Wydarzenia


Ekipa forum
Krużganki zamku
AutorWiadomość
Krużganki zamku [odnośnik]26.03.18 19:48

Krużganki zamku

Ciągnie się na całej długości wewnętrznej części zamku okalając znajdujący się w centrum dziedziniec na który można wyglądać poprzez otwarte arkady. Korytarze te służą do przemieszczania się pomiędzy kolejnymi skrzydłami, jak i kondygnacjami zamku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Krużganki zamku Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Krużganki zamku [odnośnik]31.03.18 23:27
24 czerwca

O dzisiejszym spotkaniu, organizowanym w podzięce za heroiczny czyn lorda Blacka, została poinformowana już kilka dni wcześniej. Fakt ten, jak i informacja o ładnym stroju, uśmiechu i poprawnych manierach wyraźnie ją zaniepokoiła - dotychczas proszono ją o to tylko w konkretnym celu. Czy obie rodziny postanowiły zorganizować im spotkanie zapoznawcze pod prywatnym dachem Carrowów, tak, by nie doszło do kolejnej kłótni, czy nieszczęśliwego wypadku i niekulturalnego potraktowania gości, jak miało to miejsce kilka dni temu? Nie odważyła zadać się tego pytania, wiedząc, że musi dostosować się do woli matki - była jej to winna.
Mimo spotkania wyznaczonego na godzinę popołudniową nie zapomniała o obietnicy złożonej ojcu, dotyczącej jednej klaczy, która wracała do siebie po niegroźnym wypadku, więc cały dzień zaplanowała sobie tak, by zdążyć ze wszystkim. Nie podejrzewała jednak, że w pewnym momencie spokojnego powrotu do stajni, Hypatia spłoszy się donośnym złamaniem gałązki i rzuci pędem w rejony lasu, które arystokratka omijała, oznaczając je jako niebezpieczne dla siebie. Wiedziała bowiem o przeklętych chochlikach zamieszkujących korony drzew i tworzących dziwne skupiska, czyhające na biedaka, który nieświadomy zagrożenia uda się w tamtym kierunku. Nienawidziła ich z głębi serca, chociaż nienawiść ta podszyta była strachem, gdy kilka lat temu stała się celem ich rozrywki.
Uspokajając Hypatię dopiero po kilku metrach, usłyszała niepokojący szelest, dobiegający znad jej głowy a widok nieznośnego, jasnoniebieskiego stworzonka wyfruwającego z pobliskiego krzewu spowodował, że z trudem zachowywała spokój. Pozbawiona w tym momencie zdolności do racjonalnego działania, ze zdenerwowaniem wpatrywała się w czarne oczy stworzonka, chyba tym samym ściągając na siebie kłopoty. Już po chwili w okolicy rozległ się nieznośny pisk, nie jednego, a kilku małych potworków, skupiających się zarówno na szlachciance, jak i na Hypatii, która znów spłoszona wierzgnęła, strącając Aurelię na pobliską ściółkę. Koszmar sprzed lat powrócił, chociaż teraz - jak na razie - nie straciła przytomności ani nie wbiła sobie żadnej gałęzi w ramię, będąc chociaż częściowo zdolna do zareagowania.
Reakcji jednak nie było w obliczu bezradności; zmrożona strachem ocknęła się dopiero wtedy, kiedy poczuła uporczywe ciągnięcie za rękaw sukni i inkantację zaklęcia dobiegającego zza jej pleców. Nie sądziła, że jeden z braci ruszy za nią, proszony o to przez ojca, ale nie zamierzała się gniewać za dzisiejszy przejaw kontroli. To przez brata sytuacja zakończyła się szczęśliwie, a ona poza najedzeniem się strachu i kilkoma zadrapaniami, mogła wrócić do swoich komnat, by przygotować się do wizyty.
Wprawdzie z początku miała dość dobry nastrój, który po wizycie w lesie uległ diametralnej zmianie a przerażenia, wciąż tańczącego po ciemnych tęczówkach nie była w stanie ukryć. Nie zdążyła również poprosić matki o zachowanie dzisiejszego incydentu dla siebie i nie informowanie o nim gości, gdy kończyła składanie bukietu dla lady Black w odległej części zamku. Goście na jej nieszczęście zjawili się przed czasem.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.




Ostatnio zmieniony przez Aurelia Carrow dnia 13.04.18 0:04, w całości zmieniany 1 raz
Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]02.04.18 17:42
Synowska wola nie została uwzględniona w matczynych planach dotyczących organizowania czasu niepokornej latorośli w sposób należyty, a więc w próbie wzbogacenia życia towarzyskiego Alpharda o bardziej cenną znajomość niż inne, bo z potencjalną przyszłą narzeczoną. Został postawiony przed faktem dokonanym, gdy zaledwie dwie godziny przed wyznaczoną porą spotkania wreszcie go o nim poinformowano. Nie zareagował złością, nie szukał żadnych wymówek, którymi usprawiedliwiłby swoją nieobecność w pełni; po raz pierwszy w życiu wizja stanięcia przed obliczem jednej ze szlachetnie urodzonych dam nie była nawet w najmniejszym stopniu odpychająca. Sam już od pewnego czasu nosił w sobie chęć porozmawiania z młodą lady Carrow raz jeszcze i zaaranżowane przez ich matki spotkanie w Sandal Castle było ku temu doskonałą sposobnością. Wiedział, że dobór miejsca nie będzie sprzyjał prowadzeniu szczerej rozmowy, mimo to chciał ujrzeć Aurelię, aby udowodnić zarówno sobie, jak i jej, że jakikolwiek plan rodów na ich relację wcale nie musi się ziścić. Zresztą, miał wrażenie, że łączy ich podobny pogląd na tę sprawę.
Lady Black cierpliwie czekała przy kominku, odziana w ciemnozieloną, elegancką – nieprzesadnie bogatą w ozdoby, po prostu odpowiednio strojną do okazji – suknię z długimi rękawami, na ramionach zaś miała zarzucony lekki, czarny szal. Przed nastaniem maja zapewne skorzystaliby z innego środku magicznego transportu, lecz ze względu na anomalie, które utrudniały teleportację, obie strony wspólnie ustaliły, że najbardziej właściwym będzie skorzystanie z sieci Fiuu. Zanim jednak szanowna lady podjęła się próby dostania do rodowej siedziby rodu Carrow, bacznie zlustrowała postać swej dwudziestosiedmioletniej pociechy. W jej mniemaniu wszystko było nie tak z jego prezencją – ubiór, uczesanie, wyraz twarzy i spojrzenie przede wszystkim, na które zwróciła uwagę w pierwszej kolejności, uznając je za niebywale harde. Główny zainteresowany nie dostrzegał żadnych wizerunkowych przywar, sądząc, że wybranie popielatego garnituru, w jakim to siedział dziś za ministerialnym biurkiem, wcale nie obrazi gospodarzy. Z fryzurą zaś nawet nie próbował nic zrobić, nie ponosił przecież żadnej winy za to, że natura obdarzyła go odstającymi uszami, przez które musiał utrzymywać włosy na tyle długimi, aby je zakryć. Jego bujne włosy zawsze stawały okoniem do grzebienia.
W końcu proszek Fiuu został wrzucony przez kobietę do kominka, następnie weszła w szmaragdowe płomienie, a na koniec wypowiedziała nazwę lokacji głośno i wyraźnie. Jej śladami podążył Alphard, a gdy tylko znalazł się u celu, został uprzejmie powitany przez lady Carrow. Odpowiedział grzecznie na powitanie, mimowolnie rozglądając się po przestronnej sali, w której się znalazł, w międzyczasie wyrażając podziękowanie za zaproszenie na herbatę. Dawne panny Flint i kuzynki zarazem rozpoczęły przyjazną pogawędkę, w którą Alphard nie potrafił się włączyć, jednak uważnie słuchał, wolnym krokiem przechodząc za gospodynią z komnaty do jednego z korytarzy. Pogoda dopisywała, nic nie stało na przeszkodzie, żeby rzeczywiście wypić herbatę na dziedzińcu.
Musicie wybaczyć mojej córce, że przygotowanie zajmuje jej nieco więcej czasu, jednak biedna przeżyła dziś okropną przygodę w lesie – rzekła dość strapionym głosem, przez co Alphard wyprostował się bardziej.
Cóż takiego się wydarzyło, lady? – spytał szybko, nim zdołał się ugryźć w język, przez co matka zaserwowała mu zdumione spojrzenie, zaś lady Carrow posłała mu wdzięczny uśmiech.
Chochliki kornwalijskie, mój drogi – oznajmiła zaraz, aby nie trzymać go zbyt długo w niepewności. – Aurelia ma do nich wyjątkowego pecha, doprawdy. Już kilka lat minęło od jej pierwszego spotkania z tymi stworzeniami. Prawie przypłaciła je życiem.
W innych okolicznościach Alphard byłby w stanie wykpić podobną dramaturgię, jednak wyjątkowo skory był do większej wyrozumiałości, dlatego przytaknął w milczeniu, dłonie mocniej splatając za plecami.
Po wyjściu z budynku dane mu było ujrzeć Aurelię, która zbliżała się do nich krokiem może nieco pospiesznym, jednak wciąż nienagannie eleganckim. Lord Black wcale nie musiał wpatrywać się w nią długo i uważnie, aby dostrzec jej nerwowość. A może tylko dzięki objaśnieniom jej matki wychwytywał symptomy zszarganych nerwów w postaci spiętych ramion czy jeszcze nieco wystraszonego spojrzenia szarych oczu? Ciężko było oderwać mu od jej smukłej postaci wzrok.
Może usiądziemy razem do herbaty, Irmo? Pozwólmy młodym porozmawiać.
Takiego obrotu sprawy Alphard jednak się nie spodziewał. Obawiał się, że zmuszony będzie do picia ciepłego naparu pod baczną obserwacją swej matki, tymczasem chyba jednak uda mu się pomówić z Aurelią na osobności. Rozluźnił się nieznacznie, kiedy kuzynki zawędrowały ramię w ramię na osłoneczniony plac.
Aurelio – rzekł na powitanie, chyląc przed nią czoło. – Dobrze się czujesz? – spytał spokojnie i życzliwie, zdradzając po sobie cień troski. – Twoja matka wspomniała o nieprzyjemnym zajściu, jakie cię spotkało.
Dziwnym trafem nie żałował, że całe to spotkanie nie zostało odwołane z tego powodu, bo może przynajmniej upewnić się, że jest cała i zdrowa, choć może wciąż zdenerwowana.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]02.04.18 18:41
Zrobienie bukietu bez użycia magii - dzięki której ostatnim razem znajdujący się w pobliżu dzban po prostu eksplodował raniąc jej dłoń -  a samych rąk zajmowało jej zwykle więcej czasu. Tak było i teraz, kiedy starannie dokładała gałązki, docinała, przewiązywała ozdobną wstążką, w ulubionym odcieniu lady Black, znacznie tracąc rachubę czasu. Zawsze jednak chciała wypaść idealnie wśród znajomych rodziny, uczona perfekcji od maleńkości; nie mogła więc zawieść swoich rodziców, którzy zawsze na nią liczyli. Dzisiaj szczególnie chciała zadowolić matkę, w podziękowaniu za to, że w ostatnim czasie nie kazała jej przymierzać nowych sukni i pantofelków, których stos leżał w garderobie, jak i za to, że dobór stroju na popołudniową herbatę pozostawiła w jej rękach - co zdarzało się niezwykle rzadko.
Gdy jeden ze skrzatów poinformował Aurelię o przybyciu gości, akurat skończyła przygotowywanie kompozycji kwiatów zebranych dzisiejszego poranka z ogrodu. Pośpiesznie - bo nigdy się nie spóźniała i uznawała to za zachowanie w złym tonie - poprawiła suknię, by wreszcie ruszyć w kierunku matki i gości, napotykając na nich prawie w połowie drogi. Z wyuczonym, czarującym uśmiechem na ustach zerknęła najpierw na matkę Alpharda.
- Ach! Lady Black, jak zwykle czarująca. - Przywitała się, wysuwając w kierunku kobiety bukiet, zarazem nie dając po sobie poznać, by jakiekolwiek nieprzyjemne zajście miało miejsce jeszcze nieco ponad godzinę temu. - Z dzisiaj ściętych kwiatów. Powinna lady zobaczyć resztę, są zachwycające. - Nie była pewna, czy bukiet przypadł lady do gustu, nie potrafiąc skupić się na odczytywaniu jakichkolwiek emocji z ludzkich twarzy, ale nie przejmowała się tym, dostrzegając na twarzy swojej matki zadowolony uśmiech, uspokajający arystokratkę chociaż na krótki moment.
Dopiero wtedy przesunęła wzrok na stojącego obok matki mężczyznę, kiedy chyba ku ogólnemu zdziwieniu lady Carrow zapowiedziała, by spędzili dzisiejsze spotkanie we dwoję. Podejrzewała raczej, że w dniu dzisiejszym nie spuszczą ich na moment z oka i była skłonna dostrzec w matczynej zagrywce pewien podstęp, gdyby nie to, że lady Carrow rzadko kiedy posuwała się do podobnych kroków. Może jednak miała w niej sojuszniczkę, która doskonale wiedziała dlaczego ostatnie spotkanie miało tak niefortunny przebieg? Może w końcu uznała, by nie mieszać ojca w podobne, jakże delikatne, kwestie?
Odetchnęła więc z ulgą a kiedy obie kobiety odeszły, swoje spojrzenie utkwiła w ciemnych tęczówkach Alpharda.
- Alphardzie. - Skłoniła się nienagannie. - Jak najlepiej, dziękuję, że pytasz. Nie wydarzyło się nic wielkiego, niestety nie zdążyłam poprosić matki, by nie zamartwiała was tą sprawą. - Wcale nie czuła się dobrze, jednak nie miała zamiaru mówić tego na głos, wszak była Carrowem, z krwi i kości, pobierającym w domu godne wychowanie, które wykluczało między innymi użalanie się nad sobą. - Zwykły wypadek. - Dodała, chcąc przekonać samą siebie, że to faktycznie był zwykły, nic nie znaczący wypadek.
- Przejdziemy się? - Zaproponowała, a gdy ruszyli, milczała przez chwilę. Nie czuła się swobodnie rozmawiając w domu, ze świadomością, że posiadłość miała oczy i uszy wszędzie. Dlatego też jej zachowanie było nieco inne, niż na co dzień; opanowane, bardziej stonowane. Zaskakująco oficjalne. - Nasze matki zdają się być nieugięte i niezrażone ostatnim niepowodzeniem. - Lubiła spacery po krużgankach, z których bardzo łatwo dało się uciec w najodleglejszą część zamku. I taki miała plan.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]02.04.18 21:21
Postronny obserwator z pewnością nie dostrzegłby żadnych niepokojących oznak w zachowaniu młodej lady Carrow, która zdawała się emanować szczerym entuzjazmem wywołanym przybyciem gości. Z bukietem kwiatów w dłoni prezentowała się tak żywo, być może to dzięki nim jej uśmiech był w stanie wyglądać tak radośnie, co w konsekwencji sprawiało, że i cała jej twarz prezentowała się świeżo. Nie spodziewał się takiego widoku, wręcz nie życzył sobie, żeby Aurelia musiała tłumić prawdziwe emocje pod maską opanowania i pozornego szczęścia. Bezmyślnie zatęsknił za chwilami, kiedy była w stanie śmiało zgromić go niezadowolonym spojrzeniem czy skierować ku niemu ostre słowa. Wolał ujrzeć na jej twarzy prawdziwe emocje, nawet jeśli miałby przez to wpatrywać się w oblicze wielce przerażone. Ale czy poradziłby sobie z uczuciami drugiej osoby, kiedy ledwo porządkował własne? To było śmieszne pragnienie, ale natarczywe i mocne – dziwna chęć ujrzenia jej całkowicie odkrytej, bezbronnej.
Poznał już jej wzburzone oblicze, może dlatego udawało mu się przejrzeć jej wszelkie starania czynione po to, aby zamaskować negatywne odczucia. Szare oczęta nie błyszczały radośnie, nie odnajdywał w nich uśmiechu, choć ten malował się na jej ustach całkiem wyraźnie. Łudził się, że może zrezygnuje z maskarady, kiedy nikt już nie będzie im się bacznie przyglądać. Mylił się w obydwu kwestiach. Jego towarzyszka dalej grała, zaś matki nie traciły czujności, wodząc za nimi przenikliwymi spojrzeniami.
Czekał na jej powitanie. Cóż to był za irracjonalny lęk, że nie zwróci się do niego po imieniu. W ostatnim liście tego nie zrobiła i odebrał to jako oznakę wciąż chowanej wobec niego urazy za tamto przykre zdarzenie w pod dachem opery. Obiecał sobie przed przybyciem tutaj, iż nie poruszy tego tematu, chociaż raz uwzględniając wyraźne życzenie damy, bo już zbyt wiele razy przejmował się tylko własnym zdaniem.
To nie był zwykły wypadek – nie podzielił się z nią swoją myślą, gdyż mogłaby to uznać za atak. Bardzo prawdopodobne było też to, że zabrzmiałby tak, jakby zarzucał jej kłamstwo, a tego nie chciał. Ale fałszywość wypowiedzianego zdania usłyszał w jej głosie, niezwykle napiętym, jakby wydobycie dźwięku przez struny głosowe było niezwykle bolesne. Chciał jej ułatwić to spotkanie, więc zamierzał przemilczeć wszelkie drażliwe kwestie.
Oczywiście – przytaknął na jej propozycję. Zaraz znalazł się przy jej boku i zaoferował swoje ramię, po cichu licząc na to, że jednak go nie odtrąci. Doprawdy, nie był pewien, jak powinien zachowywać się w obliczu całej tej sytuacji. Nigdy nie potrafił być dla nikogo dobrym towarzyszem, wszystkim pannom zawsze się jawił jako nieokrzesany mruk. Pod bacznymi spojrzeniami dwóch starszych lady, które snuły być może absurdalne plany, nadal powinien jawić się jako całkowicie niekomunikatywny jegomość, lecz z drugiej strony nie miał zwyczajnie serca ignorować obecności Aurelii, gdy ta wydawała mu się wciąż roztrzęsiona.
Chcę się łudzić, że bardziej zależy im na ich własnym towarzystwie. Może odnalazły w nas pretekst do spotkania – odpowiedział spokojnie, dopasowując swoje kroki do jej mniejszych, czując się przy tym dość dziwnie. W jego intencji nie leżało traktowanie jej niczym kruchej istoty, lecz nie potrafił inaczej w tym konkretnym momencie. – Nie musisz się silić na rozmowę, jeśli nie masz na nią ochoty. Możemy razem pomilczeć, jeśli to ciszy właśnie potrzebujesz.
Gdyby mógł, zapewniłby jej nawet samotność, lecz takie rozwiązanie nie wchodziło w grę, bo nadal czuł na swoich plecach uważne spojrzenia. Musiał zachowywać się nienagannie.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]03.04.18 0:58
Aurelia zdawała sobie sprawę, że prezentowane teraz oblicze nie należy do najlepszych, będąc poniekąd zbiorem kilku cech, z których obydwoje się śmiali nie tak dawno, jak kilka dni temu. Nie miała innego wyboru, czy zwykłej odwagi, by zaprezentować to, co pokazywała poza domem; nie była pewna, czy rodzice zdawali sobie z tego sprawę, czy przymykali oko, dopóki nie robiła nic złego, to jednak nie zmieniało faktu, że gdy tylko była w zamku, zapominała o swobodzie, na którą sobie pozwalała. Względy ojca, o które długo zabiegała i próba pokazania matce, że jest wzorową damą, były ważniejsze od jej komfortu.
Słysząc słowa Alpharda, uśmiechnęła się i nie skomentowała ich, kolejne kilka metrów przemierzając w ciszy. Z jednej strony faktycznie nie miała ochoty na towarzystwo i rozmowy, z drugiej zaś, paradoksalnie do tego, osoba lorda Blacka tuż obok niej powodowała, że nie potrafiła milczeć. Nie była tylko pewna o czym z nim rozmawiać, by zachować neutralny grunt, jak najbardziej bezpieczny dla obu stron.
- Mam nadzieję, że lady Black spodobała się kompozycja kwiatów. Zrobiłam ją w pełni ręcznie, ostatnim razem magia mnie zawiodła, więc nie chciałam ponownie ryzykować. - Odezwała się wreszcie, splatając ręce za plecami, nieświadoma tego, że ukryta pod kosmykiem włosów i warstwą pudru niewielka rana po dzisiejszym upadku ukazała się właśnie światu. Również i ona nie została uleczona - nikt nie wiedział jaki skutek mogły przynieść rzucane na nią zaklęcia lecznicze, a arystokratka sama nie wyraziła zgody na próby. Ta decyzja nikogo nie zaskoczyła. - Mam również nadzieję, że nie poczuła się urażona moim spóźnieniem. - Dodała, chcąc w pośredni sposób dowiedzieć się, co zdradziła gościom lady Carrow i czy aby przypadkiem nie wspomniała o wypadku sprzed lat.
Kiedy pokonali kolejny korytarz, Aurelia skierowała się wgłąb następnego, doprowadzając ich po kilku metrach do swojej ulubionej części zamku. Dziedziniec, na którym się znaleźli, posiadał niewielką fontannę pośrodku, okalaną z każdej strony barwnymi kwiatami, doglądanymi przez arystokratkę każdego dnia po porannej herbacie.
- Tutaj raczej nie przyjdą. Przynajmniej nie teraz. - Uznała półszeptem, po kryjomu rozglądając się dookoła. - Usiądź proszę. Napijesz się herbaty, kawy? - Wskazała lekkim gestem dłoni na pobliską ławeczkę, zaś sama zaczęła obserwować kwiaty, o których dzisiaj zapomniała. - Jak minęło ci przedpołudnie, Alphardzie? - Subtelny zapach roślin, roznoszący się w pobliżu, w połączeniu z orzeźwiającym chłodem, bijącym od fontanny, koił jej nerwy i pozwalał skupić się na rozmowie.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]03.04.18 17:58
Był w stanie zaakceptować to, że dziś nie będzie mu dane ujrzeć prawdziwych emocji na powabnej twarzy Aurelii. Wcale nie poczuł się urażony tym, że nie uchwyciła jego ramienia, rozumiał przecież, że po wrażeniach tego dnia mogła stronić od jakiejkolwiek formy bliskości, nawet najbardziej błahej i czynionej tylko z grzeczności. A może pozostawała obolała i podniesienie ramienia do jego własnego byłoby dla niej mocno kłopotliwe? Znacząca różnica wzrostu stanowiła jednak pewną przeszkodę, jeśli chcieliby kontynuować przechadzkę ramię przy ramieniu. Próbował wykazać się jak możliwie największym zrozumieniem i wyjść naprzeciw wszystkim potrzebom damy, niezależnie od tego, jakie by one nie były. Choć trudno było mu rozeznać się w niewyartykułowanych jasno przekazach, sugerował się przede wszystkim tym, jak sam mógłby się czuć na jej miejscu. Z całą pewnością nie miałby najmniejszej ochoty na zabawianie nawet najznamienitszego gościa, a co dopiero tak humorzastego, za jakiego sam się uważał. Tendencja postrzegania własnej osoby nad wyraz krytycznie towarzyszyła mu zawsze.
W jakiś niewyjaśniony sposób wstrząsnął nim widok rany, której jeszcze chwilę temu nie dostrzegał wcale. Instynktownie uniósł dłoń, aby bardziej odsunąć kosmyki włosów, na całe szczęście zdusił w sobie podobną chęć w połowie drogi krnąbrnej ręki. Natychmiast opuścił ją z powrotem wzdłuż ciała, próbując udawać, że wcale nie miał zamiaru dotknąć jej twarzy, wolał też nie zdradzać po sobie, iż dostrzegł cokolwiek, co zachwiało jej urodą. Uparcie skupił się na ich rozmowie, konwersacja pomogła mu przypomnieć sobie o tym, jak powinien się zachowywać. Przede wszystkim należy być stosownym, Alphardzie, powtórzył cicho w myślach.
Możesz być pewna, że moją matkę ucieszył twój bukiet – odpowiedział jak najbardziej szczerze, lecz żeby nie uznała jego słów za zwykłą grzeczność zaraz dodał: – W Londynie niewiele jest kwiatów, nawet w parkach nie zawsze ich uświadczysz. Z kolei mojej drogiej rodzicielce została jeszcze w dzieciństwie zaszczepiona miłość do wszelkiej roślinności. Nawet wiązanka ułożona z samych stokrotek sprawiłaby jej ogrom radości.
Czasem był w stanie w głębi duszy współczuć matce jej losu. Wyrwana z naturalnego środowiska panna Flint zmuszona została po ślubie przenieść się do miasta. Utraciła obecność ukochanych lasów na rzecz okazałych budowli. Może właśnie dlatego tak często w dzieciństwie miał okazję bawić się w lasach Charnwood otulających rodową siedzibę Flintów. Z tego też powodu nie spieszyło mu się do ożenku, zwyczajnie nie chciał unieszczęśliwiać żadnej młodej panny węzłem małżeńskim.
Nie musisz się martwić, twoje spóźnienie zostało usprawiedliwione.
Aby nie wzbudzać w niej zawstydzenia, ale przede wszystkim niemiłych wspomnień, nie zamierzał przedstawić szczegółowo tłumaczeń, jakimi podzieliła się z nim lady Carrow. Bardziej zaabsorbowany był tym, że oddalili się znacząco od swoich matek i dziwnym trafem nie nadeszła żadna próba zawrócenia ich. Niewielkich rozmiarów dziedziniec był miejscem miłym dla oko. Jasne promienie słoneczne oświetlały fontannę znajdującą się w centrum, a ciepłe powietrze czyniło unoszący się w nim aromat kwiatów mocniejszym. Zgodnie z prośbą zajął miejsce na ławce, czując się nieco swobodniej, choć w jego postawie nie było to do końca widocznie, gdyż plecy trzymał wyprostowane, ramiona sztywne, a podbródek zadarty.
Nie, dziękuję – podziękował kulturalnie, po czym spojrzał prosto na nią, nawet się z tym nie kryjąc. – Spędziłem je w pracy – odpowiedział krótko, bo i nie za wiele miał opowiadać, ten dzień był całkiem monotonny. – Słyszałem o porannym wypadku – przyznał wreszcie klarownie. – I zobaczyłem ranę – podniósł dłoń do swojej twarzy, na której przykładzie wskazał umiejscowienie wspomnianej skazy. – Dlatego możemy już teraz zakończyć to spotkanie, jeśli nie czujesz się na siłach. U każdego znajdzie to zrozumienie.
Posłał jej subtelny uśmiech, po czym zmrużył oczy i wyciągnął twarz ku słońcu, swobodnie już opierając się plecami o ławkę.
Bardzo przyjemny zakątek – rzucił lekkim tonem, nie przestając unosić kącików ust w nieco rozleniwionym uśmiechu, jak i nie ważąc się otworzyć jeszcze oczu.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]03.04.18 23:20
Ona o zadrapaniu zapomniała, nie widząc w nim nic groźnego i godnego rozprawiania, wszak każdemu mogło się przydarzyć małe nieszczęście. To, że nie zakryła jej odpowiednio było osobną kwestią, kto wie, może nawet celową zagrywką? Nie była pewna, w którym momencie zaczęła interesować się zachowaniem Alpharda i pewnymi zależnościami, występującymi pomiędzy nimi. Interesowała się również tym, co przelewał na pergamin, w ten sposób pokazując jej kawałek swoich myśli, w ostatnim czasie niezbyt dla niej miłych, kiedy z uporem informował ją o swoim planie zatrzymania prób rodzin. Z jednej strony było jej to na rękę: nie musiała w końcu sama go do siebie zrażać, by zdobyć więcej czasu na samotne życie i zmartwienie o Lupusie mieszkającym w tym samym budynku oddalało się od niej. Z drugiej zaś, była zainteresowana dlaczego tak bardzo się bronił - chciał ją uchronić? Oszczędzić jej przeprowadzki do miasta? Byłaby skłonna w to uwierzyć, gdyby nie kobiece myśli wędrujące w zupełnie przeciwnym kierunku. Może tak naprawdę nie przepadał za jej towarzystwem?
Szła w milczeniu, dostrzegając wykonany przez lorda gest, jak i moment, w którym uniesiona ręka opadła z powrotem na swoje miejsce, choć wolała udawać, że nic się takiego nie stało. W dniu dzisiejszym nie było miejsca ani na błędy ani na przypadkowy dotyk, którego limit wykorzystali kilka dni temu w operze.
Stojąc zwrócona tyłem do mężczyzny, przyglądała się każdej roślinie z osobna, poświęcając jej należytą uwagę - nie dostrzegła przez to wykonanego przezeń gestu, domyślając się jednak o czym mowa. Zamiast tego nie zrozumiała dlaczego po raz kolejny Alphard zasugerował jej, że nie muszą rozmawiać - gdyby faktycznie nie miała ochoty na jego towarzystwo, to już dawno siedzieliby razem z matkami przy herbacie przysłuchując się ich dyskusji, bądź oddaliłaby się pod pretekstem złego samopoczucia. Widać nie miała ochoty na ani jedno ani drugie, trzymając się swojej roli młodszej pani domu, przyjmującej gościa, któremu zawdzięczała teraz dobre zdrowie.
Skupiska kolorowych hiacyntów, szafirków, stokrotek i tulipanów, posadzone częściowo eksperymentalnie, w doniczkach tworzyły kolorową kaskadę kwiatów o przenikliwym i silnym zapachu, niosącą się wraz z lekkimi podmuchami wiatru po całym dziedzińcu. Zaciągając się mocniej przyjemną wonią, pozwoliła sobie na lekki, mimowolny uśmiech; pierwszy, odkąd wróciła z lasu.
- Chochliki nie są moimi przyjaciółmi. - Podjęła wcześniej poruszoną kwestię - podobnie jak Alphard - sięgając dłonią do niewielkiej rany na policzku. - Można powiedzieć, że łączy nas wspólna niechęć do siebie nawzajem. - Zgarnąwszy za ucho kosmyk włosów, ukazujący teraz w pełni zadrapanie odznaczające się wyraźnie na bladym policzku, podeszła do ławeczki i zajęła miejsce obok. W porównaniu ze swoim gościem pozwoliła sobie tym razem na odrobinę więcej swobody, opierając się bokiem o drewniane oparcie. - Dzisiaj były łaskawsze, niż kilka lat temu. - Pionowa bruzda ozdobiła jej czoło, gdy ściągnęła brwi, powracając do niezbyt miłych wspomnień z przeszłości. Ale poza tym drobnym grymasem nic nie zdradzało jej niechęci do opowiadanej historii, licząc się z jej kontynuacją.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]04.04.18 22:14
Zależało mu na tym, aby pozostawić jej drogę ucieczki. W każdej chwili, a przynajmniej w każdej spędzanej z nim, miała pełne prawo odwrócić się na pięcie i odejść, nie składając żadnych wylewnych wyjaśnień. Nadal towarzyszyło mu poczucie winy, którego nie potrafił z siebie tak po prostu zmyć. Pewne rzeczy potrafił przeżywać niezwykle długo, wypominać je sobie w nieskończoność, aby samemu zapewnić sobie należytą karę za popełnienie błędu, jak również łudząc się, że tym samym wpoi sobie ważną naukę. Ale i tak stale błądził. Przynajmniej dostosował się do listownego życzenia damy, dzięki czemu nie psuł jej humoru niepotrzebnymi wzmiankami o własnej gwałtowności sprzed kilku dni.
Przyglądał się smukłej sylwetce bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, nie czując się niczym natręt, o wiele łatwiej było mu się przyrównać do kustosza spoglądającego na dzieło niedostępne dla oczu wszystkich. Linia kobiecych pleców, niezwykle przyjemnie podkreślona przez dobraną na dziś suknię, intrygowała go na swój sposób. Ramiona Aurelii też były ciekawym obiektem obserwacji, kiedy unosiły się ledwo widocznie przy każdym oddechu, dostrzegł więc moment, w którym wyraźnie zaciągnęła się kwiatową wonią. Był bliski uwierzenia, że być może lady Carrow czuje się w jego towarzystwie swobodnie, choć szybko doszedł do bardziej rozsądnego wniosku – to otoczenie musiało wpłynąć na nią kojąco. Sam przecież doceniał urok niewielkiego dziedzińca, dzięki czemu zdołał opuścić gardę. Odważył się nawet zamknąć oczy, nawet jeśli tylko na krótką chwilę.
Czy żałowała, że spotkali w tamto majowe popołudnie w lesie? Gdyby nie to przypadkowe spotkanie, prawdopodobnie nigdy nie znaleźliby się w tej niezręcznej sytuacji. Jeden kaprys lorda Blacka, ot niewinna chęć ucieczki od miasta, rozpoczął swoistą reakcję łańcuchową. Lecz cień sympatii, przynajmniej z jego strony, rozpoczął inny dzień, kiedy przyszło im w spokoju i odosobnieniu wymienić kilka zdań, dzięki czemu mogli zdobyć się na szczątkową szczerość w wyrażaniu poglądów.
Usiadła obok niego bez strachu, przy czym jeszcze utrzymywała lekki uśmiech na ustach. A może tylko mu się wydawało? I tak zaraz całą jego uwagę zaczęło zaprzątać to nieprzyjemne dla oko zadrapanie, które całkowicie zaburzało do tej pory nieskalany niczym urok.
Czy są jeszcze jakieś inne stworzenia, do których żywisz niechęć? – spytał, pozornie nie przykładając wagi do wypowiedzianych słów, lecz w ciemnych tęczówkach dostrzec można było jedynie powagę, która zobowiązywała do bezwzględnej szczerości. Miał odwagę znów patrzeć prosto w szare oczy, a nawet zmniejszyć dystans pomiędzy ich ciałami – tylko i aż – o te kilka centymetrów. Szczerze wierzył w to, że odpowiedzią na zadane pytanie okaże się jego własne imię. Uparł się, żeby tkwić w przekonaniu, że młoda lady Carrow w głębi duszy cały czas pozostaje mu nieprzychylna.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]08.04.18 23:06
Arystokratka istotnie nie wiedziała o męczących Alpharda myślach, a szkoda - bardzo szybko wyjaśniliby i tę kwestię. Nie żywiła do niego niechęci, a wręcz przeciwnie: zauważyła, że nawiązała się pomiędzy nimi dziwna nić porozumienia, która jej nie przeszkadzała. Zresztą, gdyby nie była przychylna lordowi, to nie zgodziłaby się na ani tamto spotkanie, ani na to, a wtedy, w popołudnie spędzone w lesie, wypędziłaby go stamtąd w mniej lub bardziej miły sposób, niźli pokazała swoje sekretne miejsce. Nie kryłaby również prawdziwego przebiegu zdarzeń w operze, jak i swojego oburzenia, wynikającego z podobnych myśli. Lubiła, gdy wszystkie relacje były jasne a intencje szczere, chociaż ostatni list nadesłany przez Alpharda dał jej do myślenia; nieco rozmijali się w zamiarach. Powoli - opornie, ale jednak - godziła się ze swoim losem, nie widząc żadnego sposobu, by wytrącić rodzicom ich pomysły. Odpierała od siebie również myśl o częstszym widywaniu Lupusa, co nie udawało jej się prawie wcale, kiedy nazwisko Black zbyt często było wypowiadane w Sandal Castle. Z drugiej zaś strony, dość podświadomie, chciała widywać go częściej - nie zauważała u siebie masochistycznych zapędów.
Rana nie była duża, chociaż próba przypudrowania zadrapania raczej przyniosła odwrotny do zamierzonego efekt; nie wstydziła się jednak, gdy już wszyscy zebrani w zamku wiedzieli co ją dzisiaj spotkało a i tak sądziła, że nie ujmuje jej to uroku.
- Och - ludzie - pająki i owady. Nie przepadam za ich widokiem. - Ledwie powstrzymała się od wyjawienia myśli o niechęci do gatunku ludzkiego, wiedząc, że po prostu nie wypada jej się aż tak uzewnętrzniać. Grała przecież wzorową córkę, która wcale nie wolałaby spędzać całych dni przy aetonanach i która wprost uwielbiała spotkania z innymi osobami, pojawiając się na nich z wyuczonym do bólu uśmiechem i wachlarzem stonowanych, neutralnych odpowiedzi dla każdego. - Cieszę się, że cię widzę. - Dodała nagle, nieświadoma zaprzepaszczenia nadziei Alpharda. Upór był w porządku, jeśli wynikał z jakichś sensownych powodów, w tym przypadku mógł wiele zepsuć. - Wygląda na to, że będziemy widywać się częściej. - Uśmiechając się blado, odwróciła twarz w przeciwnym kierunku.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]10.04.18 17:52
Rzeczywiście paskudne stworzenia – przytaknął z nieco łobuzerskim uśmieszkiem czającym się w lekko uniesionych kącikach ust. Coś zabawnego było w przestrachu niewiast na widok zdecydowanie mniej rozwiniętych istot żywych. Z drugiej strony osobniki niektórych gatunków rzeczywiście mogły budzić grozę, bądź wywoływać bezkresne obrzydzenie swą powierzchownością. – Ja sam żywię pewną niechęć do pewnych dwunożnych stworzeń – rzucił żartobliwie, mając na myśli ludzi, próbując tym samym być nieco lepszym rozmówcą niż zazwyczaj dane mu było być. Nie chciał już pozwolić sobie na kolejne błędy, jakże rażące w towarzystwie, choć bardziej zależało mu na tym, aby ich nie popełniać w obecności Aurelii, nie chcąc burzyć tym samym jej spokoju. Najwidoczniej wcześniejsze grzechy zostały mu odpuszczone, skoro z jej ust uszły słowa przyjazne, bardzo ciepłe w treści, jak i brzmieniu. Chciał oddać jej tę drobną przyjemność i mógł zwyczajnie powtórzyć jej słowa, nie uciekając się w ten sposób do kłamstwa. Szybko jednak zaintrygowała go bardziej inna kwestia.
To również cię cieszy? – spytał może wręcz kontrowersyjnie, lecz musiał w końcu poruszyć ten temat. Próbował sprowokować ją do dyskusji, ponieważ tylko otwarta wymiana poglądów pozwoli im uczynić całą sytuację jak najbardziej przejrzystą. Śmiało można mu było zarzucić brak subtelności, lecz gładkie słówka w tym przypadku nie zaprowadzą ich do żadnej konkluzji. – Wiszące nad nami widmo kolejnych spotkań nie jest mi straszne – wyznał szczerze, posyłając jej z tymi słowami również subtelny uśmiech. Szybko spoważniał, wracając do bardziej gorzkich myśli. – Wiem jednak, że potrafię być nieciekawym towarzyszem.
Dlaczego znów wracał do tamtego przykrego zajścia? Było, minęło, lecz to tkwiło gdzieś z tyłu jego głowy i wciąż go prześladowało. Na całe szczęście miał tyle rozumu, aby nie kontynuować tego wątku. Zresztą, nie miałby na to nawet szansy, bo zaraz obok nich w mgnieniu oka pojawiła się skrzatka, aby cicho, lecz wyraźnie przekazać im komunikat:
Pani zaprasza na herbatę.
Spojrzenie ogromnych oczu było intensywne, pełne oczekiwania. Alphard ostatni raz spojrzał z żalem na kwiaty przy fontannie, aby chwilę później poderwać się z ławki i wyciągnąć pomocną dłoń ku Aurelii, próbując dodać jej otuchy, sam nie był pewien. Zależało mu, żeby nie czuła się źle w ten pechowy dzień. Nie chciał uczynić go gorszym, więc niezwykle kontrolował swoje zachowania.
Mam nadzieję, że wspólna herbata nie zakończy się wymienianiem naszych najlepszych przymiotów przez nasze drogie matki – wyraził drobne życzenie, nie kryjąc towarzyszącego temu rozbawienia. – Niewiele posiadam zalet, więc ma biedna rodzicielka musiałaby naprawdę się natrudzić, aby nie otrzeć się o kłamstwo – powoli udawało mu się nabrać odpowiedniego dystansu do całej tej sytuacji. Nie pozostaje im już nic innego, jak robić dobrą minę do złej gry.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]13.04.18 0:40
Zrozumiała aluzję, bijącą ze słów lorda, i uśmiechnęła się przezeń szeroko, szerzej, niż dotychczas a jednocześnie dała mu tym samym do zrozumienia, że popiera go w stu procentach. Zdziwiła się jednak jego szczerością, na którą nie zdobyła się ona - może faktycznie łączyło ich więcej, niż myślała, gdy bezpodstawnie jakiś czas temu potraktowała go jedynie jako ciekawy okaz do obserwacji; gdy nie przeszło jej nawet przez myśl, do czego te niewinne obserwacje i spotkania doprowadzą? Wprawdzie mogła się domyślić jakie konsekwencje mogą płynąć z ich dotychczas niezobowiązujących spotkań, wiedząc, że rodzice niezbyt zważają na plotki krążące po towarzystwie, a uchronienie jej - jedynej córki wśród samych dziedziców - przed staropanieństwem było priorytetową kwestią, ale nie podejrzewała, że stanie się to tak szybko.
Zaskoczona zdziwieniem Alpharda, posłała mu pytające spojrzenie; czy poddawał kiedykolwiek to w wątpliwość? Jej dziwny wniosek, wyciągnięty z ostatniego listu, zdawał się być teraz bliższy prawdzie, niż przewrażliwionemu doszukiwaniu się czegoś pomiędzy wierszami.
- Dlaczego miałoby nie? - Odparła, może niezbyt kulturalnie, ale była wyraźnie zaciekawiona jego reakcją. Wiedziała, że jeśli mieli coś sobie wyjaśnić, coś ustalić, to teraz była do tego najlepsza okazja, gdy temat wypłynął niewymuszenie. - Alphardzie, sądziłam, że zdążyłeś już zauważyć to, że nie zważam na podobne próby zniechęcenia mnie - inaczej nie byłoby mnie tu teraz, ani ostatnio - i prosiłam, byś więcej tak o sobie nie mówił. Pozwól, że końcowy wniosek wyciągnę samodzielnie, bez twojej pomocy. - Dokończyła tonem nieznoszącym sprzeciwu, zaskakującym zapewne, gdy po raz pierwszy użyła go w jego obecności, lecz spojrzenie, które mu posłała, łagodziło tę stanowczość. Krótki moment ciszy przerwała skrzatka; Aurelia z pozornym uradowaniem klasnęła w dłonie.
- Na pewno ci zasmakuje, aromatyczna, czarna lub owocowa, a do tego przepyszne ciasteczka naszej skrzatki. Nie ma lepszego sposobu na spędzenie popołudnia. - Wiedziała, że to nieprawda, wiedziała, że i on zdawał sobie z tego sprawę, ale musieli chociaż udawać, że herbata w towarzystwie matek, snujących plany o ich przyszłości, była im miła.
Podniosła się z ławki, przy pomocy Alpharda, a potem wsunęła rękę pod jego ramię i ruszyła powolnym krokiem w kierunku krużganek, na których wcześniej rozstali się obiema lady.
- Podejrzewam, że zaczną dopytywać o nasze spotkania. - Zgadywała, bo tak naprawdę jeszcze do tej pory nie zdołała pić herbaty w towarzystwie potencjalnego narzeczonego i jego rodzicielki. Kiedy znaleźli się na miejscu, z uśmiechem zerknęła na swoją matkę, po czym usiadła na krześle obok i posłała Alphardowi nieco spłoszone spojrzenie, słysząc aktualny temat rozmowy.
- Och, Aurelia ostatnio spędza zbyt dużo czasu z naszymi aetonanami... - Nie wtrącała się jednak, zamieniając się w słuch.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]16.04.18 0:09
Dostrzegł w jej oczach przebłysk rozbawienia, ale przede wszystkim cień zrozumienia. Czyżby ludzie i ją niejednokrotnie męczyli? Z pewnością kilka razy zdarzyło jej się mieć dość innych osób, tak jak jemu, a właściwie wszystkim, co narażeni byli na społeczny ostracyzm. Tak, każdy czasem traci cierpliwość, gdy dane mu wysłuchiwać cudzych opinii na swój temat, rzecz jasna pod płaszczykiem uprzejmych słów. Sam przecież nie przyznał wprost, że gatunek ludzki jest najbardziej męczący spośród wszystkich, zdradził to w sposób żartobliwy, aby nieco złagodzić podobne wyznanie.
Potem ich zdumione spojrzenia spotkały się, przez co Alpharda mocno uderzyła niezręczność tego zdarzenia. Jego zwątpienie prezentowało się naprawdę niedobrze, jakby na każdym kroku podważał jej słowa, zaś w czynach doszukiwał się złych intencji. Cały czas próbował ją analizować, bo nie potrafił uwierzyć, że może lubić jego towarzystwo. Wydawało mu się, że jest tylko chwilową rozrywką, kaprysem, który zostanie zapomniany przy pierwszym zgrzycie pomiędzy nimi. Dziwnym trafem jego temperament, który dał o sobie znać podczas zaaranżowanego bez ich wiedzy spotkania w operze, nie przekreślił tej znajomości. Wyjątek od reguły mówiącej, że każdy kolejny wybryk pogłębia jego nieformalną izolację w towarzystwie.
Wierz mi lub nie, ale wcale nie dokładam wszelkich starań, aby zniechęcić cię do siebie – odpowiedział spokojnie, próbując zachować powagę, jednak było coś takiego w wypowiedzianym zdaniu, co wprawiło kąciki jego ust w lekkie drżenie, jakby szykowały się na przyjęcie uśmiechu. Ten ostatecznie nie został uformowany.
Pojawienie się skrzatki sprawiło, że zachowanie lady Carrow przybrało ponownie na pewnej teatralności. Nie oceniał tej postawy, sam przyjął dokładnie taką samą. Kiedy znaleźli się w zasięgu wzroku dwóch lady, zaraz wyprostował dumniej plecy. W milczeniu zasiadł na krześle, całkiem nieźle znosząc zaciekawione spojrzenie pani domu. Jakoś nie potrafił się zdobyć na żadną przyjemną uwagę dotyczącą domu czy stroju szlachcianki, nigdy nie był dobry w prowadzeniu konwersacji.
Czuł, że wzmianka o tym, jak wiele czasu Aurelia poświęca rodzinnej hodowli, miała przede wszystkim podkreślić jej niezłomność i pracowitość. Te cechy u młodych dam wcale koniecznie nie były, jednak w lordzie budziły pewien szacunek. Z własnego doświadczenia wiedział, że ciężko odnaleźć w życiu cel, w tym i ulubione zajęcie, które pomogłoby raz na jakiś czas zabić myśli. Aurelia równie dobrze mogłaby trzymać się z dala od aetonanów i nikt by jej za to nie potępił, lecz ona wolała angażować się choćby w mniejszym stopniu w rodzinny interes.
Mój Alphard wcale nie jest lepszy, taki jest skupiony na pracy, a wszystko przez spoczywającą na nim odpowiedzialność – odparła lady Black, tym samym rozpoczynając swoistą licytację. Jakże chciał uniknąć podobnej sytuacji, w której przedstawiony zostanie jako towar najlepszej jakości. Nie spodziewał się jednak, że jego rodzicielka przejdzie natychmiast do tak przerysowanej pochwały, wręcz go gloryfikując. Na całe szczęście zdołał nad sobą zapanować, niechęć nie malowała się na jego twarzy w postaci zmarszczonych brwi czy ściągniętych w kreskę ust, nie zdradzał po sobie zdumienia, jakie budziła w nim postawa matki. – Gdyby mógł, nie wyściubiałby nosa ze swojego gabinetu w Ministerstwie.
Przynajmniej to drugie zdanie oddaje całkiem dobrze stan faktyczny, pomyślał gorzko. Rzeczywiście swój gabinet opuszczał niechętnie, z prawdziwym zamiłowaniem zatapiając się w pismach sporządzonych w różnych językach. Francuski, włoski, hiszpański, niemiecki. Kontakt z tymi językami sprawiał, że wspomnienia z jego podróży powracały. Miał też cichą nadzieję, że praca w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów przyniesie mu awans, z którym związane będą służbowe podróże.
Inna jest odpowiedzialność za zwierzę, inna za relacje międzynarodowe – kontynuowała swobodnie, na ustach utrzymując z lekka pobłażliwy uśmiech. – Z pewnością spędzanie czasu z aetonami przynosi wiele przyjemności.
Mam nadzieję, że wybaczysz mi matko to wtrącenie, jednak myślę, że trudno porównywać spisywanie tłumaczeń do pracy ze zwierzętami – odparł z jak największym szacunkiem, posyłając jej uprzejmy uśmiech. – I w mojej pracy można odnaleźć odrobinę przyjemności.
Zerknął na Aurelię, lecz zaraz przeniósł wzrok na wypełnioną herbatą filiżankę. Uniósł ostrożnie naczynie i upił pierwszy łyk aromatycznego naparu.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Krużganki zamku [odnośnik]24.04.18 0:49
Nie wierzyła w zapewnienia Alpharda, lecz z wrodzonej grzeczności nie powiedziała tego na głos. Była równie uparta co on, uznając, że obrał sobie za cel zniechęcenie jej do swojej osoby, tym bardziej po tym, jak zapowiedziała mu otwarcie, iż nie zamierza łatwo odpuścić. Chciała dowieść, zrobić na przekór wszystkim plotkom, że nie są zgodne z prawdą w całości lub chociaż w połowie i wiedziała, że prędzej czy później tego dokona, nie biorąc pod uwagę konsekwencji swoich działań. Im bardziej szła w zaparte, tym większą nadzieję pokładano w jej relacji z lordem Black, gdy jak na razie ona traktowała ich znajomość jako coś zwyczajnego.
Przysłuchiwała się wymianie zdań matek, jednak nie chciała jak na razie w niej uczestniczyć albo uczestniczyć w ogóle. Doskonale wiedziała, co słowa jej matki miały na celu, bo jak mało kto, umiała wyczuć, gdy lady Carrow kusiła się o przemycanie aluzji w swoich wypowiedziach. Tak było i tym razem, kiedy po raz kolejny zamanifestowała swój sprzeciw wobec wykonywanej przez córkę pracy i tym razem umiejętność doszukiwania się drugiego dna nie była jej wcale potrzebna. O ile starsza lady popierała zajmowanie się aetonanami w granicach rozsądku, tak nie mogła przyzwyczaić się do tego, że praca z końmi stała się nieodłącznym elementem każdego dnia Aurelii, czy nawet częścią niej, bez czego nie wyobrażała sobie życia. Nigdy jednak nie przepadała za typowymi zajęciami dam, choć potrafiła pięknie tańczyć, grać na fortepianie i – jak mało która dama – tworzyć piękne kompozycje kwiatowe. Zamiast tego nienawidziła chodzić po nowe suknie, czy pantofelki ani do salonów piękności, które swoją odpychającą słodyczą zawsze wprawiały ją w ogromny dyskomfort. Od pewnego czasu matka zaniechała wyciągania jej na siłę w te miejsca – chociaż zrobiła to pewnie tylko po to, by nie oglądać naburmuszonej miny swojej córki – i prosiła zarówno krawcową, jak i kosmetyczki do posiadłości. Wtedy była w stanie nawet pokazać, że wszystkie te zabiegi sprawiają jej przyjemność i przede wszystkim prywatność, kiedy oddawała się im w swoich własnych komnatach a nie miejscu dostępnym dla nieproszonych par oczu.
Wiedziała również, że matka oczekiwała poparcia ze strony lady Black albo najlepiej ze strony Alpharda, które – na szczęście – nie nadeszło, a pociągnęło za sobą zbiorcze wytykanie błędów swoich latorośli. Gdy lord skusił się na zwrócenie uwagi swojej matce, szlachcianka uśmiechnęła się pod nosem, szybko zakrywając rozweselony uśmiech filiżanką pod pozorem upicia herbaty.
- Och – westchnęła, spoglądając w głąb filiżanki, jakby na jej dnie odnalazła największą tajemnicę tego świata – w każdej pracy można odnaleźć odrobinę przyjemności – uśmiechnęła się znowu, śpiewnym głosem kontynuując – i z pewnością każda praca niesie za sobą dużą odpowiedzialność. Matki na swój sposób też wykonują ciężką, ale satysfakcjonującą pracę, jaką jest wychowywanie i dbanie o nasze dobro. – Uznała, że przymilenie się podobnym argumentem zakończy na dzień dzisiejszy wszelkie nieprzyjemne dysputy, które w pewnym stopniu uderzały zarówno w nią, jak i w Alpharda, i skusiła się nawet na posłanie mu porozumiewawczego, pokrzepiającego spojrzenia. W końcu przechodzili przez to razem.
Nie doczekała jednak do dalszej części dyskusji, kiedy poczuła ogarniającą ją dziwną słabość; pobladła w momencie i choć naturalne miała bardzo jasną cerę, teraz wyglądała jak zjawa. Ściągając na siebie przerażone spojrzenie matki wiedziała, że musi zareagować, by nie zepsuć do końca dzisiejszego spotkania.
- Matko, za twoim pozwoleniem – posłała lady Carrow wymowne spojrzenie, a potem pożegnała się odpowiednio z gośćmi. Wtem udała się do swoich komnat pod okiem skrzatki.

zt (oboje?)


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Krużganki zamku [odnośnik]27.03.19 0:42
25.10

Isabelle wróciła z Francji i czuła się obco we własnym domu. Kiedyś uwielbiała swój zamek, pomimo tego, że niektórzy szlachcice uważali go za ponury. Po pobycie w rezydencji Nottów musiała jednak przyznać im rację. Sandal Castle naprawdę był przygnębiający...ale od pewnego czasu smuciło ją każde miejsce, które przypominało jej o nieobecności Percivala. Nie wiedziała, jak może się z nim skontaktować i kiedy go zobaczy. Pobyt w rodzinnej posiadłości boleśnie przypominał jej, że jest wdową. Że w świetle prawa jej mąż nie żyje. Czy skończy jak własna ciotka - zgorzkniała, złośliwa, wychowująca bękarta Percy'ego i cudze dzieci? Nie miała nawet siostry, nikogo bliskiego. Ciotka podobno wprowadziła się tutaj, bo naprawdę kochała jej matkę...i na swój szorstki sposób kochała również siostrzenicę. Isabelle nie była tak blisko z nikim z kuzynów. Miała tylko dziecko, rozwijające się w jej łonie.

Dużo spacerowała, usiłując zabić nudę. Nogi ścierpły jej od siedzenia, więc oparła się o kolumnę i przeglądała broszurę o chorobach genetycznych. Wiedziała już wszystko o klątwie Ondyny, ale co noc lękała się o zdrowie swojego dziecka. Co, jeśli urodzi się obciążony jedną z licznych przypadłości, nękających szlachetne rodziny? W linii Isabelle przewijały się nie tylko problemy z oddychaniem. Ciotka była garbata, jej chorobę zdiagnozowano za późno. Belle nie miała odwagi pytać Percivala o choroby w jego rodzinie. Może wiedza z zakresu medycyny i anatomii pozwoli jej lepiej zajmować się dzieckiem.

Szlachciankę wyminęła jedna z pokojówek, dziwnie blada. Isabelle przelotnie podniosła wzrok i z przykrością uświadomiła sobie, że nie zna tej dziewczyny. Kiedyś znała imiona wszystkich służących, z większością była w przyjaznych stosunkach. Panna Carrow była zamknięta w sobie, ale do wszystkich odnosiła się z grzecznością - nawet do obsługi własnego zamku. Dało się ją lubić.
Wdowa Carrow była bardziej drażliwa i poczuła się dziwnie zirytowana faktem, że służąca nie powiedziała jej "dzień dobry". Już miała ją upomnieć, ale pokojówka nagle zatrzymała się i zachwiała. Spróbowała oprzeć się o kolumnę, ale ciężko upadła na ziemię.

Isabelle wypuściła książeczkę z ręki i - na tyle szybko, na ile pozwalał jej na to ciążowy brzuch- znalazła się przy nieprzytomnej. Uklękła przy służącej i wzięła ją za rękę by sprawdzić puls.
-Słyszysz mnie? - spytała odruchowo, a potem rozpięła ciasno opięty, ciemny fartuch pokojówki. I cofnęła ręce jak oparzona. Na białej spódnicy widać było, że dziewczyna krwawi z dróg rodnych, obficie. Isabelle wstała i cofnęła się aż pod ścianę, bo ten widok potęgował w niej lęk i niepokój o własne dziecko. Odruchowo ułożyła dłoń na brzuchu, aby upewnić się, że jej samej nic nie jest.
-POMOCY! - służba zaczęła się zbiegać, nieprzytomną zabrano do gabinetu ojca. On pomoże, zawsze pomagał.
Isabelle stała chwilę w bezruchu, a potem wzięła kilka głębokich oddechów. Była przestraszona, ale na szczęście mogła oddychać normalnie. Sytuacja nie zestresowała jej na tyle, by dała o sobie znać klątwa Ondyny. Czy po zdradzie Percivala cokolwiek mogło ją jeszcze zestresować?

Poszła umyć ręce i nieco ochłonąć, niegotowa od razu stawić czoła całej sytuacji. Potem weszła do gabinetu ojca. Wiedziała, że może się mu przydać i że takie przypadki nie wymagają pukania.
-Nie powinno cię tu być. Ale podaj mi eliksir wzmacniający i eliksir oczyszczający z toksyn. - rzucił szorstko. Isabelle zauważyła, że ustabilizował już stan pokojówki magią leczniczą. Dziewczyna leżała na stole, oddychając regularnie. Była słaba, ale przytomna. Krwawienie ustało.
Isabelle znalazła odpowiednie eliksiry, a ojciec poinstruował ją, jakie dawki odmierzyć. Obserwowała, jak podaje je służącej. Gdy uznał swoją pracę za zakończoną, polecił służbie delikatnie wynieść kobietę do łóżka. Biurko nie było odpowiednim miejscem na dochodzenie do siebie, a poza tym potrzebował swojego gabinetu.
Isabelle spojrzała na niego pytająco.
-Eliksir Rue, wypity nieco zbyt późno. Była w drugiej połowie trzeciego miesiąca, pewnie jakiś medyk idiota powiedział jej, że nie powinno pić się go od czwartego. W teorii tak, ale w praktyce była przemęczona i osłabiona, a krwotok okazał się zbyt obfity. Mogła się wykrwawić, dobrze, że od razu wezwałaś pomoc. - wyjaśnił Carrow, rozumiejąc ciekawość córki. Zawsze była zainteresowana przypadkami medycznymi. Traktowała je jak przypadki do rozwiązania.
Isabelle skrzywiła się nieco na wzmiankę o eliksirze aborcyjnym. Dlaczego ktoś chciał pozbyć się własnego dziecka? Sama też została w beznadziejnej sytuacji, bez męża i honoru, ale kochała już swojego maluszka...jedyny ślad po Percym w jej życiu.
-Nie powinnaś na to patrzeć. A ona być w pracy w takim stanie. Odprawisz ją, gdy tylko dojdzie do siebie. - zadecydował szorstko ojciec.
-Ja? - wyrwało się bezradnie Isabelle. Nigdy nikogo nie zwalniała, takimi sprawami lubiła zajmować się ciotka.
-Ty, masz teraz obowiązki wobec TEJ rodziny. - przypomniał jej chłodno ojciec. Jego mina wskazywała, że Belle powinna oddalić się teraz z gabinetu. Zacisnęła usta i szybko udała się do swoich komnat. Dlaczego miała wrażenie, że ojciec obwiniał ją o całą sytuację z Percivalem?
To ona obwiniała jego, nestora, ich wszystkich. To ona była tu ofiarą.

Korciło ją, by wypytać służbę o przyczyny rozpaczy tamtej pokojówki. Musiała mieć jakiś powód by wypić Rue tak późno. Jako kobieta, Belle wiedziała, że to przejaw bezradności, wołanie o pomoc. Gdyby po prostu nie chciała mieć dziecka, wypiłaby miksturę od razu po rozpoznaniu ciąży, pewnie w drugim miesiącu. Odprawienie z pracy na pewno jej nie pomoże, tylko pogorszy jej sytuację.
Ojciec jednak podjął decyzję, a ona nie miała odwagi się jej przeciwstawić ani ochoty bronić kogoś, kto był tylko arogancką służącą. Służącą, która oddała się komuś, kto nie był jej mężem. Czy Percival miał teraz styczność...i wolność do zaznajamiania się z takimi kobietami?

Kilka dni później spotkała się z Susanne, nieszczęsną pokojówką. Była jeszcze blada, ale trzymała się na nogach. Mogła odejść o własnych siłach, znaleźć inną pracę, w której jej reputacja nie będzie takim problemem. Może zdoła zataić fakt, że była w ciąży, że była na tyle lekkomyślna aby wywołać poronienie w domu własnego pracodawcy.
-Lady Carrow, błagam... Nie miałam wyboru, musiałam zażyć eliksir żeby zachować pracę... - jeszcze zanim Isabelle zdążyła się odezwać, pokojówka zalała ją potokiem słów, najwyraźniej świadoma rychłego zwolnienia.
Zły początek.
"Lady Carrow" podziałało na Belle jak płachta na byka. Chciała być wszędzie, byle nie tu. Chciała być lady Nott.
-Nie odzywaj się niepytana! - wybuchnęła. Umilkła na chwilę, zaskoczona własnym wybuchem...i tym, że wyraz lęku na twarzy dziewczyny sprawił jej dziwną satysfakcję.
-Zbrukałaś swoją reputację i nasz dom. Wywołałaś poronienie w tym zamku, w trakcie swoich obowiązków w pracy. Mogłaś narazić nas na wstyd przy gościach, a mnie na szok i niebezpieczeństwo dla zdrowia i dziecka. To, że nie chcesz być matką, nie daje ci prawa by kłopotać inne matki. - wycedziła, tak jakby poronienie Susanne personalnie obraziło ją i resztę rodziny.
-Mój ojciec udzielił ci pomocy i szczodrze pozwolił tu zostać dopóki nie wydobrzejesz. Wydobrzałaś, więc idź spakować swoje rzeczy. Do wieczora znikniesz z zamku i jeśli chcesz jeszcze znaleźć jakąś pracę dla szanujących się dam - wygięła usta z pogardą, zastanawiając się, czy dziewczyna nie trafi do burdelu -To nie powiesz nikomu, co się tu wydarzyło.
W oczach Susanne zaszkliły się łzy. Szła na spotkanie z młodą lady Carrow z nadzieją, spodziewając się bezlitosnego traktowania od jej ojca lub ciotki. Słyszała, że to lady wezwała do niej pomoc i że jest dobrą i miłą osobą. Miała nadzieję zmiękczyć jej serce swoją historią, ale nie dostała nawet szansy na to, by dojść do głosu.
-Proszę... - pisnęła bezradnie, ale Isabelle posłała jej stalowe spojrzenie.
-Żegnam. - powiedziała zimno, z naciskiem. W milczeniu obserwowała jak Susanne spuszcza głowę i wychodzi, cicho zamykając za sobą drzwi.
Dopiero, gdy minęło kilka minut, oparła głowę na dłoniach i pozwoliła sobie na łzy.

Lord Carrow zadbał o to, by negatywne referencje o Susanne trafiły do wszystkich szlachetnych rodów. Nie podał detali, ponieważ cała sytuacja godziła też w Carrowów, ale dziewczyna nie znajdzie już pracy jako służąca.

Isabelle obudziła się tej nocy z koszmaru, w którym widziała trupa dziewczyny, wiszącego na gałęzi w pobliskim lesie. To tylko sen, powtórzyła do siebie. Susanne wciąż miała szansę na poprawę swojego losu, wciąż powinna mieć w sobie wolę życia. Isabelle postanowiła już o niej nie myśleć i zapadła w kolejny niespokojny sen, w którym zamaskowani ludzie ścigali ją i Percivala wśród rozbłysków zielonego światła.
Isabelle Carrow
Isabelle Carrow
Zawód : Alchemiczka, szlachcianka
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
Stal hartuje się w ogniu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 xyz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7146-isabelle-carrow https://www.morsmordre.net/t7207-listy-isabelle https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t7206-skrytka-bankowa-nr-1757 https://www.morsmordre.net/t7256-isabelle-carrow#195434

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Krużganki zamku
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach