Wydarzenia


Ekipa forum
Stare mieszkania robotnicze
AutorWiadomość
Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]12.07.19 1:14
First topic message reminder :

Stare mieszkania robotnicze

Równe uliczki z identycznymi oknami, zbudowane z brudnej cegły zdają się ciągnąć w nieskończoność w zagmatwanej plątaninie. Łatwo wśród nich zgubić zarówno kogoś jak i siebie. To właśnie w taki niekończący się labirynt trafiają mugole, którzy chcieliby zagłębić się w pozostawioną przez nich przed laty wyspę. Dla czarodziejów większość mieszkań pozostaje pusta, w nielicznych postanowili zamieszkać ludzie. Znaczna część wykorzystywana jest na rozmaite pracownie przez tych, którzy ze swoją działalnością nie chcą być zbyt widoczni. Można tu znaleźć taniego prawnika w zaniedbanej szacie, który zgodzi się na wszystko za butelkę ognistej albo mistrza eliksirów, który w przebłysku trzeźwości uwarzy upragniony eliksir. Trzeba tylko znać odpowiednią walutę, którą zaskakująco często okazują się nie być galeony.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]05.12.19 5:10
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 58
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]21.12.19 11:54
Uniosła wzrok na mężczyznę, wsłuchiwała się w jego słowa – miał ją za głupią? Nie znali się, to pewnie. Lisbeth Borgin nigdy nie nosiła niepotrzebnych rzeczy w kieszeniach płaszcza, dlatego z takim skupieniem obserwowała, jak próbuje jej wmówić, że przedmiot należał do niej.
Dobrze, skoro chciał grać w tę grę, odda mu wszystko. Z nawiązką.
- Och, faktycznie… Bardzo dziękuję, ale… – zawiesiła głos, jak gdyby chełpiąc się niewiedzą, która przysłaniała mu zdrowy rozsądek. - To nadal nie jest moje.
Żywiła głęboką nadzieję, że był zbłądzonym wędrowcem, który potrzebuje chwilowej pomocy, będącej ledwie oderwaniem od rzeczywistości, na której skupiona była podświadomość ciemnowłosej. Nienawidziła bowiem tracić czasu, który w jej mniemaniu przelatywał przez palce i stawał się bezwartościową mrzonką.
- Owszem, wracam do domu – odparła bez namysłu. Jakąż zbrodnią było przechadzanie się tą dzielnicą? Czy równie wielką jak opinia o mieszkańcach Nokturnu? Pannica jawnie odpowiadała na pytania nieznajomego człowieka, stąd niezrozumienie dla jego zachowania jawiło się jak zagadka, którą należało rozgryźć.
Serce uderzyło donośnie, gdy pojęła sens wypowiadanych słów. Auror. No tak, przecież tylko oni wydają się być tak wyrachowani i namolni, jednak tym razem Beth była sprytniejsza, wszak jej pośrednikiem był ktoś zupełnie inny – nieznany jeszcze w tych stronach. Kłamstwo wypowiadane kilkukrotnie staje się prawdą, a ona zawierzała własnym przeczuciom. Skrzyżowała z nim tęczówki, bawiąc się iluzją tej cudacznej chwili, aż wreszcie uśmiech wykrzywił lekko wargi, gdy postanowiła się odezwać.
- Zatem, szanowny pan auror, pragnie poznać brudne sekrety parszywych dzielnic? – spytała, a przekora rozbrzmiała w głosie. Nie był w stanie oskarżyć ją o konszachty z rynsztokiem społecznym – nie posiadała przy sobie nic, co tyczyło się lub mogło posłużyć do czarnej magii. Brat wielokrotnie prosił; zachowaj spokój, nie budź podejrzeń, ale ona nie słuchała, toteż obecnie musiała poradzić sobie z mężczyzną, który ewidentnie chciał zaskarbić sobie litość szefa. - Nie pomogę, bo nie znam odpowiedzi na te pytania, ale gdybym cokolwiek zasłyszała, udam się do Ministerstwa i odnajdę pana…? – dociekała. Nie przedstawił się, więc zamierzała doprowadzić do poznania personaliów, by w przyszłości wiedzieć, kto dopuści się ponownie tak dziwnego występku. Na jej korzyść działało wiele, wszak do tej pory żyła w cieniu, będąc nierealną dla ludzi prawych i godnych społecznego zaufania.
- Jeśli to wszystko, to proszę się ode mnie odsunąć – nieznośna bliskość z ów człowiekiem zaczynała być irytująca. Mierził ją męski zapach perfum, podobnie jak ciało, które znajdowało się w zbyt małej odległości. Emocje powoli rozniecały wir szalejący w meandrach żył, co oznaczało, że wpadała we własną pułapkę przekleństwa.
Lisbeth Borgin
Lisbeth Borgin
Zawód : zaklęta w mroku Nokturnu
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Actus hominis, non dignitas iudicetur
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7869-lisbeth-borgin https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]01.01.20 3:13
Uniósł lekko brwi, maskując poirytowanie. Dziewczyna wydawała się sprytniejsza i bardziej opanowana niż sądził. Czyżby pomylił się w swoim wyborze łatwej do zastraszenia informatorki? Czyżby miała już do czynienia ze stróżami prawa? A może naprawdę znalazła się tu przypadkowo, a on powinien przeprosić ją ze skruchą?
Nie lubił przepraszać. Zostawił temat znalezionej monety, zamiast tego spróbować
-Do domu z... dzielnicy mieszkalnej? Zatem odwiedzała tu kogoś panienka? - dociekał, odkładając na bok dumę i dobre maniery. Był w końcu aurorem podczas śledztwa, niejednokrotnie musiał robić gorsze rzeczy niż przepytywanie niewinnie wyglądających dziewcząt.
-Michaela Tonksa. - przedstawił się po krótkim wahaniu. Przed laty chętnie przedstawiał się ludziom jako auror, ale teraz zdawał sobie sprawę, że wielu czarodziejów zastanawiało się nad pochodzeniem jego nazwiska, wertując w pamięci listę czystokrwistych rodzin. To, co niegdyś nie miało tak dużego znaczenia, teraz urastało do rangi problemu, zamykając przed nim niektóre drzwi. Dlatego coraz częściej powoływał się na autorytet Biura zamiast na swój własny.
-A ja mam przyjemność z panną...? - dopytał. Nie zamierzał stąd odejść bez nazwisk i informacji, nawet jeśli miałby zdobyć tylko jej personalia.
Odsunąć? Dobre maniery tego wymagały, dopiero teraz Michael uświadomił sobie, że zaczepił samotną dziewczynę w ciemnym zaułku. Że miała prawo czuć się trochę przestraszona, sam na sam z nieznajomym mężczyzną sporo silniejszym od niej. Może jej buta wynikała właśnie z tego, może dlatego dopytywała o jego personalia? Żałując nieco swojej obcesowości, postąpiłby krok do tyłu, ale...
-Uważaj! - syknął, kątem oka rejestrując ruch w ciemnej uliczce. Ktoś zdążył wypatrzeć ich w zaułku - Tonks krył się nieco w cieniu, ale Lisbeth stała w poświacie oświetlającej ciemną uliczkę. Skupiona na aurorze, trzymała torebkę luźno w dłoni, przykuwając uwagę jednego z tutejszych kieszonkowców. Młody chłopak puścił się sprintem w stronę jej i aurora, decydując się na ryzyko - wykorzystując efekt zaskoczenia, chciał wyrwać Lisbeth torebkę i odbiec w jedną z krętych uliczek zanim kobieta lub jej towarzysz zdążą się zorientować.
Nie przewidział, że Tonks ma refleks aurora - a może wilkołaka? Zaskoczona Lisbeth nie zdążyłaby cofnąć się sama, ani chwycić mocniej swej torebki, więc Michael postanowił zadziałać za nią - chwycił kobietę za przedramię i mocno przyciągnął do siebie. Torebka znalazła się bliżej ich ciał, a kieszonkowiec wpadł tylko na plecy Lisbeth, zamiast znaleźć się w zasięgu jej dłoni i własności. Panna Borgin usłyszała za sobą szpetne przekleństwo, a Tonks zobaczył, że złodziejaszek odbiega dalej. Auror nie zdążył zauważyć, że chwycił Lisbeth za rękę na tyle stanowczo, że rękaw jej płaszcza podwinął się w górę - goła skóra dziewczyny stykała się teraz z ciepłą dłonią Tonksa.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]13.01.20 19:21
- O co jestem podejrzana lub oskarżona? – spytała, jak gdyby dążąc do tego, by wyjawił jej prawdę. Oskarżał, a zarazem nie miał podstaw. Mieszkańcy Nokturnu od zawsze skazani byli na potępienie, lecz sama Lisbeth nie obnosiła się z miejscem, w którym przyszło jej żyć. O, ironio. Jakże naiwny był rozmówca, jeżeli sądził, że panna Borgin wyzna swe grzechy i ujawni cel wizyty – to nie była przecież jego sprawa.
Uniosła wymownie brew, lustrując go z góry do dołu, aż wreszcie wsparła się o ścianę, krzyżując na piersi ręce. Oddech zwalniał, a każdy zaczerpnięty haust zaraz potem przeobrażał się w kłęby powietrza, które ulatywały spomiędzy warg. Uśmiech również wykrzywił kąciki w ironicznym skrzywieniu, bo im dłużej trwała w słowach, jaki ku niej kierował, tym mocniej przekonywała się, że to wszystko jest niewarte zachodu i tłumaczenia pewnych konfliktów aspektów.
- Tonks… – powtórzyła po nim i skinęła lekko głową. Kojarzyła ów nazwisko, a gdyby nie fakt, że dzierżył pozorną oręż władzy, różdżka szybowałaby ku górze, zaś córka Gustava wypowiadałaby obezwładniające zaklęcia, którymi uraczyłaby szanownego Michaela.
- Annie Tremaine – wypowiedziała bez zająknięcia. Pamiętała czarownicę o tym nazwisku, ale echo tego wspomnienia nie do końca wypełniało ściany czaszki Beth. Kruczoczarne włosy? A może blond? Nie, z pewnością była ruda. Błędy w malujących się w podświadomości obrazach coraz bardziej przytłaczały swą pozorną siłą, toteż im dłużej trwała w rozmyślaniach, tym bardziej traciła poczucie rzeczywistości. Obfitując w sprytnie zmyśloną tożsamość, nie zorientowała się, gdy nieznajomy czarodziej przyciągnął ją do siebie, jakby w geście pozornego ratunku.
Mimowolnie, niemal nieświadomie zacisnęła smukłe palce w pięść. Knykcie zaczęły bieleć, a umysł odmawiać posłuszeństwa. Cień bólu przeszył sylwetkę młodej kobiety, która to powoli wkraczała w stan, od którego pragnęła się uwolnić. Serce uderzało donośnie, raz po raz kołując w żebrowym więzieniu, aż wreszcie opadła z sił. Musiał ją przytrzymać, wszak drobna, jakże – teraz – krucha sylwetka, zdawała się nie mieć w sobie życia. Tchnienie ostatnich wydechów, analogiczne do przymkniętych powiek. Na znak odejścia?
Fantasmagoria rozprzestrzeniła się po wnętrzu Lisbeth, zaś przyszłe?, zaprzeszłe? sytuacje przestały być wyraźne. Dopasowywała postacie i tę jedną rozpoznała w sposób szczególny, wszak trzymał ją obecnie w swoich ramionach, zaś druga nie przypominała nikogo, kto choć na moment pojawił się w życiu pannicy z Durmstrangu. Jęk desperacji wydobył się z Borgin, a gdy ostatecznie łuna (na znak wypowiadanej, niebywale parszywej inkantacji) oślepiła ją, przestała śnić na jawie fatalistyczne wizje.
- Ktoś umrze w twoim otoczeniu – wydyszała z trudem, próbując złapać równowagę. Desperacko przytrzymywała się ściany, by zaraz potem spojrzeć na Michaela. Jak przez mgłę pamiętała ostatnie słowa, którymi ją uraczył, dlatego też egoistycznie przedłożyła swoją regenerację nad dobro rozmówcy.
To on był winny – nie ona.
Nie powinni się spotkać. Rozmowa zawsze kończyła się tak samo.
Lisbeth Borgin
Lisbeth Borgin
Zawód : zaklęta w mroku Nokturnu
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Actus hominis, non dignitas iudicetur
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7869-lisbeth-borgin https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]13.01.20 23:17
Zawsze zadawali tak irytujące pytania - zarówno przestępcy, jak i niewinni przesłuchiwani obywatele. Reprezentował Biuro Aurorów, dbał o bezpieczeństwo czarodziejskiego świata. Pół godziny na komendzie (a pannie Tremaine dał nawet możliwość rozmowy na ulicy!) było niewielką ceną za możliwość spokojnych przechadzek po ulicach. Zaś "spacerowanie" po okolicach znanych z przestępczości było proszeniem się o zaczepkę stróża prawa... albo o kradzież, przed którą Michael właśnie uchronił Lisbeth. Nie zdążył odpowiedzieć na jej zaczepne pytanie ani podanie personaliów, zauważając kieszonkowca i instynktownie przyciągając ją do siebie. Gdyby nie jego interwencja, złodziej niechybnie wyrwałby jej torebkę.
Gdy tylko kieszonkowiec odbiegł, Tonks spojrzał na Lisbeth/Annie z niemą satysfakcją, spodziewając się co najmniej podziękowania i - najlepiej - zmiany jej nastawienia na bardziej ufne. Dziewczyna była jednak bezwładna w jego ramionach, wisząc w nich jak szmaciana lalka. Musiał ją podtrzymać, z niepokojem wpatrując się w twarz z przymkniętymi powiekami, w usta chwytające coraz płytsze wdechy. Zamarł, zastanawiając się, czy odciągnął dziewczynę od złodzieja zbyt mocno. Ale przecież na jej ciele nie było śladów sińców ani uderzenia o ścianę, był zresztą prawie pewien, że nie zrobił jej żadnej krzywdy.
Już miał sięgnąć po różdżkę i wyczarować czerwone iskry, by przyzwać uzdrowiciela, gdy kobieta jęknęła przejmująco i spojrzała na niego mglistym wzrokiem. Z ulgą wypuścił z płuc wstrzymywany z napięciem oddech.
-Co się dzieje, jak się czujesz? - dopytał, wyraźnie zafrapowany, tracąc aurorski rezon i wcześniejszą surowość. Zmarszczył lekko brwi w odpowiedzi na jej słowa - ten dowcip nie był zabawny, ani trochę.
-Jestem aurorem, ludzie co rusz umierają w moim otoczeniu, albo przybywam na miejsce zbrodni jako detektyw... - warknął, bo to przecież oczywista oczywistość, że stykał się w pracy ze śmiercią.
Oczywisty fakt odnośnie rozmówczyni uderzył w niego dopiero po kilkusekundowym opóźnieniu. Rozszerzył oczy, spoglądając na dziewczynę przytomniej, uważniej. Irytacja ustąpiła miejsca cieniowi strachu.
-Jesteś... jasnowidzką? - dopiero teraz połączył fakty, bo nie stykał się z prawdziwymi wróżbitami na żywo, raz tylko zamknął nielegalny salon. -Co... co dokładnie widziałaś? - dociekł, żądny szczegółow. Wyciągnął do Lisbeth dłoń, pojednawczo, chcąc podtrzymać chwiejącą się dziewczynę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]15.04.20 22:25
Kłopoty ukształtowanie w iluzji niefortunnego zdarzenia jawiły się jak nieśmieszny żarty głoszony przez żenujących komików. Wszystko ulegało gwałtownej zmianie. Toczyła wojnę w ścianach czaszki – co należało, a co powinna rzeczywiście uczynić. Przeklęci aurorzy. Ostrzegano ją zbyt wiele razy przed wścibstwem i maniakalną chęcią posiadania władzy, której nie byli w stanie sobie zawłaszczyć.
Nie da się bowiem schwytać w klatkę ptaka, który lata wolno i na wolności śpiewa najpiękniej.
Nie sądziła jednak, że mężczyzna odważy się przekroczyć umowną granicę, jaka oddzielała ją od niego. Oddech wypuściła ze świstem, gdy silne ramiona obejmowały jej kruchą sylwetkę, a chwilę później… Zamarła. Umysł odłączał się od ciała Lisbeth, która desperacko walczyła z nadchodzącą wizją. Ręce powoli zaczęły opadać wzdłuż ciała, podobnie jak głową, której czołem wsparła się o ramię Michaela Tonka. Cichy jęk wyrywał się z gardłowych strun, a pojedyncza łza spływała po bladym policzku, gdy ból coraz silniej obezwładniał ją całą.
Nie wiedziała – kogo dostrzega w swych wizja, jednakże był podobny do tego, który stanął na jej drodze.
- Zo-zostaw… – jęknęła cicho, próbując wydostać się z palącego objęcia. Serce w gwałtowności odbijało się w żebrowym więzieniu, przeszywając ciało panny Borgin nieprzyjemnym uczuciem. Skrzywiła się na dźwięk słów, które nie miały racji bytu, podobnie jak oni w takiej bliskości. Odszukiwała sprawniejszą dłonią ściany w pobliżu, by móc się wesprzeć o mur, który wydawał się stabilniejszy, aniżeli ciało nieznajomego człowieka.
- Nie jesteś bohaterem, by tym razem przeżyć – rzuciła enigmatycznie, pamiętając zarys lica, które skąpane widziała w agonii. Przyglądała się przez moment, może dwa i był łudząco podobny, lecz to nie ona zaatakowała pierwsza, więc i nie ona winna być rozliczana z wykorzystanych sentencji. Złość kierowała jej ustami, które rozchylały się w niezrozumiałej niechęci, wszak… Nie prosiła o dotyk, do którego ją zmusił.
Cholerni mężczyźni; egoistyczni i pozbawieni wyczucia.
Odzyskiwała powoli siły, dzięki którym zdołała odsunąć się od niego i zaczerpnąć powietrza, którego desperacko pożądała. Parsknęła też pod nosem, kiedy zorientował się z kim rzeczywiście miał styczność; czyżby rzeczywistość odgrywała przykre interwały? Zderzenie dwóch odległych światów, gdzie jeden winien wchłonąć drugi.
- Nie zdołasz uciec śmierci, Michaelu Tonksie – wyszeptała, lecz bez cienia drwiny, którym uraczyłaby go w innej sytuacji. Był człowiekiem, na którego nie zamierzała podnosić różdżki i to nie ona stać się miała katem, który pozbawiłby go ostatniego oddechu.
Lisbeth Borgin
Lisbeth Borgin
Zawód : zaklęta w mroku Nokturnu
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Actus hominis, non dignitas iudicetur
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7869-lisbeth-borgin https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]13.09.20 18:42
4 sierpnia 1957 r.

Opłacało się znosić smród niedomytych robotników, opłacało się polewać im i polewać aż w nieskończoność. Przysiadała odważnie na kawałku mniej poplamionej ławy i posłała jedno wdzięczne spojrzenie, może drugie. Ależ mieli do opowiedzenia historie! Ależ im się czerwienił policzek, gdy tylko takiego pogłaskała niby z zachwytem. Więc mówili, a ona słuchała. Reagowała uśmiechem, obdarowywała ich zachwyconymi westchnięciami, tryskała niedowierzaniem. Między nudnawymi historiami o bohaterach z doków znalazło się jednak coś, co zdecydowanie warte było tego poświęcenia. Róg dwóch uliczek przy rdzawym dzwonie, Psia Wyspa, stare kamienice portowych robotników, melina wątpliwej, magicznej taniochy, sieć skarbów i kontaktów, o której co nieco już wiedziała. Panowie twierdzili, że w gnieździe starego lichwiarza od tygodni jest cicho, że podobno spod drzwi wydobywa się swąd gnijących zwłok. Napadnięto go? A może w końcu sam wyzionął ducha? Chłopcy żartowali, że się tam wybiorą, wyłamią drzwi, zbadają mieszkanie. Rzekomo stary miał w domu skrytki, a w skrytkach wszystkie swoje łupy i drogocenne błyskotki, które pozostawiano u niego w czarnej godzinie. Wspominali też coś o zabezpieczeniach, bo dziad nie był głupi. Dobrze komuś zapłacił, by pod nieobecność nie paść ofiarą byle złodziejaszka. Niezły był z niego oprych, wstrętny i piekielnie pazerny. Porywał skarby w zamian za garść połamanych knutów. Człowiek interesu, człowiek szuja. I, wreszcie, człowiek, o którym słuch zaginął… A cała ta opowiastka urastała w ustach pijaków do legendy. Philippa nie mogła o niej zapomnieć. Odchodziła od nich zaintrygowana, niespokojna, potrzebująca kolejnego rozdziału. Wiedziała dobrze, że istniały osoby, które nie bały się przedrzeć przez portowe błoto w imię obietnicy cennego łupu. Nie należało zwlekać ani chwili dłużej.
I tak też znalazły się wyspie, przed labiryntem rozpadających się budynków – ona, barmanka z doków i ta druga, Jade, poszukiwaczka skarbów. Znała tylko dwie osoby, które mogłaby zabrać ze sobą, z którymi podzieliłaby się tak apetyczną informacją. O jednej z nich jednak nie słyszała od miesięcy, więc wybor był prosty. Dwie kobiety na chwalebnej misji, dwie kobiety łase na nielegalnie pozyskany majątek trupa. Jeśli nikt nie zdołał wciąż się do tego mieszkania dostać, to mogły się naprawdę nieźle wzbogacić. Moss miała cynka, a Jade znała się na rzeczy, wiedziała, co z tym zrobić i co w ogóle warto brać. Razem były nie do ruszenia. Port nie budził u Philippy lęku, znała go jak własną kieszeń, bywała w największych odmętach tego psiego zakątka i podejrzewała, kto mógł się tu kręcić. Środek dnia był zdecydowanie bezpieczniejszą opcją od nocnych wędrówek. W słońcu krzywe sprawy spały, a każdy niezbyt rozgarnięty doker czekałby do zmroku. O nie, właśnie nie mogły zwlekać ani chwili dłużej. Phils szła podekscytowana, choć wizja zmierzenia się z rozkładającym się ciałem nie należała do najprzyjemniejszych. Z tym smrodem jednak od kwietnia miały do czynienia o wiele częściej. Był zaledwie chwilową męką w perspektywie odnalezienia porzuconego skarbca.
Po deszczu ulica wypełniła się charakterystycznym zapachem, kałuże pluskały pod ich butami, coś głucho kapało za dziewczęcymi plecami. Gdzieś w tej plątaninie dróg i kominów musiał być dzwon, a przy nim tajemnicza klatka prowadząca do złota. Phils czujnie rozglądała się po dość znanym osiedlu. Zerknęła na Jade. – Jak myślisz? Spóźniłyśmy się, czy będziemy pierwszymi odkrywcami? – rzuciła luźno, bez większego pesymizmu. – Nie wiadomo, ilu osobom się te chlejusy wygadały – mówiła dalej. – I czy cała historia nie jest ich wymysłem. Oby nie. To gdzieś niedaleko. W tej klatce załatwiałam coś kiedyś dla pani Boyle – przypomniała sobie, kiedy mijały drzwiczki z wybitą szybą. Z murów sypały się wodospady cegieł. Zupełnie jak po bombardzie. Albo kolejnej portowej zadymie. – Gdyby nie ona, to dziś pewnie mieszkałabym tutaj, w najlepszym wypadku – rzuciła sucho i na koniec lekko parsknęła. Cokolwiek by się nie wydarzyło i tak skończyłoby jako dziecko z dzielnicy portowej. Zupełnie jakby ta okolica była twardo wpisana w jej los.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 28.09.20 14:22, w całości zmieniany 1 raz
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]13.09.20 18:42
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 47dpYdT
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]23.09.20 19:51
z uwagi na to, że jestem na egzekucji, zmiana daty na 1 sierpnia

Gdzie byłabym teraz, gdybym nie zabiła swojego męża? Może pochylałabym się nad zwojami pergaminów, rozkoszując się zapachem atramentu, albo spijała najlepszego szampana odziana w drogą suknię, świętując przełomowe odkrycie naukowe. Może byłabym w podróży do Francji, gdzie oczekiwanoby mojej obecności na dyskursach, albo do Tangeru, by pod pretekstem pracy kochać się z mężem na plaży, i w starych ruinach, i jeszcze później między uliczkami, z przyspieszonym oddechem wypatrując, czy nikt nas nie przyłapie.
Z pewnością jednak nie byłabym na Psiej Wyspie, choć tu także nie chciałam zostać przyłapana. Oddech miałam jednak spokojny - jeszcze. Dzielnica portowa, choć przyjęła mnie pod swój słony płaszcz, w ostatnim czasie łypała złowrogim okiem na wszystkich, i to wcale nie było to samo, zamglone etanolową mgłą oko. Jakieś obce, nieprzyjemne, roszczące sobie prawa w miejscu, gdzie królowało bezprawie. Coś musiało być na rzeczy, skoro nawet starzy wyjadacze padali jak muchy, a obiecanki ministra, że przegonienie mugoli zapewni wszystkim większe bezpieczeństwo, jakoś nie pokrywało się z moją rzeczywistością.
Nigdy wcześniej nie bałam się poruszać po dokach.
Ale teraz było inaczej, nawet z Moss u boku, która przecież znała je lepiej niż własne kieszenie. Pomimo tego - szłam. Wiedziona raczej innymi pobudkami niż chęć odnalezienia cennych błyskotek, bo choć zwykle byłam obwieszona jak sroka, nieszczególnie w smak był mi temat bogacenia się na nieboszczyku. Ten jeden raz, pięć lat temu, wystarczył mi chyba na całe życie. Co innego jeśli chodziło o dorobek intelektualny... lichwa to lichwa, niektóre księgi potrafiły mieć wartość większą niż złoto - i takie właśnie perły kusiły mnie bardziej niż drogocenne kamienie. Wyprawa w towarzystwie Phils wydawała się więc słuszną decyzją - mogło się wydawać, że nie będziemy wchodzić sobie w paradę. Nie wiedziałam, czy można było jej ufać, znałam ją głównie z Parszywego - i doskonale widziałam lekkość, z jaką zjednywała sobie klientelę. Podchmielonych mężczyzn łatwiej jednak było oszukać niż mnie, ale przyjęłam to za nieszkodliwy element gry, w której nie musiałam brać udziału.
- Równie dobrze można by przyjąć, że to pułapka. Ktoś celowo mógł rozpuścić tę plotkę, może będziemy pierwszymi, które się na nią złapią. - Dopuszczałam taki scenariusz, ale nie trzymałam się go kurczowo. - Nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy. Tak samo jak tego, czy w ogóle warto. - Perspektywa ta nie zniechęcała mnie do tego, by spróbować. Łup nie był nadrzędnym celem, ciekawość pchała mnie w ryzykowne sytuacje odkąd pamiętam, a więc i satysfakcja z wywinięcia się wydawała się przyjemną nagrodą. Żadna z nas nie miała niczego do stracenia - ja nie miałam niczego do stracenia, już nie. Ani dobrego imienia, ani stałej, prestiżowej pracy. Musiałam się nauczyć takiego życia, ale kiedy już się w nim rozsmakowałam, przestałam tęsknić za tym, co zostawiłam za sobą.
Czasem tylko płakałam po nocach, a czasem nawet w dzień, po pijaku i bez powodu, choć powód miałam duży, ściskający serce, łapiący za gardło, za oddech, za myśli, za każdą wolną komórkę ciała.
On miał już nigdy nie przekroczyć progu naszego domu.
- Parszywy by na tym stracił. - Podsumowałam szybko, gdy Moss wysnuła ponurą wizję swojej alternatywnej przyszłości. - Co byłoby inaczej bez pani Boyle? - Rzuciłam, próbując pociągnąć Moss za język. Lubiłam wiedzieć, lubiłam zadawać niewygodne pytania, a jeszcze mocniej - obserwować, jak reagują na nie inni. Phils nie wydawała się raczej osobą, którą łatwo wprawić w zakłopotanie, ale przecież mogłam próbować.
Ulica w istocie nie zachęcała do zamieszkania. W wielu oknach powybijane były szyby, a pomimo deszczu kurz i popiół zdawały się nadal unosić w powietrzu. Kiedy jednak weszłyśmy w węższy zaułek, okazało się, że te efekty specjalne wcale nie musiały być wynikiem zaniedbania. Tutaj kamienice sypały się jeszcze mocniej, jedna fasada pochylała się nad ulicą tak, jakby za chwilę miała odpaść, a na brukowanej ulicy wyrwy sięgały co najmniej do połowy łydki. Pośrodku tego malowniczego pobojowiska ktoś leżał - długie pukle okalające ramiona wskazywały na kobietę, poza tym nie było widać żywej duszy.
- Martwa - zawyrokowałam, gdy obie stanęłyśmy nad kobietą, wpatrując się w jej puste, wpatrzone z bezkresne niebo oczy - już na zawsze. Mimowolnie przywołałam w pamięci nieplanowane spotkanie z Bottem w lesie pod karczmą, które przyniosło mi plon pod postacią fałszywej tożsamości. To był już drugi trup na przestrzeni zaledwie miesiąca - i tym razem zniosłam go lepiej. Przeniosłam spojrzenie na Moss, nie chcąc nic sugerować, jednak to milczenie było tak wymowne, że bez problemu mogła usłyszeć moje myśli.
Tak. Warto.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]28.09.20 20:36
Gniew marynarzy głucho obijał się o ściany podrapanych kamieniczek. Byli jak duchy, niby niewidoczni, niby tylko słyszani gdzieś z mętnej dali, a jednak obecni, łapiący zabłąkanego za ramię w najmniej odpowiedniej chwili. Ktoś, kto panoszył się po tej okolicy i wierzył, że nic mu nie grozi, był głupcem. Nawet długo przed uderzeniami wojny dzielnica portowa uchodziła za najpodlejszy zakątek Londynu. Tu było brudno, tu dniem i nocą snuto wstrętne intrygi i rozprawiano się z grzeczną rzeczywistością. Tu dało się załatwić wszystko, jeśli miało się wór monet i trochę oleju we łbie. Też kiedyś należała do tych bojaźliwych dziewuszek, które kryły się już na sam dźwięk męskich kroków. A dziś wychodziła im naprzeciw, będąc pewną, że nie musi się bać ich tak bardzo jak oni jej. Gromadzone latami kontakty okazywały się przyjemnym kołem ratunkowym w bardzo niekomfortowej sytuacji. Odkąd zamieszkała w dokach, wiodła jednak życie dalekie od słodkiej idylli, choć najpewniej najpiękniejsze ze wszystkich poprzednich. Wolna, demonstrująca siłę charakteru, śmiało ryzykująca, kombinująca w kręgu pełnym niemniejszych rzezimieszków. Cudownie. Po co szukać innego życia, skoro po raz pierwszy czuła, że istnieje miejsce, w którym coś znaczy. Nie jest obca, nie jest bezimienna. I wcale nie potrzebowała faceta, by istnieć.
– Pułapka… Cóż, w takim razie będziemy się świetnie bawić, Jade. Chyba się nie obawiasz, nie? Cokolwiek sobie zakute łby wymyśliły, nie są tak cwani jak my – oświadczyła, rzucając jej przy tym dość wymowne spojrzenie. Lokalne towarzystwo bywało brudne, bywało brutalne i zadziwiało durnymi pomysłami, ale niewielu potrafiło wpędzić ją w naprawdę dramatyczne okoliczności. Pani Boyle trzymała doki w garści, nikt nie chciał jej się narazić za bardzo. Jej mąż był jeszcze gorszy, a Philippa… Philippa umiała wywołać gęsią skórkę na niektórych pijaczych karkach. Wielu podskakiwało jej chętnie, ale ryzykowali naprawdę porządnie zbitym tyłkiem. Nie wahała się sięgnąć po różdżkę, nie wahała się przelać krwi tego, kto zbliży się za bardzo. To było poniekąd... ekscytujące. A jak było z Jade? Na pewno w jej słowach kryła się racja. Nie miały niczego do stracenia. Philippa mogła co najwyżej otrzymać parę siniaków i usłyszeć litanie wyzwisk, które na nikim nie robią już wrażenia. W chwili wojny, w czasie naprawdę gównianych zdarzeń trzeba było się bardzo postarać, by wzbudzić grozę. Drobne zadymy w portowym świecie nie były niczym nadzwyczajnym.
– To z pewnością – odparła z niecnym uśmieszkiem, kiedy towarzyszka wspomniała o stracie. – Jestem jak siostra. Tęskniliby – przyznała nieskromnie, ale nie czuła potrzeby grania skromnisi, kiedy dobrze wiedziała, że jest ważną częścią tawerny. Pamiętali ją, powracali do niej, domagając się urokliwych spojrzeń i ciętych słówek. Zabójcza mieszanka.
Ciekawskie pytanie Jade nie mogło wybić jej z rytmu. Uśmiechnęła się do siebie. Wędrowały dalej. Przez chwilę myślała nad odpowiedzią. – Byłabym ja ona… – oznajmiła, wskazując brodą na skuloną przy górze śmieci dziewuchę. Potargane włosy, ubłocona twarz, stopy zanurzone w chłodnej kałuży i przerażone, głodne spojrzenie. To kiedyś była Philippa. Po osiemnastych urodzinach wygonili ją z sierocińca. Mieszkała na ulicy, kradła, włóczyła się po melinach, uciekała przed obleśnymi typami i szukała swojego powodu. Pani Boyle ją znalazła i dała jej sens. – Przygarnęła mnie. Nauczyła, jak być dziewczyną, którą jestem dziś – przyznała, wcale nie czując, że jest to jakiś wielki sekret. Niewiele osób znało wcześniejsze losy Moss. Moss, która wcale nie urodziła się Philippą, nosiła inne imię, inne nazwisko i nigdy wcześniej nie miała na sobie pończoch. Te pierwsze otrzymała właśnie od Dorothei. Prezentem było też pewność. Ta sama, która kazała jej odważnie kroczyć po nieprzyjemnej okolicy.
Widok trupa wcale jej nie zdziwił. Dziwne, że natknęły się na nią dopiero teraz. Porzucone wspomnienie pośrodku resztek jakiejś masakry.
– Wygląda na bogatą –
rzuciła w pierwszej chwili, nie okazując większego rozczulenia. – Może kiedyś była… - kontynuowała, pochylając się nad zwłokami. Dotknęła umazanych w błocie włosów. – Nigdy nie powinna tu trafić. – Westchnęła, wyciągając spomiędzy jej palców różdżkę. – Wezmę. Może się przydać. Powinniśmy ją stąd zabrać. Inaczej zrobią z niej mięso dla psów. Albo pozostanie tu, zimna i gnijąca samotnie na ulicy. – Przekręciła głowę, by popatrzeć na Jade. Powinna przyznać jej racje. To kiepskie miejsce na ostatni sen. Cokolwiek stało się tej martwej, nie zasługiwała, by każdego dnia drwili z niej. – Niedaleko stąd jest stare, głębokie bajoro – dodała po chwili, nieco ciszej. To chyba najlepsza opcja.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]29.09.20 20:59
W przeciwieństwie do Phillippy lubiłam swoją bezimienność. Nic nie znaczyć - mogłoby się wydawać, że nie istniała wygodniejsza pozycja, a jednak czasem uwierała, czasem sprawiała, że budziłam się w środku nocy i płakałam już do rana, bo nie byłam ani Solasem, ani swoją siostrą. Byłam właśnie nikim, Jade Sykes, kobietą, której nie istnienie było tak samo na rękę, jak i nie. Rozpoznawalność w fachu paserki nie świadczyłaby raczej o mnie najlepiej, a tam, gdzie chciałam być znana, wszystkie drzwi były już dla mnie zamknięte. Pozostawało mi więc włóczenie się po dokach i szukanie przygód lub kłopotów, jakby mieszkał we mnie niespokojny duch, żywiący się adrenaliną. Co więcej - wiecznie nienasycony. Alternatywnie - tym głodniejszy, im więcej ryzykowałam. Toczył odwieczną walkę ze swoim bratem strachem - i zawsze wygrywał, zawsze stawiał na swoim, podczas gdy strach tylko gryzł mnie w skórę, stawiając do pionu wszystkie meszki włosowe, lub spuszczając na kark swój lodowaty oddech.
Zaśmiałam się krótko na pytanie Moss.
- Nie - Przyznałam lekko - raczej liczę na wyzwanie. Pułapkę, może nawet klątwę. Jeśli coś przychodzi za łatwo, wzbudza moją podejrzliwość. Choć, z drugiej strony, to doki. Łatwiej tu o pijackie szczęście niż bystry umysł. Ci, którzy potrafili czasem odstawić butelkę od ust już dawno się stąd wyrwali. - Ale dzielnica robotnicza nadal mogła stanowić azyl dla kogoś, kto nie chciał się wychylać - jak ja. Liczyłam, że taką właśnie osobą był zmarły lichwiarz.
Na pewne siebie stwierdzenie Philippy odpowiedziałam jedynie krótkim uśmiechem; miałam w sobie chyba więcej pokory, która przyszła do mnie za późno, bo dopiero po śmierci męża. Wierzyłam w swoje umiejętności, ale nie miałam w zwyczaju rzucania słów na wiatr.
- Jak siostra? Nie powiedziałabym. Nie patrzy się tak na siostrę. - Spojrzałam na nią z uśmiechem, mrużąc oczy jak drapieżnik szykujący się do ataku. Musiała być świadoma tych oczu, które wędrowały za nią od stolika do stolika. Jeśli tak wyglądała szkoła pani Boyle, to zdecydowanie jej potrzebowałam. Z drugiej strony - chyba się nie nadawałam. Byłam niereformowalna. Zawsze jak zakładałam pończochy, to tylko po to, by po kilkunastu minutach się od nich uwolnić. Podobnie było z gorsetami i całą gamą urokliwej, lecz zbędnej dla mnie kobiecej garderoby. Podwiązki, apaszki, broszki, sukienki, wstążki, falbanki, koronki… mężczyźni ich pożądali i wiedziała o tym każda czarownica, która zamierzała wieść udane życie małżeńskie. Lub pozamałżeńskie, jeśli tak wolała. Niemniej, poza sypialnią, noszenie całej tej feerii dodatków krępowało, ograniczało swobodę, drapało, łaskotało. Zdecydowanie byłam zwolenniczką spodni oraz wygodnych szat. No i biżuterii.
Powiodłam wzrokiem za punktem wskazanym przes Moss. Zobaczyłam biedną dziewczynę z marginesu, która zapewne nawet nie śniła o tej całej sypialnianej spuściźnie, po czym przeniosłam spojrzenie na swoją towarzyszkę. - Nie. - Zaprzeczyłam jej werdyktowi. - Trzeba wpierw zgodzić się na takie życie. - Nawet jeśli to pani Boyle była jej nauczycielką życia, tylko praca i wybory Philippy mogły dać jej inne. - Wiesz, artysta może rzeźbić w gównie, ale to dalej będzie tylko gówno. - Pięknych określeń nauczyłam się w porcie, choć już od zarania była ze mnie wysmakowana erudytka. Przy Moss przynajmniej nie musiałam się przejmować doborem słownictwa.
Londyn gęsto ścielił się trupem i najwyraźniej nie wybrzydzał w wyborze płci. Tutaj, w dokach, martwe ciało nie było niczym dziwnym, może z tym wyjątkiem, że podobne elementy były raczej częścią wieczornej scenerii. Trwała wojna domowa, i choć nie brałam w niej udziału, czułam jej oddech za plecami. Każdego  dnia.
- Na twoim miejscu bardziej niż o mięso dla psów martwiłabym się o siebie. Jeśli ją tu zostawimy, szybciej zaczną jej szukać. To nie byle błyskotki. Taki pierścień nosi rodzina, która sprzyja obecnej władzy. - Wskazałam na największy sygnet oplatający środkowy palec. Philippa mogła nie mieć tej świadomości - nie wiedziałam, czy była na bieżąco z obecnymi wydarzeniami, ani czy symbole starych, czystokrwistych rodzin były jej znane. Mnie tak. Sama do jednej należałam. Nie mówiłam nic więcej - była bystra, sama połączy te kropki. - Mam deja vu. - Przyznałam, nie chwaląc się Moss tym, że kilka tygodni temu pochowałam trupa w bagnie pod Londynem.
Tym razem nie było obok Botta, który za butelkę Ognistej i browara był gotów odstawić całą brudną robotę za mnie. Miałam jednak w głowie jego przechwałki na temat doświadczenia w pozbywaniu się ciała, i choć nigdy nie planowałam zostać grabarzem, nie mogłam przecież sfrajerzyć przed Moss.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]04.10.20 20:19
Śmiech wzbudził śmiech. Mało tu było zmyślnych, wykształconych dusz. Mało znawców naprawdę podłych, zaawansowanych metod. Tu raczej liczyła się stara, paskudna pięść. Tu się pluło, tu się kradło. Ale klątwy? Cholera, rzadko kiedy słyszała coś o przeklętych. Na pewno dało się znaleźć i takich. Wątpiła jednak, by tym razem właśnie z jakąś trudniejszą zagadką miały mieć do czynienia, choć spodziewała się, że to nie będzie jedynie przejście przez śliską powierzchnię. Jade miała nadzieję, ale miała też i rację. Ci, którzy umieli coś więcej, uciekli stąd. Tak postąpiła Frances, duchowa siostra, zdolne, delikatne dziewczę – genialna alchemiczka. Nigdy nie pasowała do brudnych doków. Dla Philippy jednak stanowiły dobry grunt do wybicia się, czynienia rzeczy, które nie śniły się dziarskim oblechom. Bycia kwiatem wyrastającym z betonu, choć rodzącym się dzięki mocy wszechobecnej zgnilizny. Miała jednak kolce, parzące listki. Umiała przystosować się do niesprzyjającego otoczenia i, wreszcie, umiała je pokochać.
– No to czekamy na ten popis portowej inteligencji – zaśmiała się, kiwając lekko głową. Zmrużone oczy na moment darowały sobie widoki cuchnącej uliczki. – Nie pogardziłabym wyzwaniem, ale jakoś tak czuję, że nie zdołają nas specjalnie przyblokować. Chyba że mają coś więcej do ukrycia. Przekonamy się, Jade – podsumowała więc, mknąc dalej. Mogły snuć wiele śmiałych teorii, mogły sobie wyobrażać przygodę życia, ale ostatecznie chyba żadna nie nastawiała się na szyfr, który faktycznie nie pozwoli im zaznać spokoju, dopóki nie zostanie obdarty z każdej najmniejszej tajemnicy. W takim towarzystwie mogła wpadać w pułapki.
– Jesteś pewna, że nie patrzy? –
podpytała, zerkając na nią tak z boku. – Ale siostry nie mogą mieć. I siostra zna ich przyzwyczajenia. Jestem jak… jak adoptowana sierota, wykąpali mnie we własnej tradycji – oznajmiła zaskakująco szczerze. Jade mogła nie wiedzieć, jak bardzo trafne, smutne, prawdziwe było określenie, które przylepiła właśnie do swej piersi. Sierota. Mimo to uśmiech jako największa oznaka zadowolenia nie schodził z jej ust ani na chwilę. Nie zatrzymywała się też. Lubiła wzbudzać zaintrygowanie, lubiła czuć na sobie spojrzenia, lubiła odpierać zbyt skuszone dusze. Być pragnieniem, któremu nie potrafili się oprzeć. Właśnie dzięki temu wiedziała więcej i więcej też potrafiła załatwić. Przecież nie od dziś wiadomo, że barmanki nie były stworzone jedynie do rozlewania piwa i wycierania zarzyganej podłogi. Rozdawały pogodne spojrzenia, czasem bywały czułe, czasem zbyt chętnie zakradały się do obcych kieszeni lub flirtowały, podsłuchując przy okazji plany największych dokowych przekrętów. Wielu już zdołało się nauczyć, że nie należało ich lekceważyć, a ci pozostali dopiero mieli się na to złapać. Pani Boyle dobrze wiedziała, co robić i jak szkolić swoje dziewczęta. Parszywy nie był jedyną taką knajpą. Pozostawały oczami i uszami, ale nigdy nie rozkładały nóg w imię sprawy. Przynajmniej nie one. To jedno pozostawało świętością.
Cmoknęła raz, porzucając obrazek dziewczyny. Może i Jade miała rację. – A jednak, to mógł być mój los. I nigdy o nim nie marzyłam. Ale o tym, co mam teraz, już tak – stwierdziła, mentalnie znów obracając się ku wrotom przeszłości. W tamtym okresie dwie osoby wyciągnęły ku niej dłonie, sprzeciwiły się temu, okazały dobroć. I obydwie trwały przy niej do dziś, choć ta pierwsza w roli, o jakiej nie ośmieliłaby się pomyśleć ani osiem lat temu, ani nawet w czasie tego cholernego sylwestra. – W porcie gówna nie brakuje, to na pewno, ale łażę po nim w szpilach, a kiedyś zdarzało mi się biegać boso – stwierdziła z rozbawieniem, nie przejmując się tym, w jaką stronę skręciły te rozważania. O tak, skończył się już czas wtapiania się w tłum i udawania, że nie istniała.
Wysłuchała Jade, tkwiąc ponad tymi zwłokami. Nie waliło od nich śmiercią aż tak bardzo, by wraz z każdym oddechem wstrętnie wykrzywiały się usta. Właściwie powinna mieć je gdzieś, ale skoro już miała ograbić trupa, to można było zrobić z tym porządek. Bać się o siebie? Popatrzyła na towarzyszkę. Co sugerowała? Pieprzone kontrole, pieprzony port. Czegokolwiek się tu nie złapała, syf przylepiał się samoistnie. – Dobra. Nie mam pojęcia, co to za symbole i komu wierzą. Mało mnie obchodzą te wycmokane rodzinki śpiące na forsie. Mają nas w nosie i gówno o nas wiedzą. My o nich też nie musimy – stwierdziła ponuro, trochę w sumie wkurzona. Niemniej słowa paserki brzmiały rozsądnie, choć chyba była zbyt przejęta kwestią trupa i jakiegoś planu, by teraz zacząć się zastanawiać, skąd Jade o tym wiedziała. Może po prostu taka wiedza sprzyjała interesom. Warto znać adres. Warto wiedzieć, gdzie chowało się złoto. – Jak to? Ej, Sykes, robiłaś już to kiedyś, co? Przyznaj się – zapytała, uśmiechając się cwaniacko. Nie prosiła właściwie o nic konkretnego. Nie potrzebowała odpowiedzi, wyłapała tamtą sugestię.
Moss rozprostowała plecy i czujnie rozejrzała się na boki. – Czysto. Trzeba się pospieszyć – rzuciła, wyciągając różdżkę w stronę trupa. – Chyba że masz jakiś inny pomysł? – rzuciła, spoglądając na nią jeszcze szybko, nim ostatecznie wzniosło się zimne ciało. Pozbawione woli musiało udać się tam, gdzie tylko zechciała.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]14.10.20 19:30
ja tu tylko kończę wątek

Z niedowierzaniem wpatrywał się w kobietę, w Annie Tremaine - w grymas bólu na jej twarzy, nienaturalnie zgięte ciało, łzę na policzku, puste oczy. Czy mogła to symulować? Z całego serca pragnąłby, aby jej przepowiednia okazała się grą, fortelem, sposobem na pozbycie się natręta. Był doświadczonym aurorem, przywykł do tego, że jego towarzystwo jest nieproszone i niechciane, że ludzie potrafią kłamać, motać się i wykazywać się nadspodziewaną kreatywnością aby tylko odsunąć od siebie podejrzenia albo dać sobie czas na ucieczkę. Tyle, że ten spektakl wyglądał wiarygodnie, zdawał się nawet przysparzać kobiecie cierpienia. Tonks mimowolnie poczuł ukłucie wyrzutów sumienia - przecież nie chciał ani wywołać jej wizji ani jej skrzywdzić, nie miał pojęcia jak to się stało. Chciał tylko wydobyć z niej informacje o mężczyźnie, którego przed chwilą odwiedziła.
Intuicyjnie zareagował na jej prośbę - puścił ją, dając jej przestrzeń, ale nie spuszczając z niej wzroku i przesuwając się taktycznie tak, aby uniemożliwić jej wybiegnięcie z uliczki. Zabrnęli za daleko - i w jego śledztwie i (przede wszystkim) w tej okrutnej rozmowie.
-Wszystko w porządku? - upewnił się, ni to z troską, ni to szorstko. Nie był w stanie określić, co czuje - nie chciał wierzyć w jej słowa, a mimo to i tak przejęły go podświadomą trwogą. Zacisnął mocno szczękę, usiłując zracjonalizować sobie jej odzywki i wzbudzić w sobie irytację. Złość i logika bywały lepsze niż strach i tajemnica. Sam powiedział jej, jak się nazywa. Sam przyznał potem, że jest aurorem. Był postawny i silny, straszenie go akurat śmiercią było logiczne i banalne. Prawda?
Nawet jeśli codziennie ocierał się o śmierć, nie miał zamiaru się jej bać ani przejmować się jakąś przepowiednią. Szczególnie, jeśli dotyczyłaby jego bliskich (napiszę dziś do ojca - postanowił jednak przezornie), jeśli nie mógł nic zrobić.
-Mylisz się, dziewczyno. - postanowił więc twardo. -Już raz jej uciekłem. - dodał bardziej do siebie, gorzko, choć na jego twarzy zamajaczył nieco wilczy uśmiech.
-Wyglądasz słabo, odprowadzę cię stąd. - dodał i nie była to prośba ani propozycja. Czuł się nieco winny jej obecnemu stanowi, więc postanowił jej pomóc, bez dyskusji. Oraz kontynuować nieformalne przesłuchanie. Intuicja (lub irytacja) podpowiadała mu, że wieszczka wcale nie była z nim szczera.


/zt



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Stare mieszkania robotnicze - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]27.10.20 23:07
Przez moment poczułam, że Moss kpi sobe z mojej przezorności, ale szybko odrzuciłem tę myśl. Gestem przytaknęłam jej słowom, choć moje spojrzenie mogło wydawać się nieobecne, zupełnie tak, jakbym głową znajdowała się gdzieś z dala od jej towarzystwa. Może na chwilę tak było - rozglądałam się wokół, szukając przeszkód które mogłyby nas zaskoczyć.
Ale nic takiego się nie pojawiło.
- Tak, jestem pewna. Mam dwóch braci. - I zdecydowanie wolałam nie wyobrażać ich sobie na miejscu klienteli Parszywego. - Sierota nie brzmi zbyt optymistycznie. - Wyraziłam zwątpienie. Nie miałam pojęcia, jak bardzo szczere były słowa Phils. Trwałam w przekonaniu, że umniejsza sobie tymi niezbyt trafnymi porównaniami. - Może syrena? One też mają swoje sposoby na marynarzy. - I - podobnie jak Moss - potrafiły wodzić za nos. Z gracją, uśmiechem, i pustymi obietnicami. Ja nie. Moje kokieteryjne zachowanie zwykle kończyło się na pytaniu mężczyzny wprost, czego chce, po łyknięciu sobie kilku głębszych dla kurażu. Pełnia taktu, nieprawdaż? Nie potrafiłam kupować zaufania za puszczanie perskiego oka, ani za niby przypadkowe muśnięcie dłonią podbródka. Nie potrafiłam grać w tę grę, może jednak powinnam była poznać tę legendarną panią Boyle i czegoś się nauczyć.
Może nie. Było mi dobrze w tych ciężkich kamaszach, bez falbanek, pończoszek i oczek w rajstopkach. Te nie nadawały się na długie wyprawy. - A co takiego masz? - Powoli podniosłam wzrok na Phils, i choć samo pytanie mogło wydawać się impertynenckie, w moim głosie trudno było doszukiwać się ironii. Nie oceniałam - tylko poznawałam, z każdej strony, jak klątwę, którą - jeśli chciało się przełamać - należało bezbłędnie zinterpretować. - Wnioskuję, że nie miałaś łatwego dzieciństwa. - Zauważyłam, coraz bardziej zaintrygowana tym, jaka historia kryła się za tą ładną buzią silnej kobiety, która radziła sobie lepiej, niż niejeden mężczyzna. Widziałam w niej to - była twarda, świadoma swojej kobiecości - może na tym polu byłyśmy podobne, i może właśnie ta siła i pewność mnie urzekały, i sprawiały, że mimo, iż pochodziłyśmy z zupełnie innych światów, odnajdywałam w niej jakąś cząstkę samej siebie.
Merlinie, czy tylko ja byłam tak egoistyczna, czy wszyscy czarodzieje skłaniali się raczej do towarzystwa takich, w których mogli widzieć swoje odbicie, choćby mocno zniekształcone?
- Nie musimy. - Powtórzyłam za Moss, stojąc nad nieboszczką. Wolałam nie przyznawać się na głos, że sama pochodziłam ze starej rodziny, może z tą różnicą, że moja nie spała na forsie i była raczej normalna - to znaczy trzymająca się z daleka od mugolskiego świata, ale bez fanatycznej żądzy krwi. I z tego samego powodu bez namysłu rozpoznałam symbol na sygnecie.
Na zaczepne pytanie odpowiedziałam jedynie wymownym milczeniem i lekkim uśmiechem. Moss doskonale wyczuła ukryte przesłanie.
- Nie, bajoro to dobry pomysł. - Przytaknęłam. - Tylko… tylko weźmy wszystko to, co może pomóc ją zidentyfikować. - W głowie mimowolnie zabrzmiał mi cwaniacki głos Botta - może to dobrze, że mnie wtedy tak zestrofował. Teraz to już wiedziałam wszystko na temat skutecznego chowania ciał. - Trzeba będzie pozbyć się tego w innym miejscu. Tylko nie w Tamizie. - A przynajmniej tak zapamiętałam. Po takim szkoleniu mogłam sypać dobrymi poradami z rękawa. - Jest pusto, ale ktoś może nas obserwować z budynku. Salvio Hexia - Niewidzialna bariera miała uchronić naszą tożsamość - a ja mogłam wyczarowywać ją do skutku, aż do rzeczonego bajora. Był dzień, każdy mógł nas widzieć. Ale przy Moss nie mogłam się mazgaić. Nie mogłam zrzucać odpowiedzialności. Grać kobiety. Może jednak nie do końca było prawdą to, że zupełnie nie potrafiłam wykorzystywać swoich kobiecych stron - Prowadź. - W zasadzie to nie miałam interesu w tym, żeby jej pomóc - z drugiej strony, dlaczego miałabym tego nie robić? Czasy były ciężkie, Moss raczej nie wydawała się osobą, która zamierza tańczyć jak zagra jej Ministerstwo, a poza tym była w porządku.
Kobieca solidarność w czasach wojny miała twarz wspólnie pochowanej nieboszczki.
Jade Sykes
Jade Sykes
Zawód : łamaczka klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa

her attitude kinda savage
but her heart is gold

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7327-jade-sykes https://www.morsmordre.net/t7337-carnelian#200427 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f266-lancashire-abbeystead-peregrine-hill https://www.morsmordre.net/t7338-skrytka-bankowa-nr-1785#200430 https://www.morsmordre.net/t8674-jade-sykes#256273
Re: Stare mieszkania robotnicze [odnośnik]09.11.20 19:53
– Syrena pasuje – pokiwała głową wyraźnie zamyślona. Coraz trudniej jej było połapać się w, z minuty na minutę bardziej zawiłym, dialogu, ale natychmiast przypomniała sobie, ile to razy okoliczne pijaczyny upatrywały w niej tę morską piękność. Kobieta-ryba, czarująca i niebezpieczna. Podobała jej się ta wizja. Smakowała ostrym pazurem i chwilą totalnej przyjemności. Tak jak Philippa. – Chociaż znam takiego jednego, który przyjaźni się z syrenami i nijak nie widzi we mnie jednej z nich – oznajmiła, mimowolnie przywołując przed oczy twarz Morgana – ni to niewinnego, ni to cwanego. On z pewnoscią miałoby całkiem sporo do powiedzenia w tym temacie. Nie zasługiwała na bycie tak niesamowitym stworzeniem? A może gówno o nich wiedziała? Nawet nietrzeźwy potrafił paplać całkiem z sensem. Niekiedy ją to niepokoiło. Tutaj jednak brakowało i chłopców z Parszywego i jego. Wędrowały we dwie, skazane na zupełnie kobiece rozważania. We wszystkim miały rację. Wykwalifikowane w kokietowaniu i wykradaniu ostatnich pieniędzy z zapijaczonych mord barmanki znały się na rzeczy. Zwodziły. Czy nie właśnie to robiły syreny z żeglarzami? Czy na lądzie czy na morzu – portowi chłopcy sami wchodzili w gładkie ramiona pułapki. – Przyjaciół, rodzinę, swój kąt i swoje miejsce. Tożsamość. To mam. I pewność, pewność, której nigdy nie miałam jako dziecko. Nawet w tej pieprzonej wojnie. W morzu krwi. Należę do tej społeczności – wyjaśniła, przyznając się do tego, jak mocno identyfikowała się z portem, jak bardzo potrzebowała być częścią określonej grupy, potrzebowała, by ktoś poczuł jej nieobecność i by ona mogła przejmować się czyjąś. Dość nocnych rozmów z wyimaginowanymi duchami przeszłości, dość wyobrażenia o tym, co mogła widzieć jako dziecko, skąd się wzięła, z czym dawniej związany był jej los. Teraz kreowała życie po swojemu, trzymała je przy sobie, w sercu, w rękach. Istniała, była wyraźna, dosadna, trudna do przeoczenia, choć wciąż dość drobna. W chudej postaci czaiła się jednak lwica trudna do zignorowania. Uwielbiała uwagę, uwielbiała manipulować rzeczywistością, podsycać żar w mniej lub bardziej oswojonych sercach. Pociągało ją uczucie dumy i bycie w centrum uwagi – to wszystko było czymś, na co jako dziecko nie mogła liczyć. – O, z pewnością. Przewalone dzieciństwo. W przeklętym sierocińcu. Bez imienia i bez nadziei. Komuś przeszkadzałam, ktoś o mnie zapomniał – burknęła ze wstrętem. Rzadko się do tego przyznawała, rzadko pozwalała, by te obrazy znów odżywały,  by ktoś mógł otrzymać dostęp do tego, co było przed  Philippą Moss. A była Annie. Annie z rozmazanym na twarzy bólem, bez ubłoconego pluszaka, bosa i przerażona, kręcąca się po ulicach Londynu jak mała mucha, która tylko brudziła wielkomiejskie widoki. Jak przez mgłę pamiętała obraz samej siebie w potłuczonych małych lustrach bidulowej łazienki. Nie zmieniły się tylko oczy. Całą resztę tamtej siebie wypleniła już dawno temu. Nie bez trudu. Nie było powodów, by miała chować się z tym przed Jade.
Tak samo jak nie było powodów, by przeciągać lekką ckliwość nad okrutną historią tej panienki. Moss mogła być solidarna jako kobieta, ale chyba bardziej czuła dziwną gorycz, niesprawiedliwość za krzywdzące nierówności. Truposzka pewnie za życia była jedynie pionkiem w wielkiej grze mężczyzn, ale jeśli należała do tych słodkich idiotek, albo jadowitych cwaniar w złotych pantalonach, to wcale jej nie żałowała. Tylko ten trup pośrodku gnoju nie pasował tutaj. Pani Boyle pewnie powiedziałaby, że nie bez przyczyny omal w nią nie wdepnęły. Te resztki bogactwa i kawałek jej szlachectwa miały wkrótce zniknąć w kieszeniach Phils. A same truchło w głębokich, mętnych wodach portowej wyspy. Rozkosznie. – No to dalej, maleńka, pokaż, czego ci nie zdążyli zabrać… – mówiła, pochylając się nad trupem. Podłubała palcami w potarganych falbanach, pozaglądała między zakamarki lodowatego ciała, powyciągała ostatnie skrawki jej historii. Wcisnęła je do woreczka ze skóry wsiąkiewki. – Można to dalej bez trudu wpuścić w obieg w porcie i jeszcze zarobić. Gorzej jak ktoś za tym będzie węszył. – mruknęła, prostując wreszcie plecy. Różdżkę schowała też. Mogła się w końcu przydać. – Dobra, coś wymyślimy. Zniknie ona i znikną jej rzeczy. Myślisz, że ktoś węszy? – rzuciła i natychmiast przemknęła spojrzeniem po ścianach kamienic. Nigdy nie wiadomo, jaki zbój chował  się za kawałkiem zagrzybionej firanki. Faktycznie. Jade czuwała. Wędrowały z trupem, osłonięte magią, podglądanie jedynie przez niewidzialne dusze zamieszkujące wyspę. Wiele legend wiązało się z tym miejscem. Moss była pewna, że zna przynajmniej z tuzin historii. O chłopcach z bajora, o Napoleonie, o przeklętej fabryce konserw, o cmentarzysku pokruszonych, porzuconych mebli… Każdy zakątek tutaj próbował opowiedzieć swoją historię lub, co gorsza, ukrywał ją przed światem.
Bajoro jak bajoro – niepozorne, ale dość głębokie. Nie wrzucała nigdy wcześniej tam zwłok, ale raz prawie zatonęła w odmętach cuchnącej wody. Pokierowane różdżką ciało ułożyło się na burej tafli i wkrótce zanurzyło w głębinie, żegnając niewinną twarz z ostatnim mrugnięciem słońca. Obserwowała ten rytuał z dziwną obojętnością doklejoną do ślicznej twarzy. Ani nostalgia, ani ostateczna pustka. Czuła coś jeszcze innego. – Po wszystkim – rzuciła. Mogłaby nawet otrzepać dłonie, ale nie za wiele się tam ostało śladów po trupie. – Próbujemy z tą kamienicą? – zapytała, obracając się do Jade. W końcu trafiła im się całkiem nieplanowana… przeszkoda. Cel tej wędrówki był całkiem inny.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Stare mieszkania robotnicze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach