Wydarzenia


Ekipa forum
Londyńskie ZOO
AutorWiadomość
Londyńskie ZOO [odnośnik]28.04.15 1:51
First topic message reminder :

Londyńskie ZOO

-
Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy trafiłeś tutaj z rodzicami? A może było to podczas szkolnej wycieczki? ZOO zrobiło na tobie wielkie wrażenie, większe niż pozostałe części sławnego Regent Park, na którego terenie jest zlokalizowany jeden z najstarszych na świecie ogrodów zoologicznych. Liczyły się tylko zwierzęta: zabawne pingwiny, niezwykle szybkie gepardy, zwinne małpy, słodkie niedźwiadki, a także te zagrożone wyginięciem, których prawdopodobnie nie zobaczyłbyś nigdzie indziej... I to wszystko dostępne tutaj, w centrum wielkiego Londynu.

Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Londyńskie ZOO - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]30.01.21 21:01
Chyba nie patrzyła pod nogi. Równo ze świtem Celine opuściła Grimmauld Place i zajęła się komplementowaniem listy zakupów zleconej przez lady Aquilę, a korzystając z tego, że wszystko dopięła na ostatni guzik jeszcze przed wybiciem godziny powrotnej, półwila zdecydowała się odwiedzić pobliskie zoo. To aż nieprawdopodobne, że nigdy wcześniej nie miała okazji tu zawitać; ojciec preferował zabierać ją na farmy i hodowle swych zainteresowanych naturą przyjaciół zamiast pokazywać miejsca, w których stworzenia były zmuszone przesiadywać za wysokimi płotami i zimnymi kratami ku uciesze oglądających ich gapiów. Zawsze mówił, że to nienaturalne. Że to niedobre, bo jeśli coś miało wymrzeć, tak postanowiła przyroda, a człowiek nie powinien nigdy ingerować w jej wybory - że taka była kolej rzeczy. Dlaczego więc Celine zdecydowała się złamać jego wyuczone przykazania, z naręczem przedmiotów skrytych w brązowej, papierowej torbie podążając szybko w kierunku głównej bramy? Sama nie miała dziś pojęcia. Ale chciała to zobaczyć na własne oczy. Te klatki, w których gnieździły się smutne sylwetki o równie smutnych oczach, warunki, w jakich przyszło im żyć, kiedy mugolskich opiekunów wypędzono z Londynu. Czy ktoś teraz się nimi zajmował, przejmował?
Spojrzenie przysłaniał jej papierowy materiał pakunków. Nie dostrzegła nawet jak bokiem zahaczyła stojącego nieopodal jegomościa - zdawał się wyrosnąć z ziemi jak grzyby po deszczu, naprawdę! - , zachwiawszy się na nogach tylko po to, by mocniej zacisnąć ręce wokół zakupów. Nie daj Merlinie zabrudziłaby ważne dla jej lady księgi, ciężkie bo ciężkie, ale czy mogłyby być innej wagi gdyby nie posiadały w swych kartach zaklętej wiedzy? Aquila Black była mądrą kobietą, musiała karmić swój umysł, regularnie, tak jak i ludzi w Londynie należało karmić. I zwierzęta. A o to chyba było coraz trudniej.
- Ojej, przepraszam! - pisnęła, zdając sobie sprawę z tego, że pewnie na dodatek podeptała buty nieznajomego czarodzieja, próbując jakoś lawirować między nim a resztą równie niewidzialnych przeszkód. - Bardzo, bardzo przepraszam, jest pan cały? I czy jest już otwarte? Och, a czy wie pan czy trzeba tutaj kupować bilety żeby wejść do środka? - pytała Celine - nie tylko z czystej ciekawości, ale w próbie odwrócenia jego uwagi od własnych win i ziemi pozostawionej na czubku jego obuwia. Różnokolorowe oczy ledwo wystawały zza reklamówki. - Podobno mają tu pingwiny, może mieli wcześniej, nie wiem jak teraz, ale powiem panu w tajemnicy, że nigdy nie widziałam pingwinów - plotła dalej, nieświadoma, że wcale może go to nie interesować. Oby nie wysłał jej do diabła.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]30.01.21 22:49
Wpatrując w zegar nawet nie zauważył jak zbliża się mała katastrofa. Poczuł jedynie lekkie uderzenie w bok, chwilowy nacisk na palce u stóp a zaraz po tym nastąpił potok słów. Dojrzał jeszcze kątem oka jak brązowa torba niebezpiecznie się kołysze gotowa upaść z całą swoją zawartością na ziemię.
-Ostrożnie! - Zawołał od razu gotowy asekurować ratunek zakupów, ale intruz w osobie młodej dziewczyny poradził sobie bardzo dobrze w tej kryzysowej sytuacji. Dojrzał parę kolorowych oczu, która wpatrywała się w niego intensywnie. - Nic się pani nie stało? Ja jestem cały.
Zapewnił z rozbawieniem, gdyż cóż taka drobna istota mogła mu zrobić? Ledwo co poczuł jak na niego wpadła.
-Właśnie otwierają - odpowiedział wskazując na drzwi wejściowe, a na potwierdzenie jego słów właśnie zaczęto otwierać bramy, a okienko w kasie pozostało zamknięte. - Z tego co wiem, to dzisiaj jest dzień bez opłat. Udało się pani.
Puścił do niej oczko nawet nie pomyślawszy, że może być to gest odebrany przez nią opacznie.
-Pingwiny? - Zapytał zaskoczony jej pytaniem i pokręcił głową. - Nie mam pojęcia, ale możemy się zaraz przekonać.
Bramy stały już otworem, a Herbert spojrzał z zaciekawieniem i odrobiną troski na kobietę. Wyglądała trochę na zagubioną i jakby niepewną tego po co właściwie tu przyszła. Sam Grey nie należał do bohaterów czy herosów, zresztą nie postrzegał swojej osoby w ten sposób. Jednak patrząc na dziewczynę poczuł potrzebę pomocy i wsparcia.
-Może pomogę? Torba zdaje się być bardzo ciężka. - Wskazał na zakupy jakie trzymała w swoich ramionach. Zakładał, że to właśnie przez nie miał teraz podeptane buty. Dziewczyna ledwo zza nich wystawała, jeszcze wpadnie na lampę, która będzie mniej uprzejma od niego, albo na jakiegoś gbura, który jeszcze się postara o to, żeby zawartość torby znalazła się na ziemi. Kiedy przekroczył bramę wejściową spojrzał na mapę obiektu, która była umieszczona tuż przy zamkniętej kasie.
-Pingwiny są dość daleko. - Zauważył wskazując na mapę. - Odpadną pani ręce.
I w ogóle, czy jeszcze pamiętał czym są pingwiny i jak wyglądają?


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]31.01.21 2:51
Jego głos był dość przyjemny. Miękki, jak lato, ale nie gorące, a po prostu rozpieszczające przyjemną pogodą - czy to poranek i wczorajsze niedospanie sprawiły, że Celine instynktownie wytężyła słuch i zaoferowała mu wreszcie przepraszający uśmiech? Nieważne, że nie mógł tego dojrzeć, zbyt dobrym kamuflażem stała się dla niej papierowa torba wypełniona tomiszczami pozyskanymi z ulicy Pokątnej, z jednego ze wcześnie otwartych antykwariatów.
- Nie, nie, wszystko w porządku - zapewniła w odpowiedzi na zaoferowaną troskę, a przecież to ona podeptała mu buty, przycisnęła łokieć do żeber i pewnie pokłuła go kantami obitych w sztywną skórę woluminów. To miłe, że nie próbował porachować jej za to kości. - Cieszę się, że z panem też. Jeszcze raz przepraszam, ale naprawdę nie widzę - znaczy nie widziałam - dokąd idę, to chyba ta wielka, ogromna brama zawróciła mi w głowie - wytłumaczyła się z pobłażającym sobie samej westchnieniem. Niby taka zwinna, a jednak wciąż potrafiła poruszać się po świecie niczym reem w składzie porcelany, niedobrze. Ale wrota prowadzące do zoo naprawdę wydawały się jej masywne, dziwnie zimne, oby mniej niż zgromadzone w środku klatki, padoki i wybiegi dla wszelkiej maści fauny - w innym wypadku okazałoby się, że jej tatko po prostu miał rację. I należało się go słuchać. Ale czy można było go słu... Ach, nie, Celine prędko odgoniła od siebie nieprzyjazne myśli.
Nietknięta ludzką ręką brama otworzyła się samoistnie, bo nie istnieli już mugole, którzy mogliby podjąć się ów porannego zadania; teraz pchało ją zaklęcie i półwila celowo wytężyła wzrok, próbując dojrzeć kogokolwiek z obsługi - ale bezskutecznie.
- Naprawdę? - chyba i tak nie byłaby w stanie dosięgnąć pieniędzy w kieszonce, jednak fakt, że nie musiała wydawać ich wcale był tego dnia dodatkowym plusem. Lovegood zerknęła w kierunku okienka kasy, rzeczywiście było zamknięte, a brama nie stanowiła już przeszkody: nic tylko wchodzić do środka i eksplorować. - A pan co najbardziej chciałby tu zobaczyć? Lwy, małpy, wilki? Zastanawiałam się czy... Wie pan, czy wciąż są tu wszystkie, zdrowe - odrobinę zniżyła głos, jakby o podobnych kwestiach nie wypadało rozmawiać głośniej, nie po tym co stało się z niemagicznym Londynem. - Och, dziękuję, byłoby cudownie - zaproponował, a ona bez wahania wręczyła mu torbę, zaraz potem biorąc głęboki, pełen ulgi oddech. Ręce zdążyły jej już zwiotczeć. A Herbert - mógł dostrzec za papierowym parawanem chudą, niską sylwetkę - dziewczynę odzianą w zwykłą czarną sukienkę i ciemnopomarańczowy płaszcz przepasany w szyi miękkim, błękitnym szalikiem. Z czarnych, odrobinę przydużych butów wystawały kremowe skarpetki. - Tylko proszę na to uważać, to... Bardzo dla mnie ważne - przestrzegła maga i na moment bezceremonialnie zacisnęła niewielką dłoń na tej należącej do niego, z przyjaznym, promiennym uśmiechem dodając zaraz, - Nazywam się Celine. A pan?
Uwolnienie się od torby pozwoliło jej uważnie przyjrzeć się mapie. Pochyliła się nad nią i przycisnęła dłoń do ust, palcem wskazującym dudniąc o wąskie wargi. Gdyby nie oznaczenie miejsca, w którym się teraz znajdowali, chyba nie odnalazłaby się w terenie.
- Może... A panu też odpadną ręce? - zapytała z oczyma wielkimi jak galeony, pełnymi nadziei. Że nie odpadną. - Moglibyśmy iść w stronę pingwinów, a przy okazji zobaczyć inne. Tutaj na obrazku są chyba jakieś wydry - wskazała na niewielką grafikę, która w rzeczywistości przedstawiała zagrodę lemurów, a zaledwie trochę dalej - pokaźnych rozmiarów padok zebr.

| 73 urok wili
> ofiara staje się podatna na sugestie, jeśli napotyka wyraźnie sprzeczny wewnętrzny opór, nie wykona polecenia. za każdym razem gdy półwila otrzyma rzut wynoszący 50 lub więcej oczek ofiara zaczyna odczuwać fascynację. nie może spać nocą, ma trudności z łaknieniem, koncentracją, myśli skupiają się wokół postaci, która dokonała zauroczenia.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]31.01.21 21:05
Celine, jak przedstawiła się dziewczyna sprawiała, że Grey nie przestawał się uśmiechał i nie miał pojęcia dlaczego tak się dzieje. Nie należał do ponurych osób, ale też nie szczerzył się cały dzień jak głupi do sera, a teraz właśnie to robił. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że kompletnie mu to teraz nie przeszkadzało.
-Herbert, miło mi panią poznać, Celine. - Odpowiedział i ukłonił się jej. Co do cholery? Normalnie tak nie błaznował. Przecież to nie mogła być magia, którą ktoś na niego rzucił, a może jednak? Zerknął z ukosa na dziewczynę kiedy próbowała poprawić chwyt torby, ale zaraz też chętnie się jej pozbyła wręczając mu zakupy. Poczuł ich ciężar. Na Merlina, sama to niosła w tych wątłych ramionach. Musiała mieć dużo samozaparcia albo książki były niezwykle cenne.  - Będę o nie dbał.
Zapewnił z ogromnym zaangażowaniem w głosie nadal mając poczucie jakby właśnie robił z siebie idiotę. Uznał jednak, że należy odrzucić te natrętne myśli, gdyż Celine była podekscytowana faktem, że znalazła się w ZOO i może zobaczyć, jak to szło? Lwy, mały i wilki.
-Przyznam, że nie wiem w jakim są stanie zwierzęta, dlatego też przyszedłem, aby to sprawdzić. - I nie było to kłamstwem, gdyż Grey realnie się przejmował stanem zwierząt w londyńskim ZOO. Czy zmiana obsługi nie sprawiła, że nikt się nimi odpowiednio nie opiekuje? W końcu to nie były magiczne stworzenia, które znane w świecie magicznym mogły liczyć na odpowiednią opiekę. Spojrzał na tablicę i miejsca, które wskazywała Celine. Zaśmiał się cicho pod nosem. - To raczej będzie rodzaj małpy, a nie wydra.
W Amazonii miał okazję zobaczyć wiele ciekawych zwierząt i stworzeń w czasie swoich podróży. Widział te ze świata mugoli jak również te z ich. Żyły obok siebie, w pełnej harmonii nie wadząc sobie. Nigdy nie zapytał swojego indiańskiego przewodnika czy widzi te inne, które były dostępne dla Herberta. Być może kiedyś odważy się na to pytanie.
-Bardzo chciałbym zobaczyć tygrysy oraz niedźwiedzie oraz jeżozwierza - odparł od razu wskazując na mapę. - Chodźmy jednak pokazałaś.
Ruszył zatem w stronę zagrody lemurów i nie mylił się mówić, że to jednak małpy, a nie wydry. Miały całkiem spory wybieg. A pomiędzy drzewami rozwieszone liny i drabinki by mogły dokazywać. Siedziały w dużej odległości od nich i patrzyły na dwójkę magów zafascynowanych ich widokiem. Herbert aż żałował, że nie zabrał ze sobą aparatu fotograficznego bo na pewno robiłby zdjęcia wszystkim zwierzętom jakie by zobaczyli w ZOO.
-Mają niesamowicie długie ogony - powiedział z zachwytem w głosie i zerknął na Celinę, która była obok niego. Coś było w tym jej niepozornym wyglądzie. Skromna sukienka, przyduże buty były w opozycji do tego jaką aurę roztaczała wokół siebie. Nie potrafił tego uczucia jeszcze nazwać.
Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]01.02.21 3:16
Nie musiał niczym się przejmować, przecież uśmiechał się pięknie - a ten uśmiech był zaraźliwy. Na tyle promienny, słoneczny i ciepły, że zmęczona porannymi zajęciami Celine pozwoliła troskom odpłynąć, chociaż na moment.
- Och, Herbert, jak ładnie - powtórzyła po nim z niewinnym entuzjazmem, przeciągnąwszy się leniwie po tym, jak mężczyzna odebrał od niej zakupy. Kości kręgosłupa strzyknęły delikatnie, może nie powinny, ale ostatnimi czasy odrobinę zaniedbywała poranne ćwiczenia rozciągające. - Kojarzy mi się to z ziołami. Roślinami. Masz w sobie coś z niezapominajki, Herbercie - półwila stwierdziła pewnie, nawet nieświadoma jak bardzo jej dywagacje oscylowały wokół prawdy. Może to widok dłoni sięgających po papierową torbę sprawił, że skojarzyła lekko spracowaną ziemią skórę z botaniką bliską jego sercu? Porzuciła też pana, przecież przedstawili się sobie nawzajem, byli już koleżeństwem, znajomymi połączonymi pasją i ciekawością tutejszych gatunków; nie mógł zdradzić jej więcej tajemnic na temat zoo, więc najwyraźniej mieli odkryć je wspólnie. - Byłeś tu wcześniej? - spojrzała na niego z uwagą, z dołu, bo przewyższał ją o dobrych kilkadziesiąt centymetrów. - Mnie tatko nigdy tu nie zabrał, tylko do ogrodu magizoologicznego, ale też tylko raz. Podobno trzymanie zwierząt w klatkach jest... nie nieludzkie, a chyba właśnie zbyt ludzkie. Nienaturalne - Celine zastanowiła się z cichym westchnieniem i kiwnęła głową, zaraz potem podążając w dół czysto wyglądającej ścieżki prowadzącej do zagrody lemurów. Siedziały daleko, ale zza niskiego płotu były dobrze widoczne: miały ogromne, żółte oczy, za małe łapki i przydługie ogony. Czarownica wspięła się na palce i ułożyła własne, równie niewielkie dłonie na siatce ogrodzenia, chcąc przyjrzeć im się dokładniej.
- Co to są jeżozwierze? Czy to takie nasze szpiczaki? - spytała Herberta ze szczerą niewiedzą, zanim wzrok różnokolorowych oczu znów powrócił do jego twarzy, i kiwnęła głową w odpowiedzi na jego uwagę. - Szkoda, że nie można ich jakoś nakarmić - szkoda, że i ludzi nie można było nakarmić, ale Celine narzekać nie mogła: zawsze czekało na nią śniadanie przygotowane przez skrzaty, a na obiad nigdy dotąd nie jadła lepiej. - Zobacz! Wyglądają jak te lemury - wskazała nagle na zebrę wystawiającą łeb za płot ichniego padoku; znajdował się tuż obok, wystarczająco blisko, by półwila rzuciła się w ich kierunku niemal szaleństwo, prędkością kroków płosząc odrobinę to zwierzę - ale nie na długo, bo gdy tylko wyciągnęła do niego rękę, czterokopytny jegomość zdawał się obwąchać ją z podejrzliwą uwagą. Lovegood nie zatrzymała się przy nich jednakże zbyt długo; już zaraz ruszyła dalej, w kierunku alei przeznaczonej dla dużych kotów. - Właściwie to... Kim jesteś, Herbercie? Czemu o dziewiątej rano odwiedzasz zoo żeby sprawdzić, czy zwierzęta mają się dobrze? - to proste - bo był dobrym człowiekiem, ale to Celine dopowiedziała sobie już sama.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]02.02.21 20:46
Otwartość i bezpośredniość dziewczyny miała w sobie wiele uroku i Herbert za tym odczuciem podążył dość chętnie.
-Dziękuję - odpowiedział zaskoczy porównaniem do niezapominajki. Nie spodziewał się takiego stwierdzenia więc zdębiał na chwilę, ale zaraz odzyskał swój zwyczajowy rezon. - Tak po prawdzie, to jestem botanikiem.
Zauważyła rozbawionym głosem jak Celine trafiła swoim porównaniem. Poprawił chwyt na torbie z książkami i podszedł do wybiegu dla lemurów. - Byłem tutaj jeszcze jako dziecko wraz z ojcem i bratem. Nie za wiele pamiętam. Chciałem się przekonać jak bardzo się tu zmieniło oraz… sam nie wiem… - Zawahał się na chwilę ze swoją ją odpowiedzią nim jej udzielił. -... Być może obawiałem się, że wojna odbiła się na stanie zwierząt.
Nie chciał mówić, że zbrodniczy reżim, który powoduje ucisk i pogorszenie życia zwykłych mieszkańców. Celine mogła być uroczą dziewczyną, ale już zdążył się przekonać, że należy ostrożnie ważyć własne słowa, gdyż łatwo oberwać za choćby jedno niewłaściwe, a co dopiero za całe zdanie. Ostatnio był zaskoczony jak łatwo udawało mu się unikać kłopotów… no może poza tą sytuacja z obrabowanym domem, ale jak mógł inaczej się zachować? Przecież zignorowanie takiego wydarzenia świadczyłoby o nim samym. Skupił wzrok na lemurach, które równie intensywnie przyglądały się im, przekrzywiały swoje główki, zatrzymywały się w połowie ruchu jakby chciały dokładnie zobaczyć pierwszych zwiedzających.
-W ogrodach zoologicznych często odratowuje się stworzenia, których życie jest zagrożone wyginięciem. Myślę, że to jeden z pozytywnych aspektów tego miejsca. - Zwrócił się do Celine uśmiechając się przyjaźnie. - Czy jak szpiczak? Nie, to jeże wyglądają jak szpiczak, są bardzo podobne do siebie. Nie wiem jak wygląda jeżozwierz…- Nachylił się w stronę Celine z tajemniczą miną. - Dlatego muszę się dowiedzieć jak wygląda.
Wyprostował się nagle ponownie zaskoczony swoim zachowaniem. Nie to, że nie był uprzejmy i miły ale nadal czuł jakby był pod działaniem jakiegoś zaklęcia, ale nie podejrzewał młodej towarzyszki o to, że rzuciła na niego jakieś zaklęcie. Jaki miałaby mieć w tym cel? Spojrzał w kierunku zebry, która tak zachwyciła Celinę, a podchodząc do ogrodzenia zerknął na tabliczkę.
-Zebra, ssak z rodziny koniowatych charakteryzujący się obecnością białych pasów na czarnej sierści. Zebry żyją stadnie na trawiastych terenach Afryki, na południe od Sahary.- Przeczytał na głos napis jaki głosiła tabliczka i zobaczył jak Celina stara się zaprzyjaźnić ze zwierzęciem. Zaraz jednak ruszyła dalej więc przyspieszył kroku aby ją dogonić.
-Czym ty się zajmujesz Celine? - Zagadnął ją jeszcze, bo skoro ona wiedziała, że jest botanikiem to sam był ciekaw czym zajmowała się młoda czarownica. Była dość młoda, musiała raptem parę lat temu skończyć szkołę. Ciężko było raczej zaczynać jakąkolwiek karierę w kraju ogarniętym wojną i rozruchami. Im dalej szli alejką tym bardziej wybiegi się zmieniały i nagle dojrzeli sporej wielkości lwa wylegującego się na specjalnie przygotowanych do tego skałach.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]05.02.21 2:49
Jej oczy rozbłysły milionem podekscytowanych gwiazd gdy wspomniał czym się zajmuje. A zatem był dokładnie tym, za co go miała - niezapominajką otoczoną bezkresną, pozbawioną początku i końca zielenią; Celine niemal klasnęła w dłonie z radością, zamiast tego jednak po prostu splatając ze sobą palce.
- Opowiesz mi o tym? - poprosiła niemal natychmiast, gotowa przysiąść na chłodnym chodniku, zapomnieć o zamieszkujących zoo zwierzętach i po prostu zatopić się w głębinach jego świata. Wydawał się taki... Lovegoodowski. - Masz jakąś ulubioną roślinę, Herbercie, jakiś kwiat? Którymi lubisz zajmować się najbardziej, które pachną dla ciebie najsłodziej? - To uświadomiło jej, że nigdy wcześniej nie wybrała się do żadnego z botanicznych ogrodów znajdujących się w stolicy, a te chyba wciąż powinny być otwarte. Może następnym razem spotkają się właśnie tam? Celine obserwować życie mogła wszędzie, we wszystkim, w każdym rosnącym, rozwijającym się organizmie - nie potrzebowała do tego widoku bystrych oczu czy wąchających jej dłonie nosów. - Jak myślisz, kto teraz się nimi zajmuje? - spytała; poniekąd wygłosił również jej własne troski. Niegdyś niemagiczne zoo, czy było teraz pod opieką czarodziejów? Wskazywać mogła na to wprawiona zaklęciem w ruch brama, ale dookoła nie krzątali się pracownicy, nikt nie zaglądał do klatek, nie odgarniał liści zalegających gdzieniegdzie na uliczkach. To martwiło.
- A to nie przypomina ci trochę podtrzymywanie przy życiu człowieka, który powinien... Powinien już odejść? - Przed oczyma na moment zamajaczyła jej sylwetka ojca, ale drugi już raz Celine odepchnęła od siebie tę wizję, kręcąc delikatnie głową. Nie czas, nie miejsce, odejdź, zostaw mnie w spokoju. Na szczęście jej uwaga prędko skupiła się na konspiracji związanej z jeżozwierzem, którego nie widział nawet Herbert. Brzmiało to niemal jak zakazana hybryda. Jak istota skąpana w tajemnicach i zakazanej wiedzy. - W takim razie musimy go znaleźć! Trochę dalej jest chyba następna tablica, widzisz? Wybierzemy drogę - półwila wskazała na przypominający powitalną instrukcję obiekt widoczny na horyzoncie. Musieli przejść obok zagród z kotowatymi panami dżungli i sawanny, by do niego dotrzeć.
Mokrawą od wilgotnego oddechu zebry dłoń Celine otarła w płaszcz, spoglądając na Herberta przez ramię - z wiecznie obecnym uśmiechem. Mogła zdradzić mu czym, kim, zajmowała się na co dzień? W krótkim zamyśleniu cmoknęła ustami i przyspieszyła kroku, by jak najrychlej znaleźć się przy lwim ogrodzeniu. Jego wyspę od wysokiego płotu oddzielała też dość głęboka fosa.
- Jestem tak jakby... pokojówką - wyjaśniła wreszcie głosem miękkim, melodyjnym, odrobinę rozmarzonym na widok majestatycznego zwierzęcia wylegującego się w słońcu. - W bardzo dużym i ładnym domu. Ale wcześniej byłam baletnicą i myślałam, że będę nią zawsze - Celine westchnęła przeciągle. Gdyby nie jej ojciec, nie wyrzucono by jej z la Fantasmagorii, już dziś odniosłaby sukces, stałaby się gwiazdą w repertuarze wyszukanych, innowacyjnych sztuk - ale to się nie wydarzyło, teraz była pokojówką. - Te książki są dla jednej z domowniczek. Nie za ciężkie? - zapytała z przepraszającym błyskiem w oku, ruchem głowy wskazując na trzymaną przez maga torbę.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]05.02.21 23:20
Zaśmiał się szczerze widząc jej entuzjazm i energię, która była zaraźliwa. Wezbrała w nim ogromna ochota aby spełnić każdą jej prośbę, aby nie odmówić niczemu, co było też jednocześnie lekko niepokojące zważywszy na fakt, że się zupełnie nie znali. Coś w tyle głowy nie dawało mu spokoju, ale postanowił ponownie odepchnąć od siebie tą myśl i skupić się na tym co się działo tu i teraz.
-Ujmę to w ten sposób - zaczął powoli starając się odpowiedzieć jak najbardziej zwięźle a jednocześnie wyczerpująco, co było trudne kiedy ktoś otwierał przed nim możliwość mówienia o tym czym się zajmuje. - Podróżuję po świecie, głównie do Amazonii i lasów tropikalnych w poszukiwaniu rzadkich i niezwykłych okazów roślin, a kiedy je znajdę przywożę do Anglii, do szklarni, którą prowadzimy z bratem. Tam staramy się hodować owe rośliny w warunkach szklarniowych. Obserwujemy je i porównujemy ich zachowanie w szklarni do tego jak rozwijają się w środowisku naturalnym. Podróżując poznaję też wiele kultur, które obserwuję i opisuję.
Chyba prościej i jaśniej się nie dało odpowiedzieć na to szerokie pytanie, a odpowiedzią mógł bardzo popłynąć, ale z jakiś powodów nie chciał aby cała rozmowa skupiała się na jego osobie.
-Moja ulubiona roślina? - Powtórzył za nią pytanie zaskoczony nim, ale nie musiał się długo zastanawiać. - Orchidea, tak… zdecydowanie orchidea.
Przez chwilę jeszcze pomyślał o fikusie, ale uznał, że jednak to właśnie piękno orchidei i jej różnorodność do niego przemawia. - A ty masz swój ulubiony kwiat, Celino?
Dziewczyna jemy kojarzyła się z konwalią. Była delikatna, urocza i wywoływała uśmiech, tak samo jak jego towarzyszka, która zdawała się zachwycać dosłownie wszystkim. Było w tym coś ujmującego i rozczulającego. Przez chwilę zobaczył przed sobą parę orzechowych oczu, ale szybko odsunął do siebie to wspomnienie, nie czas ani miejsce na to.
-Mam nadzieję, że są tutaj nowi pracownicy - potoczył wzrokiem po pustych alejkach zoo. Nie było tłumów, ani rozradowanych dzieci, wesołych rozmów. Wojna trwała, nawet jeżeli wokół nich nie było wybuchów to musieli mieć świadomość jaki czas ich otacza. Zerknął na Celinę kiedy mówiła o utrzymywaniu czegoś przy życiu na siłę.
-Tak sądzisz? - Zagadnął ją, a potem wskazał na majestatycznego lwa, który spał smacznie na kamieniu. - A co z nim? I z innymi zwierzętami? Nie prosiły się o to co się dzieje w naszym świecie. Zasługują na to aby dożyć swoich dni w spokoju i bez zbędnego okrucieństwa. Człowiek to jedna z najbardziej okrutnych istot jaka żyje na ziemi.
Przez słowa botanika przebijała się nuta goryczy, a twarz stężała sprawiając, że przyjazny uśmiech zniknął z jego twarzy na chwilę. Miał nadzieję, podobnie jak Celine, że życie zwierząt w ZOO będzie spokojnie, ale kto wie co przyniosą kolejne miesiące. Myślami wrócił do teraźniejszości kiedy młoda czarownica powiedziała, że była kiedyś baletnicą, a teraz pracuje jako pokojówka. Nie chciał być wścibski, ale mocno go zaintrygowała. Co też musiało się wydarzyć, że doznała tak nagłego skrętu na swojej ścieżce życiowej?
-Długo byłaś baletnicą? - Zagadnął bo jednak ciekawość trochę zwyciężyła i przy okazji spojrzał na tablicę pokazującą całą trasę na obiekcie. Nieruchome obrazki, brak zmieniających się liter… wszystko takie uporządkowane. W magicznym zoo rysunki zwierząt na tablicy się poruszały, zjadały litery składające się na ich nazwy, a tutaj nieruchome, trochę… ponure.
-Spójrz - zwrócił uwagę Celinę na rysunek stworzenia, które wyglądało jakby miało mieć kolce na grzbiecie. - Możliwe, że to jeżozwierz, a ta droga wydaje się najkrótsza.
Poprawił torbę z książkami i pokręcił głową.
-Wszystko w porządku - i chociaż mu trochę ciążyła to nie miał zamiaru się do tego przyznać. Obiecał, że pomoże to teraz nie będzie stękał.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]10.02.21 22:00
Każde z jego słów Celine chłonęła jak usychający już kwiat, nagle podlany dobrodziejstwem wody, odżywający, oddychający w przypływie ulgi. Mówił tak pięknie. Pozwalał jej wyobrażać sobie te egzotyczne miejsca przepełnione zielenią, gatunkami, których w Brytanii nigdy nie będzie jej dane spotkać; półwila mimowolnie zacisnęła dłonie na połach sukienki, wpatrzona w niego nagle jak w dzieło sztuki.
Nie pomyliła się. Miał w sobie coś z Lovegooda.
- Czy... czy mogłabym odwiedzić kiedyś twoją szklarnię? - spytała cicho, lekko, oczyma wielkimi jak galeony poszukując odpowiedzi w twarzy Herberta. Jak miłym musiał być dziś dla niej Merlin, by pozwolić jej wpaść właśnie na niego, spośród wszystkich ludzi przemierzających londyńskie uliczki? Kąciki ust Celine drgnęły w łagodnym uśmiechu; orchidea, piękna, dumna, o metaforycznym znaczeniu, które nie umknęło uwadze uczennicy nawet tak niezaangażowanej w zajęcia zielarstwa. - Kwiat miłości... Jesteś kochliwy, Herbercie? Co w niej widzisz, czego nie ma w innych kwiatach? - kontynuowała głosem melodyjnym, łagodnym, jak drżenie wczesnego jesiennego wiatru towarzyszącego im podczas spaceru - a potem wydała z siebie westchnienie i przysunęła palec do ust, pogrążona w kontemplacji. Tatko uczył, by każdą z roślin szanować na równi, doceniać ich charakterystyczne, odrębne piękno, nie faworyzować, bo to mogłoby krzywdzić uczucia, ale była przecież tylko człowiekiem. Niedoskonałą istotą zmuszoną do dokonywania pewnych wyborów, nawet tych błahych, choć w oczach półwili wybór ulubionej rośliny wcale nie był tak nieistotną kwestią. Westchnęła raz jeszcze, zanim spojrzenie powróciło do Herberta. - Lubię stokrotki, wiesz? - zdecydowała wreszcie, wręcz tanecznym, płynnym krokiem przemierzając długość ścieżki prowadzącej ich do coraz to egzotyczniejszych gatunków. - Są takie małe, niepozorne, ale kiedy kładziesz się na łące i czujesz je obok siebie, wiesz, że są tam ich setki. I są tam dla ciebie - snuła, niepewna, czy to co mówiła miało w jego mniemaniu jakikolwiek sens. - A ty dla nich - uśmiech na bladej twarzy poszerzył się nieznacznie. Jesień i następująca po niej zima miały swoje walory, były potrzebne, by krąg życia toczył się dalej, lecz Celine najwolniej czuła się właśnie pośród dziko rosnących kwiatów, gdzieś na łąkach przylegających bezpośrednio do lasów. Z daleka od miast i niebezpieczeństw tej kamiennej, metalowej dżungli.
Tę myśl jeszcze mocniej zaakcentowało twierdzenie Greya na temat możliwości spokojnego dożycia końca swych dni przez zagrożone gatunki. Zagrożone ludzką działalnością. Policzki Lovegood pokryły się delikatnym rumieńcem zawstydzenia; miał rację, tak ujmując to w słowa. Tatko nie mówił o tym w ten sposób. Twierdził, że wszystko zasługuje na wolność, nawet jeśli oznaczało to przypłacenie za nią pewnej okrutnej ceny. Bo taki był świat. Tak miało być, tak zdecydowała przyroda.
- Nie wiem, to znaczy... - urwała zakłopotana, przez moment tylko przyglądając się lwu wygrzewającemu się na skale w swoim małym królestwie. Nie wyglądał na smutnego, przytłoczonego czy zrozpaczonego. - Czyli one są szczęśliwe? - spytała Herberta niepewnie. Mogły być? Za kratami, odizolowane od naturalnego środowiska, wyrwane z objęć przyrody, trzymane w kontrolowanych warunkach, jak więźniowie w swoich zimnych, ciasnych celach? Jej tatko nie był lwem. Nie był też zebrą. Mógł być... Może właśnie takim jeżozwierzem. Z uwagą przyjrzała się tabliczce i kiwnęła głową, zwlekając z odpowiedzią na jego pytanie. Dopiero kiedy ruszyli w kierunku dominium wskazanego gatunku Celine odezwała się ponownie.
- Całe życie, miły Herbercie. Byłam nią całe życie, odkąd ledwo odrosłam od ziemi - przyznała z nieco posępnym, posmutniałym uśmiechem. Teraz te wspomnienia smakowały gorzkim rozczarowaniem zerwania ledwo nawiązanego kontraktu i wyrzuceniem jej na bruk z la Fantasmagorii, miejsca, w którym miała prawdziwie zabłysnąć. Bezmyślnie i zupełnie nagle sięgnęła do jego ręki, oplatając ją w łokciu swoją własną. Brak instynktu samozachowawczego, Celine, a w porcie mówili żeby tak nie ufać nieznajomym. - Ale słońce kiedyś zachodzi dla każdego z nas, tak musi być - westchnęła, zaraz jednak zwracając uwagę na kilka dziwacznych zwierząt przyglądających im się zza krat. Były ciemne, podłużne, o wiele większe od jeży, o bystrych, czarnych oczach, a ich plecy pokrywały długie igły wyglądające jak... - Czy to włosy, tam na nich? Widzisz? - zapytała ze zdziwieniem, zanim sprawdziła nazwę na tabliczce. Jeżozwierze. Znaleźli je.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]12.02.21 16:06
Przypominała mu małe stworzonko z tymi swoimi, wielkimi oczami. Wręcz nie mógł oderwać spojrzenia oczarowany jej urokiem. Była młoda, widział to, że wciąż jeszcze miała miękkie rysy, które wyostrzają się z wiekiem. Nie mogła mieć więcej jak dziewiętnaście lat, a to oznacza, że ledwo co zakończyła szkołę choć twierdziła, że jest baletnicą całe życie. Nie uczęszczała do Hogwartu? A może była charłakiem?
-Oczywiście, możesz w każdej chwili zajść do naszej szklarni – Odpowiedziała pod wpływem chwili, a potem przyszedł zdrowy rozsądek. Pracowała dla kogoś, a przecież mógł być to ktoś z Ministerstwa, ktoś kto będzie stanowił zagrożenie w Dorset. Grey, gdzie twoje myślenie? – Skarcił sam siebie wyrzucając sobie własna głupotę. Kolejne pytanie sprawiło, że się lekko zmieszał choć nie chciał tego po sobie poznać. Odchrząknął cicho nim odpowiedział.
-Nie sądzę abym należał do osób kochliwych – wyjaśnił ze spokojem i zaraz przeszedł do drugiej części jej pytania, znacznie bardziej neutralnej. – Orchidee mają wiele kształtów i kolorów, zachwycają swoim zróżnicowaniem oraz tym, że łatwo je hodować w warunkach szklarniowych. Są również proste w utrzymaniu ich w domu. Wystarczy źródło ciepła oraz odpowiednie podlewanie, a potrafią zachwycać przez wiele lat.
Miał parę ich odmian już w szklarni, nie wszystkie ale miał nadzieję, że pewnego dnia będzie miał ich na tyle, że rozpocznie własną hodowlę, może stworzy własną krzyżówkę i będzie sprzedawał? Była to miła perspektywa. Stokrotka zaś pasowała do Celine, ale nadal pozostawał jednak przy konwalii. Tak już chyba zapisze się w jego głowie – jako konwalia. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, może trochę zaczepnie jak mówiła o polnych kwiatach. Chód miała lekki, wręcz nienaturalny, być może spowodowane latami ćwiczeń na sali baletowej. Zdawała się płynąć nad ziemią, a nie po niej chodzić. Przyłapał się na tym, ze intensywnie się w nią wpatruje więc odwrócił wzrok by spojrzeć na lwa.
-Jeżeli przebywał tu całe swoje życie, to nie zna innego, więc możemy założyć, że jest szczęśliwy. – Uśmiechnął się pocieszająco do Celine, a w jego głosie zagrała nuta troski. Jego towarzyszka zdawała się nagle zgasnąć niczym gwiazda na niebie, którą przysłoniła gęsta chmura. – Najlepiej pozwolić im dożyć swoich dni w spokoju. Jesteśmy im to winni, nie sadzisz?
Zagadnął jeszcze Celine poprawiając torbę z książkami, która coraz bardziej mu ciążyła, zaraz poprosi o to aby usiąść na chwilę. Poważnie się zastanawiał kto kazał tej drobinie nosić takie ciężary. Jej pracodawca musiał być bez serca. Zerknął na gest jaki wykonała kompletnie się go nie spodziewając, aż zmarszczył lekko brwi zaskoczony takim zachowaniem. Nie cofnął się jednak ani nie uciekł czy nie odtrącił jej ręki, po prostu zwolnił kroku aby nie musiała za nim biec.
-Kiedyś ktoś powiedział, że zamykając jedne drzwi otwieramy drugie. Możliwe, że otworzyłaś właśnie nowe, do zupełnie innej przygody. – Odpowiedział starając się pocieszyć Celine i dodać jej otuchy bo zdawała się przygnębiona całą tą sytuacją. Aż dziwił się sam sobie, że tyle w nim współczucia i zrozumienia dla drugiej osoby. Czy Hal mu coś dosypał do porannej kawy?  Zaraz jednak dotarli do wybiegu dla jeżozwierzy i otworzył szeroko oczy z zachwytu.
-Są duże, większe niż myślałem. Zobacz na ich grzywy… - Pochylił się aby lepiej się przyjrzeć zwierzakom, podtrzymał torbę aby nie wysypały się z niej zapakowane przedmioty.- To chyba są włosy, zwróć uwagę na to, że płynnie przechodzą w kolce. Co mówi o nich tabliczka?
Nie mógł się napatrzeć na stworzenia, które były przed nim. Zdawały się nie przejmować obserwującą ją dwójką ludzi. – Chyba czas nam znaleźć pingwiny, które chciałaś zobaczyć.
Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]13.02.21 23:50
Konwalią, stokrotką czy choćby ostem porastającym nieobsiane pola, Celine mogła być tym wszystkim, rada z jakiegokolwiek porównania do kwiatów. W jej oczach każde z nich były piękne, wyjątkowe na swój sposób, a te, które Herbert przywiódł z najdalszych zakątków ziemi dodatkowo mamiły słodką tajemnicą, której nie spodziewałaby się chcieć odkryć tak bardzo.
- Naprawdę? I nie będę wam przeszkadzać? - spytała, znów odszukując jego spojrzenie maślanym wzrokiem przesyconym nadzieją. W jej rodzinnym ogrodzie było dużo roślin, ale większość z nich stanowiły zioła potrzebne w kuchni, alchemii czy karmieniu zwierząt hodowanych przez jej ojca, kolorowych pąków było tam mniej; pamiętała jak wielką radość sprawiało jej wylegiwanie się wśród ich aromatycznych zapachów z książką przed oczyma, szczególnie po obiedzie, kiedy żołądek domagał się krótkiej chwili na przetrawienie ojcowskiego gotowania. Wtedy było łatwiej. - Hm... Brzmią na rozsądne kwiaty - podsumowała beztrosko półwila i skinęła głową w zrozumieniu. Właściwie mogłaby spodziewać się po ledwie poznanym mężczyźnie chęci poskromienia wyjątkowo upartego gatunku w warunkach szklarniowych tylko po to, by potem przywoływać go w rozmowach jako swój ulubiony - Rain i Philippa twierdziły, że podobnymi sposobami płeć przeciwna lubiła budować swoje ego, chyba? -, jednak bardzo podobał jej się pełny szacunku i bezpieczeństwa wybór Herberta.
Celine ostatni raz spojrzała przez ramię na lwa, którego pozostawiali teraz w tyle. Król sawanny wydawał się nieporuszony ich obecnością, jakby wcale nie dostrzegł pary przemierzającej park spod półprzymkniętych ślepi, przyzwyczajony do otaczających go tłumów spragnionych choćby jednego ryknięcia. Im wystarczył sam widok. Masywne ciało i jedwabna grzywa okalająca głowę, do tego leniwe, wciąż senne ziewnięcie.
- Może rzeczywiście jest mu tu dobrze - baletnica zgodziła się w końcu i lekkim, niemal niedostrzegalnym gestem pomachała do kociego króla na pożegnanie. Oby tylko był sowicie karmiony, on i reszta zgromadzonych tu gatunków. - Wiesz, że lwice czasem grożą samcom, kiedy te próbują zbliżyć się do młodych? Czytałam w takiej jednej książce. Niby są mniej piękne od lwów, bo nie mają grzyw, ale są od nich dużo bardziej niebezpieczne - wyjaśniła z pewną dumą dźwięczącą w głosie; o mugolskich stworzeniach wiedziała mniej niż o tych magicznych, ale pamięć - pomimo stępienia pyłem wróżki - wciąż nie zawodziła. Z radosnym uśmiechem czarownica wcisnęła dłonie do kieszeni i wyjęła z nich błękitne rękawiczki, by wsunąć je na palce nieco już zaczerwienione od porannego mrozu. Październik nie rozpieszczał - a w miejscu koniuszka ostatniego palca lewej ręki tkwiła zupełnie nieelegancka dziura. Skąd? Może zahaczyła materiałem o ząb podekscytowanego psidwaka, którego głaskała na Pokątnej?
Na wspomnienie o kolejnej przygodzie odpowiedziała mu delikatnym skinięciem, zaraz potem pochyliwszy się nad tabliczką oznaczoną grafiką jeżozwierza i krótkim tekstem wyjaśniającym jego pochodzenie.
- To rodzaj ssaka z rodziny jeżozwierzowatych, hytro... Hytrisci... Hystricidae - Celine zmrużyła oczy, niepewna, czy dobrze przeczytała łacińską nazwę; mogła tylko liczyć, że sam Herbert nie znał języka lepiej niż ona (czyli bieglej niż wcale), by zwrócić uwagę na kaleczenie akcentu. - Cechą charakterystyczną tych gryzoni są kolce, które powstały na skutek przekształcenia się sierści. Stanowią one bardzo skuteczny system obronny, przed którym największe drapieżniki mają respekt, ale kiedy jeżozwierz czuje się bezpieczny kolce leżą wzdłuż jego ciała i jeśli ktoś jest odważny można go spróbować pogłaskać - przeczytała, pozostawiając dla siebie okropnie przerażający fakt tego, że na zwieńczeniach tych ostrych szpiców znajdowały się haczyki mające sprawić, że wyciągnięcie ich z ciała w razie ataku stanie się bardzo bolesne. Zerknęła za to na Greya, ciekawa jego reakcji. A zatem mieli rację, kolce wcześniej były sierścią, która ewoluowała na znak takiej potrzeby; teraz rzadko który drapieżnik miał ochotę wybrać je sobie za pożywienie. - Ja nie jestem na tyle odważna, o nie, na pewno nie. A ty...? - lepiej, by też nie miał w sobie podobnej brawury, przecież przemierzając długość zoo nie natrafili na żaden punkt uzdrowicielski, który w razie potrzeby mógłby udzielić Herbertowi pierwszej pomocy. Dlatego też, zanim w ogóle zdążyłby odpowiedzieć, Celine klasnęła w dłonie i już ruszyła przed siebie, skoncentrowana na potrzebie odnalezienia wspomnianych przez niego pingwinów. - Nie zostawaj w tyle, Herbercie - zawołała przez ramię, jeszcze bardziej przyspieszywszy kroku gdy ku jej oczom na horyzoncie ukazała się nisko umieszczona, specjalnie schładzana zatoka biało-czarnych ptaków. - Ojej... - wyrwało się spomiędzy rozwartych w zachwycie warg, a sama półwila przylgnęła do barierek, wspinając się na jej najniższy szczebel, by móc widzieć jeszcze więcej - i jeszcze wyraźniej.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]14.02.21 17:03
-Nie -pokręcił głową słysząc jej obawy. - Sama przypominasz konwalię, będziesz idealnie pasować.
Wyrwał mu się koślawy komplement nie wiadomo skąd. - Będziesz miłym gościem, Celine.
Herbert nie należał do wielkich mówców, był podróżnikiem wiedział jak opowiadać o tym co zobaczył, o roślinach, ale gładkie słówka przychodziły ciężko. Nie był gburem ani nieukiem, ale jednak daleko mu było do polityków, którzy znajdowali wiele skomplikowanych i trudnych słów aby oddać najprostsze rzeczy w sposób górnolotny. Torba mocno mu ciążyła i mógł przecież użyć zaklęcia aby unosiła się przed nim, ale z jakiegoś powodu nie chciał sobie ułatwiać czarów. Można by rzecz, że chciał jej zaimponować? Pokazać, że jest silny? Totalna głupota, a jednak ta myśl zakwitła w jego głowie. Słuchał z uwagą jej słów kiedy wspominała o lwicach, musiał przyznać, że o tym nie wiedział. Ta informacja okazała się ciekawą, a Grey stwierdził w myślach, że niezależnie od gatunku kobiety zawsze są groźniejsze. To zwykle one ustawiały wszystko w domu, a na zewnątrz silny i odważny mężczyzna w domu stawał się pokorny pod karcącym spojrzeniem żony. Kobiety potrafiły zniewolnić najsilniejszego twardziela, ale ci oddawali się temu z własnej woli. Sam widział jak ojcu odpowiadało to, że domem zarządzała matka, jak wiedział, że wszystko jest pod kontrolą. Ciekaw był czy pojawi się w jego życiu kobieta, która będzie potrafiła ustawić go do pionu. Według Halberta nie byłoby to możliwe, ponoć już za późno dla jego młodszego brata.
Patrzył na jeżozwierze z fascynacją w oczach i słuchał głosu Celine, która odczytywała tabliczkę. Sam nie znał łaciny więc kompletnie mu nie przeszkadzało, że źle wypowiada słowa zapisane w tymże języku. Żałował coraz bardziej, że nie zabrał ze sobą aparatu fotograficznego.
-Myślę, że jak tylko wyciągnę dłoń to od razu postawi te swoje kolce - odparł na pytanie dziewczyny, ale ta zaraz go szybko minęła i pobiegła na spotkanie z pingwinami. Poprawił więc torbę z książkami i ruszył szybkim krokiem za nią.
-Pędzisz jak strzała! - Zawołał za nią z rozbawieniem w głosie i w tym momencie w oczy rzuciły mu się małe stokrotki rosnące na trawniku. W przypływie nagłego impulsu, bo normalnie by tego nie zrobił, zerwał jedną z nich i dogoniwszy Celine założył kwiatek za jej ucho. Spojrzał na twarz dziewczyny uśmiechając się do niej. - Wspaniała.
Powiedział ciepło, a potem spojrzał na pingwiny, które właśnie wędrowały do wody lekko się kołysząc na boki, by tuż przed brzegiem położyć się na brzuchu i spaść w taflę. Widząc, że Celine wspina się po ogrodzeniu by lepiej widzieć miał odruch przytrzymania jej aby nie spadła. W tym momencie usłyszeli z oddali jak zegar wybija kolejną godzinę, nie zorientował się jak szybko ten czas zleciał.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]17.02.21 21:19
- Och? Konwalią? - powtórzyła po nim z wdzięcznym uśmiechem. Tego się nie spodziewała, nie pomyślałaby, że kojarzy mu się akurat z tak apolińskim, delikatnym kwiatem. Białe dzwoneczki wspinające się po chudej łodydze stanowiły nie tyle piękne uzupełnienie, co i motyw przewodni delikatnej ikebany, a takie bukiety lubiła najbardziej, zaraz po tych polnych, kolorowych i skąpanych w słońcu. Policzki pokryły się zatem łagodnym rumieńcem, a spojrzenie opadło do betonowej ścieżki; w środku poczuła ciepło, rozlało się po ciele przyjemną falą i Celine raptownie poczuła się wdzięczna za to, że zdecydowała się dzisiaj odwiedzić zoo. Mogła tu trafić na kogokolwiek, na złoczyńcę, na magipolicjanta... A poznała akurat Herberta. - Dziękuję - dodała miękko - czy to we wdzięczności za przyrównanie, czy zapewnienie, że bez przeszkód będzie mogła zwiedzić szklarnię należącą do dwóch Greyów.
Powinna była upewnić się, że torba nie ciąży mu za bardzo zanim rzuciła się szaleńczym biegiem w kierunku upragnionego padoku, ale myśli przyćmiewało biało-czarne kiwanie się na boki podczas śmiesznego chodu; musiała je zobaczyć, pingwiny były już na tyle blisko, że Celine przyspieszyła jeszcze bardziej, dopadnąwszy w końcu do barierki. Były śliczne! Dokładnie takie jak sobie wyobrażała, małe, trochę pokraczne i absolutnie urzekające, nurkujące do wody albo drepczące po oblodzonym brzegu. Wpatrzona w zwierzęta nawet nie dostrzegła jak Herbert pojawił się u jej boku, z kwiatem w dłoni, potem delikatnym, ostrożnym gestem wsuwając łodyżkę za jej ucho - i półwila obróciła się w jego kierunku, pozwalając na to, by znów oblał ją rumieniec. Stokrotka. Jedna z ostatnich tak późną porą, podarowana przez ledwie znanego mężczyznę, który wypędzał z głowy ostatnie wspomnienia dotyczące tych, którzy chętni byli podnieść na nią rękę, przekroczyć granice.
- Jesteś zbyt miły, Herbercie - wyszeptała, jakby zapominając, że w tym wszystkim chodziło jej jednak o pingwiny. I już miała się nachylić, by w podzięce złożyć na jego policzku pocałunek, kiedy zegar wybił kolejną godzinę i obwieścił, że czas najwyższy wracać na Grimmauld Place. Celine niemal podskoczyła na ten dźwięk. - Ojej, zobacz jak już późno... Czas szybko ucieka w miłym towarzystwie - westchnęła i sięgnęła do stokrotki; ujęła ją w dwa palce i włożyła za ucho Greya, z radosnym uśmiechem. - Zachowaj ją i pamiętaj o mnie, dobrze? Napiszę do ciebie sowę, mam nadzieję, że zobaczymy się niedługo. Dziękuję za książki - zaświergotała i odebrała od niego torbę, układając ją na rękach tak, by przeszkadzała jak najmniej, a potem obróciła się na pięcie i czmychnęła z zoo, prędkim krokiem kierując się z powrotem do Blackowskiej posiadłości.

zt x2 :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]24.02.21 19:02
13 X

Trzynaście nieszczęść, tak właśnie powinien nazywać się ten miesiąc, jeśli jakiś pisarz lub poeta zdecydował się opisać ostatni rok z życia Aurory. To było dosłownie jak jakaś parodia, która najwyraźniej bawiła tylko jej autora, bo pannie Sprout absolutnie nie było do śmiechu. Miała więc nadzieję, że spotkanie z kuzynką przyniesie jakiekolwiek dobre wieści. Umówiły się o 13, zupełnie nie bacząc na to, że również tego dnia akurat wypadał 13 dzień miesiąca — zupełnie jakby dwie blondynki prosiły się o kłopoty.
Aurora przybyła na miejsce spóźniona o kolejnych 13 minut i rozejrzała się po ulicy, gdzie akurat jakiś czarodziej wykonywał na ulicy zarobkowy pokaz eliksirów. Ponoć miał wprawić wszystkich w zachwyt. Jej kuzynka, najwyraźniej znudzona czekanie, musiała podejść i zerknąć, bo Aurorze wydawało się, że to właśnie ją wypatrzyła wśród widowni pokazu. A może to nie była ona? Musiała podejść i się upewnić, nie będzie przecież wołać na całe gardło — bardzo nie lubiła skupiać na sobie większej uwagi.
- Przepraszam… przepraszam… - Mamrotała do niezadowolonych twarzy, gdy przeciskała się tuż obok nich, żeby dotrzeć do znajomej blond główki, i już miała wyciągnąć dłoń ku jej ramieniu, gdy nagle kątem oka dostrzegła kłęby czarnego dymu wylatujące z kociołka, którym zajmował się czarodziej. Jego mina z miejsca zdradzała, że coś musiało pójść nie tak.
Nim ktokolwiek zdążył zrobić unik, coś błysnęło, huknęło a wokół Aurory nagle zapadła ciemność.
.
.
.
W głowie jej huczało, a skrzek jakichś dziwnych ptaków straszliwie ją irytował. Co do cholery? Już sępy się zleciały? Ale skąd sępy w Londynie? Chciała zamrugać, ale wtedy okazało się, że w sumie to i tak widzi, jedynie przez wstrząs i uderzenie miała nieco niewyraźny powidok. Potrzebowała chwili, by jej wzrok się wyostrzył i dopiero wtedy zaczęła rozróżniać kształty: gałęzie drzew, chmury i… dziób?
Spróbowała wstać, ale okazało, że kolibie się na boki, zupełnie niezdolna do zrobienia brzuszka (nie, żeby była jakoś bardzo wysportowana normalnie, ale do przesady). W głowie zaczęła odtwarzać ostatnio zapamiętane wydarzenia — spotkanie z Effie, pokaz, kłęby dymu nad kociołkiem.
- Skrzeeeeeeeek - Co jest do cholery? - Wyrwało się z czegoś, co musiało kiedyś być jej ustami, ale teraz robiło najwyraźniej za dziób.
Zaczęła kolebać się na boki, aż wreszcie udało jej się przerzucić na brzuch. Jakimś dziwnym sposobem przejechała kilkanaście centymetrów, żeby zatrzymać się dziobek na brzuchu innego pingwina, który jakimś cudem wydał jej się zdziwiony, bo tak dziwacznie mrugał trzecią powieką. - Skrzeek? - Effie?


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly


Ostatnio zmieniony przez Aurora Sprout dnia 24.02.21 19:17, w całości zmieniany 3 razy
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Londyńskie ZOO - Page 7 D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Londyńskie ZOO [odnośnik]24.02.21 19:02
The member 'Aurora Sprout' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 98
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Londyńskie ZOO - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Londyńskie ZOO
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach