Wydarzenia


Ekipa forum
Macmillan's Firewhisky
AutorWiadomość
Macmillan's Firewhisky [odnośnik]30.07.18 20:04

Macmillan's Firewhisky

★★
Stary, magiczny browar należący w przeważającej większości do rodu Macmillanów, w którym produkuje się głównie ognistą whisky. Cały budynek podzielony jest na dwie części. Pierwsza to bar, w którym sprzedaje się lokalne alkohole, drugi to fabryka, w której produkuje się sprzedawane produkty. Budynek przypomina swego rodzaju małą twierdzę. Zbudowany został na obrzeżach Puddlemere. Za browarem znajdują się jedynie las i moczary.
Bar urządzony został w dość surowym stylu, podkreślając regionalne aspekty. Wszędzie można natknąć się na wrzosy różnej barwy, choć przeważają te, które są najbliższe barwy niebieskiej. Na jednej ze ścian znajduje się ogromnych rozmiarów banner Zjednoczonych z Puddlemere, podkreślając tym samym, że Macmillanowie oddani są swojej drużynie, a browar ma służyć wspieraniu jej finansowo. Dookoła można natknąć się na różnego rodzaju przedmioty związane z Quidditchem. Wśród nich znajdują się miotły dawnych zawodników drużyny, ich części strojów w gablotach, piłki, a przede wszystkim puchary porozstawiane na lewitujących półkach. Nastroju dodają wystające ze ścian świeczki.
Część produkcyjna została połączona z barem ukrytym korytarzem. Wśród nich można znaleźć wszelkiego rodzaju aparatury i pomieszczenia służące do destylacji alkoholi. Aby dostać się do części produkcyjnej z baru, należy popchnąć odpowiednią beczkę, na której namalowany został testral. W piwnicy znajduje się magazyn, z kolei parter i piętra to część produkcyjna.
Dostępne gry: magiczne oczko, dart.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:06, w całości zmieniany 4 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Macmillan's Firewhisky Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]10.11.18 21:46
3 września
Pierwszy września od dawna nie był już dniem oznaczającym wyjazd do szkoły, lecz nigdy nie przestał kojarzyć się właśnie z podróżą Expresem Hogwart i rozpoczęciem kolejnego roku pełnego magii i nowych wyzwań. Lwią część z nich Jessa dzieliła właśnie z Joe, dlatego nie wahała się przed wystosowaniem zaproszenia i zarezerwowaniem sobie czasu przyjaciela; Wright zasugerował najodpowiedniejsze miejsce, a ona zostawiła Amosa pod właściwą opieką, dlatego nic nie stało na przeszkodzie przed spotkaniem i nadrobieniem zaległości. Co prawda podczas Festiwalu Lata widzieli się dwukrotnie, za każdym razem jednak wszystko podszyte było konkurencją oraz zabawą – za pierwszym razem walczyli ramię w ramię, a za drugim przeciwko sobie. Pomiędzy wykonywaniem zadań w labiryncie a próbami wygrania meczu nie znaleźli zbyt wiele czasu, by porozmawiać o prywatnych sprawach. Oczywistym było, że życzyli sobie jak najlepiej, że interesowali się wzajemnym stanem zdrowia czy planami na nadchodzące tygodnie, lecz potrzebowali czasu tylko dla siebie, by móc to wszystko wyrazić. Czasu oraz dużej ilości whisky, wziąwszy pod uwagę to, co Jessa oznajmiła przyjacielowi w liście.
Bagman wrócił do kraju, a Joseph był jedną z niewielu osób wtajemniczonych w niechlubną część życia Diggory; świadomy upokorzenia wciąż okazywał się dla niej wsparciem, dlatego nie wątpiła, że i teraz mogła mu zaufać, zdradzając się ze swoimi wątpliwościami. Pierwsze spotkanie z Aidanem obudziło w niej same negatywne emocje i miała wtedy ochotę zapytać Joe, czy w razie czego pomoże jej pozbyć się zwłok łamacza klątw. Każde kolejne wytrącało ją z równowagi, a ostatnie ujawniło także niechcianą prawdę – mężczyzna naprawdę miał powód, by ją wtedy zostawić. I chociaż na jego miejscu postąpiłaby inaczej, nie mogła już dłużej wypierać z siebie nieprzyjemnego wrażenia, że nie do końca wie, na czym stoi. Potrzebowała porady, potrzebowała pocieszenia i rozbawienia. Potrzebowała Josepha Wrighta.
Na miejscu pojawiła się odrobinę przed czasem, przekraczając próg znajomego baru. Za każdym razem, gdy tu bywała, uśmiechała się od samego wejścia widząc quidditchowe motywy porozwieszane w różnych zakątkach i czując przyjemny zapach wrzosów. Nie inaczej było tym razem, dlatego na razie tylko skinęła głową barmanowi i pospieszyła by zająć miejsce dla siebie i przyjaciela. Wybrała niewielki stolik pod kandelabrem i lewitującą półką, na której unosił się jeden z wielu pucharów zdobytych przez Zjednoczonych. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, gdy pomyślała, że Joe ma szansę przyczynić się do zdobycia kilku kolejnych.
Odwiązała z szyi kraciasty, brązowy szalik i przewiesiła go przez oparcie krzesła, na którym usiadła. Z tego miejsca miała dobry widok na wejście, ale intensywna rudość jej włosów na pewno miała sprawić, że Joe dostrzeże ją jeszcze szybciej, niż ona jego.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Macmillan's Firewhisky Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]31.12.18 14:47
Bagman wrócił. Te dwa słowa, które przeczytał w liście od Jessy, ciążyły mu nieprzyjemnie niczym kula u szyi. Miał ochotę ją podnieść i roztrzaskać nią łeb temu draniowi, który tak potraktował jego przyjaciółkę i swojego własnego syna.
Joseph Wright charakteryzował się naprawdę dużą tolerancją na różne ludzkie odchyły, miał świadomość, że ludzie nie są idealni, mają swoje wady, często popełniają błędy - to zupełnie normalne. Jednego grzechu jednak zupełnie nie mógł znieść - kiedy facet porzucał kobietę z ich wspólnym dzieckiem.
Może był staromodny pod tym względem lub to kwestia takiego wychowania przez matkę, choć najprawdopodobniej i jedno i drugie, po prostu nie uważał takiego gościa za mężczyznę - taki typ był ostatnim padalcem, który nie zasługiwał na nic, prócz ostrego lania i przemówienia mu do rozumu (jeśli takowy posiadał) za pomocą pięści.
Aidana dawno temu naprawdę lubił, stanowili dobraną parę z Jessą, przynajmniej tak mu się wydawało. Oświadczył się jak należy... a potem wszystko koncertowo spieprzył. Joe domyślał się, że Bagman zwyczajnie przestraszył się ojcowskich obowiązków, utrzymania ich trójki... ale prawda była taka, że żadna wymówka, żadna, nie usprawiedliwiła tego, że zabrał swoje manatki i zwiał jak ostatni pies, zostawiając Jessę samą z noworodkiem. Jakim łajdakiem trzeba być, żeby tak postąpić? Joseph nie potrafił sobie tego wyobrazić.
Pomagał jej więc jak tylko umiał, małego Amosia pokochał, jakby to był jego własny syn i już w zasadzie wszystko się poukładało, Jessa chyba niemal zapomniała o tym kretynie... a ten TERAZ postanowił tak po prostu wrócić?! Joe dosłownie nie mógł się doczekać, kiedy się z nim spotka. Dla Bagmana to z pewnością będzie bolesne powitanie.
Tymczasem jednak Wright właśnie leciał, żeby zobaczyć się z Jessą i szczerze mówiąc nie wiedział co jej powiedzieć, jak pocieszyć... bo język aż go świerzbił do samych bluzgów na Aidana. Wciąż buzowały w nim emocje od tych negatywnych (których było w nim zdecydowanie więcej) po współczucie dla przyjaciółki, kiedy zeskakiwał niemal w locie ze swojej miotły tuż przed wejściem do Macmillanowego baru. Zdążył jeszcze wpakować swoją miotłę do magicznie powiększonej sportowej torby, nim wparował do swojskiego wnętrza. Machnął kilku osobom, posłał znajomym swoje popisowe uśmiechy, ale nie zatrzymywał się i nie zagadywał ich, co wszystkim najwyraźniej dało do zrozumienia, że nie był sam.
Rude włosy Jessy dostrzegł momentalnie i w jej stronę skierował kroki, a kiedy znalazł się już przy stoliku, który zajęła, niezbyt delikatnie rzucił torbę na ziemię i nie bawiąc się w żadne konwenanse czy inne bzdury, podniósł przyjaciółkę, jakby nic nie ważyła i otoczył ramionami w silnym Wrightowskim uścisku. Uścisku, który trwał dłużej niż zazwyczaj, kiedy spotykali się, ot tak, bez większej przyczyny.
- Jak się czujesz? - zapytał wprost, kiedy w końcu wypuścił ją z objęć i bacznie jej się przyglądnął, najdłużej jednak skupiając wzrok na jej zielono-szarych oczach. I tylko zupełnie odruchowo machnął ręką na barmana zamawiając butelkę Ognistej - znali go tu, więc z pewnością nikogo nie dziwiły takie gesty Zjednoczonego. A dziś... z pewnością szklaneczka czy dwie nie wystarczą.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]09.02.19 11:37
Obserwowała ludzi zebranych w barze, a gdy kilka obcych głów odwróciło się w kierunku drzwi, mogła podejrzewać, że w lokalu pojawił się ktoś popularny. Nie musiała długo czekać na potwierdzenie swoich słów, bo nagle poczuła, że jakaś siła odrywa ją od ziemi i zamyka w uścisku silnych ramion; poddała się temu wszystkiemu i przymknęła na moment oczy, witając przyjaciela dokładnie tak, jak sobie tego życzył – pozawerbalnie w misiowym uścisku. Nawet, gdyby go nie znała, wyczułaby, że drogę tutaj pokonał na miotle i nie wiedziała tego tylko dlatego, że zwróciła uwagę na artystyczny nieład na jego głowie czy specyficznie świeży zapach czy wciąż jeszcze przyspieszone od wysiłku bicie serca. Była mu wdzięczna, że przybył tak szybko, tym samym dając znać do rozpoczęcia wieczoru, podczas którego mieli nie oszczędzać sobie Ognistej oraz przytyk pod adresem człowieka, którego oboje darzyli wyrazistą antypatią.
Wiedziała, czego może oczekiwać od Joe w tej kwestii i podświadomie do tego właśnie lgnęła – gdyby zależało jej na moralizatorstwie, udałaby się do którejś z ciotek bądź kuzynek. Jeśli chciałaby najeść się lodów i płakać nad swoim losem, zapewne napisałaby do jakiejś przyjaciółki. Wright na pewno nie pozwoli jej się użalać nad sobą dość długo, a razem będą w stanie pomstować Bagmana i żartować sobie z niego niewybrednie. Jednocześnie Diggory wiedziała, że ze strony przyjaciela może liczyć na wiele, nawet jeśli on sam nie był do końca pewien swoich umiejętności w pocieszaniu znajomych kobiet.
Jak się czujesz?
Nie wiedziała. To było naprawdę cholernie ciężkie pytanie, bynajmniej nie dlatego, że rudowłosa za mało myślała o zaistniałej sytuacji. Wręcz przeciwnie, myślała chyba za dużo, a wszystkie uczucia kotłowały się w niej jak ścigający walczący o kafla pod obręczami. Wypuściła powietrze, puszczając tym samym także Wrighta i bez zająknięcia przystając na jego alkoholową propozycję. Odpowiedziała dopiero wtedy, gdy już usiedli.
- Dziwnie – wzruszyła ramionami, bo mówienie o uczuciach przychodziło jej trudno, czasem niemalże tak, jakby się do tego zmuszała. Tym razem jednak bardzo chciała opowiedzieć mu wszystko, co czuła, bo to zdecydowanie ułatwiłoby im dalszą część spotkania – Z jednej strony mam ochotę spakować siebie i Amosa i uciekać na kontynent, z drugiej w głowie już wybieram najgorsze klątwy, którymi mogłabym poczęstować Bagmana, gdyby pojawił się w moim ogrodzie – przyznała, wyjątkowo bez wstydu spowodowanego rozstrzałem pomiędzy jednym a drugim wyborem.
Nie było jej wstyd zwierzać się z takich rzeczy Wrightowi, a samo to świadczyło już o zaufaniu, jakim go darzyła, a także sympatii i zezwoleniu na wyśmianie każdej głupoty, jaka miała tego wieczoru wymsknąć się z jej ust.
Kelner dość szybko pojawił się przy ich stoliku, stawiając Ognistą oraz odpowiednego rozmiaru szklanki – bycie wziętym zawodnikiem zdecydowanie ułatwiało prowadzenie nocnego życia. Gdy bursztynowy trunek znalazł się już w naczyniu, rudowłosa uniosła je lekko, spojrzeniem odnajdując przyjaciela. Już dawno chciała mu się do czegoś przyznać.
- Złamałam mu nos na powitanie – być może nie powinna uśmiechać się z tego powodu, lecz nie mogła nic poradzić na dumę, jaką wciąż odczuwała.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Macmillan's Firewhisky Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]28.02.20 13:21

Data

Tyle się wydarzyło od Nowego Roku! Nastrój Macmillana z kolei zdawał się poprawiać wraz z początkiem wiosny i kolejnymi dniami. Był bardziej pogodny, a jeżeli nawet nie był, to całkiem dobrze udawał. Próbował nawet żartować z najbliższymi. Częściej dało się słyszeć jego śmiech. Było w nim więcej optymizmu i to więcej niż przez ostatnie dziesięć lat. Zbliżał się w końcu ślub, a niedawno przecież uratował z innymi Zakonnikami Gabriela. Nie oznaczało to jednak tego, że jego smutek i problemy zniknęły, ale zdawało mu się, że nad nimi panował. Przynajmniej w minimalnym stopniu. Być może było to tylko pozornym wrażeniem, ale jednak dodawało pewności siebie. Próbował pogodzić się ze wszystkim, co dotychczas się wydarzyło. Trzeba było jednak działać i starać się o lepszą przyszłość. Owszem, zdarzały mu się dni, kiedy był jedynie śmiertelnie poważny, ale wszystko to było związane z obecną sytuacją w Anglii. Londyn był daleko, zagrożenie na tę chwilę wydawało się niewielkie, ale trzeba było myśleć o lepszej przyszłości i nie dopuścić do poszerzenia terroru na inne hrabstwa.
Większą poprawę nastroju miał mu przynieść nieoczekiwany list, który otrzymał kilka dni temu. Nie spodziewał się zobaczyć na swoim oknie złocisto-białej sowy. Zapamiętał ją, ale jego zdziwienie było związane z tym, że nie spodziewał się tego dnia listu od Vincenta. Ich kontakt był ciągły, ale w ostatnich latach dość rzadki. Długo też nie utrzymywali kontaktu, a dopiero kilka miesięcy temu pojawił się pierwszy od dawna list od dawnego przyjaciela. Nie spotykali się, choć niedawno porozumieli się co do tego, że należałoby się w końcu spotkać. Anthony myślał jednak, że to była forma grzeczności; że może Rineheart był za bardzo zajęty pracą. Nowy list sugerował jednak, że bardzo się pomylił. Nic dziwnego, że po jego przeczytaniu, na twarzy Anthony’ego pojawił się szeroki uśmiech.
Pamiętał doskonale moment, w którym Vincent zwierzył mu się z planu wyjazdu. Siedząc w nadmorskiej przystani rozmawiali poważnie o wielu sprawach, a chęć „ucieczki” Rinehearta idealnie złożyła się z chęcią „ucieczki” Macmillana. Oboje mieli wtedy swoje ogromne problemy. On z zaakceptowaniem straty po ukochanej, Vincent z byciem akceptowanym przez ojca. Oboje próbowali odnaleźć samych siebie. Anthony jednak przez wiele lat pytał samego siebie czy zrobił dobrze, że wciągnął przyjaciela na statek i przewiózł na drugą stronę Kanału? Miał nadzieję, że tak. Zdawał jednak sobie sprawę z tego, że może jeszcze bardziej rozdzielił i tak pokłóconą rodzinę, a tego na pewno nie mógłby sobie wybaczyć. Wtedy jednak myślał, że robił dobrze, że pomagał, a z tego co sugerowały niedawne listy, Vincent wciąż tak uważał. To znowu odrobinę go pocieszało. Pamiętał spędzone przy kieliszku wieczory, które pozwalały mu na nie zwariowanie.
Nie wiedział czego oczekiwać. W końcu od 1949 r. w ogóle nie skrzyżowali swoich dróg. Anthony kontynuował swoje pijaństwo ku zapomnieniu wszystkiego co złe, a Vincent kontynuował swoją podróż zapewne ku odnalezieniu swojego najlepszego miejsca i samego siebie. Macmillan jednak nie potrafił ukryć swojej radości ku zbliżającemu się spotkaniu, szczególnie kiedy otrzymał konkretne informacje dotyczące miejsca i czasu. Czekał więc w barze, popijając przy tym czarne ale. Nie zamierzał oczywiście spędzać całego dnia w jednym miejscu i zmuszać przyjaciela do wspólnego picia. Dobrze jednak, że bar był jednak miejscem, w którym mogli się znaleźć. Szczególnie ten bar. Tu nie było mowy o minięciu się. Póty co zagadywał jednego z pracowników i wypytywał o to jak idzie produkcja sprzedaż i czy były w międzyczasie jakiekolwiek problemy z klientami.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Macmillan's Firewhisky 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]25.03.20 0:31
22 kwietnia?

Wiosna powinna napawać optymizmem. Taki był jej wydźwięk, gdy odważnie, skutecznie przeganiała ostatnie symptomy zimy. Wydłużała ciepłe promienie słoneczne, zieleniła trawę, budziła zaspane zwierzęta z długiego snu. Niebo zachwycało przenikliwym, zdrowym błękitem. Paraliżująca chandra ustępowała natychmiastowo, zapraszając mieszkańców do aktywnego działania. Czyż nie był to czas idealny, na ponowną realizację noworocznych postanowień? Oprzątnięcie domostwa, nauczenie nowego języka, rozpoczęcie zapomnianego sportu, sprzyjającego wizytom na świeżym powietrzu?
A może większej integracji z najbliższymi? Świat potrzebował bezwzględnej normalności, zachwianej wiele miesięcy temu. Tworzono idealistyczną ułudę, która potrafiła niemalże całkowicie pochłonąć nieświadomą jednostkę, zakryć to co niegodziwe. A rzeczywistość? Próbowała zburzyć ów wytwór wprowadzając niechcianą panikę. Nie dało się zauważyć, iż miasto trawione bezwzględną wojną, zmieniło się nie do poznania. Było niespokojne, opustoszałe, skropione krwią niewinnych ludzi. Władcza dyktatura, wydawała coraz to bardziej absurdalne dekrety – pozbawiała prawa głosu, ogłaszała selekcję. Dzieliła ludzi według tych samych kropel purpurowej cieczy, płynącej w cienkich żyłach. Czy takie postępowanie można nazwać moralnym, sprawiedliwym, właściwym? Czyż nie był to wyjątkowy niedorzeczny akt oraz niepoczytalności zarządzających? Jak długo przyjdzie żyć w tak parszywych czasach? Wszystko stanowiło szereg niedomówień, gęstwinę pytań, na które nie znał odpowiedzi. Powoli gubił się w prezentowanej doczesności, przypominając sobie moment, w którym podjął ostateczną decyzję. Powrót miał być odmienny, zbawienny, prosty, lecz czy nie znajdował się na granicypiekła?
Od ostatniej wymiany atramentowych wersetów, minęło sporo czasu. Nie zarejestrował upływających dni, wypełnionych szeregiem skrajnych wydarzeń oraz nadprogramowych emocji. Nie spodziewał się osobliwych spotkań, ciężkich rozmów, zawirowań z dalekiej przeszłości. Nie oczekiwał uczestnictwa w nietypowych sytuacjach; nie pragnął nadprogramowych informacji. Próbował powolnie, etapowo poukładać opuszczoną egzystencję, przywrócić wewnętrzny spokój. Zobaczyć znajome twarze, skonfrontować z rodziną, odpokutować za wszelkie, popełnione grzechy. Jednakże, czy było warto? Pergamin od przyjaciela oczekiwał na odpowiedź zdecydowanie zbyt długo. Wciśnięty między zmięte kartki osobistego notatnika, niemalże codziennie przypomniał o skreśleniu kilku potrzebnych słów. Mężczyzna nie zapomniał – oczekiwał idealnego momentu pełnego spokoju jak i wytchnienia. Siedząc przy małym drewnianym stoliku, skreślił konfigurację sylab i posłał w świat nakryty granatową kotarą. Uśmiechnął się na myśl o dawnym towarzyszu bezkresnych niedoli; wyrozumiałym wybawcy, który ocalił go od całkowitego zgubienia. Powierniku marzeń, pragnień i nastoletnich bolączek. Osobie, która nauczyła go przetrwania. Nie mogę się doczekać, aż zobaczymy się ponownie.
Często wracał pamięcią do tamtych czasów. Do miejsca, które nazwali swym własnym osobistym azylem. Opustoszałe baraki dzielnicy portowej, stały się powiernikiem najskrytszych sekretów, długotrwałych planów, rozterek, obaw, narastających problemów. Wyrozumiale wsłuchiwały się w chłopięce dywagacje, kolejne kroki postępowania. To właśnie wtedy powstał ten idealny plan ucieczki. Program systematycznych działań, które miały zakończyć się sukcesem. Ileż to razy, pogrążony w sennych obrazach, widział wspólne przemierzanie bezkresu niepoznanego świata. Był niczym ulubiony bohater przygodowej książki – odważny, nieustraszony, otwarty na doznania. Nie wiedział co go czeka, jednakże niczego nie był pewny tak intensywnie i silnie. Miał przy sobie przyjaciela. Niepotrzebnie brał na siebie część winy. Jego bezinteresowna pomoc była nieoceniona, nie miał wpływu na pogłębienie, lub zatracenie relacji. Była zniszczona, rozsypana, zaprzepaszczona. Młody podróżnik wiedział, że bez radykalnych zmian, wszystko pozostanie na swoim miejscu. Ojciec nie zmieni swojego zachowania; tylko kolejna tragedia mogła przywrócić człowieczeństwo. Najwidoczniej odejście jedynego syna, było tylko epizodem w życiu podstarzałego aurora.
Minęło sporo czasu odkąd wiedzieli się ostatnio. Atramentowe litery nie oddawały intensywności odczuć, które chcieli przekazać towarzyszowi po drugiej stronie ziemskiego globu. Rozstali się w przepięknych okolicznościach bułgarskiej przyrody. Wyrozumiale zezwolili na dalsze poszukiwanie własnej przynależności, kształcenie nowych umiejętności czy obowiązków rodowych. Niewidzialna nić porozumienia spajała niepasujące jednostki, wytwarzała nierozerwalną więź.
Dzisiejszego dnia miał stawić się w sławnych terenach alkoholowego dobytku rodziny Macmillan. Pamiętał opowieści, które wieczorami serwował rozbawiony towarzysz. Czuł na podniebieniu najróżniejsze smaki napotkanych alkoholi, stanowiących inspirację dla wytwórni. Ciepło rozgrzewające krtań, ogniste wieczory pełne stukotu szkła, tańców, gwaru rozmów. Wspomniał otwartość tubylczej ludności, która z ochotą witała zaciekawionych wędrowców. Tęsknił za innym, lepszym światem, w którym wszystko wydawało się tak nieskomplikowane, przystępne i proste.
Chyba nigdy nie było mu dane znaleźć się w tym miejscu. Od kilku minut stał przed wejściem, podziwiając ogrom i piękno ów budynku. Na wejściu czuł specyficzny zapach wytwarzanego alkoholu; spoglądał na osobistości przewijające się przez okolicę. Był zdumiony. Szeroko otwarte oczy zgłębiały barwny koloryt, powstrzymując się od nagłego wejścia. Niezdyscyplinowane wnętrzności wrażały niepokój. A jeśli go nie pozna? Odganiając plątaninę myśli, wszedł do środka; pozwolił pochłonąć się niesamowitemu przedstawieniu. Wystrój robił wrażenie; atakował nieprzyzwyczajone tęczówki ogromem przedmiotów. Niemalże od razu wyłapał specyficzną stylistykę, nawiązanie do Zjednoczonych z Puddlemere. Idąc wyznaczoną alejką, przyglądał się sportowym atrybutom, dębowym beczkom, widocznej aparaturze, wytwarzającej wyśmienite trunki. Z uwagą doglądał szczegółów, pojedynczych elementów. Wyszukiwał podłużnej lady, skoncentrowanej w samym sercu obszernego pomieszczenia. Nie musiał czekać zbyt długo, po chwili znalazł się na jej lewym krańcu. Marszcząc brwi w skupieniu, rozpoczął nerwowe rozglądanie. Prześlizgiwał się po twarzach barmanów, pracowników oraz klientów, czy któryś z nich, przypomniał przyjaciela? Łamacz ułożył ręce na blacie, wystukując palcami nieznany rytm. Wyczekiwał odpowiedniego momentu, w którym mógł odważnie oderwać się od drewna i ruszyć w głąb lokalu. Dostrzegł go w oddali. Poprawiając okrycie wierzchnie, podszedł do mężczyzny. Wymalował na twarzy jeden z najszczerszych uśmiechów; czekał, aż zakończy rozmowę z jednym z pracowników. Nie omieszkał przywitać go niestandardowo mówiąc: – Tyle o tym miejscu słyszałem, ale jeszcze nigdy tu nie byłem. – wyrzucił z nutą rozbawienia, zatrzymując wzrok na bladej twarzy współtowarzysza. – Robi wrażenie. – dodał uzupełniająco, pochlebczo, pełen podziwu, a po chwili wymownego milczenia, zbliżył się do wytwórcy i zdobył się na sentymentalne: – Tyle lat… – po czym zamknął go w krótkim, lecz czytelnym objęciu. Bardzo mi Ciebie brakowało.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]17.04.20 20:24
|OK!

Czane ale było gorzkie jak zwykle. Nie mógł jednak narzekać na jego smak. Lubił piwo, jak każdy inny alkohol. Było poza tym specyficzne, biorąc pod uwagę sposób produkcji i wykorzystywanie nawozu testrali. Fakt, który pewnie niewiele osób znało… a może i wiele? Sam nie miał pojęcia. Miało też jeden większy minus, którym było to, że nie uderzało do głowy tak, jak ognista. Nic jej nie mogło zastąpić, pomijając pięść Hagrida. To nie była jednak pora na upijanie się. Nie wypadało przecież spotkać starego przyjaciela, a przy tym być pijanym jak stodoła. Świadczyłoby to w końcu o bardzo złym takcie. Wypadało za to spróbować się upić po tym, jak już się spotkają i opowiedzą sobie wszystko… lub niemal wszystko.
Czas na tę chwilę zapełniał rozmową z jednym z pracowników. Nie chciał myśleć negatywnie, nie dzisiaj, choć sytuacja wokół zdawała się wręcz spróbować wyprowadzić go z dobrego humoru… To znaczy, denerwował się tym, że za niedługo miał zmienić swój stan cywilny, a zdawało mu się, że gubił się w tym czy wszystkie elementy wystroju itp. były załatwione. Czarne ale zdawało się natomiast przełamywać jego obronę i pogrążać go w tej niepewności. Melancholiczne myśli powoli wdzierały się do jego umysłu, ale jeszcze nie był na tyle pijany, żeby nad nim zapanowały. Zamiast tego skupiał się na tym jakie trunki były jeszcze potrzebne na ślub. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że na weselu alkohol miał lać się niczym rzeka. Uścisnął dłoń pracownikowi na koniec i już miał wrócić do piwa, gdy usłyszał z pobliska bardzo znajomy głos, którego wyczekiwał.
Głos, którego dawno nie słyszał, ale dobrze zapamiętał. Obejrzał się w stronę dawno niewidzianego przyjaciela. Dobrego przyjaciela. Przyjaciela, który go nie zdradził. Tego, który niedawno o sobie przypomniał i cieszył się, że to zrobił. Uśmiechnął się szeroko. Nie wiedział nawet co odpowiedzieć. Stał tak chwilę, dopóki Rineheart nie objął go w tym wyjątkowo niedźwiedzim uścisku. Mógł jedynie poklepać go mocno po plecach. Tyle lat. Zmienił się, choć przecież łatwo dało się go rozpoznać. Nawet czarne ale nie było w stanie popsuć mu radości na widok młodego Rinehearta. Aż głupio było przyznać, że zdołał poznać (w pewnym sensie) ojca przyjaciela. I to w tak nietypowy sposób. Ale o tym nie mógł mówić.
Vincent – odezwał się w końcu, gdy mężczyzna dał mu odetchnąć. – Zmieniłeś się trochę – zauważył na głos, choć nie wiedział czy to było dobre posunięcie. Nie wszyscy lubili przecież kiedy ktoś im wypominał zmiany, więc musiał dodać: – Na lepsze, rzecz jasna. Pewnie kupa panien cię okrąża na każdym kroku – zaśmiał się. Poza tym, był pewien, że pewnie miał rację co do grona adoratorek. – Tyle lat – powtórzył za nim. – Witaj w małym królestwie Macmillanów. Dajcie mu dobrą ognistą… i mnie – zawołał do jednego z pracowników. – Z tej beczki… wiesz której – dodał, nie chcąc by podana była młoda whisky, tylko ta starsza, wieloletnia, która czekała na okazje takie jak ta. – Powinieneś się wstydzić, że nigdy nie odwiedziłeś tego miejsca – rzucił niby oskarżająco, ale żart zdradził jego głupi uśmiech na twarzy. – Gdzieś się włóczył włóczykiju? Zapomniałeś o rodzinie włóczykijów, wstydź się. Powiedział ten, który po swoim powrocie zdołał sprawić, że pół Anglii go nienawidzi lub ma ochotę go zabić, a przez to sam zapomniał czasem przypomnieć o swoim istnieniu – dodał ironicznie, wtrącając także żart o samym sobie. W końcu między ich listami wcale nie było tak długiej przerwy, biorąc pod uwagę to, że w ich życiu dochodziło do różnych zawirowań. Oczywistym było, nawet po głosie Macmillana, że żartował i wcale nie złościł się na Rinehearta.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Macmillan's Firewhisky 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]23.11.20 19:31
Przez większą część drogi rozmyślał nad przebiegiem spotkania wizualizując niektóre sceny. Martwił się, że tak długa, wieloletnia rozłąka poróżni odważnych bohaterów, rozmiękczy dawne, bardzo bliskie relacje. Zmienili się nie do poznania. Uznawali zupełnie inne wartości kierowani odrębnym światopoglądem. Znajdowali się na różnym poziomie życiowego etapu; Rineheart błądził w gęstej mgle próbując odnaleźć zagubione, angielskie wcielenie. Walczył z demonami przeszłości chcąc bez szwanku wślizgnąć się w tak okrutną, nową rzeczywistość. Konfrontowany z pojedynczymi jednostkami cierpiał, ponosił odpowiedzialność za krzywdy, nosił piętno przytłaczającej winy. Poszukiwał niewielkiego skrawka własnej ziemi wykraczającego poza obskurne podłogi ciasnej, portowej noclegowni. Szlachetny towarzysz pogrążał się w rozrastającym biznesie. Pielęgnował rodzinną tradycję wypełniając rodowe wymogi oraz postanowienia. Odnalazł wybrankę, z którą zbuduje prawdziwe imperium. Oddawał się słusznej idei wspomagając poszkodowaną stronę konfliktu. Wyraźnie różnice, a tak wielki sentyment.
Miejsce, do którego wszedł dość niepostrzeżenie wydawało się przygotowywać do jakiegoś wielkiego wydarzenia. Ogromna machina wprawiona w żwawy ruch tłoczyła strumienie złocistego, wyrafinowanego trunku. Rozbiegane sylwetki krążyły po obszernej, rozświetlonej ciepłym światłem przestrzeni wykonując najpilniejsze polecenia, wyraźne rozkazy, kolejne poprawki udoskonalające imponujący wygląd. Mężczyzna zdziwił się odrobinę zadzierając głowę w stronę drewnianego sufitu. Błękitnymi tęczówkami sunął po historycznych atrybutach ulubionej gry czarodziejów. Mijał wyeksponowane gabloty kryjące stroje najlepszych zawodników, spoglądał na podwieszane miotły rozbujane ciepłym, przepływającym powietrzem. Żywe muzeum zachęcało do poznawania kolejnych elementów, przechodzenia do coraz bardziej fascynujących etapów, lecz on zatrzymał się przy okazałym, dębowym barze. Czuł, że właśnie w tym miejscu odnajdzie zaoferowanego przyjaciela.
Stanął na przeciw nieznacznie niższego gospodarza czując jak ogrom szczęścia rozpływa się po rozgrzanym ciele. Lekki uśmiech ozdobił spierzchnięte usta, odbijał się również w jasnym, łagodnym spojrzeniu. Nie mógł uwierzyć, że po tylu latach spotykają się właśnie tu; w aromatycznym, potężnym azylu, o którym słyszał przecież tak wiele. Każdego wieczoru wyobrażał sobie całą, arystokratyczną posiadłość, po której mógłby poruszać się powoli. Patrzył tak przez dłuższą chwilę analizując aspekty mężniejszej sylwetki, ciemniejszego koloru włosów, lekkich sińców pod oczami oznaczających wyraźne przemęczenie. Westchnął sam do siebie nie dbając o kurtuazyjne maniery. Wypuścił go z chwilowego, braterskiego objęcia, łapiąc umykający profil przechodzącego pracownika: – Poważnie? – wyrzucił pospiesznie, wyraźnie zdziwiony. Spojrzał na swoje dłonie, sylwetkę, ubiór nie wiedząc co Macmillan mógł mieć na myśli. Według własnego postrzegania zatrzymał się na pewnym etapie, drażniła go jedynie podskakująca metryka. Zaśmiał się razem z blondynem: – Schlebiasz mi. Jeśli próbujesz wybadać czy mam jakąś wybrankę, albo żonę to rozczaruję cię, nic takiego się nie stało. – zaznaczył rozbawiony starając się utrzymać pewność i stabilność głosu. Ktoś wyraźnie chodził mu po głowie, lecz nie był to temat do tak rychłego poruszenia. Lekko speszony gromkim nawoływaniem arystokraty, odwrócił się w stronę barmana, zabierającego się za nalewanie bursztynowego trunku: – Niezłą masz tu władzę. – dodał ponownie rozglądając się po olbrzymiej wytwórni. Założył ręce na klatce piersiowej i przekręcił teatralnie oczami: – Wiesz, że gdybym tylko miał okazje, byłbym tu stałym gościem. A jak to mówią, lepiej późno niż wcale. – informacje, które dotarły wprost z wojennej stolicy przechyliły szalę powrotu. Nie miał zamiaru wracać, przekraczać znienawidzonej granicy. Bardzo dobrze czuł się na dalekiej obczyźnie, wśród ogromu przygód i obcych profili. Wydawało mu się, że nie tęskni, aż do tego momentu: – Lepiej zapytaj gdzie mnie nie było. – zawtórował machając ręką. – Coś tam ci opowiem jak usiądziemy. – ogrom historii piętrzyło się wewnątrz umysłu młodego Łamcza. Bułgarskie rozstanie było początkiem czegoś wielkiego. Zmarszczył brwi nie będąc pewnym, ów swobodnego żartu: – Ktoś chce cię zabić? – zapytał zdezorientowany, gotowy do obalenia zagrażającego oprawcy. Wystarczyło jedno słowo.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049
Re: Macmillan's Firewhisky [odnośnik]29.11.20 14:50
Przez ułamek sekundy próbował odnaleźć jak najwięcej różnic między obecnym Vincentem a tym sprzed kilku lat. Może to oczy, które się zmieniły? Wyglądały jak gdyby przeszły przez sporo historii, które ciężko by było opowiedzieć bez alkoholu. A może to po prostu sylwetka? Zmężniał? Nic dziwnego, że myślał, że wokół Rinehearta kręciło się pewnie spore grono kobiet. Tylko ślepa lub głupia by go nie chciała.
Macmillan był niewyobrażalnie szczęśliwy, że w końcu się spotkali i że mogli choć na chwilę porozmawiać. Choćby to i było pięć minut. Tyle czasu! Zapewne obydwoje mieli ogromną ilość historii do opowiedzenia! Tylko jak zacząć? Rozmowa o kobietach i o wszystkim i niczym zdawała mu się najlepszym wyborem. Pytanie tylko czy rzeczywiście takim była.
Westchnął z rozczarowaniem, kiedy usłyszał, że przyjaciel nie znalazł żadnej damy swojego serca. Nie oceniał go, ani tym bardziej nie uważał tego za coś złego. W końcu sam Macmillan przez wiele lat unikał dziewczyn, najpierw dlatego, że był zakochany w Quidditchu, a potem dlatego, że żadna nie mogła zastąpić tej jednej jedynej, która wbrew swojej woli go opuściła. Vincent powinien wybierać ostrożnie i zwyczajnie nie próbować niczego przyśpieszać.
Nic? – Zapytał jak gdyby oburzony. Ledwo panował nad swoimi ustami, żeby nie wygięły się w głupi macmillanowski uśmiech. – No to tobie jakąś znajdziemy – zażartował, udając że to przecież najlepsze rozwiązanie. Nie mówił jednak poważnie i nie zamierzał zmuszać Vincenta do nagłego szukania kobiety w swoim życiu. Miał nadzieję, że dało się to wyczytać z jego tonu głosu i z tego ledwo kontrolowanego uśmiechu. Znali się przecież tyle lat, więc liczył na to, że Rineheart zrozumie go bez zbędnych słów i dodatkowych znaków.
Nie mógł jednak powstrzymać się od śmiechu, kiedy tylko usłyszał komentarz bliskiego mu czarodzieja. To nie tak, że miał tutaj jakąś władzę. Wszystko to wynikało ze znajomości i z tego, że musiał wpadać do destylarni na tyłach, żeby próbować tworzyć swoje szalone pomysły i nowe alkohole. Te jednak w ostatnim czasie zupełnie mu nie wychodziły, a spora część pomysłów okazała się być totalną klapą.
Wstydź się, wstydź i lepiej to nadrób – odpowiedział mu kolejnym żartem na kolejny jego komentarz. – To jeden z najlepszych lokali w tym regionie – przyznał zaraz całkiem poważnie. – O ile kibicujesz Zjednoczonym, a nie Gołębiom – dodał, wracając znowu do żartów. Rzecz jasna nikt nikomu nie robił tutaj problemów, jeżeli ktoś preferował drużynę Jastrzębi. – Dobra, to gdzie cię nie było, włóczykiju? – Zapytał, gdy tylko usłyszał odpowiedź przyjaciela na swoje pytanie. – Ameryka? Afryka?
Anthony najchętniej wyciągnąłby z niego wszystkie opowieści już teraz przy barze i gdyby to było możliwe w ciągu jednej minuty. Jego ciekawość musiała jednak zaczekać. Powędrował szybko do wolnego stolika, kiedy tylko otrzymał whisky i dla siebie i dla Rinehearta. Drugą szklankę szybko podsunął pod nos towarzysza.
Tylko pół Anglii – wyjaśnił krótko Vincentowi w kwestii bycia celem. Dziwił się, że ten nie czytał gazet i zdawał się nie wiedzieć o co chodzi. Jego odpowiedź brzmiała jednak tak, jak gdyby po raz kolejny w ciągu kilku minut sobie żartował. – Opowiem ci później. Najpierw ty opowiedz o podróżach i tego gdzie cię nie było.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Macmillan's Firewhisky 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Macmillan's Firewhisky
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach