Wydarzenia


Ekipa forum
Drani kocha się najmocniej
AutorWiadomość
Drani kocha się najmocniej [odnośnik]14.05.17 23:21
|ciepłe lato roku 1952 - akt I

Natłok pracy i sukcesów w ostatnim czasie sprawił, że musiała odpocząć od ciągłego kontaktu z ludźmi, którzy nierzadko bywali bardzo uciążliwi, wystawiając cierpliwość młodej półwili na próbę. Wstając wcześnie rano postanowiła udać się do ustronnego miejsca nad jeziorem, skrytym wgłębi lasu; mało kto wiedział, że ono w ogóle się tutaj mieściło, a o tej porze - poza zwierzętami - nie spodziewała się obecności żadnej żywej duszy.
Przemierzała ścieżkę między krzakami, wsłuchując się w kojące odgłosy lasu, po drodze rozpinając ozdobne guziki sukni, z której tuż po chwili wężowym ruchem wyślizgnęła się, zrzucając następnie ze stóp ciemne czółenka. Potem pozbyła się pończoch, jednak wbrew pozorom nie była naga - została w cielistej halce, która zaraz potem, w połączeniu z wodą, przykleiła się do jej rozgrzanej, śnieżnobiałej skóry pobudzając zmysły chyba nawet bardziej, aniżeli wtedy, gdyby i ją z siebie zdjęła. Oddychała z początku nierówno, otwierając szeroko oczy w przypływie krótkotrwałego szoku termicznego, a potem odpłynęła od brzegu wgłąb jeziora. Nie śpieszyła się, rozbijając do tej pory niezmąconą taflę wody spokojnymi ruchami rąk i nóg. Później zaś obróciła się na plecy, w tej pozycji zastygając i pozwalając, by to woda ją unosiła. Było wcześnie, więc wschodzące słońce dopiero budziło się do życia nieśmiało przebijając się przez korony drzew i tym samym łagodząc panujący półmrok.
Nie wiedziała jak długo znajdowała się w takiej pozycji, jednak teraz, w tym momencie, nie dbała o czas; liczyła się tylko ona oraz chwilowy spokój, którego pragnęła od kilku dni. Wreszcie, z powodu ogarniającego jej drobne ciało chłodu, zawróciła do brzegu, ale im bliżej niego była, tym większe zaczęła odnosić wrażenie, że nie jest tu sama. I nie pomyliła się, gdy dostrzegła nieopodal męską sylwetkę. Nie wiedziała co zrobić - wciąż z tyłu głowy pojawiało się jej wspomnienie o tamtym incydencie w Hogsmeade, gdy tylko cudem udało jej się uniknąć tragicznego w skutkach finału. Z każdą kolejną chwilą spędzoną w wodzie było jej coraz zimniej, dlatego po krótkim momencie zawahania wyszła na brzeg, lekko i zmysłowo, a biodra blondynki falowały przy tym jak w tańcu.
- Wyjdź z ukrycia, mój miły, nie bój się. - Zaproponowała melodyjnie, zapominając chwilowo o tym, że jej ciało skrywa tylko przeźroczysta halka. Musiała zorientować się, czy jest zagrożona, czy tym razem los będzie wobec niej łaskawszy.
Gdy jej oczom ukazał się młody mężczyzna miała wrażenie, że na jego widok serce jej bije raźniej oraz, że budzi się w niej nieznane dotychczas uczucie kobiecej ciekawości, pożądania, fascynacji; z przyjemnością spoglądała na ciemne włosy, postawną sylwetkę i uśmiech, który wyjątkowo przyciągał jej wzrok. Nim zdążyła się zorientować, zaintrygowanie roziskrzyło niebieskie tęczówki, kiedy tak nietaktownie przyglądała mu się z niedużej odległości.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 22.05.17 19:10, w całości zmieniany 2 razy
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]15.05.17 9:07
Wstawały wczesnym świtem, a potem przesiadywały na gałęzi pół dnia, póki elfy nie zjawiały się w pobliżu lub pozostawały w gniazdach, póki pogoda się nie pogorszyła. Ich czarno-zielone pióra upodabniały je do większości kolczastych roślin, dzięki temu były trudne do ujrzenia, choć nie należały wcale do rzadkich stworzeń zamieszkujących Europę. Znał co najmniej dwóch czarodziejów, którzy trzymali Lelka Wróżebnika w domu na uwięzi, wbrew przekonaniom nie obawiając się ich wrzasków, które godnie z przesądami miały wróżyć śmierć. W tym rejonie było ich pełno, a on zamierzał wykorzystać ten wolny poranek, by je znaleźć.
Kroki stawiał uważnie, ostrożnie wręcz jakby z zawodowym zboczeniem, obserwując, nasłuchując porannego śpiewu lasu, wypatrując charakterystycznych długich piór osadzonych na chudych, krępo przyciśnietych do korpusu skrzydłach. Nie nadawały się do pisarnia, lecz dla niektórych handlarzy stanowiły pewną wartość; przerabiano je bowiem na ozdoby; wzbogacano nimi kołnierze damskich płaszczy, wplatano w wachlarze.
Ciszę zmącił cichy plusk wody, który uświadomił go o istnieniu przedziwnego jeziora w głębi lasu. Znał te tereny dobrze i bywał tu nie raz, a jednak nie trawił nad jego brzeg nigdy wcześniej. Poprowadzony ciekawością ruszył cicho w tamtą stronę i jeszcze nim zbliżył sie do wody, dostrzegł na jej zmąconej tafli ludzką głowę. Momentami ciemną barwę przełamywała biel skóry. Pomiędzy jej łopatkami, gdy płynęła, gromadziły się długie, mokre włosy, plączące raz w wodzie, a za chwilę oblepiając jej ciało, kark; wilgotne miały kolor łupiny orzecha włoskiego, choć na czubku, gdzie pozostawały suche jaśniały pszenicą. Przystanął przy drzewie zaabsorbowany tym niezwykłym zjawiskiem. Była piękna. Na tyle piękna, że przyglądał jej się dłużej niż powinien, miał wrócić do swoich spraw, nie zważając na towarzystwo. W końcu podszedł bliżej, pod jego stopami trzasnęła ściółka, łamana drobna gałązka, lecz nie przejął się tym zbytnio. Sięgnął do kieszeni po cytrynowego cukierka; nie pamiętał od jak dawna je lubił, pewnie od zawsze towarzyszyły mu w kieszeni, zalewały podniebieniem kwaskiem i słodyczą. A ona dryfowała po wodzie jak nimfa, bezwładnie unosząc na niej jakby była lekka niczym piórko. Sprawiała takie wrażenie, kruchej i delikatnej, utopionej w dzikim jeziorze, martwej.
Oparł się o pień drzewa, obserwując w ciszy jak w końcu z gracją i wdziękiem opuszcza wodną krainę, kołysząc się kobieco. Wyciągała ciężki oręż, ale był dość oporny jak na samca; choć pod wrażeniem jej niebywałej urody, zachował typowy dla siebie chłód i spokój. Mokra halka oblepiała jej ciało, czyniła ją chudszą niż pewnie była, zarysowując mocno jej kształty, opinając wszystkie wypukłości, lepiąc się do wgłębień, dając doskonały pogląd na to, co znajdowało się pod nią. Wydawała się niemalże przezroczysta.
Nie wyglądała na speszoną, wręcz przeciwnie. Kroczyła ku niemu pewnie, jakby wcale się nie bała; nie zakrywała się, nie przepłoszyła go, nie wyzwała — jeszcze — od podglądaczy, choć napatoczył się przypadkiem, korzystając na tym spotkaniu, łechtając zmysły. Był obcym mężczyzną, a ona sama i zupełnie bezbronna po środku lasu. To nie było zaufanie, nie była też odwaga. Pewność siebie walczyła o podium ze skrajną lekkomyślnością. Nie wyrażał jednak osądu przedwcześnie, obserwował ją bacznie, ciesząc oczy jej widokiem. Dobrze widział z daleka, była piękna.
— To zabawne. To samo mógłbym powiedzieć tobie — odparł po chwili, przemieściwszy landrynkę z jednej strony na drugą. Woda musiała być zimna, szybko dostrzegł, że jej ciało pokrywa gęsia skórka. — Nikt nawet nie usłyszałby tu twojego krzyku.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]15.05.17 9:40
Nie bała się; w końcu na tle świata nie wyróżniała jej tylko zdolność do czarów, ale i zdolność do wykorzystywania swojego wyglądu, mamienia niczego nieświadomych i głupich mężczyzn, a ten stojący tu przed nią wciąż pozostawał tylko mężczyzną, biedną istotą, którą – gdyby tylko zechciała – mogłaby wziąć w posiadanie. Objęła się rękami, bardziej z zimna, niż chęci zasłonienia swojego ciała, które zapewne zdążył już nie raz pochłonąć wzrokiem, z kolei intuicja podpowiadała jej, że przynajmniej na razie nie powinna się niczym martwić. Po krótkiej analizie sytuacji uznała, że byli tu tylko we dwoje, a ciszę, która między nimi zapadła po tych nadzwyczaj niepokojących słowach przerywał śpiew ptaków, przeplatający się z łagodnym szumem wiatru. Miała wrażenie, że bez problemu mógł usłyszeć jej miarowy oddech i to, jak szybko biło jej serce, odkąd tylko go ujrzała. Ten przyjemny dla ucha głęboki głos dalej rozbrzmiewał w jej głowie, a ona wciąż stała, spoglądając na niego jak na ósmy cud świata, wyjęty prostu ze snu rzeźbiarza.
- Niemądrze z twojej strony interesować się półnagimi istotami, kąpiącymi się samotnie w jeziorze. Nikt nawet nie usłyszałby tu twojego krzyku. – Chwyciła w dłoń mokry pukiel włosów, pieszcząc go u ręki, wzrokiem z kolei dalej przesuwała uważnie po twarzy mężczyzny, jakby próbowała nauczyć się na pamięć każdego centymetra jego skóry. Te wyraziste rysy twarzy, wyraźnie zakreślone kości policzkowe, które uwydatniały się z każdym najmniejszym grymasem nie pozwalały jej oderwać od niego wzroku. Zimno, które pojawiło się na jej ciele w postaci gęsiej skórki, skutecznie zignorowała, jakby zapominając w ogóle o sytuacji, w jakiej się znaleźli.
- Zadam ci pewną zagadkę, nieznajomy. - Po raz kolejny odezwała się, łechcząc jego ucho aksamitnym, dziewczęcym głosem i zabawnym francuskim akcentem. - Od pól lecą, we mgłach i wód oparach, ogniki łapią błędne po bagnach i moczarach... Czy wiesz, o kim mowa? - Była ciekawa jak zareaguje na tą krótką rymowankę, powiedzianą bardziej żartobliwie, niż na poważnie i z przejęciem; interesowało ją szczególnie to, czy zostanie tu z nią, czy może jednak ucieknie speszony, niczym jednorożec wystawiony na łaskę i niełaskę łowcy, uświadomiwszy sobie zagrożenie. Bo tu zagrożenie pojawiało się zarówno dla niej, jak i dla niego - nawet tak z pozoru drobne, jasnowłose dziewczę mogło wyrządzić mu krzywdę, jednak wstrzymywała się póki co przed stawianiem ich w roli wspomnianego jednorożca i łowcy. Ruszyła ku niemu nieśpiesznie, jak prawdziwa nimfa, miękka, mokra i pachnąca leśną wodą. Pewność siebie wyraźnie teraz wyprzedzała lekkomyślność, ta jednak odbiła się, kiedy stanęła naprzeciwko niego, na wyciągnięcie ręki. Był wyższy, znacznie wyższy i postawniejszy, gdyby chciał mógłby ją bez problemu złapać, ująć jedną ręką jej szyję, czy chwycić oba nadgarstki w silnym uścisku, o ile wcześniej nie teleportowałaby się z powrotem do bezpiecznego domu pozostawiając w jego rękach tylko wspomnienie. Ryzykowała w tej chwili tak naprawdę wszystkim: dobrym imieniem, ciałem, honorem, życiem po prostu, ale pokusa i chęć poprowadzenia dziwnej gry brała górę, skutecznie tłumiąc rozsądek, którego tak bardzo chcieli jej wszyscy nauczyć.
- Chodź ze mną, nie stój tak samotnie. – Powiedziała półszeptem, wysuwając w jego stronę drżącą dłoń. Mokre kosmyki włosów przyklejały się do jej twarzy, a uśmiech, którym go obdarowała był nadzwyczaj kuszący, filuterny i nie znoszący odmowy. Nim zdążył ją ująć, zareagować, z wesołym śmiechem puściła się szybkim krokiem do jeziora, przystając na brzegu. - Chyba się nie boisz? - Rzuciła mu wyzywające spojrzenie; stojąc na pograniczu jeziora a trawy, w pojedynczej smudze słońca prześwitującego przez koronę drzewa wyglądała zjawiskowo, tworząc wokół siebie aurę tajemniczości, z kolei promienie słońca oświetlające profil jej drobnej twarzy i prawy bok, sprawiały, że wyglądała jeszcze ponętniej, niż wcześniej, gdy dopiero wychodziła z wody. Znużona czekaniem, westchnęła, układając jedną z rąk na wypiętym w bok biodrze.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]16.05.17 21:10
Jej uroda była powalająca; jasne włosy, duże, błyszczące oczy, blada skóra, na której szybko z pewnością odznaczały się rumieńce. Przypominała mu Harriett; zupełnie jak ona przyciągała mimowolnie wzrok, skupiała go na sobie i nie pozwalała odwrócić od subtelnego, kokieteryjnego uśmiechu, pozornie niewinnego, ale posiadającego niezwykłą siłę. Nie miał świadomości, że w jej żyłach również płynie krew wili, choć im dłużej jej się przyglądał tym silniejsze mógł mieć takie wrażenie. Nie szczędził sobie widoku; zlustrował ją uważnie, wnikliwie, dość bezczelnie, lecz stojąc dostatecznie daleko nie sądził by miała coś przeciwko temu, tym bardziej, że brak okazania wstydu potraktował jak zachętę — dumnie prezentowała swoje atuty przed nieznajomym. Wciąż jednak nie pojmował jej śmiałości i pewności względem własnego losu. Kusiło go, by sprawdzić, czy i ona będzie zaskoczona, gdy coś pójdzie nie po jej myśli.
Przechylił głowę, wsłuchując się w jej melodyjny głos, dźwięczący wśród śpiewu leśnych ptaków. Wpierw się uśmiechnął, a ostatecznie zaśmiał głośno, rozbawiony jej uwagą.
— Duch tego lasu wciągnie mnie pod wodę za karę? — spytał, gdy w końcu wróciła mu względna powaga. Jezioro, które dopiero teraz ogarnął spojrzeniem było duże, lecz nie wierzył, by znalazł się w nim choćby jeden tryton. A ona? Cóż mogła mu zrobić? Wydrapać oczy, ogryźć, nabić siniaka, kopiąc w piszczel. Nie musiał prześlizgiwać się po niej wzrokiem w nieskończoność, by zauważyć, że nie miała przy sobie różdżki, a bez niej nawet przy świetnej znajomości zaklęć obezwładniających była zupełnie bezbronna. — Gdybym wiedział, że jesteś półnaga w ogóle nie był bym zainteresowany.
Bez oporu oderwał się od drzewa i leniwym krokiem udał się w jej kierunku, ignorując zadaną zagadkę. Na gacie Merlina, nie znał poprawnej odpowiedzi, choć wiele przychodziło mu do głowy. Uznawszy zadanie za podchwytliwe zrezygnował z jego rozwiązania. Za to francuski akcent mu nie umknął. Nauka tego języka szła mu w dzieciństwie dość topornie, wiele z niego rozumiał, choć próbując powtórzyć łamał sobie tylko język. W jej ustach brzmiał o wiele lepiej.
Wyszła mu na spotkanie, szybciej zmniejszając dystans pomiędzy nimi; zatrzymała się przy sukni, którą obrzucił spojrzeniem. Szukał różdżki, lecz dostrzegł jedynie wystający spod materiału kawałek, który z tej odległości mógł równocześnie uznać za zwykłą gałązkę. Nie miał jednak wątpliwości, że płynęła w niej czarodziejska krew. Ktoś tak zjawiskowy nie mógł należeć do mugolskiego świata. Zatrzymał się tuż po niej. Wciąż trzymał ręce w kieszeniach, spoglądając na nią z góry. Była niższa niż sądził z początku, znacznie drobniejsza, choć wciąż pierwsze, co rzucało się w oczy to jej twarz, to spojrzenie, dopiero później reszta ciała, która zachowywała idealne proporcje. Wyciągnęła ku niemu rękę, a jego ciało jakby instynktownie, niemalże niezauważalnie drgnęło, aby opowiedzieć na jej wezwanie. Nie uczynił tego jednak, zatrzymując dłoń w kieszeni, trzymającą jeden z papierków po cytrynowym cukierku. Jej kokieteria, naturalny, uwodzicielski ton i wszechobecny czar zamiast uśpić jego czujność wzmogły ją. Nigdy nie wątpił w kobiece umiejętności uwodzenia mężczyzn i sztuczki, które dobrze zastosowane potrafiły chwycić w garść, a potem zniszczyć jednym ruchem. Mężczyźni z natury byli głupi, ulegając uczuciom, jakie budziły; zmysłom, pożądaniu, które wzniecały. Słabość. To budowały w twardych, męskich sercach. To coś, na co nie mógł sobie pozwolić, a nie miał już piętnastu lat, by na taki widok zaschło mu w gardle.
— Oczywiście, że się boję. Nieźle mnie nastraszyłaś — zadrwił cicho, po chwili dopiero ruszając za nią. — Nie umiem pływać, pewnie ledwie wejdę do wody i utopisz mnie — westchnął, przystając tuż obok niej, na skraju brzegu. Woda lekko podmywała jego podeszwy, lecz wciąż nie była tak wysoko, by zmoczyć buty. Popatrzył pod nogi, a na jego twarzy wykwitł chłopięcy grymas, który podkreślił przeczącym kręceniem głowy. — Nie. Po co mi to.
Droczył się z nią, pozornie oddał jej pałeczkę, kontrolę nad sytuacją, stawiając się w roli nieszkodliwego i nieporadnego faceta. Nie lubił straszyć ludzi, nie próbował być też groźniejszy i bardziej niebezpieczny niż był, a tak było po prostu zabawniej.
— Ale ty się nie krępuj.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]16.05.17 23:04
Oderwała od niego na moment wzrok, obserwując wysokopienne, dostojnie spoglądające na nich potężne drzewa. Była zdumiona ich ogromem i różnorakimi kształtami, chociaż te nie były tak intrygujące jak mężczyzna stojący przed nią. Nie rozumiała powodu swojej fascynacji, przecież widziała już wielu mężczyzn i również wielu z nich wykorzystywała na swoją korzyść. Ale ten przed nią miał w sobie coś, przez co odczuwała nagłą potrzebę przebywania z nim dłużej, niż to konieczne. Mogła ubrać się szybko i odejść, ale jakaś niewidzialna siła sprawiała, że nie chciała. Nie chciała też używać na nim swojego uroku, chociaż nie była pewna czy jej się to uda. W końcu była tylko półwilą, kapryśną, impulsywną, gdy coś nie szło tak, jak tego oczekiwała. Wolała uniknąć nieumyślnego oparzenia go w przypływie gniewu, o który u niej wcale nie było trudno, ale to zależało tylko od tego, czy włączy się do tej dziwnej gry.
Słyszała tę kpinę w jego głosie, zdumienie, czy politowanie, ale nie była głupia. Odkąd go ujrzała miała przeczucie, że nie będzie kolejnym śliniącym się na jej widok chłopcem, który i bez używania mocy zrobi to, o co poprosi, a co za tym szło – wiedziała, że wcale nie będzie łatwo. Jej plan póki co powiódł się, tylko co teraz? Stał ramię w ramię z nią, wciąż jednak oponował przed wejściem do wody, do czego powoli zaczynała dążyć, by tym samym dać mu nauczkę za podglądanie. Kierowała się prostą zasadą: skoro on widział ją półnagą, to właściwie ona też mogła, niezależnie od etykiety, moralności, byli przecież w środku opustoszałego lasu. Była obserwatorem otoczenia, napawała się widokami, które stanowiły pożywkę w jej pracy, pobudzając zmysły i wyobraźnię.
- Tchórzysz? – Spytała krótko, wiedząc, że czasami nic lepiej nie działa od postawienia w wątpliwość odwagi drugiego człowieka, a szczególnie mężczyzny, w ego którego zazwyczaj godziły takie słowa. Uśmiechając się, poprawiła ramiączko halki, przylegającej do niej jak druga skóra, by następnie obejść go dookoła, na koniec przesuwając dłonią po przedramieniu skrytym pod ciemnym materiałem koszuli. Stanęła z powrotem naprzeciwko, wbijając w jego twarz hipnotyzujące spojrzenie, ruchem ręki zgarniając włosy na plecy, ukazując ładnie zakreślone obojczyki. Te powolne ruchy, wcale niezaplanowane, miały sprawić, by krew w jego żyłach zawrzała, odbierając mu zdolność do racjonalnego myślenia, a przynajmniej, by uśpić jego czujność na kilka chwil. - Tchórzysz. Jak wielu innych. – Uniosła brwi, drażniąc jego ucho słodkim tonem, pozwalając też, by na jej twarzy zagościł pozornie zawiedziony grymas. Dopiero teraz zwróciła uwagę na oczy, te ujmujące oczęta o jasnoszarej barwie tęczówki. Dało się z nich wyczytać więcej, niż zapewne by tego chciał, nie miała zamiaru póki co tego zdradzać. - Kim ja jestem, by cię topić? Z taką posturą... – Woda obmywała jej kostki a ona sama cofnęła się jeszcze dwa kroki do tyłu; znała ten fragment brzegu, więc wiedziała, w którym momencie robi się głębiej, tracąc nagle grunt pod stopami; póki co jednak nie przekraczali tej bezpiecznej granicy. - Chyba faktycznie uwierzyłeś w ducha lasu. – W tym zapomnianym przez ludzi zakątku panował niczym niezmącony spokój, jakby właśnie cała fauna i flora obserwowała kaprysy tej pięknej najady i opornego biedaka. Później odwróciła się do niego plecami krzyżując ręce z tyłu; ledwie powstrzymywała się przed nieprzymuszeniem go swoją mocą, chociaż sugestywnego tonu głosu nie była w stanie pominąć, żeby przekonać go do swojej woli. Była ciekawa co zrobi, nie biorąc nawet pod uwagę tego, że dzieliła ich nieduża odległość, a on prawdopodobnie miał ze sobą różdżkę.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]21.05.17 20:20
Kiedy ona unosiła brodę wyżej, a swym wzrokiem przeczesywała korony drzew, on nawet nie drgnął. Nie tracił więcej czasu na rozglądanie się i odszukiwanie w otoczeniu piękna, którego nie umiał docenić. Nie obawiał się również innych, a nawet gdyby nie byli tu sami wcale by się tym nie przejął. Męskim okiem przesuwał się po jej sylwetce, fragment po fragmencie, oceniając nieskazitelną alabastrową skórę i rysy szczupłego, smukłego ciała ukrytego pod przezroczystym materiałem. Była doskonale świadoma swej urody i tego, jaka moc się z nią wiąże. Musiała być pewna, że mężczyźni na jej widok padać będą do stóp, błagając o szczyptę atencji. Jej wargi, gdy wypowiadała pojedyncze słowa wskazywały na to, że do perfekcji opanowała sztukę kokietowania, a filuterne spojrzenie, którym go uraczyła wzbudzało pragnienie posiadania. Dostania tego czego się chciało. Lecz musiało się tego chcieć.
Nie był tchórzem, a pojęcie strachu znał głównie z teorii. Strach śmierdział, odpychał, podniecał w ten nieprzyjemny sposób, wzbudzał chęć mordu, żądzę krwi, niechęć, wciąż daleką od nienawiści, która była Mulciberowi obca. Bezpieczne, skamieniałe ego nie odczuło ukłucia prowokacji, dlatego uśmiechnął się subtelnie, przyglądając jej bez najmniejszego mrugnięcia, tak jak łowca przygląda się upatrzonej łani, której wciąż nie zdecydował się upolować; zbyt wcześnie, zbyt szybko, jakby każdy najmniejszy ruch mógł ją spłoszyć.
Tchórzę?
— Przed czym?— spytał z zaskoczeniem w głosie. — Przed zanurzeniem się do kostek? Mogę brać pod uwagę to, że mnie utopisz, ale bez przesadyzmu, nie metr od brzegu— odparł, podążając wzrokiem za jej drobną dłonią. W tym drobnym, nęcącym geście było tyle przyjemności, że niemalże czuł ją w środku od samego patrzenia. Woda zmoczyła koszulę, materiał przesiąkł lekko od jej subtelnego dotyku, a na ciemnym materiale powstały jeszcze ciemniejsze wilgotne plamy, które przylepiły się do skóry, jak za sprawą klejącego miodu, lepkiego potu.
Jego oddech zwolnił, gdy tak ją obserwował. Igrała z nim, z męską duszą, ze zmysłami, z pewnością czując olbrzymią satysfakcję, dostrzegając jak jego grdyka porusza się lekko przy przełykanej ślinie, choć twarz wciąż pozostawała bez wyrazu. Stał w bezruchu śledząc jej poczynania tylko wzrokiem. W końcu westchnął, rozgryzł cytrynowego cukierka, czując jak kwasek rozlewa się po języku.
— Przykro miwcale nie— że nie spełniam twoich oczekiwań, Słońce. Może jutro, może za kilka dni, przypadkiem zabłądzi w te strony taki, który wykaże się męstwem i odwagą i nie zlęknie się przed zdradliwą kobiecą naturą — odparł smętnie, marszcząc czoło w wyrazie pozornego smutku i kucnął przed wodą, by zmoczyć dłonie. Tak jak podejrzewał, woda była chłodna, lecz przyjemna, orzeźwiająca i krystalicznie czysta. Jednocześnie oderwał od niej wzrok w końcu, by zerknąć na nabrany między palce piasek zmieszany z ziemią.
Odwróciła się do niego plecami. To był błąd; nie powinna była ufać, że tego nie wykorzysta. Stalowe spojrzenie pociemniało pod ciemnymi, gęstymi brwiami, a szelmowski uśmiech poszerzył się niepokojąco szybko. Lewą dłonią sięgnął do tyłu, po różdżkę, którą wyciągnął zza paska i wycelował w nią, wcale się nie podnosząc; szeptem wypowiedział nieszkodliwe jinx. Liczył na to, że nagle i niespodziewanie straci grunt pod nogami, upadnie prosto w wodę, która ponownie zakryje jej nagie, nęcące ciało. Niech go nie kusi, niech nie prowokuje, by tam wszedł, co by się dla niej mogło źle skończyć. Nie wiedziała z czym zadziera, nie miał jej jednak tego za złe, była młodą niewiastą, której brakowało rozwagi. Bawił go jego własny opór względem niej, choć więcej niż raz przemknęła mu myśl, by zrzucić z siebie zbędnie ubrania i wejść za nią, by chwycić ją za nadgarstki, by skorzystać z okazji i spróbować jej smaku, zaznać zapachu.
— Ups — mruknął cicho. Jestem niewinny, a ty piękna, nie każ mnie za te figle. Opłukał prawą dłoń, lewą schował różdżkę ponownie za pasek, a woda z niej spłynęła mu wzdłuż kręgosłupa.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]21.05.17 21:20
Uśmiechnęła się pobłażliwie; w końcu nie o to jej chodziło i nie była pewna czy rzeczywiście nie zrozumiał sensu wypowiedzianych słów, czy dalej się zgrywał, jednak dość spolegliwie pośpieszyła z wyjaśnieniem.
- Przed kim. - Poprawiła go spokojnie. - Przede mną, kochany. – Odpowiedziała zaraz, wzdychając cicho. Zadziwiał ją jego opór, walka samego ze sobą, żeby się do niej nie zbliżyć, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Nie wykorzystywała jednak w pełni swoich możliwości, drocząc się z nim i nęcąc pobudzone już zmysły, ale odnajdywała w tym i tak dużo satysfakcji i rozrywki, niż każda normalna, zwyczajna, kobieta. Czarowanie mężczyzn było bardzo ciekawym zajęciem, pozwalającym jej powolnie, krok po kroku, poznać ich reakcję na każdy najmniejszy gest, słowo, czy ruch, a przy okazji pobudzało jej wybujałe pod niebiosa ego. Karmiła się męskim maślanym wzrokiem, rzucaniem do stóp, robieniem z siebie głupca, ale nie znała innej potomkini, która nie odnajdowałaby w tym zajęciu niebezpiecznej przyjemności, każdorazowo tak samo silnej. Lubiła to, że nikt jej się nie opierał, a kiedy to robił – wystarczyło kilka gestów, by wziąć go w posiadanie; wiedziała też, że gdy się denerwowała, mogła komuś zupełnie przypadkiem zrobić krzywdę, co z kolei sprawiało, że bardzo łatwo mogła wpaść w tarapaty. Ale tutaj? Byli sami, w środku lasu, bez wścibskich oczu i uszu, mogła zrobić wszystko, czego on mógłby później nie pamiętać, cierpiąc w chwilowym słodkim roztargnieniu i rozochoceniu. Mogła, ale nie chciała; za to wyobrażała sobie jak musiał wyglądać pod tą czarną koszulą, którą chciała z niego ściągnąć; zastanawiała się, czy jej usta pasowałyby do jego miękkich warg i czy smakowałyby najlepiej na świecie, przyśpieszając bicie jej serca ponownie. Chciała, by ją adorował, choć przez chwilę, bez rzucania uroku, nawet w ten dziwny sposób, w jaki rozmawiali od samego początku. Chciała tego wszystkiego, jednak nie miała w zwyczaju narzucana się mężczyznom, bo mimo wszystko wciąż pozostawała kobietą, wychowaną w dobrym domu, nawet jeśli teraz w ogóle tego nie prezentowała - nie sądziła, żeby dane było im się później spotkać, ale los bywał przewrotny. Spoglądając na jego twarz spod wachlarza długich rzęs, uśmiechnęła się po raz kolejny, z kolei jej wzrok nie mówił chyba tej chwili nic innego poza zwyczajnym w jej odczuciu: przestań się wreszcie opierać.
Nie odpowiedziała na ostatnie słowa; nie chciała nikogo innego, znając schemat takiego spotkania, jakże nudnego i zabierającego cenny czas. Poza pozytywnymi aspektami swojej mocy, były jeszcze te mniej przyjemne, choćby te w postaci niestawiających oporu duszyczek, które jej nie zadowalały. Lubiła wyzwania, z kolei ten stojący za jej plecami mężczyzna zdawał się być takim wyzwaniem. Jej wyzwaniem, które chciała zdobyć lub zwykłą zachcianką, które półwile miewały niemal codziennie.
Zrobiła kolejne dwa kroki stając wreszcie na pograniczu bezpiecznego gruntu pod stopami a zdradliwej przepaści, przez którą mniej doświadczone osoby nieznające podstaw pływania mogłyby się utopić. Stanąwszy, ogarnęła wzrokiem rozciągające się przed nią niewzburzone jezioro, potem zielone drzewa tak skutecznie tłumiące wszelkie hałasy; nie usłyszała zaklęcia, czując jedynie jak niewidzialna siła pcha ją do przodu, by w następnej kolejności zanurzyć się całkiem pod wodą. Nie spodziewała się, nie zdążyła zareagować, być może naprawdę przytopiła się, nabierając wody w usta, zadławiwszy się nią; być może tylko udawała, żeby wreszcie podszedł do niej, dotknął ją, posmakował tak, jak tego chciała i wyobrażała sobie od chwili, w której go ujrzała; nie ruszyła się, nie podniosła, leżąc bezwładnie w wodzie a czas na odpowiednią reakcję mijał.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]22.05.17 9:03
Stawianie się w roli potencjalnego oprawcy, który mógł go skrzywdzić wydawało mu się zabawne. Była słodka w tej determinacji i pewności siebie — nie negował jej uroku, wdzięku i kobiecej siły, zaś jej możliwość zranienia go w jakikolwiek sposób traktował z przymrużeniem oka. Lub nawet obu na raz, choć z dobrej woli nie chciał tego okazać. Dlatego przyglądał jej się z rozbawieniem, a jej pobłażliwy uśmiech potraktował jak wewnętrzny sukces. Próbował się nie zaśmiać. Z całych sił hamował drgające kąciki ust przed ruszeniem się w drwiącym uśmiechu, powstrzymaniu nadciągającej wewnątrz salwy śmiechu. Chciał być poważny i tak ją traktować, choć z każdą upływającą chwilą przypominała mu puszka pigmejskiego, który prychał, myśląc, że zieje ogniem.
— Och— jęknął, udając zaskoczonego i spuścił wzrok na ziemię. Tylko to mogło go ocalić przed gwałtowną reakcją. Podrapał się po brodzie, wyobrażając sobie mało zabawne rzeczy; nie było to wcale trudne.
Zaklęcie, które ją trafiło skutecznie podcięło jej nogi. Runęła w dół, prosto w taflę, która ją całą pokryła, lekko chlustając na boki. Wtedy się podniósł, wsuwając ponownie dłonie w kieszenie spodni. Spoglądał w stronę, gdzie zniknęła z podniecającym wyczekiwaniem, lecz nie poderwała się do góry, nie wyskoczyła wściekle z wody, karcąc go za głupie żarty, za słabe poczucie humoru i atak na jej osobę. Spodziewał się kobiecej złości, gniewu, płynącego z ust jadu pełnego nienawiści, a nic z tego na co liczył nie nastąpiło. Wzburzona tafla powoli powracała do swojej gładkiej formy. Cienki materiał halki uniósł się dopiero po chwili, wraz z nią pojawiły się jej złote włosy, które jak węże na powierzchni, szarpane zmąconą wodą i lekkimi prądami.
Westchnął ciężko. Nie posiadał w głębi siebie bohaterskiej cząstki, która nakazałaby mu ją ratować, nie rzucił się na pomoc, choć jej drobne ciało uniosło się na wodzie. Jeśli była martwa — trudno. Spoważniał nieco, lecz nie z obawy, że coś jej uczynił — spod jego różdżki w życiu pomknęło wiele zaklęć, na swoich rękach miał krew innych osób, lecz jeszcze nigdy nie zdażyło mu się kogoś pozbawić życia tą głupią inkantacją. Uderzyła się w głowę przy upadku? Zmarszczył brwi, nie wierzył w to. Musiał to sprawdzić.
Niechętnie zdjął buty i skarpetki, bo nie znosił w nich uczucia powodzi, resztą się nie przejął. Jeśli ją zabił nie zamierzał sobie urządzać kąpieli. Odrzucił również zamiar podwinięcia spodni, wydawało mu się, że woda sięgnie kolan, jak nie wyżej, co i tak miało go przemoczyć. Wszedł w chłód, który przyjemnie otulił jego rozgrzane jak zwykle ciało i wolnym krokiem ruszył w jej kierunku, przemierzając kamienisto-piaskowe dno. Glony wyczuwał pod gołymi stopami, sprawiały, że podłoże z każdym krokiem robiło się coraz bardziej śliskie.
Znalazłszy się przy niej, ujął za talię jej drobne ciało i obrócił na plecy z zadziwiającą delikatnością, jak na traktowanie trupa. Jej twarz pokryta była włosami, które oblepiały jej szyję i ramiona, pozostała piękna, nawet jako denatka.
— Umarłaś?— spytał cicho i beznamiętnie; tylko jemu mogło przyjść do głowy rozmawianie z nieboszczykami bez cienia zażenowania. Nie traktował tego jako nic wyjątkowo traumatycznego, zdażyło się i już. Uniósł brew, palcami delikatnie zbierając jej pojedyncze kosmyki z twarzy. Napis na jej nagrobku brzmiałby tragicznie, lecz tylko on znałby prawdę. Trzymał ją w ramionach, wątłą i bezwładną jak szmaciana lalka. Sprawiła, że zatęsknił za śmiercią.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]22.05.17 9:56
Udawała; przewidziała, że ustawianie się tyłem do obcego mężczyzny może skończyć się w taki sposób, choć bardziej zakładała, że do niej podejdzie, niż wrzuci ją do wody. Zdążyła nabrać powietrza, jednak potem było trochę trudniej – na szczęście w miarę szybko do niej podszedł, a więc plan powiódł się póki co tak, jak tego chciała. Próbowała się w żaden sposób nie zdradzić, co również było ciężkim zadaniem, kiedy miała po prostu ochotę zaśmiać się mu prosto w twarz, że tak łatwo jej uwierzył. Później zaś myślała, że się przesłyszała.
Umarłaś?
Och, cóż za durne pytanie. A durne pytania wymagały równie głupiej odpowiedzi, przed którą nie zdążyła powściągnąć języka.
- Umarłam. – Odpowiedziała z pozornie pełną powagą, otwierając powoli oczy. Wstrzymywanie oddechu było dość męczące, dlatego teraz odetchnęła głębiej, czując jak na jej skórze ponownie pojawia się gęsia skórka a jej ciało przeszywa dreszcz. - A skoro umarłam, to teraz powinnam wciągnąć cię do jeziora w ofierze. – Strefa bezpieczeństwa skurczyła się gwałtownie, bo nie miała jak się poruszyć ani uciec, kiedy trzymał ją w ramionach, tak blisko siebie. Nie była wściekła, może trochę zła za tą niespodziewaną kąpiel, której nie było w jej osobistych planach; dłoń, którą zbierał przyklejone kosmyki z jej twarzy, złapała za wierzch, z kolei jej ręka była nadzwyczaj ciepła, jak na temperaturę, w której się znajdowała. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, pozwalając sobie, by na jej lekko fioletowych z zimna wargach pojawił się ledwo zauważalny uśmiech.
- Masz bardzo ładne oczy. – Stwierdziła półszeptem, wreszcie puszczając jego rękę i swoją kierując do jego policzka, który ujęła delikatnie. Przesunęła kciukiem po szorstkiej skórze, nie odrywając wzroku od swojej krótkiej wędrówki po jego twarzy. Był przystojnym mężczyzną i nie zamierzała zaprzeczać, gdyby ktoś o to zapytał; potrafiła nawet wykazać się minimalnym zrozumieniem dla wszystkich, który padali do jej stóp oszołomieni jej urodą, skoro ona teraz w głębi ducha zachwycała się nim, nie będąc pewną z czego to wynika. Dłoń zsunęła powoli na szyję, przez moment obserwując widoczne na niej żyły i wreszcie na jego tors, skryty pod  przemoczoną częściowo koszulą, tam zatrzymując się na dłużej. Czuła jak bije jego serce i równie dobrze czuła jego perfumę, w której przebijała się z pewnością nuta cytrusowa i tytoń, być może anyż i kwiat, którego nie umiała teraz określić. Całość była przyjemna dla jej wybrednego nosa, dlatego też bezwiednie uniosła się lekko, zbliżywszy do niego w ten sposób przyciągnięta zapachem i ciekawością.



don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]29.05.17 21:20
Nie miał powodu, by jej nie wierzyć — wydawała się nieszkodliwa. Nie doceniał jej siły, a także potencjału, który przed nim chowała w tajemnicy, choć mogła zbudzić w sobie moc, rzucić urok, któremu nie byłby w stanie się oprzeć, choć jej pięknem i nieskazitelną urodą wydawał się stale zafascynowany. Nie brał pod uwagę odwrotu; nie z powodu prowokacji, a nudy, która doskwierała mu ostatnimi czasy. Złotowłosa umiliła mu dzień, urozmaiciła monotonny, bezowocny spacer po lesie, wzbudzając w nim ciekawość i zainteresowanie. Brakowało jej pokory — tak ją postrzegał; jako lekkomyślną i krnąbrną pomimo delikatnej, dziewczęcej urody, która kontrastowała z buntowniczą naturą. Przyciągała go, kokietowała i wcale nie krył, że mu to odpowiadało, choć pozostawał względnie czujny i ostrożny w swoich odpowiedziach; woń lasu i wilgoci śmierdziała podstępem, którego nie rozgryzł — nie mógł, nie podejrzewając jej o cichy, niecny plan.
Łobuzerski uśmiech wykwitł mu na twarzy samoistnie, choć jej odpowiedź nie wzbudziła większego entuzjazmu niż uprzednia rzekoma śmierć. Zdawał się podchodzić do tego tak samo chłodno, jak do jej łechtającego męskie ego ciała. Zatrzymał dłoń, którą odgarniał jej kosmyki włosów i uniósł brwi w zdziwieniu.
— Och, nie, błagam, życie jest mi drogie — wyszeptał, siląc się na śmiertelną powagę. Patrzył jej tym samym w oczy bez jednego mrugnięcia, pochłaniając uważnym spojrzeniem wachlarz jej gęstych rzęs, spływające po bladej skórze krople wody, sine usta i blade lica, które teraz, w blasku słońca powoli zaczęły nabierać delikatnych rumieńców.
Gdy wyzwoliła jego dłoń, objął ją dwiema rękami i uniósł wyżej, pomagając się wyprostować, wszak wciąż częściowo tkwiła w wodzie, marznąc z każdą chwilą; w przeciwieństwie do niego — nigdy nie doskwierał mu chłód.
Jej komplement nie wywołał u niego szerszego uśmiechu, nie był na nie łasy. I bez tego mógł zauważyć, że wzbudził jej zainteresowanie; dostatecznie duże, by nie przegnała go stąd, gdy zaburzył jej spokój. Wszystko wskazywało na to, że i jej doskwierała nuda, a na nią, w obliczu sytuacji, było wyłącznie jedno lekarstwo.
Z czystej ciekawości, przekornej natury bardziej niż męskiej potrzeby i pożądania pochylił się nad nią, by zaznać smaku jej drobnych ust. Były zimne, mokre, twardsze niż przypuszczał, co z pewnością było skutkiem jej długiej kąpieli w jeziorze, lecz wciąż delikatne i gładkie. Nie kipiała z nich słodycz, lecz świeżość. I bez większego zdziwienia — wziął to za oczywistość — pasowały do jego własnych, ciepłych i miękkich. Przyciągnął ją ku sobie bliżej, a koszula szybko zamokła. Jej chłód przenikał przez ubranie i zderzał się z jego wysoką temperaturą, a jej ciało pachniało glonami, rozmokłą trawą i liliami, które samotnie pływały wokół brzegu.
— Jesteś winna temu, że jestem mokry — powiedział z niezadowoleniem, kiedy już zaspokoił swa ciekawość. Brzmiał tak, jakby ten pocałunek wziął za rekompensatę.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]30.05.17 0:56
Nie doskwierała jej nuda, bardziej kobieca ciekawość, a świadomość, że na takie rzeczy nie mogłaby sobie pozwolić w obecności żadnego członka szlacheckiego, szanującego się rodu jedynie pchała ją do spontanicznego działania. Czy miała pewność, że właśnie nie ma z takowym do czynienia? Absolutnie nie. I właśnie to w jej pokrętnej logice było fascynujące. W końcu, gdyby dane im się było ponownie spotkać, nie sądziła, że przeszliby obok siebie obojętnie; że żadne z nich nie powróciłoby myślą do tej chwili, kiedy ich ciała oddzielał skrawek materiału, będąc efektem zwyczajnego, nieznaczącego spaceru.
Nie zwróciła uwagi na dotychczas nieznane uczucie ukłucia w podbrzuszu, które podwoiło się, gdy złączył ich wargi w pocałunku, krótkim i zaskakująco spokojnym, niepasującym do tak wysokiej temperatury jego ciała. Kiedy zaś się odsunął, z cichym westchnieniem pełnym zawodu, uchyliła powieki; smakował jak cytrynowa landrynka, choć kwaskowatość przełamywała słodycz warg, które mogłaby całować jeszcze niejednokrotnie. Ze wszystkich niewinnych pocałunków, ten zdecydowanie był najprzyjemniejszy lub euforia, która tliła się z tyłu jej głowy, nakazywała tak myśleć. Było jej mało i ciekawości nie zaspokoiła, jednak nie zbliżyła się ponownie do tych miękkich, ciepłych ust, które przez krótki moment obserwowała.
Zastygła niemal w bezruchu, słysząc komentarz; z krótkim wahaniem sprawnie rozpięła guziki i odchyliła poły przemoczonej koszuli, z ogromną delikatnością i w skupieniu, jakby obawiała się, że zrobi mu krzywdę, spłoszy, czy zadrapie przypadkowo spiłowanym na krótko paznokciem, choć w obecnej sytuacji to ona była tą, którą w każdej chwili mógł spłoszyć każdy gest i nagły ruch. Stanowił dla niej ciekawy obiekt badawczy, po prostu, wszak nie widywała przeważnie męskich ciał z tak bliskiej odległości, a te, widywane w pracy, ukrywały się za ciężką kotarą przymierzalni i zresztą – dotknąć ich nie mogła, bynajmniej nie w taki sposób, w jaki robiła to teraz. Nie patrzyła na twarz nieznajomego, wzrokiem przesuwając po jego częściowo nagim torsie, dłoń zaś zacisnęła niekontrolowanie na skrawku czarnego materiału. Była nim zainteresowana, w tym momencie z pewnością fizycznie, co uwidoczniło się na jej twarzy, kiedy zmarszczyła czoło, mrużąc oczy.
- Och, nie, toż to straszne. I co teraz zrobisz? – Odparła krótko, nieco zachrypniętym głosem i po dłuższej chwili milczenia, poświęconej na skrupulatne oglądnięcie jego klatki piersiowej. Mogłaby przysiąc, że wyglądał nawet lepiej, niż w śnie rzeźbiarza i na obrazach, które widywała. Zadrżała, od jeziora powiało chłodem; jednak nie miała ochoty się stąd nawet ruszać, drugą – dotychczas wolną – dłonią, a dokładniej złączonym palcem środkowym i wskazującym przesunęła wreszcie wzdłuż linii jego obojczyka, następnie po naturalnych liniach jego wyrzeźbionego ciała. Przez myśl przemknęło jej to, by go namalować, co szybko jednak odrzuciła - wolała zachować ten obraz w głowie, głęboko skryty w jednej z szufladek, niż dzielić się nim ze światem. - Nie jesteś z cukru. - Uznała, by wreszcie uklęknąć przed nim i z niewielkim użyciem siły zsunąć koszulę z jego szerokich ramion na przeguby. Traktowała go jak przygodę, czy odwrócenie ról, kiedy to na nią spoglądano z zaciekawieniem i fascynacją, i musiała przyznać, że całkiem spodobało jej się to zajęcie, nie biorąc pod uwagę faktu, że być może zachowywała się jak niespełna rozumu, obchodząc się z nim jak z porcelanową lalką. Nie miała raczej konkretnego celu swoich działań, poza zwyczajną obserwacją, jak w galerii sztuki, gdzie na interakcję z dziełem nie było miejsca. Z nikłym uśmiechem, dłońmi nieśpiesznie przesunęła w górę, po rękach, zatrzymując je na spiętych barkach; dobrze wiedziała, że igra z ogniem, pożądaniem i męską siłą, do której było jej daleko. Zbyt dobrze.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]13.06.17 8:46
Ulotna, eteryczna, rozpływająca się pomiędzy palcami. Taka właśnie się wydawała, gdy trzymał ją blisko siebie, asekuracyjnie przytrzymując ją dłońmi, jakby się obawiał — choć nie obawiał — że lada moment runie w dół po raz kolejny, w głęboką, zielonkawą wodę, która pokryje ją cała i głębiny wciągną ją na zawsze, zatrzymując jej piękno dla siebie. Jako młody mężczyzna był oczarowany jej aparycją, jako kawaler nie myślący o kobietach póki nie stawały na jego drodze. Włosy, które oblepiały jej szyję, choć mokre i ciężkie wciąż przywodziły na myśl zboże. Isobell też miała włosy w kolorze przenicy, lecz jej oczy były czarne jak noc. Spojrzenie nieznajomej pochłaniało błękitem, a w przemykających pomiędzy gałęziami promykach słońca lśniły feerią niebieskości. Patrzył w nie z rozbawieniem, tuż po tym jak ich usta rozłączyły się z lekkiego, kosztującego jej smaku pocałunku. Miała słodkawy, subtelny smak, którego nazwy nie mógł na ten moment przywołać. Był odpowiedni, by wzbudzić zainteresowanie, wzbudzał też głód, wzbudzał pragnienie i żądzę posiadania. Czuł jak to, co winno przekładać się w tej chwili na emocje ewoluowało w myśli, prosto określone, napęczniałe od epitetów, przechodzące z propozycji w subtelne ostrzeżenie.
Jej mokre ciało, które wciąż trzymał kurczowo przy sobie sprawiło, że jego własne szaty zupełnie przemokły, lecz to w tej chwili przeszkadzało mu najmniej. Miał wrażenie, że drżała, lecz może to było złudne wrażenie, bo po tym zastygła w bezruchu, obserwując go równie wnikliwie, co on ją, jakby była jakimś dzikim okazem, który przypadkowo udało mu się schwytać; jakby zastanawiała się, co teraz z nią uczyni — puści wolno, czy może zamknie w wolierze, zniewalając ją na zawsze. Prześlizgiwał się po niej wzrokiem, hamując naturalną męską zachłanność, sycił się jej widokiem, napawał kształtami, drobnymi piersiami o idealnym kształcie, wąskiej talii, rozchodzących się pod nią biodrach, na których lepił się cienki, prześwitujący materiał. Nie musiał jej rozbierać, by widzieć wszystko, co miała do zaoferowania. Jej brak skrępowania przestawał go zaskakiwać, gdy rozpięła guziki koszuli, by potem ją z niego zdjąć. Nawet cień speszenia nie przemknął po jego twarzy, choć był dość szczupły niż dobrze zbudowany, jak gwiazdy quidditcha, aurorzy, czy brygadziści, a każdy mięsień był pod skórą dobrze widoczny, podobnie jak żebra, które odznaczały się przy każdym głębokim wdechu.
— Utopię cię, co ty na to? — ostrzegł spokojnie, nie wysilając się nawet na zawadiacki uśmiech. Nie była to jednak ani obietnica, ani zapowiedź tego, co nastąpi; póki co nie miał powodu, by toń zakryła dziewczę, tak pozornie niewinne, choć z każdą upływającą minutą i skapującą z nich kroplą wody biła od niej filuterność i pewność siebie, którą kryły wielkie, niebieskie oczy i drobne różowe usteczka.
Koszula opadła na wodę, gdy wyswobodził nadgarstki z mankietów i z wolna zaczęła się oddalać w kierunku brzegu, unosząc na błyszczącej tafli. Swobodnie objął jej talię silnie i zdecydowanie i przyciągnął bliżej siebie, krępo, ciasno, niwelując zbędne cale pomiędzy nimi, jego wargi przylgnęły do jej mokrej, zimnej szyi, którą otulił swym ciepłym oddechem. Dłonie zsunęły się na biodra, a na nich zacisnęły palce. Nie obawiał się, że się oprze, choć kobiety miały iście przewrotną, niestałą naturę. Nie potrzebował poznać jej imienia ani pochodzenia, ani rodu, którego nazwisko dumnie nosiła i równie bezwstydnie w tej chwili hańbiła. Nie obchodziło go to wszystko zupełnie. Nie stanowiła dla niego zagrożenia, nie mogła uczynić nic, co by go dotknęło — nawet odrzucenie, w które nie dawał wiary, łakomie smakował tego, co proponowała, co ofiarowała, bez cienia zwątpienia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]19.06.17 0:52
Kapryśne z niej było stworzenie - szybko zatem zmieniła zdanie co do dalszego rozwoju sytuacji, chcąc się po prostu odsunąć, wyswobadzając z ciasnego uścisku, krępującego jej ruchy. Wciąż przecież tkwiła w kurczowych objęciach nieznajomego, z trudem opierając się przed przyjemnością, jakiej jej dostarczał, a której nigdy nie miała szansy zaznać w takim stopniu, jak teraz, wszak mimo wszystko była dobrze wychowaną, niedostępną kobietką, choć prezentowała aktualnie skrajnie różną postawę; wyginając odruchowo szyję, ułatwiła mu dostęp do zgłębienia między szyją a ramieniem, przy czym westchnęła cicho, zarazem bardzo ciężko, jakby na jej klatce piersiowej spoczywał wielki głaz. Musiała użyć siły perswazji, swojego przeklętego daru, choć z początku nie chciała, ale była to jedyna metoda, by zaprzestać tej absurdalnej sytuacji i nie dopuścić do tego, żeby ktokolwiek jakkolwiek ucierpiał.
- Mój miły, puść mnie, proszę. - Wyszeptała nader przekonująco, uwodzicielsko, spoglądając nań tym rodzajem spojrzenia, którym wile miały w zwyczaju wabić mężczyzn. Nie mógł się oprzeć, przynajmniej nie znała nikogo, kto by się kiedykolwiek dał radę oprzeć przed cudowną najadą w ten sposób drażniącą zmysły. - No już, nie opieraj się... - Jedną z chłodnych dłoni przyłożyła do rozgrzanego policzka nieznajomego, przesuwając palcem wzdłuż zarysowanej kości żuchwy, zaś drugą zacisnęła na jego karku, spierając się czołem o jego czoło. Był tak uroczy, tak niewinny i nieświadomy, że wprost nie mogła się oprzeć przed złożeniem na jego ustach ostatniego, słodkiego pocałunku, który zapamięta najpewniej tylko ona. Użyła uroku w pełni świadomie i jak się łatwo domyślić - udanie. Odpuścił, z kolei ona wreszcie zdołała odsunąć się od tak idealnych ust, choć przez jej twarz przemknął uśmiech pełen uległości i dziwnego sentymentu, zawahania, czy nie mogłaby poświęcić mu jeszcze chwili swojego cennego czasu.
Gdy się wymsknęła, w kilku susach znalazła się przy brzegu - tam zebrała swoje rzeczy i koszulę mężczyzny (w ramach obiecanej kary, czy raczej trofeum), zaś następnie teleportowała się z cichym trzaskiem do domu. Pozostawiła go w rozkosznym otępieniu, niewiedzy, czy to, co tu zaszło było prawdą czy fikcją, snem czy jawą, i nie przejmowała się tym zbytnio; nie wiedziała kim był i jak zareagował na to nagłe przyćmienie zmysłów, nie wiedziała też, że dane będzie im kolejne spotkanie, w cywilizowanych warunkach, pełne wstydu i skrępowania. Jedynym czego była pewna to to, że ów nieznajomy zagościł w jej myślach na dłużej, niż ulotna chwila, zaś smak jego ust czuła na swoich jeszcze długo tego dnia.
* * *


|kilka dni później

Praca projektantki wiązała się z różnego rodzaju zaproszeniami na wydarzenia, w tym nudne kolacje, jak ta, na której się znajdowała. Nie wypadało odmawiać, szczególnie w początkowej fazie kariery - tego dnia jednak dość niechętnie wyszła z domu, będąc nastawioną wyjątkowo "na nie" wobec wszystkiego. O ile cały wieczór dałaby radę jakoś przeżyć z wyćwiczonym do bólu kulturalnym uśmiechem, tak tego typu spotkania, poza dobrym jedzeniem, miały ogromny minus w postaci natrętnych mężczyzn, pragnących za wszelką cenę umilić jej czas, wieczór, najlepiej całe życie, nie przyjmując odmowy. Sprawy komplikowały się, gdy ów natręt próbował wymusić na niej pocałunek, odgrażając się, że w innym przypadku jej nie puści. Podobny schemat przerabiała już nie raz, więc i tego dnia była przygotowana na ewentualną ucieczkę, odmowę czy swoisty rytuał spędów; po kolacji naturalnie zgodziła się, by jeden z kawalerów odprowadził ją w stronę domu, choć w jego głowie najwidoczniej rysował się już inny plan, gdy przekroczyli bramę rozległych ogrodów, przepięknie wyglądających w blasku księżyca. Nie chciała jednak używać na nim w pełni swojego uroku, zaś drobnej sugestii już tak. Zaproponowała, by pierw zagrali w chowanego, gdzie nagrodą za znalezienie jej będzie całus, bo doskonale wiedziała, że za chwilę po prostu teleportuje się do swojego domu.
Wbiegła więc w ciemną, gęsto obsianą alejkę, plecami przylegając do drzewa - lub czegoś, co przypominało z początku drzewo. Musiała odczekać chwilę, by móc spokojnie wrócić do swojej małej posiadłości, a póki co nie mogła tego zrobić, kiedy w jej stronę zbliżał się towarzysz dzisiejszego wieczoru, podczas gdy ona nie miała już gdzie uciekać.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]23.06.17 13:47
Tego wieczora garbaty księżyc lśnił na niebie, zbliżała się pełnia, pozostały do niej dwa, może trzy dni. Było jednak wystarczająco jasno, by z dużą swobodą podążać za pewnym czarodziejem, pomimo sporego dystansu nie zgubić go i upewnić się, że jest dokładnie tym, którego w tej chwili szukał. Nie spieszył się; mężczyzna nie był sam, spacerował z jasnowłosą towarzyszką, całkowicie zaabsorbowany jej obecnością nawet nie zauważył, że ktoś nie spuszcza z niego wzroku od dłuższej chwili i podąża za nim jak cień.  Nie znali się; spotkali zaledwie raz, ubiegłego dnia i to wystarczyło, by wzbudzić w czarnoksiężniku niechęć. Mulciber wątpił, aby ów czarodziej omyłkowo zabrał jego własność; był przekonany, że dobrze wiedział co znajdowało się w drobnym puzderku — zaklęty naszyjnik, upatrzony u Borgina i Burke’a już wcześniej, przygotowany specjalnie dla niego. Wystarczył moment, by pudełko zniknęło z kontuaru.
Szedł za nim aż do ogrodów, gdzie rozdzielił się z partnerką. To była idealna okazja, by z nim porozmawiać i wynegocjować zwrot własności. Przyspieszył, zmniejszając dzieląca ich odległość. Zakradł się w labirynt zazielenionych i obsypanych różnokolorowymi kwiatami alejek, stawiając kroki cicho, bezszelestnie. Sięgnął po różdżkę i wyciągnął ją, celując mu prosto w plecy. Zamierzał oszczędzić sobie trochę czasu, porzucił zamysł odezwania się i ściągnięcia na siebie jego uwagi. Od razu przeszedł zaś do czynów, wypowiadając sprawnie i zdecydowanie Drętwotę.
Sparaliżowało go natychmiast. Całe jego ciało zesztywniało w jednej chwili i powaliło go do przodu, na twarz, choć lekko wystający brzuszek z pewnością zamortyzował upadek. Jego kontakt z ziemią rozwiał na boki nieco kurzu, kilka płatków kwiatów, nie zadudnił jednak głucho i nie wzmógł hałasu w ogrodach. Byli sami od dłuższej chwili — a przynajmniej tak myślał — nikt nie mógł mu przyjść na ratunek. Nie zamierzał sobie brudzić rąk jego krwią, chciał tylko odebrać swoją własność i zniknąć, pozostawiając go tu na pastwę losu. Zbliżył się do nieruchomego ciała, bez zbędnej zwłoki lecz nie w gwałtownym pośpiechu. Przewrócił sztywny kloc na plecy, nie patrzył mu w twarz, od razu zajął się przeszukiwaniem kieszeni, jak złodziej, choć wcale nim nie był. Gdzieś musiał mieć to puzderko, z pewnością zabrał ją dla jakiejś panienki, może nawet dla tej, która mu chwilę temu uciekła. Miała wyjątkowe szczęście, gdyby tylko dotknęła błyskotki, spadłoby na nią piętno uciążliwej, czarnomagicznej choroby.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Drani kocha się najmocniej Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Drani kocha się najmocniej [odnośnik]23.06.17 14:53
Kroki w pewnym momencie ucichły, zaś wrażenie, że wcale nie tak daleko niej coś upadło na ziemię nieznośnie dobijało się do wrót świadomości – wychyliła się więc nieco, by skontrolować sytuację. Przecież byli tu sami, przynajmniej tak zdawało jej się na początku. Zdawało jej się również od pewnego momentu tego krótkiego spaceru, że ktoś ich obserwuje, lecz skutecznie tłumiła w sobie tę obawę, zrzucając ją na karb życiowych, nieprzyjemnych przeżyć, z którymi wciąż walczyła. Widok leżącego na ziemi natręta i kucającego obok niego mężczyzny sparaliżował ją do tego stopnia, że przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywała się w jego poczynania. Było ciemno, więc nie rozpoznała oprawcy, choć sylwetka w oddali wydała jej się dziwnie znajoma. Nie była też pewna czy zdążył ją zauważyć, kiedy wreszcie schowała się z powrotem za krzew, zasłaniając dłonią usta i robiąc przy tym niepotrzebne zamieszanie wokół siebie. Miała nadzieję, jakże głupią, że nie zwróci uwagi na nagły szelest dobiegający z jednego miejsca, ale nadzieja umierała zazwyczaj ostatnia, drastycznie konfrontując ją z rzeczywistością. Nie potrafiła się poruszyć ani o milimetr, nie wspominając o teleportowaniu się gdziekolwiek, byle jak najdalej stąd. Ucieczka nie wchodziła w grę; nieszczęśliwie zapędziła się w ślepą alejkę, z której jedyna możliwa droga powrotu prowadziła tuż obok mężczyzn. Nie interesowała się powodami tej nagłej napaści, chociaż mogła się domyślać, że chodziło o "cudowną błyskotkę", którą jegomość dzisiejszego wieczoru chwalił się wśród gości. Poniekąd – jakkolwiek okrutnie by to zabrzmiało – była mu wdzięczna za powalenie grubaska na ziemię; naprzykrzał się i zresztą, nigdy go nie lubiła, w szczególności za niewybredne żarty, które kwitowała od pewnego czasu jedynie pobłażliwym uśmiechem, uznając, że szkoda jej słów. Na spacer zgodziła się z wrodzonej grzeczności i przepięknego księżyca, wiedząc doskonale, że samotne spacery dam nocami nie należały do najrozsądniejszych. Jak widać – nawet spacery z mężczyznami nie zapewniały jej bezpieczeństwa, doprowadzając do tak absurdalnych zdarzeń. Serce waliło jak młotem, próbując wyrwać się z młodej piersi, oddech momentalnie spłycił się, a głowa z kolei podpowiadała wiele różnych scen, szczególnie przypominając jej nie tak odległą w czasie próbę porwania, przywołując nie tylko obraz porywacza, ale i przy okazji chłopca, który przypadkowo zginął w całym zdarzeniu. Mimo naturalnie bladej cery, pobladła jeszcze bardziej, przypominając teraz raczej kartkę papieru, niźli zdrowego, żyjącego człowieka. Straciwszy czujność, walczyła z nogami jak z waty, zapominając o różdżce i fakcie, że w razie czego przecież jest półwilą - chociaż rzucanie uroku pod wpływem stresu mogło się po prostu nie udać. Była przerażona całym zajściem i swoim w tej chwili nie do końca pewnym losem, z pewnością nie kierując się opanowaniem, rozsądkiem i zimną krwią. Mierzenie się z własnymi lękami wcale nie pomagało w przypływie nagłej adrenaliny.


Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Drani kocha się najmocniej Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Drani kocha się najmocniej
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach