Wydarzenia


Ekipa forum
Święta w Weymouth, 1955
AutorWiadomość
Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]22.12.18 2:25
First topic message reminder :

W Weymouth już od paru dni panował świąteczny nastrój. Skrzaty przyozdobiły posiadłość jodłowymi gałązkami, dzięki czemu wszędzie unosił się przyjemny zapach lasu. W korytarzach porozwijano czerwone dywany, a na każdym obrazie powieszono złote łańcuchy. Nie każdy z przodków był z tego powodu zadowolony - kilkoro z nich prychało ostentacyjnie kiedy tylko ktoś przechodził obok. Inni z kolei odwiedzali się w swoich ramach, by móc wspólnie śpiewać kolędy. Najważniejszym punktem posiadłości była jednak choinka. Jak zawsze gęsta i wysoka, ozdobiona bombkami w rodowych barwach i zwieńczona złotą błyszczącą gwiazdą. Tylko na co poniektórych gałązkach wisiały niepasujące do niczego zabawki wybrane przez dzieci. Niedaleko choinki rozstawiono długi stół, który w świąteczny poranek miał uginać się od talerzy pachnących potraw i kielichów pysznych napojów - każdy miał znaleźć tam swoje ulubione danie. To wszystko sprawiało, że posiadłość w Weymouth nabrała niepowtarzalnego świątecznego charakteru, a to dzięki niemałej pomocy starszej lady Prewett.
Mimo wszystko minęły czasy, kiedy Archibald zrywał się z łóżka bladym świtem, by zjechać po poręczy na sam dół i pobiec w stronę choinki z prędkością złotego znicza. Możliwe, że to zbliżające się trzydzieste urodziny sprawiały, że zdecydowanie bardziej wolał po prostu spać. Marzył mu się długi nieprzerwany niczym sen, wolny od zmartwień pracą czy Zakonem. Jego podświadomość wiedziała jednak, że dzisiejszy dzień jest szczególny, dlatego pomimo swoich ambitnych planów obudził się dużo wcześniej. Westchnął głęboko, ale nie otworzył oczu. Wręcz przeciwnie - zacisnął je jeszcze mocniej, naciągając na głowę poduszkę. - Nie idę, schodzę dopiero na obiad - mruknął niezadowolony, zmuszając swój organizm do ponownego snu. Sam nie potrafił stwierdzić czy minęła zaledwie minuta czy pół godziny, ale żaden sen nie przyszedł. Otworzył więc oczy, wsłuchując się w panującą wokół ciszę. Czyżby wszyscy jeszcze spali? Czy może siedzieli na dole i rozpakowywali prezenty? Lorraine jeszcze leżała w łóżku, więc istniało prawdopodobieństwo, że to jednak on pierwszy się przebudził. - Wesołych świąt - powiedział, ale niezbyt głośno, nie będąc pewnym czy przypadkiem jeszcze nie śpi. Zanim opuścił sypialnię, wsunął stopy w miękkie kapcie i narzucił na plecy elegancki szlafrok. - Wesołe niech będą święta, wesołe niech będą święta! - zaczął śpiewać, o dziwo z łatwością wykrzesując z siebie świąteczny entuzjazm, chociaż jeszcze pięć minut temu zdawał się być przytwierdzony do łóżka i ciepłej pościeli. Przywitał się uprzejmie z obrazami swoich przodków, zatrzymując się na dłużej przy lordzie Bernardzie. - Nie, ja jestem Archibald, Delbert to mój prapradziadek - przypomniał uprzejmie chociaż robił to prawdopodobnie setny raz w przeciągu tego roku. Chciał jak najszybciej uciąć tę rozmowę, z dołu dochodziły już do niego dźwięki zaczarowanego fortepianu i zapach korzennej herbaty.

| Serdecznie witam na Prewettowych świętach! Czas na odpis: 72h (proponuję tę lub ewentualnie tę playlistę). Enjoy!


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904

Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]30.12.18 11:43
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]30.12.18 21:50
Świąteczny obrazek w końcu nabywał nowych barw – białe, śnieżne tło zaczynało pokrywać się ciepłymi plamami w różnych odcieniach brązów i rudości, błękitu i zieleni idącej wespół z czerwienią. Miriam stała przy balustradzie, wypatrując lśniącymi oczętami nowych akcentów, kolekcjonując je jak na palecie najznamienitszego malarza. I uśmiechała się za każdym razem, gdy ktoś pojawił się na schodach, powodując, że koła zębate w magicznej maszynerii poruszały się, napełniały aurę pokoju dźwiękami fletów i fortepianu. Wyobrażała sobie to wszystko, zlepiała elementy w całość, tworzyła świat, w którym się poruszyła, nadawała mu struktury malinowej pianki.
Dziadzio! – ucieszyła się, niemal piszcząc, kiedy szanowny (i starszy) lord Prewett pojawił się na schodach. Dla niej od zawsze był Dziadkiem Płomykiem – jasnym światłem przytulającym najgoręcej i opowiadającym najpiękniejsze z baśni. Przytuliła się do niego jak tylko zjawił się bliżej i wyciągnęła dłonie do góry, chcąc, żeby wziął ją na ręce. – Dziadzio widział kiedyś tyle śniegu w saloniku? Ja nie! Czy może zlecieć jeszcze więcej? Można na sankach zjeżdżać ze schodów! – uśmiechnęła się do niego, wesoło błyszcząc jeszcze wszystkimi mlecznymi ząbkami.
Kiedy usłyszała słowo „renifer” od razu nadstawiła uszy. Pełno było dziwów dookoła nich w ten świąteczny czas, ale renifera jeszcze nikt tu nie widział! A potem zaczęła się bitwa na śnieżki – ba, nie dość, że b i t w a, to jeszcze w domu Prewettów, w ich s a l o n i e. To było niesłychane!
Nie chciała skończyć jak Winnie, gorące stopy pani Picks kazała maczać w wodzie, a ona czasami była taka gorąca, że aż czuć było w uszach. Na szczęście z pomocą przyszedł Dziadek Płomyk i wziął ją na ręce. Uwielbiała oglądać świat z góry, nareszcie widziała czubki głów nie tylko papy i mamy, ale też i wujcia i cioci! Kiedy skarpetki pojawiły się tuż przed nią, natychmiast wciągnęły się na jej bose stópki – nie zastanawiała się nad siłą, która nimi pokierowała, całą swoją uwagę skupiła na różnobarwnych śnieżkach wirujących w powietrzu od jednego celu do drugiego. Chciała uciec i szukać prezentów, zabawić się w grę, o której mówił wujcio Rorcio, ale bitwa skutecznie ją przed tym powstrzymywała. I pac! Dziadzio dostał prawie w sam nochalek!
Dziadzio, teraz to przypominasz Dziadka Morza, a nie Dziadka Płomyka! – zaśmiała się, usilnie trzymając w piąstce materiał jego szaty. Byli w kiepskiej sytuacji, faktycznie. Schody nie dość dobrze broniły przed śniegiem. – Tam, za fortepian! – fortepian, wiadomo, było blisko hałdy śniegu i prezentów pod nią; wskazała swojemu statkowi kierunek rejsu wśród ośnieżonych mórz i oceanów. Nie musiała być detektywem po dziesięciu kursach, żeby zauważyć, że wszystkie pociski leciały w stronę jednej osoby. To nie fair! – Dziadzio – zasłoniła rączką jego ucho. – Jak wrzucimy trochę śniegu za kołnierz papciowi, to zde… komp… - bycie pięciolatkiem to bardzo trudne zadanie. – To pomożemy wujciowi i szybko będziemy przy choince!
To był dopiero plan. Plan zagłady. Prawdziwy, najprawdziwszy!


Zgubiła swe kropki na łące
a może w ogródku na grządce

Molly Prewett
Molly Prewett
Zawód : żywe srebro Weymouth
Wiek : 8
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
in a world
where you can be
anything
be kind
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t4347-miriam-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka#93727 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4551-miriam-prewett
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]31.12.18 11:22
Z ekscytacją patrzyłem na całą rodzinkę, która przymierzała się do walki na śnieżki. Przez chwilę nawet myślałem, że jeszcze śpię i to wszystko mi się śni, bo nigdy w naszym domu i to w salonie kiedy wszyscy paradowali w piżamach po salonie przed samym dziadziem, nie było bitwy na śnieżki. Skakałem spojrzeniem to na Miriam i dziadzia, to na wujcia to na ciocię i tatę… tylko na mamie zatrzymałem dłużej wzrok wyginając usteczka w podkówkę.
- Ale mamooo, jak pójdę po skalpetki i wrócę, to już na pewno skończycie zabawę - zajęczałem.
Na szczęście na pomoc przyszedł mi wujek i już po chwili na moich stópkach… właściwie to aż na całych nogach siedziały jego piękne czerwone skarpetki w renifery! Zapiszczałem radośnie, nie będę musiał iść po swoje i nie ominie mnie ani kawałek bitwy na śnieżki. Której zresztą stałem się częścią, bo wujek uniósł mnie na rękach i osłaniał moimi plecami przed lecącymi w jego kierunku śnieżkami. To była dopiero zabawa! Chichrałem się radośnie machając nóżkami w powietrzu.
- My cioci pokażemy! Ciocia nie umie tak dobrze rzucać śnieżki jak my! - Krzyknąłem, jakoś niespecjalnie zwracając uwagi na to, że wujek może z jakiegoś konkretnego powodu szeptał. - Ciaasto? Największy kawałek? Owww wujciu! Musimy wygrać!
Dzielnie starałem się działać jak tarcza i osłaniać wujka. Chociaż do wszystkich byłem tyłem, to bawiłem się znakomicie. Na szczęście nic mnie nie trafiło, a dodatkowo machałem rączkami i nóżkami by zwiększyć swoją tarczę. Taki dobry byłem!
W końcu jednak wylądowałem na podłodze, patrzyłem jak kolorowe śnieżki lecą w stronę taty, ale coś im się jednak odwidziało i uderzyły prosto w dziadzię! Zapiszczałem radośnie!
- DZIADZIO DOSTAŁ ŚNIEŻKĄ! DZIADZIO DOSTAŁ ŚNIEŻKĄ! - krzyczałem radośnie będąc chyba najgłośniejszym dzieckiem w odległości stu mil i budząc wszystkich, którzy w tym domu jeszcze spali.
Podskakiwałem z jednej nogi na drugą utrudniając naszym przeciwnikom trafienie we mnie śnieżką. W tym czasie w rączkach formowałem kulkę, która miała polecieć w stronę cioci. Musiała być mocna, aby nie rozlecieć się w trakcie. Pamiętam, że kiedyś chciałem rzucić śnieżką w Miriam, ale ta się rozpadła w połowie drogi i potem ona się ze mnie śmiała. Cioci nie pozwolę się ze mnie śmiać. Moja śnieżka doleci do celu… chyba.
Zerknąłem na Oscara. On też szykował się do tego by rzucić śnieżkę. Robił ją dokładnie tak samo jak ja, nawet podskakiwał dokładnie tak samo jak ja! Oscar był super przyjacielem, bo wszystko robiliśmy razem! Wskazałem głową na ciocię i chyba zrozumiał.
Przygotowałem się do rzutu i rzuciłem najmocniej jak umiałem.
- Za plezenty! - krzyknąłem radośnie.
W tym samym momencie zobaczyłem, że leci też druga śnieżka! Dla mnie było to oczywiste, że rzucił Oscar, no bo przecież kto? Duch? Nie możliwe!


1-4 dwie śnieżki uderzają w ciocię Julkę
5-7 jedna śnieżka uderza w ciocię Julkę a drugą dostaje mama
8-10 jedna śnieżka uderza w tatę a druga w Miriam


Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym

Edwin Prewett
Edwin Prewett
Zawód : Mały lord
Wiek : 6 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4363-edwin-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f247-dorset-west-lulworth-posiadlosc-prewettow
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]31.12.18 11:22
The member 'Edwin Prewett' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]02.01.19 2:16
Co tu się działo! Z każdej strony leciały śnieżki, głośne śmiechy i konspiracyjne szepty. Archibald nie posiadał umiejętności skupienia się na wszystkim, dlatego postanowił koncentrować się jednak na tych białych (choć niekoniecznie) kulkach, które szybowały mu nad głową. Wiedział, że świąteczny poranek będzie wesoły, ale nie sądził, że okaże się również tak energiczny.
- Mądry człowiek jest przygotowany na zdradę - odpowiedział równie poważnie, cytując magicznego myśliciela, którego imienia nie pamiętał. Nigdy nie przykładał się do historii filozofii (ani historii w ogóle) preferując obcowanie z namacalną nauką jak na przykład zielarstwo. Nie unikał również aktywności fizycznej i to na pewno dlatego tak bezproblemowo trafił kolorowymi śnieżkami w głowę młodszego brata. Przygotowany na obronę, tudzież kontratak, stał w gotowości z wyciągniętą różdżką, chociaż po chwili chwycił jeszcze poduszkę. Powinna się świetnie sprawdzić w roli tarczy, ale Archie nie był w stanie tego przetestować, bo kulki poleciały w dziadka. Archibald zaśmiał się pod wąsem, bo w sumie nie wypadało, ale przecież zachowanie powagi w takiej sytuacji nie było możliwe. - Dziękuję, dziadku. Też je lubię - faktycznie uważał je za gustowne, tak bez ironii.
Nie potrafił ukryć, że niespodziewana propozycja Julii nieco go zaskoczyła. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że w zasadzie nie miał nic do gadania - tak postanowiła i tak miało być. Nie zamierzał się sprzeciwiać, w zasadzie odpowiadało mu bycie w jej drużynie. - Lorraine! - Machnął w jej kierunku ręką, żeby podążyła za nim. Najważniejsza w takich sytuacjach jest odpowiednia taktyka. Złapał ją za łokieć, kiedy do niego podeszła, i pociągnął ją za stół zgodnie z pomysłem Julki. - Czy ty strzelasz śnieżkami w naszego syna? - Wyszeptał zdziwiony, bo jednak za pomocą zaklęcia to tych śnieżek leciało tak dużo i wydawały się większe od tych ulepionych ręcznie. Poza tym Winnie własnie był tarczą, czy naprawdę Lorraine chciała go dobić? Archibald musiał wyrazić swój szok. - I pomagasz wrogom? - Doszeptał oburzony, kiedy tak rzucała poradami na prawo i lewo. Czyżby mieli zdrajcę w swojej drużynie? Oddał jej swoją poduszkową tarczę, mając nadzieję, że zrobi z niej dobry użytek. Potem położył jej dłoń na ramieniu i spojrzał głęboko w oczy jakby naprawdę odchodził na wojnę. - Kocham cię - powiedział, po czym podniósł się i wybiegł spod stołu z głośnym krzykiem. Miał ważną misję - odbicie Winniego, nie mógł polec. W mokrych bamboszach niewygodnie się biegało, ale może uda mu się dobiec do syna i chwycić go pod pachę, żeby odsunąć go jak najdalej od Rory'ego.

1-4: udaje mi się chwycić Winniego
5-7: przypadkowo wpadam na Rory'ego
8-10: spektakularnie się przewracam i sunę prosto w śnieżną zaspę

| Czas na odpis: 48h hero


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]02.01.19 2:16
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]02.01.19 20:47
Jeszcze nim porwały ich wichry bitwy na śnieg i honor, Rory parsknął śmiechem, słysząc komentarz dziadka. Staruszek potrafił rozłożyć go na łopatki jednym tylko zdaniem; chciałby mając tyle lat, co on, przemierzać dystyngowanie świat z taką werwą i humorem. - Doprawdy, Fluviusie, zacne bambosze - zawtórował, z trudem powstrzymując się od śmiechu; kąciki ust niebezpiecznie mu już drżały.
Rory nie spodziewał się, że chwilę później niepozorny staruszek zapali się do boju, gdy tylko wylądują na nim zbłąkane kule; młody Prewett zdążył jedynie wykrzywić twarz w wyrazie zdumienia, nim stał się Roratio śnieżnonosym. Po zetknięciu z jego twarzą śnieg zaczął się stapiać; kolorowe krople spływały mu po policzkach, wyglądając jak strugi wielobarwnych łez.
Lekcja na dziś: pod żadnym pozorem nie zadzierać z dziadkiem.
Bren równie szybko zaczął werbować Prewettów do swojej drużyny; na pierwszy ogień (albo, w tym przypadku, lód) poszła Miri.
Tymczasem okazało się, że rudzielca czeka walka na kilku frontach. Ledwie zdążył zetrzeć rękawem swetra śnieg z twarzy, a już oberwał kolejny raz - znowu prosto w twarz. I choć Winnie wciąż znajdował się na jego rękach, kiedy w ostatniej chwili zorientował się, że lodowy pocisk nadlatuje, odsunął bratanka odrobinę; miał być co prawda tarczą - ale nie dosłownie, nie zasłoniłby się nim przecież, Eddie miał tylko sprawić, by Julia zawahała się zanim, ich zaatakuje; jednak wcale jej to nie powstrzymało.
- Merlinie - prychnął jak rozwścieczony kuguchar, rzucając siostrze fałszywie gniewne spojrzenie; jednocześnie dmuchnął w stronę nosa, by spadł z jego czubka śnieg - do stu tysięcy latających gargulców... - zdążył jeszcze wymamrotać, nim - biegnąc zygzakiem, żeby utrudnić przeciwnikom trafienie do celu - zaczął podążać w stronę upatrzonego miejsca - zaraz śnieg zetrze ci ten uśmiech z twarzy - krzyknął jeszcze do Julii, nie musząc się nawet odwracać, żeby wiedzieć, iż w tym momencie tryumfuje.
O jakież było jego zdziwienie, kiedy - pomimo całego wysiłku, który włożył w taneczne przemieszczanie się po odmrażającej mu palce u stóp powierzchni - oberwał po raz kolejny, tym razem w tył głowy. - Padnij - krzyknął do swojego sojusznika (w walce o największy kawałek ciasta) i uklęknął, dając Winnie'emu szansę, żeby zeskoczył na podłogę, po czym Rory położył się na niej na brzuchu, a następnie zaczął się czołgać w stronę ogromnej sofy. Na ostatnim odcinku, walcząc zaciekle o przetrwanie (jeszcze trochę a zamieni się w bałwana) - skoczył na kanapę i z rozpędu, opierając prawą rękę na jej oparciu, przeskoczył za oparcie, zza którego chwilowo widać było jedynie kilka ośnieżonych, rudych sprężynek.
- Winnie, wszystko dobrze? - konspiracyjny szept dobiegł zza siedziska; pobrzmiewała w nim nutka niepokoju; byli przecież zdziesiątkowani.
Prawie przegapił ten piękny moment, kiedy Winnie trafił Julkę dwoma kulkami. - Tak jest! - ryknął entuzjastycznie, czując natychmiastowy przypływ energii do działania; może jeszcze nie wszystko było stracone. Wślizgnął się pod kanapę, ostrożnie łypiąc spod niej w kierunku siostry - nawet teraz nie mógł sobie odpuścić zemsty (ktokolwiek twierdził, że najlepsza jest na zimno, zdecydowanie miał rację); jednak kiedy Archie wykonał swój podstępny ruch, chcąc wykraść Rorkowi najlepszego współtowarzysza śnieżnej broni, młody Prewett musiał zmienić strategię i najpierw zawalczyć o bratanka.
- Ignis fatuus - z jego różdżki wydobyła się kula, migocząca drobinkami kolorów; zdążyła rozpędzić się w powietrzu, nim uderzyła Arcziego prosto w czoło i wybuchnęła kaskadą fajerwerków; Rory po cichu liczył na to, że zdekoncentruje to brata na tyle, by Winnie zdołał od niego umknąć.


kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat

Rory Prewett
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6716-roratio-prewett https://www.morsmordre.net/t6753-listy-z-nieba-rory https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t6751-skrytka-bankowa-nr-1686#176204 https://www.morsmordre.net/t6754-r-g-prewett#176213
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]04.01.19 13:10
Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy twarz Rorka przyzdobiła się kolorowym puchem. Cóż, zabawa to zabawa, a Julia w tej kwestii była absolutnie bezwzględna jak widać! Poza tym potwornie lubiła słodycze i wielki kawałek ciasta brzmiał cudownie. Patrzyła jeszcze jak młodszy brat zaczyna biegać zygzagiem, najwidoczniej postanawiając przy tym wybrać sobie lepszą ochronę niż kilkulatek. Rozsądnie jak na młodego Prewetta przystało!
Przez chwilę patrzyła jak najmłodsza latorośl ich rodziny pędzi z nim całkiem rozczulona, jednak kiedy dosłyszała radosne pokrzykiwania Winniego, uniosła brwi, spojrzenie wbijając w Rory'ego. Mogłaby wyglądać w tej chwili jak nauczycielka, która zadała uczniowi pytanie i oczekuje odpowiedzi. Oprószona śniegiem oraz uważająca na kolejne śnieżne piguły.
- Ktoś tu przeciw mnie spiskuje?
Spytała bardzo, ale to bardzo poważnie, nie żeby zaledwie chwilę temu obtoczyła twarz brata śniegiem. To nie ma znaczenia, nie czepiajmy się jej.
Zaraz z resztą znalazła sobie drużynę, najlepszą bo składającą się z najstarszego z rodzeństwa oraz Lorraine. No, dziadka i Mirkę też by chętnie tu złapała, ale to by było czwórka kontra dwójce, więc niech już będzie!
Archie nie marudził i dotarł z nią i Lorraine za stół, gdzie na pewno trudno było w nich trafić i w lot złapał jej szaloną i jakże skomplikowaną taktykę, wybiegając jak wariat na Rorka.
- No wiesz? - pokręciła głową z rozbawieniem widząc, że lady Prewett nie potrafi nie być w drużynie swoich dzieci. Eh no ale co poradzić. No, w sumie to właśnie walczyli o odbicie Winniego więc wszystko może się jeszcze udać!
Robiło się jej jednak coraz bardziej zimno, co dopiero więc musiały czuć dzieciaki. Zaraz wycelowała więc różdżką w Mirkę, kiedy ta ciągnęła dziadka za fortepian.
- Caldasa. - wypowiedziała, zaraz celując także w Winniego, zanim Archie do reszty zasłonił jej widok na malca. - Caldasa.
Powtórzyła w nadziei, że zaklęcia się powiodą, a malce nie odchorują potem tej zabawy. Co by to było - choroba na święta!
- Dalej, Archie! - kibicowała bratu patrząc przy tym, jak leci ku niemu Rorkowa "fajerwerka", feerią barw wpasowując się w ich kolorowe śnieżki.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]04.01.19 13:10
The member 'Julia Ollivander' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 77

--------------------------------

#2 'k100' : 90
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]05.01.19 12:32
Brennus Ealdwin Prewett

Skinął głową w stronę Archibalda, zaiste gustowne bambosze, kiedy już skończy się śnieżna bitwa, a dziadek stwierdzi, że jego przemoknięte kapcie nie nadają się do noszenia, z pewnością zażyczy sobie od najstarszego wnuka nową parę, bo nie ma to jak mieć w co wsunąć zmarznięte stopy. Ale dosyć o tym, niewolno rozmyślać o ciepłych paputkach, kiedy było się na polu bitwy. Obecni obozowicze nie przewidzieli jednego - dziadek pokonywał ich już na starcie poprzez doświadczenie zdobyte latami. Dlatego to właśnie on i Mircia mieli pierwsi dostać się do prezentów i wygrać największy kawałek ciasta.
- Nie kruszynko, wujcio Rory postarał się w tym roku - powiedział, patrząc jeszcze na niezdobyte pole białego puchu. Faktycznie, chociaż nie raz toczył bitwy na śnieżki przed posiadłością to nigdy nie zdarzyło mu się urządzać śnieżkowej wojny w salonie.
- Bo dziadkowi Mrozowi śnieg niestraszny, dlatego teraz jestem dziadkiem Mrozem, Biedroneczko - wyjaśnił, uśmiechając się ciepło do rudowłosej dziewczynki. Niestety, nie było czasu na pogawędki, śnieżki raz po raz wydostawały się końcówek różdżek najstarszych czarodziejów, jak gdyby to dla nich była urządzona ta zabawa, a nie dla najmłodszych prawnucząt lorda Brennusa. Niezależnie od tego, bawił się świetnie. Był dumny ze swojej prawnuczki, która wnet pojęła jakimi prawami rządzi się bitwa na czarodziejskie śnieżki i znalazła im idealną kryjówkę. No, to teraz dziadzio pokaże młodym jak to się toczy bitwę na śnieżki. Chociaż nigdy nie chwalił się tymi dokonaniami to jako najlepszy dziadek, którego szlacheckie dwory miały zaszczyt gościć, idealnie opanował zaklęcia i sztuczki, które mogły wywołać szeroki uśmiech na twarzach najmłodszych. I teraz miał coś w zanadrzu, dla uciechy małej Mirci. Widząc co się dzieje, że siły na polu się przegrupowują, dziadzio i Mircia nie mogli pozostać bierni.
- Wspaniały plan moja droga, zobacz, tatuś już podstępnie ukradł wujciowi twojego brata, myślę, że wrzucenie śniegu papciowi za kołnierz to twoje zadanie dzielna Biedroneczko - to brzmiało jak fantastyczny plan. Dziadek miał dużo lepszy trik w zanadrzu, ale na razie nie mógł się zdradzić. Najpierw musiał zadbać oto, aby podczas swojej misji, Mircia miała ochronę.
Dziadek schował się za fortepianem i za pomocą trzech machnięć różdżką obok nich pojawił się bałwanek. Kolejne machnięcie różdżką, a na jego brzuszku pojawiły się guziczki, nos marchewkowi przykleił się do najwyższej kulki, czarne kamyczki imitowały oczka, a czerwony szalik okalał szyję. Do tego dwie patyczkowe rączki. Archibald, Julia i Roratio zapewne doskonale znali tą dziadkową sztuczkę. - Mirciu, to jest nowy członek naszej drużyny, będzie cię bronił przed śnieżkami wrogów - odparł i na koniec dotknął różdżką czubka głowy bałwanka, który w tym samym momencie ożył i pomachał wesoło do Biedroneczki.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]05.01.19 20:25
Lorraine nic nie mogła poradzić na to, że ciężko było jej wybrać stronę, kiedy we wszystkich sporach, w których jej dzieci stały po przeciwnych stronach bywała całkowicie neutralna. Teraz to była jedynie bitwa na śnieżki – świąteczna zabawa, która całkowicie przypadkowo zmieniła prezentowy poranek w salonową apokalipsę. Szlachcianka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że ich święta były po prostu wyjątkowe. Ona sama jako dziecko choć potrafiła fantastycznie bawić się przy palącej się choince to jednak nigdy nie wyobrażała sobie by podobne sytuacje mogły mieć miejsce w domu Abbottów.
Wyrzucona przez blondynkę śnieżka pomknęła w stronę wujcia Prewetta i kiedy dosięgnęła swojego celu kobieta uśmiechnęła się szeroko zadowolona z efektu. - Oczywiście, że tak! Ciastko miało być moje… - odpowiedziała mężczyźnie posyłając mu przy tym rozbrajający uśmiech.
Salon Prewettów zaczął przypominać wielkie pobojowisko. Śnieg pod ich nogami już powoli topniał, ale Lorraine wierzyła, że magia jeszcze przez długi czas pozwoli im się cieszyć podobnym stanem rzeczy. Kobieta chcąc schować się przed ostrzałem śnieżek ukryła się za ramieniem Archiego. - To moja Abbottowa natura – odpowiedziała Julii ze wzruszeniem ramion. Przecież to nie była jej wina, że walczyła o równe szanse i jako matka i jako znawca prawa.
Słysząc słowa pożegnania ze strony męża położyła mu dłoń na policzku. - Wróć do mnie cały i zdrowy. Wróćcie obaj. - powiedziała wkładając w to tyle uczuć ile tylko była w stanie.
Lorraine nigdy nie powiedziałaby, że wszyscy tak bardzo wczują się w sytuację. Schodząc na dół w ogóle nie podejrzewała, że taka farsa ich tu czeka. To było szalone, ale i niesamowicie rodzinne i kochane. Pokazywało jak wiele znaczy dla nich spędzanie czasu zwyczajnie w swoim towarzystwie.
Kiedy Archiemu udało się uratować Winniego z rąk złego wujka Rorcia, blondynka zaklaskała radośnie. Fajerwerki były jednak tym czego chyba nie przewidzieli. Teraz już na pewno cała posiadłość Prewettów miała wstać razem z nimi. Przy śniadaniu przyjdzie im się wszystkiego nasłuchać.
Szlachcianka nie czekając na przebieg wydarzeń rzuciła się biegiem w stronę choinki. - Zbieram prezenty i ciacho! - krzyknęła mknąc do przodu. Nie przewidziała jednak, że śnieg i salonowe płytki to niezbyt dobre podłoże do biegu. Już po chwili Prewettówna leżała jak długa kilka kroków od choinki.


nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4343-lorraine-prewett https://www.morsmordre.net/t4553-rosca#97075 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4554-lorraine-prewett#97077
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]06.01.19 15:48
Święta u Prewettów zawsze były wesołe, lecz tegoroczna bitwa przebiła wszystko inne. Naprawdę nie spodziewał się takiej akcji, ale czuł, że stanie się tradycją. Może niekoniecznie wewnątrz posiadłości (chociaż to dodawało jej oryginalności), ale na zewnątrz na pewno. Rory wykazał się w roli armatki śnieżnej, więc od teraz nie będzie w stanie się z tej roli wykręcić. Każdego roku będzie zasypywał weymouthski pałac białym puchem. Gdyby tylko nie nazywał go Fluwiuszem... Ale za to jeszcze zdąży się z nim policzyć.
Musiał przyznać, że rzut jego syna okazał się niezwykle celny, z czego był dumny, i omal z tej dumy nie zapomniał o bitwie. Niestety Winnie stał po złej stronie barykady, a Archibald musiał go przechwycić do swojej drużyny. Wtedy Rory całkiem osłabnie, chociaż radził sobie naprawdę dobrze jak na i tak ograniczony skład. Słyszał doping siostry, pamiętał patetyczne pożegnanie z żoną, musiał dać sobie radę. I dał, złapał Winniego, ale Rory okazał się sprytniejszy. W jego stronę pomknęła kula światła, a trzymając syna, nie mógł się przed nią obronić zaklęciem. - Lorraine, weź go! - Krzyknął, puszczając Winniego, by mogła go przejąć żona, ale wtedy zauważył kątem oka, że jego żona leży bezradnie obok choinki. Poległa. I wtedy uderzyła go kula prosto w czoło, wybuchając wokół niego niczym fajerwerki. Przymknął oczy, próbując się od nich opędzić rękoma jak od muchy - trochę go zaswędziała twarz, ale nie to było w tym momencie ważne. - Ty... - Zaczął, wskazując różdżką na młodszego brata, - Miarka się przebrała - stwierdził, podbiegając bliżej niego. Rory niepotrzebnie wchodził pod kanapę, teraz trudniej będzie mu uciec. - Fae feli! - Tak, to już cios poniżej pasa, ale wojna rządzi się swoimi prawami. Mnóstwo srebrnego brokatu oblepiło Rory'ego od stóp do głów, świecił się jeszcze bardziej niż bombka! Archie szybko się schylił, żeby uformować śnieżkę, którą podziękuje mu jeszcze za Fluwiusza, ale wtedy zauważył zaczarowanego bałwana. Miał już prawie trzydzieści lat, a i tak nie potrafił tego zrobić tak dobrze jak dziadek Bren. - Bałwan Olaf! - Uśmiechnął się szeroko na to powracające wspomnienie z dzieciństwa. - Wygląda dokładnie tak samo - spojrzał na Julkę i Rory'ego, szukając w ich oczach potwierdzenia. Identycznie! Jakby się cofnął dwadzieścia lat wstecz.

| Czas na odpis: 48h :santa:


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]06.01.19 16:26
Bitwa działa się w najlepsze, a Lorraine ruszyła do boju! Biegła całkiem dobrze i Julia już gotowa była na radość z wygranej, kiedy Prewettówna się poślizgnęła. W tym samym czasie jednak Archiemu udało się odbić Winniego, więc chociaż jedna część walki się udała! Zerknęła jeszcze, czy Lorka jest cała, nim sama wyszła zza stołu z zamiarem biegnięcia do choinki. Wtedy jednak Fluviusz Archibald Prewett pokazał, że jest jej bratem z krwi i kości, bez najmniejszych skrupułów okrutnie atakując najmłodszego z rodzeństwa.
- Zero litości!
Uśmiechnęła się szeroko, skoro jednak Archie zajął się Rorym, ona ruszyła w stronę Lorraine i choinki, jednak w tej chwili dziadek całkowicie ją obezwładnił. Było to absolutne oszustwo i ruch poniżej pasa, bo Julia tak szybko zatrzymała się w swoim szaleńczym biegu, że kolejny metr przeszurowała jak na łyżwach. Udało jej się jednak ustać na nogach i odwrócić się, by zawtórować radości Archiego.
- Olaf! - jak to możliwe, że dziadek tak dawno go nie wyczarowywał? Teraz Julii się wydało, że święta nigdy nie były bez niego takie same. Bo jak tu się cieszyć magią świąt bez ruszającej się grudki śniegu z szalikiem, marchewkowym nosem, guziczkowymi oczkami i w ogóle? - Dziadku, żaden bałwan nigdy nie zastąpi twojego.
Stwierdziła z uznaniem dla tego kunsztu, bo była pewna że gdyby ona, czy Archie zrobili takie cudo, byłoby może urocze ale nie byłoby tym samym. Chyba bałwany dziadka dostają po prostu troszkę jego osobowości. Tak, to na pewno to. To wyjątkowe bałwany. Znaczy jeden, odradzający się po wielokroć.
No, ale w końcu cofnęła się jeszcze trochę, zerkając na Lorraine jak już nacieszyła się ich śnieżnym gościem.
- Nie poobijałaś się za mocno?
Spytała Lorraine, a korzystając z tego że dziadek na pewno był rozproszony komplementami i dumą, postanowiła wymierzyć w niego atak.
- Albalis. - wypowiedziała, bo co to ma być za rozpraszanie ich! Dziadka oczywiście szanowała najmocniej, ale ten szacunek w zabawie wyraża się inaczej.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]07.01.19 21:33
Kiedy Jula piorunowała go wzrokiem, pokazał jej - jakże dorośle - język, po czym ponownie poszukał schronienia za przysypaną śniegiem sofą. Musiał przemyśleć swoją strategię, bo sojusze zmieniały się jak w kalejdoskopie, a gra o prezenty stawała się coraz brutalniejsza.
I coraz bardziej niespodziewana - Lorrie przeprowadzająca szturm na skarby skryte pod choinką całkowicie go zaskoczyła. Wyczołgał się zza kanapy, chcąc rzucić się w jej stronę.
Może nawet by się to udało - gdyby nie Archie, który zmaterializował się tuż obok, obrzucając Roratio srebrzystym deszczem pyłu, oblepiającego rudzielca od czubka głowy aż po stopy; miał wrażenie, że zaczął tym nawet oddychać. Zamrugał kilkukrotnie, żeby łzy oczyściły oczy z kilku zbłąkanych drobinek, po czym przetarł je ręką, z przerażeniem odkrywając, że naprawdę ani jeden skrawek jego ciała nie jest pozbawiony tej ozdoby.
Umykając przed śnieżką Archie'ego rzucił się w stronę Lorraine; upadł na brzuch (ała, żebra zastrajkowały cichym gruchotem), ślizgiem starając się przeciąć jej drogę i odgrodzić blondynkę od choinki.
Nie do końca udało mu się jednak wymierzyć, gdzie powinien się zatrzymać, więc zderzył się z nią z impetem; odepchnął się siłą rąk, jednocześnie obserwując każdy jej ruch; czaił się do ataku łaskotek, gdyby tylko poderwała się z ziemi i zdecydowała się dokończyć to, co rozpoczęła.
Dopiero teraz, kiedy Fluvius zwrócił im na to uwagę, dostrzegł znajdującego się w pobliżu Miri bałwana (a raczej jego widoczny fragment, wychylający się zza masywnego fortepianu). Olaf, jedyny w swoim rodzaju, zdecydowanie musiał być wytworem różdżki dziadka - ten czar zawsze będzie mu się kojarzył właśnie z Brenem - gdy Rory był o połowę niższy, a mróz zaczynał już malować śnieżynki na tafli szyb, łypał w stronę dziadka z nadzieją w oczach, czekając, aż staruszek sprezentuje rodzeństwu tradycyjnego bałwana - uwielbiał je tak bardzo, że był w stanie poświęcić dla nich swoje najcenniejsze kapeluszowe zdobycze i przyozdabiał nimi dumne głowy białych tworów.
Ten widok chyba za bardzo go rozczulił; a przy okazji zdekoncentrował.
Jako że chwilo sam stanowił jednoosobową drużynę, zmusił się do powrócenia do walki.
- Cantis - mruknął, przyczyniając się do tego, że fortepian się rozśpiewał - a wybór utworu nie był przypadkowy, Rory z premedytacją wybrał ten znienawidzony przez atakującą dziadka Julię; chciał jeszcze na chwilę odwrócić ich uwagę, by przemknąć w stronę prezentów.
Obrzucił Lorrie uważnym spojrzeniem, będąc pewien, że myśli o tym samym, co on, po czym z prędkością Julii pałaszującej słodycze, kiedy myśli, że nikt tego nie widzi, rzucił się ku choince.

rzucamy kostką na to, kto dostanie się tam pierwszy?


kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat

Rory Prewett
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6716-roratio-prewett https://www.morsmordre.net/t6753-listy-z-nieba-rory https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t6751-skrytka-bankowa-nr-1686#176204 https://www.morsmordre.net/t6754-r-g-prewett#176213
Re: Święta w Weymouth, 1955 [odnośnik]07.01.19 21:33
The member 'Rory Prewett' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 45
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Święta w Weymouth, 1955 - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Święta w Weymouth, 1955
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach