Wydarzenia


Ekipa forum
Opuszczona tawerna
AutorWiadomość
Opuszczona tawerna [odnośnik]17.07.17 2:03

Opuszczona tawerna

Niegdyś w tym miejscu strudzeni po wyprawach mugolscy marynarze przesiadywali przy kuflach po brzegi wypełnionych piwem, klepiąc po tyłkach karczmarki i tracąc świeżo zarobione pieniądze na z góry przegranych zakładach z mądrzejszymi od siebie handlarzami. Wśród nich zawsze znajdywali się jacyś czarodzieje, którzy sprawnie wtapiali się w zapijaczony tłum. Kilka lat temu doszło tu jednak do tragedii. W wyniku awantury pewien czarnoksiężnik jednym zaklęciem pozbawił życia połowy klientów. Był bardzo pijany, więc czarodziejskiej policji udało się go szybko schwytać, a amnezjatorom większości z gości wymazać pamięć. Jednak prawdopodobnie ktoś umknął pracownikom ministerstwa, przez co po dokach rozniosły się plotki, przeradzające w okoliczną legendę o tym jak Szalony Korsarz rozprawił się z pozbawionymi honoru członkami załogi, którzy odmówili mu wyprawy w kolejny rejs. Tawerna szybko straciła klientów, w końcu przestała istnieć, lecz wierzy się, że gdzieś pod podłogą kryje się piracki skarb.

ST dostrzeżenia odmiennej części podłogi, pod którą znajduje się kufer wynosi 70. Do rzutu należy doliczyć bonus biegłości spostrzegawczość.
Pod podłogą znajduje się wielka magiczna skrzynia, w której ukryto niezwykły skarb. Aby go zdobyć, należy rzucić kością k10.

1- Twoim skarbem okazały się być stare rybackie spodnie. Do tego dziurawe.
2- Twoim skarbem okazał się być bon na różdżkę. Niestety dawno przeterminowany.
3- Twoim skarbem okazał się być srebrny galeon. Wyjątkowo bezwartościowa podróbka.
4- Twoim skarbem okazał się być stary pamiętnik jednego z marynarzy. Niezwykle ciekawa lektura, pełna bardzo szczegółowych opisów brudnych myśli i niestosownych snów, których główną bohaterką była córka kapitana.
5- Twoim skarbem okazał się być złoty pierścień, niestety, pozbawiony mocy i nie dający ci władzy nad innymi pierścieniami.
6- Twoim skarbem okazało się zaproszenie na darmowy pokaz bójki do Parszywego Pasażera.
7- Twoim skarbem okazała się być pusta fotografia. Och nie! Czekaj! Nagle pojawiła się na niej znajoma twarz. To jakiś straszny psikus.
8- Twoim skarbem okazał się być wybrakowany "komplet" gargulków. Właściwie...było ich mniej niż połowa wymagana do gry.
9- Twoim skarbem okazała się być parka jodłujących kaczek.
10- Twoim skarbem okazały się być bilet do czarodziejskiego wesołego miasteczka.

Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczona tawerna Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]01.12.17 1:22
| 16 maja

Każdy dzień w tym tygodniu był tak samo męczący - wciąż udawałam, że to co nieuniknione miało nie nadejść. Chyba to było w tym wszystkim najtrudniejsze. Uśmiech na ustach nie pojawiał się tak łatwo, kiedy wcale go nie czułam. Udawany wciąż wyglądał tak samo ładnie (w końcu całkiem nieźle znałam się na kłamaniu i na wyglądaniu), ale z każdym dniem coraz mniejszą miałam na niego ochotę. Nie było co prawda konkretnej daty, kiedy miałam to zakończyć, ale zdawałam sobie sprawę, że granica istniała, chociaż jakimś cudem jeszcze jej nie przekroczyłam. Stres mnie za to zjadał, że zaraz to zrobię, co nie przeszkadzało w próbie podejścia najbliżej jak to możliwe. Sama przed sobą nie chciałam się przyznawać, ale obecna sytuacja sprawiała, że zaczynałam widzieć wady, których wcześniej nie dostrzegałam. Zastanawiałam się, czy towarzystwo wszystkich osób, na które byłam skazana w Ministerstwie na pewno było odpowiednie? I czy niektórych zadania, te z kategorii "nikomu się nie chce ale ktoś musi" nie powinny być powierzane komuś innemu?
Nie miałam jednak nic przeciwko towarzystwu przystojnego francuza, którego miałam odprowadzić na magiczny statek, odpływający oczywiście z portu. Nie myślałam specjalnie o tym, czy to wypadało, bo było zbyt miło, żeby zaprzątać sobie głowę takimi problemami. Wydawał się być zadowolony z przeprowadzonych w Ministerstwie rozmów, ale wcale nie poruszaliśmy takich tematów. Czas minął bardzo szybko, a jego statek odpłynął, mogłam więc wracać. Ostatnio nie korzystałam z teleportacji zbyt często, magia potrafiła wyczyniać dziwne rzeczy, a mi nie uśmiechało się wylądować w dziwnym miejscu. Kiedy naprawdę nie musiałam być gdzieś szybko, wolałam przejść się do najbliższego kominka. Schodziłam z pomostu, kiedy mocno zawiało, co zwróciło moją uwagę i spojrzałam w niebo - jeszcze niedawno niemal bezchmurne, teraz zapowiadało znacznie gorszą pogodę. Może nawet miało się rozpadać? Ruszyłam na skróty, chcąc jak najszybciej pokonać drogę dzielącą mnie od kominka i przefuikania się z powrotem do Ministerstwa. Mżawka pojawiła się znikąd, miałam wrażenie, że drobne kropelki wody z każdą chwilą stają się większe. Nie mogłam pozwolić, żeby moja układana rano fryzura skończyła tak marnie, schowałam się więc pod maleńkim, drewnianym daszkiem. Niewiele to dawało, deszcz zdawał się coraz bardziej zacinać i chociaż fryzura była uratowana może na chwilę, to pozostawała jeszcze suknia, buty... Starałam się wsunąć bardziej pod daszek, a zamiast tego przez przypadek nacisnęłam łokciem na klamkę, a ta... pozwoliła otworzyć drzwi? Zaskrzypiały przeraźliwie, co od razu skojarzyło mi się z opowieściami o upiorach. Stanęłam w progu, zaglądając do środka. Było tam ciemniej niż na zewnątrz, chociaż światło wpadało przez okna, a moje oczy z każda chwilą coraz bardziej się przyzwyczajały i zaczynałam widzieć szczegóły. Wydawało się, że nikt się tam nie czai, ale i tak wolałam pozostać bezpiecznie, przy samych drzwiach.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Liliana Yaxley dnia 02.01.18 17:07, w całości zmieniany 2 razy
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]17.12.17 17:35
Przeżywam ponowny rozkwit - przynajmniej w mojej głowie. Nie spędzam już tyle czasu w alchemicznej pracowni co wcześniej, więcej wychodzę z domu, widniejąc nawet na spotkaniach towarzyskich. Nie rozpoznaję samego siebie, ale widocznie tragiczne wydarzenia z życia potrafią zmienić człowieka. Nawet tego najbardziej zatwardziałego, zakotwiczonego w jednym, stałym oraz bezpiecznym miejscu, konserwatywnego we własnych poglądach. I cieszę się codziennością, co również prezentuje się niecodziennie w moim jednostajnym, wręcz nudnym życiu. Nadal tkwię w zachowawczości, ale ponoć natury człowieka nie można zmienić - pewne cechy zostają w nim aż do śmierci. Umknąłem z jej rąk już kilkakrotnie, czy to nie powód do szczycenia się nieśmiertelnością oraz tym większego zadowolenia z własnej egzystencji?
To zaprowadza mnie aż do magicznego portu, w którym pomagam w przygotowaniach po kolejne czarnomagiczne artefakty do sklepu Borgina&Burke’a. Spędzone tam długie godziny potwornie mnie nużą - to chyba jest powodem, dla którego gubię orientację w terenie. Nie wiem nawet kiedy magiczna dzielnica zamienia się w obskurne Doki. Nie zauważam tego przez pewien czas zwłaszcza, że zaczyna padać. W mgnieniu oka dochodzi do tak ogromnej ulewy, że trudno cokolwiek zauważyć. Przecieram niedbale oczy przyspieszając kroku, chociaż nie wiem nawet gdzie powinienem iść. Teleportacja w obliczu załamanej magii, całkowicie nieprzewidywalnej w skutkach nie wchodzi w grę. Zresztą i tak musiałbym znaleźć do tego ustronne miejsce, które jak na złość nie wyrasta przed moimi oczami.
Po dłuższym zatrzymaniu się i rozglądaniu wreszcie dostrzegam w oddali niewielki budynek - z tej odległości nie widać, że jest opustoszały. Mam nadzieję natknąć się tam na kominek, jednak z drugiej strony… coś mi podpowiada, że dotarłem już do mugolskiej części Londynu. Mimowolnie wzdryga mną jednocześnie z zimna jak i obrzydzenia, ale może przynajmniej schowam się w ich toalecie, skąd zaryzykuję próbę teleportacji w jakieś zdecydowanie lepsze i przede wszystkim czystsze miejsce.
Podchodząc do drzwi orientuję się jednak, że te są otwarte, a w progu stoi…
- Lady Yaxley? - pytam zaskoczony. Zdziwienie szybko ustępuje zmieszaniu, jakie odczuwam na widok pięknej oraz urokliwej półwili. Cofam się o krok z niezadowoleniem przyjmując niespełnianie odpowiedniej funkcji przez zadaszenie przed wejściem. Krzyżuję ręce na piersi, kuląc się, gdyż jest mi coraz zimniej przez przenikającą w głąb wilgoć przemoczonej szaty. Staram się jednocześnie nie myśleć o naszym ostatnim spotkaniu; mam nieodparte wrażenie, że nie wypadłem wtedy przed arystokratką najkorzystniej. I tak jak ona wtedy wpadła na mnie, tak ja dziś wpadam na nią - dobrze, że niedosłownie. - Może wejdziemy do środka? - proponuję nieśmiało, oglądając się za siebie. Nie wygląda na to, żeby ulewa miała się szybko skończyć. To prawda, że dziwi mnie jej obecność w takim miejscu, ale chyba teraz najbardziej marzę o ogrzaniu się w budynku, gdzie przestanę wreszcie moknąć.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]02.01.18 19:03
Chyba nawet nie wiedziałam, że idąc na skróty zawędrowałam do mugolskiej dzielnicy. Gdybym była tego świadoma, zachowywałabym się na pewno o wiele ostrożniej. Możliwa obecność mugolskich zbirów napawała mnie przerażeniem, chociaż w rzeczywistości ci magiczni mogli być o wiele bardziej niebezpieczni. Z kimś wymachującym nożem umiałabym sobie poradzić zaklęciem, nawet jeśli później byłoby wiele problemów z wymazywaniem pamięci, gorzej było z przemytnikami śnieżki, którzy mogliby się tutaj kręcić, albo czarodziejami, którzy po prostu zechcieliby zaatakować damę.
Nie powinnam była zapominać, że ktoś jeszcze może się tutaj zjawić. Z początku nie słyszałam zbliżających się kroków, zajęta rozglądaniem się po opuszczonym wnętrzu i nasłuchiwaniem dźwięków w środku. Coraz mocniej padający deszcz również je zagłuszał. Potem było już za późno, żeby się schować i miałam nadzieję, że przed wzrokiem przechodnia ochroni mnie cień wejścia. Serce biło mi coraz szybciej, a kroki się zbliżały i już przygotowywałam się na najgorsze, ręką sprawdzając czy różdżka była tam gdzie powinna. Lady Yaxley? Rozpoznałam głos dopiero po chwili i mogłam odetchnąć. Nie miałam pojęcia co robi tutaj lord Burke, ale mogłam się tylko cieszyć, że to był on, a nie ktokolwiek inny. Przygładziłam suknię w miejscu, w którym znajdowała się ukryta kieszonka z różdżką.
- Lordzie Burke - odezwałam się, przesuwając się odrobinę w głąb pomieszczenia, kiedy zobaczyłam, że ten cofnął się i przez to znalazł na deszczu. - Jak miło lorda widzieć. - powiedziałam całkiem szczerze i uśmiechnęłam się. W moim głosie słychać było słabo skrywaną ulgę, poza tym jednak nie zachowywałam się jakby ta sytuacja była dziwaczna. Do tej pory widywaliśmy się na balach czy wystawach, więc spotkanie w opuszczonej tawernie, w dodatku w mugolskiej dzielnicy, było całkiem niespodziewane. Nie wiedziałam o Quentinie więcej niż wiedzieli wszyscy w naszym gronie, ciężko więc mi było zastanawiać się nad jego obecnością w takim miejscu.
Propozycja wejścia do środka wydała się całkiem sensowna, nawet jeśli wciąż nie wiedziałam na ile jest tam bezpiecznie. Odwróciłam się i zrobiłam parę kroków, potem jednak spojrzałam na lorda Burke'a. Wierzyłam, że w jego towarzystwie nic mi się nie stanie i poradzi sobie, gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie.
- Nie jest to najelegantsze miejsce na przeczekanie ulewy - powiedziałam. Po mojej twarzy widać było, że niespecjalnie podoba mi się bycie tutaj. - Ale przynajmniej suche.
Wciąż było dosyć ciemno, przez okna nie wpadało wiele światła, ale wzrok na tyle mi się przyzwyczaił, że mogła dostrzec liczne ławy, również pojedyncze, jakby porzucone naczynia, rozbite butelki. Wyglądało na to, że zmęczeni życiem panowie robili sobie tutaj czasem odpoczynek, można to było wywnioskować bo małym składzie opróżnionych butelek w jednym z rogów pomieszczenia. Jakimś cudem nikt więcej nie szukał teraz schronienia. Nie wiedziałam co robić. Stać tak, usiąść? Mojej sukni na pewno nie spodobałby się drugi pomysł, jednak nie zapowiadało się, żeby deszcz szybko przeszedł.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]15.01.18 11:27
W ogóle mugole są niebezpieczni, należy ich unikać za wszelką cenę. Nawet jeśli nie zrobiliby fizycznej krzywdy, to bez dwóch zdań zaraziliby nas czymś paskudnym. Może nawet charłactwem? Albo inną zakaźną chorobą. Coś obrzydliwego. Dlatego nie jestem zadowolony z tego, że tu zawędrowałem. I co więcej, że postanawiam wejść do mugolskiego przybytku, dotykać szlamowatej klamki i w ogóle oddychać tym samym, zatęchłym powietrzem. Niestety wyższa konieczność nakazuje skrycie się w podrzędnej tawernie. Życie składa się z dokonywania wyborów, przed którymi zwykle nie ma ucieczki - dokładnie tak jak teraz. Jeśli jednak istnieje pozytywna strona tego beznadziejnego zbioru przypadków to na pewno jest nią osoba lady Yaxley. Jej uroda rozświetla ponure wnętrze wątpliwej reputacji przybytku, sprawiając, że cierpienie wywołane koniecznością zagłębienia się w lekki półmrok nie jest aż tak dokuczliwe. Uśmiechnąłbym się na ten widok, gdybym tylko potrafił. Taka szkoda, że emocje odmalować na mojej twarzy jest tak trudno - na pewno byłyby ogromnym ukłonem w kierunku olśniewającej osoby arystokratki. Niestety zachwyt widoczny jest jedynie w moich ciemnych oczach, zlewających się chyba z tłem wnętrza lokalu. Wszystkie zmartwienia, a przede wszystkim zawstydzenie nagle znika w gąszczu nowych emocji, wywołanych bez wątpienia przez półwili czar. Nie mam zbyt odpornego na działanie uroku umysłu, szybko zatem zatapiam się w błogości myśli - jak w niezwykle miękką poduszkę.
- To ja się cieszę, że lady widzę. Żałuję tylko, że spotykamy się w tak fatalnych okolicznościach - odzywam się po dość długiej, być może nawet niezręcznej pauzie, ale to wszystko z nadmiaru sprzecznych uczuć oraz potoku nieskładnych rozważań. W jednej chwili przypominam sobie nasze ostatnie spotkanie w galerii sztuki, potem uciekam myślami do nadciągającego kuligu na terenach Weymouth, potem już wędruję myślami na sabat - czy się spotkamy? Nagle mam ochotę przyjść, poprosić ją do tańca. Ja, dokładnie ja, Quentin Burke. Coś bardzo dziwnego się ze mną musi dziać.
Na dźwięk kolejnych słów czarownicy jakby instynktownie wyszukuję czegoś, co mogłoby chociaż odrobinę umilić nam przeczekanie straszliwej ulewy. Zresztą właśnie słychać w pomieszczeniu lekkie dudnienie burzy, prawdopodobnie zbliżającej się w naszym kierunku. Aż spoglądam kontrolnie na sufit, czy aby na pewno nie runie nam zaraz na głowę, lub nie wyleje na nas całej deszczówki. Jak dotąd wygląda całkiem stabilnie.
Poprawiam przemoczone rękawy, stojąc jeszcze przed samymi drzwiami wyżymam trochę odstającą część szaty, żeby była nieco lżejsza. Kończąc wykonywaną czynność dostrzegam w kącie jedyne ocalałe krzesło - ale mam zagwodkę. Dać je Lilianie ryzykując, że dotknie swym szlachetnym ciałem skażone mugolszczyzną siedzisko czy okazać brak kultury każąc jej stać? Zaczynam się gubić w tym, który wariant jest lepszy, ale postanawiam przyciągnąć mebel i pozwolić kobiecie samej zdecydować. Krótkim, niepozbawionym obrzydzenia ruchem ścieram pajęczyny z krzesła, które stawiam tuż obok kobiety.
- Przepraszam, nie ma nic innego w tym… osobliwym miejscu - stwierdzam nieco zażenowany, a bardziej zły, że utknęliśmy właśnie tutaj, w tych paskudnych warunkach. - Jak to się w ogóle stało, że zawitała lady w to miejsce? - pytam nagle, mocno zaciekawiony odpowiedzią. Oby tylko się nie okazało, że uwielbia wypady do mugolskich dzielnic, to byłaby przerażająca odpowiedź.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]17.01.18 19:37
W zeszłym miesiącu miałam wątpliwą przyjemność znalezienia się w śród mugoli i było to... na pewno niezapomniane przeżycie. Wtedy ludzi było dosyć sporo, gapili się na mnie jakbym była kimś dziwnym, więc odwzajemniałam się im tym samym. Tutaj nie było nikogo, ale warunki które mogłam obserwować nieco się różniły. Nie zaglądałam nigdy na Nokturn, ale wyobrażałam sobie, że właśnie w ten sposób wyglądały niektóre z tamtejszych pubów. Może co najwyżej miały w sobie odrobinę więcej życia.
- To prawda, okoliczności mogły być odrobinę przyjemniejsze. - Uśmiechnęłam się, jakbyśmy opowiadali sobie całkiem zabawne żarty. - Przeżyłam chwilę trwogi, kiedy tak się tutaj lord zbliżał bez słowa. Myślałam, że to ktoś niebezpieczny, kto mógłby tutaj mieszkać - zdradziłam, zniżając głos prawie do szeptu. Kto wie czy ktoś taki nie czaił się w głębi?
Szkoda, że nie mogłam czytać Quentinowi w myślach, bo tak naprawdę nie wiedziałam jak reaguje na moją obecność. Zdawałam sobie oczywiście sprawę z tego kim jestem i co to oznacza, ale nie wszyscy mężczyźni byli równie podatni. Ten obok mnie wydawał mi się dosyć rozkojarzony, ale nie umiałam ocenić jaki był, kiedy nie znajdowałam się w pobliżu. Jego obecność była całkiem przyjemna, przypominała mi trochę wiecznie tajemniczego Morgotha, chociaż poza paroma wyjątkami był znacznie mniej rozmowny. Może to kwestia uprzejmości? Gdyby Quentin wcale się nie odzywał, całe to spotkanie byłoby mocno krępujące. W ciszy patrzyłam jak stara się pozbyć nadmiaru wody ze swojej szaty, kiedyś szlachcic własnoręcznie wyciskający swoje ubranie wydawałby mi się zabawny, ale obecnie sytuacja była całkowicie zrozumiała. Używanie magii do tak błahych spraw okazywało się ostatnio niezwykle niebezpieczne i aż zaskakiwało swoimi konsekwencjami - tylko o tym słyszałam, bo mnie to jeszcze, całe szczęście, nie spotkało.
Zaśmiałam się lekko, widząc co Quentin robi z krzesłem. Naprawdę, nie musiał tak się starać i dotykać pajęczyn, bo po tym prowizorycznym wyczyszczeniu krzesło wcale nie wyglądało bardziej zachęcająco.
- Och, dziękuję bardzo, ale mogę postać - powiedziałam uprzejmie, chyba nawet dziwne by mi było samej siedzieć i patrzeć do góry na lord Burke'a. Przeszłam więc dalej, nawet z zaciekawieniem rozglądając się po tawernie, omijając przy tym starannie wszelkie nieprzyjemne przedmioty i śmieci, które mogłam dostrzec na podłodze.
- Zupełnie przypadkiem. Załatwiałam w porcie sprawy dla Ministerstwa i kiedy zobaczyłam, że się chmurzy, postanowiłam pójść na skróty - wyjaśniłam. - To nie było zbyt mądre - dodałam, kręcąc lekko głową nad własną głupotą. Miałam w planach przyjemny spacer brzegiem morza, a wylądowałam tutaj - zupełnie nie tak to miało wyglądać. Nie muszę przerażać Quentina odpowiedzią o tym, że jestem miłośnikiem mugoli i chciałam poznać warunki ich życia, ale też ciężko powiedzieć jak zareaguje na moje pracowanie w Ministerstwie. Niektórzy uważali, że to nie było odpowiednie zajęcie dla damy, szczególnie ostatnio... Nie wstydziłam się tego jednak wierząc (jeszcze), że zrobię tam wielką karierę. - A lord? - spytałam, skoro on mógł zaspokoić swoją ciekawość, to chyba i mi wypadało zrobić to samo.

|rzucam na spostrzegawczość i znalezienie skarbu cwaniak
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]17.01.18 19:37
The member 'Liliana Yaxley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 85
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczona tawerna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]13.02.18 22:01
Spotkanie z mugolami musiało być niepokojącym przeżyciem. Nie wiem, nigdy do tej pory się z nimi nie spotykałem i nie zamierzam tego zmieniać. Raz wszedłem wśród nich, chcąc znaleźć na uniwersytecie oksfordzkim dzieła Parcelsusa, ale nic z tego nie wyszło. Drogę zagrodziła mi czarownica nosząca się jak byle szlama - zdradziecka żmija wyhodowana na łonie magicznego świata. Powinna się za to smażyć w piekle jeśli ono w ogóle istnieje. Nie zamierzam sobie psuć krwi wspominkami o tamtej dziewusze, w końcu przebywam tutaj z piękną damą. Na nic są zatem moje osobiste, przykre doświadczenia. Na pewno nie zamierzam o nich mówić. Nie wiedzieć dlaczego czuję wewnętrzny niepokój na samą myśl, że Liliana mogłaby mieć o mnie negatywne zdanie. Lub że sam mógłbym ją w tym kierunku popchnąć. Aż serce na chwilę podchodzi mi do gardła. Decyduję się odchrząknąć w zwiniętą w pięść dłoń.
- Zatem bardzo przepraszam. Nie chciałem lady wystraszyć. Z natury niewiele mówię - wyrzucam z siebie zawstydzony. Ma rację, nie powinnam się skradać ani być tajemniczym cieniem. Robi mi się głupio, że doprowadziłem do takiej sytuacji. Co więcej, przyznałem się właśnie do kolejnej z moich wad - strasznie głupie posunięcie, zdecydowanie nie powinienem tego robić jeśli chciałem wywrzeć na kobiecie dobre wrażenie. Westchnąłbym cierpiętniczo gdyby nie to, że ponownie zakopałbym się we własnym bagnie.
Nie zamierzam jeszcze pogrążać się anomaliami. Jako ktoś z chorobą genetyczną jestem na nie dużo bardziej podatny niż inni czarodzieje. Wolę więc wyczyścić krzesło rękawem, chociaż czuję się przy tym niesamowicie głupio. Znów. Chyba nie mam się czuć inaczej w tak ujmującym towarzystwie. Dyskretnie luzuję kołnierz chcąc wpuścić do płuc trochę więcej powietrza - nagle wydaje mi się, że ubranie strasznie mnie upija.
- Jak sobie lady życzy - odpowiadam, chcąc brzmieć ugodowo. Ma do tego pełne prawo, sam postąpiłbym prawdopodobnie tak samo. Oddycham głęboko powtarzając sobie w myślach, że powinienem się bardziej zrelaksować. Poprawiam zatem swą napiętą pozę, starając się rozluźnić, co nie jest takie łatwe. Nigdy nie wychodziły mi kontakty z płcią przeciwną - tylko nieliczne osoby nie wywołują we mnie stresu. Muszę je bardzo dobrze znać. I przede wszystkim nie są półwilami.
- Rozumiem - potwierdzam swoje słowa kiwnięciem głową. Zauważam, że lady Yaxley się bardzo rozgląda po podłodze, dlatego i ja to robię. Obserwuję jak zbliża się do klapy w podłodze - jakim cudem jej nie zauważyłem? - Ja… - zaczynam, nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Nie mogę powiedzieć, że załatwiam sprawy związane z czarnomagicznymi artefaktami. Niby każdy wie czym zajmuje się Borgin & Burke, ale i tak nie mówi się o tym na głos. - Załatwiałem pewne pilne sprawy na wybrzeżu. I też się zgubiłem - kończę wypowiedź, milcząc na temat paru faktów. Tak będzie najlepiej. Chwilę po tym otwieram właz na dół, bo nie mogę pozwolić, by zajmowała się tym kobieta. Nie bez trudu wyciągam skrzynkę na deski; rozlega się donośny huk. Otwieram wieko zerkając kątem oka na Lilianę.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]13.02.18 22:01
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Opuszczona tawerna Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]04.04.18 1:10
Uśmiechnęłam się, niezrażona tym co Quentin mówił. Byłam przyzwyczajona do mężczyzn, którzy mało mówili, poza tym on nie odzywał się znowu aż tak niewiele. Zdawałam sobie sprawę, że to raczej ja prowokowałam go swoją obecnością do wypowiadania kolejnych słów, ale i tak było to miłe.
- Nic się nie stało - uspokoiłam go, bo wcale nie było moim zamierzeniem zawstydzenie go. Mówiłam trochę bez zastanowienia, a reakcja lorda (odrobinę tylko) mnie bawiła. - Naprawdę cieszę się, że lorda widzę. Kto by pomyślał, że spotkamy się w takim miejscu. Już chyba wolałabym galerię. - Rozejrzałam się po pomieszczeniu, zaraz znowu wracając spojrzeniem do mojego towarzysza. Przyglądałam się mu, starając się robić to na tyle nienachalnie, żeby nie uznał, że się gapię. Odpowiedź lorda Burke'a zupełnie mnie nie usatysfakcjonowała. Była bardzo lakoniczna i nic nie wyjaśniała, ale nie dopytywałam się, bo to przecież nie wypadało. Wiedziałam jak reagował mój kuzyn na próby dowiedzenia się czegokolwiek więcej, a co dopiero zupełnie obca mi osoba. Nie mogłam oczekiwać, że zaraz zdradzi mi wszystkie swoje sekrety, ale właściwie nawet nie wiedziałam czym na co dzień się zajmuje.
Również zauważyłam klapę i bardzo chciałam wiedzieć co się pod nią znajduje. Równocześnie, nie chciałam brudzić sobie rąk, ale Quentin jakby czytał w moich myślach i zrobił to za mnie. Zajrzałam ciekawie do środka, obserwując jak wyjmuje skrzynkę. Och, czyżby to był najprawdziwszy skarb? Czekałam prawie w zniecierpliwieniu, żeby dowiedzieć się co udało nam się znaleźć. Ale skarb nie wygląda zachęcająco, odwróciłam nawet głowę rozczarowana, że zamiast jakiegoś tajemniczego artefaktu leży tam jakiś materiał. Na mojej twarzy odrysował się wyraźny niesmak na taką niespodziankę. Nie miała zamiaru dotykać go swoimi nieskażonymi brudem dłońmi, więc o ile lord Burke tego nie zrobił, nigdy nie mieliśmy dowiedzieć się, że odkryliśmy dziurawe gacie. Być może będziemy w stanie żyć jakoś bez tej wiedzy.  
- Szkoda, że to nie coś innego. Kto wie, co za skarby mogłoby być ukryte w takim niepozornym miejscu - odezwałam się, bo dotychczas towarzyszył nam tylko dźwięk uderzającego o dach deszczu. - Lubi lord znajdować skarby? - zagaiłam rozmowę, chociaż musiałam przyznać, że cisza wcale mi bardzo nie przeszkadzała. Podeszłam do okna, przez które dało się dostrzec ulicę, nawet jeśli szyba była na tyle brudna, że mocno ograniczała widok. Powstrzymałam odruchową ochotę przetarcia jej, ewentualnie rzucenia odpowiedniego zaklęcia, zamiast tego wytężając wzrok, żeby być w stanie cokolwiek zobaczyć.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]25.05.18 0:52
Tak się domyślam, że Liliana ze względu na swoje nazwisko otoczona jest mężczyznami o niewielkiej potrzebie jakiegokolwiek mówienia. Znam Morgotha, niedługo, ale jednak, kojarzę Cynerica i tak naprawdę tyle mi wystarczy, żeby wyrobić sobie opinię o Yaxley’ach. Ale kobiety, z domieszką krwi Rosierów oraz wili sprawiają całkowicie odmienne wrażenie. Wygadane, ale elokwentne, ciekawe wszystkiego, odważne… brzmi jak zupełne przeciwieństwo nie tylko władców osiadłych na Fenland, ale także większości towarzystwa, z jakim miałem kiedykolwiek do czynienia. I moje przeciwieństwo. Odkąd poznałem stojącą przede mną kobietę zastanawiam się - jak sobie radzi? Jak odnajduje się w świecie, do którego tak bardzo nie pasuje? Co stanowi jej wewnętrzną siłę? Zbyt mało odpowiedzi. Najdziwniejsze jest to, że mnie one interesują.
Staram się to okazać uprzejmym zainteresowaniem jej osobą, ale wygląda to zbyt desperacko niż bym chciał. Urok wili jest bądź co bądź trudny do zignorowania, a magia umysłu nigdy nie była moim konikiem. Więc muszę wyglądać idiotycznie, wpatrując się w jej niebieskie oczy, jasne włosy i delikatny uśmiech od czasu do czasu zdobiący piękną twarz. Zdecydowanie zbyt rzadko - do takich wniosków dochodzę w kilka minut, zatracając się w nich zbyt długo. Ocknięcie się przychodzi po długiej pauzie, wyraźnie oczekującej odpowiedzi.
- To znaczy, że zwykle nie lubi lady uczęszczać do galerii? - dopytuję, bo tak zrozumiałem kontekst jej wypowiedzi. Skrzętnie omijam zainteresowanie komplementem, gdyż przyprawia mnie on raczej o zawstydzenie niż o dumę. Nie zwykłem odbierać pochwał, nie jestem do nich przyzwyczajony. Na co dzień muszę też uważać, żeby nie wyobrażać sobie po nich zbyt wiele.
Dobrze, że w podłodze znalazła się ta klapa i skarb, na którym mogę się skoncentrować. Ta sytuacja oddziela mnie od krępujących wyznań oraz słów, których nie mam. Nie wiem o czym powinno rozmawiać się z kobietą w opuszczonej tawernie podczas ulewy. Temat pogody oraz wydarzeń sprzed schowania się w zaniedbanym budynku został dawno wyczerpany i to wprawia mnie w dodatkową niepewność.
Niestety tajemnicza, okurzona skrzynia oprócz pajęczyn skrywa coś kompletnie bezwartościowego. Szybki rzut oka sprawia, że dociera do mnie absurdalność tej sytuacji. Kto normalny chowałby podziurawiony materiał w skrytce pod podłogą? Parsknąłbym śmiechem gdybym miał to w zwyczaju, albo w ogóle prychnął z niezadowoleniem. Pozostaje mi jednak ciężkie zamknięcie wieka.
- Cóż, chyba odnalezienie skarbu piratów nie jest tak proste jak mogłoby się zdawać - mówię cicho do półwili i wstaję z klęczek otrzepując spodnie. Swoje własne, nie te zamknięte w zapomnieniu minionej chwili. Zadane pytanie zbija mnie z pantałyku. Kaszlę.
- Tak. Zdarza się, że wypływamy po nie do innych krajów - odpowiadam, starając nie dać po sobie poznać, że mogłem to pytanie zinterpretować zgoła inaczej. - Ale szukanie jest lepsze od samego odnajdywania - dodaję, zerkając na szybę w ślad za lady Yaxley. Nie odwdzięczam się pytaniem, arystokratki rzadko mają okazję podróżować - ale może wcale nie trzeba tego robić, żeby znaleźć coś naprawdę cennego?


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]04.08.18 11:19
Burza szalejąca za oknem nie zachęcała do opuszczenia bezpiecznego schronienia. Siedział więc w swoim lokum. Już dawno temu upewnił się, że w opuszczonej tawernie nie została ani jedna opuszczona buteleczka rumu, whisky, wódki, ginu, bimbru, piwa, nalewek. Czegokolwiek. Wszystkie butelki od dawna były puste, a on sam przyczynił się po części do tegoż zacnego dzieła. Może to i dobrze - bo bronienie skarbu przed innymi, chętnymi skorzystać z pozostałości nie było wcale takie łatwe ani znowu przyjemne. A coś wykombinować się zawsze dało.
A to miejsce właściwie należało do niego - tak sądził jako, że kilka lat temu omal nie stracił tu życia! Siedział sobie spokojnie przy kufelku, który postawił mu jakiś pijany marynarz któremu to wszystko już chyba w życiu było obojętne, tak się chłop obłowił. Popijał więc z zadowoleniem - jak tu się nie cieszyć z darmowego kufelka? - kiedy... właściwie to Robby nie pamięta tego za dobrze, pamięta to w dziwny sposób, ale jest pewien że jakiś dziwny człowiek - tylko dlaczego dziwny? W sumie nie mógł sobie przypomnieć czemu myślał o nim jako o kimś dziwnym - jakiś człowiek wstał nagle i zaczął naparzać do wszystkich dookoła ze strzelby. Zastrzelił barmana i właściciela, zastrzelił jego syna, kilku pracowników, z pięciu marynarzy, jego wiernego drucha od kufelka Dubb'a, masę innych osób, po prostu strzelał jak do kaczek, aż policja nie wparowała żeby go zapuszkować. W tym czasie już kto nie był martwy to usiłował się chować między meblami, on sam schował się za stołem który do tego celu sobie wywrócił.
Tak czy inaczej pomieszkiwał tu sobie odkąd policja dała sobie z tym miejscem spokój. I dzisiaj popijał sobie bimbru w spokoju, ciesząc się nawet burzą i spokojem i nagle usłyszał jakiś trzask z tyłu i nawet uznałby, że to burza, ale jak się przysłuchał to usłyszał też kroki.
Świat lekko zakręcił mu się w głowie, musiał podeprzeć się trochę ściany i poczekać aż się ten świat kręcić przestanie i w końcu ruszył prosto - prosto w swoim mniemaniu - do pomieszczenia obok.
By zobaczyć bardzo dziwnych ludzi. Nie potrafiłby tego wyjaśnić, ale przeszła przez niego jakaś szalona obawa.
- To moje miejsce, spieprzać stąd. - warknął zaraz, zupełnie jakby pełen przekonania że dałby radę temu obcemu. Dłoń zacisnął na swojej butelce zupełnie jakby była co najmniej jakąś bronią. - Znajdźcie sobie inny cyrk.
W co oni się naubierali? Szalejąca za drzwiami burza nie bardzo go obchodziła.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Opuszczona tawerna 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]13.08.18 20:54
Nie jestem świadomy, że oprócz nas jest tu ktoś jeszcze - w przeciwnym razie nalegałbym na zmianę lokum, wbrew szalejącej na zewnątrz ulewie. Iście angielskiej, nie powinno mnie to dziwić. A jednak dziwi nieprzerwanie kiedy tak stoję i zerkam w brudne szyby ledwie trzymających się okien. Aż dziw, że jeszcze ich nie rozkradli lub nie zniszczyli całkowicie. Mugole to bydło, nie uszanują niczego. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że w ogóle to oni odpowiadaliby za upadek tego miejsca. Nie znam niestety jego historii, dlatego nie mogę nic na ten temat powiedzieć. Mogę jedynie krążyć wokół własnych wyobrażeń zmieniając rzeczywistość według swoich przekonań oraz poglądów. I tak właśnie się dzieje.
Nie do końca jednak mogę się skoncentrować kiedy obok znajduje się lady Yaxley. Praktycznie nie musi niczego mówić - wystarczy, że uśmiecha się tak pięknie i powabnie jak nie uśmiecha się większość nadobnych dam jakie miałem okazję widzieć. Nie, żeby było ich wiele lub żebym każdą spamiętał; nie przywiązuję uwagi do detali, z kolei wyjścia towarzyskie nie leżą w ścisłym kręgu moich zainteresowań. Taki już jestem i nic na to nie poradzę, chociaż musiałbym zadać sobie pytanie - czy chciałbym coś z tym zrobić? I tak i nie; jestem rozdarty między dwoma światami, tym, do którego pragnąłbym należeć i do którego powinienem należeć. Czy da się je połączyć? Czy mógłbym stać się jednym z nich? Z tych wszystkich amantów, lwów salonowych, którzy cieszą się uznaniem społeczności jako takiej? Te wizje wydają się być niesamowicie abstrakcyjne, ale z drugiej strony w pewnej mierze pożądane.
Dobrze, że wstydliwe pytanie zostaje zawieszone w próżni. Ba, nie zostaje w ogóle kontynuowane. Dzięki temu odzyskuję równowagę psychiczną. Oddycham spokojnie, miarowo. Zerkam za okno, ale wtedy moją uwagę przykuwa… mężczyzna. Chociaż to duże nadużycie. To zwykły prostak, margines marginesu. Na pewno szlama. Odrażające. Krzywię się z niesmakiem słysząc jakich słów używa ten prostak. W przypływie dziwnej odwagi, całkowicie ignorując urok mojej towarzyszki, chwytam ją za rękę ciągnąc w stronę wyjścia. Nie zamierzam wdawać się w dyskusje z tym kimś, ani tym bardziej bić się o tę melinę. - Pozwól lady, że cię odprowadzę - proponuję jak już wychodzimy na zewnątrz. Na szczęście deszcz już nie pada tak mocno jak przed chwilą, trochę siąpi. Tak czy inaczej rozstajemy się - wracam do swoich spraw.

zt. x2


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]18.10.18 23:56
początek lipca

Z początkiem maja, gdy cała Anglia zatonęła w bezmiernym chaosie, wydawało mi się, że już nic gorszego nie mogło się wydarzyć. Być może dlatego, że nawet nie przyszło mi na myśl, iż ktokolwiek mógłby wpaść na pomysł zesłania na Ministerstwo Magii szatańskiej pożogi. Byłem tam, widziałem węże, które kąsały językami ognia. Widziałem ludzi ginących w bezlitosnym żywiole, umierających pod gruzami budynku, oddających ostatnie tchnienie w zderzeniu z płomiennymi gadami. Ktoś, kto był odpowiedzialny za tę masakrę, pogrzebał nie tylko dziesiątki czarodziejów. Pogrzebał przede wszystkim fakty i tajemnice, tysiące raportów i spraw, dowodów oraz innych pamiątek po najgorszych czarnoksiężnikach, którzy wyryli się złą sławą na kartach historii.
Na dokładkę brakowało tylko łączności z Azkabanem.
I o ile pierwszy maja wydawał się chaotyczny, tak nadejście lipca całkowicie sparaliżowało funkcjonowanie Biura Aurorów. Nie chodziło nawet o tymczasową siedzibę w Tower - nie narzekałem na mniej sprzyjające warunki - a wszechobecną dezinformację, która wkradła się w szeregi departamentu, zatrzymując wiele toczących się spraw, wstrzymując wyroki, a także utrudniając śledztwa. Pożoga nie oszczędziła nikogo ani niczego, co nie zdołało przed nią uciec. Pośród aurorów szybko pojawiły się przypuszczenia, co mogło być rzeczywistym powodem wywołania szatańskiej pożogi. Puszczenie z dymem wszystkich sądowych czy aurorskich archiwów, włącznie z departamentem tajemnic, stwarzało dla wielu czarodziejów - a może raczej czarnoksiężników - czystą kartę. Choć ja śmiałem przypuszczać, iż była to tylko kropla w morzu.
Nazwisko - przydomek? - Voldemorta coraz częściej dało się słyszeć między szeregami aurorów. Ani mnie, ani Skamanderowi nie udało dotrzeć się do świadków pożaru w Białej Wywernie, co wyraźnie wskazywało na zamieszanie Goshawk i Burke’a w śmierć Rogersa. Choć równie dobrze mogło wskazywać na to, iż czarnoksiężnik zdołał nas uprzedzić. Żałowałem, że miałem usta związane przysięgą - snucie śmiałych domysłów na temat tego, kto mógł współpracować z Voldemortem, musieliśmy wraz z pozostałymi Zakonnikami zostawić dla siebie, przynajmniej do czasu spotkania. Wojna jednak zdawała się wisieć w powietrzu, atmosfera w biurze gęstniała z dnia na dzień. Pomimo tego, w obliczu spraw wielkich, istniały także sprawy małe - choć wcale nie mniej ważne. Licho nie spało, a wręcz wypełzało z jeszcze większą chęcią, przemykając pośród kapryśnych anomalii. Zupełnie tak, jakby rozedrgany chaos zwiększał tolerancję na zło, jakby nieokiełznana czarna magia zachęcała do tego, by z nią obcować.
Po kilku dniach stricte biurowej pracy - do utworzenia zastępczego archiwum zaprzęgnięto niemal całą kadrę - w zasadzie z przyjemnością udałem się w teren, w okolice doków, choć trudno było pozostać skupionym na tak prozaicznym zajęciu, podczas gdy w głowie chciałem analizować możliwe scenariusze pożaru Ministerstwa Magii. Nazwiska zaginionych bez wątpienia ściśle powiązanych z samym Voldemortem. Pośród nich - mój kuzyn. I Mulciber. Zawsze pojawiał się tam, gdzie działo się coś podejrzanego. Zawsze przypadkiem. Ale ja już dawno przestałem wierzyć w jego przypadkowe powiązania z czarną magią.
- Nie zastanawiało cię to, dlaczego jeszcze nikt nie wie, jak wygląda? - z letargu wyrwał mnie głos Doyle’a, co najmniej dwa razy starszego stażem niż ja.
- Kto?
- Voldemort. Chyba jedyny, kto widział go osobiście, to Rogers. I skończył w piachu. - Zawiesił głos, a ja milczałem, czując, że na końcu języka tańczyły mu jeszcze jakieś słowa. - Z jednej strony chwali się swoimi zbrodniami. Zostawia znak. Chce, aby wszyscy wiedzieli. Ale tak naprawdę nikt nie wie, kim jest.
- Jego poplecznicy wiedzą. - Zauważyłem.
- A ja zakładałbym właśnie, że nie wiedzą. - Ciągnął dalej, wbijając dłonie w kieszenie uniformu i rozglądając się to na lewo, to na prawo, jakby upewniał się, czy aby nikt nas nie słyszy. - To dopiero prawdziwy fenomen. Pociągać za sznurki z ukrycia. Ale dopadniemy go. Jak ich wszystkich.
- Grindewalda nie dopadliśmy. - Przyznałem gorzko po chwili ciszy; wypowiedzenie tych słów na głos było niczym oberwanie lamino glacio w plecy.
- Ale zniknął. Może trafiła go jakaś paskudna anomalia. Choć to chyba byłoby zbyt piękne, by zginął od własnej broni. - Przez moment nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Krew zaczęła pulsować w moich żyłach z prędkością galopującego aetonana, a serce prawie rozwinęło skrzydła, by wyrwać się z piersi. Skąd Dolye mógł wiedzieć o tym, że anomalie miały związek z Grindewaldem? Dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie, że musiał mieć na myśli czarną magię. I mogłem jedynie dziękować Merlinowi, że całą okolicę spowijał półmrok, który niewątpliwie ukrył moją bladą od strachy twarz.
Jeszcze długo dyskutowaliśmy na temat czarnoksiężnika, choć to nie rozmowy były naszym celem. Jakiś czas temu w okolicy zaszył się runista, aktywnie nakładający klątwy na życzenia klientów. Pokręciliśmy się trochę po magazynach, zajrzeliśmy do Parszywego Pasażera, uważnie przysłuchując się rozmowom barwnej klienteli. Wieczór był jeszcze młody - my natomiast mieliśmy wypatrywać drobnego mężczyzny o smukłych dłoniach, ukrywającego swoją twarz pod wyświechtanym, brązowym kapturem. A kapturów takich jak ten w Parszywym Pasażerze można było dostrzec na pęczki, choć zwykle skrywały one twarzy rosłych mężczyzn, zaś spod ciemnych fałd wypływały bujne brody. O tym, że lokal był wylęgarnią szemranych interesów wiedzieli wszyscy. Prawdopodobnie dwa stoliki dalej od nas ktoś właśnie sprzedawał skradzione ingrediencje, a w zasięgu wzroku co najmniej tuzin osób można było wynająć do wykonania brudnej roboty. Podrzucenia trucizny. Zakupu złotej rybki. Ale ani mnie, ani Doyle’a nie interesowali ci drobni rzezimieszkowie, którym na ogonach z pewnością siedziała magiczna policja. Znaczy, to nie tak, że miałem to w nosie - jednak biuro aurorów zajmowało się sprawami nacięższego kalibru. Znaczna większość skazańców otrzymywała wyrok w Azkabanie.
Szczęście zdawało się nam sprzyjać; Doyle niespodziewanie szturchnął mnie, końcem brody wskazując na mężczyznę, który właśnie pojawił się w lokalu. Drobny. Nawet pod szatą - brązową, zgodnie z opisem - było widać zarys wątłych ramion. Obserwowaliśmy go przez dłuższą chwilę. Niczego nie zamawiał. Meandrował jedynie między stolikami (czyżby porzucał gdzieś zaklęty wcześniej przedmiot?), niespiesznym krokiem obchodząc całą oberżę, po czym udał się do drzwi. To mogła być nasza szansa, ale należało mądrze wybrać. Szukać potencjalnego klienta pośród tłocznej klienteli, czy zapuścić się w opustoszałe zakątki doków?
Decyzja była szybka. I jednomyślna. Obaj wiedzieliśmy, że jeśli to ten człowiek był naszym celem, stanęliśmy właśnie przed realną szansą na złapanie go. Pospiesznie oderwaliśmy się od stolika - choć nie za szybko, aby nie ściągnąć na siebie uwagi gości - pozostawiając na blacie kilka skyli. Portowe powietrze, choć przesiąknięte rybim smrodem, wydało mi się wręcz rześkie w porównaniu ze stęchlizną i odorem, który panował wewnątrz Parszywego Pasażera. Rozdzieliliśmy się, wierząc, że domniemany runista nie mógł być daleko. Odkąd anomalie wezbrały na sile, nikt nie mógł używać teleportacji - co po raz pierwszy uznałem za użyteczne. Los zaś po raz kolejny zdawał się do mnie uśmiechać. W jednym z zaułków dostrzegłem zarys zakapturzonej postaci - i byłem niemal pewien, że postać dostrzegła i mnie. Przez chwilę oboje zastygliśmy w bezruchu, przyglądając się sobie z zaciekawieniem, niczym zwierzęta - by po chwili rozpocząć pościg. Mężczyzna niemal natychmiast rzucił się do biegu, znikając w jednym z opuszczonych budynków. Zanurkowałem za nim, szybko lokalizując nerwowy stukot butów gdzieś na wyższych partiach klatki schodowej. Najdrobniejsza komórka mojego ciała pulsowała energią, oddech stawał się płytszy z każdym pokonanym stopniem, nic jednak nie mogło równać się z satysfakcją, gdy w końcu dotarłem na szczyt budynku, wiedząc, że mężczyzna znalazł się w potrzasku.
- Expelliarmus! - Wyrzuciłem, zanim zdążyłem nabrać tchu; jednak zamiast wiązki zaklęcia, pomieszczenie wypełnił huk pękającego szkła. Wszystkie szyby posypały się w drobny mak, a krew w moich żyłach zawrzała ze wściekłości nad cholernymi anomaliami, które sam na siebie sprowadziłem. - Expelliarmus! - Powtórzyłem zaklęcie, prężnym krokiem niwelując dystans między sobą a zakapturzonym człowiekiem. Kapryśna magia tym razem w ogóle nie odpowiedziała. - Expell… - zacząłem, by w połowie inkantacji poczuć przeszywający ból - jakby coś wewnątrz mnie d o s ł o w n i e eksplodowało. Zamiast niej, z mojego gardła wyrwał się przeraźliwy krzyk, powalając mnie do parteru. Nie znałem się na klątwach, jednak szybko połączyłem ze sobą fakty. Mężczyzna nie bronił się - co prawda przykuło to moją uwagę, jednak nie na tyle, bym dopatrzył się w tym jakiegoś fortelu. Wprowadził mnie prosto w swoją zasadzkę, nie ryzykując przy tym różdżkowej loterii. - Regressio! - Nie poddawałem się, jednak koniec mojej różdżki nawet nie rozjarzył się światłem, ból zaś powoli wyłączał mnie z walki. Wykazałem się wybitną bezmyślnością - a przede wszystkim ignorancją w temacie klątw. Doyle był w tym ode mnie o wiele lepszy. - Regressio! - Zażądałem ponownie - i ponownie bez skutku. Musiałem porzucić magię. Zacisnąłem zęby, i pomimo paraliżującego bólu, podniosłem się, zrywając do biegu w kierunku mężczyzny - który wydawał się zdziwiony faktem, iż byłem w stanie nie tylko stanąć na nogach, ale na dodatek poruszać się relatywnie szybko. On także się ruszył. Wiedziałem, że mam niewielkie szanse na pochwycenie go. Mogłem jedynie pokładać nadzieje w tym, że cudem wpadnie na Doyle’a. Lub zadziałać samemu. - Lumos maxima! - Wychrypiałem, a potężna łuna światła rozjaśniła całe pomieszczenie, pozwalając mi dostrzec twarz oprawcy, na chwilę przed tym, zanim umknął drugą klatką schodową.
I na chwilę przed tym, zanim ja runąłem ponownie na posadzkę.
Minęła chwila, zanim znalazł mnie Doyle. Ściągnął go dźwięk pękających szyb. Pomimo moich protestów, nie chciał podjąć się pościgu w pojedynkę. Uparł się, że jeśli mnie zostawi, mogę nie wytrwać kilku godzin. Że musimy natychmiast udać się do Munga. Byłem wściekły. Na siebie. Na swoją brawurę. Na to, że zostałem cholerną damą w opałach. I spieprzyłem całą akcję.
- Jeszcze jedno. - Powiedziałem słabym głosem, gdy wychodziliśmy z opuszczonego budynku. - Widziałem ją. To nie był facet, Doyle. To była kobieta.

zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Opuszczona tawerna Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Opuszczona tawerna [odnośnik]11.03.19 11:36
| 26.09

Wrzesień minął w zastraszającym tempie. Chyba tak już miało być. Czas nie miał zwalniać, a ona miała mknąc wraz z jego wirem. Od jednych zajęć do drugich, po trening, który odbierał jej każdą jedną cząstkę energii i zakon, któremu oddała się cała. Po wchodzenie do mieszkania Skamandera, tylko po to, by wychodząc zostawić ciepły posiłek. Bez kartki, bez informacji, że to od niej, bez czekania na jego powrót.
I tylko ten nurt - ciągnący ją niczym rwąca rzeka - pozwalał nie poddać się całkowicie szaleństwu słabej głowy. Pozwalał nie myśleć tak bardzo nad niezliczoną ilością gdyby, ale w jej uszach niezmiennie dzwoniło ciche mogłabyś, które wypowiedział w jej kierunku. Mogłaby, a jednocześnie odsuwał ją od siebie dalej. Jego brak fizycznie ją bolał i czuła to najmocniej w nocy, Kiedy budziła się w łóżku w mieszkaniu Rineheartów. Ani razu żaden z nich nie spytał ją o to i była wdzięczna. Była wdzięczna, bo nie chciała zagłębiać się w każdy kolejny koszmar który zdążyła już przeżyć. Nie mogła, jeśli miała całkiem nie oszaleć. Zresztą, nadal zamierzała stać obok, cierpliwie, dokładnie tak jak mu powiedziała wierząc, że przyjdzie dzień w którym ją do siebie dopuści.
Ale dzisiaj czekało ją coś nowego. Dzisiaj po raz pierwszy byli przydzielani do aurorów i wraz z nimi mieli ruszyć w miasto do spraw nie tak tragicznych, ale nie też dziejących się jedynie w czasach przeszłych. Nie spraw, które były już zamknięte i na których jedynie ćwiczyli.
Weszła do budynku i spojrzała na swój przydział unosząc brew ku górze.
Sparowali ją z bratem? Celowo, sądząc że nie będzie jej faworyzował, czy może właśnie z tego względu. Nie była do końca pewna. Uniosła dłoń i pomachała do brata by zaraz do niego podejść.
- Fennic posiada dziwne poczucie humoru. - powiedziała w kierunku brata nawiązując do aurora, który był aurorem nadzorującym całe szkole. Westchnęła lekko i rozejrzała się po sali zauważając, że Lupina przydzielono do dość młodej aurorki. Biedny, kompletnie przepadnie. Wzięła raport i zerknęła w niego czytając go spokojnie. - Denat w dokach. Spróbujmy. - podała teczkę bratu i ruszyła do wyjścia jako pierwsza. Cóż, to, co miało ich tam spotkać nadal pozostawało niespodzianką.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.


Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 26.03.19 14:14, w całości zmieniany 1 raz
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Opuszczona tawerna 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks

Strona 1 z 12 1, 2, 3 ... 10, 11, 12  Next

Opuszczona tawerna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach