Wydarzenia


Ekipa forum
Wyjście z kanałów
AutorWiadomość
Wyjście z kanałów [odnośnik]17.07.17 2:12
First topic message reminder :

Wyście z kanałów

Odór nie tylko zastałej i zastygłej w błocie wody, ale rozłożonych resztek jedzenia, szczątków małych zwierząt i przede wszystkim szlamu, to podstawa, którą każdy wyczuwa, próbując przedostać się przez kanałowe przejście.
Łukowate, ale niskie sklepienie ciągnie się przez kilka metrów od ciasnego wyjścia. Ściany oblepione śliską materią zmurszałych glonów i skraplanej wody, idącej z oddalonego portu. Dno zaścielone jest stojącą wodą, a chlupot zamulonej, chwilami gęstej wody towarzyszy każdym krokom potencjalnego przechodnia. Zazwyczaj zalegająca brejowatą mazią, kanałowa ścieżka miewa miejsca głębsze, każące zanurzyć się przynajmniej do pasa w śmierdzącej brei. Od czasu do czasu można znaleźć nadpróchniałe deski, które ktoś zapobiegawczo ułożył dla mniej mokrej podróży.
Spostrzegawcze oko może od czasu do czasu dostrzec na ścianach niewyraźne, bordowe ślady, czy też dziwne nacięcia, odłupywane fragmenty skalne. Tylko zaznajomieni ze światkiem przestępczy wiedzą, że prowadzi tędy jeden z wielu przemytniczych szlaków. Równie brudnych... co śmierdzących.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 02.11.18 16:26, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyjście z kanałów - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]04.11.18 18:38
Słyszał ich dźwięk. Wyrażany pod postacią inkantacji. Znał je dobrze. Znał je jakby na pamięć, choć nigdy dotąd nie zrobił nic, aby zrozumieć, co właściwie oznaczają. Powtarzane jak mantra, powtarzane w kółko, tuż nad jego głową, nad uchem. Magia, której nigdy nie pojął, daleka, znajdująca się poza jego zasięgiem. Słyszał te same głoski tańczące na jego piersi, po których spokój jakby wnikał w jego ciało. Przeskakiwał synapsa po synapsie, krążył siatką cienkich nerwów, aż docierał do mózgu i informował go, że już jest wszystko w porządku, że już będzie tylko dobrze. Że może być spokojny. Tylko dźwięk głosu się nie zgadzał. Sposób dzielenia słów, wyrażania inkantacji. Nie zgadzał się potem też zapach. Nie było ani szałwii, ani bergamotki, ani miodu, ani mięty. Był za to nieprzyjemny smród wilgoci, stęchlizny. Czuł się mokry, brudny. Włosy lepiły mu się do czoła, a materiał stroju do podrażnionej skóry. Pomiędzy nią, a koszulą znajdowały się jakieś drobiny, które wgniatały mu się w plecy nieprzyjemnie. Po skroniach spływała woda, wprost do uszy i za nimi, smyrając go przy tym lekko. Rozchylił oczy powoli i lekko, przyglądając się spod wpółprzymkniętych powiek najbliższemu otoczeniu, czernią, głębią przed sobą, ciemnością. Czuł się źle. Czuł się jak uszkodzona materia, niezdatna do samodzielnego życia, wadliwa, pełna ubytków, których nie potrafił wyczuć, ani nad nimi zapanować. Jakby znalazł się nagle w obcym ciele, jakby coś zjadało go od środka.
Nie znajdował się w Mungu. Nie rozpoznawał tego miejsca, prawdopodobnie nie był tu nigdy wcześniej. Przypominało coś, gdzie największym zagrożeniem będzie napadniecie przez bandytów, ale i to w tej chwili jawiło się jak poważne zagrożenie. Czuł się z każdą chwilą coraz gorzej. Nie wiedział, co się stało, jak tu trafił. Nie wiedział, jak zakończyła się walka, gdzie podział się Wright i Weasley. Obrócił głowę, dłonią próbował odszukać różdżkę, z którą się nie rozstawał, ale nie było jej nigdzie. Podniósł głowę, obrócił się — choć z trudem — na bok, z gardłowym warknięciem. Wymagało to od niego sporo siły, zakręciło mu się w głowie. Dostrzegł dziewczynę, zajmującą się Magnusem. Przyjrzał jej się, była sama.
— Kim jesteś?— spytał słabo, wspierając cały swój ciężar na lewym łokciu. Powoli podniósł się do pozycji siedzącej, rozglądając ukradkiem za różdżką. Źle czuł się bez niej. — Gdzie jesteśmy? Co się stało? — Musiał się tego dowiedzieć, nim cokolwiek postanowi. Spojrzał po sobie - jego koszula była rozerwana, ale pierś, choć mokra, brudna z zaschniętej krwi, wyglądała dobrze. Jakby mógł lada moment wstać i wrócić do walki.

| 61/215 cięte (4), zatrucia (140), tłuczone (10)



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Wyjście z kanałów - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]04.11.18 19:50
Nie miała pojęcia ile czasu minęło. Po szyi i czole spływały jej kropelki potu, a duszna atmosfera i okropny zapach bynajmniej nie wspomagały cyrkulacji powietrza w kanałach. Dziewczyna zrzuciła z siebie płaszcz i podwinęła spodnie by dać ciału, chociaż odrobinę przewiewu. Mimo wystąpienia kilku anomalii Cecily udało się przywrócić obu mężczyzn do przytomności, więc mogła teraz wziąć sobie chwilę należnego oddechu. Chociaż wymagało to od niej ogromnego wysiłku, efekty stanowiły wystarczającą nagrodę. Z zadowoleniem zauważyła też, że bezproblemowo poradziła sobie ze zdjęciem Petrificus Totalus, oraz jego wykryciem. Po raz kolejny sprawdzało się tutaj przysłowie, praktyka czyni mistrza, nawet ze średniorozgarniętego czarodzieja. Wyciągnęła ręce do góry i złączyła je w palacach, żeby rozprostować zasiedzone kości. Była to też idealna okazja do przyjrzenia się całej sytuacji dokładniej. Z pewnością nie miała tu do czynienia ze zwykłym wypadkiem. Tak duży splot okoliczności istniał tylko w wyobraźniach magicznych bajkopisarzy. Wyrzuceni przez fale wody w kanalizacji, ubrani w już rozerwane na strzępy, ale i tak, szaty dobrej jakości – nie byli przypadkowymi przechodniami. Niewiele było rzeczy, które wyzwalały w pannie Hagrid strach. Zwyczajnie zastanawiała się, czy teraz skoro doprowadziła obojga do akceptowalnego stanu, przypadkiem nie ryzykowała sprowadzenia ich kłopotów na samą siebie. Oczywiście, podstawowa pomoc była przydatna, ale obu panom brakowało jeszcze wiele do całkowitej sprawności. Cily miała nadzieję, że zgodzą się wraz z nią grzecznie dotrzeć do Munga i nie będzie musiała wygłaszać wyuczonej na kursach tyrrady odnośnie bezpieczeństwa i jakości lokalnej opieki medycznej. Wielokrotnie miała do czynienia ze skrajnymi przypadkami, najczęściej starych czarodziejów, ale zdarzali się też młodsi ranni, całkowicie odrzucających możliwość udania się do lekarza. Powodów bywało wiele. Oczywiście, mogli zwyczajnie nie wierzyć w jakość usług uzdrowicieli i dlatego kategorycznie odmawiać podróży. Częściej jednak chodziło o prywatne pobudki. Rzeźmieszkowie zajmujący się na co dzień szemranymi interesami, w wyniku których odcięto im palec lub inną kończynę, pokątni alchemicy i inne typy spod ciemnej gwiazdy. Persony te unikały szpitala jak ognia, przysparzając ratującym ich sporych problemów administracyjnych. Nie wspomniawszy już o zagrożeniu życia medyków. Ci tutaj nie wyglądali wprawdzie na pierwszych lepszych złodziejaszków, ale daleko im było do ucieleśnień aniołów. Inna sprawa – pojedynek. Cecily nigdy jeszcze nie widziała tak poważnych obrażeń od uroków używanych do walki. Nie była ratowniczką długo, ale widok ten przyprawiał ją o dreszcze. Z kim toczyli walkę? Czy tamci przeżyli? A może kwestią czasu jest kolejne wezwanie do łatania jakiś omdleńców? No i oczywiście, nie mogła zapomnieć o jednym pytaniu, czającym się gdzieś z tyłu głowy, w artykłach różnorakich gazet, podszeptach kumoszek dyskutujących gdzieś w kawiarni. O co właściwie walczyli?
Z zamyślenia wyrwał ją cichy, gardłowy jęk. Wyglądało na to, że poszkodowany nareszcie się obudził. Zerwała się z ziemi i ruszyła w jego stronę, kucając obok czarodzieja i przyglądając się uważnie efektom zaklęć leczniczych.
- Cecily Hagrid, ratownik Czarodziejskiego Pogotowia, do usług. – Odpowiedziała dziarsko, dodając nawet lekki uśmiech dumy, z tak wzorowego poradzenia sobie w trudnej sytuacji. Jeśli teraz mnie zabiją, przynajmniej umrę z czystym sumieniem, że dałam z siebie wszystko.
Rozglądnęła się po kanałach, przykładając do brody zwiniętą pięść w geście zastanowienia.
- Wygląda na to, że jesteśmy w kanałach. – Stwierdziła z prostotą, ale jednocześnie zmarszczyła zmartwiona brwi.- Ma pan kłopoty z pamięcią? Miałam nadzieję, że to pan mi powie co się stało... – Zapytała nieco zaniepokojona, ale zachowując radosny ton. Nie było sensu dodatkowo go niepokoić. – Pamięta pan swoje imię? Miejsce zamieszkania, lub zawód? – Rzeczywiście, wszystko układało się zbyt wspaniale, żeby coś jeszcze się nie zepsuło. Gdyby biedaka dosięgła dodatkowo amnezja, Cecily musiałaby wyłożyć wszystkie swoje uzdrowicielskie umiejętności na stół.
|Magnus: 93/280 elektryczne (20), cięte (19), tłuczone (3), zatrucia (140), psychiczne (5) [Petrificus Totalus zdjęte]
|Ramsey: 61/215 cięte (4), zatrucia (140), tłuczone (10)


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wyjście z kanałów - Page 2 Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]05.11.18 20:42
Dotknął dłonią piersi, badając, czy jest prawdziwa, czy wszystkie żebra pod skórą są na miejscu, czy to jego własne ciało, czy obce, cudze, niechciane. Nie podwinął rękawa prawej ręki, by spojrzeć na Mroczny Znak i upewnić się, że wszystko jest tak, jak być powinno; nie mógł uczynić tego przy niej, powstrzymał instynktowny odruch, siadając i opierając się o lodowaty beton. Jego chłód przeszył go na wskroś, wywołał ciarki na plecach, dreszcze. Pot spłynął mu ciurkiem wzdłuż kręgosłupa. Rozglądał się w koło, gorączkowo, słabym wzrokiem sunącym, jak cień po mokrym wnętrzu kanału, w którym zalegały resztki wody, szukając swojej różdżki, która powinna gdzieś tu być. Być może zniknęła pod taflą śmierdzącej wody, pełnej resztek jedzenia, śmieci, zginęła gdzieś po drodze - jakkolwiek się tu dostali. Wyciągnął ręce i włożył je do ciągnącej się wąskiej kałuży. Prócz szczurzych kostek, nie odnalazł niczego interesującego. Dziewczyna, która kucnęła przy nim dopiero po chwili go zainteresowała. Wiedział, że mu pomogła - była przysłana przez kogoś, przybyła z Munga. Wiedział, że teraz z pewnością tak nie wróci, będą musieli oddalić się od szpitala jak najdalej. Teraz to najważniejsze, teraz, gdy są tak osłabieni. Zaintrygowała go. Jej nazwisko. Spojrzał na nią, kiedy się przedstawiła i powstrzymał głuche westchnięcie. Znał jednego Hagrida, znał ze szkoły, pamiętał kim był i co robił. Pamiętał, jak został wydalony z Hogwartu za trzymanie groźnej bestii, a raczej, jak to wszystko zostało skrzętnie ukartowane przez Tego, Którego Imienia dziś Nie Wolno Wymawiać. To nazwisko nie było mu przychylne, nie wróżyło wielkiej pomyślności. Musiał poradzić sobie sam, wybrnąć z sytuacji tak, by uniknąć dodatkowych szkód. Zmierzył ją spojrzeniem dobiegającym z mętnych, jasnych oczu. Biała były pożółkłe i przekrwione od krążącej we krwi trucizny, od wężego jadu, który szczęśliwie nie zatruwał ich organizmu silniej. Nie odpowiedział jej uśmiechem. Był zbyt słaby i zmęczony, by udawać w tej chwili — musiał myśleć o przetrwaniu, o tym, jak się stąd wydostać, wrócić do domu, zaszyć się w czterech ścianach. Choć i tam nie był bezpieczny, nie w tym stanie. Jeśli śledztwo już się toczyło w każdej chwili jego mieszkanie mogli zabezpieczyć aurorzy. Powinien zniknąć.
— Vasily — przedstawił się, kiedy powiedziała już wszystko, co miała do powiedzenia. Pokiwał głową słabo na znak, że pamięta. Nie zamierzał jednak zdradzać jej szczegółów, nie musiała wiedzieć. Kiedy poda jego dane nie powinni podważyć jej słów. Nikt nie wiedział, że jego brat nie żyje. — Zaatakowali nas — odpowiedział jej jeszcze, obracając się w kierunku Magnusa. Zebrał się w sobie, aby zbliżyć się do niego na kolanach i go przeszukać. Szybko natrafił na swoją maskę. Obrócił się lekko, by sprawdzić, czy dziewczyna za nim mu się przygląda. Korzystając z rozmiarów luźnego, choć mocno potarganego płaszcza, zabrał maskę i schował ją do kieszeni. Odszukał też swoją różdżkę, którą zamknął w mocno zaciśniętych palcach, a później wymierzył Magnusowi siarczysty policzek, by się ocknął. Nie pora na leżakowanie. Odpocznie, gdy trafi już do swojego wielkiego dworu, gdzie zagubi się na wiele dni, gdzie padnie nieprzytomny i zregeneruje swoje siły. Tu nie byli bezpieczni. Mogli ich szukać. Nie wiedział, jak zakończyła się ta walka.
— Dobry z ciebie dzieciak. Ale musisz zrobić coś jeszcze — odpowiedział jej, oglądając swoją różdżkę. Sprawdzając, czy nie jest zniszczona, nadłamana. Powoli spróbował się podnieść, podpierając ręką o ścianę. — Zdasz w protokole, że nie przeżyliśmy. Naszymi ciałami zajęli się bandyci, a ty musiałaś uciekać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Wyjście z kanałów - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]09.11.18 19:08
Pierwsze na myśl przychodziło jej porównanie do wypożyczanych z biblioteki starych książek naukowych. Te używane przez pokolenia adeptów uzdrowicielstwa charakteryzowały się pomocnymi dopiskami, strzałkami i ręcznie rysowanymi schematami, dla ułatwienia życia czytającemu i zarazem ku uciesze kolejnych studentów.
- Vasily? I nic więcej mi nie powiesz, rozumiem? - Takie wrażenie właśnie sprawiał Vasily. Kimkolwiek był skrywał pełno sekretów i nadpisanych przez doświadczenia zagadek. Podobnie jak trudny naukowych żargon, nie dało się go szybko odczytać, a tym bardziej już zrozumieć sens poczynań. Cecily była inna, dzieliło ich zresztą dziewięć lat żmudnie zbieranych chwil. Jej książka pachniała nowością i zachęcała do czytania, nienadszarpnięta przez obce ingerencje dusza wciąż jeszcze żywiła nadzieję do ludzi, którą większość realistów dawno już zatraciła. Chociaż istotnie mogła sprawiać wrażenie młodej trzódki, nie była naiwna. Krótkie, ale intensywne przeżycia dały się dziewczynie we znaki i podchodziła do obcych ludzi z bezstronną energią, owszem, mając jednak w pamięci jak okrutni potrafią być. W milczeniu obserwowała jak zbliża się do drugiego leżącego i obszukuje go. Mogła mieć tylko nadzieję, że się znali i byli po jednej stronie barykady. Chwilę grzebał po jego kieszeniach, aby następnie, ni stąd ni zowąd wymierzyć nieprzytomnemu siarczyste uderzenie w policzek. Czyli się znają.
- Wiesz, że istnieją lepsze sposoby na ocucenie go? Idziesz na łatwiznę. – Stwierdziła zdawkowo, wciąż pilnując by ciało nie zdradziło rosnącego niepokoju i pozostawało rozluźnione. Otrzepała się z błota, wstała i odkleiła mokrą od potu koszulę od klatki piersiowej, by dać sobie odrobinę przewiewu. Na szczęście peleryna nie przylegała ściśle do rękawów, toteż z łatwością, podczas gdy brunet zajęty był swoim towarzyszem, ona sama zdołała dyskretnie wsunąć własną różdżkę w rękaw koszuli. Przezorny zawsze ubezpieczony. Nie zamierzała oczywiście nikogo atakować, wystarczył rzut okiem żeby wiedziała, jakie są jej szanse. Chociaż osłabieni, oboje czarodzieje zdawali się znacznie potężniejsi od panny Hagrid. I zdolni do wielu rzeczy. Mimo tego, że Cily wierzyła, iż na coś trzeba umrzeć, to nieszczególnie uśmiechała się ratowniczce wizja dołączenia do gnijących zwłok w brudnej wodzie. Mało heroiczne, ale i tak śmierci się zdarzają. Nigdy nie wiesz, kiedy się to stanie się. Prędzej czy później, w najbardziej nieprzewidywalnym momencie.
W milczeniu pokiwała głową analizując te dwa proste słowa: Zaatakowali ich. Nie widziała sensu w dociekaniu szczegółów, tak czy siak nie uzyskałaby więcej informacji, a nawet jeśli coś by powiedział, nie miała żadnej gwarancji o prawdziwości słów. Obserwowała z założonymi rękami jak Vasily bada swoją różdżkę z nabożną wręcz ostrożnością. Wyglądała niesamowicie i w niczym nie przypominała tej należącej do Cecil. Nigdy zresztą nie spotkała się z kimś kto posiadał, jak ona drzewiec z mango – wyjątkowo nietypowej na ich strefę klimatów rośliny. Nigdy nie zapomniała słów sprzedawcy, kiedy poczuła przyjemne, mrowiące ciepło w dłoni podnosząc ją z pudełka. Taka różdżka wybiera nieustraszonych i żądnych wrażeń. Uważaj jednak czasami brakuje im zdrowego rozsądku, dlatego szczególnie musisz baczyć na własne postępowanie. Życie na krawędzi ma swoje plusy, ale każda krawędź kiedyś się kończy.
Skrzywiła się na słowo „dzieciak” skierowane w jej stronę. Słyszała je już wielokrotnie, od wielu ludzi. Lekceważące, zbywające, jak machnięcie ręką na irytującą muchę, która lata komuś obok ucha. Tak zwracali się do niej niektórzy wykładowcy lecznictwa, kiedy widzieli, że ma trudność z jakimś tematem, to słyszała na miejscach wypadków, od starszych ratowników mówiących jej by trzymała się z tyłu i nie przeszkadzała. Nie odpowiadała wtedy słowami, zawsze wybierała wówczas milczenie. Zupełnie satysfakcjonowały kobietę ich miny, kiedy pisała egzamin na jeden z najlepszych filmików, biegała do rannych szybciej niż reszta i sprawniej zabezpieczała rany.
- Nic nie muszę, wszystko mogę. – Odpowiedziała mu powoli, spokojnym tonem, patrząc się prosto na mężczyznę. Nie znała go. Nie wiedziała nic. Co robił, dlaczego, czy przysłużył się komukolwiek innemu niż samemu sobie. Czy miał żonę, rodzinę, o którą się troszczył? A może należał do tych kroczących przed siebie w samotności. Jak ja. Niezależnie od tego, jaka była prawda, Cecily kierowała się jedną zasadą: Nie oceniaj ludzi, jeśli nie znasz ich myślenia i wartości, które wyznają. Dla nich Ty też możesz być głupcem.
- Mogę to zrobić, ale potrzebuję, żebyś coś mi obiecał. Jedna drobna obietnica dla nic nieznaczącego dzieciaka.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wyjście z kanałów - Page 2 Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]12.11.18 12:24
Nie odpowiedział jej w żaden sposób, nawet wzrokiem innym niż dotychczas. Uniósł tylko tylko spojrzenie szarych oczu na jej młodą, wręcz dziecięcia twarzyczkę. Wydawała mu się tak młoda, że aż trudno było uwierzyć, że była uzdrowicielem. Na pewno licencjonowanym. Wiedziała, że nie odpowie, nie zdradzi swej tożsamości, personaliów. Nie zamierzał ukartować swej śmierci, ale nie chciał, aby jego nazwisko rozbrzmiało w aktach, by przemykało pomiędzy rozmowami w Mungu. Nie dziś, gdy musiał wrócić do domu i nabrać utraconych sił. Aurorzy już wszczęli śledztwo w jego sprawie, pójdą za ciosem, będą działać szybko — on na ich miejscu właśnie tak by zrobił. Potrzebował czasu i zamierzał go sobie kupić w tej chwili, a może wziąć bezczelnie na kredyt u tej młodej dziewczyny. Zatrzymał tą chwilę na moment, zamroził ją pomiędzy nimi, uważnie wpatrując się w jej tęczówki. Patrzył na nią tak, jakby czekał na jej ruch, a przecież było odwrotnie. Szukał w jej twarzy zapewnienia, że nie uczyni nic wbrew niemu, że go nie zdradzi, że pomoże w sposób, jaki jasno określił.
Magnus był nieprzytomny — nie budził się, nie reagował na jego próby ocucenia. Zacisnął zęby, czując lekką irytację tym faktem. Nawet gdyby chciał go przenieść za pomocą magii, nie miał na to wystarczających sił, podobnie jak na zaciągnięcie go gdziekolwiek bez niej. Zerknął przez ramię na dziewczynę, ale jej użycie również nie wchodziło w grę. Nie był w stanie wziąć ją pod kontrolę. Był wyczerpany, doskwierały mu dreszcze. Cokolwiek się wydarzyło w Mungu odczuwał tego skutki.
— Obudź go — bo on sam nie był w stanie. Rowle leżał rozłożony na ziemi, zupełnie nic nie robiąc sobie z niebezpieczeństwa, jakie im groziło. Jeśli Weasley i Wright powstrzymali anomalię, jeśli wyszli z tego starcia cało, z pewnością uczynią wszystko, aby ich odszukać. Wiedzieli, że im szybciej ruszą na poszukiwania tym większe szanse na to, że ich dopadną, a zgłoszenie do Munga, na które odpowiedziała towarzysząca im uzdrowicielka łatwo ich doprowadzi do celu. Czas działał na ich niekorzyść, musieli szybko się stąd wydostać.
Mała, szczwana i butna. Tak właśnie o niej pomyślał, kiedy znów się odezwała. Powstrzymał chęć wywrócenia oczami — kontrolował siebie i swoje emocje, musiał kontrolować również mimikę. Tylko ona w tej chwili mogła im pomóc i jej życzliwość i kierunek rozwoju tej rozmowy zadecydują o tym, co się wydarzy za kilka, kilkadziesiąt minut. Oparł się ręką o wilgotny mur, zakręciło mu się znów w głowie, lecz skierował się twarzą w jej stronę. Oddychał powoli, spokojnie, ale niepokój szalał w nim, jak dopiero co zainicjowana burza.
— Oczywiście, możesz— poprawił się łagodnym tonem, nie próbując na niej niczego wymuszać. To źle by się skończyło. Po jej słowach już wiedział, że owa jedna drobna obietnica wcale taką nie będzie. Obejrzał się na Magnusa, z nadzieją, że siłą woli uda mu się go ocucić, by mogli spróbować zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu. Nie mógł pozostawić go na pastwę losu. — Co to takiego? Nie lubię składać obietnic, których nie mogę spełnić — skłamał gładko, zamierzając tymi słowami wzbudzić jej zaufanie. Zbliżył się do niej powolnymi krokami, cały czas podpierając się dłonią o ścianę. Włożył sporo wysiłku w to, by jego twarz wyglądała jak twarz ofiary, kogoś, kto boi się o własne życie i patrzy na nią z nadzieją, że pomoże odmienić los.
— Cecily — podjął cicho, wzdychając tuż po tym. Wokół było zimno i wilgotno, ale czuł ciąg powietrza, wiatr. Próbował wypatrzyć ponad jej ramieniem to, co czaiło się po drugiej stronie, ciemności, dokąd wychodził kanał.— Możesz mnie całkowicie uzdrowić?— Spojrzał znów na nią. Kiedy stanął przy niej zdał sobie sprawę, że wcale nie była taka mała. Stojąc wyprostowana była niespełna głowę niższa, a nawet nie. Nie wiedział, co mu dolega, ale ona na pewno znała odpowiedź na to pytanie. Może ocknął się byt wcześnie  — Nie czuję się najlepiej.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Wyjście z kanałów - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]17.11.18 0:09
To działo się szybko. Błysk zaklęcia, różdżka niosąca zapomnienie, unicestwienie. Potrafił wyobrazić sobie szok malujący się na swej własnej twarzy, kiedy promień urok ugodził wprost w jego pierś, kiedy zamiast zderzyć się z mgłą, nieuchwytnym dymem, starł się z jak najbardziej fizyczną materią. To on poległ, on, chociaż swych przeciwników miał za proch, kurz osiadający na obuwiu i przeganiany z nich szczotką ulicznego pucybuta. Zanim otworzył oczy, zbierał strzępki swojej pamięci we względną całość, usiłując odtworzyć przebieg wypadków. Kaftan bezpieczeństwa leżący w kałuży wody. Dwójka intruzów, walka, węże. Chyba zmarszczył brwi - tak, to był ten gest. Rozdzielili się z Mulciberem, zarośnięty olbrzym o wyjątkowo brzydkiej mordzie ściągnął na nich całe cierpienie, jakie zadali parszywemu, śmierdzącemu Weasley'owi. Uciekał? Musiał, nie miał wyboru. Nie, przecież nie zostawiłby tam Ramseya. Był za dobrze znany w biurze aurorów, zbyt pożądany przez Zakon Feniksa. Wiedział już, że zaryzykował, żeby go wyciągnąć, zebrać choć tyle, ile mógł, różdżkę, maskę Śmierciożercy, najbardziej obciążające dowody.
I odpłynął. Przed nim wciąż majaczyły odpychające gęby Zakonników, nieprzytomne ciało Ramseya, on sam tkwił w sztywnym kokonie, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Ale zaczynała mu doskwierać niewygoda, pod nim robiło się coraz zimniej i bardziej wilgotno, odchodząc nawet od żałosnych standardów Świętego Munga. Otworzył się i począł słuchać, najpierw wyłapując serię szumów, delikatnego falowania, aż w końcu rozpoznał dwa głosy. Męski i żeński, ten drugi szepczący i kojący, choć twardy i pewny. Dziecięcy, ale bliski temu, jaki słyszał wielokrotnie odpoczywając w lecznicy Cassandry. Wszystko było dobrze? Drgnął, rozbudzony gwałtownie uderzeniem, jedno, drugie, rozwarł oczy i poderwał się gwałtownie w górę - do pozycji półleżącej, na tyle starczyło mu sił. Nie zdziwił się wcale, widząc nad sobą Mulcibera, rzut oka poza, na krajobraz starczył, by rozeznać się w sytuacji.
Znowu to robisz - warknął, odpychając go od siebie. Miał już swoją różdżkę, wspaniale, czyli gdy leżał nieprzytomny Ramsey swobodnie go sobie obadał, by następnie dokonywać dalszych aktów sadystycznych. Pieprzony perwers. Spróbował wstać, lecz solidny zawrót głowy usadził go w miejscu, na śliskim i dość obrzydliwym brzegu kanału. Jego szata przesiąknęła dość osobliwym zapachem, wolał nie zastanawiać się, jak cuchną jego włosy, które zetknęły się z omszałą naleciałością na kamiennej ziemi.
-Kim jesteś? - spytał dość obcesowo młodą dziewczynę, gdy ta znalazła się w polu jego widzenia. Z różdżką na podorędziu, to on musiała szeptać zaklęcia lecznicze, Mulciber tych nigdy się nie nauczył i na Merlina, dawno już przeszedł mutację - czemu nam pomagasz? - oczy Rowle'a zwęziły się podejrzliwie. Nie wierzył w bezinteresowne gesty, empatia zawsze domagała się odwzajemnienia.
-Musimy się stąd zabierać - rzucił w kierunku Mulcibera. W ich organizmie krążył jad, jeśli chcieli się go pozbyć, musieli zażyć eliksir. Koniecznie i bezzwłocznie, powątpiewał, by taki specyfik znajdował się w torebce miłosiernej Samarytanki. Nie mieli też pewności, czy nagle znikąd nie pojawi się tu drużyna Zakonu, niosąca kaganek sprawiedliwości. Psiakrew, krew już tutaj była, ale podnoszenie różdżki na młodziutką dobrodziejkę niosło ze sobą za duże ryzyko. Szybciej.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyjście z kanałów - Page 2 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]25.11.18 15:17
Zaczynała już tracić sens całego tego wydarzenia, gubiąc się w kolejnych tajemniczych skrawkach, jakie wyciągała podczas rozmowy z obcym. Nie było sensu grać w żadne gierki, miała do czynienia ze znacznie groźniejszymi zawodnikami od siebie samej. Patrzyła obojętnym wzrokiem na Vasilijego, zaciskając usta w kreskę, gdzieś w głębi podejmując ważne dla ich obu w obecnym momencie decyzje. Łatwo było nadać komuś odpowiednią kategorię i zaszufladkować, na zawsze dając sobie spokój z odpowiednim osądem. Cecily nie potrafiła określić jak długo już tkwili w zgniłym kanale, ale bez wahania na pierwszy rzut oka mogła powiedzieć, że ma do czynienia z czarodziejami pochodzącymi z zupełnie obcego jej świata interesów, o których nie miała pojęcia. Dalsze brnięcie w pogaduszki, albo próby wyciągnięcia informacji najpewniej nie przyniosłyby żadnych skutków, biorąc pod uwagę to niepokojące uczucie, jakie przenikało ciało kobiety, od karku wzdłuż linii kręgosłupa, kiedy oboje mierzyli się spojrzeniami. W tym człowieku czaiło się coś nieokreślonego, ale szalenie niebezpiecznego, tyle mogła powiedzieć. Mimo ewidentnego wyczerpania organizmu, co łatwo dało się zauważyć poprzez targające jego ciałem dreszcze i wciąż widoczne rany, nie poddał swojej maski, zachowywał nadzwyczajną ostrożność, zupełnie jakby lata praktyki przyzwyczaiły go do zachowywania się w podobnych sytuacjach. Ciało Cecily napięło się niczym struna, kiedy tamten powoli ruszył w jej stronę, cały czas podpierając się ręką o mur. Na jego twarzy widać było cierpienie, ale prócz tego było tam coś jeszcze... Przerażająco, bo tak pewna, samoświadomość.
- Powinien obudzić się za kilka chwil. – Powiedziała cicho. Igrała z ogniem, wiedziała to. Nawet przygaszonym płomieniem można się łatwo sparzyć. Wyglądasz na takiego, który w ogóle nie lubi składać obietnic. – Dodała, nie odwracając wzroku. Wielu ludzi brało ją za kogoś prostego, łatwego w manipulacji. Czasami im się to udawało, wykorzystać jej serce, ukierunkować uczucia, ale w większości przypadków lekceważyli jedną słabość Cecily, która wielokrotnie już okazywała się zarazem największym z jej atutów. Szczerość. Przezwyciężając niepokój zerknęła ponownie na klatkę piersiową Vasilijego, z zadowoleniem widząc porządnie gojące się rany. – Nic więcej nie mogę poradzić w obecnej sytuacji, przykro mi. – Przyznała bez ogródek, maskując zmartwienie w głosie. Niezależnie od tego, kim był ów mężczyzna, zarówno jego, jak i drugiego poszkodowanego czekały godziny okropnych męczarni, dopóki nie dostaną antidotum na truciznę. – Ugryzień nie da się tak szybko uleczyć, toksyna już płynie  w waszych żyłach. – Chwyciła nadgarstek mężczyzny i pokazała mu ślad po zębach węża, dookoła których powstał niezdrowo wyglądający rumień, w miarę rozszerzania się czerwonych okręgów zmieniający kolor na siny fiolet. – Musicie znaleźć dobrego magimedyka, który zna się na zatruciach i alchemika mogącego dostarczyć wam odpowiedni eliksir. – Kiedy tak tłumaczyła mu co powinien dalej zrobić, zauważyła ruch w mętnej wodzie. Drugi z obcych wreszcie się obudził, nieomieszkając poinformować o tym całe otoczenie swoim silnym tonem głosu.
- Możesz mi mówić per „Wybawicielko”, ale Cecily też ujdzie. – Stwierdziła i wzruszyła niewinnie ramionami. – Nie mogłam wam nie pomóc, bohaterowie nigdy nie umierają. – Dodała z lekkim uśmiechem na ustach. Bądź co bądź, uratowała im życie, mogła sobie pozwolić na odrobinę żartów.
- Twój przyjaciel przekaże ci moje instrukcje co do opatrzenia ran i postępowania z nimi. – Kontynuowała, tym razem zwracając się do brodacza. – Wyjście z kanału znajduje się kilkadziesiąt metrów w głąb tamtego korytarza, uważajcie na drabinie, żadne z was nie może się obecnie popisać krzepą. – Dodała już na koniec, pakując swoją torbę i zawieszając ją na szczupłym ramieniu. – Odczekam kilkanaście minut, żebyście mieli czas odejść. – Założyła ręce na siebie, wciąż trzymając na podorędziu gotową do użycia różdżkę. Nie do końca potrafiła powiedzieć czemu zdecydowała się im zaoferować pomoc, znacznie wykraczającą poza jej obowiązki ratowniczki. Nie budzili zaufania, nie traktowali jej poważnie, z pewnością też mogli zagrozić Hagrid mniej lub bardziej, gdyby tylko chcieli. Mogło ich różnić wszystko, ale nie dało się zaprzeczyć, że cała trójka była ludźmi. Może faktycznie, pierwszy raz w życiu mieli okazję doznać bezinteresownej życzliwości i troski o drugiego człowieka. Nawet jeśli uznają takie zachowanie za godne pożałowania okazanie słabości, nie interesowało to Cecily. W głębi serca mogła powiedzieć, że postąpiła dokładnie tak jak chciała.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wyjście z kanałów - Page 2 Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]01.12.18 10:38
Magnus zdawał się w końcu oprzytomnieć. Może w innej sytuacji uśmiechnąłby się do niego i zakpił z powodu ironii owej sytuacji, ale wciąż byli w niebezpieczeństwie, więc to nie był czas na docinki i głupie żarty. Odciągając spojrzenie od dziewczęcia, odwrócił się ku Magnusowi, którego głos rozbrzmiał cicho, mimo tego niosąc się echem, po wilgotnym kanale.
— Nie grymaś — skarcił go, wciąż czując się słabo. Pomimo obecności uzdrowicielki sił mu nie przybywało — czuł, że miał jednak rację, co do tego, że medycy w Mungu nijak mają się do jego prywatnej opieki zdrowotnej z Alei Śmiertelnego Nokturnu. Mimo wszystko — dobrze, nie lubił się mylić. — Gdzie są eliksiry?— spytał go od razu, błądząc wzrokiem po jego twarzy, a później, po sylwetce. Pokręcił jednak głową po chwili; nie musiał odpowiadać teraz. Nie znalazł niczego przy nim, żadnych fiolek. Swoich również nie posiadał — veritaserum. Nie martwił się, że przepadło. Musiał wiedzieć, czy nie zostało mu podane, czy jego pamięć nie uległa wyczyszczeniu przy tym. Ale i to nie było miejsce na takie zwierzenia, a dziewczyna, która ich uratowała nie powinna znać szczegółów pojedynku, który się stoczył w łazience.
Podpierał się ręką ściany, nie był bliski siły, którą posiadał w dobrym zdrowiu i łatwo było mu ocenić swoje szanse, gdyby musieli teraz kontynuować pojedynek. Nie była groźna — nie tu i nie teraz, ale patrzyła na niego tak, jakby wiedziała więcej niż mówił, jakby całym sobą zdradzał kim był i co czynił, do jakich okrucieństw był zdolny, nawet tak jak teraz, będąc na skraju przytomności. Patrzył więc jej w oczy długo, z każdą upływającą sekundą zdając sobie sprawę, że chociaż im pomogła, wciąż byli zagrożeni, tak jak i ona musiała zdawać sobie z tego sprawę, wpatrując się w jego zimne, skute lodem tęczówki. Nie skomentował już jej słów. I nie oderwał wzroku od jej twarzy, kiedy oceniała skutki rzuconych przez siebie zaklęć, na jego odsłonięty pod rozerwaną koszulą tors. Na skórę, na której było więcej ran i blizn, która ukryte pod ubraniem utajniały doświadczenie, jakie ze sobą niósł.
— Toksyna — powtórzył po niej, kiwając głową. A więc to nie dawało mu spokoju, to sprawiało, że nie czuł się lepiej pomimo szeptanych przez nią zaklęć. Jego krew była skażona jadem; przypomniał sobie, co się wydarzyło w łazience. To były skutki ich własnych działań, wyczarowane jadowite węże kąsały przeciwników, a oni doprowadzili do końca w magiczny sposób wywołując u nich te wszystkie podobne obrażenia.
Wyswobodził nadgarstek z jej uścisku. Czy podwijała już rękawy jego szaty? Czy znalazła pod nimi czarny jak smoła Mroczny Znak? Przyglądał jej się nieufnie, nie zamierzając grać dłużej. Magnus się obudził, to znaczyło, że mogli spróbować zniknąć, ulotnić się. Rowle miał rację, musieli się pospieszyć. Uczynił kilka kroków przed siebie, mijając przy tym dziewczynę. Przyjął ze spokojem i zadowoleniem jej propozycję odczekania, aż znikną. Nie będą musieli zmieniać się w mgłę przy niej, kupią sobie tym trochę czasu, kiedy wezmą ją na spytki. Nim Brendan zorientuje się, że wyszli z tego cało i zacznie ich szukać, minie trochę czasu. Zdążą wrócić do pełni sił. Upewnił się przy tym, co do tego, że stałe przebywanie w swoim mieszkaniu nie było najbezpieczniejszą opcją. Choć zabezpieczone – z pewnością było przez aurorów obserwowane. Musiał zniknąć na kilka dni, aż całkiem nie dojdzie do siebie. Ruszył przed siebie, zatrzymując się dopiero przy drabince, gdzie poczekał na Magnusa. Chciał się jeszcze czegoś dowiedzieć, nim rozmyją się we mgle.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Wyjście z kanałów - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]17.12.18 14:12
Ostrożnie oparł się na łokciach i podciągnął do pozycji półsiedzącej: wciąż nieco kręciło mu się w głowie, więc nie ryzykował upadkiem na twardą, śliską i zimną ziemię. Odczekał chwilę, odganiając od siebie dyskomfortowe uczucie, spojrzeniem lustrując swą klatkę piersiową, ramiona i nogi. Z tyłu głowy odkrył sporych rozmiarów guza, musiał go sobie nabić podczas upadku. Wspomnienia ze szpitalnej łazienki były nadal ostre, żywe i wyraźne, w przeciwieństwie do wyrwy między utratą przytomności a ocknięciem się w śmierdzącym kanale. Mulcibera, czarującego jak zwykle, popisowo zignorował, miał już w tym niezłą praktykę, skupił się za to na delikatnej buzi dziewczyny klęczącej tuż przy nim. Rubaszne, portowe konotacje odesłał do diabła - choć może nie powinien, Cecily dość lekko radziła sobie z ich ciałami, a krajobraz zaszlamionego rynsztoku nie odebrał jej pogody ducha. Skinął głową, wyjaśnienie nijak nie zaspokoiło jego ciekawości (skąd do cholery się tu wzięła?), lecz oszczędzał siły, zamiast na dociekania woląc spożytkować je na próbę dokuśtykania do najbliższego zaułka oddalonego od ludzkich oczu.
-Nie ma - odburknął, wzruszając ramionami, czego natychmiast pożałował. Sięgnęły ich skutki własnych zaklęć, poprzednio walcząc z anomalią również nadział się na własną różdżkę. Za nierozwagę przyszło mu płacić, ponownie. Z wysiłkiem dźwignął się na nogi, rękoma przytrzymując się obślizgłej ściany, nie ufał sobie na tyle, by zainicjować prędki marsz. Stabilność była bezpieczna, zwłaszcza, że nadal czuł się paskudnie osłabiony i dziwnie kruchy. Obrócił się przez ramię, ostatni raz zerkając na dziewczynę:
-Dziękuję - rzekł cicho, prawie obojętnie. Mieli dużo szczęścia, że to ona się na nich napatoczyła: dwójka nieprzytomnych, ciężko poranionych mężczyzn nie budziła zaufania, a mimo tego im pomogła, zaplątując się przy tym w niezłą awanturę. Póki oglądał plecy Ramseya, nie mógł porozumieć się z nim co do postępowania wobec dziewczyny, więc ignorując szarpiący ból i drętwiejące mięśnie, przyśpieszył kroku, by zrównać się z kuzynem. Mieli na karku aurora i byka, rozsądnie byłoby się gdzieś zaszyć, przynajmniej na parę dni, żeby wylizać rany, nie dając powodów do publicznych pomówień.
-Zatrzymasz się u Cassandry? - spytał, wymijając mężczyznę i wchodząc po żelaznej, pordzewiałej drabince. Ledwie kilka stopni, parę obsypujących się drążków, a jemu robiło się słabiej. Z ulgą wynurzył się na powierzchnię, świeże powietrze nieskażone odorem gnijących glonów, stojącej wody i rozkładających się ciał drobnych zwierząt było jak zbawienny oddech. Zerknął w górę - niebo wciąż pozostawało ciemne, zakryte szlakiem ciężkich chmur, nie widział słońca. Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin, nie odpoczywaliaż tak długo.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyjście z kanałów - Page 2 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]19.12.18 8:20
W przeciwieństwie do Magnusa, to, co zaszło w szpitalu osiadło w jego wspomnieniach, jak dziwny nalot na języku; nie do końca wyraźnie, trochę mętnie, mało konkretnie. Ostatnie chwile były całkowicie owiane tajemnicą; nie wiedział, w jaki sposób się tu dostali.
— Co tam się wydarzyło? — Wiedział, o co pytał. O to, co stało się po tym, jak stracił przytomność; jak usłyszał inkantację zaklęcia, które dobrze znał, i które w sposób niemalże strategicznie doskonały przesądziło o wszystkim, o losie tego spotkania. Mieli ogromne szczęście, że udało im się im umknąć i cokolwiek za to było odpowiedzialne; mógł dzięki temu odetchnąć pełną piersią.
Przytrzymał się ręką ściany kanału, wynurzywszy się na powierzchnie mogli w końcu zaczerpnąć świeżego powietrza. Przystanął na skraju, już nie oglądając się za siebie, na dziewuchę, a plecami oparł się o mokry — nie bardziej niż on sam — mur, pomagający podtrzymać ciężar jego ciała, nie pozwalając mu upaść. Musiał jeszcze wrócić, resztki energii winien zachować na bezpieczną podróż.
—Co?— Dlaczego miałby zatrzymywać się u niej? Dlaczego w głosie Rowle'a nagle wydało się to takie oczywiste, że właśnie tam się uda i tam zostanie na pewien czas? Był słaby, a słaby nie kontrolował tak dobrze własnego ciała; zdumienie wymalowało się na jego twarzy. Nie mógł niczego wiedzieć; nikt nie wiedział. Nikt. Nagle wzburzyła w nim złość. Patrzył na niego, przeskakując pomiędzy jego ciemnymi oczami, chłodny wiatr później przywiał z pomocą, otrzeźwiając go wreszcie.
— Wszczęto postępowanie w mojej sprawie — oznajmił mu beznamiętnie.— Nie znam szczegółów, Biuro Aurorów zastrzegło akta klauzulą tajności. Zawieszono mnie. To oznacza, że mnie obserwują, nie wiadomo od jak dawna i będą obserwować wszystkich, z którymi się spotkam — a to zaś oznacza, że mogą śledzić nasze poczynania, obserwować z kim, gdzie i co robimy; należało być uważnym. Magnus tez powinien uważać, szczególnie teraz, kiedy spotkali Weasleya i to w takich okolicznościach. Już raz mieli okazję się spotkać, jeśli cokolwiek go chroniło to rodowe, szerokie plecy. On nie posiadał podobnego zaplecza, musiał się zorganizować.
— Zostanę u siebie — nie, nie zatrzymam się u Cassandry. Nie mógł dopuścić do tego, aby zjawili się na Nokturnie, legalnie, czy nie, by się do niej dostali, by w jakikolwiek sposób powiązali ją z Rycerzami Walpurgii, z nim. Gdy tak się stanie i ona i dziecko będą w niebezpieczeństwie. Rekonwalescencja będzie trwała długo i z pewnością będzie dotkliwa, ale nie widział innej możliwości.— Będę na nich czekać. — Bo przyjdą. Zamierzał zmusić ich do tego, by przyszli, by zmierzyli się z nim na jego terenie, zamiast czaić się na niego po kątach; im szybciej tym lepiej. Ale nim to nastąpi musiał pozbyć się z mieszkania wszystkiego, co mogłoby podważyć jego wiarygodność, a biblioteka pękała od czarnomagicznych woluminów i przedmiotów, za które mogliby postawić mu osobne zarzuty.
Rozejrzał się jeszcze dookoła i powoli, jego ciało, jego materia zmieniły się w kłęby czarnego dymu, który pomknął w górę, w ciemne niebo.

| zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Wyjście z kanałów - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]19.12.18 13:54
Przeczuwał, że znajdzie się pod ostrzałem pytań, kluczowych z perspektywy spotkania trzeciego stopnia z Zakonnikami. Ramsey odleciał przed nim, pewnie już w chwili rzucenia zaklęcia przez tego skurwysyna, on w tym czasie nie zdołał ugrać wiele, ale jednak coś zdziałał. Zachowali swoje różdżki, maska Mulcibera także się ostała, tyle dobrego, mogli stracić dużo więcej niż torbę eliksirów.
-Wright przywołał patronusa, uleczył nim rany swoje i Weasley'a. Zaatakował mnie, ale zdołałem zmienić się w mgłę - zrelacjonował sucho, opierając się o chłodną drabinkę. Nie ufał jeszcze swym nogom, nadal były jak z waty, a on sam czuł się na tyle słabo, że wolał nie forsować swego organizmu zanadto - nie dałbym rady ściągnąć cię ze sobą, ale chciałem przynajmniej zabrać maskę, różdżkę, eliksiry. Żeby nie znaleźli przy tobie nic, co mogłoby cię obciążyć - rzekł, argumenty były co najmniej logiczne. Solidarność, nie względy emocjonalne i choć Rowle raczej wątpił, by Mulciber zrobił to samo dla niego, spróbował - a potem oberwałem petryficusem i ocknąłem się, bo prałeś mnie to twarzy - zakończył, zakładając ręce na piersi i mierząc go poirytowanym wzrokiem. To przestało być zabawne już jakiś czas temu, siniaków pod okiem nie zamierzał przypisywać Mulciberowi. Wsunął dłoń za pazuchę - kurwa, musiał zgubić fajki - druga papierośnica poszła się jebać, więc tylko zacisnął usta, oddychając tak, by za bardzo nie nadwyrężyć poobijanych żeber.
-Co? A niby kto ci pomoże z zatruciami? - uniósł brew, nie rozumiejąc jego nagłego poruszenia. Sam też powinien udać się do niej, widok męża wracającego nad ranem z ranami, umazanego szlamem i śmierdzącego rynsztokiem raczej nie znajdzie się raczej w top trzy ulubionych widoków Moiry. Skinął głową z niejakim zafrasowaniem - choć informacja nie była zaskakująca. Kwestią czasu, kiedy za nimi wszystkimi wystawią listy gończe i nagrody za głowy. Tik-tak.
-Mnie twoje towarzystwo nie zaszkodzi - stwierdził nonszalancko, jakby trafienie do Tower obchodziło go tyle, ile najnowszy numer Czarownicy - a ty zawsze potrafiłeś grać bardziej niewinnego, niż jesteś w rzeczywistości. Kontynuuj to. W razie potrzeby, spróbuję pomóc - zaproponował, różdżką, czy innymi metodami. Złoto bywało pomocne, a urzędnicy - przekupni. Ociężali w swej brutalności bandyci też skrupulatnie liczyli galeony, gdzieś mając nazwiska.
-Sam? - spytał tylko, uśmiechając się nieznacznie, z jakimś wilczym sznytem ukrytym w błysku odsłoniętych zębów. Mulciber igrał z ogniem, ale nie mógł mu zabronić tej zabawy, albo sobie poradzi, ale spopieli pół Londynu. Bilans i tak wyjdzie dodatni, on jeden na sztab jednokierunkowych, tępych aurorów.
-Szczęścia - mruknął, kiedy Ramsey przybrał niematerialną formę i rozmył się w londyńskiej mgle. Magnus splunął na ziemię i również uleciał ze swego ciała, czarnym dymem znacząc siwiejące niebo.

zt
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyjście z kanałów - Page 2 GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]11.02.19 19:50
3.09.56 r.
Miał tej nocy dyżur, ale depresyjny początek października rzadko obfitował w niezwykłe wydarzenia. To moment, w którym marazm ogarnia wszystkich, nawet przestępców, a zwłaszcza zbrodniarzy, układ planet jest niekorzystny dla popełniania zbrodni, a pełnia zbyt daleko, by rozlana krew mogła przydać się do skomplikowanych rytuałów. Tym mocniej zdziwiła go sowa, jaką otrzymał od magicznej policji, z pilnym wezwaniem na obrzeża dzielnicy portowej, nad Tamizą. To nie był ich rewir, rzeka często wypluwała zwłoki, ale rzadko były to zwłoki, nad którymi opiekę mogliby roztoczyć aurorzy, topielce najczęściej wszak byli samobójcami - i to dość oczywistymi, choć trudnymi do identyfikacji. Ale tym razem nie chodziło o rzekę, patronus psa, który poprowadził go na miejsce, rozmył się w powietrzu przy trójce rosłych czarodziejów. Usłyszał szczeknięcie psa, zwierzę było z nimi.
- Brendan Weasley, biuro aurorów - przedstawił się z daleka, dostrzegłszy, że ci sięgają po różdżki - musieli być naprawdę wzburzeni, wszak dopiero co mknęła przed nim świetlista poświata patronusa należącego do któregoś z nich. - O co chodzi?
- Mamy problem - zaczął jeden, spoglądając jednak na swojego towarzysza - dopiero kiedy ten skinął mu głową, przeszedł do rzeczy. - Tydzień temu odebraliśmy zgłoszenie o zaginionej dziewczynie. Mieszkała po drugiej stronie miasta, na Hump Street w Enfield. Lat 19, miała na imię Laura - przewrócił strony w notesie, szukając notatek - niekarana, nienotowana, dobre wyniki w nauce, odpoczywała po ukończonym roku w Hogwarcie, okazjonalnie dorabiała sobie w Dziurawym Kotle. Opisywana jako miła, pogodna, niesprawiająca problemów wychowawczych.
- Pewnego dnia spotkała w Kotle mężczyznę - Pałeczkę przejął drugi z policjantów - Według zeznań świadków poznali się, rozmawiali, obsługiwała go, kiedy spędzał samotne wieczory przy stoliku - sam. Rzadko pił alkohol, ale często się stołował.
- Nie miał rodziny - wtrącił Brendan; samotne posiłki w takich miejscach jedzą tylko samotni ludzie. Nie przerywał dalej, starszy stażem skinął głową.
- Prawdopodobnie tak - zgodził się - co jednak istotniejsze, pewnego dnia Laura wyszła z pracy i więcej już nikt jej nie zobaczył. Ona też była samotna. Poza rodziną nie miała wielu przyjaciół, ale w Kotle była lubiana. Gospodyni patrzyła na nią uważnym okiem, troszczyła się o nią i chciała dla niej dobrze. Widziała, że układa jej się z tym gościem, ale nic nie mówiła, bo nie wzbudził u niej żadnych podejrzeń. Wydawał się szarmancki, był uprzejmy dla całej obsługi pubu. Ale w dniu, w którym Laura zniknęła, wyszła z Dziurawego Kotła w jego towarzystwie - a on nigdy więcej nie pojawił się na miejscu. Znano go pod imieniem Jerry, ale nie ma nawet pewności, czy to jego prawdziwe imię. Nikt oprócz Laury nie poznał go bliżej.
- Zatem jest i podejrzany - Nie było wątpliwości, facet miał coś wspólnego z tym zaginięciem. - Udało się go przesłuchać?
- Jak dotąd nie - mężczyzna śpieszył z wyjaśnieniami bez ociągania - zapadł się pod ziemię, nie mamy na niego żadnych namiarów. Nie udało się go odnaleźć. - Brendan uniósł lekko prawą rękę, mieli śledztwo z głównym podejrzanym nieodnalezioną jak rozumiał ofiarą, a w opowieści dotąd nie znalazł się choćby najlichszy ślad czarnej magii. Z pewnością mieli cel, żeby go tutaj sprowadzić - ale wciąż go nie dostrzegał.
- Co z tym wszystkim mają wspólnego doki? Dlaczego tutaj jesteśmy? - szukał zatem aspektu, za który mógł chwycić, odnajdując ten sens, po nitce do kłębka, być może niepotrzebnie wzbraniał się przed interwencją, być może pierwsze wrażenie - było mylne. Mężczyźni zamilkli, dziwnie bladzi. Brendan obserwował ich uważnie, wyglądali trochę jak dzieci, które coś przeskrobały i nie bardzo wiedziały, jak powiadomić o tym rodziców. Ale jedynym przestępstwem popełnionym przez nich miało być odnalezienie śladu. Jeden z nich w końcu drgnął, wyszedł przed szereg i kucnął, a Brendan dopiero teraz dostrzegł właz do kanałów. Strącił go na bok, otwierając przejście w dół.
- Dlatego - westchnął - pokażę. - Zupełnie jakby nie chciał lub bał się o tym mówić. Brendan wysunął z kieszeni szaty różdżkę, przyglądając się zejściu, czarnej otchłani, nie rozumiejąc, co tak przerażało dorosłych mężczyzn, że aż nie potrafili opisać tego słowami. Lumos mruknął inkantację, biorąc różdżkę w zęby, kiedy jego nowy towarzysz cisnął kulę światła na dno drabinki, schodząc w dół jako pierwszy. Pozostała dwójka została na górze - obrzydliwe, bali się niebezpieczeństwa? Zejście po drabince z jedynie jedną dłonią było nieco uciążliwe, ale nie niemożliwe - ostatnie szczebelki pokonał skokiem prosto w kanałową breję.
- Co za smród - mruknął, marszcząc nos; nie był wrażliwy na zapachy, tutaj nie pachniało wcale kanałami. To był znajomy, specyficzny zapach śmierci. Gnilizny. Starych zwłok. Przesunął różdżkę pod ściany, oświetlając przejście - dostrzegając krwawy ślad dłoni; pozostawił go ktoś, kto miał brudną od krwi rękę, światło w dół, wilgoć podmyła już krwawe ślady z podłoża, ale fragmenty odcisków, które zostały, sugerowały drobne bose stopy; kroki były stawiane w nieco większej odległości, niż sugerowała to ich wielkość, odcisnki były mocne - stopa stawała ciężko.
- Wydostała się z uścisku - zaczął snuć teorie policjant, kiedy Brendan oglądał znaki. - W tym miejscu - wskazał na początek śladu - musiała zostać ranna. Przyłożyła dłoń do rany, potem - podpierała się o ścianę. Próbowała biegnąć, ale była zbyt słaba. Może obolała, a może osłabił ją już wcześniej.
- Nie zeszła tu przecież z własnej woli - zgodził się z nim, unosząc brodę, by spojrzeć w ciemności rozpościerjające się przed nimi. Usłyszał trzask - jakby łańcucha o kraty. Kątem oka w blasku bijącym od różdżki dostrzegł, że jego towarzysz wyraźnie zbladł. Ale pewnym krokiem ruszył przed siebie, zupełnie jakby był pewien, że nic mu nie grozi.
- Znaleźliśmy Laurę - powiedział w końcu - Skrawki ubrań, drobiazgi, leżały tutaj jej rzeczy. Do kanałów doprowadził nas psidwak gończy, potem zaczęliśmy eksplorację i... lumos maxima - szarpnął różdżką przed siebie, oświetlając kolejną komorę kanałów.
Kula światła zawisła nad czymś, co można było określić jako kwadratową celę; otaczały ją kraty wzniesione może zaklęciem, może ręką człowieka - trudno powiedzieć; kraty szerokie, silne, metalowe, jednak na tyle stabilne, by nie dało się ich po prostu wyrwać lub staranować. A w środku - w środku była dziewczyna, z ust której wydobył się wściekły warkot. Była martwa od kilku dni, pobieżnie ocenił stan wybroczyn, wklęsłych oczu, skóry czaszki. Na ich widok z wrzaskiem rzuciła się do krat - w ich stronę - kłapiąc paszczą i wyciągając przez pręty sine dłonie zwieńczone ostrymi pazurami, jak spragniony kolejnego kęsa narkotyku uzależniony człowiek. Człowiekiem już nie była, stała się inferiusem. Policjant odruchowo cofnął się kilka kroków, Brendan ani drgnął - ale jego uścisk na rękojeści różdżki był stabilny i pewny, wiedział, że musiał zachować gotowość.
- Nie wiedzieliśmy... co z nią właściwie zrobić - powiedział niepewnie, spoglądając na aurora. Brendan - niestety - wiedział, rozwiązanie tego problemu mogło być tylko jedno.
- Przykro mi - odparł - trzeba ją unicestwić, dać jej ukojenie - Nieprawidłowym byłoby stwierdzenie, że należało ją zabić; ona już od dawna była martwa. To tylko jej powłoka, skorupa, w rękach marionetkarza szukała zemsty za jego niepowodzenia. Nie była nawet sobą - a gdyby siebie ujrzała, błagałaby o śmierć. Nikt nie chciał takiego losu dla siebie - i nikt nie chciał paść ofiarą takiego losu. Standardową procedurą było okazanie ciała rodzinie - mieli szczęście, że nie będą widzieli zbyt wiele. Popiół nie śmierdział, był lepszą zagubioną córeczką niż rozpulchnione, rozwrzeszczane mięso. - Ignitio - bez zawahania wypowiedział ognistą inkantację, która wnet zajęła jej ciało płomieniem; wrzask ponownie odbił się echem wzdłuż kanałów. Nie chciał spalić jej całej, fragmenty ciała mogły jeszcze pomóc w śledztwie.
- Pozbierajcie, co się da - polecił, wycofując się od prowizorycznego więzienia. Jeśli istniał smród gorszy od gnijącego ludzkiego mięsa - było to palone, skwierczące ludzkie zgniłe mięso. - Zabezpieczcie teren. Trzeba sprawdzić wszystko, popytajcie jeszcze raz w Dziurawym Kotle, upewnijcie się, czy nie ma nikogo, kto rozmawiał z tym człowiekiem - choćby raz, detale mogą mieć znaczenie. Sprowadźcie do Departamentu gospodynię, sporządzimy portret pamięciowy.
Przynajmniej spróbujemy, ale kobiety miały dobre oczy, zwłaszcza starsze i lubiące wtrącać się w życie młodszych. Pokręcił głową, raz jeszcze drgnąwszy różdżką, by wywołać mdłą purpurową mgłę, która odegna ogień. Nie mogli narobić tu zbyt wiele dymu - a inferius już się nie ruszał. Wziął głęboki oddech, obracając się do tyłu - spoglądając raz jeszcze na krwawą ścieżkę prowadzącą do tego więzienia. To był początek długiego śledztwa - ale najpierw, musiał zająć się materiałem dowodowym tutaj.
- Niech tu zejdą - zwrócił się do swojego towarzysza, mając na myśli policjantów, którzy zostali na górze. - Trzeba zbadać odnogi tych tunelów. Spójrz, po krwi nikt nie przeszedł powrotną drogą. Nasz sprawca uciekł wgłąb kanałów. Pies tu nic nie wywęszy, za dużo smrodu... ale musimy przeczesać teren.
A to miało zająć godziny. Długie, mozolne, ciężkie godziny. Może dni, może tygodnie - ale sprawa taka jak ta warta była każdego czasu. Szubrawiec musiał odpowiedzieć za swoją zbrodnię - a pamięć dziewczyny potraktowana z szacunkiem.
- Lumos maxima - wypowiedział po raz kolejny, wchodząc z pobliską odnogę rozjaśnionego korytarza.


/zt


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]02.11.19 23:56
27.02

Michael wreszcie zamykał swoje śledztwo w porcie i był gotów zamknąć w więzieniu kilku przemytników, którym zachciało się używać czarnej magii na mugolach. Grupa przestępców, pod dowództwem nieuchwytnego czarodzieja o pseudonimie Badyl, wyrosła podczas chaosu związanego z anomaliami. Służby Ministerstwa nie nadążały z wymazywaniem wspomnień mugoli, skoro codziennie komuś wyrastały kacze dzioby. Oportuniści nieustannie korzystali na zamieszaniu, słabości prawa i zatarciu granicy między dwoma światami. Teraz nadszedł jednak czas amnezjatorów, czas konsekwencji i sprawiedliwości - w to przynajmniej chciał wierzyć Tonks, gotujący się do aurorskiej akcji.
W normalnych okolicznościach pospolitymi złodziejaszkami z portu zajęłaby się policja, ale podejrzani używali czarnej magii i to wielokrotnie. Zgodnie z zeznaniami „wtyki” Tonksa (marynarza, który trafił już do Tower i zaczął sypać kolegów), jeden z nich użył nawet Imperiusa na mugolskim dilerze narkotyków. Rzezimieszków czekało więc starcie z aurorami oraz, najprawdopodobniej, surowy wyrok. Michael uważał za swój punkt honoru, by ukrócić te nielegalne i okrutne interesy, w obronie czarodziejów i mugoli. Jeszcze w jesieni znalazł w porcie ciało ćpunki, która przedawkowała zupełnie niechcący - ktoś z szajki wcisnął jej tańszy, mugolski narkotyk; silniejszy i mniej bezpieczny od czarodziejskiego odpowiednika, którego zazwyczaj używała. Nikt nie prowadził kartoteki poszkodowanych mugoli (Mike czasem żałował, że czarodziejskie służby nie współpracują z mugolskimi, ale za rządów Malfoya nie miało to racji bytu. Może kiedyś, w innym świecie), ale Tonks podejrzewał, że styczność z magią - i to czarną magią - była dla nich wystarczającą traumą.
Ku swojej uldze, miał w miarę wolną rękę w tym konkretnym śledztwie i nie wątpił nawet, że wobec przestępców zostaną wysnute konkretne oskarżenia, które zaowocują sprawiedliwymi karami. O ile aurorzy zaczynali mieć związane ręce w sprawach ludzi, powiązanych z obecną władzą - szlachta, zwolennicy Czarnego Pana i rzezimieszkowie z Nokturnu zaczynali robić się bezkarni - o tyle grupa portowych cwaniaczków nie miała wystarczających znajomości, aby się wybronić. Może i byli płotkami, ale zdążyli spowodować sporo złego, a ich szedł pozostawał nieuchwytny wystarczająco długo. Aż do teraz.
Michael, wyznaczony do kierowania akcją, zorganizował zasadzkę w porcie. Zgodnie z jego informacjami, złodzieje mieli spotkać się ze swoim liderem w kanałach. W drużynie Tonksa było dwóch aurorów - Peter, z którym współpracował regularnie, oraz Tom, świeżo po kursie. Trudno było oczekiwać do tego zadania najlepszych ludzi, ale Michael przynajmniej lubił swoich współpracowników - a oni szanowali jego doświadczenie i nie wypominali mu likantropii ani mugolskiego pochodzenia. To z nimi udał się do kanałów, podczas gdy czwórka towarzyszących mu w pracy kursantów pilnowała dwóch wyjść z kanałów - po parze z każdej strony.
Wkrótce brodzili już w wodzie po kolana. Kątem oka Mike zauważył grymas na twarzy Toma - młody auror szybko będzie musiał przyzwyczaić się do podobnych, niekomfortowych lub obrzydliwych warunków.
Ściskali w dłoniach różdżki, na razie poruszając się w ciemności. Nie mogli jeszcze używać magii, musieli zaskoczyć przemytników.
W końcu dojrzeli światełko w tunelu - rzucone przez przemytników Lumos oświetlało pięć postaci. Tonks powstrzymał chęć zaklęcia pod nosem. Zgodnie z jego informacjami, bandytów miało być tylko trzech!
Przewaga liczebna nie zapowiadała się zbyt dobrze, ale liczył na to, że jego ludzie są lepiej wyszkoleni.
-Salvio Hexia. - pomyślał. Niewidzialność mogła zapewnić im przewagę. Przed aurorami uformowała się bariera, kryjąca ich przez wzrokiem przeciwników, a Tonks uświadomił sobie, o ile łatwiej pracowało się bez anomalii.
-Magicus Extremos. - rzucił niewerbalnie, korzystając z tego, że magia mu sprzyjała. a potem skinął głową na swoich aurorów, czując jak napełnia ich jego magiczna energia.
Unieśli różdżki w równoczesnym, wyćwiczonym geście.
-Expelliarmus! - krzyknęli, celując w trójkę przeciwników i licząc na efekt zaskoczenia. Dwojgu wypadli różdżki, ale jeden - chyba lider - zdążył odskoczyć w bok i uniknąć zaklęcia. Przynajmniej nie wpadło mu do głowy rzucenie żadnego Protego Maxima.
-Biuro Aurorów, poddajcie się! - krzyknął Mike do pozostałych przemytników, ale oczywiście nie posłuchali. Oni nigdy nie słuchają.
Mike ponaglił aurorów gestem dłoni, musieli działać szybko. Wokół niego rozbrzmiało "Esposas!" - jego sojusznicy działali zgodnie z ułożoną przez niego strategią. Natychmiast przeszli do rozbrajania, nie przejmując się nadchodzącą ofensywą. Byli na razie bezpieczni za barierą i musieli działać szybko, zanim bandyci zdążą podnieść różdżki. Na dwójce przemytników zacisnęły się magiczne kajdany, ale trójka była już zaalarmowana.
"Aeris!" "Aquassus!" - rozbrzmiało z przeciwnej strony, ale Mike był gotowy na kontrofensywę.
-Protego Maxima! - krzyknął, blokując obszarowe zaklęcie. Sięgnięcie po czarną magię działało jedynie na niekorzyść oskarżonych i będzie przedstawione na ich procesie. Pokazywało także, że są zdesperowani, więc aurorzy musieli działać szybko.
-Cressitudo! - liczył na to, że przeciwnikom nie uda się obronić. Usłyszał rzucone w kontrze Protego Maxima, ale nieskuteczne. Na jego oczach przeciwników pochłonęła różowa galareta. Tom parsknął śmiechem - auror nie widział jeszcze tego zaklęcia "na żywo", jeśli nie liczyć treningów. Tonks posłał mu ostre spojrzenie. Nie mieli czasu się dezorientować, musieli zaskoczyć przeciwników tuż po ustaniu czasu działania zaklęcia. Na chwilę obecną byli bezpieczni (choć podduszani i bezbronni) w galerecie.
-Lumos. - mruknął Mike. Nie musieli się już ukrywać, teraz było ważne dobre celowanie. Aurorzy wyszli zza bariery niewidzialności i podeszli bliżej, cały czas mając oko na dwójkę spętanych bandytów. Teraz pozostawało czekać i rzucić zaklęcie celnie, dobrze i niezwłocznie.
-Expelliarmus! Esposas! - rozbrzmiało z ust trójki aurorów, gdy tylko galareta odpuściła. Oszołomieni przemytnicy padli ofiarą przemyślanych i błyskawicznie rzuconych zaklęć. Teraz przed służbami prawa znajdowała się piątka spętanych przemytników. Michael omiótł wzrokiem gniewne twarze oraz zgromadzone pod ścianą pudła. Nie był pewien czy znajdowały się tam narkotyki, czy przeklęte przedmioty, więc postanowił zostawić zabezpieczenie terenu klątwołamaczom. Zostali uprzedzeni o całej akcji i mieli teleportować się do kanałów, gdy teren będzie czysty.
-Który z was to lider, pseudonim "Badyl"? - spytał Tonks, ale odpowiedziały mu tylko gniewne pomruki. Jeden z marynarzy splunął gniewnie na ziemię, a inny jęknął:
-Co to za cyrk? Panie władzo, zwykli z nas marynarze, my nic nie zrobiliśmy!
-O tym posłucha sąd, a na przyszłość pomyślcie dwa razy przed używaniem czarnej magii przy aurorach. - warknął Mike, a Peter zachichotał. Chociaż Aquassus nie było zbyt groźnym zaklęciem, to dowodziło znajomości zakazanej magii wśród podejrzanych. Tonksowi nie było do śmiechu - cieszył się, że spętali podejrzanych szybko, zanim mogli sięgnąć po poważniejsze zaklęcia. Nie chciał oberwać tutaj Imperiusem albo czymś, co spowodowałoby groźne obrażenia wewnętrzne.
Pokręcił głową, pozwalając by adrenalina zaczęła opadać. Wzniósł różdżkę, by puścić wgłąb tunelu wiązkę światła i wezwać posiłki. Potrzebowali jeszcze dwójki ludzi, by wywlec stąd spętanych przemytników.
Gdy doszli do nich kursanci, Mike zajął się eskortą podejrzanych do Tower. Tam poczekają na proces, a dzięki zgromadzonym przez aurora dowodom, trafią za kratki - na dłużej lub krócej, to decyzja sędziego.
Tonks opuszczał tunele ze śmierdzącymi butami, ale w dobrym humorze. Pomimo przewagi liczebnej przeciwników, zdołał sprawnie przeprowadzić akcję i ochronić swoich podwładnych. Aresztowanie zamykało długie śledztwo, które prowadził od października, nieraz błądząc po omacku. Przeprowadzenie tej akcji zajęło mu długie tygodnie zastraszania barmanów, przesłuchiwania marynarzy i szpiegowania bywalców portu. Ale było warto. Chociaż był świadom, że nie wyeliminuje całkowicie dilerów z doków, to przynajmniej uczynił tą okolicę bezpieczniejszą dla czarodziejów i mugoli i rozbił zbyt arogancką szajkę. Wolałby zajmować się jeszcze groźniejszymi czarownikami - na przykład zwolennikami Czarnego Pana, torturującymi mugoli dla przyjemności - ale związanych rąk nie sposób było obejść. Cieszył się, że chociaż przy tym śledztwie miał względną swobodę i że zdołał przeprowadzić je do końca. Może i Malfoy trząsł teraz Ministerstwem, ale nie zdołał uciszyć Rinehearta, Wizengamotu, ani całego Biura Aurorów. Czarna magia nadal nie była bezkarna, a aresztowanie portowych przemytników da do myślenia całej reszcie.
Cieszył się też, że po dotarciu do Tower będzie mógł teleportować się prosto do domu i wziąć gorącą kąpiel oraz zjeść sytą kolację. Potem czeka go długie szorowanie cuchnących butów... a może powinien po prostu kupić nową parę?





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Wyjście z kanałów - Page 2 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]13.02.20 18:26
Wyjście z kanałów

Ci, którzy znają doki i wszystkie ich sekrety dobrze wiedzą, że wiele unika spojrzeniom przeciętnych prawych obywateli. Wejście do kanałów jest jednym z przemytniczych szlaków. Brudne, brzydkie i przyprawiające o dreszcze miejsce jest jednak też przejściem, które pozwala dostać się na zewnątrz i do wewnątrz miasta. Może być istotnym punktem Londynu.


poziom II
Etap I
Postać rozpatruje wszelkie zabezpieczenia pozostawione przez poprzednią grupę (najpierw pułapki oraz klątwy, później ew. strażników pozostawionych przez przeciwną organizację). Jeżeli grupa jest pierwszą, która zdobywa dany teren, należy pominąć ten etap.

Nałożone zabezpieczenia: Lignumo, Oczobłysk

Etap II
Ścieżka pokojowa Zakon Feniksa i Rycerze Walpurgii: Doki rządzą się swoimi prawami. Lojalność jest tutaj towarem deficytowym, trudno uświadczyć też gestów dobrej woli. Wejścia do kanałów pilnuje grupa, która od lat pobiera opłaty za możliwość transportu tym wątpliwej jakości szlakiem. Mężczyzn można przekupić, wręczając im 500 PM. Po dokonaniu zapłaty zgodzą się przepuszczać wskazanych przez was ludzi.

Ścieżka wojenna
Zakon Feniksa: Jesteście świadomi, że doki są cennym punktem na mapie Londynu. Kanałami można zarówno wyprowadzić ludzi poza granice Londynu, jak i wprowadzić ich do niego pomagając wsiąść na statek, który wywiezie ich bezpiecznie z wyspy.

Postać, która pojawi się w wątku jako pierwsza, kieruje czarodziejem A, postać, która pojawiła się jako druga, kieruje czarodziejem B.
Czarodziej A: ma żywotność równą 100, statystykę opcm równą 10 i statystkę czarnej magii równą 25, atakuje w pętli zaklęciami Sectumsempra, Myocardii dolor, Distorsio (bez rzutu w rękę wiodącą), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Czarodziej B: ma żywotność równą 90, statystykę opcm równą 15 i statystyką uroków równą 25, atakuje w pętli zaklęciami Commotio, Everte Stati, Timoria (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.

Rycerze Walpurgii: Jesteście świadomi, że Doki są ważnym punktem na mapie Londynu. Dostęp do tego miejsca pozwoli na odcięcie możliwości skorzystania ze ścieżki szlamom i zwolennikom Longbottoma. Odetniecie jedną z możliwości wejścia do Londynu.  

Postać, która pojawi się w wątku jako pierwsza, kieruje czarodziejem A, postać, która pojawiła się jako druga, kieruje czarodziejem B.
Czarodziej A: ma żywotność równą 90, statystykę opcm równą 10, statystkę czarnej magii równą 25, atakuje w pętli zaklęciami Sectumsempra, Myocardii dolor, Distorsio (bez rzutu w rękę wiodącą), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.
Czarodziej B: ma żywotność równą 100, statystykę opcm równą 15 i statystyką uroków równą 25, atakuje w pętli zaklęciami Commotio, Everte Stati, Timoria (chyba że wszystkie postacie w wątku znajdą się pod wpływem tych zaklęć), oraz broni się, kiedy jest to konieczne.

Gracz nie ma prawa zmienić woli postaci broniącej lokacji, jedyne, co robi, to rzuca za nią kością i opisuje jej działania w sposób fabularny.

Etap III
Aby przejść do etapu III należy odczekać 48 godzin, w trakcie których para (grupa) może zostać zaatakowana przez przeciwną organizację.

Etap IV
Postaci mają 2 tury na nałożenie zabezpieczeń, pułapek lub klątw oraz wydanie dyspozycji strażnikom należącym do organizacji.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 28.03.20 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wyjście z kanałów - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wyjście z kanałów [odnośnik]14.02.20 1:52

8 kwietnia '57


Silna łuna zaskrzyła się mocno, nim zniknęła w powietrzu, mknąc już ku adresatce. Wiadomość została więc przekazana, on zdążył jeszcze upić dwa łyki jakieś rozwodnionej zupy, nim przez szczelinę w drzwiach prześlizgnął się na korytarz, w myślach niecierpliwie szacując, ile czasu może zająć Tonks zebranie się i dotarcie do miejsca, które jej wskazał. Miał dużo szczęścia, że nie wpadł na nikogo, kto mógłby go rozpoznać; minął tylko dwie osoby najpewniej wynajmujące pokoje na piętrze wyżej, a potem przemknął z powrotem na zaplecze, odpalając papierosa.
Trzy minuty. Ważka już do niej dotarła - możliwe, że Tonks zgarnia teraz kilka najpotrzebniejszych rzeczy; trzydzieści sekund - niechętnie ruszył w stronę przejścia, dostając się na zaplecze. W lewej dłoni wciąż miał papierosa, prawą wetknął do kieszeni płaszcza, zaciskając ją na różdżce. Cztery minuty szybkiego marszu - tyle powinno mu zająć dotarcie w pobliże magazynów i kanałów. Mniej więcej wtedy i ona pewnie już tam będzie.
Papieros później stał oparty o jeden z magazynów - w miejscu, w którym już się kiedyś spotkali; pewnie pamiętała, jak tu dotrzeć.
Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nie jest sam; że ktoś go obserwuje - może to tylko paranoja, ale przygasił żarzący się pet, wbijając oczy w ciemność.
Z ciemności wyłoniła się w końcu jej sylwetka; to tylko gra światła, czy cienie zarysowywały się pod oczami mocniej, a inne zalęgły się w jej spojrzeniu - równie niespokojnym jak to należące do niego?
- Czyje ubranie dałaś mi na zmianę po walce - w wieczór, w który powiedziałaś mi o Zakonie? - na wylewne powitania nie było czasu; chciał ją sprawdzić, w innych okolicznościach nie zawracałby sobie tym głowy, ale jeśli istniał choć cień szansy, że to nie jest ona...
Po tym mało subtelnym wstępie przeszedł w końcu do rzeczy, robiąc kilka kroków w stronę kanałów, by, wciąż pozostając w cieniu magazynów, mieli lepszy punkt obserwacyjny.
- Dostałem cynk, że kanały to teraz najważniejsze miejsce w dokach. Od dawna wykorzystywano je do przemytu, ale obecnie stały się znacznie cenniejsze przez to, że można się nimi wydostać z Londynu - a to dawało wiele możliwości. - Argument pieniężny pomaga co prawda w pertraktacjach z osobami, które za odpowiednią opłatą nas tam wpuszczą... ale to przekupne ścierwa, ja bym im nie ufał, trzeba obstawić ten teren naszymi ludźmi, zabezpieczyć go jakoś, najpierw jednak bez wątpienia czeka nas miła rozmowa - nie był pewien, czy tamci nie mają przewagi liczebnej, jednak na dłuższe podchody bez sensu byłoby tracić czas - powinni uderzyć teraz, kiedy na pierwszy rzut oka przy wejściu nie kręci się nikt więcej.



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Wyjście z kanałów
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach