Wydarzenia


Ekipa forum
Wejście
AutorWiadomość
Wejście [odnośnik]17.09.15 18:39

Wejście

★★
Najlepsza herbaciarnia na Pokątnej, z charakterystycznym miedzianym imbrykiem, mieniącym się w słońcu w odcieniach czerwieni, przywodzi do siebie dziesiątki klientów każdego dnia. Chwila na lunch, relaks po udanych zakupach, a może chwila wytchnienia w drodze do domu? Każdy powód jest dobry na herbatę. Już z oddali unoszą się aromaty najróżniejszych mieszanek, ciężko tutaj o miejsce przy kilku ustawionych na zewnątrz stolikach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wejście [odnośnik]20.09.15 17:28
koło 20 lipca?

Pokątna to niezwykła ulica. Ilekroć się nią przechadzam to odkrywam coś nowego. Jest tak żywa, tak radosna i pełna barw, że przypomina mi ukochany Paryż. Kiedy jako mała dziewczynka przeprowadziłam się do bezdusznego, szarego Londynu byłam przekonana, że nie zaznam tu spokoju. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę w stanie odnaleźć w tym mieście coś, co odda charakter moich rodzinnych stron. Okazało się jednak, że ta niezwykła magiczna ulica stała się ich namiastką. Czuję się tu dobrze, jak nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w Anglii. Nawet, gdy pada to w tym miejscu wydaje się być czymś pięknym.
Tym razem deszcze jest przyczyną wszystkiego. Mogłabym powiedzieć, że zadziałało tutaj przeznaczenie, dokładnie tak jak w przypadku moich rodziców, ale nie jestem aż taką optymistką, aby w to uwierzyć. Zanim dotarłam na ulicę Pokątną, gdzie planowałam uzupełnić braki w pergaminie, kupiłam kawę w jednej z mugolskich kafejek. Do mugoli nigdy nic nie miałam, więc nie stanowiło to dla mnie żadnej obrazy czy problemu. Poza tym nigdy nie mogłam zrozumieć tego całego zamieszania wokół herbaty. Owszem, lubię ją, ale taką samą sympatią darzę kawę. Nie wiem, co mogłoby mnie przeciągnąć na jedną ze stron.
Moją radosną wycieczkę postanowiła ukrócić pogoda. Zdołałam ledwie postawić nogę na magicznej ulicy, gdy ciepłe letnie powietrze rozdarł huk grzmotu. Widocznie piękna pogoda w Londynie nigdy nie może trwać długo. Burza rozpoczęła się gwałtownymi podmuchami wiatru, a już po chwili mogłam poczuć na twarzy pierwsze krople deszczu. Nie było sensu w nagłym powrocie do domu, bo i tak przemokłabym do suchej nitki. Może zaraz się rozpogodzi? Mocno uczepiłam się tej myśli równocześnie szukając schronienia przed mżawką, która powoli przeradzała się w ulewę. Za dar od losu uznałam za powiewającą tuż obok markizę nad drzwiami sklepu, którego wcześniej nie zauważyłam. Nie mając za bardzo wyboru schroniłam się pod nią. Zimny zefir targał moje włosy, tym samym utrudniając widzenie, ale udało mi się rozczytać szyld. Herbaciarnia „Czerwony imbryk”. Spojrzałam na zaciskany w dłoni papierowy kubek z kawą i parsknęłam śmiechem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]20.09.15 19:56
To był zwyczajny dzień. Taki podobny do wszystkich minionych. Klienci wymieniający się między stolikami, kilka uratowanych przed spotkaniem pierwszego stopnia ze ścianą imbryków, kilka zbitych filiżanek, wylana herbata na podłodze (co Aarona niezwykle irytowało), nowe puszki podpisane i ustawione na półkach brzozowych regałów. Jednak coś było nie tak. Kiepsko się czuł, powietrze wlatujące przez taras do lokalu, było ciężkie i chłodne. Musiał często mrugać, żeby nie usnąć na stojaka. Możliwe, że to zmęczenie spowodowane było wczorajszym czytaniem książki do późnych godzin nocnych. A możliwe, że winną tego była pogoda.
Puszka niemal wypadła mu z ręki, kiedy usłyszał potężne uderzenie grzmotu. Od razu przypomniała mu się opowieść matki o tym, jak to było, kiedy on i Aurelia przychodzili na świat. Może te grzmoty znowu coś mu chciały powiedzieć?
Oby to nie była kolejna zbita filiżanka, bo tego już nie zdzierży.
Zerknął w stronę witryny, która udostępniała wszystkim czarodziejom przebywającym w kawiarni, szeroki obraz ulicy Pokątnej. Jego wewnętrzny tygrys zaryczał. Puszka z czarną herbatą z malinami została odstawiona na ladę, po czym Aaron wypadł zza niej kierując się w stronę drzwi, które zostały otworzone niemalże z hukiem!
- Przepraszam - zwrócił się twardo do blondwłosej dziewczyny stojącej bezczelnie z kubkiem kawy pod czerwoną markizą. Odchrząknął. - Przepraszam, panienko. Tu się nie pija kawy. To herbaciarnia. Tu się pija herbatę.
Tak, darzył nienawiścią wszystko, co miało w swojej nazwie jedno krótkie, brzydkie słowo.
KAWA.
Kawowe świeczki, kawowe zapachy do szaf, kawa z mlekiem, kawa czarna, kawa taka i owaka. To było diabelskie nasienie, napój Hadesa, kwas dla ludzkich żołądków. Herbata była za to śliczna, kochana i pachnąca. W nienawiści do kawy. Tak Aaron został wychowany.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Wejście [odnośnik]22.09.15 23:29
Nie uważam się za specjalnie pechową osobę. Wręcz przeciwnie, jestem wyznawczynią teorii równowagi. Karmy, która mówi, że to, co dajemy od siebie wraca w tej czy innej formie. Żywię głębokie przekonanie, że odzyskam kiedyś tę część serca, którą odebrała mi moja kuzynka odchodząc bez słowa. To dobra teoria, która pozwala mi codziennie podnieść się z łóżka i wierzyć, że za szarą pokrywą londyńskich chmur wciąż świeci słońce. Jednak nieszczęścia nie chodzą parami, to zwierzęta stadne, które uwielbiają przedzierać się przez czyjeś życie niczym niszczycielska fala tsunami. Ich właścicielem musi być los, który kocha się w ironii i poprzez naśladownictwo próbuje się jej przypodobać.
Tak przynajmniej odbieram swoją aktualną sytuację. Wyszłam na krótki spacer, a Londyn postanowił sobie ze mnie ponagrywać. Zimnym wiatr chłosta odkryte łydki, tarmosi sukienkę, pojedyncze krople deszczu dostają się pod kryjącą mnie markizę, a w momencie, gdy chcę upić łyk kawy, grzmot zaskakuje mnie swoją siłą. Podskakuję i o mało nie upuszczam papierowego kubka z gorącym napojem. To nie koniec zabawy, widocznie fatum dopiero się rozkręca. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a zaraz potem miły dla ucha męski głos. Odwracam się bezwiednie w jego kierunku.
- Tak? – pytam spoglądając na stojącego przede mną mężczyznę. Wrażenie, które tworzy przyjemną aparycją niszczą jego słowa. Naprawdę, przedstawiciele płci przeciwnej mają do tego niepodważalny talent. Wystarczy, że otworzą usta, a ich urok osobisty pryska niczym bańka mydlana. W tej chwili bardzo żałuję nienoszenia na co dzień obcasów, bo chętnie wbiłabym go w stopę. – Zauważyłam – rzucam cierpko. – Jednak widzę też, że jeszcze do herbaciarni nie weszłam. Więc chyba mogę skończyć swoją kawę, prawda?
Jeśli kiedykolwiek miałam wątpliwości, dlaczego tak ciężko układa mi się z mężczyznami to teraz uzyskałam pełną odpowiedź. Ich postępowanie jest wyjątkowo nielogiczne. Jaką zbrodnią może być picie kawy przed sklepem z herbatą? Ja wiem, że Anglicy są przewrażliwieni na jej punkcie, ale ten uroczy mężczyzna już chyba w ogóle. Mimo wszystko nie mam ochoty na kłótnie, mam do nich uraz z dzieciństwa, więc podchodzę do najbliższego kosza na śmieci i wrzucam do niego kubek. Z milczącym żalem żegnam utracone drobniaki, o które przecież tak ciężko w mojej sytuacji.
- Zadowolony? – Spoglądam na nieznajomego unosząc pytająco brew. – Mogę tu teraz stać czy to zabronione?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]24.09.15 13:33
W pierwszej chwili nawet nie pomyślał, żeby się jej przyjrzeć. Była kobietą trzymającą w dłoni kubek z kawą, więc to automatycznie dyskwalifikowało ją jako kogoś, kim można się zainteresować. Zmienił zdanie, kiedy papierowy pojemnik wylądował w koszu. Dyskretnym spojrzeniem omiótł sylwetkę dziewczyny, jednak na dłużej zatrzymał się przy jej twarzy. Sprawiała wrażenie... znudzonej życiem? A może po prostu zmęczonej?
Wyszedł jeszcze odrobinę i otworzył jej szeroko drzwi do herbaciarni, wykonując przy tym zapraszający gest dłonią. No dalej, Aaron, nie bądź żyłą. Wynagrodź jej jakoś te wyrzucone do śmietnika pieniądze.
- Możesz stać, jeśli pasuje ci ten wiatr i chłodny deszcz. Jeśli nie, to zapraszam na filiżankę ciepłej albo mrożonej herbaty. Na mój koszt.- odparł z lekko uniesionym w uśmiechu kącikiem ust. - I na ciastko. Mamy sernik z malinami.
Zaskakujące było to, jak szybko przeszli na ty. Właściwie to ona zaczęła, a on tylko podpiął się do tej niewinnej gry. Ciekaw był jej odpowiedzi. Potraktuje to jako flirt czy raczej rekompensatę za wyrządzoną szkodę? Być może tym razem chodziło mu o jedno i drugie, ale kto tam wie tego cwanego herbaciarza.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby jej nie zaprosił do środka. Klienci mijali go każdego dnia, pracownice zajmowały się swoimi obowiązkami, Aurelia nie wróciła ze swojej ostatniej podróży, a Fela była za bardzo zajęta Quidditchem i treningami, by móc go odwiedzić. Ich dom, chociaż wiecznie czysty i wypełniony aromatem obiadów, był pusty. Mijali się, gdzieś gubili wśród tych codziennych trosk. A Aaron... tak, może czuł się trochę bardziej samotny niż zazwyczaj. Zawsze miał co robić i jakoś ten czas mu płynął nieco szybciej, ale jakie to ma znaczenie, kiedy nie ma obok ciebie kogoś, z kim możesz podzielić się swoimi wrażeniami dnia minionego?
To były właśnie te chwile, kiedy herbata nie dawała mu żadnej satysfakcji. Możesz do niej gadać godzinami, ale ona i tak ci nie odpowie.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Wejście [odnośnik]29.09.15 23:58
Nie jestem pazerna. Nie jestem dusigroszem czy skąpcem. Po prostu krępuje mnie rodzinna sytuacja materialna. Czarodzieje nie chcą pić wina, które są dostępne także dla mugoli. Nie rozumiem jak można mieć aż tak nadmuchane ego, ale nie próbuję tego analizować. Dla głupoty nie ma żadnego logicznego wytłumaczenia i ja też nie będę szukała dla niej wymówki. Jedyne, co mogę zrobić to ubolewać nad tym faktem, który pośrednio uderza także we mnie. Oczywiście jest złoty środek, rozwiązanie tej sytuacji i wszelkich uderzających w nas problemów. Małżeństwo.
Nie jestem brzydką kobietą. Urocza ze mnie blondynka, raczej zgrabna, umiem śpiewać i w dodatku jestem Francuską. Wspaniała partia. Może gdzieś tam w oddali ciąży nade mną klątwa bycia bękartem, tej wydziedziczonej Yaxley’ówny, ale jeśli bardzo bym się postarała to nie miałoby to żadnego większego znaczenia. Przyjęłabym nowe, typowo angielskiego nazwisko, stała się wzorową panią domu, urodziła i wychowała kilkoro dzieci, a na koniec umarła z nudów. O nie, to zdecydowanie nie jest wyjście dla mnie. Tak bardzo jak kocham swoich rodziców tak nie pozwolę im na ustawione małżeństwo. Chcę się zakochać o ile to możliwe. Dlatego teraz muszę liczyć każdy grosz, który wysupłam z portmonetki. Nawet śpiewanie w Wenus nie powiększy cudownie naszego majątku.
- Naprawdę? – pytam starając się zatuszować zdziwienie jego propozycją. Chyba nie za bardzo mi wyszło. Jestem jednak szczerze zdziwiona zmianą, jaka zaszła w tym człowieku po zaledwie pozbyciu się kubka z kawą. Niesamowite, Anglicy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać. – A ciasto czekoladowe? – pytam w niekontrolowanym odruchu szczerości, gdy zbliżam się do niego kilka kroków. Właśnie wyszła ze mnie moja najgorsza słabość. Czekolada. Uwielbiam ją dosłownie pod każdą postacią i nie cierpię wszystkich tych ograniczeń, jakie muszę na siebie nakładać, żeby nie wyglądać przez tę słabostkę jak wieloryb. Przecież jestem panną na wydanie z dobrego domu, muszę zachować nienaganną sylwetkę. Pierworodna to wizytówka rodziców, a czy widział kto grubą Francuzkę? Ja też niestety nie i nie sądzę, żeby udało mi się stworzyć nowe kanony piękna. Ale może istnieje czekoladowa herbata?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]30.09.15 18:11
Aaron był natomiast tym Ebenezerem Scrooge'm pod sam koniec "Opowieści Wigilijnej". Herbaciarnia naprawdę dobrze na siebie zarabiała, ale on wcale nie potrzebował tych pieniędzy. Dobrze żyło mu się z tym, co miał. Dlatego też często dokładał do pensji swoim pracownicom, kupował prezenty młodszej siostrze albo zwyczajnie chował galeony gdzieś do skarpety. Ot, na czarną godzinę.
Uśmiechnął się szerzej, gdy zadała to proste, ale szalenie urocze pytanie.
- Może być takie z bitą śmietaną i marmoladą wiśniową? - spytał unosząc brwi z zainteresowaniem.
Im dłużej przyglądał się jej łagodnym rysom twarzy, szarym tęczówkom i figlarnie podrywanych przez wiatr jasnym włosom, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że stoi przed nim naprawdę śliczna młoda kobieta. Czyli ten grzmot chciał dojść do głosu w jego życiu. Znowu obwieścił coś, czego nikt się nie spodziewał. Coś było w tych pradawnych siłach natury, że ciągnęły ludzi w stronę absolutnie nieoczekiwanych zdarzeń.
Nie zamierzał zmuszać jej, by weszła do środka, ale z ogromną ochotą ugościłby ją przy ladzie, więc nie cofnie się, dopóki nie otrzyma jasnej odpowiedzi. No i może uda jej się ją przekonać do zmiany zdania, jeśli jednak wybierze samotny spoczynek pod czerwoną markizą.
- Jest jeszcze coś, co mógłbym od siebie zaproponować i co mogłoby cię zachęcić do wejścia? Nie chcę mieć na sumieniu twojego przeziębienia - odparła czując jak jego kąciki ust drżą w kontrolowanym, złodziejskim uśmieszku. - No i wyrzuconego kubka z tym szatańskim napojem.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Wejście [odnośnik]09.10.15 22:25
Nie mam za grosz talentu do kontaktu z mężczyznami. Nie znam też kompletnie zasad tej subtelnej damsko męskiej gry, która prawdopodobnie jest tak stara jak świat. Po prostu nigdy nie interesowałam się tą całą zabawą, a teraz moja ignorancja mści się na mnie w okrutnie wyrafinowany sposób. Nie wiem więc jak zachowywać się w towarzystwie nieznajomego, którego nawet imienia niedane było mi jeszcze poznać. Czuję się niepewnie, wręcz niekomfortowo pod spojrzeniem jego oszałamiających, błękitnych oczu, kiedy wciąż mam świeżo w pamięci mam obraz jego wzburzenia i wzgardy mojej osoby przez kawę. Ostatecznie jednak wygrywa mój wewnętrzny obżartuch, który nie umie oprzeć się usłyszanej propozycji. Mam szczęście, że jadłam przed wyjściem, bo inaczej gwarantuję, że mój żołądek zamruczałby głośno słysząc ten opis.
- Bardzo może być – odpowiadam, a w moim głosie słychać szczery entuzjazm i aprobatę, których mimo usilnej próby nie udało mi się zatuszować. Tak samo jak małego uśmiechu, który rozciąga mi usta na myśl o przyjemności, która czeka mnie po przekroczeniu progu herbaciarni. Niech sobie nie myśli, że uśmiecham się dla niego. W sumie to niech myśli sobie, co chce, mnie to przecież nie obchodzi. Nie umiem udawać oziębłego Anglika, żeby zatuszować przed nieznajomym radość z małych rzeczy. Po prostu od zawsze tak mam.
Są jednak momenty, w których chciałabym mieć to chłodne, brytyjskie opanowanie. Tę niezwykłą umiejętność tuszowania emocji, tak aby pozostać nierozczytanym znakiem zapytania dla rozmówcy. Niestety, chociaż jestem całkiem nieśmiałą osobą w stosunku do innych to nie umiem całkowicie się kontrolować i w niektórych sytuacjach można czytać ze mnie jak z otwartej książki. Dokładnie tak jak teraz, gdy mężczyzna obdarza mnie swoim niesamowitym uśmiechem, który sprawia, że nie potrafię mu nie ufać.
- Nie śmiałabym wpędzać cię w wyrzuty sumienia z powodu mojej maluczkiej osoby – mówię mijając go w drzwiach. Uśmiech w pełnej krasie kwietnie na mojej twarzy ukazując przy okazji mały dołeczek w prawym policzku. Nie jestem w stanie ukryć tego mankamentu, który często uważany jest przez innych za zaletę. Przystaję za progiem, bo za bardzo nie wiem gdzie iść bez mojego nowego towarzysza. Spoglądam na niego w oczekiwaniu. – Możesz mi powiedzieć jak masz na imię.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]13.10.15 22:09
Zamknął za nią drzwi, żeby przypieczętować jej wejście do środka. No, przekonał ją! A raczej zrobiło to za niego ciasto czekoladowe z bitą śmietaną i marmoladą wiśniową. Nie, nie, to nie on je piekł, w życiu! Nie miał zielonego pojęcia o gotowaniu, pieczeniu... albo smażeniu. Od tego miał Marthę, swoją gosposię, która zajmowała się jego domem. I nie, nie był kompletną ciapą! Potrafił zrobić sobie sałatkę... albo kanapki... albo jajecznicę... ale nic więcej! I coś by tam chyba upichcił, gdyby dali mu książkę kucharską do ręki i powiedzieli, co ma po kolei robić ze składnikami. Od dzieciństwa uczono go, że to nie mężczyźni powinni zajmować się domem, ot co.
Wskazał jej dłonią miejsce za ladą, przy której znajdowały się dwa wygodne krzesło-fotele. Zazwyczaj zajmował je Aaron i któraś z jego pracownic, jeśli akurat nie było tłumu w herbaciarni. Wszystko wskazywało na to, że dziewczynie zaproponowano właśnie jedno z bardziej uprzywilejowanych miejsc!
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Świetnie! Poczekaj tu chwilę - zostawił ją na fotelu i szybkim krokiem ruszył na zaplecze kuchenne, gdzie delikatnie stukała porcelana, a myte imbryki wzdrygiwały się od łaskotek.
Nałożył kawałek tortu na ręcznie malowany talerzyk, dołożył do tego łyżeczkę i odłożył całość na bok. Musiał jeszcze przygotować herbatę, no tak.
Wyjrzał zza futryny, żeby sprawdzić, czy dziewczyna wciąż tam siedziała. Nie uciekła mu! Cudownie! Przynajmniej mógł być pewny, że urok osobisty jeszcze mu nie szwankował.
Szybka analiza, panie Lovegood. Miałeś poprawić jej humor, więc musisz przynieść jej herbatę, która ją zachwyci i w jakiś sposób zastąpi kawę...
Biała z wanilią. Idealne połączenie.
Gromadzenie składników zajęło mu krótką chwilę, potem znów przemknął obok dziewczyny i wpadł na chwilę do kantorka, by zaparzyć herbatę. Niedługo później, tuż obok niej na stoliku, stał talerzyk z kawałkiem tortu, a wiszący w powietrzu imbryk nalewał jej herbaty do filiżanki z indyjskimi ornamentami. Aaron zakasał rękawy, odetchnął i usiadł obok. Jego też obsłużono. Herbaciarnia bardzo o niego dbała.
- Wybacz za zwłokę - odparł naturalnym dla siebie głosem, lekko chrypliwym przy niższych zgłoskach. - Aaron. Aaron Lovegood. A ty, jeśli mogę spytać? Ah, smacznego. Starałem się jak mogłem.
Kąciki jego ust uniosły się lekko do góry.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Wejście [odnośnik]24.10.15 15:54
Ulica Pokątna jest moją kryjówką, miejscem, gdzie lubię zgubić się wśród tłumów. Jednak w herbaciarni nigdy nie byłam. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam jej wcześniej. Czyżby sam Merlin maczał w tym palce? Nie jestem przesądna, nie wierzę w przeznaczenie i los. Każdy jest kowalem własnego życia. Nawet, jeśli na pewne rzeczy nie mam wpływu tak jak żeglarz nie zmieni oceanu, ale możemy sterować swoją łodzią. Prawda? Cieszę się jednak, że trafiłam tutaj dopiero teraz. Towarzystwo tajemniczego nieznajomego jest pokrzepiające, chociaż początkowo podniósł mi ciśnienie. Jego ignorancja mojego pytania wynika chyba bardziej z roztrzepania niż robienia tego specjalnie. Widocznie tak bardzo mu się spieszy do robienia herbaty. Mam ochotę parsknąć śmiechem, gdy dochodzę tego wniosku, ale pozostaję przy uśmiechu. Nie chcę, żeby źle odczytał moją reakcję. Tym bardziej, że chyba mnie lubi, skoro zaproponował mi miejsce za ladą, a nie przy jednym ze zwykłych stolików.
- Tak jest! – salutuje mu rozbawiona i patrzę jak odchodzi. Widać, że lubi to, co robi. Człowiek z pasją to chyba najlepszy rodzaj. Zawsze ma cel, ciężej mu się załamać. Gdyby nie śpiewanie to zapewne tak łatwo nie wyszłabym z tego rozstania z kuzynką. Wzdycham ciężko i odpędzam tę myśl. Nie chcę, żeby zawracała mi teraz głowę. Zamiast tego rozglądam się po wnętrzu. Przyjemny aromat różnorodnych mieszanek herbaty działa kojąco na zmysły. Burza na dworze wydaje się być teraz odległym wspomnieniem, prawie jej nie zauważam. Zapadam się w miękkim fotelu przyglądając się w zaciekawieniu reszcie klienteli. Mój towarzysz przechodzi koło mnie, ale widocznie jest niezwykle zaoferowany swoim zadaniem, więc cierpliwe czekam, aż skończy. Artyście nie należy przerywać w ferworze pracy.
Kiedy w końcu siada jak oczarowana przyglądam się przyniesionym przez niego rzeczom. Zastawa jest naprawdę piękna, chyba ręcznie malowana. To prawdziwa uczta dla zmysłów, jeszcze przed spróbowaniem jedzenia. Niesamowite wrażenie. Nie mogę podziwiać jednak długo, bo w końcu następuje długo oczekiwana prezentacja.
- Możesz. Chloe Baudelaire, ale Chloe wystarczy – odpowiadam przyglądając mu się z ciekawością i wyciągając rękę w jego kierunku. Mam nadzieję, że sztywny Anglik nie wystraszy się kontaktu fizycznego.
Następnie zajmuję się z ciekawością parującą filiżanką. Wącham zawartość nim przytykam porcelanę do ust. Wanilia? Ciekawe, nie piłam nigdy takiej. Popijam łyk ciepłego płynu i.. nic. Przyodziewam idealną maskę spokoju na twarz. Nie pokażę mu, czy smakuje mi, czy wcale nie. Niech się trochę pomęczy.
- Co to za herbata? – pytam spoglądając na niego przechylając głowę lekko w prawo. Cały efekt psują jednak niepokorne włosy, które od razu przysłaniają mi twarz. Muszę odstawić filiżankę i przywrócić sobie zdolność widzenia. Widocznie zalotność nie jest moją sztandarową cechą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Wejście [odnośnik]01.11.15 17:20
Nie dość, że śliczna, to i jeszcze z poczuciem humoru! Uśmiechnął się nieco szerzej patrząc na nią. Zastanawiał się, skąd się tu wzięła. Nigdy wcześniej jej nie widział, a przecież spacerował Pokątną niemal codziennie. Może pracowała gdzieś niedaleko?
- Miło mi cię poznać - odparł lekko, beztroskim tonem głosu. - Aaron Lovegood. Jestem właścicielem tej herbaciarni. Wpadaj tu, jak tylko będziesz miała ochotę.
Chwycił za swoją filiżankę i upił z niej niewielkiego łyka, badając wyraz twarzy blondynki. Był koneserem. Nie tylko przeróżnych smaków herbat, które gromadził w swoim sklepie niczym starych przyjaciół, ale także ludzkich odczuć i emocji przepływających po twarzach tych, którzy próbowali przy nim herbat. Zazwyczaj mieszanki, które im proponował, były trafne. Nie tylko smakowały, ale i zachwycały. No... oczywiście nie wszystkie. Esencja limonki z pieprzem była niewypałem poprzedniego tygodnia.
Emocje miały tendencję do pojawiania się kilka sekund po pierwszym łyku. Tym razem ani jedna nie odważyła się przeciąć idealizmu tej jasnej, gładkiej cery, na którą w tej chwili patrzył.
Zamrugał, gdy zadała pytanie.
- Biała z wanilią - zdradził. - Smakuje? Pracuje tyle lat w branży i wydawało mi się, że wiem o ludziach już wszystko. Sama rozumiesz. Ludzie piją herbatę i pokazują, czy zachwyciła ona ich podniebienie, czy nie, a tym razem nie zauważyłem żadnej reakcji - uniósł zadziornie jedną brew. - Zdradź mi to, bo inaczej ciekawość zeżre mnie od środka. - jego twarz wypogodniała. - Jeśli nie smakuje, to zrobię nową.
Już zaczął przekopywać w głowie swoje herbaciane archiwum, by znaleźć kolejny smak odpowiadający wrażeniu, jakie wywarła na nim owa przeurocza młódka.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wejście  OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Wejście [odnośnik]30.12.15 13:11
/jakiś październikowy weekend

Choć Michael naprawdę lubił pracę w Hogwarcie, z ulgą powrócił na weekend do Londynu. Mimo, że jego córka znajdowała się tak daleko od domu, w zagranicznej szkole (co miało tę zaletę, że była bezpieczniejsza niż tutaj, zwłaszcza w obecnym czasie), zawsze mógł odwiedzić którąś z sióstr, pojawić się na Pokątnej, by zorientować się, co dzieje się w magicznym świecie, lub po prostu odpocząć we własnym domu. Ale nawet tam niejednokrotnie dopadała go konieczność sprawdzania uczniowskich wypracowań, czy pisania kolejnego artykułu do „Horyzontów zaklęć”. Po podjęciu posady w Hogwarcie nie zerwał z tym zajęciem, nadal starał się aktywnie interesować czasopismem i mieć swój wkład w jego powstawanie. Zaklęcia były jego pasją jeszcze w czasach, kiedy sam był uczniem Hogwartu.
Pojawił się na Pokątnej, jako że musiał pozałatwiać trochę niezbędnych sprawunków. Odziany w długą szatę z kapturem, starając się nie zwracać większej uwagi na siąpiący z nieba deszcz, przesuwał się ulicą, od czasu do czasu wchodząc do jakiegoś sklepu i następnie wychodząc, chowając swoje zakupy do pojemnych wewnętrznych kieszeni płaszcza. Lubił te wypady, tym bardziej, że w Hogwarcie miał wrażenie niemal całkowitego oderwania od zewnętrznego świata. I choć było to zazwyczaj pomocne w walce z niezbyt przyjemnymi wspomnieniami, czasem drażniło i wprawiało w dezorientację. Tego nie lubił, choć były rzeczy, o których lepiej byłoby jednak nie wiedzieć.
W końcu wsunął się do herbaciarni, gdzie miał spotkać się z siostrą. Podczas rozmowy zdążył wypić całą herbatę i zamówić drugą. Potrzebował się rozgrzać. Później jednak kobieta pożegnała się i opuściła pomieszczenie i mężczyzna został przy stoliku sam, zamierzając posiedzieć jeszcze trochę, zanim wróci do domu i znowu zatopi się w konspekcie najnowszego artykułu. Tak naprawdę nigdzie się nie spieszył, a w przesyconym herbacianą wonią pomieszczeniu było cudownie ciepło i przyjemnie. Przypominało czasy z Annabeth, która uwielbiała nietypowe mieszanki herbat. W czasach ich wspólnego życia kuchnia zawsze pachniała rozkosznie wysuszonymi liśćmi w wysmukłych, starannie opisanych puszeczkach. Gdy odeszła, nigdy już nie miał głowy do takiej dbałości. Sentymenty jednak pozostały i cenił wszystko, co przypominało mu o ukochanej.
Ale w końcu uznał, że czas zbierać się do wyjścia. Podniósł się, poprawiając swój płaszcz. Zagapił się jednak na widoczną przez okno ulicę i prawie nie zauważył drobnej postaci, na którą prawie wpadł.
- Przepraszam – wymamrotał, i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przecież doskonale pamiętał tę młodą dziewczynę... Przecież ukończyła Hogwart zaledwie kilka miesięcy temu! Choć nie wiedział, czy życzyła sobie uwagi już byłego nauczyciela, nie potrafił tak po prostu jej zignorować i wyjść. – Panna Avery? – zapytał więc, unosząc leciutko do góry jedną brew. Był ciekaw, co u niej słychać, tym bardziej, że zawsze wykazywała spore zainteresowanie jego przedmiotem.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]30.12.15 19:35
Prawdę powiedziawszy, Leandra wcale nie przepada za przepełnionym zgiełkiem i zapachem spalin Londynem. Z niekrytą ulgą przyjęła wiadomość o tym, iż po ślubie miała zamieszkać na terenach należących do Malfoyów w Wiltshire, a nie w stolicy, czego obawiała się przez krótką chwilę. W wielkim mieście dotkliwie brakowałoby jej terenów zielonych, po których mogłaby szusować na grzbiecie konia, czy choćby przechadzać się w ramach odpoczynku od jakże nużącego życia szlachcianki. Nie udało jej się jednak w pełni odciąć od przyciągającego do siebie wszystkich artystów Londynu, gdyż właśnie tu mieści się galeria jej ciotki, w której zdecydowała się pomagać tuż po skończeniu Hogwartu. Rola artystki, spędzającej całe dnie przed płótnami zdawała się bardziej odpowiednia dla damy, aniżeli wyczerpujący staż w szpitalu, o którym wciąż po cichu marzyła. Szybko jednak odkryła, że takie życie naprawdę jej odpowiada, a pod skrzydłami lady Avery z łatwością może rozwijać swój talent. Nawet, jeśli niekoniecznie ten, na którym zależałoby jej najmocniej.
Na ulicy Pokątnej pojawia się dzisiejszego przed południa w celu zakupienia nowych szat codziennych, a nie mogła przeoczyć informacji o tym, że to właśnie tu swój atelier otworzyła pewna młodziutka projektantka, której nazwiska wciąż nie potrafiła zapamiętać. Niemniej jednak, jej umiejętności okazują się na tyle imponujące, że opuszczając niewielki sklepik, spogląda po raz kolejny na widniejące na szyldzie nazwisko. Nie przejmując się tym, iż za moment znowu wyparuje ono z jej głowy.
W drodze powrotnej postanawia zajrzeć na moment do czerwonego imbryka, by rozgrzać się filiżanką gorącej herbaty i nie wracać do domu w stanie, który wskazywałby na to, iż zdążyła przemarznąć. Drobne dłonie popychają drewniane drzwi, jednocześnie starając się złożyć magiczną parasolkę. Może to jej błąd, nie patrzy jednak ani przed siebie, ani pod nogi, a ta chwila nieuwagi kosztuje ją zderzenie z rosłym mężczyzną.
- Nic się nie stało - odpowiada z grzecznością, rozmasowując poturbowane ramię. Dopiero gdy podnosi wzrok, dostrzega znajomą twarz jednego z jej dawnych nauczycieli. Tonks nie należał do jej faworytów, nie mogła jednak odmówić mu rozległej wiedzy w dziedzinie zaklęć, które pasjonowały i ją. Z tego właśnie powodu, gotowa była na moment schować uprzedzenia do kieszeni i skorzystać z jego doświadczenia, które znacznie przyczyniło się do jej postępów. - Miło pana widzieć, panie profesorze - wita go z uśmiechem, rozciągniętych na zsiniałych od zimna ustach. Nie próbuje go poprawiać, mówić, że nie jest już panną Avery, a panią Malfoy. Najwyraźniej wciąż nie przyzwyczaiła się do tej zmiany, a jego słowa zdały się jej o wiele bardziej naturalne, niźli tytuły, którymi darzono ją od przeszło miesiąca. - Nie powinien być pan w Hogwarcie? - dopytuje uprzejmie, zdziwiona jego obecnością w Londynie.
Leandra Malfoy
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1927-leandra-argentia-malfoy https://www.morsmordre.net/t1985-poczta-leandry#28529 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-wiltshire-dworek-malfoyow https://www.morsmordre.net/t2074-leandra-malfoy-budowa#31187
Re: Wejście [odnośnik]30.12.15 22:16
Michael lubił Londyn, w końcu to właśnie w tym mieście się wychował i miał do niego spory sentyment. Tu spędził dzieciństwo i sporą część dorosłego życia, przez kilka lat pracował, poznał i stracił ukochaną żonę, a także wychowywał córkę. Mógł być czasem zmęczony tłocznym centrum (mimo sympatii do mugoli i ich wynalazków, wolał jednak swoje spokojne, nieco senne obrzeża miasta), ale nie był nieczuły na piękno wspomnień, które z taką starannością chronił przed zapomnieniem.
Wiadomo, że żył innym trybem, niż ci mieniący się szlachetnymi. Nie był też na bieżąco z tym, co działo się w ich małej, hermetycznej i rządzonej układami oraz schematami społeczności. Były na świecie dużo bardziej interesujące tematy i wydarzenia, w których mógłby się zagłębiać, choć oczywiście, i w tej materii lepiej było posiadać choć minimalną orientację, w końcu nigdy nie wiadomo, jaka wiedza może mu się przydać. Jako prawdziwy Krukon, doceniał jej potęgę, ponadto, mimo niezbyt przyjemnych wspomnień z pracy w ministerstwie, nie był aż tak mocno przeżarty uprzedzeniami, by całkowicie skreślać wszystkich przedstawicieli tej warstwy społecznej. W Hogwarcie był w końcu znany z równego traktowania swoich uczniów bez względu na ich krew. Dawał szansę każdemu, kto tylko wykazywał choć minimalny zalążek dobrej woli.
Panna Avery, odkąd pamiętał, była wątłym, eterycznym dziewczęciem, nic więc dziwnego, że odczuła nawet nieznaczne zderzenie z dosyć wysokim mężczyzną.
- Mi także miło pannę widzieć, panno Avery – powiedział uprzejmie w odpowiedzi na jej powitanie. Nie wiedział rzecz jasna o jej zamążpójściu i nawet nie spodziewał się, że tak młodziutkie dziewczę mogło już posiadać męża. Lubił swoich uczniów i zastanawiał się, jak wiodło im się w dorosłości, jednak nie śledził obsesyjnie ich życiorysów i nie musiał być na bieżąco ze wszystkimi informacjami. – Tak się składa, że postanowiłem skorzystać z przywileju wolnych weekendów, więc tym sposobem jestem w Londynie. Czasami trzeba załatwić coś na Pokątnej.
Nie był opiekunem domu, więc nie musiał spędzać w szkole całego swojego czasu. Poza lekcjami, dyżurami oraz wyznaczonymi porami udzielania korepetycji mógł opuszczać zamek i zajmować się innymi sprawami. Rozumiał jednak, że dla byłych i obecnych uczniów napotkanie go poza szkołą mogło być nieco zaskakujące.
- Jeśli mogę spytać, jak kwestia dostania się na panny wymarzony staż? – Może nie powinien się narzucać, jednak był tego ciekaw; w końcu poświęcił sporo czasu na korepetycje dla panny Avery, wierząc, że miała naprawdę duże szanse wiele osiągnąć, jeśli tylko nadal będzie równie zdeterminowana, by rozwijać swoje zdolności.
Michael T. Tonks
Michael T. Tonks
Zawód : nauczyciel zaklęć
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1856-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t2738-poczta-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f213-lavender-hill-124 https://www.morsmordre.net/t2884-skrytka-bankowa-nr-448 https://www.morsmordre.net/t2154-michael-tonks
Re: Wejście [odnośnik]01.01.16 14:57
Ciasne uliczki, przechadzający się nią mugole i obecność niemagicznego półświatka, zatruwająca silnie zanieczyszczone powietrze - zaprawdę, jej wspomnienia musiałyby być nader roztkliwiające, by mogła zdecydować się na zamieszkanie w tym miejscu. Jedynie ulica Pokątna i przylegający do niej Nokturn zdawały się czarodziejską ostoją, wśród całego tego szlamu, te jednak jeszcze mocniej dystansowały ją od tego niedorzecznego pomysłu. Miałaby zamienić swoje rozległe komnaty na niewielkie mieszkanko, do którego należałoby się wspinać po zakurzonych schodów, bez służby i skrzatów domowych?
To nie geny, a środowisko kształtują człowieka. To ono wpływa na zachowanie, poglądy, powolnie formułuje charakter. Dorastając wśród czarodziejskiej socjety, Leandra uczyła się pokory i swojego miejsca wśród magicznej hierarchii, które nawet jeśli nigdy jej nie odpowiadało, pozostawało wolne od wszelkich spekulacji. Arystokracja to wszystko co zna, nie odda swego wygodnego życia, nawet za cenę niczym niezmąconej wolności. Nie wiedziałaby nawet, co winna z nią zrobić.
- Faktycznie, to naiwne z mojej strony wierzyć, że nauczyciele są równie uwiązani do Hogwartu, co uczniowie - śmieje się pogodnie, zakłada za ucho kosmyk mokrych włosów. W gruncie rzeczy, nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak wygląda praca nauczycieli. Nieustannie obecni byli na szkolnych korytarzach, po nocach obdarowywali szlabanami wałęsających się po nich uczniów. - Jeśli mogę zapytać, wszystkie weekendy ma pan wolne? - dopytuje, wreszcie nie musząc krygować się tym, iż jest jej nauczycielem. Dyplom ukończenia szkoły wetknęła do szuflady już kilka miesięcy temu, wraz z wybitnymi ocenami końcowych egzaminów. Mogłaby starać się o dowolny staż w ministerstwie, lub złożyć podanie do Szpitala Świętego Munga. A ona?
- Nie zaaplikowałam - odpowiada, starając się by jej głos zabrzmiał zdecydowanie. Nie pragnie go oszukiwać, wmawiać mu, że zrezygnowała z dawnych pragnień i całkowicie odpuściła swoje marzenie. Nie zamierza również zagłębiać się w szczegóły, spowiadać się, dlaczego jej życie potoczyło się zupełnie innym torem, a staż zepchnięty został na dalszy plan. Tonks należy jednak do wąskiego grona, świadomego aspiracji Leandry, w dodatku poświęcił długie godziny by rozwijać jej umiejętności z dziedziny zaklęć i magii leczniczej, czuje się więc w obowiązku dodać jeszcze kilka zdań. - Pomagam w galerii mojej ciotki, z pewnością pan o niej słyszał - kariera zaiste godna każdej szlachcianki. Nawet jej ojciec uznał to bardziej za chęć rozwoju swoich zainteresowań, niż rzeczywistą pracę. To jej brat miał piąć się po szczeblach ministerskiej hierarchii, zadaniem Leandry, jak i każdej jej podobnej, było wydać na świat potomków. - Także... zaręczyłam się zaraz po skończeniu szkoły i wyszłam za mąż półtora miesiąca temu - oświadcza mu, choć zdaje sobie sprawę, iż jej dawny profesor opowiada się raczej po przeciwnej stronie. Świat powoli się zmienia, dziewcząt nie zmusza się już do zamążpójścia w tak młodym wieku i jedynie najbardziej konserwatywne rody dbają o to, by na palcach ich córek, pierścionek zaręczynowy pojawił się jak najszybciej. Nie mniej jednak, nader młody wiek Leandry wzbudził sporo kontrowersji wśród zebranych gości weselnych.
Leandra Malfoy
Leandra Malfoy
Zawód : Marionetka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I tried to paint you a picture
The colors were all wrong
Black and white didn't fit you
And all along
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1927-leandra-argentia-malfoy https://www.morsmordre.net/t1985-poczta-leandry#28529 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-wiltshire-dworek-malfoyow https://www.morsmordre.net/t2074-leandra-malfoy-budowa#31187

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Wejście
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach