Wydarzenia


Ekipa forum
Liquid Paradise
AutorWiadomość
Liquid Paradise [odnośnik]05.06.16 17:46
First topic message reminder :

Liquid Paradise

★★★
Jako jeden z lepiej znanych lokali czarodziejskiego Londynu, "Liquid Paradise" cieszy się stosunkowo stałą klientelą i dobrą renomą. Pośród gości, będących w znakomitej większości przedstawicielami szeroko pojętej klasy średniej, nierzadko można dostrzec członków arystokracji czy też zwykłej klasy wyższej, dla których specjalnie wydzielono osobną część dużej sali, wybitnie pilnując, aby nie zawędrował do niej ktokolwiek niepowołany. Wysoko urodzonym często przypisuje się swoiste polowania na wschodzące gwiazdy, które można by wziąć pod swój patronat - "Paradise" słynie z występów na żywo, dawanych zwykle przez niemal całkowicie nieznanych (acz uprzednio dokładnie sprawdzonych!) artystów. Niejedna wielka osobistość współczesnego świata muzycznego przyznaje, że swoje pierwsze kroki do sławy stawiała właśnie w tym miejscu. Dla zwalczenia wrażenia nadmiernej podniosłości, przed wspomnianą sceną rozciąga się parkiet, na którym spragnione zabawy pary mogą do woli wywijać w tańcu. Z reguły jest on w większości zajęty przez młodych tancerzy, będących świeżo upieczonymi absolwentami Hogwartu. Rzadko kiedy, ba, właściwie nigdy nie widuje się tu w akcji jakichkolwiek arystokratów.
Z samą nazwą lokalu wiąże się też pewna legenda, która stale przyciąga coraz więcej osób. Otóż wielu zakłada, iż "Liquid Paradise" ma bezpośrednie powiązanie z Felix Felicis, którego kilka złotych kropel ma być rzekomo dodawane do co droższych z drinków, jakie się tu serwuje. Oczywiście jest to dalekie od prawdy, tym niemniej efekt placebo już niejednemu gościowi zawrócił w głowie na tyle, że rzeczywiście przez pewien czas jego życie nabrało trochę radości i powodzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:15, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Liquid Paradise - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Liquid Paradise [odnośnik]27.01.19 20:45
Wolność oraz swoboda były dla niej jak najgorszy z możliwych narkotyków. I więcej ich zaznawała, im mocniej popychała granice tego, co wypadało, tym więcej pragnęła i tym dalej chciała się zapuszczać.
Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, iż powinna zachowywać pozory; w końcu pozwalano, a raczej tolerowano, jej już na dość dużo, biorąc pod uwagę pochodzenie rodowe i standardy, które narzucano kobietom w jej położeniu. Mimo wszystko uwielbiała jednak ten dreszcz ekscytacji, gdy robiła coś, czego tak naprawdę nie powinna. Łamanie zasad smakowało zaskakująco słodko, niczym gęsty, lepki miód oblepiający jej usta. Delektowała się jego smakiem, jednocześnie nieustannie sięgając po więcej.
Czasami zastanawiała się, jak daleko może się posunąć. W pewnym sensie było to jak stanie nad stromą przepaścią i odczuwanie pokusy do zrobienia jednego kroku w przód więcej, dobrze wiedząc, że tym, co nastąpi później mógł być jedynie śmiertelny upadek. Teraz czuła się tak, jakby do tej krawędzi brakowało jej jeszcze kilku kroków, jednak coś podpowiadało jej, iż prędzej czy później znajdzie się w sytuacji, w której będzie rozważać skok.
Nigdy jednak nie zastanawiała się nad tym, dlaczego tak bardzo stara się opierać wszelkim zasadom. W gruncie rzeczy nie było nic złego w posiadaniu męża czy dzieci, choć już poświęcenie całej siebie dla bycia panią domu wydawało jej się niesamowitą ironią, biorąc pod uwagę fakt, iż mężczyźni traktowani byli zupełnie inaczej. Być może jej pogląd na świat oraz role przypisywane dwóm płciom wybiegały odrobinę wprzód, nie będąc odpowiednie ani dla jej czasów ani dla kobiety o jej pozycji społecznej, jednak Madeline nie zamierzała temu wszystkiemu zaprzeczać.
Pod wieloma względami miała więc powody, by zazdrościć czarodziejom, którzy nie urodzili się w szlachetnych rodach. Swoboda, którą czarownice czystej krwi czy nawet półkrwi zostały obdarzone była tym, czego panna Slughorn pragnęła najbardziej. Oddałaby prawie wszystko by móc zerwać więzy, które łączyły ją z jej rodziną. Czuła się tak, jakby ograniczana była łańcuchami, które sięgały jedynie na konkretną odległość, nie pozwalając jej zrobić ani kroku więcej i przyduszając, gdy za bardzo się opierała.
Dlatego też wieczory takie jak ten – gdy sama dobierała swoje towarzystwo i miejsce pobytu, gdy mogła cieszyć się iluzją niezależności łudząc się, że w ten sposób będzie wyglądać reszta jej życia, sprawiały jej niesamowitą przyjemność. Sama siebie karmiła kłamstwami, podświadomie wiedząc, że wszystko to, co posiadała, już wkrótce miało zostać jej odebrane.
Nigdy nie zaprzeczała, że lord Crouch był człowiekiem, który wyróżniał się ponad wielu innych. Czasem wydawało jej się, że w innych okolicznościach być może byłaby nawet w stanie go pokochać, z radością zostając jego żoną i jednocześnie umiejąc sprawić, że on sam byłby w tym związku szczęśliwy. Problemem w tym wszystkim był fakt, iż Madeline była niezwykle uparta. Obstawała wiernie przy swoich ideałach, od których wyrzeczenia się powstrzymywała ją jej duma. Nikt nie zapytał jej o zdanie, gdy lord Crouch poprosił ją o rękę, odpowiedź została siłą wepchnięta w jej usta i wypowiedziała głosem jej matki. To z kolei odebrało jej resztkę godności, której trzymała się uporczywie niczym koła ratunkowego. Sam fakt, że w kwestii ślubu nie miała nic do powiedzenia sprawiał, iż zamierzała go stanowczo negować, bez względu na to, jak wiele możliwości przed nią otwierał.
Spędzenie wieczoru w towarzystwie lorda Blacka, nawet jeśli on sam nie był do niej nastawiony najbardziej przychylnie, było miłą odmianą od nudnych wieczorów w rodowej posiadłości, gdzie jej brat wraz z uroczą żoną kradli uwagę jej rodziców, którzy wręcz roztkliwiali się nad ich dziećmi, od czasu do czasu rzucając bardzo sugestywne spojrzenia w jej stronę, jakby chcieli jej przekazać, iż już wkrótce to może być ona, gdy będą pojawiać się w odwiedzinach w jej nowym domu. Wręcz nie mogła się tego doczekać.
- W rzeczy samej takim się zapowiada, lordzie Black – odpowiedziała, rzucając w jego stronę uprzejmy uśmiech i usadawiając się wygodniej na swoim miejscu. Jeśli miałaby jakoś określić relację łączącą ją z Orionem Blackiem, użyłaby słów „chłodna uprzejmość”. W niczym nie przypominało to przyjaźni, która wywiązała się między nią a jego kuzynem Alphardem i, szczerze powiedziawszy, Madeline nie była zdziwiona. Jeśli Orion zamierzał twardo obstawać przy swoich przekonaniach i opiniach odnośnie jej miejsca w społeczeństwie, zdecydowanie nie mógł liczyć na nic więcej poza wymaganym minimum uprzejmości, którym była zobowiązana go obdarzyć – Niestety nie. Obawiam się, że lord Crouch jest zbyt zajęty, by obdarzyć swoją narzeczoną uwagą, na którą zasługuje. Całe szczęście nie brakuje osób, które chętnie dotrzymają mi towarzystwa. Jak się czuje małżonka? – zapytała, pierwszą część wypowiadając z udawanym smutkiem. Im mniej uwagi otrzymywała od Amadeusa tym lepiej, choć coś podpowiadało jej, iż nawet jeśli nie było go przy niej osobiście, wciąż był w stanie pilnie czuwać nad jej dokonaniami – Zagłębianie się w przeszłość jest jeszcze bardziej niebezpieczne, dość łatwo się tam zgubić. Zdecydowanie lepiej skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz – dodała, rzucając w stronę mężczyzny jeszcze jeden uśmiech, zanim upiła łyk ciemnobordowego płynu z kieliszka, którego kolor odzwierciedlał odcień jej sukni.


You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream

I am teaching myself how to be free.

Madeline Slughorn
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6406-madeline-slughorn https://www.morsmordre.net/t6422-madeline https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.02.19 15:48
Wychowany byłem w przekonaniu, że moją rolą, jako mężczyzny, będzie utrzymanie domu, a także pilnowanie wszystkich interesów, ja miałem pracować, ja rozwijać się i przeć do przodu, a żona miała być tą, która w chwili, gdy pochłoną mnie obowiązki, zajmie się domem, zaopiekuje naszymi dziećmi i będzie posłusznie dostosowywać się do zasad naszego społeczeństwa. Byłem przekonany, że przez to kim się urodziłem, zawsze będę miał więcej do powiedzenia niż kobieta, z którą przyjdzie mi żyć, że będzie ona głównie ozdobą przy moim boku, opiekunką i tego właśnie oczekiwałem, gdy myślałem o swojej przyszłości. Walburga, gdy przyszła do mnie z propozycją ratującą moją skórę, zapowiedziała, że nie zamierza być taką posłuszną marionetką, której do tej pory oczekiwałem, chciała partnerstwa i mimo całego wewnętrznego buntu zgodziłem się na nie. Szanowałem jej osobę, byłem wdzięczny za to, że pomogła mi w takiej ciężkiej chwili, dlatego też nie chciałem jej tylko ograniczać, chciałem pomóc spełnić jej ambicje. Zmieniłem znacząco swoje nastawienie przez lata naszego małżeństwa, jednakże nawet to nie sprawiło, że gdyby to właśnie moja żona zachowywała się tak jak Madeline Slughorn, potrafił bym przymknąć oko i wybaczyć jej takie zachowanie. Wieczory w towarzystwie obcych mężczyzn (w końcu nie byłem spokrewniony z siedzącą przede mną damą), wałęsanie się samotnie po ulicach Londynu o takiej porze i spędzanie czasu w takich miejscach... To nie było odpowiednie zachowanie i najpewniej spotkałoby się z co najmniej ostrą reprymendą i gniewem z mojej strony. Dlaczego więc siedziałem teraz z takim opanowaniem obserwując towarzyszkę? W końcu miała zostać żoną Croucha, sam ten fakt powinien sprawić, że czułbym jeszcze większą wzgardę wobec jej zachowania, wzgardę pokierowaną niechęcią do rodu, której częścią miała się stać. Wyszukanie szydercze uwagi winny więc cisnąć się na moje usta, ton powinien być pełen nagany, a nie lekko karcący, jakbym upominał co najwyżej dziecko, którego przewinienie nie miało wielkiego znaczenia.
Brwi uciekły mi na chwilę do góry, a na wyraz powątpiewania nie zawitał w spojrzeniu, gdy usłyszałem uwagę na temat lorda Croucha. Nie sądziłem, by sprawa wyglądała tak, jak nakreśliła ją kobieta, mimo całej wpojonej z mlekiem matki niechęci, którą kierowałem wobec tego rodu, ciężko mi było uwierzyć, by Amadeus Crouch był głupcem, który spuszczał z oczu narzeczoną, pozwalając jej przy tym zachowywać się niestosownie. Nie zamierzałem jednak komentować tego inaczej niż cichym westchnieniem, które kobieta mogła odebrać na różny sposób, nie tylko jako wyraz niedowierzania, ale i ciche przyzwolenie na trwanie w tym kłamstwie. Przywołałem potem na twarz uprzejmy uśmiech, by następnie skinąć głową w podzięce za zainteresowanie małżonką.
- Dziękuję bardzo, dobrze - odparłem krótko, by następnie sięgnąć palcami w stronę pełnego naczynia stojącego przede mną, nie w celu napicia się, a jedynie zajęcia czymś dłoni. Wyjątkowo przeszkadzało mi trzymanie ich bezczynnie. - Mam nadzieję, że pani rodzina i narzeczony również żyją w zdrowiu i następnym razem będziemy mogli spotkać się w szerszym gronie - dodałem jeszcze, poszerzając na chwilę uśmiech, ukrywając za nim fałsz płynący z zapewnia. Nie spieszyło mi się do spotkania z żadnym z Crouchów.
Na chwilę opuściłem wzrok na szklankę trzymaną między dłoniami, obserwując trasę palców krążących po jej krawędzi. Czułem się dziwnie siedząc w towarzystwie damy odzianej w sukienkę koloru wina, które sączyła ze swojego kieliszka, jednocześnie nie na miejscu i właściwie. Wywoływało to ukłucie rozdrażnienia, tym silniejsze, że miałem świadomość, iż to co powinno mnie w kobiecie irytować nie wzbudzało tych uczuć, które powinno. Nie do końca rozumiałem czemu nie rozgniewała mnie bezpardonowość Madeline Slughorn, a to zdecydowanie mi się nie podobało.
- Oczywiście, jest w tym swoista racja - podniosłem wzrok ponownie, gdy głos towarzyszki niemal ucichł, akurat by zauważyć jej uśmiech. - Ale są sytuacje, w których należy pamiętać o przeszłości inaczej ona odwdzięczy się nam bardzo złośliwie i to unikanie zagłębiania się w niej będzie bardziej niebezpieczne. - Ponownie zetknąłem na chwilę na swoje dłonie, by z pewnym żalem cofnąć je od szklanki. - Ale ma Pani również rację w drugiej kwestii, lady Slughorn, warto skupić się na teraźniejszości, ona jest równie istotna, a także chwilami równie zdradliwa - dodałem pozwalając sobie na krótkie spojrzenie w oczy kobiety.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Liquid Paradise [odnośnik]18.02.19 22:01
Dobrze wiedziała, że nie powinno jej tam być.
Z drugiej jednak strony, w ten sam sposób nie powinno jej być w wielu miejscach. Dla niektórych jej własny gabinet, pomieszczenie, w którym czuła się najbardziej swobodnie, należało do jednego z nich.
Problem z Madeline polegał na tym, że zazwyczaj robiła dokładnie to, na co jej nie przystało. Im więcej zakazów pojawiało się na jej drodze, tym większe było prawdopodobieństwo tego, iż podąży w nieodpowiednią stronę.
Niemalże mogła usłyszeć szepty, które już wkrótce z pewnością miały dotrzeć do uszu jej najdroższego narzeczonego. Wprost nie mogła doczekać się kolejnej wizyty lorda Croucha, subtelnie wypytującego o jej wieczorne przygody w centrum Londynu i towarzystwo mężczyzny będącym ostatnim, z którym chciałby widzieć swoją przyszłą żonę.
Czasem niemalże miała wyrzuty sumienia; nie dlatego, że sprawiała ból wszystkim dookoła, ale dlatego, że nikt nie potrafił dostrzec drzemiącego w niej potencjału. Gdyby tylko Amadeus potrafił docenić nie tylko jej urodę, ale i intelekt, mogliby stworzyć parę, której nikt nie byłby w stanie powstrzymać. Gdyby jej rodzice traktowali ją na równi z jej bratem, być może otrzymaliby córkę, z której mogliby być prawdziwie dumni.
Chociaż z drugiej strony, gdyby w alternatywnej rzeczywistości to wszystko naprawdę miało szansę bytu, lady Slughorn nie spędzałaby swoich wieczorów w miejscach takich jak Liquid Paradise, sącząc wino i zabawiając się towarzystwem lorda Blacka.
„Zabawiając” było jednak zdecydowaną przesadą; póki co jedynie niewielka część uwagi kobiety skupiała się na swoim rozmówcy. Reszta wodziła wzrokiem wokoło, wyłapując z tłumu twarze ludzi, których nie potrafiła do końca dopasować do imion, ale których znała z widzenia, mając tą przyjemność gościć na tych samych salonach. Powinna spodziewać się, że bary takie jak ten zazwyczaj wypełnione są ludźmi, których na co dzień próbowała unikać.
Z drugiej jednak strony, obserwowanie takiego tłumu sprawiało jej swego rodzaju przyjemność. Znaczna większość czarodziejskiej szlachty mogła nie podzielać tego, czym się zajmowała, co nie znaczyło jednak, że taka sama większość nie miała swoich sekretów – jednym z nich będąc potrzeba regularnych wizyt u magipsychiatry i odpowiednie dawki eliksirów leczących bezsenność oraz depresję. Nic więc dziwnego, że dość często chowali swoją dumę do kieszeni i przychodzili do niej – prosząc o dyskrecję wierząc, że groźby były odpowiednim sposobem na utrzymanie jej języka za zębami.
Zazwyczaj starała się nie oceniać; prywatne życie jej pacjentów obchodziło ją tylko na czas trwania sesji i tylko na tyle, by zalecić odpowiedni sposób postępowania. Nie mogła jednak powstrzymać się od zauważenia ironii w tym, że ze wszystkich dostępnych w Świętym Mungu magipsychiatrów, lordowie i damy przychodzili właśnie do niej, często by pożalić się „nieszczęśliwym małżeństwem” bądź trudnościami, które niosło ze sobą nie robienie zupełnie niczego poza wyglądaniem ładnie u boku męża, bo przecież „ona sama wiedziała, jak to jest”.
Czy wiedziała? Madeline nie była pewna; owszem, wychowywała się obserwując matkę, ciotki i kuzynki, które wszystkie podążały dokładnie w tą samą stronę – w stronę bycia udomowioną przez wieloletnie tradycje, obawiając się złamania zasad i przerwania łańcucha, który oplatał ich kostki oraz nadgarstki. Różnica polegała jednak na tym, iż, jak jej się wydawało, większość tych kobiet wybierała to życie dlatego, iż nie potrafiły wyobrazić sobie innego sposobu. Większość z nich głęboko wierzyła we wpajane im wartości i nawet przez myśl im nie przeszło, że poza murami rodowych dworów toczyło się cudowne i barwne życie, którego doświadczenia miały do zaoferowania o wiele więcej.
Madeline była inna, w zarówno pozytywnym i negatywnym znaczeniu. Jej „inność” była jednocześnie błogosławieństwem oraz przekleństwem, a ona sama na każdym kroku czuła konieczność wybrania jednej ze stron. Jak długo mogła trwać pomiędzy dwoma światami, korzystając z przywilejów jednego i racząc się pokusami drugiego?
- Dziękuję, w rzeczy samej. Jestem pewna, iż lord Crouch będzie zachwycony ideą wspólnej kolacji – powiedziała z lekkim uśmiechem, przypuszczając, iż emocje Amadeusa odnośnie kolacji z małżeństwem Blacków byłyby dokładną przeciwnością zachwytu.
Musiała przyznać, że kierowała nią pewna ciekawość odkrycia co takiego w Blackach wywoływało awersję Crouchów, którą mogła jedynie przypuszczać na podstawie odczytywanych znaków i podsłuchiwanych rozmów. Póki co jej towarzysz zdawał się być raczej ciekawym rozmówcą. Doceniała fakt iż, nawet jeśli nie do końca pochwalał jej poczynania, nie dawał tego po sobie poznać, traktując ją tak, jakby byli jedynie dwójką ludzi cieszących się przyjemnym wieczorem i dobrym towarzystwem, a nie najmniej dobraną parą w całym lokalu, których reputacja w dużym stopniu mogła zależeć od owego spotkania.
- Tak długo jak nie pozwoli się na to, by przeszłość kontrolowała przyszłość i teraźniejszość… Umiar i równowaga mają o wiele większe znaczenie niż można by sobie wyobrazić – odparła, a jej uwadze nie umknął sposób, w którym dłonie mężczyzny obchodziły się ze szklanką wypełnioną nienaruszonym dotąd napojem – Wypijmy więc za teraźniejszość – dodała, unosząc lekko kieliszek wina w górę, zanim przyłożyła go do ust i powoli upiła łyk alkoholu. Jednocześnie przytrzymała spojrzenie mężczyzny, być może odrobinę za długo, zastanawiając się, jak wiele z mitycznego łowcy miał w sobie jej obecny towarzysz.


You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream

I am teaching myself how to be free.

Madeline Slughorn
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6406-madeline-slughorn https://www.morsmordre.net/t6422-madeline https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Liquid Paradise [odnośnik]04.04.19 22:45
W swoim życiu złamałem wiele zasad, wychowany rygorystycznie i ograniczony przez chorobę niemalże lubowałem się w zawodzeniu kolejnych oczekiwań. Zbyt częste zaglądanie na dno kieliszka, łatwa utrata kontroli nad nerwami, kłótnie, w które wdawałem się z nielicznymi znajomymi - to tylko niektóre z moich grzechów. Nadszarpałem swoją opinię, ugodziłem również w dobre imię rodziny, dlatego też tak długo musiałem pokornie znosić karę, którą była banicja poza granice kraju. Uczyłem się pokory, panowania nad gniewem, uczyłem się również, że są rzeczy, których nie mogę już nigdy więcej robić. Między innymi dlatego siedziałem teraz od dłuższego czasu jedynie bawiąc się kolejną szklanicą z alkoholem, wspominając wszystkie złe postępki, których dopuściłem się, gdy przesadziłem z napitkiem. Z tego samego powodu powinienem również uważać na towarzystwo, w którym spędzałem czas. A mimo to....
Kącik ust drgnął mi nieznacznie, gdy siedząca przede mną Lady Slughorn odpowiedziała na moje grzeczności w podobnej nucie, wywołując we mnie chwilowe rozbawienie. Chociaż sam nie śpieszyłem się w żadnym stopniu do spędzania czasu z kimkolwiek o nazwisku Crouch, nie mogłem zaprzeczyć, iż wizja niezadowolenia, które mogłoby towarzyszyć lordowi podczas domniemanej wspólnej kolacji, poprawiała mi zdecydowanie humor. Dyskomfort, którego doświadczył bym w trakcie spotkania, byłby w pewnym stopniu równoważony przez złośliwą satysfakcję z niezadowolenia tej drugiej strony.
- Zapewne – potwierdziłem więc jej słowa, pozwalając sobie na niewielką dawkę ironii, po czym skinąłem głową kończąc już temat.
Ciągnęło mnie do dalszego droczenia się, czułem się niczym małe dziecko, które kuszone było perspektywą świetnej zabawy z dala od oczu opiekunki, jednak zacisnąłem usta przypominając sobie w myślach, że pewnych rzeczy mi nie wypada. Szczególnie teraz, gdy i tak znajdowałem się w dość specyficznej sytuacji, siedząc tutaj z lady Slughorn trochę igrałem z ogniem, ryzykowałem powstaniem plotek, zszarganiem po raz kolejny swojej opinii i mimo iż byłem w pewien sposób gotów ponieść to ryzyko (cały czas tłumacząc sobie w myślach, iż doskonałym wytłumaczeniem sytuacji jest fakt, że to nie ja, a kobieta podjęła decyzję o spędzeniu wieczoru w takim towarzystwie), nie zamierzałem podsycać płomienia moją bezczelnością. Skupiłem się więc na dalszej dyskusji, o wiele bezpieczniejszej od swawolnych docinek.
- Oczywiście, we wszystkim w życiu należy zachować umiar - zapewniłem, ponownie potakując na słowa kobiety. - Pozwolę sobie stwierdzić, że przeszłość, o której rozmyślałem nie kontroluje mnie, a jedynie daje pewną lekcję pokory - dodałem jeszcze, uśmiechając się przy tym uprzejmie. Po swoich słowach zamilkłem jednak na dłuższą chwilę, wahając się nieznacznie nim w końcu uniosłem szklankę do góry w odpowiedzi na toast towarzyszki. - Niech będzie jak najlżejsza – skwitowałem, by następnie umoczyć krótko usta w alkoholu, nie wypijając przy tym zbyt dużej jego ilości. Naczynie zaraz odstawiłem na stół. - Mogę spytać, lady Slughorn, co sprawiło, że postanowiła lady odwiedzić dzisiaj ten lokal?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.04.19 18:39
Niekiedy zdarzało jej się żałować tego, że tak długo zwlekała z obraniem sobie kogoś za męża.
Nie dlatego, że obchodziły ją szeptane wokół plotki, pogardliwe spojrzenia czy nazywanie ją starą panną. W gruncie rzeczy opinia innych ludzi, szczególnie ta dotycząca jej samej, niespecjalnie ją poruszała. Być może była w tej kwestii próżna, jednak od zawsze osobą, która liczyła się dla niej najbardziej była ona sama. Utrzymywanie własnych ideałów i trwanie w tych przekonaniach od zawsze wydawało się ważniejsze niż cokolwiek innego.
Dopiero teraz zauważała, jak dziecinnym było takie postępowanie. Z biegiem czasu nauczyła się, iż życie wymagało poświęceń, a kompromis nie oznaczał przegranej. W ciągu ostatnich lat regularnie odrzucała zaręczyny lordów, którzy oddaliby wszystko, by poślubić kobietę taką jak ona. Ignorowała napływające z różnych stron zaloty mężczyzn, skupiając się o wiele bardziej na własnej karierze, nie myśląc o konsekwencjach, które przyniosą jej czyny.
Chociaż bolało ją przyznanie tego nawet przed samą sobą, teraz zaczynała żałować tego, jak lekkomyślna była myśląc, że uda jej się całe życie brnąć przed siebie nie widząc niczego poza własnymi celami. Z drugiej strony jednak nie chodziło przecież o niedostrzeganie konsekwencji, a raczej o niechęć do ich zauważenia. W końcu znała dość dobrze wymagania, jakie niosło ze sobą jej pochodzenie oraz skutki tego, gdy komuś nie udało się im sprostać. Jej próżność nie pozwoliła jednak przyznać się do faktu, iż czas, w którym przyszło jej żyć, w dużej mierze kontrolował to, co mogła i co powinna robić.
Gdyby tylko była mądrzejsza, gdyby w porę umiała przejrzeć na oczy i na chwilę schować dumę do swojej torebki… Mogłaby przecież poślubić któregoś z licznych kandydatów; idiotę zapatrzonego w nią jak w obrazek, którym mogłaby łatwo manipulować. Mogłaby stać się panią własnego losu – być damą, na której widok ludzie szeptaliby pełni zachwytu, jednocześnie żyjąc życiem, które dla siebie wybrała. Czy byłaby w stanie kontynuować swoją naukę i pracę? Jeśli wybrałaby odpowiedniego mężczyznę i owinęła go wokół swojego palca, być może udałoby jej się zachować pewnego rodzaju swobodę.
Niestety, teraz było to jedynie bezużyteczne dumanie; bez względu na to jak wielką niechęć bolało przyznanie się do tego przed kimkolwiek, Amadeus Crouch nie należał do rodzaju mężczyzn, którzy byli głupi i podatni na manipulację. Chociaż bez wątpienia spełniał kryterium zapatrzonego w niej tak, jakby poza Madeline reszta kobiet równie dobrze mogłaby nie istnieć, lady Slughorn była pewna, iż zakorzenione w nim przekonania oraz zwyczaje były o wiele silniejsze, niż uczucia, którymi ją darzył.
Kobieta z przyjemnością obserwowała, jak jej towarzysz unosi do ust szklankę i upija łyk złocistego płynu. Na ustach wciąż błądził jej niemożliwy do zinterpretowania uśmiech, gdy mierzyła go uważnie wzrokiem, odpychając na bok konsekwencje, jakie to spotkanie mogło dla nich przynieść. W swoim życiu popełniła już tak wiele błędów, iż z pewnością o jeden więcej nie powinien wyrządzić zbyt dużej szkody.
- Pokora zbyt często zdaje się odbierać przyjemność z życia – odpowiedziała po chwili zamyślenia, odkładając kieliszek na stół i odgarniając włosy na prawą stronę szyi, odsłaniając fragment bladej skóry oraz podłużną bliznę, która niżej chowała się pod materiałem jej sukienki – Jak już mówiłam, w życiu warto znać pewne granice – zaczęła, a przez chwilę w jej oczach dojrzeć można było delikatny błysk – Tylko po to, by później móc je przekraczać – skończyła być może odrobinę bardziej wyzywająco niż powinna. Miała wrażenie, że lord Black usilnie starał się sprowadzić temat ich rozmowy na bezpieczne tory, jednocześnie wyczekując odpowiedniego momentu by zakończyć to przypadkowe spotkanie.
- W przeciwieństwie do drogiego lorda, ja zamierzałam rozmyślać o przyszłości. Dla mnie szykuje ona wiele zmian i chcę być pewna, że jestem do nich przygotowana – odpowiedziała na pytanie mężczyzny tonem, który stał się o wiele bardziej rzeczowy niż wcześniej – Domyślam się, że o porady małżeńskie powinnam zwrócić się do mojej drogiej kuzynki? – zapytała z cieniem śmiechu w głosie – Choć może lord będzie w stanie zdradzić mi pewien sekret. Czego mężczyźni oczekują od swoich żon? – dodała, spoglądając na niego wyczekująco. Łamanie zasad od dawna nie smakowało tak wyśmienicie.


You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream

I am teaching myself how to be free.

Madeline Slughorn
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6406-madeline-slughorn https://www.morsmordre.net/t6422-madeline https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.04.19 22:11
Patrząc na to z pewnym dystansem, nie mogłem zaprzeczyć temu, że byłem swego rodzaju hipokrytą, chociaż moja przeszłość nie należała do... najpoprawniejszych, nie byłem zwolennikiem łamania wielu zasad, w tym, między innymi, tych dotyczących odpowiedniego zachowania dam w naszym społeczeństwie. Chociaż  małżeństwo z Walburgą nauczyło mnie przymykania oczu na wiele konwenansów, które z nowej perspektywy wydawały się zbytnio rygorystyczne, nadal jednak nie popierałem wizji pełnej swobody, której wyraźnie poszukiwała siedząca przede mną Madeline Slughorn. Jej bezpardonowość, brak pewnej pokory, którą wymuszało nasze środowisko i - zdawać by się mogło – kompletna obojętność na reakcje otoczenia, biły mnie po oczach i kłóciły się z moimi poglądami. A mimo to, tego wieczoru łamanie zasad dobrego wychowania wydawało mi się zadziwiająco... Intrygujące. I właśnie dlatego nie podniosłem się jeszcze od stołu, choć wiedziałem, że tak należało robić. Mimo iż ukłucia irytacji, które pojawiły się jakiś  czas temu, nie zniknęły pod wpływem coraz silniejszego zaintrygowania, wręcz przeciwnie, narastały wraz z nim, jakby naigrywając się ze mnie. Jednocześnie sfrustrowany i zaciekawiony czułem się dziwnie pobudzony, próbując więc rozładować choć  odrobinę z tych sprzecznych emocji, powróciłem do powolnego krążenia palcem wzdłuż  krawędzi szklanki. Zadziwiające jak wyciszająco potrafił działać taki nieznaczny gest.
Obserwowałem uważnie moją towarzyszkę, nie pozwalając by umknął mi żaden z jej gestów czy grymasów, które pomogłyby mi w pełni interpretować jej intencje. Zauważyłem więc jak uśmiechnęła się, kiedy odpowiadała na moje spojrzenie, mojemu wzrokowi nie umknął także gest jej ręki, który odsłonił przede mną fragment jej szyi. Biel przecięta blizną, o której istnieniu nie powinienem zapewne nawet wiedzieć przez chwilę  zbyt mocno przyciągała moją uwagę, nim wyzwoliłem się od jej wpływu i pokręciłem głową w odpowiedzi na odważne słowa towarzyszki.
- Zgadza się tylko częściowo, potrafi ona ograniczać, ale jeszcze częściej  pokora broni nas przed złymi konsekwencjami zbytniej swawoli -  wypowiedziałem słowa powoli, jakby w formie upomnienia, w końcu nasza rozmowa  niebezpiecznie zmierzała ku zbyt wyzywającym nutom.
Zmarszczyłem przy tym brwi przyswajając wyznanie o przekraczaniu granic, jednak powstrzymałem się od skrytykowania go, w końcu sam świadomie łamałem teraz kilka z nich. Zamiast tego uniosłem szklankę ponownie do ust i upiłem z niej powoli odrobinę bursztynowego płynu, pozwalając by słowa zawisły między nami. Nie chciałem wyjść  na większego hipokrytę, niż  byłem nim na co dzień, bezpieczniej było więc milczeć i poszukiwać w piekącym lekko smaku trunku odrobiny otrzeźwienia. Kolejne słowa kobiety wyrwały jednak z moich ust lekkie prychnięcie, a wcześniej zmarszczone brwi uciekły mi na chwilę do góry w wyrazie szczerego powątpiewania.
- Poszukuje więc lady podpowiedzi do przyszłego życia, w lokalu tego typu? - spytałem niemal rozbawiony, by następnie uśmiechnąć się kącikiem ust. Prawda była taka, że w pewien sposób rozumiałem kobiece podejście, sam w chwili, w której dowiedziałem się o pierwszych zaręczynach, odpowiedzi na to jak radzić sobie z dalszym życiem, szukałem na dnie kieliszka. - Sądzę, że moja żona byłaby lepszym doradcą ode mnie, w końcu to ona jest kobietą i lepiej przedstawiłaby sprawę z tego punktu widzenia – dodałem jeszcze, by następnie parsknąć  krótkim śmiechem, w odpowiedzi na kolejne bezpardonowe słowa. - Każdy czegoś innego, jak mniemam, sądzę jednak, że wierność i lojalność to słowa, które padałyby najczęściej z ust każdego z małżonków, nie zależnie od jego płci. I może jeszcze odrobiny namiętności - ostatnie zdanie wypowiedziałem z pewnym ociąganiem, by na koniec uśmiechnąć  się z nieznacznym błyskiem w oku.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.04.19 22:58
Nie do końca wiedziała, dokąd ten wieczór miał zmierzać, jeśli w ogóle zmierzałby gdziekolwiek. Udając się do Liquid Paradise nie spodziewała się spotkać nikogo znajomego, a już w szczególności nie przedstawiciela rodu Blacków.
Cóż, los zdawał się być jednak po jej stronie.
Doskonale wiedziała, a przynajmniej była po części świadoma, jakie relacje łączyły Crouchów i Blacków i niemalże potrafiła wyobrazić sobie wyraz twarzy Amadeusa kiedy wieści o tym spotkaniu dojdą do jego uszu, bo o tym, iż dotrą Madeline nie miała wątpliwości. Tylko w ciągu ostatnich kilku miesięcy miała okazję przekonać się o tym, iż lord Crouch miał oczy i uszy we wszystkich zakątkach Anglii, a może nawet i poza nią, i nic, co dotyczyło jej osoby, nie potrafiło obejść się bez jego wiedzy. Co, na dobrą, czyniło każdy jej krok o wiele bardziej ekscytującym. Wiedząc, że ją obserwuje, pozwalała sobie na bardziej prowokacyjne gesty i słowa. Z jednej strony była to forma zwrócenia jego uwagi – lady Slughorn nigdy nie należała do osób, które stronią od bycia w centrum zainteresowania i z pewnością zależało jej na tym, by przyszły małżonek skupiał swoje zmysły tylko i wyłącznie na niej. Z drugiej jednak strony Madeline chciała pokazać mu, że nie jest i nigdy nie będzie w stanie tak naprawdę jej kontrolować. Co więcej, choć jej czyny mogły wydawać się lekkomyślne, kobieta znała swoje granice i choć dla niektórych mogło wydawać się, iż już dawno przekroczyła je wszystkie, ona wciąż z lekkością balansowała na ich krawędzi. Gdyby tylko była wstanie, zrobiłaby o wiele więcej.
W tamtym momencie zaczynała żałować, iż jej matka nie postarała się o utrzymywanie bliższych kontaktów ze swoją stroną rodziny. Owszem, w dzieciństwie zabierała ich czasem do rodzinnego domu, gdzie wraz z kuzynostwem Madeline mogła cieszyć się bliskością natury oraz chwilową zmianą otoczenia, jednak lady Slughorn zdawała się idealnie wpasowywać w zwyczaje oraz styl życia mężczyzny, którego poślubiła. Podobnie jak on, lubowała się w ciszy i spokoju, odnajdując je w zakamarkach posiadłości Slughornów czy przydomowych szklarniach. I chociaż sama Madeline wciąż utrzymywała poniekąd przyjazne stosunki z Alphardem, którego przyjaźń oraz zaufanie prawdziwie sobie ceniła, jej więzi z Blackami nie były specjalnie mocne. Być może więc to przypadkowe spotkanie stanowiło swego rodzaju znak, iż przyszedł czas by odnowić rodzinne więzi? Co więcej, nic nie łączy tak jak śluby i jej własny wydawał się idealną okazją na to, by odzyskać to, co zostało utracone.
Oczywiście, w jej zamiarach nie było nic altruistycznego. W gruncie rzeczy rodzina stanowiła dla niej zbędny bagaż i jedynie nieliczni, których cechy ceniła sobie jako indywidualne osoby, a nie jednostki powiązane z nią krwią, mieli przyjemność zyskania jej przyjaźni oraz uznania. Zdawało się jednak, że Amadeus nie byłby zachwycony, gdyby na liście ślubnych gości pojawiło się nazwisko Black, co z kolei sprawiało, iż Madeline uśmiechała się do siebie w duszy. Jeśli ma oddać mu swoją wolność, równie dobrze może zaczerpać z tego odrobinę rozrywki.
Kobieta rozchyliła lekko wargi, mając przygotowaną kolejną odpowiedź na słowa Oriona. Była już pewna, iż każdą niepoprawną z jej strony wypowiedź on starał się załagodzić rozsądkiem oraz wycofaniem, uprzejmie odpowiadając na jej słowa, jednocześnie nie angażując się zbytnio w dyskusję. Czuła się zawiedziona, choć przecież nie powinna – większość szlachciców zachowywała się w sposób podobny, a ona nie miała podstaw do tego by sądzić, że Orion Black czymkolwiek się wyróżniał. Zamiast odeprzeć jego słowa chwyciła ponownie kieliszek, upijając odrobinę wina, którego zostawało już coraz mniej.
Reakcja lorda Blacka na jej wypowiedź sprawiła, że Madeline zacisnęła dłoń na trzymanym kieliszku odrobinę mocniej. Jego słowa oraz rozbawienie, które dosłyszała w jego głosie, odrobinę złagodziły jej reakcję, a ona sama pozwoliła sobie rozciągnąć usta w odrobinę szerszym uśmiechu.
- Nie tyle podpowiedzi do przyszłego życia, co jego alternatywy – odpowiedziała, pozwalając sobie na krótką pauzę między słowami, w ciągu której przytrzymała spojrzenie lorda Blacka – I zdaje się, że szczęście wyjątkowo mi sprzyja – dodała, kwitując wypowiedź mrugnięciem.
Wysłuchała spokojnie następnej wypowiedzi mężczyzny, a gdy ten skończył, sięgnęła po swój płaszcz i podniosła się z miejsca.
- Jestem pewna, że przynajmniej jedną z tych rzeczy będę w stanie zapewnić – odparła z lekkim uśmiechem narzucając na siebie wierzchnie odzienie i zawieszając na ramieniu torebkę – Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa, lordzie Black, ale niestety na mnie już czas. Proszę przekazać najszczersze pozdrowienia mojej kuzynce. Do zobaczenia – rzuciła, odwracając się od mężczyzny i zmierzając w stronę wyjścia. Była pewna, że nie będzie on miał problemu z pokryciem jej rachunku.

|zt


You got a hold on me and I don't know how
I don't just stand outside and scream

I am teaching myself how to be free.

Madeline Slughorn
Madeline Slughorn
Zawód : magipsychiatra, początkująca trucicielka po godzinach
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Oh well, the devil makes us sin
But we like it when we're spinning in his grip
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6406-madeline-slughorn https://www.morsmordre.net/t6422-madeline https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Liquid Paradise [odnośnik]11.04.19 17:02
Obserwowałem uważnie siedzącą przede mną kobietę, tak jakby samo patrzenie na nią miało mnie przygotować na kolejne słowa, które wychodziły z jej ust. Nie tego spodziewałem się, gdy siadała naprzeciwko mnie, nie takiej… swobody wypowiedzi, choć przecież wiedziałem, że nie czeka mnie żadna grzeczna konwersacja. Nie wtedy, gdy tak bezpardonowo Madeline Slughorn zignorowała wszelakie zasady panujące w naszym społeczeństwie. Mimo wszystko w jakimś stopniu liczyłem na to, że wszystko potoczy się w sposób łatwiejszy do przełknięcia, nie naruszający salonowych reguł, a jednocześnie gdzieś wewnątrz siebie poczułem nieznaczne ukłucie satysfakcji, gdy usłyszałem kolejną płynącą w moją stronę sugestię. I chociaż starałem się to stłumić i zupełnie zignorować, nie mogłem zaprzeczyć temu, że nie żałowałem tego spotkania, nie ważne jak niewłaściwym ono było.
- Cieszę się więc, że poszczęściło się lady w tej kwestii – starałem się mówić dość obojętnym tonem, spokojnie, mimo iż moje usta na krótki moment wygięły się w szerszym uśmiechu, który szybko ukryłem za szklanicą z trunkiem.
Nie zamierzałem prowokować dalszych sytuacji, czy sugerować chęć do podjęcia tej specyficznej gry, w którą zdawała się wciągać mnie towarzyszka, jak jednak już po chwili się okazało, nie musiałem się obawiać następstw mojej reakcji. W chwili, w której lady Slughorn sięgnęła po płaszcz zrozumiałem, że nasze spotkanie właśnie dobiegło końca, podniosłem się więc wraz z nią, wsłuchując się w jej ostatnie zapewnienia.
- Również dziękuję, za poświęcony mi czas – odparłem z niemal wyuczoną precyzją na pożegnanie kobiety, jednak tym razem mówiąc szczerze. Nie ważne jak bardzo starałem się przywołać towarzyszkę do porządku podczas naszej rozmowy, spędzenie z nią tego czasu było całkiem przyjemną alternatywą. – Oczywiście przekażę, do widzenia – dodałem jeszcze, by następnie skinąć jej głową i z powrotem zająć miejsce przy stole. Obserwowałem oddalającą się kobietę. Dopóki nie zniknęła za drzwiami. Sam nie zamierzałem jeszcze opuszczać lokalu, nie spieszyło mi się do czterech ścian mojej sypialni, wolałem najpierw na spokojnie i w samotności poukładać sobie pewne rzeczy w głowie.

|zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Liquid Paradise [odnośnik]04.11.19 23:26
| 28.01?

Wizyta w tym miejscu była pomysłem jej siostry. Oczywiście, że jej, bowiem Elise ostatnimi czasy miewała zmienne humorki i nadal nie do końca pogodziła się z pewną sytuacją, o jakiej dowiedziała się na początku miesiąca. Utrata kogoś, kto był jej bliski bolała, ale życie toczyło się dalej, Elise była panną na wydaniu, cenną kartą w politycznych rozgrywkach między rodami, miała swoje zobowiązania na salonach, więc chuchanie i dmuchanie musiało dobiec końca, tolerowanie jej humorków się skończyło. Musiała pojawiać się publicznie, bywać w miejscach, gdzie mogliby ją podziwiać wolni kawalerowie z wyższych sfer. Swój smutek musiała przeżywać w środku, a na zewnątrz ukazywać piękną, uśmiechniętą maskę mającą do niej przyciągać odpowiednich lordów. Ojciec bardzo na to nalegał, nie miał bowiem syna, ale nadal miał dwie córki, które mógł dobrze wydać, dwie prześliczne, młodziutkie Nottówny.
Tak więc wyprawiła się z siostrą do Londynu, gdzie najpierw odwiedziły galerię sztuki, a później wybrały się na obiad do jednego z londyńskich lokali. Obsługa niezwłocznie skierowała je oraz towarzyszącą im służkę pełniącą zarazem rolę przyzwoitki do miejsca specjalnie wydzielonego dla przedstawicieli wyższych sfer, których absolutnie nie uchodziło sadzać wśród gminu. Elise nie znosiła przebywać blisko gminu, nie lubiła mieszać się ze zwykłymi ludźmi, więc bywała tylko w restauracjach które gwarantowały oddzielenie czystej krwi od tej mniej czystej, lub wręcz zakazywały wstępu szlamom, jak to miało miejsce w Fantasmagorii, lubianym przez nią syrenim balecie w dzielnicy portowej; połowa krwi Lestrange’ów w jej żyłach zobowiązywała.
Ale dziś nie trafiły tam, a tutaj. Elise nigdy nie była w tym miejscu, ale miała nadzieję, że jest równie dobre jak Fantasmagoria czy Złoty Znicz. Spojrzenie, którym rozglądała się po wnętrzu po wejściu do środka było podejrzliwe, nosek szykował się do zmarszczenia, ale obsługa, widząc bogate stroje dam i postępującą parę kroków za nimi kobietę w średnim wieku, od razu pokierowała je w odpowiednie miejsce, urządzone z większym przepychem, gdzie siedzący przy stolikach goście wyglądali na ludzi zamożnych, można było też dostrzec parę sylwetek szlachciców, między innymi dwóch mężczyzn w strojnych szatach najwyraźniej rozmawiających o jakichś interesach, czy stateczną damę sączącą alkohol z kieliszka o bardzo długiej i cienkiej nóżce, czytającą najświeższy egzemplarz „Czarownicy”.
Elise najpierw kontrolnie spojrzała na swoje krzesło, zanim ostrożnie na nim usiadła, poprawiając materiał ciemnozielonej sukni o opadającym aż do ziemi powłóczystym dole i dopasowanym gorsecie podkreślającym talię osy. Usłużny kelner od razu podał im zdobione karty z menu i oddalił się. Ophelia wydawała się być w lepszym nastroju niż Elise i o dziwo to ona więcej dziś mówiła, choć zwykle było odwrotnie, zazwyczaj to młodsza z sióstr była tą bardziej wygadaną. Chwaliła to miejsce, mówiąc że często występowali tu ciekawi artyści; Elise miała nadzieję, że nie byli to artyści szlamowatego urodzenia, którzy mogliby skalać jej wrażliwe uszy niestosownie nowoczesnymi mugolskimi brzmieniami. Ale skoro przychodzili tu też ci lepsi czarodzieje i mieli wydzieloną tylko dla siebie część sali, to liczyła na to, że obsługa dba o to, kogo zaprasza na scenę, zwłaszcza w tych czasach, kiedy sympatie do szlam były nie tylko obrzydliwe i niegodne, ale też niepoprawne politycznie.
Poplotkowały chwilę o niedawnym ślubie ich kuzynki Elodie, który był pierwszym dużym wyjściem Elise od czasu noworocznego sabatu i wieści, ale potem Ophelia nagle przeprosiła ją, mówiąc że musi udać się na stronę. Elise została sama, jeśli nie liczyć siedzącej przy stoliku obok służki-przyzwoitki, która trzymała się od dam na dystans, ale miała na nie oko.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.11.19 10:39
/28 styczeń

Najwidoczniej ludzie się zmieniają, nawet tacy, którzy uparcie dążą do swojego celu. Czasami trzeba się ugiąć, zmienić swoje nawyki. Szczególnie w momencie, kiedy pokładane są w tobie wielkie nadzieje rodu i kiedy ojciec coraz mniej przychylnie patrzy na twoje zachowanie. Groźba pozbawienia licznych przywilejów działa jak wiadro zimnej wody wylanej na głowę. Więc nie pozostaje nic innego jak zacisnąć zęby i robić to, co ci każą. Nadal stara się przekonać do tego życia, do tej pory pozwalano mu na wiele rzeczy, jednak z upływem lat, wraz z pogłębiającym się jego stanem kawalerskim, coś w końcu musiało się zmienić. Czuł, że to długo nie potrwa, że Morgana prędzej czy później skupi na nim swoją uwagę szukając mu idealnej żony. Jako najstarszy z rodzeństwa powinien być pierwszy, wyprzedzając swoją siostrę i liczne kuzynostwo, jednak, jak widać, nie w głowie mu ożenek, chociaż coraz bardziej się tego obawia.
Dlatego zgodnie z radą ojca Bastian postanowił pokazać się ponownie na salonach, reprezentując dobre imię Selwynów, którzy powoli zaczynają coraz bardziej się liczyć w dzisiejszych czasach, w szczególności kiedy polityka i obecne wydarzenia są im na rękę. Niemniej, należy pokazać się z jak najlepszej strony, więc po dziwnym spotkaniu z nieznaną mu kobietą w galerii skierował się do jednej z polecanych mu restauracji, w której bywał niezmiernie rzadko. Wolał zagłębiać się w słowa spisywane na kawałku papieru, przelewać na niego swoje myśli. Jednak teraz musi pokazać, że potrafi być nie tylko najbardziej obiecującym pisarzem i krytykiem, ale także i lordem, dziedzicem, jakiego ten ród najzwyczajniej potrzebuje.
Jak się okazało, jego twarz jest stosunkowo znana, już przy wejściu obsługa powitała go tak, jak winno się robić z arystokratyczną rodziną, także podczas prowadzenia do stolika, wiele głów obracało się w jego stronę, kilka z tych osób kojarzył ze swojej poprzedniej sztuki, więc odpowiadał skinieniem głowy na pozdrowienia. Zajął stolik blisko wejścia, by móc w spokoju obserwować otoczenie, widzieć, kto wchodzi, a kto opuszcza ten przybytek. Lubił widzieć, co się dzieje, być panem sytuacji. Na razie zamówił wino, czerwone, w kryształowym kieliszku w którym odbijały się światła. Mając już w dłoniach trunek leniwie prześlizgiwał się spojrzeniem po twarzach obecnych, aż nagle jego uwagę zwróciły trzy wchodzące kobiety, a w szczególności najmłodsza. Miał dziwne przeczucie, że już ją gdzieś widział, wystarczyło jedno szybkie spojrzenie, chociaż przelotne, na jej oczy, by to przeczucie nie opuszczało go.
Niemniej, nie wyrwał się do przodu, by od razu doskoczyć do kobiety, po prostu obserwował, w międzyczasie zamawiając posiłek i kolejną lampkę wina. Kątem oka obserwował kobiety, tą młodszą, wyraźnie zgaszoną i wymuszenie odpowiadającą na pytania towarzyszki. Kąciki ust Bastiana wykrzywił lekki uśmiech. Skądś znał takie zachowanie. Nie jest natrętem, nie za bardzo przepada za wtrącaniem się, więc już miał odejść od stolika, gdy towarzyszka młodszej kobiety odeszła od stolika, pozostawiając dziewczynę razem z przyzwoitką i to, jak się okazało, było szansą, jakiej nie miał zamiaru zmarnować. Z lampką wina powoli podszedł do stolika, który zajmowała znajoma/nieznajoma dziewczyna.
- Wybacz mi pani, że zakłócam ci dzisiejszy wieczór… – zaczął, nachylając się lekko, kątem oka zerkając na przyzwoitkę, która już wbijała w niego spojrzenie. Posłał jej lekki, aczkolwiek chłodny uśmiech. – Mam jednak nieodparte wrażenie, że gdzieś cię już widziałem, a pamięć niestety mnie zawodzi, mimo że winny byłbym pamiętać tak śliczną twarz, jak twoja. – piękne słowa, idealnie wyważone, lekki uśmiech i tajemniczy błysk w niebieskich oczach. Cały Bastian, który najwidoczniej jest w swoim żywiole, ale też chce rozwikłać tą tajemnice. Kim ta dziewczyna jest?


Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7754-bastian-selwyn#215337 https://www.morsmordre.net/t7759-arne#215504 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7760-skrytka-bankowa-nr-1865#215505 https://www.morsmordre.net/t7761-bastian-selwyn#215507
Re: Liquid Paradise [odnośnik]05.11.19 14:22
Elise kochała to salonowe życie. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby się od niego odciąć, oderwać od ukochanego blichtru, od salonowych nowinek, życia towarzyskiego i tak dalej. To był jej świat, jak przystało na prawdziwą Nottównę. Wiedziała też, że spoczywał na niej ważny obowiązek, zwłaszcza w tych czasach, kiedy między rodami następował podział i niektórzy zapominali o słusznych wartościach, o konieczności dbania o tradycje i czystą krew. Nawet we własnej rodzinie miała taki zgniły owoc, co napełniało ją głębokim wstydem. Właśnie dlatego mimo smutku tak szybko wracała do życia, bo wiedziała, że i ona swoim przyszłym zamążpójściem musiała odegrać swoją rolę w zmazaniu hańby. Wypełnienie obowiązku nabierało więc kolejnego, głębszego wymiaru. Musiała być dokładnie taką córą Nottów, jak tego po niej oczekiwano. Zawsze potrafiącą sobie poradzić w świecie socjety, znającą wagę obowiązku i swojej czystej krwi.
Po jego zdradzie znienawidziła mugolaków i mugoli jeszcze bardziej. Szlamy były jak robactwo, pleniące się i roszczące sobie prawa do traktowania ich na równi. To oni odebrali jej kogoś, kto niegdyś był jej bliski, to oni pragnęli zniszczyć świat, który sobie ukochała. Byli więc w jej oczach zagrożeniem, czymś złym. A on pewnie egzystował gdzieś wśród nich, nie, wegetował, bo innym słowem nie dało się chyba określić tak nędznej namiastki życia, jaką można było wieść będąc zdrajcą przedkładającym szlamy nad własną rodzinę. Tego nigdy nie rozumiała i nie zrozumie. Nie chciała nawet próbować, całkowicie pewna tego, że to ród ma rację, stawiając ich krew, ich styl życia ponad wszystko inne, ponad cały ten motłoch.
Londyn był pełen motłochu, dlatego nie bywała tu zbyt chętnie, a jeśli już, to tylko w odpowiednich jej pochodzeniu miejscach. Nie chadzała ulicami wśród zwykłych ludzi, a już na pewno nie wśród mugoli. Bała się mugoli, których zawsze przedstawiano jej jako niebezpiecznych i szkodliwych.
Czy ten lokal był dostatecznie dobry, by nie musiała się wstydzić bycia tu? Nawet po zaprowadzeniu do wydzielonej części dla najlepszych, najbardziej znaczących klientów nadal nie była tego całkowicie pewna, ale oddała się rozmowie z Ophelią, dopóki ta nie musiała się oddalić, zapewne do toalety. Elise pozostała przy stoliku, bawiąc się nieco nerwowo wyjętym z połów sukni wachlarzykiem, który na przemian rozkładała i zwijała.
Ale w pewnym momencie ktoś do niej podszedł. Ktoś, czyj głos wydał się znajomy już po kilku pierwszych słowach, podsuwając jej przeczucie, że na pewno go słyszała, nawet jeśli w pierwszej chwili nie rozpoznała jego twarzy. Ale nie ulegało wątpliwości że był szlachetnie urodzony, więc jej oczy od razu przesunęły się po nim, doszukując się na jego szatach jakichś barw lub rodowej symboliki. Ot, taki nawyk dziewczęcia zrodzonego w rodzie twórców Skorowidzu. Ale pojawienie się męskiego towarzystwa, przystojnego męskiego towarzystwa, natychmiast ją zaintrygowało i sprawiło, że nieco się ożywiła. Lubiła mieć do czynienia z przystojnymi lordami, zwłaszcza jeśli ją adorowali i komplementowali. Choć często słyszała że jest piękna, nigdy jej to nie nudziło. Uwielbiała być w centrum uwagi, oczywiście tej pozytywnej.
- Nie szkodzi. I tak nie robiłam akurat nic szczególnego, czego zakłócenia mogłabym żałować – odpowiedziała, a jej pełne usta wygięły się w lekkim uśmiechu. – I ja mam takie wrażenie, słysząc pański głos. Mogłabym przysiąc, że już kiedyś się spotkaliśmy – dodała. Może wcale jej się nie wydawało, skoro to mężczyzna podszedł do niej pierwszy, skoro i ona wydawała mu się znajoma. Zaintrygowało ją to, więc gorączkowo przeszukiwała pamięć w poszukiwaniu tego brzmienia głosu, próbowała przypasować go do konkretnej sylwetki. Gdyby nie to, że sama nie potrafiła przypomnieć sobie jego twarzy, może nawet poczułaby się urażona, że jak mógłby nie pamiętać jej urody. – Czy rzeczywiście jest to możliwe? – zapytała; może widziała go ileś lat temu w któreś z letnich wakacji? Tylko dlaczego nie pamiętała twarzy, a kojarzyła głos. A może... spotkali się na tegorocznym maskowym sabacie? Może był jednym z mężczyzn, z którymi tamtego dnia rozmawiała, tylko którym? Przez maski nie rozpoznawała wielu twarzy, ale słyszała głosy, zazwyczaj szepczące jej komplementy i zabiegające o jej uwagę. Było ich wiele, dużo tamtego wieczoru tańczyła, ale i dużo spacerowała po dworze ciotki. Brylowała w towarzystwie i zawierała znajomości, jak na Notta przystało. – Tak czy inaczej chętnie się tego dowiem. Może pan usiądzie, lordzie...? – zaproponowała, urywając i licząc na to, że mężczyzna się przedstawi. Stolik obok siedziała jej przyzwoitka, wszystko pozostawało pod kontrolą, Elise nie była sam na sam z tym intrygującym nieznajomym.
Chwilę później i jej podano zamówioną wcześniej lampkę słodkiego, czerwonego wina, jednego z najlepszych i najdroższych jakie oferował ten lokal. Nie zamierzała pić tego, co podrzędny plebs.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Liquid Paradise [odnośnik]06.11.19 12:01
Ostatnio sporo się dzieje i musi jak najszybciej przywyknąć do zaistniałej sytuacji, jak najszybciej wdrożyć się w to życie, które do tj pory odrzucał, skupiając się na tym, co kocha i co sprawia mu największą przyjemność. Teraz, kiedy nie jest niczego pewien, musi naprawdę uważać, każdy krok stawiać ostrożnie, myśleć nad każdym swoim posunięciem. Wiedział, że w ciągu najbliższego okresu wiele może się zmienić i jeśli nie będzie wystarczająco uważny, wszystko może się posypać. Postanowił więc postępować jak na lorda przystało i chociaż w minimalnym stopniu pokierować swoim życiem.
Wiąże się to z częstszym bywaniem na salonach, w miejscach gdzie zbiera się śmietanka towarzyska, gdzie arystokracja gra pierwsze skrzypce. Musi zacząć się pokazywać, zacząć dbać o opinię swojego rodu, może naprawić kilka nadszarpniętych relacji. Od jego najbliższych poczynań zależy to, czy wszystko ułoży się po jego myśli. Teraz, kiedy może głośno mówić o czystości krwi, może je wyrażać bez patrzenia na konsekwencje czuje się nieco bardziej wolny niż wcześniej. Poprzednio musiał uważać na swoje słowa, nawet w swoich sztukach omijał te tematy, teraz ma pełną dowolność w tym, co pisze i naprawdę się z tego cieszy.
Jedno spojrzenie na dziewczynę wystarczyło by stwierdził, że skądś się znają. Wywoływało to u niego niezdrową ciekawość, sprawiało, że koniecznie chciał odkryć, w jakich okolicznościach doszło do ich pierwszego spotkania, przy okazji sprawdzając, czy jego piękne słowa działają na każdego, kogo napotka. Jest mistrzem pięknych słów, manipulacji i matactwa, nie żeby wykorzystywał każdego kogo popadnie, lubi jednak panować nad sytuacją, lubi wiedzieć, że wszyscy zatańczą tak, jak im zagra. W tym jednak momencie nie chciał tak postępować. Wolał krok po kroku poznać tożsamość nieznajomej i ich relację.
- Odnoszę takie samo wrażenie pani, dlatego pozwoliłem sobie podejść do Twojego stolika. – skłonił lekko głowę, przywołując na usta delikatny uśmiech, który miał w sobie jednak coś dziwnego. Nie spuszczał z niej spojrzenia, niebieskie oczy analizowały jej sylwetkę, jakby chciał znaleźć szczegół, który pozwoli mu sobie przypomnieć, kim jest tajemnicza nieznajoma. W jednej ręce obracał kieliszek z winem, kątem oka obserwując jak płyn przelewa się w szkle, zerknął także na przyzwoitkę, która patrzyła na niego wyważonym, aczkolwiek badawczym spojrzeniem. – Nie zdziwiłbym się pani. Osoby takie jak ty, czy ja winny się spotkać przynajmniej raz, na przykład w takim miejscu jak to. – rzadko tu bywał, jednak dane mu było przebywać na kilku imprezach arystokracji, ostatni Sabat także zaliczył. Więc może tam dane im było się spotkać? Rozmawiał z wieloma zamaskowanymi kobietami, poznał kilka szlachetnie urodzonych dam, jednak nie miał pewności, czy aby tam dane im było się poznać.
- Selwyn. Bastian Selwyn do usług pięknej damie. – wykonał idealny ukłon i zajął wolne miejsce obok dziewczyny, siedząc bokiem do przyzwoitki, by mogła obserwować każdy jego wyważony ruch. Przytknął do ust kieliszek z winem obserwując dziewczynę spojrzeniem badawczym, jednak z całą pewnością nie napastliwym, po prostu starał się usilnie przypomnieć, gdzie już ją widział. Te oczy zapadały w pamięć, były charakterystyczne jak jego własne, dlatego ta ciekawość była niezwykle silna, dlatego nie mógł odpuścić, skoro już udało mu się zwrócić jej uwagę. Kiwnął głową kelnerowi, który przyniósł kobiecie zamówiony trunek i ponownie wrócił do niej spojrzeniem. – Czarujące miejsce. Prawie tak samo jak dama siedząca przy tym stoliku. – zaśmiał się lekko, ważąc każde słowo, będąc mimo wszystko ostrożnym. Wśród arystokracji popularne są gierki, przez które możesz stracić naprawdę wiele, cała arystokracja o tym wie, Bastian nie jest wyjątkiem, umie w te gry grać, jak i unikać zastawianych pułapek. Ludzie są nieobliczalni, szczególnie ci, którzy wiodą tutaj prym, którzy mają najwięcej do powiedzenia. Dla których czystość krwi jest najważniejsza. – Zachodzę więc w głowę, gdzie dane nam było się spotkać. Przypuszczam, że byłaś pani na ostatnim Sabacie? Wielce udane przyjęcie, nie będę zaprzeczał. – postukał paznokciem w kieliszek.


Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7754-bastian-selwyn#215337 https://www.morsmordre.net/t7759-arne#215504 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7760-skrytka-bankowa-nr-1865#215505 https://www.morsmordre.net/t7761-bastian-selwyn#215507
Re: Liquid Paradise [odnośnik]07.11.19 0:03
Elise trudno było pojąć, że mogły istnieć rody, które uważały szlam za równy czystej krwi. Było to dla niej wprost obrzydliwe i niezrozumiałe, że byli ludzie, którzy zamiast czerpać pełnymi garściami ze swojej pozycji i przywilejów woleli spoufalać się z pospólstwem. Dobrze jednak, że część tych błądzących rodów się nawróciła i podążyła śladami prawdziwie szlachetnych rodzin. Rzeczywistość pokazywała też niestety, że zaraza zdradzieckich poglądów i szlamolubności niekiedy dotykała też tych, których jak by się wydawało, dotyczyć nie powinna. Ona też żyła ze wstydliwym piętnem posiadania w rodzinie zdrajcy krwi, z czym trudno było się pogodzić. Na samą myśl o nim nadal wypełniała ją złość, czuła się oszukana i zdradzona.
Była ciekawa tego znajomego-nieznajomego przybysza, zastanawiając się gorączkowo gdzie miało miejsce poprzednie spotkanie, bo jakieś musiało być. Gdzieś musiała usłyszeć ten głos, przynajmniej przelotnie i prawdopodobnie wcale nie tak dawno temu, inaczej zatarłby się w jej pamięci. I te niebieskie oczy! W nich też było coś znajomego. Męskie spojrzenie zdawało się świdrować ją na wskroś, jakby jego posiadacz próbował przejrzeć ją na wylot.
Ale i ona go obserwowała. Piękne, duże i przywodzące swą barwą na myśl morską wodę oczy przesuwały się po jego twarzy i szatach, myśląc wyjątkowo intensywnie.
- Świat czasem potrafi być naprawdę mały – odezwała się, a jej pełne usta znów wygięły się w uśmiechu. Zwłaszcza ich świat był mały, byli w końcu ograniczeni do pewnego hermetycznego wycinka rzeczywistości, zamknięci w ramach schematów narzucających im określone normy. Nie wszędzie wypadało się pokazać osobom ich urodzenia, i o ile mężczyźni jeszcze mieli jakąś swobodę ruchów, tak kobiety miały jej naprawdę niewiele. Nawet tutaj musiała jej towarzyszyć przyzwoitka.
Selwyn? A więc był przedstawicielem świeżo nawróconego rodu, jednego z tych, które poszły po rozum do głowy i przypomniały sobie o właściwych wartościach. Przed Stonehenge rozmowa z jakimś Selwynem byłaby dla niej wstydem i szukałaby okazji, żeby się szybko wywinąć z tej rozmowy, ale... teraz już nie musiała.
- Miło mi zatem poznać, lordzie Selwyn – powitała go grzecznie i z szacunkiem, jaki okazywała członkom konserwatywnych rodów. – Lady Elise Nott. I przy okazji zapytam, czy jest pan może krewnym lady Isabelli? Miałam okazję ją spotkać – zapytała o Selwynównę, z którą rozmawiała przelotnie parę miesięcy wstecz. Choć na pierwszy rzut oka nie dostrzegała widocznego podobieństwa na pewno byli rodziną, może kuzynostwem, a może nawet rodzeństwem? Musiała zaspokoić swoją ciekawość.
Mężczyzna wciąż jej słodził, prawił pochlebstwa, co było sprawdzoną drogą do zjednania sobie jej przychylności. Lubiła gdy poświęcano jej uwagę, zwłaszcza gdy robili to przystojni mężczyźni. Napiła się wina i wróciła do kontynuowania pogawędki z niespodziewanym towarzyszem.
- Oczywiście, że byłam na uroczystości zorganizowanej przez moją ciotkę, bal maskowy był naprawdę wspaniały i gdyby się zastanowić... To mam wrażenie, że mogliśmy się spotkać właśnie tam. Może na sali balowej podczas tańców, a może gdzieś indziej, w którejś z komnat lub... na zewnątrz? – mówiła, znów w myślach przeglądając wszystkie maski, które widziała, wszystkie męskie głosy szepczące do niej komplementy. I wtedy przypomniała sobie niebieskie oczy spoglądające na nią zza maski gdzieś wśród ogrodowych, żywopłotowych zaułków. – Spacerował lord między żywopłotami w ogrodach? Miał na sobie... ciemny strój? To chyba był testral, zgadza się? – strzeliła, przypominając sobie, że chyba nawet zgadywała taki motyw stroju podczas kalamburów, a później napotkała tego mężczyznę w ogrodach, gdzie tajemniczo ją zwodził, nie dając się jej podpuścić, gdy próbowała wyciągnąć z niego informację odnośnie jego rodowej przynależności. Czy to mógł być on? Oczywiście mogła się pomylić i nie miała przed sobą mężczyzny w kostiumie testrala, ale z jakiegoś powodu to o nim pomyślała.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Liquid Paradise [odnośnik]07.11.19 23:24
On od dziecka miał już wyrobione poglądy. Sam to odkrył, od małego wiedział, że jest znacznie lepszy niż czarodzieje półkrwi, bądź, o zgrozo, szlamy. Nie mógł jednak głośno mówić o swoich poglądach, jego ród otwarcie nie wypowiadał się o czystości krwi, dlatego i młody Bastian, przezorny, wolał się nie udzielać, jednak będąc pewnym swoich słów w środku nadal się w nich utwierdziła, ilekroć, zwykle przypadkowo dane mu było przebywać w otoczeniu czarodziejów nieczystej krwi. To były czasy, kiedy tak często nie bywał na salonach, kiedy skupiał się w większości na swojej pracy i to ona pochłaniała go do reszty, sprawiała że zapominał o wszystkim innym. Jednak ostatnie wydarzenia, Morgana, jak i polityka jaką obrał jego ród pozwoliły mu rozwinąć skrzydła, nie musiał się ukrywać już z tym, co myśli, mógł jasno głosić to, co w jego mniemaniu jest słuszne, nie bojąc się jakichkolwiek konsekwencji. Jeśli jego słowa dotrą do odpowiednich osób, może zajdzie naprawdę daleko. Nadal jednak nie może zapominać że jest lordem, dziedzicem, jedynym synem swojego ojca, który ma też obowiązki. I powinności. O których nie może zapominać.
- Zaiste, pani, nawet nie wiesz jak bliska jesteś prawdy. – byli elitą, grupą ludzi którzy obracali się tylko w swoim towarzystwie, którzy wiedzieli, gdzie ich miejsce i nie mieli zbyt wielkiej swobody, nawet on, mimo tego co się mówi o mężczyznach z rodów szlacheckich rodów wie, że ma pewne obowiązki, że obowiązują go pewne nakazy i zakazy. Szanuje to, jednak nie zawsze się do nich stosuje, wiedząc że jego artystyczna, buntująca się dusza czasami może odzywać się w najmniej odpowiednich momentach.
Kobiety z rodów szlacheckich miały znacznie gorzej niż mężczyźni, jednak i płeć brzydka czasami odczuwa skutki bycia arystokratą, nie jest tak, że wszystko im wolno, Bastian dosyć często otrzymuje sowy od swojego ojca z reprymendami i nakazami, do których raz się stosuje, a raz nie. Na razie ponownie stara się wsiąknąć w arystokrację, ponownie zacząć obracać się w tym towarzystwie, jedynym, które jest dla niego stworzone.
- Lady Nott, nie spodziewałem się ciebie spotkać w tym miejscu, mimo, że słyszałem o tobie wiele pochwalnych słów. - skłonił lekko głowę w kierunku kobiety, uśmiechając się lekko, obserwując, analizując, doskonale panując nad sytuacją. Jest to moja siostra. Nie jesteśmy do siebie podobni z wyglądu, jednak zapewniam, charakter mamy podobny. – na chwilę jego twarz przybrała wyraz zamyślenia. Jak określić jego relacje z siostrą? Ciężkie, nie takie, jakie powinno mieć rodzeństwo. Nigdy otwarcie nie okazywali sobie uczuć, jakimi się darzyli, Bastian tez niespecjalnie lubił je okazywać. Kochał ją, całym sercem, ona i rodzice byli jedyną rodziną jaką posiadał, jednak nie potrafił jej tego okazać, mimo, że umiał wypowiadać się pięknie, przenosić myśli na papier, nie potrafił okazać siostrze braterskiego uczucia, ona jednak doskonale wiedziała że w każdej, nawet najbardziej przykrej sytuacji może na niego liczyć. Zawsze przybędzie.
- Ach, bal maskowy, jakże mogłem zapomnieć o tym iście teatralnym wydarzeniu. – zaśmiał się lekko odrzucając głowę do tyłu. Pamiętał to, doskonale, ten przepych godny jedynie arystokracji, tańce, zabawy, maskaradę, spacery po posiadłości. Nie spodziewał się, że siedzi przed nim krewna organizatorki tej imprezy, więc zaintrygowany przechylił głowę, dochodząc do wniosku, że zapewne właśnie stamtąd się znają, że właśnie tam miało miejsce ich pierwsze spotkanie. Te oczy. Te oczy barwy morza powinien zapamiętać. I można powiedzieć że śniły mu się po nocach. – Podczas balu miałem okazję zwiedzić zakamarki tego miejsca i muszę powiedzieć ci pani, że dawno nie czułem się tak, jak we własnym domu. na chwilę powrócił do ostatniego Sabatu, do balu podczas którego każdy, wyczulony na każdą plotkę starał się rozpoznać tożsamość towarzysza. Było to interesujące. Trzymał się na uboczu, co jednak nie oznacza, że był całkowicie bierny na każdą osobę, zamienił kilka słów z tymi, którzy wydali mu się interesujący.
Na jej kolejne słowa w jego oczach pojawiły się iskierki zrozumienia. Po jej kolejnych słowach zrozumiał że to ona była tą tajemniczą, młodą kobietą z którą zamienił te kilka, naprawdę przyjemnych słów, że to ta która naprawdę intrygująco próbowała dowiedzieć się jego tożsamości, dowiedzieć się o przynależności do któregoś z rodów. Znowu się uśmiechnął, tym razem inaczej, z lekkim rozmarzeniem, na chwilę przypominając sobie zaistniałą sytuację.
- Owszem, pani, ten nieudolny testral to właśnie ja. Więc już wiem, z kim dane mi było spędzić urokliwe chwile w pałacowych ogrodach. – ponownie skłonił głowę, tym samym komplementując jej strój, jaki miała na sobie, a także próby wyciągnięcia z niego informacji. Nie dał się wtedy pociągnąć za język, jednak nadal był pełen podziwu, więc wiele raduje się z tego spotkania. Oczywiście, nie okazując tego po sobie. – Dlatego, skoro znam już twoją tożsamość pani, cieszy mnie to spotkanie. Wypijmy więc za nie. Z cichą nadzieją na kolejne. – odparł, wznosząc w jej kierunku swój kieliszek z winem, nie spuszczając z dziewczyny spojrzenia.


Turn me on take me for a hard ride
Burn me out leave me on the otherside
Bastian Selwyn
Bastian Selwyn
Zawód : Lord, krytyk teatralny i scenarzysta
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Lick the blood off my hands little demon girl
Lick the blood off my hands little darling
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7754-bastian-selwyn#215337 https://www.morsmordre.net/t7759-arne#215504 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7760-skrytka-bankowa-nr-1865#215505 https://www.morsmordre.net/t7761-bastian-selwyn#215507
Re: Liquid Paradise [odnośnik]08.11.19 1:26
Elise od dziecka była podręcznikowym Nottem. Nigdy się nie buntowała, nie ciągnęło jej ani do zakazanych rozrywek, ani tym bardziej znajomości. Nie targała sukienek, nie zdzierała kolan, nie wymykała się, by szukać kontaktu z niegodnymi. Od dziecka bez sprzeciwu pozwalała się formować i wychowywać, zadowolona z takiego stanu rzeczy. Wiedziała że to właściwe, i że życie w luksusach miało swoją cenę, której płacenie nie przychodziło jej z trudem, a z naturalną lekkością.
Bo była częścią tego świata i prędzej by umarła, niż by go porzuciła. A już na pewno nie zrobiłaby tego dla bezwartościowych szlam, jak uczynił to jej były już kuzyn zdrajca. W dniu swej zdrady stał się dla niej martwy. Nigdy mu tego nie wybaczy ani nie zrozumie, że dobro szlam i mugoli mogło być ważniejsze niż ród i wygodne dworskie życie.
Ale Selwynowie zrozumieli, co jest ważne, dzięki czemu mogła rozmawiać z jednym z nich bez kontrowersji. Był teraz jednym z nich, kimś, kogo może warto było poznać. Lubiła poznawać nowych ludzi, oczywiście takich z wyższych sfer. Zdawała sobie sprawę z wagi odpowiednich znajomości, pojęła to już w Hogwarcie, gdzie starannie dobierała sobie znajomych, choć nie miała też skrupułu fałszywie wykorzystywać uczniów czystej, choć nieszlachetnej krwi do swoich celów, pozwalając im wierzyć, że traktowała ich poważnie.
- Jestem tu pierwszy raz. Na ogół gustuję w miejscach o ustalonej renomie, renomy tego nie jestem pewna, ale moja siostra bardzo chciała zobaczyć ten lokal, poza tym był bliżej niż inne, lepiej nam znane – odezwała się. „Liquid Paradise” wydawał się całkiem przyjemny, choć na pewno podobałby jej się bardziej, gdyby nad wejściem wisiała tabliczka o treści „wstęp tylko dla czarodziejów czystej krwi”. Ale dobrze, że chociaż wydzielono osobną część sali dla najlepszych klientów, zawsze lepsze to niż nic.
A więc Bastian był bratem Isabelli. Byli zatem bliską rodziną. Nie znała wielu Selwynów, wcześniej nie interesowała się nimi zbytnio, skoro nie po drodze im było światopoglądowo, i z samą Isabellą też nigdy nie zaprzyjaźniły się w Hogwarcie, zbyt mocno się wtedy różniły, żeby narodziła się między nimi bliska relacja. Sama Elise zawsze żałowała że nie dane jej było posiadać brata, a jej ojciec żałował najbardziej, że nie miał syna, a tylko trzy córki. Obecnie już dwie, bo najstarsza zmarła kilka lat temu.
Tak czy inaczej okazało się, że rzeczywiście spotkali się na sabacie w posiadłości jej ciotki. Mało tego, to właśnie jego napotkała w ogrodach i podpuszczała go subtelnie, próbując dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie odsłonił wtedy wszystkich kart, odszedł nadal spowity woalem tajemniczości. Aż do dzisiaj.
- To naprawdę zadziwiający zbieg okoliczności, że się tu spotykamy po tych paru tygodniach, jakie minęły od sylwestrowego przyjęcia – powiedziała, rzeczywiście bardzo tym zaskoczona. Doprawdy mały był ich świat. Nie spodziewała się ujrzeć tu mężczyzny-testrala z ogrodów ciotki. – Przyznaję, że tamtego dnia bardzo się zastanawiałam nad pańską tożsamością, ale nie rozwiał lord wtedy żadnych moich wątpliwości, jedynie podsycając ciekawość – dodała, a kącik jej ust lekko drgnął. – Rozmawiałam tamtego dnia z wieloma gośćmi mej ciotki, ale nie każdy zapadł mi w pamięć. Napijmy się – przytaknęła i znowu napiła się wina. – Jestem też pewna, że jeszcze nie raz spotkamy się na salonach, skoro pańska rodzina powróciła do łask. Bardzo mnie to cieszy. Dla niektórych czysta krew coraz mniej się liczy, nie wszyscy pamiętają o wartościach „Skorowidzu” – westchnęła, wyrażając swoje ubolewanie nad tym stanem rzeczy. Nie kryła się też ze swoimi przekonaniami, nie wstydziła się ich, a po zdradzie Percivala wręcz jeszcze bardziej się z nimi obnosiła, by nikt nie pomyślał, że mogła zarazić się jego zdradzieckimi poglądami. Ale Bastian Selwyn też miał w rodzinie zdrajcę. Była na szczycie w Stonehenge, pamiętała te wydarzenia i obu zdrajców wyklętych przez swoje rodziny, ale byłemu Selwynowi nigdy nie poświęcała w myślach nawet ułamka uwagi jaką poświęcała Percivalowi. Wyglądało na to, że oboje musieli teraz żyć tak, by zmazać hańbę pozostawioną przez krnąbrnych i byłych już członków rodzin, których wymazano z rodowych drzew i odebrano im nazwiska. Pytanie tylko, czy miał do tego taki sam stosunek, czy gardził Alexandrem i jego decyzją tak, jak ona gardziła decyzją Percivala?
- Jeśli mogę spytać, co czy to jakieś konkretne sprawy sprowadziły lorda do Londynu, czy może to poszukiwanie artystycznych doznań? – zagaiła niezobowiązująco, nie pytając o żadne poważne męskie sprawy. Ale może odwiedzał dziś jakiś przybytek sztuki i mógł podzielić się wrażeniami.
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott

Strona 6 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Liquid Paradise
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach