Wydarzenia


Ekipa forum
Herbaciarnia
AutorWiadomość
Herbaciarnia [odnośnik]10.03.12 23:23
First topic message reminder :

Herbaciarnia

★★
Przy głównej drodze dzielnicy Enfield umiejscowiona jest maleńka, skromna herbaciarnia z pomarańczowymi kotarami w oknach i kolorowym szyldem ponad drzwiami, usytuowana między księgarnią a warzywniakiem. Już z oddali zauważa się przytulny wystrój wnętrz i miłą, przyjazną atmosferę, która tu panuje, lecz brak tu tłoku, a samo miejsce nie należy do szczególnie popularnych czy też często odwiedzanych. Dla ceniących sobie ciszę i samotność klientów nie jest to jednak bynajmniej wada.
Już od progu progu wyczuwa się słodką woń wanilii, mięty i cykorii, a także pomarańczy, które mieszają się ze sobą niczym najpiękniejsze perfumy, zachęcając do wejścia do środka, zajęcia miejsca przy jednym z dziesięciu stoliczków choć na chwilkę. Naprzeciw wejścia i okien znajduje się niewielka lada pełna słoiczków z najróżniejszymi herbatami, sprowadzanymi ze wszelkich zakątków świata. Nieopodal zaś umiejscowiono tacę z ciasteczkami. Na parapetach poustawiane zostały kolorowe obrazki w jasnych ramkach, jasne kafle na podłodze lśnią w blasku lamp. Całe to niewielkie pomieszczenie jest niewątpliwie miłym dla oka, przyjaznym, przytulnym i estetycznym miejscem.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Herbaciarnia - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Herbaciarnia [odnośnik]09.01.19 20:34
Charlie czekała w spokoju. Zdawała sobie, że w obecnych czasach podróżowanie może być utrudnione, skoro teleportacja nie działała, a sieć Fiuu ulegała awariom. Nie był to pierwszy raz, kiedy jej rozmówca się spóźniał, więc nie miała chyba powodów do niepokoju. Samo trafienie tutaj też mogło przysporzyć pewne problemy komuś, kto nie znał tej części Londynu, tak niepozorne miejsce łatwo było przegapić, ale zarazem lepiej sprzyjało załatwianiu różnych spraw niż na przykład Dziurawy Kocioł, gdzie ciągle przewijali się różni czarodzieje zmierzający na Pokątną. A ktoś taki jak Percival Nott pewnie nie chciałby być zobaczony w towarzystwie zwykłej dziewczyny z gminu. Miejsce na uboczu było lepsze, ale Charlie musiała też wybrać coś na swoją kieszeń.
Nie wiedziała, że mężczyzna, z którym miała się spotkać, odbiegał od innych przedstawicieli swojego stanu. Nazwisko Nott kojarzyło jej się mgliście jako ród konserwatywny, antymugolski, chyba nawet ktoś z tej rodziny został wymieniony na którymś ze spotkań Zakonu jako członek rycerzy, ale nie pamiętała imienia. Personalia tych obcych jej ludzi, których nie umiała powiązać z konkretnymi twarzami, często się zlewały. Czy mógł to być Percival? Wiedziała, że powinna zachować ostrożność, choć fakt, że znajdowali się w miejscu publicznym, podnosił ją na duchu i pozwalał poczuć się bezpieczniej, na wypadek, gdyby Nott miał coś wspólnego z przeciwnikami Zakonu.
Pośród tej całkiem urokliwej scenerii i ona nie wyglądała jak ktoś, kto wiedział o obecnej sytuacji w kraju cokolwiek więcej. Blade oblicze o delikatnych rysach wyglądało bardzo niewinnie, zwłaszcza w połączeniu z jasnozielonymi jak u kota oczami i długimi blond włosami zaplecionymi w warkocz oraz kwiecistą sukienką. Charlie dobrze wpasowywała się w krajobraz tego miejsca i nie wyróżniała się zbytnio na tle klienteli.
Ale w końcu dostrzegła mężczyznę idącego w jej stronę, choć początkowo rozglądał się niepewnie, jakby szukał kogoś, kto mógłby być alchemiczką, z jaką umówił się poprzez listy. Możliwe że szukał kogoś starszego niż niepozorna osóbka, która wyglądała najwyżej na dwadzieścia lat, bo nawet nie na dwadzieścia trzy, które w rzeczywistości miała. Ale jej umiejętności wykraczały poza wiek i posiadała naprawdę rozległą wiedzę, bo nie była alchemikiem tylko z zawodu, ale przede wszystkim z pasji.
- Tak, to ja – potwierdziła skinieniem głowy, uśmiechając się, co tylko zwiększyło wrażenie młodzieńczego, pełnego niewinności uroku, jaki roztaczała. Nieco nieśmiało podała mu dłoń. – Dzień dobry, panie Nott. Czy może wolałby pan, by przestrzegać tytułu? – upewniła się, niektórzy ze szlachetnie urodzonych byli drażliwi na tym punkcie i dostawali niemal białej gorączki, gdy byli niewłaściwie tytułowani. Ale Charlie nie miała zbyt wielkiego pojęcia o szlacheckich zasadach. Jej nikt nie uczył dworskiej etykiety, była skromną dziewczyną z Kornwalii.
Obserwowała go uważnie; w jej spojrzeniu ciekawość mieszała się z niepokojem, choć jak dotąd mężczyzna pozostawał uprzejmy. Nie mogła jednak zapominać o tym, że ród Nott mógł być powiązany z rycerzami Walpurgii. Pozostawała jednak niezmiennie miła i grzeczna, tak jak wobec innych klientów zamawiających u niej eliksiry.
- Rozumiem, w plątaninie londyńskich uliczek bardzo łatwo się zgubić. Nie gniewam się, zdążyłam zamówić sobie herbatę w oczekiwaniu na pańskie przybycie – wskazała na stojącą przed nią filiżankę, z której sączyła się wonna para. – Dziękuję, chętnie zjem ciasto. W tej herbaciarni mają naprawdę dobre wypieki – potwierdziła, gdy mężczyzna to zaproponował. – Zaprosiłam pana właśnie tu, bo to dobre i spokojne miejsce do omawiania szczegółów alchemicznych zamówień. W liście wspominał pan, że potrzebuje eliksirów na wyprawę związaną ze smokami? Zawód smokologa musi być naprawdę fascynujący, ale chętnie poznam bardziej szczegółowo pańskie oczekiwania – mówiła dalej. Mimo tego drobnego niepokoju i ostrożności była bardzo zaciekawiona, bo poza warzeniem eliksirów dla Munga najczęściej przygotowywała proste mikstury lecznicze dla znajomych lub eliksiry bojowe dla Zakonników lub aurorów i tym podobnych, smokolodzy nie trafiali się aż tak znowu często, bo rezerwaty smoków i innych magicznych stworzeń zwykle miały własnych alchemików. Ale Charlie interesowała się magicznymi stworzeniami i chętnie posłuchałaby o smokach.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Herbaciarnia [odnośnik]12.01.19 14:09
Przyglądał jej się z dozą zainteresowania, ale nienachalnie, gdy potakiwała głową, potwierdzając jego przypuszczenia. Była miła i uprzejma, jak większość nieznajomych, z którymi spotykał się na stopie zawodowej, chociaż wydawała mu się też odrobinę spłoszona i ostrożna. To też, wbrew pozorom, nie było dla niego nic nowego; zdarzało się, że czarodzieje i czarownice reagowali onieśmieleniem, słysząc jego nazwisko, jakby nie do końca pewni, czego mogli się spodziewać. Nie znosił tego, uwierała go ciągnąca się za jego rodem sława, która, choć czasami rzeczywiście była w stanie otworzyć drzwi pozornie do uchylenia niemożliwe, to zdecydowanie częściej odbijała mu się czkawką, zmuszając do niwelowania sztucznie wytworzonego dystansu. To z tego właśnie powodu z czasem nauczył się przedstawiać samym imieniem, zdecydowanie woląc, gdy wyrabiano sobie zdanie na jego temat z poziomu metaforycznej, czystej karty – nie na podstawie dokonań jego kuzynów, poglądów głoszonych przez przodków, czy ogólnego poczucia wyższości, które zazwyczaj roztaczali wokół siebie członkowie brytyjskiej arystokracji. Nie żeby on sam również czasami z niego nie korzystał, na salonach trudno było się poruszać bez prostującej kręgosłup i wyostrzającej słowa, rodowej dumy – ale w pracy, czy to tej w terenie, czy na korytarzach departamentu, otaczali go głównie przyjaciele i zaufani współpracownicy, których cenił za charakter i zaangażowanie – nie za to, jak czysta była krew, płynąca w ich żyłach.
Bardzo mi miło poznać – odpowiedział, bez trudu odwzajemniając uśmiech i kiwając głową, by chwilę później pokręcić nią lekko, w geście zaprzeczenia. – Nie ma takiej potrzeby, miejsce tytułów jest na salonach, i tam je pozostawmy. Wystarczy Percival – dodał, prawie niezauważalnie wzruszając ramionami. Nie spoufalał się na siłę, zachowując się po prostu tak, jak zachowywał się zawsze, gdy nie śledziły go czujne oczy ojca lub nestora; bez utrzymywania niepotrzebnych pozorów, czy kreślenia nieistniejących granic, w jego opinii utrudniających tylko współpracę. Nigdy nie spodziewałby się, że w uważnym, przemykającym po nim spojrzeniu, mogło kryć się coś jeszcze; że podczas gdy on starał się wymazać niezręczność wywołaną noszonym przez niego tytułem lorda, jego towarzyszka zastanawiała się – całkiem zasadnie – czy przypadkiem nie ma do czynienia z jednym z mordujących mugoli po godzinach czarnoksiężników.
O których mimo wszystko trudno było pamiętać wśród miękkich siedzeń i zapachu herbaty; oddalił się na moment od stolika, kiedy Charlene przystała na jego propozycję, by po chwili wrócić z filiżanką zwyczajnej, ale bardzo aromatycznej herbaty, oraz dwoma kawałkami pachnącej jabłkami i cynamonem szarlotki. – Proszę – powiedział, w akompaniamencie stukającej o blat stolika porcelany. Zaczekał, aż kobieta ponownie usiądzie, i dopiero wtedy sam odsunął sobie krzesło, zajmując miejsce po drugiej stronie okrągłego stolika. – To prawda, miejsce wygląda na przytulne – przytaknął, kontynuując rozmowę. Upił łyk gorącego płynu, nie potrafiąc się nie uśmiechnąć, gdy wspomniała o zawodzie smokologa. – O tak, smoki to fascynujące stworzenia – potwierdził, kiwając głową. – Niebezpieczne bestie, ale trudno byłoby mi wymarzyć sobie lepszych towarzyszy podróży – dodał, dyskretnie przełamując powagę. Zastanowił się przez chwilę. – W tej chwili jestem na etapie budowania grupy współpracowników od zera, po pożarze Ministerstwa Magii zmieniłem stanowisko na nieco bardziej niezależne – nie chciał wdawać się w szczegóły – zamówienie nie dotyczy więc żadnego konkretnego miejsca docelowego, bardziej zależy mi na zebraniu eliksirów, które każda szanująca się grupa powinna mieć na stanie. – Odchylił się na moment do tyłu, sięgając ręką do wewnętrznej kieszeni marynarki i po chwili wyciągając z niej starannie złożony pergamin, który położył na stoliku pomiędzy nimi. – Zrobiłem listę, choć przyznam, że przydałby jej się rzut drugiego, bardziej doświadczonego w alchemicznych kwestiach oka. Są to głównie eliksiry lecznicze, które można podawać w terenie, eliksiry bojowe, no i środek wzmacniający smoki. Zdarza się, że trafiamy na okazy, które nie są w najlepszym stanie i nie nadają się do natychmiastowego transportu – wyjaśnił, mając na myśli oczywiście niedoszłe ofiary kłusowników-amatorów, oraz odratowane z przemytu młode, które wykluły się za wcześnie. Zawsze, gdy myślał o takich sytuacjach, burzyła się w nim krew; czarodziejów umyślnie krzywdzących smoki – czy magiczne stworzenia w ogóle – uważał za największe zło pełzające po świecie.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Herbaciarnia [odnośnik]12.01.19 20:49
Gdyby znała jego myśli zapewne mogłaby poczuć zaskoczenie. Choć Charlie bardzo nie lubiła szufladkować ludzi na podstawie krwi i starała się dawać każdemu szansę, zdawała sobie sprawę, jaka była większość szlacheckiego stanu, przynajmniej ta konserwatywna. Stykanie się z osobami z takich rodów zawsze budziło w niej pewne onieśmielenie i niepewność odnośnie tego, jak zostanie potraktowana, bo nie raz spotykała się z ludźmi, dla których była czarownicą gorszej kategorii tylko dlatego, że jej krew nie była czysta. Już w Hogwarcie zetknęła się z powszechną dyskryminacją, nawet jeśli nie skierowaną w jej stronę, to w stronę innych, zwłaszcza mugolaków. Jej osoba była na tyle niewidoczna i bezbarwna, że z reguły nie przyciągała spojrzeń Ślizgonów. Nie wychylała się w żaden sposób, całkowicie skupiona na nauce. Przyjaciół natomiast szukała w gronie ludzi przyzwoitych i tolerancyjnych, nie bacząc na to, czy mieli czystą czy mugolską krew. Jej grono znajomych zawsze było zróżnicowane.
Nie znała się zbytnio na starych rodach ani ich dokonaniach poza tymi najbardziej znamiennymi dla czarodziejskiego społeczeństwa, o których mogłaby być mowa na szkolnej historii magii, ale i stamtąd wiele wiadomości pozapominała – to nigdy nie była jej ulubiona dziedzina. Ale mimo skupienia na swoich pasjach i pracy nie mogła nie słyszeć nazwiska Nott w kontekście konserwatywnych, antymugolskich poglądów. Stąd też brał się pewien ostrożny dystans i niepokój w spojrzeniu, bo nie wiedziała, czy czasem nie ma do czynienia z takim właśnie typowym Nottem, może jednym z tych, przed którymi ostrzegano na spotkaniu Zakonu – a była pewna, że to nazwisko kiedyś padło, że jakiś Nott mógł działać dla rycerzy i praktykować czarną magię. Nigdy nie można było wiedzieć, czy rozmówca czasami nie miał na rękach krwi, zwłaszcza że tacy ludzie nie kryli się tylko w osobach wymuskanych, konserwatywnych lordów, ale też czarodziejów o krwi niższej, których było na świecie znacznie więcej i reprezentowali pełen przekrój światopoglądów. Mogła mijać ich w pracy i na ulicy, a nawet o tym nie wiedziała. Musiała brać sobie ostrzeżenia do serca po tym, co spotkało Benjamina, Hannah, Alexandra, Josephine i innych Zakonników. Nie mogła bezkrytycznie ufać każdemu, kto był miły, nawet jeśli wrodzona dobroć i prostolinijność była podatna na wszelkie przyjazne gesty.
Niemniej jednak bardzo przypadło jej do gustu to, że nie próbował budować dystansu i dysproporcji, a sam go zmniejszył, nie zmuszając do przestrzegania sztywnej tytulatury. Pewnie niewielu członków tych konserwatywnych rodów mogłoby się na to zdobyć. Skinęła przytakująco głową.
- Mi również... Percivalu – nieśmiało powtórzyła jego imię. – Charlene – wypowiedziała swoje, również nie widząc powodu, by podtrzymywać dystans. Jej samej przychodziło to dość łatwo, była prostą dziewczyną z ludu i zwyczajnie nie lubiła sztucznych podziałów. A spotkali się w celu przede wszystkim zawodowym, i to Percival miał zawierzyć jej umiejętnościom i uwierzyć na słowo, że uwarzy mu dokładnie to, czego chciał, a nie sprytnie zakamuflowaną truciznę.
- Dziękuję – podziękowała za ciasto. Kiedy już oboje mieli przed sobą herbatę i poczęstunek można było przejść do interesów, choć najpierw skosztowała przysmaku. – Prawdę mówiąc, interesuję się trochę magicznymi stworzeniami. Mam nawet w rodzinie osobę, która pracuje w rezerwacie smoków – przyznała, nie wiedząc, że oboje znali tego samego mężczyznę. Najbliższe ze zwierząt były jej oczywiście kotowate, ale podziwiała pasjonatów innych stworzeń, ludzi tak odważnych, że nie bali się obcować nawet ze smokami. To były bardzo groźne, ale i niesamowite istoty. – Ale nie wiem, czy miałabym odwagę stanąć na wprost smoka, co dla was pewnie jest codziennością. – To, co mówił, brzmiało naprawdę fascynująco, na tyle, że niemal zapomniała o wcześniejszych rozterkach odnośnie jego poglądów i tego, czy mógł popierać rycerzy Walpurgii. W tej chwili widziała w nim przede wszystkim smokologa przeżywającego niesamowite przygody.
Zerknęła na podsunięty jej pergamin.
- Rozumiem. Mogłabym uwarzyć proste eliksiry lecznicze, takie, które nie wymagają zaawansowanej wiedzy niezbędnej do dawkowania. Coś na zranienia i poparzenia, na pewno przydałaby się maść z wodnej gwiazdy i klasyczna pasta na oparzenia. – To na pewno był stały element wyposażenia smokologów, widniał zresztą na liście Percivala. Przy smokach na pewno łatwo o rany i poparzenia. – Środek wzmacniający smoki również mogę przygotować. A jeśli chodzi o eliksiry bojowe...  Istnieje ich naprawdę wiele, więc musiałabym wiedzieć, na jakich efektach najbardziej wam zależy. Coś wyostrzającego zmysły i umiejętności poruszania się? A może coś umożliwiającego skuteczniejsze zamaskowanie się? Poprzedni smokolog, który korzystał z moich usług, oprócz podstawowych środków leczniczych wziął mały zapasik eliksiru kociej zwinności i kociego kroku oraz niezłomności.
Percival mógł mieć inne życzenia. Charlie dostarczy mu to, co zamówi. Skoro podołała uwarzeniu eliksiru szczęścia, niewiele mogłoby ją przestraszyć i zniechęcić. Chyba że ktoś kazałby jej uwarzyć coś trującego – wtedy wycofałaby się, bo nie chciałaby mieć na sumieniu czyjegoś życia. Zlecenie przygotowania wywarów na smoczą wyprawę jak najbardziej mogła przyjąć.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Herbaciarnia [odnośnik]04.02.19 1:05
Uśmiechnął się, kiedy powtórzyła jego imię, wypowiadając również swoje – widząc jej zawahanie, przez moment się obawiał, że w jakiś sposób ją uraził, poczuł więc lekką ulgę, gdy zniknęła część wiszącej między nimi niezręczności. Być może przesadzał z bezpośredniością, ale prawdę mówiąc rzadko miał okazję pracować z przedstawicielkami płci pięknej – wśród smokologów nie spotykało się kobiet, częściej wśród alchemików, ale z tymi do tej pory nie musiał spotykać się osobiście, koordynując wyprawy jedynie zza blatu ministerialnego biurka. Organizowanie wszystkiego samodzielnie stanowiło dla niego swego rodzaju nowość, nie miał jednak wątpliwości, że była to zmiana na lepsze; wreszcie, po raz pierwszy od nieskończenie długiego czasu, czuł się na miejscu – nie był stworzony do bezruchu, ani do rozdzielania pracy, którą inni wykonywali za niego. Może już dawno powinno dać mu to do myślenia, krystalizując się w dosyć oczywisty wniosek, że tak naprawdę nie był też skrojony do szlachectwa – ale póki co starał się o tym nie myśleć, odsuwając nadchodzący szczyt w Stonehenge tak daleko, jak tylko mógł.
Ożywił się znacznie, gdy wspomniała o zainteresowaniu magicznymi stworzeniami i smoczym rezerwacie – mógł co prawda się tego spodziewać, skoro miała już wcześniej doświadczenie ze smokami, ale i tak nie potrafił powstrzymać zaciekawienia. – O – jakimś gatunkiem konkretnie? – zapytał, posyłając jej pytające spojrzenie. Jego główną specjalnością rzecz jasna były smoki, ale tak naprawdę istniało też mnóstwo innych magicznych stworzeń, które uważał za fascynujące. – W Kent czy w Peak District? Miałem okazję pracować z kilkoma czarodziejami z obu tych miejsc, być może mamy więcej niż jednego wspólnego znajomego – dodał, mając oczywiście na myśli czarodzieja, który polecił mu Charlene jako alchemiczkę. Nie było też w tym nic dziwnego, społeczność brytyjskich smokologów nie należała do aż tak rozległej; chociaż w rezerwatach pracowało sporo czarodziejów i czarownic, to tak naprawdę jedynie niewielka część z nich zajmowała się bezpośrednio mieszkającymi tam podopiecznymi. Smoki należały do jednych z najbardziej wymagających bestii, jakie żyły w magicznym świecie.
Zastanowił się przed moment nad tym, co powiedziała, bezwiednie opierając łyżeczkę pionowo o porcelanowy talerzyk. – Nie wiem, czy nazwałbym to codziennością – odpowiedział powoli, starając się tak dobrać słowa, żeby jak najcelniej przekazać swoje myśli. – Każdy smok jest inny, do każdego trzeba też trochę inaczej podejść. Mają swoje charakterystyczne zachowania, reagują inaczej w zależności od cech gatunkowych i wcześniejszych doświadczeń z człowiekiem – to raczej nie jest coś, do czego można się przyzwyczaić. – Wzruszył ramionami. – A przynajmniej mi się jeszcze nie udało – dodał po chwili, być może jego wrażenie było odosobnione.
Chciał jeszcze powiedzieć coś na temat samego strachu – że jeżeli miałby określić, czy bardziej przerażają go ludzie czy smoki, zdecydowanie postawiłby na ludzi – ale nie był pewien, jak Charlene przyjęłaby tego typu przemyślenia. Wolał skupić się więc na głównym temacie rozmowy, chociaż musiał przyznać, że rozmawiało mu się z nią wyjątkowo dobrze – i to nie tylko dlatego, że zdawała się doskonale wiedzieć, o czym mówiła. – Proste lecznicze mikstury to na pewno podstawa, większość z nas nie ma doświadczenia w leczeniu. Co prawda w obozie stacjonuje zazwyczaj magomedyk, ale nie wyprawia się w teren, a nie zawsze jest czas, żeby wrócić – przytaknął, zgadzając się z jej sugestią. – Jeżeli chodzi o eliksiry bojowe, to głównie zależy mi na czymś poprawiającym sprawność fizyczną, pozwalającym na szybsze poruszanie się. Wszystko, co w jakikolwiek sposób wyostrza zmysły też będzie na wagę złota. Jeżeli potrzebujesz konkretnej listy, mogę dosłać ją później, chociaż na pewno jesteś w stanie skomponować ją lepiej niż ja. – Wierzył w jej alchemiczną wiedzę, przyjaciel nie poleciłby mu kogoś, kogo uważałby za niekompetentnego lub niesprawdzonego; jego towarzyszka sprawiała zresztą wrażenie profesjonalistki.
Zamilkł na chwilę, dając jej czas na dokładniejsze przejrzenie pergaminu, a samemu upijając kolejny łyk gorącej herbaty. Odchylił się do tyłu, wygodniej opierając się o proste krzesło. – Jak zazwyczaj organizujesz kwestię ingrediencji? – zapytał, gdy wydało mu się, że Charlene nie zajmuje się już czytaniem listy. – Mogę dostarczyć ci wszystko, czego potrzebujesz, choć podejrzewam, że jako alchemik, masz swoje własne, sprawdzone źródła zaopatrzenia. Możemy więc umówić się na zwrot kosztów za wykorzystane składniki lub płatność z góry i późniejsze wyrównanie ewentualnych nieścisłości. – Domyślał się, że trudno było dokładnie wyliczyć ilość koniecznych do zużycia ingrediencji. – Jeżeli masz jakąś inną propozycję, to oczywiście się dostosuję – dodał jeszcze. Chciał pozostawić jej jak najswobodniejsze pole manewru, z doświadczenia wiedząc, że jemu samemu pracowało się najlepiej, gdy takowe posiadał.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Herbaciarnia [odnośnik]04.02.19 13:53
Charlie miała styczność z różnymi ludźmi, choć najrzadziej ze szlachetnie urodzonymi. Dla wielu z nich, przynajmniej tych konserwatywnych, była tylko zwykłą pannicą z gminu, kimś niewartym uwagi. Stąd jej początkowa niezręczność, a także zdziwienie, gdy Percival powiedział jej, by zwracała się do niego po imieniu i zachowywał się tak normalnie, bez sztucznego nadęcia i pokazowej wyższości. Zamrugała oczami z konsternacją, ale niewątpliwie wywarło to na niej pozytywne wrażenie, bo nie budowało między nimi dodatkowego sztywnego dystansu.
Nie wiedziała o jego życiu absolutnie niczego poza tym, że był smokologiem, nie mogła więc wiedzieć o jego poczuciu niedopasowania do rodu, ani tym bardziej o tym, co miało się wydarzyć za niecały tydzień. Mogła jedynie się zastanawiać, kim był Percival Nott, który zgodził się z nią spotkać w takim miejscu oraz wydawał się mieć naprawdę dużą wiedzę, przynajmniej na pierwszy rzut oka, i z każdą kolejną minutą rozmowy odnosiła wrażenie, że to faktyczna wiedza, a nie tylko puste przechwałki, jakimi niekiedy popisywali się młodzi szlachcice w Hogwarcie, pusząc się tym, kim to nie byli i czego nie potrafili.
- Mój krewny pracuje w Peak District – rzekła. – Miałam okazję kiedyś tam być, ale widziałam te smoki jedynie z daleka. Częściej mam do czynienia z ingrediencjami pochodzącymi od smoków. Ich ciała są tak przepełnione magią, że można z nich stworzyć naprawdę silne eliksiry.
Och, gdyby tylko wiedziała, że jej rozmówca znał tą samą osobę i łączyły ich tak bliskie relacje! Ale nie miała pojęcia, choć zakładała, że skoro środowisko smokologów jest dość małe, to wszyscy się tam mniej więcej znają. Niewielu ludzi zajmowało się smokami bezpośrednio, niektórzy wykonywali tylko papierkową robotę w rezerwatach lub ministerstwie i tego typu rzeczy.
- Rzeczywiście, to było z mojej strony pewne spłycenie. Każde zwierzę jest na swój sposób inne nawet w obrębie jednego gatunku. Pewnie to fascynujące, móc poznać je z bliska i zobaczyć te różnice – zauważyła, wbijając łyżeczkę w ciasto i biorąc do ust kolejny kęs. Niestety ostatnio nie miała czasu by aktywniej odwiedzać miejsca pełne magicznych stworzeń, raz na jakiś czas bywała w ogrodzie magizoologicznym, choć ostatnio więcej czasu poświęcała na zgłębianie tajników zielarstwa, które powoli rosło do rangi jej nowej fascynacji. Praca bezpośrednio ze smokami musiała być bardzo ciekawa, choć Charlie chyba wolała swoje eliksiry. Stawanie oko w oko ze smokiem wymagało stalowej odwagi i niesamowicie zimnej krwi, no i umiejętności, nie tylko wiedzy, ale też znajomości odpowiednich zaklęć. A te nie były jej mocną stroną. – Miałeś pewnie do czynienia także z innymi gatunkami poza tymi obecnymi w Anglii? Różnią się mocno od tych, które można zobaczyć w krajowych rezerwatach?
Była tego zwyczajnie ciekawa, bo jej wiedza na temat tych smoków była głównie podręcznikowa. Znała gatunki i wiedziała, jak wyglądają, ale zawsze ciekawiej było posłuchać o nich od kogoś, kto widział je naprawdę, a nie tylko rysunki w podręczniku. Charlie miała tendencję do zadawania wielu dociekliwych pytań, ponieważ nigdy nie było jej za dużo wiedzy, którą można było poznać. Zachowywała się jak stereotypowa Krukonka, mogąc się pochwalić naprawdę rozległymi zainteresowaniami.
Również zdawała sobie sprawę, że niektórzy ludzie potrafili być dużo gorsi od zwierząt, nawet od powszechnie znanych jako wyjątkowo niebezpieczne smoków. Stworzenia działały kierowane instynktem, z zagrożeniem z ich strony można było sobie poradzić przy odpowiedniej wiedzy o obchodzeniu się z nimi, a ludzie byli dużo bardziej nieprzewidywalni, zwłaszcza czarnoksiężnicy, którzy z własnej woli zagłębiali się w mroku i zgłębiali najplugawszą magię – chyba jedyną dziedzinę, która nigdy w żaden sposób nie ciekawiła Charlie. Nadal trudno jej było zrozumieć, dlaczego niektórzy wybierali zło zamiast dobra i krzywdzili innych. Była jednak wciąż na tyle naiwną życiowo osóbką, że po chwili miłej, zawodowej rozmowy prawie już nie myślała o początkowych obawach i podejrzeniach. Zapominała też o tym, że miała do czynienia z lordem konserwatywnego rodu, choć kiedy sobie przypominała, jakie nazwisko nosił jej rozmówca, czuła pewną konsternację. Choć może był to dowód na to, że rzeczywiście nie wolno było oceniać ludzi po pozorach? Unikała tego, ale pewne skojarzenia nasuwały się same nawet jej, zwłaszcza w tych czasach i po kolejnych spotkaniach Zakonu, oraz świadomości, że stali u progu wojny, którą chcieli rozpętać zwolennicy czystości krwi.
Czy Percival Nott mógł być w nią jakoś zamieszany? Wydawał się miły i inteligentny, szybko wywarł na Charlie wrażenie osoby, która dobrze zna się na swojej pracy, ale musiała brać poprawkę na to, że w tych czasach nie mogła już bezkrytycznie być ufna wobec każdego, kto wydawał się miły. Rozmawiali jednak tylko o pracy, eliksirach i smokach, o niczym drażliwym.
- Dobrze, więc dostarczę podstawowe medykamenty – zapewniła, zapisując sobie to na kartce w notatniku. – Maść na poparzenia, maść z wodnej gwiazdy i może parę innych tego typu specyfików. Szybsze poruszanie się umożliwia właśnie eliksir kociej zwinności. Są też eliksiry zwiększające możliwości wzroku i słuchu, które, jak podejrzewam, mogą być przydatne przy tropieniu smoka, jeśli wybieracie się na poszukiwanie okazu pozostającego na wolności. Eliksir lodowego płaszcza jest w stanie przez krótki czas chronić przed ogniem. Eliksir niezłomności znacząco zwiększa wytrzymałość na wypadek odniesienia obrażeń – opisała mu pokrótce działanie eliksirów, które jak jej się wydawało, mogły się przydać. Przez cały czas mówiła bardzo profesjonalnie, bo choć jej główną pracą był Mung, posiadała naprawdę dużą wiedzę w zakresie alchemii i również eliksiry bojowe nie były jej obce. Radziła sobie z nimi coraz lepiej, a wywary wychodzące z jej kociołka były coraz silniejsze.
- Zazwyczaj kupuję ingrediencje w aptece lub u sprawdzonych handlarzy, niektóre znajduję sama – powiedziała; gdy miała czas, często sama zbierała ingrediencje dodatkowe, serca musiała niestety kupować. – Myślę, że możemy to tak załatwić. Sama kupię niezbędne składniki i wyszczególnię w liście ich zużycie, a ty zwrócisz koszty. Musimy też uzgodnić samo przekazanie eliksirów oraz termin, do którego muszę przygotować wszystko. Mogę dostarczyć je osobiście lub wysłać paczkę sowią pocztą, jak wygodniej – mówiła dalej, musząc poznać tak ważne kwestie, przede wszystkim musiała wiedzieć, do kiedy ma uwarzyć potrzebne eliksiry.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Herbaciarnia [odnośnik]04.02.19 19:58
Nie spodziewał się, że będzie mu się rozmawiało z nią tak dobrze – przychodząc do herbaciarni, nastawiał się raczej na spotkanie typowo zawodowe, krótką wymianę konkretów, ustalenie szczegółów płatności i suche pożegnanie – ale miał wrażenie, że gdzieś między porzuceniem tytułów a wspomnieniem o smokach i rezerwatach, odnaleźli cienką nić porozumienia. Nie miał co prawda wątpliwości, że sporo ich dzieliło, o tym informowała go początkowa ostrożność i nieufność jego rozmówczyni, ale w jego przeszłości nie brakowało przykładów na to, że nie istniały różnice nie do przeskoczenia. Miał nadzieję, że tak będzie też w tym przypadku, bo chociaż nie miał nic przeciwko każdorazowemu zamawianiu eliksirów od innego alchemika, to doświadczenie podpowiadało mu, że zespół pracował lepiej, jeżeli składał się ze stałych, zaufanych ludzi – ale to była kwestia do późniejszego rozważenia; nie chciał wyrywać się od razu z propozycją stałej współpracy, zresztą – nie był pewien, czy Charlene byłaby w ogóle taką współpracą zainteresowana; być może wolała skupić się na pracy w szpitalu, jednorazowe zlecenia traktując bardziej jak odskocznię.
Zmarszczył nieznacznie czoło w zastanowieniu, gdy spośród dwóch możliwości, wymieniła akurat Peak District. Jak mały mógł być czarodziejski świat? – Też czasami tam bywam. Bywałem – kiedy jeszcze pracowałem głównie dla ministerstwa – powiedział, uśmiechając się lekko na wspomnienie tych jednodniowych wyjazdów, których przez ostatnie lata wyczekiwał wyjątkowo mocno, bo pozwalały mu na przynajmniej chwilowe wyrwanie się zza zarzuconego pergaminami biurka. Niewiele miało to wspólnego z zagranicznymi wyprawami, rezerwaty stanowiły zaledwie namiastkę związanego z wyjazdami poczucia wolności, ale mimo wszystko jakoś pozwalały mu przetrwać. – Mam przyjaciela, który zarządza jedną z części Peak District, ale nie kojarzę nikogo o nazwisku Leighton – powiedział, zakładając – mylnie – że członek rodziny, o którym wspominała Charlene, nosił to samo nazwisko. – Czym dokładnie zajmuje się twój krewny? – zapytał z zainteresowaniem, mając nadzieję, że jego towarzyszka nie odbierze tych słów jako niechcianego wścibstwa. Na wszelki wypadek przeskoczył jednak płynnie do innego poruszonego przez nią tematu. – Racja, ingrediencje. Wykorzystujecie krew, kły i rogi, prawda? – zapytał, podejrzewając jednocześnie, że składników smoczego pochodzenia było więcej – ale w tamtym momencie nie potrafiąc wymienić ich wszystkich. Nigdy osobiście nie zajmowała go alchemia, choć być może powinna – bo odkąd w Ashfield Manor zamieszkała Inara, półki pracowni uginały się od ingrediencji.
Cieszyło go jej zainteresowanie tematem, i nie miał wątpliwości, że jej wiedza odnośnie gatunków magicznych stworzeń działała na ich korzyść – tylko ktoś, kto mógł pochwalić się chociażby bladym pojęciem na ich temat był w stanie przewidzieć, co może okazać się potrzebne w starciu z konkretnymi przeciwnikami, bez względu na to, czy miały być nimi smoki, czy zwyczajne trudności terenowe. Jej wcześniejsze doświadczenia w pracy ze smokologami tylko dodatkowo czyniły rozmowę prostszą; będzie musiał podziękować przyjacielowi za polecenie mu jej przy najbliższej okazji. – I tak, i nie – odpowiedział po chwilowym zastanowieniu, biorąc do ust kawałek szarlotki i popijając ciasto herbatą. – Wszystkie smoki mają pewne cechy wspólne, ale w zależności od tego skąd pochodzą, wykształciły odmienne elementy budowy i właściwości. Żmijozęby, przykładowo, są śmiercionośne głównie ze względu na swoją jadowitość, a z kolei ogniomioty nauczyły się walczyć przy pomocy ostrych szponów – kontynuował, z każdym słowem odrobinę wyżej podnosząc głos; rozmawianie o smokach zawsze napawało go odrobinę za dużym entuzjazmem. – Większość gatunków została już odkryta i sklasyfikowana, chociaż pewnie minie dużo czasu, zanim dowiemy się wszystkiego o smokach. Kilka tygodni temu udało nam się schwytać na wyspie Wight wyspiarkę rybojadkę, przedstawicielkę gatunku, który wymarł ponad tysiąc lat temu. Tę wskrzesiła anomalia – dodał jeszcze, milknąc jednak po chwili, gdy zorientował się, że znacząco odbiegł od tematu. – Wybacz, pewnie cię zanudzam – przeprosił prędko; zdawał sobie sprawę, że Charlene nie przyszła tutaj na wykład – na pewno miała też mnóstwo swoich zajęć i obowiązków, a za słuchanie jego wywodów nikt jej nie płacił.
Zamilkł na moment, na powrót zajmując się ciastem, podczas gdy jego towarzyszka kreśliła coś w prywatnym notatniku, najprawdopodobniej spisując poczynione przed chwilą ustalenia. Szczęśliwie dla samego siebie – kompletnie nieświadomy toku myślowego, który rozgrywał się właśnie w jej głowie. – Świetnie – przytaknął, gdy wymieniła już wszystkie eliksiry, krótko opisując działanie każdego z nich. Rzeczywiście znała się na rzeczy – sam zapomniał kompletnie o miksturze lodowego płaszcza, która przecież jako jedna z pierwszych powinna znaleźć się w ich wyposażeniu; płaszcze i rękawice ze smoczej skóry nie zawsze wystarczały, żeby ochronić się przed najgorszymi poparzeniami, jego przedramiona i dłonie były na to najlepszym przykładem.
Dobrze – zgodził się natychmiast, nie miał zamiaru dyskutować na temat jej ustaleń; celowo pozostawił jej wolną rękę. – A na kiedy byłabyś w stanie je uwarzyć? Nie jest to sprawa pilnie nagląca, myślę, że w październiku i tak jeszcze nie ruszymy się z kraju – czy początek listopada to realny termin, czy potrzebujesz więcej czasu? – Strzelił na oślep, tak naprawdę nie do końca pewien, czy nie oczekiwał niemożliwego; wiedział, że istniały eliksiry, które musiały odleżeć swoje, zanim byłyby gotowe do użycia, z kolei inne potrzebowały do uwarzenia specjalnych warunków związanych z fazami księżyca – nigdy jednak nawet nie próbował tego zrozumieć. – Jeżeli chodzi o przekazanie eliksirów, to nie do końca ufam w tej kwestii sowom, ale nie chciałbym też zmuszać cię do podróżowania po kraju. Pracujesz w Londynie, prawda? Bywam w stolicy co najmniej kilka razy w miesiącu, mógłbym sam odebrać zamówienie, musiałabyś tylko trochę wcześniej przesłać mi datę i miejsce – zaproponował. Istniał też inny, trochę mniej oficjalny powód, dla którego nie chciał zgadzać się na to, by dostarczyła mu eliksiry osobiście: nie miał bladego pojęcia, gdzie będzie znajdował się w następnym miesiącu, podejrzewał jednak, że raczej nie będzie to Nottinghamshire.
Upił kolejny łyk letniej już herbaty, wyliczając w myślach, czy wszystko już ustalili. – Będziesz potrzebowała zaliczki płatnej z góry? – zapytał; wiedział, że ingrediencje, zwłaszcza te rzadsze, nie należały do najtańszych, a spora część alchemików wolała mieć zabezpieczenie na wypadek, gdyby kupiec nagle się wycofał – a oni zostaliby z naręczem niepotrzebnych im do niczego specyfików.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Herbaciarnia [odnośnik]04.02.19 22:41
Charlie również się tego nie spodziewała. Mimo przepaści pochodzenia okazało się, że rozmawiało im się nadzwyczaj dobrze, dlatego porzuciła początkową rezerwę i otworzyła się bardziej, choć cały czas z tyłu jej głowy szeptał głosik, że powinna być ostrożna. Czasy były jakie były, w społeczeństwie narastały trudne nastroje i uprzedzenia. Co prawda od początku rozmowy ani razu nie zetknęła się z przejawem jakiekolwiek dyskryminacji na tle jej krwi i niższego urodzenia, ale zdawała sobie sprawę, że szlachcice byli biegli w kłamstwach i manipulacji, uczeni tego od dziecka. Charlene ta sztuka była jednak całkowicie obca. Miała niezwykle prostolinijną naturę i nie potrafiła kłamać ani manipulować.
- Rozumiem – przytaknęła, pijąc łyk herbaty. – Ten krewny nie nosi nazwiska Leighton, tylko Wright, więc nic dziwnego, że możesz nie kojarzyć – dodała. – Pewnie go spotkałeś, skoro tam bywałeś, wasz świat nie jest aż taki duży. Też zarządza jedną z części rezerwatu, może pracuje z twoim przyjacielem. – Była pewna, że wspomniany przyjaciel to jakiś inny szlachcic, nawet nie pomyślała, że Nott mógł mówić o Benie, bo zupełnie nie umiała powiązać go ze swoim prostodusznym, rubasznym kuzynem.
Ale w zamkniętych środowiskach łatwo było kojarzyć się przynajmniej z nazwiska. Charlie także znała wszystkich alchemików zatrudnionych na stałe w Mungu, a także większość kursantów, może poza tymi najnowszymi. Gorzej było ze znajomością alchemików działających na własną rękę; było ich z pewnością więcej niż smokologów, więc trudno było poznać wszystkich i kojarzyła głównie tych, którzy byli jej znani jeszcze z czasów szkolnych lub którzy odwiedzali tych samych handlarzy i miejsca związane z pogłębianiem alchemicznej wiedzy.
- A także łuski, wątrobę, oczy, kolce, jad i skorupki jaj. Alchemicy z minionych wieków odkryli zastosowanie dla praktycznie wszystkich fragmentów ciał smoków – dodała, wymieniając także składniki niewymienione przez Percivala. – Korzystam jednak głównie z tych, które posiadają szlachetny lub neutralny charakter, czyli z krwi, łusek, wątroby i skorupek. – Rzadko korzystała ze składników o plugawym charakterze, które były używane głównie do trucizn. Niemniej jednak posiadała sporą wiedzę na temat ingrediencji zwierzęcych, a ostatnio podszkoliła się mocniej i w roślinnych, co mogło się przydać, biorąc pod uwagę przyszłe badawcze plany.
Słuchała z nieskrywaną ciekawością tego, co mówił, bo to było naprawdę interesujące. Dodatkowo wyczuwała w jego głosie entuzjazm i pasję, jakimi cechowała się sama, kiedy opowiadała komuś o swoich zainteresowaniach, zwłaszcza o alchemii.
- Każda dziedzina nauki kryje w sobie jeszcze wiele tajemnic, które możemy odkrywać – zauważyła; podejrzewała, że smoki przez wzgląd na swoją nieokiełznaną, dziką naturę pewnie długo jeszcze nie dadzą czarodziejom dowiedzieć się o nich wszystkiego. Jednak gdy usłyszała o odkryciu przedstawicielki wymarłego gatunku ożywiła się jeszcze bardziej. – Naprawdę? Anomalie były w stanie wskrzesić wymarłego smoka? – zapytała, zafascynowana taką wieścią. A więc anomalie mogły nie tylko niszczyć, ale też przywracać do życia wymarłą przed wiekami istotę, smoka którego nie widział nikt z żyjących? – Wcale nie zanudzasz, to fascynujące! Widziałeś tę wyspiarkę? Była naprawdę żywa, tak jak smoki w rezerwatach? – dopytywała, zaciekawiona tym fenomenem. Może nikt jej nie płacił za to pieniędzmi, ale wiedza z interesujących ją dziedzin była dla niej wartością bezcenną, której nie mierzyło się w ilości galeonów.
- To nie są eliksiry, które wymagają długiego czasu warzenia, więc myślę, że do listopada spokojnie zdążę, a pewnie nawet i wcześniej. Większość z nich powstaje dość szybko – zapewniła. Mimo natłoku pracy w Mungu wieczorami mogła znajdować czas na ogarnianie dodatkowych zleceń. Szczęśliwie obecnie nie mieli do czynienia z kryzysem rozmiarów tego na początku maja czy w końcówce czerwca, kiedy właściwie od świtu do nocy nie opuszczała szpitala, i oby tak zostało. Żaden z eliksirów, które wymieniła nie warzył się długo. To nie był Felix felicis ani veritaserum, które wymagały długiego okresu odleżenia zanim będą zdatne do użytku.
- Tak, w Londynie, w Mungu – potwierdziła. – Możemy więc umówić się tak jak dzisiaj w jakimś miejscu publicznym, do którego będzie się łatwo dostać nam obojgu. To będzie chyba najlepsza opcja z możliwych. – Londyn jako miejsce przekazania całkowicie jej odpowiadał, wolałaby nie fatygować się do posiadłości Nottów. Nie tylko dlatego, że to było daleko i nie wiedziała, jak tam trafić, ale przede wszystkim przez wzgląd na to, że była z gminu i zapewne nie byłaby mile widziana przez rodzinę Percivala. Unikała szlacheckich dworków, wiedząc, że to nie jest jej świat. – Mogę przyjąć zaliczkę, która pokryje część kosztów zakupu ingrediencji – dodała; była tylko skromną alchemiczką i nie zarabiała zawrotnych sum, więc nie mogła sobie pozwolić na szastanie pieniędzmi, które mogły się nie zwrócić, gdyby Percival jednak wycofał się z zamówienia, choć dla eliksirów leczniczych i bojowych pewnie znalazłaby jakieś zastosowanie. Niemniej jednak w eliksiry dla Zakonu i tak często inwestowała z własnej kieszeni, ale nie mogła sobie na to pozwolić przy innych zleceniach. – Resztę zapłaty przekażesz, gdy przyniosę eliksiry. O propozycji terminu spotkania poinformuję z wyprzedzeniem, gdy już uwarzę wszystkie specyfiki.
Skinęła z uśmiechem głową, kończąc ciasto i dopijając herbatkę.
- Naprawdę dziękuję za miłą rozmowę i mam nadzieję, że będziesz zadowolony z tego, co uwarzę – powiedziała jeszcze.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Herbaciarnia [odnośnik]09.02.19 19:34
Krótkie spotkanie w herbaciarni od samego początku pełne było zaskoczeń: najpierw zdziwił go młody wiek jego rozmówczyni, później jej szeroka wiedza, wreszcie – łatwość, z jaką toczyła się rozmowa, przez większość czasu pozostając co prawda w głównym nurcie zawodowej wymiany zdań, ale nie raz i nie dwa rozlewając się szerzej, łącząc tematy, które interesowały ich obojga. Ani przez moment nie przypuszczałby jednak, że ze wszystkich nazwisk noszonych przez pracowników rezerwatu, padnie akurat to jedno – dlatego gdy przypadkowe z pozoru głoski ułożyły się w dźwięczący znajomo wyraz, nie był na taki zwrot akcji kompletnie przygotowany. Kierując się niekontrolowanym odruchem, gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, nie przewidział jednak komplikacji spowodowanych faktem, że w tym samym czasie trzymał przy wargach przechyloną filiżankę z herbatą; w efekcie ciepły płyn dostał się nie tylko do jego przełyku, ale i brutalnie zagroził wdarciem się do płuc. Percival odstawił ostrożnie naczynie na spodek, drugą dłoń przykładając do ust, by zamaskować nagły kaszel. Na szczęście opanowany dosyć szybko, pozostawiający po sobie jedynie łzy w kącikach oczu oraz ogólne uczucie zażenowania. – Wybacz – powiedział przepraszającym tonem; nie chciał, by pomyślała, że brakowało mu kultury – nie mógł jednak nie zapytać. – Jesteś krewną Bena? – Zbieg okoliczności wydawał mu się niewiarygodny, chociaż z drugiej strony – niby dlaczego? Skoro pracowała już wcześniej u boku smokologów, to w jakiś sposób musiała się przy nich zakręcić; posiadanie w rodzinie zarządcy jednego z dwóch brytyjskich rezerwatów na pewno w tym nie przeszkadzało. Wciąż – nie mógł powstrzymać lekkiej, wkradającej się w jego myśli paranoi, którą bardzo szybko przykrył jednak wyjaśnieniami. – Nie miałem pojęcia – przyznał, w razie, gdyby jego reakcja nie świadczyła o tym wystarczająco wymownie. – Byliśmy na jednym roku w Hogwarcie, graliśmy też na tej samej pozycji w Quidditcha. W przeciwnych drużynach, więc jak się pewnie domyślasz, głównie dostawałem od niego manto – wytłumaczył, uśmiechając się bezwiednie; wspominanie szkoły zawsze wprowadzało go w jakiś dziwny, melancholijny nastrój. Odchrząknął po chwili. – No i później były jeszcze smocze wyprawy. Jesteście ze sobą blisko? – zapytał, częściowo z ciekawości, częściowo chcąc odbić piłeczkę w stronę Charlene; temat Bena, chociaż pozornie nieszkodliwy, stanowił zagrożenie wypowiedzenia kilku słów za dużo, i to na wyjątkowo wielu płaszczyznach.
Świadomość stąpania po grząskim gruncie sprawiała, że tym gorliwiej powrócił do kwestii smoczo-alchemicznych, przytakując ze zrozumieniem, kiedy wymieniła pominięte przez niego ingrediencje, i uśmiechając się nieci pewniej, gdy z entuzjazmem zareagowała na wspomnienie o wyspiarce. – I to nawet całkiem z bliska – odpowiedział, bez przechwałek, ale i bez fałszywej skromności. – Chyba zostawiłem na jej kłach trochę własnej skóry – dodał żartobliwie, choć nie było w tym wcale przesady, jedną z form ożywionego smoka trzeba było w końcu pokonać bez użycia magii – za pomocą wyłącznie siły. – No, nie do końca – sprostował, zastanawiając się, jak najsensowniej wytłumaczyć coś, czego sam do dzisiaj w pełni nie zrozumiał. Znacznie lepiej z tym zadaniem na pewno poradziłaby sobie Melisande. – Anomalia ożywiła ją pod postacią dwóch jaźni, agresji i strachu. Trzeba było najpierw pokonać każdą z osobna, a później scalić ze sobą i odwrócić transmutację. Ale teraz jest zdecydowanie żywa – doprecyzował, zdając sobie sprawę, że nawet po fakcie brzmiało to trochę jak paplanina szaleńca. Przynajmniej dla niego – dla kogoś mocniej tkwiącego w świecie magicznej nauki, być może nie było to aż tak niedorzeczne. – Ben na pewno mógłby ci o tym więcej opowiedzieć, też tam był – dodał, przypominając sobie, że przecież wspomniała o Wrightcie wcześniej.
Wysłuchał z uwagą jej następnych słów, wyglądało na to, że dotarli do porozumienia; cieszyło go to – tak samo, jak cieszyło go każde inne małe zwycięstwo, przybliżające go do scalenia raczkującej dopiero co grupy w całość. Otrzymanie drugiej szansy od losu wyczuliło go na konieczność dopracowania najdrobniejszych detali wyjątkowo mocno, tym razem nie miał zamiaru zawieść; doskonale zdawał sobie sprawę, że jeżeli teraz poniesie porażkę, nikt nie zaufa mu po raz trzeci – a przede wszystkim, że on sam tego nie zrobi. – Świetnie, w takim razie będę oczekiwał na twoją sowę. Gdybyś w międzyczasie czegokolwiek potrzebowała, również nie wahaj się pisać – powiedział, mając na myśli głównie ingrediencje i konieczne do ich zakupu środki. Odwrócił się, sięgając ku wewnętrznej kieszeni przewieszonej przez oparcie kurtki, żeby następnie wyciągnąć z nich dwie skórzane sakiewki – jedną cięższą, drugą zdecydowanie lżejszą – i położyć je na stoliku między nimi. – To powinno pokryć zakup wszystkich ingrediencji. Przyniosłem też kilka rzadszych, które udało mi się zdobyć – być może ci się przydadzą. Jeśli nie, nie wahaj się rozporządzić nimi wedle własnego uznania – dodał w kwestii wyjaśnienia; drugi z woreczków zawierał kilka zwierzęcych składników oraz odłamki spadającej gwiazdy, znalezione przez przypadek w trakcie festiwalu lata. Dla niego samego pozostawały bezużyteczne – ale wiedział, że stanowiły cenny element alchemiczny.
W porządku – odparł raz jeszcze, również dopijając herbatę. – Cała przyjemność po mojej stronie. Naprawdę. – Uśmiechnął się, orientując się w międzyczasie, że jego słowa, chociaż zdecydowanie mające wydźwięk grzecznościowy, były jednocześnie szczere. – A co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości – dodał jeszcze, po raz pierwszy od dłuższego czasu będąc naprawdę dobrej myśli.

| przekazuję Charlie: odłamek spadającej gwiazdy x3, łuska smoka, krew jednorożca x2




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Herbaciarnia [odnośnik]09.02.19 21:48
I dla Charlie wiele było dzisiaj zaskoczeń. Percival różnił się od typowego wyobrażenia lorda, zachowywał się całkiem swobodnie i bez nadęcia, w dodatku był smokologiem o dużej wiedzy. Jakby tego było mało, okazało się, że znał Bena. I Charlie się tego nie spodziewała, bo wydawało jej się, że Ben i jakikolwiek Nott to dwa różne światy. Prostolinijny, dobroduszny Ben niezbyt pasował do świata salonów, choć niewątpliwie wspólna nauka oraz pasja miały moc zbliżania ludzi ponad podziałami. Bardziej zdziwiła ją reakcja Percivala, kiedy się zakrztusił w momencie, jak wypowiedziała nazwisko Wright. Zrzuciła to jednak na karb zaskoczenia tym, że obca młoda kobieta, która miała uwarzyć mu eliksiry, była krewną jego znajomego.
- W porządku – rzekła, nie gniewając się jednak, bo każdemu mogło się to zdarzyć. – Jestem jego kuzynką – dodała zaraz. – Nie wiedziałam, że się znacie. Kiedy poszłam do Hogwartu, Ben już go skończył, więc nie poznałam jego szkolnych kolegów. Ale ten świat naprawdę jest mały – zaśmiała się. Wątpiła też, by Ben opowiadał kumplom o dużo młodszych kuzynkach. Zresztą miał naprawdę sporo rodziny, dlatego nie dziwiła się, że Percival nie wiedział o istnieniu kogoś takiego jak Charlie, ani ona nie wiedziała o nim, bo dlaczego Benjamin miałby się zwierzać akurat jej? Kiedy przeżywał szkolne wzloty i upadki, ona była jeszcze dzieckiem. – Lubimy się, ale dzieli nas sporo lat – dodała; przez to nie byli ze sobą mocno blisko, skoro nie przeżywali razem dzieciństwa i edukacji i zupełnie się w tych etapach minęli, ale darzyli się rodzinną sympatią i sentymentem, Charlie za młodu często bywała w rodzinnym domu Wrightów. – Domyślam się, że już wtedy nie był łagodny na boisku. Sam jest jak taki ludzki tłuczek – rzuciła; to była charakterystyczna cecha Bena, siła, brawura i gwałtowność szczególnie odznaczające się gdy wsiadał na miotłę i brał do ręki pałkę.
Nie spodziewała się, że mógł być to dla jej rozmówcy tak grząski temat, ale smoki i eliksiry przykuły jej uwagę, zwłaszcza wątek wyspiarki, który zaciekawił ją bardzo mocno – nie co dzień słyszała o przypadku wskrzeszenia wymarłego gatunku, i to z udziałem anomalii. Zadziwiające, naprawdę zadziwiające, zwłaszcza gdy usłyszała, jak to wyglądało. Aż trudno było w to uwierzyć, ale anomalie sprawiały, że chyba nie było rzeczy niemożliwych, bo ciągle zaskakiwały czymś czarodziejów, choć o wiele częściej negatywnie niż pozytywnie.
- To naprawdę niezwykłe, ale i zapewne dające okazję do niemożliwych wcześniej odkryć i obserwacji. Nikt z żyjących nie mógł dotąd nawet śnić o zobaczeniu czegoś więcej niż kości tego gatunku – mówiła, żałując, że raczej nigdy nie będzie miała okazji zobaczyć tego stworzenia na własne oczy. Ale jeśli widział je Ben, musiała go koniecznie wypytać. Szkoda, że nic o tym nie wspominał. Ale ostatnimi czasy widywała go głównie na spotkaniach Zakonu, miał na głowie wiele obowiązków, więc możliwe, że opowiadanie o smoczej wyprawie i wyspiarce wyleciało mu z głowy. Mieli na głowie inne zmartwienia, zwłaszcza ci, którzy faktycznie walczyli o lepsze jutro, a nie tylko kryli się za kociołkami. – Jak następnym razem się spotkamy to na pewno go zapytam o szczegóły.
Wyglądało na to, że ustalenia zmierzały ku końcowi i udało im się dogadać niezbędne szczegóły dotyczące eliksirów, składników i miejsca przekazania mikstur.
- Tak właśnie zrobię – odezwała się. Jej brwi powędrowały jednak w górę, kiedy mężczyzna wyciągnął z kieszeni dwie sakiewki. Jedna zawierała monety, druga ingrediencje, i to nie byle jakie. Charlie aż zaświeciły się oczy, gdy zobaczyła dwie fiolki krwi jednorożca, smocze łuski oraz trzy odłamki spadającej gwiazdy, bardzo cenne, bo mogące zastąpić każde inne serce eliksiru. Żadna z tych rzeczy nie była tania i pospolita. – Ojejku, dziękuję. To bardzo cenne składniki, z pewnością dołożę starań, by dobrze je spożytkować – zapewniła. – Napisz, gdybyś życzył sobie jeszcze czegoś.
Troskliwie schowała do torby zarówno zadatek mający pokryć koszty składników do zamówionych eliksirów na wyprawę, jak i cenne ingrediencje. Dopiła resztę herbaty.
- Postaram się nie zawieść – powiedziała, podnosząc się z miejsca. Już przy zamówieniu zapłaciła za herbatę, więc teraz jedynie upewniła się, że wszystko zabrała i pożegnała się z Percivalem. – Do widzenia – rzekła na odchodne, po czym opuściła lokal. Nie wiedziała jeszcze, co przyniosą nadchodzące tygodnie, i że świeżą znajomość z Percivalem z pewnością czekają jeszcze kolejne zaskoczenia i zwroty.

| zt. x 2




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Herbaciarnia [odnośnik]28.03.19 20:18
05.11

Iapetos Slughorn rzadko wychodził ze swojej posiadłości w Craigenputtock. Co prawda zawsze było tam zimno, zwłaszcza w takim miesiącu jak teraz, ale było tam wszystko czego potrzebował, wiele ciekawych książek w jego sporej bibliotece, która skrywała jeszcze mnóstwo nieprzeczytanych tytułów, potrzebne przedmioty i składniki do warzenia eliksirów, nie zawsze całkowicie legalnych. Jak czegoś mu brakuje to posyła służbę, która jest na każde skinienie jego palca od kiedy umarł jego ojciec i pozostawił swojemu synowi pozycję głowy rodziny. Dodatkowo kondycja mamy Iapetosa ostatnio pogorszyła się jeszcze bardziej i zawsze, gdy chłopak gdzieś wychodzi boi się, że nie będzie go przy niej, gdy kobieta zacznie mieć atak.

Tak samo było tym razem. Zdawał sobie sprawę z tego, że służba wie jak postępować w trakcie ataku Klątwy Odyna, ale mimo to nie ufał im tak bardzo jak sobie. Nikomu nie ufał tak bardzo jak sobie, prawie nikomu nie ufał. Istniało tylko kilka osób, którym mógłby powierzyć jakiś sekret, a jedną z tych osób była Una, dla której zdecydował się opuścić bezpieczne i ciche domostwo, by udać się na ich comiesięczne spotkanie w jakimś cichym, spokojnym miejscu. Nie wiedział czy wybierają takie miejsca ze względu na to, że nie lubi ludzi, a tym bardziej tłumów i zgiełku, czy dlatego, że zawsze przy ich rozmowach czują się jakby opowiadali o czymś niewłaściwym i zakazanym. W pewnym stopniu tak było, jego ojciec w grobie się przewraca widząc jak jego pierworodny i jedyny syn z fascynacją czyta filozofię mugolską. Jedynym rodem, któremu można coś takiego robić to Weasley’owie i to tylko dlatego, że są plugawymi zdrajcami krwi.

Dzisiejszym miejscem ich spotkań była mała herbaciarnia w Enfield. Nigdy tu wcześniej nie był, ale niebieskooka kuzynka obiecała mu, że zawsze jest tu mało osób i jest możliwość dyskretnej rozmowy. Miała rację, tego małego miejsca wpierw nawet nie dostrzegł gdyż była jakby na siłę wciśnięta między widowiskową księgarnią, a warzywniakiem. Jedyną rzeczą, którą zwracała na siebie uwagę był kolorowy szyld ponad drzwiami wejściowymi. Powoli, ale pewnie przekroczył próg lokum od razu wyczuwając mocną woń pomarańczy i cynamonu, który był popularnym dodatkiem do herbaty, zwłaszcza w tym sezonie. Zaciągnął się przyjemnym zapachem zadowolony z gustu przyjaciółki. Było tu idealnie. Nie widział tu nikogo prócz niego i właściciela Herbaciarni, który pogwizdując cicho, ale nie irytująco pod nosem czyścił zaklęciami kubki i blat. Iapetos skierował się w stronę jednego z dziesięciu niewielkich stoliczków, przy którym stały dwa wygodnie wyglądające fotele. Spokojnie usiadł na jednym i wyciągnął Cztery eseje o wolności Berlina chcąc poczytać trochę jego ostatniej lektury zanim dołączy do niego Una. Naturalnie, okładka książki była zasłonięta zaklęciem, by nikt nie mógł go nakryć na czytaniu mugolskiej literatury. Nawet w tym cichym i niepozornym miejscu nie mógł nikomu ufać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]28.03.19 23:52
༶•┈┈⛧┈ 05.11.1956 r. ┈⛧┈┈•༶

Nadeszły dni zimne, dni mroczne. Z domu nie można było wychodzić bez szala opatulającego szyję, a co dopiero grubego płaszcza czy – jak w przypadku dam często bywało – luksusowego futra, które bardziej niż ochronie przed zgryźliwą temperaturą służyło raczej rzeczy przyziemnej. Każda chciała ubierać się jak najmodniej w tym sezonie, spędzać całe dnie przed lustrem… ale nie ona. Zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które kryło się teraz praktycznie wszędzie. Sama tragedia w Stonehenge, o której Una słyszała jedynie z gazet, zdawała się być dotkliwa, a co dopiero te, które miały nadejść jako kolejne. Nie zanosiło się na to, by nastroje wśród czarodziejów się uspokajały, a liczba ofiar się zmniejszała.
Czasami zazdrościła innym kobietom z arystokracji. Nie wiedziały, co się szykuje albo po prostu nie miały instynktu, który nasuwałby im złe przeczucia. A może po prostu nie chciały dociekać, bo tak było im wygodniej. Niewiedza czasem potrafiła być błogosławieństwem. W rodzinie, do której przynależała młoda Bulstrode, pielęgnowano jednak zupełnie przeciwne nieświadomości politycznej wartości.
Teraz jednak nie było czasu na przesadne rozmyślania. Spieszyła się na spotkanie, które zaproponowała kuzynowi. Miała ich wielu, ale jednak Iapetos Slughorn znacząco się wśród nich wyróżniał. Był spokojny, cichy, ale z drugiej strony wydawał się dla niej mieć niezwykły talent do słuchania. Zazwyczaj szlachcice słynęli raczej z chłodnego usposobienia, gdzie trudno było odszyfrować, czy to chłód w stylu „idź sobie, jestem lepszy od ciebie”, czy raczej „po prostu jestem indywidualistą”. Iapetosowi szczęśliwie daleko było do takiego. Przynajmniej tak go widziała.
Chociaż… może było to spowodowane sentymentem, a ona tak naprawdę go idealizowała? Chyba dotąd z nikim – nie licząc oczywiście brata bliźniaka – nie miała nigdy tak dobrych relacji. Z lordem Slughornem znała się od dziecka, nawet jeśli nieczęsto mieli okazję przebywać razem ze względu na różnice w zdrowiu. Ale jednak – zaprzyjaźnili się, o ile tak to można nazwać. W całym Slytherinie jako jeden z nielicznych zachował swoją osobowość, nie dał się szalonym ideom Grindenwalda. On jeden jakimś cudem przetrwał jak niegdyś ona.
Jeżeli to czysty przypadek, że nawet po Hogwarcie traktował ją normalnie to trudno, ale jeśli nie? Z Leonardem pewnie nie mogłaby wrócić do ciepłych stosunków, ale przy Iapetosie miała szansę dalej utrzymywać bliskie więzi. Nie mogła zawalczyć o Leo – w porządku! Nie oznaczało to jednak, że ma się pogrążyć w rozpaczy i cierpieć po kres swych dni. Zamierzała wycisnąć z życia tyle, ile zdoła. Jedna głupia porażka nie mogła przeważyć na jej zwycięstwie, bo to ona pisała dalszy ciąg swojej historii. W potyczkach z samą sobą mogła przegrać od czasu do czasu którąś walkę, ale nie musiała przecież przez to koniecznie przegrać wojny.
Dotarła na miejsce. Co prawda było trochę trudno przecisnąć się przez drzwi frontowe, jako że jej sukienka nie należała do najskromniejszych, ale szybko sobie z tym poradziła, mówiąc od razu właścicielowi, że jego pomoc jest zbędna, aczkolwiek dziękuje. Wystarczyło po prostu przejść bokiem i suknia zachowała swój nienaruszony stan.
Na wejściu uderzył ją dość charakterystyczny, lekko drażniący zapach cykorii i pomarańczy – typowy aromat herbaciarni. Kiedyś tutaj przychodziła poczytać książki w przytulnym zaciszu, ale od momentu kłótni z Leo przestała i prawie o tym miejscu zapomniała. A szkoda, bo choć wybitnie wyszukaną lokacją nie było, do tych przyjemniejszych zdecydowanie należało. Poza tym nigdy nie gromadziło zbyt dużej liczby ludzi, więc spokój był tutaj wręcz gwarantowany.
Zauważywszy kuzyna w oddali, podeszła wyuczonym latami dystyngowanym krokiem do sąsiadującego z fotelem Iapetosa siedziska, by rozebrać się z płaszcza i usiąść. Przedtem jednak dygnęła zgrabnie, ukradkiem obserwując otoczenie:
Lordzie Slughorn. – Uśmiechnęła się lekko. – Miło znów cię widzieć.
Nie spostrzegła jednak żadnego czynnika, który mógłby sugerować zagrożenie. Jeszcze zanim dołączyła do Ślizgonów, matka uczyła ją, by zawsze uważać na to, co znajduje się dookoła. „Ściany mogły mieć uszy” – tak właśnie mawiała. Tutaj jednak ciężko było Unie dojrzeć jakiekolwiek zagrożenie, więc – mając się wciąż odrobinę na baczności na wypadek zmiany sytuacji – zdjęła płaszcz z futrzanym kołnierzem, odwieszając go na pobliski wieszak.
Zajęła miejsce obok Iapetosa, dbając o to, by suknia się nie pogniotła. Smutnym by było, gdyby pomimo jej uprzednich wysiłków, jednak coś jej się stało. Nie przywiązywała się szczególnie do rzeczy martwych, a sukienek miała aż po sam sufit, ale cóż, była ładna i szkoda byłoby ją zniszczyć.
Co czytasz? – spytała, kątem oka wyłapując książkę w jego dłoniach. Jeżeli chłopak ją schował to po prostu położyła przed nim swoje nowe teksty.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]30.03.19 1:31
Zawsze trudno było wyrwać Iapetosa z lektury, zwłaszcza o filozofii. Chłopak potrafił być niezwykle oddany swoim pasjom. Gdy czytał jego oczy się świeciły, a czoło delikatnie marszczyło w skupieniu. Matka mówiła, że wygląda wtedy jak potulny piesek co – jako dobrze wychowanemu szlachcicowi – zbytnio nie schlebiało. Zarówno on, jak i jego zmarły już ojciec całe życie spędzili na tym, by nadać Iapetosowi dostojnego wyglądu z odrobiną grozy. Było to dość trudne zadanie jeśli wziąć pod uwagę jego liczne piegi, dziecięcą twarz i chuderlawą sylwetkę. Pomimo tego Sheridanowi Slughorn jakoś udało się uwypuklić szlacheckie cechy jego jedynego syna i spowodować to, że wzbudzał w swoich rówieśnikach szacunek. Wygląd był bardzo ważnym czynnikiem, gdyż nasza pierwsza ocena o osobie jest uwarunkowana właśnie na nim.

Oderwał prędko się od książki, gdy usłyszał dodatkowy głos jaki zaczął rozbrzmiewać w herbaciarni. Z początku jego wszystkie, wyćwiczone zmysły wyostrzyły się, a jego ciało zamroziło wyczekując zagrożenia. Można by było się wydawać, że taka reakcja jest o wiele przesadzona, ale trudno mu się dziwić, gdy żyje się w czasach takich jak te. Starał się nie wtrącać w politykę, ale trudno było nie być wstrząśnięty tragedią w Stonehenge. Miał co do tego wydarzenia dziwne uczucia i momentami nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć. Jego dalszy kuzyn – który w czasach jego młodości był dla niego jak starszy brat – był jednym z tych, którzy spowodowali, że słynne miejsce obrad czarodziejów z najwyższych sfer stało się ruiną. Na szczęście, gdy spojrzał w stronę miejsca, z którego dobiegały głosy szybko się uspokoił widząc, że był to tylko właściciel i Una, która miała po prostu zbyt wielką suknię by swobodnie zmieścić się przez framugę drzwi. W takich momentach jak te był szczęśliwy, że urodził się mężczyzną, który nie potrzebuje wyszukanych sukni ani makijażu. Nie oznacza to naturalnie, że jego niektóre stroje nie są niewygodne, bo są i to okropnie. Życie szlachcica jest jednak niezwykle wymagające i męczące, ale jest to mała cena, którą trzeba zapłacić za swój nieskazitelny status krwi, przywileje jakie dotyczą nazwiska i majątek jaki pozostawili po sobie przodkowie.

Czekał cierpliwie aż Una zbliży się do jego stolika i wstał kłaniając się lekko. Czułby się o wiele lepiej, gdyby mogli porzucić wszelkie formalności i nic nieznaczące uprzejmości. Znał Lady Bulstrode od dziecka i w pewnym stopniu czuł się dziwnie zwracając się do niej tak samo jak zwraca się do swoich fałszywych znajomych, których poznał przez spotkania szlachty, bądź w szkole, gdy rodzice kazali zawierać przyjaźnie, z ludźmi wysoko postanowionymi.
– Lady Bulstrode  – odpowiedział jej grzecznie uśmiechając się przy tym jednak nieznacznie, by pokazać to, że gdyby byli choć trochę normalniejsi przywitałby ją objęciem. Na zadane pytanie przez byłą ślizgonkę wzdrygnął się nieznacznie, zawsze czując się jakby robił coś niestosownego i oburzającego czytając mugolską filozofię. Kuzynka zdążyła już dowiedzieć się o jego grzesznej przyjemności, ale mimo tego zawstydził się lekko.
–  Isaiaha Berlina – powiedział cicho zdając sobie sprawę z tego, że nawet głośna rozmowa może być niebezpieczna  – O dwóch koncepcjach wolności, negatywnej i pozytywnej.

Schował książkę do niedużej teczki, a jego twarz złagodniała, gdy przyjaciółka położyła na stoliku kilka kartek prawdopodobnie zawierających jej nowe opowiadania i powiastki. Lubił je czytać i zastanawiać się skąd Una bierze tyle pomysłów.
– O czym napisałaś?  – spytał zaciekawiony biorąc do ręki jedno z dzieł literackich i kartkując je pobieżnie o wiele bardziej chętny wysłuchać po krótce historii od Uny zanim ją sam przeczyta. Dziewczyna opowiadając o swoich nowelach miała charakterystyczny błysk w oku i delikatny uśmiech na ustach, którego nie była nawet świadoma. Oboje z nich potrzebowali odrobinę szczęśliwych chwil w swoim życiu, zwłaszcza teraz.
– Może powinnaś się zastanowić nad wydaniem, któregoś z twoich opowiadań – powiedział nadal utrzymując bezuczuciowy ton, ale każdy kto go znał trochę lepiej zdołałby wychwycić, że w jego głosie pojawiła się delikatniejsza, przyjaźniejsza nuta. Iapetos nie chciał myśleć o chwili, w której jego kuzynka będzie zmuszona do zamążpójścia za jednego ze szlachciców i urodzenia mu męskiego potomka. Bał się bardzo, że trafi w ręce kogoś kto nie będzie jej szanował, czy doceniał. Tak samo jak jego matka była nieszczęśliwa żyjąc z nazwiskiem najgorszego mężczyzny jakiego spotkała.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Herbaciarnia [odnośnik]31.03.19 21:59
Jeśli dochodziło do publicznego spotkania gdziekolwiek, niestety nie było innego wyjścia jak podejść spokojnie, zwrócić się do siebie tytułem i ukłonić. Arystokraci – choć wielu z nich zadzierało nosy wyżej niż powinni i naginali zasady, jak im było wygodnie – musieli podporządkowywać się konwenansom. Zasady dobrego wychowania zawsze wymagały dygnięć, podawania sobie rąk w odpowiedniej kolejności i chłodnego dystansu między wszystkimi rozmówcami. Una jednak nieszczególnie przeciw temu protestowała – savoir vivre’u przecież nie stworzono po nic, miał zapewniać komfort obu lub więcej stronom podczas konwersacji, nawet tej niewerbalnej.
Kłaniając się, uniosła lekko kąciki ust, odpowiadając niemo na uśmiech Iapetosa. Nie mogli sobie pozwolić na normalne powitania – opasłe tomiszcza Co wypada, a czego nie wypada robić oraz pościg w wykonaniu czarodziejskich mediów gotowych zaleźć za skórę damom i lordom w celu znalezienia fenomenalnego tematu skutecznie im to utrudniały. Musieli zawsze się hamować, wszelkie przytulenia były dość zawstydzające, choć byli zaledwie przyjaciółmi, których nie łączyło nic więcej jak ta sama krew i cechy charakteru. Brzmiało absurdalnie, ale takie właśnie siły rządziły tym szalonym magicznym światem.
Jak się można było domyślić, jej kuzyn nie czytał nic innego jak lekturę zakazaną w ich świecie. No może niekoniecznie zakazaną, bo oficjalnie nikt nie dodał jej na listę „Ksiąg Zakazanych”, niemniej czytanie takowych rzeczy odbierano raczej z pogardą i niesmakiem. Jak dobrze że osoba, z którą dzielił sekrety, nie była typem donosicielki – co prawda nie podobało jej się, że kuzyn się naraża, ale nigdy na niego naciskała. Raz że nie była jego matką, dwa że miał wolną wolę. Martwiła się, aczkolwiek nie mogła mu rozkazywać i oczekiwać, że jej posłucha, prawda? To nie szkolne czasy, gdzie pełniła funkcję prefekta, poza tym chłopak miał chyba dość oleju w głowie, by podejmować dojrzałe decyzje – nie miał wszak już dwunastu lat, musiał postępować rozważnie jak na dorosłego szlachcica przystało.
Nie mogła się jednak powstrzymać i musiała lekko ściągnąć brwi, słysząc o mugolskim twórcy. Musiał być mugolski, bo o nim nie słyszała. Inaczej jego dzieło na pewno znalazłoby się w spisie książek, które powinna przeczytać. Jej rodzice byli jednymi z najbardziej wymagających Bulstrode’ów na świecie, nie mogliby tego przeoczyć.
Rozumiem – odparła krótko, nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusje – miejsce publiczne było zbyt niebezpieczne do poruszania takich tematów. Może kiedy indziej. Miała właściwie ochotę odpowiedzieć zwykłym „aha”, ale uczono jej od dziecka, że to może urazić odbiorcę i zasugerować mu, że rozmówca go nie słucha, więc tego zaniechała.
Zajęła miejsce, po czym wygładziła delikatnie suknię i zwróciła wzrok w stronę kuzyna w oczekiwaniu na jego reakcję i opinię. Nie była dla niej szczególnie ważna – w końcu pisanie było zaledwie hobby, oderwaniem się od szarej rzeczywistości – ale i tak z chęcią by jej wysłuchała. Dzielili te same pasje i z nikim innym najpewniej nie mogłaby znaleźć wspólnego języka na tyle, by pokazać mu swoje bazgroły.
O niczym ciekawym… Takie tam dywagacje na temat nauki i sztuki. – Odpowiedziała zdawkowo, niby nie chcąc już mówić. Nie lubiła o sobie rozmawiać. Mimo że wydawała się z wierzchu arogancka, była skromną osobą. Nie potrzebowała wiele – czasem tylko dobrego słowa i możliwości rywalizacji. – [/b]Co prawda mam wrażenie, że za szybko przeskakuję z jednego tematu na drugi, a bohater dynamiczny za szybko się rozwija, ale pierwszy raz eksperymentuję z tą tematyką. Więc jak na początek jest chyba całkiem dobrze.[/b] – Uśmiechnęła się szerzej. Chęć opowiadania o swoich pasjach jednak przeważyła. Uwielbiała uczyć się czegoś nowego i dzielić z kimś tę radość. Mało było wysoko postawionych czarodziejów, którzy już w samej edukacji upatrywali się czegoś wspaniałego. Iapetos był wyjątkiem.
Rozszerzyła oczy w osłupieniu, słysząc jego słowa. Czy on… sugerował jej udanie się z tym do wydawnictwa? Damie nie przystało pracować, choć niezaprzeczalnie brązowowłosej przydałoby się trochę pieniędzy – szlachcianki zarabiały bardzo mało, jeżeli w ogóle. Raczej nie mogły prowadzić większych działalności ani szczególnie się bogacić. Z drugiej strony… To całkiem dobry pomysł. Wzbogaciwszy się, mogłaby wykupić tyle sukienek i książek, ile tylko by mogła.
Zaraz przypominając sobie jednak, że są w kawiarni i ktoś może ich podsłuchać, zachichotała głupiutko, machając delikatnie ręką:
Och, przestań, bo się zarumienię. Przesadzasz, ale dziękuję. – Spłonęła ukradkowo rumieńcem. Dzięki temu mógł rozpoznać, że przyjęła bardzo ciepło ten komplement.
Takie pisanie do wydawnictwa, pod pseudonimem na przykład, mogłoby się powieść. Za sprawą pracy mogłaby stać się mniej zależna, gdyby przyszło jej wyjść za jakiegoś okrutnika. A kto wie, co dla niej miał w planach Sir Dagonet. Czasami sama nie wiedziała, co jej nestor myślał.

Pardon za zwłokę @@

[bylobrzydkobedzieladnie]
Una Bulstrode
Una Bulstrode
Zawód : Arystokratka
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
You know the penalty if you fail.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I'm not yours to lose.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7119-una-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7199-una-czyta#192496 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f237-gerrards-cross-bulstrode-park-dwor-bulstrode https://www.morsmordre.net/t7202-skrytka-bankowa-nr-1758 https://www.morsmordre.net/t7201-una-bulstrode
Re: Herbaciarnia [odnośnik]17.02.20 14:11
18 marca
Karty nie mówią nic dobrego, ale to nie praca sprowadza mnie dzisiaj do niewielkiej herbaciarni. Znam to miejsce, dobrze znane również Charlene, dlatego nie waham się nad wskazaniem go jako jednego z odpowiedniejszych na spotkanie. Nie po drodze mi ostatnio z alchemiczką. Enfield, drugie serce Londynu, pozbawione przepychu najlepszych dzielnic i ze znacznie większą ilością kieszonkowców - pasuję tu lepiej, niż do ścisłego centrum, ale pomiędzy ludźmi ostatnio nie czuję się dobrze.
Wyczucia mam akurat dość, by nie wprosić się do domu przy Lavender Hill, choć może wynika to bardziej z faktu, że już kilkukrotnie jej tam nie zastałam. Wypada więc zapowiedzieć się formalnie, zamiast raz jeszcze nachodzić bez uprzedzenia. Czasem o tym zapominam. Pomijam drobny, nieszczególnie istotny szczegół, wnoszę odrobinę chaosu w zwyczajowe uporządkowanie regularnego życia innych osób, i chyba w pewnym sensie sprawdzam, czy tym razem mnie z niego wyrzucą, czy może dopiero za następnym. Tak pewnie byłoby lepiej, raczej dla nich, niż dla mnie, nie bałabym się, że któregoś dnia mi się przyśnią. Sprawa, którą miałam do Charlie, trochę już straciła na aktualności, koegzystuję z bahankami na jednej przestrzeni wynajętej klitki, i chyba jestem tam intruzem bardziej, niż one - obecność złośliwych stworków tłumaczy w każdym razie niezwykle okazyjną cenę najmu. Czyli względne zawieszenie broni, nie zamierzam zostać tam wystarczająco długo, żeby faktycznie je wytruć, jakoś przeżyję bez wypowiadania wojny. Chyba.
Boję się, że znów jestem spóźniona, mugolski zegarek dawno stanął, uszkodzony, więc zostawiłam go z resztą dobytku i na miejsce docieram nieświadoma czasu. Panny Leighton nie widzę, czyli jeszcze nie przyszła, miejmy nadzieję, zamiast już wyjść, tak spóźniona raczej jeszcze nie byłam. Zajmuję miejsce, witam się z kelnerką, zapowiadam złożenie zamówienia, gdy tylko pojawi się ktoś, na kogo czekam. Zapadnięta w miękki fotel, w przestrzeni wypełnionej zapachami przeróżnych herbat i ich mieszanek, pozwalam sobie na spokój. Względny. Bo przecież przyjdzie, przyjdzie na pewno. Nie mogę myśleć, że każdy, kogo nie widzę, padł ofiarną strasznego nieszczęścia.



Fate is a very weighty word to throw around before breakfast.

Jennifer Leach
Jennifer Leach
Zawód : wróżbitka
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Take a rest and the world catches up with you. Lesson in life—keep moving.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Herbaciarnia - Page 8 VWC8X3m
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7551-jennifer-leach https://www.morsmordre.net/t7572-cisza https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7571-skrytka-bankowa-nr-1808 https://www.morsmordre.net/t7570-jennifer-leach
Re: Herbaciarnia [odnośnik]17.02.20 14:22
Mimo wciąż towarzyszącego jej niepokoju o zaginioną siostrę i tlących się resztek nadziei starała się jakoś funkcjonować, skupiając się głównie na pracy. Warzenie eliksirów w Mungu i ciężar odpowiedzialności związany z nowym stanowiskiem pomagały jej w tym, by utrzymać się w rzeczywistości i nie zacząć sie rozpadać na drobne kawałki. Nie mogła pomóc Verze, skoro nie wiedziała, gdzie siostra jest i czy żyje, ale pomagała innym. Nie wiedziała, komu konkretnie, bo siedziała zamknięta w pracowni, ale... czy to miało znaczenie? Ważne było czynienie dobra, niesienie pomocy ponad podziałami, a to do uzdrowicieli już należało samo podawanie mikstur potrzebującym, ona tylko je warzyła.
Kochała swoją pracę i nie wiedziała, że już niedługo stanie ona pod znakiem zapytania.
Do herbaciarni, w której niegdyś poznała Percivala, nie wiedząc, że wtedy jeszcze stał po przeciwnej stronie barykady i dopiero wahał się nad nawróceniem, wybrała się zaraz po pracy. Miała się tam spotkać z Jennifer, z którą ostatnimi czasy ciągle się mijały i trudno było znaleźć termin na spotkanie, skoro Charlie ciągle była zajęta a to pracą, a to zobowiązaniami wobec Zakonu Feniksa – w końcu kiedy nie pracowała w Mungu, starała się bywać możliwie często w Oazie i pomagać jej coraz liczniejszym mieszkańcom, tworząc eliksiry, których potrzebowali, bo nie wszyscy docierali tam w dobrym stanie. Czasem załatwiała też inne sprawy i koniec końców trzeba było mieć szczęście, żeby zastać ją w domu, i zazwyczaj bywała tam jedynie wieczorami i nocami, by opuścić go z samego rana. Odkąd zaginęła Vera nie ciągnęło jej do przebywania tam, i tylko koty oraz konieczność snu sprawiały, że w ogóle chciała tam bywać. Może rzeczywiście powinna rozważyć przeprowadzkę do Kornwalii? Bo gdyby nie resztki nadziei i chęć poczekania na siostrę, dawno by to zrobiła. Ale bała się myśli, że Vera wróci po tylu miesiącach nieobecności i zastanie pusty dom, albo mieszkających tam obcych ludzi.
Wsunęła się do przesyconego zapachem herbaty wnętrza. Wciąż pamiętała swój ostatni pobyt tutaj. Zaczęła rozglądać się za Jennifer i rzeczywiście po chwili ją zauważyła. Ruszyła w stronę stolika, po drodze zdejmując płaszczyk i zostając w skromnej, szaroniebieskiej sukience do ziemi, która nadal nosiła na sobie zapach eliksirów i Munga.
- Prosto z pracy – wyjaśniła, uśmiechając się do dziewczyny blado. Usiadła na przeciwko niej i odrzuciła na plecy swój gruby warkocz. Lubiła Jennifer, wydawała się młodą i zdolną osóbką, poznaną jakiś czas temu poprzez ich wspólną znajomą, która, podobnie jak Vera, zapadła się pod ziemię. Ale znajomość Charlie i Jenny przetrwała, nie będąc może bliską, ale wystarczającą, by Charlie była skłonna znaleźć dla niej czas w napiętym rozkładzie dnia. – Wybacz, że tyle czasu się mijałyśmy, ale miesiąc temu awansowałam i mam więcej obowiązków w Mungu, więc jeszcze trudniej było mnie zastać w domu w porach wcześniejszych niż wieczór – przyznała. Może nie mówiła calutkiej prawdy, ale też nie kłamała. Rzeczywiście była bardzo zapracowana. – Myślę jednak, że chciałaś się po coś spotkać. Czy coś się stało? Potrzebujesz alchemicznej pomocy? – Nie wiedziała, jak tam postępy Jenny w nauce, trochę jednak się nie widziały. Spojrzała na nią z zaciekawieniem, mając nadzieję, że Jennifer udawało się unikać poważniejszych życiowych problemów i jakoś sobie radziła, ale myśl o tym, że była mugolaczką, napawała Charlie zmartwieniem, biorąc pod uwagę obecne nastroje, niezanikłe nawet po zniknięciu anomalii.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Herbaciarnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach