Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]27.12.18 23:38

Salon

Dzięki zielonej, miękkiej kanapie i barwnym poduszkom w kwiecistych poszewkach daje wrażenie, podobnie jak kuchnia, przytulnego i niezwykle ciepłęgo, rodzinnego. Tuż za sofą znajdują się wysokie okna, które, odpowiadając na wielkobrytyjską pogodę, nadawały ponuremu wieczorowi deszczowej, magicznej melodii, wyglądającej przy blasku lamp jak zapowiedź najpiękniejszej z baśni. W salonie każdy znajdzie dla siebie miejsce - znajdują się tu plecione z wikliny, nakryte kocem fotele i pomarańczowe pufy. Na ścianach wiszą ruchome zdjęcia ze ślubu oprawione w drewniane ramki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]13.05.19 0:58
26 grudnia, popołudnie

Świstoklik w Dziurawym Kotle, z którego skorzystać mógł każdy czarodziej i czarownica w Londynie, przeniósł pannę Pomfrey do Hogsmeade około godziny piętnastej. Poczuła nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy pępka, a świat wokół zawirował. Dziurawy Kocioł zniknął, a zamiast niego pojawiło wnętrze pubu Pod Trzema Miotłami. Niewielu gości było dziś przy stolikach, za barem madame Rosmerta nuciła kolędę wraz z Celestyną Warbeck, której śpiew płynął z czarodziejskiego radia. Gdzieniegdzie stały wielkie choinki, ozdobione licznymi bombkami i maleńkimi elfami, które obsypały Poppy srebrnym pyłkiem, gdy przechodziła obok. Nerwowym gestem strzepała go z płaszcza, nie chciała pojawić się w progu domu najlepszej przyjaciółki ubrudzona, zwłaszcza w święta, na Merlina. Powiodła spojrzeniem po pubie. Gości było niewielu. Poniekąd zrobiło jej się ich żal, że spędzali święta w pubie, zamiast z najbliższymi. Westchnęła ciężko, próbując odpędzić siebie poczucie tęsknoty za rodzicami i z Charlesem, które spotęgowane towarzyszyło jej zawsze w dni takie jak te. Ukoi ten ból, była tego pewna, bliskość przyjaciółki, którą traktowała już właściwie jak rodzinę, przywoływała na twarz ciepły uśmiech.
Opuściła Trzy Miotły i podążyła uliczką wiodąca ku mieszkalnej części Hogsmeade. Można by pomyśleć, że wszystko jest tak jak należy - w oknach świeciło się światło, można było dostrzec blask choinki, domy były przystrojone, rosnące w ogrodach choinki obleczone światełkami i ozdobami. Gdzieniegdzie słychać było wyśpiewywane kolędy. Ale to tylko pozory, Poppy wiedziała o tym najlepiej, świadoma tego, co czekało ją za kilka dni - o tym jednak wolała nie myśleć. Nie chciała zresztą psuć świątecznej atmosfery w domu Eileen. Odnalazła właściwy numer i zapukała do drzwi, czekając na zaproszenie. Na zewnątrz była zaledwie kilka minut, ale śnieżyca szalała tak mocna, że cały płaszcz i czapkę miała w śniegu. Nasunęła ją na twarz tak nisko, a szal tak wysoko, że widać było tylko jej niebieskie oczy. A mimo to policzki i tak miała czerwone od mrozu. Zapukała kilkukrotnie, mocno i donośnie, choć Eileen spodziewała się jej wizyty; zaczekała cierpliwie, na tym etapie ciąży mogła mieć już problemy z poruszaniem się - choć właściwie, czy była dziś w domu sama? Mogła mieć gości i z grzeczności Poppy spotkania nie odmówić. Nie chciała się narzucać, ale nie widziały się od tak dawna... Do tego miała dla niej i maleństwa, które już niebawem przyjdzie na świat, drobne, świąteczne upominki, które trzymała w dłoniach zapakowane w ozdobne papiery.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Salon [odnośnik]16.05.19 19:37
Trzaskający w kominku ogień usypiał ją jak najlepsza kołysanka. Chciała być gotowa, kiedy Poppy zapuka do drzwi, ale czuwanie okazało się trudniejsze niż sądziła. Zbyt szybko znalazła wygodną pozycję do leżenia, a krzyżówka była zbyt trudna do wypełnienia – w jej stanie połowicznej aktywności mózgu ciężko było czasami sklecić poprawnie zdania, a co dopiero myśleć nad abstrakcją pustych kratek i sposobem ich wypełnienia. Nie pamiętała, kiedy Hereward nakrył ją kocem, ale zrobił to na pewno, bo w którymś momencie, połowicznie przytomna, naciągnęła jego poły mocniej na ramiona. Za oknami sypał śnieg, nakładając na Wielka Brytanię kolejne, wytłumiające hałdy białego puchu, sprawiając, że świat dookoła stawał się dziwnie ciemny, głuchy, jednocześnie pusty i pełny, zamknięty jak w szklanej kuli z poruszającym się na lodzie bałwankiem.
Rzeczywistość była zdecydowanie mniej bajkowa, ale wolała ja ubarwiać, niż stawiać ją na cokole, podziwiać jej zatrważającą realność, aż z oczu ciekły łzy. Mimo tej sztuczności, jaką tworzyła w swojej głowie, nie bolało tak bardzo, gdy unosiła powieki. Może dlatego, że otaczał ją dom, oaza spokoju otoczona gromadą rzeczy, które doskonale znała, dotykała i patrzyła na nie codziennie. Obudziła się dopiero, gdy usłyszała szum w znajomym radiu, dość wyraźnie odznaczający się na pustym obrazie pod objętymi półsnem powiekami. Jeszcze przez chwilę pozwalała, by dźwięki nabierały ostrości, zamieniając się w świąteczny koncert Celestyny Warbeck, i otworzyła oczy dopiero, gdy poczuła na czole przyjemny nacisk znajomych ust. Uśmiechnęła się, odprowadzając sylwetkę męża w stronę schodów, na szczycie których znikał, zazwyczaj za chwilę zamykając się w swoim gabinecie. Tak też było i tym razem. Nie czekała długo, kiedy drzwi ich domu odezwały się pukaniem. W głowie zamajaczyła drobna panna Pomfrey, zaraz ciągnąc za sobą jej ulubioną herbatę, którą powinna była zaparzyć i nowe talerzyki, na które nałoży świąteczny sernik Roany. Wzięła głęboki wdech, co w jej aktualnym stanie wcale nie było takie proste.
Już idę! – zawołała, nie tylko ostrzegając nie tylko ich gościa, że już wstaje, ale przede wszystkim Barty’ego, żeby nie fatygował się z góry. Na raz oparła się ramieniem o kanapę, na trzy usiadła, a na osiem powoli z niej wstała, zbierając długi sweter w kratę i nakładając go na luźną sukienkę, którą zarezerwowała tylko na ciążowy stan chodzenia po domu. Grube, wełniane skarpetki, które służyły za bambosze, wytłumiły jej kroki, dlatego Poppy mogła być nieco zaskoczona, kiedy Eileen otworzyła drzwi. – Poppy! Moja kochana, dotarłaś. Zasypało cię porządnie, litości, wchodź, szybko. – wciągnęła ją do środka, od razu strzepując z jej ramion i czapki śnieg. Kilka ruchów wystarczyło, żeby mogła ją porządnie uścisnąć i ucałować w zimny policzek. Na tyle, na ile pozwalał jej przyszły Maluch Bartius. – Jak ty zmarzłaś. Zaraz zaparzę ci herbaty. Nie jesteś głodna?
Nie byłaby sobą, gdyby nie zatroszczyła się o przyjaciółkę pełnym pakietem swoich usług.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Salon [odnośnik]01.06.19 22:26
Przed drzwiami czekała wyjątkowo cierpliwie, mając nadzieję, że Eileen nie zerwie się zbyt gwałtownie, a tym bardziej nie pobiegnie do drzwi, w jej obecnym stanie było to niewskazane. Nie miała pewności, czy w domu obecny jest także pan Bartius, w liście przyjaciółka nic o nim nie wspominała, nie zdziwiłaby się więc, gdyby w ogóle go nie zastała. Zakon Feniksa dzieliło już tylko kilka dni od wyprawy do Azkabanu, a Hereward jako Gwardzista, miał najpewniej ręce pełne roboty podczas przygotowań. Nieistotne były dni świąteczne, wolne, w obliczu tak ważnego zadania; gdyby profesor Bagshot zleciła Poppy zadanie choćby i w sam poranek Bożego Narodzenia, w Anglii najważniejszy, nie wahałaby się ani chwili.
Zielarce udało jej się Poppy zaskoczyć nagłym otworzeniem drzwi, drgnęła nerwowo, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko, rada z widoku przyjaciółki. Nie zwlekała z przekroczeniem progu, na zewnątrz było wyjątkowo paskudnie, wystarczyła chwila, by do wnętrza domu Bartiusów wdarło się trochę śniegu i zimny wiatr. Poppy szybko zamknęła za sobą drzwi.
- Do ciebie zawsze bym dotarła, kochana - odpowiedziała żartobliwym tonem, uśmiechając się ciepło, kiedy Eileen energicznym ruchem strzepała śnieg, który oblepił jej czapkę i szalik. - Nie martw się, ubrałam się ciepło, stosuję się do własnych rad - odparła, bo choć całą twarz miała czerwoną od mrozu, to nie zdążyła naprawdę przemarznąć. - Grube rajtuzy to podstawa - uzupełniła konspiracyjnym szeptem. Ściągnęła szalik i czapkę, wsunęła je do rękawa płaszcza, który zawiesiła na wieszaku w holu. Zzuła też buty, bo całe miała je mokre i brudne.
- Szybko dotarłam do Dziurawego Kotła, potem, wiesz, świstoklikiem, szast-prast i jestem... - wytłumaczyła, ściskając Eileen serdecznie, ale i ostrożnie. Brzuch już miała taki duży! Poppy spojrzała na niego z dużym rozczuleniem. - Oooch, herbata byłaby cudowna! Chętnie bym coś zjadła - odpowiedziała z uśmiechem. Normalnie zapewne od razu powiedziałaby, że jadła już w domu, więc nie trzeba, nie chcąc sprawiać Eileen kłopotu, ale święta rządziły się innymi prawami. Z pewnością napracowała się w kuchni na kilka dni przed, nawet mimo swej zaawansowanej ciąży, do tego pewnie nie tylko ona, ale i jej matka, dlatego grzechem i wielkim nietaktem byłoby odmawiać. Tyle pracy zasługiwało na docenienie i rozkoszowanie się smakiem potraw i ciast oraz liczne pochwały. Bo w to, że będą smakowały niebiańsko nie wątpiła w ogóle.
Podążyła za panią Bartius do salonu, rozglądając się po nim ciekawie, wciąż miała w rękach ozdobne pakunki. Położyła je pod ślicznie przybraną choinką.
- Wciąż nie mogę się napatrzeć na ten wasz dom, macie tu tak przytulnie, tak ciepło... - westchnęła rozmarzona, gładząc dłonią pomarańczowe poduchy leżące na zielonym fotelu, a w głowie znów pojawiła się myśl, że kiedyś marzyła o takim domu - i życiu rozwijającym się pod jej sercem.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Salon [odnośnik]13.07.19 17:48
Śnieg osadzający się na ziemi, nawiewający skośnie przez wiatr, wcale nie wyglądał świątecznie, ale wszyscy ludzie w Wielkiej Brytanii próbowali w ten świąteczny czas sprawić, by wyglądał dokładnie jak rok temu. Albo dwa lata temu. Wtedy, gdy ciotka Gertruda przyjechała z Ameryki i przywiozła ze sobą mnóstwo prezentów, albo gdy mama przyrządziła swojego najlepszego na świecie pieczonego indyka. Albo gdy Margaret przyjechała na kolację ze swoją córeczką. Każda rodzina miała swój powód do stworzenia tego niepowtarzalnego nastroju. Lampek, przystrojonej choinki, ludzi. Ludzi zgromadzonych w jednym miejscu, rozmawiających na tematy, które nie dotyczyły anomalii i problemów. Eileen absolutnie pokochała ten jeden wieczór, gdy, mimo ciężaru rosnącego pod jej sercem dziecka i nieprzyjemności z tym związanych, rodziny Wilde i Bartius po raz pierwszy zgromadziły się pod jednym dachem, mogły razem zjeść, podzielić ostatnimi obawami, które zaraz zostały zmyte historiami z dawnych czasów i dywagacjami na temat tego, jakie córka (nie mogło być inaczej) Bartiusów będzie miała zainteresowania – pójdzie w ślady matki czy ojca? Po którym z nich odziedziczy nos? Oczy? Umiejętność do wpadania w tarapaty? Dominował śmiech. I to było najważniejsze.
Chłonęła te wydarzenia całą sobą, wiedząc, że niedługo jej tego zabraknie – Boże Narodzenie było jedyne w swoim rodzaju, zawsze i wszędzie. Odwiedziny Poppy miały być kontynuacją wczorajszego wieczoru, ale bardziej kameralną, osobistą, co nie znaczy, że gorszą. Zamierzała ją ugościć najlepiej jak tylko potrafiła.
Ach, publiczne świstokliki, faktycznie! – przypomniała sobie nagle, odnotowując, że pogarszająca się pamięć była jednym z dość pospolitych symptomów ciąży. W kuchni zaczęła wyjmować z niższych półek talerzyki, a z lodówki zostawione „na później” smakołyki z wczoraj. – Poppy, mogłabyś mi pomóc? – zawołała do niej, wykładając zapiekankę pasterską. – Dziękujemy – odpowiedziała na pochwałę, uśmiechając się do przyjaciółki. – Często odwiedzałam pchli targ na Pokątnej, część rzeczy mamy też od rodziców, kilka podarowały nam sąsiedzi z Hogsmeade. To trochę patchworkowa robota, rozumiesz. Ale chyba dzięki temu taka niesamowita. – ciasto przyniesie później, na razie musiały zanieść do salonu kubki z herbatą i główne danie. Dołożyła też pieczone ziemniaczki i kasztany, a do tego sos żurawinowy. – Byłaś na święta u cioci? Jak się czuje?
Nie mówić o anomaliach, o całym tym złu i niepewności. Dzisiaj był tylko grudzień, śnieg i zaczerwienione od mrozu policzki panny Pomfrey.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Salon [odnośnik]19.07.19 21:43
Gdyby nie publiczne świstokliki, to do progu domu Bartiusów w Hogsmeade mogłaby nie dotrzeć z uśmiechem na ustach i względnie dobrym samopoczuciu. - Tak, chwała Morganie, za publiczne świstokliki... Gdybym znów miała jechać z Prangiem Błędnym Rycerzem, pewno jest zły, że ma kursy, zamiast siedzieć w domu i napychać się ciastem, prowadziłby jeszcze bardziej nieostrożnie... Och, szkoda gadać - odpowiedziała Poppy, a na jej twarzy pojawił się tak skrzywiony wyraz, że nie musiała nawet już mówić co sądzi o stylu prowadzenia magicznego autobusu przez Ernesta. Za każdym razem, gdy z niego wychodziła, to kręciło się jej w głowie.
- Oczywiście, kochana - zapewniła ją, ciesząc się, że przyjaciółka prosi o pomoc, gdy jej potrzebuje - a w tak zaawansowanej ciąży to oczywiste, że potrzebuje - zamiast zgrywać Zosię-Samosię. Zerwała się z miejsca, wchodząc do kuchni Bartiusów, by pomóc z przygotowanymi przez Eileen smakołykami. - Wszystko wygląda przepysznie, naprawdę - pochwaliła ją, łakomie zerkając na pasterską zapiekankę; poczuła, że robi się głodna, pachniało znakomicie. - Och, rozumiem, taki misz-masz! - Chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią Eileen, przenosząc znów spojrzenie na meble i ozdoby. Może pozornie niektóre przedmioty wydawały się być wyciągnięte jak z innej bajki, ale wszystko tworzyło naprawdę ciekawą i przyjemną dla oka całość. Taką przytulną i rodzinną. Przygryzła wargę na wspomnienie pchlego targu, nie skomentowała tego jednak, święcie przekonana, że Eileen z pewnością potraktowała każdy przedmiot po obcym porządnym Chłoszczyść i to kilkukrotnie. Zawsze miała głowę na karku i była dobrą gospodynią. - Nie kłopocz się, daj, ja zaniosę - zawołała od razu; najpierw złapała za kubki z herbatą, bo najłatwiej wylać i gorące. - Nie ruszaj - zastrzegła, wskazując brodą na talerze; po nie wróciła za chwilę i postawiła na stole, tak jak inne smakołyki, wcześniej przygotowane przez Eileen. Dla nich dwóch nie było trzeba wiele, nie chciała też przyjaciółki kłopotać, prędko zajęły miejsce przy stole i Poppy zabrała się za zapiekankę z apetytem. - Tak, tak, byłam wczoraj. Wiesz: ciocia jak ciocia. Ma końskie zdrowie, na całe szczęście, trochę bolą ją stawy, ale dałam jej maść żywokostową, powinno przejść. To pewno od tej pogody i ciągłego deszczu -zaczęła opowiadać, prędko orientując się, że wchodzi na grząski rejon - padający od tygodni deszcz miał swoje źródło w anomalii, a ich niemówione głośno porozumienie zakazywało dziś tego tematu. Dość już nad tym wypłakały łez. - Nie obyło się, oczywiście, bez pytań: dlaczego wciąż jesteś starą panną? A kiedy znajdziesz męża? Dlaczego tyle pracujesz, kobiecie nie wypada! - Nie potrafiła się powstrzymać, by trochę nie ponarzekać. Rzadko sobie na to pozwalała, nie użalała się na swój los, nie chcąc kłaść innym na barki ciężaru swoich problemów, ale Eileen była jedną z nielicznych, którym naprawdę mogła się zwierzyć - a pytania cioci ciążyły jej w oczywisty sposób, nieustannie przypominając o śmierci Charlesa. - Mówi o tym tak, jakby to wyglądało jak kupno pomidorów na targu: idziesz, wybierasz najbardziej dorodnego z wierzchu i liczysz, że nie będzie zepsuty w środku.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Salon [odnośnik]11.08.19 22:21
Chciała dzielić się chwilami spokoju i radości, tymi niewielkimi okruchami codzienności, które zostały im wśród chaosu i rozwścieczonej wciąż pogody. Dzielenie się nimi z Poppy, która była szczególnie bliską jej sercu przyjaciółką, było wyjątkowe – była już niemal jak członek rodziny. Mogła przychodzić do Bartiusów, kiedy tylko miała ochotę, drzwi były dla niej zawsze otwarte.
Prangiem? Znasz go? – uniosła brwi w zaskoczeniu, sprawdzając, czy wyciągane talerzy nie miały na sobie drobin kurzu. Panna Pomfrey może i machnęłaby na to ręką, ale Eileen chciała być jak najlepszą gospodynią dla swoich gości. – Jeśli znasz, to powiedz mu, że jeździ jak wariat!
Z drobnym uśmiechem kwitnącym na ustach patrzyła, jak Poppy pomaga jej przenieść wszystko do salonu. Musiały zrobić jeszcze jedną rundę z powrotem do kuchni, żeby przynieść potrawy, którymi Eileen chciała poczęstować. – Moja mama ugotowała niemal wszystko. Ja zaledwie jej pomagałam, zbyt długie sterczenie przy kuchni powodowało u mnie nagły wyrzut marudzenia. Powiedziała, że lepiej, żebym odpoczęła – zaśmiała się cicho. Wtedy było to dla niej kłopotliwe, niemal zawstydzające, ale w pełni to rozumiała i była wdzięczna, że wszyscy tak o nią dbali. Nie skakali wokół niej, to byłoby niewyobrażalne, dawali jej uczestniczyć w codziennym, rodzinnym życiu, ale wskazywali kanapę, kiedy widzieli, że jednak udało jej się przesadzić z tym ciężarami czy którąś z prac. Usiadła przy stole w salonie ze znanym sobie oporem i przysunęła lekko krzesło. – Proszę, częstuj się. Kasztany są doskonałe, sos żurawinowy też jest świetny. Mam nadzieję, że będzie ci smakować. I och, Poppy, wesołych świąt – uśmiechnęła się do niej jeszcze raz, czekając, aż pierwsza nałoży na talerz, na co tylko miała ochotę. Podjęła tę czynność zaraz po niej – wzięła trochę zapiekanki pasterskiej. Przyglądała się przyjaciółce, kiedy ta opowiadała o cioci. – To dobrze, że w takich czasach tak dobrze się trzyma. To silna kobieta – wsunęła do ust widelec z kawałkiem ziemniaka i marchewki otoczonej ziołowym sosem pomidorowym. Uniosła wzrok na Poppy. Wiedziała o jej żalu, który wciąż trzymała w sercu po stracie Charlesa. Rozumiała ten ból, znała jego źródło i nie dziwiła się, że po utraconej miłości panna Pomfrey nie zdecydowała się szukać kolejnej. Eileen w takiej sytuacji również nie potrafiłaby znaleźć kogoś na miejsce Herewarda. Nikt nie byłby w stanie go zastąpić. Nikt ani nic. – Wiesz jak mówią, Poppy. Masz po prostu talent do bycia uzdrowicielką, moja droga, nikt nie potrafi tak zająć się chorymi jak ty. – kącik ust uniósł się w rozbawieniu na dźwięk tego porównania. – To akurat prawda. Chociaż byłoby o wiele łatwiej, gdyby takie targi istniały. Ach, właściwie, to mi o czymś przypomniało, daj mi chwilę. – wstała z krzesła z taką samą ociężałością, z jaką na nim siadała, żeby podejść do komody po przeciwnej ścianie. Z szuflady wyciągnęła malutkie pudełeczko i wróciła z nim do stołu. Położyła je obok Poppy. Gdy uzdrowicielka zajrzy do środka, zobaczy malutką karteczkę z napisem „Wesołych Świąt, moja droga Poppy”, a pod nią kryjący się w granatowym zamszu flakonik perfum. – Gdy powąchałam go w sklepie, od razu skojarzył mi się z tobą. Ma w sobie zamknięte esencję drzewa herbacianego, peonii i cytrusów. Orzeźwiający i kojący. – uśmiechnęła się do niej.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Salon 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Salon [odnośnik]26.09.19 22:21
Rodziców straciła w bardzo młodym - zdecydowanie zbyt wcześnie - wieku, rodzeństwa nie posiadała, najbliższą krewną była ciotka Euphemia (Eileen doskonale znała już tę historię, opowiadaną przez uzdrowicielkę pełnym smutku i rozgoryczenia tonem), dlatego przyjaciele byli dla niej szczególnie bliscy - niektórych traktowała jak członków rodziny. Eileen pokochała jak siostrę, której nigdy nie miała i świadomość, że jej drzwi stały dla niej otworem zawsze i w każdej sytuacji będzie mogła znaleźć u niej pocieszenie, podtrzymywała Poppy na duchu i sprawiała, że czuła przyjemne ciepło w okolicach serca.
- Tak - przytaknęła, ale coś w głosie uzdrowicielki mówiło, że nie jest z tego powodu szczególnie uradowana. - Byliśmy na jednym roku w Hogwarcie. Tylko on był w Gryffindorze - wyjaśniła Poppy szybko, aby przyjaciółka nie pomyślała sobie czegoś dziwnego - że zaczęła się szlajać po dziwnych miejscach na przykład. - Mówiłam mu to już kilka razy, ale wydaje się mieć to w nosie i dalej jeździ jak mu się podoba - westchnęła ciężko, kręcąc przy tym głową, jakby nadal nie mogła uwierzyć, że dorosły mężczyzna może być aż tak nieodpowiedzialny. - Myślę, że to... Dobry i uprzejmy człowiek, przynajmniej dla mnie zawsze taki był, tylko brakuje mu rozsądku.
Żwawym krokiem podążyła do kuchni, by przynieść resztę potraw, od ich zapachu robiła się jeszcze bardziej głodna i sama sobie wdzięczna, że wypościła się od rana, będzie mogła spróbować wszystkiego. - Twoja mama jest wybitną kucharką, naprawdę, to prawdziwa magia na talerzu - zachwyciła się. Rzadko kiedy sobie na to pozwalała, tym razem jednak nie potrafiła się powstrzymać, zapach dyniowych pasztecików za mocno ją nęcił - ukradła jeden z talerza, nim jeszcze usiadły przy stole. - Musisz ją poprosić o przepisy i wysłać mi sowę, koniecznie - jęknęła z zachwytem, tuż po spróbowaniu zapiekanki pasterskiej. Uniosła spojrzenie na zielarkę, gdy wspomniała o marudzeniu w kuchni. - Spokojnie, spokojnie, jeszcze zdążysz się w kuchni urobić po łokcie, zwłaszcza teraz, gdy maleństwo przyjdzie na świat! - Taka już była natura każdej matki i gospodyni. Chciała dogodzić najbliższym, a najbardziej swoim własnym dzieciom. Miłość matki do dziecka była najsilniejszą więzią jaka istniała - i Poppy żałowała, że nigdy nie będzie jej dane obdarzyć kogoś taką miłością.
- Bardzo silna. Oby tak zostało, a zdrowie jej dopisywało - pożyczyła sobie głośno, wnosząc oczy ku niebu; choć czuła do ciotki żal, o którym trudno było jej rozmawiać, bo mimo wszystko jednocześnie była jej wdzięczna - za dach nad głową, wychowanie i opierunek, dzięki Euphemii Diggory nie trafiła do sierocińca - i życzyła jej jak najlepiej. Martwiła się, gdy doskwierał ciotce ból mający źródło w wieku.
- Zostawiłaś na jednym z nich Herewarda? Wymieniasz na inny? - pokusiła się o żart, przez dłuższą chwilę grzebiąc widelcem w zapiekance, bo przez myśli o Charlesie chwilowo straciła apetyt. Często o nim myślała, lecz w chwile takie jak te - święta, jego czy swoje urodziny, rodzinne uroczystości - wspomnień o nim miała w głowie znacznie więcej, bo powinien być tu z nią. Powinna z nim dzielić te chwile i życie. Tak jak Eileen z Herewardem.
Obserwowała ruchy przyjaciółki, sięgając jednocześnie po filiżankę gorącej herbaty, nie spodziewała się, że będzie miała dla niej prezent - uśmiechnęła się więc szeroko i promiennie, odbierając od niej paczuszkę i przesyłając całusa w powietrzu. Kobieta w tak zaawansowanej ciąży potrzebowała przestrzeni, a teraz pewnie wszystkie krewne wyciągały ręce, by dotknąć dużego brzuszka, nawet bez pytania, pani Bartius mogła mieć już dość.
Bez zbędnej zwłoki odpakowała flakonik i uniosła do twarzy, by poczuć zapach - czuła jego słodycz, lecz nie była mdląca i ciężka, raczej słodka i świeża, wyjątkowo przypadł jej do gustu. - Przepiękny zapach, naprawdę - zachwyciła się cicho, od razu spryskując skórę nadgarstka, by poczuć jego prawdziwą woń. Poppy zrobiło się niezwykle milo - perfumy były trudną rzeczą do sprezentowania, trudno trafić w gusta obdarowywanego, ale Eileen naprawdę dobrze ją znała. - Dziękuję ci, kochana. Ja tobie także życzę wesołego... końca świąt i szczęśliwego nowego roku. - Uśmiechnęła się ciepło do przyjaciółki - oby nadchodzący rok był dla nich łaskawszy niż mijający.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach