Wydarzenia


Ekipa forum
Pod Raptuśnikiem
AutorWiadomość
Pod Raptuśnikiem [odnośnik]16.07.19 21:28
First topic message reminder :

Pod Raptuśnikiem

★★
Czarodziejski pub, zlokalizowany na obrzeżach Londynu, swoją nazwę zawdzięcza porastającym prowadzącą do niego drogę drzewom raptuśnika (obwieszonym ostrzeżeniami, przestrzegającymi przed zjadaniem charakterystycznych, kropkowanych listków); schowany za ścianą zieleni tak dokładnie, że z głównej ulicy jest niemal niewidoczny, mimo to od lat przyciąga do siebie liczną, stałą klientelę, lubującą się w serwowanych tutaj, tradycyjnych czarodziejskich trunkach – głównie piwie. Wnętrze budynku składa się z kilku kameralnych pomieszczeń, w których porozstawiano okrągłe, drewniane stoliki o wypolerowanych blatach, otoczone krzesłami i stołkami pochodzącymi z różnych kompletów. W każdej z sal znajduje się niewielki kominek (niepodłączony do sieci Fiuu), a kamienne ściany przyozdobione są fotografiami i portretami sławnych czarodziejów i czarownic, którzy odwiedzili pub.
Niewielu z odwiedzających wie, że właściciele Raptuśnika (starsze małżeństwo, które na skutek działań obecnego rządu utraciło obu dorosłych już synów – aurorów) zajmują się w tajemnicy dystrybucją nielegalnego już Proroka Codziennego. Najnowsze wydanie gazety można przeczytać na miejscu: wystarczy, że przy składaniu zamówienia użyje się tajnego hasła, prosząc o podanie karty duńskich alkoholi. Wszystkie egzemplarze w istocie wyglądają dla postronnego obserwatora jak piwne menu, ale gdy czytający weźmie je do rąk, ujawnia się ukryty pod zaklęciami tekst artykułów. Otrzymanej gazety nie wolno wynieść poza lokal, a po przeczytaniu powinno się zwrócić ją właścicielom – lub spalić, wrzucając do jednego z zawsze płonących kominków.

W lokacji można przeczytać najnowszego Proroka Codziennego.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]11.06.20 23:53
Wydarzenia w przeciągu ostatniego miesiąc były równie nieprzewidywalne, co napływające w jej głowie myśli. A te zmieniały się, jak w kalejdoskopie, układając kolejne pomysły na przyszłość - tę niepewną, wciąż napiętą rozgrywającymi się zmianami. I chciałaby powiedzieć, że była w stanie je przewidzieć, ale - tak nie było. Być może, gdyby pozostawała w ciągłej, ministerialnej służbie, wystarczająco szybko otrzymałaby stosowne informacje. A chociaż ciemne, wojenne chmury wisiały nad Anglią już dłuższy czas - wszystko potoczyło się gwałtowniej. Gdyby wciąż pełniła swoją marionetkowa rolę w służbie władzy, byłaby w stanie podjąć właściwą decyzję? Gdyby żył jej mąż, wszystko wyglądałoby inaczej. Ale nie wyglądało. Była w miejscu, które wybrała, a grzebanie w przeszłości przynieść miało tylko ból głowy, niepotrzebne dziś sentymenty i rozkojarzenie.
Prawdopodobnie powinna była wyjść z lokalu wcześniej, już w momencie, gdy upewniła się w przekonaniu, że została wystawiona. Przełknięcie dumy nie zawsze było proste, ale konieczne w warunkach pracy, jakie aktualnie otrzymała. Panujące szaleństwo utrudniało większość dotychczasowych działań, chociaż - zleceń napłynęło. Londyn pustoszał - jedni uciekali, inni znikali - w mniej lub bardziej nieprzyjemnych okolicznościach. Dostęp do wielu miejsc stał się utrudniony nawet dla niej, nie mówiąc o tym, że straciła kontakt z wieloma stałymi informatorami. Potrzebowała je odzyskać, posiłkując się nowymi, mniej pewnymi. Jak tym dzisiejszym - jak się okazało, mało potwierdzonym. Była jednak pewna, że spróbuje znaleźć gagatka, który ją wystawił. Jeśli zadziało się coś bardziej niebezpiecznego - być może sam się odezwie. Analizę pozostawić jednak miała jeszcze na później. Przynajmniej tę, poświęconą nieobecnemu, podczas gdy za chwile miała mieć zupełnie nowe towarzystwo.
Coś niespokojnie i bardzo mimowolnie zatłukło się w myśli. Nie musiała i zazwyczaj nie reagowała widoczną emocją na widok znajomych, którzy powiązani byli z jej mężem. Mogła też - jeszcze zanim mężczyzna dostrzegł jej sylwetkę, po prostu, spróbować ulotnić się z widoku. Oszczędziłaby zachodu tak sobie, jak... jemu? Co właściwie miała mu powiedzieć? ostatni raz spotkali się na pogrzebie, ale chociaż z kamienna miną przyjmowała kondolencje, zaciskając kurczowo dłoń na ramieniu syna - nie chciała pamiętać. Nie chciała przypominać sobie wszystkiego od początku. Wracać do bólu, który czuła i niemocy. Nie, nie była bezsilna. Potrafiła sobie poradzić i - radziła cały czas. Nie znaczyło to jednak, że zawsze była silna. Słabością tak naturalną dla kobiety.
Chociaż próbowała - nie potrafiła przypomnieć sobie, czy Michael próbował wcześniej coś do niej pisać. Większość prób pomocy - odrzucała, unikając bezpośredniej konfrontacji z tymi, którzy rzeczywiście mogli ją wesprzeć. Długo jednak nie potrafiła przyznać się, że potrzebowała - potrzebowali tego. A jej syn - nie miał najprostszego startu w szkole. A ona, rozpaczliwie próbowała poskładać w całość ich życie. Udowadniając wszystkim, że wszystko jest w porządku. Chociaż wcale nie było.
Pamiętała, że Michael był jednym z częściej pojawiających się u boku Anthonego. Czasem widywała ich na korytarzu, jeszcze jak był młodszy, a później... później były kolejne zmiany. Obaj jednak pozostawali w stałym kontakcie, czasem nawet pojawiając siew ich domu. Kim teraz był? Nie wierzyła w ministerialne kłamstwa. Zbyt wiele przewinęło się ich przez jej palce na służbie, zbyt głęboko tkwiła w światku aurorskim, by potrafić zgodzić się z normą, którą wprowadzono i podziałami, które na siłę wprowadzano. Zbyt wiele wiedziała o jego śmierci, by zaakceptować napływającą ciemność.
Nie poruszyła się, gdy mężczyzna ruszył w jej kierunku, a potem usiadł obok. Poruszyła palcem, przesuwając pusty już kufel - Michael - odpowiedziała w podobnym tonie, w końcu sięgając spojrzeniem twarzy byłego aurora - O co właściwie pytasz? - chciała zabrzmieć neutralnie, chociaż czuła, że nienazwana emocja zadrgała w jej głosie. Nawet, jeśli intuicyjnie wiedziała, jaka była właściwa treść pytania. Nie miała zamiaru niczego ułatwiać. I wciąż nie była pewna, czy czegoś oczekiwała od ich nieoczekiwanego spotkania. Przeniosła wzrok na ułożoną na balacie stolika dłoń - W aktualnych okolicznościach, chyba niewiele osób może szczerze powiedzieć, że wszystko jest w porządku... prawda? - odezwała się ciszej i przekręciła się odrobinę i raz jeszcze spojrzała na siedzącego mężczyznę. Auror poszukiwany przez Ministerstwo raczej nie miał łatwo. I był to tez temat, którym mogła szybko przenieść uwagę z siebie. Pamiętała jednak, ze w przypadku wyszkolonych aurorów - nie łatwo było oszukać. Tak on, jak i Anthony, byli nieprawdopodobnie spostrzegawczy, szybko łapiąc się na stosowanych manipulacjach. Ale miała swoje tajemnice. I sztuczki. Także te kobiece. Aktualnie, starała się tylko uniknąć... niewygodnych pytań. I jeszcze bardziej nieoczekiwanych odpowiedzi.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]26.06.20 6:58
W przeciwieństwie do Findlay, usiadł nieco bokiem, a na kobietę zerkał jedynie od czasu do czasu. Spojrzenie wbił w okno, a mówił jedynie pod nosem, tak jakby był kimś obcym, prowadzącym grzecznościową rozmowę. Lokal wydawał się niemal pusty, a właściciele podobno wpuszczali tutaj tylko zaufane osoby - cokolwiek miało to znaczyć. Tonks jednak nie ufał już niemal nikomu, a w Londynie na każdym kroku spodziewał się zagrożenia. Dlatego wolał trzymać się na fizyczny dystans, aby Veronica w razie czego mogła wyprzeć się ich znajomości. Nie wątpił (albo miał nadzieję) że była na tyle sprytna aby w przypadku kłopotów powiedzieć, że zna go jedynie jako przypadkowego pijaczka, kiepskiego podrywacza, cokolwiek. Ostatnio zaczął nawet zapuszczać brodę, aby nie nie wyglądać już jak nienagannie ogolony auror i bardziej przypominać niechlujnych miejskich typów, kręcących się wciąż po Londynie.
Wątpił za to, czy w ogóle powinien siadać obok wdowy po Anthony'm, czy nie lepiej zostawić ją w spokoju. Niepokój o to, co działo się w mieście z rodzinami byłych aurorów, z rodziną zmarłego przyjaciela okazał się jednak większy niż świadomość, że niektórzy nie powinni być widziani w jego towarzystwie. A gdy tylko zerkał na brunetkę kątem oka, jego spojrzenie zdradzało szczerą troskę.
-Pytam, czy nikt nie robi ci... wam - poprawił się, przypominając sobie o jedynaku Anthony'ego, którego pamiętał głównie jako małe dziecko. Przegapił lukę między tamtym kilkulatkiem, a smutnym, doroślejszym chłopcem widzianym na pogrzebie -...nieprzyjemności. - wyjaśnił cicho, przechodząc od razu do rzeczy.
-Byli aurorzy nie mają teraz dobrej passy, domyślam się, że na ich rodziny Ministerstwo też może nie patrzeć łaskawie. - dodał szeptem, patrząc na swój kufel z piwem. -Jeśli... - wziął głębszy wdech, ale nie miał powodów, by nie ufać Veronice. Choćby przez wieloletnią znajomość, choćby przez pamięć o Anthonym. -...potrzebujesz pomocy albo dodatkowego zabezpieczenia domu, znam osoby, które mogą to zaaranżować. Również bardziej dyskretne niż ja. - uśmiechnął się blado. Wierzył, że sam nakłada znakomite pułapki ochronne, ale w zarówno w Zakonie, jak i w sieci kontaktów budowanej przez byłych aurorów nie brakowało ludzi o podobnych zdolnościach. Ludzi, którzy wciąż mogli poruszać się po Londynie bez celu na karku, niepozornych i mieszkających w mieście legalnie. Oraz ludzi, którzy mieli możliwość zaaranżowania schronienia poza miastem. Pamiętał, że Findlayowie mieszkali w Dolinie Godryka, ale nie wiedział - i może nie powinien wiedzieć - gdzie wdowa z dzieckiem podziewają się teraz. Zaniepokoiło go jednak trochę to, że spotkał ją akurat w Londynie. Niewielu ludzi przebywało tutaj z własnego wyboru, a aranżowanie ucieczek i świstoklików sprawiało, że miał ręce pełne roboty.
-U mnie w porządku. - odparł pośpiesznie, w odpowiedzi na jej pytający ton głosu. Nie, nie przyszedł tutaj rozmawiać o sobie. I nie było w porządku, ale było o wiele lepiej, niż być mogło. W przeciwieństwie do wielu ofiar Bezksiężycowej Nocy, należał w końcu do tych mugolaków, którzy umieli się bronić. Do tych, którzy musieli teraz zasypiać z syndromem ocaleńca, z poczuciem, że tak wielu nie zdołali i nie zdołają pomóc.

trochę kłamię że u mnie wszystko ok (II)



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pod Raptuśnikiem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]30.07.20 22:25
Miała tendencję do nadmiernej obserwacji otoczenia. Przynajmniej od roku. Wcześniej, w dużej mierze, to sposób jej własnej prezencji zajmował jej myśli. I kłamstwa, które starała się przekazać światu. Dopiero przez pryzmat kolejnych wydarzeń, skupiła się na tym, co docierało ku niej, nie tylko wyciągane z rozmów. I to własnie aurorzy stanowili swoisty wzór pod względem spostrzegawczości, której nauczyć się była winna. Ale to nie tylko ta racja kazała jej podjąć się nieco głębszej analizy zachowania mężczyzny, który usiadł obok niej, nieco odwrócony, jakby lekceważąco - To nie wygląda naturalnie - skwitowała ciszej, ledwie rozchylając wargi. Gdyby chciała rzeczywiście udawać, że nie zna czarodzieja, który zajął miejsce przy jej stoliku, podjęłaby zupełnie inne działania. Przynajmniej w momencie, gdy zdecydował się zbliżyć. Decyzja została podjęta. I jego i jej.
Starała się pozostawać w cieniu. Nie tylko nie rzucać się w oczy w codziennych zajęciach, ale nawet podejmując zlecenia. Nie potrzebowała zaszczytów, nigdy nie była w centrum, nawet działając w Ministerstwie, wpisywała się w szereg innych przedstawicieli Straży. Taka była przecież jej profesja, ale zasada przeniknęła także do życia. Tylko najbliżsi potrafili odkryć, jaka burze potrafiła w sobie nosić.
Czuła się nieswojo, spoglądając w oczy Tonksa i dostrzegać tak znajomą troskę. Kiedyś być może zareagowałaby nawet lekkim uśmiechem. Dziś, miała zadatki na uciekinierkę od podobnych konfrontacji. I być może nie dlatego, ze się ich bała, a... rozpaczliwie starała się udowodnić sobie i światu, że... radzi sobie świetnie ze wszystkim. I własnie dlatego biegała po Londynie, zbierając kolejne zlecenia. Nie umiała porzucić dawnych nawyków. Nie umiała przestać pracować.
Coś poruszyło się nieprzyjemnie w jej piersi, przygryzła lekko wargę, ale nie pozwoliła sobie na więcej - I co zrobiłbyś, nawet gdyby... tak było? - tak, prowokowała. Z pełną świadomością. Tak często słyszała, nawet podczas pogrzebu o żalu, o współczuciu, by potem rozmyć się w pomocy. Tak naprawdę, kłamali wszyscy, zasłaniając się pięknymi słówkami. Uparcie obejmowała spojrzeniem twarz byłego aurora, czekając, aż na chwilę odwróci się ku niej. Zupełnie, jakby chciała mu rzucić wyzwanie. Możliwe, ze nie powinna tego robić. Nie był jej wrogiem. Wręcz odwrotnie. Zaufanie, jakim go darzył kiedyś Anthony, mógł świadczyć, że... mogła mu ufać. Dlaczego więc wciąż zachowywała zwodniczy dystans?
Ostatecznie, wyprostowała się, poprawiając ciemne pasmo włosów za ucho i obracając się tak, jakby rzeczywiście bardzo przypadkowo znalazła się obok obcego jej gościa lokalu. Spojrzała na pusty kufel. Nigdy nie piła wiele, aż wstyd przyznać, ale głowę zawsze miała słabą - Odezwę się, jeśli się na coś zdecyduję - odpowiedziała nieco bardziej cierpko, bo przecież nie mogła przyznać się do słabości. próbowała wszystko załatwić sama, chociaż wspomniany temat zabezpieczeń, zabrzęczał złowieszczo. Już niedługo miał wrócić do domu jej syn, a ona wciąż nie zadbała o to.
- Nie brzmisz naturalnie - powtórzyła zdanie, które w nieco zmienionej formie już raz wyszeptała. Nie była może wybitna obserwatorką, ale zbyt oczywistym był fakt, że w porządku, to on nawet nie wyglądał - i przeczysz sam sobie - jeszcze przed chwilą, sam wspominał jej o tym, jak ciężko mają aurorzy i ich rodziny. A wiec objął też siebie i swoich bliskich - uwłaczasz też mojej inteligencji - wróciła spojrzeniem do mężczyzny, mrużąc zielone oczy, w których błyszczała ostrzegawcza nuta. Chociaż wyczuła troskę, czuła się bardziej, jak obca, o której sobie na chwile przypomniał.

Jestem wystarczająco spostrzegawcza (II), by nie wierzyć w takie kłamstewka :/


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]07.08.20 1:59
-Jeszcze nie nabrałem wprawy. - odszepnął na zarzut o nieudolność w przypadkowym dosiadaniu się. W pierwszej chwili uwaga Findlay zakłuła co prawda jego dumę, ale szybko przełknął męską pychę i przyznał Veronice słuszność.  Był aurorem, szkolono go głównie do walki. Choć musiał umieć wtapiać się w tłum i chować w dziczy aby zaskakiwać przeciwników, to nie uczono go tych umiejętności tak starannie jak choćby wiedźmich strażników. Nigdy nie przygotowano też na ewentualność, w której jego wrogami okażą się władze i przypadkowi obywatele całej stolicy Anglii. Życie buntownika prowadził dopiero od miesiąca i choć bardzo się starał, choć jeszcze nie wpadł, choć nie naraził i nie chciał narazić nikogo na niebezpieczeństwo, to jeszcze nie nabrał należytej wprawy. Nie był nawet pewien, co jest gorsze - ryzykowne dosiadanie się do dawnych znajomych i odwiedzanie osób potencjalnie potrzebujących pomocy (jak właściciele Raptuśnika), czy obojętność.
-Jeśli chcesz wybrnąć z... - czego, przypadkowego spotkania z przyjacielem jej męża? Siedzenia obok mugolskiego buntownika? -...tej sytuacji, masz wolną rękę. - przyznał skromnie, sygnalizując, że jest gotów podążyć za jej przykładem, wejść w narzuconą rolę, lub dyskretnie się zwinąć. To ona będzie w stanie spojrzeć na sytuację obiektywnie, on nie wiedział przecież nawet, co się działo w jej życiu i po co przyszła dziś do tego lokalu. Może i nie był najsprytniejszym szpiegiem, ale posiadał minimum zdolności aktorskich - w razie czego da radę wejść w rolę irytującego natręta. Chyba.
Wreszcie znów przeniósł wzrok na kobietę, odwracając się profilem i spoglądając na nią kątem oka. Zdawała się świdrować go spojrzeniem, ale i on przyglądał się Veronice uważnie. Zwłaszcza, gdy prowokująco spytała go o hipotetyczną pomoc (miała prawo drążyć, sam zaczął temat). Dostrzegł, jak stara się mówić z na pozór nonszalancką swobodą, maskując tym samym oznaki niepokoju bądź żalu.*
-Przede wszystkim, doradziłbym ci unikać Londynu, a jeśli to niemożliwe to nie dać się poznać jako żo...wd... rodzina dawnego aurora. - spytała o konkrety, więc zaczął szeptać konkrety. Szkoda tylko, że głos zadrżał mu na wspomnienie Anthony'ego, że dał się złapać w pułapkę emocjonalno-językowych konwencji na nazywanie żony dawnego przyjaciela. Tak dawno nie widział Findlayów - w jego wspomnieniach Tony wciąż był żywy i uśmiechnięty, a Veronica mniej spięta. W innych wspomnieniach była odzianą w czerń wdową, oddzieloną od Michaela przepaścią żałoby (i on przeżywał śmierć przyjaciela, choć oczywiście został nią mniej dotknięty, choć oczywiście radził sobie z żałobą inaczej. Ale i on nie chciał wracać myślami do pogrzebu). Jak powinien kształtować słowami teraźniejszość? -Nie znam wszystkich osób, których powinno się teraz unikać, ale - poza pracownikami Ministerstwa - kojarzę też nazwiska innych wrogo nastawionych do Biura mieszkańców Londynu. - dodał cicho, uważając aby nie zdradzić zbyt otwarcie wiedzy należącej do Zakonu Feniksa. To dzięki Zakonowi poznał listę Rycerzy i zwyrodnialców, ale nie powinien szafować tą wiedzą, nie bez pomyślunku bądź konsultacji. Nie sądził jednak, by miał prawo zachować całość dla siebie - jeśli podana bez kontekstu znajomość kilku nazwisk mogłaby ochronić rodzinę Anthony'ego, to był mu to winny.
-Jeśli kiedykolwiek będziecie chcieli opuścić kraj, znam osoby które mogą pomóc. Twoja sowa nadal powinna umieć mnie znaleźć. - zakończył. Mógłby powiedzieć jeszcze więcej, ale nie chciał składać czczych obietnic - zwłaszcza po tak długim okresie milczenia. Cieszył się, że los dał mu szansę odpokutować milczenie i marazm zaprezentowane na pogrzebie, ale los zdążył też go oduczyć chęci ratowania całego świata (choć tendencje do bycia rycerzem w białej zbroi najwyraźniej pozostały).
-Pewnie powinienem zacząć od pytania, czy czegoś potrzebujesz. - zreflektował się, z bladym uśmiechem. Gdy będzie potrzebowała - odezwie się. Dobrze. Skinął głową na to ustalenie, starając się niewinnie skupić wzrok na kuflu piwa.
Skrzywił się odrobinkę, gdy zarzuciła mu grzeczne kłamstewko.
-No dobrze - jest na tyle nie w porządku, że już nawet nie chodzę na piwo po to, by się nad sobą poużalać. - przyznał, tłumacząc zarazem, że nie ma zamiaru się użalać. Jego problemy nie są problemami pani Findlay, choć w jakiś sposób czuł się odpowiedzialny za problemy (dawnych?) przyjaciół.
-Ale jest lepiej niż mogłoby być. Jestem żywy i jeszcze nie pocałował mnie żaden dementor. - uśmiechnął się kwaśno, zastanawiając się, czy i Veronica widziała je już na ulicach miasta.


*też jestem spotrzegawczy,



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pod Raptuśnikiem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]13.08.20 22:11
- Widzę - odpowiedziała nieco łagodniej, wyrzucając z tonu początkową szorstkość. Być może była to zależność aurorskiego fachu, a może zwykły przypadek, że pracownicy tej konkretnej grupy profesji, bardziej szczerze podchodzili do kontaktów z innymi. Mogło też mieć związek z tą gryfońską bezpośredniością, która nie raz potrafiła ją kiedyś wyprowadzić z równowagi. Z jej mężem na czele.
Sciągnęła usta w wąska linię, przez kilka chwil trzymając język za zębami. Nie minął jeszcze rok od straty i chociaż wyobrażała sobie, że większość emocji i żałobę, zepchnęła już daleko poza naturalny smutek, wspomnienie trąciło niebezpieczną strunę wspomnienia i obrazu. Na swoje szczęście, nie była akurat sama. Obecność sprawiała, że czujniej trzymała emocje na wodzy, torpedując opanowaniem własne zachowanie - Gdybym chciała - już by mnie tu nie było - ucięła dywagacje, nie chcąc drążyć bardziej przyczyn, czy też źródeł ich spotkania. Zostałam chociaż miała przecież szansę zniknąć, nawet, gdyby zdążył ją zauważyć. Uciec, jak wiele razy, gdy spotykała potencjalne nośniki dawnych relacji z Anthonym. A Tonks równie dobrze, mógł zignorować jej obecność, troszcząc się o własne bezpieczeństwo bardziej i nie narażać na potencjalne... kłopoty. A Veronica nie należała do prostych w obyciu. Trudność raczej wynikała dla tych, którzy poznawali ją lepiej, dla ogółu będąc po prostu jedną z wielu. Pani domu, matka, urzędniczka i wdowa w jednym. Ot, jedna z tych nieszczęśnic, której trafiła się tragedia utraty męża. Bo przecież dla każdej kobiety winna być nieszczęściem i jedynym wyznacznikiem życia. I nawet jeśli była w tym prawda, Findlay nie miała prawa zanurzyć się przypisanej przez społeczeństwo roli. Przynajmniej nie w pełni. Miała dla kogo być silna. Tak, jak miał Tonks -chociaż znajdował się w zupełnie innej przepaści.
- Wiesz dobrze, że to niemożliwe - westchnęła, spoglądając w blat stolika. Czuła na sobie męskie spojrzenie, ale nie przejmowała się. Mógł wyciągać dowolne wnioski, a była wiedźmia strażniczka nie starała się nawet odpowiedzieć konkretnie, ujmując w jednym zdaniu aktualną sytuację. Nie była pewna, czy Michael był świadomy, że wciąż trudniła się pozostawioną w Ministerstwie profesją. W innym, już nie powiązanym z władzą wydaniu. Nie umiała porzucić dawnych nawyków i pracy, która stała się jej drugim życiem. Z drugiej strony - sama nie posiadała informacji, czym właściwie zajmował się ex-auror.
Zdecydowała się podążyć wzrokiem za spojrzeniem czarodzieja, nieco uważniej ważąc słowa, które wypowiedział. Kogo dokładnie miał na myśli, wspominając osoby, których powinna unikać? Musiała drążyć - Nie pogardzę taką informacją - ściszyła głos, ale na usta przykleiła delikatny uśmiech, zupełnie, jakby rozmawiali o czymś bardziej błahym niż ich bezpieczeństwo. Lubiła wiedzieć, a każda nowa informacja, wywoływała w niej instynktowne zainteresowanie. Tym mocniej, gdy mogła wykorzystać ją na swoją korzyść. I mogło się okazać, że informator, który ją z nieznanych względów wystawił, wcale nie oznaczał porażki w zdobyciu koniecznych wieści.
Uchwyciła spojrzenie Tonksa we własne - Znalazłabym cię i bez sowy - wbrew pozorom, w krótkim zdaniu nie było dumy, ani przechwałki. Miała inny cel. Mniej lub bardziej dosadnie przypominając mu czym się kiedyś zajmowała i... że zajmuje się tym nadal - ale dziękuję - nie wyobrażała siebie uciekającej z Anglii. Coś na kształt niewidzialnego przywiązania, ale kto wiedział - wszystko jeszcze mogło się zmienić.
Gdzieś pomiędzy słowami, zamówiła jeszcze jedno piwo. Rozmowa dwójki osób wcale nie musiała wyglądać podejrzanie, ale pusty od dłuższego czasu kufel mógł już zastanawiać. Podsunęła naczynie czarodziejowi. Niby odpowiedź słowa o braku wyjść - Nie, nie powinieneś - odwzajemniła blady uśmiech i zamilkła na moment. Sama nie nawykła od dłuższego czasu wysłuchiwać zwierzeń znajomych. Słuchała wieści, zbierała informacje, ale miała trudność na emocjonalne otwarcie się na innych. Za dużo by ją to kosztowało.
Przeszedł ją dreszcz na wspomnienie dementorów. Szczęśliwie, do tej pory nie miała okazji spotkać żadnego na ulicach Londynu, ale świadomość ich obecności wciąż wywoływała w niej nieprzyjemny ucisk w żołądku - Czym się aktualnie... zajmujesz? - musiała oderwać myśli od uciążliwej wizji, a w tym celu potrzebowała konkretnego tematu. A praca, wydawała się być idealnym do tego środkiem.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play



Ostatnio zmieniony przez Veronica Findlay dnia 17.08.20 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]15.08.20 20:41
Uśmiechnął się, nie mogąc pohamować rozbawienia. Na moment wrócił wspomnieniami do lat, w których nieco złośliwe i bardzo zabawne przytyki Veroniki tyczyły się lżejszych spraw, niż bezpieczne poruszanie się po Londynie. Niegdyś lubił obserwować związek jej i Anthony'ego, słuchać ich przekomarzania się, obserwować jak przyjaciel i mentor zmienia się przy swojej żonie na lepsze. Zazdrościł Anthony'emu tego, że może w domu zostawić za sobą brzemię pracy aurora i cieszyć się żoną i dzieckiem. Jeszcze bardziej zazdrościł mu tego, że Veronica rozumiała ryzyko zawodowe ich kariery i że sama potrafiła doradzić i wysłuchać. Kilka lat temu zastanawiał się, czy sam spotka kiedyś nieco podobną-choć-mniej-onieśmielającą kobietę (a raczej, czy i kiedy byłby w ogóle gotowy się ustatkować) i czy spotkania u Findlayów staną się wtedy jeszcze milsze. Zaprzyjaźnili się w końcu jako młodzi ludzie, a w pewnym momencie Michael zaczął się czuć nieswojo jako bezdzietny kawaler, rozumiejąc że Findlayowie naturalnie zacieśnią przyjaźnie z innymi młodymi rodzinami. Wspomnienie dawnych lat i dawnych nadziei napełniło go mieszanką nostalgii i goryczy. Kto by się wtedy spodziewał, że Anthony zostanie kolejną ofiarą , Veronica wdową, a samego Michaela klątwa skaże na wieczną samotność.
W jego minie i bladym uśmiechu mogła się odbić nagła nostalgia, ale przezornie zachował wspomnienia dla siebie. Intuicja podpowiadała mu przecież, że Veronica nie została z nim w barze po to, by słuchać smętnych żali. Spróbował uśmiechnąć się pogodniej, w głębi serca rad, że Findlay wybrała dziś jego towarzystwo. Tak, jakby choć odrobinę mogło to zmazać wstyd, jaki odczuwał po dawnym zerwaniu kontaktu z Veronicą i Anthonym, a potem znowu z Veronicą.
Wiesz dobrze, że to niemożliwe. Dopiero te słowa stłumiły jego nostalgiczny nastrój i obudziły czujność. Zapominając o całym dyskretnym wlepianiu wzroku w kufel piwa, spoważniał i posłał Veronice szybkie i przenikliwe spojrzenie.
-Wiem, że od pierwszego kwietnia wiele przezornych osób układa sobie życie poza miastem. - zauważył może nazbyt bezpośrednio, choć starał się nadać swojemu głosowi możliwie łagodny ton. Nie sposób jednak było nie poczuć się zaalarmowanym niechęcią pani Findlay do unikania stolicy - czy coś ważnego jeszcze trzymało ją w tym mieście? Dziecko przecież byłoby przecież bezpieczniejsze poza miastem. Próbował wychwycić jakieś sygnały po jej nieprzeniknionej minie, a tymczasem nie pozostało mu nic innego, jak spełnić własną propozycję. Ściszył głos do szeptu, próbując zarazem nieudolnie imitować uśmiech Veroniki, skoro najwyraźniej taki wyraz twarzy miał odciągnąć od nich podejrzenia (troszkę w to wątpił, ale zdał się na ekspertyzę pani Findlay).
-Wszyscy, którym można było ufać odeszli z Ministerstwa. Nie każdy, kto został, jest niebezpieczny, ale trzymałbym się jak najdalej od wszystkich - zwłaszcza od nowych twarzy. - ale to już wiedziała. -Oprócz nich, miasto w ryzach chcą utrzymać również zwolennicy Czarnego Pana, podobno - nie mógł otwarcie szafować wiedzą Zakonu, jeszcze nie przy niej. Starał się więc nadać swoim słowom brzmienie plotki, ale Veronica znała go zbyt dobrze by wiedzieć, że nigdy nie szafował niesprawdzonymi informacjami -najniebezpieczniejsi z nich noszą na twarzach maski.
Urwał na moment, wracając myślami do wydarzeń w samym Biurze Aurorów.
-Edith Bones popełniła samobójstwo po aresztowaniu niejakiego Ignotusa Mulcibera. Osobiście sądzę, że... cóż, słyszałaś wiele o Bones. Choć dokumenty zniknęły razem z nią i nie udało mi się nic dowiedzieć o tym człowieku, to zakładam, że jest równie niebezpieczny. - szepnął jeszcze ciszej, doskonale wiedząc, że Anthony opowiadał Veronice o swoich szefach, że Bones nie miała opinii kogoś, kto mógłby się zabić. Liczył, że Findlay wyciągnie własne wnioski - i będzie się trzymać z dala od grup i osób, które jej nakreślił.
Zamilkł przezornie, pozwalając Veronice domówić piwo i zazdroszcząc jej naturalności, z jaką prowadziła całe spotkanie. Powinniśmy ściślej współpracować z wiedźmią strażą i uczyć kursantów ich trików - przemknęło mu przez myśl, ale potem przypomniał sobie, że nie ma gwarancji na jakichkolwiek kursantów. Czy Biuro Aurorów kiedyś powróci do normalnej pracy? Musiał w to wierzyć aby widzieć sens w swojej walce, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu co innego.
Pytanie o pracę rozdrapało zresztą stare rany, a Mike zawahał się - po raz pierwszy wyraźnie. Zajmował się... wieloma sprawami.
-Pracami dorywczymi. - mruknął, nie starając się, by półprawda brzmiała wiarygodnie. -I organizowaniem pomocy. - dodał jeszcze ciszej, nie nakreślając szczegółów. -A ty? - odbił szybko piłeczkę, wciąż zaalarmowany niejasnymi związkami Veroniki z Londynem. Nie domyślił się jeszcze, że ta nadal pracuje tyle że na własną rękę, ale domyślał się, że najwyraźniej nie siedzi bezczynnie.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pod Raptuśnikiem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]17.08.20 22:51
Nie do końca podobała jej się zmiana, którą dostrzegła w spojrzeniu jasnych źrenic aurora. Coś, na kształt niewyraźnego wspomnienia, którym nie chciała się dzielić. Nie chciała też widzieć jego nostalgicznych znamion u swego rozmówcy - chociaż jego przyczyny mogła rozumieć. I gdyby stanęła ze sobą w prawdzie - przyznałaby, że nie była po prostu na nie dziś gotowa. A tak, uparcie twierdziła, że jest to tylko niepotrzebna, chwilowa słabość. Przesunęła wzrok nieco wyżej, lokując uwagę na czole Tonksa, i trzech wyraźnych zmarszczkach, które sugerowały skupienie na myśli poza teraźniejszością. Nie, żeby nie umiała utrzymać bezpośredniego spojrzenia, ale czasem, potrzebowała odcięcia, a tak prosta "sztuczka" jej to ułatwiała, pozostawiając wrażenie ciągłego skupienia. Zbyt często była poddawana zbyt wnikliwym obserwacjom przez grono aurorskich znajomych męża, by mogła sobie pozwolić na opuszczenie gardy. Czujność była podstawą jej egzystencji. Od tego zależała nie tylko jej praca, ale i życie prywatne.
- Wiele też przezornych, potrafi o siebie zadbać i nie zostawiać wszystkiego za sobą - odcięła się lekko, pogodnie unosząc usta w uśmiechu. W sugerowanym zamyśleniu, oparła policzek o dłoń, zatrzymując palce przy kąciku warg. Poza, w którą się wcieliła nie miała zbyt wiele wspólnego z krążącą w myśli, gniewną zadrą. Trzymała ją jednak na wodzy, pozostawiając Michaelowi pole do popisu w domyślaniu się prawdziwego wydźwięku słów. Nie, nie miała zamiaru uciekać. Nie, dopóki potrafiła sobie poradzić. Nie, dopóki miała gdzie i do kogo wracać. Nie, dopóki takiej decyzji nie uzna za bezpośredni przytyk jej możliwości. Nie - dopóki nie będzie takiej, absolutnej konieczności. Była wdową, to prawda, ale nie była bezbronna. I jeśli obcym, to właśnie, z pełną świadomością czasem podsuwała, dawny przyjaciel mógł wiedzieć więcej. A może, dzieliło ich już zbyt wiele, by wrócili na nić porozumienia, którą dzielili? Czy też zgubili ją wraz ze śmiercią jej męża? Nieważne. Nie miała ochoty rozdrapywać wspomnieniowych analiz.
Westchnęła nieco głośniej, czując wkradające się na barki zmęczenie. Przymknęła powieki, mocniej skupiając się na wypowiadanych słowach. Na pierwsze zdanie, skinęła głową, przyjmując otrzymaną wskazówkę. Na kolejne, uchyliła powieki, powracając spojrzenie do jasnych oczu - O nich słyszałam - nie tylko czytając prasę, już podczas sławetnego spotkania w Stonehenge. O czarnym Panu szeptano na ulicach, coraz ciszej i ciszej wypowiadając przerażające imię. Bo i ono, samo w sobie, nabrało niepokojącego brzmienia.
najniebezpieczniejsi z nich noszą na twarzach maski - zamrugała, zapamiętując wypowiedziane zdanie. Kusiło ją, by zapytać, skąd o tym wiedział, ale czuła, że nie otrzyma dziś pełnej odpowiedzi. Nie była ignorantką, by nie poddać się sugestii, że było w tym coś więcej, ale ugryzła się w język. Cierpliwością zdobywało się najważniejsze informacje. Pospiech mógł przekreślić wszystko.
nachyliła się nieco mocniej do siedzącego obok mężczyzny i mimowolnie drgnęła, gdy wspomniał jej rodzime nazwisko i tożsamość kuzynki. Nigdy nie uwierzyła w śmierć, jaką jej ogłosili, a wewnętrzny zgrzyt objawił się kolejnym westchnieniem - Coś słyszałam - stwierdziła sucho - zapamiętam - dodała jeszcze, wracając do pierwotnej pozycji, pozostawiając do wglądu tylko swój profil. Złożyła dłonie przed sobą - Mogłam się tego po tobie spodziewać - mówiła ciszej, przekręcając na palcu prostą obrączkę. Nic co mogłoby przyciągnąć uwagę, a i tę zmieniała często - Przezornie, dbam o siebie - nieco złośliwie, nawiązała na pierwszej wypowiedzi - Pomagam ojcu -  odezwała się poważniej. Przecież, to oczywiste dla wdowy, prawda? - I organizuję prace dorywcze - raz jeszcze sparafrazowała słowa aurora i z tymi słowami, odsunęła się od stolika i stanęła na nogi - Powodzenia - dodała, nim obróciła się z kolejnym uśmiechem - obowiązki wzywają - zakończyła, by zaraz potem zniknąć w głównym przejściu, a potem w najbliższej uliczce.

| zt  :pwease:


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]27.09.20 5:25
Jego uwadze nie umknęła subtelna zmiana w tonie i minie rozmówczyni. Przesunęła spojrzenie jakoś wyżej, a jej słowa, pomimo uśmiechu, wydawały się delikatną aluzją, by nie wtrącał się przesadnie w jej sprawy. Nie osądzał złożoności spraw i powodów, które przywiodły ją dzisiaj do stolicy, do "Pod Raptuśnikiem." Wiele przezornych potrafi o siebie zadbać - miała rację, była wiedźmią strażniczką, żoną aurora. I choć martwił się o nią, zarówno ze względu na długoletnią przyjaźń, jak i na pamięć o Anthony'm, to nie mógł narzucać niechcianej pomocy. Zwłaszcza, że pozostawało dyskusyjne, czy w ogóle mógłby pomóc. Sama znajomość z nim mogła nieść za sobą niepotrzebne ryzyko.
-Rozumiem. - kiwnął lekko głową, nie zamierzając jednak po raz drugi zupełnie zniknąć z jej życia pod pozorami zostawienia jej w spokoju. Może i pragnęła spokoju i samotności, może i dlatego wycofał się po pogrzebie Anthony'ego - ale wtedy Anglia trwała jeszcze we względnym pokoju. Wtedy nie wiedział jeszcze, jak bardzo zacznie się martwić o dawnych przyjaciół pierwszego kwietnia, żałować zerwanych więzów, bezsilnie sięgając czasem po pióro i pergamin i orientując się, że słanie listów pod stare adresy mogło być nie tyle bezowocne, co zbyt ryzykowne. Był wdzięczny losowi za to przypadkowe spotkanie, za możliwość odbudowania choćby nici dawnego porozumienia, nawiązania kontaktu.
Pokiwał głową, gdy Veronica skończyła przytakiwać i opowiadać o sobie - w typowych dla siebie ogólnikach, lustrzanie podobnych do jego własnych słów. Prawdę mówiąc, bardziej ją obserwował niż słuchał. Wiedział, że zdradzi mu tylko tyle, ile będzie chciała - była doświadczona i wyszkolona. Łudził się jedynie, że wieloletnia znajomość zdradzi mu jakiś tik w jej twarzy, zdradzi czy naprawdę wszystko w porządku.
Obserwacje nie odniosły jednak rezultatu, Veronica była mistrzynią odciągania uwagi od wszystkiego, co niewygodne. W dodatku właśnie posłała mu uśmiech, jakby na pożegnanie.
-Czekaj. - poprosił, zanim zdążyła wstać. -Przezorny zawsze ubezpieczony. - uniósł lekko kąciki ust, nawiązując do ich wcześniejszej wymiany zdań. -Nie traćmy kontaktu, Veronica. Twoja sowa powinna mnie pamiętać, napisz jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała dla siebie lub Leona. Pomocy, lub chodźmy informacji. Może i nie jestem specjalistą od wszystkiego, ale znam... sporo ludzi. - zakończył enigmatycznie, wiedząc, że Findlay wychwyci zagadkę ukrytą w jego słowach. Może nawet ją rozwiąże, dobrze go znała. -Uważaj na siebie. - rzucił wreszcie na pożegnanie, a potem utkwił wzrok w kuflu, skupiając się na udawaniu obojętnego. Gdy wyszła, posiedział w knajpie jeszcze dłużsżą chwilę - utrzymując iluzję, że byli parą obcych, przypadkowych rozmówców.

/zt :pwease:



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Pod Raptuśnikiem - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]12.02.21 2:05
stąd

Marcel należał do ludzi ekstrawertycznych i depresyjnych zarazem, co oznaczało, że z reguły nie przepuszczał okazji do opowiadania o napotkanych go przykrościach (lub chociaż zademonstrowania swojego smutku); dłużąca się droga pozwalała wziąć oddech, nie widział sensu wstrzymywać go w ciszy.
- Dla wygody - odparł równie bezpośrednio, z goryczą zmieszaną ze złością w głosie. Najmocniej bolało go chyba to, jak wiele zabrała mu już tocząca się wojna. Nie chodziło jej przecież o brak pieniędzy, nawet nie o brak kariery, chodziło jej o krew, o której pewnie nawet by nie pomyślała, gdyby kraju nie zatruwały chore idee. Sama była przecież mugolskiego pochodzenia. - Uznała, że ma zbyt mugolskie nazwisko i woli przyjąć czystokrwiste - mówił dalej, nie myśląc wcale o tym, że obiecał zachować jej słowa dla siebie. Zraniła go zbyt mocno, by ta obietnica mogła mieć dla niego znaczenia. Sama w sobie była zresztą irracjonalna. - Mówiła, że od niego odejdzie, że właściwie, to nawet nie zamierzała mi o tym mówić, bo pewnie bym nawet nie zauważył. Nie zauważył, że wyszła za mąż - powtórzył gorzko, czy ślubowanie mężczyźnie wierności do śmierci tak mało dla niej znaczyło? Nie potrafił jej zrozumieć. - Wyznała mi, że opowiedziała wszystkim, że darzy go nieskończoną miłością, ale tak naprawdę to nic dla niej nie znaczy - poskarżył się, z tą samą goryczą. Zatem czego oczekiwała od niego? Że zostanie jej kochankiem - uciekającym przez okno, kiedy mąż wróci do domu? Chyba go zawiodła, choć wciąż nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że po raptem kilku spotkaniach nie miał szansy poznać jej wcale, a fizyczny pociąg budował krajobraz obszyty złudną iluzją. Oszukała go - to było dla niego bardziej niż oczywiste. Ale potok słów przerwało zderzenie się stóp z uliczką, gdy Keat wskazał właściwą drogę - wraz z nim przeszedł pod odpowiednią witrynę, unosząc lekko jedną brew, gdy usłyszał jego słowa - jakiś wiersz? - lecz zaraz pojął, gdy kolejne tajemne przejście stanęło przed nimi otworem.
Wszedł za nim w ciszy, przenosząc spojrzenie od jednego, do drugiego, gdy jego druh zawał się, kiedy go przedstawiał; nie wątpił, że doskonale pamiętał jego imię, ale wierzył też, że najlepiej pojmował, jak mógł szafować dzisiaj ryzykiem. Nie odezwał się, wsłuchując się w rozmowę, z wolna odkrywając, że w tym towarzystwie był mocniej wtajemniczony od chłopaka, z którym mieli się spotkać. Zaufany Człowiek. Nasi ludzie. Zakon Feniksa - chyba poczuwał się w jakiś sposób dumny z tego, że stał się jego częścią. Że nie stał z założonymi rękoma - obojętność zawsze przerażała go najmocniej.
- Jasne - odparł w odpowiedzi - w podziękowaniu? - gdy nieznajomy kazał im spadać, dopiero teraz zwracając się bezpośrednio do niego po raz pierwszy, pomknął za Keatem, wbiegając w kilka susów po schodach za nim.
- Był o Celestynie - mruknął, przez cały czas był w Londynie, od momentu, w którym otrzymał list, do spotkania z Keatem, zdążył przejrzeć Proroka. Dopiero teraz skojarzył jego poprzednie słowa z gazetą. - O tym, że podobno nie przyjęła zaproszenia ministra na grudniową imprezę - Jak łatwo było zamienić słodkie słówka w takie, które budziły co najmniej niepokój? Skinął głową, odnotowując jego słowa. Teraz już wiedział, skąd wziąć gazetę - nie powinien mieć trudności. Wraz z nim chwycił świstoklik w momencie, w którym padło teraz. Rwanie w okolicach żołądka, przebudzenie w ciemnym zaułku.
- Czekaj - zaprotestował, ale było już za późno - odszedł - krzyk dziecka mroził skórę, nie chciał go zostawiać, ale wiedział przecież, że jeśli nie dotrą na czas, wydarzyć się może większe nieszczęście. Zaklął pod nosem, rezygnując z pogoni i wycofał się wpierw kilka kroków, ostrożnie, by potem puścić się biegiem do pubu - we wskazanym przez Keata kierunku; pchnął drzwi, dobiegając do lady, o którą wsparł się dłońmi , nie zważając na wodzące za nim spojrzenia bywalców - odnalazł wzrokiem spojrzenie barmana, który stał najbliżej, a który bez zadowolenia przyjrzał mu się podejrzliwie.
- Potrzebna mi karta duńskich alkoholi - oznajmił, w duchu błagając Morganę, by Keat się nie pomylił i by to hasło rzeczywiście otworzyło mu drzwi do kolejnego niewidzialnego świata - bez niego nie wiedział, co robić. Ale barman kiwnął głową, gestem zapraszając go na zaplecze - przeskoczył przez ladę, wspierając się o nią jedną dłonią, i poszedł za nim, nie tracąc ni jednej minuty. - Strona szósta - oznajmił, kiedy barman podał mu jedną z gazet. Przekartkował ją szybko, odnajdując odpowiedni fragment. - To dostało się w ręce wroga. Nikt nie może tego zobaczyć - mówił szeptem, nie pozwalając, my jego słowa uciekły z pomieszczenia. - Pozbądźcie się wszystkich egzemplarzy - jak najszybciej. Nikt nie może zjawić się we wskazanych miejscach, to może być pułapka - powtarzał twardo, ostro, odnajdując spojrzeniem źrenice barmana; dopiero, gdy odnalazł w nich zrozumienie, gdy usłyszał zapewnienie, że  wszystkie gazety znikną, opuścił zaplecze, pośpiesznym krokiem kierując się do wyjścia.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]12.02.21 19:10
Nie musiał szczególnie kontrolować mięśni twarzy, starając się, by nie było na niej widać pociągnięć emocji, lecz zrobił to mimowolnie, w wyuczonym odruchu; wzrok wbił gdzieś w furkoczące na wietrze kosmyki Marcela, którego twarzy wprawdzie nie widział, lecz pomimo tego potrafił sobie wyobrazić, jakie uczucia skrzyły się w oczach chłopaka, z przejęciem i goryczą opowiadającego o wojnie i niepokoju, o zauroczeniu, które nie przetrwało w starciu z pragmatyzmem. A może to wcale nie był pragmatyzm; on też nie potrafił zrozumieć takiego wyboru. Pod fałszywym nazwiskiem da się żyć również w takiej życiowej konfiguracji, w której nie wykorzystuje się do własnych celów godzącego się na to człowieka. Z tego, co mówił Marcel, wyłaniał się obraz trzech zranionych serc. A jeśli jakąkolwiek lekcję od życia dotkliwie zapamiętał, to właśnie tę, że w arytmetyce uczuć więcej niż dwa to zawsze poważny błąd. Dłoń zacisnęła się mocniej na rączce miotły, gdy zadał sobie w końcu to jedno pytanie - czy to naprawdę mogła być ona? Kolejny element układanki, składający się na jej osobę, zaburzył obraz tego, co uparcie tkwiło w jego pamięci. Tak często zarzucała mu kłamstwo i obłudę, a sama w białych rękawiczkach ubierała się właśnie w mistyfikację, w której przyjdzie jej żyć... jak długo?
Nie odważył się jednak zadać tego jednego pytania; odgonił od siebie natrętne myśli, koncentrując się na gonitwie z czasem.
Zaś co do mieszkania w kociołku uczuć wzburzonego gniewem ludu, to nie był pewien, czy to, że Celestyna nie przyjęła zaproszenia nie zastępuje czasem musi się ukrywać; w gruncie rzeczy zadaniem Proroka było dbanie o morale ludzi, oni też bawili się w swoją propagandę. Nie wszystko można było przekładać jeden do jednego, rozumiał to tym lepiej, im dłużej sam był częścią Zakonu. Pewnych informacji po prostu się nie przekazuje. Nie jemu oceniać, czy to dobrze, czy źle.
- Myślisz, że pozwoliliby jej wystąpić? Ciekaw jestem, czy Malfoy wolałby obnosić się tym, że osoba deklarująca poglądy promugolskie - przesadą nie będzie chyba uznanie jej za swoistego rodzaju symbol niezgody na to, co wyczynia rząd - występuje na tym całym jarmarku, i zmusiłby ją, by wtrąciła kilka odpowiednich słów w przerwach pomiędzy piosenkami... czy raczej zgarnęliby ją i wrzucili do Tower - gdyby wpadła w ich ręce, na miejscu Cronusa nie odważyłby się wtrącać jej do więzienia, to jedynie mogłoby wzburzyć ludzi - ale już obserwowanie, jak płaszczy się przed reżimowymi pracownikami, przed publiką godnych obywateli... tak naprawdę to właśnie by ją zniszczyło.
Tam, w zaułku, nie mógł po prostu przejść obok tego dźwięku, za bardzo przypominał mu to, w co przemienia się przy nim bogin; świadomość, że nie jest w stanie pomóc komuś, kto tej pomocy potrzebuje, to coś, czego boi się najbardziej. Szczególnie, gdy głos wzywający pomocy należał do kogoś mu bliskiego. Nie w tym przypadku, lecz znajdowali się przecież tak blisko i...
Przywarł do ściany, wychylając głowę zza rogu, gotów, by rzucić patronusa; spodziewał się dementora, zimna i tego lodowatego poczucia bezsensowności podejmowanych działań. Przytłaczającego strachu. Ale tam była tylko dwójka dzieci, jedno z nich upadło na ulicę, zdzierając sobie kolana. I tylko tyle. Nic więcej. Ten krzyk, wyolbrzymiony w jego głowie, brzmiał jak echo cierpienia, strachu; niczego, co sprowadzałoby się tylko do konsekwencji dziecięcej ciekawości. Poczuł ulgę, wycofał się pospiesznie, ruszając w stronę Pod Raptuśnikiem. Może kiedyś słysząc coś takiego nie miałby skojarzeń, które nakazałyby mu gnać przed siebie, pomóc. Ale w świecie, w którym przyszło im żyć, spodziewać mogli się tylko najgorszego, a tak zwyczajne wyjaśnienie stawało się trudne do zrozumienia.
Natknął się na Marcela, gdy ten wychodził ze środka; chwilo znajdowali się za kurtyną zieleni, która odgradzała pub od ulicy; przez szybę dostrzegł czujne spojrzenie właściciela, wymienili dłuższe spojrzenie. Może go poznał, może tylko obserwował, kto towarzyszy przekazicielowi paskudnych wieści.
- To... ten krzyk... to nic takiego - rzucił pospiesznie, darując sobie zagłębianie się w bardziej wyczerpujące wyjaśnienia; znowu lęk zakrzywił obraz rzeczywistości, znowu dopowiedział sobie coś, czego nie było. - Właściwie Steff prosił nas tylko o tyle, to ostatnie miejsce w Londynie, gdzie można dostać Proroka. Nie znam innego - choć trudno powiedzieć, czy żadnego nie było - poinformowaliśmy chyba wszystkich, ale przeglądając stronę szóstą wyłapałem jeden adres, który znajduje się niedaleko stąd, chyba już poza Londynem, nie jestem pewien, czy ktokolwiek z naszych ludzi już tam dotarł... to jedna z tych spalonych miejscówek, na północ od Londynu, opuszczona chata... wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli to sprawdzimy, gdyby... gdyby ci ludzie wciąż jeszcze nie wiedzieli - właściwie panował chaos organizacyjny, trudno było skoordynować działania tylu Zakonników i mieć pewność, że nie natrafili po drodze na jakieś problemy, które ich opóźnią. Uniemożliwią dotarcie do lokacji przed wrogiem. - Mam ze sobą świstokliki, które awaryjnie zrobił dla nas kiedyś nasz sojusznik - zgarnął je z Oazy; oby nikt ich nie potrzebował w tej chwili, bo zostawił tylko jeden - prowadzą do Doliny Godryka... nad jezioro, w ustronne miejsce, na ten moment najważniejsze jest, żeby przenieść tych ludzi, tym, gdzie ich ulokujemy będziemy się martwić później, nie ma na to czasu w tym momencie... chcesz to sprawdzić? - pytał; niezależnie od odpowiedzi nie zamierzał go oceniać. Nie musiał dopowiadać, że idąc tam mogą wpakować się sami w pułapkę. Być może to zbędne ryzyko, a ewakuacja z tego miejsca została już przeprowadzona.
Ale nie mieli pewności.

ztx2; idziemy tu



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]15.02.21 20:59
Wyjątkowa sytuacja wymagała wyjątkowych działań. Nie wiadomo było, w czyje dokładnie ręce trafiło wysłane przez Steffena Cattermole wydanie Proroka Codziennego, w którym znajdowały się informacje dotyczące kryjówek — ani co znalazca postanowi z nią zrobić. Dzięki gazecie Zakon Feniksa mógł dotrzeć do ludzi poszukujących schronienia, ich pomocy lub potrzebujących szybkiej ucieczki z zagrożonych terenów, a teraz, kiedy informacja znalazła się w rękach rodzin otwarcie sympatyzujących z aktualną władzą i popierających działania Lorda Voldemorta, wszystkim, którzy gromadzili się w tych, a także innych znanym rebeliantom lokacjach, groziło potworne niebezpieczeństwo. Zaalarmowani przez samego sprawcę Zakonnicy, dowiedziawszy się o dramatycznej sytuacji od razu podjęli odpowiednie kroki i wyruszyli do jednego z takich miejsc.

Z krytego pubu Keatona i Marcel przyniósł ich świstoklik nieopodal lokalu Pod Raptuśnikiem, gdzie można było zdobyć najnowsze wydanie Proroka Codziennego. Dzięki znajomości tajemniczego hasła, Marcel dostaje się na zaplecze, gdzie na widok gazety w rękach barmana informuje go o zagrożeniu wynikającym z przedostania się listy kryjówek w ręce wroga. Poproszony o pozbycie się wszystkich egzemplarzy barman pali wszystko na zapleczu zaraz po opuszczeniu przez Sallowa pubu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pod Raptuśnikiem - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]23.03.21 11:19
14 października ‘57

Nie były to zbyt urokliwe miejsce, a jednak zdawało się idealnym do tego rodzaju rozmowy, jaką mieli przeprowadzić. Niepewien sunął wzdłuż drogi, oszczędzając sobie panicznego oglądania się przez ramię. Byłoby bardzo głupio dać każdemu znać, że nie chce być śledzony, a jednak był ciekaw całego tego Keata, którego znał jedynie z powtarzającego się w portowej braci imienia; jeden taki nawet bywał w Parszywym! Chyba stały bywalec, niezbyt dużo o nim słyszał, choć niejednokrotnie przecież grali w karty i kości, sprawdzając, kto lepiej zna się na oszustwach, o dziwo był dobrym kompanem. Mimo wszystko metamorfomag starał się nie wiązać, co łączyło się również z dystansem do znanych postaci w Parszywym, wiadomo, jaki był port, każdy próbował sobie naskrobać rzepkę, więc szkoda byłoby dać się obedrzeć z własnych tajemnic na rzecz chęci bycia przez nich akceptowanych. Lepiej być gościem niż bywalcem, o wiele łatwiej się wtedy odchodzi, bo przecież właśnie o to chodziło – wycofanie się.
Pod twarzą Jeremiego pojawił się w Raptuśniku, gdzie niemalże od razu zajął miejsce z daleka od wścibskich uszu barmana. Ze względu na około południową godzinę lokal nie pękał w szwach, co pozwalało na nieco swobodniejszą rozmowę przy kufelku, który po zamówieniu zaraz pojawił się przed jego brodatą, lekko uśmiechniętą twarzą. Zamienił kilka zdań z nieco zanudzonym barmanem, żeby zaraz dać się wciągnąć w niezobowiązującą partyjkę kości, zawsze było to lepsze niż byle pakowanie się pod kogoś pięści, do czego był bardziej niż zdolny.
Wiedział, że nie będzie czekać długo, spotkana postać Marcelli jakoś dodawała mu dobrej myśli o Zakonnikach, były to osoby z porządnym łbem na karku, więc nic dziwnego, jeśli nawet musiałby czekać dłużej, niż wymagała tego etykieta. Od początku wiedział, na co się pisze, klimatyzując się w dokach, więc i wszystkie zasady wpajane za dzieciaka, a nawet jeszcze pielęgnowane później przechodziły z czasem na inny tor. Ważna była praca i poczucie misji, a to miał zapewnione.
Wygrawszy kolejną turę kości, odszedł do bardziej wysuniętego miejsca, skąd miałby lepszy widok na wejście. Dopiero po chwili zorientował się, że jest jedynym klientem, który intensywnie wpatruje się w drzwi, czekając na swojego tajemniczego rozmówcę, którego zaaranżował mu Michael. Z czasem wpatrując się we wchodzących do środka bywalców zauważył tego samego Keat’a, z którym grywał w Parszywym. Ze zdziwioną miną złapał jego wzrok, podnosząc ręką kufel z pianką od piwska. Mogli przecież siedzieć, pić i rozmawiać, choć czy to był właśnie on?


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]09.06.21 13:23
List niewiele wyjaśniał - zawoalowana metafora Steffa wystarczyła jednak, by naprowadzić go na odpowiedni trop i pokierować do miejsca, które ostatnim razem także odwiedził z powodu inicjatywy Cattermole'a. Mniej enigmatycznie nakreślony czas pokrywał się z godziną, która właśnie wybiła, gdy zza ściany zieleni wyłonił się znajomy budynek.
Poprawił ramiona plecaka, wypełnionego drobiazgami noszonymi zawsze, gdy wybierał się do Londynu w celach niekoniecznie prywatnych. Jak dzisiaj. Cokolwiek bowiem będą mieli do zrobienia, bez wątpienia nie skończy się na rekreacyjnym spacerze.
Choć sceneria zdecydowanie była nieprzesadnie parszywa, to przekraczając próg Raptuśnika nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wszystko wokół niego jest dziwnie znajome. Dym cuchnący tytoniem. Piwo chyboczące się w kuflu - konkretniej, w tym wzniesionym ku górze przez twarz, którą także widział już niejeden raz.
Jeremy był jak portowy duch; pojawił się pewnego dnia, znikąd, z zaświatów albo z innych światów, tych zamorskich - i został już duchem, przyklejonym do Parszywego, do dokowej codzienności. Dlatego widząc go tu, w tym miejscu, poczuł coś na kształt dysonansu. Ten jeden element układanki zdawał się być wciśnięty do reszty na siłę.
Nie pasował.
Prześlizgnął się spojrzeniem po wnętrzu, szukając osób, które mogłyby okazać się tą, o której wspomniał Steff. Lecz tylko jedna zdawała się lustrować uważnie wejście, wyraźnie na kogoś czekać.
Czy naprawdę możliwe było, że Jeremy, który zdawał się interesować tylko zawartością swojego kufla i tym, czy uda mu się wygrać następną partię kości, zamierzał w jakiś sposób wspomóc Zakon?
- Myślałem, że nie zdarza ci się bywać poza portem - skinął mu głową, podchodząc bliżej; a potem przysiadł na krześle, tuż obok, jednocześnie przenosząc wzrok na ruchomy portret, który znajdował się nieopodal nich. Jak trofea zdobiące ścianę porozwieszano w Raptuśniku portrety i fotografie sław, które miały niegdyś bywać w tym miejscu.
W liście Steff wspomniał nazwisko Grunniona. To nie był przypadek, lecz wskazówka, że z tajemniczym kontaktem spotkają się tuż obok starego portretu. Hasło, jak i odzew, były zresztą nawiązaniem do tej postaci.
- Czy to, że stworzył łajnobomby, było jednoznaczne z tym, że przez cały rok chodził nimi obsmarowany od czubków butów aż po tę imponującą łysinę? Czy to raczej inwencja malarza, bo gdyby nie łajnobomba na portrecie, to nikt nie skojarzyłby, że to ten gościu, który diametralnie odmienił życie całej czarodziejskiej społeczności? - zaczął swój absurdalny wywód, jednocześnie wciąż dyskretnie zerkając w stronę drzwi; chyba nadal czekał na kogoś, kto wizualnie pasowałby do wyobrażenia osoby, z którą miał się spotkać.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]13.06.21 21:57
Nie sądził, żeby Keat pamiętał gościa z plakatów w Parszywym sprzed miesięcy, bo przecież sam ledwo co pamiętał tamten jakże niefortunny pocałunek z kocimi łbami w porcie. Hagrid miał potężną łapę, nikt nie był w stanie mu tego odebrać, z pewnością kiedyś wpędzi go to w niemałe kłopoty... a może wręcz przeciwnie? Ciężko było określać cokolwiek dobrym lub złym, kiedy portowa przewrotność sprawiała, że w przeciągu chwili mogło zdarzyć się tak wiele niespodziewanych rzeczy! Wtedy nawet to, co niekorzystne zdaje się najważniejsze i pomimo zwady z olbrzymem, miał nadzieję, że spotkają go same przyjemności, bo przecież to taki prosty chłop był, prawie taki sam, jak i on! Nie pamiętał zbyt dobrze słów, które padły wtedy do mężczyzny, szczególnie kiedy był w swoim amoku złości i pijaństwa. Rubeus na szczęście szybko go wyjaśnił. Szkoda tylko braku możliwości wejścia do Parszywego jako Jeremy.
Głupiec pozwalał, aby te same kości, którymi posługuje się w Parszywym jako Mały Jim pozostały na stole. Szczęście było po jego stronie tylko w jednej kwestii - takie same przedmioty do gry miał każdy, a jego nie wyróżniały się ani trochę. Połączenie postaci bywalca Parszywego jako Małego Jima i odwiedzającego od czasu do czasu lokal Jeremiego mogło wciąż pozostać anonimowe. Zdziwił się jedynie na słowa towarzysza, choć trzeba przyznać, że skoro widywał go tylko w porcie... to znaczy, że dobrze działał w cieniu. Sprzedawanie narkotyków nie było zbyt pożądane na widoku, dlatego cieszył się, że z Parszywego mogli znać go tylko jako wykrzywioną mordę, której nie należy wpuszczać do środka. Zresztą, któż by się przejmował, kiedy w rzeczywistości przybierał dowolne twarze o dowolnym czasie!
- Jestem wszędzie, gdzie muszę być. - odpowiedział mrukliwie, spijając łyk piwska, którego piana ponownie osiadła na jego wąsach i brodzie. Patrzył na gościa dość dokładnie, próbując nie być zbyt wścibskim w swoim patrzeniu. Keat z Parszywego jest w Zakonie. Ta myśl przeszła przez jego głowę, wzbudzając na twarzy jakiś mniejszy uśmiech, bo przecież oznaczało to, że w Londynie wciąż były osoby zaangażowane. Organizacja ewidentnie nie zostawiała stolicy samej sobie! Pokrzepiające.
- Pewnie mało kto pamięta Grunniona, chociaż imię Alberyk przeżyło już swoje lata świetności. - odpowiedział z uśmieszkiem w kącikach ust jak to typowy szczur. Starał się zbytnio nie uśmiechać, żeby też nie pokazywać swojego brakującego uzębienia, bo przecież Keat z portu nie musiał wiedzieć. - Mamy chyba trochę do omówienia. - skinął w jego kierunku, akceptując fakt, że był widocznie tym, na którego czekał. Ciężko byłoby nie nazwać tego inaczej niż szczęśliwym zrządzeniem losu, o ile tamten faktycznie był tym, za kogo się podawał, czyli jednego z sojuszników sprawy Zakonu. - Może spacer? - zaproponował, układając już w głowie plan, gdzie powinni podejść, aby sprawdzić miejsce, gdzie rozegrać się ma cała akcja. Zapoznanie się z terenem było jednym z ważniejszych elementów dobrego przygotowania.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Pod Raptuśnikiem [odnośnik]14.06.21 12:37
On sam już od miesięcy nie bywał w Parszywym na tyle często, by potrafił dopasować rysy z wilkołaczych biletów do mniej lub bardziej znanych twarzy; właściwie, jeśli już się tam pojawiał, to jedynie prześlizgując się tylnymi drzwiami bądź którymś z mniej oczywistych - i znanych tylko nielicznym - przejść. Jeśli podobizna Jeremiego przypięta została na plakacie do galerii niemile widzianych (nie)sław, to Keaton nie miał o tym najmniejszego pojęcia. Zresztą, świadomość tego niewiele by zmieniła, nie skontaktowano ich po to, by roztrząsać ciężar przewin zapitej pięści albo bełkoczącego języka.
- I gdzie wcale być nie powinieneś? - dopowiedział usłużnie, dodając pytającą intonację, choć właściwie bliżej temu było do stwierdzenia. Cokolwiek go tu przygnało, stanowiło też dowód na to, że w Londynie wciąż tkwią osoby, które sprzyjają zakonnej sprawie; być może dojrzewa w nich decyzja, by w końcu wychylić się, spróbować coś zrobić, podjąć jakąś próbę - może było więcej takich jak Jeremy, po których Keat nie spodziewałby się czegoś podobnego (czasem zapominał, jak długą drogę przybył on sam).
A może to tylko płonna nadzieja; przyszłość pokaże.
Stracił zainteresowanie portretem Grunniona z chwilą, gdy zyskał pewność, że to spotkanie nie było zbieżnością sumy przypadków. Uważne spojrzenie osiadło na twarzy Jeremy'ego, zupełnie tak, jakby przypatrywał mu się po raz pierwszy.
- Ale zapachu łajnobomby z pewnością nikt nie zapomina - odpowiedział neutralnym tonem, w pozorach żartu; te słowa powinny wystarczyć, by rozpoznawszy je i Jeremy poczuł się pewniej. - Sporo, chociaż może nie tutaj, chyba nie mam dziś ochoty na piwo - podjął nieco głośniej, tak, by dotarło to do przysłuchujących się uszu - nie wiedział, kto przebywał Pod Raptuśnikiem; może miejsce to tylko pozornie pozostało bezpieczną przestrzenią; może Ministerstwo pozwalało przychodzącym tu ludziom myśleć, że nic im nie grozi, choć wiedziało o dystrybucji Proroka, tym samym pozostawiając tu szpiegów. - Przejdźmy się - skinął głową i zeskoczył z krzesła, gotów do wędrówki. Pamiętał dobrze najkrótszą drogę łączącą Raptuśnika z portem - całkiem niedawno przyszło mu pokonać ją z duszą na ramieniu.
Już na zewnątrz poprawił paski plecaka, a potem dłonie wcisnął do kieszeni, ruszając miarowo, żwawo.
- Będziesz musiał mnie wprowadzić we wszystko, znałem tylko miejsce i godzinę spotkania - zaznaczył już na wstępie; mieli jednak wystarczająco dużo czasu, żeby Jerry po drodze streścił mu niezbędne detale. - Co mamy dokładnie zrobić? - i jak to zrobimy? - choć na to pytanie odpowiedzi poszukać mogą już wspólnie.
Słuchał; w ciszy, nie przerywając i w myślach uzupełniając plan.
A gdy dotarli w okolice portu, zatrzymał Jeremy'ego, przypominając sobie o tym, że właściwie niewiele wiedział o tym, jak sprawnie jego towarzysz posługuje się magią. Być może przyda mu się wzmocnienie.
- Rzucę magicusa - wyjaśnił, gdy sięgnął po różdżkę; znajdowali się z dala od czyjegokolwiek spojrzenia, upewnił się co do tego, nim wypowiedział inkantację. - Magicus Extremos!

ztx2; idziemy tutaj



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Pod Raptuśnikiem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach