Wydarzenia


Ekipa forum
Tunel
AutorWiadomość
Tunel [odnośnik]27.09.15 15:47
First topic message reminder :

Tunel

Opuszczony tunel łączący ze sobą dwie ruchliwe ulice, znacząco skracający drogę. Początkowo wydaje się dobrze oświetlony i całkowicie bezpieczny, lecz gdy zakręca w lewo ściany pokryte są graffiti, mało które latarnie oświetlają korytarz. Przez to mało kto się zapuszcza pomiędzy ceglaste, łukowate zabudowania, w obawie o to kogo może tam spotkać. W okolicy krąży plotka, jakoby niedawno odnaleziono tam zmasakrowane ciało panny z pobliskiego domu uciech. Zwykle tunel okupują młodociani recydywiści zajmujący się głównie rozprowadzaniem narkotyków lub innych równie nielegalnych substancji i przedmiotów. To miejsce idealne do nabycia broni bez zezwolenia, lecz na pewno nie nadaje się na popołudniowe spacery.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 07.03.19 15:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunel - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tunel [odnośnik]30.10.16 13:39
Wyćwiczona empatia niemalże pozwalała Benjaminowi na doświadczenie całego spektrum emocji, odmalowanego z mistrzowską precyzją pośród regularnych rysów twarzy Harry'ego. Barczyste ramiona nie uginały się jednak pod ciężarem nieznośnej kakofonii bodźców: zajmował stanowisko chłodnego badacza a nie współczującego przewodnika po świecie doczesnych tortur, analizując metodycznie każdy detal dość zajmującego obrazka. Nie mógł zaprzeczyć, że w Dawlishu było coś fascynującego, i to o dziwo nie w ten banalny, szczenięcy sposób, umieszczający blondyna w szufladce młodych-niepokornych, idących w bój z dojrzałością bez żadnej broni. Szalony idealista, gotowy umrzeć w obronie swoich ckliwych racji śmiercią szybką, głupią i naiwną. Narcystyczny malarz, przekonany o doskonałości swoich dzieł, gwarantujących mu świetlaną karierę i nieśmiertelny nimb chwały, otaczający ciężkim aromatem piżma osmolone, drewniane ramy - jedyne pozostałości po ulotnym pięknie. Buntownik z podkrążonymi oczami, rozsypującym się papierosem pomiędzy drżącymi wargami i złowrogim spojrzeniem, które przeraża mężczyzn i pociąga łatwe dziewczęta. Zagubiony dzieciak, panicznie bojący się samotności a mimo to coraz głębiej wchodzący między ruchome piaski, jakby spacer na rzeź stanowił jedyną możliwą drogę wśród zdrowych możliwości przetrwania.
Wright nie potrafił ocenić go jednoznacznie, łatwo wepchnąć do odpowiedniej przegródki w umyśle i choć już podczas pierwszego spotkania na wyimaginowanych aktach przybił mu pieczątkę persony niegroźnej, to niechętnie musiał przyznać się do pomyłki. Nie z powodu rozedrgania, zawsze wróżącego kłopoty - z takimi chłopczykami radził sobie doskonale, kojąc ich stresy zerwaniem kontaktów lub, jeśli naprawdę zależało mu na finansowej współpracy, uprzednio udzielając odpowiednio bolesnej lekcji - ale ze względu na coraz głośniejsze, ostrzejsze podszepty, rysujące w wygłodniałej świadomości obrazy destrukcyjnie wpływające na wystudiowaną obojętność profesjonalnego sprzedawcy. Jaimie nie mógł nic poradzić na tą chorą część swojej osobowości, lecz dzięki wieloletnim doświadczeniom, wiedział już, że najlepszym sposobem na pozbycie się pokusy jest ulegnięcie jej...lub jednoznaczne wyrzucenie jej ze swojego życia. Pierwszą opcję wykorzystywał tylko w pewnych, brudnych sytuacjach, druga stała się jego naturalnym wyborem, ale z jakiegoś powodu w przypadku Harry'ego zatrzymywał się w połowie drogi. Tłumaczył to sobie presją finansową oraz wygodnym, bezpiecznym sposobem na pozbycie się niechcianego towaru za wygórowaną cenę. Był jednak ponuro świadomy serwowanych samemu sobie kłamstw, o czym boleśnie przekonywał się podczas tej krótkiej rozmowy bez słów, gdy z bliska widział rozszerzone źrenice, rozchylone, wilgotne usta i opadające na podkrążone oczy złote kosmyki, wyglądające w półmroku na przyprószone srebrnym popiołem. Dzieliło ich zaledwie kilka cali i wyraźnie czuł jego zapach, widmowo unoszący się z rozgrzanej tętnem szyi odurzającą mgłą. Śledził każdą zmianę, każdy drobny gest, każdy głębszy oddech i pochylał się nad nim nie tylko po to, by odebrać swoją zapłatę i masochistycznie wystawić swoją wytrzymałość na najcięższą próbę, ale także by przestać przyciskać go wzrokiem do chłodnej ściany, pozbywając się czarnych zwojów materiału z smukłej sylwetki. Wolał wystawiać się na katusze bezpośredniej bliskości gorącego ciała niż wytrzymywać to wystraszone, wygłodniałe spojrzenie. Wiedział przecież, że Harry niemo błaga o o więcej narkotyku, że dłoń zaciśnięta na jego przedramieniu przyciąga bliżej ułudę złagodzenia bólu, że to pulsujące napięcie między ich ciałami stanowi tylko wynik uzależnienia. ie mógł pozwolić prymitywnym instynktom na przejęcie kontroli, nie mógł zwariować, nie mógł sobie ulżyć w narastającym cierpieniu. Doskonale rozumiał chęć wypełnienia żrącej pustki i mimo wszystko potrafił ochłodzić niedorzeczne odruchy, przesiewając płonne, żałosne, chore nadzieje przez bezlitosne sito zdrowego rozsądku. Pozostawiało ono jednak niewygodne okruchy skrajnych obrazów, splątanych długich włosów, nabrzmiałych ust, narkotycznego delirium; ot, niegrzeczne historyjki prosto z zapomnianych przez Merlina (i Boga) ulic Londynu, gdzie za chwilę zapomnienia Harry mógł zapłacić także swoim ciałem.
Wright nie drgnął, gdy lodowata dłoń mężczyzny dotknęła jego, i właściwie nie usłyszał krótkiego, ochrypłego protestu. Wystarczył jeden oddech, powzięty niemalże prosto z zagłębienia szyi blondyna, by serce Benjamina przyśpieszyło rytm a dziwne gorąco rozpłynęło się od ręki w kierunku serca i niżej, aż za splot słoneczny. Nieprzyjemna fala wyrwała spomiędzy zagryzionych warg Wrighta krótki oddech, ale zanim zdążył połączyć fakty lub chociaż spróbować zatrzymać uciekające wraz z powietrzem myśli, nowy rodzaj bólu minął, odpływając razem ze wspomnieniami i fantomową obrączką ognia na prawej dłoni. Pozostał tylko rosnący głód, dziwny niepokój i czarna pustka, pożerająca metodycznie kolejne wspomnienia: jedyne, które motywowały go do żałosnych prób wydostania się z sadomasochistycznego chaosu, w którym tkwił od stycznia. Zatrzymał się na sekundę w tym pochyleniu i niebezpiecznej bliskości, po czym, pozbywszy się najdziwniejszego deja vu, jakiego doświadczył w życiu, wyprostował się ponownie, obserwując cofającego się Harry'ego. Nie zmienił wyrazu twarzy, chociaż nonszalancki uśmiech zyskał na nieprzytomności a czarne oczy zdawały się w końcu patrzeć przez blondyna. Nieświadomie oblizał spierzchnięte usta, po raz pierwszy zdradzając się z niekontrolowanym odruchem spiętego ciała, ale była to jedyna widoczna wyrwa na nieskazitelnym wizerunku. Dłonie schował w kieszeniach a ciężar sakiewki pełnej galeonów łagodził dziwne łaskotanie serdecznego palca. Nie powiedział nic więcej, nie zatrzymywał odchodzącego Dawlisha, twardo nie pozwalając sobie na słabość odwrócenia się w stronę znikającej w mroku tunelu sylwetki. Przez chwilę stał jeszcze w tym samym miejscu, wpatrzony w wilgotny mur pokryty niezrozumiałym graffiti a zagubiony uśmiech stawał się coraz bardziej szaleńczy, niedorzeczny, boleśnie rozciągający skórę policzków. W końcu Wright kiwnął kilka razy głową, zacisnął mocniej gorące palce na szorstkiej skórze pełnej sakiewki i odwrócił się na pięcie, by ruszyć przed siebie w głębię nocy. Bez żadnego wspomnienia, mogącego wyciągnąć go na powierzchnię, za to z rosnącą, bolesną frustracją, utrudniającą swobodne oddychanie.

zt


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Tunel - Page 3 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Tunel [odnośnik]15.11.16 16:47
10-23 marca

Rozpowszechniające się po Śmiertelnym Nokturnie plotki, że lord Voldemort nie jest zadowolony ze swoich Rycerzy wcale go nie bawiły. Nie odczuwał podniecenia, mogąc się czymś wykazać. Nie uśmiechał się głupkowato pod nosem, źle wróżąc całej reszcie, bo nigdy nie traktował tkwienia u boku Czarnego Pana jak idiotycznego wyścigu o jego względy. Plotki, które i do niego dotarły niepokoiły go i martwiły. Śmiertelnie. Oznaczały, że powoli się wykruszali, a idee, które rzekomo wyznawali były zbyt słabo zakorzenione — a może nawet nie ich własne? Zmiany, które były wyczuwalne w powietrzu musiały wiązać się z ogarnięciem całego tego grajdołka rozwydrzonych dzieciaków, które nie były wystarczająco dobre, by służyć tej sprawie. Lord Voldemort musiał czynić właściwie.

Od samego początku zakładał, że to zadanie będzie dla niego przyjemnością, więc postanowił ją sobie dawkować, zaczynając od najprostszego, choć najbrudniejszego etapu. Odebranie komuś życia nie było ani ciężkie, ani zatrważające. Nie dla kogoś, kto ten pierwszy raz miał za sobą. Lub całą masę „pierwszych razów”. Z każdym kolejnym ponoć było coraz łatwiej. Emocje zastępowała chłodna kalkulacja. W jego przypadku chodziło o wypowiedzenie kilku słów, inkantacji i już było po sprawie. Nie chciał sobie w typowo mugolski, barbarzyński sposób brudzić rąk.
Zupełnie jak dawniej, znalazł się w Londynie późnym wieczorem. To była ta pora, w której ludzie wciąż spacerowali, choć na zakończeniu ich ścieżki mieściło się słowo „dom”, a ulic nie oblegały tłumy turystów i przypadkowych przechodniów. To była doskonała pora na to, by poszukać swojej ofiary.
Napatoczyła się szybciej niż sądził, kierowała się w stronę tuneli. Sprawiając wrażenie błąkającej się bez celu była w rzeczywistości walczącą z alkoholowym zgąbczeniem mięśni kukłą. Prawdopodobnie to jeden z tych studentów, którzy jeszcze przed północą postanowili się niepostrzeżenie wymknąć, nim treść żołądka wpadnie w jakąś grawitacyjną pułapkę i wycofa się swoim ciemnym tunelem w górę, przez gardło na wolność. Czując się obserwowany zatrzymał się, czym udowodnił, że stan upojenia nie był tak silny i wciąż jego marne życie cokolwiek dla niego znaczyło.
Mulciber stał oparty o mur w tuneli. Dostrzegłszy zainteresowanie drgnął, wyciągając z kieszeni papierośnicę.
— Masz ogień, przyjacielu?— spytał, nie tracąc więcej energii na zbędne tłumaczenia. Młody chłopak okazał się naprawdę życzliwy i wyjątkowo głupi. Musiał wiedzieć, ze to naprawdę kiepskie miejsce na nocne spacery. Wyciągnął zapalniczkę, ale nie zdążył jej odpalić. Został pociągnięty za ramię, a później kopnięty. Padł na twarz. Rękami w błotnistą kałużę powstałą w pękniętym bruku. Szybko wytrzeźwiał, bo zaczął się wić po betonie nim Mulciber cokolwiek zrobił. Buty traciły przyczepność na śliskim podłożu, a jego motoryka pozostawiała wiele do życzenia. Chciał uciec, lecz próbował tak nieudolnie, że Ramsey niemalże ze szczerym żalem westchnął. To było proste. Zbyt proste.
Kucnął przed nim, gdy przewrócił się na plecy i wężowym ruchem śmierdzącym paniką wycofał.
— Uciekaj — powiedział cicho, lecz stanowczo, a sardoniczny uśmiech wykrzywił mu usta.
Zadziałało jak zaklęcie, choć było zupełnie zwyczajne. Dzieciak zebrał się w sobie i ruszył przed siebie w szaleńczym biegu. Dźwięk jego kroków wybijał rytm, a on na jego podstawie odmierzał czas. Na jedną sekundę przypadały cztery uderzenia. Biegł szybko, stracił równowagę. Zaklęcie z różdżki Ramsey’a uderzyło go w locie.
Locuste. Zaatakowały go szarańcze, a gdy już huknął o ziemię sprawa wydawała się przesądzona. Próbował się ich pozbyć w opętańczym geście machając rękami. Wdzierały się do jego ust, do nosa. Osiadały na jego oczach, próbując przedostać się do środka. Przez chwilę krzyczał, ale jego odgłos szybko zamienił się w stłumiony jęk, aż w końcu zaczął kaszleć, bo dusił się owadami, które wypełniały jego trzewia. Luis cimex przywołało pełzające małe bestie, które zaczęły go atakować, zjadać żywcem. Oczy mu się wybałuszyły z braku powietrza. Z pewnością zsiniał, lecz otaczająca go ciemność uniemożliwiała dostrzeżenie takich zmian. Jedynie jego gałki oczne wyglądały jak zbyt mocno napompowane baloniki.Lamino dokończyło sprawę, dokonując dekapitacji. Noże wbiły się z niezwykłą szybkością w jego szyję, jak gilotyna, odcinając głowę od tułowia.
Wciąż byli sami. Zrobiło się cicho.
Musiał zabrać głowę ze sobą, by pozbyć się tego, co w niej zostało: mózgu, oczy krwi. I dokonał tego z dala od miasta. Na obrzeżach Dover rozpalił ognisko, na nim ustawił kociołek, w którym wygotował zbędne tkanki. Nie trwało to długo, a smród w każdej chwili mógł zwabić zwierzęta, ale dzięki temu procesowi otrzymał mugolską czaszkę w stanie nienaruszonym.

Krew czarodzieja była kolejną rzeczą, którą musiał zdobyć. Nie lekceważył jednak pozornego stopnia trudności. O ile mugolami nikt się nie przejmował, śmierć czarodzieja była zauważana, a zły wybór ofiary mógł przyprawić mu sporo problemów. Dlatego kilka dni później udał się do Walii, tam, gdzie nigdy wcześniej nie był i nikogo nie znał. Trafił do niewielkiej mieściny, w której mieszkańcy, zmieszani z mugolami zajmowali się prostackimi zajęciami. Roiło się tu od szlam, czarodziejów półkrwi, którzy bratali się z niemagicznymi. Ktoś powinien tam zajrzeć. Rzucić szatańską pożogę. Zamienić ten teren w proch.
W tamtejszym mugolskim barze upatrzył sobie dziewczynę — barmankę. Świetnie wtapiała się w tłum, ale spostrzegawczy wzrok Mulcibera przyłapał ją na używaniu magii na niedomkniętym zapleczu. I czyniła to do… sprzątania. Widok był przygnębiający. Żałośnie bolesny.
— Pomyliłem drzwi?— Od tego wszystko się zaczęło, później poszło gładko. Poczekał aż skończy pracę, zaoferował przecież, że odprowadzi ją do domu. Dżentelmen. Szarmancki morderca. Szli tak w ciemności, tracąc czas na rozmowach, których finału nigdy nie doczekają. Ale była nawet zabawna. Szczególnie wtedy, gdy opowiadała o jej rodzinie, która kilka pokoleń wstecz znalazła to miejsce i osiedliła się tu wśród zwykłych ludzi, którzy byli tacy do nich podobni. Słuchał jej z trudem, ale patrzył z przyjemnością. Miała długie, czarne włosy, błękitne oczy, sarnią twarz. Przypominała mu kogoś, kogo znał, z kim łączyły go przyjemne wspomnienia. I wyglądała na zainteresowaną jego towarzystwem, lecz przecież właśnie o to mu chodziło. By ściągnąć ją z codziennie odbywanej ścieżki. Był czarujący, udając, że podziela jej zdanie na temat otaczającego ją świata.  
W połowie drogi ściągnął ją ze ścieżki w stronę potoku. Myślała, że ma niecne zamiary, spłonęła rumieńcem, ale nie protestowała. Raczej wydawała się podekscytowana. Musiało być coś, co sprawiało, że mu ufała, albo była ciekawa gdzie ją to zaprowadzi. Silencio rzucił najpierw, by nie ściągnęła na nich kłopotów. Już wtedy wiedziała, że mężczyzna, który chciał umilić jej wieczór nie jest tak dobry na jakiego wyglądał. Wpadła w panikę. Gdy się wyrwała z zamiarem ucieczki rzucił za nią Sectusemprę. Padła na ziemię od razu, zwijając się z bólu. Jej ciało pokryło się ranami, a krew szybko wsiąkała w ubranie. Musiał ją rozebrać. Szarpnięciem rozerwał guziki płaszcza i krwią sączącą się z jej szyi wypełnił fiolkę, którą miał w kieszeni. Wyrywała się, próbowała go pokonać resztkami sił, ale słabła z każdą chwilą. I nie mogła nic powiedzieć. Nawet lepiej, że oszczędziła mu słów pogardy i pytań, na które nigdy nie zdołałaby usłyszeć odpowiedzi. Po prostu. Tak wyszło.
Patrzył jak blask w jej oczach słabnie. Trwało to dłużej niż podejrzewał. Ukrucił jej męki Avadą.
Wrócił do Londynu zaraz po tym, jak zepchnął jej ciało do strumienia. Nawet jeśli ktoś ją znajdzie, nie mógłby ich ze sobą powiązać. Któż zwróciłby na niego w ogóle uwagę?

Voldemort nie bez powodu wybrał ofiary, skłaniając swoich rycerzy do złożenia dowodów lojalności. Próba, przed którą ich postawił miała swoje uzasadnienie. Każdy z nich z zamordowałby mugola bez zmrużenia oka. Gdyby było inaczej, nigdy nie staliby przed Czarnym Panem. Łączyła ich niechęć do ludzkiego pomiotu, do szlam, brudu, z którego należało oczyścić ten świat. Morderstwo na czarodzieju wymagało odpowiedniej argumentacji — był w końcu jednym z nich. Przypadkową ofiarą zupełnie bezsensownej zbrodni, której nie dopuściłby się byle kto. Ale to ostatnie zadanie było najtrudniejsze. Jednorożce są niewinnymi i bezbronnymi istotami pełnymi prawdziwego, czystego piękna i wielkiej magii. Morderstwo w tym wypadku było niewybaczalną zbrodnią. Nie tylko w tym świecie, ale i na każdej ludzkiej duszy. Mówiło się, że każdy zbrodniarz, który tego się dopuści pozostanie przeklęty, a jego życie stanie się marnością. To mogło odstraszać, mogło przerażać wszystkich, którzy cenili własny żywot i to, co osiągnęli do tej pory. Kto bez zawahania skieruje swoją broń na tak doskonałą i niczemu winną istotę? Ilu z Rycerzy zdecyduje się zaryzykować tym, co posiadali?
To była próba, której musiał sprostać by udowodnić, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. I właśnie o tym myślał, gdy znalazł się na skraju Zakazanego Lasu. Oczywiście, o wiele łatwiej je było znaleźć w rezerwacie, ale do miejsca tak dobrze strzeżonego trudno było by się dostać niepostrzeżenie, a o wiele trudniej stamtąd wyjść. Mógł jedynie życzyć powodzenia każdemu, kto wpadnie na ten pomysł. Sam postanowił poszukać celu w miejscu, gdzie bywały wciąż na wolności. Jako kat, egzekutor w komisji likwidacji niebezpiecznych stworzeń, nie miał problemu z ich odszukaniem. Cierpliwie wsłuchiwał się w odgłosy lasu, zważał na ślady na ziemi, drzewach, a przede wszystkim zwracał uwagę na otaczające go zapachy. Był czujny, cichy i skupiony, chcąc uniknąć wszystkich, którzy mogliby mu przeszkodzić i go opóźnić. Unikał ścieżek centaurów i miejsc, w których mogły przebywać.
Poszukiwania zajęły mu nieco czasu, aż wreszcie srebrna poświata zamigotała pomiędzy drzewami. Zatrzymał się, by spojrzeć. Majestatyczne stworzenie opuściło głowę. Jasna grzywa zalśniła w świetle księżyca, róg odznaczył się na ciemnym tle otaczających go zarośli. Był piękny.
Wstrzymał na moment oddech. Nie z wrażenia, czy obawy. By nawet lekki ruch klatki piersiowej nie zakłócił toru lotu zaklęcia, gdy był tak daleko. Rzucone orbis spętało jednorożca. Ale był silny. Nie poległ. Jego rżenie i ryk szybko rozniosły się po lesie.
—Vulnerario.
Nie burgundowa czerwień splamiła śnieżną sierść. Tylko cienka, ciemna kreska wskazywała na pojawienie się głębokiej rany w jego ciele. Biegł szybko, by znaleźć się jak najbliżej. Pomimo lassa, nie dał się powalić. Siłował się, walczył, ale Mulciber powtórzył inkantację po raz kolejny. Padł w końcu z płaczliwym jękiem, który po chwili zastąpiło dramatyczne parskanie.
Nie było czasu do stracenia. Kucnął przy stworzeniu, wyciągnął fiolkę. Czuł na sobie to spojrzenie. Spojrzenie konającego jednorożca, który utkwił wzrok w swoim oprawcy. Oddychał coraz wolniej, ale brakowało mu już sił. Leżał nieruchomo, gdy ten zamykał jego krew w przezroczystej fiolce. Ale nie tylko jednej, a dwóch. Miał ze sobą dwie fiolki z krwią jednorożca i włożył je do różnych kieszeni. Palce mał zbrudzone gęstą cieczą, przypominającą płynne srebro. Cudowna krew. Piękna, gładka, mieniąca się w bladym świetle nocy.  
I zostawił go tam, nim zbiegły się centaury. Nim ktokolwiek go zobaczył.

|zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Tunel - Page 3 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Tunel [odnośnik]15.01.17 23:38
21 IV 1956

Poruszała się powoli, nasłuchując dookoła. Starała się słuchem wyłapać coś jeszcze poza chrzęstem butów i dźwięków dolatujących z zewnątrz. Mocno ściskała różdżkę, spoczywającą w kieszeniach jej czarnych spodni, którą jednak była gotowa w każdej chwili wyciągnąć by się obronić. Wilkes czuła napięcie, które motywowało zmysł słuchu, wzroku i dotyku do znacznego wyczulenia się i odbierania wszystkich bodźców. Wszystkie te środki ostrożności, które chroniły ją przed zaskoczeniem, spowodowane były faktem, iż nie wiedziała co czeka ją w tunelu. Naturalnie zdawała sobie sprawę z obecności pojedynczych mugolaków, do tego jednak była przygotowana. Nie miała jednak pojęcia jakiego stworzenia szuka i czy aby na pewno znajduje się ono w tym miejscu.
Pojawienie się tutaj było jej ostateczną odpowiedzią na wszystkie informacje oraz plotki, które od jakiegoś czasu docierały do niej. Słyszała o tajemniczych wydarzeniach i wypadkach, a miejscem akcji był właśnie ten tunel i jego bliskie okolice. Niestety, nie udało jej się dostać do najbardziej wiarygodnych informacji - ludzka wyobraźnia szybko zaczęła obierać wodze fantazji, tworząc niestworzone historie na temat potwora czającego się w ciemności, próbującego zabić wszystkie niewiasty, dzieci i mężczyzn we wszystkie możliwe sposoby. Na samą myśl o podobnych opisach Grace przewróciła oczami, powstrzymując się przed wymownym westchnięciem. Zależało jej na zachowaniu ciszy, chcąc nie tylko cokolwiek usłyszeć, ale też nie wystraszyć stworzenia. O ile ono tutaj było.
Czas płynął wolno, chociaż wydawało jej się że była tu już ponad godzinę, w rzeczywistości nie minęło nawet półgodziny. Dzięki dość wczesnej porze, szanse na spotkanie jakiegokolwiek mugolaka były niższe niż wałęsanie się tutaj wieczorami lub nocą, kiedy nielegalne interesy otwierały się, gotowe przyjąć każdego chętnego klienta z otwartymi ramionami. O ile nie był to stróż prawa...
Nagle Wilkes zatrzymała się. Zaczęła jeszcze uważniej nasłuchiwać, wydawało jej się że słyszy niedaleko siebie kroki, których odgłos odbijał się echem. Odwróciła się do tyłu, następnie ponownie do przodu, w ciszy i napięciu czekając na dalszy rozwój wydarzeń.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]27.01.17 21:06
Zazwyczaj starała się nie prowadzić swoich nóg w te okolicę, a zwłaszcza jeśli chodziło ten tunel. Nie miała z nim dobrych wspomnień, a nawet, gdyby wyniosła z wizyt tutaj cokolwiek dobrego, wciąż czułaby irracjonalny strach przed dostaniem się na drugą stronę ulicy, używając właśnie tego przejścia. Ostatnim razem skończyło się na tym, że uciekła przed bandziorami na swoich króliczych łapkach, ale teraz...
Tkwiła w próżni. Nie potrafiła zamieniać się już w brązowego futrzaka, ale też nie potrafiła zmusić swojego ciała do przejścia w inną formę, jakby ciało wciąż chciało jej udowodnić, że nie poradziła sobie z postawionym samej sobie zadaniem. Nie potrafiła nadać swojemu ciału nowego kształtu i charakteru, nie mogła zmusić się do zmiany, chociaż... był moment, gdy sądziła, że dała sobie radę. Krótka, tkliwa chwila, która bezpowrotnie minęła.
Opatuliła się ciaśniej płaszczem, gdy stawiała coraz gęściej kroki w kierunku tunelu, chcąc w ostateczności schować się przed całym światem i przemknąć niezauważenie w cieniu, chroniąc się przed atakiem niepowołanych osobników. Wolała nie spotkać na swojej drodze tych samych bandziorów, których miała okazję spotkać już jakiś czas temu.
Obcasy jej botków zastukały na schodach prowadzących w dół, a sama Eileen zadrżała aż, kiedy zorientowała się, że los zaczął liczyć jej czas do przejścia określonego dystansu. I nagle stanęła jak wryta, gdy coś otarło się w szalonym pędzie o jej nogi. Zapiszczała zduszonym głosem i spojrzała na kobietę, która odwróciła się w jej stronę.
- Czy pani uciekł pies? - pierwsze pytanie, jakie naszło jej na myśl. - Bo coś pobiegło w tamtą stronę!
Tak, to na pewno była kobieta. Nie miała szerokich ramion i zgarbionej postawy, jej nogi wydawały się cienkie i zgrabne w porównaniu z tymi, których faktycznie oczekiwała. Twarz była jasna, chociaż jej rysy zamazywały się, gdy kapryśne światło płonącej latarni zwiało w drugą stronę. Wyglądała... znajomo. Na Merlina, ale... jak bardzo znajomo?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tunel - Page 3 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Tunel [odnośnik]28.01.17 23:35
Nie wiedziała czego się spodziewać, toteż była przygotowana na wszystko. A przynajmniej tak sądziła, bo kiedy usłyszała nagły pisk, stwierdziła iż jej gotowość była jedynie pozorna. Momentalnie poczuła, jak gwałtownie wciąga powietrze, a serce boleśnie podskakuje w piersi, pragnąć wyrwać się z niej i uciec gdzie pieprz rośnie. Na szczęście nic takiego się nie stało, a słysząc głos kobiety, Grace poczuła ogromną ulgę. Wypuściła głośno powietrze, po chwili biorąc dwa głębokie oddechy w celu uspokojenia nerwów.
Dopiero po tych czynnościach dostrzegła kobiecą postać dość blisko siebie, a po chwili inny tajemniczy ruch. Czyżby to był tajemniczy stwór z tunelu? Prawdopodobnie gdyby nie obecność nieznajomej, podążyła by jego tropem. Ale czy kobieta aby na pewno była nieznajoma?
W ciemności trudno było jej stwierdzić z kim ma do czynienia. Mogła jedynie stwierdzić, iż głos brzmi dość znajomo, ale nie potrafiła odgadnąć, kto był jego właścicielem. Na szczęście Grace należała do ludzi dość przezornych, a zatem też i ubezpieczonych na podobne okoliczności.
- Nie jestem pewna, czy to był pies, ale tak - coś komuś uciekło i teraz muszę to znaleźć - odpowiedziała, jednocześnie grzebiąc w przewieszonej przez ramię torbie. Niestety, najwidoczniej była aż nadto ubezpieczona, gdyż nie potrafiła odnaleźć swojego lekarstwa na wszechobecne ciemności. Cóż poradzić jednak, że wszystko wydawało się być bardzo istotne podczas podobnych wypraw?
W końcu szatynka odnalazła przedmiot, wyciągając go. Już po chwili wszechobecne ciemności zniknęły, rozświetlając nieco tunel dzięki latarce, którą ta wzięła ze sobą. Dopiero wówczas Grace bez problemu mogła stwierdzić, kto jest właścicielem znajomego głosu. Trudno było jednak jej nie okazać wyraźnego zaskoczenia, którego przejawem było wymówienie imienia stojącej przed nią Eileen. Szybko jednak otrząsnęła się z zaskoczenia, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Wybacz, nie spodziewałam się spotkać Cię w takim miejscu. Z tego co wiem, starasz się takowych unikać.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]01.02.17 13:39
Przez czas, kiedy stała w miejscu, przyglądała się kobiecie. Rysy jej twarzy, choć obleczone w połowie ciemnością, a w połowie mdłym światłem, wydawały się być naprawdę znajome. Coś jej świtało z tyłu głowy, próbowała sobie przypomnieć chociaż pierwszą literę imienia tej osoby, skoro tak bardzo zdawało jej się, że ją znała, ale... nic z tego. Zdecydowała się podejść bliżej, by móc przyjrzeć się jej zdecydowanie bardziej.
Zawahała się jednak, kiedy zobaczyła, że znajoma-nieznajoma wyciąga z torby coś... dziwnego. Przyjęła natychmiast postawę obronną, unoszą przed siebie dłonie w geście okazania kobiecie braku złych zamiarów. Na litość Merlina, co ona trzymała w rękach?! To była jakaś tajemnicza, bliżej niepoznana broń mugoli? Jakaś odmiana róż... nie, w życiu hipogryfa!
- Ja... ja nie chcę zrobić ci nic złego - odparła, szybko przełykając ślinę. - Jak szukasz zwierzaka, to ja... ja mogę stąd po prostu odejść. W tamtą stronę.
Przestraszyła się, naprawdę się przestraszyła! Zapomniała o tym, że wędrując po mugolskich częściach Londynu można spotkać prawdziwego mugola; zapomniała, że jest wobec nich bezsilna, że Kodeks Tajności zabrania używania wobec nim czarów, zabrania pokazywania im jakichkolwiek informacji o magii i różdżkach. Serce poruszyło się panicznie w jej piersi, a oczy Eileen przebiegły po ścianach tunelu, szukając bezpiecznej drogi wyjścia.
Stres minął, gdy kobieta oświetliła im drogę... tym czymś.
- Grace? - dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo znajoma wydała jej się ta sylwetka. Wyobraźnia natychmiast powróciła do czasów szkolnych, kiedy panny Wilde i Wilkes przesiadywały razem w bibliotece, zgłębiając wiedzę o magicznych stworzeniach. Adrenalina opuściła potoki krwi, odetchnęła. - Ależ mnie przestraszyłaś... co to właściwie jest? To, co trzymasz w dłoni - musiała o to zapytać, nie dałoby jej to spokoju. - Oh... chciałam się przejść na drugą stronę miasta, żeby załatwić kilka rzeczy. Tunel to najszybsza droga i, cóż, odważyłam się do niego zawitać. Co się tak właściwie stało? Co ci uciekło?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tunel - Page 3 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Tunel [odnośnik]14.02.17 20:30
Naturalnie jej zamiarem nie było nikogo przestraszyć, a tym bardziej nie kobietę stojącą przed nią. Kiedy jednak w tunelu panował półmrok, a ona nie mogła stwierdzić kogo ma przed sobą, używanie różdżki nie wchodziło w grę. W końcu równie dobrze znajomy głos mógł okazać się złudny, a przed nią mógł stać nieznajomy mugol. Poza tym nawet jeśli miała przed sobą czarodzieja, to za każdym rogiem mogła znaleźć osobę niezwiązaną ze światem magicznym - użycie czaru w jego obecności ściągnęłoby na nią spore kłopoty. W takiej więc sytuacji użycie zwykłej latarki było najrozsądniejszym wyjściem z sytuacji - dla niej był to prosty przedmiot, dla Wilde jednak nie.
- Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć - odpowiedziała, uśmiechając się do niej przepraszająco. - Dobrze Cię widzieć, chociaż okoliczności są dość... No cóż. Wiesz o co mi chodzi.
Rozejrzała się chwilę dookoła, upewniając się że nic nie czai się jej za plecami. W takim miejscu nie trudno było o podobne odruchy, a upewnić się że nikogo w pobliżu nie ma, nie zaszkodziło.
- To jest latarka - powiedziała, słysząc pytanie kobiety. Jednocześnie skierowała światło na górę, by ta mogła się przyjrzeć przedmiotowi. - Mugole używają jej do oświetlania sobie drogi. To coś jak nasze Lumos, ale brak tutaj ... magii - wytłumaczyła, przy ostatnim słowie znacznie ściszając głos z wiadomych względów. Wiedziała, iż jej wyjaśnienie było dość uszczuplone, jednak miało takie być - zwięzłe, ale treściwe. W przeciwnym razie zaczęłaby wspominać kolejne nieznane Eileen terminy, które również musiałaby wyjaśnić. Wszystko to doprowadziłoby do swego rodzaju błędnego koła, na które niestety nie miała teraz zbytnio czasu.
Co się tyczyło czasu... W pierwszej chwili Grace kompletnie zapomniała, dlaczego tak właściwie tak bardzo jej na nim zależy. Dopiero pytanie znajomej nieco ją otrzeźwiło, a ona gwałtownie wciągnęła powietrze, niemalże natychmiast przypominając sobie o swoim zadaniu.
- Oh, no tak! Nie! - przewróciła oczami, załamana bezsensownością swojej wypowiedzi. Na chwilę umilkła, biorąc głębszy wdech, by uśmiechnąć się i w spokoju zacząć wyjaśniać wszytko. - Otrzymałam doniesienie o tajemniczym stworzeniu w tych okolicach. Poproszono mnie o jego zidentyfikowanie i przechwycenie. Szkoda tylko, że wszyscy tak bardzo panikują... Nie mam zielonego pojęcia czego szukam, ale mam przeczucie, że to nie jest nic groźnego. A raczej mam nadzieję... Nie spotkałaś się z czymś dziwnym zanim się spotkałyśmy?


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]06.03.17 13:15
Mugolskie aparatury wciąż były dla niej prawie zupełnie obcymi zjawiskami, chociaż miała matkę, która wychowywała się w mugolskiej rodzinie. Roana jednak, miast pokazywać im typowo niemagiczne przedmioty, wolała uczyć córki zachowań i kultury tych, których czarodzieje uważali za dziwne istoty. Stąd wiedziała, kiedy były walentynki i uznawała je za całkiem przyjemny zwyczaj, sądząc po tym, że było to święto zakochanych. Wiedziała też, kiedy obchodzony był dzień św. Pirana, powiązanego z wydobywaniem cyny, co Eileen uważała za osobliwe nawiązanie do tworzenia cynowych kociołków.
Latarka jednak wciąż pozostawała dla niej zagadką. Co to mogło być? Barwa światła była inna niż w przypadku zaklęcia Lumos, ale wciąż tak samo dobrze oświetlała drogę… i sylwetki. Odetchnęła z ulgą i podeszła całkiem blisko Grace, przyglądając się nie tylko jej, ale też i temu dziwnemu narzędziu.
- Wzajemnie, Grace. Tak, wiem – uśmiechnęła się już bez zbędnych wątpliwości kluczących między myślami. – Kopę lat, co? Może znajdziemy chwilę, żeby porozmawiać? Ciekawa jestem, co się u ciebie działo. I dzieje!
Czyli jednak miała rację! Ta latarka była jak magiczne Lumos. Może działała trochę jak wygaszacz? Z wyglądu była nawet do niego podobna. Tylko większa.
Wzrok z powrotem przeniosła na Grace, jakby nie do końca chciała mieć więcej do czynienia z tym dziwnym przedmiotem. Czuła w kieszeni płaszcza ciężar swojej różdżki i to jej absolutnie wystarczyło.
I mogło okazać się całkiem przydatne, jeśli dojdzie do konfrontacji ze stworzeniem, o którym mówiła kobieta. Eileen uśmiechnęła się lekko, widząc jej reakcję. Oh, czasy Hogwartu wróciły!
- Szczerze mówiąc… - zaczęła niepewnie, zmuszając swoją wyobraźnię do powrotu do najwcześniejszych wspomnień. – Jak schodziłam ze schodów, to coś miękkiego otarło się o moją nogę i popędziło do góry, o tam.
Wskazała kobiecie wyjście z tunelu, które prowadziło wprost na parkowo-miastowa ścieżkę.
- Pomogę ci go złapać, jeśli chcesz, nie spieszę się tak całkiem. Próbowałam przebiec przez ten tunel, bo go najzwyczajniej w świecie nie lubię, ale skoro jesteśmy tu we dwie… tylko powiedz, kto ci o tym powiedział? Może to po prostu psidwak albo wozak, który wpadł na mugola? Oni mają bardzo barwną wyobraźnię.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tunel - Page 3 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Tunel [odnośnik]18.03.17 21:13
Wychowywana w świecie mugoli, nie miała żadnego problemu z przedmiotami niemagicznych. Jedynie te najnowsze wynalazki bywały uporczywe, lecz to raczej nie było niczym dziwnym. Zawsze będzie coś nieznanego, coś do odkrycia... Mugole wbrew opinii ich przeciwników nie byli głupi i bezsilni, a wręcz przeciwnie - potrafili czerpać ze wszystkich braków, które każdy czarodziej mógłby im zarzucić. Nie potrzebowali magii, bo to dzięki nauce odnajdywali sposoby na rozwiązanie przeróżnych problemów, na ułatwienie sobie życia. Grace doskonale to rozumiała, bowiem przez jedenaście lat stanowiła część ich społeczności, a i po trafieniu do Hogwartu przebywała wśród nich w czasie chociażby wakacji. Miesiące wolne od szkoły były chwilami zapomnienia o magii, eliksirach... Wracała wspomnieniami do czasów dzieciństwa i beztroski, czując się tak samo jak wtedy. Z tamtego okresu wiele jej zostało, jak chociażby brak przyzwyczajenia do wysługiwania się różdżką. Niejednokrotnie zdarzało jej się zauważyć pewną prostotę w jej osobie, bo kiedy czarodzieje korzystali z magii w celu założenia ubrania, ona robiła to w podstawowy, prosty sposób, którego nie ma potrzeby opisywać. Oni wszystko czarowali, ona nieumyślnie się w tym ograniczała.
- Owszem! Minęło już trochę czasu... - na chwilę urwała, starając się przypomnieć moment ich ostatniego spotkania. - Zbyt dużo!
Trudno jej było przywołać ostatni raz, gdy się widziały. Widziała jedynie przebłyski, a to było dość niepokojące. Jak mogła zaniedbać kontaktów z tak miłą dla niej osobą? Ceniła sobie tą znajomość, szczególnie iż dzieliła z Wilde podobne zainteresowania. Tym bardziej było jej żal.
Myśli jej jednak odciągnęły informacje o ściganym przez nią stworzeniu. Od razu zwróciła uwagę na fragment, o miękkości stworzenia. To wszak zmniejszało listę domniemanych "osobowości" stworzenia.
- Byłoby mi ogromnie miło - odparła na propozycję pomocy z wyraźnym entuzjazmem i szerokim uśmiechem na ustach. Co dwie głowy to nie jedna, a poza tym byłoby jej o wiele raźniej w tym ponurym miejscu. - Oh, rzeczywiście. Mugole lubią wyolbrzymiać, trudno się im jednak dziwić. W ich świecie jest tyle historii o potworach, które w rzeczywistości nie istnieją... Również zastanawiałam się nad podobnymi możliwościami, lecz pozostaje mi się po prostu przekonać, co jest prawdą.
Wzruszyła lekko ramionami. Po chwili razem powoli ruszyły w stronę, z której przyszła Eileen, skupiając wzrok na wszystkim dookoła.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]05.04.17 0:33
Lubiła lekcje mugoloznawstwa, chociaż rzadko mieli na nich do czynienia z typowo mugolskim osprzętem, bardziej skupiając swoją uwagę na zwyczajach i kulturze tych dziwnych… stworzeń. W czasach szkolnych Eileen chyba nie zdawała sobie sprawy, jak blisko nich znajdują się ci ludzie, jak wiele mają ze sobą wspólnego i jak wiele ich tym samym różniło. Dopiero, gdy dorosła, a jej światopogląd nieco się wyostrzył, wyklarował, zobaczyła inny obraz. Obraz kobiet i mężczyzn, którzy być może nosili inne ubrania i słuchali innej muzyki, ale tak samo patrzyli na siebie, gdy kochali albo nienawidzili, tak samo chwytali swoje dzieci za ich drobne dłonie, by bezpiecznie obok nich szły, tak samo trzymali w ramionach swoją poranną prasę. Czy to nie czyniło nas ich kopiami? Czy to nie czyniło ich naszymi kopiami? Różnicą była tylko magia płynąca w naczyniach krwionośnych czarodziejów, ale wydawało jej się, że nawet to była drobnostka.
Ale co z tego, skoro większa część społeczności zagłosowała za utworzeniem odłamu policji antymugolskiej (wyniki były oszukane, Eileen była tego niemal pewna… albo za bardzo wierzyła w czarodziejów), co się rozumie samo przez się, traktując mugoli w takiej sytuacji jak niepotrzebny w domu kurz, który natychmiast trzeba usunąć. Była zła – na siebie, bo sądziła, że jej głos pomoże, i na całą resztę społeczeństwa, bo sądziła, że ci, którzy ją budowali, mieli jeszcze choć odrobinę oleju w głowie.
Mimo świadomości, uśmiechnęła się do niej. Kolejne próby roztrząsania tego tematu oddalały ją od miejsca, w którym się znajdowała i osoby, z którą rozmawiała. To już nie miało znaczenia. Cała społeczność czarodziejów musiała iść dalej, potykając się o podłożone przez siebie samych kłody, szczerząc kły do pobratymców, ale… iść dalej.
Teraz obie musiały zająć się rzeczami bardziej przyziemnymi – w pełnym tego słowa znaczeniu.
- Albo… albo może to kuguchar – wyraziła swoje podejrzenia, przewracając w głowie stronice księgi „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”. – Jakiś dziki okaz, który uciekł jakiemuś czarodziejowi Prost z ciepłego domu. Musiałby być to wyjątkowo wredny i samodzielny okaz… albo przerażony. Albo wygłodniały. – zerknęła na Grace, idąc za nią.
I w jednej chwili wstrzymała krok.
- Słyszałaś to?
Echo zabrało ze sobą pisk. A może to był jęk. Miauczenie? Warczenie? Na litość, dźwięki były ze sobą tak splecione, że Az trudno jej było rozgryźć chodź jeden z nich. Mimo to rozbrzmiał wyraźnie za nimi.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tunel - Page 3 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Tunel [odnośnik]08.05.17 21:37
Grace potrafiła zrozumieć, że dla czarodziejów wychowujących się od zawsze w magicznym świecie, mugole byli czymś dziwnym, innym. Z pewnością problem tkwił w braku magii. Wilkes patrzyła na to jednak w nieco inny sposób, do czego miała prawo przez fakt, iż zawsze żyła na pograniczu tych dwóch światów. Dla niej mugole i czarodzieje były jak dwa osobniki tej samej rodziny, może nawet i rodzaju, stanowiące jednak inny gatunek, bowiem jedyną różnicą była kwestia umiejętności rzucania zaklęć i jej brak. Z pewnością wielu też nie potrafiło przyzwyczaić się do ich nieco innego stylu ubierania czy zachowania, lecz to było kwestią najmniej ważną, zależną jedynie od środowiska w którym żyli. W końcu Grace ubierała się i zachowywała tak samo jak oni do czasu, aż rozpoczęła naukę i tam zmuszona była zmodyfikować sposób noszenia się. Dla niej jednak nie różnił się on jednak aż tak znacząco, a przynajmniej ona nie przykładała do tego większej wagi. Naturalnie nie ubierała się jak dziwoląg, lecz jednocześnie nie stroiła się codziennie, bo też dla kogo? Dla zwierząt, które zaraz cię ubłocą?
Wilkes nie podążała za plotkami związanymi z polityką, bowiem już od dawna zrozumiała, że jest to kwestia nie tyle irytująca, co zawsze pełna kłamstw. Kobieta więc przestała czytać gazety i interesować się magiczną społecznością pod tym kątem, aczkolwiek biorąc udział w głosowaniu orientowała się jakie były jego wyniki. I gdy to odkryła szybko zaprzestała dalszego wnikania w temat czując, jak dopada ją złość. Nienawiść niektórych grup czarodziejów w stosunku do mugoli i mugolaków była dla niej kwestią nie tylko niezrozumiałą, jak wręcz śmieszną. Miała jedynie nadzieję, iż otworzą oni kiedyś oczy, widząc jak głupie poglądy niegdyś głosili.
- Istnieje taka możliwość. Powiem szczerze, iż moje podejrzenia w stosunku do istoty tego zwierzęcia padają jedynie na tego typu okazy - mniejszego formatu, raczej nie bardziej groźne niż zwykły kot czy pies - odpowiedziała na jej podejrzenia uśmiechając się. - Ciekawa jestem jak zareagowałby mój kuguchar w podobnym miejscu... Chociaż chyba wiem! Siedziałby i prychał na wszystkich, a gdyby ktoś próbował do niego podejść, podrapałby go. Ta mała bestia jest bardzo nieufna w stosunku do obcych.
Zaśmiała się cicho na myśl o ukochanej Lunie i jej humorkach. Że też przyszło jej wychowywać tak charakterne stworzenie, łypiące groźnie na każdego, kto się tylko zbliży (chyba, że jest to ktoś, kogo dobrze zna).
Nagle zatrzymana przez głos Eileen, wstrzymała oddech i nasłuchiwała uważnie. Dźwięk dotarł do niej. Z pewnością fakt, iż znajdował się za nimi, nie ułatwiał sprawy, bowiem pozostawała kwestia odwrócenia się, co Grace powoli zaczęła robić.
- Prosiłabym cię abyś przez chwilę się nie ruszała - powiedziała cicho do towarzyszki, ręką sięgając po różdżkę.
Już po chwili kobieta stała oko w oko z niezwykle nieufnym psidwakiem, stojącym pod ścianą i łypiącym na nie z początku dość nieprzychylnym okiem. Kobieta niemalże od razu dostrzegła rozwidlony ogon zwierzęcia oraz dość mały format wskazujący na jego dość młody wiek. Możliwe, iż podczas zabawy zapuścił się w nieznane rejony i zgubił. Sam fakt negatywnego nastawienia tych zwierząt do mugoli tym bardziej pasował do wcześniejszego opisu. Z pewnością jednak nie przypominał on krwiożerczej bestii, a jedyne co mały mógł dzisiaj zjeść do starą oponę, której kawałki Wilkes dostrzegła jeszcze przed wejściem do tunelu.
Grace powoli ruszyła w stronę zwierzęcia.
- Hej maluszku, zgubiłeś się - powiedziała czułym głosem, wyciągając do zwierzęcia rękę. Podeszła na tyle blisko, by tamten mógł wyczuć, iż ma do czynienia z czarodziejem. Fakt ten o wiele bardziej zachęcił psidwaka do podejścia, a Wilkes już po chwili mogła gładzić jego nieco posklejaną od brudu sierść.
- Eileen kochanie, możesz podejść. To tylko psidwak - powiedziała z szerokim uśmiechem kontynuując pieszczoty w stosunku do zwierzaka.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]29.05.17 23:16
Sama często chwytała za gazetę, chociaż czasami tego żałowała. Ilość kłamstw, które tam wypisywano, mydląc oczy czarodziejskiej społeczności, była absolutnie niepoliczalna. Na każdym kroku zapewniano o bezpieczeństwie, o pewności działań, których efekty już niedługo będą widoczne. Oh, oczywiście! Bo przecież okoliczności i działania w o j n y zawsze były najlepiej widoczne, prawda? A to właśnie do niej prowadziły decyzje podejmowane przez Wilhelminę Tuft, która Eileen wydała się niezrównoważoną starszą panią, którą ktoś młodszy i bardziej odpowiedzialny powinien zastąpić na stołku Ministra Magii. Może władza uderzyła jej do głowy.
- Oh, masz kuguchara! – wychwyciła natychmiast, delikatnie nadając głosu wyższy ton. Kiedyś marzył jej się kuguchar, koniecznie biały, królewski, bo przecież taki był najlepszym towarzyszem dla prawdziwej księżniczki. Teraz niestety posiadanie tej puchatej kulki w domu nie wchodziło w grę. Kuguchar zostałby najpewniej zjedzony przez Waldiego maksymalnie pięć minut po przybyciu do nory Eileen. – Zazdroszczę. Mój pies nie przepada za tymi pięknymi puchaczami. Ale cóż, może twój pupil wygoniłby stąd wszystkie typy spod ciemnej gwiazdy, które tu często przesiadują. Mugole są jednak odrobinę, w pewnych okolicznościach odrobinę straszni.
A mimo to nie mogła przestać walczyć o ich prawa. To nie miała znaczenia, jak wyglądali – byli tacy sami, to było najważniejsze.
Wstrzymała oddech razem z Grace, czując tę pewną podniosłość chwili, oczekiwanie na kolejny, choć najdrobniejszy odgłos z tej samej bądź innej strony. Pokiwała głową, gdy stara znajoma poprosiła ją o zostanie w miejscu. Posiadała dużą wiedzę na temat magicznych stworzeń, ale jednak łapanie ich po ciemku stanowiło dla niej wyzwanie, a panna Wilkes wydawała się bardziej z tym zaznajomiona, więc wolała właśnie jej zostawić tę kwestię. Posłusznie nie poruszyła się nawet o centymetr, nasłuchując reakcji. Wyciągnęła nawet różdżkę z torebki, ostrożnie, powoli, przygotowując się właściwie na najgorszy możliwy scenariusz. Nie dość, że były kobietami, samymi w tym ciemnym, długim korytarzu, to jeszcze musiały ratować zagubionego zwierzaka. A raczej to Grace go ratowała.
Serce przestało bić jak oszalałe, kiedy Grace odezwała się do „maluszka”. A więc historie były jednak przesadzone i nic nie groziło biednym mugolom. Gdy usłyszała zgodę Grace, podeszła bliżej.
Widok przestraszonego psidwaka był wręcz rozczulający. Ukucnęła blisko Wilkes i wyciągnęła głos w stronę łebka stworzenia, by pogłaskać go po nim, nie martwiąc się tym, czy się ubrudzi.
- Rany, faktycznie myślisz, że się zgubił? Może do kogoś należy… może warto byłoby posłać jakieś ogłoszenie do Proroka, sama nie wiem… - przeniosła wzrok na Grace, szukając na jej twarzy reakcji.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Tunel - Page 3 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Tunel [odnośnik]31.05.17 22:36
Wspomnienie białej kulki puchu, która z pewnością już czekała na nią w domu, przywołała na ustach Grace uśmiech. Potrafiła w głowie nakreślić scenariusz ich spotkania po powrocie z pracy. Luna z pewnością usiądzie na widoku, lecz nie podejdzie by się przywitać. Będzie po prostu wpatrywać się z nieufnością w nowego podopiecznego Przytułku, a może i nawet w pewien sposób zabijając wzrokiem niewinnego psidwaka. Z pewnością nie powinna cieszyć się z takiego widoku, a jednak w pewien sposób czyniło ją to szczęśliwą, a bardziej powody takiego zachowania kuguchara. Wszystko bowiem co ten robił - drapanie nieznajomych, prychanie na osoby już nieco bardziej znane - wynikało z ogromnej troski zwierzęcia w stosunku do kobiety. Naturalnie Grace musiała nieco hamować charakter Luny, jednak nie mogła powiedzieć, iż są one w jakiś sposób złe. Były z pewnością nieodpowiednie, lecz wynikały z troski, która nikomu nie była obca. Każdy przecież przynajmniej raz w życiu martwił się o kogoś i pod wpływem tego uczucia, był w stanie wiele zrobić. Zwierzęta są bardziej podobni do ludzi niż się niektórym wydaje. Niejednokrotnie spotkała się z opinią, iż to tylko głupie istoty nie rozumiejące świata, nie znające uczuć. Naturalnie nie jest to prawdą i każdy, kto kocha lub przynajmniej czuje sympatię w stosunku do fauny, również się z tym nie zgodzi.
- Ah, tak! - odpowiedziała. - Mogłabym ci ją kiedyś pokazać, chociaż nie sądzę by jakiekolwiek bliższe kontakty się udadzą. Luna jest niesamowicie nieufna w stosunku do obcych, więc musiałabyś trochę czasu z nią spędzić, by pozwoliła się pogłaskać.
Wilkes cieszyła się, iż jej siostra nie musiała długo czekać na akceptację zwierzęcia. Ona jednak również stała się jego ofiarą - krótko po poznaniu została "naznaczona" przez kuguchara długimi kreskami wzdłuż ręki. Na szczęście podobnych zachowań nie wykazywał psidwak. Zwierzę okazało się być przyjaźnie nastawione i chętnie do pieszczot, a nawet zabawy.
- Sądzę, że to szczeniak. Wciąż ma dwa ogony, a według prawa posiadacze psidwaków muszą ich pozbawić jednego ogona jeszcze w młodzieńczych latach. - powiedziała. - Prawdopodobnie mógł się komuś wyrwać albo zagubić. Wezmę go do siebie i opublikuję ogłoszenie z nadzieją, że ktoś się po niego zgłosi. Jeśli zaś nie, ja chętnie się nim zajmę. Zresztą on jest tak piękny, iż szybko znalazłby nowych właścicieli.
Na chwilę przestała głaskać zwierzę, szukając w torebce odpowiednich smakołyków. Zawsze nosiła w niej to i owo dla kilku gatunków, w tym właśnie dla psidwaków. Gdy wreszcie odnalazła odpowiednie chrupki, dała kilka znalezionemu zwierzęciu.
- Przepraszam cię, ale muszę już iść. Wolałabym go zabrać do Przytułku jak najszybciej, ponieważ z dwoma ogonami wygląda dość nietypowo, a i te stworzenia mają we krwi niechęć w stosunku do mugoli. Odprowadzę cię jednak do wyjścia, a później teleportuję się w bezpiecznym miejscu.
Po tych słowach z uśmiechem wzięła na ręce szczeniaka, by ruszyć wraz z Eileen w stronę wyjścia z tunelu.

|ztx2


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Tunel [odnośnik]22.09.17 14:32
15 maja 1956
Choć minęło już kilka dni od poczynienia ustaleń wraz z pozostałymi, zadanie obrane przez Cassiusa jeszcze nie zostało ukończone. Trudno było rozpostrzeć skrzydła w wąskim tunelu możliwości. Znane mu osobistości, szara społeczność, a także podejrzane indywidua nie dawały jasnych odpowiedzi. Wciąż krążył we mgle niepewności, próbując skontaktować się z kimś, kto pełnił jakiekolwiek stanowisko w Manufakturze; na tyle istotne, by mógł uzyskać informacje przydatne w najbliższych dniach. Nie sądził, że podjął się łatwego zadania, lecz nie przypuszczał, iż w jego obliczu tak trudno było rozwiązać cudzy język. Podejrzewał więc, że przemawiająca przez nich niewiedza, nieświadomość lub czysta ignorancja nie pozwalała im udzielić mu zadowalającej odpowiedzi, w obliczu której czekał ich jedynie jego gniew, niezadowolenie, samozwańcza sprawiedliwość. Niewątpliwie był do tego zdolny, gdy z ogromną determinacją analizował kolejne rozmowy ze swoimi przyjaciółmi, pozwalając sobie na to niezwykle subtelne niedopowiedzenie w Blythburghu. Nie przeliczył się. Tego był absolutnie pewien. Wciąż stanowił osobę wystarczająco potężną w kręgach, w których się poruszał i tylko tam poszukiwał odpowiedzi na nękające go pytania:
Czego mam oczekiwać w manufakturze? Jakie niebezpieczeństwa tam na mnie czekają? Ile z tego r z e c z y w i ś c i e będzie miało znaczenie? Jak powinienem chronić się przed zagrożeniem?
Pytań z każdą kolejną godziną milczenia jego przyjaciół przybywało. Rozpoczynał proste rozważania we wnętrzu swojego gabinetu, czy to w Ministerstwie, czy w Ashfield, czy wreszcie tuż przed snem, gdy konczył kolejny dzień zakończony niepowodzeniem. Nie śmiał uznać za sukces nikłych przypuszczeń, którymi został obdarowany. Nie tego oczekiwał, prosząc o przysługę, skoro nękały go sny o porażce. Myśli o niepowodzeniu spędzały sen z powiek, nakazując podjąć dużo bardziej osobiste działania, lecz Cassius wiedział, że żaden krok nie był tak oczywisty bez względu na to, jak bardzo by tego pragnął; dlatego też stąpał powoli posród innych, szeptał do przyjaciół, zapominając o ich porażkach, przekuwając niedopowiedzenia i insynuacje w jeden sukces. Tylko tyle potrzebował, by dostać to, czego pragnął. I dostanie.
Brnąc w swoich podszeptach pełnych pytań niezwłocznie pragnących odpowiedzi, dotarł aż tutaj; prosto przed oblicze tego, którego inni uznali za źródło dostatecznie pewne, by uzyskał informacje. Zawierzał im wielką sprawę, choć nie powiedział nic, co mogło na nią wskazywać. Zaledwie interesował się sprawami niemającymi większego znaczenia dla ogółu, tak mieli myśleć, gdy wreszcie zbliżał się do miejsca spotkania: jednej z wielu wąskich, niezupełnie przyjaznych uliczek Londynu. Otwarta przestrzeń dawała więcej możliwości, choć dużo lepiej czuł się w restauracjach, do których owego delikwenta nie byłby w stanie zaprosić. Nie był on aż tak ważny, by szargał swoją reputację w ten sposób. To musiało wystarczyć. Wzbudzenie zainteresowania podszeptem zrobienia interesu miało mu pomóc, wszak nikt na darmo nie spotkałby się na tego typu dialog.
To Cassius mówił. Subtelnie składał słowa. Używał głębokiego jestem zainteresowany, wyraźnie akcentował potrzebę dochowania umowy w tajemnicy, półgębkiem wspominął o zyskach. Tak niewiele wzbudzało zainteresowanie innych. Potencjalne bogactwo zdawało się mienić w oczach tego, którego wybrał. Tak łatwo było zyskać sobie przychylność obcych, gdy oferowało się worek galeonów w zamian za coś, co mogło nie mieć najmniejszego pokrycia z rzeczywistością. Zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział, że ryzykował dużo, oferując złote góry, lecz dlań tymi samymi słowy tłoczył w niego kłamstwo. Tworzył ułudę, w której miał zatracić się informator, jeden z byłych pracowników Manufaktury, jednakże tym samym musiał dochować tajemnicy. Nikt inny nie mógł wiedzieć, że rozmowa ta miała miejsce, że cokolwiek związanego z Albury się wydarzyło. Jedno słowo szepnięte na zewnątrz mogło zniszczyć to, co kreował z tak wielką determinacją, stawiając czoła trudom napotkanym na drodze. Nie chciał myśleć, że wszystko to poszłoby na marne; że się pomylił. Potencjalne zagrożenie, które odrzucił, biorąc sprawy we własne ręce. Upewnił się, że właśnie ten konkretny człowiek miał coś wspólnego z Albury, inaczej nie podejmowałby takiego ryzyka. Choć jaką naprawdę mógł mieć pewność, skoro cały ten czas działał po omacku? Pragnął jedynie, z pomocą tego dialogu dowiedzieć się, co skrywały wnętrza wytwórni kominków, co ją chroniło. Tylko i aż tyle pragnął wiedzieć, poddając pod wątpliwość każdą informację, którą usłyszał.

|Korzystam z retoryki i kłamstwa (+40 i +10)
Wykonuję: poszukiwanie informacji odnośnie wnętrza samej manufaktury i wcześniejszych systemów zabezpieczeń;
Sposób: przekonanie do podzielenia się informacjami (st 75, dodajemy biegłość retoryki i kłamstwa łącznie)


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Tunel [odnośnik]22.09.17 14:32
The member 'Cassius P. Nott' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tunel - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Tunel
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach