po równo ociosanych gałęziach egzotycznych drzew pięły się czarne węże a ich łuski lśniły w blasku lewitujących nieopodal świec. - Mam nadzieję, że pojawisz się na grudniowym występie wspaniałej Gertrude - olśniewający sopran, niezwykłe umiejętności taneczne. To wydarzenie na wielką skalę - podjęła właściwie bez przerwy, tym samym tonem, którym przedstawiała mu możliwe scenariusze współpracy. Upiła kolejny łyk wody, która zdążyła nabrać temperatury pokojowej, po czym wróciła spojrzeniem do Amadeusa - ciekawa, jaką decyzje podejmie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]26.12.18 9:45
Jestestwo Deirdre było według Amadeusa poważnie skonfliktowane. Mówiła o Czarnym Panu spokojnie, z gracją, jak gdyby, podobnie do siebie sprzed lat, lekko komentowała obecną politykę. Jej słowa nie pasowały jednak do ustawionej otoczki, już od momentu, w którym bez namysłu odrzuciła teorię, jakoby jej okrutny suweren był rzeczywiście ekstremistą. Jego czyny nie mogły zostać nazwane w żaden inny sposób i Deirdre Tsagairt na pewno by o tym wiedziała. Amadeus nie czuł się z tym komfortowo: choć już parę razy przekonał się podczas tej rozmowy o poważnej transformacji swojej dawnej pracownicy, cały czas dostawał nań zupełnie nowe dowody. To nie była woda dla jego rybiej postaci, nie miał poczucia pełnej kontroli i zaczęło zdawać mu się, że powoli stacza się w otchłań bez powrotu. Nie zgodziłby się przecież, jakoby wypowiadane przez Deirdre opinie miały być wybitnie popularne, nawet jeśli jego własna rodzina opowiadała się za nowym, straszliwym graczem na brytyjskiej arenie.
– A Tom Riddle? – zapytał lekko, budząc w sobie stare, zakurzone wspomnienia i podziwy. Nie spodziewał się, żeby Mericourt miała o zaginionym czarodzieju cokolwiek wiedzieć, a jednak poczuł nieodpartą pokusę, aby wyciągnąć rzeczonego czarodzieja na stół. Wielu się nim zachwycało i wielu pewnie nadal twierdziło, że Riddle wcale nie opuścił swojego ojczystego kraju. Amadeus wiódł swego czasu tę pierwszą grupę, o czym teraz raczej nikt nie pamiętał, ale nie zbliżał się do drugiej. Póki co nie miał podstaw do wiązania ze sobą postaci Voldemorta i Riddle'a. Ciekawił się tylko opinii Deirdre, po cichu spodziewając się, że będzie nieco chłodna i zamknie się w stwierdzeniu, że zaginieni czarodzieje są nieistotni.
Na wzmiankę o ego prychnął cicho i nachylił się podobnie do swojej towarzyszki.
– Oczywiście, że tak – przyznał bez ogródek – I nie zrobiłaś tego przypadkowo.
Mimo wszystko, jego towarzyszka wreszcie przyznała się do swoich odczuć. Wyższość nie była już tylko cieniem migoczącym gdzieś w oddali, a raczej jednym z głównych elementów scenicznej dekoracji. Amadeus zaś nie odgrywał samodzielnie pierwszoplanowej roli: tak jak zamierzała, Deirdre przestąpiła granice planów i dołączyła do niego na froncie, czyniąc z ich rozmowy niewyobrażalnie zajmujący spektakl, choć paradoksalnie posiadający pustą widownię. Nie chodziło jednak o to, aby dramat odegrać dla zewnętrznych obserwatorów. To główni aktorzy byli tutaj najważniejsi i robili to wszystko dla siebie i dla siebie nawzajem. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że czerpali z tych przepychanek wyraźną przyjemność.
Lestrange przemilczał ryzykowną wzmiankę o własnym rozsądku. Mericourt zagrała na dawno nieużywanej strunie, która kiedyś była istotnym elementem życia Amadeusa. Każdy jego krewny zmagał się z problemami umysłowymi w większym lub mniejszym stopniu. Choć niektórzy, jak chociażby Flavien, uciekali się do sprytnych sposobów na przeciwdziałanie zapisanej w genach zagładzie, nie wyglądało na to, aby byli w stanie przez całe życie się przed nią bronić. Amadeus miał już zagranicą jeden przypadek, gdzie wyraźnie zwątpił we własną siłę. Może i nie dawał tego po sobie poznać, ale faktem jest, że musiał opuścić Bułgarię prędzej, niż zamierzał.
– Wysłucham tego, co masz mi do powiedzenia. Już teraz – powiedział zdecydowanie – Nie interesują mnie w tej chwili żadne występy. Sama to stwierdziłaś: mamy wojnę. Są lepsze rzeczy do przypilnowania, niż to, czy Lestrange'owie dobrze bawią się przy Gertrude – ostatnie słowa wypowiedział z nie do końca zamierzaną żartobliwością, wypełniając je aluzją do tego, co Deirdre wcześniej mówiła na temat Fantasmagorii.
Amadeus Lestrange
Amadeus Lestrange
Zawód : osoba publiczna / filozof
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
There is a thin line between pride and hatred.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4420-amadeus-lestrange https://www.morsmordre.net/t4467-immanuel#95389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t6968-skrytka-bankowa-nr-1152#183112 https://www.morsmordre.net/t4469-a-lestrange#95395
Re: Restauracja [odnośnik]26.12.18 12:24
Tak beztroskie wypowiedzenie dawnych personaliów Lorda Voldemorta wzbudziło w Deirdre wewnętrzny sprzeciw - w ustach Amadeusa, który nie miał okazji na własne oczy przekonać się o potędze Czarnego Pana zabrzmiałot o wręcz świętokradczo - który jednak bez najmniejszych problemów skryła pod nieustannie uprzejmie-obojętną maską, przyłożoną do twarzy o egzotycznych rysach. - Dlaczego o niego pytasz? - spytała, nieco zdziwiona tak płynnym przejściem do drugiego nazwiska. Czy kojarzyli się z Hogwartu? Z tego, czego zdążyła się dowiedzieć o biogramie lorda Lestrange, nie mieli szansy zdobywać wiedzy na tym samym roku, lecz nie mogła być pewna, czy nie spotkali się już poza murami szkoły. - Podobno był doskonałym, utalentowanym uczniem, wyróżniającym się nawet spośród najpilniejszych Ślizgonów - skomentowała tyle, ile wiedziała na ten temat, nie pozwalając wciągnąć się w dość oczywistą pułapkę. Mieli rozmawiać szczerze, na chłodno przyglądając się rozłożonym na blacie stolika racjom oraz dobrym radom, którymi wybrukowano drogę do sukcesu.
Szczerość Amadeusa wzbudziła jej szacunek, mało który mężczyzna potrafił przyznać się do jakiejkolwiek słabości, mylnie uznając to za oznakę porażki. Dumne zniesienie przeciwności losu oraz rozpoznanie własnych uczuć dawało czarodziejom nieuświadomioną przewagę. Mericourt westchnęła cicho, kręcąc lekko głową - z niedowierzaniem i dobrze odegranym przejęciem. - Nie chciałam cię urazić, po prostu przedstawiam ci ramy nowej rzeczywistości - poinformowała ze spokojem, wyżywanie się na dawnym przełożonym nie przynosiło jej żadnej satysfakcji - owszem, uzyskana ciężką pracą i wyrzeczeniami przewaga napełniała ją słodyczą, ale służba Czarnemu Panu uniewrażliwiła ją na pospolite bodźce. Potrzebowała tych najsilniejszych, spływających świeżą krwią, rozkoszą i cierpieniem; tylko te były w stanie zawrócić jej w głowie i roztrzaskać chłodną warstewkę nienaruszonego marmuru, w jaki przyoblekała się na codzień. Lodowata, zdystansowana rzeźba, mieniąca się przeróżnymi barwami, tak, by dostosować się do wygórowanych oczekiwań czujnie obserwujących ją krytyków.
Zmrużyła oczy, spodziewając się polemiki lub eleganckiego zakończenia dyskusji. Wypowiedziała się jasno i szczegółowo, dając Lestrange'owi wiele wskazówek oraz podstaw do przemyśleń, wyraźnie zaznaczyła też własną pozycję. Dominującą, władczą, opiekuńczą, troskliwą - mógł dopasowywać interpretacje jej zachowania do swych wizji, ważne, by wybrał je odpowiednio. Obecnie podejrzewała, że wygodnie ustawiał ją w opozycji, traktując zachwianie dawnej równowagi jako niebezpieczne i wręcz niegrzeczne.
Powstrzymała kolejne westchnięcie cisnące się na jej usta i machinalnie pogłaskała koniec bogato rzeźbionego, drewnianego podłokietnika długimi palcami. - Przekazałam wszystko, co miałam do powiedzenia przed momentem, Amadeusie - odpowiedziała nieco znużonym tonem: czyżby produkowała się na darmo? Nie potrafiła jaśniej przedstawić mu aktualnych zasad oraz rozłożonych przed nim możliwości: decyzja pozostawała w jego rękach, mógł przyjąć jej pomoc albo zrezygnować z niej bez natychmiastowych konsekwencji. - Oczywiście, że są, lecz jeśli nie zamierzamy współpracować, mogę zdradzić ci jedynie tajemnice następnych występów baletowych - wyjaśniła cierpiwie, choć ze smutkiem wybrzmiewającym z poszczególnych głosek. Wiedział, że nie rzucała słów na wiatr, nie przywykła też do powtarzania się - czasy mozolnego wkładania petentom do głów podstaw prawnych minęły bezpowrotnie. Miała teraz do czynienia z bystrym szlachcicem. Podejrzewała, że podejmie decyzje na podstawie podszeptów nadwyrężonego ego a nie chłodnej kalkulacji potencjalnych zysków i strat, lecz chciałaby się mylić. Osobiście każda z opcji wzbudzała w niej podobne zainteresowanie, jej głowę zaprzątały sprawy znacznie większej wagi - chaos Azkabanu, nowe polityczne porządki, czerpanie z sił anomalii, napełnianie czarnomagiczną mocą różdżek, przemiana zagubionych dzieci w potężne obskurusy. Doradzanie Amadeusowi byłoby tylko miłym dodatkiem, mającym potencjał na coś przydatnego w być moze nieodległej przyszłości. - Jeśli już jesteś pewny swej decyzji, nie będę zajmowała twego cennego czasu, choć przyznaję, że z miłą chęcią oprowadziłabym cię po tym przybytku - dodała, powracając ponownie do przyjemnego, melodyjnego tonu pogawędki dwojga ceniących piękno muzyki czarodziejów.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]04.01.19 13:40
Krótka, choć wyraźnie wyczuwalna cisza naznaczyła dystans pomiędzy pytaniem Deirdre a odpowiedzią Amadeusa. Konkretny powód dla wzmianki o Riddle'u tańczył gdzieś, zupełnie beztrosko, z tyłu jego głowy, umykając pełnemu zrozumieniu. Czasami ludzie są dręczeni takimi niesfornymi chęciami, męczącymi ich tak długo, aż albo zwariują, albo spełnią je co do joty. Lestrange uległ drugiemu efektowi i został zmuszony do przekazania towarzyszce pierwszego wyjaśnienia, które przyszło mu na myśl.
– Widzisz, to był najbardziej obiecujący czarodziej naszych czasów – umyślnie odszedł od określenia "czarnoksiężnik" – Pominęłaś go bez zająknięcia, zaś ja, jako jego najpilniejszy obserwator w dawnych czasach, poczułem się zobowiązany, aby oddać mu należny szacunek. Uznaj to za... namiastkę wierności starym ideałom – skwitował, rozkładając z uśmiechem ręce, przez co wyglądał jak starzec przepraszający o wiele młodszą osobę za zbyt długie odchodzenie od tematu. Do pewnego stopnia to przecież robił. Napotkał niemałą przeszkodę już na samym początku swojej drogi i nie mógł sobie odmówić odwrócenia zarówno uwagi Deirdre, jak i własnej. Oczywiście nie spodziewał się, żeby dużo mu to dało: Mericourt mimo wszystko zachowała kilka cech należących do Tsagairt i jedną z nich była niemal całkowita odporność na takie, bądź co bądź, proste zagrywki. Amadeus mógł rzeczywiście spróbować czegoś o wiele bardziej zaawansowanego, czegoś, na co zasługiwał chociażby najbardziej uparty przedstawiciel obcej potęgi, ale był ograniczany jednym: znajomością, jaka łączyła go z siedzącą naprzeciw kobietą. Nie uważał jej za niewartą całego arsenału, zamiast tego darząc ją starym, utwierdzonym szacunkiem. Choć zdaje się to nad wyraz szlachetne, pewnie musiałoby zostać wyeliminowane co najmniej za miesiąc, jeśli bieg po stołek Ministra miałby zakończyć się sukcesem. Tego nauczyli go akurat Rosjanie. Nadmierne przywiązanie do dawnych przyjaźni może nieraz przynieść prędką porażkę.
Możliwe, że to od władców Wschodu nauczył się najwięcej, ale z pewnością nie mógł ich naśladować w skromności, do której obecnie zmuszała go Deirdre. To ona zdawała się trzymać w smukłych dłoniach klucz do jego świetlanej przyszłości, ale gdy tylko po niego sięgał, cofała się i karciła go palcem, domagając się w zamian o wiele więcej, niż wcześniej zakładał. Zachowywał się jak Sephora Malfoy, którą przecież jeszcze przed swoim zniknięciem uczył dokładnie czegoś przeciwnego, powtarzając jej niemal w kółko, że podstawową zasadą życia powinna być uczciwa wymiana. Nieustępliwe odmowy zmusiły go do ponownej oceny tego, co zamierzał od Mericourt wykupić. Nieczęsto przecież prosi się kogoś o najważniejsze stanowisko w całym państwie, nawet jeśli w tym przypadku Amadeus nie złożył wcale bezpośredniej prośby. Chciał pomocy, asysty przy osiągnięciu cholernie trudnego celu, ale nie miał zamiaru patrzeć, jak ktoś robi jego robotę w całości za niego. Takie przywileje przysługiwały mu od urodzenia, przez najczystszy możliwy ślepy traf i nie chciał ich już więcej używać. Nie mógł też pozwalać sobie na zaprzepaszczanie szans. Czuł całym sobą, że Deirdre rzeczywiście zaszła wystarczająco daleko, aby okazać się w obieranej przez niego drodze nieocenioną pomocą. Przychodziło mu to z trudem, ale już na ponownym wejściu w brytyjski świat polityczny musiał poczynić kroki, które go obrzydzały. W myślach zamierzał trzymać się postanowienia o niezależności, ale na ten moment sytuacja wymagała od niego słów oznaczających coś zgoła innego. Spojrzał kobiecie prosto w oczy.
– Jestem tu dokładnie po to, by zacząć z tobą znowu współpracować, Deirdre. Niech będzie – zawiesił na moment głos – Zróbmy to po twojemu. Zamieniam się w słuch.
Miał szczerą nadzieję, że jego ustępstwo zostanie docenione i dobrze zrozumiane. Nieraz musiał już dopuszczać się osobistych poświęceń dla większej sprawy, ale tu czuł się prawie upokorzony. Krył się z tym najlepiej jak mógł, wiedząc, że oznaka słabości nadmiernie rozbudzi żądzę krwi, z której Mericourt słynęła za czasów ich wspólnej pracy w Ministerstwie.
Amadeus Lestrange
Amadeus Lestrange
Zawód : osoba publiczna / filozof
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
There is a thin line between pride and hatred.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4420-amadeus-lestrange https://www.morsmordre.net/t4467-immanuel#95389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t6968-skrytka-bankowa-nr-1152#183112 https://www.morsmordre.net/t4469-a-lestrange#95395
Re: Restauracja [odnośnik]04.01.19 14:58
Nonszalanckie wypowiedzi Amadeusa doskonale współgrały z jego wizerunkiem. Idealnym, niemalże; nadwyrężonym wyłącznie przez bujną brodę, upodabniającą go do postaci z obrazów, historycznych wzorów do naśladowania, zastąpionych gładkimi licami arystokratów piastujących najważniejsze stanowiska w Ministerstwie Magii. I on chciał je zdobyć, w tym to najwyzsze, najbardziej niebezpieczne; to obiecane jej samej - i wcale nie czuła zazdrości, fortuna nie tyle toczyła się kołem, co miękła w dłoniach Czarnego Pana. Czyżby miała do czynienia z szansą, z pierwszym stopniem, mającym finalnie - za kilka lat - doprowadzić ją do spełnienia marzeń? Do władzy absolutnej, podlegającej wyłącznie rozkazom Lorda Voldemorta, które i tak wypełniałaby bez mrugnięcia powieką i bez zająknięcia, niezależnie do tego, jak wielkiej ofiary by od niej wymagał? Uśmiechnęla się lekko, nie odpowiadając; dawała mu czas na zastanowienie się, na przemyślenie wszelkich za i przeciw, na poukładanie chaosu, który zastał po przekroczeniu granic Zjednoczonego Królestwa. Wierzyła, że gdzieś pod stoickim spokojem, podkreślonym tylko niefrasobliwym niedostosowaniem do nowej, brytyjskiej rzeczywistości, kryje się zdrowy rozsądek, który tak w nim ceniła. Odkrywany z trudem, wygrzebywany spod gruzów roztrzaskanego męskiego ego, spod ciężkich brył pewności siebie, spod historycznych archiwów, gdzie to on stał ponad nią. Czasy się zmieniły, musiał być tego świadom - zarówno na jego korzyść jak i niekorzyść; zależnie, co wybierze; czy stanie się przyjacielem, czy wrogiem, czy będzie kroczył ścieżką trudniejszą, lecz słuszną, czy łatwiejszą, usypaną na ckliwych łkaniach szlam, błagających o łaskę. Amadeus pochodził z szanowanego, konserwatywnego rodu, była prawie pewna, że w jego żyłach pulsuje błękitna krew o nienawistnym odcieniu, płynąca tak szybko również dzięki pogardzie dla zdrajców oraz miłośników niemagicznych istot. Gdyby było inaczej, nestor wyrzuciłby go z posiadłości; nadeszła wojna, nie było tu miejsca ani na półśrodki ani na neutralność. Powinien być tego świadomy.
Czekała cierpliwie, z uśmiechem, odkładając pustą już szklankę z wodą na stolik. I w chwili, w której zamierzała już wstać i uprzejmie się pożegnać, Lestrange wybrał w końcu odpowiednią drogę.
Nie okazała zdziwienia, radości ani irytacji; jej twarz pozostawała tak samo uprzejmie obojętna, jak przed momentem. - Świetnie - podsumowała krótko, nie poruszając się nawet o milimetr; nieruchoma niczym rzeźba, z niepokojąco czarnymi oczami, niemożliwymi do rozpoznania gdzie zaczyna się tęczówka a gdzie rozszerzona źrenica. - Porozmawiaj z nestorem. Postaraj się wrócić do Ministerstwa Magii. A tam - sprzyjaj politycznym decyzjom lorda Amadeusa Croucha i Alpharda Blacka. Popieraj także Malfoya, a nadchodzący miesiąc wykorzystaj, by okrzepnąć i zapoznać się z aktualnymi nastrojami. Stroń od jakichkolwiek kontaktów ze zdrajcami krwi i szlamolubami. Ollivanderowie, Prewettowie, Longbottomowie - jeśli jakiekolwiek decyzje dotyczące nich znajdą się pod twą jurysdykcją, bądź jak najsurowszy. Możesz też wspierać swymi esejami redakcję Walczącego Maga, zwłaszcza Magnusa Rowle'a - kontynuowała nieśpiesznie, bez emocji, bez gróźb i niechęci, za to z przemiłą dla ucha melodią. - I rób to, w czym jesteś najlepszy - działaj i graj na scenie politycznej tak, by konserwatywne, szanowane rody umacniały swą pozycję. Masz wolną rękę. Powiedzmy, że będziesz obserwowany, a gdy sprawisz się dobrze, czeka cię miła niespodzanka. Szansa na to, by stać się kimś naprawdę istotnym - zakończyła optymistycznie, podnosząc smukłą, bladą dłoń do czoła, by odgarnąć z niego włosy. Dawała mu szansę, jedną na milion; jeśli się sprawdzi, może stać się Rycerzem, może uzykać wsparcie innych, możnych arystokratów, może wszystko - a jeśli zawiedzie, w co nie chciała wierzyć, boleśnie przekona się o nowych prawach rządzących czarodziejskim światem. - Gdybyś miał jakieś pytania lub wątpliwości, zawsze możesz się do mnie zwrócić - dodała troskliwie, pochylając się ku niemu poufale ostatni raz. Lodowata dłoń spoczęła na ręce Amadeusa; ciężka, chłodna, wbijająca się w jego skórę dołem złotych pierścieni, zdobiących długie palce. Gest przestrogi lub gest wsparcia, mógł interpretować to dowolnie; dotyk trwał zaledwie kilka sekund. - A teraz wybacz, obowiązki wzywają. Wiesz, jak poważnie podchodzę do pracy - westchnęła cicho, prostując się i poprawiając elegancką suknię, podkreślającą jej orientalną urodę. - Prześlę ci imienne zaproszenie na premierowy spektakl baletowy. Wraz z osobą towarzyszącą. Mam nadzieję poznać twą wybrankę serca - lub wybrankę nestora. Narzeczona to też istotna kwestia, jaką powinieneś zająć się w nadchodzącym czasie - uśmiechnęła się promiennie; Minister Magii powinien posiadać żonę, pokazać, jak ważna jest dla niego tradycja i magiczna rodzina; jak prężnym mężczyzną jest. - Dobrze było cię zobaczyć, Amadeusie, zwłaszcza w tak dobrym zdrowiu. Cieszę się, że wróciłeś- zakończyła uprzejmie, po czym powoli przesunęła spojrzeniem po jego twarzy, nie do końca pewna, czy podoba mu się tak bujny zarost. Powoli wstała z krzesła, pilnując, by szal przesłaniający przedramiona nie osunął się, obnażając tatuaż. Obdarowała dziś Lestrange'a wieloma nazwiskami, sugerując, że może i im szepnąć coś na jego temat; posiadała koneksje i wiedzę, lecz nie zamierzała zdradzać się ze wszystkim. Reszty mógł spodziewać się po okresie próbnym, nie ufała w ciemno i chociaż łączyła ich wspólna przeszłość, musiała być ostrożna. A sam Amadeus na tyle swobodny, by mógł bezproblemowo powrócić na łono rodziny i ojczyzny, samemu orientując się w politycznych podszeptach.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Restauracja [odnośnik]04.01.19 20:41
Podjął nieodwracalną decyzję, choć nie był tego w pełni świadom. Powoli oddawał się pod protekcję ludzi, z którymi na pewno nie zgadzał się w stu procentach, a którzy nie przywykli do tolerowania ideologicznych sprzeciwów. Jego przyszłość stawała pod ogromnym znakiem zapytania, możliwa do przesunięcia w inny rejon jedynie przez niezakłócony bieg czasu. W naiwnej wierze, jakoby brał sprawy we własne ręce i stawał się panem własnego losu, oddawał wszystko pod decyzję zewnętrznych sił. Deirdre mogła nie wyglądać na wzruszoną jego decyzją, ale już samym szeregiem przekazanych poleceń potwierdziła jego przypuszczenia. Zaszła o wiele dalej, niż którekolwiek spodziewałoby się parę miesięcy wcześniej i usadowiła się na pozycji, która sprawiała wrażenie znacząco bardziej wpływowej, niż obecnie zajmowana przez rozmawiającego z nią lorda Lestrange. Przetasowania gabinetów i zmieniające się układy sił zawsze irytowały Amadeusa, zmuszając go do niewygodnej adaptacji. To samo stało się tutaj: spodziewał się szybko pożałować tej decyzji i został przekonany o swojej racji niemal w ułamku sekundy. Gdy tylko usłyszał nazwisko Croucha, zebrało mu się na wymioty, tym bardziej, że padło ono w kontekście politycznej współpracy. Przeklinał swojego imiennika, bez problemu domyślając się jego współpracy z tymi samymi ludźmi, których blisko trzymała Mericourt. Reszta nazwisk nawet nie zabrzmiała w jego uszach, zablokowanych przez buzujące obrzydzenie osobą niekompetentnego dyplomaty. Dopiero wzmianki o znajomych Ollivanderach i Prewettach zwróciły jego uwagę i zmartwiły go niezmiernie. "Jak najsurowsze" decyzje z pewnością byłyby piekielnie trudne do podjęcia, nie wspominając już o sprzeciwach ze strony Ulyssesa i Archibalda. To nic, myślał, szybko wpadając na pomysł poradzenia sobie z tym problemem. Zapewniał sam siebie, że będzie w stanie naginać polecenia na tyle, aby być w stanie chronić się przed własną moralnością. Deirdre brzmiała jak starszyzna jego rodziny. Jeśli oni nie zdołali zmusić go do małżeństwa przez ponad dziesięć lat, z nią też musiał sobie dać radę. Nie było innego wyjścia.
Westchnął machinalnie, słuchając o Walczącym Magu. W tamtej redakcji koncept "szlachetnych dzikusów" z pewnością nie znalazłby szerokiego posłuchu, ale niczego nie dało się być w obecnych czasach pewnym. Amadeus już planował poważne rozeznanie w kadrze gazety, układał nawet powoli list do Magnusa Rowle'a, mający jednoznacznie określić materiały, które ten będzie w stanie przepuszczać przez swoją cenzurę. Nie wolno się było spodziewać prasowej wolności.
– Obserwowany, mówisz... – mruknął, nie prowadząc zbyt daleko tej myśli i skupiając się na dotyku, którym obdarzyła go Deirdre. Spojrzał na nią uważnie, wracając wzrokiem z uciekającej dłoni na wciąż niewzruszoną twarz. Podniósł się z miejsca, odczytując zamiary towarzyszki. Rzeczywiście, poważne podejście do pracy było czymś, co pamiętał na jej temat dosyć wyraźnie. Nie zdziwiłby się, gdyby po tak wybitnym awansie społecznym przykładała się do zawodu jeszcze bardziej, zwłaszcza że nie wymagał od niej już tego samego, co ten poprzedni. W głębi serca chyba nawet cieszył się z jej polepszonego życia, ale nie potrafił się do tego przed sobą przyznać, nieco oślepiony własnymi dążeniami.
– Mam nadzieję, że do wtedy wszystko będzie już oficjalne. Nie jestem już tak bezczynny, jak dotychczas, nie musisz się o to martwić – oznajmił lekko, ze słabo skrytą nutą zadowolenia w głosie – Ciebie również. Życzę uprzejmych klientów – dodał jeszcze, uprzednio z wymaganej od niego uprzejmości odsuwając krzesło Deirdre. Wiedział, że w innym wypadku nie szczędziłaby mu przytyków, mimo że była uosobieniem kobiety wyzwolonej.

zt x2
Amadeus Lestrange
Amadeus Lestrange
Zawód : osoba publiczna / filozof
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
There is a thin line between pride and hatred.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4420-amadeus-lestrange https://www.morsmordre.net/t4467-immanuel#95389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t6968-skrytka-bankowa-nr-1152#183112 https://www.morsmordre.net/t4469-a-lestrange#95395
Re: Restauracja [odnośnik]09.01.19 18:24
14 października 1956
Nie było w nim wątpliwości po wczorajszym spotkaniu z Craigiem. Decyzja została podjęta i nie mógł – a co ważniejsze – nie chciał i nie zamierzał się z niej wycofywać. Krzywoprzysięstwo bardzo mocno leżało w ludzkiej naturze, czego dowodem było samo Stonehenge, na którym stało się to, co się stało. Uważał jednak, że jego samego ono nie dotyczyło. Wywodził się z rodu egipskich kapłanów, władców starożytnego Nilu, łamaczy klątw, uzdrowicieli, z czasem posiadaczy banku Gringotta – złamanie jakiegokolwiek przyrzeczenia, wyłamanie się ze stanowiska rodu było niedopuszczalne; był absolutnie pewien, że czekały na niego dużo gorsze konsekwencje, prawdziwie egipskie katusze, gdyby dopuścił się podobnego zhańbienia własnej krwi. I ku zachowaniu własnej czystości, musiał wybrać miejsce, którego nie znał, a któremu przyświecała czystość. Choć znajdowało się w porcie, Zachary postrzegał je jako pewnego rodzaju ostoję dla tych, którzy wracali z podróży bądź przybywali do kraju, by już na samym początku swej wędrówki przez miasto mieli szansę zetknąć się z tym, czemu hołdowało czarodziejskie społeczeństwo. Przynajmniej jego część, wszak ostatnie wydarzenia jasno deklarowały, że części spośród tych najczystszych i najdoskonalszych nie można było ufać, lecz czy nie tego powinien spodziewać się w lokalach przeznaczonych wyłącznie dla najlepszych? Tego poniekąd oczekiwał, skoro to arystokraci stanowili siedlisko żmij zdolnych do ukąszenia za najmniejszy przejaw wątpliwości, jeśli tylko wiązał się – choćby z potencjalną – zdradą. Jednakże, całkowicie z drugiej strony, pragnął odnaleźć spokój i zaufanie w czasach tak mrocznych i tak niebezpiecznych, w których podjął się dźwigania na barkach ciężaru mogącego zmiażdżyć przy najmniejszych zawahaniu.
Shafiq. — Przedstawił nazwisko dość monotonnie, wiedząc, że okazywanie jakichkolwiek głębszych emocji nie było wskazane. Nie bywał w takich lokalach. Nie był znany osobiście i w takich chwilach dostrzegał to, co potrafiło uczynić samo nazwisko. Choć wyglądał jak większość przedstawicieli swojej rodziny, nie musiał świecić pośród nich niczym Ra, będąc zaledwie muśnięciem słonecznego blasku, przekornie obdarzonym jasnym, chłodnym spojrzeniem stanowiącym odbicie równie stonowanego charakteru. Czy mógłbym być większym przeciwieństwem swojego ojca, matki oraz rodzeństwa?
Wprowadzony do sali restauracyjnej oddał granatową abaję obszytą złotymi nićmi, odsłaniając odzienie na wskroś angielskie, do którego mimo lat noszenia nie potrafił do końca przywyknąć. Było jednak jego codziennością, w której pokazywał poniekąd swoje przywiązanie do obcej kultury, akceptując ją, jednocześnie chowając niczym najgłębiej skrywane tajemnice. Uczucie to towarzyszyło przez dłuższą chwilę, gdy chłonął wnętrze restauracji, odbierając je bezwzględnie ambiwalentnie. Zdawało się sprzyjać zachowaniu w sekrecie prowadzonych rozmów, co do tego miał pewność. Budziło jednakże ciche skojarzenie, że pośród tak reprezentowanego bogactwa nic nie mogło utrzymać się w tajemnicy dłużej niż pięć minut. A może to wizualne, czysto wzrokowe wrażenie miało budzić właśnie te emocje, gdy po raz pierwszy obcowało się w tak dystyngowanym lokalu w londyńskim porcie? Musiał przekonać się na własnej skórze i wyrobić własną opinię, co niewątpliwie na niego czekało. Wcześniej jednak dokonał wyboru stolika; jednego z sześciu, stojącego najbliżej okien z widokiem na ogrody, wolnym krokiem zbliżając się do tafli szkła, by móc przyjrzeć się tej zewnętrznej części budynku pokrytej roślinnością. A gdy zajął wybrane miejsce, ponownie pogrążył się w krótkiej analizie wystroju, będąc zachwyconym gustem właściciela, ostatecznie przyglądając się świeżo ściętej róży w kryształowym wazonie.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Restauracja [odnośnik]15.01.19 3:16
Nie było go w Fantasmagorii; znacznie więcej czasu spędzał w rezerwacie, jednak odkąd runęły mury Stonehege spędzał go głównie we własnej posiadłości, zajęty wdrażaniem się w obowiązki, które spadły na niego wraz z nową rolą - i pierścieniem, który wcale nie ciążył na jego ręce. Owszem, nie przychodziło to bez wysiłku, jednak doskonale widział w tej roli samego siebie. Długo na to pracował i zamierzał udowodnić to, co sam dobrze wiedział: że był ku tej roli najlepszą osobą. Ubrany w szaty nieco elegantsze niż zwykle - choć wciąż nie cyrkowe - z rękawem i kołnierzem podszytym złotą nicią, z fularem pod szyją wciąż ozdobioną tą samą złotą broszką róży, przekraczał próg swojego przybytku, kierując się ku restauracji, gdzie miał spotkać się z Zacharym. Ani u progu, ani w przejściu, nie obejrzał się na służbę, która niewidzialna jak cień odebrała od niego wierzchnie odzienie i odprowadziła do stolika zajętego już przez Shafiqa. Arabski ród skrywał wiele tajemnic, a pośród nich tkwiła tajemnica życia: słyszał wiele o zdolnościach swojego rozmówcy, dość wiele, by do dzisiejszego dnia podejść bez zbędnych wątpliwości. Potrzebował medyka, którego opinii mógłby zaufać - i którego wiedza okaże się adekwatna do powierzonego mu przypadku. Zachary zaś zawsze jawił się jako człowiek skryty, lecz rozsądny - pozostawiając w jego pamięci pozytywne wrażenie po okazjonalnych rozmowach.
- Zachary - powitał go, wyciągając dłoń, by uścisnąć jego; przeszła mu przez głowę myśl, że być może angielski gest nie był w jego kulturze obecny, zaraz jednak przyćmiła ją inna, znajdowali się wszak w Anglii, a jego pozycja od czterech dni była wyższa niż dotąd. Co więcej - to Zachary był jego gościem, nie odwrotnie. W konwenansach nietrudno było się zgubić nawet wtedy, kiedy miało się je perfekcyjnie opanowane - a teraz, teraz już naprawdę nie wolno mu było popełniać błędów. Nie był świadom, że nie zwraca się do niego jego prawdziwym imieniem. - Dziękuję za przyjście - oznajmił, zajmując miejsce naprzeciw; kątem oka dostrzegł wciąż stojącego przy stoliku kelnera - naturalnie, czekał.
- Zachwalam specjały tutejszej haute cuisine, mój szef kuchni zadawala najbardziej wymagające podniebienia - stwierdził, bez skromności, ale zgodnie  z prawdą; wychowano go na francuską modłę w wysokiej kulturze jedzenia i z szacunkiem do tej ceremonii, fakt obcości potraw nie przeszedł mu przez myśl, wykształcony i bywały w świecie człowiek niezależnie od preferencji delektować się będzie kuchnią dobrą. Nie potrzebował karty, by zorientować się we własnym przybytku, zatem pozwolił sobie mówić dalej. - Od niedawna serwuje się tutaj duszoną ramorę - z przyjemnością jej spróbuję - zwrócił się do kelnera, pozostawiając rozmówcy otwartą sugestię, mógł, choć nie musiał podążyć za gospodarzem. Mięso ramory było trudno dostępne, ale nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności, nakazując zapewnić jej zaopatrzenie do Fantasmagorii. - Wina? - Tu jednak nie czekał na decyzję Zacharego, konwenanse przemawiały same: do posiłku można było pić wyłącznie wino, do ryby - tylko białe, wskazanie odmiany gatunkowej zaś najlepiej było zostawić specjalistom. Skinął zatem kelnerowi głową, wyraźnie tracąc nim zainteresowanie i ogniskując wzrok na siedzącym przed nim rozmówcy. Było w jego oczach coś wyjątkowego, coś, co stawiało go na granicy pomiędzy brytyjskim a egipskim światem - jak łączący te dwa skrajnie różne światy most.
- Dobrze jest spotkać się w spokojniejszych okolicznościach. Polityka ostatnimi czasy zapewnia nam wiele wrażeń - ufam jednak, że tutaj nie grozi nam atak bezmyślnych głupców. - I to od polityki dżentelmeni winni tak naprawdę rozpocząć spotkanie. Bezgłośnie westchnął, to on należał do jednej z nielicznych rodzin, które tamtego dnia pojawiły się wraz z kobietami - jego siostra mogła zostać ranna. Pamiętał też wkład Shafiqa w tamten dzień - pamiętał jego reakcję, Zachary odnajdywał się w angielskiej rozgrywce zadziwiająco łatwo jak na przyjezdnego, odróżniając poprawnie właściwą i niewłaściwą stronę konfliktu.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]18.01.19 22:19
Roztargnienie ani zbytnie zamyślenie nie ciążyły mu, gdy oczekiwał na przybycie nowego nestora Rosierów. Utkwił w nim za to zaledwie cień obawy o przebieg spotkania, gdy cała świadomość skupiła się wokół najważniejszego z arystokratycznych tytułów. Zbyt dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że reprezentował nie tyle swoje własne poglądy, co stanowisko całego rodu i to właśnie w tym upatrywał budzącego się lęku. Jednak zdołał zdusić zbędne uczucie, zamykając je w otulinie chłodnej obojętności. Nie mógł przecież zignorować wydarzeń z ostatnich dni, kiedy to życie wywrócone do góry nogami ponownie odzyskało swój właściwy bieg. Być może stało się to nieco zbyt szybko i mógłby zostać posądzony o pochopne podejmowanie decyzji, lecz wiedział, że nie istniało w nim nic z pośpiechu, bowiem uważał wprost przeciwnie – zbyt długo zwlekał z tym wszystkim, ignorując wiele spraw dziejących się wokół niego, a teraz nastąpiła pora, aby ostatecznie pozwolił się wciągnąć piaskom odwiecznie nadającym rytm życia wszystkim Shafiqom.
Podniósł się z zajmowanego miejsca, dostrzegając dumnie wkraczającego do sali lorda nestora. Zwyczajowej masce obojętności pozwolił zelżeć, ofiarowując swojemu gospodarzowi ledwie widoczne zadowolenie ze spotkania, chcąc zasygnalizować, że jego zamiary pozostawały w dobrym tonie i obyczaju. Kwestię otrzymanego zaproszenia wciąż traktował jako sprawę wysoce poboczną i nie śmiał jej kwestionować. Jeśli lord Rosier pragnął omówić z nim jakąś istotną kwestię bądź jedynie umilić sobie czas, wypełniając towarzyskie obowiązki – niezmiennie pozostawał do dyspozycji, dobrze wiedząc, jak ważne były takie spotkania i jakiej dyskrecji prawdopodobnie wymagały.
Lordzie nestorze — odparł, pochylając lekko głowę w oficjalnym konwenansie, po czym chwycił jego dłoń i uścisnął. Mimo zupełnie innych zwyczajów w Egipcie, będących niemal duszącym uściskiem przypominającym diabelskie sidła, z dumą praktykował całkiem odrębne tradycje, nie traktując ich jako ujmy. Będąc tym, który dzielił dwie kultury, zdawał sobie sprawę z umiejętnego łączenia ich, wystawiając się tym samym na czujny obstrzał ciekawskich oczu. Przynajmniej ta jedna kwestia pozostawała niezmienna – sępy czekały na padlinę wyłożoną w gorącymi piasku. — Dziękuję za zaproszenie, sir — dodał w szybkiej odpowiedzi, gdy na powrót zajmował miejsce przy stoliku, podejmując się równie prędkiej analizy, czy mogły zaistnieć przesłanki inne niż te, które miały miejsce podczas zgromadzenia. Wolał stąpać po pewnym gruncie niźli kroczyć w mroku, by finalnie potknąć się i popełnić najmniejszy błąd. To jednak miało zostać poruszone później; nie był wszak na wieczorku zapoznawczym, a rozgrywał polityczną grę w imieniu własnego rodu, jeśli rzeczywiście miał prawo określić to w ten sposób.
Zawierzę zatem twoim słowom. Wprawdzie francuskie specjały pozostają mi dość obce, to jednak zdają się bliższe — rzekł krótko, pozwalając Tristanowi prowadzić spotkanie oraz rozmowę, by nic z jego gospodarskiego honoru nie zostało pominięte. Z należytym szacunkiem podchodził nawet do kwestii kulinarnych, choć nie postrzegał siebie jako wybitnego znawcy ani smakosza. Z oczywistych względów bliskie były mu egipskie smaki morza oraz owoców, w których odnajdywał dzieciństwo i wspomnienia pełnych tęsknoty, lecz z czasem nawykł do znacznie cięższych, angielskich dań, szybko sycąc w sobie głód. Zatem, jeśli posiadał taką możliwość, a przede wszystkim wybór, sięgał po przeszłość, nawet jeśli wiązało się to z zupełnie nowymi doznaniami. Przytaknął więc w milczeniu, przystając na propozycję lorda Rosiera, dając znak obsłudze, że również życzył sobie takie samo danie. Nie widział potrzeby w odpowiadaniu, gdy cisza stanowiła przekaz dostatecznie jasny i klarowny. Tak samo skwitował propozycję wina, przypominając sobie z wolna kolejne kieliszki, które wypił razem z Craigiem wczorajszej nocy, mając dziś na względzie wszelkie przesłanki, aby powstrzymać się od upijania alkoholu przy najmniejszym słowie. O ile wczoraj mógł pozwolić sobie na tę słabość, o tyle dzisiaj był jej pozbawiony i cicho drżała w nim nowa siła. Ta sama, która emanowała z siedzącego naprzeciw Tristana, którą wreszcie potrafił dostrzec znacznie wyraźniej, gdy elementy nieskładnych działań z ostatnich miesięcy zaczęły zajmować pasujące im miejsca. Nie śmiał jednak poruszać jeszcze tego tematu; nie umiał, nie czuł się uprawnionym ani tym bardziej na tyle odważnym, aby zdradzać swoje położenie. Pozostawało wyjątkowo świeże, choć podejrzewał, że bez względu na poczynione przezeń kroki i tak zdołał znaleźć się na językach swoimi poprzednimi dokonaniami.
I zostawia po sobie blizny — skomentował krótko słowa Tristana, wahając się, czy powinien odpowiadać w ten sposób. Było to wszak faktem, którego doświadczyła większość uczestników politycznego wiecu, blizną stworzoną przez parchatych nieudaczników słownych batalii, sięgających po magię, gdy przegrywali; zachowanie godne mułu czerpanego z najgłębszych studni, gdy brakowało wody. — Ja również wierzę, że mamy chwilę na otrząśnięcie się z tej tragedii. Jednak wciąż stawiam przed sobą pytanie: co dalej? Czy rzeczywiście wkroczyliśmy na wojenną ścieżkę? Czy jedni z nas mają doprowadzić do upadku naszej władzy? — Pytania postawione przed lordem Rosierem były spontaniczne i nie miały źródła w rozważaniach, którym oddawał się bez reszty, gdy zostawał sam, gdy nie było przy nim nawet raroga dotrzymującego towarzystwa. — Wybacz, sir. Nie musisz odpowiadać na tę retorykę. Zdołałem już poznać odpowiedzi na wiele pytań, jednak to nie sprawia, że mogę przestać myśleć o tym, gdy jasno zadeklarowałem stronę i dołączyłem do wojny. — Wyjaśnił, patrząc w oblicze swojego rozmówcy i gospodarza, pozwalając myślom obrać kierunek ściśle polityczny. W ostatnich dniach w zasadzie nie rozmawiał na żadne inne tematy i najwyraźniej zatopienie się w politycznych knowaniach miało wejść głębiej aniżeli samą krew. Znacznie głębiej, stawiając przed nim wyzwanie, które mogło go złamać, jeśli nie posiadał w sobie dostatecznie dużo siły.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Restauracja [odnośnik]28.01.19 14:59
Lordzie nestorze; nawet jeśli stosunkowo łatwo odnalazł się u władzy i z pierścieniem błyszczącym przy dłoni, nawet jeśli łatwo wszedł w szaty przywódcy swojej rodziny i przybrał jej koronę, bez przeszkód odnajdując się pośród krewnych na wyższej pozycji, tak gdy opuszczał mury Chateau Rose po raz pierwszy, potrzebował chwili, by oswoić się z myślą, że zwrot ten od dziś kierowany jest do niego. W ustach obcych brzmiał inaczej niż w ustach krewnych, pośród których wszak i tak był dziedzicem - poważniej i bardziej satysfakcjonująco, te uczucia skrył jednak za maską obojętności naznaczonej uprzejmą życzliwością wobec swojego towarzysza. Wiedział, że oprócz nowych przywilejów, miał też nowe obowiązki, że oprócz ich pełnienia, miał być oceniony za każdy gest, ruch i posunięcie - i musiał o nie zadbać szczególniej niż dotąd. Skinął tedy jedynie głową, słysząc podziękowania, przez moment ważąc w myślach, czy bardziej wypadało mu złożyć wzajemne podziękowania, czy jedynie przyjąć jego: stare nawyki nie chciały dopuścić nowych, musiał zatem zachowywać szczególną ostrożność. Gestem odprawił kelnera, gdy i Zachary złożył swoje życzenie - tylko gestem zapewniając Shafiqa o doskonałym wyborze.
- Mniemam, że egipska kuchnia różni się znacznie od tutejszej - podobnie jak klimat, mgliste ulice Londynu nie przypominają zapewne słonecznych piasków pustyni. Jak się tu odnajdujesz, lordzie Shafiq? Afryka wydaje się niezwykła, choć nie było mi dane poznać jej barw; niegdyś miałem jednak okazję skosztować krokodyla - niezwykłe delikatne, miękkie mięso. Przeciwieństwo wędzonej małpy, która wydawała się intensywniejsza i naznaczona ostrą goryczą. - On sam lubił dobrą kuchnię, a pozycja wręcz nakazywała mu przebierać w smakach; nie był może koneserem, ale chętnie zaznajamiał się z nowymi potrawami, wychodząc poza codzienne ramy Anglii i Francji.
Shafiqowie zaś dopiero w te ramy wchodzili: nie był pewien, na ile pradawny egipski ród odnajdzie się w mętnej angielskiej polityce; ich szlachetny rodowód sięgający głębiej, niż większość rodzimych rodów, podobnie jak mniej rozwinięta i nie naznaczona zgubą nowoczesności ojczyzna, dawały nadzieję na hołubienie konserwatywnym wartościom - i być może Zachary zamierzał tę nadzieję poprzeć działaniami. Nie od razu odpowiedział na wspomnienie o bliznach, ciśnięte przez przeciwników terromotio zgarnęło krwawe żniwo - szczęśliwie nie wśród jego bliskich, tych zdołał ochronić. Szczęśliwie, jego ciężarnej żony nie było tamtego dnia na wiecu.
- Rozdarte - przytaknął, uważnie badając jego twarz, niepewien wszak jego poglądów i jego zdania. Nie miał jednak wątpliwości co do własnego - ze wszechmiar słusznego. - Niekompetencją okazało się wpuszczenie na zgromadzenie plebejuszy. Nie jestem pewien, kim był człowiek, który rozpętał tamtą burzę - kłamał, pamiętał jego tożsamość doskonale: Anthony Skamander, jego pragnienie zemsty nie mogło zamienić się w przyłożenie cegły do budowania jego pomnika. Jego imię - miało zostać zapomniane. - Ale wiem, że nie powinno go tam w ogóle być. Ufam, że Malfoyowie szukają już winnego tego tragicznego w skutkach zaniedbania. - Wnioskował przecież o jego usunięcie - ale nikt go nie posłuchał. Patrzył wciąż na Zachary'ego i choć rysująca się przez niego przyszłość budziła trwogę, to na dźwięk wypowiedzianych przez niego słów usta Tristana drgnęły składając się w lekki uśmiech. Dołączył do wojny, powiedział.
- Potęga Lorda Voldemorta nie imponuje jedynie ślepym i głuchym - przyznał, wciąż przyglądając mu się badawczo. - A dzięki niemu - nasza pozycja nie jest zagrożona. Wkroczyliśmy na wojenną ścieżkę, bo prosty lud nigdy nie pogodzi się z istnieniem silniejszego żywiołu - będzie powstawał raz za razem, jak gobliny w wiekach średnich, które szaleńczo żądały przywilejów, nie bardzo rozumiejąc sens własnych żądań. Nie należy nadto przejmować się pluskwami, ale ich inwazji nie można też ignorować: dokonanej ciężko się pozbyć. Lepiej jest szybko przejść do działań, które będą miały na celu... cóż, ograniczenie przykrych konsekwencji. - Skrzywił usta z niesmakiem, jakby faktycznie dostrzegł na skórze ukąszenie owada. - Longbottom wydawał się mocno pewien swoich racji. Żałuję, że jego umysł pozostaje w sidłach politycznej tępoty, ale szaleństwo zdaje się ostatnimi czasy iść w parze z ministerialnym stanowiskiem. Ufam, że Malfoy przełamie złą passę - Nowy minister może i nie miał prawomocnego umocowania - ale dla niego ministrem już był. - To ciekawe - przyznał znów - wolno mi spytać, kto rozwiał wątpliwości na niewypowiedziane pytania? - Mógł nadinterpretować sugestie Shafiqa, ale jeśli faktycznie stanął po ich stronie - raz na zawsze ukrócił wątpliwości względem własnej familii. - W chwilach takich jak te trudno pozbyć się natrętnych myśli. Wątpliwości trzeba zastąpić wiarą - w jedynego człowieka, który ma moc zjednoczenia błękitnej krwi. - Zwykle skakali sobie do gardeł, podczas tamtego spotkania - mówili niemal jednym głosem, przeciwnicy byli tak nieliczni. - Dobrze słyszeć, że również nasi goście docenili jego talent - A to jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że zwrócił się do odpowiedniej osoby. Zachary wydawał się godny zaufania - i zaskakiwał w pozytywnym aspekcie.
- Sprawa, którą chciałem omówić, zapraszając się w swoje progi, jest delikatna i wymaga dyskrecji - zaczął, przez moment ważąc w myślach słowa. - Serpentyna to okrutna choroba, która na dobre zagościła w sercach naszych kobiet. Muszę spytać, czy rozpowszechniła się także w twoich stronach? O mądrościach twojej rodziny w kwestii zaawansowanej medycyny krążą w Anglii legendy - nie przesadzał - zastanawia mnie, czy dane ci było w przeszłości poznać tę przypadłość? - Nim zapyta - chciał wiedzieć, poznać Zachary'ego, dotrzeć do jego doświadczeń i wiedzy, nigdy nie zachowałby się nieodpowiedzialnie, kiedy chodziło o Evandrę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]17.02.19 17:29
Myśli krótko błądziły wokół powitalnego sformułowania, którym zwykł zwracać się jedynie w stronę nestora własnej rodziny (bowiem za taką ją uważał), gdy już dostąpił zaszczytu, by znaleźć się w pośród uwagi niezwykle zajętego przewodnika i kontynuatora starożytnych zasad. Zasad zgoła innych, lecz niezwykle podobnych, które na swój sposób odnajdywał na angielskich ziemiach, ciesząc się, że nie wszystkie stare rody uległy nowoczesnym obyczajom hańbiących to, co zostało uświęcone przed wiekami. Tym razem najważniejszy z tytułów kierował do osoby znanej i poważanej, teraz jeszcze ważniejszej, w konsekwencji zastanawiając się, jakie skutki miały nadejść w najbliższej przyszłości. Nie miał najmniejszych wątpliwości o wydźwięku tego spotkania; był rad, że właśnie tak to przebiegało. Polityczne intrygi, pewne towarzyskie sprostowania i sprawy prywatne załatwiane pod stołem zastawionym do obiadu. Kwintesencja angielskiej arystokracji, którą Zachary od niedawna oddychał pełną piersią, zaledwie z niesmakiem odczuwając zapachy szlamu i biedoty próbujące wtargnąć na marmurowe salony ozdobione złotem. Świadomie unikał tego rodzaju retoryki, lecz dziś musiał zanurzyć weń swe dłonie i wyciągnąć ją na wierzch, by móc raz jeszcze jasno oraz klarownie zadeklarować stanowisko starożytnego rodu Shafiqów. Przygotowywał się na to, choć rozmowa jeszcze nie sięgnęła pełni politycznej głębi.
Istotnie, sir. Nasze słoneczne gusta krążą wokół znacznie lżejszych specjałów, lecz wszystko to zależy od tego, którą część doliny Nilu zechcesz poznać. Na północy, w delcie, uraczysz się owocami morza, zaś na południu dużo łatwiej odnaleźć się smakoszom duszonych mięs — odpowiedział, nie definiując jednak, gdzie kończyła się granica bądź czy jakakolwiek w egipskiej kuchni istniała. W myśli uzdrowiciela krążyło zaledwie stwierdzenie, iż należało uczynić to na własną rękę, by poznać bogactwo jego rodzinnych pustyni. — Moja rodzina ani pozostałe szlachetne rody nie pozwoliły mi odczuć wyobcowania, gdy zawitałem na Wyspie. Zapewne dla większości wciąż pozostajemy gośćmi traktowanymi życzliwie, lecz mogę cię zapewnić, lordzie nestorze, że nie zamierzamy uchylić się od ciążących na nas obowiązkach. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. — Stwierdzenie to wydawało mu się całkowicie zbędne. Niewątpliwie, ród bardzo skutecznie prowadził swoją cichą politykę, sprawiając wrażenie niezainteresowanego angielskimi knowaniami, w tym samym czasie posyłając swoich dziedziców na stanowiska uzdrowicieli w Świętym Mungu, bankierów doglądających galeonów w banku Gringotta czy łamaczy klątw pracujących nie tylko na usługach Ministerstwa Magii. Sam Zachary zauważył to dopiero po czasie. Latania ignorowania działalności nestora, własnego dziada, ojca czy brata wymusiły na nim zdecydowane nadrobienie zaległości i zainteresowanie się tematami poruszanymi podczas tych rodzinnych spotkań, których tak skwapliwie unikał. Teraz jednak nastał czas wzmożonej aktywności, prawdziwego działania, ale nie oznaczało to, że miał wyłonić się z cienia i ofiarować swoje poglądy pospólstwu, niwecząc lata subtelnej praktyki zapewniającej obecną reputację.
Hojny gest z naszej strony nie został doceniony w należyty sposób. Pozwoliliśmy słabym i bezbronnym zabrać głos, a podopieczni Abbottów wbili nam nóż w plecy — rzekł cicho, rzucając Tristanowi chłodne spojrzenie na wspomnienie nazwiska rodu, wobec którego wysunął zerwanie sojuszu, obdarzając go zaledwie ciekawością i czyniąc krótką analizę, czy rzeczywiście rzeczony prowodyr incydentu pozostawał w myślach nestora Rosierów bezimiennym wysłannikiem mającym rozpętać piekło. — Malfoyowie z pewnością zrobią wszystko, by ten incydent nie został zapamiętany w ten sposób. — Niejako przytaknął słowom wypowiedzianym przez drugiego czarodzieja, przypominając sobie jedną z wielu wypowiedzi, które padły podczas zgromadzenia. Nie pozwolił jednak uczuciom ujawnić się, gdy jego słowa były dostatecznie cierpkie, kiedy smakował ich na własnym języku.
Za to wywołuje w nich agresję miast zastanowienia i głębokiej refleksji. Nigdy nie spodziewałbym się takiego zachowania po kimś, kto wywodzi się z tak wiekowej, szanowanej rodziny — rzekł cicho, chłonąc ciszę i atmosferę sali restauracyjnej. — Będą szarańczą niszczącą plon, lecz wierzę, że nowy Minister Magii zmieni to. — Wymijająca odpowiedź jedynie zahaczająca o ministerialną politykę. Temat najmniej mu znany i z grubsza najmniej istotny, gdy rozważał wszystkie argumenty, analizował fakty czy wydarzenia ostatnich miesięcy. Chylił jednak nad nim czoło, z wolna pogłębiając swą wiedzę również w tej kwestii. Jeśli wszystko to było faktem, nie mógł pozwolić sobie na popełnienie błędu ani w ocenie sytuacji, ani w powierzeniu zaufania, którym właśnie obdarzał kolejną osobę, snując jedynie domysły, nie chcąc wyprowadzać prostego, suchego stwierdzenia, jakby i teraz był tylko uzdrowicielem, choć był kimś zupełnie innym, niejednoznacznym.
Czarny Pan, naturalnie — odparł, patrząc uważnie w oblicze Tristana, nie przerywając szczególnego kontaktu wzrokowego, który uznał za ważny, niemalże potwierdzający jego słowa. — Craig, wyjaśniając to, czego nie mogłem rozwikłać we własnych myślach. Ty, sir, jak i pozostali z nas, którzy tak otwarcie ofiarowali swoją przynależność. — Uzupełnił, wyszczególnił rolę przyjaciela przyjmującego go pod swe skrzydła, gdy tego potrzebował. Działanie Burke'a w tym wszystkim niewątpliwie w jego własnej ocenie pozostawało najważniejsze, choć to Lord Voldemort pchnął go do działania i nie zamierzał umniejszać tego, zdając sobie sprawę, ile mogło to znaczyć pośród kręgów, w które wkraczał. Nie wiedział tylko, czy miało mu to być ochroną przed tymi, których nie znał i czy w konsekwencji nie miało okazać się nadmiernym kłopotem.
Talent, wobec którego istnieje najczystsza potrzeba poznania, jeśli posiada w swych rękach taką moc.
Skinął lekko głową, uprzejmie zamykając ze swoje strony ten aspekt spotkania z lordem nestorem. Nie miał jednak najmniejszych obiekcji, aby do niego wrócić i rozwinąć, woląc ostatecznie pochylić się nad kwestią, która skłoniła lorda Rosiera do wystosowania zaproszenia na to spotkanie. Przestał łudzić się, że wszystkie spotkania miały służyć zacieśnianiu egipsko–angielsków więzów oraz wyciągania rodzinnej przynależności z cienia, w którym Zachary'emu stało się szczególnie dobrze.
Odruchowo, w zasadzie bez większego udziału własnej woli przytaknął słowom lorda Rosiera. Delikatność i dyskrecja towarzyszyły mu niemal na każdym kroku uzdrowicielskiej służby, a z czasem stały się nieodzownym elementem jego osobistych kontaktów. Wiedział, jak ważnym było zachowanie pewnych słabości z dala od pospólstwa czy zdrajców czyhających na choćby jedną oznakę, gdy ktoś uchylał drzwi skrywające pokój pełen tajemnic mogących zniszczyć szybciej niż formuła jednego z zaklęć niewybaczalnych.
Cena, którą płacimy za to, kim jesteśmy — odpowiedział cicho, nim odwrócił wzrok w stronę okna, na krótką chwilę zajmując myśli widokiem na ogrody, by wrócić spojrzeniem do Tristana i kontynuować: — Choć w mojej dotychczasowej karierze nie dane było mi zajmować się takim przypadkiem osobiście, o tej okrutnej truciźnie toczącej się w żyłach naszych dam słyszałem. Co więcej, widziałem życie uchodzące z niewiast, poniekąd niosłem pocieszenie mężom nieumiejącym pogodzić się z okrutnym wyrokiem. — Kolejna chwila ciszy przyniosła mu wspomnienia z Egiptu. Powoli odtwarzał je, przypominając sobie każdy dzień nauki i każdy przypadek, nad którym miał możliwość pochylenia się, chłonąc z niego wiedzę, którą mógłby wykorzystać w przyszłości. Gdy znów zaczął mówić, głos miał nieco oddalony od zwyczajowego, uzdrowicielskiego tonu, niemal obojętnego i pozbawionego emocji.
Całe życie kształcono mnie na uzdrowiciela, sir, choć szczególną uwagą obdarowałem świat trucizn. Każda choroba to trucizna; czasem nie da się jej uzdrowić eliksirem bądź zaklęciem, czasem nie da się zastosować żadnego środka zaradczego. Wiem jednak, że naszą powinnością jest szukanie odpowiedzi na zadane pytania — spojrzał w stronę lorda, posyłając mu uprzejme spojrzenie. — Waszym zwyczajem odbyłem stosowny staż w Świętym Mungu i to właśnie tam spędzam najwięcej czasu. Nim jednak sprowadziłem się tutaj, miałem już dostateczną praktykę w Egipcie. Mój dziad zapewnił mi wstęp do najlepszych lecznic, bym mógł poznać sztuki uzdrawiania jak najwcześniej. Osobno studiowałem każdą dziedzinę pod okiem najlepszych. Jeśli potrzebujesz potwierdzenia mych kompetencji, najprościej będzie wystosować list do dyrektora Lowe'a. Chwała, że posiada odpowiednie poglądy. Gdyby to było niewystarczające, mój dziad pozostanie równie dobrym źródłem wiedzy. — Słowa padające z jego ust wydawały się nadmiernym przedłużeniem, choć niewątpliwie miały sprawić, by spojrzano nań łaskawszym okiem. Z wolna zaczynał domyślać się, czego miała dotyczyć delikatna i nad wyraz dyskretna sprawa, lecz była to zaledwie kreacja własnej wyobraźni, nie potwierdzenie padające z ust zainteresowanego. Zaciekawienie wzrosło w nim; pobudziło nieco stłumioną ostatnimi czasy ambicję. Chciał wiedzieć więcej o przypadku, pogłębić własne doświadczenie i sięgnąć wyżej niż udawało mu się to do tej pory.
Mniemam, że nie wspominasz o tej przypadłości bez powodu, sir? — Zapytał jeszcze cichym, choć nieco ożywionym i zaciekawionym tonem, nie wiedząc do końca, czy właśnie wplątywał się w coś niebezpiecznego, zagrażającemu jego bezpieczeństwu, czy może zwyczajnie ulegał uzdrowicielskiej ciekawości lorda nestora. Prawdopodobnie obie te rzeczy mogły mieć miejsce, wszak rozmawiał z tym, który jako jeden z pierwszych pokłonił się przed Czarnym Panem; Zachary wątpił jednak, by miało to ścisły związek ze sprawą – dopiero co – rozpętanej wojny.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Restauracja [odnośnik]27.02.19 23:41
Lubił dobrą kuchnię, lubił też o kulinariach rozprawiać, toteż wysłuchał Zachary'ego ze szczerym zainteresowaniem, Dolina Nilu była mu krainą obcą i nieznaną, podobnie jak wszystko inne, co rozciągało się na południe od niej - światowe wycieczki Tristana podążały śladami smoków, które nigdy nie doprowadziły go na pustynie - czego żałował; żądny wrażeń i doznań bez wątpienia zachwyciłby się tamtejszym krajobrazem - potrafił go docenić.
- Wyspiarskie owoce morza da się polubić - ocenił łagodnie, dobrze przyrządzone nie ociekały tłuszczem aż tak, ale w rodzinnym domu żywił się głównie kuchnią swoich przodków. - Ale dziś zamierzam zaprezentować specjały kuchni francuskiej, które, swoją drogą, wywarły spory wpływ na tutejsze gusta. Liczę zatem na rewanż, będziemy mieć niezwykłą okazję na wymianę kulturowych dóbr niezwykłej rangi - czymże byłyby piękne pałace bez kuchni? ledwie wydmuszką; francuski kult jedzenia pozostał w jego domu żywy. Jedzenie nie miało nadać sytości ani dodać energii - było codziennym uroczystym rytuałem, wokół którego musiały zaistnieć odpowiednie rodzinne tradycje. Na dźwięk jego kolejnych słów na twarzy Tristana objawił się bliżej niedookreślony uśmiech, przeważnie nie zwiastował niczego dobrego i nie inaczej było tym razem; jednoczenie się szlacheckich rodzin przeciwko wspólnemu wrogowi i celem osiągnięcia wspólnego celu miało doprowadzić do kolejnej wyniszczającej świat wojny. Wyglądało na to, że zyskali potężnego sojusznika - ród Shafiq miał szansę wnieść między nich niedostępną dla nich dotąd wiedzę. - Czy nie tego oczekuje się po gościach? - Nie zamierzał zaprzeczać, że nimi nie byli, byli, gośćmi przyjętymi z honorami pomimo dzielących ich różnic - z dużą dozą zaufania, najwyraźniej całkiem trafnie ulokowanego. - Sądziłem, że wasza rodzina jest do spraw Europy bardziej... zdystansowana - Nie mówił jednak jakby mówił o wątpliwościach, w słowa Zachary'ego nie wątpił, raczej wyrażał uprzejme i pozytywne zaskoczenie. Zdawał sobie sprawę z tego, że za poparciem udzielonym na wiecu wcale nie musiały iść dalsze słowa - ale egipski ród najwyraźniej zamierzał podjąć się znacznie większych zobowiązań, niż ktokolwiek początkowo sądził. To dużo znaczyło - nie tylko dla ich sprawy, ale historii w ogóle.
- Abbottowie zgubili drogę - stwierdził bez entuzjazmu, jakby niechętnie; nie bez powodu, wcale nie optował za tym, by niżej urodzonych do głosu dopuścić - żądał wyprowadzenia prowodyra zajścia na długo, nim ten wykonał swój ruch. Nie usłuchano go. - Cenimy wiele z wyznawanych przez nich wartości, ale cóż nam po nich, jeśli stawiają sprawę tak okrutnie, niwecząc wszystko, o co walczyliśmy przez długie wieki. Wciąż wierzę, że pewnego dnia odnajdę tę drogę ponownie - jak Selwynowie, a wcześniej Traversowie. Polityczne deklaracje runęły lawiną, która nie przejdzie bez ofiar, ale będą to ofiary, które gotowi będziemy ponieść. - Prędzej czy później porwie za sobą też innych, błękitna krew była zbyt cenna, aby ją przelewać. Potrzebowali tych rodów i potrzebowali ich przychylności, potrzebowali ich córek do rodzenia genetycznie doskonałego potomstwa. Ale przecież ci czarodzieje musieli przejrzeć w końcu na oczy. Na wspomnienie prowodyra przez jego twarz nie przemknął żaden grymas, naprawdę nie znał tamtego człowieka, nie wiedział też o jego przynależności do Zakonu Feniksa, a domysły pozostawały jedynie domysłami, w których dopuszczał swoją pomyłkę. Skinął lekko głową. - Cronos Malfoy potrafi być zdecydowanym czarodziejem. - Jego małżonka wywodziła się niebezpośrednio od Malfoyów, okazywał im szacunek. Rozparł się wygodniej na siedzeniu, opierając plecami o oparcie, składając prawą dłoń na bocznym - przemyślenia Zachary'ego byłe tyle rozsądne, co przykre zarazem.
- Szarańczy może nie da się wytresować, ale ostatecznie możliwe jest wykorzystanie jej do własnych celów, czyż nie? - Jeśli w tej tragedii mogli szukać ratunku, to musieli chwytać się każdej, nawet tej najdalszej myśli. Dla Shafiqa utrata jednej z dwudziestu kilku rodzin nie była równie dotkliwa, co dla niego, rodzina Zachary'ego szukała dla siebie kobiet gdzie indziej. - Czarny Pan jest jedyną drogą, każdy prędzej czy później to dostrzeże: jeśli nasi przeciwnicy polityczni nie są gotowi na refleksję dzisiaj, mogą być na nią gotowi jutro i wciąż mogą mieć okazję przysłużyć się sprawie. Nie jestem zwolennikiem wybaczania głupoty, ale błękitna krew zasługuje na szacunek, którym darzona jest od tak dawna - stwierdził szczerze, powinni dbać o sojuszników - zwłaszcza o tych, których jeszcze nie pozyskali, a których pozyskać mogli. Wilczy uśmiech wciąż trwał na twarzy Tristana, kiedy zadeklarował się jako jeden z nich, nie spodziewał się po szejku podobnej decyzji - ale wciąż było to zaskoczenie bardziej niż pozytywne, wspaniała nowina i niecodzienny gest. - Nie sposób przeoczyć bijącą od Niego moc - przyznał, będąc takoż pod wrażeniem szacunku, jakim otoczył sylwetkę czarnego lorda, wymienienie go przed Burke'm wywarło na Tristanie doskonałe wrażenie.  - Jeśli i ja miałem w tym swój udział, pozostaje mi wyrazić swoją radość. Daruj niedelikatność, ale muszę spytać - czy twoja rodzina podziela twoją ścieżkę? - I znów, nie chciał brzmieć jak wątpiący, zdobycie tak potężnego sojusznika nie mogło przejść bez echa - otwierało nowe drogi, ścieżki, pozwalało wyciągnąć sprawę nie tylko ponad Anglię, ale i ponad Europę. Wskazywało całkiem nową sieć powiązań, a nie można zapominać, że była to sieć przepełniona niezwykle utalentowanymi magami. - Przed laty zapadliśmy się w zgniliznę nowoczesności, pozwoliliśmy wybudować Ministerstwo Magii, w którym mugolskie dzieci rozpierzchły się jak zarazki, a szacunek do sztuk naszych praojców okazał się zbrodnią. - Czarna magia od samego początku pozwalała im zachować władzę - być może dlatego uczyniono ją nielegalną. - Dzień po dniu, tydzień za tygodniem, odbierano nam przywileje w oczywisty sposób przysługujący nam z racji urodzenia - Na skutek perfekcyjnej selekcji genetycznej. - A my trwaliśmy w gnuśnej atmosferze udając, że nasze pałace wciąż błyszczą złotem, a nasze korony wciąż zdobią nasze czoła. Jeśli istnieje sposób, by znów wyprowadzić czystą krew ku władzy - zna go wyłącznie Czarny Pan. W tym nie chodzi nawet o egoizm, jak o sprawach magicznego świata mają decydować potomkowie mugoli wychowani w przekonaniu, że magia jest wytworem znudzonych bajkopisarzy? To rodzinny dom zaszczepia nam pewne wartości, z mugolskich można wynieść jedynie nowomodne wschodnioeuropejskie hasła bezwzględnej równości. Demokracji, w której nierozsądna większość miałaby rządzić nami - od setek lat do rządzenia przyuczanymi, odbierającymi ponadprzeciętne wykształcenie i nader uzdolnionymi dzięki talentowi płynącemu w błękitnej krwi. Nierozsądna większość, z którą my mielibyśmy zrównać swoje majątki, zdobyte krwią na przestrzeni długich lat, niejednokrotnie przelaną w imię ziem, na których dzisiaj bezpiecznie żyją. Czarny Pan konsekwentnie dąży do celu, tylko idąc za nim będziemy mogli ku temu celowi sięgnąć.
Urwał na moment, gdy przy stoliku pojawił się kelner, serwując tanie; nakrycia talerzy uniosły się równocześnie, prezentując obfity talerz z ramorą, przystrojony magicznymi liśćmi i korzeniami jadalnych roślin. Nie napoczął jednak jedzenia, uważnie słuchając tego, co jego rozmówca miał do powiedzenia - wszelkimi informacjami, jakie przekazał mu przed momentem, przekonywał go już o swojej kompetencji. Było dla niego ważne, by na jego dworze nie pojawiały się osoby o dwuznaczych poglądach. Skąpe doświadczenie z serpentyną nadrabiał intelektem i skrytą wiedzą swojej rodziny; złożył dłonie razem w wsparty kciukiem trójkąt, spoglądając na Zacharye'go ponad nim. List do Lowe'a wydał mu się zbędny, a sama deklaracja, że jego dziad byłby zdolny wystawić mu podobną rekomendację, był dla niego solidnym argumentem - o tym jednak nie mówił na głos, nie zamykając sobie możliwości skorzystania z tej opcji w przyszłości. Wykształcenie nie pozostawiało wątpliwości, a sposób, w jaki się wysławiał, zdawał się dawać gwarant kompetencji. Miał w sobie także takt i kulturę, bez których nikogo nie dopuściłby do swojej żony.
- Nie - zaprzeczył jego ostatnim słowom bez zbędnej zwłoki, ale i nie z pośpiechem, przez moment jeszcze ważąc w myślach słowo; powierzyć w mimo wszystko obce ręce, nawet najzdolniejsze, sprawę tak dla niego istotną, nie było mu łatwo. - Szczerze powiedziawszy, pytam z pobudek czysto prywatnych - dookreślił, znów urywając na moment - ledwie krótki. - Chodzi o moją żonę - wyznał w końcu, starał się zachować uczucia i emocje dla siebie, ale ponury cień zmartwienia pozostał w jego źrenicach dostrzegalny - od dziecka z nią walczy. Początkiem maja, kiedy Anglią zawładnęło... całe to szaleństwo, doznała niezwykle poważnego ataku, pozostając nieprzytomną niemal cały miesiąc. - Nie mówiono o tym wszem i wobec, epatowanie słabościami nigdy nie było rozsądne. - Była już wtedy w stanie błogosławionym, od marca nosi pod sercem mojego potomka. - Pierworodne dziecko nestora rodziny Rosier, dziedzic, dopiero wypowiedziawszy te słowa na głos zdał sobie sprawę z tego, że zmieniła się również pozycja jego nienarodzonego potomka. - Chcę, by dziecko urodziło się zdrowe, a jego matka dotrwała do tego dnia w zdrowiu, by sam poród przeszła możliwie jak najmniej dotkliwie. - By go w ogóle przeżyła, krzyczały jego myśli, lecz usta nie odważyły się wypowiedzieć bolesnej obawy. - Hojnie zapłacę - dodał, jasno deklarując propozycję. Nie znał człowieka, którego widziałby na tym miejscu bardziej, niż jego - i choć nie zapytał o zdanie samej Evandry, uznał go za wiarygodnego i rzetelnego.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Restauracja [odnośnik]05.03.19 18:08
Ciekawość Zachary'ego mieszała się wraz z szacunkiem i podziwem dla sposobu, w jaki został podjęty oraz jak subtelnie tematy spotkania wzajemnie się przenikały. Sztuka prowadzenia rozmów na najwyższym, politycznym szczeblu arystokracji należała do tych, które szanował z czystej zasady; podziwiał dopiero, gdy miał możliwość doświadczenia jej na własnej skórze, stając się we własnym mniemaniu częścią czegoś, co także należało do niego. Pomimo tak wielkich różnic odnajdywał równie wiele wspólnego i to właśnie ta myśl podtrzymywała go w dobrym nastroju. Nie nużyła, nie wywoływała żadnych, nawet najmniejszych podejrzeń, że mógłby się nudzić.
Uprzejmie przytaknął stwierdzeniu lorda Rosiera, pozostając w zgodzie z tym, czego zdążył spróbować, wystawiając swój smak na angielskie nowości. Inność tego rodzaju nie odrzucała go, wszak w zamierzeniu miał być postrzegany jako człowiek zdolny do asymilacji, nie zaś odizolowany i nieskory do współpracy, co w istocie sprowadzało się do tego, że jako uzdrowiciel musiał sięgać zdecydowanie dalej niż umysły najprostszej społeczności, natomiast jako egipski szajch, angielski lord zobowiązywał się do kultywowania tradycji niedocenianych tam, gdzie zapadała nowoczesna modła niezgodna ze świętymi prawami arystokracji.
Jeśli tylko znajdziesz czas w natłoku obowiązków, z wielką radością ugościmy cię, sir, na naszej angielskiej wyspie. Nie będzie to wprawdzie pełne doznanie, które poznać można jedynie w Egipcie, lecz nie śmiem prosić o opuszczanie Anglii, gdy znajdujemy się w takim położeniumogącym łatwo doprowadzić nas do zguby. Nie brakowało mu szczerości, gdy sugerował to ciche zaproszenie. Nie chciał jednak zostawiać tych, z którymi wiązał go sojusz, jakiekolwiek porozumienie, że najczystsza krew miała taką pozostać po kres świata. Nie chciał także skłaniać do tego innych, gdy sami mieli na głowie sprawy oraz problemy wymagające natychmiastowej uwagi. Nie widział za to najmniejszej przeszkody, by zaprosić nestora w progi posiadłości na wyspie, kierując się czysto praktycznym rozumowaniem. I tam mógł z dumą zaprezentować obyczaje skrupulatnie kultywowane od tysiącleci, choć z pewnością byłyby one dla nestora Rosierów nieco odmienne, być może nawet niekoniecznie eleganckie.
Związki Anglii z Francją zdają się podobne do tych, które łączą Anglię z Egiptem, choć nie są tak mocne i trwałe — skomentował jeszcze krótko, przypominając sobie to, czego nauczyły go historyczne księgi. Nigdy nie pochłonęły go dostatecznie mocno, gdyż w dużej mierze skupiał się na uzdrowicielskich aspektach. Nie umknęły mu jednak historyczne wydarzenia wiążące kraj przodków z obecnym miejscem zamieszkania. Na ile były istotne w tym, co trwało obecnie, stwierdzić nie potrafił, lecz upatrywał w nich więzi, choćby nici porozumienia, które pragnął tworzyć oraz umacniać, by jego – także jego rodziny – przynależność nie miała prawa zostać zakwestionowana nawet najmniejszą myślą.
Istotnie, Europa dotychczas nie była darzona największym zainteresowaniem z naszej strony — stwierdził, lekko poruszając barkami, jakby chciał zasygnalizować własną bezradność. — Niemniej zawsze pozostawaliśmy czujnym obserwatorem, aż przyszło nam zmierzyć się z tym, czego doświadczyliśmy w Stonehenge. Być może nasza reakcja była zbyt późna, być może nestor Zale dokładnie wszystko przemyślał i znał konsekwencje, dlatego nie angażował nikogo z nas... Mogę, niestety, snuć jedynie przypuszczenia w tej kwestii, lordzie nestorze. — Niewiedza w tej kwestii była dla Zachary'ego czymś, czemu oddawał się na całe godziny, snując wymyślne dysputy we własnej głowie. Próbował pojąć to, lecz brakowało mu wiedzy nabywanej poprzez wiek i doświadczenie, toteż w konsekwencji porzucał temat, gdy pojawiały się pierwsze oznaki irytacji. Niemniej wyrażanie własnych wątpliwości nie uważał za ujmę, kiedy w danym zagadnieniu pozostawał niepewnym czy nie do końca przekonanym co do własnej racji. Podjął jednak próbę wdrożenia się, nadrobienia zaległości w sprawach ściśle politycznych, poszerzenia własnych kompetencji. Potrzebował ich, jeśli miał pełnić swą rolę doskonale i nieskazitelnie, jak perfekcyjne pozostawało jego urodzenie, jak wysublimowane było otoczenie, w którym się poruszał. Popełnianie błędów nie mogło mieć miejsca – a to już się stało.
Nie potrafił pluć we własną brodę z powodu konsekwencji. Nie miał w sobie tej mądrości ani intuicji, ale nie stanowiło to żadnego usprawiedliwienia. Czy ktoś mógł przewidzieć taki bieg wydarzeń? Czy w obliczu tej wiedzy nie powinien w jakiś sposób zareagować? Jeśli ktokolwiek mógł wiedzieć, to równie dobrze każdy mógłby być winnym. Nie dostrzegał w tym sensu. Nie kierowała nim nawet przekora, aby czynić aluzje z tego powodu. Tkwiła zaledwie bezsilność wobec własnej bezradności, ale i temu zapobiegał, podejmując decyzje wyznaczające ścieżki, z których nie dało się zawrócić. Zyskanie pewności oraz wiary, że nie popełnił błędu, mianując Czarnego Pana faraonem, którego pragnął chronić zza kurtyny cienia, tworzyło solidny filar. Filar, który umacniał się w miarę upływającego czasu, a ostatecznie miał być najsilniejszym, gdy w miarę upływu czasu zyska wiedzę godną jego podparcia.
Ciemności zawsze towarzyszy światło, zagubieniu – odnalezienie. Jeśli znalazł się choć jeden, który wrócił na właściwą drogę, inni także odnajdą ten ślad. Winniśmy im być światłem, do którego wrócą i nie sparzą się jak ćmy. Zrozumieją, że przelewanie szlachetnej krwi prowadzi do ruiny, której pragniemy uniknąć. — Rozdzielenie arystokracji niewątpliwie było dla niego tragedią, która nie powinna nastąpić. Jednomyślność miała być lekarstwem zdolnym do uleczenia ran, które z czasem zostałyby jedynie bliznami przypominającymi o rozłamie. Nie umiał jednak snuć perspektyw wykraczających dalej niż nadciągający koniec roku. Wiele spraw pozostawało niepewnymi, drżącymi w okowach ostatnich wydarzeń; spraw, którymi należało się zająć, by móc uratować przed rozlewem uświęconej przed wiekami krwi. Bez względu na kolor skóry czy polityczną przynależność, wywodzenie się z najdoskonalszego stanu, posiadanie magicznego pochodzenia udokumentowanego na tysiąc lat wstecz, było ważne, aby przedwieczne zasady pozostały na swoim prawowitym miejscu i stały się jeszcze silniejsze. Władza, którą dzierżyli w rękach kusiła zbyt wielu i doskonale zdawał sobie sprawę, że upadek choć jednego stanu w którymkolwiek zakątku tego świata spowodowałby rewoltę w kolejnym społeczeństwie, a w konsekwencji doprowadził do ogólnoświatowego chaosu. Nie mógł pozwolić na coś takiego. Zaprzepaszczenie starań przodków, pozwolenie na zniszczenie ich dzieła – przeciw temu chciał walczyć, przeciw temu pragnął się jednoczyć, aby podobna sytuacja nigdy więcej nie miała przesłanek do zaistnienia.
Oczywiście — przytaknął słowom nestora, lekko kiwając głową. — Krąży we mnie jednak nadzieja, że pośród aleksandryjskich zbiorów są zapisy, które pozwoliłyby choć trochę ograniczyć rozlew szarańczy. Może nawet poskromić i przekonać do własnych racji. — Krótka, spontaniczna myśl zrodzona pod wpływem chwili, mająca niemal natychmiastowe ujście w słowach niosących Zachary'emu nadzieję. Dostrzegał w nich złudzenie, ale także nadzieję, iż coś takiego rzeczywiście mogło istnieć. Wierzył, że wspomniane miejsce zawierało wiedzę cenniejszą od złota, jednak musiałby wiedzieć, gdzie dokładnie jej szukać. Bezcelowe krążenie pośród istnego labiryntu zawierającego dokonania tysięcy lat cywilizacji nie miało racji bytu, zatem możliwość tę traktował jako opcjonalne rozwiązanie, które mógłby wziąć pod uwagę w nieco bardziej przystępnych okolicznościach niż te, które jawiły się w jego wizjach nadciągającej przyszłości, o którą podjął walkę zdecydowanie zbyt późno.
Mimo to dostrzegał otuchę w tym, czego był świadkiem. Widział nadzieję na pokój, na niezachwianą władzę arystokracji; słyszał ją w słowach Rosiera – chciał ją słyszeć, by ukoić własne myśli. Wciąż jednak potrzebował czasu na przyswojenie tak wielu rewelacji, wszak nawet najchłonniejszych, najbardziej ambitny umysł musiał być odpowiednio wykorzystywany. Popadnięcie w szał wywołany gorączkowymi chęciami niechybnie ściągnęłoby go na ścieżkę znacznie mroczniejszą niż ta, którą podążali jego przodkowie i dlatego też milczał, wolno przytakując kolejnym słowom. Nie miał żadnej styczności z Czarnym Panem. Nie wiedział wiele – z każdą mijającą godziną pojmował coraz więcej, lecz dopiero osobiste doświadczenie miało mu dać finalne odpowiedzi oraz wskazówki wytyczające właściwy kierunek nie tylko dla niego samego, ale i pozostałych członków najstarszej z rodzin.
Zadane pytanie nie wywołało w nim żadnej reakcji. Spodziewał się go, jednakże nie oczekiwał, że padnie w tak prosty i oczywisty sposób, miast spodziewając się zawoalowanego przypuszczenia, czy aby na pewno nie nadchodziła kolejna tragedia. Odpowiedź, której zamierzał udzielić, nie należała do najprostszych: — Jak zauważyłeś, lordzie nestorze, nestor mojego rodu wystąpił zaledwie raz. Powstrzymał mnie przed zbyt pochopną propozycją, lecz nie podważył żadnych ze słów, które wypowiedziałem w trakcie zgromadzenia. — Czujnym spojrzeniem śledził wyraz twarzy mianowanego przed paroma dni nestora, chcąc wyłapać na niej jakiekolwiek oznaki tego, że słyszana właśnie odpowiedź mogła być niesatysfakcjonująca. Była jednak niepełna i musiała zostać uzupełniona. — Mogę cię zapewnić, że pogląd naszej rodziny pozostaje niezmienny od stuleci. Choć część z nas zapewne pozostanie w cieniu, z dala od jawnych działań, głośno staną po jedynej słusznej stronie, gdy nadzieja pora na ujawnienie prawdziwego oblicza. — Nie wiedział, czy wypowiedziane słowa przyniosą satysfakcję, czy ukoją wątpliwości. Nie umiał ich dobrać inaczej. Zbyt krótko grał w politykę, by wzniośle przewidywać potencjalne konsekwencje swoich działań. Liczył na wyrozumiałość, na czas, którego potrzebował jego ród, powoli oplatając się wokół bieżących spraw, aby w odpowiednim momencie rzeczywiście wyłonić się zza kurtyny zdystansowanej obojętności i raz na zawsze uciszyć cudze wątpliwości.
Istotnie, sir. Pozwoliliśmy zajść im zbyt wysoko. Zdążyli zapomnieć, z kim mają do czynienia, gdy zachłysnęli się bogactwem naszego świata, chcąc je zagarnąć i pokazać tym, którym nie dane jest je poznać. Nigdy nie będą nam równi, lordzie nestorze. Czarny Pan okazał swą potęgę; udzielił ostrzeżenia, jeśli ktoś stanie mu na obranej drodze. Jedynie głupcy będą próbowali mu przeszkodzić, lecz na nich czekać będzie jedynie okrutna śmierć i sromotna porażka.
Machinalne przytaknięcie głową miało być potwierdzeniem słów. Nie potrafił ująć lepiej tego, co usłyszał ani dostatecznie dobrze wygłosić własnej odpowiedzi. Sumiennie przyjmował każdą nową informację, którą mógł właściwie ulokować we własnej perspektywie; było ich jednak na tyle dużo, iż zdolność do wysławiania się zdawała się zanikać. Czuł, że brzmiał nieco ciszej, choć równie dobrze mógł zrzucić to na kelnera serwującego danie. Wzrokiem omiótł talerz pełen kulinarnego dobrodziejstwa znanego jedynie najbogatszym i najmożniejszym, sycąc nim spojrzenie, niemal czując pierwszy kęs na języku, lecz nie podjął sztućców, oczekując na wyraźny sygnał z drugiej strony. Potrafił panować nad prostymi pragnieniami; łatwo przychodziło odsunięcie ich na bok, gdy umysłem sięgał w stronę umiłowanej sztuki uzdrawiania, a jeszcze łatwiej działo się to, kiedy krzywda swoim zasięgiem obejmowała najdoskonalszą z krwi, będąc dostrzegalną w oczach znacznie dosadniej niż chciałby tego sam Tristan.
Oczywiście — odpowiedział krótko, nie wypytując o subtelne szczegóły, niemal tym samym akceptując złożoną propozycję, lecz nie powiedział tego głośno. Za wielki zaszczyt uważał wszystko to, czego się dowiedział. Powierzone w nim zaufanie, złożenie życia w jego ręce – bez zająknięcia podejmował się tego i brał na swe barki ogromny ciężar, który wymagał należytej, doskonałej w każdym calu opieki. — Byłbym wdzięczny, sir, za przesłanie dokumentacji medycznej w możliwie najszybszym terminie. I przyjmij moje spóźnione gratulacje w oczekiwaniu na dziedzica. — Własnym zwyczajem pochylił lekko głowę, i splótł ręce, niby odmawiając modlitwę za dziecko mające przyjść na świat. Szanował i kultywował kapłański zwyczaj, całkowicie poważnie traktował tradycję, za którą postępował krok w krok, choć ta mogła być dziwna, a nawet absolutnie zbędna i irracjonalna dla kogoś, kto nie znał zbyt dobrze Shafiqów.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Restauracja [odnośnik]12.03.19 1:00
Skinął głową, przyjmując propozycję, choć dopiero zaczynał sobie zdawać sprawę z tego, że od tej pory - od kilku dni - wizyty towarzyskie składane przez niego miały już zupełnie inny wymiar, niż przyjacielskie przechylenie kielicha. Stał się lordem nestorem wielowiekowej rodziny, swojej rodziny, odnajdywał się u władzy łatwo, ale wciąż umykała mu niekiedy doniosłość jego tytułu. Nie żałował jednak podjętego ruchu - Shafiqowie zasługiwali na jasne gesty ze strony brytyjskich rodzin, zwłaszcza w obliczu minionych wydarzeń i w kontekście stanowiska, jakie za sprawą Zachary'ego nabrali w nadchodzącej wojnie. Nie wątpił w ich potęgę jako rodu, otaczała ich aura tajemniczości za sprawą skrytej i rozległej wiedzy, jaką posiadali - zasługiwali na szacunek.
- Interesująca propozycja - przyznał zatem w głos, odnajdując spojrzeniem jasne tęczówki rozmówcy. - Której nie sposób odmówić, z przyjemnością złożę wizytę na wyspie Man. Mówią, że stworzyliście tam pałac na wzór egipskiej architektury - ile w tym prawdy? Niecierpliwię się, by ujrzeć ten cud na własne oczy. - Rzadko przyznawał się do niewiedzy, jednak w tym przypadku wiedza mogłaby oznaczać nadmierną wścibskość. Nie gościł nigdy w ich progach, nie uczynił tego również żaden pośród jego krewnych. Docenienie piękna obcej architektury, niewątpliwie zasłużone, było zaś zwyczajnie grzeczne, ważył słowa ostrożnie, wiedząc, że każde z nich miało swoje znaczenie. Teraz już doniosłe, zdecydowanie bardziej, niż kiedyś. Na jego dalsze słowa uśmiechnął się z wdzierającą się na usta ironią, która mimowolnie wymknęła się ze słów Zachary'ego, a która nie dotyczyła tak naprawdę żadnego z nich.
- Trafne porównanie - przyznał - Anglicy z reguły nie przepadają ani za Francuzami ani za Egipcjanami - Ze wzajemnością, panoszyli się tak w Egipcie, jak we Francji, ale dziś to on występował jako najeźdźca, jego francuscy przodkowie podbili fragment Anglii, na którym pozostali do dzisiaj. Trochę jak Zachary, zawsze będzie spotykał się z nieprzychylnymi spojrzeniami tych, którzy Anglię tworzyli u jej posad setki lat temu. Wzajemne stosunki Egiptu z Francją nie były ciepłe, ale wciąż cieplejsze niż z Anglią. Jednak w tych wzajemnych pretensjach nawiązała się naturalnie nić porozumienia, o której wspomniał on - wzajemne wpływy nie były pozbawione szacunku, a wpływu na kulturę nie wywołała brutalna siła, a szczera  i wzajemna fascynacja dwoma światami czarodziejów. Z sąsiadami raz się żyło lepiej, raz gorzej, ale bez nich trudniej byłoby zadbać o wspólne podwórko - to również ich łączyło.
Tak naprawdę rozumiał decyzję Shafiqów - ich wcześniejszą stagnację, ta wojna nie była ich wojną, a ten świat nie był ich światem. Swoje bogactwa i pałace budowali daleko za morzem, gdzie zapewne rodzima polityka, z pewnością nie mniej trudna, szargała ich w innych kierunkach. Zaangażowanie się w konflikt na Wyspach oznaczał przecież poszerzenie ich wpływów w Anglii, a wpływy nie były wyłącznie przywilejami, ale też obowiązkami, którymi trzeba było sprostać, choć nie zawsze było to proste. Wymagającymi czasu, zaangażowania i możliwości. I poniekąd tę decyzję podziwiał, nie wyobrażał sobie wysłać części rodziny na tereny arabskie celem rozpoczęcia budowania tam wpływów, nie przyznałby tego nigdy na głos, ale Rosierowie nie byli na tyle potężni - co zresztą budziło w nim pewne skryte obawy. Tym mocniej szanował go jako sojusznika stojącego po właściwej stronie konfliktu, właściwie ich.
- Powinniśmy skupić się na tym, co trwa obecnie - odparł dyplomatycznie, nie zatracając się w wynurzeniach, dlaczego właściwie Shafiqowie wcześniej pozostawali bierni. Istotne było, ze teraz przeszli do działania, budując sobie szacunek wśród konserwatywnej części arystokracji. Dobrze dla nich i dobrze dla innych. - Pozwolę sobie wnieść toast za przyszłość, o którą walczyć będziemy wspólnie. - Uniósł lekko kieliszek, po czym skinął głową i upił łyk wina; deklaracje wymagały stałości, a co do tej nie mógł mieć zdania, jednak Zachary wydawał się rozsądnym czarodziejem. Nie do końca wiedział, czego powinien spodziewać się po rozmowie z nim - jednak kulturalnym słowem i wyważonym zdaniem zrobił na nim dobre wrażenie. Przenośnia o świetle była mądra - tym wszak byli, kagankiem niosącym oświatę tym, którzy wciąż nie widzieli właściwej drogi. Tym, którzy nie pojmowali jego siły, jego charyzmy i jego wyjątkowości. Tym, którzy się zgubili: po ludzku i prawdziwie, gubiąc rozsądek przodków dyktowanych historycznymi kronikami.
- Mądre słowa, lordzie Shafiq. Chciałbym, by okazały się także prorocze - zbyt wiele rozlaliśmy już krwi, nie tylko w kamiennym kręgu przed paroma dniami. Sabotujemy samych siebie dopuszczając do rozlania błękitnej krwi. Ufam że szaleńcy stojący za tym zamachem prędko poniosą sprawiedliwą karę, dając surowy, ale wyraźny przykład. Odnoszę wrażenie, że staliśmy się w Anglii niezwykle liberalni w podejściu do kar. Wiedziony ciekawością, zapytam - co z tymi szaleńcami uczyniono by w Egipcie? - Nie wiedział o ich kulturze wiele, nie znał ich prawa, nie znał ich zwyczajów, znał jednak doniesienia mówiące o tym, że zdobycze cywilizacyjne takie jak humanitaryzm czy empatia wobec sprawcy, zgubiły się gdzieś po drodze wędrówki za morze. Zazdrościł im tego, tęsknił za czasami, gdy niżej urodzonemu obcinano rękę, gdy podniósł ją na lorda. - Stwierdzenie uniknąć ruiny zaczyna nabierać dziwnie symbolicznego charakteru - pozwolił sobie zauważyć, oddając się rozmyślaniom; tamto zdarzenie w istocie było symbolem, symbolem zmian, których nie dało się ani zatrzymać ani tym bardziej odwrócić. Symbolem nowej ery, ery Czarnego Pana. Nie planowali budować jej na zgliszczach Stonehenge, ale jeśli tak miało się stać -tak uczynią.
Skinął głową z szacunkiem, nie negował wiedzy zaklętych w księgach posiadanych przez egipski ród, była znacznie starsza od tej, którą posiadali oni - podczas gdy zajęci byli przepychaniem się o władzę i mordowaniem się wzajemnie w niezorganizowanych plemionach, Egipt zdążył już rozwikłać większość tajemnic wszechświata trapiących starożytnych. I był dla tej wiedzy pełen podziwu, wiedząc, że samą siłą nie dało się opanować świata - wiedział już, że obecność Zachary'ego wśród rycerzy walpurgii może się okazać bardziej znacznie cenna, niż oceniał to początkowo wyłącznie przez pryzmat jego nazwiska i wpływów.
- Silna magia jest w stanie dostosować świat do naszych potrzeb - nie musimy się ograniczać jego ramami - zgodził się z nim, nie kryjąc w głosie wcale nutki podziwu dla tego oświadczenia. Życie nauczyło go podchodzić do wszechmocy magii z pokorą - sam dysponował mocami, które wielu nawet się nie śniły, być może dlatego nie czuł skrępowania oddając hołd dumie innych. - Wierzę, że klejnoty mądrości Aleksandrii wspomogą naszą sprawę swoim niezrównanym bogactwem. Będziemy gotowi nawet na nadejście dziesięciu egipskich plag. Jedną z nich już mamy. - Czy nie tym były anomalie? Ciekaw był, czy Craig napomknął mu o trwających pracach. - A niektórzy pośród nas pracują nad jej istotą dochodząc do niewiarygodnych wniosków. Zdołałeś pochylić się nad tematem, lordzie Shafiq? - Minęło tak niewiele czasu, z pewnością nie. Chciał jedynie przekazać wieści, wskazać punkt zaczepienia, tak zaskakująco bliski przecież jego sercu i tradycji. Bez wątpienia spojrzenie jego świeżego oka pomoże innym dokonać kolejnemu przełomu. Fakt, że myślał o niemożliwym jako o czymś, co mogło znajdować się na wyciągnięcie ręki, dobrze o nim świadczył. Odwaga była cechą wyjątkowych ludzi, nawet ta w dążeniu do celu - a może właśnie zwłaszcza ta.
Odpowiedzi na jego bezpośrednie pytanie wysłuchiwał w ciszy, sięgając wreszcie po sztućce, którymi zaczął rozpracowywać podaną ramorę; jej aromat dotarł do nozdrzy, przyjemnie łechtając zapachem przypraw - a smak, który w chwilę poznał jeszcze przyjemniej popieścił podniebienie. Nie ignorował swojego rozmówcy, spozierał na niego raz za razem, oddając należy szacunek i dając do zrozumienia, że słuchał go przez cały ten czas. Nie umknęła mu jego kultura, to gospodarz rozpoczynał posiłek pierwszy - raz kolejny zaskakując go znajomością dobrego obyczaju w obcych mu stronach. Nie rysowało się też na jego twarzy ani zwątpienie ani podejrzliwość, lord nestor Shafiqów, jakkolwiek brzmiał jego właściwy, niezangielszczony tytuł - prawdę powiedziawszy niespodziewany gość, Tristan nie sądził, że ten zdobędzie się nawiedzić Anglię - zdawał się mieć klarowne poglądy na tamtą sytuację i wypowiadać się całkiem do rzeczy.
- Zaufał ci - sprecyzował jego słowa, starając się uchwycić spojrzeniem jego wzrok; nie przerywał Zachary'emu w jego wystąpieniach, rzadko wchodząc mu w słowo, miał słuszność, podkreślając tę kwestię. Był dla nestora kimś ważnym - w końcu, pełnił rolę jego wysłannika tutaj. Wierzył jego słowom i nie negował jego decyzji, to dużo mówiło o samym Zacharym. Skinął lekko głową, przyjmując jego słowa - jeśli nestor zawierzył mu w trakcie szczytu, nie istnieją powody, dla których nie miałby wesprzeć jego słów również dzisiaj, również wtedy, kiedy napomknął o okrutnej śmierci ich wrogów. Ich wspólnych wrogów - Stonehenge przyniosło więcej zmian, niż Tristan się spodziewał, ale bez wątpienia najbardziej zaskakującą z nich było pozyskanie Shafiqów w drodze ku wspólnemu zwycięstwu.
- Nakażę przesłać dokumentację jeszcze dzisiaj - oznajmił, zawsze starał się otaczać Evandrę najlepszą opieką, skłamałby, twierdząc, że nie ufał uzdrowicielom, którzy zajmowali się nią dzisiaj. Nie sądził jednak, by ich wiedza mogła równać się z wiedzą dziedzica egipskich kapłanów, który każdym wypowiedzianym słowem upewniał go, że wybrał odpowiednią osobę. Zachary był kompetentny, do tego rozsądny i zdawał sobie sprawę z wagi powierzonego mu zadania - powierzonego mu życia, a nawet dwóch. Tak jego żona, jak jego dziecko, musieli przetrwać w dobrym zdrowiu. Zwłoka nie działałaby na korzyść Evandry, nie zamierzał sobie na nią pozwalać. - Skontaktuj się ze mną w sprawie wizyty w Chataeu Rose, kiedy będziesz gotów. Podejmiemy cię z honorami. - Nie był wszak po prostu uzdrowicielem, był lordem darzących ich swoją uprzejmością. Doceniał to. - Dziękuję, oby narodził się zdrów - dodał, przyjmując gratulacje, jak i jego późniejszy gest. Nie rozumiał go - gestu - nie potrafił pojąć jego sensu, jednak towarzysząca mu powaga Shafiqa podpowiadała, że było to coś ważnego - związanego z tradycją niewątpliwie. Lata żmudnej tresury zachowań w podobnych sytuacjach nakazały mu zachować tak powagę, jak szacunek dla jego zachowania. Odpowiedział na niego podobnym uchyleniem głowy, którą jednak wnet uniósł - nie unosząc jednak jego śladem rąk, wyraz twarzy egipskiego księcia nie sugerował, by ten oczekiwał wzajemności. Pytanie o sens tego gestu byłoby niegrzeczne i prostackie, a takim być nie zamierzał. Był mu za ten gest wdzięczny - łącząc go ze słowem łatwo było doszukać się w nim życzeń pomyślności dla nienarodzonego dziecka.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Restauracja - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 3 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Restauracja
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach