Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet Elviry Multon
AutorWiadomość
Gabinet Elviry Multon [odnośnik]15.10.18 18:12
First topic message reminder :

Gabinet Elviry Multon

Gabinet uzdrowicielki Multon znajduje się na samym końcu długiego korytarza, w miejscu, w którym dawniej królowała przeniesiona w późniejszych latach pracownia alchemiczna. Pokój jest stosunkowo niewielki, a drażniąca od progu woń przechowywanych przez Elvirę ziół przywołuje skojarzenia z jego dawnym użytkowaniem. Choć kolorystyka gabinetu nie różni się zbytnio od pozostałych pomieszczeń szpitalnych - ściany są białe, lekko podniszczone i zszarzałe, a podłogę wyłożono jasnymi płytkami - panuje tu przytłaczająca atmosfera. Nie ma okien, jedyne źródło światła stanowią liczne kandelabry, a niemal każdy róg został przysłonięty olbrzymią szafą pełną regałów i szuflad; ostała się jedynie ściana naprzeciw drzwi, przy której upchnięto przykrytą białym prześcieradłem kozetkę. Mniej więcej na środku pomieszczenia znajduje się pokaźne biurko z wygodnym fotelem dla uzdrowiciela i dwoma mniej wystawnymi postawionymi z myślą o pacjentach. Całości nie da się nazwać niechlujną; Elvira dba o czystość półek i porządek w dokumentach, jednak szalona jak na wielkość gabinetu liczba mebli oraz porozwieszane w prześwitach między nimi szczegółowe obrazy anatomiczne nadają mu klaustrofobicznego charakteru. Ciężko powiedzieć, by wystrój został podporządkowany dyktandu pacjentów; co poniektórzy mogą nawet odnieść wrażenie, że jest to pokój mający służyć przede wszystkim samej uzdrowicielce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Elviry Multon - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]23.09.19 10:54
Nie minęło więcej niż kilka sekund od momentu, gdy wezwała gościa do siebie, a już zdążyła rozłożyć na biurku czysty pergamin oraz nowy kałamarz, który odkorkowany pachniał świeżym, nietkniętym stalówką atramentem. Pierwszy rzut oka na gabinet Elviry mógł wywołać wrażenie chaosu i zagracenia, ale wszystkie najważniejsze przedmioty oraz dokumenty miała zawsze pod ręką w znajomych dla siebie miejscach. Najczęściej nie musiała nawet wstawać z fotela, by przeprowadzić wywiad z pacjentami oddziału genetycznego, no chyba, że w drzwiach pojawiał się ktoś, kogo twarz nie wiązała się z żadnym nazwiskiem regularnie figurującym na liście zajętych łóżek. Już opierała palce na blacie, by wstać i podejść do obszernych szafek wypełnionych pozostałymi aktami, gdy słowa staruszki niczym zaklęcie Petrificus zatrzymało ten ruch w połowie.
- Co, proszę? - zapytała ostro, opadając z powrotem na fotel. Spotykała się z różnego rodzaju bezczelnością, ale rzadko się zdarzało, by już na samym początku potraktowano ją niczym podrzędną sprzedawczynię w narożnym sklepie.
Jeszcze większe oszołomienie wywołał wyciągnięty przez kobietę bukiet. Tak, miała urodziny, ale nigdy w życiu nie widziała jej na oczy. Czy naprawdę należała do rodziny? Pomimo skupienia Elvira nie była w stanie umiejscowić we wspomnieniach tej starczej sylwetki. Musiała jednak przyznać, że nigdy nie trzymała ręki na pulsie, gdy w grę wchodziły zawiłości ich drzewa genealogicznego, tym bardziej po stronie matki. Ale ta kobieta nie mogła być przecież Parkinson, prawda? Brakowało jej nie tyle szlacheckiego obycia, co obycia w ogóle, gdy tak bez uprzedzenia wprosiła się do gabinetu uzdrowiciela w czasie pracy. Na Merlina, jeżeli tak bardzo chciała się pochwalić tymi chwastami mogła to zrobić wieczorem albo wysłać je pocztą.
- Nie wydaje mi się, byśmy się znały - powiedziała zgodnie z prawdą, nie wyciągając ręki ani nie wykonując żadnego gestu w kierunku złapania za ofiarowane kwiaty. Przesuwała chłodnym spojrzeniem po zmarszczkach na jej twarzy, nadal próbując ją sobie przypomnieć. Na nic. Nie chciała jednak wyjść na ignorantkę w tak błahej sprawie, więc wbrew sobie nie zakwestionowała tej historii - Nie przyjmuję prezentów w godzinach pracy, nie mam na to czasu - to była tylko częściowo prawda; ludzie z Munga składali je w szpitalu, bo w większości nie wiedzieli, gdzie mieszka uzdrowicielka Multon. Nigdy jednak nie zdarzyło się, by zawędrował tutaj ktoś z zewnątrz, poza tym chciała pozbyć się tej kobiety jak najszybciej.
Jeszcze kilka chwil temu nudziła się nad stosem dokumentacji, lecz wizja radzenia sobie ze staruchą, której nie znała nawet z imienia, okazała się po stokroć gorsza.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]28.09.19 18:22
Odpowiedziała Elvirze pełnym niedowierzania uśmiechem, jakby czuła się zaskoczona tym, że naprawdę jej nie pamięta. Włożyła wiele wysiłku w to, by się uśmiechnąć, nie skrzywić. By nie chwycić za różdżkę i cisnąć w kobietę kolejnym Bucco albo lepiej - solidne Larynx Depopulo nauczyłoby ją jak zwracać się do innych. Trudno było Rookwood uwierzyć, że los znów je ze sobą zetknął - w dodatku w okolicznościach, w których nie mogła ujawnić swojej prawdziwej tożsamości dla dobra prowadzonego przez siebie śledztwa. Dopiero co awansowała, nie mogła przełożyć prywatnych animozji i zemst ponad sprawę, aby nie dać powodu lordowi Avery do cofnięcia swojej decyzji.
- Och, kochana, możesz mnie nie pamiętać, nie widzialyśmy się tyle czasu! Ważne, że ja pamiętam, byłaś rozkosznym brzdącem, z tymi jasnymi włosami wyglądałaś jak aniołek... - odpowiedziała staruszka entuzjastycznym, niemal ćwierkającym z przejęcia tonem, jakiego zwykły używać starsze krewne wspominające dawne czasy, choć nikt nigdy o to nie prosił. - To ja, ciocia Romilda, kuzyn twojego dziadka Multona był moim mężem - wypaliła szybko, mając nadzieję, że Elvira nie zacznie w myślach odtwarzać drzewa genealogicznego. Wskazała siebie jako piątą wodę po kisielu, bo istniało większe prawdopodobieństwo, że trafi w bardzo mgliste linie pokrewieństwa i to tłumaczyło, dlaczego uzdrowicielka nie pamięta jej twarzy. - Dajże spokój, Elviro, to tylko kwiaty z okazji urodzin - to nie łapówka - zaśmiała się, podchodząc bliżej i czując narastającą w duchu złość, bo przypomniała sobie jak mocno ta dziewucha zdołała zadziałać jej na nerwy wtedy w bibliotece. - Po prostu przyjmij najlepsze urodzinowe życzenia od starej ciotki, dobrze? Bez zaproszenia zajęła krzesło, przeznaczone zapewne dla pacjentów, po drugiej stronie biurka i położyła kwiaty na biurku. Wyraźnie nie zamierzała wychodzić, bo choć Elvira nie wyprosiła jej wprost - jeszcze - to po zachowaniu można było wysnuć podobny wniosek.
- Lepiej opowiedz mi co u ciebie, moja droga. To wspaniale, że zostałaś uzdrowicielką, to niełatwe! - Kilka pochlebstw od starej krewnej powinno zdobyć jej przychylność, ukoić nieufność, przegnać niechęć. Przynajmniej zazwyczaj tak bywało. Teraz w głowie Rookwood pojawiło się mnóstwo wątpliwości. Dziewucha była cholernie uparta. Trudno będzie wyciągnąć z niej jakiekolwiek informacje, jeśli nie podejmie konwersacji. Zerknęła na papiery leżące na biurku, lecz zdawała się nie przywiązywać do tego wagi. Panujący wokół chaos zagraconego gabinetu także wydawał się czarownicy zupełnie nie przeszkadzać, choć może powinien. Staruszki bywały pedantyczne. Zwłaszcza ciotki, których wizyt nikt sobie nie życzył. A już szczególnie w dzień urodzin.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]30.09.19 18:09
Na Elvirze smutek domniemanej ciotki nie robił najmniejszego wrażenia; starszych ludzi darzyła mniej więcej taką samą sympatią, co dzieci. Choć może była i w tym przesada, dzieci bowiem przynajmniej było dlaczego leczyć i ratować, podczas gdy osoby podeszłe prosiły się o to właściwie bez powodu, kiedy wiadomym było, że wkrótce umrą. Śmierć wyzierała im z oczu, kryła się w zagłębieniach zmarszczek i Elvira nie chciała na to patrzeć, nie chciała sobie przypominać o tym, że ciało się rozpadało, a umysł przemijał. To było coś zupełnie innego niż ratowanie człowieka w chorobie lub po wypadku. Tamte były sytuacjami losowymi, które mogły, ale nie musiały się wydarzyć, coś odwracalnego, co mogła naprawić za pomocą potęgi swojej różdżki i doświadczenia. Starzenie natomiast było nieuniknione i poza pojmowaniem współczesnej magii. Nie chciała o tym rozmyślać. A już zwłaszcza nie w swoje urodziny.
Spojrzała więc krzywo na kobiecinę, kiedy ta zajęła sobie wygodnie miejsce na fotelu, jakby miała do tego pełne prawo, nie pytając wcześniej o zgodę.
- Dziadka Multona? - powtórzyła, unosząc brwi, jednak za żadne skarby nie była sobie w stanie przypomnieć nie tylko kuzyna oraz jego żony Romildy, ale swojego dziadka ogółem. Czy on w ogóle jeszcze żył? - Przyjmuję życzenia urodzinowe, możesz zostawić kwiaty i dać mi spokojnie pracować - uznała trochę bardziej ugodowo, mając nadzieję, że w ten sposób szybciej pozbędzie się obecności Romildy i konieczności przypominania sobie zaśniedziałych rodzinnych powiązań. - Uzdrowiciele leczą ludzi, jeżeli więc jesteś zdrowa... - urwała i odetchnęła, by przypadkiem nie powiedzieć o kilka słów za dużo, nawet jeżeli same cisnęły się na usta.
Dużo łatwiej przychodziło Elvirze krytykowanie kobiety ze świadomością, że odwiedziła ją z przyczyn niezwiązanych z uzdrowicielstwem, że była tylko członkiem rodziny, ale wciąż nie oznaczało to, że nie mogła na nią donieść. To był jej gabinet i czas dyżuru, technicznie rzecz biorąc do każdego powinna odnosić się jako pracownik szpitala.
- Oddział chorób wewnętrznych jest przepełniony, mamy wiele pacjentów z najróżniejszymi dolegliwościami. A co za tym idzie, ja także jestem przemęczona i nie mam ochoty rozmawiać teraz o swoim prywatnym życiu. Mogę napisać do ciebie list, jeżeli tylko podasz swój adres - nie miała zamiaru dodawać "ciociu", nigdy tego nie robiła, nawet gdy była pewna relacji. Nie zamierzała także wysyłać żadnego listu, chciała jedynie w uprzejmy sposób tę kobietę zbyć.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]06.10.19 14:23
Wytrzymala pełne podejrzliwości spojrzenie Elviry, nie pozwalając sobie, by z ust zniknął uśmiech. Nie mogła wyjść z tej dziwacznej roli, jeśli chciała zapytać ją o Hudsona. To było trudne. Im dalej patrzyła na tę irytującą twarz, słuchała jeszcze bardziej wkurzającego tonu głosu i niegrzecznych słów, tym większą miała ochotę, by spełnić swoją groźbę i wyrwać jej ten cięty język. Nawet patrząc obiektywnie Elvira mogła uchodzić za wyjątkowo nieprzyjemną w obejściu - i może dlatego tak bardzo działała Rookwood na nerwy, bo w pewnym sensie były do siebie podobne. Nie ukrywały niechęci do otoczenia, do rozmówcy, okazywały ją jawnie, nie owijając w bawełnę i mówiąc prosto z mostu.
- Dokładnie tak - przytaknęła. Więcej o rzekomym pokrewieństwie już nie wspominała, nie wdawała się w szczegóły, nie chcąc, aby uzdrowicielka zaczęła zbyt dokładnie analizować drzewo genealogiczne. Na szczęście Rookwood odpuściła poddawanie jej słów w wątpliwość, uwierzyła, że była jej odległą ciotką - dalej była niechętna i nieprzyjemna, ale to już inna sprawa. - Nie do końca. Tak jak wspominałam - odwiedzałam uzdrowiciela na innym oddziale - odpowiedziała dość cierpko; czy Elvira słuchała uważnie tego, co do niej mówiła? Po części to dla niej lepiej, po części wcale. Na ile wiarygodne będą informacje, które miała z niej wyciągnąć? - Nie zajmę ci wiele czasu, chciałam jedynie sprawdzić jak się miewasz, Elviro - ciągnęła dalej, pozornie niezrażona niechęcią blondynki, zaklęciem wyczarowujac najprostszy wazon z wodą i włożyła do niego skradzione kwiaty. Leniwie polewitował w stronę kredensu.
- Wystarczy, że powiesz sowie, by przyniosła list ciotce Romildzie Multon, to wystarczy - powiedziała wymijająco, wzruszając ramionami i skupiając wzrok na twarzy rozmówczyni. - Masz dużo pracy? Nie przemęczaj się tak, moja droga, wszyscy potrzebujemy odpoczynku. I kontaktu z innymi ludźmi! Nie tylko chorymi. Nie zapominaj o przyjaciołach. - Elvira mówiąc o pracy sama podsunęła jej pomysł jak przekierować rozmowę na właściwe tory. Nagle uniosła brwi niby w wyrazie zaskoczenia. - Och, czy ty znasz Edwarda Hudsona? Wydawało mi się, że chyba kiedyś wspominałaś o nim, gdy chodziliście do Hogwartu... To wnuczek mojej dobrej znajomej. Od dawna nie odpisuje jej na listy. Wiesz co się z nim dzieje?
Starsze czarownice zazwyczaj bywały wścibskie. W tym nie było nic dziwnego. Uwielbiały plotkować - a już zwłaszcza o swoich znajomych i ich krewnych. Z raportu, który złożono Sigrun o Hudsonie wynikało, że on i uzdrowicielka się znali - pytanie tylko jak blisko i czy potrafiła o nim, o jego sytuacji cokolwiek powiedzieć, co pomogłoby im trafić na jego trop.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]12.10.19 13:29
Elvira zupełnie nie odczuwała wewnętrznych rozterek i napięcia, które dusiła w sobie siedząca przed nią kobieta; w którymś momencie zupełnie zarzuciła skupienie, katalogując ją jako krótkotrwały problem o małej szkodliwości. Rozluźniła nieco napięte ramiona, sięgając po rozłożoną na biurku rolkę pergaminu. Jak na złość zakryła jednak palcami wszystkie istotne dane zanim zwinęła ją i wrzuciła do pierwszej szuflady swojego biurka. Potem chwyciła za pióro, wyczyściła stalówkę i złożyła je równo obok kałamarza. Ostentacyjnie zajmowała się drobnymi, możliwymi do odłożenia sprawami, pokazując tym samym jak bardzo obojętna jest jej obecność ciotki. Zapewne było to nieuprzejme. Zapewne starsza kobieta mogła poczuć się urażona. Elvira jednak nie przejmowała się tym, a pod całym rozdrażnieniem nawet ją to nieco bawiło. Ostatecznie i tak byłaby w stanie odpowiedzieć na wszystkie jej niepotrzebne pytania, byle tylko wyniosła się stąd razem ze swoim starczym zapachem i gryząco rodzinną atmosferą.
- Przykro mi - odparła, nie odczuwając żadnych wyrzutów sumienia wobec faktu, że pojedyncze fakte wypowiadanie przez ciotkę tak szybko jej umknęły. Sama była sobie winna, mówiła zbyt szybko i zbyt wiele, co w porównaniu z irytującą barwą głosu odbierało chęć na wsłuchiwanie się.
Na wieść o tym, że Romilda chciała jedynie dowiedzieć się, jak się miewa, zamknęła spoczywający na skraju biurka tom z recepturami leczniczych eliksirów nieco zbyt gwałtownym ruchem, wzbijając w powietrze chmurę pyłu. Na Merlina, dlaczego ona była taka upierdliwa? Nie zdążyła nawet dobrze zastanowić się nad odpowiedzią, a już została zasypana kolejną toną niepotrzebnych informacji.
- Przyjaciołach - powtórzyła, uśmiechając się ironicznie, ale nie komentując tej naiwnej wiary. Kobieta ewidentnie nie wiedziała o niej zbyt wiele. - Tak, mam bardzo dużo pracy.
Dyskretnie przewróciła oczami, gdy temat błyskawicznie przemknął na inną osobę, tak typowo dla staruszek, które zawsze chciały wiedzieć wszystko o wszystkich, by w ten sposób nadrobić sobie własną samotność. Żałosne. Pokręciła głową, otwierając szufladę raz jeszcze i tym razem wrzucając do niej książkę, choć wiedziała, że jeszcze dzisiaj będzie z niej korzystać.
- Edward Hudson nie był nigdy moim przyjacielem - sprostowała na wszelki wypadek, ponieważ nie spodobał jej się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa. Mężczyzna nie był jej przyjacielem w Hogwarcie i z pewnością nie będzie teraz - Jeżeli to wnuczek twojej dobrej znajomej to powinna ona chyba wiedzieć, że jest ciężko chory. Nie rozmawiałaś z nią o tym? - uśmiechnęła się krzywo, ponieważ zdawała sobie sprawę, że szansa na to była niewielka, chciała tylko wetrzeć cioteczce w twarz jej jakże wyraźne plotkarstwo.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]13.10.19 18:08
Przyjaciołach, powtórzyła po niej ironicznie Elvira, a Rookwood miała ochotę się zaśmiać, ale skutecznie stłumiła to w sobie. Uzdrowicielka wypowiedziała te słowa w taki sposób jakby śmieszna była sama sugestia, że mogłaby mieć przyjaciół. Właściwie biorąc pod uwagę jej ciągłe nieprzyjemne, odpychające wręcz zachowanie, irytujący sposób bycia i wieczne niezadowolenie... Trudno się dziwić. Elvira swoją bezczelnością aż się prosiła, aby rozkwasić jej nos, wyrwać język, zmiażdżyć wszystkie kości. Ale ciotka Romilda nie mogła się z tego śmiać. Ona była szczerze zatroskana losem krewniaczki, dlatego przecież ją odwiedziła, czyż nie? Starała się, aby temat Hudsona wypłynął niby przypadkiem, naturalnie, a skoro już o nim wspomniała - dlaczego nie miałaby zapytać o wnuka drogiej przyjaciółki? Staruszki bywały irytująco wścibskie, chciały wiedzieć wszystko o wszystkich naokoło, zwłaszcza krewnych innych staruszek, to nie powinno wzbudzić w Elvirze żadnych podejrzeń. Podejrzeń nie, ale irytację owszem, co łatwo dostrzegła na jej twarzy. Nie zraziło to Sigrun, zdeterminowanej, aby doprowadzić tę sprawę do końca. Skoro zadała już sobie tyle trudu, aby odstawić tę szopkę i trzymała nerwy na wodzy, powstrzymując się przed wyciągnięciem różdżki i wymierzeniem w Multon zaklęcia.
- Nie? - odpowiedziała udając zdziwienie, zmarszczyła przy tym brwi tak, by powstała pomiędzy nimi kolejna zmarszczka nadająca pomarszczonej twarzy zatroskanego wyrazu. - Sądziłam, że tak...On często o tobie wspominał... Mówię ci przecież, że nie odpisuje na jej listy! Hildegarda ma słabe serce, pewnie nie chcą jej martwić, mogłaby tego nie przeżyć... - westchnęła z żalem, odnotowując w myślach informację o tym, że Hudson ponoć jest chory. Ale na co? - Przeprowadzili się? Hildegarda chciała go odwiedzić, ale nikt nie otwierał - ciągnęła dalej, grając swoją rolę i kontynuując opowiastkę o zmartwionej Hildegardzie Hudson. - Byłaby spokojniejsza, gdyby mogła z nim porozmawiać... Wiesz gdzie go znaleźć?
Wystarczyłoby, aby Elvira dla świętego spokoju wyjawiła choć część tego, co wie, naprowadzając Sigrun na właściwy trop. Hudson musiał się gdzieś ukrywać - na pewno nie było go w szpitalu świętego Munga. Wilkołactwa tu nie leczyli. Martwiące było stwierdzenie Elviry, że nie byli przyjaciółmi, skoro ich informator zeznał co innego. Może wolała określać go jako znajomego. Kontakt z nim mieć musiała, wiedziała o chorobie, jakie jeszcze informacje posiadała?


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]20.10.19 13:05
Owszem, insynuacja jakoby Elvira miała mieć kogoś, komu ufałaby jak przyjacielowi, była dla kobiety zabawna. Nie potrzebowała idiotycznych ludzi, którym musiałaby bezinteresownie poświęcać czas i martwić się ich sprawami. Znajomy, towarzysz, współpracownik, wspólnik... na to mogła się od czasu do czasu zgadzać, takie społeczne zawiłości nie były jej obce, ale przyjaciel? Nie miała charakteru do tego, by być czyjąś przyjaciółką. Ludzie nie lubili tych, którzy otwarcie wyrażali swoje zdanie i bezlitośnie dążyli do realizacji postawionych celów, a Elvira nie zamierzała dla nikogo zmieniać własnej natury. Jeżeli przez to była skazana na samotność - trudno. Biorąc pod uwagę wieczne tłumy w szpitalu świętego Munga i na Pokątnej, gdzie zamieszkiwała, i tak nie mogłaby ponarzekać na spokój.
Edwarda Hudsona znała również bardzo pobieżnie. Być może takim prostolinijnym i płytko myślącym staruszkom jak ciotka mogło się wydawać, że to przyjaźń, ale tak naprawdę jedyne, co ich łączyło, to fakt, że niejednokrotnie przesiadywali razem w bibliotece. Mało się odzywał i to była cecha, którą u niego ceniła, bo nic innego - ani wygląd ani umiejętności - nie były wystarczające, by mogła się nim zainteresować. Poza tym był zbyt naiwny, wydawało mu się, że może zbawić świat, ale nic mu z tego nie wyszło poza lawiną nieszczęść. Nie wiedziała, ile ciotka tak naprawdę o tym wszystkim wie i dlaczego tak bardzo ją to interesuje. Nawet nie próbowała się dowiedzieć, pragnąc jedynie pozbyć się upierdliwej kobiety ze swojego gabinetu.
W każdym innym wypadku byłaby zobligowana unikać podobnego tematu, ale Hudson nie figurował dłużej na liście pacjentów Munga i - Elvira była o tym przekonana - nigdy tu nie wróci. Był czas, kiedy bywał na internie często przez swoje idiotyczne przygody i właściwie jedynie dlatego zupełnie o nim nie zapomniała.
- Co za szkoda - stwierdziła cierpko, opierając łokcie na blacie biurka. - Jeżeli nie odpisuje na jej listy to może po prostu powinna dać mu spokój? - zasugerowała wcale nieprzypadkowo, unosząc wymownie jedną brew. - O ile mi wiadomo nie mieszka już na Pokątnej, ale nie sądzę, by opuścił Londyn... - przyłożyła paznokieć do ust, a potem sapnęła z frustracją, mając serdeczne dość tej pustej rozmowy. - Niestety ci nie pomogę. Kiedy opuszczał szpital po raz ostatni jego stan był terminalny. Osobiście widziałam go po tamtym czasie tylko raz w okolicach doków. Być może ma tam niezałatwione sprawy - uśmiechnęła się krzywo i nie dodała nic więcej. Zagłębianie się w smutną historię Hudsona oraz jego choroby wenerycznej i ciężarnej kochanki byłoby już pewnie ciężkim pogwałceniem przysięgi uzdrowiciela, jakkolwiek osobiście Elvira wcale nie uważała, by takie uprawnienia mogły go jeszcze obowiązywać. Gdy widzieli się po raz ostatni przy szpitalnym łóżku, wyglądał tragicznie, a mimo tego żądał natychmiastowego wypisu na życzenie. Od tamtej pory już się na oddziale nie pojawił. Miała w kajecie kalendarz księżycowy, zauważyła, że to było zaledwie kilka dni przed pełnią księżyca, ale jeżeli nawet jej podejrzenie było słuszne to bardziej ją to bawiło niż martwiło. Kretyn zbierał sobie na coś takiego od dawna.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]14.11.19 20:09
W pewnym sensie były do siebie podobne, może właśnie dlatego od pierwszej chwili tak bardzo zaczęły działać sobie na nerwy, że niemal sypały się pomiędzy nimi iskry. Przyjaciół, ludziom, którym naprawdę ufała, mogła policzyć na palcach. Nie tylko przez wzgląd na to, że bardzo ostrożnie szafowała zaufaniem, ale i na to, że nie należała to osób specjalnie sympatycznych. Brutalnie szczera, szorstka i złośliwa nie zdobywała sympatii otoczenia. Podobnie jak panna Multon.
- Wiesz co, cóż to za pomysł... - oburzyła się głośno, nie omieszkając unieść przy tym dłoni w okolice serca w teatralnym geście, gdy Elvira zasugerowała zaprzestanie pisania do Hudsona. W duchu, rzecz jasna, się z nią zgadzała, namolne, nie dające człowiekowi spokoju potrafiły skutecznie odbierać smak życia, ale jako starsza czarownica musiała zareagować inaczej. Sigrun dość miała do czynienia z własnymi ciotkami jako dziewczynka i później nastolatka, by potrafić naśladować ich gesty, słowa, reakcje.
Elvira wreszcie zaczęła mówić do rzeczy. Wciąż oszczędna w słowach, niespecjalnie wylewna, być może złośliwie, byleby po prostu nie dać wiedźmie tego, co chciała usłyszeć, ale mimo wszystko się jej pozbyć. Lepsze to, niż nic. Sigrun słuchała jej uważnie, odnotowując w myślach wszystkie informacja, zwłaszcza wzmiankę o dokach. Powstrzymała krzywy uśmiech cisnący się jej na usta. Czy to zwyczajny przypadek, czy jednak los uparcie wciąż pchał ją w stronę magicznego portu? W końcu Goyle pomyśli, że sama umyślnie znajduje sobie w tym miejscu zajęcia. Jeszcze czego.
- Wielka szkoda. Hildegarda bardzo za nim tęskni i spotkanie go całego, żywego, byłoby dla niej wielką ulgą... - westchnęła z żalem. Ton Multon sugerował jej jednak wyraźnie, że nic więcej czarownicy nie powie - nawet jeśli wie. Sigrun, wciąż po postacią staruszki, dźwignęła się z krzesła. - Nie będę zabierać ci więcej czasu - oświadczyła w końcu, zapewne ku dużej uciesze samej Elviry; na dłuższą chwilę zatrzymała na jej twarzy badawcze spojrzenie.
Teraz, gdy dostała już to, czego chciała, mogła unieść różdżkę i wymierzyć jej karę za bezczelne słowa, które padły w bibliotece, okazany brak szacunku, ale wszczynanie kolejnej awantury w miejscu publicznym, w szpitalu, było bardzo złym pomysłem. Teraz znała już jej nazwisko - i znalezienie Elviry w bardziej ustronnym miejscu było kwestią czasu.
- Do widzenia - wyrzekła na ostatek, odwracając się i żwawym krokiem pokonując kilka metrów dzielących ją od drzwi. Zniknęła za nimi i już nigdy więcej jako ta stara ciotka w życiu panny Multon się nie pojawiła.


| zt


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]16.11.19 14:07
Na oburzenie starszej ciotki nie była w stanie powstrzymać krótkiego, acz przepełnionego satysfakcją westchnięcia. Taka świętoszkowata złość, chwilowy zawód pod którym kryło się zwykłe babskie niezadowolenie, były znacznie lepsze niż dyskusja fałszywie przyjazna, w najbardziej napastliwy ze sposobów. Były czy nie były rodziną - Elvira jej nie znała. Nie rozmawiała z nią od lat, więc dlaczego miałaby zacząć teraz? Ewidentnie nie łączyło ich nic, co mogłoby zaowocować udaną relacją, a Elvira nie zamierzała wkładać wysiłku, by utrzymać coś, co opierało się tylko na wątłych więzach krwi i to jakże odległych.
- Być może zbyt nowoczesny dla ciotki pojmowania - wymamrotała nieco ciszej, niekoniecznie chcąc usłyszeć odpowiedź, zwłaszcza, jeżeli miałaby ona być podobnie irytującym skrzekiem. Zapewne nie musiała się obawiać; starsza kobieta i tak wydawała się przygłucha i nieco głupawa.
W połowie zbierania się staruchy do wyjścia - nareszcie - Elvira zupełnie przestała zwracać na nią uwagę, pochłonięta gazetą, którą trzymała na kolanach pod biurkiem. Walczący Mag, trochę snobistyczny, a trochę intrygujący. Pociągający, pomimo całego swojego żałośliwego patriarchalizmu. Jeżeli tylko czytało się między wierszami i pomijało wzrokiem fragmenty dla dam z wyższych sfer, mogła to być naprawdę przydatna lektura.
- Mi również jest przykro - stwierdziła nieco słodszym tonem, ale nie tym należącym do dziewczynek na pierwszym Sabacie, lecz rozkoszną ironią lepką jak miód pochłaniający zbłąkane muchy. - Nic na to jednak nie poradzę. Żegnam - zadowolona z tego, że kobieta nareszcie zdecydowała się odejść, nie próbowała silić się na żadne komentarze, które mogłyby sprowokować ją do pozostania i marudzenia dłużej.
Cisza, jaka zapadła w gabinecie po jej wyjściu była najprzyjemniejszą rzeczą, jaka Elvirę dzisiejszego dnia spotkała. A jednak wraz z brakiem rozproszenia powróciło też coś jeszcze; zmęczenie i frustracja. Odrzuciła gazetę i oparła chłodne czoło na wierzchu dłoni, raz jeszcze starając się wyplenić sobie z głowy myśl o urodzinach. Zdołała to zrobić dopiero wtedy, gdy złapała za bukiet jedną ręką, a drugą wycelowała różdżkę, wyczarowując niewielki płomyk, który szybko pokrył kwiaty w całości. Dopalały się w jej dłoni, pokrywając skórę sadzą. Na koniec został już tylko popiół, osypujący się niczym kurz i pokrywający biurko szarym obrusem.

/zt


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]17.03.20 13:33
15 kwietnia?

Wiosenne napięcie nikogo nie oszczędza, tak sobie myślę, przeglądając swoją nocną szafkę pod kątem dostępności smakołyków rozmaitych. Ziela mam ciutkę, tak na za trzy blanty, więc przy dobrych wiatrach przez jakieś dwa tygodnie jestem ustawiony. Jeśli nie będę zgrywać działalności charytatywnej, jak to mam w zwyczaju i częstować kogo popadnie, starczy na czarną godzinę. Gorzej z grzybkami-halucynkami i złotą rybką, tęgoskóra u mnie jak na lekarstwo, jak łyknę te opiłki, to mnie co najwyżej połaskocze. Rybki - od biedy na raz, na fazę może i dwunastogodzinną, ale nie tak intensywną, do jakich nawykłem. Z wideł to same farfocle zostały, ale to dobrze, bo tego staram się już nie tykać. Jebać szybko, wolę wolno i nasycenie.
Oprócz smakołyków kurczy mi się też zapas eliksirów i środków maści wszelkiej na moje bolączki. Czasami zapominam je łykać, więc buteleczki są całe okurzone, ale kiedy nimi mieszam, czuję, że likłidu to tam będzie ledwie na dnie. Wniosek z tego prosty - muszę wybrać się do uzdrowiciela. I tak noszę się z tym dobry tydzień, zanim czynię jakiś krok zdecydowany, w tym wypadku są to maślane oczy do mamity, żeby umówiła mnie do doktora Byrona.
Dostaję termin, numerek, no wszystko elegancko, więc na godzinę zjawiam się punktualnie w Mungu, który jakoś jest dziwnie wyludniony. Białe korytarze są prawie puste, piguł mniej kręci się między łóżkami. Kukam tak przez otwarte drzwi do sal, a że muszę wspiąć się aż na szóste piętro, zbieram twardy materiał dowodowy. Jak to w ogóle jest? Czy uzdrowiciele tak mogą? Czy nie składali jakiejś przysięgi u progu swej służby, że pomogą każdemu?. Zdeczka upiorne, mój immunitet nie budzi już we mnie takiego entuzjazmu jak chwilę temu. Przysiadam sobie na plastikowym krzesełku, niezbyt co prawda wygodnym, ale już ujdzie i cierpliwie czekam. Jedna osoba przede mną, więc nawet nie opłaca się papierosa odpalać. I nie powstrzymuje mnie przed tym rzucający się w oczy znak "zakaz palenia", tylko czysta ekonomia. Żal mi tej jednej fajki, no, nie ma tu o co ją zgasić, a do połowy wypalonej szkoda jednak wyrzucać.
Drzwi sali się otwierają i z środka wytacza się brzuchaty mężczyzna - dosłownie wytacza, bo wychodzi to w tym wypadku spore niedopowiedzenia. Obserwuję go zafascynowany, ciekaw, czy po schodach sturla się jak kulka. Jak on nakłada skarpety? Zaklęciem? Merlinie najświętszy, zaraz ludzie będą niepełnosprawni. Zza futryny wychla się głowa, ale nie należy ona do Byrona ani do żadnego uzdrowiciela, z którym wcześniej omawiałem moją przypadłość kamiennego serca. Belvina Blyhte, no no. Na jej miejscu, jakbym siebie zobaczył, to chyba bym rzygnął. Niegdyś zdecydowanie zbyt często oglądała moje przyrodzenie.
-Dzień dobry - witam się, udając niezbitego z tropu - czy to nie jakaś pomyłka? Czy panny gabinet nie znajduje się piętro niżej? - no i całe wrażenie, że jestem zorientowany pryska. Wchodzę jednak do środka i grzecznie zajmuję miejsce za biureczkiem.
-Skończyły mi się moje eliksiry - informuję. No to jak, recepta, podpisik i do widzenia?


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Elviry Multon - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]20.03.20 20:40
Długo wyczekiwana wiosna, pierwsze cieplejsze dni i przyjemne promienie słońca na twarzy, nie przyniosły takiej prostej radości, jak zakładała jeszcze z trzy miesiące temu. Wtedy miała dość zimna, przygnębiającej aury wiszącej w powietrzu, za to teraz pozostawało uparte wrażenie, że tylko temperatura była pozytywną zmianą. Mimo ponurych myśli, opuszczając mieszkanie syciła się zmianami, jakie nastąpiły w pogodzie, próbując odzyskać dawny entuzjazm i wieczny uśmiech na ustach, które od kilku miesięcy były tylko wspomnieniem, powracając na krótki czas przy różnych okazjach.
Przekraczając próg szpitala, wsłuchiwała się we względną ciszę oraz spokój, jaki panował na korytarz. Jeszcze w grudniu, wręcz skakałaby z radości na taką sytuację, gdy musiała przeciskać się między pacjentami, najczęściej załamując ręce nad tym, co się działo. Każdy uzdrowiciel marzył o takim widoku, by obecnie nadal cieszyć się z takiego rozwoju lub obawiać się o kolejne dni. Nie wnikała, co czują osoby, z którymi pracowała dłużej lub krócej. Od pewnego czasu wolała zwyczajnie nie wiedzieć.
Oddelegowanie na inny oddział nie wprawiło ją w zaskoczenie, obserwowała takie przesunięcia od kilku dni i była pewna, że ją również w końcu to spotka. Nie mogło być przecież tak cudownie, aby mogła pracować tam, gdzie czuła się najlepiej, gdy braki w kadrze szpitala były zbyt zauważalne.
Oddział chorób wewnętrznych był ostatnim, czego się spodziewała, mając raczej małą wiedzę w zakresie wad genetycznych, które spotykały czarodziejów. Krótki okres, kiedy jakkolwiek ją to interesowało, minął dawno temu i nie pozostawił za sobą jakiegoś ogromu wiedzy. Nie sprzeciwiała się jednak, polegając jak zawsze na tym, że ważnych decyzji nie podejmie sama, a skonsultuje się z kimś, kto na chorobach wewnętrznych pracował o wiele dłużej.
Odbierając karty pacjentów, udała się do gabinetu, jaki miała dziś zająć. Słyszała, do kogo wcześniej należał, ale nie oceniała dziewczyny, która dostała dyscyplinarkę. Cokolwiek zrobiła, najpewniej miała swoje powody i jeśli sama nie miała z tym kłopotu, krytyka innych nie miała prawa nic zdziałać. Wiedziała, że mogła być na jej miejscu nie raz, podejmując ryzykowne decyzje, które jakimś niezrozumiałym dla niej, cudem kończyły się dobrze i umożliwiały uniknięcie konsekwencji.
Od czasu do czasu zerkała na powoli malejący stosik kart, zaczynając ze zniecierpliwieniem oczekiwać końca pracy. Obserwując wychodzącego mężczyznę, sięgnęła po ostatnią leżącą na blacie biurka teczkę. Mimowolnie uśmiechnęła się na samą myśl, że to ostatnia osoba i będzie mogła wrócić do siebie na parę godzin, co było miłą perspektywą.
Uśmiech znikł wraz z chwilą przeczytania nazwiska.
Lestrange. Francis Lestrange.
Był zdecydowanie ostatnią osobą, którą chciała dziś zobaczyć, gdy humor zaczął jej dopisywać i nawet jeśli nie wzbudzał już skrajnie złych emocji, tak cały czas pozostawał utrapieniem. Nadal pamiętała okoliczności, gdy pierwszy raz trafiła na niego, przegrywając zakład ze starszymi uzdrowicielami. Jako naiwna stażystka myślała, że może przechytrzyć ludzi, którzy pracowali w szpitalu od lat. Nie wyszło i tak o to, zmierzyła się z pierwszym przypadkiem choroby wenerycznej, z którą zawitał mężczyzna. Z perspektywy czasu rozumiała w pełni skąd śmiechy jej obecnie kolegów po fachu, nawet jeśli długo miała za złe swemu mentorowi za wpakowanie ją w taką sytuację.
Podnosząc się zza biurka, liczyła, że tym razem niczego nie złapał. Zdecydowanie za często zdejmował spodnie w jej towarzystwie i zwyczajnie miała tego dosyć, a jak na złość zawsze kierowano go do niej. Czyżby gdzieś w jego karcie był zapisek, że z Tymi problemami ma trafiać do niej? Musiała to później sprawdzić, nawet jeśli szczerze w to wątpiła.
Wychyliła się z gabinetu, spoglądając na lorda.
- Dzień dobry, lordzie Lestrange – rzuciła, popchnęła lekko drzwi, by otworzyły się nieco mocniej.- Zapraszam – dodała, cofając się do środka i zajmując miejsca w wygodnym fotelu. Bez wątpienia największy plus tego gabinetu.
Obserwowała go z uwagą, domyślając się, że najpewniej jest nieco zagubiony z widoku kogoś innego.
- Zgadza się, niestety Pański uzdrowiciel jest niedysponowany… i najpewniej ten stan rzeczy szybko się nie zmieni – wyjaśniła mu ze spokojem.- Przez pewien czas wszelkie eliksiry będę przepisywać Panu ja. Później zostanie do Pana przypisany ktoś specjalizujący się w przypadkach takich jak Pański – dopowiedziała, aby nie pozostało miejsce na wątpliwości.
Przebiegła wzrokiem po zapiskach Byrona, ciesząc się w duchu, że był skrupulatny i przesadnie wręcz drobiazgowy w notowaniu swoich uwag oraz kolejnych zaleceń.
- Rozumiem – odparła, zapisując na osobnej kartce wszystko, co powinno zostać wydane Francisowi i w odpowiednich dawkach, lecz nie podała mu tej drobnej przepustki do wolności i opuszczenia szpitala. Zamiast tego odchyliła się nieco w fotelu, ponownie unosząc wzrok na mężczyznę.
- Proszę mi powiedzieć, jak się Pan czuje? Dolegliwości nasilają się? – spytała, chcąc wiedzieć, w jakim jest obecnie stanie.- Stosuje się Pan do zaleceń, jakie przekazane zostały przez poprzedniego uzdrowiciela prowadzącego? – dopytała, może naiwnie wierząc, że naprawdę jest to możliwe.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]21.03.20 11:35
Nie będziemy się tu czarować, nie przepadam za szpitalami. Żeby pracować w takim miejscu, żeby w nim bywać trzeba mieć stabilną psychikę, podczas gdy moja przypomina to ustrojstwo, w którym ostatnia kulka z brzegu uderza w pozostałe i wprawia w ruch tą na końcu. I tak w kółko. Karuzela śmiechu, dzięki pra-pra-pra-pra-itakdalej-dziadku. A że los lubi grać ze mną w pokera, w tym rozdaniu bezlitośnie łoi mi skórę. Zbieram baty, cięgi i wszystkie synonimiczne określenia do jednego wora, bo kiedy leżę bezradnie chorobą złożony, czepiam się literalnie każdego zajęcia. No i mam czas, aby dokonać potasowania kart i przewartościowania: sorry, nic się nie zmienia, a szpitalne łóżko w prywatnej sali pozostaje tak samo sztywne i pachnące eliksirami odkażającymi. Pięknie to świadczy o Mungu, ale mój horror trwa w najlepsze i po tym jeszcze długo mam koszmary o lateksowych rękawiczkach przyprawionych wonią alkoholu tak mocnego, że aż szczypie w nos. Leżę tam tak długo, że gdybym był roślinką, zdążyłbym zakwitnąć, przekwitnąć i zakwitnąć raz jeszcze.
Muszę cierpliwie znosić nudę i obrzydliwe eliksiry wtłaczane mi do gardła, inspekcje pielęgniarek, mdłe jedzenie - daję sobie rękę uciąć, że gdyby nie dyskretne odwiedziny skrzata z koszami owoców i łakociami, jak nic zszedłbym tam, może nie z głodu, ale z braku cukru na pewno. Jednym słowem: trauma, no.
Chyba nikt nie zaprzeczy?
No i po całym tym wygnaniu, elegancko puszczają mnie do domu, dyskretnie zapinając na kostce delikatny łańcuszek kajdanek z wygrawerowanym "wróć tu do nas". I co mam robić? No wracam, dla mojego dobra, mama jeszcze tego pilnuje. Im jestem starszy, tym ona bardziej wylewna. Albo po prostu to ona się starzeje, trudno orzec, w każdym razie na ochotniczkę pilnuje mojego kalendarzyku i sprawdza, czy zawlekam swój tyłek na regularne kontrole.
Zalecenia doktora Byrona generalnie wykonuję: ruch na świeżym powietrzu, poranna gimnastyka - olewam tylko, jak wstanę po dwunastej, bo skoro poranna, to nie może być po południu - sauny, masaże, kąpiele. W to mi graj, o ile nie popadnę w vibe "nie wychodzę z wyra". Jeżeli z kimś, to jeszcze tragedii nie ma, bo ruszam się sporo, ale jak sam zalegnę... Spuśćmy na to zasłonę milczenia, pogadajmy o problemie eliksiralnym.
Po pierwsze: są niedobre.
Po drugie: mają skutki uboczne, jak na przykład obniżona potencja.
Po trzecie: są niedobre.
Po czwarte: stosunek przerywany nie jest dobrą metodą zabezpieczenia przed ciążą, tak samo przerywana terapia nie zapewni efektów. A wystarczy że zabaluję i obudzę się w nieswoim domu. Zaśpię. Zapomnę. Głowy do tego nie mam zupełnie, ale dla Byrona ważne, że dostaje w łapę i cynk, gdzie chodzą najlepsze widły. Piękny przykład, ale mówi, że bez tego by nie wyrobił. No i fajnie, racji trochę ma, bo jak tak patrzę, to tu w kółko nic, tylko popierdalają.
Ale nie dziś. Nie od początku kwietnia. Nie muszę czekać w milowej kolejce, cyk i już, zapraszam do gabinetu. Szukam jasnej strony. Szybciej wejdę, szybciej wyjdę. Później wpadnę po Giovannę, zabiorę ją na kolację, wypijemy butelkę wina na głowę i pójdziemy spać, dokładnie tak, jak to robią trzydziestolatkowie z dekadą stażu w związku. No baja, ledwo się powstrzymuję, by zamiast dzień dobry, nie zacząć od zgrabnego au revoir.
Zaskoczenie także stopuje mnie skutecznie, więc po prostu zapadam się na fotelu przed biurkiem, łypiąc podejrzliwie na Belvinę.
-Ale jak to? Czy wszystko z nim w porządku? - pytam i blednę. Osz kurwa. Zaćpał się. No zaćpał się jak nic. Koleś wciągał chyba więcej ode mnie, nosem się nie podpierał. Same czarne scenariusze mi się roją, więc wbijam w kobietę na serio zrozpaczony wzrok, plis, niech powie, że zaraził się jakimś paskudztwem i przechodzi przymusową kwarantannę. Albo wyjechał do jakiejś Albanii. Cokolwiek, co mnie uspokoi. I zapewni, że moje źródełko właśnie nie wysycha.
-Oczywiście. Jak dobrze, że już się znamy - dodaję kurtuazyjnie, bo zmiana uzdrowiciela poza oczywistą paniką na brak Byrona, zdaje mi się całkiem zabawna. Zerkam, co tam sobie zapisuje i już-już wyciągam rękę, a tu nagle zderzam się ze ścianą. Co to ma być, wywiad?
-Czuję się świetnie - odpowiadam prędko - czasami rano mam problem z wyprostowaniem palców od rąk, zdarzają się drętwienia stóp, coś przeskoczy w barku. Poboli i przestaje - wyrzucam z siebie szybciutko, przebierając nogami - jasne, że tak. Eliksiry łykam jak cukierki, biegam, trzy razy w tygodniu solankowa kąpiel. Chyba o niczym nie zapomniałem? - kłamię tylko do co tych eliksirów, ale staram się brzmieć pewnie. Unoszę w górę brew. Naprawdę podejrzewa dorosłego mężczyznę, że bredzi u uzdrowiciela? Szczyt bezczelności.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Elviry Multon - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]25.03.20 22:44
Nie dziwiła się pacjentom, którzy otwarcie wzgardzali pobytem w szpitalu i uciekali stąd kiedy była okazja. Zwłaszcza Ci, którzy z powodu przewlekłych chorób byli stałymi bywalcami oddziałów. Pewnie sama zachowywałaby się podobnie, nie mogąc znieść spędzania całego dnia w łóżku i czekania na kolejną wizytę medyka, bądź bliskich. Jednak jak to mówią, najgorszym pacjentem jest sam uzdrowiciel. Dlatego wolała nie wypowiadać tego na głos, by nie zachęcić do buntu wobec zaleceniom oraz rozsądkowi, który i tak nie był zbyt mocną cechą co poniektórych.
Im dłużej obserwowała lorda Lestrange’a tym bardziej wątpiła, aby grzecznie stosował się do wszystkich zalecań, które mu przedstawiono. Nie zwykła szufladkować ludzi zbyt szybko, ale jego zdążyła poznać wystarczająco na przestrzeni czasu, żeby wiedzieć jak pewne słowa i rady zwyczajnie odbijają się do tego człowieka.
Zignorowała kompletnie jego podejrzliwe spojrzenie, przecież nie przyjęła go z czystej sympatii. Musiała robić to co leżało w zakresie jej obowiązków.
- Z tego co mi wiadomo, jest w pełni zdrów, lecz z przyczyn prywatnych musiał opuścić Londyn – wyjaśniła, chociaż na dobra sprawę mogła zbyć go jakąkolwiek formułką, wyuczoną przez te parę lat. Jakby nie patrzeć, łatwiej było być miłą dla niego, niż dla pacjentów typowo roszczeniowych.- Sądzę, że prędko nie wróci – dodała, taktownie unikając słowa nigdy. To co działo się teraz w stolicy powinno odstraszyć każdą rozważną osobę od pakowania się tutaj ponownie.
Uśmiechnęła się z grzeczności, by go nie urazić.
- Zdecydowanie, dobrze, że się znamy – przytaknęła, mając do tego nieco inny stosunek, ale wolała zachować pozory. Poza tym była przecież profesjonalistką, prywatne niechęci nie mogły wpłynąć na całą współpracę, mimo że liczyła się z tym, że szybko nie przydzielą mu nikogo nowego. Cóż ważne, żeby nie rozpinał spodni… a wtedy zniesie jego obecność na wizytach kontrolnych. Do tego będzie miała pretekst, żeby powrócić do zakresu magomedycyny, która zajmowała się chorobami genetycznymi.
Słuchała z uwagą jego odpowiedzi, zapisując pewne rzeczy w karcie. Zamierzała zachować drobiazgowość zapisów, jeśli mogło to pomóc jej i komuś kto przejmie go kiedyś.
- Oczywiście – szepnęła, udając, że jakkolwiek mu wierzy. Zerknęła na zapis odnośnie tego jak powinien przyjmować eliksiry. Dwa eliksiry dwa razy dziennie, jeden trzy razy. Zero skomplikowanych rzeczy, a jednak czuła, że zaraz usłyszy coś innego.- Ile razy dziennie przyjmuje Pan każdy eliksir? – spytała ze spokojem, unosząc na niego ciemne tęczówki.
Zastanowiła się chwilę.
- Ruch jest… kąpiele są… masaże? – spytała po chwili, mając nadzieję, że zadbał o to.- Skutki uboczne eliksirów, które wcześniej nie występowały? – dopytała jeszcze.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]26.03.20 0:52
Może nie jestem jakimś ekspertem, ale coś czuję, że pannie Blythe nie w smak moja obecność. Może woli mnie w swoim gabinecie, gdzie spotykamy się w nieco innych okolicznościach? Albo nie lubi mnie w ogóle - choć w to trudno mi uwierzyć. Nie sprawiam problemów, może poza częstotliwością wizyt, choć ostatnie choróbsko złapałem dobrze ze trzy lata temu i od tej pory stawiam się grzecznie wyłącznie na rutynowe oględziny i badania kontrolne. Dbam o siebie, muszę, od mojego małego przyjaciela w końcu sporo zależy. Na przykład to, czy pochowają mnie jako Lestrange'a w rodzinnej krypcie, czy pod jakimś płotem postawią drewniany krzyż. Nie zdradzam się tym obawami przed panną Blythe, to jasne, ale zakładam sobie, że skoro zajmuje się mną, jak umie najlepiej, to powinienem odpłacić się uprzejmością, uśmiechem i tak dalej. Czasem wysłać jakieś kwiaty, butelkę wina, kosz pełen wyboru najlepszych francuskich serów, ot, standardowe podarki dla uzdrowiciela, który czuwa nad mym zdrowiem. Podsumowując: w ramach jej pracy się przed nią rozbieram, a później wysyłam jej bukiety i jedzenie, jestem kulturalny, a mój dowcip jak żyleta. Ewidentnie coś dzieje się z aurą tego miejsca, bo inaczej panna Blythe nie byłaby tak struta.
-Och - jakże elokwentny jestem dziś z rana. Wytłumaczenie Belviny oznacza, że albo faktycznie wyjechał w siną dal, albo dogorywa gdzieś na operacyjnym stole, siny od dragów i tocząc pianę z pyska, a medycy usiłują zachować dyskrecję. Niezły raban by się zrobił, gdyby wyszło na jaw, że Byron praktykował pod wpływem, a przecież mają tu już wystarczający sajgon.
-Niech mu się dobrze wiedzie. Gdy przychodziłem na wizytę zawsze rekomendował mi jedną książkę, co miesiąc inną, czytał jak diabeł - na takiej piździe to miksie wszystkiego, co brał, doznania po słowie musiał mieć znakomite. Z tego, co rekomendował wziąłem do ręki może jedną pozycję. Brak czasu, to zawsze brak czasu. Plotę coś tam trzy po trzy, żeby nie siedzieć w ciszy. Mjut i białe ściany to kombinacja, która przyprawia mnie o ciarki, więc wolę już rozprawiać o ówczesnym opiekunie mojej choroby, czy czymkolwiek innym, włączając w to odkrycia transmutacyjne czy ponowne rozprawy nad tym, czy ziemia jest płaska. No ale, bach, i tu Belvina mnie ma. Pada strzał, a ja leżę pokotem i nie wstaję, bo przyłapuje mnie na gorącym uczynku, ale coś tam jeszcze próbuję kręcić.
-Eliksir rozgrzewający dwa razy dziennie, co dwanaście godzin. Wywar z pokrzyw - z czymś tam, nie pamiętam dokładnie - dwa razy dziennie w cyklu dziesięciodniowym. I jeszcze eliksir pobudzający krążenie, raz dziennie, wieczorem - odpowiadam grając pewnego siebie. Zapominam o takich rzeczach, to nic złego. Nie będziesz musiała mieć mnie na sumieniu, jak nagle stanę się zimnym głazem. To moja wina, ty robiłaś co mogłaś.
-Masaże? - powtarzam po Belvinie nieco roztargnionym tonem. Zażartowałbym, ale to nie jest w dobrym tonie i nadaje się co najwyżej na wyjście z przyjaciółmi - tak. Co tydzień - potwierdzam, w każdą sobotę oddaję się w ręce Pryi i chociaż boli to straszliwie, to po dwóch godzinkach z nią czuję się jak nowo narodzony.
-Chyba... senność. Ostatnio nie obejdzie się bez przynajmniej godzinnej drzemki - marszczę brwi, usiłując przypomnieć sobie, czy coś jeszcze - a po tej pokrzywie brzydko pachnie z buzi. Po zażyciu myję zęby kilka razy, próbowałem gum, wszystkiego - żalę się, bo to jest minus, którego tak łatwo nie da się zneutralizować.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Gabinet Elviry Multon - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Gabinet Elviry Multon [odnośnik]03.04.20 23:56
Gdyby nie zdążyła poznać Go chociaż trochę, najpewniej założyłaby, że będąc na jej miejscu, również nie skakałby z radości na widok takiego stałego pacjenta… a raczej pacjentki, by zachować przeciwieństwo płci. Niestety miała szansę dowiedzieć się, że był dość specyficznym mężczyzną o nieprzeciętnym charakterze i czasami dowcipie, który był zbyt w punkt. Dlatego nigdy nie podejmowała z nim tematu sympatii czy jej braku, poza tym spotykali się za każdym razem w szpitalu, stąd również nie było to odpowiednie miejsce na rozmowę o czymś innym niż jego stan zdrowia. Co prawda była szczerze zaskoczona, że lord Lestrange wyraźnie uspokoił się albo chociaż pilnował na tyle, aby nie łapać kolejnych świństw. Dość zaskakujące w jego przypadku, ale zdecydowanie spotykało się z jej aprobatą. W najgorętszym czasie była pewna, że niedługo wpadnie do szpitala z czymś, czego jeszcze nikt nie opisał i co nie wiadomo jak leczyć. Chociaż z drugiej strony, mógłby być dumny, że od jego imienia nazwano by nową chorobę, mniej istotne, że weneryczną. Mógł być pewny, że doceniała jego drobne gesty, którymi starał się zatrzeć złe wrażenie i czasami naprawdę dawało to rezultat, jednak dziś odbijało się od mało pozytywnego humoru, jaki jej nie opuszczał.
Bez wątpienia, gdyby doszło do takiej sytuacji, jaką przewidywał mężczyzna, zamieszanie w szpitalu byłoby poważne. Uzdrowiciel, który pracował na prochach, był ostatnim, czego tutaj potrzebowali, nawet jeśli pozornie na korytarzach działo się mało i panował względny spokój. Takie godziny ciszy były przyjemną odmianą, zdecydowanie długo wyczekiwaną, nim ponownie zaczynał się wzmożony ruch i pojawiały kolejne problemu, z którymi musieli sobie radzić wszyscy pracujący w budynku.
Zerknęła na niego, kiedy wspomniał o książkach.
- Kiedykolwiek sięgnął Pan po którąkolwiek z polecanych książek? – spytała w sumie z ciekawości, trochę by zatrzeć swą niechęć, jaką musiał odczuć. Nie był głupi, więc zdecydowanie połapał się w sytuacji jej nastawienia względem jego osoby.
Rzucając pytaniem o dawkowanie, miała dobre przeczucie i nie poczuła się szczególnie zawiedziona, gdy usłyszała odpowiedź. Prawie było idealnie, co odrobinę pocieszało, bo chociaż dwa z trzech eliksirów przyjmował w odpowiedni sposób… a trzeci w mniejszej dawce wcale nie oznaczał katastrofy. Gorzej, gdyby przez nieuwagę odstawił go całkowicie. Nie mniej, nie byłaby sobą, jakby pominęła tą pomyłkę.
- Było blisko, prawie zaskoczyłeś mnie dobrą odpowiedzią – stwierdziła, rezygnując na chwilę z formy per pan.- Eliksir pobudzający krążenie trzy razy dziennie – dodała, odnotowując sobie, co przypomnieć mu przy kolejnej wizycie. Nie łudziła się, że po jednym upomnieniu zapamięta taki szczegół.- Proszę pilnować tego, aby każdy eliksir przyjmowany był zgodnie z zaleceniem, jeśli nie chce Pan zbyt szybkiego pogorszenia swego stanu – dopowiedziała, bardziej dla zachowania pewnego schematu niż oczekiwaniami, że zostanie to zapamiętane przez owego lorda.
Minimalnie przechyliła głowę, gdy zawahał się z odpowiedzią o masaż. Zainteresowało ją, skąd takie roztargnienie u mężczyzny, gdy zwykle nie było to aż tak widoczne. Postanowiła jednak nie dociekać, może miał problemy w życiu prywatnym? Jeśli jakiekolwiek poważne może mieć lord. Bądź coś innego zaprzątało mu głowę? Jeśli przy kolejnej wizycie znów będzie takich, zdecydowanie poruszy temat, lecz nie dziś.
Słuchała skutków ubocznych, które wymieniał dopisując je do listy, którą już zdążył sporządzić poprzedni uzdrowiciel. Zastanowiła się przez chwilę, wątpiąc szczerze, aby można było cokolwiek zmienić względem ostatniego z problemów. Eliksir był niezbędny i niestety nie istniało nic, co mogło posłużyć jako zamiennik o mniej dokuczliwym zapachu.
- Względem brzydkiego zapachu, proszę spróbować naparu z goździkami. Wypicie zaraz po zażyciu eliksiru może dać pożądany efekt.- poleciła mu, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.- Goździki to naturalny neutralizator zapachu, więc powinny pomóc – wyjaśniła, by nie zastanawiał się nad tą kwestią. Jej wiedza z zielarstwa była przeciętna, lecz zastosowanie pewnych roślin, bywało przydatne i pozostało w pamięci.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Gabinet Elviry Multon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach