Wydarzenia


Ekipa forum
Bar szybkiej obsługi
AutorWiadomość
Bar szybkiej obsługi [odnośnik]02.05.15 2:22
First topic message reminder :

Bar szybkiej obsługi

-
W pobliżu kina samochodowego powstał nowy, intratny bar szybkiej obsługi. Przyjeżdżają tu młodzi, by zjeść coś przed seansem, wyjściem na imprezę lub po prostu na lunch lub śniadanie, przez co lokal tętni życiem od rana do wieczora, a urocze kelnerki uwijają się pomiędzy stolikami na białych wrotkach, które cieszą się coraz to większą popularnością w zakładach gastronomicznych tego typu. W szafie grającej można wybrać piosenki umilające posiłek lub spróbować swoich sił w tańcu na specjalnie do tego przeznaczonym parkiecie; w każdy środowy wieczór odbywają się tutaj pokazy tańca oraz dancingi. Ściany zdobią plakaty Elvisa Presleya i innych lśniących w latach 50. gwiazd kina i muzyki, a także charakterystyczne loga producentów żywności, których produkty można zamówić na miejscu lub na wynos. Nad barem umieszczono wielką tablicę z nieskomplikowanym menu, obejmującym przekąski, dania główne, desery oraz napoje.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]01.01.16 20:35
- A więc wybór drużyny, w której jesteś obecnie to dobry wybór. - Skwitował jej słowa o Selinie. Kojarzył imię, ale nie potrafił go przypisać do konkretnej osoby. Widocznie zbyt rzadko bywał na meczach jej drużyny. Ależ byłby zdziwiony gdyby wiedział, że osoba, o której opowiadała mu Diana, także jemu zalazła za skórę. Z tą różnicą, że jemu nie na meczu, a podczas zwykłego spaceru. Do tej pory jednak pamiętał ją jednak bardzo wyraźnie. Specjalnie ją zapamiętał na wypadek, gdyby znowu się spotkali. Wtedy miał nadzieję odwdzięczyć się za zepsucie mu spaceru. Nie należał do mściwych i złych osób, ale Selina mocno go wtedy zirytowała. Czemu nie miałby się odwdzięczyć tym samym?
- A więc odezwę się jak tylko znajdę chwilkę. - Obiecał. Miał ostatnio trochę na głowie i nie był w stanie określić kiedy owe spotkanie mogłoby mieć miejsce. Nie zamierzał więc obiecywać czy chociażby mniej więcej nakreślać datę i miejsce spotkania. Niechże to będzie niespodzianka. Planował zabrać ją gdzieś w przeciągu kilku tygodni, jednak nie spodziewał się tego, że najbliższy czas przyniesie mu nawał nowych problemów i skutecznie odbierze mu czas, siły i chęci na jakiekolwiek wyjścia. Ale o tym wiem tylko ja, a nasz biedny Alan nie.
- To zagadka? - spytał, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Wystarczyło jedno spojrzenie na niego, by wiedzieć, że udzielił mu się nastrój do żartów, docinek i drobnych dokuczliwości. W jego oczach pojawił się pewien łobuzerski błysk, natomiast usta wykrzywiły się w zadziornym uśmieszku. Pochylił się lekko nad blatem, opierając się o niego łokciami, a podbródkiem o splecione dłonie. - Pomyślmy... Może jakiś Weasley? Albo Carrow? Albo Greengrass? Nie? To może... strzelam, że może to jakaś urocza rudowłosa dama, hm? - Puścił jej oczko, omal nie wybuchając śmiechem. Udało mu się powstrzymać, osiągając tym samym swoje małe, osobiste zwycięstwo. A potem jej wysłuchał. Zaśmiał się słysząc o pluciu ślimakami. Choć nie wiedział o którym Yaxleyu mówiła, wyobraźnia i tak podsunęła mu obraz mężczyzny wypluwającego ślimaki. Aż ciarki go przeszły na samą myśl. Brr... to musiało być okropnie obrzydliwe dla samego Yaxleya. On, całe szczęście, nie miał jeszcze okazji przekonać się jak smakuje ślimak.
- Elizabeth Fawley? Nie znam. - Zastanowił się, próbując ogarnąć czy wymieniona przez Dianę osoba była mu znana. Nie przypominał sobie. Ale może wcale nie oznaczało to, że jej nie zna, a jedynie przypominała o sobie jego słaba pamięć do imion i nazwisk? - Moje gratulacje. Drugie miejsce to też duże osiągnięcie. Podejrzewam, że ja zająłbym też drugie. Od końca. - Zaśmiał się i zjadł frytkę. Jedną z ostatnich. Wszystko co dobre szybko się kończy.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]06.01.16 19:58
- Innego być nie mogło - powiedziałam z dumą. - Kocham Harpie od pierwszych meczy, na których je oglądałam. To było coś niesamowitego, odkąd zaczęłam grać moim marzeniem było, aby być w tej drużynie.
Nie wyobrażałam sobie, abym mogła być w innej drużynie. Wątpię, abym kiedykolwiek gdziekolwiek się przeniosła, nawet za wszystkie pieniądze świata. Przecież to do harpii należało moje serce i to tam było moje miejsce. W przyszłości to ja chciałam być kapitanem, prowadzić młode duszyczki ku zwycięstwu. Ah, tyle marzeń.
- Trzymam cię za słowo - puściłam mu oczko, uśmiechając się radośnie.
Alanowi również zebrało się na żarciki. Zaczął sobie ze mnie podśmiechiwać, a ja naburmuszyłam się lekko, zarzucając ręce na piersiach i udając obrażoną. Szybko jednak również wybuchnęłam śmiechem, w końcu wiedziałam, że to tylko i wyłącznie niewinne igraszki.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne, no naprawdę - powiedziałam dźgając go w ramię przez cały stół. - Mówię ci, lord Yaxley wypluwający ślimaki, to był dopiero widok.
Przez chwilę mu jeszcze opowiadałam o tych dziwacznych zawodach i to co się działo, kiedy natomiast wspomniał, że nie zna Elizabeth, to ułożyłam usta w prostą linię.
- Jest aurorką, bardzo dobra z niej przyjaciółka. No i uwielbia Harpie, tak jak ja - dodałam z uśmiechem. - E tam gadasz, na pewno jesteś bardzo dobry w pojedynkach. Umiesz się teleportować, a to już coś!
Powiedziałam z zachwytem, jakby dla mnie umiejętność teleportacji była największą zdolnością jaką można opanować. I w pewnym sensie była, dlatego bardzo podziwiałam Alana za to, co umie. No i był bardzo mądry, ktoś kto jest magomedykiem musi taki być. To już kolejny plus. Ciekawe co by powiedział mój ojciec, gdybym przyprowadziła do domu człowieka, który jest odpowiednikiem lekarza z naszego świata? Lekarze przecież cieszą się dużym szacunkiem.
Spojrzałam na dojedzone frytki i dopitą colę. Chyba niestety będziemy musieli już się zbierać. Spojrzałam na niego, znowu na puste opakowania i znowu na niego.
- Mam nadzieję, że ci smakowało. Przyjdziesz do mnie następnym razem, to sama ci ugotuje coś dobrego - powiedziałam. - Będziemy już szli, co?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]10.01.16 18:28
- To tylko potwierdza moją teorię. - Wyjaśnił i uśmiechnął się. Skoro aż tak bardzo pokochała tę drużynę już od pierwszych meczy, to znaczyło, że widocznie jej powołaniem było się w niej znaleźć. Gdyby okazało się, że poddałaby się w połowie drogi i wylądowała w jakiejś innej, z pewnością nie odnalazłaby się w niej tak dobrze, jak w obecnej. To było jak z pracą. Człowiek się męczył i powoli kopał pod sobą dołek wtedy, gdy robił coś, czego nie lubił. Diana miała też to szczęście, że jej drużyna jej nie zawiodła. Cóż by było gdyby marzyła jej się na przykład drużyna Seliny i po dostaniu się do niej okazałoby się, że nie potrafiłyby się dogadać? Istna katastrofa! Rowston miała więc szczęście.
- Trzymaj, trzymaj. Tylko pamiętaj, że mam sporo pracy. - Zamachał w powietrzu jedną z ostatnich frytek. Mówiąc o pracy robił sobie plecy, na wypadek gdyby coś spowodowało, że długo nie spełniałby swojej obietnicy. Jak rozsądnie, jak dobrze. Nie spodziewał się bowiem, że niedługo jego życie zacznie toczyć się coraz gorzej, że coś zechce mu dokopać i w tym okresie wychodzenie gdzieś będzie czymś, na co najmniej będzie mieć ochotę. Wtedy nie wiedział, ale już wkrótce miał się o tym przekonać.
- Uwierzę na słowo. Kogokolwiek wyobrażam sobie plującego ślimakami, mam ochotę się zaśmiać. - Mruknął. Jego wzrok automatycznie powędrował gdzieś w przypadkowy punkt, kiedy wyobraźnia sama podsuwała mu obrazy różnych niezidentyfikowanych ludzi, którzy pluli ślimakami. Była to wizja jednocześnie zabawna i jednocześnie obrzydliwa. Choć on, jako lekarz, widział już bardzo wiele i mało było go w stanie obrzydzić. Dobrze, że nie miał wroga, bo to zapewne on dostąpiłby zaszczytu być osobą z wyobrażeń Bennetta. Choć uzyskanie wroga było kwestią czasu, której Alan również się nie spodziewał. A już w życiu nie domyśliłby się kto nim będzie. Ale dowie się... Już za jedynie dwa dni...
- Nie znam jej. - Powtórzył, kiedy mówiła mu o swojej przyjaciółce. Nie ważne ile by myślał, nikt nie przychodził mu do głowy. - Teleportacja naprawdę nie jest niczym nadzwyczajnym. Zastanawiam się jednak nad zrobieniem kursu na teleportowanie siebie z kimś. A co do pojedynków... Jakoś nie interesują mnie takie rzeczy. - Wyjaśnił, uśmiechając się. Nie chciał, by pomyślała, że go zanudzała. Chodziło mu raczej o to, że nie interesował go udział w pojedynkach. A co robili inni to już nie jego sprawa. Frytki i cola zniknęły nie wiadomo kiedy...
- Smakowało. Z chęcią więc skorzystam z propozycji, ale to jeszcze kiedyś się dogadamy. - Wyjaśnił, powoli wstając z miejsca. - Tak. Na mnie już czas - dodał w odpowiedzi na jej pytanie. Wszystko co dobre szybko się kończy, a czas w takich momentach lubi przyspieszać. Tak więc nasza dwójka zebrała się, Alan zapłacił (a jakże by inaczej! W życiu nie pozwoliłby płacić kobiecie!), po czym wyszli z lokalu.

zt x 2
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]19.02.16 16:25
/Początek listopada, data do ustalenia.

Listopadowa pogoda prawdopodobnie miała jakieś swoje plusy. Aurelia potrafiłaby z rozpędu wymienić przynajmniej kilka z nich, choć akurat o kałużach raczej by w podobnej wyliczance nie wspomniała. Rozchlapywanie ich mogło być wspaniałą rozrywką, szczególnie w młodym wieku - nawet pierwsze lata spędzone w Hogwarcie nie zdołały sprawić, by poczuła się na to zbyt dorosła - ale co innego radośnie skakać po kałużach i na własne życzenie doszczętnie przemoczyć buty, a co innego zostać nagle ochlapaną przez samochód. Nie zdążyła nawet do końca unieść rąk, by w tyleż odruchowym co zupełnie beznadziejnym geście osłonić się przed zimną wodą. Nie trudno się dziwić, że na miejsce spotkania dotarła w pośpiechu, krokiem zauważalnie szybszym niż spacerowy. Było jej zimno, w dodatku po kilku minutach niebo przypomniało sobie, że deszcz akurat nie pada. Wchodząc do baru Aurelia przedstawiała sobą widok zdecydowanie niereprezentacyjny, znacznie bliższy przemoczonej kurze niż ludzkiej istocie. Wystające spod kaszkietu włosy kleiły się do policzka, płaszcz - który przyjął na siebie większą część niespodziewanej kąpieli - nadal ociekał wodą, a dolna część spodni stanowiła najlepszy dowód, że dziewczyna skąpana została od stóp do głów. I bez tego nie wyglądała dziś kobieco, skoro przywiezione ze sobą ubrania przedłożyła nad te czekające na nią w szafie. Alice na szczęście nie należała do osób, które mogłyby poczuć się urażone podobną prezencją. Dobór miejsca, w którym miały się dzisiaj zobaczyć mówił sam za siebie. Było ciepło, barwnie, w dodatku z szafy grającej sączyła się muzyka. Lovegood miała już okazję zapoznać się z tym urządzeniem, jeszcze w Ameryce. Również w towarzystwie panny Elliott, której jeszcze nie odnalazła wzrokiem wśród gości lokalu, zajęła więc miejsce przy jednym ze stolików i odwiesiła wierzchnie okrycie na oparciu krzesła. Kaszkiet szybko poszedł w jego ślady. Sweter na szczęście był suchy, tylko mały kawałek jednego z rękawów zdążył zamoknąć, który to fakt zupełnie zignorowała. Nie było to miejsce na rzucanie zaklęć rozgrzewających, a nie bała się na razie przeziębienia. Po mugolskiej stronie Londynu czuła się pewnie - w czasie podróży nie trzymała się wyłącznie czarodziejskich społeczności, więcej niż raz czy dwa zdarzyło jej się korzystać z niemagicznych środków transportu (choć akurat w małym samolocie czuła się jak bagaż), a obywanie się bez użycia różdżki przychodziło jej niemalże odruchowo. O ile Aaron mógł bez mrugnięcia okiem lewitować dzbanki z herbatą, ona wolała jednak unikać niepotrzebnych sztuczek. Szkoda porcelany, gdy efekt zwykłego Reparo też był na dobrą sprawę nie do przewidzenia. Od kelnerki, która po przypominającym szachownicę parkiecie śmigała na wrotkach Aurelia zamówiła dwie butelki z colą. Polubiła ten napój. W przeciwieństwie do herbaty z torebek, do czego z resztą miała pełne prawo. Uśmiechnęła się do dziewczyny, gdy na stole znalazły się szklane buteleczki, szklanki i otwieracz do kapsli i czekała na znajomą z Ameryki, z którą wiązało się kilka miłych wspomnień.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]19.02.16 22:22
Początek listopada upłynął jej raczej spokojnie, stałym rytmem praca-dom, z przerwami na wypady do knajpek i spotkania towarzyskie. Po intensywnym życiu w Ameryce z pewnością była to pewna odmiana, mogła przyznać, że przynajmniej na razie wiodła raczej spokojny żywot. Nie była pewna, czy to kwestia brytyjskich realiów, niemożności pełnego odnalezienia się tutaj, czy może po prostu zwyczajnie dorastała i zmieniały się jej poglądy na pewne sprawy, nie była już tak skora do szaleństw, jak w młodości. Choć nie do końca; może rzeczywiście ostatnio nieco spokorniała, ale do statecznej, dojrzałej kobiety to jeszcze dużo jej brakowało. Nadal lubiła rozrywkę, swobodę i brak zobowiązań, i nie wyobrażała sobie, że to miałoby się tak nagle zmienić. Przez wzgląd na niepokój o ojca, który przeszedł na długi urlop i nie chciał jej dokładniej opowiedzieć o powodach swojej decyzji, wykręcając się tylko stwierdzeniem, że nie czuje się zbyt dobrze, postanowiła jednak na ten moment pozostać w Anglii. Życie w Ameryce kusiło, wzywało, ale ze względu na ojca, oraz pewien skandal, który zmusił ją do odejścia z pracy w amerykańskim ministerstwie, tkwiła w Londynie.
Samochód ojca, którym zwykle poruszała się po mieście, pokonywał kolejne ulice, a wycieraczki miarowo zgarniały z szyby ciężkie krople deszczu. Listopad szybko pokazał typową brytyjską pogodę, pełną deszczu i częstej mgły. Wytrwale jednak jechała do jednej ze swoich ulubionych knajpek, gdzie umówiła się ze starą znajomą, kolejną osobą, z którą zapoznała się bliżej w Ameryce, a którą, podobnie jak i ją, los rzucił z powrotem do Anglii.
W końcu zaparkowała przy chodniku i gdy wysiadała, wdepnęła w sporą kałużę. Z jej ust wyrwało się siarczyste przekleństwo, kiedy zamoczyła sobie cały but i dolną część nogawki. Tak więc, i ona nie pojawiła się w barze w całkowicie nienaruszonym stanie, choć dzięki temu, że zatrzymała się dosyć blisko, nie zdążyła mocno zmoknąć, biegnąc od samochodu do drzwi.
Rozejrzała się po wnętrzu; o tak, lubiła tu wpadać, czasem nawet w towarzystwie magicznych znajomych, których próbowała nauczyć obycia w mugolskim świecie. W Ameryce było sporo barów tego typu, a wiadomo, że w Anglii starała się kultywować te amerykańskie przyzwyczajenia, które były możliwe do realizacji. Aurelię dość szybko wypatrzyła przy jednym stoliku, więc energicznym krokiem ruszyła w tamtą stronę, zostawiając wilgotne ślady na posadzce.
- Witaj! – rzuciła, siadając nonszalancko naprzeciwko niej. – Och, cola! Wiesz, co dobre!
Mrugnęła do niej, biorąc swoją butelkę. Uwielbiała coca-colę, zawsze kojarzyła jej się z Ameryką.
- Muszę przyznać, że byłam bardzo zaskoczona twoim widokiem tutaj. – Wiedziała w końcu, że Aurelia długi czas jeździła po świecie. – To zdumiewające, jak wielu moich znajomych ze Stanów postanowiło tu wrócić! – zaśmiała się cicho. Kogo jeszcze tu spotka w najbliższym czasie? Niesamowite, naprawdę niesamowite. – Ale, pomijając to... Sprowadzają cię jakieś konkretne sprawy, czy to po prostu tęsknota za przeszłością i rodziną? Ostatnio nie zdążyłyśmy porozmawiać, ale liczę, że dzisiaj nam się to uda, bo jestem taka ciekawa, co u ciebie słychać!
Była ciekawa, co kierowało Aurelią, i czy był to przyjazd na stałe, czy po prostu przystanek w kolejnej podróży.

Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]20.02.16 0:53
Nie odwracała głowy w kierunku drzwi, wchodzących do lokalu śledząc ledwie kątem oka. Zajęte miejsce pozwalało na swobodne prowadzenie obserwacji. Dyskretnej i nie rzucające się zanadto w oczy. Bo przecież czekała. Wypatrywała Alice bawiąc się przy tym zdjętym z butelki kapslem, który machinalnie obracała w dłoniach. Gdy na siebie wpadły nie było czasu na rozmowę, bez mrugnięcia okiem przystała więc na propozycję spotkania. Dobór miejsca w niczym jej nie przeszkadzał, wydawał się wręcz naturalny. Gdy Alice dosiadła się do stolika i sięgnęła po butelkę z colą Aurelia przesunęła w jej kierunku otwieracz. Uśmiechała się - szczerze, ciepło, uśmiechem obejmującym oczy. Lubiła pannę Elliott, w towarzystwie której zwiedziła część Stanów i nie było żadnego powodu, żeby jej tej sympatii nie okazać.
- Chyba nie tylko mnie zaatakowała dzisiaj kałuża - wskazała pozostawione przez dziewczynę ślady, odbijające światło, a zatem dobrze widoczne na parkiecie. Przy krześle, na którym siedziała Lovegood również zebrała się już odrobina wody i możliwe, że kobieta wyraziłaby na głos obawę, że ktoś się na tym może pośliznąć. Tylko właściwie po co? Zwlekała chwilę z udzieleniem konkretnej odpowiedzi, zdecydowana wykorzystać ten czas na przyjrzenie się Alice. Nie widziały się od dawna i spotkanie było zaskoczeniem. Starała się wyłowić ewentualne zmiany.
- Stęskniłam się za bratem - opowiadała już kiedyś o Aaronie, choć nie do końca szczegółowo i rozmówczyni miała chyba szansę pamiętać o prowadzonej przez niego herbaciarni. A także o tym, że Aurelia jest z bliźniakiem bardzo zżyta - zwłaszcza, że poprzednio widziałam się z nim kilka lat temu. Dwa, trzy? W każdym razie tylko kilka razy od rozpoczęcia podróży. Nie jestem najlepsza w podtrzymywaniu relacji, ale jeszcze się mnie nie wyparł - powiedziała to z uśmiechem i trudno było stwierdzić, czy tak do końca na poważnie. Brat był dla niej ważny. Był najważniejszą osobą w całym jej dotychczasowym życiu, ale nie rozwijała tematu. - Sprawy? Odbuduję trochę nadwątlonych więzi z rodziną, zadomowię się, znajdę kilka punktów zaczepienia. Trzyma mnie tu szumna deklaracja, że zostaję - przynajmniej na jakiś czas - i zamierzam w niej wytrwać. Wiesz, jestem tu dopiero od kilku dni. Jeszcze nawet nie pozbyłam się wrażenia, że dziwnie jest spać we własnym łóżku.
Upiła łyk przelanej do szklanki coli, która nie zdążyła jeszcze stracić swoich bąbelków. Napoju nie ubyło wiele. Spotkała tu innych znajomych z Ameryki?
- A jak to się stało, że nagle wpadamy na siebie w Londynie? Nie spodziewałam się, że wyjedziesz ze Stanów, a tu proszę, deszczowa Anglia - właściwie to Aurelia spodziewała się, że poznana za granicą żywiołowa czarownica zostanie we wspomnieniach, los jednak zadecydował inaczej. Nie czuła się tym faktem rozczarowana, było to raczej pozytywne zaskoczenie. Choć gdyby miała wybór, losu wolałaby do tej akurat sprawy nie mieszać. Ani do żadnej innej. Sama przed sobą nie chciałaby przyznać, ale ogólny niepokój i powszechne w ostatnich miesiącach złe przeczucia w jakimś stopniu zadziałały również na nią. Chciała być na miejscu gdyby... gdyby co? Nie potrafiła tego sprecyzować. Tymczasem świat pędził, a tempo zmian było zawrotne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]20.02.16 14:18
Na twarzy Alice także pojawił się szeroki, przyjazny uśmiech. Zawsze miło było napotkać kogoś znajomego, tym bardziej, że gdy wróciła do Anglii, nie miała tu praktycznie żadnych znajomości. Dawni znajomi z Hogwartu mieli swoje życie, właściwie wszystko trzeba było zaczynać od początku, co tyczyło się także pracy; z powodu skandalu w Ameryce nie mogła od razu załapać się do Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, w obawie, że akta zostaną przekazane z Nowego Jorku, a poszła na staż do zupełnie innego działu, by rozpocząć wszystko z czystą kartą.
- W dość niefortunny sposób wysiadłam z samochodu – odparła, zerkając na nogawkę dżinsów; spodnie te w Anglii zapewne uchodziły za ekstrawagancję, ale ceniła ich wygodę. I zresztą, przy tak obfitym deszczu wszyscy, którzy wchodzili, wnosili sporo wody, więc chyba nikt szczególnie nie oburzy się na dwie pechowe czarownice.
Alice wiedziała, że Aurelia ma brata, i to bliźniaka. Czasami jej tego zazdrościła, bo sama spędziła zdecydowaną większość życia jako jedynaczka, za namiastkę rodzeństwa mając starsze kuzynostwo, i dopiero później dowiadując się, że ma przyrodniego brata.
- Również tęskniłam za swoimi bliskimi. Ojcem, przyrodnim bratem, kuzynami którzy wcześniej postanowili osiąść w Anglii... – powiedziała; to, obok skandalu w pracy i fascynacji Glaucusem, było kolejnym powodem, dla którego zdecydowała się wrócić, bo również bardzo dawno ich nie widziała, komunikowali się głównie przez listy lub mugolskie środki przekazu. – Właściwie, to na mój przyjazd złożyło się kilka czynników. W mojej pracy się trochę pokomplikowało – rzeczywiście trochę; skandal z szefem, który dowiedział się, że pracownica, którą uwiódł i chciał mieć dla siebie, od pewnego czasu grała na dwa fronty, prowadząc się także z pewnym Brytyjczykiem, którego znalazła nieprzytomnego na plaży podczas weekendowego wyjazdu za miasto. – W dodatku poznałam kogoś i myślałam, że to będzie coś wyjątkowego, on mnie namówił na powrót tutaj – ale po przyjeździe nagle okazało się, że Alice miała zbyt brudną krew, by zadowolić jego rodzinę. – No i ojciec miał pewne problemy. Nie miałam serca, by po kilku tygodniach znowu zniknąć i go z tym zostawić, więc postanowiłam złożyć papiery na staż w Urzędzie Łączności z Mugolami.
Upiła kolejny łyk coli. Alice nie była osobą lubiącą dołować siebie i innych, więc opowieść zabrzmiała dosyć swobodnie i zarazem była pozbawiona co bardziej drażliwych szczegółów. Podejrzewała też, że i Aurelia czuła się podobnie do niej, wracając po tak długim czasie i musząc na nowo ogarnąć swoje życie, znajomości, pracę i tak dalej.
- Bardzo tęsknię za Ameryką, ale cóż, te sprawy ostatecznie rzuciły mnie tutaj. Myślę, że nie na zawsze, bo za bardzo kocham życie w Nowym Jorku i swobodę, jaką tam miałam, to, że nikt nie uważał mnie za szlamę, ale... przynajmniej na jakiś czas – rzekła po chwili. – Może taka zmiana środowiska na pewien czas dobrze mi zrobi.
Mogła wykorzystać go, żeby zrobić ten staż i zająć się ojcem, który bardzo źle znosił oderwanie od pracy i w dodatku ciągle ją zbywał. Musiała się dowiedzieć, o co tutaj chodziło.

Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]28.02.16 15:36
Najczęstszym kłamstwem Aurelii byłoby z pewnością „wszystko jest w porządku” – na papier spływało to zdecydowanie lepiej, niż w cztery oczy przechodziło przez gardło, ale i tak najważniejszy był końcowy efekt, czyli nadanie tej formułce pełnej mocy sprawczej. Możliwe, że zarówno w kwestii wypowiadanego nieco na wyrost zapewnienia, jaki i komplikacji o których właśnie mówiła Alice intencje dziewcząt były zbieżne, przynajmniej przez większą część czasu. Nikogo nie martwić, nie dołować siebie ani innych, odmalować sytuację w jaśniejszych barwach dla komfortu otoczenia… i własnej wygodny? Ostatnia kwestia nie była tak do końca pozbawiona znaczenia, pewne rzeczy lepiej było przemilczeć. Nie wciągać w nie postronnych, uniknąć szeregu oceniających spojrzeń – tak wielu ludzi uzurpowało sobie prawo do rzucania kamieniem, w cudowny sposób zapominając przy tym o własnych potknięciach – i z promiennym uśmiechem zatuszować to i owo. Wcale nie musiały wiedzieć o sobie wszystkiego, żeby siedzieć teraz w barze, beztrosko spędzając czas. Lovegood nie drążyła tematu, bo nie chciała naciskać i stawiać rozmówczyni w potencjalnie niezręcznej sytuacji. Nie z powodu taktu czy szeroko rozumianej delikatności, których brakowało jej w naprawdę rozpaczliwy sposób i istnienie których przeważnie pozorowała, ale zwykłego poczucia, że każdy ma prawo do własnych spraw. Własnych decyzji, z konsekwencjami których będzie później żyć.
- Tak bywa, żyjemy dalej? – zawiesiła głos, znacząco przenosząc spojrzenie na dłonie Alice, nieozdobione tak istotnym dla niektórych panien pierścionkiem. Jeżeli coś wyjątkowego nie skończyło się obrączką, dalsze wyjaśnienia uznała za zbędne. Czy swobodne postępowanie znajomej miało szansę ją zgorszyć? W żadnym wypadku. Gdyby rzecz nie okazała się drażliwa, to pokusiła się nawet o sparodiowanie gestu, którym w towarzystwie prezentowało się podobne błyskotki. Albo jak w tym przypadku takowych błyskotek demonstracyjny, trochę niepoważny brak.
- Zaręczył się Aaron, u mnie na polu sercowym zupełnie bez zmian – to nie tak, że zauroczeń i miłostek w jej życiu nie było. Zdarzały się, tylko tak jakoś… Aurelii brakowało szczęścia w miłości. Albo szczęścia do ludzi, co w końcowym rozrachunku wychodziło na to samo. Za to wiadomość o zaręczynach brata skutecznie wybiła ją z rytmu i nie zanosiło się, by szybko miała przejść nad nią do porządku dziennego. Może gdyby nie były to aranżowane zaręczyny podeszłaby do tematu trochę inaczej – nie pojmowała, dlaczego respektował tak poważną rodzicielską ingerencję w swoje życie – ale bliźniak wydawał się w tym układzie szczęśliwy i choćby dlatego nie będzie robiła wstrętów jego wybrance. Którą dopiero miała poznać.
- Prawda, niektóre zmiany mają swoje zalety. Bliskość rodziny stanowczo nią jest – zgodziła się bez szemrania, choć dźwięk słowa szlama zdążyła w nieznaczny, ale zauważalny sposób spochmurnieć. Znajoma znała jej poglądy, kwestie czystości krwi nigdy nie miały dla Aurelii większego znaczenia – skoro różnice nie były widoczne gołym okiem, to właściwie nie istniały. Ludzie chorowali, umierali, a gdy coś ich uszkodziło, to jeszcze krwawili tak samo.
Po krótkiej chwili pomachała do jednej z kelnerek i gdy dziewczyna zbliżyła się do stolika podyktowała początek zamówienia. - Dla mnie frytki i burger – powiedziała, po czym pytająco zerknęła na Alice – a dla ciebie?
Skoro już tutaj siedziały, to chyba nic nie stało na przeszkodzie, żeby zjadły coś ciepłego?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]28.02.16 23:32
Alice, o dziwo, także często tak robiła. Nawet przed samą sobą zwykła odmalowywać rzeczywistość w piękniejszych barwach, nie chcąc tracić czasu i nerwów na smutki. Ale niewątpliwie można było wyczuć, że nieco koloryzowała, wyczytać między wierszami, że ostatnie miesiące wbrew pozorom nie były takie kolorowe. Inny amerykański przyjaciel, z którym jakiś czas temu odnowiła kontakt, również bardzo szybko wyczuł, że nie wszystko było w porządku, że przeprowadzka do Anglii wcale nie przyniosła samych zmian na lepsze. Tyle że w przeciwieństwie do niego, Aurelia nie zadawała zbyt wielu pytań, nie zmuszając Alice do szczegółowych zwierzeń.
- Oczywiście. Jakoś trzeba – zapewniła, znowu się uśmiechając. – Bez względu na to, co się dzieje, życie toczy się dalej, i być może kiedyś przyniesie ze sobą lepszą alternatywę. W końcu, jak to się mówi, czasem nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, prawda?
Kiedyś może przyjść taki czas, kiedy będzie się nawet cieszyć, że to, co było z Glaucusem, rozpadło się zanim zdążyło się na dobre rozwinąć. Może nawet już się cieszyła, że to urwało się na takim etapie, choć okoliczności, przez jakie do tego doszło, dalekie były od przyjemnych. W końcu kto chciałby usłyszeć, że rodzina bliskiej osoby nie akceptuje go, bo jest nieczystej krwi? Chyba nikt, włączając w to nawet wyluzowaną, pozytywnie nastawioną do świata Alice. Która, choć dumna ze swojego pochodzenia i nie wstydząca się go, jednocześnie była drażliwa na obrażanie mugolaków. W sumie na ten moment bardziej żałowała popsucia się sytuacji w amerykańskiej pracy, ale po powrocie do Stanów zawsze mogła poszukać zajęcia poza Ministerstwem Magii.
- Och, twój brat już się zaręczył? – zapytała z zaciekawieniem. Och, gdyby tylko wiedziała, że jego wybranką była dziewczyna, z którą dwa miesiące temu się pobiła! Ale nie wiedziała, bo samego Aarona też właściwie słabo kojarzyła i nie wiedziała że to on rozdzielił je po tej bójce. Z rodzeństwa Lovegoodów bliżej poznała tylko Aurelię. – Ale nie przejmuj się, ja również nie mam nikogo na stałe – dodała jeszcze; owszem, miała w swoim życiu sporo znajomości z mężczyznami, jednak żadna nie kończyła się niczym więcej niż spędzenie wspólnie kilku (lub w wyjątkowych przypadkach więcej) nocy. – Przyznaję, że póki co niezbyt widzę się w roli statecznej żony. To dla mnie ciągle bardzo dziwaczna i odległa perspektywa. No chyba, że trafiłabym na równie roztrzepanego i wyluzowanego męża, któremu chciałoby się jeździć ze mną po świecie i szukać wrażeń. Bo gdyby próbował wcisnąć mnie w te idiotyczne schematy i zredukować do roli nudnej, sflaczałej kury domowej, to chyba wywiesiłabym go za kostki przez okno!
Zakończyła, marszcząc się lekko, ale po chwili wybuchnęła śmiechem. Ale na ten moment prawdopodobnie równie abstrakcyjną myślą byłoby dla niej wytrwanie do końca życia w wierności i nie oglądanie się za innymi, bo wydawało jej się, że chyba nie jest stworzona do takich ograniczeń. Jeszcze nie teraz, jeszcze była za młoda na stateczność i rutynę. Może więc Glaucus również się cieszył, że nie wyrzekł się rodziny dla kobiety, którą zbyt mocno ciągnęło do przygód. Tak, czasami nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Zdecydowanie. Bez względu na to, jak fajnie było w Stanach, jednak brakowało obecności bliskich – stwierdziła. – Listy i telefony to nie do końca to, co prawdziwa rozmowa.
Zauważyła, że Aurelia postanowiła zamówić coś do jedzenia i sama uznała to za znakomity pomysł; w końcu po co ograniczać się tylko do coli, jak mogły zafundować sobie również prawdziwie mugolskie, amerykańskie przekąski?
- Dla mnie to samo, ale frytki poproszę razy dwa – rzekła. Bez wątpienia było to jedno z jej ulubionych zestawień w miejscach takich jak to.
Niedługo później dostarczono im zamówienia. To dla Alice z podwójną porcją frytek, bo nie miała w zwyczaju jadać jak ptaszek, a lubiła porządnie pojeść. I czując te smakowite zapachy, nagle uświadomiła sobie, jak bardzo była głodna, więc niemal rzuciła się na jedzenie.
- Nie ma to jak dobre, mugolskie żarcie – rzekła. Niestety sama kiepsko radziła sobie w kuchni, więc najczęściej wybierała się do knajpek o niezbyt wygórowanych cenach, lub żywiła się własnymi nie zawsze udanymi eksperymentami.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]02.03.16 17:49
- Za kostki, przez okno? - parsknęła śmiechem na tak buntownicze zapewnienia, mimowolnie wizualizując w głowie podobną scenę. Na swój pokrętny sposób pasowało jej to do Alice - do obrazu, który miała we wspomnieniach, a który z każdą upływającą minutą stawał się odrobinę bardziej realny  - i jakby dopiero teraz, siedząc z nią przy jednym stole zdała sobie sprawę, że dzieje się to wszystko tak naprawdę. Są w Anglii, próbują w ten czy inny sposób poukładać sobie codzienne życie i w mugolskiej knajpie roztrząsają sprawy... związków międzyludzkich? Temat nie gorszy niż jakikolwiek inny (w dodatku sama skierowała na niego rozmowę), choć Aurelia była ostatnią osobą, która mogłaby udzielać komuś rad.
- Zrobisz, co zechcesz - brązowe oczy spojrzały sponad szklanki z colą, teraz opróżnionej do połowy - a ma to sens dopiero, gdy po obu stronach istnieje dobra wola. Albo chociaż świadomość tego, na co właściwie się piszą - dodała, pomijając przy tym dalszą kwestię zaręczyn brata. Nie rozwijała tematu, na to przyjdzie pora, gdy już bliżej pozna i zaakceptuje tą sytuację. Tak naprawdę nie miała nic do samej instytucji małżeństwa. Nie wykluczała podjęcia podobnej decyzji w odległej przyszłości, nie wzbraniała się przed nią (przynajmniej tak długo, jak zależało to od niej, a nie nacisków otoczenia) i brała pod uwagę, że kobietę zamężną w społeczeństwie postrzega się w zupełnie inny sposób. Wiedziała o tym, a mimo to sięgnęła po swobodę. O to, co tak samowolnie sobie wzięła, nie musiała nawet specjalnie się szarpać. Może dlatego, że jako metamorfomag pod wieloma względami miała łatwiej od większości panien? A może z powodu tej dziwnej tendencji do zostawiania wszystkiego za sobą? Wynikające z takiej postawy konsekwencje mieściły się w worku z napisem "mogę z tym żyć" - pojemnym, ale dlaczego w przypadku Alice miałoby być inaczej? Nie urodziły się jako arystokratki, nie stawiano przed nimi równie restrykcyjnych wymagań. Ojciec bliźniaków ukierunkował swoje starania na kształtowanie Aarona, zarażenie pierworodnego syna swoją pasją. Może nawet uczynienie go na swój obraz i podobieństwo? Aurelii nie angażował w rodzinny biznes, pozostawiając jej względną swobodę. Której granice w młodym wieku zaczęła testować. A później, gdy w którymś momencie okazało się, że nie są one na tyle silne, by nie mogła na własne życzenie spaść w dół? Cóż. Przez chwilę sprawiała wrażenie nieobecnej, najwyraźniej odbiegła myślami. Nie trwało to jednak długo i entuzjazm okazany przez Alice na widok jedzenia sprawił, że szybko otrząsnęła się z dziwnego stanu – czegokolwiek nie mówić na temat przedstawiania rzeczywistości w jaśniejszym świetle, było całkiem solidnym wewnętrznym mechanizmem obronnym. Nawet, jeżeli magipsychiatria nigdy nie była bliską Aurelii dziedziną, to przynajmniej zdawała sobie z tego sprawę.
- Ciepłe, całkiem smaczne, więcej nie trzeba – do szczęścia? Szczęście przejawiało podejrzaną tendencję do składania się z naprawdę krótkich chwil. Uczyła się doceniać te, które trwały. Bez czekania na lepszą, wątpliwą – nie sposób ocenić, czy będzie lepiej czy gorzej – alternatywę. Skupiła się na jedzeniu, póki jeszcze nie wystygło.
- W dodatku bez konieczności zmywania po tym naczyń – dokończyła swoją colę i odstawiła pustą szklankę na stół. Zwykle nie jadała w barach. Przygotowywanie posiłków nie sprawiało jej problemu, zbyt wiele czasu spędzała poza domem, żeby pozwolić sobie na jakiekolwiek nieumienie rzeczy równie podstawowych. Lubiła gotować. Dopóki nie mieszała do tego magii mogła z powodzeniem unikać katastrof. A w domu… W rodzinnej rezydencji Lovegoodów w kuchni niepodzielnie królowała Marta i Aurelia wolała dla własnego spokoju jednak nie zapuszczać się na sporne terytorium. W dorosłym życiu popełniła ten błąd tylko raz. O raz za dużo.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]04.03.16 1:16
Alice właściwie zawsze była dosyć zbuntowana. Już jako dziecko, zamiast grzecznie bawić się lalkami, jak inne dziewczynki, wolała biegać po mieście z okolicznymi dzieciakami (głównie mugolami), po czym wracała cała umorusana, ale szczęśliwa. W dorosłości również się buntowała, ale teraz przyjmowało to, oczywiście, inne formy. Jak choćby odbiegający od czarodziejskich standardów ubiór, uwielbienie do kultury i wytworów świata mugoli, czy stosunek do związków i ustatkowania się. Tylko w pracy musiała się jakoś pilnować, żeby nie doprowadzić do kolejnego skandalu. Spodnie musiały być przykryte nieporęczną szatą (z którą rozstawała się natychmiast po skończeniu pracy), a makijaż stonowany. Nie czuła się w pełni sobą, ale cóż poradzić? Paradoksalnie, o wiele bardziej sobą czuła się w takich miejscach, jak to.
Może jej wcześniejsza uwaga była nieco żartobliwa, ale to nie zmieniało faktu, że gdyby ktoś próbował na siłę wdrażać ją w schematy, spotkałby się z oporem z jej strony. Na szczęście w tej sytuacji nieczysta krew działała na jej korzyść, Alice naprawdę cieszyła się, że nie przyszła na świat w szlacheckiej rodzinie, gdzie o takiej swobodzie prawdopodobnie mogłaby zapomnieć. Jej ojciec nawet jak na mugolaka był bardzo wyluzowany i pozwalał jej na wiele, a także od dzieciństwa zabierał ze sobą w różne interesujące miejsca.
- Tak, najważniejsze jest, żeby akceptować się wzajemnie i być ze sobą szczerym – skwitowała jej słowa. – Lepiej być samotnym, niż musieć rezygnować ze wszystkiego, co się dla nas liczy i w co wierzymy. Nie chciałabym tego robić, dla nikogo. – Alice nie wyobrażała sobie, że mogłaby dla kogokolwiek porzucić swoje przekonania i poglądy. Lubiła swoje życie takim, jakie było i mimo pewnych komplikacji, uważała się za osobę szczęśliwą. Nie potrzebowała do tego męża ani gromadki rozwrzeszczanych dzieciaków, bo czuła, że jeszcze nie nadszedł na to czas, że jeszcze nie minęła jej chęć do przygód i szaleństw.
- A jak tam twój towarzysz? – zapytała, nagle przypominając sobie mężczyznę, który pałętał się za Aurelią, gdy ta przyjechała do Ameryki. Miała jednak przeczucie (poparte choćby tym, że kobieta sugerowała, że również jest samotna), że nic poważniejszego z tego nie wyszło. – Masz z nim w ogóle jakiś kontakt? Przyjechał do Anglii?
Była też ciekawa, co Aurelia robiła przez ten czas, kiedy już ich drogi się rozeszły.
- Odwiedziłaś jeszcze jakieś interesujące miejsca już po opuszczeniu Stanów? – spytała więc po chwili, podejrzewając, pewnie słusznie, że Aurelia wiodła jeszcze bardziej intensywne i obfitujące w doświadczenia życie niż ona sama. Wystarczy choćby pomyśleć o jej pracy i zainteresowaniach. Życie Alice, która w Ameryce pracowała w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, mimo wszystko zapewne było spokojniejsze. – I swoją drogą, może słyszałaś o polowaniu, które ma się odbyć za parę dni? – Skoro Aurelia tak lubiła przygody, może akurat ją to zainteresuje i Alice nie będzie jedyną nieszlachetną uczestniczką tego wydarzenia?
Po chwili jednak zajęła się swoim jedzeniem, przez dłuższą chwilę pałaszując ze smakiem. Musiała przyznać, że robili tutaj bardzo dobre rzeczy, w dodatku faktycznie podobne do amerykańskich pierwowzorów. Alice, bez względu na to, jak się starała, nie potrafiła oddawać tych smaków.
- Zdumiewające, jak nawet takie błahe sprawy, jak jedzenie, potrafią wspaniale przypominać o prawdziwym domu – rzekła, pakując do ust spory kawałek burgera i przepijając to colą.
W Anglii wszystko, co przywoływało amerykańskie wspomnienia, było dla niej istotne i dobre.
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]11.03.16 22:39
Być ze sobą szczerym, co?
Rzadko kiedy była. Pewnie nigdy tak do końca, bo pomijanie drastycznych szczegółów po prostu weszło jej w krew i teraz nawet o tym nie myślała. Jak o wielu innych sprawach, nad którymi nie zastanowiła się, pozwalając rozmowie płynąć w zupełnie losowym kierunku i nie korygując tego nawet, gdy nieumyślnie zabrnęła na grząskie tematy. Grząskie przede wszystkim dla niej, ale radośnie zignorowała dotychczasowe sygnały ostrzegawcze. Mówi się trudno? Na ułamek sekundy Aurelia zamarła nad jedzeniem. A później w spokoju dokończyła burger, którego smaku już nie czuła, a który tak wygodnie zwolnił ją z konieczności natychmiastowego udzielenia odpowiedzi na lawinę pytań. Wysłuchała ich, porządkując w głowie, co właściwie chce powiedzieć. A czego nie.
- Nic z tego - pokręciła głową, nieświadomie potwierdzając podejrzenia Alice. Te niewypowiedziane. Łatwiej było uciąć temat w taki sposób, prawda? - Nie spodziewam się, żeby przyjechał.
Zmarł tragicznie, ale tego jej przecież nie powie. Jak to w ogóle brzmiało? Lovegood nie dzieliła się ze znajomą szczegółami prywatnego życia, wszystkie mniej chwalebne skrupulatnie zamiotła pod dywan. Czyli przemilczała. Nie było to kłamstwo w pełnym tego słowa znaczeniu, ale też nie szukała dla siebie usprawiedliwień. Bez namysłu ustawiła Alice gdzieś po jaśniejszej stronie życia, jako izolowaną od spraw zahaczających o problemy i czarną magię. Ani jej było w głowie burzenie tego chwiejnego porządku.
- Wróciłam do Azji i miałam wrażenie, że mogłabym tam zostać. Ale wróżenie z fusów nigdy nie szło mi dobrze - zawiesiła na chwilę głos, po czym nadała wypowiedzi zdecydowanie żartobliwszy ton - i gdyby moje przewidywania zaczęły się sprawdzać, to miałabym realny powód do strachu.
Bo na pewno brakowało mi ich w życiu.
- Później było tego jeszcze dużo - zdobyła się na całkiem wesoły uśmiech - i jeśli nadal lubisz historie o duchach, to chętnie się jedną podzielę. A z polowaniem póki co dam sobie spokój. Bierzesz udział? - jeszcze nie miała okazji usłyszeć o wyczynach Alice na gonitwie podczas Festiwalu Lata, w przeciwnym wypadku już dawno złożyłaby dziewczynie gratulacje. Może zaczęłaby od tego rozmowę? Polowanie było rozrywką, ale zdecydowanie nie taką, która miała szansę chociaż na chwilę zainteresować jej brata. Czyli na razie nie obchodziło Aurelii, zdecydowanej spędzić z bliźniakiem znacznie więcej czasu. Straconego nie nadrobi nigdy, było to po prostu niemożliwe. Nie żałowała podjętej pochopnie decyzji (postawiona przed ponownym wyborem postąpiłaby dokładnie tak samo, opuszczenia Anglii wcale nie uważała za błąd) ale ukłucie wyrzutów sumienia towarzyszyło jej nadal. Nie tak dotkliwe jak w pierwsze spędzone z dala od rodziny święta, albo gdy nagle orientowała się, że powiedziała coś do Aarona, choć przecież nie było go obok - co zdarzało się do dziś, mimo upływu czasu - ale było, zawsze obecne. Nawet, jeżeli powinno dotyczyć znacznie poważniejszych spraw.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]13.03.16 10:30
Alice jednak nie była tego świadoma. Była w pewnych kwestiach zwyczajnie niedomyślna, niekiedy wręcz niefrasobliwa. Paplała w podekscytowaniu, nawet nie zdając sobie sprawę, że może jej pytanie o tą konkretną znajomość nie było zbyt dobrym pomysłem. No, ale skąd miała wiedzieć? Tym bardziej, że nie widziały się od dość długiego czasu i Alice zdecydowanie nie była na bieżąco z wydarzeniami w jej życiu.
- Och, szkoda... – powiedziała więc. – Ale może jeszcze kiedyś się to ułoży?
Uśmiechnęła się do kobiety raźnie, z charakterystyczną dla siebie beztroską.
- Długo tam byłaś? – zapytała; kiedyś, dawno temu, zahaczyła i o Azję podróżując z ojcem, z pewnością było to bardzo nietypowe miejsce, o zwyczajach zupełnie odmiennych niż te europejskie czy amerykańskie, które znała na co dzień. – Och, historie o duchach? – Ożywiła się jeszcze bardziej. Uwielbiała historie o duchach; jako czarownica widziała duchy nie raz, choćby w Hogwarcie, ale już w dzieciństwie bardzo ją ciekawiły historie z ich udziałem, także takie z mugolskiego punktu widzenia. Bo chociaż mugole nie widzieli wszystkiego tak samo, jak czarodzieje, wielu z nich było świadomych, że coś ponadnaturalnego istnieje na świecie i snuli ciekawe opowieści, czy wręcz teorie spiskowe, a Alice lubiła ich słuchać... No i będąc dzieciakiem sama potrafiła opowiadać mugolskim kolegom różne ciekawe rzeczy, od których aż przechodziły ciarki po plecach. – Opowiadaj, bardzo mnie to ciekawi! A co do polowania... Tak, biorę. Skoro na wyścigu podczas Festiwalu Lata poszło mi tak dobrze, szkoda byłoby stracić okazję, by spróbować znowu utrzeć nosa tym wszystkim czystokrwistym bufonom.
To bez wątpienia była jedna z jej głównych motywacji: czysta przekora, chęć udowodnienia po raz kolejny, że brudna krew nie czyni jej gorszą. Na wyścigu zajęła w końcu drugie miejsce, dając się wyprzedzić tylko jednemu zarozumiałemu czarodziejowi z nadętym ego, a całą resztę pozostawiając w tyle. Oczywiście teraz wcale nie musiało jej pójść tak dobrze, ale postanowiła spróbować. Zresztą, bez odrobiny dobrze odmierzonego ryzyka nie ma prawdziwej zabawy, prawda?
- To jest właśnie największa wada życia w Anglii – rzuciła po chwili. – To, że w oczach niektórych moją wartość determinuje nie to, co potrafię i jaka jestem, a to, że jestem córką mugolaka.
Odrobinę mocniej zacisnęła palce na butelce coli, o mały włos jej nie przewracając. Utrzymała ją jednak i wysączyła szybki łyk.
Porozmawiały jeszcze trochę o różnych sprawach, nawet nie zauważając, jak szybko minął im czas. W końcu musiały się pożegnać i obie wróciły do swoich spraw, mając nadzieję, że jeszcze uda im się znowu spotkać.

| zt. x 2


Ostatnio zmieniony przez Alice Elliott dnia 09.04.16 19:57, w całości zmieniany 1 raz
Alice Elliott
Alice Elliott
Zawód : brak
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar szybkiej obsługi - Page 3 K31FNDR
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1201-alice-elliott https://www.morsmordre.net/t1911-poczta-alice#26809 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]31.03.16 11:14
| 22 listopada?

Mugolski świat nigdy nie fascynował Deirdre, pozostając dla niej nie tyle wrogim środowiskiem niebezpiecznych (i w pewien sposób obleśnych) owadów, co kompletnie obojętną masą ludzi nie do końca zasługujących na to humanistyczne miano. Jako dziecko bawiła się samotnie, najwięcej czasu spędzając z ojcem, nie mającym przesadnie szowinistycznych poglądów - jakże inaczej mógłby poślubić półkrwi Chinkę, sprowadzając ją przez morza prosto na pokryte wrzosami szkockie wzgórza - lecz odnoszącym się do tych braci mniejszych z czymś w rodzaju zakłopotania. Niektórzy fascynowali się niemagicznymi zdobyczami techniki, inni współczuli takiej okropnej, prymitywnej egzystencji a większość niezbyt interesowała się tym rodzajem podludzi, żyjąc w czarodziejskich gettach. Tsagairtowie nigdy nie wojowali ze swoimi mugolskimi sąsiadami, lecz historyczne doświadczenia często wydobywały na wierzch nieprzyjemną prawdę: obojętność wobec wyrządzanego zła była podlejsza i doprowadzała do większych tragedii niż faktyczne tego zła wyrządzanie. Wilhelm nie protestował przecież, gdy w wyniku wojennych działań spalono niedaleką wioskę. Dei pamiętała dokładnie ten wieczór, gdy stałą razem z ojcem na wysokim wzgórzu tuż za ich domem, obserwując w milczeniu płomienie, trawiące mugolską mieścinę. Oczywiście, że mogli im pomóc, mogli ich uratować, ba, nawet sama młodziutka Tsagairt czuła, że jej serce wyrywa się ku tej bestialskiej scenie, ale ojciec tylko położył rękę na jej ramieniu, mówiąc, że to nie ich świat.
I faktycznie tak było a z biegiem lat Deirdre stawała się coraz bardziej obojętna na życie mugoli...choć obojętność powoli zmieniała się w pogardę, a stąd blisko już było to uczuć najwyższych, wręcz paranoicznych, na razie podszytych wyłącznie nutką obrzydzenia. Przebywała przecież w najgorszym z możliwych miejsc, w mugolskim barze, przesyconym amerykańskimi wzorcami, przyprawiającymi ją o mdłości. Nie miała szlacheckiego wychowania (ani tym bardziej pochodzenia), nie dorastała w doskonale zaprojektowanych rodowych posiadłościach, nie interesowała się nawet sztuką, lecz i tak wejście do tego przybytku kolorowej radości raziło ją niezmiernie. Musiała jednak wybrać to miejsce, oddalone od zwykłych ścieżek jej codzienności, by móc w bezpiecznym otoczeniu zapoznać się z...nieznajomą.
Doprawdy, nie wiedziała co myśleć o tym przesadnie uprzejmym i tkliwym liście, pisanym przez kobietę...albo co gorsza jakąś parodię mężczyzny, chorującego psychicznie i pragnącego zostać jej podnóżkiem. W zaciszu Wenus nie mogła odmówić - takiego luksusu nie posiadała w prywatnej działalności, niekoniecznie legalnej i niekoniecznie pasującej Caesarowi. Musiała sobie jednak jakoś radzić: coraz więcej obowiązków spadało na jej barki. Postępująca choroba ojca zdawała się złośliwie wysysać nie tylko życie z Wilhelma ale i ostatnie galeony z portmonetki Dei, pracującej dwa razy więcej niż zwykle. Nigdy jednak z jej ust nie wyrwało się żadne narzekanie, chociaż teraz, po kwadransie sączenia obrzydliwie mugolskiego napoju - zero alkoholu, musiała zachować stałą czujność - wydawała się mocno zirytowana. Nie tyle oczekiwaniem co niewiedzą. Nie wiedziała z kim będzie miała do czynienia, czego dotyczy owa magiczna sprawa, którą należało omówić osobiście i - co najważniejsze - co sama Deirdre będzie z tego miała. Nie ruszała się jednak na razie z oddalonej, kameralnej loży, gdzie dudniąca muzyka wydawała się chociaż odrobinę bardziej znośna.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Bar szybkiej obsługi [odnośnik]01.04.16 0:17
Katya była niezwykle zaskoczona odpowiedzią kobiety, a także tym, że zechciała spotkać się w mugolskim miejscu. Oczywiście, to nie stanowiło żadnego problemu, ale zdecydowanie czuła się mniej pewnie niż w miejscu, które stosunkowo ociekało chociaż pierwiastkiem magii. Czy to było coś złego? Z pewnością nie, ale im dłużej niepokój wynikający z przedłużających się minut, które ciągnęły się w nieskończoność narastał w młodej dziewczynie, tym bardziej chciała się wycofać. Co miała właściwie powiedzieć? Wstyd jej było na same myśli o tym, co zamierzała zaproponować panience Miu, choć nie do końca była pewna, czy aby na pewno zwą ją w ten sposób. Liczyła się z tym, że zostanie potraktowana niczym niepoważna gówniara, ale zawsze wyznawała zasadę, że trzeba spróbować, by się przekonać o reakcji rozmówcy, która mogła być inna od wyobrażeń, które zakładała w swojej głowie jako scenariusz. Pewnik, którego chciała się trzymać, ale musiała ponieść się spontaniczności i chwili, która odkładana w czasie przypominała o wstydzie, który nawet pod przykrymi pudrem policzkami, zdawał się nazbyt widoczny.
Pisząc list do Deirdre myślała o wszystkim. O sobie, a także własnych doświadczeniach w sferze, która nigdy nie była jej bliska. O Ramseyu i tym, że miał zostać jej mężem - o, ironio - nie brała w końcu pod uwagę, że już niebawem się rozstaną. Działała pod wypływem impulsu, bo po ostatniej nocy, którą spędził w dworku lorda Ollivandera miała pewność, co chce osiągnąć w tym związku i ilu profitów mu przynieść z samego jestestwa, którym miała obdarzyć mężczyznę. Była zbyt delikatna, subtelna, może nazbyt niewinna, by ingerować w swoją erotykę i seksualność, ale dzisiaj przełamywała kolejne bariery; strachu, obawy przed tym, co kto sobie pomyśli, a także palącego zawstydzenia, które często dawało się młodej kobiecie we znaki.
Otulona czarnym płaszczem, który dzięki zamiłowaniu do świata mugolskiego, nie różnił się niczym od tych damskich, tak charakterystycznych dla niemaicznych ludzi. Szła wolnym krokiem, bo nigdzie jej się nie spieszyło, a także nie zamierzała wywierać na sobie presji, bo musiała podejść do tego swobodnie, jakby to była kolejna rozmowa o tworzeniu różdżek. Nic bardziej mylnego. Sztukę, której tajniki chciała pogłębić, w niczym nie przypominały tego, co miało opanowane do perfekcji. Może to stąd liczyła na przechylność nieznajomej kobiety trudniącej się w swoim fachu? Jej sława nie była ogromna, a może i była? Katya o tym nie wiedziała, bo to obserwacja osób i często mijanie wychodzących pracowników poszczególnych miejsc sprawiły, że Tsagairt stała się dla niej ciekawa, intrygująca wręcz, a pytając o nią, dowiedziała się dostatecznie dużo, by połączyć fakty w jeden.
Weszła spokojnym krokiem do baru i rozglądnęła się po zgromadzonych, aż wreszcie czarne pukle rzuciły się w oczy dziewczęciu, które nie umiało jasno określić, czego oczekuje po tym spotkaniu. Przypominała raczej zdystansowaną, nieco niepewną istotę, która dopiero co nauczyła się chodzić, ale pewność jej bioder, a także intensywnie mieniące się tęczówki, które nie uciekały przed ukradkowymi i ulotnymi spojrzaniami, były argument, że nie boi się starcia. Z nikim.
-Dobry wieczór - powiedziała z subtelnym uśmiechem na ustach, gdy wreszcie znalazła się obok Miu. Bezpardonowo otaksowała twarz Deirdre i od razu oceniła ją jako ponadprzeciętną, wszak nie kojarzyła zbyt wielu person, które mogły poszczycić się egzotyczną urodą. Kobieta siedząca przy jednym ze stolików była nad wyraz piękna, a Ollivander potrafiła docenić to, czym została obdarzona jej rozmówczyni. Nigdy zapewne nie oceniłaby brunetki przez pryzmat pracy, wszak wydawała jej się zbyt eteryczna na taki fach, ale każdy ma swoją historię. Dziś nie było jednak miejsca na to, by się wzajemnie sobie zwierzać z intymnych sfer, które winny na zawsze pozostać w cieniu. -Przepraszam najmocniej za ten list, ale... Nie wiedziałam jak zacząć, a ponoć to początek jest najtrudniejszy. Mam nadzieję, że nasz mamy już za sobą - nie była ostentacyjna, a ton głosu Katyi brzmiał niezwykle ciepło i przyjaźnie, bo była pozytywnie stawiona. Dopiero czas i rozmowa miały zweryfikować to, czy jest w stanie wyciągnąć z tej relacji i niecodziennej propozycji jak najwięcej korzyści dla siebie, ale także dla Tsagairt. -Prosiłam o dyskręcje nie bez powodu. Nie chcę pani mamić ani oszukiwać, więc po prostu się przedstawię i wierzę z całego serca, że zrozumie pani moją dziwną fanaberię, z którą być może nie ma aż tak dużej styczności. Jeśli się mylę, proszę mi wybaczyć - zachowywała pełną klasę, kurtuazję, bo dla niej nie było gorszych i lepszych - wszyscy byli równi, ale to było głupie, prawda? Zważywszy na fakt czasów, w których przyszło im żyć, podziały stanowiły o rychłej śmierci, której dopuszczali się coraz częściej czarnoksiężnicy, za którymi ona tak często goniła. -Nazywam się Katya. Katya Ollivander i nie do końca wiem od czego zacząć... - szepnęła nieco speszona i spuściła nieznacznie wzrok. W końcu nachyliła się nad stołem i z cichym parsknięciem zakomunikowała coś, co było w tej sytuacji iście absurdalne. -Cóż, jestem dość... Nieśmiała.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Bar szybkiej obsługi
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach