Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]04.05.17 21:24
First topic message reminder :

Pokój dzienny

To maleńkie pomieszczenie uchodzi za salon. Zmieści się tutaj najwyżej kilka osób, jednakże jest to najbardziej... reprezentatywne pomieszczenie w całym domu. Jest tu stara, wysłużona, lecz wygodna kanapa i maleńki stół.


I'm here to tell ya honey
That I'm bad to the bone

Siergiej Dolohov
Siergiej Dolohov
Zawód : Przemytnik, rozbójnik i awanturnik
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I didn't do it,
but if I did,
I was drunk
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4641-siergiej-dolohov-budowa#99812 https://www.morsmordre.net/t4729-iwan#101309 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4783-siergiej-dolohov#102284

Re: Pokój dzienny [odnośnik]17.08.17 14:38
Czuła na sobie jej spojrzenie, może kierowała ją ciekawość? Może rzadko kiedy miała okazję zobaczyć zmęczoną pracą kobietę? Ostatnie wydarzenia mnie nie oszczędziły, pozostawiając na skórze, na szczęście mało widoczne, blizny i zmuszając do tego, aby wszystko co dotychczas robiłam magią, robić ręcznie. Nie chciałam ryzykować, raz prawie podpaliłam sypialnie próbując zaczarować szmatę, aby sama wyczyściła podłogę, a drugi raz poczułam się tak bardzo słabo, że aż upadłam na ziemię i krew pociekła mi z nosa. Od tamtej pory zrezygnowałam i, z mocno zaciśniętymi zębami, znosiłam te niewygodności. Czułam się jednak ja… mugol, co napawało mnie obrzydzeniem. Ze wszystkiego złego wolałam jednak to, niż szkodzenie sobie lub dewastowanie mieszkania.
I wcale nie byłam zdrowa, rumiana czy silna. Moje rumieńce były ze zmęczenia, codziennie rano nie czułam się najlepiej walcząc z tym, aby nie zwrócić śniadania, a moja siła, była siłą kobiety, która musiała radzić sobie w życiu, bo innego wyjścia nie miała. Tylko tyle. Ugoszczenie gościa było miłą odmianą, czymś co nie zdarzało się często, a dla mnie było niemałą frajdą. Dlatego na słowa Valerija od razu ruszyłam po herbatę i ciasteczka, kładąc je na stół z uśmiechem. Cokolwiek się działo, gość nigdy nie mógł odczuć, że coś jest nie tak.
- A tam, nie trzeba - zaprzeczyłam szybko. - Częstuj się, naprawdę. Antonin bardzo się starał.
Miałam nadzieję, że mi nie odmówi. Specjalnie zwlokłam go wcześniej z łóżka, aby kupił świeże i pachnące, bo moja szarlotka, którą próbowałam upiec nie wyszła mi najlepiej. Chociaż się starałam, to piec i doprawiać potraw nie potrafiłam. Ale, w nagrodę odłożyłam dla niego kilka, by również sobie zjadł jak wróci później do domu. Przecież nie będę mu odmawiać, gdy takie smakołyki ma pod nosem.
Moją uwagę od ciastek, gościa i syna odwrócił wchodzący do środka Valerij, który już od progu uraczył nas jakże ciekawą informacją. Uniosłam wyżej brwi ze zdziwienia, bo nawet do mnie nie dotarły takie rewelacje. Cmoknęłam pod nosem, lekko wzruszając ramionami.
- Szkoda, całkiem z niego miły pan był, tylko trochę stuknięty. To nie ten co całe dnie gadał z obrazami? - dopytałam, z zainteresowaniem.
Widać anomalie dla niektórych kończyły się lepiej, na przykład dla mnie, tylko poparzeniami i wyrzuceniem w dzielnice portową, a dla niektórych gorzej. Słyszałam już o paru zgonach, mniej lub bardziej, tragicznych. Nie potrafiłam zrozumieć tego co się stało i dlaczego się to wydarzyło, ale nie wtykałam w to swój nos. Nie było to coś, czym powinnam się interesować.
Na słowa Valerija od razu zareagowałam, nie musiał mi dwa razy powtarzać. Odstawiając herbatę skierowałam się w stronę małego barku, gdzie schowana była większa część alkoholu oraz różnego rodzaju szkło, do niego przeznaczone. Orientowałam się, które należy podać do jakiego alkoholu, przecież robiłam to zawsze, ucząc się jeszcze w Parszywym Pasażerze, nie przestając nawet tutaj. Na propozycję kobiety zrobiło mi się ciepło na sercu, była dla mnie naprawdę miła. Przecież mogła nie życzyć sobie mojego towarzystwa, albo po prostu nie chcieć rozmawiać o interesach przy obcych ludziach, a jednak zaproponowała, abym pozostała. Spojrzałam na szwagra, to on tu miał ten przywilej decydowania, a widząc, że się zgadza, wyciągnęłam trzy literatki. Postawiłam je na stole. Jedną przed sobą, jedną przed Dolohovem, a drugą przed Deirdre, posyłając jej przy tym wdzięczne spojrzenie. Chwila przerwy mi się przyda, pozostało jeszcze tyle podłóg do wymycia.
Usiadłam na jednym z wolnych krzeseł. Trzy osoby w tym pokoju, to było już dużo. Powoli brakło miejsc do siedzenia, a gdyby przyszło jeszcze parę osób, to i by miejsca do stania zabrakło. Na szczęście, byliśmy tylko w trójkę wraz z kotem, który pałętał się gdzieś pod nogami, ocierając się to o mnie, to o naszego gościa, Valerija zdecydowanie omijając. Siedziałam w ciszy, nie wtrącając się w ich rozmowę, jedynie z zainteresowaniem przyglądając się działaniom kobiety i sakiewce, którą wyciągnęła. Wyglądała na dużą, wypakowaną składnikami, których w większości na pewno nie potrafiłabym zidentyfikować. Odprowadziła ją wzrokiem, dopóki dłonie Valerija się na niej nie zacisnęły, tracąc wtedy zainteresowanie. Skupiłam się bardziej na Dei, tak usilnie starającej się odmówić alkoholu. Uśmiechnęłam się do niej lekko, unosząc brew.
- No co ty, to jeden z najlepszych alkoholi jaki mamy - przekonywałam ją. - Naprawdę musisz spróbować.
Nie chciałam być niemiła i do czegokolwiek ją zmuszać, ale nie powinna nam odmawiać. Ah, już te ciasteczka przeżyję, Antonin sobie zje, ale alkoholu lepiej Dolohovom nie odmawiać, a łyk w tą czy w drugą stronę nic jej nie zrobi. Tak szybko się nie upije, jeśli o to jej chodzi. No, chyba, że ma słabą głowę i wystarczy jej pół kieliszka. Ale to już inna sprawa.


Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4721-masza-dolohov-budowa-nie-zagladac https://www.morsmordre.net/t4735-poczta-maszy#101445 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4736-masza-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]18.08.17 3:22
Uśmiechnął się nieśmiało pod nosem zadowolony, że oto udało mu się zabawić gościa. Tym bardziej, że wcale nie był najlepszy w tego typu przedsięwzięciach. Zaraz potem usiadł na krześle czując tą przyjemną satysfakcje spełnienia obowiązku dobrego gospodarza bo przecież sprawił swojemu gościowi, a co ważniejsze i istotniejsze - kobiecie, przyjemność zabawiając ciekawostką. Jednocześnie pomyślał sobie, że powinien częściej słuchać tego biadolenia dostawców i klientów - wcześniej uważał to za kompletną stratę czasu ale najwyraźniej to nie było takie złe. Będzie to robił częściej.
Albo i nie.
Jakoś wcale mu się nie do końca spodobała ta pozyskana atencja, te - jak uznał - ślizgające się po nim spojrzenie. To nie sprzyjało niczemu dobremu, a tym bardziej interesom. Właściwie cieszył się,że już siedział.
- Um, dokładnie tego - Pogładził swoją brodę przyznając Maszy rację. Spuścił przy tym swoje spojrzenie na stół, niby to od niechcenia patrząc co na nim się znajduje, a w rzeczywistości doszukując się geometrycznego schematy wzoru wypłowiałej ceraty. Medytację przerwał przypadkowy stopowy incydent. Czy jednak aby na pewno....przypadkowy?
- Oczywiście. Siadaj Masza, weź i sobie jakieś szkło - ochoczo przyklasną tej zachciance. Towarzystwo żony brata był w obecnej sytuacji bardzo trzeźwiące, a tego potrzebował. Trochę mu się mieszało to co faktycznie się działo z tym co chciał by się działo. Cóż...najwyraźniej faktycznie dawno z tej piwnicy nie wychodził. Podrapał się pod brodą po zaroście, a potem sięgnął po mieszek z czcią i ostrożnością go unosząc i przygarniając ku sobie. Nie zaglądał do niego - wiedział co tam znajdzie. W zamian polał alkoholu do przyniesionych przez Maszę kieliszków również unosząc brwi w niezrozumieniu na niepewną odmowę Deirdre.
- Gryka, orzechy i woda miodowa - no i oczywiście spirytus, lecz to się rozumiało samo przez się - Nie jest to jakiś wynalazek wykradziony z jakiejś podejrzanej piwnicy, nie otrujesz się - moja robota - zachwalał bo i Masza miała rację, że to było najlepsze co mieli pod swoim dachem jeśli chodzi o trunki, a tu zawsze się gości obdarowywało kawałkiem tego co właśnie najlepsze - Chcesz jeszcze jednej herbaty na zapojkę? Albo ciastka? Antoś rano kupił to są świeże. Albo coś innego? Chyba mamy śledzie w cebulce w spiżarce. Weź Masza sprawdź - zagaił. W ogóle to przejął się wyraźnie i nie trzeba było być w sposób szczególny spostrzegawczy by dostrzec, że odmowa wiązała się z urażeniem Dolohova jako gospodarza i twórcy.
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]18.08.17 10:55
- Antonin to twój syn? - spytała, wyciągając wnioski zarówno z słów Maszy, jak i z poprzednich wizyt w tym mieszkaniu, gdzie czasem widziała rozbrykanego chłopca: mógł być to jednak zabłąkany sąsiad, kuzyn, może nieślubny bękart Siergieja, który - wnioskując po szeptanych o nim historiach - nie szczędził sobie uroków portowego życia. Nie chciała popełnić faux pas, poruszając temat, który mógłby być dla kobiety niewygodny, ale po tonie, jakiego używała, gdy mówiła o Antoninie, wywnioskowała, że łączy ich szczere uczucie. Nie rozumiała macierzyńskiej troski, gardziła tą słabością, przywiązaniem do rozkrzyczanych, wymagających poświęcenia dzieciaków - lecz te poglądy zostawiła dla siebie. Kobieca solidarność nakazywała jej pohamowanie niechęci i w pewien sposób zatroszczenie się o Maszę - nie była zadufaną szlachcianką, lubiła się z Cassandrą; należało się jej odrobinę uwagi i odpoczynku. Nie podobało się jej upewniające zerknięcie na Valerija, sugerujące, że bez zgody mężczyzny nie może ona przerwać pracy, ale stłumiła chęć nagłej krytyki.
Znajdowała się w domu mężczyzny, który był niezmiernie przydatny, musiała więc grać według ustalonych zasad. Właściwie niegroźnych; uprzejmość, spokój i przystanie na najdziwniejsze tematy pogawędek były znośną ceną za doskonałe eliksiry, i chociaż temat smutnego zgonu sąsiada nie zajął jej zupełnie - zdawała się przywyknąć do historii o wybuchowych śmierciach, związanych z anomaliami - to zamierzała go kontynuować. Czuła, że Valerij nie czuje się przy niej do końca swobodnie, więc zajęcie go snuciem historyjek, sprawiających mu przyjemność, powinno nieco złagodzić dyskomfort spowodowany kobiecą obecnością. - Masz jeszcze jakieś interesujące opowieści w zanadrzu? - spytała lekko, pilnując już, by nogi trzymać przy sobie a ręce: jak najdalej od dłoni Valerija. Nawet przy podawaniu składników ledwie je musnęła. Gdy jednak oddała sakwę - nie miała już czym zająć palców ani udawać, że nie może sięgnąć po ciastka bądź hojnie wypełniony kieliszek.
Naprawdę sądziła, że pojawi się tu na zaledwie kilka momentów, lecz zapowiadało się, że gospodarze nie wypuszczą jej stąd bez odpowiedniej celebracji. Uśmiechnęła się ponownie, wesoło, chociaż wewnętrznie wywróciła oczami. Znalazła się w przytulnym potrzasku, z jednej strony ograniczona stolikiem, z drugiej Maszą, a z trzeciej - prowodyrem alkoholizacji. - Nie wątpię, że mam do czynienia z doskonałą alkoholową delicją - odpowiedziała swobodnie, by nie urazić tak czule goszczących ją Dołohovów. Nie przepadała za alkoholami, a już tak mocnymi - w zupełności. Ryzyko narażenia się Valerijowi było jednak zbyt duże; nie mogła zaprzepaścić owocnej współpracy i dobrego dogadywania się pomimo istotnych różnic w pochodzeniu i charakterze. - Nie, nie, naprawdę, ciastka wystarczą - powtórzyła zdecydowanie, zastanawiając się, czy nie bierze udziału w jakiejś grze, której zasad nie znała. Im mocniej oponowała przed gościną, tym bardziej nalegano na zamienienie wymiany składników w wielogodzinną libację, ze śledzikiem, kapustą, pierogami, czy co tam jeszcze rosyjska rodzina mogła trzymać w zanadrzu. Żeby ukrócić te zapędy, Deirdre sięgnęła po ciastko: przegryzała je ostrożnie, starając się nie nakruszyć i okazać, jak wyśmienite jest to coś. Nie przepadała za słodyczami. - Antonin ma dobry gust, jeśli chodzi o słodkości - dodała jeszcze, królowa subtelnych komplementów i łagodnej konwersacji, niezależnie, czy szeptała do szlacheckich uszu nieprzystojne treści, czy przesiadywała w biednym mieszkaniu na Nokturnie, zastanawiając się, czy jeden kieliszek trunku rozłoży ją na tej skrzypiącej kanapce. - Pracujesz teraz nad czymś szczególnym, Valeriju? - zagadnęła, znowu kierując rozmowę na przyjemniejsze dla gospodarza tematy. Objęła smukłymi palcami kieliszek, nieco niepewnie zerkając na pozostałą dwójkę. Miała czekać na jakiś toast? Odśpiewanie smętnej piosenki za rosyjskimi bezdrożami? Dyskretnie rozejrzała się dookoła; najwyżej wykorzysta chwilę nieuwagi i podleje wyschnięty badyl, stojący na środku stolika - co go nie zabije, to go wzmocni.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój dzienny [odnośnik]18.08.17 17:51
Uśmiechnęłam się, gdy Dei zapytała o mojego syna. Był moim oczkiem w głowie i póki co jedynym oczkiem, bo nie zdawałam sobie sprawy jeszcze, że jutrzejszego dnia dowiem się o tym, że mam kolejne oczko, póki co powoli rozwijające się w brzuszku. Kiwnęłam głową, spoglądając na nią. Każda matka lubiła chwalić się swoim dzieckiem, nie ważne jakie było naprawdę, dla kobiet zawsze było ono idealne, tak jak idealny był dla mnie Antek. Może trochę rozrabiał, grymasił, bardzo legł do ojca i powoli zaczynał go przypominać. Ale kochałam go nad życie i oddałabym je za niego. Ciekawa byłam, czy Deirdre też kiedyś poczuje coś takiego, do jakiegoś małego szkraba, bo prawdę mówiąc, to na taką nie wyglądała.
- Tak, ma sześć lat - odpowiedziałam. - Taki tam z niego, mały, chuligan.
Zaśmiałam się cicho. Jakoś tak ciepło zrobiło mi się na sercu, rozmowa o synu, nawet jeśli była krótka i mało zobowiązująca sprawiła, że się rozczuliłam. Szybko się więc pochyliłam, czując jak łzy napływają mi do oczu i uniosłam się dopiero, gdy nie było po nich śladu. Dalej się nie odzywałam, nie wiedziałam czy było mi wolno, w końcu to nie ja tu robiłam interesy, a jedynie przyjmowałam gościa. Nie chciałam się wtrącać wtedy, kiedy nie powinnam, albo przeszkadzać. Byłam jedną z tych kobiet, które zostały dobrze wychowane przez swoich mężów, nie w głowie były mi jakieś feministyczne poglądy, demonstrowanie swojej niezależności, której nie posiadam, czy próba wymuszenia na mężu innego traktowania. Pozostawiało ono wiele do życzenia, wiedziałam o tym, ale nie protestowałam. Siergiej mnie przecież kochał, to jemu zawdzięczałam wszystko co mam, a odwdzięczyć mu się mogłam jedynie pełnym oddaniem. Jako mężczyzna, pan domu i samozwańczy król Nokturna, miał do tego pełne prawo. Wiedziałam, że niektórym kobietom moja postawa się nie podobała. Cassandra, Samantha, widziałam też wzrok Dei, gdy czekałam na pozwolenie od Valerija, którego również słuchałam. Ale nie przeszkadzało mi to, przynajmniej do momentu, gdy nie dochodziło między mną a moim mężem do kłótni.
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo szczerze wątpiłam w to, że Valerij może mieć jeszcze jakąś ciekawą historię w zanadrzu. A jeśli już, to pewnie dotyczyć będzie ona eliksirów. Kobieta powinna się chwilę zastanowić, zanim zaproponuje mu dalsze opowiadanie historii, bo gdy ten się rozkręci, trudno będzie mu przerwać. Z wyczekiwaniem przyglądałam się szwagrowi, również czekając, aż coś nam opowie.
Jeżeli Dei sądziła, że spędzi tu góra kilka chwil, to się myliła. Byliśmy bardzo towarzyscy, gości przyjmowało się tu z pełnym szacunkiem, częstując tym co mieliśmy najlepsze, nawet jeśli nie mieliśmy za dużo. Wydałabym pewnie ostatniego knuta na to, aby kupić coś dobrego, czym mogłabym ją ugościć. No i powiedzmy, że tak właśnie było. Spojrzałam na Valerija i skrzywiłam się na myśl o śledzikach. Otwierałam je może tydzień temu, ich zapach tak mnie drażnił, chociaż zazwyczaj je lubiłam, że aż całą zawartość mojego żołądka oraz zawartość słoika ze śledziami wylądowała w muszli klozetowej. Wolałam się jednak nie przyznawać do tego, że wywaliłam cały, pełny, dobry słoik. Nie myślałam wtedy logicznie.
- A idź ty z tymi śledziami! Gdzie ci śledź do orzecha, zastanów się - starałam się go przekonać, bo wolałabym nie zwymiotować przy wszystkich, na samą myśl robiło mi się niedobrze. - Może wyjdziesz z tej piwnicy i napijesz się wieczorem z Siergiejem, to wam tego śledzia podam.
Zacisnęłam usta, robiąc się trochę blada na twarzy. Rumieńce znikły, a to dlatego, że walczyłam ze skrętami żoładka. Przykra sprawa. Aby się trochę rozchmurzyć, sięgnęłam po ciasteczko, które właśnie zostało pochwalone i ugryzłam kawałek. Miałam taką ochotę na ciastko maślane! I… ogórka z piwnicy? Jak dobrze, że na jutro miałam umówioną wizytę u Cassandry.
- Cieszę się, dobrze, że odłożyłam mu trochę - kiwnęłam głową zadowolona. - Na pewno się ucieszy.
Nie ruszyłam się z miejsca. Ciastka były na stole, a po śledzia nie miałam zamiaru wstawać. A jeśli Valerij chce, to niech sam wstanie. I chciałam tkwić w tym postanowieniu jak najdłużej, a przynajmniej do czasu, aż mój upór nie zostanie złamany.


Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4721-masza-dolohov-budowa-nie-zagladac https://www.morsmordre.net/t4735-poczta-maszy#101445 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4736-masza-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]22.08.17 12:58
Nie był ślepy na urodę Deirdry która była na tyle egzotyczna by również fascynować pod tym stricte naukowym kątem. Trochę niepokojące i wabiące niemniej Valerij potrafił, a przynajmniej starał się dystansować od podobnych myśli. Skupił się więc na celebrowaniu wizyty kogoś z zewnątrz. Zaoferował to co najlepsze. Początkowo zmieszał się odmową, lecz zaraz zamyślił się chcąc rozwiać potencjalne, typowe obawy jakie nękają ich gości. Rozluźnił się trochę. No widzisz - zdawały się mówić jego unoszące się brwi, gdy przyznała że to co jej podsunął pod nos na pewno jest dobre. No przecież złego by jej nie podsuwał.
Wywrócił teatralnie oczami mamrocząc pod nosem po rosyjsku coś marudnego. Ktoś kto nie znał tego języka mógłby pomyśleć, że żali się jakiejś sile wyższej bądź prosi o cierpliwość.
- Octowa słodkość takiego śledzika to przecież balsam dla języka po kąpieli w miodowo-orzechowej goryczce - uniósł się protekcjonalnym tonem wiedząc lepiej choć ta wiedza była w gruncie rzeczy wyjątkowo subiektywna. Takie starcia nieraz miewały miejsce, Masza i Valerij nie raz mierzyli się w podobny sposób spojrzeniami.Tak się czasem działo, gdy pod jednym dachem mieszkali dwaj kucharze przekonani o tym, że jedno jest lepsze od drugiego w tej sztuce. Swego rodzaju zdrowa rywalizacja niemniej ta nie powinna wypływać przy gościu dlatego w drugiej kolejności spojrzał na nią upominająco. Może i nie czuł przyzwolenia do tego by żądać od żony swego brata zachowania tak nie oznaczało to że nie zamierzał przypominać jej o pewnych granicach tym bardziej, że wcale nie podobało mu się szydzenie z niego przy śmierciożerczyni.
- Gorzej ci, Masza? - zauważył jak pobladła, lecz słyszał też co mówiła - ciężko było rozgryźć którą z tych dwóch rzeczy komentował. Może obie. Kobieta należała w końcu do rodziny. Nie zapominał też o tym, że Maszę nękały ostatnio wymioty. Trochę przykro by było jakby gościnny nastrój się posypał, a właściwie rozlał za jej pośrednictwem na stole, prawda?
- Och, żeby to tylko nad jednym! - uniósł się szczęściem, a oczy mu zabłyszczały z podekscytowania. Miał ochotę przyklasnąć, lecz w jednej ręce trzymał kieliszek - Słyszałaś o buchorożcach? Chociaż istotniejsze jest to czy słyszałaś o eliksirach tworzonych z sierści i rogu tych stworzeń. Wybuchają. Silną, potężna energią rozrywają powietrze magią. Wystarczy fiolka i iskra by zachwiać fundamentami, by obrócić w gruz rzeczy wielkie. Ale jeszcze bardziej istotniejsze jest to...czy słyszałaś kiedykolwiek o zimnej eksplozji? Hm...? - głos zniżał coraz bardziej, przechodząc do wręcz konspiracyjnego szeptu. Oczywiście wcale nie oczekiwał od swojej rozmówczyni odpowiedzi. Mówił dalej przywdziewając tajemniczy uśmiech świadczący o tym, że on może wiedzieć coś, czego inni nie wiedzą i jest mu z tym piekielnie dobrze - sucha woda, śliski żwir, miękki marmur, zimny płomień... - zaczął wymieniać, chcąc udowodnić, że nie mogła bo to samo w sobie było absurdem. Eksplozja była czymś gwałtowny, gorącym, a lodowa eksplozja...? Jak to w ogóle brzmiało! - ...lodowa eksplozja. Eliksir którego jedna fiolka zamraża powierzchnie jezior, a eksplozja zamraża wrogów - nad tym pracuję - och, jak ta wizja go ekscytowała! Jak on chciał to zobaczyć! Jak jego twór przeczy prawom ustalonym przez alchemików. To było w zasięgu jego ręki! - Co prawda ingrediencje buhonorożca są skrajnie niestabilne w kontakcie z innymi...dwa serca, dużo czasu, dużo surowców... - już zdawkowo wertował myśli - Ale to nic, znalazłem człowieka który zapewni mi wszystko co tylko będę chciał. Pijmy za to - wzniósł toast
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]23.08.17 14:30
Wzruszenie Maszy nie umknęło uwadze Deirdre, ale wywołało w niej mieszaninę litości i zażenowania - na szczęście ukrytego pod trwałym, uprzejmym uśmiechem, nieskalanym żadną aluzją do prawdziwych uczuć. Nie pojmowała miłości macierzyńskiej, zwłaszcza do synów, nieznośnych, głośnych i jeszcze bardziej irytujących od swych dorosłych wersji. Dołohov miała rację, byli chuliganami, trudnymi do opanowania, co głównie było zasługą nieudolnych rodziców. Zapewne i Masza daje swojemu dziecku zbyt dużo swobody, ale czegóż się spodziewać po nokturnowej rodzinie - jedynie Valerij był ich światełkiem w tunelu i kagańcem oświaty, dając nadzieję na to, że Anton zainteresuje się alchemią a nie pójdzie w ślady ojca, o którym krążyły wiadome - i nieprzychylne - opinie. Dei zostawiła jednak te rozmyślania dla siebie, kiwając jedynie głową ze zrozumieniem. Tak, dzieci, najpiękniejsze stworzenia tego przeklętego świata - to zdanie nie przeszłoby przez jej gardło, dlatego pozostała przy uśmiechach, uprzejmie przesuwają wzrok z rozemocjonowanej kobiety na Valerija. Denerwowały ją łzy i cała ta emocjonalna otoczka, a poza tym: dawała Maszy szansę na dyskretne skrycie swych macierzyńskich wzruszeń.
- Nie, zostańmy przy ciasteczkach, wolę słodkości - wtrąciła się w dramatyczną wymianę zdań, a w jej tonie brzmiało zdecydowanie, ucinające ewentualną dyskusję, wywołującą na twarzy Dołohovej wręcz śmiertelną bladość. Albo wspomniany przysmak nie należał do najświeższych, o czym doskonale wiedziała gospodyni tego mieszkania, albo faktycznie źle się poczuła. W obydwu przypadkach - im dalej będą trzymać się od tematów okołokulinarnych, tym lepiej.
- Reperkusje anomalii ciągle są widoczne, mnie czasem także dopada nieprzyjemna słabość - odparła łagodnie, perfekcyjny gość, wspierający gospodynię i rozumiejący jej bolą. Mówiła poniekąd szczerze: choć tak naprawdę nie przejmowała się zdrowiem Maszy to przecież i przed jej oczami pojawiały się czarne mroczki a krew ciekła z dziąseł i nozdrzy - to nic, że wywołana użyciem czarnej magii. Żeby zająć czymś usta ponownie sięgnęła po ciastko - nie było takie złe, zresztą, niedawno zaczęła szczerze rozkoszować się jedzeniem: być może przez wzgląd na niezbyt świetlaną przyszłość. Chciała skorzystać z wszystkich dostępnych przyjemności, zanim bezpowrotnie zostaną jej odebrane przez dementorów? Być może.
Słuchała opowieści Valerija niezbyt dokładnie, ot, na tyle, by w odpowiednich momentach kiwać głową, w innych otwierać szeroko oczy, a w jeszcze innych westchnąć z przejęciem. Jej uwagę przykuły jedynie buchorożce - czytała o nich wczorajszego wieczoru, więc dodatkowa informacja od alchemika mogła powiększyć zasób wiedzy. - Czy oprócz buchorożców istnieją inne zwierzęta o podobnych...wybuchowych elementach? - spytała, autentycznie ciekawa akurat zwierzęcych zagadnień, o których zbierała informacje. Następne oksymorony także brzmiały w miarę interesująco: na twarzy Valerija wykwitły rumieńce, oczy zalśniły, mówił gładko i miękko, jak o ukochanej kobiecie, dla której stracił głowę. Nieco przerażający, choć miły sercu widok: Dołohov naprawdę oddał alchemii całego siebie, dzięki czemu osiągał doskonałe wyniki a jego eliksiry uchodziły za najlepsze i dopieszczone. Deirdre co prawda nie miała pojęcia, o czym dokładnie mężczyzna mówi, ale wizja zamrożonych wrogów - może i dementorów - wydawała się więcej niż przydatna. Bez wątpienia Valerij znajdzie sponsorów, wspierających ten nieco szaleńczy pomysł. - Takie badania są pewnie dość drogie? - spytała uprzejmie: tylko o to mogła zahaczyć, absolutnie nie znając się na ingrediencjach i alchemicznych niuansach. Uniosła kieliszek, starając się nie przyglądać mu się z niechęcią - wychyliła go bez mrugnięcia okiem, jeden nie będzie miał wpływu na dalszą konwersację, a nie obrazi gospodarza, który mógłby stać się wtedy nieprzychylny. Oczy zaszły jej wilgocią, ale ukrywała działanie nieprzyjemnego trunku doskonale, przysięgając sobie, że już nigdy nie da ugościć się Dołohovom. Przyszła tutaj w konkretnym celu - właściwie niejednym - ale odpowiednie przygotowanie gruntu to podstawa. - Ta...zimna eksplozja: ma mieć większą moc niż zwykła eksplozja? - spytała, nieco wewnętrznie zdezorientowana: śmierć to śmierć, niezależnie, czy zadana przez ogień czy zamrożenie, lecz przecież Valerij nie pracowałby nad tym, co jedynie zada ją w bardziej estetyczny sposób. Wpatrywała się w mężczyznę z uprzejmą ciekawością - z taką samą troskliwością, z jaką wypytywała Maszę o jej dziecko.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój dzienny [odnośnik]24.08.17 17:31
Nie wstydziłam się swoich łez, to fakt, że ostatnio zbyt emocjonalnie reagowałam na niektóre kwestie, tak miłość matki do dziecka było czymś tak pięknym, że naprawdę nie było czego hamować czy ukrywać. Były to najszczersze uczucia, które po prostu pojawiły się w nieodpowiednim momencie. Byłam wdzięczna za to, że Deirdre nie zareagowała, a Valerij był ślepy na takie kwestie. Zdecydowanie bardziej działała na niego nasza towarzyszka niż to, czy przypadkiem nie zaczęłam płakać bez powodu.
Ta wymiana zdań była typową, jaką między nami zachodziła. Często się tak spieraliśmy, chociaż ani ja, ani Valerij prawie nie mieliśmy pojęcia o gotowaniu. Ja nie potrafiłam nic dobrze doprawić, a on, cóż, ostatnio udało mi się stworzyć tańczącego kurczaka. Nie wiem kto wyszedł na tym gorzej. Aczkolwiek, widząc jego spojrzenie, mówiące mi, że nie powinnam była tego mówić, zacisnęłam usta. Odwróciłam lekko wzrok, ale nadal nie miałam zamiaru ruszać się z krzesła. Mogłam mu przyznać rację, że może i śledzik pasował, ale na pewno po niego nie pójdę. Nie w tym stanie. Nie chciałam popsuć naszego spotkania. Wzięłam głębszy wdech, po którym trochę opanowałam mdłości.
- Nie, nic mi nie jest - skłamałam.
Zerknęłam na kobietę i kiwnęłam głową. Ma rację, na pewno ma rację, a ostatnie słabości i mdłości na pewno były przyczyną anomalii. A te z kwietnia pewnie były spowodowane nieświeżym jedzeniem albo jakimś kolejnym eliksirem Valerija. Akurat to by mnie nie zdziwiło. Tak samo jak to, że mężczyzna zaczął opowiadać o swoich eliksirach. Wywróciłam oczami, dla mnie była to kompletna nuda, nie znałam się ani na ingrediencjach, ani na żadnych miksturach, ani na magicznych stworzeniach, więc to co mówił wpadało jednym uchem, a wypadało drugim. Popijając herbatkę wpatrywałam się w niej udając, że uważnie słucham, bo było to lepsze niż mycie kolejnych podłóg, gotowanie, którego tak bardzo nie lubiłam, albo wyjście na ulicę w poszukiwaniu jakiegoś łatwego źródła zarobku. Po tym farcie, kiedy udało mi się okraść szlachciankę, moje szczęście jakoś się zmniejszyło. Cały czas jednak nikt nie znalazł mojej skrytki w podłodze w sypialni, pieniądze mi się przydadzą. I na wspomnienie o pieniądzach się ocknęłam, spoglądając na Valerija z zaciekawieniem. Już takim prawdziwym, a nie udawanym, co mógł potwierdzić błysk w oku.
- Kto jest tym szczęśliwcem mogącym sponsorować twoje badania? - zapytałam.
Te jego badania, w sumie nie brałam ich na poważnie. Wiedziałam, że Valerij jest zdolny, ale dla mnie mógłby się bardziej przydać w domu. Przecież tu był, mieszkał z nami, czasami dawałam mu jeść, a rzadko kiedy dokładał się pieniędzmi do wspólnego worka. Trochę to bolało, bo myśmy byli jednak w trójkę osób do wyżywienia (już niedługo czwórkę), a Valerij był sam, ale dla niego Ingrediencje były ważniejsze niż pomoc rodzinie, tym bardziej, że Siergiej potrafił przepić prawie wszystkie nasze monety.
- Czy to nie te dwa serca testowałeś w naszej łazience? - zapytałam,
Miałam wrażenie, że to o jakiś dwóch sercach wspominał Valerij wtedy, gdy nasz cały dom został ubrudzony lepką, pomarańczową mazią. Ojeju, nawet nie chcę wspominać tego jak bardzo się namęczyłam z usunięciem tego, fakt faktem za pomocą magii, ale dużo tego było. Na brodę Merlina, jak dobrze, że wydarzyło się to jeszcze przed anomaliami, bo jak bym miała czyścić pół domu z tej mazi na kolanach, to chyba bym się wykończyła i czyściła to przez cały miesiąc. Bo oczywiście w tym domu nikt nie poczuwał się do obowiązku, aby mi pomóc, ale taka już była rola kobiety. A ja się nie upominałam, nie prosiłam, po prostu to zaakceptowałam. Bo co innego mogłam zrobić?
Martwiłam się trochę słysząc o jakiś wybuchach. Tak bardzo bałam się, że znowu przeżyję to co kiedyś. Wtedy ponoć jakiś alchemik wysadził kamienicę, w której mieszkałam, wszyscy zginęli. Ja, moi rodzice, sąsiedzi. Nie chciałam by znowu się to przytrafiło, bałam się okropnie, ale nie powiedziałam nic. Wiedziałam, że i tak nic by to nie dało, a może nawet wywołało śmiech u moich towarzyszy.


Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4721-masza-dolohov-budowa-nie-zagladac https://www.morsmordre.net/t4735-poczta-maszy#101445 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4736-masza-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]25.08.17 0:41
Był, jaki był. Może wydawał się trochę nieludzki ignorując rozchwianie emocjonalne Maszy, lecz nie dostrzegając powodu ani tego, że dzieje jej się faktyczna krzywda zrzucił to na jakiś słabszy dzień. Czasem takie miewała. Kto wie, może miała jakiś zgrzyt z Sergiejem? Nie była to jego sprawa, nie wtrącał się. Inaczej było jednak gdy dostrzegł, że wygląda tak, jakby miała dostać zaraz jakiegoś ataku torsji. To mogło narobić bałaganu i popsuć gościnny nastrój, który i tak jakoś zdawał się chybotać. Valerij nigdy nie był mistrzem podobnych ceremonii. Umiał planować, analizować, warzyć mikstury, lecz zdecydowanie gorzej radził sobie z kontrolowaniem ludzi. To było trudne. Wszyscy byli tacy różni, zbyt wiele schematów, niewiadomych...nie czuł się z tym dobrze, zwłaszcza gdy Masza dawała mu powody do tego by poczuć, że nijak niema kontroli nad sytuacją. Jedyne co potrafił zrobić w tej sytuacji to spojrzeć upominająco na Maszę mając nadzieję, że się opamięta. Nie umiał i nie wiedział co innego mógłby zrobić by nie wyjść przy śmierciożerczyni na śmiesznego. A na tym mu zależało. Rozluźnił się gdy temat rozmowy zszedł na tematy bliższe jemu sercu. To był jego grunt, jego działka. Nie musiał się gimnastykować i myśleć nad tym co powinien powiedzieć bo bardzo dobrze to wiedział. Pochwalił się więc tym nad czym pracował od początku miesiąca.
- Och, ależ oczywiście. Takie jaja popiełka przykładowo. Co prawda nie wywołują same z siebie eksplozji, lecz emanują tym samym typem niestabilnej energii co części buchorożców. By kontrolować tą niestabilność utrzymuje je się w stanie zamrożenia w innym przypadku w przeciągu kilku godzin następuje gwałtowna destabilizacja - zaczynają emanować żarem mogącym wywołać pożar, jeśli tylko mają styczność z substancją palną. Popiełki są same w sobie dość intrygującymi istotami. Mogą zrodzić się z magicznego ognia jeśli ten płonie zbyt długo, a samo ich życie jest krótkie i rzadko trwa dłużej niż godzinę. Wykorzystują ten czas w pełni do złożenia jaj w najgłębszych zakamarkach domu. Z takich też powodów nie jestem zwolennikiem palenia zimą w kominkach magicznymi naparami lub nasączanym magią drewnem. Z tego samego powodu często je się wykorzystuje do sabotowania wypadków- w końcu większość czarodziei stosowała zimą magiczne wspomagacze ognia, a jeśli nawet nie to łatwo było spreparować dowody by tak to wyglądało. Pochlapać magiczną rozpałką tu i ówdzie, podrzucić jajka w jakiś kąt...jak to mogło nie wyglądać, na przypadek - Dlatego osobiście zakup tej ingrediencji polecam latem. Zimą zapotrzebowanie gwałtownie rośnie. Wraz z ceną - uśmiechną się uprzejmie, mając nadzieję, że nasycił ciekawość kobiety. Lubił słuchać pytań, dźwięczącego w nich zainteresowania, lubił gdy mógł zaspokoić czyjś głód wiedzy. Uśmiechną się trochę kwaśno na pytanie okosztowność. Pogładził zaraz brodę modelując ją w szpikulec.
- Drogie są serca. Sercem eliksiru nazwiemy ingrediencje o dominującej w eliksirze magii. Zwyczajowo eliksir ma jedno serce, lecz nie jest to pisana zasada. Zdarzają się i dwa, jak właśnie w miksturze buchorożca, czy eliksirze garota. Ceny serc na oficjalnym rynku wahają się od pięćdziesięciu do czterystu...galeonów - zrobił znaczącą przerwę, uciekając wzrokiem gdzieś ku górze. Myślał - Na nieoficjalnym idzie obniżyć je o dwadzieścia procent. Biorąc pod uwagę, że podczas tworzenia nowej receptury już po wstępnej selekcji ingrediencji i tak trzeba przetestować sporo permutacji składników, a więc zmarnować nawet kilkanaście serc podczas jednej, średnio-intensywnej sesji pracy...to tak, badania są dość drogie - a sama alchemia była bardzo drogim zainteresowaniem. Gdyby nie Czarny Pan...och, nigdy aż do dnia w którym nie splótł z nim swojego losu nie mógł pozwolić sobie na taką swobodę. Mógł warzyć co chciał, kiedy chciał. Ingrediencje same z siebie pojawiały się w słojach. To było wspaniałe.
- Gdybym tak chlapał ozorem, Masza, to któregoś dnia zaszłabyś do tu i zamiast zasłon zastałabyś przytroczony do karniszu mój skalp - odpowiedział jej będąc nawet rozbawiony jej zainteresowaniem. Dobrze wiedział, że nie powinien się chwalić nazwiskami. Już i tak w sumie popełnił błąd że zdradził przy Maszy widełki cenowe ingrediencji. Teraz przez miesiąc będzie pewnie to przeżywać, jak nie dłużej.
- Jeszcze nie wiem. Najpewniej nie. Na chwilę obecną jest to koncept. Jeszcze nie wiem, jakich reakcji mogę się spodziewać i czy w ogóle. Chociaż wzmianki do których się dokopuję nastrajają mnie optymistycznie - nieco przygasł, gdy musiał sobie pomyśleć o tym, że właściwie jeszcze nie wiadomo czy jego dziecko tak właściwie nie jest upośledzone, czy w ogóle będzie w stanie raczkować. To zdecydowanie była najmniej reprezentatywna część konceptu.
Valerij chrząkną ostentacyjnie chcąc zagłuszyć pytanie Maszy. Nie chciał rozmawiać o tym incydencie przy śmierciożerczyni,nie chciał rozmawiać o swoich porażkach.
- Tak właściwie, to sobie przypomniałem, że chciałbym ci coś pilnie pokazać - zwrócił się do Deirdry, podnosząc się z krzesła. Uśmiechną się do niej nieco nerwowo. Ewidentnie chciał się stąd ulotnić nim Masza zacznie zadawać zbyt wiele pytań. Zwłaszcza w odniesieniu do tamtego zdarzenia. To było bardzo niewygodne. Tym sposobem alchemik ukradł swojego gościa i zaczął prowadzić go w stronę zejścia do piwnicy - Proszę, uważaj na stopnie - są krzywe - problemem była też ciemność. Dopiero na dole światło świec i paleniska pracowni rozświetlało pomieszczenie - Lord Rosier łożyć będzie pieniądze na mój koncept - powiedział wiedząc, że kobieta jest rozsądniejsza i zdaje sobie sprawę z tego jaką pozycję w hierarchii zajmuje Tristan. Nigdy nie pozwoliłaby na toby ta informacja rozsiała się tam gdzie nie powinna. Grali w jednej drużynie.
Podprowadził kobietę pod drzwi swojego cennego składzika będącego oddzielnym pomieszczeniem. Wyjął pęk kluczy - Właściwie nie wiem czy powinienem ci to pokazywać, lecz jak teraz o tym myślę, to chętniej posłuchałbym czyjejś opinii... - mówił, przekładając powoli klucze. To mogło trochę potrwać. Hm...
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]25.08.17 11:18
Słuchanie o sekretnych właściwościach eliksirów wzbudzało jej zainteresowanie - byłaby głupia, gdyby lekceważyła moc zaklętą w fiolkach - ale w żaden sposób nie dotykało serca, nie kusiło tak, jak czarna magia w najczystszym wydaniu, jak moc zaklęta w zielonym promieniu zaklęcia, jak krew tryskająca z ran zadanych własnoręcznie, z premedytacją, z czarnoksięską czułością. Szanowała odmienne poglądy na ten temat a także specyficzną orientację, z jaką Valerij skupiał się na eliksirach i chociaż ona sama zwariowałaby pracując nad kociołkiem, niepewna, czy trucizna dotrze tam, gdzie miała trafić - lubiła doprowadzać sprawę do końca - to podziwiała umiejętności Dołohova. Nie tylko na niej robiły wrażenie, ale o tym musieli porozmawiać za chwilę, gdy zostaną sami.
Na razie kiwała prawie entuzjastycznie głową na opowieści o jajach popiełka. Kolejna informacja dopełniająca pogłębianie wiedzy o magicznych stworzeniach; kto wie, co jeszcze może się jej przydać. Alchemik zdawał się bezdenną studnią informacji, od wybuchowych zwierząt przez ekonomiczne niuanse rynku ingrediencji aż po złote rady dotyczące dyskrecji. Deirdre pokiwała głową z powagą, niezbyt odnajdując się w zakamarkach niezbyt legalnych wymian składników szemranego pochodzenia. Przez Wenus przechodziło wiele zakazanych, trudnych do zdobycia ingrediencji i wzmacnianych narkotyków, dlatego znała niektóre persony związane z tym procederem - wątpiła jednak, by były to te same twarze, które pojawiały się w mrokach Nokturnu. Zdecydowanie mieli do czynienia z zupełnie inną klientelą - i dobrze.
Tsagairt skończyła jeść jedno z ostatnich ciastek - musiała zagryźć ohydny posmak nalewki - i otrzepała palce z okruszków, kulturalnie udając, że nie usłyszała ani dociekliwego pytania Maszy ani teatralnej próby zbycia tematu przez Valerija. Eksperymenty w łazience brzmiały dość niepokojąco, zwłaszcza, jeśli to Dołohova poruszała ten temat - niejedno już zapewne widziała, więc to, co ujrzały jej oczy we wspomnianym pomieszczeniu, musiało zrobić na niej potężne wrażenie. Odpuściła jednak zgłębianie tematu, z zadowoleniem przyjmując propozycję Valerija. Doskonale. Sądziła, że zmiana miejsca rozmowy bądź wyproszenie Maszy będzie musiała wyjść od niej, ale umiejętnie poprowadzona rozmowa i doza szczęśliwego przypadku zdjęła z jej barków ciężar odpowiedzialności za pozbycie się kobiety. Skinęła jej nieco przepraszająco głową, zgrabnie wstając zza wąskiego stolika. Wyminęła ustawione zbyt blisko siebie meble i ruszyła za Dołohovem, zamykając za sobą drzwi prowadzące na wąski korytarz, a gdy te zatrzasnęły się za nią, wręcz miły uśmiech zniknął z twarzy Deirdre bez śladu.
- Poradzę sobie - odparła spokojnie na sugestię ostrożności, nie na takich nierównościach zdzierała sobie kolana, więc długa drogą w dół, w półmroku, nie była dla niej czymś niepokojącym. Posłusznie ruszyła śladami alchemika a gdy znaleźli się już na dole, odseparowani od zewnętrza nie tylko ciemnością, ale i kilkudziesięcioma stopniami, zatrzymała się w świetle chyboczącej świecy. Rosier. Mogła się tego domyślić. Niezwykle hojny arystokrata, miłośnik sztuk wszelakich, rozsądny sponsor, obsypujący galeonami tylko te inwestycje, które z pewnością przyniosą sukces. Czy ją także rozpatrywał w takich kategoriach. - Z jego wsparciem finansowe kłopoty z pewnością nie przeszkodzą ci w pracy nad eliksirem - powiedziała, nie chcąc zbywać przekazanej w zaufaniu informacji milczeniem, myślami była jednak gdzieś indziej, dalej, przy wiadomości znacznie ważniejszej. - Poczekaj - zarządziła zdecydowanie i chłodno, gdy znaleźli się już w środku składzika a Valerj ruszył ku którejś z półek; jej ton, jej twarz, jej aura w niczym nie przypominała tej pozostawionej widocznie w przytulnym salonie. Nie spoglądała na niego wrogo, raczej obojętnie, lecz z wyraźnym szacunkiem. Już nie musiała grać wdzięcznego gościa a temat, jaki miała poruszyć, tylko wzmagał czujną uwagę. Deirdre przystanęła na środku pomieszczenia, przy względnie czystym blacie stołu - z daleka omijając kociołek. - Czarny Pan napisał polecił mi przekazanie ci ważnych informacji - zaczęła poważnie, podnosząc wzrok znad słoja z dziwną, obrzydliwą zawartością, prosto na twarz Valerija. - Twoje alchemiczne zdolności, wiedza na temat astronomii i całkowite oddanie sprawom Rycerzy Walpurgii zostały docenione - kontynuowała nieśpiesznie, bez uśmiechu. Owszem, przekazywała Dołohovowi najlepsze wiadomości - nie istniało nic wspanialszego od łaski Czarnego Pana - lecz sprawne prezentowanie fałszywych uczuć zostawiła za sobą piętro wyżej. - Nasz Pan powierza ci trudne i wymagające zadanie, ufając, że mu podołasz. Czarna magia skrywa wiele tajemnic, potężnych sekretów, które jeszcze można z niej wydobyć i których istotę można zgłębić - kontynuowała poważnie, przyglądając się reakcji Valerija. - Będziesz pierwszym czarodziejem budującym podwaliny grupy badawczej Rycerzy Walpurgii, mającej składać się z popleczników o bystrym, otwartym umyśle - ciągnęła dalej, właściwie bez mrugnięcia i bez najdrobniejszego poruszenia się. - Gotowych do poświęceń w imię nauki, do przekraczania barier i budowania czarodziejskiej potęgi na nowo - ograniczenia nie istniały, obydwoje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Lord Voldemort już dawno znalazł się poza granicami dotychczasowego poznania, posiadł wiedzę, do której nie dotarł nikt wcześniej. Mieli mu służyć nie tylko różdżką, ale i umysłem. A Dołohov, najlepszy z alchemików, jako pierwszy miał znaleźć się w tej jednostce, służąc sprawie swymi zdolnościami.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój dzienny [odnośnik]25.08.17 15:59
Moje usta lekko się rozchyliły w zdziwieniu, że ceny ingrediencji były aż tak wysokie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że są drogie, ale żeby ich wartość sięgała nawet czterystu galeonów? Nie miałam pojęcia kiedy ostatnim razem miałam w ręce aż tyle pieniędzy. Nie byłam pewna, czy mieliśmy tyle w naszej skrytce w Banku Gringotta, w co szczerze wątpiłam. Jeśli znajdowało się tam ze sto złotych monet, to było dobrze. A co dopiero wydać cztery razy tyle na jakieś serce. Uniosłam brwi, drapiąc się po głowie. Nagle zaczęłam się zastanawiać nad tym ile Valerij musi na tych swoich eliksirach zarabiać, nie dość, że serca takie drogie, to jeszcze na pewno dolicza cenę swojej pracy, a on je przecież warzy non stop. Pewnie mieliśmy pod dachem majątek, a ani ja, ani Siergiej nie mieliśmy o tym zielonego pojęcia. I nie wiem co mnie bardziej bolało, zazdrość, że on tyle zarabia czy fakt, że tego nie wykorzystuje. Jakbym ja miała tyle pieniędzy, na Merlina, kupiłabym lepszy dom niż tą rozwalającą się, ciasną, kamienicę. Zacisnęłam w końcu usta, lekko kiwając głową. Perspektywa jego głowy na karniszu jakoś niespecjalnie mnie zachęcała do dalszych pytań. Mógł mi zaufać, przecież bym nikomu nie powiedziała, ale może to o naszego gościa chodziło? Przynajmniej tak wolałam myśleć, nie chciałam, aby Valerij nie miał do mnie zaufania - lubiłam go, wiedział o mnie dużo, a przez to, że ciągle siedział w tej piwnicy, to ja o nim nie bardzo.
Swoją drogą był z niego wygodny gość. Siedział w tej swojej norze, wychylał nos tylko kiedy czegoś potrzebował. Czasami z nami zjadł, korzystał z łazienki, z której i my korzystaliśmy, a tak jakby go nie było. Nie musiał się martwić, że będzie miał brudno, nie musiał się martwić płaceniem jakiegoś czynszu, chociaż nie wiem, czy na Nokturnie ktoś się tym specjalnie zajmował. Cwany gość.
Jakoś informacje o tym całym jego eliksirze i jego właściwościach przestały mnie interesować, gdy słyszałam cenę i to jakie może zrobić szkody doszłam do wniosku, że lepiej będę spać jeśli mniej będę wiedzieć. Mruknęłam coś jedynie pod nosem w stylu “wstydź się, wstydź”, gdy chrząknięciem próbował mnie zagłuszyć, ale zaraz przeszło to na drugi plan, gdy Valerij stwierdził, że zabiera gościa.
- Oh, miło cię było gościć, Deirdre - powiedziałam, gdy kobieta wstała.
Ja również wstałam. Odprowadziłam ich kawałek, nawet chciałam wyjść na korytarz, ale kobieta zamknęła mi drzwi przed nosem. Przez chwilę tak stałam, nie bardzo wiedząc co ze sobą począć. Westchnęłam jedynie cicho i zabrałam się za sprzątanie. Trzeba było schować ciasteczka w kuchni, jeśli Antonin będzie miał ochotę, to sobie później zje, pomyć szklanki i schować alkohol, zamieść okruszki. Wszystko to, co normalnie zrobiłabym jednym ruchem ręki, a teraz bałam się okropnie, nie chcąc spowodować jakiś szkód kapryśnym zachowaniem mojej różdżki. Tak więc spoczywała ona za pasem mojej spódnicy, a ja z zajętymi dłońmi wyszłam na korytarz. Ani Valerija, ani Deirdre już nie było, najpewniej zeszli do piwnicy, więc ja skierowałam swoje kroki do kuchni.
Nie interesowało mnie to, co Valerij chciał pokazać kobiecie, nie było to dla mnie nic interesującego. Aczkolwiek ich wymknięcie, tak nagłe, było dość jednoznaczne i szybko zdałam sobie sprawę z tego, że chcieli po prostu porozmawiać bez dodatkowej pary uszu. Miło mi było tam z nimi siedzieć, ale wiedziałam, że mogę przeszkadzać, czego przecież nie chciałam. Dobrze, że Valerij rozwiązał to w taki sposób, chyba spaliłabym się ze wstydu przed naszym gościem słysząc coś w stylu “Masza idź sobie”, albo coś takiego. Byłoby to dla mnie bardzo niemiłe. A tak, wyszłam jakoś z twarzą z tego wydarzenia i mogłam wrócić do swoich zajęć. Czekało na mnie jeszcze trochę pracy, co nie nastrajało mnie zbyt pozytywnie. Ale ktoś musiał to zrobić. A jak ja tego nie zrobię, to nikt tego nie ruszy i już niedługo żylibyśmy w okropnym syfie.


zt dla Maszy


Złamałeś tyle serc
A teraz robisz to i mnie
A ja się na to wszystko godzę
W nadziei na choć kilka chwil
I będę wciąż tu tkwić tak beznadziejnie
wierna ciBo całe moje życie to Ty
Masza Dolohov
Masza Dolohov
Zawód : Złodziejka, handlarka i oszustka
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4721-masza-dolohov-budowa-nie-zagladac https://www.morsmordre.net/t4735-poczta-maszy#101445 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t4782-skrytka-bankowa-nr-1199#102283 https://www.morsmordre.net/t4736-masza-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]26.08.17 12:32
Im bliżej piwnicy tym swobodniej się czuł. Od razu powinien właśnie tutaj zaprosić swojego gościa. Z dala od Maszy. Zastanawiał się przez chwilę czy powinien przeprosić z jej zachowanie, lecz to by było jak przyznanie się do nieumiejętności poradzenia sobie z tą sytuacją. Jako człowiek nauki nie lubił przyznawać się przed samym sobą do nieumiejętności, a co dopiero przy śmierciożerczyni. Przemilczał więc to i prowadził ją do swojego sanktuarium. Niewielu miało do niego wstęp. Po drodze zdradził to od kogo ma fundusze na swoje zabawy, tak by kobieta wiedziała, zenie miesza w sprawy nikogo postronnego. Nie mógł tego powiedzieć przy stole. Ryzykowałby tym, że Masza mogłaby nieopatrznie roznieść tą informację, a Valerij wątpił w to, że lord chciał by pół Noktunu huczało o tym, jak łoży pieniądze na rosyjskiego szczura.
- Na pewno - przyznał, a na jego twarzy zawitał delikatny uśmiech świadczący o przyjemności jaką sprawiała ta informacja. Sam nigdy nie mógłby sobie na to pozwolić. Służba Czarnemu Panu otwierała przed nim te wszystkie ścieżki, które jeszcze kilka miesięcy temu były zamknięte. Z każdym kolejnym dniem rusł w satysfakcjonująca świadomość, że da się inaczej, że nie popełnił błędu wypierając się ministranego, alchemicznego środowiska. Całe szczęście.
Zamek w drzwiach zgrzytnął, uległ. Alchemik pchnął je delikatnie zagłębiając się w ciemności pomieszczenia rozganiane wyłącznie przez światło z pracowni. Już miał sięgać po upatrzony słój, gdy usłuchał polecenia(?) Deirdry. Zatrzymał się i na pięcie odwrócił się w jej stronie. Na jego twarzy malowało się zaciekawienie i lekki niepokój. Po pierwszym wypowiedzianym zdaniu było widać jedynie niezwykłe przejęcie i wyczekiwanie. Poczynił w jej kierunku krok by słyszeć lepiej. Obmył ręce w powietrzu w nerwowym odruchu wyczekiwania. Oczy miał wlepione w kobietę niczym w muzę. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz się tak denerwował, przejmował. To chyba było na drugim roku, gdy po raz pierwszy warzył własny eliksir. Wstrzymał oddech, a potem...wypuścił go powoli, z ulga, radością, niedowierzaniem.
Będziesz
Będziesz
Dźwięczało mu w uszach mieszając się z szumem buzującej krwi.
- Będę... - wydusił z siebie głucho, z trudem. Jak dziecko, które wypowiada swoje pierwsze słowo. Będę. Ciepło rozlewało się po nim całym, a oczy błyszczały. Uśmiechnął się, zrobił nerwowych kilka kroków, chowając usta oraz nos w dłoniach by stłumić dźwine dźwięki ekscytacji. Złączył tak dłonie, jak do modlitwy i zaczął przesuwać je w dół aż do brody w jakimś dziwnym modlitewnym geście. Wybrał go. To znaczy...nie wybrał, lecz pozwolił, zgodził - to jak to samo. Zatrzymał się nagle, jakby skamieniał. Spojrzał na Deirdrę gdy sobie po raz piąty powtórzył jej przemowę i w końcu wyłapał wchodzące mu na ambicję słowo.
- Oczywiście, że podołam - zarzekł się z grobową powagę i jakimś obłędem w oczach. Jak mógłby nie? Skoro On mu ufa? Musiał. Zamierzał. Nie było odwrotu. Chciał.
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]30.08.17 6:23
Królestwo Valerija nie sprawiało przyjemnego wrażenia - w powietrzu unosił się dziwny zapach, słoje z równie niepokojącymi zawartościami lśniły w słabym blasku świec a sam Valerij zdawał się poruszać zupełnie inaczej, niż na górze: jak ryba, zepchnięta z brzegu z powrotem w wygodne głębiny jeziora. To był jego świat, być może piwniczny, być może zatęchły, ale to, co osiągał w tym pomieszczeniu, robiło wrażenie na najbardziej zadufanych ludziach, gardzących osobami jego pokroju. Deirdre nie przypuszczała, że będzie darzyć Dołohova jakąś dozą sympatii: a jednak, znajdowali się tutaj, razem, a jego towarzystwo nie sprawiało jej przykrości. Nie bez wpływu na pewną nić porozumienia pozostawał fakt, że Valerij był jednym z niewielu mężczyzn traktujących ją absolutnie normalnie: bez uśmieszków, bez sugestii, bez ognia czającego się w spojrzeniu - serce oraz zapewne inne organy poświęcił bez reszty miłości do eliksirów, więc Tsagairt czuła się przy nim w pełni komfortowo. Zdawała sobie sprawę z pewnego zawstydzenia, typowego raczej dla niedoświadczonych młodzieniaszków, lecz speszenie zniknęło wraz z przekroczeniem progu pracowni - i przekazaniem najlepszych informacji.
Obserwowała zmieniającą się mimikę twarzy mężczyzny uważnie, reagując na nią typową beznamiętnością. Przejął się, informacja o łasce, jaką otrzymał, i docenieniu działań na rzecz Rycerzy Walpurgii wywołała w nim euforię - i słusznie. Sama Deirdre nie wyobrażała sobie większej pochwały niż uznanie Czarnego Pana, dlatego rozumiała uczucia Valerija, uznając jednakże to obnażenie za zbyt intymne, by dzielić się nim ze śmierciożerczynią. Nie skomentowała tego w żaden sposób, przekazała mu wszystko, co mogła wiedzieć - reszta zależała od jego umiejętności, a w ich wysoki poziom nie wątpił już nikt.
- To wielki zaszczyt i wielka odpowiedzialność - podsumowała krótko i bez uśmiechu, chociaż szczerze. Mieli ważniejsze sprawy na głowie; sprawy nie cierpiące zwłoki, komplikujące się i owiewające lodowatym niepokojem. Czas uciekał a widmo Azkabanu stawało się coraz wyraźniejsze: i należało znaleźć sposób, by wyjść stamtąd żywym i - najlepiej - z resztkami duszy w całości. - Wiesz zapewne o Azkabanie - kontynuowała obojętnie, jakby wcale nie przechodziła z wysokiego c chwalebnych informacji do przyziemnych problemów, które należało rozwiązać. Rycerze powinni posiadać już informację, choć z pewnością niepewne, o misji a nazwa więzienia pozostawała nieprzyjemną oczywistością. Powoli sięgnęła za materiał szaty, wyciągając z niej zwiniętą w rulon mapę, otrzymaną od Ignotusa na spotkaniu śmierciożerców. Wyjęła ją i upewniwszy się, że blat nie jest zlepiony żadnym eliksirem, rozłożyła ją na kamiennym stole, podnosząc wyczekujący wzrok na Valerija. - Potrafisz ją odczytać? Wyjścia, wejścia, niebezpieczne miejsca? Jakoś potwierdzić jej wiarygodność? - spytała zdecydowanie: wiedziała, że Dołohov doskonale zna się na astronomii, przydatnej w nawigacji i rozumieniu map; z pewnością zrozumie z niej więcej, od nich; kto wie, może mapa była tylko kawałkiem papieru a informacje na niej zawarte nie były w ogóle sensowne. Pomieszane strony świata, umieszczenie Azkabanu w złej orientacji terenu, brak otaczających go wód - to mogło być cokolwiek. - Potrzebujemy także pewnych alchemicznych informacji - kontynuowała, przytrzymując białą dłonią jeden z rogów mapy, by ta pozostała rozłożona i widoczna. - Eliksir wielosokowy - zaanonsowała krótko. - Czy istnieje eliksir podobny do niego? Taki, który nieco go przypomina, w konsystencji, w barwie, w połowicznym działaniu? Taki, który może służyć za prowizoryczne zastąpienie? - spytała powoli; nie znała się na eliksirach, przywoływała tylko zapamiętane słowa. - Uwarzenie wielosokowego trwa długo, zbyt długo - dodała. - Ale gdybyś przygotował go teraz, to czy wykwalifikowani alchemicy byliby w stanie stwierdzić, kiedy został uwarzony? Biorąc pod uwagę fakt, że byłby on nieskończony? - urwała, zastanawiając się, co jeszcze powinna przekazać Valerijowi. - Być może zamienimy już uwarzony eliksir wielosokowy na coś, co go przypomina, by uniknąć wykrycia tej drobnej manipulacji - wyjaśniła ostrożnie, nie zdradzając zbędnych informacji. Nie wiedzieli jeszcze, co dokładnie zrobią, ale powinni zabezpieczyć każdą drogę.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój dzienny [odnośnik]31.08.17 10:28
Jego potrzeby i pragnienia były proste. On sam nie był bardziej skomplikowany. Być może kiedyś, kiedy ojciec żył i miał na niego większy wpływ to faktycznie bardziej panował nad emocjami. Niemniej od kilku lat prowadził dość pustelniczy tryb życia ograniczając swoje kontakty towarzyskie do ingrediencji, rodziny i dwóch, trzech przyjaciół. Gdyby nie Siergiej to prawdopodobnie zdziczałby przez ten czas do reszty stając się jakimś pomyleńcem. Teraz zaś, gdy należał do Czarnego Pana nie będzie kłamstwem, że przypominał sobie jak to jest częściej otwierać do kogoś usta. Doznawać euforii. Był nieokrzesany, lecz nie powinno to nikogo dziwić - nosił nazwisko Dolohov, a to zobowiązywało.
Oszołomiony i pijany radością oraz podekscytowaniem trochę odpłynął. Śmierciożerczyni sprowadziła go na ziemie. Możenie do końca, lecz jego spojrzenie stało się bardziej obecne, a uwaga się skupiła gdy padło słowo "Azkaban".
- Tak - oczywiście, że słyszał. Był nawet zamieszany całkiem bezpośrednio w przygotowania całego przedsięwzięcia. Nie rozumiał jednak dlaczego Deirdra wspominała o tym teraz, tak nagle. Potem zaczął się domyślać gdy zaczęła rozwijać pergamin na stole, a gdy padły konkretne pytania - wiedział. Spojrzał przezornie najpierw na mapę, na kobietę, a potem znów mapę decydując się do niej podejść. Nieśmiało dotknął jej krawędzi prześlizgując się spojrzeniem po zawartości. Pierwsze co zrobił po powtórzeniu pytania śmierciożerczyni w swojej głowie i skonfrontowaniu tego z tym co widział to...zmarszczył czoło.
- Wejścia? Wyjścia...? - niczego takiego tu nie widział. Właściwie mało co na tej mapie było widać bo mało co na niej było. Nie bardzo rozumiał więc, jakich to informacji czarownica od niego oczekuje - Wybacz, lecz...co wam powiedziano, że ma przedstawiać...? - był ciekawy, lecz również nieco zaskoczony tym, że nie potrafili jej odczytać. Nie chciał jakoś wprost sugerować tego, że do tego wystarczyłaby elementarna wiedza z zakresu astronomii co jego samego przyprawiało o ból w sercu gdy tylko o tym pomyślał ale...no. Chrząknął.
- Mapa w głównej mierze opiera się o ułożenie Małego Wozu względem Wielkiego, uwzględnia też Gwiazdę Polarną co widać po tym zapisie, o tu. Nie wiem czy to istotne, lecz już po tym widać, że twórca mapy nie jest biegły w dziedzinie astronomii - wykorzystał w zapisie najprostsze układy i gwiazdozbiory. Sam rysunek jest trywialny - Wykonywał podobne. Jakieś siedemnaście lat temu. - Nie mam pojęcia do czego ma prowadzić, lecz cokolwiek to jest to z tego jestem w stanie wywnioskować tyle, że by dostać się do celu należy podążać w kierunku północno-zachodnim. Tylko nie wiem skąd. Mapa nie uwzględnia miejsca z którego należałoby wyruszyć - podkreślił ten jej atrybut mając nadzieję, że nie musi tłumaczyć tego, że mapa nie wskazująca konkretnej trasy traci na definicji mapy. Nie musiał, prawda? - Nie wiem skąd to masz, od kogo, o okolicznościach jej zdobycia... - ale skoro o tym nie wspominała to chyba nie powinien wiedzieć. Tylko, że nie mając kontekstu trudno mu było zrozumieć, czy ukradli czyjąś pracę domową, czy też ktoś szczerze udzielił im wskazówki takiej na jaką potrafił się zdobyć - ...ale to są wszystkie informacje jakie mogę z niej wyczytać bo po prostu jest ich niewiele. Nie jestem kopistą, lecz wątpię by ktoś podejmowałby się próby sfałszowania tego. Jeśli spytasz mnie o zdanie to jak dla mnie jest to po prostu słaba mapa. Może ma jakieś zastosowanie, lecz ja go nie widzę - mapa wskazywała w sposób ogólny kierunek, a nie konkretna trasę. Czy była wiarygodna? Dla niego była tak samo wiarygodna jak stworzony przez Antonina rysunek. - Próbowaliście stosować na nią specialis revelio? - spytał, bo jeśli ktoś powiedział im, że na mapie widać jakieś przejścia, a on tego nie widział to może była to kwestia uroku?

- Zastąpienie...
- powtórzył pod nosem, podnosząc swoje spojrzenie na czarownice. Dłonie zaś schował do wnętrza przeciwległych im rękawów. Jakaś zębatka w głowie mu zazgrzytała. Zastąpić w użyciu? To by było dziwne i trudne. Łatwiej już szło użyć po prostu transmutacji - to była jego pierwsza myśl. Dopiero gdy Deirdra bardziej wyjaśniła to o co jej chodziło wszystko w jego głowie zaczęło funkcjonować na nowo poprawnie.
- A więc...Chodzi o to, że potrzebujesz oszukać kogoś że wchodzi w posiadanie pełnoprawnego eliksiru wielosokowego, lecz tak na prawdę wcale tak nie jest i chcesz być jedyną która o tym wie? - spytał się jakoś zwięźlej ujmując to co próbowała mu przekazać, chcąc się upewnić, że na pewno dobrze zrozumiał - Otóż, tak - da się.  W sensie, trudno użyć innego eliksiru, który mógłby go udawać bo nie ma dwóch eliksirów o takim samym kolorze, konsystencji czy zapachu. Jednak istnieje możliwość uwarzenia takiego niepełnowartościowego eliksiru. Wystarczyłoby go przykładowo po prostu leżakować krócej, trochę zmienić proporcje. Nie nabierze wówczas swoich właściwości, lecz będzie wyglądał autentycznie - przynajmniej dla przeciętnego alchemika, czy innego jakiegoś pierwszego lepszego z brzegu specjalisty. Prawdziwy alchemik...- w domyśle posiadający taką jak on wiedzę alchemiczną - ...może jednak dostrzec niedoskonałość. Wszystko zależy od alchemicznego doświadczenia osoby, którą chcesz oszukać i właściwie umiejętności osoby, która taki eliksir by sporządziła. Uczeń nie oszuka mistrza
Valerij Dolohov
Valerij Dolohov
Zawód : Alchemik, złodziej
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczony
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4909-dolohov-budowa#106821 https://www.morsmordre.net/t5027-valerij-dolohov#107940 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f320-smiertelny-nokturn-27 https://www.morsmordre.net/t5051-skrytka-bankowa-nr-1263 https://www.morsmordre.net/t5026-valerij-dolohov
Re: Pokój dzienny [odnośnik]05.09.17 13:42
Oczekiwała odpowiedzi Valerija z nerwową niecierpliwością, nie dając jednak po sobie poznać targających nią uczuć. Zależało jej na informacjach, które mógł posiadać Dołohov: posiadł wiedzę z wielu dziedzin związanych z eliksirami, astronomia i umiejętność odczytywania map były jedynymi z nich, dlatego wiązała duże nadzieję z tym skrawkiem pergaminu, uzyskanym przez Ignotusa. Chciała wierzyć w jej poprawność, chociaż szemrane towarzystwo, wśród którego obracał się Mulciber, nie sugerowało, by prowizorycznie nakreślone kreski mogły skrywać w sobie coś wyjątkowego. Ucieczka z Azkabanu była niemożliwa - podobno; oni sami straceńczo zamierzali nie tylko uciec, ale najpierw dostać się do środka, by opuścić więzienie z dwoma przetrzymywanymi tam mężczyznami. Ta perspektywa wzbierała się czarnymi chmurami na horyzoncie, przytłaczała, niepokoiła - możliwość odnalezienia drogi ucieczki zdawała się wątłym promykiem nadziei w gęstniejącym półmroku.
Płomykiem szybko zgaszonym przez odpowiedź Valerija. Deirdre spoglądała to na mapę, to na mężczyznę, próbując zorientować się w kierunkach nakreślonych na mapie; bezskutecznie, bohomazy pozostawały niezrozumiałymi bazgrołami, z których jednak Dołohov zdołał wyczytać nieprzyjemne informacje. - Wyjście z Azkabanu - odpowiedziała krótko, koncentrując wzrok na wyprostowanym pergaminie. Nieprzydatnym. Widocznie informacje zasięgnięte przez Ignotusa okazały się ślepym zaułkiem, złudną nadzieją - dobrze, że dowiedzieli się o tym już teraz a nie w kryzysowej sytuacji nagłej ucieczki, mogącej zaprowadzić ich do ślepego zaułka. Słowa, które wypowiedział Valerij zmartwiły ją, ale nie skrzywiła się ani nie wygięła ust w podkówkę, po prostu powoli kiwając głową. - A więc, według ciebie, mapa jest bezużyteczna? - spytała spokojnie, skutecznie ukrywając zawód. - Otrzymaliśmy ją od mężczyzny, który twierdził, że udało mu się z Azkabanu uciec - dodała, wątpiąc, by ten szczegół w jakikolwiek sposób rozjaśnił wątpliwości Valerija. Sugestia użycia zaklęcia nieco ją zafrasowała: zapewne Ignotus zrobił wszystko, by zdobyć o mapie jak najwięcej informacji, w tym sprawdzić, czy nie ukrywa jakichś ukrytych treści. Skoro przekazał mu ją znajomy - nie miał żadnej intencji w pozbawianiu Ignotusa całości informacji. Mimo tego, uniosła różdżkę, kierując ją na mapę. - Specialis revelio - mruknęła bez przekonania; zaklęcia z tego zakresu ciągle stanowiły dla niej nowość; wątpiła też, by kartka skrywała coś jeszcze. Była przygotowana na uderzenie anomalii, dlatego też skupiła się uważnie na dalszej odpowiedzi Dołohova, zapamiętując wyraźnie poszczególne słowa, mogące pomóc im w całej zamianie. Skinęła powoli głową w niemym podziękowaniu za przekazane jej wiadomości, po czym wyjęła z głębokiej kieszeni płaszcza pokaźny, ciężki mieszek z ingrediencjami, które odebrała wszystkim śmierciożercom podczas ich ostatniego spotkania. Położyła go na stole obok mapy. - Będziemy potrzebowali eliksirów niezłomności, tych leczących obrażenia psychiczne a także eliksiru Memento - przekazała tym samym statecznym, pozbawionym emocji tonem. - W razie dodatkowych potrzeb, niezwłocznie wyślę do ciebie sowę - dodała gwoli uzupełnienia, zaplatając ręce na piersi. Dopiero wtedy uniosła wzrok znad mapy i ingrediencji wzrok - prosto na Dołohova. Stworzone przez niego eliksiry mogły im pomóc, chroniąc ich przed ostatecznością. - Nic więcej z niej nie odczytałeś? - upewniła się po raz ostatni, zerkając na plątaninę kresek i gwiazd, nabazgranych na zużytym pergaminie.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Pokój dzienny [odnośnik]05.09.17 13:42
The member 'Deirdre Tsagairt' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 41

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Pokój dzienny - Page 2 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach