Wydarzenia


Ekipa forum
Kącik kawiarniany
AutorWiadomość
Kącik kawiarniany [odnośnik]13.09.15 18:56
First topic message reminder :

Kącik kawiarniany

★★
Zastawa z indyjskimi ornamentami, imbryczki latające wysoko nad sufitem, by móc uzupełnić herbatę w filiżance, pobrzękiwanie widelczyków o opróżnione talerzyki, aromat słodkich ciast i drobnych deserów, pachnąca para unosząca się nad głowami zakochanych w piciu herbaty czarodziejów. Czujesz ten klimat? Na pewno masz ochotę wejść i zamówić jedną filiżankę lub dwie. Wygodne, skórzane fotele i stoliki przykryte białymi obrusikami jeszcze cię do tego zachęcają. Usiądź, rozgość się i czekaj na gorący napar.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kącik kawiarniany - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]12.01.18 21:01
Nie do tego były przystosowane. Chcąc poznać choć odrobinę więcej ze świata, musiały radzić sobie same. Wychowanie otrzymane w idealnych domowych warunkach nie zawsze wystarczało, zwłaszcza, gdy kobieta szlachetnie urodzona nie chciała tylko czekać na małżeństwo i macierzyństwo, a decydowała się w międzyczasie na podjęcie pracy, nawet tak prestiżowej jak ta w Ministerstwie Magii. Callisto nigdy nie mogła być pewna, z kim przyjdzie jej w danym dniu rozmawiać, czyje polecenia będzie musiała wykonać. Zajmowała niskie stanowisko niepozwalające na żaden sprzeciw, jeśli chciała coś osiągnąć w Komisji Handlu Magicznego, co przepełniało ją nieraz frustracją. Musiała obracać się w środowisku, gdzie choć jej rodowe miano było wszystkim znane, niewielu zdawało się przejmować należnym mu szacunkiem. Nie umiała rozpoznać, który ze współpracowników jest cokolwiek wart, wszystkich więc obdarzała tym samym życzliwym uśmiechem, jak jakiś domowy skrzat. I, podobnie jak Fantine i każda z jej rówieśniczek, robiła to z powodzeniem, ukrywając prawdziwe uczucia. Nie chciała jednak mówić na ten temat z przyjaciółką, ani myśleć teraz o pracy.
- Naturalnie. Zamówiłam już nowe stroje na tę okazję; te odpowiednie na letnią pogodę na nic się nie nadadzą. – trudno wyobrazić sobie, by mogła być zawiedziona faktem nadszarpnięcia budżetu rodzinnego na rzecz kilku nowych sukien, lecz z całą pewnością można było dopatrzeć się w twarzy lady Malfoy pewnego zmęczenia. Ona także czuła się ostatnio, jakby z każdym dniem życie wystawiało ją na ciężką próbę, nie szczędząc jej ni chwili (prócz tej, którą wywalczyła dla Fantine) na odpoczynek.
- W końcu poza przyjęciami, które organizuje lady Adelaide, kobieta w naszym położeniu nie ma wielu sposobności na spotkanie odpowiedniego dżentelmena. – choćby świat wokół czezł i trawiły go płomienie, dla wielu z panien podobnych Callisto priorytetem w życiu pozostałoby bez wątpienia zamążpójście. Gdyby tylko znalazł się dobry kandydat, mogłaby jak z klapkami na oczach zająć się przygotowaniami do ceremonii i jeszcze wściekać się na wszystko, co pójdzie nie po jej myśli, nawet gdyby miała to być wybuchająca na nowo wojna. – Zdaje mi się, Fantine, że jest to tak trudne, ponieważ zwyczajnie jest ich już coraz mniej.
W głosie Callisto zadrżało rozczarowanie; obie damy na swoje nieszczęście miały starszych braci, których stroiły w wyobrażenia i ustawiały na wzór dla potencjalnie aspirujących do ich ręki kawalerów. Oczekiwania miały bardzo wygórowane, narażając się tym samym ciągle na niepowodzenie próby znalezienia męża. Callisto jednak nie zamierzała wykazywać się łaskawością wobec przyszłego małżonka, gdyby ten nie zdołał spełnić choć jednego z obmyślonych przez nią kryteriów. Zupełnie jakby, kiedy przyjdzie odpowiedni po temu czas, miała na temat swojego „wybranka” cokolwiek do powiedzenia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]09.02.18 19:01
Każda młoda dama żyła w klatce. Złotej klatce, to prawda, lecz wciąż pozostawało to klatką. Zamkniętą i ograniczoną, nie pozwalającą na szersze spojrzenie na prawdziwy świat i zrozumienie go. Świat Fantine oscylował wyłącznie wokół salonów, sztuki i rodzinnego rezerwatu. Od najmłodszych lat przygotowywano ja do roli damy, ucząc etykiety, sztuki prowadzenia konwersacji, heraldyki, odpowiednich manier, tańca i szeroko pojętej sztuki. W chwili, kiedy się narodziła, los jej był już przypieczętowany. Miał potoczyć się według konkretnego, pożądanego dla dziewczynki z podbnej rodziny wzoru: długie nauki, by godnie prezentować siebie i swą rodzinę, debiut na salonach, a następnie godne zamążpójście i pełnienie obowiązków żony i matki. Żadnej z Rosierówien nie wolno było odstąpić od tego schematu, bo to równało się okryciu własnej rodziny hańbą - a własny ród dla każdej był wartością wszak najwyższą.
Swoją własną klatkę Fantine darzyła jednak uwielbieniem i nigdy przez myśl nie przeszła jej próba, by spróbować z niej uciec. Urodziła się, by prowadzić takie życie, była doń po prostu stworzona. Uwielbiała dworskie rozrywki wszelakiej maści: sabaty, przyjęcia, wieczorki muzyczne, polowania, eleganckie podwieczorki i tak dalej, i tak dalej. Kalendarz miała więc niezwykle napięty, choć wybierała jedynie te wydarzenia, na których na prawdę warto się pojawić, a musiała wszak jeszcze odnaleźć czas dla własnej sztuki i rodzinnego rezerwatu, które nader często szły ze sobą w parze.
Na normalną pracę, jak Callisto, nie miałaby ani czasu, ani ochotę. Posada stażystki w Ministerstwie nie przystała, a gdyby chodziło o Fantine - ujmowałaby jej godności. Nigdy nie rozumiała decyzji panienki Malfoy, ani nie próbowała nawet zrozumieć dlaczego wciąż się tym zajmowała. Nie podejmowała jednak tego tematu z obawy, że owa posada mogłaby stać się ziarnem niezgody pomiędzy nimi. Sojuszniki w osobie Callisto tracić wszak nie chciała. Zgadzały się w zbyt wielu sprawach, łączyły je podobne zainteresowania i gusta, a czas spędzany z lady Malfoy zdecydowanie należał do przyjemnych.
-Opowiesz mi o sukni, którą planujesz włożyć? - spytała z łobuzerskim uśmiechem, niezmiernie ciekawa planów Callisto co do szat na tę okazję. O sukniach i szeroko pojętej modzie mogłaby rozmawiać godzinami.
-Lady Nott zazwyczaj uwielbia bawić się w swatkę. Jestem taka ciekawa kogo z kim połączy w parę tego wieczoru! - westchnęła Fantine, doskonale wiedząc u czyjego boku widziała samą siebie oczyma wyobraźni -Tu się z Tobą zgodzę, moja droga - powiedziała kwaśno, upijając nieco herbatki -Pomyśl tylko o lordzie Parkinson, który szatami zajmuje się częściej niż niektóre damy... - aż wzdrygnęła się na samą myśl.
Plotkować było bardzo nieładnie, lecz cóż - to akurat miała w nosie.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]18.02.18 20:48
Callisto prężyła się i wysilała, by choć czubek nosa wyściubić poza ograniczenia, jakimi otoczyły ją złote kraty. Tak długo nastawała, by pan ojciec pozwolił jej podjąć pracę w Ministerstwie, że będąc wciąż niezamężną, względnie młodą i niebrzydką, pracowała zanim jeszcze dane było jej wyjść za mąż. Niejednokrotnie już musiała jednak zmienić swój pogląd na to, jak prestiżowa jest praca w Komisji Handlu Magicznego i jak szybko pójdzie jej wspinaczka po drabinie kariery. O ile na pierwszy jej szczebel wstąpiła nader łatwo dzięki protekcji ojca i najstarszego brata, kolejne musiała pokonywać mając zaledwie niewielką przewagę nad innymi stażystami, co było dotkliwie niewystarczające. Każdy z minionych niedawno ranków witała z gorzką myślą o tym, jak bardzo nie znosi być podwładną. Wstając z łóżka próbowała wytłumaczyć sobie, że warto ponawiać swoje wysiłki, by mogła osiągnąć pewnego rodzaju intelektualną niezależność, którą gwarantuje zyskanie zawodu. Kto jednak wie, czy kiedy nadejdzie i jej czas, by stanąć na ślubnym kobiercu, katusze znoszone przy podawaniu starszym pracownikom Ministerstwa dokumentów i kawy nie pójdą w zapomnienie, straciwszy swą ważność. Jakkolwiek udane nie byłby dotąd jej potyczki z niechęcią do pospolitej pracy trzeba bowiem powiedzieć to, do czego żadna z młodych dam nie przyznaje się zbyt chętnie – klatka, w której zamknięto je już we wczesnym dzieciństwie, przekręcając klucz z każdą lekcją tańca i etykiety, oferowała wygodę. Kiedy Callisto była lady Malfoy w swoim żywiole, władała salonami niepodzielnie. Należał się jej niekwestionowany szacunek i uwielbienie, którego wciąż boleśnie jej brakowało.
- Zamówiłam zimową suknię z Paryża. Szmaragdowozieloną, aksamitną, ze spódnicą z kilku warstw muślinu.
Dlatego też z takim entuzjazmem wyczekiwała sabatu w posiadłości Adelaide Nott. Arystokratka cieszyła się reputacją kobiety bardzo przewidującej, miała na swoim koncie wiele szczęśliwie sparowanych związków, których początki miały miejsce właśnie na jej przyjęciach.
- Lady Nott czasami dokonuje nietypowych wyborów. – napomknęła, unosząc do ust filiżankę z herbatą. Ten manewr posłużył jej również do zamaskowania cichego chichotu, który wymknął się z jej ust, gdy pomyślała o lordzie Parkinson. Istotnie, chociaż Callisto powtarzała wszystkim przyjaciółkom, że lubi mężczyzn przede wszystkim zadbanych, to przywiązanie omawianego jegomościa do garderoby było wystarczające, by nazwać go po prostu zniewieściałym. – Ale wolałabym chyba przez cały wieczór tańczyć z wypacykowanym do granic Parkinsonem, niż gdyby miał mi się trafić jakiś Weasley. Lub, co gorsza, Longbottom albo Selwyn.
Callisto miała wielkie szczęście, że w rodzinach zaprzyjaźnionych z Malfoyami i wyznających te same zasady dobrego wychowania było sporo panien, z którymi mogła się przyjaźnić i jednoczyć z nimi przez wymyślanie na kawalerów z dynastii, które przedstawiały sobą wszystko, czemu Malfoyowie się sprzeciwiali.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]14.03.18 16:17
Była szczerze i żywo zainteresowana opowieścią Callisto o zamówionej sukni. Moda była czymś, na czym Fantine znała się doskonale i co szczerze kochała; o niej mogłaby rozprawiać godzinami. Pokiwała głową z entuzjazmem próbując wyobrazić sobie w głowie kreację Callisto. Wierzyła w gust przyjaciółki i była pewna, że zaprezentuje się olśniewająco.
-Moja suknia ma być karmazynowa, z szeroką spódnicą, a także zdobieniami z rubinów na górze i dekolcie. Będę miała niewidzialną siateczkę o tutaj - wskazała na swoje obojczyki -Mają przypominać róże - rozmarzyła się na samą myśl o projekcie, zaprezentowanym jej przed kilkoma dniami -Już nie mogę się doczekać!
Opowiedziała o tym Callisto nawet, jeśli jej o to nie spytała. Czuła potrzebę pochwalenia się. Jak zawsze.
-Och, to prawda. Najwyraźniej nawet ona może się... Pomylić - wyszeptała konspiracyjnie; nikt nie był wszak nieomylny (oprócz samej Fantine, oczywiście) -Ufam jednak jej osądowi i talentom - dodała już głośno i pewnie, pewnym i niezachwianym głosem. Uwielbiała tę kobietę i podziwiała, choć wolałaby nie skończyć tak jak ona: jako stara panna, lecz o tym nie mówiło się głośno. Wierzyła, że połączy ją w parę z odpowiednim mężczyzną. Nie była wszak byle kim, jakąś Greengrassówną, czy inną Crouchówną, a lady Kent, Rosierówną, spośród nich wszystkich winna być najważniejsza. Ona również widziała u swojego boku lorda zadbanego i przystojnego, lecz nie do przesady, musiał odznaczać się wszak męskością, ale z drugiej strony niechlujnym, typowym mężczyzną również by wzgardziła - musiał być po prostu i d e a l n y. Tak jak ona sama.
-Sacrébleu! - zawołała cicho, unosząc dłoń do ust. Na samą myśl, że mogłaby zostać połączona w parę z Longbottomem, bądź co gorsza... Weasleyem.... robiło się jej po prostu słabo. Najpewniej wymówiłaby się złym samopoczuciem, albo udała omdlenie. Nie, nie i nie, nigdy by się na to nie zgodziła. Longbottoma i Selwyna mogłaby jeszcze... jako tako przeżyć, lecz rudego i zawszonego Weasleya? W życiu! Brzydziła się nimi na równi, co szlamami, w jej oczach byli po prostu plebsem i dziwiło ją szczerze, dlaczego nie odebrano im wciąż tytułów lordowskich.
To był skandal.
Ach, gdyby tylko Tristan mógł o tym zdecydować... Z całą pewnością zrobiłby z tym porządek.
-Tak, to prawda - westchnęła ciężko -Mam nadzieję jednak, że żaden z nich nie pojawi się na przyjęciu. Jedynie zepsułby nam wszystkim wieczór - dodała kwaśno, próbując utopić tę smutną myśl w kolejnym łyczku doskonałej herbaty.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]16.03.18 21:27
Będzie… wspaniała. Zachwycająca, olśniewająca, zapierająca dech w piersiach. Innych określeń nie dopuszczała do myśli o sukni na sabat. W tłumie wystrojonych panien nie wystarczyło po prostu być piękną; należało zrobić wszystko, by uwagę kawalera zatrzymać na dłużej niż inne dziewczęta. Przyjęcia lady Nott były oczywiście świetną, dobrze wysmakowaną zabawą, wszyscy zachowywali się z godnością, jakiej wymaga od nich szlachetne urodzenie, lecz Callisto nieraz podświadomie rywalizowała jak w konkursie z innymi młodymi kobietami. O to, która najładniej wygląda, najlepiej tańczy, najbardziej elokwentnie rozmawia.
- Och, wspaniale. Na pewno będzie wyjątkowa. – tak wyjątkowa, by nie powiedzieć odważna, że gdyby Callisto nie była stanowczo ponad tak dziecinne wygłupy, poczułaby zapewne ukłucie zazdrości myśląc o kreacji przyjaciółki. Lady Malfoy nie pozwala sobie jednak doświadczać uczuć tak błahych, a szczególnie wzbrania się przed nimi, gdy istnieje zagrożenie, że mogłyby one ugodzić nieliczne prawdziwie bliskie jej osoby. Była już okaleczona przez poważne straty, a czymże, jeśli nie mizerną kupką nieszczęścia, jest młoda szlachcianka bez grupki przyjaciółek, gotowych z nią szczebiotać beztrosko o balach i kawalerach?
Wielkim szczęściem było, że rozumiały się z Fantine w tej kwestii. Cieniem uśmiechu ukoronowała komentarz o pomyłkach organizatorki sabatów. Nie miała powodu, by w nią wątpić. W końcu Nottowie nie życzyli źle Malfoyom, cóż musiałoby się stać, by lady Adelaide zechciała zadrwić z niej stawiając u boku kogoś z rodów-zakał? Biedaka? Przyjaciela mugoli? I co jeszcze?! Równie dobrze mogłaby nie wpuścić jej na teren Hampton Court, mało tego! zamknąć w stajniach z końmi. Wzdrygnęła się na samą myśl. Było przecież tylu kandydatów zdolnych do wypełnienia każdego jej wymogu. Callisto nadal gorąco w to wierzyła, nie czekając jednak przy tym na miłość, a tylko ulgę towarzyszącą spełnieniu swego najważniejszego obowiązku. Co by się nie stało, musiała ustrzec się przed upokorzeniem, jakim byłoby pozostanie starą panną, ciężarem na utrzymaniu brata, porażką rodziców, których nie mogła zawieść za żadną cenę. Jednocześnie była w trudnej sytuacji – wolałaby bowiem pozostać niezamężną, pracować na własne utrzymanie, gdyby alternatywą było wyjść za jakiegoś rozmemłanego Longbottoma. Musiała więc mieć wiarę, że żaden przypadek nie zmusi jej nigdy do małżeństwa z mężczyzną, którego poglądów nigdy nie mogłaby zaakceptować.
Westchnęła ciężko. Gdyby wszystko inne zawiodło, zawsze będzie miała pociechę w towarzystwie Fantine.
- Większość nie powinna nawet zostać zaproszona. – orzekła wyniosłym tonem znad swej filiżanki. – A w unikaniu tych, którzy przyjdą mamy już doświadczenie, czyż nie, moja droga?
W odwodzie zawsze pozostawało przypudrowanie nosa.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]18.03.18 9:54
Powierzchowność była nieodłączną cechą wyższych sfer. Płytkość, przywiązanie do fizyczności i wartości materiału, z którego skrojono czarodziejską szatę. Liczyło się to, co na zewnątrz, a piękno duszy pozostawało zepchnięte na dalszy plan. Któraż jednak ze szlachetnie urodzonych dam mogłaby poszczycić się... wewnętrznym pięknem? Mało która. Od lat najmłodszych toczono w ich serca jad. Wmawiano, że mają być piękne, mają prezentować się doskonale, mają wzbudzać zachwyt. Lady nie miała być ani mądra, ani bystra - miała dobrze wyglądać u boku swojego ojca, brata, czy później męża i ładnie się wypowiedzieć, kiedy rozchyli usta. Nic więcej, nic mniej. Cóż więc dziwnego, że dziewczęta, które odebrały przykładne, szlacheckie wychowanie i nigdy nie buntowały się przeciw swojemu przeznaczeniu, takie jak Fantine, czy Callisto, były ze wszech miar próżne? Nic. Takimi je stworzono, a one nie miały wiele do powiedzenia.
W fantazjach Fantine to ona zawsze błyszczała najmocniej. Nic nie przyćmi królewskiego piękna Róży, zwykł powtarzać Tristan, a ponieważ pewność siebie każdego Rosiera (dostawali ją we krwi) graniczyła z arogancją, młodziutka Fanny miała absolutną i niepodważalną pewność, że najpiękniejsza zawsze i wszędzie będzie wyłącznie ona. Uwielbiała znajdować się w centrum uwagi, lśniła wówczas najmocniej, niczym koronny klejnot; bardzo gniewała się, kiedy któraś jej ów zachwyt skradała. Jeśli nikt na nią nie patrzył, wydymała usteczka w podkówkę i snuła fantazje o otruciu. Na całe szczęście nie zdarzało się do często - Fantine miała naturalny talent do zawracania na siebie uwagi.
-Dziękuję Ci, moja droga - odpowiedziała Fantine, pełnym zadowolenia tonem, unosząc do ust filiżankę herbaty. Zachichotała cicho na uwagę Callisto o doświadczeniu w unikaniu tych, których obecności absolutnie sobie nie życzyły. -Ależ oczywiście. Przecież takiego Weasleya nie stać nawet na odświętną szatę, choć jeśli będzie na tyle bezczelny, by się pojawić, z najwyższą ochotą podpowiem lady Nott z kim tworzyłby cudowną parę... Carrowówny i tak pachną końmi - zaszydziła z rozkoszą.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]28.03.18 1:13
Wystarczy tylko spojrzeć. Kilka chwil, by zauważyć staranne zdobienia na sukniach, przyjrzeć się fryzurze, spróbować odróżnić, co w pięknej twarzy jest naturalną urodą, a co magią makijażu. Po tej chwili – na co komu jeszcze wewnętrzne piękno, skoro wszystkie potrafią tak pięknie podkreślać to, co widać już na pierwszy rzut oka? Callisto nie umiałaby już wyjść z domu nie przejrzawszy się przedtem w lustrze. Gdyby znalazła choć jedno odstępstwo od wyznaczonych sobie samej surowych standardów, gdyby nawet miała spóźnić się do pracy, musiałaby poprawić wszystko, by prezentować się nienagannie jak zawsze.
I żadna, ani jedna z młodych, pustych, ślicznych panienek ze szlachetnych rodzin, nie widziała w takiej hierarchii wartości nic błędnego. Żadna też, będąc rozpieszczoną do granic przez ojców i braci (a wspomniano już, jak beznadziejnymi przypadkami są w tym zakresie panny Malfoy i Rosier), nie dostrzegała w sobie wad, które dla każdej postronnej osoby były wręcz komicznie oczywiste.
Zaśmiała się. Głośno, nie zakrywając ust, niegrzecznie, niewybaczalnie. Była z siebie bardzo dumna za każdym razem, gdy udało się jej wymienić kilka zdań z którąś z nierozgarniętych panien Greengrass czy Prewett bez jednej kąśliwej uwagi, lecz żadna ilość dumy nie mogła się równać z satysfakcją, jaką przynosiło bezkarne naśmiewanie się z nich bez żadnych zahamowań.
- Być może powinnyśmy zasugerować lady Nott, by kolejny sabat zorganizowała na wolnym powietrzu, bliżej stajni, by mogły poczuć się bardziej na miejscu? – zawtórowała przyjaciółce, wznosząc toast ostatnim, przeraźliwie słodkim od nierozmieszanej konfitury łykiem herbaty.
Odstawiła filiżankę na spodek, pełna energii do dalszych zakupów. Planowanie zabawy i snucie wyobrażeń o własnym powalającym pięknie potrafiły wzmocnić ją lepiej niż ziołowy napar od uzdrowiciela.
- Co powiesz, moja droga, by teraz wrócić po ten kapelusz? Jesteśmy niedaleko, a musimy przecież wstąpić jeszcze do madam Primpernelle na drugim końcu ulicy…
Przywoławszy gestem kogoś, kto zabierze od nich filiżanki i talerzyki (nie mogła przecież zniżać się do odnoszenia naczyń po sobie!), zapłaciła najbardziej ostentacyjnym gestem, na jaki pozwoliło jej przejmujące kontrolę nad tym wspaniałym dniem rozleniwienie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]08.04.18 16:17
Taka była już rola damy. Miały nie działać, lecz być narzędziem polityki (choć nią nigdy nie powinny zajmować się same) w rękach mężczyzn ze swej rodziny, środkiem do osiągnięcia korzystnego sojuszu pomiędzy rodami, a także ozdobą - miały prezentować się doskonale, wyglądać pięknie, poruszać się z wdziękiem, by cieszyć oko. Wpajano im, iż prezencja jest nader ważna, nie pomijając oczywiście rozwoju talentów, przede wszystkim artystycznych i sztuki prowadzenia konwersacji, lecz piękno zawsze było bardzo istotne. Fantine dbała więc o swą fizyczną powłokę niemal obsesyjnie, troszczyła się o każdy najmniejszy szczegół. Kazała dla siebie sprowadzać wonne mazidła i olejki do pielęgnacji skóry, by jak najdłużej pozostała nieskazitelnie gładka i szlachetnie blada, miała ich nieskończenie wiele, podobnie jak i buteleczek najdroższych perfum, pomad, węgielków i pudrów - choć makijażu używała oszczędnie. Była młoda, świeża, miała piękną twarz, nie musiała się jeszcze za nim ukrywać, tak jak starsze czarownice, próbujące oszukać upływający czas. Największą uwagę przykładała do wyboru swych strojów, sukni, płaszczy, pantofelków, kapeluszy - do komnaty sypialnej Fanny przylegała kolejna, nie mniejsza, będąca garderobą. Jedna szafa, czy kufer nie pomieściłaby wszystkich strojów, które nabyła, szastając złotem z rodzinnego skarbca; najczęściej szytych na specjalne zamówienie przez utalentowanych projektantów. Miała na tym punkcie obsesję - zawsze musiała prezentować się doskonale, każdy element stroju musiał do siebie pasować, a całość - suknia, fryzura, makijaż, pantofelki - musiały tworzyć spójną całość. Czy było to płytkie i powierzchowne? Oczywiście, lecz Fantine lubiła myśleć o tym jak miłości do piękna. Umiłowała sztukę, przede wszystkim obrazy cieszące oko, więc i sama pragnęła zachwycać cudze spojrzenia.
- Doskonały pomysł, milady - odpowiedziała ze śmiechem lady Rosier, nie potrafiąc stłumić chichotu, który wyrwał się z ust. Z lady Callisto miały na tyle dobry i zażyły kontakt, by móc pozwolić sobie na złośliwe uwagi i plotki bez obaw, iż ich słowa dotrą do niepożądanych uszu.
- Z przyjemnością, nie mogę się już doczekać - zgodziła się Fantine, dopijając herbatę i odkładając pustą już filiżankę na spodeczek.
Wkrótce potem obie włożyły na siebie płaszcze i opuściły kawiarnię, by w doskonałych humorach kontynuować swój spacer po najdroższych sklepach na Ulicy Pokątnej i spełnianie własnych zachcianek.


| zt x2


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]07.09.18 17:32
13 lipca



Trzynaście minut pozostało do końca jej dyżuru w szpitalu św. Munga, gdy przywieziono pacjenta po pojedynku w Klubie Pojedynków. Musiał natrafić na wyjątkowo brutalnego przeciwnika, bo z ran po zaklęciu Lamino, którym musiał oberwać wielokrotnie, obficie lała się krew. Panna Pomfrey już chciała się zaoferować, że się nim zajmie, lecz uzdrowicielka o imieniu Patricia zapewniła, że już do niego biegnie, przypominając jednocześnie, że Poppy wspominała o zaplanowanym spotkaniu popołudniu. Młoda uzdrowicielka zacisnęła usta w wąską kreskę, tocząc wewnętrzną walkę. Nigdy się nie spóźniała, bo było to nader niegrzeczne, a ona była przecież dobrze wychowana. Nie zwykła też w ostatniej chwili odwoływać spotkań, bo to podobna nieuprzejmość, lecz wielki był z niej pracuś - i miała miękkie serce do pacjentów. Nie chciała jednak sugerować Patricii, że zajmie się pacjentem w mniej kompetentny i troskliwy sposób niż ona - bo był przecież w dobrych rękach. W końcu, powłócząc nogami, udała się do pokoju socjalnego, aby pozbyć się jaskrawej, limonkowej szaty, na rzecz skromnej, lecz eleganckiej kremowej sukienki. Rozsupłała ciasny koczek na karkiem, rozczesała włosy i splotła je w warkocz. Nie wystroiła się, bo była na to zbyt skromną kobietą, lecz nie mogła przecież iść na spotkanie z lordem w byle czym. Wciąż dziwiła się, że naprawdę miało do niego dojść. Nie zwykła przecież utrzymywać znajomości z przedstawicielami stanu szlacheckiego, albo raczej - to oni nie zwykli zadawać się z nią. W końcu panna Pomfrey była jedynie prostą dziewczyną z wioski nieopodal Blackpool w południowej Anglii. Krwi czystej nie miała, a jej skrytka w Banku Gringotta także była nader skromna. Miała dobre maniery, lecz tajniki szlacheckiej etykiety były jej obce - dlatego czuła się lekko poddenerwowana. Odświeżywszy się opuściła szpital. Miała udać się na Pokątną pieszo, w końcu nie było daleko, a spacer dobrze by jej zrobił, lecz gdy tylko znalazła się na zewnątrz...
Rozległ się ten specyficzny trzask, doskonale znajomy, bo towarzyszący każdej teleportacji.
Tyle, że teleportacja od kilku tygodni nie działała, a jeśli ktokolwiek próbował - zawsze kończyło się to bolesnym rozszczepieniem. Dlatego kiedy rozchyliwszy powieki zorientowała się, że stoi nagle na Pokątnej - przeraziła się. Nie czuła bólu, lecz może była w szoku? Nerwowo spojrzała po sobie, lecz nigdzie nie dojrzała śladów krwi. Kończyny także miała wszystkie i wciąż nie czuła bólu. Czuła się tym wszystkim skonfundowana, lecz zrzuciła to na barki anomalii. Nie podejrzewała jeszcze, że tym razem po prostu spłatała jej psikusa - i pozbawiła brwi.
Poppy ruszyła w stronę Czerwonego Imbryka, gdzie zamierzała zaczekać na lorda Longbottom. Nie wiedziała dlaczego kelnerka spojrzała na nią tak dziwnie i uśmiechnęła się krzywo, dla pewności chusteczką wytarła sobie nos - tak na wszelki wypadek. Zajęła miejsce przy wskazanym przez dziewczynę stoliku i oczekiwała na pojawienie się aurora; nieświadoma tego jak komicznie bez brwi wygląda.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]03.10.18 22:48
To był dziwny dzień, to spotkanie też jakby go z lekka niepokoiło, sprawiało że z nerwowości poprawiał kołnierz i zerkał co chwila na poprawność zapięcia rękawa. Pannę Poppy pamiętał jak przez mgłę, jej twarz – można powiedzieć, że nie poznałby ją tego dnia na ulicy, gdyby nie wiedział, gdzie mógłby jej oczekiwać, lecz z pewnością zareagowałby na dźwięk jej głosu jawiącego się w jego wspomnieniach jako wyjątkowo ciepły i przyjemny. Była swego rodzaju ucieleśnieniem strachu i niedowierzania, emocji które wówczas go przygniatały, lecz stanowiła również coś na kształt ostoi tamtej chwili, pozytywnego impulsu, czegoś co z pewnością zapamięta jak pierwszą, długo wyczekiwaną chwilę spokoju po tej dłużącej się walce o przetrwanie, nie tylko tej namacalnej, fizycznej i mierzalnej, lecz również wewnętrznej- konfliktu emocji, przygniatających go i odbierających zmysły. Powiedzieć wystarczyłoby jednak, że uratowała go, tak było, prawda? Jeśli nie życie, to rękę z pewnością, a jeśli i bez jej udziału dałby sobie radę, on sam przypisywał jej bardzo wiele i choć jej jeszcze nie znał, darzył niezwykłym uczuciem wdzięczności i sympatii. Stąd herbata i rozmowa zdawały się być czynem niemalże niegodnym względem tego, jaki posiadał u niej dług, jak wiele jej zawdzięczał – te kilka chwil emocjonalnego ukojenia.
Stąd to dziwne podenerwowanie, ponieważ lord Longbottom nie był człowiekiem niewdzięcznym i na takiego również nie chciał uchodzić, zatem miał nadzieję wypaść jak najlepiej – mimo tego że okoliczności nie sprzyjają wyspaniu i pogodnej aparycji, lecz starał się wyglądać elegancko, to się liczy.
Odziany w płaszcz, całkiem dobrze również uczesany, jak gdyby wyjątkowo starczyło mu czasu na doglądnięcie swojej aparycji, pojawił się w Herbaciarni. Prędko również dojrzał oczekujące na niego dziewczę. Na jego twarzy, jak gdyby na zawołanie, pojawił się uśmiech, którym raczył obdarować ją już z daleka, kiedy przemykał między stolikami w jej kierunku. Szczery, oczywiście!, lecz również w jakiś sposób wyuczony, o czym z pewnością sam nie miał pojęcia.
-Panno Pomfrey! - przywitanie godne dla kobiety, która (w mniemaniu Longbottoma) uratowała mu życie. Gotów był ją nawet wyściskać, mimo że dziwaczna etykieta mogłaby temu nie przyklaskiwać, lecz ta w ostatnich tygodniach zdawała się Rufusa bardziej prowokować niźli trzymać w ryzach i miast wyznaczać granice, których nie winien kiedykolwiek przekraczać, rzucała mu raz za razem coraz to ciekawsze wyzwania. Testując jego młodzieńczy buntowniczy temperament i pchając do jeszcze ciekawszych śmiałości.
Zanim jednak nastąpił wybuch serdeczności, jego mina mogłaby z lekka zrzednąć. Niezauważalnie prawie, choć może jednak?
Od samego początku zdawałoby się, że coś jest nie tak i gdy się zbliżył do stolika, zauważył... brak brwi? Dziwna sprawa, pomyślał, dziwna moda i dziwne te mugolskie zwyczaje, dziwny ten świat nieczarodziejów i ich dziwne pomysły. I oczywiście był przecież Rufusem Longbottomem i nie omieszkałby wyrazić swego zainteresowania tym ciekawym zjawiskiem poprzez intensywne wpatrywanie się w jej twarz i śmiały, bezkompromisowy komentarz:
-Pierwszy raz się spotykam z czymś takim i przyznaję, że to całkiem ciekawe rozwiązanie wizualne. Czy to jakaś mugolska moda? - pełen był oczywiście serdeczności, lekkiej zadziorności i tegoż nadzwyczajnego, nieludzkiego zaciekawienia, bo oto miał dowiedzieć się czegoś nowego na temat tego tajemniczego, sekretnego światka. Czegoś co być może przewróci jego świat do góry nogami.
Rufus Longbottom
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6317-rufus-longbottom https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6390-rufus-longbottom#162493
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]08.10.18 14:41
Ne potrafiła przestać myśleć o dziwnym rozbawieniu, które dostrzegła w oczach kelnerki pracującej w Czerwonym Imbryku, o krzywym uśmiechu, pojawiającym się, gdy zerkała na pannę Pomfrey. Nie wiedziała cóż mogło ją tak rozbawić. Chusteczką wytarła nos i kąciki ust, tak na wszelki wypadek, a ponadto nie jadła nic przecież, co mogłoby zostawić plamy. Zająwszy miejsce przy stoliku, miękki, obity perkalem fotel, dokonała dokładnych oględzin swojej szaty na tyle, ile mogła. Nie odnalazła jednak żadnego paskudztwa, które mógł po sobie pozostawi ptak, ani haniebnej dziury w spódnicy, porzuciła więc rozmyślania nad tym, co jest nie w porządku, choć obraz twarzy kelnerki powracał co chwila i nie dawał jej spokoju. Westchnęła ciężko, zsuwając z ramion chustę i składając ją w doskonałą kostkę.
Nie czekała długo, zaledwie kilka minut, bo i tak zjawiła się przed czasem - jak zwykle - a chwile te poświęciła na obserwacji dziwnego przybytku, w którym się znalazła. Była tu chyba po raz pierwszy, bo i egzotyczne klimaty nigdy do niej nie przemawiały. Pachniało tu egzotycznie, a z licznych doniczek wyrastały rośliny, których nie znała. Cóż, wciąż było i tak bardziej swojsko niż w dziwacznym Wyniuchaj Troski przywodzące na myśl bardziej klasę do wróżbiarstwa, niż kawiarnię. Miała jedynie nadzieję, że chociaż herbata okaże się dobra, a ponieważ dla Poppy, jako rodowitej Angielki, rytuał popołudniowego podwieczorku i herbatki był niezwykle ważny, miała wobec niej wysokie oczekiwania. Z zamyślenia wyrwało ją jej własne nazwisko padające z męskich ust. Spojrzenie niebieskich tęczówek spoczęło na młodym mężczyźnie. Prezentował się naprawdę dobrze, elegancko i z klasą, a spoczywające na jego ramionach palto wyglądało na warte tyle, co jej roczna pensja, lecz nic dziwnego, miała wszak do czynienia z przedstawicielem arystokracji. Czuła się z tym dziwnie nieswojo.
- Dzień dobry, lordzie Longbottom - przywitała się nie mniej uprzejmie. Panna Pomfrey była dobrze wychowaną, młodą kobietą, lecz wszystkie skomplikowane zawiłości szlacheckiej etykiety były jej obce i zamartwiała się, czy mim wszystko nie popełni gafy. Ach, jakże byłoby jej wtedy wstyd! Czuła się spięta, bardziej niż zwykle, bo Rufus nie tylko był lordem, ale i obcym dlań człowiekiem, którego poznała niedawno. Nie powinna była przyjmować zaproszenia od pacjentów, w końcu wykonywała jedynie swoją pracę, lecz gdy nalegał głupio było jej odmówić... Sprawiał wrażenie porządnego i dobrego człowieka, miała więc nadzieję, że podwieczorek upłynie im przyjemnie. Uśmiechnęła się do młodzieńca nieśmiało, lecz jego mina, a przede wszystkim padające po chwili słowa, zupełnie zbiły ją z pantałyku.
- Eeee... - bąknęła zmieszana, czując, że do głosu wkrada się zdenerwowanie. - Obawiam się, że nie rozumiem... Czarownice chyba noszą warkocze - mówiła zmieszana, sięgając do grubego splotu ciemnych włosów, opadającego przez lewe ramię. - O jakim rozwiązaniu wizualnym pan mówi?
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]16.10.18 20:01
Dostrzegając pewnego rodzaju zmieszanie na twarzy panny Pomfrey, również odrobinę się wycofał wraz ze swoim entuzjazmem. Szeroki, sympatyczny uśmiech próbujący zakryć z lekka podkrążone zmęczone oczy iskrzące jakąś taką nadnaturalną ciekawością nieco opadł. Również ta ciekawość zbladła, spojrzenie zasunęło się chwilową niepewnością, a on sam odniósł wrażenie, jak gdyby powiedział coś, czego powiedzieć nie powinien. Coś całkowicie nie na miejscu, coś absolutnie oczywistego, choć brwi nie były oczywistym wyborem w dzisiejszym poppowym zestawieniu, więc cała ta sytuacja powoli nabierała dziwacznego charakteru. Jak gdyby otaczała go umowna zgoda na tego rodzaju brwiową fryzurę, a jego samego ominął jakiś przełom w historii kobiecej mody, którą nigdy się nie interesował, zatem bardzo prawdopodobne, że mogło się tak stać.
Czy teraz wyjdzie zatem na ulicę i okaże się, że wszystkie panie spojrzą na niego bezbrwiowym, zgolonym spojrzeniem? Wzdrygnął się na tę myśl armii łysych twarzy.
-To, zdaje się, uwaga nie na miejscu, więc będę musiał prosić o wybaczenie – wspaniałe rozpoczęcie gorących podziękowań, Longbottom, potrafisz spalić każdą znajomość z potencjałem – O brwiach. A właściwie – tutaj z lekka się zawahał, nadal niepewny tego, czy rozwiązanie zastosowane przez Pomfrey było celowe, czy też nie, czy może komentując w jakikolwiek sposób jej wygląd, nie uchodził za co najmniej niekulturalnego?
Dziwaczna ta etykieta, niby chcesz dobrze, próbujesz być uprzejmy i szalenie miły, a zbija cię z pantałyku jakaś bezbrwiowa kobieca moda, o której nie masz pojęcia i potem znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia. Bo mówiąc kobiecie – która chce wyglądać pięknie i powabnie, i chce błyszczeć światłem tysiąca gwiazd – że stosuje dziwne zabiegi kodowe, to tak jakbyś mówił, że wygląda dziwnie.
-o ich braku, ale – w tym momencie nie mógł sobie pozwolić na to, aby jego towarzyszka rozmowy poczuła się nie na miejscu, zatem zastosował zabójczą broń, którą prawdę powiedziawszy nie potrafił zbyt dobrze władać – komplement! - to ani trochę nie umniejsza panience urody!
Nie kłamał, właściwie nie umiał kłamać, zawsze wplątał mu się język, on sam denerwował się i stresował, że ohydne łgarstwo wyjdzie na jaw lub podejrzliwy rozmówca dostrzeże jego tiki nerwowe. Co prawda zapamiętał Poppy jako Poppy z brwiami, lecz nadal prezentowała się w jego oczach zjawiskowo – jako bohaterka!
Rufus Longbottom
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6317-rufus-longbottom https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6390-rufus-longbottom#162493
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]16.10.18 21:38
Ledwie się spotkali, a zapadła pomiędzy nimi wyjątkowo niezręczna atmosfera. Nie znali się dobrze, właściwie wcale, a fakt ten dodatkowo wszystko utrudniał. Panna Pomfrey kojarzyła złotowłosego młodzieńca jeszcze z lat szkolnych, a raczej wtedy chłopca. Dzieliło ich jednak nie tylko trzy lat, Poppy była bowiem odeń starsza, ale i domu, do których przydzieliła ich Tiara Przydziału. W przypadku Longbottoma wybór był dość oczywisty przez wzgląd na tradycję. Panna Pomfey także doskonale do wybranego przez stary kapelusz domu pasowała. Miała w sobie wiele pracowitości, lojalności i uczciwości, tak jak prawdziwa Puchonka! W sercu brakowało jej może odwagi, aby nosić na piersi czerwono-złote godło z Lwem, nigdy jednak nie żałowała. Doskonale odnajdywała się w Hogwarcie jako wychowawanka domu Helgi Hufflepuff. Jak na nią przystało wyróżniała się także skromnością.
Chorobliwą wręcz skromnością i nieśmiałością.
Poppy nie lubiła odstępstw od normy i dziwactw. Została wychowana na staromodną kobietę i minimalistkę. Umiłowała sobie prostotę i po prostu... zwyczajność, bo nie lubiła zwracać na siebie uwagi. Nie lubiła być w jej centrum. Źle się wtedy czuła. Zawsze stała gdzieś z boku, wychylając się z cienia, gdy należało pomóc. Poppy odznaczała się niezwykłą nieśmiałością, dlatego zdziwione spojrzenia Rufusa i jego pytania tak bardzo ją krępowała.
- Ależ nie, proszę mi powiedzieć o co chodzi, bo naprawdę nie rozumiem... - odezwała się cicho, prosząco. Wolała wiedzieć, że ma nos usmolony, albo ptasią kupę we włosach, aby się tego pozbyć i nie być nadal pośmiewiskiem całego lokalu. - Brwiach? - powtórzyła głucho, zdziwiona. Mimowolne uniosła rękę do twarzy, opuszkami palców sięgając do brwi... Nigdy nie miała ich zbyt gęstych, lecz z pewnością tam były. Kiedyś. Ciemne i zupełnie normalne. Nie za cienkie i nie za grube, nie za rzadkie i nie za gęste. Ot takie zwyczajne. A teraz nie było ich wcale. Pod opuszkami palców czuła wyłącznie nagą skórę. Longbottom potwierdził jedynie to, co zdołała już wyczuć.
Uniosła na Rufusa przerażone spojrzenie, a blade, piegowate policzki zapłonęły od krwistych rumieńców.
- To nie moda - bąknęła niezmiernie zawstydzona. Nie miała ze sobą ani kapelusza, ani opaski, ani chusty. Nic właściwie, co pomogłoby się jej zasłonić. Nie nosiła ze sobą także eliksiru na porost włosów... To dlatego wszyscy przyglądali się jej jak idiotce. Wyglądała jak absolutne dziwadło. - To musiał być przypadek... Wychodząc ze szpitala ja... Przypadkowo się teleportowałam. To musiała być anomalia, bo pan wie przecież, że teleportacja to nie działa.... Musiało dojść do bezbolesnego rozszczepienia... - przynajmniej fizycznego. Bo godność Poppy właśnie okrutnie cierpiała. - Och, przepraszam... - bąknęła, choć nie miała zamiaru przepraszać. - Dziękuję, ale proszę tak nie mówić, z pewnością wyglądam jak niespełna rozumu po prostu - jęknęła żałośnie, opadając na miękki fotel. Zapragnęła się w nim utopić i zniknąć.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]16.10.18 22:44
Zakłopotanie i nieśmiałość zdawały się bić od Poppy od samego początku, zarówno jak spojrzenie emanujące szlachetną skromnością, które w jakiś sposób ujmowało dzikie lwie serce i sprawiało, że błagalny ton uzdrowicielki uderzał w najwrażliwsze rufusowe struny. Wychowany został w najwyższym szacunku do kobiet i wszystkie słowa, które zazwyczaj prawił niepodsycone były czymkolwiek poza najszczerszą serdecznością. Nie ukrywał również przed samym sobą, że zrozumienie niektórych dziewczęcych zachowań sprawiało mu trudność – panna Pomfrey zdawała się chcieć schować jak najgłębiej w miękkim nabiciu fotela. Niezręczna, z sarnim spojrzeniem omiatającym salę w poszukiwaniu pogardy względem tejże pomyłki, jaka ją spotkała. Całkowicie nie z jej winy – on machnąłby ręką, lecz nie przykładał do swojego wyglądu takiej uwagi, jaką zapewne powinien jako człowiek o przypisanym do jego nazwiska statusie.
Często odczuwał dysonans, kiedy wyrywał się z obitych złotem ścian, spotykał ludzi, których winien gardzić według opinii swych szlachetnych współbraci, również osoby takie jak Poppy sprawiały wrażenie, jak gdyby obawiały się wygórowanych oczekiwań czy peszyły ich jego drogie szaty czy obity rodowym godłem pierścień widniejący na dłoni i postawa, jaką powinien reprezentować. Często starał się wyrwać z tego dziwnego nastroju, przełamać schematy, rozbić bańkę podziałów, coraz częściej odnajdywał w sobie pogardę wobec tego, co definiowało go w oczach innych. Nazwisko, bogactwa i rodzina były czymś co sobie umiłował, lecz ostatnie miesiące niepokoju oraz braku możliwości działania sprawiły, że kiełkował w nim pierwiastek buntu: kiedyś przeciwko władzy, dzisiaj coraz częściej przeciw tym, którzy starają się opisywać go ustalonymi niegdyś przymiotnikami. Cóż, lordzie Longbottom, jest to słodkie i naiwne życie, lecz i również godne poświęceń, poświęceń na miarę miłości czy własnego zdania niezgodnego z tradycją, braku możliwości wyboru.
Dziwnie się więc tak stało naprzeciw kobiety, która mianowała go lordem, zlęknionej i zagnanej w ciemną uliczkę, będącej na wyciągnięcie ręki, lecz z dzielącym ich i znajdującym się między nimi szklanym murem.
-O nie, nie, nie, proszę nie przepraszać – starał się znów przywdziać wyraz wesołości – to nic takiego, to tylko brwi, panienko! Na początku pomyślałem, że to owszem ciekawe, lecz daleko mi do powiedzenia, że wygląda panienka źle. Skłamałbym, gdybym tak powiedział! – przez chwilę prawdę powiedziawszy pomyślał, że może wygodniej dla niej byłoby (i bardziej komfortowo) załatwić sprawę bezbrwiowej aparycji jak najszybciej – chcesz, żebym odprowadził Cię do domu? - zdawało mu się, choć oczywiście w swej buńczuczności mógł się mylić, że panna Pomfrey nie czuła się zbyt dobrze.
Chciał jej podziękować za ratunek i pomoc, odwdzięczyć się na milion słów, a nie wpędzać ją w zakłopotanie i odnajdywać w jej oczach lęk przed otoczeniem, które zdawało się mieć oczy zwrócone głównie na nią i też trochę na niego: głośnego, niespeszonego i bezpardonowego. Chciałby jej to jakoś zrekompensować, oddać wszystkie bogactwa świata, które zwrócić by jej mogły godność odebrana przez brwi. Lecz nie posiadał nic poza uśmiechem, zmęczeniem wymalowanym w niebieskim spojrzeniu i pieniędzmi, które nic nie znaczyłyby.
Rufus Longbottom
Rufus Longbottom
Zawód : ratuje świat!
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I czy jest tak właśnie
W innym królestwie śmierci?
Budzimy się samotni
W chwili kiedy ciało
Przenika czułość
I wargi co chcą pocałunków
Do strzaskanego modlą się kamienia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6317-rufus-longbottom https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6390-rufus-longbottom#162493
Re: Kącik kawiarniany [odnośnik]17.10.18 0:02
Ze wszech miar musiała prezentować się teraz żałośnie. Pozbawiona brwi, co mocno rzucało się w oczy, czyniąc ją karykaturalnie nienaturalną, a do tego teraz zaczerwioną od rumieńców. Wstyd palił ją od środka, a skóra przywodziła na myśl dorodnego buraka. Świadomość tego jak właśnie wygląda jedynie wszystko pogarszała i sprawiała, że miała ochotę zapaść się pod ziemię, jedyne jednak w co próbowała się teraz wbić do ten fotel. Oczywiście, że powierzchowność była bardzo złą cechą, ależ tak. Panna Pomfrey powierzchowna nigdy nie była i uważała, że ludzka aparycja jest sprawą absolutnie drugorzędną, bo najważniejsze wszak jest dobre serce, czyste intencje i dobre maniery. Wpojono jej jednak, że ubiór i schludny wygląd świadczą o szacunku do drugiego człowieka i sytuacji. Nie chodziło o strojenie się i zachwyt własną urodą, czy bogactwem stroju, a skromność i dopasowane do okazji. Niechlujny wygląd jasno wskazywał na to, że człek rozmówcy nie traktuje z szacunkiem i poważnie - a Poppy panicznie nie chciała, by ktokolwiek tak pomyślą. Miała naturę pedantki, absolutnej pedantki, jej mieszkanie pod względem sterylności przypominało szpital, czuła więc ogromny dyskomfort na myśl, że prezentuje się jak fleja. Albo jak niespełna rozumu wariatka.
Ach, gdyby jeszcze tylko znali się lepiej... Może byłoby jej wówczas z tym łatwiej. Wesołość i kojący uśmiech Rufusa łagodziły paniczną reakcję, wciąż jednak pozostawał dlań obcym mężczyzną i do tego szlachetnym lordem. Z pewnością przywykł do innych kobiet: do doskonałych, eleganckich dam, którym nigdy nie brakowało brwi. Panna Pomfrey nigdy nie snuła fantazji o byciu jedną z nich, bo i bogactwa, dobra materialne i strojne szaty nie miały dlań prawdziwej wartości, jednakże wstydziła się tego jak teraz wygląda - bo była daleka od zwyczajnej, porządnej schludności.
- Jest pan niezwykle miły, lordzie Longbottom, ale... - bąknęła zawstydzona Poppy. Zakładała, że mówił tak tylko dlatego, aby nie czuła się z tym źle, absolutnie to rozumiała. Tak przecież wychowywano lordów i lady. Uczono ich nienagannej uprzejmości i czasami kłamstwa, Nie kontynuowała jednak myśli, choć początkowo pragnęła zaprzeczyć - ale to było nieuprzejme. Komplementy należało grzecznie przyjąć, choć Poppy uznawała je za zbędne i nie mające pokrycia w rzeczywistości. O sobie samej miała dość niskie mniemanie.
- Skoro już tu jesteśmy, to z chęcią napiję się herbaty, sir - odezwała się cicho. Wszyscy wkoło i tak już ją widzieli. Kto zauważył, to zauważył, a brak brwi koniec końców był naprawdę najmniejszym z problemów, które miała teraz na barkach. Machnęła więc ręką, aby przegnać ten temat. - Zostańmy - próbowała uśmiechnąć się blado. Czułaby się głupio, gdyby lord Longbottom zmarnował popołudnie przez jej tak głupią wpadkę. Z pewnością był przecież zajętym człowiekiem, nie tylko przez wzgląd na pozycję społeczną, ale i pracę. A co do pracy, przez którą się poznali... - Proszę mi lepiej powiedzieć jak się pan czuje? Czy ręka uz panu nie doskwiera?
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285

Strona 10 z 15 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 15  Next

Kącik kawiarniany
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach