Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon
AutorWiadomość
Balkon [odnośnik]19.04.17 0:26

Balkon

Luksusowy punkt widokowy z którego poziomu można podziwiać inne zatęchłe kamienice i w zależności od pory dnia inne zjawiska w postaci sąsiadów i mieszkańców.
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]19.04.17 1:54
- Erniemu to pewnie teraz łyso...o ile bardziej można być łysym niż Erni - Uśmiechnąłem się szeroko, pijacko na same wspomnienie barmana, który po raz kolejny (daj Merlinie, że nie ostatni!) dał się podejść i sprowokować do zakładu. Jego owocem (tego zakładu) była skrzynia piwa niesiona w moich ramionach. Szkło samo z siebie zdawało się nawet z dumą szemrzeć przy każdym moim kolejnym kroku. Muzyka dla uszu - Nie wiem, kiedy on się nauczy, że nie ma tam ognistej, która by cie powaliła. Niemniej...na przyszłość - gdy zaczynam usypiać jego czujność i podbudowywać, że tym razem mu się uda to staraj się w mniej dosadny sposób afiszować swoje niezadowolenie niż pięścią w mojej wątrobie. Na przykład groźby. Spróbuj mi następnym razem po prostu zagrozić. Wcale nie poczuję urażony. - zaproponowałem jednocześnie skarżąc się i marudząc na złe traktowanie. Zaraz potem poprawiłem chwyt na skrzyni, która mi niemiłosiernie ciążyła. Co prawda i tak zrobiliśmy kilka postoi przy stolikach przypadkowo napotkanych znajomych. Teoretycznie wówczas wcale nie myśleliśmy o odciążaniu skrzyni, lecz teraz oboje zgodnie zakładaliśmy i usprawiedliwialiśmy w tym momencie swoje pijaństwo troską o mój kręgosłup. Bo to takie sprytne. A miło jest się poczuć choć trochę sprytnym. Zwłaszcza, gdy promile uniemożliwiają poprawne korzystanie z magii. No ale...

Im dłużej szliśmy, tym bardziej byłem przekonany co do tego, że zawartość butelek stawał się coraz cięższa do tego stopnia, że gdyby nie bliskość ściany na schodach to nie byłbym taki pewny, czy wtoczyłbym się na to cholerne piętro. Podołałem jednak nie łamiąc się i nie tłukąc zawartości nad którą wraz z Miją łakomie się pochyliliśmy. Po czasie "zwycięski" alkohol po kolejnej butelce zaczął nam smakować rozwodnionym szarym mydłem. Jak się po dogłębniejszej analizie okazało - Erni  jednak w jakiś sposób uczył się na błędach i faktycznie część butelek wypełniona była podobnym roztworem. Wystarczyło po tym porozumiewawcze spojrzenie i już wiedzieliśmy, jak będzie wyglądał ciąg dalszy naszej wieczorowej podróży.
- Balkon?
Oczywiście, że balkon. Odpowiedziałem sam sobie i tak też to się skończyło. Siedzieliśmy więc oboje na wąskim widokowym tarasie. Z nami stała felerna, mydlana skrzynia. Towarzyszyła nam też butelka awaryjnej ognistej wyciągniętej z pod kafelki.
- Nietoperze to skurwysyny - zagadnąłem dziwnie poważnie, widząc przelatującą czarną smugę mogącą być w tym momencie tak właściwie wszystkim - Mieć futro i latać...chore - skwitowałem i pociągnąłem z gwinta ognistej. Z zamiarem przekazania jej Mulciberowej wstrzymałem się, czekając na to czy dorzuci mydlaną butelką do gargulca wychylającego się na gzymsie kamienicy z naprzeciwka. Miałem nadzieję, ze nie. W końcu założyłem się o całego cholernego galeona, że się nie uda.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]20.04.17 11:30
- On jest łysy tylko na środku, te kłaczki z tyłu można zaplatać, chociaż...czy one mu rosną jeszcze na głowie, czy już na plecach? - parsknęła i podparła się wolną dłonią o ścianę. Kontrolnie zerkała na Matta w nadziei, że tak ważnego pakunku nie upuści. Samej Mii kręciło się w głowie, ale był to stan przyjemnej lekkości, który przeganiał nagromadzone w ostatnim czasie kłopoty. Przynajmniej na chwilę, a to było dla jej umysłu zbawienne - Piłam gorsze rzeczy...- zaczęła, skłonna do dziwnie filozoficznej refleksji o tym, jak sprawdzane płyny okazywały się alkoholem, ale urwała mrużąc oczy, które wwiercała w kompana - ech, celowałam w przeponę, ale dobrze, że mi mówisz, następnym razem się poprawię - wyszczerzyła się radośnie, odsłaniając rząd perłowych ząbków. Jeszcze raz podparła się rękę i poprawiła włosy, które wciąż, uparcie zsuwały się z jej ramienia - Na groźby reagujesz śmiechem - skrzywiła się teatralnie - a mieliśmy go usypiać, a nie rozbawiać - oczywiście, że sprawdzała, jak jej idzie czarowanie w stanie...nieważkości. I oczywistym było, że ich zacny pakunek nie powinien znajdować się w ramionach magii, a w ich. Nawet - jeśli ich ruchy były nieco "przytłoczone", to każdy wiedział o kapryśnej naturze mocy (Mii właściwie też).

Schody były długie. I strome. A z każdym kolejnym stopnie zdawało się, że są jeszcze dłuższe i jeszcze bardziej strome. Spoglądanie w górę przypominało nieprzyjemną kawalkadę nieszczęście, a przecież akurat wygrane szczęście dzielnie targali. Do celu.
Wzruszyła ramionami. Balkon był nazwą raczej niedosłowną. Pamiętała, jak będąc jeszcze małą dziewczynką, w tych wyrwanych chwilach, które nie rzucały jej na nokturnowy bruk - właśnie tutaj chowała się, obserwując migające, nieliczne światła, które blikały za każdym razem, gdy się na nie patrzyło. Kiedyś nawet wyobrażała sobie, że to oczy duchów. W końcu nokturn to miejsce kryjące tak wiele mrocznych tajemnic, że kilka niespokojnych dusz musiało tu zostać.
I najśmieszniejsze, że gdy z Bottem w końcu znaleźli się na dachu - nie opuszczało jej to wrażenie. Zapomniała nawet o tym, że wypiła mydlanej wody, która odbijała jej w ustach za każdym razem, gdy dłużej wstrzymywała oddech - Szczury są gorsze - na wargach Mii pojawił się grymas obrzydzenia - ale w sumie...nietoperze, to takie latające szczury, więc wszystko się zgadza - nachyliła się do kompana z mina powagi i znawcy, chociaż w szarych tęczówkach błąkała się lekko mglista aura. W zaciśniętej dłoni trzymała butelkę. Zmrużyła jedno oko, przygryzła kącik ust i...wycelowała. Szkło rozbryzło się dokładnie tam, gdzie chciała, ale pomarszczonej gęby gargulca już nie było. Kto stawiał, że kamień się ruszy? Wypuściła wstrzymane powietrze przez nos i przejęła słodki ciężar z rąk Matta - Będę trenowała Julka, żeby te cholerstwa łapał - cień smutku przemknął przez oblicze Mii, ale pokręciła głową, odpychając bolesne wspomnienie. Nie dziś. Nie teraz. Nie tuta - Aktualnie wiszę ci pół galeon. A ty mi. Twoja kolej, celujesz w tę dziurę pod ta brunatna plamą...wiesz, wygląda, jakby się tam coś rozbryzło. Albo...ktoś - przekrzywiła głowę, lądując czubkiem głowy na ramieniu mężczyzny. I co jeszcze dziwniejsze, nie odskoczyła z sykiem, gdy poczuła oparcie.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Balkon [odnośnik]20.04.17 17:48
Zaśmiałem się nie bacząc na to, że mógłbym zirytować któregoś z sąsiadów
- Następnym razem jak przegra to niech ściąga koszulę. Się przekonamy - będzie to poświęcenie ku chwale nauki - w moich oczach zapaliły się złośliwe ogniki i niestety nie mogłem zaprzeczyć kolejnym słowom Mulciberowej - faktycznie groźby mnie bawiły. Na swoje usprawiedliwienie wzruszyłem barkami i uśmiechnąłem się niby to niewinnie. Co zrobić?
Nieobecnym wzrokiem patrzyłem w tą ciemność w którą pomknął trzepoczące na wietrze stworzenie. To nie tak, że się ich bałem. Wywoływały po prostu te takie uczucie nieprzyjemności tym mocniejsze im intensywniej rozmyślałem o tym, jakimi mutantami były - latające futro, żywiące się robactwem i mające skrzydła przypominające w dotyku gładką, ludzką skórę rozciągniętą pomiędzy kościstymi, nienaturalnie długimi palcami. Wyobraźcie sobie człowieka mającego paliczki przekraczające wzrost i będące sklejoną jakąś błoną. Patologia jakaś. I szczury...Pokiwałem potakująco głową, niczym wybitnie uczony potwierdzający tezę wybitnie uczonej.
- I o takich rzeczach powi-powinno się mówić na zajęciach z magicznych cudaków, a nie jakichś koniach z patykami w głowach. Też mi fenomen. A taki nietoperz... - podsumowałem kołysząc potakująco głową, powstrzymując jednocześnie się od uwolnienia śmiertelnych oparów, którymi nieprzyjemnie mi się odbiło po przepaleniu krtani ognistą. Aż podejrzliwie spojrzałem na butelkę próbując sobie przypomnieć jej historię. Ostatecznie mając w głowie jedno wielkie nic zrezygnowałem z tego zamiaru i przyglądałem się Mii sięgającej po pokłady skupienia. Wyglądało to trochę komicznie. Nie było mi już jednak tak do śmiechu, gdy jej broń sięgnęła celu. Cholera...
- Możesz przestać to robić? - w sensie, że trafiać - Pragnę przypomnieć, że z dwojga z nas to przede mną rozpościera się wizja nie posiadania ciepłej posadki przyozdobionej galeonami - zamarudziłem w typowy dla siebie sposób przekazując jej butelkę ognistej. Uwolniwszy się od niej ująłem szyjkę mydlanej butelki.
- Chwalebnie. W sumie aż mnie prawie zainspirowałaś do kupna sowy - żachnąłem się. Nie było w końcu tajemnicą, że średnio przepadałem za zwierzętami. Głównie przez wzgląd na to, że te udomowione były niemalże w pełni zależne od człowieka. Potrzebowały odpowiedzialnej opieki, a ja patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń byłem na dzień dzisiejszy jeszcze bardziej utwierdzony w tym, że nie byłbym w stanie podołać oczekiwaniom. Wszystkim to w końcu udowodniałem.
- Coś. Kojarzysz tego alchemika, tego od nowych rozwiązań architektonicznych w Kotle? - podłapałem temat, jednocześnie zastanawiając się czy butelkę powinienem rzucić bardziej łukiem czy po prostej. Chociaż sądząc po tym, jak wszystko się tu kołysało to przydałoby się zygzakiem... - No to chodzi plota, że ukrywa się na Nokturnie Cresswellami - Merlinie czaruj nad jego duszą - Nie wiem w jakich okolicznościach ta plama się rozlazła, lecz gość z dołu mówił, że cała kamienica przez cały dzień była niewidzialna. W sensie - tylko ściany. Dasz wiarę...? - opowiadałem zachowując próbując wyłapać ostrość. Jednocześnie ogarniało mnie wewnętrzne rozbawienie. To się stało ponoć tydzień temu. Od tego momentu, jeśli gość utrzymuje rozmach to pewnie musi się już teraz ukrywać przed połową Nokturnu - i z tą dziwnie lekką myślą już wypuszczałem butelkę z dłoni, gdy...na ramieniu zaskoczył mnie nieznany mi ciężar, a szyję załaskotały obce kosmyki. To była chwila, lecz wystarczyła do tego by rzucana przeze mnie butelka wysunęła się z dłoni za szybko trafiając...w okno klatki schodowej.
Jedynym dźwiękiem pobrzmiewającym w tej części Nokturnu był płacz okna którego kawałki kruszyły się na bruku echem. Ja się nie poruszyłem, obawiając się uaktywnić wojownicze instynkty Mii. Nic jednak z jej strony nie nadchodziło - żadna obelga, żaden sztych. Ostrożnie zerknąłem na nią unosząc w jedną z brwi do góry i...powoli, ostrożnie, z pokerową twarzą postanowiłem wyplątać jej z rąk butelkę ognistej. No doooobrze, chyba ta noc już się dla ciebie kończy, Mulciber...


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]22.04.17 21:30
Śmiech pozawalał zapomnieć. To nie tak, jak z czyszczeniem pamięci magią, ale – drganie rozbrzmiewające w klatce piersiowej – zwyczajnie odprężało. Mia tkwiła w nieustannym napięciu i czasem, ciało potrzebowało resetu, choćby małej furtki z talonem na oddech. I najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Matt zawsze jej te otwarte drzwi oferował. Był dupkiem, to prawda, ale wiedziała, że…była z nim bezpieczna.
- Szczerze? Chyba z tego naukowego doświadczenia zrezygnuję. Kogo, jak kogo, ale jego bez koszuli nie chcę oglądać. Ja już mamy takie zakłady robić, to poproszę kogoś przystojnego – zmrużyła oczy, gdy spostrzegła minę kompana, ale tylko cicho prychnęła, jak rozdrażniona kotka, nawet nie próbując komentować. Jej myśli i tak zbyt szybko umknęły, a gniewanie się za głupotę, gdy już znalazła antidotum – nie miało sensu.
- Może dlatego młotku, że ten patyk ma magiczną moc...a to straszydło najwyżej zostanie przerobione na papkę w kociołku - ciemność nocy wcale nie była straszna. Przerażające mogło być tylko to, co się w mroku mogło kryć. I to tego powinni obawiać się ludzie. Stworzenia nocy...takie jak nietoperze, czy szczury.
Lot butelki, który płynnie sięgnął celu - właściwie ją zaskoczył. Ręka zdawała się lekka i standardowo, zamiast skupiać się wpatrywaniu w jeden punkt - po prostu rzuciła na wydechu. Ktoś jej tego uczył. Tylko kto?
- Ciepłej posadki? - aż się zakrztusiła powietrzem - gdzie ty widzisz taką? Jestem na kursie - burknęła najpierw - i większość dba o to, żebym jak najszybciej wyleciała - zacisnęła usta. Nawet Mia hamowała gniewne zrywy z samego początku, gdy za bójkę została zawieszona. Nie mogła zaprzepaścić szansy. Nie było taryfy ulgowej. I na żadną nie liczyła - A nawet jeśli...to ciepłą posadką tego nie nazwę - przechyliła głowę, by spojrzeć w niebo. Ciemne, ale niezachmurzone. Czyste. Wiedziała jednak, że to tylko chwilowa przerwa. W oddali dostrzegała kłębiącą się czerń, która czyhała na swoją kolej.
Nie patrząc na mężczyznę, odebrała wciąż ciężką butelkę, w której zachlupotał trunek. Odchyliła się na powrót i przytknęła brzeg upijając spory łyk. Ognista paliła w język i ścieliła gorejącą ścieżkę w gardle. I to było dobre. Na dzisiejszy wieczór, który miał wypalić ciążące jej na sercu troski. Właśnie po to, by mogła pójść dalej.
- Mówię o kocie - przerwała mu, chociaż nie było w tym gniewu - niedawno dostałam kota - i jednocześnie kogoś straciłam - Dimitry ma niezwykłą tendencję do zżerania naprawdę dziwnych obiektów - przeniosła wzrok na towarzysza, przyglądając się jak przymierza się do rzutu. Kącik ust złośliwe drgnął, gdy mydlana butelka chwiejnie zakołysała się w męskiej dłoni. Niestety wiedziała, ze to pozory. Skubaniec był dobry nawet po pijaku. Chwilowo remisowali.
- I po co komu bombarda? - w Dziurawym Kotle czasem bywała, ale nigdy nie miała okazji na bliższe spotkanie z właścicielem. Zapewne ci mieli powody do gniewu, a alchemik...cóż. Podobno taki ich los. Magia zdecydowanie potrafiła być kapryśna. Czasem bardzo spektakularnie.
- Niewidzialna? Podglądacze mieli używanie - zachichotała cicho, bo co jak co, ale na Nokturnie obawiać się wypadała morderców niż podglądaczy - Ciekawe czy mieszkańcy wiedzieli, że jest niewidzialna - wydęła usta i wsparła brodę na szyjce otwartej butelki, którą usadowiała na kolanie - Wiesz, może była niewidzialna tylko z zewnątrz, a ci w środku myśleli, że wszystko jest na miejscu - próba wyobrażenia sobie podobnego wydarzenia wywołało salwę rozbawienia, ale na ustach Mii błąkał się tylko leniwy uśmiech. Patrzyła przed siebie, czekając tylko na dźwięcznie brzmiący sygnał, że Matt roztrzaskał swój butelkowy pocisk. I może był to tylko odruch, może impuls, ale nie podniosła głowy nawet wtedy, gdy dotarł jej pogłos rozbijanej szyby. Nie poruszyła się też, gdy męskie ramię drgnęło a na jej twarzy spoczęło spojrzenie Matta. Na próbę wyjęcia z dłoni butelki tylko mocniej zacisnęła palce - Nie jestem tak pijana, jak ci się wydaje i tak ślepa, żeby nie zauważyć, że nie umiesz celować... - powietrze jej własnego oddechu musiało odbić się gdzieś od szyi mężczyzny, bo ciepłe tchnienie poruszyło opadającymi kosmykami.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Balkon [odnośnik]29.04.17 21:23
- Och... - napocząłem nieco konspiracyjnie, a potem kąciki moich ust unosiły się w iście drapieżnym uśmiechu. Nie mogłem się przy tym powstrzymać przed zawadiackim szturchnięciem jej łokciem, choć z powodu stanu podatności na zawiewy i dodatkowego balastu bardziej oparłem się o jej o jej bark swoim. A może bardziej to się właściwie odbiłem. Jak kula bilardowa, która napatoczyła się na drugą.
- ...Kogoś przystojnego, mówisz...? Wiesz, mi jak najbardziej stawka odpowiada - zawadiacko poruszyłem brwią, a gdy bez słowa prychnęła nie mogłem powstrzymać wybuchu rozbawienia. Zupełnie jakbyśmy w ogóle nie szli ulicą przesiąkniętą krwią nierozważnych podróżników. Nie było to w sumie w tym momencie takie istotne, nie myślałem o tym i było to bardzo przyjemne uczucie - zostawić na chwilę kłopoty i rzeczywistość za sobą, udając, że te nie istnieją. Chwila (nie?)zdrowego oddechu. Przy kimś kto mnie znał, nigdy niczego ode mnie nie oczekiwał i po prostu był. Mia - ciekawe czy zdawała sobie w ogóle sprawę z tego, jak bardzo jej ufałem.
- A jak wyjaśnisz to, że jeszcze nie zdarzyło się by jakiś obił się o okno mojego...twojego mieszkania. Co prawda, żadnemu jednorożcowi też się to jeszcze nie udało, lecz sama musisz przyznać, że coś jest na rzeczy. Na bank widzą magią - pokiwałem głową nie dopuszczając do głosu jakiekolwiek innej teorii - A taki kucyk to se może co najwyżej tym kołkiem jabłka nadziewać i wyglądać - no, i co teraz Mulciber? Bez wątpienia, umiejętności nietoperzy były bardziej użyteczne i bardziej magiczne od tych całych jednorożców.
- Nie próbuj mi wmawiać, że ta większość ma jakąkolwiek siłę by postawić na swoim bo chyba skonam ze śmiechu - oboje wiemy, że to bzdura - mimo wszystko, jeśli ktoś umiał iść w zaparte wbrew wszystkiemu to właśnie ona. Mówienie, że czegoś nie może zdawało się ją nakręcać do działania. Dla mnie już teraz po prostu było pewne, że osiągnie cel - skończy kurs, zostanie aurorem. Zwłaszcza, że wyraźnie tego chciała. Zazdrościłem jej tej pewności co do tego co dalej. Ja sam zdawałem się tkwić w martwym punkcie od lat i raczej nie zapowiadało się by cokolwiek w tej materii przez drugie tyle miało ulec zmianie - I nie krzyw się tak. Wiadomo, że pewnie nie będziesz miała tyle czasu by tak często podokazywać wspólnie Erniemu no ale obiecuję, że będę cię regularnie odwiedzać - niepokorna iskra zakołysała się w moich oczach mając oczywiście na myśli jedyną sytuację w której zdarzało mi się odwiedzać biuro aurorów. Ale czego się nie robi dla przyjaciół, prawda?
Zmarszczyłem czoło nie spuszczając z oczu ciemnej plamy na przeciwległym budynku, która miała być moim celem.
- To ile ty tych zwierząt masz w końcu? - wiedziałem, że miała sowę i ona jakoś też miała ludzko (chyba?) na imię. Do głowy mi nie przyszło, że mogła mówić o jakimś nowym futrzaku. Tym bardziej o takim nielocie, jakim jest kot. Prychnąłem pod nosem kiwając niedowierzająco głową próbując sobie wyobrazić kota rzucającego się z gzymsu na nietoperza.
Przymierzyłem się do rzutu, wychylając po kilkakroć ramieniem butelkę do przodu to do tyłu jednocześnie opowiadając Mii okoliczną ciekawostkę. Nie mogło mnie tknąć rozbawienie w momencie w której Mia zaraziła mnie swoją teorią.
- Nie wiem, w sumie nie miałem okazji się dopytywać. Ostatnio częściej bywam poza niż na Nokturnie - może to był błąd i rozwiązanie wszystkich moich problemów? Nie wiedziałem. Właściwie wraz z chwilą w której poczułem bliskość Mii nagle przestałem wiedzieć i rozumieć wiele rzeczy. Zupełnie, jak gdyby wszystko rozprysnęło się jak ta szyba w kontakcie z ciężką butelką pozostawiając jedynie czarną dziurę.
- Cholera... - skwitowałem, jak gdyby jakiś mój misterny plan legł w gruzach. Próbowałem uciec gdzieś myślami, bo kłamstwem byłoby gdybym stwierdził, że przez te nie przeszło mi coś nieodpowiedniego w momencie w którym jej ciepły oddech poiskał moją skórę. Nie robiła tego świadomie - nie mogłem pomyśleć inaczej spoglądając na nią w tym momencie przez pryzmat naszej znajomości. Nęcący, egoistyczny podszept nie miał jednak prawa zyskać na mocy, gdy uświadomiłem sobie jak słaba w tym momencie była. Mierząc ją wzrokiem dostrzegałem nie tylko tą opuszczoną gardę, lecz również odrzuconą tarczę i odłożony oręż. Nie mogłem nie odnieść wrażenia, że w ten nieporadny sposób wołała wsparcie.
- Trzeba więc to naprawić - trzymałem dalej tą butelkę ognistej, lecz nie próbowałem jej już jej wyrwać - wręcz przeciwnie - ująłem ją pewniej, nakładając swoje palce na jej i popychając ją lekko w jej kierunku by zaraz odpuścić i wypuścić powietrze, które nieświadomie wstrzymywałem. Napięcie trzymające w musztrze moje ciało uszło wraz z nim. Nie skomentowałem w żaden sposób jej bliskości, nie żądałem odpowiedzi tylko po prostu w ten równie nieporadny sposób odpowiadałem na jej niemą prośbę. Żałowałem, że nie potrafiłem inaczej, zdobyć się na coś więcej jak niż bycie cichym wsparciem i ułożeniem ramienia tak by dać jej większą wygodę. Czułem się jak głupek i mogłem odnieść wrażenie, że ona również. Dwie kaleki, ognista, balkon...ech. Sięgnąłem po paczkę papierosów.
- Dopóki mnie stąd nie eksmitujesz to zawsze będę w okolicy, wiesz o tym...? - zagaiłem i choć wspominałem o mieszkaniu to pod płaszczem słów kryło się wiele więcej. Zawsze mnie tu znajdziesz. To się nie zmieni, jeśli tylko tego chcesz, Mia. Bez względu na wszystko


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]21.05.17 17:44
- Podążasz po bardzo cienkiej granicy Bott - zmrużyła oczy, w których standardowo błyskała iskra gniewu. Dziś jednak czaiło się tam coś więcej. Zawoalowany ból, krzyk, który tłumiła. I mimo prób utrzymania warg nieruchomo, te wciąż drżały, ujawniając fragmenty toczącej się w niej walki - Jeśli chcesz ściągać koszulę, to powinnam zawołać twoje stadko fanek, żeby ktoś mógł piszczeć - wygięła usta w ciężkim do określenia uśmiechu. Ni to ironii, ni satysfakcji. Nawet ona doskonale wiedziała, że wiele dziewcząt dałoby się spetryfikować, byleby znaleźć się obok tego paskudnika. Posiadał nienaturalną wręcz aurę przyciągania kobiet. A Mia...ignorowała ów magnes. Nigdy nie przyznała się i nie powiedziała tego głośno, ale mężczyzn się bała. A jedyne co mogła z tym zrobić - był automatyczny atak. Jedyna forma obrony, jaką znała.
Matt przyjął ją nawet taką. Gniewną i zranioną. Kaleką.
- Och, na to akurat mam odpowiedź. Pamiętasz...pamiętasz czym zajmowała się moja matka? - zanim się zaćpała - widziałam, jak czasem zostawiała takie śmieszne siatki na oknie, tylko po to, by złapać w nie te fruwające szczury. A potem lądowały w kociołku - wzruszyła ramionami na wspomnienie, które tak nagle stało się wyraźniejsze - instynkt, a nie magia - nie mogła być tego pewna, gdzieś kojarzył jej się motyw, że fragmenty nietoperzy były używane przez Olliwanderów do tworzenia różdżek. Brew zafalowała na myśl, że przedstawiciele rodu babrali się w zwłokach tych małych skubańców i wciskali je w magiczne drewienko. O tym jednak nie przypominała Mattowi.
- A sobie konaj - burknęła znowu - bylebym nie musiała twego truchła ściągać z balkonu. Jesteś za ciężki - ścisnęła palce lewej dłoni, trochę za mocno niż przewidywała. Często ostatnimi czasy zdarzało jej się nieumyślnie? rozcinać dłoń, albo obijać o z byt twarde powierzchnie. I wcale nie chodziło (tylko) o szczękę Matta. Autodestrukcyjna fala była tak namacalna, jak ślady rozdarcia na knykciach pięści - Są w tym irytująco boleśni - dopowiedziała jednak, nim zanurzyła usta w alkoholu, który zmywał z języka nieprzyjemny smak goryczy. Innej niż tej piekącej, zbawiennego bursztynu.
- Mam nadzieję, że nie będą dzieliły nas wtedy kraty - skrzywiła się ponownie wbrew słowo mężczyzny - bo na Salazara obiecuję, że będę pierwszą, która po wyjściu połamie ci szczękę - krzywy, zwodniczy uśmiech zarysował uniesione uniesione kąciki, gdy w końcu odsunęła butelkę, pozostawioną w jej dłoni. Zatrzymała wzrok na kołaczącej się w półprzeźroczystej przestrzeni cieczy. Alkohol przypominał trochę płynny ogień, zamknięty w granicach tylko po to, by nie buchnął pożarem gdzieś dalej.
- Przecież mówiłam - odwróciła wzrok, zatrzymując się na majaczącym w ciemnościach profilu - Dimitry to moja sowa, a ostatnio dostała kota Juliusa. I to jego będę uczyć polować - odetchnęła cicho, tym razem zerkając na obrany do rzutu cel - w sumie przypomina ciebie - uśmiechnęła się złośliwie - trochę dupek, ale i tak go nie wyrzucę - nie dodała, ze z kocur z nią sypia i chociaż w dzień zawsze chodzi własnymi ścieżkami, nocą usypia ją gardłowym mruczeniem, gasząc także płynące łzy.
- Też szukasz tam odpowiedzi? - odpowiedź była cicha, tuż przed tym, gdy odnalazła podporę na męskim ramieniu. Powinna czuć się idiotycznie, powinna szarpnąć sie gniewnie, złorzecząc na własną głupotę i jego idiotyzm. Zamiast tego zalewała ją bezsilność. Dziwna emocja, ale inna od tej, gdy stało się przed wielką niewiadomą. Uczucie przypominało widok po wielkiej bitwie, gdy opadało się z sił i nie mogło utrzymać się samego na nogach. Codziennie podejmowany oręż opadł, pozostawiając ją słabą. I chociaż z przerażeniem musiała przyznać, że pierwszy raz od bardzo długiego czasu ktoś widział ją taką - nie walczyła.
- Tylko nie zostawaj w tyle - odpowiedziała dziwnie cicho i niemal drgnęła, gdy poczuła na swoich palcach te należące do Matta. Zacisnęła mocniej dłoń na butelce i nieco chwiejnie podciągnęła ją do ust. Nadal trwając w tej dziwnej pozycji upiła kolejny łyk, czując jak cienka strużka cieknie jej po brodzie. Dopiero wtedy podsunęła alkohol do ręki Botta.
- To dobrze - już bez większych skrupułów oparła się o bark wygodniej - nie chciałabym szukać nowego lokatora - zawahała się tylko przez moment - nie znikaj - przytknęła powieki czując paskudną suchość w gardle, jakby wypowiedziane słowa ledwie przedarły się na wolność. Nie znikaj jak mój ojciec, jak brat, jak Ramsey. Nie znikaj, bo kiedyś runę w otchłań. A tego już nie chcę.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Balkon [odnośnik]10.06.17 18:08
Czy to z powodu alkoholu, czy też może ostatnich życiowych permutacji, a może tego bałaganu w jej spojrzeniu - odniosłem wrażenie, że jej stwierdzenie nie odnosi się tylko do mnie. Przekrzywiłem więc głowę, by spojrzeć na nią pod nieco innym kątem. Nie szczerzyłem już zębów, lecz usta dalej miałem wygięte.
- Jak my wszyscy - prawda? Bo przecież widziałem, że też to robiła, że też kroczyła po jakiejś granicy, której nazwy nie znałem. Byłem pijany - prawda, lecz nie ślepy. Byłem też może głupi, lecz nie na tyle by ciągnąć temat. Niezobowiązująco więc przemilczałem praskając pod nosem na jej złośliwość. Każdy miał jakąś tarczę. Każdy stąd. Jej była przyozdobiona właśnie w tą złośliwość, jak i ostrą ripostę. Wymachiwała nią wojowniczo i zaciekle z rzadka pozwalając sobie na przerwę. Teraz też to zrobiła. Ostrzegawczo, pewnie nawet nie w pełni świadomie. Mnie jednak nie trzeba było ostrzegać bo doskonale to rozumiałem, bo byłem taki sam. Nie próbowałem więc się zbliżać; demonstrować, że nic sobie nie robię z jej zaciekłości, że jej postawa jest bezsensowna; wmuszać cokolwiek, czy też droczyć gdy wiem, że teraz to był zły moment - bo sam bym tego nie chciał. Prowadziłem więc z nią rozmowę o nietoperzach, która nagle stała się dziwnie wciągająca i istotna. Przynajmniej dopóki nie zaczęła mi obrazować wizji gotujących się szczurzych zewłoków.
- Litości... - jęknąłem wykrzywiając się. Co prawda wiele w życiu widziałem obrzydliwych rzeczy ale to nie oznaczało, że lubiłem obcować z podobnymi fenomenami lub je sobie wyobrażać. Tym bardziej że nietrzeźwy umysł jakoś tak chętnie wszystko wyolbrzymiał. Nie spierałem się więc i pokiwałem potakująco głową nie chcąc kontynuacji. Jakoś tak pod skórą bowiem czułem, że Mia miała coś właściwie jeszcze do powiedzenia odnośnie zastosowań nietoperzy, lecz się wstrzymała. Zależało mi na tym, by tak pozostało.
- I tym bardziej się dziwię, że sobie zawracasz głowę opinią takich wszystkich - spojrzałem na nią nieco zdziwiony, by zaraz leniwie dźwignąć kącik ust nieco ku górze gdy zbójnicka myśl przebiegła po upojonych bezdrożach moich myśli - Nie chce sugerować byś ich tam poustawiała, jak stoły w Wiwernie czy coś bo to chyba nie do końca legalne, wiesz - te całe naruszanie czyjegoś zdrowia, a ciebie tak jakby chyba to trochę mocniej obowiązuje ale mam wrażenie, że jak pokażesz że masz ich w dupie to zapiecze ich to dwa razy mocniej niż kij od miotły w trzewiach - wydałem oficjalną diagnozę której byłem bardziej niż pewny. Ludzie którzy bowiem lubili być wszystkimi przeważnie lubili dużo mówić, być głośnymi, być tymi których zdanie się liczy - aż przyjemnie było patrzeć, gdy się pokazywało, że ich głos nie ma znaczenia, że nie wywołuje echa - Psidwak ich trącał, Mia - szturchnąłem ją pociesznie łokciem, a potem na kolejne jej słowa wypowiedziane z niezadowoleniem i obietnicą słodkiej groźby bez wątpienia w moich oczach zabłyszczało coś chochlikowatego, ciepłego - O to też będziesz musiała powalczyć. Pierwszy jest przeważnie Skamander ale chętnie tę tradycję bym zmienił. Na pewno już o nim słyszałaś lub widziałaś. Kręci się tam po biurze pewnie tak jak po korytarzach Hoga. Można na nim polegać - poleciłem go, a skoro to robiłem to oznaczało, że faktycznie można było. W końcu nie należałem do tych którzy zjednywali sobie rzeszę towarzyszy więc jeśli już ich miałem to faktycznie byli to "ludzie" w dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Uznam to za komplement - mruknąłem bez większego przekonania po przetrawieniu podobności kota do mnie. Tak chyba było najbezpieczniej. Lepiej było w końcu nie wchodzić pomiędzy Mię i jej futrzaki. Zwłaszcza gdy była po paru głębszych. Skupiłem się więc na tym by miotnąć butelką w cel. Nie było to proste. Krawędzie nie były takie proste jak powinny, a wyostrzanie ich pochłaniało wiele skupienia. Pewnie dlatego to wszystko co nastąpiło potem mnie zmieszało, zaskoczyło. Dźwięk kruszonego szkła zdawał się być nagle dziwnie odrealniony i odległy, a gdy ucichł przez chwilę siedziałem w bezruchu pozwalając jej....nie miałem w sumie pojęcia nawet na co konkretnie. Chyba na rozporządzanie się wszystkim co miała pod ręką - moim ramieniem i butelką. Nie wiedziałem jak inaczej mógłbym jej pomóc. Przeniosłem spojrzenie gdzieś tam gdzie ona sama patrzyła w poszukiwaniu odpowiedzi, lecz niespodziewanie być może również dostrzegłem pole bitwy. Nie wiedziałem tylko czy jej, czy moje.
Czy szukałem tam odpowiedzi...? - dopiero teraz doszło do mnie jej pytanie, a ja nie wiedziałem jak na nie mam odpowiedzieć. Wybrałem więc najgorszą możliwą opcję - prawdę.
- Nie wiem. Nie wiem czy w ogóle czegokolwiek szukam - a chyba powinienem - wymamrotałem, spuszczając swoje spojrzenie na poszarpaną, betonową krawędź balkonu, posępniejąc. Wszyscy wokół zdawali się mieć jakiś cel, uparcie dążyli do tego by coś zdobyć, coś osiągnąć, coś udowodnić. Mieli ambicje, chęci. Ja nie miałem nic. Miałem dwadzieścia sześć lat i stałem w miejscu, a świat gnał do przodu. Tak po prostu sprawiając, że ten czas zleciał, a ja ciągle parałem się jednym wielkim niczym. Nie istniało bowiem miejsce, które chciałbym nazwać domem, nie byłem w niczym szczególnie dobry i właściwie nie było niczego w czym chciałbym być szczególnie dobry, kobieta do której coś czuję znów umawia się z kimś nie będącym mną pomimo moich usilnych prób zaistnienia, a ludzie, których szczęścia chcę przeważnie po moich staraniach mieli do niego dalej niż bliżej. Żyłem z dnia na dzień już chyba tylko po to - by nie zostawać w tyle. Nie miałem z tym problemu. Mogłem biec, jeśli to było komuś potrzebne, tylko co jeśli któregoś dnia nikt taki nie będzie istniał...?
- Zawsze tuż za tobą - obiecałem po tym jak przerwała ciszę odnosząc wrażenie, że być może nieświadomie nakładaliśmy na siebie ponurą klątwę. Spojrzałem na nią z góry gdy się mościła na nowo.
- Nie zniknę - powtórzyłem po niej by zaraz również zmyć nieprzyjemnie ogarniające mnie rozgoryczenie ognistą, którą niedbale odstawiłem na bok by móc znaleźć jej rękę - Więc też nie znikaj... - dodałem zaciskając ją, przypieczętowując inkantację.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]18.07.17 14:17
- Koślawi tancerze na akrobatycznej linie - wydęła usta, przez ułamek sekundy zastanawiając się, skąd przyszła jej do głowy podobna refleksja. Kiedyś, tak bardzo dawno, gdy jeszcze oddychała powietrzem surowego Magadanu, ojciec pokazał jej dziwne widowisko. Nazywał to cyrkiem, miejscem, które miało bawić i sprawiać przyjazność oglądającym. A jednak słowa, którymi darzył ją tamtego dnia były zimne, twarde i przepełnione nieuchwytnym bólem. Najbardziej - nie wiedząc czemu - pamiętała niedźwiedzia, któremu kazano stanąć na tylnych łapach i kołysząc się na boki iść po namalowanej szeroko linii. Mia patrzyła z zaskoczeniem, jak niektórzy bili brawo i wskazywali sobie palcami dzikie stworzenie, które uwiązane na łańcuchu z kolorową czapeczką przyklejoną do naddartego ucha - krok za krokiem wędrowało do celu To nie jego miejsce, a jednak stąpa na granicy. Tak jak oni wszyscy.
Niedźwiedź kiedyś się zbudzi i nikt nie będzie mógł się śmiać
.
Jako mała - nie rozumiała, co tak naprawdę chciał przekazać jej ojciec, ale i ona czuła rosnąca niechęć do zbiorowiska. Niedźwiedź jest przecież dziki, miał ostre pazury. Czemu poddawał się niewoli?
- Рабство, это не наше место - wymamrotała najpierw do siebie - To nie nasze miejsce - powiedziała już na głos, gdy mętne wizje przeszłości rozmyły się w aromacie wypijanej ognistej. I podskórnie, każde z nich zdawało sobie z tego sprawę. Jak fałszywy dźwięk w znanej melodii, który nieustannie ktoś wygrywał. I nawet jeśli chciało się poznać jej właściwy ton, to..nie znało się nut. Działali na tym co otrzymali, na tym co rzucił im pod nogi los. Częściej ich samych rzucał na kolana i patrzył, jak sobie radzili. I Mia I Matt wciąż i wciąż podnosili się z kolan. Niezależnie od tego, jak bardzo głupie to było. Może kryła się w tym zwykła buta, może duma, a może tylko świadomość, że droga na kolanach nie jest dla nich pisana.
- Nie udzielam - znowu burknęła, gdy pierwsze, nieco chwile słowa padły z ust mężczyzny - Nieustanna walka przeciw wszystkim jest wyczerpująca - wydęła usta, jakby się własnie zapowietrzyła, a brew niebezpiecznie zadrgała i ustała - Oni się mnie boją - skwitowała cicho, spokojniej niż zapowiadały tańczące na twarzy emocje - A jeśli się czegoś boją, próbują to zniszczyć. Są tak tym zaślepieni, że nawet nie próbują dostrzec...zmian - pokręciła głową - Próbowałam, ale tam akurat to nie działa. Większość nienawidzi konserwatystów czystości krwi, ale sami stawiają się równo po drugiej stronie. Są tacy sami - wzdrygnęła się, czując nieprzyjemny dreszcz - Tak, pieprzę od rzeczy - że też alkohol mógł wzmagać tak filozoficzną refleksję? Odebrała szturchnięcie nagłym spięciem, ale nie uległa wyuczonym odruchom. Palce zwinęła i rozluźniła, pozwalając dłoni opaść wzdłuż ciała.
- Kolejny twój jełopowaty kumpel? - odezwała się najpierw zgryźliwie - A, auror? Nie miałam okazji. I czemu słyszałam, czy widziałam? Jeśli przystojny, to przynajmniej sobie popatrzę - nazwiska przewijały się wielokrotnie, ale jeśli nie współpracowała z kimś, nie przykuwała większej uwagi - Widać będziemy się ścigali o zaszczytne miejsce, ale...wystarczy mi aurorów nad głową. Starczą mi ci, co mam - wygięła usta w krzywym, nieszczęśliwym uśmiechu.
Wzruszyła ramionami. I tak zbyt mocno rozwiązał jej się język. Jeśli wiec miała czegoś żałować, niech już będzie to pełen zestaw. Łącznie z ramieniem, o które się wsparła i bez skrupułów pozostawała na miejscu - właściwie nie wiedząc, na co liczyła. Zapewne na nic, a z każdym momentem otrzymywała więcej niż zasługiwała? Czy wierzyła, że nie zasługuje?
- Szukasz - poruszyła głową, odwracając głowę wyżej, by na moment zerknąć na Botta - Możliwe, że nawet masz odpowiedź, tylko...udajesz, że nie widzisz, albo coś ci ją przysłania - nie mówiła złośliwe, wyzbyła się (prawie) nawet twardej, wyzywającej iskry, w które obleczone były jej słowa. gdybanie nie pomagało, ale tak często mu ulegali. A co najważniejsze, świat w którym się wychowali przygważdżał ich ciasno w granicach nokturnowych możliwości, próbując udowodnić, że tylko tam jest ich miejsce. Coś w tym było, a naznaczony tym światem człowiek, nie potrafił odnaleźć się w rzeczywistości, rządzonej przez zupełnie inne wartości.
Może nie widział, nie musiał nawet, ale na wargach Mii pojawił się uśmiech, który z bardzo rzadka gościł. Nieświadomy, może nawet odpuszczający. Splecione w męskiej dłoni palce poruszyły się i sama ujęła rękę. Czuła pewny uścisk i prawdę, która mimo podszeptów, nie miała prawa zgasnąć. Dwie kaleki rzucające na siebie przekleństwo, a może jednak coś innego?
- Szkoda, że zawartość butelki się z nami nie zgadza - mruknęła, odwracając wzrok, ale jakoś nie próbowała wysunąć palców ukrytych w dłoni Botta. Dziś nie musiała się tłumaczyć z niczego.
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Balkon [odnośnik]22.07.17 21:30
Trochę odpływałem. Alkohol zacierał granice między jawą, a rzeczywistością w sposób bardzo subtelny. Atmosfera towarzystwa kogoś kto cie zna na wylot sprawiała, że pewne stawiane przez siebie samych ograniczenia zanikały. Nic dziwnego, że mówiło się rzeczy, które na co dzień pełzały gdzieś po dnie świadomości. Nie zaskakiwały mnie wiec rzucane przez Mię strzępki myśli, których sens niekoniecznie rozumiałem. Prawdopodobnie, gdyby mówiła mi takie rzeczy po zaczepieniu na ulicy tobym jakoś zażartował, lecz obecnie odczuwałem narastającą troskę. To nie był w końcu trik czy gra, a faktyczna Mia. To było ważne. Słuchałem więc, a potem mówiłem by ostatecznie w ciszy ponownie słuchać jej słów.
- Nie tak bardzo. Masz po prostu racje. - to było nieprzyjemnie przygnębiające,lecz doskonale zdawałem sobie sprawę co mana myśli Mia. Ciągła próba udowadniania, wyjścia z szuflady do której niefortunnie się trafiło była męcząca. Ja sam już jakiś czas temu przestałem wojować ze wszystkimi i wręcz ostentacyjnie pokazywać, że przypisana przez nich łatka jest trafna. Jak dla ironii spełnianie ich oczekiwań również nie sprawia że byli zadowoleni. I tak źle, i tak nie dobrze. I bądź tu mądry. Czasem jednak zdarzał się ktoś inny od reszty i taki też w moim mniemaniu był Sam.
- Nie taki jełopowaty. Przeważnie - On dostrzegał szarości, co było pewnym fenomenem biorąc pod uwagę jego status, a potem obrany zawód. Niemniej bez względu na to za jak dobrego przyjaciela go uważałem nie zamierzałem dywagować o jego fizycznej atrakcyjności.
- Nigdy nie pytaj o atrakcyjność faceta innego faceta. Nigdy. Możesz zrobić komuś krzywdę - pouczyłem ją tak na przyszłość, a potem nie mogłem się z nią nie zgodzić w kwestii ilości aurorów przypadających na głowę uśmiechnąłem się zawadiacko na znak przyznania racji.
Na wzór Mii odrzuciłem oręż, zburzyłem mury i siedziałem tu obok niej będąc tak bardzo sobą, że już nie pamiętałem kiedy ostatnio pozwoliłem sobie na taką swobodę. Choć sytuacja na początku mnie spłoszyła tak teraz okazała się tym czego potrzebowałem bardziej niż bym przypuszczał. Zwłaszcza teraz, gdy moje życie znów zdawało się wracać do punktu wyjścia, a ja łapałem się na tym, że coraz częściej pytam siebie czy mi się chce, tak to wszystko od nowa, do przodu ciągnąć. Żywot czarodzieja wydał mi się nagle niekorzystnie długi.
- Słynne odpowiedź może czaić się tuż za rogiem, co...? - wizja istnienia nagrody zawieszonej pod chwytliwym kiedyś przestawała być wystarczającą zachętą. Więc może dobrze, że przewrotny los sprawił, że siedziałem tu z Mią, że zaciskałem jej dłoń tak jak ona moją - przysięgi zobowiązywały nie pozostawiając miejsca na jakiekolwiek chęci bądź ich brak. Teraz już po prostu musiałem. Złapałem jej spojrzenie, odwzajemniłem uśmiech.
- To prawda - parsknąłem, przenosząc oczy wyżej, na niebo, które nie było już takie zachmurzone. To prawda...

Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając o rzeczach błahych, zabawnych, nie tak poważnych, w sposób lekki i swobodny. Nie martwiłem się przez te kolejne godziny o nic ani o nikogo wiedząc, że przez tą krótką chwilę nie muszę. Przez cały ten czas trzymaliśmy się za ręce.

Ze snu wybudziło mnie jakieś poruszenie - dźwięk kroków stawianych na wysłużonych deskach salonu. Niechętnie otworzyłem więc oczy zmuszając się do czegoś przynajmniej mogącego uchodzić do czujności. Musiałem być przy tym ostrożny - kanapa na której zaległem po balkonowej imprezie prócz tego, że była barbarzyńsko niewygodna to jeszcze niefortunnie wąska. Udało mi się jednak umiejętnie dźwignąć o jej oparcie by wyjrzeć ponad nie. Zobaczyłem Mię
- Jeśli szukasz kawy to dolna środkowa szafka - zgadywałem czego szuka próbując postawić się na jej miejscu - zbierasz się na to szkolenie, co? - Podpytałem,chociaż nie widziałem innego powodu dla którego wstawałaby przed dwunastą. Swoją drogą podziwiałem jej niezwykle dobrą kondycję biorąc pod uwagę te wszystkie wczorajsze trunki. Ruskie to nadludzie. - Jak będziesz wychodziła nie zapomnij rzucić colloportusa - wybełkotałem półsennie bo wydawało mi się to istotne biorąc pod uwagę, że zamierzałem dziś udawać że nie istnieję. Opuściłem się z powrotem na posłanie,
tak że oparcie ponownie mnie w całości zasłaniało. Wówczas dodałem coś co wydawało mi się istotniejsze. Przynajmniej dla mnie biorąc pod uwagę tę noc - A, i...dzięki, Mia.
[bylobrzydkobedzieladnie]


I'll survive
somehow i always do




Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 15.07.18 1:15, w całości zmieniany 1 raz
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]12.08.17 23:48
Stan upojenia alkoholowego już dawno nie działał w sposób, jakiego właśnie doświadczała. Większość wieczorów zakropionych ostrym alkoholem, po prostu rozmywało się we wspomnieniach. Urywane śmiechy, głupie odzywki, żarty, czasem szarpaniną. A na koniec łzami, których nigdy nie chciała. osobisty, wieczorny rytuał z mokrą poduszką w roli głównej. Powinna kiedyś przerwać. Przestać tonąć w przeszłości, która raz za razem wciągała ją w odmęty win. Dla odmiany - dziś - wiedziała, że jeśli już zaśnie (gdziekolwiek to będzie), to noc znaczyć się będzie bez udziału łez. Granica, na której stała - pękła, a zamiast bólu przyszedł spokój. Nie mógł być wieczny, nie łudziła się, ale możliwość oddechu bez ciążącego na jej klatce piersiowej  ciężaru - był zbawienny. Nie ugnie się, nie złamie, nie pochyli głowy w pokornej lekcji życia. Odpocznie.
- Chyba udzieliła się nam jakaś mądrość - zgodziła się zdawkowo, jednocześnie kilkukrotnie otwierając i zamykając oczy. Oparta o męskie ramię wdychała mieszankę zapachów - nocy, ognistej i jego. I mogłaby wpisać podobna kompozycję jako dobrą. Nie obchodziło jej, że ciemność nad Nokturnem kryła o wiele więcej brudu i zgnilizny, niż gdziekolwiek indziej. Nie czuła tego, nie teraz.
Opuszczone mury obronne wierciły się, ale Mia czuła się dobrze, z pewnością, że nikt jej nie zrani. Otwarta, jak dawno nie była z migającym gdzieś na dnie strachem, że za wszystko jeszcze zdąży okrutnie zapłacić
- Mówię z doświadczenia - większość towarzystwa, w jakim obracał się Matt przypominała bardziej bandę wspomnianych wcześniej jełopów. Jeden na krzyż potrafił coś więcej. Dla pokreślenia swoich słów mogłaby poruszyć ramieniem, ale...nie miała ochoty zmieniać raz przyjętej pozycji. Dziwnej, nieznanej jeszcze, ale dotykającej niemal zapomnianej struny jej uczuć - Twoje słowa wzruszają moje ramiona - mówiła miękko, ze słowami przesiąkniętymi alkoholowymi oparami. Nie pamiętała kiedy ostatnio musiała martwić się podobnymi kwestiami. Ten, którego dawno temu chciała - zniknął i jedyne co po sobie pozostawił, to jątrzący się gniew i smutek. Obietnice zniknęły, a ona została sama z niewiadomą. Mężczyźni zawsze zostawiają - szeptał głosik, którym kiedyś mówiła do niej Cassandra. Musiała jej słuchać częściej.
- Tak mi mówił brat - bardziej wymruczała, czując jak fala powstrzymywanej do tej pory senności, powoli łapie jej umysł i język. A mimo to była świadoma każdego wypowiadanego wyrazu, które padło między nimi. Odstawiła butelkę i trunek ledwie znaczący dno. Z głowa opartą o ramię Matta, z zaplecionymi z jego dłonią palcami i cichym zaufaniem, które składało jej na ramiona spokój. Mogłaby zasnąć, ale tylko mocniej ścisnęła dłoń, gdy padły deklaracje, których nie mogli (nie chcieli) cofnąć. Parsknięcie śmiechu rozbudziło ją wystarczająco, by zdołać wypowiedzieć jedno, krótkie, szalenie ważne zdanie - Zanieś mnie do domu.

Wstała bardzo wcześnie, ale zamiast podnieść się od razu, spoglądała długo na obdrapany sufit nad jej głową, przysłuchując się  chrapliwemu oddechowi gdzieś obok. Była spokojna, a dziwnie dobry humor nie popsuł się nawet wtedy, gdy w głowie czuła ciężkie łomotanie. Obróciła spojrzenie w stronę wytartego materaca i wciąż śpiącego Matta. Uśmiechnęła się sama do siebie, zaraz poprawiając wygięcie warg w nieruchomą linię. A jednak mnie zaniosłeś.
Podniosła się cicho, chociaż podłoga pod stopami skrzypnęła, oznajmiając kolejne stawiane kroki. Potrzebowała kawy. I wody, w odwrotnej kolejności. I musiała stawić się na codzienny trening wierząc, że do tego czasu zdąży ozdrowieć wystarczająco, by nie zasnąć na zajęciach teoretycznych. Prawdopodobnie treningu dziś by nie przeżyła. Na pewno nie z nim. Głos, który przeciął przestrzeń pomieszczenia, zastał ją nachyloną nad szafką, w której kiedyś jej matka trzymała kawę. Przynajmniej, zanim wszystko zamieniała na działkę - Poprzestawiałeś - skrzywiła się lekko i sięgnęła do wskazanego otworu, wyciągając w pośpiechu zamknięty słoik. Wodę miała nagrzaną, więc aromat parzonego specyfiku przyjemnie szarpnął zmysłami, pobudzając - Tak - mogła dodać zgryźliwie, że niektórzy mają porządne zajęcie, ale zamiast tego tylko wygięła kącik ust - Zakład, że nie zasnę? - zatrzymała wzrok na mężczyźnie, mierząc ciemne źrenice - I tak cię nikt nie ukradnie - skwitowała, dopijając ostatnie łyki kawy. Wysunęła różdżkę z kieszeni płaszcza, który narzuciła na ramiona. Zatrzymała się w otwartym wejściu, przytrzymując drzwi wolną dłonią. Odwróciła się przez ramię, obdarzając Matta uśmiechem, który rzadko gościł na jej twarzy  - I ja dziękuję, Matt - po czym zniknęła na korytarzu z cichym skrzypieniem zamykanych drzwi.

| zt x2 :pwease:
Mia Mulciber
Mia Mulciber
Zawód : byłam
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3609-mia-mulciber-budowa#64835 https://www.morsmordre.net/t3846-dimitry#71894 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-grimmauld-place-12-5 https://www.morsmordre.net/t4458-skrytka-bankowa-nr-888#95128 https://www.morsmordre.net/t3864-mia-mulciber#72368
Re: Balkon [odnośnik]15.07.18 2:33
25 VIII wieczór

Nie czułem się najlepiej. Kości zdawały się palić od wewnątrz, otarcia po łańcuchach piekły nieprzyjemnie gdy przylegał do nich materiał ubrania, a w głowie kołysał się jakiś niepotrzebny mętlik. Konsekwencje będące następstwem pełni wciąż były nowością do której się przyzwyczajałem starając się mimo to prowadzić normalne życie.
Z Justine spotkaliśmy się w barze wieczorową pora kiedy to odespałem najgorsze i jakoś już funkcjonowałem. Chętnie poszedłem się czegoś napić by się nieco znieczulić. Gdy zrobiło się później postanowiłem zaprosić Tonks do siebie. Było zdecydowanie bliżej niż gdziekolwiek indziej - zwłaszcza teraz gdy kominki i teleportacja nie działały. Nim weszliśmy na Nokturn dałem jej swój płaszcz kameleona nakazując by pilnowała kaptura oraz nie rozbiła przypadkiem ognistej - ciężko było w okolicy o coś co nie wywoływało w większej ilości krwawej biegunki. Nie miałem problemów z poprowadzeniem przyjaciółki przez wąskie uliczki w sposób bezpieczny, bez niepotrzebnego narażania się na natknięcie się jakiegoś draba. Oko Ślepego bardzo mi to zadanie ułatwiało. Szybko znaleźliśmy się pod moją kamienica, a zaraz potem w mieszkaniu. Drzwi skrzypnęły przy otwieraniu, jak również zamykaniu kiedy to wprosiłem Tonks do wnętrza.
- Nie miałem cie tu jeszcze, prawda? - uśmiechnąłem się zdając sobie sprawę z tego, że pierwszy raz ją tu chyba gościłem. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że byłem zbyt pijany by coś podobnego zapamiętać - Nie zdejmuj butów. Weź koc z kanapy. To co na nim będzie możesz strzepać na ziemię - zachęciłem, samemu w tym czasie wyciągając z jednej z kuchennych szuflad zawiniętą w papier zakąskę - skinieniem głowy oraz nieco konspiracyjnym uśmieszkiem nakazałem jej iść za mną prowadząc na wąski balkon zza którego rozpościerała się nocna panorama Nokturnu. Lubiłem ją. Zwłaszcza to jak wysokie strzeliste, ciemne dachy kamienic przebijały się przez dziwną mgłę przypominającą chmurę która pomyliła niebo z ziemią, a może piekłem? - Najlepszy punkt widokowy po tej stronie Alei - zapowiedziałem. Gdy koc został rozesłany na ziemi, a my na nim siedliśmy pozwoliłem sobie ukazać kolejną atrakcję wieczoru. Rozwinąłem papier w którą było zawinięte wściekle pomarańczowe, suszone mięso ognistych szczurów. Idealnie pasowało pod alkohol - było pikantne i słone - Jadłaś kiedyś coś podobnego, wiesz co to? - podpytuję i podsuwam by spróbowała.
[bylobrzydkobedzieladnie]


I'll survive
somehow i always do




Ostatnio zmieniony przez Matthew Bott dnia 21.07.18 17:26, w całości zmieniany 1 raz
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]19.07.18 1:25
możemy zmienić datę na 24-27? najlepiej 25

Zaniedbanie. Nie tylko własnego jadłospisu, ale i swoich kontaktów. Tęskniła za ludźmi, wcześniej nie potrafiła obejść się bez kogoś przy boku. Jednak teraz? Teraz samotność zdawała się jej bardziej pasować i odpowiadać. Jednak nie chciała stracić więzi, które posiadała. Wiedziała, że o takie należy dbać. Przyjaźnie był jak kwiaty doniczkowe - jeśli się ich nie pielęgnowały, umierał z powodu braku wody i odpowiedniej opieki.
Dlatego też pozwoliła się wyciągnąć do baru. Sama nosiła się z myślą spotkania z Bottem już od jakiegoś czasu, ale zawsze wypadło coś. Lekko zastanawiała się jednak nad podróżą na Nokturn, obserwując Botta z lekko uniesionymi brwiami. W końcu zgodziła się, zdając sobie sprawę, że potrzeba im obu rozmowy, może trochę tłumaczenia z jej strony, ale nie wszystko dało się omówić siedząc w barze. Założyła posłusznie płaszcza kameleona - miała nadzieję przejść przez ulicę spokojnie, możliwie jak najszybciej. Ale i droga przebiegła bez problemów. Weszła do mieszkania z zaciekawieniem się po nim rozglądając. Nie była nigdy wcześniej u Matta i uświadomiła to sobie dopiero teraz.
- Nie było. - potwierdziła, odnajdując gdzieś w lekko zamglonym umyśle odpowiedź. Nie roztrząsała jednak tego. Zgodnie z jego poleceniami nie zdjęła butów i złapała za róg koc, który pociągnęła za sobą. Strzepała go też, czy też wszystko co się na nim znajdowało na ziemię. Razem z nowym nabytkiem powędrowała za Mattem na balkon. Rozejrzał się po okolicy, musząc mu przyznać, że rzeczywiście widok należał do przyjemnych. Przypominał jej trochę ten, który rozpościerał się z dachu Hanki. Rozłożyła koc i usiadła na nim opierając się plecami o ścianę budynku. Nogi uniosły się ku górze i zaczepiły o barierki. Nie za wysoko, by mogła patrzeć w dal, jednak tak, by było jej wygodnie. Spojrzenie przesunęło się na to co podsuwał jej Matt. Zmarszczyła lekko brwi biorąc kawałek. - Nie mam pojęcia. - przyznała, unosząc najpierw nową zdobycz przed oczy. - Ufam ci. - mruknęła machając kawałkiem mięsa w stronę Botta, a potem wrzucając go do ust. Czekała na wyrok własnych kubów smakowych, jednak gdy te sklasyfikowały swoje odczucia jako ostre, jednak zjadliwie przyjemne, sięgnęła po butelkę z której upiła trochę.
- Nie wyglądasz najlepiej. - stwierdziła spokojnie, choć mogłoby się zdawać, że przygania kocioł garnkowi - sama w ostatnich miesiąc prezentowała się marnie. Wyciągnęła w jego stronę butelkę, a niebieskie spojrzenie znów zawisło na jego twarzy. - Przepraszam, Bott. - mruknęła marszcząc lekko nos. - Cały mój ostatni czas pochłaniały przygotowania do kursu. Mimo to... - nie była z siebie zadowolona i było to słuchać w tonie jej głosu. Wzruszyła ramionami i westchnęła. Odwróciła spojrzenie i oparła głowę o ścianę za sobą. - Rzuciłam pracę. Dostałam się na kurs aurorski. - powiedziała, czy raczej wyrzuciła z siebie, choć możliwe, że słyszał już od kogoś o tym. Jednak nie o to chodziło. To wyzwanie mówiło cicho, porozmawiajmy Bott. O wszystkim i o niczym. Tak jak zawsze, tak jak wcześniej kiedy wszystko było łatwiejsze.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Balkon 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Balkon [odnośnik]21.07.18 19:08
- No to teraz jesteś. Czuj się wyjątkowo - nakazałem wesoło myśląc o tym, jak nie wiele osób miało okazję mieścić się w ścianach tej kamienicy. Nie było to złe. Może właśnie dzięki temu wciąż dało się gdzieniegdzie, po kątach wyczuć nutę jaśminu, który naparł na mnie mocniej w chwili gdy uchyliłem balkonu. Chociaż strzelałbym, że był to bardziej tęskny omam mojej wyobraźni. Dałem się mu owiać, rozpieścić. Ta noc miała być długa. Każda na tym balkonie była. Przytknąłem gwint butelki do ust zapijając jakieś dziwne uczucie, które powinno już odpuścić. Zepchnąłem je nieco na bok, kiedy na wąskim skrawku betonu pojawiła się Tonks z kocem. Usadowiliśmy się. Podsunąłem jej przekąskę. Zaśmiałem się zawadiacko na wspomnienie o ufności. Zabawne to korelowało z tym lekkim, niby to grożącym ruchem suszonej połaci mięsa wymierzonym w moim kierunku. Z zaciekawieniem przyglądałem się jej reakcji na ten niecodzienny rarytas nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że po chwili moja twarz ukazała nieco szczerej wdzięczności. Dawno przestałem zabiegać o coś podobnego będąc zwyczajnie zmęczonym próbą wyjścia z wąskiej i ciasnej szuflady w której znalazłem się po części przez swoją własną głupotę, a po części za sam fakt istnienia. Nie oznacza że tego nie potrzebowałem.
Wróciłem widząc że sięga po butelkę. Podałem ją jej.
- Spokojnie, mamy sporo alkoholu, myślę, że damy radę tej nocy jeszcze kilkukrotnie zweryfikować twój osąd - śmieję się udając, że mój mizerny wygląd to nic. Poruszyłem do tego w frywolnym geście brwiami. Trochę spoważniałem gdy podała mi butelkę. Wywróciłem oczami, choć na duszy zrobiło mi się nieco ciężej
- Daj spokój. Macie... - zmrużyłem ślepia poprawiając się zaraz - Masz swoje życie. Nie musisz mi się tłumaczyć, czy też zwalniać bo czujesz jakąś odpowiedzialność względem mnie. Nie jesteś mi nic winna. Fajnie, jak znajdziesz chwilę, jednak jeżeli to ten czas, że musisz biec to po prostu biegnij i się nie tłumacz, Tonks. Nie jestem twoim bratem - zaśmiałem się wymuszenie ostatecznie uchylając butelki - Ja i tak tkwię w miejscu. Nigdzie się nie ruszam - to mi było pisane chyba od samego początku. Nie było więc potrzeby by się martwić.
Nic nie powiedziałem słysząc o tym, że Just się dostała na kurs. Słyszałem o tym, ze chce do niego przystąpić już wcześniej. Grono wspólnych znajomych, plotki - dochodziło to do mnie powoli, lecz jednak. Nie zamierzałem jej gratulować, czy się cieszyć.  
- To mieszkanie należało do niedawna do mojej przyjaciółki - Mii Mulciber. Pewnie jej nie znasz. Żyła i wychowywała się na Nokturnie, w tym domu kiedy jeszcze żyli jej rodzice. Odpierdalaliśmy razem nie jedną posraną akcje. Trochę swego czasu szmuglowaliśmy. Ona była sprytna, a ja duży - zaśmiałem się wzruszając ramionami jakby to było nic wielkiego, zabawnego, oczywistego - Była za sprytna. Dostała się na kurs. Za trzecim razem - parsknąłem na koniec, lecz nie było w tym grama wesołości. Kiwając na boki głową w niedowierzaniu upiłem więcej alkoholu oddając butelkę Justine, na którą nie spoglądałem. Patrzyłem gdzieś przed siebie, na przebijające się przez ciemność oraz mgłę mdłe światła zza okien odległych mieszkań. Zastanawiałem się czy chcę mówić dalej, czy powinienem. Może po prostu potrzebowałem chwili na zebranie myśli. Aleja na nią nie zasługiwała. Nazwisko, które nosiła również.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Balkon [odnośnik]22.07.18 1:27
Uniosła lekko wargi na jego słowa. Trochę niemrawo, czy może nadal. Jej serce wciąż zionęło pustką, a może bardziej, posiadało wiele dziur, po których hulał wiatr cicho pogwizdując w jej wnętrzu. Codziennie przypominając po poniesionych stratach - nawet w najdrobniejszych chwilach i zachowaniach. Rozglądała się z zaciekawieniem po pomieszczeniu, nie miała wcześniej okazji go oglądać - była zwyczajnie zainteresowana. Nie skomentowała jednak tego miejsca w żaden spokój. Każdy żył i funkcjonował tak, jak mu było wygodnie. Nie jej rola była w tym, by kogokolwiek pouczać - zwłaszcza, że od kilku miesięcy mieszkała u Skamandera, sama nie będąc pewna, czy powinna.
Usadowiła się na balkonie. Wzrok powędrował na przyjaciela, a brew uniosła się lekko ku górze gdy zaśmiał się na wspomnienie zaufania. Ufała mu, na swój dziwny, trochę chaotyczny sposób zdawał jej się bezpieczny. Sądziła, że jest tego świadom. Nie tylko zaś jeśli szło o dobór gastrycznych doznać, ale i o życie, tak ogólnie.
- To niezmienna stała, Bott. - to, że ci ufam. Mruknęła spokojnie, odwracając od niego spojrzenie. Zerkając na horyzont. Czy wiedział, ile zrobił dla niej podczas wybuchu majowych anomalii? Ona nie wiedziała - choć wyobrażała sobie - jak wiele kosztowała go każda minuta, którą spędzał na zajmowaniu się nią. A jednak został. Przy niej, dla niej. Nie ważne, czy ona potrzebowała jego, czy też on jej. Liczyło się to co zrobił. Pokłócili się wtedy, moralność przypominała o  krótkich słowach, które znaczyły jej pamięć wypowiedzianymi po jej prośbie słowami. To Twoja prośba, czy jego, wraz ze wspomnieniem wróciły słowa. Przymknęła powieki, opierając głowę o ścianę. Czy wiedział? Jeśli nie, wiedziała, że będzie musiała mu powiedzieć. Choć fakt zdawały się nad wyraz oczywiste.
Zamrugała kilka razy otwierając na nowo powieki. Macie szybko poprawione na masz uniosło jej brew, jednak nie ruszyła się ani o milimetr, a i ona sama opadła zaraz na miejsce. Jednak słowa wypowiadane przez siedzącego obok mężczyznę sprawiły, że przeniosła się na kolana i usiadła na stopach dokładnie w jego kierunku. Pchnęła go dłońmi, lekko zła.
- Czasem jesteś idiotą. - wydarło się z jej ust w lekkim rozdrażnieniu. Nie zaatakowała raz jeszcze, splotła dłonie układając je na kolanach. Jednak tylko na chwilę, kilka sekund, po których zmieniła pozycję na turecki siad. - Spójrz na mnie. - poprosiła cicho, dźgając go szpiczastymi palcami gdzieś pod żebrem. - Pomogło ci to kiedyś? Udawanie, że nic cię nie rusza? - zapytała, jedna nie czekała na odpowiedź. Nie sądziła, by to ona mogła być tą, która rusza - czy też jej nieobecność. Rzuciła to jako pytanie retoryczne do tego, co miała zamiar powiedzieć. - Mam swoje życie, ale jesteś też jakąś jego częścią. Tłumaczę się, bo należy ci się wyjaśnienie. Mogę biec, i jeśli to ten czas że muszę biec, to pobiegnę. Ale potem przyjdę się wytłumaczyć. Bo - czy chcesz czy nie - jesteś moim bratem. - trochę wyszło to patetyczne, ale miała to kompletnie gdzieś. Zezłościł ją. - No. - zakończyła jak zwykle koślawo, unosząc trochę tyłek, by znów przejąć butelkę. Powróciła na wcześniejsze miejsce, po raz kolejny opierając plecy o zimną ścianę.
Zmarszczyła lekko brwi, gdy padło nazwisko Mulciber. Pokręciła przecząco głową na jego stwierdzenie iż jej nie zna - nie znała. Jednak myśli - mimo kilku łyków alkoholu i tak pobiegły własnymi torami. Czy było możliwe, że była spokrewniona z Ramseyem? Jeśli tak, co robiła na kursie? Może wcale nie przypominała jego. I czas w którym mówił  "należało", "odpierdalaliśmy". Odwróciłam opartą o ścianę głowę w jego kierunku.
- Zmarła. - padło z jej ust. Nie pytała, stwierdzała, a może bardzo źle strzelała. Nie musiał mówić ani odpowiadać - wiedział, że nie. Nigdy nie naciskała, zazwyczaj pozwalała by zmieniał temat, jeśli nie był dla niego wygodny, a ona sama nie miała w tym konkretnym nic do powiedzenia.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Balkon 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Balkon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach