Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]08.08.17 18:36

Ogrody

★★★★
Ogrody nie są duże, ale dostosowane do spacerów i wzniesione nie tylko z myślą o damach z klatkami piersiowymi ściśniętymi ciasnymi gorsetami albo dzieciach, ale i pozostałych gościach. Kręte ścieżki usypane drobnym czarnym kamieniem snują się wzdłuż tylko pozornie dzikich różanych krzewów i prowadzą prosto do zamkniętego labiryntu z żywopłotu, pośrodku którego szemrze kamienna fontanna z rzeźbami trzech syren. Bliżej wejścia, na rozległym półotwartym tarasie otoczonym najpiękniejszymi krwistymi różami, znajdują się trzy stoliki, a na nich oprawione w skórę karty dań oraz win z mieszczącej się na piętrze restauracji: za sprawą magii spełniane są nawet najciszej wypowiedziane życzenia, dania materializują się na stołach. Kafle tarasu mają barwę modrej wody, gdzieniegdzie rozjaśniane czerwonymi akcentami. W powietrzu unosi się zapach róż oraz nektaru fioletowych kwiatów o płatkach wielkości pięści, które ustawiono wzdłuż ścian budynku w wysokich porcelanowych wazonach. Przed wejściem na tereny ogrodu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - jeśli nie jest to oczywiste - które jest następnie weryfikowane jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogrody [odnośnik]11.10.17 23:26
Skinieniem głowy pożegnałem pozostałych śmierciożerców zanim wstałem ze swojego miejsca i w milczeniu udałem się z Ramseyem na zewnątrz. Korzystając z faktu, że byliśmy gośćmi Tristana Rosiera, właściciela całego przybytku i nikt nie będzie miał odwagi nas stąd wyprosić bez wyraźnego polecenia przełożonego, skręciłem w stronę różanego ogrodu podziwiając kunszt i piękno, z jakimi wykończono to miejsce. Miło było czasem otoczyć się czymś ładnym, nawet jeśli brudne i ciemne uliczki Nokturnu zazwyczaj zupełnie mi nie przeszkadzały. Wyciągnąłem papierosa, którego odpaliłem i włożyłem do ust jednym, płynny ruchem, a potem wyciągnąłem paczkę w kierunku Ramseya. Zapach nikotyny wymieszał się z wonią róż. Rozejrzałem się dookoła upewniając się, że nie ma w pobliżu żadnych niepowołanych uszu i dopiero odezwałem się do syna. - Nie podoba mi się ten pomysł - wyznałem szczerze. Burke nie wydawał mi się na tyle ważny, by ryzykować za niego życiem. - Gdyby to nie było Jego polecenie, uznałbym je wręcz za sen szaleńca.
Ale Czarny Pan nie był niespełna rozumu. To z pewnością. Włamanie się do Azkabanu było czymś, na co nie odważył się jeszcze żaden czarodziej w historii. I zapewne także powód, dla którego mieliśmy to zrobić my. Ku chwale Lorda Voldemorta i pokazaniu światu jego potęgi. Craig Burke zdawał się być tu kwestią drugorzędną. Nie był niezastąpiony, a z pewnością nie był wart wszystkich innych najwierniejszych popleczników. Znaczył tyle, ile pokazanie, że Czarny Pan nie porzuca swoich wyznawców i jeśli tylko chce, potrafi ich ochronić. Wyrwać z łap samych dementorów. Co jeszcze wcale nie oznaczało, że wycieczka do najpilniej strzeżonego więzienia w Anglii zaczynała mi się w jakimkolwiek stopniu podobać. Ramsey był jedyną osobą, przy której mogłem zdobyć się na bezwzględną szczerość i powiedzieć z czystym sumieniem o wszystkim, co leżało mi na sercu. A przynajmniej o tych najpilniejszych kwestiach. A obecnie głowę zaprzątała mi zbliżająca się wyprawa, na którą, im dłużej o tym myślałem, tym mniej miałem ochotę się wybierać. Omijanie więzień stało się moim priorytetem przed rokiem, gdy opuściłem Tower, a teraz z własnej woli miałem pchać się do najgorszego z nich. Co gorsza, Ramsey także miał tam iść. Spróbuj nie dać się złapać - pomyślałem tylko, wstrzymując słowa. On zamknięty w zimnych murach za towarzystwo mając jedynie dementorów był nocnym koszmarem, który prześladował mnie ostatnio coraz częściej i przerażał coraz bardziej. Zwłaszcza odkąd dowiedziałem się, że ma córkę.
- Jak dokładnie wyglądają wasze relacje z Cassandrą? - Zmieniłem temat próbując zająć swoje myśli czymś innym. Chciałem zrozumieć, jak od tylu lat bawią się w dziwne podchody pomimo faktu, że zdążyli dorobić się już dziecka. I to dość dawno. W końcu Lysandra miała już siedem lat.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ogrody [odnośnik]12.10.17 11:04
Zamiast do wyjścia skierowali się do ogrodów, ale mu to nie przeszkadzało. Bynajmniej. Mogli w ciszy i spokoju porozmawiać. Wciąż był nieco zaabsorbowany ujrzaną przed drzwiami restauracji wizją, wciąż nie mógł przestać myśleć o tym, co padło podczas tego spotkania, a co gorsza — o tym, co dopiero ich czeka. Jemu też się ten pomysł nie podobał, przytaknął Ignotusowi — swojemu ojcu, jak wreszcie wyznał przed sobą w lecznicy Cassandry; lecz na niego nie spojrzał. Częstowany, w ciszy odebrał papierosa, choć nie zabrał się za jego rozpalenie od razu. Bawił się nim, obracając o między palcami, w pewnym zamyśleniu, ledwie skinąwszy głową w podziękowaniu za niego.
— Niepowodzenie będzie gorsze od śmierci — wyznał w końcu tonem, zdradzającym, że z serca miał mu spaść wielki ciężar, ale zwykłymi słowami nie umiał tego osiągnąć. Dotarło to do niego dopiero teraz; nie wejście do Azkabanu było najgorsze, nie śmierć, nie zamknięcie z dementorami, choć budziły w nim lęk i bezbrzeżną odrazę. Najgorsze z tego wszystkiego wydawało mu się stawienie czoła Czarnemu Panu i przyznanie się do poniesionej porażki. Nigdy sobie z nią nie radził w życiu, eliminował wszystko, co generowało ryzyko jej poniesienia — liczył się wyłącznie sukces. Tym razem jej widmo wydawało się wisieć nad nimi, niczym gradowe, opasłe chmury. Nie mogli wrócić bez Burke'a, choć nie pamiętał, by przysłużył się im czymkolwiek. Wierzył jednak Czarnemu Panu, być może jego moment dopiero nadejdzie. Jeśli przyjął od niego przysięgę i zezwolił mu na bycie tuż obok siebie musiał być tego wart. Choćby w najmniejszym stopniu, dlatego zasługiwał na ratunek. Lojalność — huczała mu w głowie od ostatniego spotkania w Wywernie. Gdyby znali znaczenie tego słowa nie doszłoby do pojmania arystokraty i osadzenia go w więzieniu. Musieli zapłacić za własne błędy.
— Zrobimy to i odniesiemy sukces — powiedział pokrzepiająco i zdecydowanie, choć te słowa miały bardziej przekonać jego samego niż Ignotusa. musiał wierzyć w to, że nie popełnią błędu i wyjdą z tego zwycięsko. — A potem odnajdziemy tych, którzy za to odpowiadają i pozwolimy im wybrać sobie cele.— Brzmiało jak dobry plan, ale do jego spełnienia pozostała niezwykle długa droga. Wpierw musieli przezwyciężyć własne obawy i dostać się do więzienia, a później z niego wyjść z dwoma czarodziejami. — Elijah Bagman — podjął znów, zatrzymując papierosa między dwoma palcami. — Musi być cenny. Wartościowy. Burke może być odebrany tylko przy okazji — być może to Bagman interesował Czarnego Pana najbardziej, a Craig zostanie ocalony tylko dlatego, że znalazł się tam razem z nim.
Wkładał papierosa do ust, kiedy padło pytanie, które powstrzymało go przed rozpaleniem go, kiedy już zaciskał go między wargami. Zmrużył oczy i spojrzał na Ignotusa, próbując odczytać jego intencje. Nie udawał, że został zbity z pantałyku, zwolnił kroku, pozostając pół kroku za Mulciberem.
— Co to za pytanie?— spytał wyraźnie zdziwiony, mamrocząc przez bibułkę. Szybko jednak zdał sobie sprawę jakie zaskoczenie wymalowało się na jego twarzy, więc zajął się przyjemnością, która nie wymagała zbyt wiele. Pstryknieciem odpalił papierosa i zaciągnął się mocno. Dwukrotnie. Nie zatrzymywał się i nie patrzał już na niego.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ogrody Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ogrody [odnośnik]15.10.17 0:23
Co jakiś czas spoglądałem na papierosa, którym w palcach bawił się Ramsey i z pewną dozą irytacji pomieszanej z rozbawieniem co rusz przyłapywałem się na natrętnym śledzeniu jego końcówki, którą tak łatwo było odpalić przy pomocy jednego gestu, i którą potem zbyt łatwo było się oparzyć. Jakby mój syn nie miał już trzydziestu lat i sam doskonale nie wiedział, co robić, żeby się nie skrzywdzić. Jakbym kiedykolwiek wcześniej miał okazję się nim przejmować. Jakbym w ogóle wiedział, że istnieje.
- Porażka - zmusiłem się do odwrócenia wzroku od papierosa - nie wchodzi w grę.
To naprawdę była kwestia życia i śmierci. Jeśli zawiedziemy, staniemy albo przed dementorami, albo przed Czarnym Panem. I naprawdę nie potrafiłem powiedzieć, która perspektywa przerażała mnie bardziej. Każda była zbyt ponura i każda kończyła się czymś znacznie gorszym od śmierci. Bardzo wyraźnie pamiętałem, co spotkało Samaela Avery'ego, który spowodował, że Lord Voldemort był niezadowolony. A przecież nie zawiódł w powierzonej mu misji, nie poniósł porażki. To, co miało nas czekać w razie niepowodzenia jest z pewnością dużo gorsze. Pocałunek dementora przynajmniej nie był tajemnicą. Wiadomo przynajmniej, czego po nim oczekiwać.
- Oczywiście - przytaknąłem udając, że nie dostrzegam wszystkich przeszkód, jakie staną nam po drodze, która wiedzie do urzeczywistnienia tego faktycznie dobrego planu. Cały problem polegał na tym, że o porażkę jest łatwiej niż o sukces. Im ambitniejszy cel, tym trudniej go osiągnąć. A naprawdę trudno znaleźć coś ambitniejszego od włamania do samego Azkabanu i wyciągnięcia sprzed kapturów dementorów dwóch więźniów.
- Nigdy o nim nie słyszałem - przyznałem próbując w jakikolwiek sposób skojarzyć nazwisko Bagman. Na próżno. - Czarny Pan nie zostawi Burke'a na pastwę Ministerstwa, sam fakt jego uwolnienia będzie znaczył więcej niż prawdopodobnie sam Craig - chodziło o demonstrację siły, osoba się nie liczyła. Burke zostanie ocalony, bo uratowanie go ostatecznie przysłuży się naszej sprawie znacznie lepiej niż pozwolenie mu, by zgnił w Azkabanie. Ma szczęście, następny z nas, któremu powinie się noga, może już nie trafić na równie sprzyjające okoliczności.
Wyciągnąłem drugiego papierosa w trakcie, gdy Ramsey kończył wreszcie zabawy ze swoim.
- Uraziłem cię? - Zapytałem autentycznie zdziwiony. - Jak na rodziców z siedmioletnim stażem wasze relacje wyglądają na dosyć... luźne.
Daleki byłem od oceniania. W gruncie rzeczy ciągle opierałem się na kilku domysłach i niepewnych informacjach, jeśli chodziło o związek między Ramseyem a Cassandrą. Chciałem zwyczajnie go zrozumieć. Na przykład to, dlaczego mój syn nie zajmuje się za bardzo wychowywaniem swojej córki. I dlaczego z nokturnową uzdrowicielką zdają się być bardziej na etapie zalotów niż ustabilizowanej relacji. W końcu tego wymaga dziecko, muszą znać się od dawna i to w stopniu wskazującym na znaczną intymność. A ich stosunki nie za bardzo na takie wyglądały. Przynajmniej z tego, co udało mi się dotychczas zaobserwować.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ogrody [odnośnik]15.10.17 8:27
Mruknął pod nosem twierdząco, w milczącej aprobacie jednocześnie. Też to powtarzał, chcąc przedstawić sobie samemu sprawę jasno. Miał nadzieję, że również inni podejdą do tego w ten sposób i postawią wszystko na kartę. Nie byli nieudacznikami, dzięki Niemu potrafili osiągać to, co do tej pory wielu wydawało się niemożliwe. Dlatego należało skreślić Azkaban z tej śmiesznej listy i zrobić wszystko, by udowodnić światu, że Jego moc sięga również i tam. Ignotus miał rację, demonstracja siły wchodziła w grę. Prawdopodobnie przyszedł już na to czas, by pójść cios za ciosem, uderzyć i światu udowodnić z kim i z czym ma do czynienia.
Przez chwilę pomyślał o tym, o czym zapominał przez większość czasu. Azkaban nie był tylko miejscem na ich mapie. Był więzieniem, w którym trzymano najgorszych zbrodniarzy, najokrutniejszych czarnoksiężników. Zerknął na swojego ojca, przez moment ogarniając spojrzeniem jego profil — zmęczoną, naznaczoną latami doświadczeń twarz; skrywającą porażki i sukcesy, nie odzwierciedlającą pragnień i potrzeb. Nie przyglądał mu się tak odkąd spotkali się po raz pierwszy, wtedy, w galerii sztuki. Przez chwilę chciał wiedzieć, co myśli człowiek, który dopiero wyszedł z więzienia, a który musi do niego dobrowolnie wrócić. Chciał wiedzieć wiele więcej, ale spuścił wzrok, porzucając ten głupi pomysł.
Tyle lat w zamknięciu, wydało mu się to niewyobrażalne.
— Ja również. Może to błąd, może jesteśmy zbyt dużymi ignorantami, by to dostrzec— odezwał się, przenosząc wzrok na papierosa, a potem przed siebie. Czarny, drobny żwir szurał cicho pod ich stopami, a piękne krzewy otulały ich swym niezwykły zapachem. Róże Rosierów niegdyś wydawały mu się bliskie — dziś, widział to wszystko jak przez soczewkę, zakrzywioną, zniekształcającą obraz, nadającej wspomnieniom groteskowego charakteru.  
— Z pewnością masz rację — mruknął, nie prowadząc dalej tego tematu. W głowie roiło się od myśli, które wzajemnie się wykluczały; musiał je uporządkować, w ciszy i samotności rozważyć każda z nich, by zatrzymać przy sobie te najbardziej wartościowe. Wiedzieli, co mają robić, co ich czeka. Teraz musieli tylko uczynić to z odpowiednim nastawieniem w najlepszy z możliwych sposobów. Każdy z nich miał taką samą szansę na odniesienie sukcesu, jak i porażki, choć tej drugiej ani Ramsey ani Ignotus przecież nie brali pod uwagę.
— Nie— odparł już z lekkim śmiechem na ustach, zaciągając się papierosem. Jego słowa wprawiły go w lepszy humor, odebrał je jako żart. — Nie nadaję się na rodzica, nie zauważyłeś jeszcze?— spytał, zerkając na niego z boku, po czym zaciągnął się powoli i głęboko. Przyjemnie gryzący dym zalęgł się w jego ustach i krtani, przedostał do płuc, gdzie nakarmił to, co zwano nałogiem.— Nasze relacje są luźne. Jak relacje uzdrowicielki i pacjenta— podkreślił. To wydawało mu się oczywiste, sądził, że nie ma nic do ukrycia i niczego nie zataja, ale dobrze wiedział, że nie był szczery również z samym sobą. A przecież dobrze kłamał, oszukiwanie samego siebie opanował do perfekcji, a więc zaczynał popełniać drobne błędy, których nie zauważał, a które powoli zaczynały rosnąć do gigantycznej skali w jego poważaniu. Póki nie potykał się o własne nogi wszystko jednak było do naprawienia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ogrody Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ogrody [odnośnik]23.10.17 21:31
To, że Czarny Pan dawał nam potęgę, o jakiej inni mogli śnić, a nawet nie, o której inni nie mieli nawet pojęcia, było niezaprzeczalne. Wśród nas było dość wybitnych czarodziejów, by poradzić sobie z niejednym zadaniem. Ja jednak nie potrafiłem pozbyć się zimnego dreszcza z kręgosłupa nawet w najcieplejszy dzień. Myśl o dementorach napawała mnie całkowicie uzasadnionym i racjonalnym lękiem. Ponure potwory w kapturach żywiące się wszystkim tym, czego tak bardzo nie chciałem stracić, wysysające duszę. Nie potrafiłem nawet powiedzieć czy perspektywa zmierzenia się z nimi u boku Ramseya była pokrzepiająca. Był tylko jedną więcej rzeczą do stracenia, na którą nie zamierzałem sobie pozwolić podejmując po raz pierwszy w życiu prawdziwie ojcowską decyzję. Cokolwiek miałoby się nie stać ze mną, on musi wrócić. Żywy i z nietkniętą własną duszą.
- Nie myślisz chyba, że to może być test? - Spojrzałem na syna marszcząc brwi. Czy w obliczu śmierci, a nawet losu gorszego od śmierci, będziemy potrafili porzucić to, co dla nas najcenniejsze, by spełnić wolę naszego Pana? Ostateczny sprawdzian lojalności dla Śmiercioerców, którzy albo zdadzą, albo zginą najpaskudniejszą możliwą śmiercią. On z pewnością nam nie ufał, nie bezgranicznie. Cokolwiek mówił, ja nie powierzyłbym mojego życia i moich ambitnych planów w dłonie niektórych z nas. Czarny Pan też był ostrożny. Musiał. Testy dla nas mogły się tak naprawdę nigdy na dobre nie zakończyć. Był w naszych głowach i tylko on jeden wiedział, co z nich wyczytał i czy tyle wystarczyło, by nazwać nas swoimi zaufanymi. Mogłem pokładać bezgraniczną wiarę w Nim, mogłem szanować Jego decyzje, ale nie musiałem ufać innym bardziej niż było to konieczne. Nikt z nas nie grzeszył historią pełną altruistycznych aktów heroizmu, a zostanie Śmierciożercą raczej nie miało tego zmienić.
- To dość ciekawe określenie - zdziwienie nadało mojemu głosowi nieco chłodniejszy ton. - Luźne.
Otaksowałem Ramseya spojrzeniem jakbym oczekiwał zobaczyć coś nowego. Mógłbym w to uwierzyć, gdyby nie to, że ich historia była znacznie dłuższa i bardziej intymna. Dzieci nie biorą się z leczenia śledziony. Akurat o tym wiedziałem wystarczająco wiele, by nie wierzyć w druzgotki podnoszące małych czarodziejów na progi domów.
- Nie ma znaczenia czy nadajesz się na ojca. Skoro już nim jesteś, zachowuj się - Ramsey pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak trudno przychodziło mi mówienie o ojcostwie akurat jemu. - Cokolwiek nie powiedziała ci nasza mała uzdrowicielka, Lysandra nie wzięła się z próżni.
Bardzo nie chciałem, żeby mój ton brzmiał jak reprymenda. Ramsey był dość dorosły, by nie słuchać podobnych bzdur od nikogo. Nie potrafiłem jednak pojąć, jak może tak nonszalancko podchodzić do dobra własnego dziecka. Jak to się stało, że swoją córkę potrafił beztrosko pozostawić na Nokturnie w towarzystwie trolla. Czy wiedział, że jego nieudolny brat polował na jej życie? A jeśli tak, to dlaczego nic nie zrobił? Nie był ignorantem, mój syn, ten syn, nie był głupcem. Dlatego patrzyłem na niego bardzo uważnie próbując rozgryźć zagadkę. I już zaczynałem mieć to nieprzyjemne uczucie, że jej rozwiązanie może mi się bardzo nie spodobać. Pytania jednak zostały zadane, kości rzucone i za późno było, by się wycofać.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ogrody [odnośnik]24.10.17 21:53
Kiedy był młodszy, a emocje rodziły się w nim i gasły na przemian, żartował, że Azkaban będzie miejscem w sam raz dla niego. Był jeszcze wtedy daleki od popełnienia zbrodni, za które mógł się tam znaleźć, ale wiedział, że to zaledwie kwestia czasu. Podejmował decyzje, musząc liczyć się z konsekwencjami, a nic nie mogło stanąć na drodze do upragnionego celu. Kiedy o tym myślał, tu, w ogrodach La Fantasmagorie nie było mu już tak wesoło; lecz i po tamtym czarodzieju nie pozostało zbyt wiele, może poza zapałem i determinacją. Wkrótce przyjdzie im zmierzyć się z najgorszym lękiem, największymi obawami, najczarniejszymi dniami jak dotąd.
Blade światło żarzącego się papierosa, gdy pochłaniał truciznę, sięgnął jego twarzy i zaznaczył jej rysy, wyostrzając je, dodając mu lat w nieco zapadniętych policzkach i podkrążonych oczach. Pokręcił głową, milcząc do czasu, aż wypuści z płuc obłok rozrzedzonego dymu.
— Będzie. Zamierzony lub nie — odparł cicho, zwalniając nieco kroku. Spojrzał przed siebie, na majestatyczną fontannę trzech syren. — Musimy przez to przejść pomyślnie. Wszyscy. Lub zginąć.— Przestroga o lojalności wciąż dźwięczała mu w uszach, Czarny Pan surowo ukarze wszystkich, którzy nie postąpią zgodnie z jego wolą. Od jego gniewu i pocałunku dementora, wolał śmierć. Ta myśl odbijała się w jego szarych, pustych oczach, nieruchomo wpatrujących się w piękne kształty, zwodniczych bestii.
Luźne. To było adekwatne określenie do tej relacji. Niekoniecznie chciał pytać Ignotusa o źródło niepokoju, nie w smak było mu również rozwijanie tematu, a jednak ten nie zakończył go, a uparcie ciągnął, wprawiając go w coraz większe zdumienie. Zatrzymał się nagle, zatrzymał również swojego ojca, wyciągniętą dłonią.
— A jestem?— spytał głucho, mrużąc przy tym oczy. Najwyraźniej Ignotus wiedział coś, o czym chyba sam nie miał pojęcia. Nie podobało mu się, co mówił i w jaki sposób mówił — jakby miał jakiekolwiek prawo, żeby go pouczać w takiej kwestii. Wstrzymał się jednak z odpowiedzią, zaciskając lekko szczękę. Wciąż przyglądał mu się z zainteresowaniem, ukrywając pod nim zdziwienie, jakie wzbudził swoimi słowami. Ojcem? On? Być może na świecie chodziło mnóstwo małych potworów będących efektem pracy jego miednicy, ale z całą pewnością Lysandra do nich nie należała. Siedem lat to bardzo długo, nawet jeśli jego młodość była bardziej burzliwa niż teraźniejszość, nie umknąłby mu fakt spędzenia nocy z Cassandrą. Spotykała się z jego bratem; tak ją poznał — przez niego, przez jego pijackie opowiastki o kobiecie, która uratowała go przed śmiercią.
Czy Ignotus nie wiedział? Musiał wiedzieć, przecież pozbawił syna życia własną różdżką. Nim dowiedział się o zdradzie Czarnego Pana musiał mieć świadomość, że poluje na własne dziecko, że zagraża jego wnuczce. Ostatnie wieści były tylko gwoździem do trumny. Nawet największe pragnienie ojca nie zmieni oczywistych faktów. Lysandra była córką Vasyla, nie Ramseya.
— Z całą pewnością nie powinieneś kwestionować mojego zachowania. Nawet gdybym był złym ojcem. Przynajmniej byłbym jakimś.— W jego głosie wyczuł coś, czego wcześniej w nim nie dostrzegał. Przyganę. Wywołała w nim niepokój i niechęć niewiadomego pochodzenia; dał im niepotrzebny upust w słowach, które w innej sytuacji z pewnością zachowałby dla siebie. Nie miał wobec niego pretensji, nie żywił też żadnej urazy, nie mógł. Wierzył w to. Zwalczył to wszystko dawno temu, gdy pogodził się ze swoją sytuacją i zrozumiał, że przehandlowanie go może wyszło mu na dobre. — Doskonale wiem, skąd się wzięła. W końcu jest Mulciberem— odpowiedział już spokojniej, choć patrzył Ignotusowi w oczy nieprzychylnie. Zwracał się do niego, jak do głupca, co cierpliwie zniósł, choć czuł jak wzrasta w nim rezerwa. — Znajomość z Cassandrą i zapewnianie jej i jej dziecku bezpieczeństwa nie czyni ze mnie rodzica. To niedorzeczne. Lyssandra nigdy nie miała ojca i już nigdy nie będzie mieć.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ogrody Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ogrody [odnośnik]20.11.17 10:59
Wzburzenie Ramseya niezbyt robiło na mnie wrażenie. Było raczej zastanawiające. Potrafiłem zrozumieć fakt, że miał do mnie żal. Chociaż zdawał się zwykle sprawiać wrażenie, że tego uczucia akurat w stosunku do mnie, ojca, którego nie miał, nie żywi. To czy w pełni w to wierzyłem pozostawało kwestią nieco odrębną. Z reguły tak, nie miałem podstaw, by wątpić w jego zapewnienia, podparte z resztą zachowaniem, że nie czuje się przeze mnie porzucony. Mimo wszystko, nie potrafiłem pozbyć się z głowy cichego głosu zwanego wyrzutami sumienia, który szeptał mi wciąż wewnątrz czaszki, że mogłem, że powinienem był zrobić więcej. Powinienem był się domyślić, powinienem był o niego zadbać, powinienem był być ojcem z prawdziwego zdarzenia, gdy Ramsey był zbyt mały, by nawet to pamiętać. Wiele powinienem był według irytującego głosu w mojej głowie, którego nie sposób było skutecznie zagłuszyć. Złość na moją byłą żonę, na jego matkę, nawet na starego Rosiera zdawały się go tłumić. Ale w gruncie rzeczy doskonale wiedziałem, że on nigdy nie milknie. Niezależnie od tego, co Ramsey mówił, ja czułem wyrzuty sumienia względem tego, co stało się w przeszłości i nie potrafiłem pozbyć się żalu sam do siebie, nawet jeśli potrafił to mój syn.
- Cassandra zdawała się być dość przekonana co do tego - również zmrużyłem oczy studiując uważnie jego twarz szukając w niej reakcji prawdziwszej niż słowa. Zależało mu przecież na Lysandrze, w ten czy inny sposób, ale zależało. Może nie jak ojcu, może właśnie o to chodziło, że nigdy jak ojcu. Ale skoro wiedziałem ja, niemożliwe, żeby nie wiedział on. Chyba że Cassandra zdecydowała się to przed nim ukryć. Albo go okłamać. Albo... Albo okłamać mnie. Nabierałem coraz większej pewności, że jedna z tych dostępnym do wyboru opcji będzie prawdziwa. I że niebawem czeka mnie rozmowa z wieszczką. Ciekawe, czy zdążyła ją już przewidzieć?
Jedyną odpowiedzią na zarzut Ramseya było milczenie, gdy patrzyłem mu prosto w oczy.
- Mógłbyś znaleźć lepszy przykład, do którego powinieneś równać - nie brzmiało w tym rozgoryczenie, nie to czułem. Wierzyłem, za moim wewnętrznym, usilnie zagłuszanym głosem, że byłem beznadziejnym ojcem dla Ramseya. Pozwoliłem go sobie odebrać i nie miałem sobie tego już nigdy wybaczyć. Chociaż, aż do tej chwili, nie zamierzałem tego przyznawać nawet przed samym sobą, a co dopiero przed nim. Powstrzymałem odruch, który kazał mi uciec spojrzeniem od szarych oczu. Jeśli Ramsey chciał przez to przebyć, zrobimy to tu i teraz, bo nie zwykłem odsłaniać się w podobny sposób zbyt często. Wiedziałem, że skorzysta z okazji, jeśli mu na tym zależy. Będzie wiedział, że drugi raz może nie pojawić się zbyt szybko. W końcu nawet pomimo spędzenia naszych żyć zupełnie się nie znając, byliśmy do siebie bardziej podobni niż kiedykolwiek śmiałbym marzyć.
Patrząc tak na Ramseya zacząłem nabierać pewności, która rozchodziła się wzdłuż mojego kręgosłupa dziwnym, mrożącym spokojem.
- Graham czy Vasyl - mój głos był niewiele głośniejszy od szeptu, a w oczach migotały przyćmione ogniki gniewu. Jeżeli Cassandra chciała, żebym zabił własnego syna, mogła powiedzieć, że chodzi o tego, który jednocześnie jest ojcem mojej wnuczki. Bo to był Vasyl. Prawda, Ramseyu? Porwanie Lysandry nabierało nagle znacznie więcej sensu. On nie był tak szalony, jak mała uzdrowicielka pozwoliła mi wierzyć. Po prostu wrócił po swoją córkę, swoje dziecko. Zabiłem ojca Lysandry na jej oczach.
- A kto o tym decyduje? Cassandra? - Zimna kpina zabrzmiała w moim głosie, gdy wymawiałem imię wieszczki. Miałem szczerą nadzieję, że jest u siebie w Lecznicy. Odczułem nagle pilną potrzebę spotkania z moją uzdrowicielką twarzą w twarz.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ogrody [odnośnik]29.11.17 12:15
Nie miewał zbyt wielu momentów utraty kontroli nad swoimi — dość ubogimi w ekspresji emocjami. Tak i teraz lekki żal sprzed wielu, wielu lat dał swój wyraz w zaledwie wzburzonym wyrzucie. Nie potrzebował zbyt wiele czasu do namysłu, by zdać sobie sprawę, jak zbędne były to słowa, pełne niechęci, podsycone dziwną agresją. Błyskawicznie zrozumiał, że nie jest już tym siedemnastoletnim chłopcem, który dowiedziawszy się całej prawdy chciał go odnaleźć, poznać, a nawet z czystej złośliwości wygarnąć, że się nie sprawdził. Nie. Był dorosły. Patrzył na Ignotusa jak na sojusznika, towarzysza, osobnika o podobnych poglądach choć całkiem odmiennym systemie wartościowania elementów składowych życia. Był bliski, myślał podobnie, łapał w mig zamiary, wychwytywał pomysły bez użycia słów. Byli do siebie podobni. Nie był porzucony — to tak powinien uważać, dlaczego przez moment przemknął mu przez myśl cień innego wrażenia? Wychował się wśród ludzi silnych i wpływowych, obserwując ich uczył tego, co zwykłej rodzinie byłoby obce. Nauczył się radzić z bólem, z gniewem — swoim i innych, kłamać, obserwować, słuchać. Nie byłby tym, kim był dziś, gdyby życie potoczyło się inaczej. I nie mógł niczego żałować.
Cofnął dłoń, którą go zatrzymał, a na ustach zatańczył lekki uśmiech. Patrzył mu w oczy, był ciekaw co myślał, badając go tym uważnym, nieco zdumionym spojrzeniem.
— Może wyraziła takie życzenie.— Podwaliny dla nonszalanckiego tonu tworzyła wybujała pewność siebie, ale nie przedstawiał prawdy, ani nie wyrażał tym błądzących po jego głowie myśli. Nie chciał, by tym razem twarz zobrazowała je dokładnie. Był zaskoczony jego słowami, nie przypuszczał nawet, że ktokolwiek mógłby go brać za ojca Lysandry. — Sam dla siebie jestem przykładem — odparł żartobliwym tonem i klepnął go w ramię, jak gdyby to przed chwilą nie miało wcale miejsca. Nie powinien był na to sobie pozwalać, po co babrać się w gównie. Było dobrze, stabilnie, niczego nie należało ruszać. Nie skorzystał z okazji, która się nadarzyła. Żaden z nich nie chciał się z niczym ujawniać, Ramsey nie planował nawet niczego sobie uświadamiać, zagłębiać w analizie sytuacji, która już i tak niczego nie zmieni. Błędem było poruszenie tematu, ich znajomość zaczęła się od zera, a to, że był jego ojcem — ach, mógł być kiedyś wspaniałym ojcem — nie miało znaczenia. Minęło tyle czasu, że nawet gdyby chcieli, wszystko tworzyłoby iluzję rodzinnej komórki. Powiązani więzami krwi, nazwiskiem i Rycerzami Walpurgii byli dla siebie dobrym towarzystwem, stanowili twardą, choć zupełnie pustą wewnątrz podwójną barierę.
Zaciągnął się papierosem raz jeszcze, odwracając do Ignotusa przodem. Tym razem sprawnie ukrył pod grzecznym uśmiechem gniew, który zrodził się, gdy zrozumiał do czego cały czas dążył jego ojciec. Choć nigdy nie zgodziłby się na uznanie cudzego bękarta Lysandra była Mulciberem, a przypisanie mu osiągnięcie jej spłodzenia wcale go nie drażniło. Nie podobał mu się jednak fakt, że uzdrowicielka zrobiła z niego idiotę, a konkretniej niewiedza jaką się wykazał na ten temat. Lubił wiedzieć, musiał wiedzieć — a dał się zaskoczyć, zadziwić. Posiadając informacje mógł nimi manipulować według uznania i nawet jeśli nie zamierzałby zatajać prawdy przed Ignotusem, nie wyszedłby nigdy na głupca. Przełknął to z trudem, korzystając z tego, że żarząca się końcówka czarodziejskiego papierosa ściągała na siebie większą uwagę.
— A chciałbyś mieć w tym jakiś udział?w podejmowaniu decyzji? Nie odpowiedział mu od razu na poprzednie pytanie, unosząc na niego wzrok. Tym razem to on znajdował się w lepszej pozycji — znał prawdę. Znikoma różnica nie wynagrodziła mu jednak niezadowolenia, jakie odczuwał po tej rozmowie.
— Myślałem, że wiesz— bo wydawało się to oczywiste, choć niewiele podobieństw łączyło dziecko z ojcem; stanowiło wierną kopię uzdrowicielki. Na całe szczęście.— Vasyl.— Powieka mu nawet nie drgnęła. Nie znał wyrzutów sumienia, a teraz stopniowo i delikatnie sam zyskiwał coraz silniejszą świadomość, że i dla niego własny brat, psi zdrajca, był niewygodną przeszkodą.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ogrody Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ogrody [odnośnik]22.12.17 23:39
Próbowałem sobie przypomnieć, jakim ojcem był dla mnie mój tato. Surowym, zdecydowanie. Ale nigdy nie musiał radzić sobie ze mną, gdy byłem już dorosłym człowiekiem. Rodziców miałem tylko jako dziecko, nie widzieli mojego ślubu, nie trzymali swojego wnuka w ramionach, nie było ich w moim życiu od tak dawna, że czasem wydawali się jedynie snem. Ja jako ojciec w życie Ramseya wkroczyłem, gdy było na to zdecydowanie za późno i odnalezienie się w roli, jakiej nigdy nie miałem nawet okazji oglądać było dziwne. Mogliśmy zostać przyjaciółmi, w pewnym, pokrętnym przynajmniej sensie. Cokolwiek by to nie było, wyrzuty sumienia czy mityczna, ojcowska troska, miał mnie po swojej stronie niezależnie od tego co robił. Był człowiekiem, jakiego chciałbym wychować, z jakiego mógłbym być dumny, gdybym przyłożył choćby rękę, w najmniejszym stopniu, do tego, kim się stał. Nie musiałem mu tego mówić, nie chciałem mu tego mówić. Ale zrobiłbym to, gdyby zapytał. Ramsey nie zapytał, bo był podobny do mnie na tyle, że nigdy nie potrafiłem do końca przewidzieć jego zachowania. A jednocześnie wystarczająco inny, bym spał spokojnie, pewien, że nie popełni moich głupich błędów.
Życzenie. Słowo ironicznie wybrzmiało w moich uszach i przetoczyło dziwnym echem. Obserwowałem syna uważnie, dostrzegając błyski jego oczu i słysząc zmiany tonu w głosie. Może gdybym równie uważnie przyglądał się Cassandrze dzisiejsza rozmowa nie miałaby miejsca.
- Oh, to z pewnością - pozwoliłem sobie na lekki uśmiech dołączając do Ramseya. Skoro wolał zbyć wszystko żartem, pozwoliłem mu na to i sam również obróciłem poprzednie słowa w nieistotną igraszkę. To, że naprawdę miałem na myśli wszystko to, co powiedziałem pozostawało bez znaczenia tak długo, jak długo on nie zamierzał w to wnikać. Nie chciałem naciskać, nie chciałem odbywać podobnej rozmowy i odsłaniać dobrowolnie wszystkich myśli, żali i ran, których udawałem, że nie mam. Zrobiłbym to, zrobię, jeśli nadejdzie odpowiedni czas na rozmowę, czas, który nie ja muszę wyznaczyć.
Chwila napięcia przeminęła wraz z ręką Ramseya na moim ramieniu. Jakby pękł balon albo zawiał wiatr zabierający ze sobą charakterystyczną dla istotnych momentów powagę. Mogłem skupić się na czymś innym, oszustwie małej uzdrowicielki, co do którego przekonany byłem coraz bardziej. Najbardziej irytował mnie fakt, że jej uwierzyłem. A zaraz potem, że przez tę naiwność odbyłem niepotrzebną rozmowę synem, w której jedynie miałem możliwość się wygłupić.
- Ktoś najwyraźniej powinien - pozwoliłem wybrzmieć w moim głosie mroczniejszemu tonowi, złości. To nie było coś najważniejszego na świecie, kłamstwo, które w gruncie rzeczy nic nie zmieniło. Ale pozostawało kłamstwem wypowiedzianym podczas rozmowy, która miała być szczera, na tym polegała umowa - szczerość za szczerość i bardzo nie podobało mi się, że Cassandra nie wywiązała się ze swojej części równie sumiennie.
- Nie wiedziałem - odparłem cicho, przyjmując do wiadomości informację podaną przez Ramseya. Vasyl. Syn marnotrawny, którego osobiście zabiłem nie wiedząc jeszcze, że jest ojcem Lysandry. Mojej wnuczki. Był ogniwem między nią a mną, jedynym, które nas ze sobą łączyło. I nawet jeśli ta wiedza nic by nie zmieniła, a wypadki potoczyłyby się w taki sam sposób, odczuwałem żal, który nieodmiennie maskowałem gniewem. Nie wierzyłem, że cokolwiek potoczyłoby się inaczej, nie byłem naiwny, Vasyl musiał zginąć. Chodziło jednak o coś innego, o świadomość, kogo zabijam. Zdrajcę, syna i ojca na oczach jego dziecka. Cassandra nie miała prawa odebrać mi tego kłamstwem, gdy zobowiązała się do prawdy, gdy sama ode mnie nie usłyszała ani jednego kłamliwego słowa.
- Nic tu już po nas - nie mogłem zobaczyć się teraz z uzdrowicielką, musiałem wszystko ułożyć, porozmawiać z nią na chłodno. Teraz był najgorszy z możliwych momentów, ale rozmowa była nieunikniona.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ogrody [odnośnik]26.12.17 12:04
Za każdym razem, gdy na niego spoglądał, opierał się głęboko ukrytym głosom, podpytujących go nikczemie o łączące ich podobieństwo. Nie wizualne — był przecież podobny do matki; odziedziczył po niej zimne, surowe spojrzenie, nos, kształt warg. Wiedział to odkąd odkrył prawdę — Graham po Ignotusie odziedziczył niemalże wszystko, miedzy innymi dlatego przeczuwał z kim ma do czynienia, gdy ich ścieżki skrzyżowały się po raz pierwszy. Ale było coś więcej, pewne wrażenie, którego nie umiał się pozbyć, nigdy nie wyjawione przez żadnego z nich zrozumienie i niespisany na żadnej skórze diabelski sojusz. Pakt pomiędzy ojcem, a synem, który usprawiedliwiał nieobecność jednej i drugiej strony, łączył ich więzami krwi, zależności, umiłowania do rodzinnej tradycji, choć ten młodszy z nich wciąż wiedział o niej zbyt mało. Gdyby choć trochę dopuścił owe demoniczne głosy do siebie, zrozumiałby, że Ignotus był ojcem, którego zawsze chciał mieć, i na którego by z pewnością czekał, gdyby tylko znał prawdę wcześniej. Ale nie zamierzał do tego doprowadzić — były zamknięte bezpiecznie w skrzyni, ukrytej głęboko pod powierzchnią skóry wraz z tymi wszystkimi odczuciami i emocjami, które w codziennym życiu mu zawadzały. Nie mógł pozwolić, by wyszły na wierzch, by wypełzły, zburzyłyby wszystko, co znał i na co latami pracował. Podświadomość wystarczyła do zbudowania odpowiedniego zaufania, nie musiał racjonalizować ich relacji.
Działania Cassandry go zirytowały, ale nie były niebezpieczne. Uczynienie z niego głupca było drażniące i dla niego samego, wystarczająco upokarzające, by nie miał żadnych wyrzutów sumienia z wyjawienia Ignotusowi prawdy. należała mu się, chronił sprawę, chronił i swoją wnuczkę przed atakiem wygłodniałego, umęczonego psychiczną chorobę zwierza. Powinien wiedzieć, że go zamordował i powinien odczuć ulgę; pozbawiwszy Lysandrę ojca pozwolił jej na głęboki oddech i nowe życie bez strachu i obaw, że w każdej chwili i każdym miejscu ponuracza postać zakradnie się do niej, aby odebrać jej życie. Ale tkwili w tym obaj, poniekąd oszukała ich obu, i obaj powinni trzymać jedną stronę tej sprawy. Rosier wychował go w duchu dbałości o rodzinę i swoje nazwisko, bez trudu mógł przełożyć to na siebie i swojego ojca. Jeśli Cassandra nie stanie w tym z nimi, stanie przeciwko, prędzej, czy później nauczy się dokonywać właściwych wyborów. Powinni dbać o dziedzictwo, umacniać to, co mieli, czynić silnym, aby żaden atak z zewnątrz nie mógł zachwiać wypracowanej mulciberowej równowagi. Wierny krwi, wierny poglądom, wierny sprawy, w której razem brodzili po kolana.
Uśmiech nie schodził z jego twarzy, ale w swej postawie nie górował nad starszym Mulciberem. Chodziło o coś innego, ale był przekonany, że i bez użycia słów to zrozumie. Jak równy z równym, ramię w ramię w tej i każdej innej walce. Z kieszeni szaty wyciągnął gęsto owinięty sznurkiem zwój, w którym znajdowały się informacje na temat pasożytniczej energii, którą mogliby wykorzystać, przemienić z korzyścią dla siebie. Chciał, aby zapoznał się z jego treścią i zastanowił, czy prastare wierzenia mogą wspólnie przemienić na źródło nowej, czarnej mocy. Wręczył mu go w milczeniu, nie odrywając od niego spojrzenia. Podawszy mu rękę, obaj rozpłynęli się w powietrzu, w czerniejącej poświacie, gęstniejących z każdym ruchem kłębach mrocznego dymu i wznieśli w powietrze.

| zt x 2 :pwease:



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ogrody Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ogrody [odnośnik]28.08.18 0:30
16 sierpnia

Kiedy droga matka wspomniała o prezencie i wspólnym spędzaniu czasu, w ogóle nie wzięła po uwagę pomysłu wyjścia do jakiejkolwiek instytucji kultury, a w szczególności do tej należącej do nieprzychylnie nastawionego rodu. Nie miała jednak wyjścia, wiedząc, że uporem matka przewyższała wszystkich zebranych domowników, dlatego posłusznie przygotowała się do odwiedzenia świata. Nie od dziś było przecież wiedziała, że starsza lady Carrow uważała ją, swoje najmłodsze dziecko, za małego dzikusa, który większość czasu poświęcał pielęgnowaniu koni, niźli spędzaniu czasu na zakupach a fakt, że nie wzięła udziału w wyścigu ze względów zdrowotnych zdawał się ją cieszyć, niż smucić.
Chociaż było po występie, towarzystwo wcale nie zamierzało opuścić pięknych pomieszczeń La Fantasmagorii, niezależnie od tego, jak bardzo niektórzy tego chcieli. Z początku trzymała się matki, jednak szybko udało się jej uciec. Ubrana dość skromnie, w czarną jedwabną suknię, zdobiąc łabędzią szyję zaledwie naszyjnikiem z pereł, otrzymanym w prezencie od drogiego ojca, przemierzała powolnym krokiem kręte ścieżki ogrodów. W dłoni dzierżyła zaś kieliszek wina zdobytego wcześniej w restauracji, kiedy chciała jak najszybciej oddalić się od zebranego grona dobrych znajomych rodzicielki, gotowych do składania zaręczynowych gratulacji. Nieznośnym był również fakt, że każda z nich wpatrywała się w palce szlachcianki, upatrując na nich pierścionka zaręczynowego a wszelkie tłumaczenia o nieprzewidzianych zaręczynach, nieplanowanych od początku do końca dla pokazania pozornego uczucia pomiędzy nimi, komentowały pełnym dezaprobaty cmoknięciem oraz przepełnionym litością spojrzeniem, ciążącym na barkach Aurelii aż do momentu opuszczenia pomieszczenia.
Ukojenie po nieprzyjemnym początku wieczoru odnalazła w roślinach; poprawiwszy narzucony na smukłe ramiona płaszcz, z podziwem przyglądała się rozłożystym krzakom pachnących róż. To, czego nie mogła zarzucić właścicielom obiektu to to, że nie dbali o swoje rośliny, nawet w czasach tak niepewnych, gdy natura schodziła na drugi plan potrzeb i zainteresowań. Wiedziona pokusą zbadania kwiatów, które pięknie komponowałyby się w kilku utworzonych przezeń bukietach, opuszkiem palców przesunęła po płatkach rośliny, w pewnym momencie zsuwając dłoń niżej i kując się dotkliwie w jeden z nich. Mleczną skórę ozdobiła kropla krwi, lecz nie przejmując się szczególnie tym faktem, opuściła rękę wzdłuż tułowia, nawet nie podejrzewając, że była obserwowana od krótkiej chwili.

[bylobrzydkobedzieladnie]


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.




Ostatnio zmieniony przez Aurelia Carrow dnia 31.08.18 1:36, w całości zmieniany 1 raz
Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Ogrody [odnośnik]29.08.18 1:02
Kolejna premiera skwitowana aplauzem - był w jednej z lóż, obserwował przedstawienie, racząc się pięknem tańca, scenografii i poetyckiego przesłania artystycznego widowiska. Obserwował starannie wyreżyserowaną scenę wręczenia kwiatów głównej solistce, po czym zniknął w korytarzach Fantasmagorii, kiedy widzowie powoli opuszczali salę. Nie bywał tutaj często - znacznie ważniejsze obowiązki zatrzymywały go w rezerwacie - spektakle odgrywane na deskach tutejszych scen dawały mu jednak coś na wzór artystycznej satysfakcji. Zakupił to miejsce dla swojej żony, obiecując jej uczynić je niepowtarzalnym - sama ta historia dodawała mu romantycznego czaru; na tym też miał zamiar oprzeć jego sławę. Nie pojawił się tu wyłącznie dla przyjemności - miał ważne spotkanie z gośćmi zainteresowanymi smoczymi ingrediencjami. Kiedy kurtyna opadła, wraz z nimi udał się do restauracji, dobijając intratnego targu - już wtedy kątem oka dostrzegł specyficzne damskie zgromadzenie złożone raczej z dam starszej daty - za wyjątkiem skromnej młódki sprawiającej raczej wrażenie zażenowanej komentarzami ciotek. Lady Aurelia Carrow - naturalnie, że ją poznał, była od niego parę lat młodsza, jednak już od kilku sezonów brylowała na salonach, olśniewając kawalerów na kolejnych sabatach starszej lady Nott. Niechętnie, sprawiała wrażenie raczej wycofanej i nieskorej do flirtu. A nie tak dawno temu - salony obiegła wspaniała wieść o jej szczęśliwych zaręczynach -z lordem Blackiem.
Kiedy żegnał swoich gości, pewien był, że kątem oka umknęła mu czerń jej sukni - podążył jej śladem, wolnym  krokiem - jednak prosto w jej kierunku. Zdawało się, że go nie dostrzegała, a on nie zwracał na siebie uwagi  - póki nie znalazł się tuż za nią.
- Każda róża ma kolce, lady Carrow - powitał ją rodowym zawołaniem, wyciągając w jej stronę bawełnianą, haftowaną chustę - dla otarcia krwi z dłoni. Zranienie nie było niczym poważnym, to tylko róże, pozostawione przez nie rany potrafiły być jednak dość bolesne. Nie winił ją za skuszenie się pięknem kwiatów - umyślnie kusiły rozchylonym aksamitem miękkich płatków. - Wygląda panna na znudzoną  - pozwolił sobie zauważyć, dopiero teraz kłaniając się w geście powitania przed damą, ni to mniej, ni bardziej grzecznie, niż zwyczajnie wypadało i wpisywane było w kanon dobrych manier pośród należnych im sfer. - Czyżby spektakl okazał się rozczarowujący? - Jego twarz nie zdradzała wielu emocji, nie malowała się na niej ani sztuczna troska ani zmartwienie o wątpliwości, o które właśnie zadał pytanie. Rzucał je tak naprawdę w ciemno, domniemywając słabszy nastrój, który zmusił ją do wydarcia się z ramion rodziny i udania się na samotny spacer - przyczyny upatrując raczej w towarzystwie niż w minionej rozrywce, pytanie zadane wprost byłoby jednak niegrzeczne.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ogrody [odnośnik]31.08.18 19:51
Nie wiedziała, że jest obserwowana (właściwie podejrzewała, że wokół, poza nią, nie znajduje się żadna żywa dusza; spora część miłośników baletu wolała rozejść się w swoje strony lub, by przedłużyć wieczór, zająć obite aksamitem krzesła w restauracji z kieliszkiem wykwintnego trunku), dlatego nie dziwnym była jej nagła reakcja i szybkie obrócenie się przodem do rozmówcy, jakby poczuła się przyłapana na robieniu czegoś nieodpowiedniego, wymagającego potępienia. Lecz kiedy tylko skonfrontowała spojrzenie z brązowymi tęczówkami lorda, nie pozostała wcale dłużna w przenikliwości ów spojrzenia, ciesząc się nawet w głębi ducha, że wpadła akurat na tego przedstawiciela rodu, najmniej uciążliwego i męczącego już wystarczająco udręczoną duszę.
Lordzie Rosier – ukłoniła się kurtuazyjnie w odpowiedzi, zaraz potem przecierając skaleczony palec chustą; zranienie nie było głębokie, na szczęście nie było też bolesne, choć zdawała się nie zwracać na nie najmniejszej uwagi. Podziękowała jednak za zaoferowaną pomoc, nawet jeśli wynikała ona ze zwykłych, obowiązkowych manier.
Wielka sztuka wymaga kontemplacji nie tylko w trakcie, ale i po – odparła, zauważając nagły odpływ sił witalnych; kolejny w ostatnim czasie – a najlepiej kontempluje się w samotności, z daleka od tłumów, nie sądzi lord? – Uśmiechnęła się lekko, sugerując, że rzeczywiście powodem ucieczki było towarzystwo, nic innego; nie wypadało jednak mówić o tym wprost, gdy starała się być życzliwa dla każdej ze swoich dobrych ciotek, a w szczególności osobie niespecjalnie znajomej.
Zazdrość to cecha niewskazana, ale muszę przyznać, że nigdy nie widziałam tak zadbanych roślin. – Zaczęła neutralnie, ponownie zwracając wzrok na krzewy kwiatów. Duże skupisko czerwonych róż przeplatanych pojedynczymi sztukami w jaśniejszym odcieniu stanowiło przepiękny element wizualny ogrodu, karmiący oko szczególnie kogoś takiego jak ona; poza aetonanami zajmowała się przecież tworzeniem florystycznych kompozycji, lecz nigdy nie używała w nich róż. Tych w swoim ogrodzie nie posiadała, domyślając się, że główną rolę odgrywało skojarzenie ich z nieprzychylnie nastawionym rodem, bo innego powodu awersji do tych kwiatów nie potrafiła odnaleźć. – Jak się miewa małżonka? – Spytała grzecznie, słysząc wieści o kruchym zdrowiu Evandry.


FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.


Aurelia Carrow
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5614-aurelia-carrow https://www.morsmordre.net/t5754-blawatek#135744 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t5755-skrytka-bankowa-nr-1386#135745 https://www.morsmordre.net/t5756-aurelia-carrow
Re: Ogrody [odnośnik]12.10.18 19:17
Uśmiechnął się samym kącikiem ust, słysząc jej odpowiedź - prawdziwą czy nie, z całą pewnością bardzo zręczną i zgrabną; przepadał za rozmowami z kobietami, które dorównywały mu tempa, błyszcząc nie tylko urodą, ale i intelektem - i srebrem ust.
- Trudno zaprzeczyć - przyznał bez zawahania, skinąwszy lekko głową. - Cisza pozwala skupić myśli, czyż nie? Proszę o wybaczenie - obcesowo zaburzyłem tę spokojną chwilę zadumy. Skoro jednak już to uczyniłem - czy zechce mi lady zdradzić refleksje? Najcenniejsza myśl nie znaczy wiele, jeśli nie ukaże się nigdy światu - Nienachalnie badał spojrzeniem jej twarz - uśmiechnięte usta i oczy, w których jednak prócz życzliwości nie odnalazł innych emocji. Powiódł za jej spojrzeniem na pobliskie krzewy, choć od urodzenia widywał je dzień po dniu, nie przestawały wzbudzać u niego zachwytu - nie mógł winić jej za pazerność, która wywołała na jej dłoni ranę. Sięgnął ku pobliskiej gałęzi, z wyuczoną ostrożnością zrywając jeden z pełniejszych, czerwonych jak krew na trzymanej przez nią chuście kwiatów. Tylko ignorant nie doceniłby ich piękna.
- Moja babka, niech Merlin otoczy opieką jej wyjątkową duszę, zawsze twierdziła, że są karmione pasją i emocją - Miłością, choć mówienie o niej wprost byłoby niezręczne przy młodej lady. - Więdną, gdy zostaną od nich odcięte, schną, gdy wokół brakuje siły ducha. Dlatego udają niedostępne, chcą wzbudzić gniew lub lęk - Ostrożnie obrócił w ręku gałązkę róży, zręcznym, wprawionym ruchem drugiej ręki zrywając zeń kolejne kolce. - Sekret ma ponoć tkwić w tym, by rozumieć ich mowę - Nie wiedział tego na pewno, ale opowieść babki doskonale wpisywała się w rodzinne baśni.
- Moja droga Evandra - doskonale - skłamał bez zająknięcia, Evandra nie czuła się dobrze. Stan brzemienny przy jej zdrowiu był wyzwaniem, ale liczyli się z tym od początku. Gra pozorów musiała trwać, lady Rosier musiała być silna: nie chciała słyszeć współczucia ani żalów. - Dziękuję za pamięć - kontynuował, tym samym lekkim tonem - Doszły mnie słuchy, że i panna planuje wesele. Ciężko jest poskromić mężczyznę, który lubuje się w towarzystwie kobiet niskiego urodzenia, ale jestem pewien, że lady olśni Alpharda całą swoją osobowością. - Wręczył towarzyszce różę, oskubaną już z kolców - bezpieczną.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ogrody 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach