Wydarzenia


Ekipa forum
[sen] Odpowiem ci ciszą
AutorWiadomość
[sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]13.04.19 1:09
17 listopada 1972 roku


Niebo było dzisiaj wyjątkowo ciężkie. Ponure i stalowoszare, przechodzące w granat i błękit pomieszany z łuną oranżu. Wyglądało jak płótno niezdecydowanego malarza, sfrustrowanego artysty, który w porywie złości chlusnął na czysty, nieskalany materiał mieszaniną barw odzwierciedlających jego aktualny nastrój. Przed latami bała się tej aury, nieustannie odczuwała niepokój, a jej ciało było kontrolowane przez umysł spięty nadmierną czujnością i ruchami, które przede wszystkim chroniły ich dzieci – pociechy, które, według powiedzeń starszyzny angielskiej, miały być nadzieją tego narodu, jego przyszłą potęgą, oswobodzeniem z pęt, które kurczowo trzymane były przez władzę. Wierzyła to, ale zawsze w kontekście innych dzieci – swoje chciała trzymać w cieple domowego ogniska, w towarzystwie osób, które mogły je ochronić. Ida Farley wszak poprzysięgła sobie, że jeśli ktoś w tym domu w czasie wojennej pożogi miałby umrzeć, to byłaby to ona. Wiedziała o Zakonie Feniksa i o tym, że jej mąż zdecydował się kiedyś popełnić najgorszą z możliwych rzeczy – oddać swoje życie idei i ślepemu powołaniu. Dowiedziała się o tym po fakcie. Zbyt wcześnie, by porzucić myśl o udanym życiu; zbyt późno, by przestać go kochać. Była wtedy w ciąży, nosiła pod sercem chłopca, któremu Alexander nadał imię John, oddając hołd niezwykłemu pisarzowi ponadczasowego dzieła, które szybko zostało docenione przez wielu ludzi. Złość minęła, odeszła w niepamięć, oddając miejsce spokojowi  - wojna na chwilę stała się wygrana dla tych, którzy od zawsze walczyli po stronie dobra. Ale Sami-Wiecie-Kto nie odpuścił i po sześciu latach historia zatoczyła koło, a ciemiężyciel wyjątkowo mocno zacisnął łapska na magicznej społeczności Anglii. Dwa lata po Johnie narodziła się Malva – wciąż w ułudzie szczęścia, w konstelacjach uśmiechów rodziców i starszego brata, w otoczeniu bezkresnej miłości bliskich. Callie, która miała być ich ostatnią pociechą, zawdzięczając swoją obecność zupełnie nieoczekiwanie zakończonemu świątecznemu wieczorowi, przyszła na świat, kiedy wojenna zawierucha znów się podniosła, a stabilność rodziny Farleyów była krucha i wisiała na włosku.

Ida porzuciła aktywną pracę w Mungu, ale o swoich zdolnościach nie zapomniała i różdżkę wykorzystywała głównie do charytatywnej pomocy poszkodowanym, później zamieniając ją na pióro i kałamarz. Pisała materiały do nowo utworzonego dziennika, gdzie poprzez szybkie lekcje starała się przekładać niedoświadczonym londyńczykom i uczyć podstaw magii leczniczej. Władza niechętnie patrzyła na podobne ekstrawagancje, więc swoje artykuły zamieszczała w podziemnej prasie, która zaskakująco szybko obiegała wszystkie domy. W ten sposób dokładała swoją cegiełkę do ustalenia porządku tam, gdzie wciąż chował się chaos.
Dzisiaj był jeden z tych dni, o których nie można było wypowiedzieć się klarownie i jasno – w radiu mówili o kolejnym ataku, ale o małej ilości ofiar, przypominali stare listy osób zaginionych i ogłaszali, że kilka z nich odnalazło swoich krewnych. Callie mocno spała i chociaż Ida mogła już odejść od jej łóżka, wciąż siedziała na jego skraju, gładząc wierzchem dłoni upstrzony jasnymi piegami policzek. Dookoła było cicho, choć przez ściany i sufit dochodziły do niej drobno stawiane przez starego niuchacza kroczki. Świat dziwnie ścichł, jakby bojąc się, że każdy głośniejszy dźwięk może zbudzić drapieżnika, tyrana, bestię. I znowu się zacznie.
Lekko obróciła lewy nadgarstek, żeby sprawdzić godzinę. Już dawno powinien tu być. Dawno powinien ucałować ją na powitanie i zapytać, czy wszystko w porządku. Rutyna wkradła się w ich życie i chyba tylko ona dawała im wrażenie bezpieczeństwa. Zerknęła w stronę drzwi, najwyraźniej licząc na to, że zaraz się w nich pojawi. Ale odpowiedziała jej tylko natrętna cisza.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]13.04.19 3:38
Czasami zdarzały się takie dni, podczas których nic nie było wyblakłe. Każdy najmniejszy nawet gest wybuchał feerią barw, karmiąc oczy intensywnymi, soczystymi gamami kolorów - tak, jak powoli gasnąca ponad lasem pomarańczowa łuna, pożerana stopniowo przez głębokie chłody błękitu i granatu, zwiastujące zbliżającą się noc.
Takie wieczory witał jak starych, dobrych przyjaciół. Takie wieczory zwiastowały przełom, wyłom z zataczanego każdego dnia kręgu. Takie wieczory wgryzały się w pamięć, nigdy nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Bardzo podobnego bowiem, już przeszło piętnaście lat temu, po raz pierwszy postawiła swoją stopę na tej drodze. Uśmiechnął się na wspomnienie tamtej nocy spędzonej na kanapie i o poranku, który po niej nastąpił. Jeszcze wyżej uniosły się kąciki ust Alexandra, kiedy jego myśli powędrowały w tamtym kierunku, odnajdując wśród tak znajomych już drzew czające się echo przeszłości, wołające świadomość ku innym scenom. Tym sprzed niewiele ponad czternastu wiosen, kiedy oznajmił wszystkim najważniejszym ludziom w swoim życiu, że się z nią ożeni, choćby nawet i dzień później świat miał się dla niego skończyć. Wiedział, w jaką stronę zmierza, nie tylko fizycznie. Pamiętał, jak później domyślał się, czekając jednak na to, aż sama mu powie. I to, jak po raz pierwszy wziął swojego syna w ramiona, pomimo tylu miesięcy oswajania się w wojennej szarości z tym, że przyczynił się do sprowadzenia na ten świat kolejnego istnienia, które trawiący od lat konflikt mógł pochłonąć jednym łapczywym spojrzeniem. W czasie tych przepełnionych brudną rzeczywistością tygodni przyznał jej, co zrobił, jak zanim jeszcze ją poznał oddał się innej, tej, która zawsze miała być pierwszą. Idei.
Po grafitowo intensywnej burzy wyszło jednak słońce, w trwającym kilka lat głębokim oddechu przynosząc chwile szczęścia. Córka była darem, którego tak naprawdę oboje pragnęli, jakby utwierdzając się w tak złudnej nadziei, że to już naprawdę koniec, a ciepłe, jasne barwy miały od tej pory wypełniać przestrzenie ich pamięci. Nie mogli bardziej się mylić - nim się spostrzegli szarość zaczęła podpełzać coraz bliżej, zaschłym szkarłatem podbijając nijakie tony. Nie pozwalał sobie na chwile słabości, wiernie trwając przy swoich dwóch przeznaczeniach kochał żonę i dzieci, jednocześnie każdego dnia zapominając o nich kiedy tylko wychodził z domu przywdziewając twarz wojownika.
O Gwardii za to myślał codziennie.
Nie było łatwo, ale byli sobie wsparciem. Momentami nawet za bardzo. Wyraz jego twarzy złagodniał, kiedy przypomniał sobie tamte święta - nie do końca był pewien, co sobie wtedy tak właściwie myśleli. Lecz nigdy nie żałował tamtej nocy, ponieważ kiedy ujrzał swoją najmłodszą córkę w końcu zrozumiał, że mógł sobie zarzucać wiele, ale nigdy tego. Każdego dnia żył z konsekwencjami swoich czynów, a front domu przypominał mu o nich niezmiennie, prosto w twarz rzucając oskarżycielskie spojrzenie prosto z jesieni pięćdziesiątego szóstego, kiedy zostawił za sobą dosłownie wszystko i stał się tym, kim był do dzisiaj.
Przekroczył próg dość cicho, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Zzuł buty czując jak zmęczenie po wyjątkowo długim i ciężkim dyżurze w końcu osiada na nim w pełni. Rozwinął szyję z pomarańczowego szalika i odwiesił go wraz z kruczoczarnym płaszczem i ciemną, skórzaną teczką na wieszak. Nasłuchiwał przez moment, lecz jedynym, co odpowiedziało na jego nieme wołanie była cisza. Zwrócił się więc ku schodom, stawiając stopę na pierwszym stopniu, który z wolna, ostatecznie nabierając na intensywności, skrzypnął. Farley westchnął cicho - od ładnych trzech miesięcy zbierał się do tego, żeby wymienić rozeschłe drewno. Zawsze jednak były ważniejsze rzeczy niż jakieś schody. Wszedł na piętro i skierował się wprost do pokoju Calluny, wśród ciszy odnajdując kobietę swojego życia na skraju łóżka. Nie mógł się nie uśmiechnąć, kiedy wzrok odnalazł jej twarz i sylwetkę maleńkiego człowieka śpiącego tuż przy jej boku. Podszedł cicho, najciszej jak tylko po latach morderczego trenowania przez aurorów potrafił i ujął policzek swojej żony w poprzecinaną pajęczyną starych blizn dłoń. Nachylił się i złożył na jej ustach pocałunek: witając, przepraszając, zapewniając. Odsunął się po krótkiej chwili i splótł jej palce ze swoimi, pociągając za sobą, przymykając drzwi do dziecięcego pokoiku i sprowadzając na parter.
- Przepraszam cię, Ida. Archibald posłał po mnie dosłownie, kiedy stałem już w drzwiach gabinetu - obejrzał się przez ramię, całkowicie bezczelnie posyłając jej ten obarczony poczuciem winy uśmiech. Wiedział, że denerwowała się każdą minutą zwłoki, zbyt dobrze znając już tę rutynę. Poprowadził ją więc do pokoju dziennego, gdzie siadając na kanapie mógł zamknąć ją w ramionach i głęboko odetchnąć, chowając twarz w jej włosach i ukrywając zmęczone oczy pod cieniem powiek. Coś jednak było inne niż zwykle. - Wszystko w porządku? - zapytał, kiedy wyczuł w jej ciele nerwowość, próbującą zakopać się gdzieś wśród odrobinę zbyt spiętych mięśni. Porzucił bezpieczne fale, odnajdując w końcu troskliwym spojrzeniem jej zielone oczy poprzetykane błękitem.
Znali się już przecież aż nazbyt dobrze.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[sen] Odpowiem ci ciszą 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]15.04.19 23:11
Utarło się w niej przekonanie, że wieczory należało do najpiękniejszych chwil, jakie przeżyła w życiu. Obiecywali sobie miłość w blaskach zachodzącego słońca, tak podobnego odcieniami do tego, które schowane już było pod horyzontem, zaledwie znacząc łuną swoje niebo; przy podobnej scenerii przyszła na świat Malva, pamiętała to dokładnie, wzrok Idy odnajdywał w zmęczeniu chmury upstrzone mlecznymi odcieniami oranżu. Wieczorami, kiedy Anglię otulił pokój, przesiadywali w fotelach, racząc chwile swojskiej beztroski kilkoma kroplami wina, podczas gdy John i jego młodsza siostra bawili się razem w piaskownicy w ogrodzie za Kurnikiem. W czasie drugiej odsłony wojennego spektaklu wieczory oznaczały powroty – głównie Alexa z pracy lub samej Idy, ale te zdarzały się o wiele, wiele rzadziej. Mimo wszystko każdy z nich traktowała wyjątkowo, każdy z nich wydzierali szczęściu, gdy nie było obrócone w ich stronę. Na początku czuła się wtedy źle – czuła się lepsza od wszystkich cierpiących ludzi, którzy mieli mniej szczęścia niż ona. Miała kilka sytuacji, kiedy jej znajome ze szpitalnego korytarza zarzucały jej, że tak dobrze jej się powodzi. Wiedziała, że było to wywołane jakimś rodzajem szoku, złości z powodu utraty tego, co kochali, ale nie miała na to żadnego wpływu, dlatego te słowa raniły ją mocniej niż najostrzejszy sztylet. Z czasem się przyzwyczaiła, dostosowała do panujących nastrojów, nauczyła, że powinna przede wszystkim dbać o siebie i swoje dzieci, dopiero później o innych. W tym o Alexa.
Kochała go. Były momenty, kiedy wątpiła, ale potem nadchodził czas, kiedy pluła sobie za to w brodę i uświadamiała sobie, że nigdy wcześniej nie kochała go bardziej. Sporo zajęło jej, zanim dotarło do niej, dlaczego tak było – nigdy nie mogli być pewni, czy wróci do domu razem z zachodem słońca. Dlatego Ida każde minuty niemal liczyła na palcach, upartym spojrzeniem na siłę próbując zatrzymać słońce przed schowaniem się za linią horyzontu. Miała nadzieję, że uczucie, jakie do niego żywiła, było w stanie to zrobić – przeciwstawić się siłom natury, poruszyć ziemię, uspokoić burzę, rozedrzeć niebo na dwoje. Tak jednak nie było. Ale świat bajek i kołysanek, w których miłość zwyciężała, wciąż trzymał się jej serca, za mocno wrósł w skórę.
Wzięła kolejny wdech i nachyliła się lekko ku główce Callie, by złożyć na jej skroni kolejny pocałunek na dobranoc, w myślach już układając sobie plan rzeczy, które mogłaby zrobić czekając na jego powrót. Miała dokończyć szalik Malvy, ten szkolny jej się nie podobał, ale wciąż chciała zachować barwy swojego domu – była Krukonką, mądrą i bystrą dziewczynką, o oczach jasnych i pełnych płomyków szczęścia. Chciała uśmiechnąć się na wspomnienie dziewczynki, która tak szybko stała się nastolatkąi, kiedy przypomniała sobie o liście. Przyszedł dziś rano. Napuszona sowa zapukała dziobem w okno, dopraszając się uwagi.
Głowa obróciła się od razu w stronę drzwi, kiedy skrzypnęły schody. Jej serce zabiło jak wojenne bębny, a kiedy stanął w drzwiach, hymn zamienił się w odę. Sięgnęła dłonią do jego policzka, spijając ten chwilowy pocałunek z jego ust jak najsłodszą nutę. Wrócił. Był tutaj – teraz. Każdy taki wieczór okazywał się Gwiazdką.
Ach, ten Archibald… – szepnęła, zaraz wzdychając. – Porozmawiam z nim sobie poważnie następnym razem – odpowiedziała, uśmiechając się jednak, dając mu znak, że jej groźba to tylko próba zaklinania rzeczywistości, kolorowania wszystkich odcieni szarości, o jakich kiedykolwiek mogli słyszeć. Przecież znał ją tak dobrze. Podkuliła nogi pod siebie, gdy usiedli na kanapie, niczym fragment układanki wsuwając się w jego ramiona – teraz dojrzałe, silne, poznane już na pamięć. Objęła go mocno, uścisk jednak zelżał, palce rozprężyły się i objęła jego łopatki całymi dłońmi. Zamknęła na chwilę oczy, wsłuchując się w jego głos. To jedno, krótkie pytanie. Poczuła, jak odrobinę zwiększa między nimi dystans, odsuwa się na kilka centymetrów i ich oczy w końcu się spotykają. Patrzyła na niego z troską, ale i zmartwieniem – podobnie jak on patrzył na nią. – Nie do końca. – dłonie przeniosła na jego policzki i objęła je nimi, kciukiem gładząc skórę. Nie kontynuowała od razu, siłowała się ze sobą w sposobie, w jaki najlepiej powinna złożyć słowa. – Do nas… przyszedł do nas list z Hogwartu. Z pieczęcią dyrektora. – przełknęła ślinę, gorzką gulę. Czuła smutek, ale i czającą się w ciemnościach iskrę dumy, zbyt jednak pochłoniętą przez obawy. – Chodzi o Rossa.
Sięgnęła do kieszeni swojego swetra, tego z brązowej wełny przetkanej białymi wzorkami, i wyjęła z niej zwinięty w rulonik pergamin.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]24.04.19 2:35
Długie, granatowe cienie położyły się na ścianach i meblach, szczelnie otulając jaśniejące pośród nich ostatnie smugi światła, które wdzierały się przez poprzecinane szprosami okna do wnętrza domu. Wszystko dookoła było ciche i spokojne, jak niczym nie zmącone niebo rozpościerające się wysoko ponad dachem Kurnika. Dzień był niespodziewanie pogodny i wyrazisty, co w listopadzie przydarzało się naprawdę rzadko - dlatego może tak intensywnie oddziaływał na zmysły, zwłaszcza kiedy obracając się Alexander spojrzał na uśmiechniętą twarz swojej żony. Już wielokrotnie nie umiał ubrać w słowa tego, co do niej czuł. "Kocham cię" wydawało się zbyt proste, zbyt płytkie by wyrazić mieszkający w nim ogrom emocji. Emocji, o których umiejętność ofiarowania komuś nigdy by się nie podejrzewał. Lata temu wierzył, że niemożliwym jest aby mógł spędzić życie z kimś w zgodzie zarówno ze złożoną przysięgą, jak i z nim samym. I częściowo miał rację. To nie on był opoką tej rodziny, to nie on był obecny zawsze wtedy, gdy był potrzebny. To nie on był zdolny do poświęcenia wszystkiego, aby ratować najbliższych. Nie mógł - i tylko dzięki temu, że ona to rozumiała byli w stanie wytworzyć między sobą to, co mieli obecnie. Nie był sam - miał żonę, którą kochał z całego serca i dzieci, bez których nie umiał wyobrazić sobie swojego życia. Bał się chwil, kiedy zaczynał zastanawiać się: co by było, jeżeli by odeszła? Jakby posłuchała go wtedy gdy mówił, że przysporzy jej tylko łez; jeśliby zdecydowała, że jej przyszłość będzie lepsza bez niego? Jednak mimo wszelkich przesłanek została u jego boku, wykazując się nadludzką determinacją. Dlatego w jego spojrzeniu krył się podziw i ogrom uczucia, którym darzył tę kobietę. Podziwiał ją niezmiennie od tylu lat, nawet jeżeli nie zawsze wszystko między nimi się układało. Miał do siebie żal o to, że nie mógł dać jej wszystkiego - dlatego każdego dnia starał się jak mógł, żeby wynagrodzić jej chwile, w których nie mogło go być obok. Oboje się starali i doceniali wzajemnie, zdając sobie sprawę z wagi tego, czym zajmowało się każde z nich. Ida zrezygnowała z wielu rzeczy z powodu decyzji podjętych przez Alexandra i choć nigdy nie zapytał się jej, czy wolałaby żeby nigdy nie złożył przysięgi tak wiedział, że rozumie to. Rozumiała, że mógł przyjść w końcu moment, kiedy nie będzie mogła odnaleźć w nim oparcia i będzie musiała poradzić sobie sama. I dlatego tak cenne były chwile, w których tak po prostu mogli być razem, kiedy wracał i brał w ją w ramiona, gdy budzili się przy sobie o poranku i przez parę oddechów w ogóle nie istniał dla nich świat poza czterema białymi ścianami wypełnionego słonecznym blaskiem pokoju.
Życie jednak umiało upomnieć się o należną mu uwagę nawet w tych bezcennych chwilach razem. Nim odsunął się nabrał jeszcze powietrza w płuca, pozwalając by jej zapach zawirował mu w nosie, wywołując na karku przyjemne mrowienie. Zabrała swoje dłonie z jego pleców, zaraz otulając nimi ogolone na gładko policzki Farleya. Zwykle przymknąłby oczy, pozwalając zatracić się na chwilę w emanującym od nich cieple - tym razem jednak daleko mu było do odprężenia się. Zaprzeczenie stawiało go w stanie gotowości i nawet kojący dotyk żony nie był w stanie przytłumić jego poruszenia i troski. W głowie już przygotowywał listę rzeczy, które mogły się wydarzyć, nie wypowiadając ich jednak na głos - nie chciał tym sposobem jej przeszkadzać, widział w końcu jak rozważała odpowiedni dobór słów. Zamarł na moment w tej ciszy, która między nimi zapadła, zdjęty myślą o tym, że może... może przypadkiem zdarzyło się, że byli zbyt nieostrożni. Po dowiedzeniu się o Callie oboje zdecydowali ostatecznie, że nie będą mieć więcej dzieci. Poczekał jednak cierpliwie, przez lata wykształcając w sobie tę umiejętność, tępiąc podświadome przywary wynikające z jego pochodzenia. I chociaż kiedy w końcu - w końcu! - Ida się odezwała poczuł odrobinę ulgi, tak nie mógł powiedzieć, że jej słowa go uspokoiły. Alexander ściągnął brwi obserwując, jak czarownica sięga do kieszeni i podaje mu zwinięty pergamin. Rzucił jej jeszcze jedno pytające spojrzenie kiedy w końcu w milczeniu sięgnął po papier, wysuwając go spomiędzy jej smukłych palców, drugą ręką delikatnie zsuwając ją ze swojej nogi by móc pochylić się nad pismem.
Czytał, z każdym kolejnym słowem coraz mocniej zaciskając mięśnie szczęki, poza tym nieruchomiejąc zupełnie, jeżeli nie liczyć prześlizgujących się po skreślonych literach srebrzystobłękitnych oczu. W pewnej chwili wstał, zaczynając nerwowo chodzić za oparciem kanapy, od okna do jadalnianego stołu. Kiedy dotarł do końca listu zatrzymał się wreszcie, jakby zamieniony w posąg. Jedynie lekko przyspieszony oddech świadczył o tym, że tracił resztki opanowania. Uniósł spojrzenie na Idę, a z jego wyrazu twarzy mogła wyczytać zbyt dobrze znaną już mieszankę uczuć: wściekłości i żalu. Żalu do samego siebie.
- Tym razem przesadził - Alexander wyrzucił z siebie, ledwo tłumiąc wściekłość, która dławiła wypływające spomiędzy jego ust słowa. - Wyślę mu takiego wyjca - cisnął list na siedzisko kanapy i znów zaczął nerwowo krążyć po pokoju - że przez tydzień będzie mu dzwoniło w uszach - uniósł dłonie do skroni zaczynając przeczuwać zbliżającą się migrenę. Zatrzymał się nagle i obrócił, odnajdując spojrzeniem oczy żony. Patrzył się przy tym z takim zagubieniem, że sam już nie był pewny tego, co jeszcze przed chwilą chciał zrobić. - Nie, nie wyślę mu wyjca - westchnął zrezygnowany, jednak wciąż było mu daleko do uspokojenia się. Każdy taki incydent przeżywał na swój sposób. Wcześniej, kiedy Ross poszedł do Hogwartu zdarzały się już takie sytuacje. Dostawał kary za pyskówki albo odgrywanie się na dokuczających mu dzieciakach, jednak jeszcze nigdy z nikim nie wdał się w bójkę. I to przy użyciu pięści! Mieli cichą nadzieję, że obecność Malvy w murach zamku wpłynie jakoś na ich pierworodnego - naturalnie w pozytywny sposób, jakoś wyciszy go, nauczy większego rozsądku. Jak widać, mylili się. - Co my mamy z nim zrobić, Ida? - prawie jęknął, oderwawszy dłonie od skroni i oparłszy je na na oparciu drugiej kanapy. Czuł się winny temu, co spotykało ich dzieci: kpiny i wyzwiska stawały się wręcz codziennością. Dzieci zdrajcy nie miały na tym świecie łatwo, a chociaż w szkole były bezpieczne tak mury zamczyska nie mogły uchronić ich przed nękaniem ze strony innych dzieci. Tych, które czuły się od nich lepsze, ponieważ to nie ich ojciec lata temu został pozbawiony nazwiska i idącego za nim dziedzictwa. Dręczyło go to już od chwili, kiedy Ida po raz pierwszy wyznała mu, że spodziewa się dziecka. Wiedział, z czym to się wiązało i pomimo lat walki z tą myślą, walki z poczuciem winy nie potrafił pozbyć się wyrzutów sumienia.
Patrzył więc zagubionym spojrzeniem na żonę, samemu nie potrafiąc znaleźć odpowiedzi na pytanie: co mają zrobić?


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[sen] Odpowiem ci ciszą 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]25.05.19 22:23
Spajanie rodziny w tych czasach było szalenie trudne – bycie matką pokazującą kierunek, żoną kochającą mimo wszystko, siostrą dbającą o relacje. Starała się jak chronić tych, których kochała, tak mocno, jak on chronił tych, którym należało się spokojne życie wśród murów przejętego przez ciemne moce Londynu. Zalewała łzami poduszkę, gdy nie było go obok, gdy ratował innych, zamiast spać przy niej, tulić przed złem nocy. Codziennie musiała wybaczać mu absencję, codziennie tłumaczyć sobie, że na to się godziła i takiego losu pragnęła. Nie pokazywała mu, że chwilami bywała słaba – nie pokazywała też tego dzieciom. Nie mogła. Z biegiem lat wyrobiła sobie skórę twardszą niż kamień, w środku chowając serce ukształtowane z rozgrzanej gliny, silne, bijące, gotowe na kolejne wyrzeczenia. Bała się, że po pierwszej wojnie nie zostanie z niej wiele tego, co sama znała, co zdołał poznać Alexander. Pokój przywrócił jej jednak siły, napełnił nadzieją i pewnością, jakiej jej brakowało. Potem znów stanęła przed kolejną próbą.
Sama czuła się jak Gwardzistka – chroniła jednak tylko i wyłącznie swojej rodziny.
Burzowe oczy jej męża stanowiły w tym wszystkim, paradoksalnie, kotwicę. Problem leżał jednak w tym, że stabilny grunt utrzymywał się pod jej stopami tylko na kilka godzin – wieczorami, gdy wracał ze szpitala, i nocą, gdy obejmowali się kurczowo, wspólnie oddalając się w krainę snów. Brała z tych chwil garściami, by mieć siłę walczyć dalej. Jego dotyk był jej miły, tak samo jak pocałunki, spojrzenia, tembr głosu. Za każdym z tych drobnych gestów pojawiała się myśl, że mogłaby go już nie wypuszczać, zamknąć drzwi na wszystkie spusty, walić pięściami, wrzeszczeć w desperacji. Ale nie mogła. Wojna kiedyś musiała się skończyć.
Póki jednak byli w domu oboje, musieli dalej prowadzić swoje życie – dbać o dzieci.
Jej napięcie było dla niego doskonale wyczuwalne. Jego dłonie znały każdy cal jej ciała, każde naciągające się ścięgna, każdy tężejący pod skórą mięsień. Nie ukrywała niczego.
Gdy czytał, siedziała tuż obok, trąc kciukiem splecione ze sobą palce, czekając, aż wyrobi sobie własną opinię na temat zachowania własnego syna. Według niej – chwalebnego, choć na pochwałę niezasługującego. Sama na początku nie wiedziała, co z nim zrobić, dlatego gdy podniosła na Alexandra wzrok, jej wzrok wyrażał tylko zrozumienie dla jego emocji. Splotła palce mocniej, ale nie udało jej się wymusić na ustach uśmiechu. Drgnęła, kiedy list odbił się miękko od kanapy. Westchnęła cicho.
Wiesz, że zrobił dobrze – wstała, wygładzając spódnicę, podchodząc do niego i pochwycając dłoń w obie swoje. – To nie są czasy karcenia dzieci za obronę młodszych. Zrobił źle, przekroczył dopuszczalne granice, ale jego postawa była dobra. Potrafisz mu przemówić do rozumu, Alex – pochyliła się, palce odnalazły jego policzek. – Wyślij mu list, powiedz, że nie powinien tak robić, ale nie gaś w nim potrzeby walki o swoje racje. Nie zmusimy lwa do bycia jagnięciem. On nigdy taki nie był. Jak ty. – spojrzeniem biegała po detalach na jego twarzy. Tonęła w burzowych tęczówkach, smakowała fakturę skóry. – Ciebie też nie udało mi się do końca oswoić. I wcale nie dziwi mnie fakt, że twój syn tak wiele po tobie odziedziczył.
Przytknęła wargi do jego skroni, znacząc ją pocałunkiem.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]17.06.19 1:44
Alexander nie zdejmował spojrzenia z Idy nawet na ułamek sekundy; w półmroku wieczoru jej oczy błyszczały mu jaśniej niż gwiazdy. Zacisnął palce na drobnej dłoni, odnajdując w tym niewielkim geście pewność - mówiła prawdę, którą on sam już podskórnie przeczuwał, lecz nie potrafił wydobyć jej na światło dzienne. Ojcostwo wciąż było polem, na którym poruszał się niezwykle ostrożnie. Ross był ich pierwszym dzieckiem i dlatego cokolwiek nowego pojawiało się w życiu ich syna, również dla nich stanowiło wyzwanie. Chociaż, im dłużej się nad tym zastanawiał tym bardziej był skłonny przychylić się do stwierdzenia, że z Malvą wcale nie było łatwiej. W teorii najprościej powinno być im z Calluną - jednak życie uwielbiało weryfikować twierdzenia i Alexander zaczynał z całą mocą wierzyć, że wychowywanie każdego dziecka stanowi niepowtarzalne wyzwanie, nie ważne ile wcześniej by ich nie mieli.
Wolna ręka mężczyzny odnalazła dłoń, którą czarownica położyła na jego policzku. Ciepło jej skóry koiło nerwy, a usta i płynące z nich słowa...
- Działasz na mnie lepiej niż jakikolwiek eliksir - wymamrotał, przymykając oczy pod wpływem jej pocałunku. Przyciągnął jej palce do swoich warg i powoli powtórzył jej gest na każdym z nich, później postępując identycznie z drugą dłonią. Kiedy znów rozwarł powieki panował w nich spokój - i z tą ciszą na morzu odnalazł jasne oczy swojej żony.
- Masz rację - powiedział cicho, po czym wypuścił jej ręce z kajdan własnych dłoni i wyminął ją, znów podnosząc list. Wrócił jednak do Idy prędzej, niż z jej palców uleciało ciepło jego ciała. Położył głowę na prawym ramieniu czarownicy, torsem ciasno przylegając do jej pleców. Obejmując ją ramionami uniósł do góry list, tak aby móc jeszcze raz przeczytać skreślone na pergaminie słowa. - Czasem wolałbym jednak, żeby nasz syn tyle po mnie nie dziedziczył - westchnął cicho, chwilę później zatapiając się w zapachu szamponu, którego używała. - Boję się o niego, Ida. Boję się, że pewnego dnia świat zmusi go do pójścia w moje ślady. Ten strach paraliżuje mnie tak mocno, że nie wiem czy powinniśmy się do tego przygotowywać czy za wszelką cenę próbować tego uniknąć - mówił cicho, tuż przy uchu pani Farley, pozwalając by jego oddech łaskotał ją w szyję. Opuścił rękę z listem, obiema rękoma przyciągając Idę do siebie, zamykając ją w schronie z własnych ramion. - Napiszę do niego. Ale sądzę, że powinniśmy napisać też do Malvy, oboje. Wiem, że ją ostrzegaliśmy, ale skoro już się to stało to na pewno potrzebuje naszego wsparcia - powiedział, czując jak ukłucie bólu rozlewa się mu w sercu. Dzieci były niewinne. Nie zrobiły nic, czym zasłużyłyby sobie na to, co je spotykało. Nie powinny czuć winy - a jednak wiedział, że ich córka będzie to poczucie mieć. Tak samo jak Alexander niezmiennie czuł się odpowiedzialny za wszystkie takie incydenty: miłość była w końcu mieczem obosiecznym, stanowiła najpotężniejszą ochronę jak i najostrzejszą broń.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[sen] Odpowiem ci ciszą 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]12.07.20 0:21
Zdarzało jej się wracać do chwil, kiedy czuła niepewność – chwil oddalonych o lata świetlne od dzisiejszego dnia – bo przecież kiedyś przemknęła jej po głowie myśl, że nie chciała tak spędzić swojego życia; to niewolnictwo, tak o tym myślała, kiedy minęła euforia zgody i zakochania, kiedy okazało się, że rzeczywistość była do uniesienia trudniejsza, niż sądziła. Te chwile niepewności zamieniały się z biegiem dni w coś potwornego – w chęć odrzucenia i rozpoczęcia życia na nowo, budowania go od nagich podstaw, surowych kamieni i wyczerpującego do cna nakładania kleju, żeby tylko utrzymać podobną strukturę przy życiu. Zamykała wtedy oczy i liczyła do dziesięciu, żeby się uspokoić i pozwolić faktom przebić się przez czarną mgłę strachu o własne życie, przez egoizm i zatracenie w perspektywie utracenia tego, kogo kochała najbardziej. I to zwyciężało. Bo wiedziała, że zginęłaby bez niego, osamotnienie pożarłoby ją od środka, a ból spowodowany stratą odebrałby jej oddech. Łapała już wtedy każdy jego pocałunek tak, jakby był ostatnim; każdy dotyk pochłaniała, pozwalała, by skóra zapamiętała go na długo; każdemu uściśnięciu dłoni pozwalała na wtłoczenie do ciała odrobiny bólu w postaci wbijających się w naskórek paznokci. Lata mijała, a jej potrzeba odczuwania wszystkiego, co jej dawał, mocniej i bardziej, nie mijała. Pragnęła każdego rytuału, bo to one tworzyły pewność i choć odrobinę poczucia bezpieczeństwa.
Bała się, że w którymś momencie Alexander po prostu odpuści, że to już będzie zbyt wiele, przerośnie go odpowiedzialność nie tylko za własne dzieci, które rodziły się przecież w szczerej radości, ale przede wszystkim za wszystkie istnienia, które poprzysiągł chronić. Ale on nie odpuszczał, mało tego, gdy tylko świat postanawiał oddać im spokój, na który pracowali długi i wytrwale, poświęcał jej czas i ramiona, pozwalał poczuć się w końcu na miejscu, przy nim i dla niego. Dzieci były niewrażliwe na podobne wewnętrzne dyskusje i wahania – dla nich, choć wiedziały, że tata wychodził, by dla nich walczyć o lepsze jutro, istnieli w równym stopniu oboje. Gdy Alex wracał, były bajki na dobranoc i zaczarowane całusy w czółko, które uwalniały mądre czupryny od koszmarów i nocnych mar; były wspólne posiłki i rozmowy toczące się na tematy ani trochę niezwiązane z wojenną rzeczywistością.
Emocjonalność jego głosu i kroków, gdy krążył po pokoju myśląc nad zachowaniem Rossa, były dla niej tylko kolejnymi dowodami na to, że Alexander był świetnym, doskonałym zarówno Gwardzistą, jak i ojcem. Czy dobierając tak słowa ustawiała hierarchię obu tych ról? Która z nich była ważniejsza?
Przynajmniej się go nie wyrzekniesz – z cichym uśmiechem objęła dłonią jego łokieć, kiedy uniósł je trzymając w palcach list. Prędko przebiegła spojrzeniem po spisanych literach, ale głowa się zbuntowała, doskonale znała treść i nie potrzebowała czytać jej po raz dwudziesty. Dłoń przesunęła się po napiętym ramieniu i wpłynęła na zgarbiony kark, kciukiem pogładziła skórę z pulsującą pod nią arterią. Przyspieszone tętno. Strach. – Tylko przygotować. Ross ma silne poczucie sprawiedliwości. Ile razy przecież pytał cię o Zakon, o jego historię i zasługi? Nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy w stanie zatrzymać tej dociekliwości, która w końcu musiała znaleźć ujście… i cel. Jeśli mam być szczera, a wiesz, że szczera być lubię, to powiem ci, że wolę, żeby nasz syn prał skórę niewdzięcznym łachudrom, niż siedział w kącie przerażony swoją biernością. Choć wolałabym tego uniknąć, to oczywiste – mówiła cicho, wyuczonym szeptem, który usiłował nie obudzić Callie śpiącej na górze. – Napiszemy. Ross będzie ją chronił, ale masz rację, potrzebuje wsparcia. I… napiszę też do Poppy, żeby miała na nią oko. Na nich.
Jeden stopień na schodach nagle zatrzeszczał niebezpiecznie głośno. Ich dom otoczony był mnóstwem zaklęć, ale Ida nie nauczyła się im ufać, dlatego jak poparzona wyrwała się z ramion Alexandra i popędziła w stronę korytarza obawiając się, że komuś udało się tu dostać. Callie spała na piętrze całkiem sama.
Błękitne ślepia spojrzały na nią z dołu zmęczone i zaspane, wciąż nie do końca rozumiejąca tego, co się dzieje.
Callie, aleś mnie nastraszyła, myszko – pochwyciła córeczkę w ramiona i ucałowała ją mocno, tęsknie, choć przecież widziała ją zaledwie kilka minut temu. Ruszyła z nią do salonu i ledwo jej niewielkim oczkom ukazała się sylwetka pana Farleya, ukochanego taty, wyciągnęła do niego rączki ciesząc się jasno, ciepło. Ida nie mogła powstrzymać uśmiechu, kiedy oddawała ją Alexowi. – Tęskniła. Woli twoje bajki.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]12.07.20 16:03
Alexander prychnął cicho, mieszając ze sobą pół na pół rozbawienie i gorycz.
Ciężko jest się wyrzec kogoś, kogo się kocha – powiedział, wyginając usta w niewdzięcznym grymasie.
Nie miał komukolwiek za złe tego, że nikt nie stanął w jego obronie kiedy Morgana wydziedziczała go z rodu Selwynów. Właściwie to ciotce Morganie powinien podziękować – jakby nie zdecydowała się na wypalenie jego podobizny z rodzinnego drzewa to nigdy nie miałby szansy na swoje aktualne życie.
Owszem, nie było łatwo. Ilość siwych włosów na jego skroniach przekładała się na lata wręcz nieustającego stresu i zmartwień, planowanych akcji uderzeniowych i rozliczanych po nocach ksiąg rachunkowych. Wielokrotnie pytano go, czy aby na pewno było to wszystko warte codziennego wysiłku. Czy nie łatwiej byłoby się skupić tylko na jednym z tych dwóch zobowiązań, które na siebie wziął. Zawsze wtedy uśmiechał się tym zmęczonym uśmiechem, który również i teraz zagościł na jego ustach. Byłoby łatwiej, odpowiadał, po czym pochylał się znów nad rozpostartymi przed sobą pergaminami. Owszem, byłoby łatwiej gdyby ponad piętnaście lat temu odepchnął Idę od siebie, rozplótł ich losy i rozdzielił drogi. Jednakże łatwiej wcale nie oznaczało lepiej.
Palce Idy odnajdywały drogę w górę jego ramienia, a Alexander nie był w stanie powstrzymać delikatnego dreszczu, który wywołała tą kojącą pieszczotą. Słuchając jej słów westchnął, pozwalając oddechowi zadrżeć i zdradzić, że był zmęczony. Tylko ona widziała go takim, tylko przed nią decydował się na opuszczenie wznoszonych wokół siebie ścian i ukazanie niekończącego się wewnętrznego boju – bo tylko jej oddał swoje serce.
Zaśmiał się cicho, mrukliwie, wciąż rozpuszczając się gdy obejmował swoją żonę. Wystarczył jednak pojedynczy dźwięk by oboje momentalnie zesztywnieli. W czasie gdy Ida zerwała się do biegu Alexander chwycił za różdżkę i w jednym jej ruchu przeniósł się na szczyt schodów – po latach nauczył się to robić całkowicie bezszelestnie i z idealnym wyczuciem. Kiedy jednak znalazł się na schodach zauważył, że nikt nie próbował dostać się na piętro: zamiast tego na dole majaczyła złota główka najmłodszej z ich pociech. Farleya obmyła fala ulgi, tak samo jak Idę. Słysząc jej głos Alexander odetchnął i znów przy pomocy wyuczonego ruchu różdżką wkroczył w pustkę, która wypluła go w tym samym miejscu w salonie, w którym stał kilkanaście sekund wcześniej.
Ledwo dziecięce ramionka wyciągnęły się ku niemu, Alexander wykonał identyczny gest i w jednym ruchu przejął Callie od Idy.
Hej kruszyno – wymamrotał w jasne loki piętrzące się na głowie ich córki, która tuliła się do niego jakby nie było go kilka dni przynajmniej. Oczy Alexa prześlizgnęły się ku Idzie, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Nie był aż taki pewien, czy to o jego bajki chodziło: miał bardzo sensowne podejrzenie tego, że pomimo skrzętnego ukrywania przez panią Farley strachu Calluna wyczuwała nerwowość targającą Idą od wewnątrz. Przemieścił więc dziecinę na prawy bok, uwolnioną w ten sposób lewą dłoń wyciągając ku Idzie. – Wydaje mi się, że woli nasze bajki. Prawda, Callie? – zerknął na ich córkę, która wpatrując się w niego jasnymi ślepkami pokiwała głową całkiem energicznie jak na tak zaspane kurczątko. Widząc to Alex uśmiechnął się jeszcze szerzej i zaplatając palce z palcami Idy zaczął prowadzić na piętro. Zamiast jednak udać się do pokoju Calluny, Alexander popchnął na oścież drzwi do sypialni jego i Idy. Położył Callie na środku łóżka i samemu usiadł po lewej stronie, oparty o wezgłowie, z dłonią gładzącą czubek złotowłosej główki.
O czym będzie dzisiejsza bajka? – zapytał, zerkając najpierw na wciąż wpatrzoną w niego dziewczynkę, a później na swoją żonę. Chociaż oboje z Idą zgodzili się co do tego, że Callie powinna nauczyć się zasypiać we własnym łóżku, to żadne z nich nie potrafiło tak naprawdę wytrwać w tym postanowieniu. Czasami Alexander miewał przebłyski samolubności i to był właśnie jeden z nich. Nie potrafił wytłumaczyć tak dokładnie dlaczego, lecz zapytany wskazałby w kierunku strachu: bał się tego, że mogliby nie mieć następnej okazji na taki wieczór, że miałoby mu nie być dane zaniesienie swojej córki raz jeszcze do jej pokoju, otulenie jej kołdrą i pocałowanie w czubek nosa na dobranoc.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[sen] Odpowiem ci ciszą 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]16.08.20 0:24
Jego słowa nie ułożyły się powierzchownie, na tafli rozmowy, którą dopiero co ze sobą przeprowadzili, nie połączyła jego słów z postacią Rossa, którego Alexander kochał, bo zwyczajnie był jego najdroższym synem. Połączyła je za to z kłótnią, która kilka lat temu wybuchła w ich domu. Pamiętała ją zbyt dobrze, pamiętała każdy szczegół i każde słowo, które wtedy wypowiedziała do niego w żalu. Pamiętała okoliczności, bo ilekroć analizowała przebieg awantury, spychała winę właśnie na nie – w czasie miejskich zamieszek, z których Idzie udało się cudem uciec, zginęła jej najbliższa i droga przyjaciółka, Susanne. Zaprzyjaźniły się w świętym Mungu, przerażająco łatwo odnalazły wspólny język i prędko okazało się, że mogą na siebie liczyć w sytuacjach, w których inni zupełnie się nie spisywali. Ona również była w Zakonie, razem służyły innym swoimi różdżkami. A potem Ida, uciekając, widziała, jak torturują ją na środku ulicy, tuż pod szpitalem. Widziała, jak ranią jej ciało, jak pokrywa się krwią, skwierczy pod językami ognia. Słyszała jej krzyk, jej wołanie o pomoc. I nie mogła tej pomocy przynieść. Wróciła do domu całkiem roztrzęsiona i przerażona, nie w swoim ciele, nie ze swoją głową. Wpadła w prawdziwy szał. W czasie ucieczki musiała długo myśleć o tym, że podobna sytuacja mogła zdarzyć się u nich, ale nie rozpatrywała siebie jak ofiary… ale Alexa. Nie była wtedy sobą, pogrążona we wściekłości i żalu rozkazała dzieciom zostać w swoich pokojach, a sama zamknęła drzwi do salonu i zaczęła wrzeszczeć na swojego męża o tym, co się stało. Płakała jak dziecko i równie dziecinnie była na niego zła. Podobnym tonem, którym przed chwilą skarciła dzieci, rzucała Alexandrowi pretensje, że porzucił rodziny na rzecz politycznych i ideologicznych bzdur. Wręcz namawiała go wtedy, żeby zostawił Gwardię, żeby uciekli z dziećmi gdzieś daleko, jak najdalej od wojny i Londynu. I dlaczego to zrobiła? Nie wiedziała; nie wiedziała zarówno wtedy, jak i dzisiaj. Doskonale zdawała sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką na siebie nałożył, po latach w końcu ją zrozumiała i zaakceptowała, pozwalała mu na wszystko, czego potrzebował i oddawała siebie, kiedy tylko mogli spędzić ze sobą chwilę dłużej – wszystko, byleby tylko czuł się w swojej skórze dobrze. Wtedy… naprawdę nie była sobą. Zrozumiała to zbyt późno i długo odpokutowywała swój grzech. Nie tylko u Alexandra, ale przede wszystkim – u dzieci, które niczego nie pojmowały. I sądziła, że wyrzeknie się jej po tym, zostawi, zabierze dzieci w jakieś bezpieczne miejsce i powie, że tam im będzie lepiej. Ale… nie. On uparł się, przebaczył, naprawił. A wszystko dlatego, bo ją kochał. A ona kochała jego. Dlatego teraz na słowa, że nie można wyrzec się kogoś, kogo się kocha, pozwoliła sobie na cichy uśmiech, ten, który odszukał w jednym z bolesnych wspomnień mikroskopijną drobinkę dobra, które w końcu można było docenić. Nachyliła się do niego, objęła jego policzek dłonią, a na drugim złożyła ciepły, tęskny pocałunek. Wargi trzymały się jego skóry przez moment dłuższy niż zazwyczaj, chciały przelać całą wdzięczność, jaką miała, całe uczucie, jakim go darzyła, choć przechodzili po tak wyboistej drodze.
Chwile ciszy nigdy nie mogły trwać zbyt długo i prędko przychodził chaos, choć krótki, wciąż intensywny – ten powodowany przez córkę okazywał się najbardziej niebezpieczny i zasługiwał na najszybszą reakcję, która finalnie zazwyczaj okazywała się na wyrost. Ale to nie miało znaczenia, kiedy chodziło o życie któregokolwiek z ich dzieci – Ross, Malva czy Calluna; zadraśnięcie różanym kolcem, złamana noga czy opuszki palca poparzone od gorącego piecyka – to nie miało znaczenia. Każde wydarzenie miało taką samą rangę reakcji.
Pamiętała, że na początku, kiedy Ross się pojawił, bała się, że Alex nie będzie dbał i martwił się o swoją rodzinę. Chciała to zrozumieć, ale nie była chyba w stanie i towarzyszyło jej wtedy pozorne wrażenie stabilności, którą wpychała gwałtem do swojego życia, żeby tylko przykryć strach i lęk przed utratą swojej miłości. On jednak codziennie udowadniał, że nigdy o nich nie zapomni, choć owszem, Zakon Feniksa, zawsze stał i stać będzie na pierwszym miejscu. I nawet dzisiaj nie mogła wyjść z podziwu, ile uwagi im poświęcał, choć w oczach lśniło zmęczenie, a ramiona drżały od nadmiernego wysiłku.
Znów się uśmiechnęła, kiedy po raz kolejny to on złączył ich rodzinę w całość zaledwie jednym, prostym słowem – nasze.
Więc mam rozumieć, że dotarcie pana Jednorożka do Baśniowego Lasu nie było dobrym zakończeniem równie dobrej bajki? – delikatnie pochwyciła jej nosek, zaraz śmiejąc się z policzkami zaróżowionymi od krótkiego szczęścia. Callie odpowiedziała tym samym, wtulając się mocno w szyję taty. Ale kiwając główką na pomysł, że to wspólne bajki dopełnią wieczór – nie myliła się wcale. Dzieci były szczere. Kłamały, jeśli bardzo im na czymś zależało i to w momencie, gdy już zdawały sobie z tego sprawę. Callie była jeszcze jasna, czysta, mówiła prawdę, bo uważała, że właśnie tak się robi. I Ida to rozumiała. Widziała wtedy swoje błędy – momenty, kiedy wyglądała za okno, żeby sprawdzić, czy słyszy kroki Alexa, albo gdy gdzieś w oddali rozbrzmiał dźwięk imitujący wybuch. Wtedy odrywała się momentalnie od opowiadanej bajki, sztywniała, nasłuchiwała i nie poświęcała uwagi Callie, uciekała z ich wspólnego świata na zbyt długi czas. Spojrzała na Alexa z przepraszającym uśmiechem i uchwyciła jego dłoń mocno, pewnie, jakby chciała schronić się w niej choć na krótką chwilę.
Zawsze była tą, która starała się trzymać zasad ustalanych od momentu, gdy na świat przyszedł Ross, ale teraz to wydawało się coraz trudniejsze, co jednak nie znaczyło, że wpuszczając Callie na łóżko czuła większe wyrzuty sumienia. Wręcz przeciwnie – wszystko było w porządku, niech z nami śpi, jutro położymy ją u siebie. Jak zawsze. Pomogła małej wpełznąć pod kołdrę i czule nią ją opatuliła.
Tę o zamku w chmurach i księżniczce Lukrecji! – powiedziało cicho jasnowłose maleństwo, tuląc się do mamy leżącej już obok.
Ida słuchała opowieści z uwagą, spojrzeniem przeskakując leniwie a to na męża, a to na córkę. Dopowiadała szczegóły, określała kolory kwiatów i kształty obłoków, mówiła, jak wysokie są drzewa i jak czerwone są jabłka na nich rosnące, ale cały zarys historii zostawiała jemu, bo to na niego dzieci zawsze czekały. Ona była dla nich codziennie, ale Alex był jak rarytas – próbowany rzadziej, co od razu podwyższało jego wartość. Callie czuła już magiczny piasek, którą zdołał obsypać ją wieczór, siłowała się z opadającymi powiekami, ale ziewnięć nie maskowała ani-ani. W końcu jej oddech zwolnił, a powieki opadły na dobre. Ida ucałowała dziecięce czółko i ostrożnie się uniosła, zostawiając córkę otuloną ciepłą kołdrą.
Pójdę przygotować ci kąpiel – informowała idąc już boso w stronę łazienki, uśmiechając się rodzinnie, ciepło, bo naprawdę cieszyła się, że tu był. Teraz, zawsze. I mogło go kiedyś zabraknąć, tak, ale nie dzisiaj. – Śpi z nami?
Śpi. To pytanie właściwie było retoryczne.


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: [sen] Odpowiem ci ciszą [odnośnik]05.10.20 12:58
Alexander nie potrafił zwalczyć uśmiechu obserwując Idę, która nieco przekomarzała się z wtuloną w niego Calluną. Wiedział, że bajkom Idy nic nie brakowało, a jawne faworyzowanie taty przez ich dzieci było kwestią, na którą nie mogli mieć wpływu. Choć właściwie też nie do końca wyglądało to tak, że Farley wkraczał i zabierał całą dziecięcą miłość Idzie sprzed nosa. Dzieci nie było znów aż tak łatwo oszukać, coraz trudniej im starsze się stawały. Wyczucie, że powroty Alexandra usuwały z domu pewną cichą nerwowość nie zajęło im długo, a dzieci – jak to dzieci – raz owładnięte daną emocją przeżywały ją na wskroś.
Kiedy jednak na twarzy Idy pojawił się przepraszający uśmiech, mina Alexa zmiękła, a w jego oczach pojawiło się zaprzeczenie. Najdelikatniej jak umiał pokręcił głową, bo przecież nie miała za co przepraszać ani jego, ani dzieci. Obwinianie się o cokolwiek w tym domu nie miało do końca umotywowań, bowiem ciężko było przyrównywać ich życie do jakichkolwiek form ogólnie przyjętej normalności: tej sprzed wojny i spoza wojny, w której sami się wychowali, którą według idealnych wyobrażeń ich przodków winni kultywować. Ale nie robili tego i nie mieli jak tego robić, dlatego tylko mocniej zacisnął palce na dłoni Idy, w niewielkim impulsie zawierając to, czego nie wypowiedział na głos.
Dłoń Idy puścił dopiero by otworzyć drzwi i ułożyć Callie na łóżku. Długo nie musiał czekać na odpowiedź na swoje pytanie, na wpół podejrzewając o jaką historię poprosi go dziewczynka.
Niech więc będzie tak, jak życzy sobie mała dama – powiedział szarmanckim tonem, bardzo nie szarmancko łaskocząc przy tym Callunę w bok, co spowodowało erupcję jasnego, dziecięcego śmiechu. Ten ucichł jednak, kiedy Farley zaczął snuć opowieść o pięknej i dobrej księżniczce Lukrecji, władczyni na króliczym dworze, która dla swoich uszatych poddanych była niezwykle dobra i troskliwa. Skupiał się na opisywaniu głównych postaci, resztę scenerii pozostawiając w głównej mierze do opisania swoim dziewczętom: w ten sposób bajka składała się za każdym razem z nieco innych elementów, a dziecięca wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Za każdym razem zmieniał się też główny cel wyprawy księżniczki Lukrecji i jej oddanego nadwornego kucharza Bernarda do podniebnego zamku: raz musieli uwolnić porwane przez olbrzyma króliki, innego razu poszukiwali wspaniałego skarbu, raz jeszcze szukali zaczarowanego dirikraka, który potrafił spełniać życzenia. Alexander zawsze dawał całkowicie pochłonąć się historii, czasem kończąc ją długo po tym, jak dziecięce oczka skryły się za powiekami. Ciężko było mu tego nie robić, zwłaszcza przy tej konkretnej bajce, w której za głównych bohaterów przedstawiał swoich dawno utraconych przyjaciół: wciąż potrafił wyobrazić ich sobie tak wyraźnie, jakby w każdej chwili mieli wpaść do Kurnika z garnkiem zupy lub pudełkiem ciasteczek.
Dlatego nie do końca wiedział kiedy tak właściwie usnęła Calluna, dopiero gdy z jego słów padło koniec zerknął na córkę, w jednej chwili topniejąc i tak jak Ida nie mogąc powstrzymać się przed ucałowaniem lokatej główki na dobranoc. Dopiero głos żony wyrwał go ze stuporu.
Jesteś wspaniała – odpowiedział, czując już że wstanie z łóżka chwilę mu zajmie. Na jej pytanie uśmiechnął się tylko i wywrócił oczami. Oboje znali przecież odpowiedź na to pytanie.
Alexander obserwował sylwetkę czarownicy tak długo, dopóki całkiem nie uciekła mu z widoku. Przez kilka chwil Alexander półleżał, wsparty na wezgłowiu łóżka, palcami machinalnie przeczesując włosy Callie. Dopiero dobiegający z głębi domu przytłumiony dźwięk odkręcanej wody przerzucił myśli uzdrowiciela w inną stronę. Podniósł się ostrożnie z materaca i wyszedł z sypialni, pozostawiając drzwi niedomknięte tak, aby smuga światła z korytarza wdzierała się do ciemnego pokoju. Zszedł cicho po schodach i równie dyskretnie wślizgnął się do łazienki, gdzie Ida dodawała do wody olejków i innych specyfików, które aktualnie nie do końca go interesowały. Swoją obecność zdradził dopiero zamknięciem drzwi, na których dźwięk pani Farley wyraźnie podskoczyła. Alexander stał oparty o nie plecami, uśmiechając się szeroko niczym kot z Cheshire, w jednym susie pokonując dzielącą ich odległość i całując Idę tak, jak gdyby pozostawała dla niego jedynym ratunkiem na środku wzburzonego oceanu.

| zt x2 :pwease:


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
[sen] Odpowiem ci ciszą 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
[sen] Odpowiem ci ciszą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach