Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]15.10.18 12:24

Kuchnia

Najmniejsze z pomieszczeń w mieszkaniu panny MacDonald. Duża część mebli jest drewniana, zachowana w dość staroświeckim stylu. Większość naczyń znajduje się w szafie, na wierzchu zazwyczaj jest trochę świeżych przypraw w doniczkach, w misce na parapecie zawsze można znaleźć jakieś warzywa.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]26.01.19 0:38
16.09?



Sporo czasu ostatnio razem spędzali. Jakoś tak. Więcej. Czy to przypałętał się po drodze, czy to wpadł do warsztatu posiedzieć obok. Ona nie przychodziła bo w sumie to nadal nie wiedziała gdzie Matt obecnie mieszka, a po fakcie że kiedy pytała wykręcał się od odpowiedzi mogła się w sumie domyślać, że wrócił kretyn na Nokturn, a tam to za nim na pewno nie pójdzie.
- Szaleństwo się przez te anomalie porobiło. - zagadnęła, poruszając się po kuchni w której bardzo się starała nie spalić haggis które jakimś cudem dorwała na targu. - Jak mama to robi, w kuchni pachnie inaczej.
Zamarudziła, kręcąc przy tym lekko nosem, bo w sumie to nie miała pojęcia jakich mama przypraw dodawała, ale to zawsze było jakieś takie lepsze, chyba więcej czosnku i nie wiedziała czy smaży na oleju czy na maśle. I czy coś jeszcze. Zerknęła w swoje słoiczki z przyprawami odkrywając, że w sumie to już niczego nie jest pewna.
- Jadę w ogóle niedługo do domu. Zobaczę co z nimi. Jak żyją. - odezwała się w końcu jakiś czas temu, przez wakacje raz wpadła w końcu chcąc im jakotako spróbować wyjaśnić, co się dzieje i spróbować uspokoić w tym chaosie. Co prawda była najgorszą osobą która mogła chcieć kogokolwiek uspokajać, ale na prawdę się starała. - Odważysz się pojechać ze mną?
Na jej twarzy pojawił się lekki, zaczepny uśmiech. W naturalny sposób nikt z kim się spotykała nie był nigdy na dzień dobry lubiany, raczej wręcz przeciwnie z założenia był złem koniecznym i była to sytuacja dość naturalna. W sumie Matta już dawno zdążyli polubić, a to co było między nimi było bardzo młode, jednak jakoś nie wątpiła że rodzinka byłaby zabawnie skonfundowana.
- A propo anomalii, narobiło się przez nie pracy. Zwiedziłam kilka niezłych domów ostatnio z naprawami mebli i innych bzdur, moje własne też schodzą tak, że za chwilę będzie mnie stać żeby zacząć kolekcjonować własny warsztat. - to był plus i nawet ona go widziała, choć na samo słowo anomalia miała ciarki. Fakt, że czarodzieje stawali się nieporadni przypadł jednak na idealną chwilę, kiedy ona zaczynała kolejny zawodowy rozdział w swoim życiu.
Obróciła haggis na patelni uparcie ignorując fakt, że nie pachnie nawet podobnie do tego jak pachniało haggis mamy i nawet udało jej się to zrobić nie odskakując od patelni. Nie lubiła gorących rzeczy i to się nie zmieni, jak i wiele innych spraw.
- Jestem głodna. - spojrzała na patelnię z żalem, bo to patelni wina, że nie jest pewna czy będzie w stanie dzisiaj zjeść obiad. W końcu to patelnia powinna sprawiać niejadalne w jadalne. Siadła na taborecie na moment i tak się w tę patelnię wpatrywała zastanawiając się czy warto ryzykować czy od razu wyjmować i smażyć jajka po prostu. - W sumie czemu ja oczekiwałam że haggis kupione u Anglika może być dobre. - mruknęła jeszcze, bo w sumie to to może nie być wina patelni. - Prędzej Ziemia spłaszczeje niż Angol zrobi dobre haggis. I rybę z frytkami. I w ogóle.
Dodała, bo marudna dziś była, bo głodna, a w Szkocji jedzonko zawsze było dobre.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]31.01.19 16:49
- Czy ja wiem... - mruknąłem bez przekonania kartkując gazetę - wydaje mi się, że wszyscy tak mówią już dla samej zasady. Ile to już trwa - z pół roku? Sam nie widzę specjalnej różnicy między przed, a po. Wystarczy nie wpychać się tam gdzie porypała magia i tyle. Wielkie rzeczy - wzruszyłem ramionami. No dobra. Może trochę uproszczałem, jednak gdy gdzieś ziemia pod nogami wybuchała to mimo iż z tym niespecjalnie ktokolwiek cokolwiek robił to i tak teren był szybko wygradzany. Całe zamieszanie z tą magią przeciągało się w czasie na tyle długo by stało się to dla mnie kawałkiem codzienności sprawiając, że jej napady traktowałem jak efekt rozkapryszonej pogody. Trudno było mi uwierzyć, że inaczej było z większością czarodziei.
Podejrzliwie przeniosłem wzrok z kolumny związanej z ogłoszeniami na Lily. Też mnie niepokoił ten zapach. Mało dyskretnie pozwoliłem sobie więc na strategiczne uchylenie okna przy którym siedziałem na taborecie. Palnąłem głupa jeżeli na mnie nieprzychylnie spojrzała przybierając wyraz twarzy w stylu "no co, nic przecież nie mówię" i po którym wróciłem do lektury.
- Przyznaj się, że chcesz nawieźć od nich po prostu słoików - podpytałem strojąc sobie trochę żarty z kuchni Lily. Nie przeszkadzał mi za specjalnie ale to chyba tylko dlatego, że w swoim życiu różne, naprawdę dziwne rzeczy wkładałem do ust. Byłem więc uodporniony. Swego rodzaju super siła.
- Miałbym przyjść tak oficjalnie? Z kwiatkami dla pani i ognistą dla pana domu? - raczej sobie nie wyobrażałem, bym tym razem miał towarzyszyć jej w roli kolegi z Londynu, a to chyba wymagało odstawanie pewnego rytuału. Podskoczyłem brwiami podłapując jej złośliwy uśmieszek samemu zaraz parskając śmiechem jak sobie wyobraziłem jak to miałoby wyglądać - Twoja matka spaliłaby chyba wszystkie potrawy. Wraz z tymi które by ci dała w słoikach. Twój ojciec na bank poszedłby odkurzyć strzelbę budząc w sobie dziwna potrzebę odkładania jej po mieszkaniu tak by przypadkiem była na moim widoku. Twoi bracia...właściwie nie wiem, czy by mi gratulowali czy testowali - wyliczałem z rozbawieniem opowiadając o tym wszystkim jakbym snuł jakąś komediową opowieść. Bez wątpienia byłby to swego rodzaju cyrk. Wątpiłem by sobie wyobrażali mnie w romantycznej relacji z ich córką oraz siostrą - To brzmi katastrofalniebajecznie do tego stopnia, że chciałbym wziąć w tym udział, lecz jednak tym razem odpuszczę. Mam trochę roboty, trochę zobowiązań do domknięcia. Uszykuj grunt - puściłem jej oczko. Musiałem przyznać przed sobą samym że trochę nie czułem się jeszcze na siłach by stanąć w nowej roli zwłaszcza przed panem MacDonald. zbliżająca pełnia wcale by nie pomogła poddenerwowaniu. Na szczęście nie musiałem kłamać. Miałem faktycznie dużo na głowie. do tego szukałem mieszkania, rozglądałem się za kupcem na nowe. Nawet jeżeli odnajdywałem czas to było go tyle by mieć okazję pozawracać Lil głowę. Wygospodarowanie kilku dni na podróż byłoby trudne.
- Myślałaś o tym gdzie chciałabyś go umiejscowić czy jak na razie to taka luźna mrzonka? - podpytuję tracąc zainteresowanie ruchomym obrazkiem na papierze. Gazetę złożyłem odkładając ją na oknie śmiejąc się pod nosem na jej wyznanie.
- Zjedzmy na mieście, Stokrotko. Poseplenisz sobie o niegodziwości szkockiej kuchni w angielskim wydaniu nad jakąś rybą z frytkami - podsuwam genialny pomysł pozwalając sobie przy tym wstać i się z rozleniwieniem rozciągnąć by zadeklarować tym samym swoją gotowość do wyjścia. I tak, wciąż miałem w głowie ją w tej niewinnej piżamie tamtej nocy - Ziemia na szczęście nie będzie już bardziej płaska niż jest więc może i trafimy na jakąś z miejscówkę ze smakowitymi owczymi wnętrznościami.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]08.02.19 18:25
- Nie widzisz specjalnej różnicy? - uniosła brwi, słysząc, co ten kretyn wygaduje. Wywróciła przy tym oczami. - Byłeś ostatnio po mugolskiej stronie? Powiem ci że różnica jest bardzo specjalna. - prychnęła pod nosem marudząc cośtam o zapatrzonych w czubek własnego nosa palantach i innych takich, bo przecież ona się nie mogła nie bać całej tej sytuacji chociażby dlatego, że była sobą, ale i dlatego że jej własna rodzina aktualnie zionie anomaliami. - I fakt, że w mieście pojawiają się miejsca z których bucha ogień, czy wybiegają jakieś dziwne stworzenia to też pikuś? Chyba ktoś cię palnął o raz za dużo w ten głupi łeb.
Podsumowała ostatecznie, bo no jego zdania nie zmieni, ale trudno było jej uwierzyć, że on serio myślał, że jeśli nie obrywa piorunem w twarz to nic się nie dzieje.
I jeszcze pacan wierzy w kuchni jej aromatyczny obiad. Ale no dobra, bo w sumie to capiło to mięso paskudnie i Lil kompletnie nie wiedziała co z tym zrobić, a podusić ich nie chciała.
- No w każdym razie chętnie dam się nakarmić. Polędwiczki w grzybkach albo kasza z sosem i warzywami albo haggis... - eh, mama miała super kuchnię, taką totalnie domową i zwykłą, z ziemniurami albo frytami i w ogóle, masę sosów zawsze dawała i to było najlepsze. Jak Lil próbowała zrobić taki sos to najczęściej go zdrapywała potem z dna garnka. Ale raz na jakiś czas się też udawało!
- Boże, czułabym się jak w środku jakiegoś dziwnego snu. - nie, Matt z kwiatami brzmiał na tyle abstrakcyjnie że zaśmiała się pod nosem. To by było zbyt oficjalne jak na fakt, że już w sumie zaprzyjaźnił się z jej rodziną. W sumie to nie miała pojęcia czego by chciała, ale też nie trwało to tak długo, żeby na poważnie zaczęła się tym przejmować.
- Noo... w sumie to trochę grunt masz, poznali cię, zaufali ci. Pytanie czy teraz staniesz na pozycji zdrajcy narodu czy jednak po prostu niegodnego patałacha. - przechyliła lekko głowę w zastanowieniu. W sumie nie miała pojęcia jak będzie. W sumie skoro Matt się nie wybierał to chyba nie było sensu mówić za wiele, bo gdzieś z tyłu głowy Lil miała poczucie że to co się zaczyna w każdej chwili może jeszcze runąć na ziemię, a nie chciałaby żeby to miało wpływ na sympatię jej rodziny do Matta. Jakkolwiek by nie było - no przecież musiała się pomartwić na zapas.
- Wygodnie by było w centrum, wiesz być pod ręką ludzi. Ale to się zobaczy. Wiesz, ceny lokali i te sprawy, a mam też masę sprzętu do kupienia. Kolekcję mogę zacząć tu, dopóki nie dobiorę się do cięższego sprzętu. - potem lokal, maszyny i dopiero działanie. Noale jakoś to będzie.
Jak się zaczął z niej nabijać to rzuciła w niego ziemniakiem, którego miała w planach obierać i pokiwała mu palcem, choć w sumie to miał rację.
- Sam seplenisz. Ale możemy zjeść na mieście. - eh, może i by mu mogła próbowała wmawiać, że to pachnie jak powinno, ciekawe z resztą czy by zjadł ale sama też była głodna no i miała jakąśtam godność i jakiśtam rozum człowieka i chyba nie chciała ich potruć.
- A w ogóle to odczep się od mojej piżamy, jest super, ciepła i wygodna. - i nie nadaje się do pokazywania światu, ale to już zdecydowanie mniej istotne i się do tego Lily na głos nie przyzna. No, ale zdjęła fartuch, wyrzuciwszy to co miało być haggis do kosza i uniosła brwi patrząc na Matta, który znów zaczął wchodzić w tematykę absurdów.
- Co powiedziałeś? - zmarszczyła brwi, starając się wyczuć, czy to może jednak nie jakiś dziwny żart, którego nie zrozumiała, czy Mattowe metafory w końcu nie weszły na poziom na którym już tylko on jest w stanie pojąć co mówi. No, ale nie wyglądało na to. - Widziałeś kiedyś globus..? - podsunęła mu w nadziei, że teraz ją wyśmieje i wyjaśni jej istotę swojego dziwnego żartu. Jednocześnie ruszyła się do przedpokoju, żeby ubrać buty.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]17.02.19 2:38
- No jakoś tak to właśnie nie bardzo - rozwiałem wątpliwości jakoś tak nie czując się ani trochę dotknięty oburzeniem Lily. Przyzwyczaiłem się jakoś tak już, że miała tendencje do wyolbrzymiania problemów nie większe niż ja sam do ich bagatelizowania. Bez większego przejęcia przeniosłem swoją uwagę z rubryki wypełnionej jakimiś żartami na tą z ogłoszeniami - No, z jakieś trzy dni temu? - uniosłem brwi zdając sobie sprawę z tego, że tak właściwie bywałem tam ostatnio dziwnie często - To może dlatego nie widzę różnicy. W sensie tu coś bucha i tam coś wybucha. Do tego już przez taki kawał czasu. Trochę tak idzie w sumie zgubić tę granicę między tym, a tamtym światem ale i tak myślę, że też wyolbrzymiasz. Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że trzęsący się czasem na Pokątnej bruk rusza cie wciąż tak samo mocno co dwa miesiące temu, co? - mogło się wydawać, że szybko się przystosowuję i w sumie była to prawda. nią było tez to, że zwyczajnie jeżeli nie działa się krzywda najbliższym to faktycznie trochę uważałem, że nic się nie dzieje. Taki ze mnie był już wybiórczy egoista.
- To opanuj to coś... - zerknąłem na dymiące się gary - i chyba się zbierzemy. Jak będziemy na mieście to już chyba ogarniemy na co masz ochotę. Pewnie do tego czasu z trzy razy zmienisz zdanie - zażartowałem sobie z lekkością, która towarzyszyła mi i później kiedy to żartobliwie snułem wizję oficjalnego siebie. Nie mogłem nie parsknąć śmiechem słysząc, że czułaby się jak w środku dziwnego snu. To chyba była moja kwestia.
- No, dobrze jednak że co się odwlecze to nie uciecze czy coś - skomentowałem nie chcąc za daleko się rozwodzić nad tematem odwiedzin i tego, jak będę postrzegany przez jej rodzinę. Prawda było, że trochę niepewnie spoglądałem w naszą wspólną przyszłość. Pragnąłem jej, lecz nie byłem smarkiem by wierzyć, że szansa na bycie razem jest czymś czego nie dałoby się zaprzepaścić. Nie chciałem więc narażać się na deklaracje czy manifestowanie przed jej ojcem czegoś co mogłoby chwilę później okazać się przeszłością. Aż tak pewny siebie nie byłem.
- Chcesz wiec może hajsu? Nie daję już Bertiemu, a i ten mi płynie całkiem nieźle w tym miesiącu więc mam spora nadwyżkę. Jak wiesz na co chciałabyś go przeznaczyć to jesteś o krok bliżej do sensowniejszego wydania go niż ja. Na te maszyny czy coś - mówię jak gdyby nic bo w sumie zawsze pracowałem jak mi trzeba było hajsu, a ja go w zasadzie niewiele potrzebowałem to i nigdy się specjalnie nią nie skalałem. Teraz wiec jak przycisnąłem to się jej uzbierało tyle, że nie bardzo miałem pomysł co z nim zrobić. Niby szukałem mieszkania to jednak był to pomysł któremu trochę brakowało konkretów. A przede mną tak właściwie nieświadomy niczego krzątał się powód przez który te konkrety były w zasadzie trudne do określenia.
- Prawda? Coraz lepiej idzie mi udawanie szkoda - zgrabnie uznałem to za komplement. Odłożyłem gazetę i podniosłem się z krzesła przeciągając się. Trochę chyba byłem jednak zmęczony. No i głodny o czym przypomniał warczący brzuch. Poklepałem go by się uspokoił.
- W którym miejscu się jej czepiłem i skąd w ogóle pomysł, że z niej żartuję? Bardzo mi się podoba. Chyba moja ulubiona. Chciałbym widywać cie w niej częściej - wyznałem szczerze mając na myśli każdy kolejny wieczór. To nie było to samo co w Ruderze, gdzie tonęła w moich porozciąganych swetrach lub koszulach choć widok ten również potrafił karmić oczy. Piżama w rozsypane hafty stokrotek na jej wątłej sylwetce wydawała się czymś dziwnie pociągającym. Na pewno była to wina tego, że w nią właśnie była obleczona tamtej nocy gdy mnie pocałowała, gdy była blisko, gdy jej twarz płonęła, gdy postanowiliśmy spróbować. Prawdopodobnie wielu rzeczy będziemy razem jeszcze próbować. Przy jednej z takich prób chciałbym zsunąć z niej właśnie, to konkretne stokrotkowe pole...
- To jak, zbieramy się, co nie - zarządziłem wracając myślami do rzeczywistości po tym, jak prawdopodobnie trochę za długo wisiałem na niej pożądliwym spojrzeniem, którego jednak się nie wstydziłem i nie kryłem. Ruszyłem za to do przedpokoju zaczynając wciskać buty. Nie śpieszyłem się wiedząc, ze i tak będę musiał trochę czekać na Lilę. Słuchałem przy okazji głupotek które plotła. Z niedowierzaniem oczywiście - A widziałaś kiedyś mapę? - odbiłem z tą samą pewnością w głosie - Co to w ogóle za argument? A gdyby zrobili kwadratowy globus to też byś mi teraz mówiła, że Ziemia jest kostką? Nie bądź niemądra. Globus to takie...no, z wygody tak jest zrobiony. By mniej miejsca zajmował. Ale dobrze...załóżmy, że jest okrągła - to co z tymi ludźmi mieszkającymi w tych krajach na dole, hm? Dlaczego nie spadają, co? - dociekam tonem głosu świadczącym o tym, że czuję jakbym właśnie wygrał już dyskusję.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]23.02.19 3:25
Nie odpowiedziała, choć bardzo prawdopodobne, że dało się wyczuć jej rozdrażnienie, prawdopodobnie wywołaną różnicą w postrzeganiu. Jej niemal obsesyjne myśli w kółko i w kółko ciągnęły do domu, do jej własnego lęku z pierwszych chwil kontaktów z magią, do myśli o tym co musi przeżywać mugol, który nie raz kilka razy dziennie wywołuje dziwne zjawiska - czasem pozytywne, czasem przerażające. Martwiła się w kółko, jednak wiedziała że jeśli w tej chwili spróbuje wyrzucić to z siebie, zwyczajnie się nakręci i straci kontrolę nad swoim stresem. Tego nie chciała. Lubiła ten stan względnej stabilizacji. Puściła więc jego słowa milczeniem.
Problem polega na tym, że Matt nie dostrzegł momentu w którym postanowiła zamilknąć i temat pociągnął dalej sprawiając, że coś w niej zawrzało.
- To teraz sobie pomyśl, że nie masz tego cholernego badyla. Nigdy w twoim życiu nie istniał. A dookoła ciebie dzieją się dziwne rzeczy. Na prawdę, kij z tym że wyrasta ci kaczy dziób. To pikuś, choć mało zabawny kiedy nie wiesz skąd to się bierze ani na jak długo zostaje. - tak, charłak mógł to traktować jako coś wesołego, mugol też, kiedy już przywykł, jednak na pewno nie za pierwszym razem. - Gorzej, kiedy ktoś obok ciebie pada bez życia, tak po prostu. Kiedy znika, przenosi się do innego kraju. Albo ciebie tak wyrzuca, a nie zapominaj że oni nie mają pieprzonych świstoklików. Kiedy dzieje im się krzywda. Kiedy podkreślę - nie rozumieją co się dzieje i nie mają pieprzonej różdżki, nie przeniosą się do lekarzy i nie wyjaśnią co się do cholery stało. Więc mi do cholery nie wmawiaj z łaski swojej, że wyolbrzymiam tylko dlatego, że dla ciebie to tylko stado obcych ludzi. - czy Lily MacDonald kiedykolwiek przestanie się bać? Pewnie nie. A jednak myśl o tym, że magiczne problemy obejmują mugolski świat, który w jej głowie stanowił jakiegoś rodzaju bazę spokoju i względnego bezpieczeństwa ją przerażał. Z jednej strony wiedziała że jej rodzina to dorośli ludzie, którzy potrafią sobie radzić, z drugiej - nie wyobrażała sobie, że jej mama pewnego razu po prostu teleportuje się do jakiegoś obcego miasta, albo gdziekolwiek indziej ma wyspach nie posiadając przy tym właściwie niczego, dobrze jeśli miałaby portfel.
- I nie, tutaj to nie jest raz na jakiś czas drżąca ziemia. Obok tego że drży ziemia, magia eksploduje na odległość, Ministerstwo nie zabezpiecza tego do cholery wystarczająco, nie słyszałeś o tym jaki Mung jest zapchany? Poczytaj, posłuchaj ludzi bo to że TOBIE akurat nic się nie stało, nie znaczy że nic się nie dzieje. - spojrzała na paskudne coś na swojej patelni i wyłączyła pod nią ogień, przez chwilę zastanawiając się czy aby oni cali nie zaśmierdli od tej paskudnej spalenizny. - Wiem że dużo panikuję, Matt. Ale to się dzieje. - odetchnęła, bo jak bardzo by nie chciała, nie potrafiła tak odgrodzić od tego myśli, kiedy dookoła wszędzie było o tym słychać. Kiedy na samej Pokątnej jeszcze chwilę temu można było oberwać kulą ognia, a ona sama czuła drżenie ziemi, czuła to ciepło, nie mogła nie wierzyć w opowieści. Ludzie takich rzeczy nie wymyślają.
W końcu odetchnęła, wiedziała że pewnych rzeczy nie zmieni i chyba nie chciała zmieniać tego jak różni byli, na prawdę to lubiła nawet, jeśli jednocześnie czasem na prawdę tego nie znosiła. I tego, że bardzo często żadne nie potrafiło spojrzeć na perspektywę inaczej.
- Taak... - nie mogła nie westchnąć przy kolejnych słowach Matta. Pewnie oboje czuli tę niepewność. To było dziwne uczucie, bo z jednej strony znali się całe wieku, z drugiej strony - czym jest jakiś miesiąc spotykania?
I czym jest miesiąc spotykania w obliczu wiatrówki taty.
- Słucham? - nooo, zdziwiła się w sumie, kiedy Matt tak po prostu zaoferował jej pieniądze. Z drugiej strony wcale nie czuła się skrępowana przy tym, jak płynne potrafiły być rzeczy pomiędzy nimi i przy świadomości że w razie potrzeby, pewnie byłaby mu w stanie je oddać. A ostatecznie - prawda była taka że lepiej jeśli ona kupi sobie porządną szlifierkę niż Matt się za jej cenę nawali. Kilkakrotnie. - Jasne. W sumie. Jeśli będziesz potrzebował zwrotu, po prostu daj znać. Staram się mieć jakieś oszczędności zawsze. - dodała, bo to nie tak, że nie miała na nic pieniędzy i nie chciała tego zgrywać, miała jednak pewną kwotę której bardzo starała się nie ruszać, która już raz ratowała ją w miarę możliwości w czarnej godzinie długotrwalego braku pracy. - Ale jeśli chcesz postawić mi jakiś sprzęt, zawsze chętnie.
Oczami wyobraźni widziała już warsztat i czuła zapach drewna. Cholernie przyjemny zapach.
- Wmawiaj to sobie. - uniosła brwi, nie siląc się w tym zdaniu na angielską wymowę, co robiła jednak zazwyczaj, przyzwyczajona do przebywania między Anglikami. Może nie robiła tego perfekcyjnie, jednak na pewno zrozumienie jej było o wiele łatwiejsze niż kiedy swobodnie wchodziła w rodzimy dialekt.
- Ciągle się z niej naśmiewasz. - założyła ręce na piersi, widocznie jakoś nie mogąc przyjąć, że Matt mówi tak poważnie o jej maminej koszuli nocnej. W sumie to nie miała za bardzo innych, nie wszystkie miały wzory stokrotek czy podobne, jednak krój czy materiał nie różni się jakoś mocno. Czuła się w nich swobodnie i wygodnie od zawsze i po prostu nie nastąpił moment zmiany. Tylko w momencie kiedy ktoś o kim myślała inaczej już niż tylko o przyjacielu ją w tym oglądał, nagle odkryła, jak głupio musi to wyglądać.
A jego spojrzenie nie pomagało. Pod nim też czuła się szalenie głupio, zwyczajnie nie wiedząc jak zareagować, czując się dziwnie, odwracając wzrok i udając że go nie zauważa.
Na pytanie o mapę z kolei zacisnęła usta. No tak, to był kiepski przykład, tylko że ona sama wcale nie wiedziała jakoś szalenie wiele.
- Ziemia nas do siebie przyciąga. Dlatego nie spadamy. - wzruszyła ramionami, choć doskonale wiedziała, co czeka ją dalej. Już, już, tak, Matt jej uwierzy w jakąś siłę która przyciąga ludzi do okrągłej ziemi, tak po prostu. Nie starała się nawet szukać w swojej pamięci przykładów.
- No dobra, a to że ziemia jest płaska, gdzieś tam jest jej koniec z którego wszystko spada w jakąś szaloną otchłań jest niby twoim zdaniem bardziej logiczne? - spytała w końcu, sięgając po swoje buty, bo i tak zaraz zacznie jej marudzić, że musi na nią czekać. - Jak to sobie wyobrażasz, jakiś wielki dysk sobie lewituje pod słońcem, które sobie nad nim kółeczkuje?
Po chwili zastanowienia jeszcze jedno jej wpadło do głowy.
- Jak jesteś w porcie, patrzysz czasem na statki? Te daleko-daleko. Widać je całe? Bo na takim płaskim dysku powinno. No, chyba że ziemia to jednak jest wielka kula i mogłyby się wyłaniać. ZZA WIDOCZNEGO HORYZONTU. - to nawet miało sens, wydawało jej się na tyle proste, że może i nawet Matt jej w to uwierzy. Może.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]04.05.19 22:39
Rzadko kiedy wiedziałem kiedy przestać. Bez względu czy to chodziło o domówienie ognistej przy barze, czy też zwyczajnym zamknięciu się wtedy, kiedy wypadało. Problem prawdopodobnie polegał na tym, że nie zawracałem sobie głowy myślą, że mógłbym albo że powinienem albo że może wypadałoby słuchać trochę uważniej. Przykładowo teraz czas płyną mi wyjątkowo wartko wzrocząc gazetę. Przeskakiwałem od ogłoszenia do ogłoszenia. Wokół unosił się zapach spalenizny. Lila zaś szczebiotała w tym swoim typowym poddenerwowaniu w tle. Może gdybym tak nieco z przyzwyczajenia tego nie bagatelizował to wyłapałbym, że podchodzi do tego całego magicznego bajzlu tak bardziej na poważnie niż mi się wydawało. No ale nie wyłapałem. Ani poddenerwowania, ani ironii, ani oburzenia. Ciągnąłem beztrosko temat dzieląc się swymi mądrościami obliczając w głowie odległość od mojej chaty do magazynu z ogłoszenia w którym to poszukiwano kogoś do pracy przy rozładunku i myśląc, czy w ogóle mi się chce fatygować. Szło mi dobrze, lecz niespodziewanie pojawił się zgrzyt. Pierwszy gdzieś koło cholernego bydlaka, a może badyla(?), a później pieprzonego świstoklika zarządzając zastój i rozkazując przelać uwagę na Lily, która się...no właśnie, co tu się odjaniemerliniało...? Nieco zdezorientowany, zaskoczony uniosłem brwi wyżej kiedy to pieprzenie i cholera znalazły się w jednym zdaniu.
- No dzieje się i co...? - odłożyłem gazetę, kiedy wydusiła z siebie ten cały potok frustracji - Co z tym zrobisz? Wyjdziesz na te trzęsące się ulice na których anomalie zabijają lub deportują mugoli i zaczniesz ich ożywiać, aportować, leczyć, instruować, transportować do Munga...? - oboje wiedzieliśmy, że nie. Bała się wkładać ręce do piekarnika, a co tu dopiero mówić o wkładaniu ich w rozoranego anomalią mugola, czy czarodzieja. Nie umiałem sobie nawet tego wyobrazić. Westchnąłem - Wiem, że ci odbija bo się cykasz o swoich starych, lecz twoje histeryzowanie i panikowanie o wszystkich wokół nic sensownego nie wniesie bo albo coś możesz zmienić i to zmieniasz jak ci przeszkadza albo nie możesz i się luzujesz, a nie naskakujesz na mnie bo staram się żyć normalnie i nie sram z powodu czegoś na co nie mam wpływu. Też powinnaś spróbować. Miałabyś więcej włosów na głowie - powiedziałem i zerknąłem wymownie na rudą czuprynę skoro już udało się jej przykuć moją uwagę tak na poważnie. Staram się być wyrozumiały, lecz na pewno widać po mnie, że od słuchania na narzekanie na anomalie, wybuchających mugoli i inne atrakcje magicznych oraz niemagicznych ulic to mam już ochotę wzdychać i wywracać oczami. Anomalie pojawiały się i znikały. Nie wiedziałem dlaczego i wątpiłem w to bym umiał to zrozumieć bez posiadania jakiejś mądrej wiedzy. Nie zamierzałem biegać też po Londynie bawiąc się w uzdrowiciela którym nie byłem, narażać się na uwagę patrolu egzekucyjnego, ryzykować wizją utknięcia na czas pełni w areszcie. Nie miałem wpływu na to co się działo więc trzymałem się tego na co mam - szukałem pracy, dumałem co z mieszkaniem, starałem się nie umrzeć z głodu - I rety...Lil, popracuj nad słownictwem, co...? Wulgarne dziewczyny mają szorstkie usta - przestrzegam ją kręcąc głową z teatralnym oburzeniem chcąc nieco rozwiać ciężką aurę. Nie chciało mi się kłócić. Nie o pieprzone anomalie o których słuchać mi się nie chciało.
- Przestań mi tu pitupitać o jakiś zwrotach. Można mi chyba chcieć sprezentować swojej kobiecie od czasu do czasu jakąś wkrętarkę czy inną wiertarkę, co - podskoczyłem fikuśnie brwiami będąc trochę rozbawionym, trochę też zadowolonym z siebie bo ledwie była połowa miesiąca, a już wypracowałem lekko ponad sto galeonów i właściwie byłem wstanie sprezentować jej co tylko by sobie wymyśliła. Nie powiem, chciałem też porobić na niej wrażenie, że umiem robić więcej pieniędzy niż tyle by wystarczyło na wieczorne bujanie się po knajpach.
Żarty o szkotach prawdopodobnie nigdy mnie nie znudzą tak samo jak chwile w których starała się silić na brytyjski akcent. Kąciki ust nie mogły się nie dźwignąć wyżej, a potem przybrać nieco wilczego wyrazu zadowolenia w chwili w której nieco się gubiła, peszyła pod moim spojrzeniem. Podobało mi się to.
Spojrzałem na nią z góry przekrzywiając nieco głowę w niemym pytaniu czy ty tak na poważnie, kiedy to padło jej wyjaśnienie o samoprzylepnej piłce.
- W sensie, że mam uwierzyć w jakąś siłę która tak po prostu przyciąga ludzi do wielkiej piłki...? - nie zdawałem sobie sprawy, ze właściwie potwierdziłem jej obawy błyszcząc sceptycyzmem tak bardzo, ze gdybym był ozłocony to najpewniej przyciągałbym w tym momencie wszystkie niuchacze świata - Lewituje? Dlaczego miałby...? Ziemia leży na ziemi. Nie da się z niej spaść. Możesz kopać w głąb jak chcesz ale nie wiem, czy to można byłoby uznać za spadanie. Żadna też krawędź nie istnieje. Wszystko jest otoczone przez nieskończony ocean w którym na noc zatapia się słońce - swoją drogą dlatego właśnie nocą woda była cieplejsza. Bo grzało ją zanurzone w niej Słońce - a z drugiego końca wynurza wtedy księżyc - tłumaczę z pewnością i niezachwianą wiarą we wszystko. tak właściwie nie wiem skąd to wiedziałem. Wydawało mi się że to powszechna wiedza i każdy o tym wie kompletnie nie pamiętając, że być może nasłuchałem się za gówniaka za wielu pijanych marynarzy - Chodzi ci o miraż...? - strzelam nie do końca rozumiejąc i chyba gubiąc się po drodze w jej słowach. Na moim czole zaś pojawiły się rzadko spotykane, głębokie zmarszczki faktycznego zastanowienia - ...ten co ucina odległe obrazy i się wydaje wtedy, że faluje wszystko tak daleko, czy jak...?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]23.06.19 19:41
Patrzyła na Matta przez chwilę, trochę zastanawiając się czy na prawdę słyszy to, co słyszy, czy to nie jest jakaś fatamorgana. Irytacja jednocześnie wzbierała się w niej razem z zawodem, aż miała przez chwilę palnąć go patelnią przez łeb, kiedy akurat to naczynie odkładała na miejsce.
Wiele słów zmieliła, jednak w końcu nic nie padło z jej ust, kiedy znowu zaczął mówić o panikowaniu i swoim super zdrowym podejściu do życia. Było cudowne i genialne, kiedy jego rodzinie nic nie groziło, mógł się dystansować i mieć gdzieś resztę świata. Nie miała ochoty nawet patrzeć na jego ostentacyjne zmęczenie, które w tej chwili w jej oczach było absurdalne i do cna egoistyczne. Nie zamierzała mu jednak tego wyjaśniać, kłócić się czy słuchać jak to dramatyzuje w oczach kogoś, kogo rodzina jest bezpieczna.
Nie odpowiedziała nic na wzmiankę o szorstkich ustach, bez słowa zabrała się za mycie durnej patelni, którą po chwili po prostu zalała i zostawiła w ten sposób, bo niech się cholerstwo trochę namoczy.
Milczała dłuższą chwilę, z uporem zajmując się czymkolwiek, żeby lekko odreagować, choć jednocześnie wewnętrznie sama nakręcała potok nerwowych myśli w swojej głowie.
- Gratuluję zdrowej postawy. I tak, sram się lękiem o swoich starych. - uniosła brwi, powtarzając jego słowa. - Jestem ciekawa czy gdyby to się działo twojej rodzinie, byłbyś równie mądry i wyluzowany. A skoro nie masz okazji przetestować sytuacji to się z łaski swojej zamknij, jeśli tak wygląda wsparcie z twojej strony.
Uśmiechnęła się nerwowo na koniec wypowiedzi, po czym wróciła do sprzątania kuchni, która zdecydowanie żadnego sprzątania już nie potrzebowała. Nawet w sumie głód jej trochę przeszedł przez nerwy, więc nie spieszyła się za mocno żeby zdążyć trochę odreagować zanim wyjdą, jeśli na prawdę mają gdzieś wyjść. Ewentualnie może nie zabijać go wzrokiem w miejscu publicznym, choć w tej chwili śmierdzące haggis wydawało jej się jakby odrobinkę mniej śmierdzące.

Jak zaczęła się w końcu zbierać, nerwy jej zdążyły trochę opaść, choć Bott pewnie już będzie do wieczora na celowniku. Tyle dobrego że sobie jakoś radził i wyglądało na to, że póki co nie żyje tak z dnia na dzień, skoro jej zaczął sprzęty oferować. Nie zamierzała na to marudzić.
Choć kiedy się tak w nią wgapiał, w pełni celowo najpewniej, bo ewidentnie miał jakąś dziwną satysfakcję z peszenia jej to już miała ochotę pomarudzić. Uśmiechnęła się w końcu lekko, ogarniając się do wyjścia.
- Matt, ty mówisz poważnie..? - zmarszczyła brwi, wpatrując się w Botta i starając się zobaczyć że jego kąciki ust drgają lekko, czy cokolwiek, bo w sumie to trochę ją przerażało to, co słyszy. Sama nie była asem z astronomii, w sumie to nie wiedziała prawie nic, poza najbardziej podstawową podstawą, ale... płaska ziemia?
- To z czego twoim zdaniem jest słońce? To jakaś wielka, mugolska żarówka, która się zatapia w oceanie, a potem sobie wyskakuje? I jak podróżuje pod ziemią, skoro ta ziemia pod nami ma nie mieć końca, ma jakieś swoje tuneliki? - starała się jakoś wyłożyć absurd tego wszystkiego. - I co sprawia, że ono i księżyc się ruszają dookoła nas? Tak o, hobbystycznie latają jak piłeczki zaczepione na lince i wprawione w ruch?
Spytała, trochę nie dowierzając, trochę szukając w jego oczach sugestii, że to może jednak żart.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]28.06.19 3:41
- Rety, Lil, weź... nie miałem niczego takiego na myśli - niespodziewanie poczułem się atakowany więc rozdrażniony wytoczyłem defensywę. Nie podobało mi się, że wyrywała z moich wypowiedzi słowa i układała je tak, że brzmiały jakbym cisnął co najmniej po niej, jak i jej starych lub to co mówiłem było czymś złym. Tylko niby w którym miejscu..?! Rozumiałem, że się martwi tylko jeśli będzie napędzała troskę której na nic nie może przekuć to to ją przecież zeżre. Dobrze wiedziałem co mówię. W końcu może i skakałem dookoła Lil chuchając i dmuchając na jej strachy, pilnując by jej się życie toczyło to jednak było nic w porównaniu do wiecznej warty nad Bertem i pilnowaniem tego, by ten w ogóle to życie ciągle posiadał. Od momentu w którym znikła Ana stałem się być może względem niego jeszcze bardziej nadopiekuńczy. Chciałem tym sposobem chronić również ciocię przed kolejną stratą. Nie miałem jednak wpływu na wszystko, nie mogłem wisieć nad nim przez całą dobę i nakręcać się choćby i teraz czy te jego eksperymentalne ciasteczka się nie zbuntowały i nie zamknęły go w piekarniku w Cukierni, która się jednocześnie w tym samym momencie waliła bo Pokątna znów została wykrzywiona przez anomalię. To znaczy mogłem z tymże najpewniej skończyłbym na oddziale zamkniętym magiopsychiatrii. Robiłem co mogłem musząc wierzyć, że to wystarczy. Podobne podejście chciałem zaszczepić i w niej. Nie wiem tylko czy się źle za to zabierałem, czy też ona nie wyobrażała sobie, że tak można. Tym bardziej zirytował mnie jej przytyk. Spiąłem się i zacisnąłem usta w wąską kreskę sugerując ponurym spojrzeniem, całkiem na poważnie, by może zaczęła ważyć słowa.
- Też mam rodzinę - przypomniałem jej bo odebrałem jej słowa tak, jakby brak ojca i matki oznaczało, że jest inaczej - Nie jest w pełni mugolska ale mam w niej charłaka - o tym też jej przypomniałem. Kiedyś spotkała już Lu. Tyle więc chyba było w temacie braku możliwości przetestowania. Nie obnosiłem się z tym, jednak martwiłem się o niego, jednak nie mogłem zrobić nic ponad utrzymywanie kontaktu i bycia wyczulonym na chwilę w której ten się urwie. Miał swoje życie, a ja swoje. Ostatecznie po chwili przeciągającej się ciszy westchnąłem z rezygnacją, wypuszczając tym samym nadmiar kotłujących się emocji. Robiło się ponuro i nieprzyjemnie, a mnie próba nie zrobienia sceny kosztowała sporo samozaparcia i energii. nie wiem czego oczekiwała ale mi nie pasowało dołączanie do festiwalu umartwiania się nad jej tak bardzo MUGOLSKIMI rodzicami cierpiącymi tak bardo MUGOLSKO z powodu anomalii. Nie pasowała jej też moja rada. Postanowiłem wiec pójść za jej propozycją - Idę zapalić na balkon. Daj znać jak skończysz sprzątać - nie chciałem się już mieszać ani nic mówić wiec się ewakuowałem zanim coś mnie pokusi i chlapnę znów słowo lub dwa. Zostawiłem ją samą w kuchni mając nadzieję, że zejdą z niej emocje, a skrobanie patelni wymęczy na tyle, że nie będzie w stanie wymierzyć mi w razie co liścia jak czymś znów podpadnę.

Chwila w której każde z nas pozostało przez moment samo ze sobą sprawiła, że atmosfera się nieco oczyściła. Nie miałem problemu z podłapaniem nowego innego tematu, podroczenia się i w ogóle zasiania lżejszego klimatu. Schodząc po schodach klatki schodowej ku wyjściu zaczynałem jednak odnosić wrażenie, że Lily chyba na silę próbowała mnie sprowokować do kłótni.
- Czemu miałbym nie mówić na poważnie - burknąłem nieco urażony. Czy cokolwiek co dziś mówię jest dla niej jakąś abstrakcją, czy coś? Jeszcze tak patrzyła jakby oczekiwała czegoś konkretnego, a ja nie miałem pojęcia czego więc ściągnąłem w niezadowoleniu brwi ku sobie. Trochę mocniej w chwili w której zasypała mnie pytaniami - Rety, a skąd ja mam wiedzieć z czego?! Nie bardzo uważałem na astronomii to nie wiem - wyjaśniłem - I czemu akurat mugolska. W twojej teorii to może być jakieś magiczne przyklejanie, a moja to musi być w pełni mugolska? - oburzyłem się, a potem spojrzałem na niebo na którym za chmurami wisiało Słońce - Na pewno jest to jakaś magiczna kula. Coś jak ignito, czy co - kiwnąłem głową potakująco. Bardziej chcąc utwierdzić siebie niż ją, że przecież jest to oczywiste i tak właśnie jest - A czemu nie...? - przecież mogły istnieć takie tunele! - są przecież podziemne groty i strumienie. Pewnie istnieje taki ciąg tuneli w którym by cię pomieściło słońce lub Księżyc. Pewnie stąd własnie są trzęsienia ziemi - czasem taki tunel mógł się przecież osypać i wtedy Słońce lub Księżyc musiało wydążać dla siebie nowe przejście. Z tej dedukcji byłem nawet zadowolony. Trochę mi jednak przeszło po kolejnym pytaniu. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, a nie chciałem też mówić ponownie w przeciągu kilku minut, że znów czegoś nie wiem. Postanowiłem więc zrobić to co robi się w chwili, gdy odnosisz wrażenie, że ktoś ewidentnie chce zrobić z ciebie głąba - obrazić się
- Co ty masz jakiś problem dziś ze wszystkim co mówię...?


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Kuchnia [odnośnik]04.07.19 0:33
- Więc powinieneś wiedzieć, że w tym miejscu lęk jest uzasadniony. - była zła, ale nie rozwijała się mocniej ten jeden raz. Sprzątała po prostu, na rękę był jej fakt, że Matt po prostu ulotnił się na balkon - będzie lepiej jeśli oboje odetchną chwilę, szczególnie że miała ochotę go palnąć, kiedy wyskakiwał z lękiem o charłaka. No, bo jak można włączać sobie obawę o kogoś i wyłączać? Martwiła się i te lęki do niej wracały, pojawiały się częściej kiedy widziała kolejne miejsca anomalii, nie mogła udawać że ich nie widzi - po prostu nie ona. I nie mogła nie zastanawiać się, co się dzieje w domu, kiedy czuła się winna że nie ma jej w nim i nie pomaga. Tylko właśnie - jak? Ten jeden, czy właściwie drugi raz były uzasadnione i nie zamierzała słuchać, że wyolbrzymia, czy powinna wyluzować, nie w tym temacie.

Kiedy w końcu wygrała z patelnią, złość jej trochę opadła - bo ostatecznie znała Matta i jego podejście do życia. Chyba każdą inną osobę oskarżyłaby o brak jakichkolwiek emocji, ale on po prostu był sobą. Zebrali się w każdym razie i nawet znów zrobiło się wesoło. I dziwnie, wybitnie dziwnie. Przyglądała się Mattowi, czekając aż oznajmi że sobie żartuje, albo próbuje z niej zrobić głupka, albo eksperymentuje na niej w jakimś dziwnym, społecznym, sobie tylko znanym celu. Tylko że on się zaczął burmuszyć i wcale nie zaczynał się śmiać.
- Nie, użyłam słowa mugolska bo czarodzieje nie mają żarówek. W sumie bez celu. - stwierdziła obojętnie. Tylko Matt zaraz dalej kombinował. - I... dawno dawno temu Merlin rzucił Ignitio w niebo i tak stało się słońce, kolejnego dnia rzucił fontesio i powstały oceany, a góry stworzył bombardując bombardą łąki czy coś? - czuła, że stąpa po grząskim gruncie, a nie chciała powodować kolejnej sprzeczki, więc nie ciągnęła swoich pytań, bo prawda była taka że sama przysypiała pod gwiazdami częściej niż słuchała na lekcjach i w sumie to nie udowodni, że ziemia jest okrągła, ale na pewno zamierzała wierzyć profesorowi bardziej niż wymysłom Mattowej wyobraźni.
- Nie ze wszystkim. - przystanęła nawet, żeby mu dać buziaka w policzek, żeby się nie boczył tak. - Propozycja dofinansowania mojego warsztatu była całkiem sensowna.
Dodała, uśmiechając się przy tym zaczepnie i ruszając dalej.


Maybe I'm scared because you mean more to me than
any other person.

Lily MacDonald
Lily MacDonald
Zawód : Ex iluzjonistka, obecnie wytwórca i naprawiacz mebli.
Wiek : 26
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Creagan an fhithich!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3510-lily-macdonald#61296 https://www.morsmordre.net/t3545-kukulka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f102-fleet-street-187-9 https://www.morsmordre.net/t4801-skrytka-bankowa-nr-878#102962 https://www.morsmordre.net/t3580-lily-macdonald#64284
Re: Kuchnia [odnośnik]27.08.19 22:01
No dobra, nie powiem, że moja wiara została podkopana ale jakoś zwyczajnie ciężko było mi przyznać, że nie mam racji. Tym bardziej, kiedy chwilę z taką pewnością i zaborczością broniłem swego. Trochę głupio się tego wypiąć. Przynajmniej mi samemu było z tym ciężko. Dlatego mimo wszystko starałem się przynajmniej na razie trzymać swojej wersji do końca. Nie było to takie łatwe bo bajdurzenie portowego mędrca-żeglarza zacierało się w pamięci, sklejało z jakimiś urywkami tego co zdarzyło mi się kiedyś słyszeć i układało w jakiś tam w miarę składny obraz, którego fragmenty uzupełniałem na gorąco tak jak mi to intuicja podpowiadała. Nieco naburmuszony mrużyłem oczy trochę przeskakując na inny temat by potencjalnie zamaskować jakieś tam moje braki w wiedzy, które jeśli istniały to na bank były nieznaczące. Ważne teraz było to czemu tak się dziś burzyła o wszystko czego bym się nie czepił. no, prawie.
Łypnąłem na nią podejrzliwie. Co, nagle okazać się miało, że mam rację...? No proszę, proszę, to ci ciekawostka. Nastawiłem więc uszu. Chętnie chciałem o tym posłuchać. Oblepiło mnie słodkie cmoknięcie, a potem zaczepnie roześmiana twarz Lily. Patrząc tak na ten obrazek nie mogłem mimo wszystko dźwignąć własnych kącików ust. Nie mogłem znaleźć też w sobie siły na to by trwać w obrazie - Prawda? Zobaczysz, z moimi pomysłami to niedługo nie będziesz wiedziała co robić z galeonami - podłapałem więc wątek, obejmując ją nad biodrem i przyciągając bliżej do siebie zadowolony z uznania i odrzucajac na bok dąsy. Łatwo mi było balansować miedzy humorami, a te od najbliższych mi osób wchłaniałem jak gąbka zwłaszcza, kiedy wilkołacze rozchwianie nasilało się we mnie wraz ze zbliżającą się pełnią.
- I tak właściwie, jeżeli martwisz się o swoich rodziców to co ty na to by pojechać do nich wcześniej? W zasadzie nie trzyma cię tutaj praca, a ja ci przecież nie ucieknę - tyle lat biegałem to nic się przecież nie stanie jeżeli w świąteczny czas nie będzie jej pod ręką. Bylebym wiedział, że wróci i będzie spokojniejsza - tylko tyle się liczyło. Myśląc o tym ruszyliśmy w stronę pobliskiego baru.

|zt x2


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach