Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]17.09.15 18:39
First topic message reminder :

Wejście

★★
Najlepsza herbaciarnia na Pokątnej, z charakterystycznym miedzianym imbrykiem, mieniącym się w słońcu w odcieniach czerwieni, przywodzi do siebie dziesiątki klientów każdego dnia. Chwila na lunch, relaks po udanych zakupach, a może chwila wytchnienia w drodze do domu? Każdy powód jest dobry na herbatę. Już z oddali unoszą się aromaty najróżniejszych mieszanek, ciężko tutaj o miejsce przy kilku ustawionych na zewnątrz stolikach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wejście [odnośnik]30.10.16 18:49
Judith przyłożyła do ust dwa place próbując ukryć lekko ironiczny uśmiech. Obiecała sobie, że dzisiaj będzie miła i wesoła. Nie miała chyba innego wyjścia, jeśli chciała uzyskać potrzebne informacje. Zresztą nie chciała pokazywać, że sprawa Botta wciąż działa na nią jak płachta na byka. - Może i nie wygląda ale on - żadne tam „Bertie” bo to imię wciąż pozostaje tabu! - takie uwielbia - przeklęty osioł, masochista.  Miała racje, no bo niby dla czego  za każdym razem do niej wracał? Kolejny głęboki oddech w ramach walki ze stresem. Skamander próbowała zapanować nad swoja postawą zakładając nogę na nogę i lekko się prostując. - Tak, Polly oczywiście - poprawiła się przyklejając do twarzy ugrzeczniony uśmiech. Co za głupie imię . Mruknęła w myślach.
Słuchała uważnie każdego słowa wypowiadanego przez Ollivandera. Rok, to przecież nie dwa, to jej przecież nie pasowało. Ale przecież Titus dopiero niedawno skończył szkołę, mogli nie mieć innej okazji żeby się poznać. - I to ty ich ze sobą poznałeś? -  w tym pytaniu nie było ani krzty wyrzutów czy oskarżeń. Judith wierzyła,  że dziewczyna z maską w kształcie jednego z owoców morza jest tą samą z którą Bott zdradzał ją przed dwoma laty. Minęło dużo czasu i sama Judith miała na swoim koncie długą listę grzechów, ale musiała wiedzieć czy jej przypuszczenia były prawdziwe. Zachowanie na imprezie urodzinowej zostałoby jej wybaczone gdyby przyznała, że w momencie, w którym ich razem zobaczyła była tego pewna i po prostu nie wytrzymała?  Słowa Titusa dość szybko podziałały na jej wyobraźnię. Bez wszelkich problemów mogła sobie wyobrazić trójkę gryffonów zaszytą w jakimś kącie błoni. Bolało? Bolało jak jasna cholera. Judith ukryła się za filiżanką herbaty biorąc z niej większy łyk. Gdy chłopak wkręcał w nią spojrzeniem Skamander była pewna, że on wie po co te wszystkie pytania i podchody. Dziwne było tylko to, że bez większych oporów opowiada jej o wszystkim. Był najlepszym przyjacielem Botta, czy to nie oznaczało, że przynajmniej nie powinien być dla niej taki miły?
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Wejście [odnośnik]30.10.16 20:44
Roześmiał się - coś w tym w sumie było... Nawet się całkiem Titus orientował w tej dziwacznej relacji, którą Judith i Bertie utworzyli na przestrzeni lat i szczerze powiedziawszy nie miał pojęcia dlaczego Bott za każdym razem wraca jak wierny pies. Lubił Judith, jasne, była fantastyczną dziewczyną, ale równocześnie martwił się o Bertiego za każdym razem jak wracał z kolejnym siniakiem. No cóż! Miłość ponad podziałami, ponad wszelkimi granicami, miłość nie wybiera i Titus doskonale o tym wiedział, a jak tylko przeszło mu to przez myśl, to zaraz pomyślał o pannie Moore i zaplanowanej wycieczce.
- Nie, no coś ty. Nie mam pojęcia jak się poznali, Bertie coś wspominał o jakimś sylwestrze czy coś w tym guście. - wzruszył ramionami. Przez chwilę milczał, spijając kilka kolejnych łyków herbaty, po czym pochylił się nad stolikiem, wspierając na blacie oba łokcie.
- Judith, widzę przecież, że jesteś jakaś spięta, o co chodzi? O Polly? Jesteś o nią zazdrosna? - uniósł obie brwi. Aż do tego spotkania myślał, że to co było między młodym Bottem a panną Skamander to przeszłość. Szczerze? Bardzo kibicował związkowi z Polly, bo Bertie wydawał się przy niej naprawdę szczęśliwy... Tylko na tej całej imprezie wszystko jakby wróciło i to ze zdwojoną siłą i już Ollivander sam nie wiedział czy wolałby widzieć Botta z Judith czy z Polly przy boku... Skamanderówna pytała, on odpowiadał, jeśli to Polly zadawałaby jakiekolwiek pytania i jej udzieliłby odpowiedzi, niby nie chciał się mieszać w ten dziwaczny trójkąt, ale co miał poradzić, skoro sami go w to wciągnęli?


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Wejście [odnośnik]30.10.16 22:50
Jeśli chciała być ze sobą scena nie miała pojęcia, co właściwe powinna w tej chwili poczuć. Ulgę? Może zażenowanie? Wyzwać się od idiotek? To chyba byłaby najlepsze opcja. Trochę szczerej pokory na pewno by jej nie zaszkodziło. Tyle, że nie poczuła nic. Nie miała ochoty nawet się uśmiechać a przecież słowa Titusa odegnały jej najgorsze koszmary. Bo to niby coś zmieniło? On wciąż pozostawał zdradzieckim dupkiem. Ona wciąż mu tego nie wybaczyła. On miał nową dziewczynę a ona żadnych chęci do stałego związku. Na chwilę odwróciła wzrok od chłopaka próbując wzbudzić w sobie jakkolwiek uczucia. Dopiero jego słowa przywołały Jude ponownie do świata żywych. Spojrzała na niego z widocznym niezrozumieniem. Ona? Spięta? Czyżby  jej ciało działo wbrew jej woli?
-Nic mi nie jest - zapewniła go całkiem szczerze. Podkreśliła wszystko lekkim wzruszeniem ramion. - Długo mnie nie było i czasem ciężko się połapać w życiorysach dawnych…przyjaciół - była z siebie naprawdę dumna, że to słowo tak gładko przeszło jej przez gardło. - Nie jestem o nikogo zazdrosna Titus - mówiła szczerze, pytanie tylko czy Ollivander jej uwierzy. - To było tylko szczeniackie zauroczenie - byłaby niezmiernie wdzięczna losowi gdy te słowa dotarły do Bertego ale może tak bez jej udziału. Może nie być taka pewna siebie mając przed sobą obłudne ślepia Botta. - Po prostu - zatrzymała się. Wolała się nie przyznawać do własnej głupoty, ale Titus zasłużył na jakiego wyjaśnienia. - Gdy ich razem zobaczyłam ubzdurałam sobie, że to z nią - wypowiedzenie tych słów już nie przyjdzie tak łatwo. Czas leczy rany ale nie wszystkie. - sypiał kiedy ja byłam w Hogwarcie i teraz jeszcze wdech i wydech zanim od gniewu pewnej czarownicy szyby  w oknach zaczną pękać. Titus może być bezpieczny o związek swoich przyjaciół. Ostatnie czego Judith chciała to powrotu do przeszłości. - Wybacz, że  to ciebie o to wypytuje. Ale nie mam się do kogo zwrócić a to jakoś nie dawało mi spokoju. Musiałam wiedzieć - posłała uśmiech pełen skruchy. Żadne z przyjaciół Bertiego by jej nie pomogło a Matt zalałby ją falą marudzenia na co nie miała obecnie siły.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Wejście [odnośnik]01.11.16 19:38
Wsparł na blacie oba łokcie, wbijając spojrzenie w siedzącą na przeciw dziewczynę. Pokiwał głową, chociaż nie do końca wierzył w każde jej słowo.
- Stara miłość nie rdzewieje, Judith. - uśmiechnął się, dopiero po chwili mocno marszcząc brwi i głęboko się nad czymś zastanawiając - Nie rdzewieje? Tak się mówi? Jakoś dziwnie to brzmi. - stwierdził, delikatnie wzruszając ramionami. Nieważne! Ważne, że sens mniej więcej został zachowany i raczej wiadomo było co chodziło mu po głowie. Upił jeszcze jeden łyk swojej herbaty, zaś słysząc kolejne słowa panny Skamander głęboko odetchnął, wywracając przy tym oczami. Odstawił filiżankę na blat, podkładając pod spód mały palec, by porcelana nie stukała o drewno.
- Na Godryka, Judith, tyle razy ci mówiłem, że Bertie z nikim nie sypiał jak byłaś w Hogwarcie. Czy ty myślisz, że ktoś w ogóle chciałby z nim sypiać? - przez krótką chwilę powstrzymywał się od śmiechu - zaraz jednak radosny chichot wypełnił powietrze wokół ich stolika. Zawsze był po stronie Botta, nie wierzył, że Bertie faktycznie mógłby kogoś zdradzić, a nawet jeśli by to zrobił... I tak wmawiałby Judce, że to kłamstwo - tak to już działało, a nazywało się braterską więzią.
- Nic się nie dzieje, pytaj o co chcesz. - wzruszył ramionami - I nie bądź już taka zła i smutna, Judith, przede wszystkim powinnaś porozmawiać z Bertiem. Tylko na spokojnie, okej? - pogroził jej jednym palcem. Nie chciał żeby znowu skakali sobie do gardeł, albo żeby młody Bott chodził z poobijaną twarzą. I to nie tak, że martwił się tylko o swojego przyjaciela! Serce mu przecież krwawiło jak nie widział uśmiechu na tej ślicznej buźce znajdującej się po drugiej stronie stolika.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Wejście [odnośnik]01.11.16 21:28
Mało jej szczęka nie opadła gdy doszedł do niej sens słowa Titusa. Gdyby przez te wszystkie lata nie zaciągnęła u niego swego rodzaju długu wdzięczność na własnej skórze przekonałby się czym jest gniew Skamanderów. Niestety Judith musiała się ograniczyć do morderczego spojrzenia wysłanego w stronę Ollivandera. - Tak - mruknęła - nie rdzewieje - pełne powiedzenie raczej nie przeszłoby jej w tej chwili przez gardło. Gdy zdała sobie sprawę jakie to byłoby dla niej trudne przeklęła w duchu i siebie i całą tą chorą sytuację. Czas zainwestować w zmieniacz czasu i pierzyć to wszystko! - Co nie zmienia faktu, że bredzisz farmazony.
Przewróciła oczami słysząc tłumaczenia swojego rozmówcy. Tysiące razy słyszała już ten tekst i to nie tylko od Titusa. Tyle, że żaden z wielkich obrońców Bertiego jako nie chciał dostarczyć dowodów jego niewinności. Już miała sarknąć coś niemiłego ale wtedy doszło do niej ostatnie zdanie. Podobnie jak Titus zaczęła się śmiać co pewnie mocno rozładowało całą atmosferę. - Tak, tu można mieć pewne wątpliwości -dodała w ramach żartu. W końcu udało jej się jakoś uspokoić i już całkiem poważnie podsumowała cały problem. - Wiem, że jesteś dobrym przyjacielem Titus - co w wolnym tłumaczeniu oznaczało : Wiem, że bez względu na to co zrobił ty i tak będziesz go bronić.
I nagle znów powrót do jawnego oburzenia. Może tym razem jednak trochę podszytego śmiechem. - To brzmi jakbym się nad nim fizycznie znęcała. Oberwał w życiu paroma doniczkami ale zawsze zasłużenie- broniła się. Trochę zaskoczyła ją ta lekkość z jaką przywołała to wspomnienie. Może rzeczywiście ma to już wszystko za sobą i teraz walczy z sentymentem. Nie wróciła jednak do sprawy rozmowy pomiędzy nią a Bertiem. Dla wszystkich byłoby najlepiej gdyby takowa nigdy się nie odbyła. -Titus - nagle usłyszała swój własny głos - Myślisz, że z tego wyjdzie coś poważniejszego? - spytała dość obojętnym tonem. Nie chciała wiedzieć, nie powinna nawet o tym myśleć. Jednak jeśli chłopak przytaknie nigdy nie postawi nawet stopy w Dolnie Godryka. Tak będzie dla wszystkich najlepiej. Jedno wielkie szukanie pretekstu.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Wejście [odnośnik]02.11.16 10:55
Dreszcz mu przeszedł po kręgosłupie jak posłała mu takie mordercze spojrzenie, ale tylko się łagodnie uśmiechnął, szczególnie gdy oskarżyła go bredzenie.
- Ano, taki przyjaciel jak ja to skarb. - znowu parsknął śmiechem. Ale taka prawda! Baby miały tą całą solidarność jajników, a kolesie... solidarność jąder? Głupio to brzmiało, ale najważniejsza zasada jasno mówiła bros before hoes i warto było się tego trzymać.
- No ja wszystko rozumiem, sam bym mu czasem podbił oko albo oba. - z powagą pokiwał głową, choć gdzieś tam w kącikach jego ust czaił się delikatny uśmiech, który jednak zaraz utonął w kolejnych łykach herbaty.
Pytanie Judith wprawiło go w niemałą konsternację... Szczerze? Nigdy się nad tym nie zastanawiał... Kibicował temu związkowi, ale czy oni obydwoje nie byli za młodzi by rozmyślać o przyszłości? Czy zarówno Bertie jak i Polly nie należeli do osób, które żyją dniem dzisiejszym wcale nie patrząc w przód?
- Szczerze? Nie mam pojęcia... - odstawił filiżankę - Ani Bertie ani Polly raczej nie są zbyt poważni, więc ciężko stwierdzić czy myślą o swoim związku w takich kategoriach, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. - wzruszył ramionami - Judka... tylko się na mnie wkurzaj, dobra? Ja bym chciał żebyście wszyscy byli szczęśliwi i jeśli naprawdę zależy ci na Bertiem... - a wiedział, że tak jest i nawet jeśli teraz zaprzeczy (a zaprzeczy na milion procent) to Titus i tak jej nie uwierzy - To schowaj swoją dumę w kieszeń i idź mu to powiedzieć. - Ollivander by tak zrobił. Robił to pewnie nie raz i mówił już Bottowi jaki z niego super kumpel i jak to dobrze, że trzymają sztamę, bo byłoby nudno bez tego wesołego cukiernika, który zawsze wpadnie na jakiś głupawy pomysł. Ale co jeśli panna Skamander faktycznie to zrobi? Co jeśli na nowo wpadną sobie w ramiona i Polka zostanie na lodzie? Nie mógłby patrzeć na smutną Polkę! Ale nie mógł też patrzeć na smutną Judith i chyba by mu serce pękło jakby musiał oglądać smutnego Bertiego! To wszystko było takie skomplikowane, że dostawał bólu głowy!


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Wejście [odnośnik]02.11.16 13:11
Dla czego ona nigdy nie może dostać tego czego akurat najbardziej potrzebuje? Jedno małe „tak” i sprawa byłaby rozwiązania. Westchnęła ciężko osuwając się przy tym na krześle. - Trafił swój na swego - nieświadomie wypowiedziała swoje myśli na głos. Ale przecież to prawda, przecież głównym zarzutem przeciwników związku Judy i Bertiego był właśnie fakt, że byli tak od siebie różni. Oczami wyobraźni już mogła sobie wyobrażać, jak te dwie szczęśliwe istotki żyją sobie razem na kocią łapę w tej ruderze, która naprawdę trudno nazwać mieszkaniem. Słuchała dalej ale nie zapomniała by w odpowiednim momencie przewrócić oczami. Dla czego nikt nie chciał jej wierzyć gdy twierdziła, że ten osioł nic dla niej nie znaczy? Całe życie miała się za takiego dobrego kłamcę. Przyglądała się przez chwilę Ollivanderowi. Zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia za to, że go w to w ciągnęła. Przecież on chciał tylko żeby wszyscy byli szczęśliwi. Jeszcze jedno głębokie westchnięcie. Postanowiła trochę zmienić taktykę i zamiast niepotrzebnie się denerwować powiedzieć prawdę. - W jakimś sensie na pewno zależy. Bez względu na to co się stało on był moim przyjacielem- „był” to takie strasznie przykre słowo. - I naprawdę życzę mu wszystkiego najlepszego - kłamstwo, wielkie, ogromne i napompowane kłamstw. - Ale to zamknięty rozdział -dodała z lekkim uśmiechem. Tym razem mówiła poważnie. Bez względu na wszystko ta historia nie ma prawa skończyć się happy endem. Z pewnością nie dla niej. Tyle, że o tym nikt nie mógł się przynajmniej na razie dowiedzieć. - Dla tego żaden armagedon ani rewolucja ci nie grozi- dodała ze spokojem. Podejrzewała w którą stronę mogą biec myśli Ollivandera. Mało to razy był świadkiem wielki powrotów. Jej wypowiedź miała oznaczać mniej więcej to, że drugi raz z własnej nieprzymuszonej woli się z Bertiem nie spotka. Ale dajmy już biednemu Titusowi spokój i nie każmy mu czytać między wierszami. Wiadomo przecież, że mężczyźni nie są w tym mistrzami. Oboje w końcu dopili swoje trunki. Judith jeszcze raz podziękowała mu za spotkanie i przeprosiła za problemy jakie wiecznie sprawia. Potem każde rozeszło się w swoja stronę.

/zt
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Wejście [odnośnik]22.02.18 22:01
| 06.06?

Trzynaście ciasteczek z pobliskiej cukierni spoczywało w papierowej torbie, którą właśnie wpychała do torebki. Miała dziś do załatwienia kilka spraw na Pokątnej, więc mimo paskudnej pogody wybrała się do magicznej dzielnicy, starannie okutana w zimowy płaszcz, który zmuszona była wyjąć z dna szafy kiedy wczoraj rano obudziła się i dostrzegła, że podwórze jest całkowicie zasypane śniegiem. Śniegiem. Prawdziwym śniegiem w czerwcu. Tyle śniegu nie widywała ani w Londynie, ani w rodzinnej Kornwalii nawet w środku zimy.
Musiała więc przeprosić się z ciepłymi ubraniami, w duchu zastanawiając się, co jeszcze przyniosą anomalie bo była pewna że śnieg jest właśnie ich skutkiem. Na ten moment nie wyglądało na to by miały nagle ustać; minęło już pięć tygodni, a zarówno pogoda, jak i magia wciąż wariowały, a ona wciąż miała dużo pracy w Mungu, warząc eliksiry dla potrzebujących.
Prosto z pracy przeniosła się siecią Fiuu do Dziurawego Kotła, skąd przedostała się na Pokątną. Nieco wyludnioną w stosunku do tego, jak zazwyczaj uliczka wyglądała w czerwcu, może dlatego że padający śnieg zatrzymał większość ludzi w domach i przybywali tu głównie ci, którzy mieli do załatwienia konkretne sprawy. Nie sposób było się dopatrzeć biegających beztrosko dzieci zaczynających już powoli letnie zakupy przed wrześniem i wyjazdem do Hogwartu. Każdy, kogo mijała, wydawał się spieszyć, chroniąc się przed zimnymi płatkami sypiącymi się z nieba. Jak tak dalej pójdzie to wkrótce warstwa śniegu stanie się dość pokaźna. Już teraz Charlie prawdopodobnie utonęłaby w nim, gdyby pokonywała ulicę w postaci kota.
Postanowiła schronić się w herbaciarni, gdzie i tak niedługo miała odbyć spotkanie z osobą która chciała zamówić u niej eliksir. Zanim jednak weszła do środka, minął ją młody chłopak, który nagle wcisnął w jej ręce niewielką paczuszkę i szybko odszedł. Skonsternowana Charlie prawdopodobnie powinna była szybko odrzucić pakunek, ale jednak w zamyśleniu wzięła go i weszła z nim do herbaciarni, zajmując jeden ze stolików w pobliżu wejścia.
Miała jeszcze trochę czasu do przyjścia klienta który miał jej przynieść składniki, więc żeby zająć czymś ręce zaczęła odpakowywać paczuszkę. Wsunęła do środka dłoń i poczuła pod palcami fakturę jakiegoś materiału, który po chwili wyciągnęła. Jak się okazało, były to koronkowe, dość wyzywająco wyglądające... majtki. Próbowała je od siebie odrzucić, zawstydzona niezbyt smacznym żartem, jakim zapewne był ten nietypowy podarek, ale majtki jakby przykleiły się do jej dłoni. Niestety była to ręka wiodąca więc nie mogła rzucić przeciwzaklęcia, ale usilnie próbowała oderwać fragment bielizny, ciągnąc go drugą dłonią. Bez większych skutków. Speszona tym, że ktoś z innych klientów mógł coś widzieć, schowała dłonie pod stół, wciąż zastanawiając się, jak pozbyć się tego nieoczekiwanego problemu przed zaplanowanym spotkaniem.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Wejście [odnośnik]22.02.18 23:36
| 6. czerwca

Pogoda naprawdę wariowała. Najpierw burze, teraz śnieg… i to w czerwcu! Biada! Cieszył się przynajmniej z tego, że teraz nie był tak niedoinformowany jak w ciągu dwóch pierwszych dni czerwca. Dobrze, że napotkał na pannę Jocelyn u św. Munga, która zdążyła mu wytłumaczyć trochę bardziej szczegółowo niż jego matka w liście o tym, co się wydarzyło. Biada tej dziwnej anomalii, która zaczęła dręczyć Wielką Brytanię. Oby ktoś szybko się nią zajął! Chociaż, z drugiej strony… mógł jeszcze raz przeżyć zimę! Ba, tym bardziej cieszył się z tego, że w ZSRR nabył dość ciepły płaszcz i zabawną czapkę, które teraz mogły umożliwić mu przeżycie tej dziwnej pogody bez odmrożeń!
Mimo dobrego odzienia, ręce strasznie mu marzły, nawet w rękawiczkach. Stopy też. Gdyby nie futrzasta czapka to pewnie marzłyby mu też uszy! Idąc ulicą Pokątną, zaczął więc rozglądać się za jakimś ciepłym schronieniem w ten przerażająco zimny dzień, szóstego czerwca, pół godziny po dwunastej. Najodpowiedniejszym miejscem wydał mu się „Czerwony Imbryk”, nie bez powodu! W swojej długoletniej podróży, w której przez kilka lat zwiedzał Bałkany, nie miał miejsca, gdzie mógłby napić się herbaty! Tam, na południu Europy, mugole patrzyli na niego ze zdziwieniem, gdy pytał i prosił o „czaj”. Co dziwniejsze, martwili się czy czasem nie zachorował, bo przecież o herbatę mogłaby poprosić tylko chora osoba! Przerażający zwyczaj, jak można nie interesować się herbatą! To był jeden z niewielu minusów, jakie mógłby wskazać w życiu i zwiedzaniu tych przeuroczych krajów! Tak też akurat ten lokal wydał się interesującym, trochę upragnionym miejscem!
Wszedł uśmiechnięty. Och! Od razu poczuł przemiłą i przyjemną woń różnego rodzaju kwiatów i ziół! To, że rano trochę sobie wypił także wpływało na jego chęć uzupełnienia płynów! Poza tym, chyba miał prawo uczcić w normalny sposób fakt, że w końcu przełamał się i odwiedził ojca w szpitalu! Fakt, same odwiedziny nie były czymś bardzo przyjemny, bo ojciec nie pamiętał wielu rzeczy, no i oboje strasznie się męczyli przy próbach przypominania niektórych wydarzeń. Lord Macmillan na całe szczęście wiedział, że Anthony jest jego synem! Przy innych kwestiach jednak, „staruszek” nie był pewien czy to co chodziło mu po głowie było prawdą czy też nie. Zabawne do czego była zdolna doprowadzić ta cała tajemnicza „anomalia”!
Zapachy w Czerwonym Imbryku były naprawdę powalające jak dla Anthony’ego. Najważniejsze było jednak to, że w lokalu było ciepło! No i był przyjemny dla oka. Miał wrażenie, że stęsknił się za tym miejscem, choć oczywiście nadal pozostawał wierny wszelkiego rodzaju pubom, barom, ogólnie knajpom, w których można było się napić czegoś „mocniejszego”. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że w takich „porządniejszych” lokalach zawsze mógł liczyć na swoją ukochaną bezdenną piersiówkę „Macmillanówkę”. Jedyną prawdziwą damę w jego życiu po 1948 roku! Zamówił więc jedną czarną, a potem dolał do niej whisky, mając nadzieję że takie połączenie postawi go na nogi. Przysiadł też gdzieś pomiędzy wejściem a środkiem, żeby mieć widok na stoliki przy wejścio-wyjściu i na drzwi.
Z dziwnym zainteresowaniem przyglądał się wchodzącym i wychodzącym czarodziejom, a czas jakoś powoli mu mijał. Popijał ciepłą herbatę z prądem i wtedy zwrócił uwagę na to, że jedna z czarownic, trochę przed godziną trzynastą, przysiadła z dość ciekawie zapakowanym chyba-prezentem. Och, zatęsknił za dzieciństwem i tymi wszystkimi podarunkami od ojca i rodziny, a w szczególności za podarunkami od babci! Sam oczywiście uwielbiał rozpakowywać nawet najmniejsze prezenty, bo dawało mu to dziwną radość. Westchnął ciężko, ach wspomnienia… wiedział, że nie da się wrócić do przyszłości tak łatwo, a nawet jak jest to możliwe, to na pewno nie należałoby jej zmieniać. „Co się stało, to się stało, a życie idzie dalej”, powiedziałby pewnie ktoś z jego rodziny.
Być może przyglądał się czarownicy i pudełku wyjątkowo bezczelnie, ale w końcu… był Macmillanem, więc bezczelność miał we krwi, jeżeli można to tak ująć. Sam był zainteresowany tym, co mogło znajdywać się w środku. Otwieranie pakunku dosłownie „pożerał” spojrzeniem. Co tam będzie? Co tam będzie?! Jeszcze trochę… Zegar wybił pełną godzinę, pierwsza lub trzynasta (jak kto woli!), a dziewczyna wyciągnęła… no co? Co?
Och… Na Merlina… jak to…Bieliznę?
Zdziwił się mocno. Wyglądał naprawdę głupio z wytrzeszczonymi oczami i rozdziawionymi ustami, przy których ledwo trzymał kolorową filiżankę. Żeby w miejscu publicznym tak wyciągać bieliznę? I to majtki? Z koronką? „Sramota! Užas!”, zawołali by pewnie Serbowie w swoim języku, co miałoby oznaczać wstyd i przerażenie. Wyraźnie się zaczerwienił. Był Macmillanem, ale na Merlina! Majtki? Tylko… gdyby czarownica wiedziała co dostaje i że jest to ta część odzieży to chyba nie otwierałaby tego w takim miejscu jak to, prawda? Nie próbowałaby siłą ich odczepiać od swojej dłoni… właśnie… dlaczego próbowała je odczepić i nie mogła? Momentalnie na jego czole pojawiły się zmarszczki. Anthony próbował zrozumieć całą tę niezręczną sytuację.
„Czas ratować damę w opałach!”, krzyknął w myślach. Domyślał się, rzecz jasna, że nieznajoma nie będzie raczej chciała przyznać się do tego, co przykleiło się do jej dłoni. Natychmiast chwycił pod pachę swój płaszcz i czapkę, jedną dłonią chwycił filiżankę z podstawą, a drugą mały imbryczek, w połowie pusty (albo w połowie pełny). W kilka sekund później znalazł się przy stoliku, przy którym siedziała zakłopotana czarownica. Jak zauważył, zdążyła ukryć swoją dłoń z wyjątkowo wstydliwym podarunkiem. Uśmiechnął się, dość przyjemnie, próbował udawać (chociaż ciężko mu to wychodziło), że pojawił się naprzeciw niej bez żadnego specjalnego powodu. Miał już powiedzieć: „Hej! Widziałem, że coś przykleiło ci się do ręki! Pomóc?”, ale powstrzymał się. Takie podejście, jak zakładał, mogłoby tylko wywołać panikę, a może i jeszcze większe zawstydzenie.
Dzień dobry – odezwał się, trochę przeciągając ostatnią sylabę. Chciał zabrzmieć jak najbardziej szczęśliwie. – Nie ma wolnych stolików, a tamten – tu wskazał na stolik przy którym siedział jeszcze kilka sekund temu – był obklejony herbatą. Mogę się dosiąść, prawda? – wyciągnął dłoń w jej stronę, ponad pudełkiem, mając nadzieję, że w ten sposób czarownica zareaguje wyciągnięciem ręki. Lewą ręką w końcu nie mogłaby uścisnąć jego ręki, prawda? O ile w ogóle będzie chciała ją uścisnąć! W końcu matka w dzieciństwie mu powtarzała: „Do kobiet nie wyciągaj pierwszy ręki! Zrozumiano?” Takie podejście mogło okazać się dla niego dość problematyczne. Nigdy nie wiadomo kiedy kobieta może się na ciebie obrazić za brak „manier”!
Jednak warto dodać, że jego uzasadnienie o tym, że Czerwony Imbryk jest pełen był kłamstwem. Wyjątkowo nieudanym, bo wystarczyło się rozejrzeć, żeby dostrzec dwa lub trzy puste stoli.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Wejście [odnośnik]23.02.18 18:44
Śnieg w czerwcu był jedną z ostatnich rzeczy, jakich mogła się spodziewać, ale anomalie zgotowały im powtórkę zimy w środku lata. Musieli sobie wszyscy jakoś z tym poradzić, mając nadzieję że to tylko stan przejściowy, podobno jak całe anomalie, które zrobiły już tyle złego. Londyn zasypany śniegiem mimo wszystko wyglądał pięknie, choć wolałaby takie widoki podziwiać pół roku temu. Standardowa londyńska zima była pełna chlapy, szarości i mgły, i raczej rzadko można było tu uświadczyć leżący dłużej śnieg. W swoim życiu prawdziwym śniegiem mogła się nacieszyć właściwie tylko w czasach Hogwartu, bo zimą błonia zawsze tkwiły pod warstwą białego puchu.
W herbaciarni było przyjemnie ciepło i pachniało tam herbatą. Jak przystało na prawdziwą Angielkę Charlene uwielbiała herbatę, więc miejsce szybko przypadło jej do gustu, gdy kiedyś trafiła tu po raz pierwszy, i podczas odwiedzin na Pokątnej niekiedy tu zachodziła by uraczyć się jakąś nietypową mieszanką i posiedzieć w przyjemnej atmosferze. Było to też dobre, neutralne miejsce spotkań, także tych dotyczących alchemii, choć ostatnimi czasy rzadko przyjmowała zlecenia, mając na głowie dużo obowiązków w Mungu i musząc być potencjalnie gotowa by sprostać nagłym potrzebom Zakonu, ponadto częściej warzyła mikstury dla własnych znajomych. Osoba na którą czekała była znajomą jej matki, więc nie wypadało jej odmówić i wykręcić się nawałem obowiązków, byłoby to niegrzeczne. Ale tak to już było, że wieści o jej alchemikowaniu roznosiły się pocztą pantoflową i nie był to pierwszy raz, gdy ktoś ze znajomych jej rodziców lub rodzeństwa się do niej zwracał.
Zegar wiszący na jednej ze ścian pokazywał godzinę trzynastą, więc miała jeszcze trochę czasu. Ale, jak się okazało, przed spotkaniem musiała rozwiązać jeszcze jeden niespodziewany problem. Gdyby tylko wiedziała że podrzucona jej paczuszka to głupi i niesmaczny dowcip, z pewnością by jej nie otworzyła. Może w tych czasach nie powinna otwierać niczego od obcych, ale ciekawość była silniejsza i tym razem ją zgubiła. W paczuszce były frywolne koronkowe majtki, jakich z pewnością nie założyłaby grzeczna, dobrze wychowana panna jaką była Charlie. Ani tym bardziej nie wyjęłaby ich z opakowania w miejscu publicznym, gdzie każdy mógł to zobaczyć, a przecież nie chciała dopuszczać się czegoś tak niestosownego. Gdyby to tylko były majtki to jeszcze pół biedy, bo mogłaby je szybko schować, ale okazało się, że były zaczarowane i po zetknięciu się z jej palcami natychmiast się do nich przykleiły, i za nic nie dało się ich oderwać.
Jej policzki oblały się szkarłatnym rumieńcem zawstydzenia. Rozejrzała się pospiesznie, mając nadzieję że niewielu ludzi zauważyło zawartość paczuszki; nie chciała zostać uznana za osobę nieprzyzwoitą, która w miejscu publicznym wymachuje majtkami. I to z koronką!
Nagle zauważyła, że mężczyzna który wcześniej siedział kilka stolików dalej, wstał i ruszył w jej stronę. Czyżby zauważył całą tę dziwną scenę? Charlie kurczowo ukryła dłonie, i wciąż czerwona na twarzy przeniosła na niego wzrok. Miała ochotę dosłownie zapaść się pod ziemię z zażenowania. Na domiar złego mężczyzna wyciągnął w jej stronę rękę – a przecież nie mogła jej uścisnąć, skoro do jej prawej dłoni wciąż były przyklejone frywolne majtki. Co ten mężczyzna by sobie o niej pomyślał? O ile już nie myślał, bo kto wie, ile zauważył zanim tu podszedł.
- Yyy... Dzień dobry – wybąkała. Wybrał sobie bardzo nieodpowiedni moment na to, by usiąść w pobliżu. – Właściwie to na kogoś czekam, ale... tej osoby na razie nie ma – odpowiedziała w końcu; w obecnych okolicznościach chyba wolałaby stąd czmychnąć, bo jak tu spotykać się z kimkolwiek, mając na ręce majtki, których nie mogła odkleić? Znajoma jej matki mogła poczuć się bardzo zgorszona tą (niezamierzoną, ale jednak) niekulturalnością i brakiem wstydu Charlie.
Wiedziała, że to pewnie niegrzeczne, ale nie wyciągnęła ręki. W zasadzie nie miała dużego wyboru, bo podanie mu dłoni zwieńczonej koronkową bielizną byłoby jeszcze większą wpadką, a nie wiadomo, czy uwierzyłby, że po prostu padła ofiarą żartu i to zajście jest dla niej samej równie niefortunne i wstydliwe.
Dostrzegła też, że jeszcze parę innych stolików było wolnych, ale jednak mężczyzna postanowił dosiąść się do niej. Nie była pewna, co o tym myśleć, ale w tej chwili myślała gorączkowo nad tym, jak uwolnić się od przyklejonych do ręki majtek. Nie chciała tak chodzić przez cały dzień, ani udawać się do Munga z prośbą o odczarowanie. Co prawda często trafiali tam czarodzieje z jeszcze głupszymi „wypadkami”, ale nie chciała przy obecnym nawale pracy zawracać nikomu głowy.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Wejście [odnośnik]23.02.18 19:29
Jak głupi trzymał dłoń w powietrzu licząc na to, że czarownica jednak ją uściśnie. Naprawdę, miał w sobie taką cichą nadzieję, że nieznajoma zareaguje odruchowo, ale nie! Oczywiście, że nie! Matka miała jednak rację, do kobiet nie powinno wyciągać się ręki. Co tu zrobić? Starał się udawać, że nic się nie stało. Przecież nie mógł jej zmusić do powitania się w taki a nie inny sposób.
Nie przeszkadzają mi osoby trzecie – odpowiedział jej na informację o możliwym trzecim gościu przy stoliku. – Może to nawet i lepiej – dodał.
Podrapał się po głowie. Zmierzwił włosy palcami. Przeczesał nie za długą grzywkę na lewą stronę. Zupełnie nie wiedział co zrobić z nieuściśnięta dłonią. Zdawało się, że trochę się tym przejął. To drapał się za uchem to chwycił się za podbródek. Potem krążył palcem po krawędzi filiżanki. No trudno! Chciał pomóc, ale tak się nie dało!
Nie miał jednak zamiaru się poddawać! Cały czas gorączkowo myślał jak inaczej zwrócić nieznajomej dziewczynie uwagę na to, że wie o jej… przypadłości, jeżeli można to tak nazwać. Nie mógł przecież zostawić jej tak samej! Wystarczyło spojrzeć na jej twarz! Ona wręcz, pewnie nieświadomie – tak zakładał, błagała o pomoc! Jej oczy, naprawdę tak myślał, „krzyczały”: „Pomocy!”. Jak miał ją podejść? Jak powinien się zachować? Może rzeczywiście ruch z uściskiem dłoni na powitanie nie był odpowiednią formą zaoferowania pomocy? Tylko co miał wymyślić?
Zaczął pukać palcem o podstawkę. Trochę się denerwował. Najprościej by było gdyby zwyczajnie dał jej znać, że chce jej pomóc, ale to jednocześnie brzmiałoby tak głupio i niezręcznie, że nie mógł tego zrobić. Dolał sobie herbaty do filiżanki. Westchnął cicho. Czy powinien zacząć mówić o czymkolwiek? Może jeżeli trochę porozmawiałby z czarownicą, to ta miałaby możliwość przekonać się do niego, zaufać mu i może zwyczajnie poprosić go o pomoc?
Często tutaj pani przychodzi? – Zapytał. Nie wiedział co innego powinien wymyślić. Biedna czarownica była cała czerwona na twarzy. Przykro mu było na to patrzeć. Jak miał ją podejść? Było mu jej naprawdę żal! – Czy coś się stało? Jest pani… strasznie czerwona… – dodał. Teraz i on się zaczerwienił, bo przecież doskonale wiedział co się stało, a jednocześnie udawał głupiego, co zwyczajnie mu nie wychodziło.
Odwrócił więc wzrok od filiżanki i czarownicy. Sięgnął do płaszcza i wyciągnął piersiówkę. Alkohol mógłby być dobrym sposobem na rozluźnienie całej dziwnej atmosfery. Potrzebował dolać sobie odrobiny whisky do herbatki, ale musiał to zrobić tak, żeby nie zauważyło tego zbyt wiele osób. Rozejrzał się. Patrzył może jeden czarodziej. Może dwóch. A może i nie patrzyli na niego, tylko na drzwi, kto to wiedział. Pozbył się korka, dolał sobie trochę Ognistej. Potem zablokował szyjkę. Sprawdził czy aby na pewno nic się nie wyleje z piersiówki i dopiero po tym szybkim teście schował bliską jego sercu „Macmillanówkę” do kieszeni płaszcza.
Wtedy przypomniał sobie jeszcze jedno. Przecież przed nim siedziała nieznajoma, kobieta. Głupio by było posługiwać się alkoholem, w obecności właśnie kobiety i nie zaoferować jej alkoholu. Tak mu się wydawało. Może i nie było to właściwie zachowanie, żeby pić po pierwszej, ale z drugiej strony… jeszcze bardziej niewłaściwym byłoby zachowanie alkoholu tylko dla siebie. Nie chciał przecież wyjść na skończonego chama. A tym bardziej na prosię… Na Merlina… tylko nie prosie, przecież nie był tak okropnym i „nieczystym” czarodziejem!! Przerażające stworzenia!
Chciałaby się pani napić odrobiny Ognistej na rozgrzanie? – Zapytał cicho i niepewnie, zupełnie tak jakby rozchodziło się o jakiś nielegalny towar a nie alkohol. Wskazał, kiwając głową na kieszeń w płaszczu, że miał na myśli piersiówkę. Bał się wyzwania go od najgorszych, byleby nie nazwała go „świnią” (!). Bał się też przegonienia od stolika bez udzielenia pomocy, ale… co innego miał zrobić? A może właśnie whisky sprawiłoby, że nieznajoma trochę mu zaufa i przynajmniej da sobie pomóc z dość… nieodpowiednim prezentem, który otrzymała?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Wejście [odnośnik]23.02.18 22:11
Charlene naprawdę wstydziła się swojego obecnego położenia i bała się popełnienia większej wpadki niż niepodanie mężczyźnie ręki. Do jej dłoni wciąż był przylepiony fragment bielizny, która nie należała do niej. Nie była też pewna, czy domniemany żartowniś z kimś ją pomylił, czy może po prostu chciał podrzucić paczuszkę pierwszej lepszej napotkanej kobiecie?
Niezależnie od tego, co nim kierowało, to Charlie miała teraz problem, którego musiała jakoś się pozbyć. Potrzebowała wolnej dłoni do normalnego funkcjonowania, a czekało ją spotkanie, i teraz jeszcze to niespodziewane pojawienie się nieznajomego mężczyzny, który z jakiegoś powodu też uparł się na jej towarzystwo, a Charlie nie miała pojęcia, że w rzeczywistości chciał jej pomóc.
Czuła się onieśmielona i niepewna, bo nie wiedziała, kim był i czego może się po nim spodziewać, a tak kłopotliwa sytuacja chyba nie była dobrą porą na zawieranie nowych znajomości. Rzeczywiście wszystko w wyrazie jej twarzy krzyczało że ma kłopoty, ale nieśmiałość i poczucie wstydu nie pozwalały jej poprosić o pomoc obcego mężczyzny. Przyglądała mu się ze zdziwieniem, patrząc, jak siada i dolewa sobie herbaty jak gdyby nigdy nic, podczas gdy ona wierciła się niespokojnie, mnąc dłonie wraz z przyklejonych do nich „podarunkiem”, którego nadal nie udało jej się odkleić. Może to było zaklęcie trwałego przylepca lub coś podobnego?
W normalnych okolicznościach na pewno by się odezwała, teraz marzyła tylko o tym, by uciec, kurczowo chowając rękę przed wzrokiem innych, by nikt nie zobaczył jej żenującej wpadki i nie uznał jej za bezwstydnicę.
- Czasami przychodzę – odpowiedziała z wahaniem, gdy zadał jej pytanie. – Lubię to miejsce. I herbatę.
Przygryzła niespokojnie wargę, znów rzucając mu szybkie spojrzenie i niespokojnie poruszając się na krześle. Jęknęła w duchu, gdy mężczyzna dał jej do zrozumienia, że zauważył jej czerwoność i zażenowanie.
- Nie. Nic się nie stało – odpowiedziała nieco zbyt szybko; nigdy nie była dobrą kłamczuchą, więc bardzo łatwo można było się domyślić, że nie mówiła prawdy. Znowu umilkła, tym razem rzucając szybkie spojrzenie na okno. Dopiero po upływie kolejnych kilku chwil zdecydowała jednak się odezwać. – To znaczy... Tak – powiedziała cichutko zawstydzonym głosem. – Padłam ofiarą pewnego niezbyt przyjemnego żartu... Ktoś miał chyba nieco dziwne poczucie humoru.
Próbowała się uśmiechnąć, ale ten uśmiech wyszedł nieco zbolały. Jednocześnie patrzyła, jak mężczyzna wyciąga z kieszeni piersiówkę i do swojej herbaty dolewa alkoholu. To musiał być alkohol, zwykle to właśnie nosili mężczyźni w piersiówkach, a po chwili mogła też poczuć nikłą woń charakterystycznego zapachu. Uniosła brwi, nieco zdumiona tym widokiem; podejrzewała że pracownicy herbaciarni nie byliby zachwyceni, widząc jak ktoś próbuje „ulepszyć” ich herbatę dodatkową procentową wkładką.
- Nie, dziękuję. Wystarczy mi herbata – odpowiedziała grzecznie, kiedy i jej zaproponował, bo jednak wolała zwykłą herbatę; ta z Czerwonego Imbryka była jej zdaniem tak dobra że nie potrzebowała żadnych ulepszeń, poza tym czuła się zbyt niepewnie, by przyjąć trunek od obcego mężczyzny. Patrzyła tylko, jak on sam raczy się herbatą z wkładką; mężczyźni mieli swoje różne dziwactwa, które dla kobiet wydawały się niecodzienne, i chyba bardziej niż one lubili sięgać po rozmaite trunki.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Wejście [odnośnik]24.02.18 9:27
Jeszcze go nie przegoniła. To dobrze. Miał cichą nadzieję, że może da mu szansę na pomoc. Co prawda, nadal nie rozumiała dlaczego się do niej dosiadł, na to przynajmniej się zanosiło. Może nie powinien się do niej dosiadać? Może sama by sobie poradziła? A może to dobrze, że się starał? Ale czy staranie się jest wystarczające? No, ale przecież nie mógł jej tak wprost powiedzieć, bo wzięłaby go za dziwoląga i szaleńca, ba, może i za kogoś gorszego, biorąc pod uwagę fakt, co wyciągnęła z pakunku. Nawet jeżeli nie wzięłaby go za kogoś takiego, to mogłaby zwyczajnie pomyśleć, że jest zwykłym chamem i tyle. Z drugiej strony… jeżeli kazałaby mu wyjść to nie mogłaby liczyć na pomoc, prawda? Ale co z tego, skoro nie mogła mieć pojęcia, że przyszedł jej na pomoc niczym rycerz na białym koniu… tylko, że bez konia, ale za to z tytułem lorda! Pomijając fakt, że o tym drugim na pewno nie miała pojęcia, bo tak się zachowywała. No i że jemu samemu z tytułem było mu „/vsjo ravno/”!
Musiał więc postarać się jeszcze bardziej. Trzeba było dać jej jakoś do zrozumienia, że wie, co się stało, ale musiał to zrobić w taki sposób, żeby przypadkiem nie „oberwać”. Nie chciał być uznany za… wiadomo-kogo. Zwyczajnie było mu żal dziewczyny, a samą tą myśl powtarzał z kilkanaście razy w swoich myślach.
No, ale i tak nie chciała mu odpowiedzieć wprost, nawet kiedy zwyczajnie zapytał czy coś jest nie tak. Nie dziwił się, ale może byłoby prościej, gdyby po prostu powiedziała? Zacisnął usta, próbując ukryć swoje delikatne poirytowanie niemożnością wyjścia z tej dziwnej sytuacji. A może powinien zadać inne pytanie? Inaczej ją podejść? Co powinien teraz zrobić? Przyglądał jej się uważnie, zdawałoby się, że przysunął swoją głowę w jej stronę. Widział jak przygryza wargę i rzuca mu krótkie spojrzenie. Czy to miało znaczyć, że jest blisko przyznania się co jest nie tak? Tak?
Tak! „Ha!” Złamana! Przyznała się! Wciąż jednak brakowało, żeby pokazała mu co się stało. Albo żeby chociaż powiedziała co się stało. Wtedy można by było coś na to zaradzić. Taką miał przynajmniej nadzieje. Wiedział tylko, że „prezent” nie chciał się odczepić.
Żartu? – Zapytał. – To znaczy? – Naprawdę nieudolnie rżnął głupa. Czuł się z tym źle, ale wiedział, że najprostsze rozwiązanie mogłoby się okazać najgorsze. – Jakiś nieudolny adorator? A może złamała komuś pani serce? – Pytał i wskazywałł łyżeczką na otwarty pakunek. Zajrzał nawet do środka, zupełnie jakby był ciekawskim gazeciarzem. – Nic tam nie ma… – westchnął. –  W sumie…Też nie chciałbym dostać pustego prezentu – naprawdę ledwo się powstrzymywał przez powiedzeniem, żeby już mu pokazała tę rękę. – Chyba nikt by nie chciał. My, mężczyźni, mamy jednak to szczęście, że raczej rzadko dostajemy niespodzianki od pań. I zazwyczaj dostajemy je od starszych kobiet z rodziny – uśmiechnął się przyjemnie.
Szkoda, że nie chciała się napić. Może wtedy trochę by się rozluźniła i nie byłaby tak bardzo spięta. Odrobina Ognistej mogłaby jej dobrze zrobić. Nie kazał przecież się jej upijać. Poza tym w taki zimny dzień trochę whisky rzeczywiście potrafiło na krótki czas rozgrzać. Po alkoholu zresztą nie czułaby się aż tak bardzo nieśmiało, no i nie byłaby zawstydzona z powodu „niezbyt przyjemnego żartu”. Fakt, jej przypadłość… to znaczy kawał, który ktoś jej wykręcił, był głupi. Z drugiej strony, skąd miała wiedzieć co będzie w środku? Nawet on, obserwując ją, nie wiedział co wyciągnie. No, chyba że czarownica spodziewała się prezentu i jego zawartości… ale to wtedy ją można by było nazwać… ekhm… skoro otwierała to w takim miejscu jak „Czerwony Imbryk”. Nie wierzył jednak, żeby nieznajoma znała zawartość prezentu przed jego opakowaniem. Gdyby znała to by się teraz nie czerwieniła.
Ja bym odesłał ten pusty prezent – dodał cicho. – A delikwenta pogonił albo odpłacił się podobnym żartem. No, ale to już jest problem, z którym będzie pani musiała uporać się sama. Albo i nie.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Wejście [odnośnik]24.02.18 12:12
Pewnie na upartego by sobie poradziła. Znalazłaby jakieś nożyczki i odcięła majtki, a ich resztki spróbowałaby rozpuścić w odpowiednim eliksirze. Nie ryzykowałaby rzucania zaklęć na siebie w dobie anomalii, nawet gdyby mogła czarować, ale sama nie mogła tego zrobić, bo to jej ręka wiodąca była przyklejona do znalezionej w paczuszce bielizny.
Rzeczywiście mogłaby sobie o mężczyźnie pomyśleć różne rzeczy, nawet to, że był w zmowie z tamtym kawalarzem. W końcu mogło ich być dwóch; jeden podrzucił jej niemiły prezent, a drugi miał obserwować jej reakcję i czerpać rozbawienie z jej położenia? Kto go tam wie, nawet jeśli wydawał się raczej miły. Oczywiście Charlie nie miała pojęcia, kim jest, więc nie wiedziała że ma przed sobą osobę z tytułem, i to z jej rodzinnej Kornwalii. Wychowała się w końcu na ziemiach Macmillanów, ale po Hogwarcie zamieszkała pod Londynem i rodzinny dom tylko odwiedzała.
Była zmieszana i nie do końca wiedziała, co robić, jak go spławić, żeby nie wyjść na niegrzeczną i bezczelną. Lub może sama powinna uciec, zostawiając go tu? Póki co więc tylko patrzyła, nieco zdawkowo odpowiadając na pytania i taksując go uważnym wzrokiem. Próbowała ocenić jego zamiary i to, czy może zaufać mu na tyle, by powiedzieć mu prawdę o tym, co jej się przytrafiło, skoro już się napatoczył. Miała tylko nadzieję, że jej nie wyśmieje ani nie uzna za nieprzyzwoitą. Tego Charlie by bardzo nie chciała, jako że daleko jej było do osoby nieprzyzwoitej i z całą pewnością z własnej woli by się w taką sytuację nie wpakowała. Wiedząc, co jest w paczce, w ogóle by jej nie otworzyła.
Dopiero po dłuższym wahaniu zdecydowała się przyznać, wiedząc, że mimika jej twarzy i rumieńce wyraźnie mówią, że próbowała go oszukać i rzeczywiście miała problem. Wstydliwy problem. Pozostawało jej tylko jęknąć w duchu i mieć nadzieję że zaraz nie usłyszy wybuchu śmiechu i że inni klienci nie zwrócą na nią uwagi. Tego zdecydowanie nie chciała.
- Raczej nie – westchnęła. Jej życie uczuciowe właściwie nie istniało. W Hogwarcie nigdy nie interesowały jej trywialne i bezprzyszłościowe nastoletnie miłostki, a po szkole była tak zajęta kursem i nauką animagii, że nawet nie miała czasu angażować się w żaden związek. Nawet jeśli miała jakiegoś adoratora to o tym nie wiedziała. Kto wie, może ktoś w taki mało subtelny sposób chciał jej dać do zrozumienia że zwrócił na nią uwagę? Jeśli tak, to wybrał zły sposób na zjednanie sobie jej sympatii i zaufania, bo Charlie raczej nie chciałaby wiązać się z kimś, kto miał tak infantylne poczucie humoru i ośmieszył ją w miejscu publicznym. Oczywiście była duża szansa na to, że była przypadkową ofiarą; może to innej kobiecie zawiedziony adorator chciał zrobić taki kawał, ale się pomylił i paczka trafiła do Charlie? Lub po prostu dostać ją miała jakakolwiek napotkana kobieta? Być może nigdy się nie dowie, kto i dlaczego za tym stał.
Mężczyzna tymczasem zajrzał do paczki, która była już pusta, więc oczywiście nic tam nie znalazł.
- Tam nic nie ma. Już nie – powiedziała wtedy. – Ten... podarek był dużo bardziej podstępny. Ktoś wcisnął mi to tuż przed wejściem i szybko odszedł, a ja głupia uległam ciekawości i to otworzyłam. Pokażę go panu, tylko proszę obiecać, że nie będzie się pan śmiał – zastrzegła, patrząc na niego z powagą malującą się w intensywnie zielonych tęczówkach, swą barwą przywodzących na myśl oczy kota. – Wolałabym nie wystawiać tego na widok publiczny.
Znów się zarumieniła. Och, to było takie zawstydzające, pokazywanie obcemu mężczyźnie przyklejonych do ręki koronkowych majtek. Nawet jeśli nie były to jej własne majtki. Ostrożnie uniosła rękę, mając ochotę zapaść się pod ziemię. Oczywiście trzymała ją tak, by nie była widoczna z innych stolików. Sama się zastanawiała czemu mu zaufała. Może naprawdę powinna stąd uciec, by nie narażać się na większą śmieszność przed nieznajomym? Ale słowo się rzekło, a ręka została wyciągnięta spod stolika i mężczyzna mógł zobaczyć koronkę przyklejoną do palców. Charlie nigdy nawet nie miała w rękach równie frywolnych i nieprzyzwoitych majtek.
- Nie wiem, kto to był, nawet nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy – westchnęła znowu, zerkając na moment w stronę okna, ale nie zobaczyła tam tajemniczego delikwenta próbującego podejrzeć jak zakończył się jego żart. Tylko ulicę, padający śnieg i pojedyncze, szybko przemykające sylwetki. – Chyba to zaczarował, bo nie potrafię się ich pozbyć. Może pan mógłby mi pomóc, skoro już tutaj przyszedł i zobaczył mnie w tej... kłopotliwej sytuacji? – zapytała go. – Może ktoś z obsługi ma nożyczki, którymi mogłabym przeciąć materiał. Wolę... nie próbować czarów. Wie pan... anomalie – ściszyła nieco głos, nie wiedząc, że mężczyzna jest w kraju dopiero od niedawna i ma wciąż nikłe pojęcie o anomaliach.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Wejście [odnośnik]25.02.18 10:15
Skoro prezent nie był od adoratora to pewnie od kogoś bliskiego… chyba. W przeciwnym razie… dlaczego czarownica miałaby go przyjmować? To byłoby trochę… szalone i na pewno niebezpieczne. W tych czasach dosłownie wszystko mogłoby znaleźć się w takim pakunku, włącznie z tą mugolską, dziwną „bombą”, o której mu mówili na Bałkanach, a której działania nadal nie potrafił zrozumieć. Z jednej strony więc dobrze się stało, że dziewczyna uświadomiła go, że podarunek został jej wciśnięty w ręce i że to wszystko, co wcześniej widział, a do czego nie chciał się przyznać, że zobaczył, było efektem jej ciekawskiej natury. Ale z drugiej strony… naprawdę myśl o tym, że zamiast głupich i wstydliwych majtek mogłoby się znaleźć tam dosłownie cokolwiek, trochę go przerażała. Uświadomił sobie, że zawsze mogło być gorzej.
Tego? – Powtórzył po niej. Wiedział czym „to coś” jest, ale i tak jej słowa zabrzmiały w taki sposób, jak gdyby szło o jakąś paskudną chorobę z bąblami na skórze, a nie o część bielizny. – Znaczy, że pani wzięła to, co było w środku i ma to pani przy sobie, tak? Dobrze rozumiem? Proszę mi wybaczyć ciekawskość, ale wygląda pani jak gdyby wrzucono panią na podpalony stos.
Nie mógł przecież się zdradzić, że obserwował to zajście. Nie chciał wyjść na kogoś o perwersyjnym zamiłowaniu do podglądania osób trzecich. Naprawdę miał ogromną nadzieję, że nie było po nim widać, tzn. na twarzy, że doskonale wie o co się rozchodzi. Jeszcze czarownica posądziłaby go o współudział w okrutnym i podłym żarcie, z którym przecież nie miał nic do czynienia i jakby z tego wybrnął? Wtedy jednak nieznajoma przełamała swoją nieśmiałość i zapytała go czy nie będzie się śmiał.
Nie będę, obiecuję – przysiągł. Już miał dodać, że doskonale wie o co chodzi, ale ugryzł się w porę w język.
W głębi siebie musiał przyznać, że obserwowanie tej sytuacji z boku było bardziej komfortowe niż patrzenie na to bezpośrednio. Strasznie się zarumienił. Owszem, miał trzydziestkę na karku, ale od czasu wiadomego w jego przeszłości zdarzenia starał się unikać wiadomych relacji z kobietami na tyle na ile się tylko dało. A tu jednak, pomimo że nie łączyły go żadne relacje z czarownicą, to miała ona problem będący wyjątkowo blisko granicy natury intymnej. Zacisnął zęby. Czuł się wyjątkowo niezręcznie w całej tej sytuacji.
Nie ma problemu. Tylko niech pani się tym tak bardzo nie przejmuje. Już idę – odparł na jej prośbę dotyczącą nożyczek. Nie wiedział czy dobrze ją uspokajał, zresztą nigdy nie był dobry w tej kwestii.
Natychmiast poderwał się z krzesła i dość szybkim krokiem podszedł do lady. Tam poprosił o nożyczki, tłumacząc się, że chciałby obciąć niepotrzebnie wystający kawałek płaszcza, ale jednocześnie, ze względu na anomalie (choć nie wspominał o nich bezpośrednio) nie chciałby używać magii. Pal licho jakie skutki miało to wszystko. A panna Vane wystarczająco dosadnie go ostrzegła, żeby raczej ograniczać się przez używaniem magii. On sam z tego powodu się cieszył.
Nożyczki otrzymał bardziej na ładne oczy niż na samą prośbę i wrócił z nimi do stolika. Nożyczki postawił na blacie, zupełnie dumny z siebie i swojego osiągnięcia. Zapomniał, że przecież dziewczyna nie byłaby ich wstanie użyć jedną ręką bez jego pomocy (w końcu ktoś powinien przytrzymać materiał, prawda?) W innym przypadku obsługa nożyczek, w dodatku jedną ręką mogłaby być wyjątkowo męcząca. Zwyczajnie doprowadziłaby do zdenerwowania.
Proszę – dodał z dumą w głosie. Czerwieńce na polikach jeszcze mu nie zeszły. – Jesteś pewna, że ktoś to zaczarował? Może wystarczyłoby mocno pociągnąć? – Było to głupie pytanie z jego strony, ale co jeżeli ktoś wcale  nie użył magii tylko jakiejś odpowiedniej mazi lub kleju?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  - Page 3 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach