Wydarzenia


Ekipa forum
28 VII 1947
AutorWiadomość
28 VII 1947 [odnośnik]31.01.18 23:19
Dorosłość smakowała jak porter Starego Sue przemieszany z tytoniem czarodziejskich papierosów, po które Caley, w geście typowym dla zbuntowanej nastolatki, sięgnęła tuż po śniadaniu. Dwudziesty ósmy lipca oznaczał dla niej pełnoletność i bardzo chciała, by oznaczał także wolność, dlatego od rana robiła wszystko, by ten dzień różnił się od innych najbardziej, jak tylko mógł. Oczywiście, że czekała ich rodzinna kolacja, lecz nie wszyscy by się na niej pojawili, bowiem ojciec i najstarsi bracia wyprawili się kilka tygodni temu na południe, dziewczyna nie miała więc co liczyć na ich obecność przy stole, choć wszyscy postarali się dosłać jej prezenty na czas. Błyskotki przyciągające wzrok, lektury nie do końca odpowiednie dla siedemnastoletniej panny – była im wdzięczna tym bardziej, że ich nieobecność dawała jej powód do urwania się wieczorem z domu. Nie wyobrażała sobie, że miałaby spędzić go z samą tylko matką. Potrzebowała wolności, chciała poczuć w żyłach uczucie podniecenia, a w dłoni wibrującą od zaklęć różdżkę; mogła już czarować legalnie i zamierzała zrobić pożytek ze swojej mocy. Istniała jedna osoba, która mogłaby jej w tym pomóc i uczynić dzień urodzin wyjątkowym wspomnieniem na długie, długie lata.
Calhoun dopiero co zaciągnął się na jakiejś norweskiej łajbie, lecz jakimś cudem zacumował akurat w londyńskim porcie, a na samą myśl ich wspólnego szaleństwa Caley błyszczały oczy. Jeśli miała dowiedzieć się, jak naprawdę smakuje dorosłość, to tylko z nim. W dzień opróżniła tylko jedną butelkę porteru, bowiem piwo było mocne i nie chciała wprawiać się w stan upojenia zanim w ogóle spotka się z bratem, który na pewno miał jej do zaoferowania coś o wiele lepszego, niż trunek, który trzymała w ręku rozrabiając we własnym pokoju. W poszukiwaniu odpowiedniej kreacji na wieczór wypaliła kilka papierosów, a zajęta obserwowaniem przybieranych przez dym kształtów, nie zorientowała się nawet, że zmarnowała pół dnia. W końcu zdecydowała się na suknię w odcieniach granatu i czerwieni oraz karmazynową marynarkę z głębokim dekoltem, przewiązaną grubym paskiem. Nie chciała wyglądać elegancko, nie wybierała się przecież na Sabat, jak jakaś szlachcianka. Nie, jej debiut miał potoczyć się zupełnie inaczej, dlatego w pierwszej kolejności postawiła na wygodę. Włosy pozostawiła rozpuszczone, związując tylko jeden, cienki warkoczyk z boku głowy. Gdy spojrzała na siebie w lustrze, uśmiechnęła się lekko – wyrzeczenia kilku poprzednich miesięcy opłaciły się, a do szkoły miała wrócić odmieniona i pożegnana z kilkoma zbędnymi kilogramami. Tęskniła za swoimi ulubionymi babeczkami cytrynowymi, a jednak gdy przeciskała się przez niewielkie okno sutereny podziękowała w duchu, że nie złamała diety i teraz nawet jej biodra dały radę znaleźć się po drugiej stronie.
Zmierzchało, gdy ruszyła w stronę portu, po drodze mijając wracających z pracy sąsiadów; dla Caley zabawa dopiero się rozpoczynała. Miała ochotę gwizdać pod nosem, lecz jeszcze przez kilkadziesiąt metrów wolała nie kusić losu – co prawda krzyki matki nie rozległy się jeszcze, co znaczyło, że Barbara nie zorientowała się, że córka opuściła dom, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Różdżka spoczywała w jednej kieszeni, a pełna sakiewka w drugiej. Nic więcej nie było jej teraz potrzebne.
Zauważyła go, gdy jakaś znajoma z widzenia wywłoka pochylała się w jego stronę, próbując namówić do wspólnego spędzenia wieczoru. Czy to u niej spędził poprzednią noc? Zamiast zaciskać usta i marszczyć brwi, Goyle wykorzystała swój znakomity humor i podchodząc do parki, posłużyła się żarcikiem.
- Innym razem, min kjære, dzisiejsza noc nie będzie stałą pod znakiem zawiedzionych oczekiwań – spoglądała na kobietę, jednocześnie chwytając brata pod ramię. Odciągnęła go zgrabnie i sprawnie, a znajoma mogła już tylko za nimi spoglądać – Mam nadzieję, że masz w sakiewce więcej, niż zamierzałeś wydać na nią – prychnęła żartobliwie, lecz wciąż nie przestawała się uśmiechać, gdy spojrzała wreszcie w zielone oczy swojego najlepszego urodzinowego prezentu.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 0:11
To nie podlegało żadnej wątpliwości. Od kilku miesięcy starał się o wyjątkowy przydział na pokład Hvalrossa, który miał przybić do wybrzeży angielskich wraz z końcem sierpnia. W trakcie trwania rejsu mieli przybić jeszcze pod Francję, jednak sztorm przeszkodził im w tym powodując odbicie na wody północne i tylko jedna osoba na całym statku cieszyła się z tego powodu. Być może Aegir nie był, aż tak mściwy jak mówili. Calhoun musiał pamiętać, żeby wypić na jego cześć, gdy tylko znajdzie się na stałym lądzie i złapie pierwszą lepszą butelkę porządnego alkoholu, by opróżnić ją w imię starożytnego bóstwa. Jeśli miałby się spóźnić choćby godzinę, wywołałby bunt na okręcie i przejąć dowodzenie, byle tylko znaleźć się na czas. Za nic nie przepuściłby tego ważnego dnia - dnia, w którym jego siostra osiągała pełnoletność. Nie widział jej już kilka długich miesięcy i samo przypomnienie o wspólnie spędzonych chwilach napędzało go do dalszej pracy. Być może czułby zmęczenie i znużenie po nieprzespanych nocach, lecz to wciąż trzymało go w napięciu i radosnym oczekiwaniu. Z tego co pisała Caley, ojciec i starsi z braci udali się w jakiś dłuższy rejs i być może Cal mijał ich na horyzoncie, nie wiedząc, że wiele mil od niego podobną pracę wykonywali jego krewni. Ta wiadomość sprawiła, że powrót miał okazać się jeszcze milszy. Trzymanie się z daleka od karcących i oceniających spojrzeń nie sprawiało mu trudności, ale nie po niej teraz wrócił i chciał oddać cały swój wolny czas właśnie siostrze. Która na niego w stu procentach zasługiwała. Gdy tylko udało mu się wyswobodzić z obowiązującej edukacji w Durmstrangu, opuścił znajome mury i poszedł od razu do portu, by szukać pracy. Nie zamierzał czekać, choć nie miało to przypaść do gustu rodzinie. Zapewne oczekiwali, że tak jak Cadan i Caelan da sobie nałożyć kaganiec i zacznie szczekać według ich woli. Małżeństwo nie było dla niego, podobnie jak przebywanie w okolicy innego Goyle'a. Chciał uciec za horyzont i poznawać na własną rękę nowe wody, nieznane, białe miejsca na mapie, odszukać prawdziwego norweskiego ducha, o którym tyle słyszał. Ojciec uwielbiał rozczulać się nad opowieściami o chwale ich przodków, lecz sam nie zrobił niczego, by ukazać synom czym naprawdę potrafili być ci, dzięki którym istnieli. Porty, do których przybijali; pieśni, które śpiewali; norweskie kobiety, które posiadali. Calhoun chciał dostrzec inność w tworzeniu statków na Północy i móc w nocy na pełnym morzu podziwiać mknące przez niebo zorze polarne. Doznał tego wszystkiego - równocześnie obowiązek przekazania tego Caley był podstawą relacji, którą sobie stworzyli.
Zanim jeszcze Hvalross porządnie zadokował, Cal przeskoczył przez burtę i, nie zamierzając nawet słuchać rozkazów, pobiegł w stronę rodzinnego domu. Czuł jak szeroki uśmiech na jego twarzy wzrastał, gdy przewijał się między znajomymi uliczkami i napotykał te same zaułki. Każde wybrzuszenie w kocich łbach bruku witał jak dawnych przyjaciół, chociaż nie one były jego celem. Gdy zza zakrętu wynurzył się budynek, którego od zawsze nienawidził, poczuł ulgę. Bo mimo że nie cierpiał rodowej kamienicy to jednak to, co w sobie posiadała było bliskiego jego sercu. W jego głowie szalało tak wiele myśli, które rzucały mu tysiące pomysłów na to, jak odpowiednio przywitać się z Caley. Nawet o tym nie wiedząc, skierował się w kierunku wschodniej ściany, gdzie znajdował się pokój siostry. Nie wszedł jednak do domu, wpatrując w okno, za którym przewinęła się jasna czupryna dziewczyny. Serce niemal podskoczyło mu do gardła, a z ust o mało nie wydobył się krzyk. Coś go przed tym powstrzymało. Jego spojrzenie powędrowało na dłonie, które nie zawierały żadnego prezentu, chociaż wiedział, że opowieści o tym, co widział i przeżył miały być o wiele bardziej zajmujące dla niej niż jakakolwiek pamiątka materialna. W duchu jednak czuł, że pojawienie się przed nią bez żadnego dowodu na upamiętnienie tego ważnego dnia było niekompletne. I chociaż było to trudne, zniknął między uliczkami spomiędzy których wyszedł, by dać ponieść się instynktowi.
Nie zauważył nawet, że słońce już zachodziło za horyzontem, a noc na lądzie była tak samo bezsenna jak każda poprzednia na wodzie. Wiedział, że to był ten dzień. Wiadomość, którą jej wysłał z publicznej poczty zaznaczała dokładnie gdzie i o której godzinie mieli się spotkać. Jak to w każdych dokach bywało również i jemu trafiła się dziwka szukająca pracy. On jednak wciąż usilnie wypatrywał znajomej, pucołowatej nieco twarzyczki swojej lita jente. Już miał odwarknąć coś wulgarnego natrętnej ulicznicy, gdy usłyszał obok siebie głos, o którym marzył już długi czas. Chciał jej coś odpowiedzieć, ale cały świat przestał istnieć, gdy jego spojrzenie trafiło na szczupłą blondynkę o twarzy jego siostry. Nie zdołał nic powiedzieć jak został odciągnięty na bok, ale zupełnie zignorował prychnięcie siostry i jej wypomnienie o pojemności sakiewki, bo wyrwał się z jej panowania i złapał ją w talii, by podnieść i mocno przytulić. Zaraz też nieco zaburzył jej idealną fryzurę, całując ją raz po raz w ucho i nacieszyć znanym sobie zapachem. Jego uścisk przez dłuższy czas był tak mocny, że ciężko byłoby się wyrwać, lecz w końcu postawił dziewczynę z powrotem na ziemię. - Już nie jesteś taka ciężka - odparł, nie przestając się śmiać i całując ją w czubek jasnowłosej głowy.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 0:58
Nawet przez myśl jej nie przeszło, by spróbować się wyrwać, łaknęła tej bliskości tak samo, jak on, gdy więc jej stopy oderwały się od chodnika, sama natychmiast wyciągnęła ramiona, by mocno wtulić się w brata. W przeciwieństwie do niej, nie zmienił się tak bardzo i wciąż miała do czynienia z wysoką, szczupłą sylwetką i tym samym zapachem oraz głosem, które rozpoznałaby wszędzie. Jego ogorzała twarz była doskonałym świadectwem dalekich podróży i zmagań z żywiołem, jakich niewątpliwie doświadczył podczas miesięcy spędzonych na morzu. Wszystko inne było tak znajome, że poczuła się bardziej jak w domu, niż chwilę temu, gdy przebywała w rzeczywistych czterech ścianach rodzinnej kamiennicy. Dała się ucałować w odstające ucho i nie protestowała, gdy kilka włosów wyszło jej przez to z misternie splecionego warkoczyka. W końcu to nie dla siebie plotła go przed wyjściem w noc.
Za to dla siebie postanowiła pracować nad sobą, w efekcie czego wyglądała dziś naprawdę dobrze, a własny brat nie dowierzał, jak lekka była. Dieta i ćwiczenia zrobiły swoje, a Caley nabrała wreszcie kobiecych kształtów i z tego powodu mogła zadzierać głowę jeszcze wyżej. W szkole i tak miała już ugruntowaną pozycję, bez względu na to, czy nosiła mundurek o rozmiar większy od koleżanek, czy też nie. Wszelkie znaki na niebie i ziemi, a zwłaszcza stosunki z ojcem mogłyby wepchnąć ją w ramiona zaburzeń odżywiania, jednak panna Goyle zachowała silną wolę oraz jasny umysł i podeszła do sprawy racjonalnie. Schudła, owszem, ale nie nabyła przez to nowych obsesji.
- Ale za to już chyba zawsze będę musiała wspinać się na place, żeby cię pocałować – odpowiedziała ze śmiechem i zrobiła dokładnie to, co zapowiedziała. Przyciągnęła go lekko, bo przecież nie mogła wykonać całej roboty sama, a później złożyła na jego policzku wylewne powitanie.
Żadne z nich nie musiało mówić, że tęskniło, bo pewne rzeczy potrafili wyczuć i nie musieli wcale o nich rozmawiać. Nie padło więc ani słowo na ten temat, a mimo to Caley wiedziała, że brat cieszy się na jej widok tak samo, a może nawet bardziej, jak ona na jego i z porównywalnym podnieceniem oczekuje dzisiejszego wieczoru. Od wyobrażeń tego, gdzie się udadzą i co zrobią aż szumiało jej w głowie. Miała przy sobie Calhouna, miała różdżkę i sakiewkę, więc w tej chwili dzielnica portowa, a może nawet cały Londyn należał tylko i wyłącznie do nich.
- Jesteś najlepszym urodzinowym prezentem, ale powiedz, że przywiozłeś mi choć małą muszelkę – ton niewiniątka idealnie pasował do miny, jaką w jego stronę posyłała. Uwielbiała droczyć się w ten sposób i wykorzystywać swoją pozycję młodszej siostry, dla której starszy brat zrobi wszystko – Albo większą perłę – błysnęła zębami, gdy szczerzyła się w jego kierunku, ponownie łapiąc go pod ramię.
Nie wyobrażała sobie iść obok niego tak po prostu; póki co niemalże się w niego wczepiała, jakby za chwilę brat miał powiedzieć jej, że spotkali się tylko na chwilę i właściwie to musi już wracać do nowej załogi. O nie, Goyle urządziłaby im piekło, gdyby śmieli odebrać jej brata w tak ważny dla niej dzień.
Wolną ręką poprawiła blond loki, a później wzrokiem pełnym nadziei i psoty spojrzała na Calhouna.
- Przypomnij mi, jak ty spędziłeś dzień swoich siedemnastych urodzin? Ze szczegółami, proszę – wedle prawa mogła już czarować do woli i pić większość trunków, a gdyby jej ojciec szanował wszystkie tradycje przodków, pozwoliłby jej wybrać sobie męża lub choćby udać się z nim na wyprawę, jednak na to nie miała co liczyć. Chciała więc odświeżyć sobie pamięć odnośnie siedemnastych urodzin brata, którego mogłaby później pomęczyć o podobne atrakcje.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 9:34
Nawet jeśliby chciała się wyrwać, nie byłaby w stanie. Czuł całym sobą ulgę, że trzymał w ramionach ukochaną siostrę, do której zawsze chciał wracać. Zresztą gdyby nie ona, nawet przez myśl by mu nie przeszło, by pojawić się w Londynie. Co innego tak naprawdę mogło go tu trzymać? Raczej nie matka siedząca całymi godzinami w pracowni; ojciec, którego nie znosił; bracia, od których się odciął. Została mu jedynie ona i właśnie jej zamierzał poświęcić czas swojego kilkudniowego pobytu na znanych sobie brzegach. Wiedział zresztą, że zdawała sobie świetnie sprawę z tego, że to wszystko było specjalnie dla niej. Nikt nie mógł sobie rościć prawa do przebywania z nim i nawet kapitan nie był w stanie w jakikolwiek sposób wpłynąć na młodego marynarza, by zachowywał się jak należy. Pomimo młodego wieku Calhoun potrafił rozstawiać wszystkich po kątach, a niesubordynacja i jej konsekwencje nie robiły na nim wrażenia. Nic dziwnego, że raz po raz zmieniał załogę i statek, chociaż niedługo miało się to drastycznie zmienić. Nie wybiegał jednak myślami w przyszłość, skupiając się na tu i teraz. Zaczynające rysować się wyraźnie kości policzkowe na twarzy Caley zaczynały upodabniać ją do jego samego, chociaż zanim jeszcze schudła było widać uderzające podobieństwo dwójki najmłodszego z rodzeństwa. Widział jednak że i jej pasowało aktualne ciało oraz sylwetka, dlatego nie zamierzał się na tym skupiać. Wiedział, że jego siostra nigdy nie była maniaczką na punkcie swojego wyglądu, chociaż lubiła wyglądać dobrze. Dla niego zawsze wyglądała dobrze. Teraz na pewno przyciągała spojrzenia nie tylko jego, ale również i każdego spotkanego mężczyzny - kobiety zerkały na nią karcącą dostrzegając głęboki dekolt, lecz Goyle w ogóle to nie interesowało. Pomógł jej i nachylił, by złożyła pocałunek na jego policzku, bo różnica we wzroście wciąż rosła. Cal uśmiechnął się delikatnie, czując dotyk siostrzanych warg na twarzy i na chwilę znów pozwolił sobie na czułość, stykając się swoim czołem z jej. Żadne z nich nie marnowało czasu na wylewne słowa świadczące o tym, że tęsknota wzrastała z każdym dniem rozłąki. Nie musieli sobie udowadniać tego, że nie lubili się rozstawać. Każde czuło podobne, szybsze bicie serca na swój widok i nie można było oddać tego słowami. Czuli to wzajemnie, a jakieś umysłowe połączenie między nimi sprawiało, że trzymanie się od siebie z dala, jedynie wzmacniało tę więź. Ten dzień jednak miał być wyjątkowy i przełomowy, bo magia, której nauczyła się Caley przez całe siedemnastoletnie życie, mogła być w końcu legalnie użyta bez konsekwencji dla niej. A on wiedział jak sprawić, żeby wprawić jej różdżkę w drżenie mocą. Słysząc jej słowa o prezencie, uśmiechnął się jedynie i pobujał nią delikatnie, mając dłonie na jej biodrach.
- Nie dostaniesz żadnej perły. Ani muszli, która mogłaby ci zastąpić brata - odparł z pewnym udawanym przekąsem i dał się poprowadzić dalej. Gdy ona nie mogła się od niego oderwać, Cal objął ją ramieniem w dość nonszalancki sposób, opierając na niej całą lewą rękę. Oczywiście że miał dla niej prezent i to zdecydowanie lepszy niż jakikolwiek inny który dostała. Nie musiał ich widzieć, by wiedzieć, że tak właśnie będzie. Lecz przedstawienie miało się odbyć dopiero za jakiś czas. Póki co mieli się skupić na sobie samych, a nie materialnych podarunkach. Czuł jak jej dłonie niemal wczepiają mu się w skórę, jednak nic nie powiedział. Cieszyło go to, a nawet jeśli nieco bolesny, ów dotyk sprawiał mu dużo przyjemności. Gdy zagadnęła go o jego siedemnaste urodziny, parsknął śmiechem. - Byłem tak pijany, że po godzinie picia nie wiedziałem, gdzie byłem - odparł, nie wstydząc się żadnego ze słów, a jedynie prowadząc ich we właściwym kierunki. Nie przerywał krótkiej opowieści. - Ale chyba nieźle się bawiłem, bo rano obudziłem się pod drzwiami domu z podbitym okiem i paroma łykami rumu w butelce. I właśnie w takim stanie wgramoliłem ci się do łóżka - zakończył, zatrzymując się na ulicy i wyciągając różdżkę przed siebie. Nie minęła chwila, a mogli zobaczyć i usłyszeć nadciągającego Błędnego Rycerza w całej swojej okazałości. Stary bileter spojrzał na nich i uniósł brwi, jednak nic nie powiedział tylko kazał wchodzić, wcześniej sprzedając dwa, śmierdzące bilety. Calhoun pociągnął Caley do środka, rzucając jedynie mężczyźnie cel podróży w taki sposób, by siostra go nie dosłyszała. - Wtedy miałaś zdecydowanie więcej ciałka, do którego można było się przytulić - rzucił, opadając zaraz obok niej na siedzenie i zjeżdżając na nim nieco w dół. Dopiero wtedy oparł głowę o ramię blondynki, wpatrując się w obicie fotela przed nim. - A ty jak dziś spędzałaś dzień? - spytał, wiedząc, że musiał ją wypytać o wszystko, co działo się u niej podczas jego nieobecności. Musiał.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 11:01
Każdy, kto urodził się Goylem, bez względu na posiadaną płeć, musiał osiągnąć w swoim życiu moment, w którym przestawał dbać o swoją samoocenę, bowiem poziom pewności siebie sięgał wyżyn, niekiedy zamieniając się w nonszalancję, czy wręcz arogancję. Również Caley znała swoją wartość, a ego, karmione historiami o wspaniałych przodkach, pozbawiło ją jakiegokolwiek poczucia winy odnośnie swojej postawy czy zachowania. Wiedziała doskonale, że Calhoun przybył tu tylko dla niej i schlebiało jej to niezmiernie, a jednocześnie nie wyobrażała sobie, by brat miał postąpić inaczej. Czyż nie łączyła ich ta szczególna więź, o jaką drżał jej ojciec, z miesiąca na miesiąc uzmysławiając sobie, że najmłodsza latorośl robi się naprawdę podobna do tej trzeciej w kolejności, nie tylko pod względem fizycznym? Blondynka nie zdawała sobie sprawy, jak wielki wpływ miał na nią brat, bo oczywiście w swojej głowie wszystko to umniejszała, lecz gdyby spojrzała na sprawę z dystansu, być może nawet uśmiechnęłaby się pod nosem. Na razie jednak wydawało jej się, że to ona dzierży władzę w swoich dłoniach, już nie tak pulchnych, jak choćby rok temu.
Cokolwiek miało być atrakcją wieczoru, schodziło na drugi plan, gdyż Caley musiała się najpierw nacieszyć swoim bratem. Wiedziała, że prędzej czy później nadejdzie moment, w którym wypyta go o wszelkie przygody przeżyte w ciągu poprzednich miesięcy; być może będą wtedy leczyć ból głowy w jej sypialni lub kontemplować na plaży wschód słońca, lecz póki co obojgu należała się chwila bliskości tylko dla siebie. Dlatego nie zwracała uwagi na ludzi, którzy mogliby się im przyglądać – równie dobrze mogliby nie istnieć, stanowili tylko rozmazane tło, na którym jasno wyróżniał się dla niej Calhoun.
- Nie szukam zastępstwa, a pocieszenia na miesiące rozłąki – dodała jeszcze, pocierając pokrzepiająco jego przedramię, jakby chciała zapewnić go, że nic nie będzie w stanie go jej zastąpić. Ale przecież doskonale o tym wiedział.
A ona wiedziała, że na pewno ma dla niej jakiś wyjątkowy prezent, lecz nie zamierzała więcej naciskać. Jeśli tak, niech będzie to niespodzianka, która na pewno na moment odbierze jej dech, gdy przyjdzie już ją podziwiać.
Wędrowali dalej, a jego opowieść wprawiała ją w coraz lepszy nastrój.
- To dlatego pościel tak mi cuchnęła – na moment przybrała zszokowany wyraz twarzy, lecz zaraz wróciła do droczenia się w najlepsze – A ja obwiniałam służące o nieprzygotowanie jej podczas przerwy wielkanocnej – cieszyła się, że traktowali się wzajemnie tak dobrze, że nie musieli właściwie hamować się z wypowiadaniem żadnego osądu, czy przywoływaniem wspomnień bez żadnego ich cenzurowania.
Miała co prawda dopiero siedemnaście lat, ale pochodziła z rodziny parającej się żeglarstwem, a obecność w porcie robiła swoje. Znała przekleństwa, o jakich w najgorszych koszmarach nie śniło się strażnikom moralności i starym dewotkom, lecz nie znaczyło to wcale, że ich używała. Zasłuchiwała się w krwawych i brutalnych opowieściach o przodkach, ale przecież sama nigdy nie dokonałaby takich masakrycznych rzeczy. Nie była delikatną panienką, miała swoje granice, lecz pewne rzeczy przychodziły jej naturalnie, jak słuchanie o okropieństwach i gra słowna w dwuznaczności.
Nigdy wcześniej nie podróżowała Błędnym Rycerzem, więc na widok trzypiętrowego autobusu uśmiechnęła się szeroko i natychmiast pociągnęła brata na najwyższe piętro, by tam zasiedli. Calhoun przyjął dwa bilety i zdradził cel podróży, którego jednak nie dosłyszała, a później usiadł obok niej i oparł głowę o jej ramię.
- Jeśli masz zamiar wymiotować, koniecznie odwróć najpierw głowę – rzuciła z przekąsem, klepiąc go dwa razy po udzie – Bo dzień spędziłam na wybieraniu kreacji na dzisiejszy wieczór, więc lepiej, żeby wytrzymała względnie nienaruszona – zażartowała; nie dbała o ciuchy nawet w połowie tak bardzo, jak właśnie ironizowała – Leniuchowałam w pościeli, podwędziłam ojcu porter z piwniczki i już go trochę posmakowałam – uśmiech rasowego, złośliwego chochlika pojawił się na jej twarzy – Czekałam na nasze spotkanie i wybierałam rzeczy, które koniecznie muszę zrobić jako pełnoletnia czarownica. Popisać się czarami, kupić whisky w pubie, złamać serce jakiemuś marynarzowi, nurkować ze skrzelozielem – odliczała na palcach jednej ręki, jednocześnie próbując utrzymać równowagę, co w pędzącym autobusie nie było wcale takie łatwe, nawet na siedząco – Coś jeszcze? O czym zapomniałam?




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 11:53
Nigdy nie ukrywali przed sobą ani przed innymi, że byli zgranym rodzeństwem. Daleko było im do ułożonych dzieciaków, które słuchały rodziców i spełniały wszystkie wymagania swoim zachowaniem. Już samo nazwisko zobowiązywało do bycia zdecydowanie innym niż większość rówieśników, którzy nic nie wiedzieli o świecie, który poznawał Calhoun, a dzięki niemu również i Caley. Jakiekolwiek rozmowy z pozbawionymi wewnętrznej butności ludźmi nie mogło sprawiać przyjemności czy dawać jakiejś ulgi - w końcu, który osiemnastolatek od razu po ukończeniu szkoły nawet nie zajrzał do rodzinnego domu, by pochwalić się świadectwem ukończenia edukacji. Cal wraz z gratulacjami od dyrektora, ruszył w dorosły świat i chociaż minęło zaledwie parę miesięcy, odkąd zajmował stanowisko na jednym ze statków na Północy, czuł, że rozstanie z siostrą wydłużało się do niebotycznych wręcz lat. Im rzadziej się spotykali, tym widać było, że czas wcale nie miał dla nich żadnego znaczenia. Gdyby Cadmon dostrzegł to wylewne powitanie i plany w głowach swoich potomków, zapewne starałby się z całej siły ich rozłączyć. Nigdy nie krył się ze swoją rosnącą niechęcią do najmłodszego syna, którego traktował zarówno jak szkodnika i zbędny balast, jednak równocześnie snuł plany co do jego przyszłości i nie przeszkadzało mu to, by szukać mu odpowiedniej żony, którą widziałby u boku Cala. Lub właściwiej jej wpływów, które z chęcią by wykorzystał. Calhoun jednak śmiał mu się w twarz, pokazując jak bardzo nie liczył się ze zdaniem rodzica. A obok stała Caley i obserwowała wszystkie te zagrywki, widząc zarówno burzę ojca jak i obojętność brata. Być może i on sam nie widział swojego wpływu na siostrę, mając przed sobą jedynie plan zburzenia jej zaufania do Cadmona. Ten cel przysłaniał mu wszystko inne, ale nawet jeśli, bycie górą leżało po jej stronie lub przynajmniej tak im się zdawało, nie był to dla niego żaden problem. W końcu zrobiłby dla niej wszystko, nie bacząc, że zadanie, które by mu powierzyła równałoby się z absurdem. Mogłoby mu to zająć nawet i całe życie, ale nie było rzeczy, której by dla niej nie zrobił. Wystarczyłoby, żeby coś szepnęła.
- Załatwię ci pocieszenie, byle tylko nie zastąpił mnie żaden fagas - rzucił, czując chwilę czułości, którym obdarowała go Caley w celu udobruchania. Wiedział, że była to tylko gra, jednak mówił szczerze i nie chciał, by ktoś inny stanął pomiędzy nimi. W końcu na pierwszym i jedynym miejscu w jego piramidzie wartości kobiecej stała właśnie ona. Nie krył się z tym i zapewniał ją o tym na każdym kroku, chociaż wiedziała o tym doskonale. Zaraz jednak znów się rozluźnił, słysząc jej słowa i zaśmiał się tak głośno, że kilka przechodniów obejrzało się za nim. - Ty mała okrutnico - rzucił, pstrykając ją lekko w ucho, na którym zatańczył przez chwilę wprawiony w ruch kolczyk. Wiedział, że niestraszne były jej opowieści o pijaństwie, rozpuście i bijatykach. W końcu nie raz i nie dwa widziała jego twarz lub efekty wspomnianych przyjemności. Zresztą nigdy nie trzymał się od nich z daleka, często samemu, dla własnej rozrywki, był ich prowodyrem.
Fakt, że Caley nigdy nie jechała Błędnym Rycerzem pozostawał mu dziwnie nieznany, jednak dostrzegł go, gdy cała podniecona zaczęła go szarpać za rękaw, by poszedł za nią na samą górę. Dokładnie tam skąd mogli znajdować się zdecydowanie ponad innymi, czyli gdzie było ich miejsce. Gdy tak wymieniała wszystkie rzeczy, Cal zamknął oczy, otworzył usta i udawał, że śpi, znużony długością wypowiedzi, którą go obdarzyła siostra. Dopiero jej plan złamania serca jakiemuś marynarzowi spowodował w nim jakąś reakcję. Podniósł na nią spojrzenie, nie odrywając policzka od jej ramienia i zmarszczył brwi, udając złego. - Przebiec nago przez magiczny port - dodał do listy rzeczy, które koniecznie musiała zrobić i zaraz się roześmiał, sięgając dłonią do jej twarzy i przysuwając do siebie, żeby zostawić na wystającej już kości policzkowej pocałunek. Podróż nie trwała zbyt długo, chociaż zatrzymywali się parę razy by przyjąć lub wyrzucić pasażerów.
Wszyscy lgnęli do wesołego miasteczka, które rozlokowali pracownicy dookoła swojej areny, spraszając turystów, mieszkańców tylko czarodziejskiego pochodzenia, którzy nie widzieli nic złego w spędzeniu niedzielnego popołudnia wśród kolorów i krzyków szczęśliwych dzieci. Zapach prażonych orzechów i waty cukrowej działał na nich jak magnes. Do tego strzelający popcorn, dziwnie przebrani ludzie w komicznym makijażu. Zaczarowane wesołe miasteczko stało przed nimi otworem. Calhoun wiedział, że znalezienie się na przedmieściach z Caley mogło być tylko i wyłącznie satysfakcjonujące. A jeszcze bardziej w odniesieniu do przekrzywionego, dość zdezelowanego napisu nad wejściem przy bramie głównej. Gotyckie litery świeciły się różnymi kolorami, bombardując nie tylko zmysł wzroku, ale po chwili przyglądania się można było pomyśleć, że dostawało się dość sporej migreny. Wszyscy przybywający byli witani przez klauna z szerokim uśmiechem z czerwonej pomadki na trupiej twarzy. Znajdował się dokładnie pod słowami Fabryka Szczęścia sprawi, że nawet rodzice nie będą chcieli wyjść! Klown trzymał w dłoni pęk balonów we wszystkich kolorach niczym olbrzymią kiść dojrzałych owoców. Był w workowatym jedwabnym kostiumie z wielkimi pomarańczowymi guzikami-pomponami. Pod szyją zwisała mu jasnoniebieska muszka, a na dłoniach miał olbrzymie białe rękawiczki. Sprzedawał bilety i wręczał każdemu dziecku upominek. Cal spojrzał na siostrę i pociągnął ją w stronę wejścia, nie puszczając ani na chwili jej dłoni.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 12:57
Ojciec dostawał białej gorączki na samą myśl o tym, co wyprawiał jego syn, a gdy dochodziło do tego jeszcze przywiązanie, jakim z niewiadomych dla niego powodów obdarzała go córka, Cadmon wychodził z siebie i stawał obok. Było coś satysfakcjonującego, gdy oglądała go w tym stanie, choć zawsze wtedy starała się zachowywać jak na dobrą córkę przystało i nie prowokowała go dalej. Po części rozumiała jednak, dlaczego Calhoun tak bardzo mu się stawiał i wiele dałaby, żeby to ona obchodziła ojca choć w połowie tak bardzo, jak najmłodszy syn. I być może Goyle senior rzucił kilka brzydkich obelg na jego temat, lecz wypowiadał je z taką pasją, z jaką nigdy nie wyrażał się o Caley, nawet gdy przynosiła do domu najlepsze stopnie i wyróżnienia.
Jednak zamartwianie się i rozmyślanie o ojcu było w dzień siedemnastych urodzin kompletnie niewskazane. Dziś miała uwolnić się od wpływu rodziców, choć na jedną noc, miała zagrać im na nosie i czuć z tego powodu wspaniale. Nie wyobrażała sobie ich min, które zastanie po powrocie i tym bardziej nie chciała analizować konsekwencji, które ją dosięgną. Liczyło się tylko tu i teraz.
- No cóż, w tym roku nie będzie cię już w szkole i chociaż nikt cię nie zastąpi to nie obiecuję, że żaden fagas nie będzie próbował - wiedziała, jaką strunę nacisnąć, by wydobyć z Calhouna melodię, która w równym stopniu jej schlebiała, co bawiła.
Pstryknięcie w ucho przywitała tylko perlistym śmiechem wtórując bratu i nie zważając na to, że ktokolwiek może zwracać na nich uwagę. Niech ich widzą, niech się przyglądają, niech zazdroszczą. Niech mają świadomość tego, jak dobrze może czuć się ze sobą dwoje ludzi. Goyle nie spotkała jeszcze rodzeństwa, które byłoby ze sobą zżyte w równym stopniu, co ona i Cal. Czuła się przez to jeszcze bardziej wyjątkowa i z radością podkreślała to, jak bardzo jest bratu oddana. Mogła żartować i prowokować go, lecz wiedziała doskonale, że nie spojrzy poważnie na żadnego chłopca, jeśli Calhounowi miałoby to sprawić przykrość. Sama była jeszcze na etapie ciekawości i kiełkującej dopiero zazdrości o wszelkie jego znajomości; bardziej interesowało ją co i jak, zasłuchiwała się w opowieściach o zdobywanych doświadczeniach, tylko podświadomie mieszając wszystkie koleżanki brata z błotem.
Pacnęła go w ramię, gdy udawał, że nudzi go jej wypowiedź. Udawała oburzoną tylko przez chwilę, bowiem słysząc jego propozycje aż zaświeciły jej się oczy.
Przebiec nago przez magiczny port.
Nie zdobyłaby się na to. A może jednak? Może gdyby podpuścił ją odpowiednio mocno…? Od razu jednak wyobraziła sobie jego minę, gdyby jednak zdecydowała się na taki skandal, widziała go też biegnącego za sobą z szatą w dłoni, krzyczącego, by natychmiast się zakryła.
- Stracić cnotę – dodała niby od niechcenia, przyjmując pocałunek i wpatrując się w wolne miejsce naprzeciwko siebie. Autobus szarpnął, a ona dzięki temu zdołała szybko ukryć rozbawienie. Nie mówiła serio, bo wiedziała, jak wielką stratą byłoby to wszystko dla ojca i jego planu wydania ją dobrze za mąż, a jednak chęć droczenia się z Calhounem była w tym wypadku silniejsza.
Dotarli wreszcie na miejsce, a widok zaczarowanego wesołego miasteczka ucieszył ją tak, jakby wciąż była małym dzieckiem, a nie wkraczającą w dorosłość panną. Cóż, nie spodziewała się, że zabierze ją do burdelu, jak to zapewne uczynili z nim w swoim czasie ich bracia, lecz nie przeszkadzało jej, że atrakcja mogła wydawać się infantylna. Gdy zobaczyła klauna, od razu przyszło jej na myśl, że dzieci powinny omijać go szerokim łukiem.
Ujęła dłoń brata i dała się poprowadzić ku atrakcjom, co i rusz odwracając głowę by zapamiętać miejsca, do których chciałaby wrócić. Czy dom strachów naprawdę był taki straszny, na jaki wskazywały miny dwóch młodzieńców, którzy właśnie stamtąd wyszli i byli trupiobladzi? Diabelski młyn wznosił się niesamowicie wysoko i na pewno był z niego idealny widok na Londyn, już od wejścia Caley poczuła intensywny zapach tych wszystkich słodyczy, sprzedawanych dookoła.
- Nie kupuj mi na razie tych karmelizowanych jabłek, jeśli chcesz dalej móc mnie podnosić – zażartowała, ściskając jego dłoń – To gdzie najpierw idziemy?




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 16:47
Ojca nie było nawet w Anglii, dlatego wiedział, że siostra nie będzie o nim mówić ani myśleć. W końcu może i wahałaby się, gdyby Cadmon był w domu, lecz to nie miało znaczenia. Był daleko od nich i nie mógł im niczego zniszczyć. Matka była kompletnie zanurzona w swoich sprawach, że najwidoczniej nie mogła powstrzymać swojej jedynej córki przed ucieczką w mrok. Skąd mógł to wiedzieć? Po pierwsze nigdy nie pozwoliłby Caley na taki dekolt, a dwa raczej kazałaby, żeby to Cal pojawił się w ich rodzinnym domu i bezpiecznie miałaby tę dwójkę na oku. Żadne z jej zachcianek się nie spełniło, dlatego na obraz Barbary, która krzyczała na cały port jej imię i rzucała przedmiotami w biedne służące, uśmiechnął się pod nosem zadowolony z chytrości swojej siostry. Nie spodobała mu się jednak jej kolejna odpowiedź, dlatego prychnął niezadowolony, a w połowie trasy do miasteczka ułożył sobie głowę na udach Caley, by patrzeć na nią z dołu i badać najmniejszą zmianę na jej twarzy. Wiedział, że mówiła prawdę - w końcu cała rodzina Goyle cieszyła się jakimś tajemniczym magnetyzmem, która gromadziła wokół nich rzesze ludzi. I niekoniecznie w pozytywnym sensie, bo Calhoun bardziej irytował i intrygował przyciąganiem kłopotów, które odbijały się na każdym, kto znajdował się zbyt blisko.
- To niech próbują. Opowiesz mi ile statków rozbiło się o twoje klify - odparł, zamykając na moment oczy i lepiej układając się na, nieco bardziej kościstych, nogach siostry. Podpuszczała go w każdy możliwy sposób i czasem dawał się na to złapać, chociaż niekiedy wstrzymywał pewne wzburzenie, samemu nie wiedząc dlaczego. Zazdrość w nim dopiero powstawała, jednak na myśl o tym, że ktoś miałby się zbliżyć do niej pod jego nieobecność budziła w nim najbardziej mordercze pokłady, które ziścić miały się w niedalekiej przyszłości. Miała rację - nie kojarzył żadnego rodzeństwa, które miałoby podobne relacje, ale nie było się czemu dziwić. W końcu byli wyjątkowi pod każdym względem i nie było możliwości, by ktoś przyrównywał ich chociażby do reszty. Dzielili tajemnice, wspomnienia wspólne i te oddzielne. Calhoun dbał o to, by nie tylko przywozić jej pamiątki świadczące o miejscach, które odwiedził, ale również i opowiadał z najdrobniejszymi szczegółami te podróże. By i ona, odcięta od tego, mogła poczuć się tak jakby faktycznie brała w nich udział.
Stracić cnotę.
- Nigdy nie wybaczę temu, który odbierze ci dzieciństwo - mruknął, otwierając oczy i patrząc w sufit szalonego autobusu. Wiedział, że kiedyś ten dzień nadejdzie i nie będzie potrafił jej w żaden sposób obronić. Nie była mężczyzną, który potrafiłby siłą nagiąć kobietę do własnych pragnień - była słabszą stroną, a wizja wybrania jej męża przez ojca wcale nie była pocieszająca. Tak samo jak jej zdolności manipulacji. - Zresztą utracenie jej nie może być wyścigiem między nami - dodał już bardziej przekornie, wiedząc, że Caley lubiła się z nim droczyć, ale on nie pozostawał na to obojętny. Sam już dawno zasmakował tego jak działa ciało kobiety; ona musiała jeszcze poczekać. A właściwie chciała czekać, zawyżając trzymaniem dziewictwa dla wyższego zysku rynkowego, na który niedługo miał ją wrzucić ojciec. Gdy dotarli na miejsce, dostrzegł z łatwością, że nawet takie miejsce miało sprawić wiele radości młodszej Goyle. Nie było w tym nic dziwnego - póki spędzali czas razem, mogli siedzieć nawet na wysypisku lub w nudnym salonie, a i tak znaleźliby coś do roboty.
- Tobie nie kupię, ale to nie znaczy, że ja nie mogę - odparł na jej słowa, wytykając do niej język i kierując się w stronę jednej z budek. Wziął paczkę orzechów, wpakował sobie kilka do ust i zaraz odszukał spojrzeniem siostrę, by ruszyć z nią dalej. A konkretnie do stanowiska z basenem, przy którym siedział ubrany w typowe dla klaunów ubranie mężczyzna. Calhoun wyciągnął z tylnej kieszeni spodni różdżkę i obrócił ją w palcach, odwracając się do Caley. - No, to siostra. Twoje pierwsze zaklęcie przy byciu dorosłą - mruknął, machając brwiami i zajmując miejsce, by spróbować podpalić tarczę. Mruknął pod nosem Incendio trzy razy zgodnie z przyjętą formą. Był jednak to dopiero pierwszy przystanek na ich drodze, a całe wesołe miasteczko stanowiło jedynie przedsmak.
[bylobrzydkobedzieladnie]



frankly, my dear — I don't give a damn


Ostatnio zmieniony przez Calhoun Goyle dnia 01.02.18 16:48, w całości zmieniany 1 raz
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 16:47
The member 'Calhoun Goyle' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 31, 25, 16
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]01.02.18 18:15
Dopiero wspomnienie o utracie dzieciństwa dało Caley do myślenia, że dziś nie tylko wkraczała w dorosłość, ale także żegnała się z czymś, do czego nie dane jej już będzie wrócić. Choć traktowanie jej nie zmieni się diametralnie w przeciągu doby, od teraz konsekwencje jej czynów będą poważniejsze, a oczekiwania coraz wyższe. Być może po powrocie do domu z urodzinowej eskapady czekało ją małe piekło, urządzone przez Barbarę, jednak była dziwne pewna, że matka nie zdradzi ojcu gdzie i z kim wybrała się jego córka. Momentami matka naprawdę miała głowę na karku i wiedziała, że lepiej nie powodować burzy, nad którą nie będzie się potrafiło zapanować. Dla Cadmona liczyło się dobro towaru, który nie mógł zostać uszkodzony w żaden sposób; doznając nawet najmniejszego uszczerbku, przestawał być cenny.
Szalona podróż Błędnym Rycerzem miała się już ku końcowi, gdy Goyle odgarnęła kilka kosmyków z czoła brata, który wygodnie rozłożył się na siedzeniach, a głowę umościł na jej nogach. Zazdrościła mu, że potrafił z takim odprężeniem znosić jazdę, bo ona sama jedną ręką wciąż trzymała się swojego fotela, a stopy rozstawiła szeroko, by pomogły jej utrzymać równowagę.
- Będę do ciebie pisać. I opowiem ci wszystko ze szczegółami, zawsze – zapewniła, pozwalając sobie na moment nostalgii, bo chociaż igranie z bratem sprawiało jej dziwną przyjemność, nie chciała go martwić ani denerwować.
Nie skomentowała słów o wyścigu, bo sobie także nie zamierzała podnosić ciśnienia. Bynajmniej nie byłaby zazdrosna o niego, a o nierówności dotyczące płci. Tak wiele zakazów stało przed kobietami, podczas gdy mężczyźni mieli wolną rękę w prowadzeniu swojego hulaszczego trybu życia. Caley nie była zwariowaną sufrażystką, wychowała się bowiem w głęboko konserwatywnej rodzinie i znała swoje miejsce, czasem tylko zdawało jej się wzdychać za czasami przodków, którzy traktowali kobiety i mężczyzn na równi. Uczyła się jednak rozpracowywać świat, w jakim przyszło jej żyć, i w miarę możliwości ustanawiać go zdatnym do przeżycia dla kogoś takiego, jak ona.
Teraz jednak otaczały ją te wszystkie atrakcje, a za towarzysza miała swoją ulubioną osobę na całym świecie, nie mogła więc pogrążać się w rozmyślaniach i głupotach; zamiast tego powinna czerpać garściami ze wszystkiego, co oferował jej wspólny wieczór z Calhounem.
Gdy kupił sobie orzechy nie zastanawiała się nawet przez moment – sięgnęła ręką i znienacka połaskotała go tuż przy biodrze, by choć na moment wytrącić go z równowagi, a drugą ręką sięgnąć do torebki. Tryumfalnie wydobyła z niej całe dwa orzeszki i szybko wsadziła je sobie do buzi, a później, jak gdyby nigdy nic, ruszyła chodnikiem przed siebie i tylko spojrzała przez ramię na brata, przyzywając go, by szybko do niej dołączył.
- Kto wie, może to od orzechów tak rośniesz? – poruszała wymownie brwiami, lawirując zgrabnie pomiędzy mijającymi ich przechodniami – Nie zawadzasz jeszcze głową o maszt? Mieścisz się na swojej pryczy w kubryku? – rozbawiona sięgnęła po jego dłoń, by dalej wciąż mogli iść razem.
Pierwszym przystankiem okazało się stanowisko z niepokojąco wyglądającym klaunem. Caley nie ufała temu uśmiechowi, dlatego zaklaskała głośno, gdy udane zaklęcia brata posłały przebierańca prosto do wody. Wykorzystała moment, w którym pracownik usiłował wydostać się ze zbiornika i sama czym prędzej wspięła się po schodkach, po czym zasiadła na jego miejscu. Założyła nogę na nogę i spojrzała wyzywająco na Calhouna. Co z tego, że przy stanowisku zgromadzili się też inni ludzie, blondynka widziała już teraz tylko jego.
- Spróbuj posłać mnie w tę otchłań – puściła mu oczko, ściągając z siebie marynarkę i rzucając ją na chwilę na bok. Ręce położyła wygodnie po obu stronach oparcia i z niecierpliwością oczekiwała na swój los.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]02.02.18 19:55
I opowiem ci wszystko ze szczegółami, zawsze.
Czy sam jej tego nie nauczył? Od kiedy tylko potrafił mówić bombardował swoją młodszą siostrę wszelkimi informacjami, jakie tylko wydawały mu się istotne. A gdy miał te kilka lat wszystko, dosłownie wszystko takie było. Mała Caley czy tego chciała, czy też nie musiała słuchać opowieści brata. I ta ledwo siedząca w specjalnym foteliku z ciążącą na boki głową; a to z władowaną rączką do ust; a to już mogąca pytać i przetwarzać zasłyszane informacje. Tak po prawdzie nie miała wyboru, by stać mieć w Calhounie jedną z ważniejszych osób w życiu, skoro on ją wybrał. Upatrzył już wiele lat wcześniej jako postać mającą być kimś, kto utworzy kotwicę między nim, a rodziną. Gdyby jej nie było, nie wracałby ani nawet nie obdarzał ojca swoim uśmiechem mówiącym jak bardzo nim gardzi. I na odwrót, chociaż Cadmon nie potrafił zachować nerwów na wodzy. Nie widział, dlaczego Caley miałaby mu w ogóle zazdrościć podobnej uwagi, bo sam najchętniej zamieniłby się z nią miejscem, czując, że ojciec się nim nie interesuje. Chociaż ta powstająca, samo kręcąca się spirala zaczynała mu się podobać. Szczególnie teraz, gdy jedynie nabrała siły - gdy Cal był jeszcze w szkole, Cadmon wraz z Barbarą mogli sobie planować kto byłby odpowiednią partią dla najmłodszego z synów, jednak teraz zaczynali to wprowadzać w życie. Może nie tak agresywnie, zapewne podejrzewając, że musiał się wyszaleć, a później sprowadzą go na ziemię. Lecz z każdym dniem Goyle nie stawał się bardziej spokojny - wręcz przeciwnie. Morze poruszało nim nie tylko na pokładzie, ale również wewnątrz duszy. Ląd jednak kojarzył mu się ze spędzeniem nieco czasu wraz z siostrą. Nie tylko z walką z ojcem, która schodziła na drugi plan, gdy w okolicy była możliwość znalezienia się obok niej. Nie miał pewności czy kiedyś jakiś daleki kuzyn matki nie zabrał ich do wesołego miasteczka, jednak nie mógł tego pamiętać nawet jeśli tak było. Dlatego też podejrzewał, że sam wymykał się z domu, by wkradać się do zamkniętego placu i przechodzić nocą między budkami, które wciąż świeciły silnie i wyglądały upiorniej niż kiedykolwiek. Lecz podobały mu się takie miejsca, szczególnie gdzie mógł wspiąć się na młyńskie koło i zapalić papierosa, patrząc na panoramę nocnego miasta. Jeśli jazda w Błędnym Rycerzu była pierwszą dla Caley, czy wizyta w zaczarowanym wesołym miasteczku również? Zbył jej komentarz o wzroście, chociaż poczuł łaskotanie i nieco się odsunął, czując jak opanowuje go śmiech. Jego siostra potrafiła odpowiednio zagrać i najwyraźniej nie zamierzała sobie odpuścić jego słodyczy.
- Dlaczego wyjadasz mi orzeszki? Nie możesz sobie kupić? - rzucił do niej, kręcąc głową, jednak zaraz byli pod przegenialnym utop klauna, gdzie Calhoun po prostu musiał się znaleźć. Zaklęcia pofrunęły w stronę tarczy, zrzucając równocześnie uśmiechając się upiornie pracownika parku rozrywki. Gdy tylko się to udało, dzwonek oznaczający zwycięstwo zadrgał kilka razy, a po turze Caley mieli przejść dalej, by odebrać nagrodę. Lub nagrody w zależności czy zamierzała czarować. Zamiast tego jednak jego siostra zajęła miejsce klowna, który musiał się wyłonić z wody. Posłała mu oczko, patrząc wyzywająco i czekając na zaklęcie. Calhoun jednak zamiast je rzucić, schował różdżkę w kieszeni spodni po czym podszedł do siostry, by stanąć zaraz przed nią i oprzeć dłonie na wciąż otwartej zapadni. - Zawsze trzymamy się razem, nie? - odparł, po czym bez zapowiedzi wziął ją na ręce i wskoczył razem do wciąż otwartego basenu, z którego na szczęście ich poprzednik zdołał się wydostać. Cal od razu roześmiał się, wyłaniając spod powierzchni i zarzucając głową, by pozbyć się nadmiaru wody z twarzy i włosów. - Myślałaś, że pójdziesz beze mnie? Chyba w snach - zawołał wyzywająco, nie zwracając uwagi na czekających w kolejce do zabawy ludzi. Bo tak jak i ona nie widziała nikogo poza nim, tak i on miał przed sobą tylko jedną osobę.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]02.02.18 21:35
Nawet jeśli odwiedziła kiedyś wcześniej to wesołe miasteczko, wspomnienie szybko się rozmyło, musiało więc nie być wystarczająco silne, co z kolei oznaczało, że na pewno nie była tu z żadnym z braci, ani tym bardziej z Calhounem właśnie. Może oprowadzając norweskie koleżanki zawędrowała aż tutaj, by poznały gościnność angielskiej ziemi? To już było nieistotne, liczyła się zapowiedź dobrej zabawy i czasu spędzonego z bratem.
Szybko przegryzła i połknęła orzeszki, a po jej drobnej zbrodni nie pozostał już nawet najmniejszy ślad, otrzepała ręce i zignorowała przytyk o zakupie własnej paczki; po co miałaby to robić, skoro mogła skorzystać z jego dobrodziejstwa, a raczej naiwności. Nie było jej już w nim za dużo, pomimo tego, że Cal był starszy jedynie o rok z kawałkiem, już dawno przestał być dzieckiem, a dorosłość znaczyła dla niego zupełnie coś innego, niż dla niej. Pragnął wolności, pragnął doświadczyć tego, co ich znamienici przodkowie. Chciał zbratać się z żywiołem, by w końcu go pokonać, a ponad wszystko umiłował sobie morze i to z nim związał swoją przyszłość, co do tego nie było żadnych wątpliwości. I chociaż ojciec z matką łudzili się jeszcze, że być może ich najmłodszy syn opamięta się kiedyś, powróci na łono rodziny i sam zostanie przykładnym mężem i ojcem, ten statek już dawno odpłynął. Z każdym dniem poza domem, Cal oddalał się od niego coraz bardziej i tylko Caley była zdolna go przywołać.
Gdy zamiast zamachnąć się różdżką i cieszyć z mokrej siostry chłopak zaczął zbliżać się w jej kierunku, czarownica uśmiechnęła się jeszcze szerzej, podświadomie domyślając się, jakie będzie zakończenie tego wzajemnego droczenia się ze sobą.
- W snach nigdy nie idziemy na dno – zapewniła, chwytając się go mocniej, gdy już zdecydował się ją podnieść i wskoczyć prosto do wody.
Wstrzymała oddech na czas i przymknęła oczy, a gdy tylko wynurzyła się z powrotem przetarła twarz dłońmi i zaczęła się śmiać, próbując uwolnić z braterskiego uścisku i zaplątanych kończyn. Chociaż zebranym gapiom chyba spodobało się przedstawienie, obsługa nie była zadowolona z zachowania dwójki młodych ludzi i rodzeństwo Goyle już za chwilę mogło zobaczyć, jak klaun przywołuje do siebie innego czarodzieja, pełniącego rolę ochroniarza bądź stróża.
- Spływamy stąd – złapała brata za nadgarstek i pociągnęła w kierunku wyjścia ze zbiornika; Cal musiał jej trochę pomóc, gdyż mokra suknia ciążyła i utrudniała szybkie wydostanie się na zewnątrz, ale gdy Caley stanęła już stopą na ziemi, wciąż miała w głowie tylko jedno – aby nie dać się wyrzucić z wesołego miasteczka.
Schyliła się po rzuconą wcześniej marynarkę i z powrotem odnalazła dłoń brata. Ktoś krzyknął za ich plecami, próbując ich zatrzymać, lecz oboje mieli to gdzieś. Zanosząc się śmiechem, blondynka ruszyła biegiem przed siebie, zmuszając Calhouna do towarzyszenia jej. Gdyby zaczął stawiać się ochroniarzowi, mimo wszystko zbyt długo by tu nie pobyli.
Mokre loki co chwila zasłaniały jej oczy, odgarniała je więc wolną dłonią, co chwila jednak używając jej, by podnieść wyżej przemoczoną do granic spódnicę. Nie było czasu na zaklęcia, liczyło się szybkie zejście z oczu obsłudze. Przed nimi majaczyła już w oddali kolejka goblinów, idealna do wysuszenia się i poczucia kolejnej dawki podniet, jakie przecież gwarantował dzisiejszy wieczór.
- Wsiadaj i trzymaj mnie mocno – zarządziła, poprawiając suchą marynarkę i upewniając się, że różdżka z sakiewką są na miejscu – Jestem prawie pewna, że to się liczy do dorosłości tak samo, jak przebiegnięcie nago przez port – poprawiła obniżony przez ciężkie ubranie dekolt.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]03.02.18 10:46
Ciężko było powstrzymać ich przed spędzenia wspólnie czasu, gdy tylko mogli sobie na to pozwolić. Lub wręcz łamali wszelkie zasady, by być blisko. Łatwo było sobie przypomnieć Durmstrang i wykradanie się z zajęć, gdy tylko Cala naszła na to ochota, chociaż nie było to takie proste i wiązało się z niemiłymi konsekwencjami. Żadna jednak kara nie była mu straszna, a gdy tylko ją dostawał, śmiał się z każdego, kto uważał, że tym razem to właśnie on złamie najmłodszego z męskich potomków rodziny Goyle. Po pewnym czasie nawet i to nie starczało, nie przynosiło efektów, a reprymendy wysyłane do rodziców nie robiły na nikim wrażenia. Świadomość, że Calhoun wręcz cieszył się z każdego takiego listu słanego Cadmonowi i Barbarze sprawiała, że nauczyciele mieli wobec niego związane ręce. Mieli sobie odpuścić, chociaż jego zachowanie wymagało naprostowania? Co innego mogli zrobić. Dopiero później podjęli zupełnie inny fortel, którego nigdy im nie wybaczył - uderzenie w Caley było błędem, którego nie potrafił w żaden sposób zapomnieć. Nie mogli karać jej za nic, w czym nie miała swojego udziału, ale skandaliczne ucieczki z zajęć, by się z nią zobaczyć, miały konsekwencje również dla niej samej. Skrzywienie się na samą myśl było rzeczą naturalną. Szczególnie, że ów praktyki nie trwały długo, lecz były jego osobistą porażką. Wiedzieli, gdzie leżała jego słabość i bezwstydnie to wykorzystywali. Równocześnie Caley nie chciała być słabym punktem na tarczy, którą wykorzystywano by w pojedynku z jej bratem - równocześnie jednak musiało jej to schlebiać i ta dziwne koło toczyło się dalej w najlepsze. Rozwiązaniem okazało się zakończenie szkoły przez Cala, co wszyscy przyjęli z głęboki oddechem. Ulgi? Rezygnacji? Nie oznaczało to, że pozbyli się każdego Goyle'a z Durmstrangu - Caley wciąż miała tam być, łudząco przypominając wszystkim o swoim bracie. Czy to wyglądem, czy zachowaniem. Oboje zbyt dobrze bawili się wprowadzając zamęt w życia innych ludzi, że nie zrezygnowaliby z tego nawet wtedy gdy jedno z nich było daleko.
Będąc teraz wspólnie już całymi mokrymi i wciąż trzymając się blisko, mogli uchodzić za idealne widowisko dla stojących w kolejce osób, które klaskały i śmiały się. W przeciwieństwie do odpowiedzialnych za mechaniczną część całej zabawy. Adekwatny dobór słów jego siostry kazał mu wrócić na ziemię i zacząć wytaczać się z basenu. I tak jak on potrafił to zrobić dość sprawnie, tak jego siostra wciąż tkwiąca w wodzie mogła mieć lekki problem. Gdy pomagał jej się wydostać, niemal przewrócił się przez ciężar jej sukienki, chociaż stał silnie na ziemi. Nie mógł dać się jednak pokonać jakimś falbankom, szczególnie gdy skrywały ciało najważniejszej osoby. Może i nie powinien był tego robić, jednak nie można było zaprzeczyć, że bawili się doskonale, a był to dopiero początek. Dlatego też nie mógł pozwolić, by ktoś to im spierdolił. Zamierzał powiedzieć parę słów nadchodzącym facetom, jednak to Caley pociągnęła go dalej, a on nie był w stanie jej odmówić. Jej słowo było świętością, szczególnie w tym ważnym dniu. Skrzywił się jedynie na fakt, że nie odebrali nagrody za strącenie tyłka tego kolorowego łachmaniarza. Tym razem dał się ponieść siostrze, która zapędziła ich do szalonej kolejki goblinów, której wierzchołek był niewidoczny. A przynajmniej z perspektywy stania na dole. Jeśli coś miało ich wysuszyć i wstrzelić nową adrenalinę, to był to właściwy wybór. Wskoczyli ociężale do jednego z podstawionych wagoników i zajęli miejsca.
- Liczy do dorosłości... - mruknął Calhoun, słysząc słowa siostry i jakby zamyślając się na moment, wpatrując w niebo. Zanim szalona kolejka pognała w przód i porwała ich przed siebie z szaloną wręcz prędkością, wbijając w siedzenia, zdążył jedynie złapać dłoń siostry i mocno ją trzymać, zupełnie jakby w tym samym momencie miała mu gdzieś odlecieć i nigdy nie wrócić. Poniekąd tak właśnie mogło być, chociaż jeszcze nie teraz. Nie tak nagle, lecz ta myśl wcale go nie uspokajała. Dał się jednak poddać szarpiącemu w przód wózkowi, który wyrywał z ich gardeł raz po raz wrzaski radości i podniecenia. Gdzieś dalej można było usłyszeć piski strachu, lecz to nie dotyczyło się dwójki marynarskich potomków. Nie wiedział jak długo jechali, chociaż emocje były gwarantem tego co się działo. Ten kto spraszał wszystkich do tej atrakcji nie rzucał słów na wiatr, bo żołądki raz po raz podchodziły im do gardeł, by opaść paskudnie w dół. A przy okazji nie przestraszyć. Gdy kolejka zwolniła, a dwójka Goyle'i mogła wysiąść, Cal czuł jakieś dziwne drżenie pod nogami, chociaż równocześnie bardzo szybko przywykł, gdy ciało przypomniało sobie o podobnym bujaniu się statku. To Caley potrzebowała wsparcia, które zaraz dostała. A właściwie nie musiała w ogóle chodzić. - Wskakuj - rzucił, stając przed nią i pochylając się lekko, by zaraz złapać ją za uda i poczuć jej ciężar na swoich plecach. - Faktycznie leciutka - zaśmiał się, idąc dalej przez wesołe miasteczko z siostrą przylepioną do niego niczym małpka. Na szczęście już nie chwiał się, bo napływ powietrza wysuszył ich dwójkę i po wodzie z basenu nie został nawet ślad. - No, to gdzie teraz? - spytał, przystając przy drogowskazie. - Stanowisko z balonami? Padok z kucykami? Magiczne łódki? Bestialska karuzela brzmi fajnie - mówił, poprawiając sobie nogi Caley na swoich biodrach.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]03.02.18 19:48
Jakaś cześć niej nie pogodziła się jeszcze z faktem, że Calhouna nie będzie w szkole, gdy Caley po raz ostatni wyruszy z domu, by znaleźć się w progach magicznej, norweskiej placówki. Choć nie spędzali razem każdej dosłownie sekundy, w pewien sposób była od niego zależna, bo tak naprawdę to brata bali się niektórzy uczniowie, a jej pozycja ugruntowana została dzięki nazwisku. Nie zamierzała łatwo wypuszczać jej z rąk i na pewno miała pokazać wszystkim, że Caley Goyle jest tak samo wszechstronnie utalentowana, co czasem bezwzględna, jak wszyscy członkowie rodziny, którzy przewinęli się przez Durmstrang. Szlabany nie były jej straszne, potrafiła się z nich wyłgać i nie raz ratowała także Cala, którego czyny tłumaczyła jako niegroźne i zabawne; niektórzy nauczyciele mieli do niej słabość, więc dawali się nabrać, inni natomiast umywali ręce, gdy chodziło o najmłodszego syna Cadmona i Barbary; najwyraźniej spisali go na akademickie straty i mogli odetchnąć spokojnie, bo w nowym roku szkolnym nie zamierzał ich już dręczyć.
Zamiast poświęcać się rozmyślaniom o szkole, należało szybko i sprawnie wydostać się z basenu i zniknąć z oczu ochronie obiektu. Tak też uczynili, pędząc przed siebie i gubiąc w końcu ogon, chowając się za wejściem do kolejki goblinów, a później w jednym z wagoników. Mokrzy, ale zadowoleni, gotowi byli na nową atrakcję i nie zamierzali czekać dłużej. Caley usadowiła się wygodnie, łapiąc brata w obawie, że prędkość jednak trochę ją zaskoczy, lecz jak tylko kolejka ruszyła i rozpędziła się, blondynce natychmiast spodobała się niesamowita prędkość. Czuła wiatr we włosach, miała brata obok siebie, mogła więc krzyczeć z zadowolenia w niebogłosy i piszczeć, gdy żołądek podskakiwał jej niemalże do gardła. Bawiła się wyśmienicie, a przestraszone krzyki ludzi z wagoników za nimi tylko poprawiały jej humor. Czuła się nieustraszona, nieugięta i starała się zapamiętać te odczucia, schować je głęboko i sięgać w momentach zwątpienia. Jeśli mogła wymknąć się z domu we własne urodziny i spędzić je tak beztrosko, na pewno inne rzeczy także leżały w jej zasięgu, wystarczyło tylko wyciągnąć po nie dłoń.
Szaleńczy pęd dobiegł wreszcie końca, a po postawieniu nóg na ziemi Caley poczuła się tak, jakby te były z waty. Złapała równowagę, lecz jeszcze przez moment czuła się dziwnie, spacerując dalej jak gdyby nigdy nic. Przynajmniej udało jej się wyschnąć i ani przez moment nie pomyśleć o tym, że za kilka dni na pewno będzie z tego powodu chora.
Włosy miała porządnie potargane, lecz zanim zdążyła w ogóle zacząć je poprawiać, Calhoun zaoferował jej swoje plecy – jakże mogłaby nie skorzystać? Wskoczyła bez problemu, początkowo mocniej ściskając go nogami, lecz po chwili trzymała się na tyle stabilnie, że poluzowała uścisk. Wyprostowała się i umiejscawiając rękę przy czole rozejrzała się niczym żeglarz na bocianim gnieździe.
- Bestialska karuzela na prawej burcie! – zawołała radośnie, dostrzegając ich kolejny cel – Cała naprzód!
Kolejny wesoły okrzyk wydostał się z jej gardła, gdy dotarli na miejsce, a pocałunek złożony na czubku głowy brata – wreszcie bowiem mogła go tam dosięgnąć – musiał wystarczyć mu za podziękowanie. Blondwłosa czarownica natychmiast zachwyciła się zaczarowanymi stworzeniami, a przyjemna muzyka tylko zachęciła do zabawy.
- Zobacz, ten hipogryf jest wystarczająco duży, siadaj ze mną – powiedziała, wskakując pomiędzy kręcące się figury i już po chwili znajdowała się na jeden z nich.
Dopiero wtedy zdecydowała się przeczesać włosy palcami i jakoś na powrót je ułożyć, jednak zaraz jej uwagę przykuło zupełnie coś innego. Sięgnęła po brodę brata, by skierować jego wzrok na ewidentnie zakochaną parkę, jadącą kilka metrów przed nimi na dwóch sąsiednich abraxanach.
- Byłoby przykro, gdyby ktoś zepsuł im tę randkę, prawda? – powiedziała słodkim głosikiem, wyciągając wreszcie swoją różdżkę, by wykorzystać nowe możliwości. Oby obyło się bez wpadki! – Tarantallegra – wyszeptała, celując w młodzieńca.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: 28 VII 1947 [odnośnik]03.02.18 19:48
The member 'Caley Spencer-Moon' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
28 VII 1947 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 2 1, 2  Next

28 VII 1947
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach