Wydarzenia


Ekipa forum
Dróżka na skraju lasu
AutorWiadomość
Dróżka na skraju lasu [odnośnik]10.03.12 23:10
First topic message reminder :

Dróżka na skraju lasu

Pod skrajem lasu ciągnie się długa, wydeptana ścieżka, spacerniak, służący mugolom za odprężenie po męczącym, pełnym zajęć dniu. To nie jest część puszczy, można tędy spacerować, nie obawiając się niebezpieczeństw związanych z zagubieniem w głębi bądź napotkaniem dzikich zwierząt. Powietrze pachnie drzewami, żywicą klonów, słychać radosne ptasie trele, a raz na jakiś czas, można wychwycić co osobliwsze dźwięki dochodzące z kniei; dźwięki, których źródła, dla własnego bezpieczeństwa, lepiej nie próbować identyfikować. Wokół dróżki rosną kępki zielonej trawy, mniejsze bądź większe polne kwiaty, chwasty, a czasem maleńkie drzewa, wyrastające z ziaren przywianych tutaj z głębi mrocznego lasu.

Sadzenie sadzonek

Na początku 1900 roku królewski Waltham Forrest był jednym z większych obszarów leśnych w tej części kraju. Jako ulubione miejsce polowań na jelenie, zające i lisy był często odwiedzany przez czarodziejów w celach rozrywkach. Mugolskie władze, potrzebując miejsca na rozbudowę swoich miast, dróg i szkół rozpoczęły proces intensywnej wycinki lasu. Kurczące się granice i przerzedzenia doprowadziły do zmian w strukturze lasu, nad którymi nieustannie pracowali zielarze i leśnicy, lecz nieprzerwana ingerencja mugoli nie umożliwiała skutecznego odtworzenia zniszczonych terenów. Dopiero pozbycie się mugoli z Londynu w Bezksiężycową Noc umożliwiło uczynienie ze stolicy bezpiecznego miejsca przyjaznego czarodziejom, ale jak się okazało, także Matce Ziemi, którą czcimy w trakcie tego tradycyjnego święta. Ministerstwo Magi postanowiło przyczynić się do odbudowy zniszczonej flory ,a z okazji Brón Trogain, święta płodności, zachęca przy tym wszystkich czarodziejów do pomocy i wspólnego budowania nowej, lepszej rzeczywistości.

Takie słowa padły z ust Ministra Magii 10 sierpnia przed szeregiem dziennikarzy na skraju lasu. Z rąk gajowego, Johna Wilkesa, odebrał kilkunastocentymetrową sadzonkę sosny, by włożyć ją w zwolnionym tempie do wykopanego wcześniej (oczywiście przez gajowego) dołka. Minister Magii zatrzymał się przy ziemi, dając czas reporterom na uwiecznienie tej chwili i dokładne jej zrelacjonowanie. Po wszystkim wyprostował się i zaprosił pierwszych filantropów do wsparcia tej słusznej sprawy. Każdy z kolejnych czarodziejów przyjmował tę samą pozycję przed reporterami, wkładając do wykopanej przez zaklętą łopatkę dziury sadzonkę sosny. Obecny przy tym nieustannie Minister każdemu z nich dziękował osobiście uściśnięciem dłoni (w chwilowo zamrożonym geście by dać szansę reporterom).



Sadzonki

Aby przyczynić się do odbudowy zniszczonej przez mugoli przyrody wystarczy podejść do gajowego i odebrać od niego kilkunastocentymetrową sadzonkę drzewka, a następnie włożyć ją do przygotowanego wcześniej dołka (uśmiechając się przy tym do reporterów, którzy będą zainteresowani każdą postacią z poziomem rozpoznawalności II i większym).

Po wszystkim młoda czarownica ubrana w lnianą, jasną sukienkę do ziemi, w wianku splecionym ze źdźbeł trawy i zbóż ofiaruje ci lub (a jeśli otrzyma zgodę) przypnie do stroju pamiątkową gałązkę sosnowego darczyńcy. Wedle dawnych wierzeń, otrzymana za zasługi, zabrana do domu i powieszona nad progiem zapewni jego mieszkańcom pomyślność tak długo, póki nie straci wszystkich igieł.



Polowania

Tradycja polowań sięga odległych czasów. Zdażało się mawiać przy tym: kto idzie na niedźwiedzia, niech gotuje łoże, a kto na dzika – mary. I choć lasy Waltham pozbawione są już dzisiaj niedźwiedzi i dzików to można w nich spotkać lisy, zające, jelenie, sarny oraz rozmaite ptactwo.

Na syto zastawionych stołach podczas festiwalu płodności nie brakuje dziczyzny, ta jednak jak wszystko w trakcie obchodów Brón Trogain jest darem Matki Natury, który należy odpowiednio zdobyć, oprawić i przyrządzić, a ostatecznie tradycyjnie podać. Każdej nocy, od rozpoczęcia festiwalu organizowane są zbiorowe pościgi za zwierzyną. W trakcie nocnych gonitw czarodzieje rywalizują ze sobą o tytuł króla polowań, ten zaś przypada czarodziejowi, który dopadnie największą lub najrzadszą zwierzynę. Każdą ustrzeloną zdobycz czarodzieje zabierają na Polanę Świetlików, w miejsce wielkiej uczty, gdzie czekają na nich już ścięte gałęzie drzew sosnowych, tataraku i trzciny, gdzie z wyrazem szacunku układa się ją celu oddania jej hołdu, a ich wielkość lub rzadkość poddaje się ocenie. Każdego myśliwego symbolicznie honoruje się uciętą gałązką sosny, która jest wyrazem czci upolowanej zwierzyny. Myśliwemu przysługuje przywilej noszenia jej do końca festiwalu. Ogłoszenie i koronacja zwycięzcy z poprzedniego dnia(spośród wszystkich myśliwych biorących udział danej nocy) odbywa się codziennie tuż po zachodzie słońca na Polanie Świetlików. Wieniec z liści laurowych zdobi głowę zwycięzcy.

Jeżeli gracz wybranego przez siebie dnia uda się na polowanie i upoluje zwierzynę, rozpoczyna w ten sposób rywalizację o tytuł króla polowania. Pozostali gracze udający się na polowanie w przeciągu realnych dwóch tygodni od momentu zgłoszenia udanego polowania w niniejszym temacie (tryumfalnego powrotu postaci ze zwierzyną z wyraźnym oznaczeniem daty) muszą przybrać tą samą datę. Rywalizacja kończy się po upływie dwóch tygodni, postać, która upoluje najrzadszą zwierzynę, zostaje królem polowania i zostaje koronowana w trakcie kolejnego zmierzchu wieńcem plecionym z liścia laurowego.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dróżka na skraju lasu - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]20.06.17 23:36
Słońce wniosło się wysoko na niebo, chociaż swoim blaskiem i ciepłem wciąż nie docierało do dwójki skrytych przy ziemi czarodziejów. Wiatr zaś dalej wiał, chyba odrobinę mocniej, niż wczesnym rankiem, gdy roślinność oraz zwierzęta dopiero budziły się do życia. Śpiew ptaków ucichł, w zamian za co wokół zapanowała błoga cisza, przerywana tylko rzadkimi szelestami liści. Zasnęła, w miarę mocno jak na nadzwyczaj twardą "poduszkę" i nie wiedziała, w którym momencie osunęła się z drzewa wprost na ramię Louvela. Brakowało jej snu, spokojnego snu, którego potrzebowała po ostatnich przykrych wydarzeniach i nie sądziła, że drzemka "pod chmurką" będzie rozwiązaniem lepszym od eliksirów nasennych, na które zresztą jej organizm chyba się uodpornił już kilka lat temu, po traumatycznym spotkaniu z akromantulą i ujawnieniem się choroby. Chociaż wcześniej zarzekała się, że nie ma ochoty na drzemkę i idealnie spełni się w roli wartownika, tak teraz równie niechętnie przebudziła się, po nagłym ruchu mężczyzny. Tym, co go "polizało" były najprawdopodobniej jej włosy, które w tej chwili - w artystycznym nieładzie - wyplątały się z koka, obsiewając sobą zarówno jej twarz, jak i towarzysza, co w połączeniu z podmuchami wiatru faktycznie mogło irytująco łaskotać. Nie otwierając oczu, westchnęła sennie, następnie zaś jedna z jej dłoni powędrowała w stronę policzków, by pozbyć się z nich pojedynczych kosmyków - nie wiedziała w jakiej pozycji się znajduje, dlatego dopiero wtedy, kiedy jej ręka dotknęła twarzy Louvela, ocknęła się. Krótka analiza sytuacji uświadomiła jej, że znalazła się w dość poufałym położeniu.
- Powrót do młodości? - Spytała cicho, lekko zachrypniętym głosem i wbrew pozorom nie zerwała się na równe nogi jak spłoszona sarna. W tym miesiącu spotkało ją multum absurdalnych sytuacji, włączając w to podglądanie półnagiego lorda Burke w sadzawce, więc uznała, że najwidoczniej festiwal absurdów trwał dalej, wystawiając jej cierpliwość na próbę. - Powinnam teraz uciec za drzewo czy zakryć się rękoma? - Odsunąwszy się lekko, uznała, że żarty powinny jakoś zatrzeć za sobą złe wrażenie. O ile takie właśnie wywarła, a śmiała twierdzić, że wszystko było winą lorda Rowle, bo to on zażądał drzemki w środku lasu zamiast posłuchać jej - jako głosu rozsądku - i dać się odprowadzić w cywilizowane miejsce.



better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]22.06.17 15:43
Wątpliwym było, żeby w tym stanie udało im się zajść daleko, bądź przynajmniej do tego cywilizowanego miejsca - Louvel nie był w stanie i doskonale o tym wiedział. Marzył już tylko o śnie, bowiem nawet interesująca rozmowa z Estelle go wymęczyła. Dłużej nie dał rady udawać niezłomnego mężczyznę niepoddającego się sennemu przykazaniu - trawa wzywała go, słyszał to wręcz w swojej głowie jak szeptała o złożeniu nań głowy oraz odpłynięciu w krainę snów. On tylko się dostosował, nie ośmielając się gardzić prośbom wszechpotężnej natury - z pewnością to właśnie wyrzekłby gdyby ktokolwiek zapytał go o motywy niemal deprawowania arystokratki, proponując jej wspólną drzemkę pod jednym z drzew. Słodko nieświadomy konsekwencji nie spodziewał się nagłego ataku nestora wyłaniającego się spomiędzy krzaków lub lorda Slughorna celującego weń różdżką, wyzywając w ten sposób na pojedynek. Założył, że pozostanie bezkarny - czy tak miało pozostać w rzeczywistości? Nie przemyślał tego tematu, zajęty był regeneracją organizmu dość długą drzemką.
Kiedy się ocknął, dostrzegł majaczące na niebie słońce, starające się dosięgnąć promieniami ich twarzy, nieprzerwanie błądząc wśród koron drzew. Zamrugał ponownie uruchamiając z wolna własny umysł - zagubiony jeszcze w odległych krainach podświadomości. Lizanie przybierało na intensywności, chwilę później dołączyło do niego muśnięcie dłoni - na Merlina, czyja to ręka? Obrócił głowę na bok i dostrzegłszy rozczochraną Estelle zrozumiał wreszcie co miało miejsce. Przed godzinami, prawdopodobnie. Zasłonił usta starając się stłumić ziewnięcie, przetarł zamknięte powieki, w ogóle nie czując się skrępowany tak bliską obecnością kobiety.
- Coś w tym rodzaju - wychrypiał po dłuższej chwili. Zdziwiony, że sama arystokratka nie ucieka w popłochu, przyjrzał jej się uważniej - na tyle, na ile był w stanie z tej perspektywy. Przecież nie jesteś naga, wyrywało mu się z ust, ostatecznie pozostając jedynie na języku - i całe szczęście. - Powinnaś zaproponować śniadanie - mruknął niepoważnie oraz uniósł jeden z kącików ust. Mający poświadczać żartobliwość tej uwagi. - Chyba powinniśmy naprawdę coś zjeść - dodał za chwilę. Zawtórowało mu burczenie w żołądku. Kiedy ostatnio jadł? Chyba dwadzieścia cztery godziny temu. Spojrzał na Estelle przepraszająco. - Dostarczyć cię do domu czy chcesz odwiedzić Chesire? - wyrwało mu się. Wbrew pozorom pytanie to nie miało w sobie żadnej dwuznaczności.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]22.06.17 17:30
Czuła się całkiem nieźle w zaistniałej sytuacji i miejscu, w którym przebywali. Nikt nie patrzył na nią karcącym wzrokiem, nikt też nie obserwował, próbując wytknąć jej każdy najmniejszy błąd. Nie sądziła zresztą, że Louvel znajdował się po tamtej stronie barykady, więc zupełnie nie przeszkadzało jej jego towarzystwo. Cieszyła się z chwili spokoju, prawdziwego spokoju i ciszy, a także z pięknej pogody. Zmarszczyła czoło, słysząc komentarz mężczyzny.
- Wydaje mi się, Louvelu, że to ty powinieneś zaproponować mi obiad, nie śniadanie i nie na odwrót. - Przypominając mu panujący w sferze damsko-męski porządek, podniosła się wreszcie z ziemi. Otrzepała suknię z poprzyczepianych do materiału gałązek i pyłków, zaś włosy zgarnęła niedbale na ramiona, pierw do końca je rozpuszczając. Wyglądała całkiem rozkosznie zaspana, na tle przebijających się przez korony drzew pojedynczych promieni słońca, ale za to miała mniej rozkoszny wyraz twarzy - uświadomiła sobie bowiem konsekwencje tej długiej nieobecności w domu, która z godziny przeciągnęła się aż do kilku, nie wspominając tu o tym, że poczuła się słabo. Zerknęła więc wyczekująco na mężczyznę, jedną dłonią łapiąc się drzewa, by nie zachwiać się i nie upaść, a gdy ten podniósł się, zarządziła powrót do domu. Każdy do swojego.
- Jesteś zmęczony, ja zbyt długo przebywam poza domem, wolałabym ominąć wykład na temat mojego zdrowia. Może innym razem. - Ujmując Louvela pod ramię, w zasadzie bez pytania, ruszyła ścieżką prosto przed siebie, w miejsce, z którego potem każde mogłoby teleportować się do domu. Mogli również teleportować się od razu, jednak ceniła sobie jego towarzystwo i rozmowę, mimo ogólnego niewyspania.

zt oboje


better never means better for everyone. it always means worse for some.
Estelle Slughorn
Estelle Slughorn
Zawód : alchemik w św. Mungu
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
better never means better for everyone. it always means worse for some.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4587-estelle-slughorn-budowa#98562 https://www.morsmordre.net/t4635-volare https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f291-westmorland-dworek-nad-zatoka https://www.morsmordre.net/t4632-estelle-slughorn
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]08.07.17 22:36
I kwietnia, 1956 rok

Zabójstwa jednorożców zawsze były niepokojące. Nie tylko dlatego, że były to piękne, pełne gracji zwierzęta. William chociaż nigdy nie parał się Opieką nad Magicznymi Stworzeniami, to zdawał sobie sprawę z jednego faktu: krew jednorożca mogła uratować życie nawet umierającej osobie. A tym samym... dać życie wieczne. Za cenę bycia przeklętym, jednak czy obchodziło to czarnoksiężników? Lord Selwyn był odważnym mężczyzną, nie bał się wielu rzeczy. Jednak czuł lekki chłód w środku, i lekkie niedowierzanie, że ktoś jest zdolny dopuścić się takiej zbrodni. Oględzin dokonano dawno. Co można jednak po tym wykazać?
Przez cichy las szedł spokojnym, powolnym krokiem. Emanował w swój sposób dumą i elegancją, ale... czy kiedykolwiek William nie promieniował tymi konkretnymi cechami? Jednak nie po to przyszedł tutaj, żeby okazywać eterowi swój majestat. Czekał na współprowadzącą tej sprawy. Las ten na pewno nie był zbytnio uczęszczanym miejscem, choć sam William preferowałby bardziej dyskretne miejsce. Jednakże, nie ma tego najgorszego. Była to czarownica. Półkrwi - pewnie niejeden lord by się dąsał, nie chcąc współpracować z plebsem. Nie odczuwał jednak porzeby, żeby czuć pogardę względem kobiety. Nie czystość krwi, a czyny świadczą o wartości czarodzieja - jak to zawsze sądził William. Na przekór przestarzałym poglądom!
- Witam, panno Carter. - odezwał się do niej i ukłonił się na znak szacunku. Jako, że nie zwykł całować dłoni pań z gminu, toteż tego nie zrobił. Jednak szacunek okazał. - Trzeba zachować uwagę. Niekoniecznie chcemy, żeby jakiś mugol, czy też czarodziej usłyszał naszą rozmowę. Aczkolwiek, dopóty trwa nasza rozmowa rozmowa, przejdźmy się.
Gdy ta się zgodziła, to ruszył wraz z nią. Szedł krokiem dopasowanym do jej, jednak raczej oboje nie szli nazbyt szybko. Wdychał spokojnie świeże powietrze i skupiał częściowo wzrok na otaczającej ich naturze. Jednakże nie milczał długo, po chwili się odezwał.
- Nie ma co przedłużać i należy przejść do sedna i zaczął rozmawiać o tym, z jakiego powodu oboje się tu pojawiliśmy. - zaczął spokojnie. Nie było co marnować czasu na szlachecką manierę i przeciąganie czegokolwiek przez typowo szlacheckie pytania grzecznościowe. I o ile najpewniej William by tak zrobił, nie przechodząc od razu do sedna - to robienie tego w tej sytuacji napsułoby jedynie krwi. - Musimy wynieść jakieś wnioski. Jeżeli panna chce, to proszę podzielić się konkluzjami w pierwszej kolejności.
Zaczął spokojnie, jak zwykle ujmując swoje myśli w górnolotne słowa. Nie lubił mówić prostym językiem, a jeśli to robił, to najprawdopodobniej jest niemożliwie wściekły i zaraz zobaczysz się z dawno zmarłymi przodkami. Jednakże, nie przedłużając! Jeżeli skończyła dzielić się wnioskami, lub uznała, że woli, aby William się wypowiedział pierwszy, to zaczął mówić:
- Wszyscy wiemy, że zabicie jednorożca ściąga przekleństwo. Nieco mniej znaną wiedzą jest to, że krew jednorożca może ocalić od agonii nawet przypadek beznadziejny. Powiedz mi, ile osób nie chciałoby uzyskać życie wieczne? I do czego mogłyby się posunąć najczarniejsze umysły? - spytał się retorycznie. Stosowanie niemal poetyckich środków językowych przez Lorda Selwyna mogło być uznane za niepotrzebne przeciąganie. Jednakże weszło mu to zdecydowanie za mocno w nawyk. - Fakt rozcięcia tętnicy jedynie przemawia za tym, że jednorożce zamordowano ze względu na krew. Nie odnotowano także uciętych rogów, wyszarpanej grzywy. To oznacza, że napady zostały wykonane tylko na wzgląd pozyskania krwi. Ślady użycia czarnej magii dają sporą szansę, że za czyny te są odpowiedzialni czarnoksiężnicy. A to jeszcze mocniej przemawia za możliwością dokonania tego przez owych.
Zakończył swój wywód, czekając na komentarz ze strony Sophii. Problem w tym, że... jak odnaleźć sprawców? To mogło być problematyczne. A należało ich ukarać, i odzyskać zaginionego ogiera. O ile... o ile ten ciągle żyje.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]08.07.17 23:31
Marzec obfitował w zagadkowe i niepokojące sprawy, które musiały zwrócić uwagę Biura Aurorów i zaangażować znaczną część pracowników. Także Sophia spędzała wiele czasu w pracy. Chociaż była żółtodziobem, także ją zaangażowano w niektóre z nowych dochodzeń. Każde z nich miało w sobie coś dziwnego, nie dającego się w prosty sposób wyjaśnić, tym bardziej, że sprawy na pierwszy rzut oka wydawały się zupełnie różni. Ginęli zarówno czarodzieje, jak i mugole – ci ostatni byli znajdowani bez głów. Wszyscy mieli na sobie ślady po zaklęciach, także czarnomagicznych. I co jeszcze dziwniejsze, odnotowano też kilka zgłoszeń o martwych jednorożcach. Nieczęsto zdarzały się takie sytuacje, przynajmniej Sophia podczas swojej pracy jeszcze się nie zetknęła z przypadkiem zabicia jednorożca. Być może aurorzy zwykle nie zajmowali się takimi sprawami, ale pewne niepokojące przesłanki zmusiły ich do tego, żeby jednak przyjrzeć się sprawie. Z powodu klątwy spadającej na czarodziejów zabijających te stworzenia budziło wielki niepokój to, że ktoś w ogóle się na to odważył.
Aportowała się na obrzeżach lasu, w miejscu umówionym z aurorem, któremu pomagała prowadzić tę sprawę. W Biurze Aurorów panowało zbyt duże zamieszanie, by mogli tam w spokoju porozmawiać, z kolei miejsca publiczne nie były odpowiednie. Zdecydowali się na miejsce podobne do tego, w którym jeszcze w marcu dokonywali oględzin miejsca znalezienia ciała jednego jednorożca oraz zaginięcia drugiego. Las nie był zbyt często uczęszczany, ale po aportacji Sophia i tak dokładnie się rozejrzała i przeszła kawałek ścieżką, aż zauważyła wysokiego aurora, niejakiego Williama Selwyna, którego kojarzyła z Biura Aurorów, ale nie łączyły ich żadne relacje poza tymi typowo zawodowymi.
Przywitała go. Kompletnie nie znała się na szlacheckich zwyczajach i nie wiedziała, czy czasami nie popełnia jakiegoś uchybienia, ale zachowywała się zupełnie normalnie i uprzejmie, tak, jak zachowywała się wobec innych aurorów o dłuższym od niej stażu.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – powiedziała; musieli zachować ostrożność, więc od razu wyjęła różdżkę i rzuciła parę zaklęć, dzięki którym podsłuchanie ich byłoby znacznie utrudnione, gdyby tak jakimś cudem ktoś inny się tu pojawił. Ale póki co wokół nie było żywego ducha, jeśli nie liczyć wiewiórki, która przemknęła po drzewie kilka metrów dalej. – I zgadzam się, że najlepiej skupić się na konkretach. To tylko jedna ze spraw, których zaskakująco wiele spadło na Biuro Aurorów w ostatnim czasie, ale przyznaję, że budzi we mnie niepokój... Chyba budziłaby go w każdym, kto wie, z czym wiąże się zabicie jednorożca – mówiła, przygryzając wargę i lekko gładząc dłonią drewno różdżki, którą wciąż trzymała w dłoni. – A jednak ktoś zdecydował się to zrobić, i z tego co mi wiadomo, przypadki z Wicklow Mountains nie są jedynymi. Słyszałam o ciałach jednorożców także na terenie Zakazanego Lasu i rezerwatu Parkinsonów. Niewykluczone, że także zostały zabite dla krwi. I wydaje się więcej niż pewne, że tamte sprawy są powiązane z naszą. Kilka martwych lub zaginionych jednorożców w ciągu paru tygodni? Zbyt wiele jak na przypadek.
Odkąd o tym usłyszała, wiele razy się nad tym zastanawiała. Kto byłby zdolny zabić jednorożca ze świadomością konsekwencji tego czynu? Tylko ktoś nieskończenie pewny siebie lub zdesperowany. Byli tacy, którzy poszukiwali potęgi poprzez czarną magię i zakazane rytuały; całkiem możliwe, że jednorożce padły ofiarą właśnie takiego czarodzieja lub czarodziejów, bo niewykluczone, że to było dziełem więcej niż jednej osoby.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]09.07.17 0:47
Ogólnie ostatnie miesiące były... gorączkowe. Roiło się od spraw, które zdecydowanie nie były synonimami spokojnych, bezproblemowych czasów. Niestety było znacznie więcej spraw niż mordy na jednorożcach. To jest oczywiste, że przestępczość nigdy nie zostanie do końca wyeliminowana. Nie, nie! To były jedynie naiwne marzenia utopistów, którzy chyba rozsądek mieli w ciemnym miejscu, do którego słońce nie dochodzi. Jednak... jednak to co się działo ostatnio było nawet przerażające. I te zdarzenia zwiastowały coś, co w końcu nadejdzie. I chyba nikt nie miał wątpliwości odnośnie jednego - to nie będzie żadne wesołe wydarzenie.
Jednak teraz nie należało się zastanawiać nad całą sytuacją świata czarodziejskiego. Nie spotkali się przy kawie, żeby poplotkować sobie o ostatnich zdarzeniach. Nie - mieli w tej chwili poniekąd bardziej przyziemne sprawy do obgadania. W tej chwili słuchał uważnie kobiety, od czasu do czasu delikatnie przytakując. Tak niemrawo, że ta niekoniecznie musiała to dostrzec. Po chwili sam się odezwał.
- Czyn ten może zasiać lęk w sercach wielu, którzy nie wyobrażają sobie dokonać tak haniebnego przestępstwa. Jednakże nie każdy postanowił podążać ścieżką prawości i wstrzymać się od dokonania takich zbrodni, jak ta. - odparł spokojnie. Niestety ścieżka zła zdawała się być aż nazbyt kusząca. Co z tym zrobić? Niestety, dało się jedynie zmniejszyć przestępczość. Zlikwidowanie jej było równie realne jak zaniknięcie chorób, wypadków i śmierci. - To, że zostały uśmiercone dla krwi, jest oczywiste. Jeżeli zostałyby zabite dla rogów bądź włosia, to byłyby ich pozbawione. A nie były, a niech pani mi powie: jaka jest korzyść z zabicia samego jednorożca? Żadna. Uśmiercane tych stworzeń bez wyraźnego powodu lub dla zabawy całkowicie przeczy logice. To tak, jakby ukraść cenny szmaragd, żeby po drodze wyrzucić go do śmieci lub zniszczyć. Owszem, jest cień szansy, że mógł to zrobić psychicznie chory szaleniec, a ktoś jednorożce mógłby porwać z myślą o udomowieniu. Jednak żadna rozsądna osoba by takiego czegoś nie uczyniła. A jakkolwiek to nie brzmi, to złoczyńcy pozbawieni umiejętności rozsądnego myślenia zazwyczaj prędko kończą w Azkabanie.
Przerwał na chwilę swój wywód. Auror rzecz jasna musiał podążać ścieżką prawości, ale i powinien umieć myśleć jak przestępca. Gruszek na wierzbie bez tej umiejętności w tym zawodzie nie było, a Selwyn to wiedział. A sam nie zamierzał się uspokajać, ze na pewno nikt nie zabijał ich dla krwi. To było pewne, przynajmniej dla niego. Ot, prosta logika - przynajmniej w jego rozumowaniu. Jednak trudno było szlachcicowi odmówić ponadprzeciętnego intelektu i umiejętności trzeźwej oceny sytuacji.
Gdy ta przełknęła co powiedział, zaczął chwilę zastanawiać się nad tym głębiej. Jakoś nie chciało mu się wierzyć w istnienie swego rodzaju "gangu", który zajmował się zabijaniem jedynie jednorożców. Nawet jeśli tak było, to ogołociliby jednorożce z wszystkiego czego by mogli: czyli głównie włosie, rogi i krew.
- Na pewno dokonało tego więcej osób. Zabicie jednorożca wcale nie jest łatwe. Rzekłbym, że wręcz przeciwnie; potrzeba do tego sporej mocy magicznej. I o ile na pewno są na tyle zdolni czarnoksiężnicy, żeby tego dokonać, to podejrzewam, że w każdy z tych przypadków było zaangażowane po parę osób. Można też pomyśleć, w jakim celu. Możliwym jest, że mogła zlecić tym złoczyńcom jedna osoba. Jeżeli te zabójstwa są powiązane, a raczej tak jest, to muszą być jakoś związani. A to prowadzi do tego, że najprawdopodobniej mają lidera. W przypadku czarnoksiężników zasady ludowładztwa nie są najlepiej działającymi, raczej potrzebny jest lider, który jest w stanie nad nimi zapanować. - Tutaj wchodził w sferę raczej domysłów. Jednakże jakkolwiek to nie zabrzmi... to w pracy aurorów wyobraźnia miała zastosowanie. Trzeba było zakładać pełne wnioski, stanie w marnym punkcie mogło być większym idiotyzmem niż nawet założenie mało spójnego i logicznego wyobrażenia. - A wówczas byłoby prawdopodobne, że ta osoba chciałaby krwi dla siebie. Dzielenie się nie jest mocną stroną większości złych ludzi, więc wątpiłbym, że ta krew przeznaczona byłaby dla całego ugrupowania. Zapewne wszystkie "zbiory" były przeznaczone dla człowieka, który przewodzi ugrupowaniu. O ile to jest człowiek.
Może się okazać, że wszystkie jego domysły są błędne. Jednak starał się wyciągnąć z tych skąpych informacji tyle, ile się da. I tak najpewniej Sherlock Holmes śmieje się z tego, gdyż sam zapewne już by odkrył całą sprawę. No ale nic! Tutaj urwał, czekając na reakcję Sophii na jego słowa.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]09.07.17 2:05
Sophia naprawdę czuła niepokój. Zbyt wiele się działo. Zaledwie kilka miesięcy temu zginęli jej rodzice, przez co rzuciła się w wir pracy, woląc skupić się na próbach bycia dobrym aurorem niż na prywatnych tragediach. Ale nowy rok przyniósł jeszcze więcej dziwnych zdarzeń. Niepokojące referendum i nieprzyjemne reformy, godzące w część magicznego społeczeństwa. Tajemnicze zgony dotykające czarodziejów i mugoli. Bezgłowe ciała. Martwe jednorożce ze śladami po upuszczaniu krwi, za to nie pozbawione cennych rogów i włosów. Gdyby chodziło o zwykłą chęć wzbogacenia się, wystarczyło dokonać kradzieży włosia bez zabijania stworzeń. Na ogonie i grzywie jednorożca z pewnością można byłoby zarobić niezłą sumkę, a jednak ktoś zostawił taki skarb i wziął tylko krew, co nasuwało spostrzeżenie, że nie dokonał tego zwykły, podrzędny opryszek. Sophia wiedziała, że krew jednorożca bywa użytkowana w alchemii, ale jej pozyskanie również nie wymagało ryzykowania klątwy. Musiało więc kryć się za tym coś więcej. Coś, co na ten moment nie do końca mieściło się w jej głowie.
Wysłuchała wniosków drugiego aurora. Miał rację, mówiąc, że to przeczyło logice i nie przynosiło korzyści. W każdym razie, nie w takim zwykłym, namacalnym wymiarze, a i innego nie potrafiła i nie chciała sobie wyobrażać. Nikt rozsądny by tego nie zrobił. Trudno byłoby też uwierzyć, że do wszystkich śmierci jednorożców doszło z rąk jednej osoby. Zabicie jednego wydawało się potworne, a co dopiero kilku, i to w różnych rezerwatach chroniących te stworzenia? I jak to się stało, że nikt niczego nie zauważył? Rezerwaty nie były zupełnie pozostawione same sobie. A w Hogwarcie... Nie tak łatwo było dostać się na teren szkoły i otaczających ją błoni i lasu. Były obłożone silnymi zaklęciami, a w samym lesie podobno roiło się od niebezpiecznych stworzeń. Nie bez powodu uczniom nie wolno było tam wchodzić, choć oczywiście Sophii w czasach nauki zdarzało się łamać ten zakaz. Nigdy jednak nie zapuściła się tak daleko, by napotkać jednorożca czy jakieś groźniejsze stworzenie. Miała wtedy więcej szczęścia niż rozumu.
- Nie widzę żadnej potencjalnej korzyści, tym bardziej, że nawet nie zabrano rogu i włosów. Tylko krew. Do jego zabicia użyto czarnej magii, o czym świadczą odkryte obrażenia. – A to nasuwało oczywiste wnioski: czarnej magii używały tylko najgorsze szumowiny. Nikt, kto po nią sięgał nie mógł mieć dobrych zamiarów. A jeśli ktoś używał jej do zabicia jednorożca... Sophia wzdrygnęła się na myśl o tym, że ten zwyrodnialec wciąż chodził po wolności, i skoro poważył się na taki czyn, poważy się też na inne. W końcu czy dla takich ludzi istniały jakiekolwiek granice i zahamowania? – To jakiś fanatyk. Entuzjasta czarnej magii, który łudzi się, że krew jednorożca zapewni mu potęgę. Pozbawiony wszelkich zahamowań, być może przekonany, że warto zaryzykować klątwę. Może nie mający niczego do stracenia – mówiła, przelotnie rozglądając się po otoczeniu. A potem znowu na niego spojrzała. – I może masz rację, że jest ich więcej, że istnieje cała grupa fanatyków, którzy postanowili zdobyć krew jednorożców. Obecne nastroje wydają się sprzyjać radykalnym postawom... a te mogą rodzić chęć sięgnięcia po czarnomagiczne rytuały. Bo do czego innego mogłaby posłużyć krew jednorożców zabitych za pomocą klątw? Na pewno nie do zwykłych, nieszkodliwych eliksirów.
Urwała na moment, zastanawiając się nad tą teorią. Być może gdzieś rzeczywiście istniało ukryte stowarzyszenie przeprowadzające krwawe, czarnomagiczne rytuały z użyciem krwi jednorożców. Na samą tą myśl się wzdrygnęła, ale nie mogła też wykluczyć innej sugestii Selwyna – że taka grupa mogła mieć lidera. Kogoś, kto prowadził za sobą pozostałych.
- Cóż... Jest to możliwe. Tak czy inaczej, wydaje mi się, że teraz, kiedy już mamy za sobą podstawowe oględziny, powinniśmy skonsultować naszą sprawę z aurorami prowadzącymi inne śledztwa dotyczące martwych jednorożców – powiedziała po chwili. – I musimy koniecznie ustalić, co stało się z zaginionym okazem. Czy ponowne przeszukanie obszaru wykazało coś nowego? – Sophia pamiętała, że obszar rezerwatu był już przetrząsany bezpośrednio po zauważeniu zniknięcia jednorożca. Ale mimo to na jednym przeszukaniu zakończonym niepowodzeniem miało się nie kończyć; pracownicy rezerwatu mieli zwiększyć obszar poszukiwań w celu odnalezienia jakichkolwiek śladów.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]09.07.17 23:09
Nie było co liczyć na natychmiastową poprawę. Chyba fakt, że lord Selwyn dość trudno przywiązywał się do ludzi zaczął się przydawać. Nie żył w takim strachu, chociaż ostatnie wydarzenia go przerażały. I tak najbardziej przerażało go pojawienie się antymugolskiej policji. Nie była zagrożeniem dla niego, ale... ci ludzie nie zasługiwali na utrudnianie życia tylko dlatego, że nie urodzili się czystokrwiści. Jakby już te tajemnicze zgony i inne budzące niepokój sprawy. To mroziło krew w żyłach.
Zdawał sobie sprawę z tego, że dokonanie tego nie było trudne. I tak najbardziej go zaskoczyły zniknięcia w Zakazanym Lesie. Było to niebezpieczne miejsce, oraz obłożone było wraz z Hogwartem bardzo silnymi zaklęciami. Kto mógł tego się dopuścić...? Był pewny, że nie byli to słabi czarodzieje. Zwłaszcza, że w Zakazanym Lesie było łatwo zginąć, jeśli było sie nieuważnym. Sam niegdyś zapuścił się kilkakrotnie na te tereny, ale nie zapuszczał się zbyt głęboko. Jednak jeśli na miejscu czarnoksiężników miałby polować na jednorożce, to nie robiłby tego sam. Zwłaszcza w takim miejscu, jak Zakazany Las.
- Zakładam, że oprócz tego ktoś pozbawiony podstawowej pokory. Braku pokory, który objawiałby się przez niezgadzanie się z losem, który spotka każdego człowieka. Mam na myśli śmierć. - odparł spokojnie. Jeśli chodziło o używanie czarnej magii, to tylko zwiększało prawdopodobieństwo najgorszego. Co prawda to, że czarodziej nie używał czarnej magii, nie znaczyło, że jej użyć nie potrafił. Jednak dobry czarodziej nawet nie myślałby nad zamordowaniem jednorożca. Niestety nie każdy objął ścieżkę prawości. - Niekoniecznie takowa grupa mogłaby zajmować się wyłącznie mordowaniem jednorożców. Mogliby mieć... znacznie większe pole zainteresowań.
Nawet jego ta perspektywa przerażała, co mogli tacy ludzie robić z krwią tych stworzeń. Jednak nie czuł strachu przed samym myśleniem o tym. Priorytetem i tak było dowiedzenie się, kto nakazał te ataki. Miał jakieś niemiłe przeczucie, że to ma związek z innymi nieprzyjemnymi rzeczami, które się działy w przeciągu ostatnich miesięcy.
- Nie słyszałem o tym, żeby ostatni ogląd coś okazał. Jednak możliwe, że dość niedawno odkryto coś nowego. Miałbym nadzieję, że jednak tak. - odrzekł spokojnie, głębiej się zastanawiając. Informacje były skąpe, nie mówiły również jak złapać tego, kto tego dokonał. - Mam nadzieję, że jak skonsultujemy to z innymi aurorami to dojdziemy do bardziej odkrywczych wniosków.
Jednak nadzieja matką głupich i równie dobrze będą ciągle stali w martwym punkcie. A to nie zwiastowało niczego dobrego. Jedyną nadzieją póki co było to, że ludzie odpowiedzialni za rezerwaty odkryli coś nowego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]10.07.17 0:16
Sophię także przerażało to wszystko. Nigdy nie była uprzedzona do mugoli ani mugolaków, uważała powołanie antymugolskich służb za całkowicie bezsensowne, jako że mugolacy byli normalnymi członkami społeczeństwa i wcale nie stanowili większego zagrożenia niż wszyscy pozostali czarodzieje. Jedyne, co ich różniło, to to, że urodzili się wśród mugoli, ale nie brakowało ludzi, dla których już to było podstawą do dyskryminacji. Nie podobały jej się nowe reformy i była im całkowicie przeciwna, ale miała dość rozsądku, by siedzieć cicho i nie wypowiadać odważnych poglądów na głos w pracy, miejscach publicznych czy przy ludziach, których nie znała i co do których nie mogła być pewna, że są godni zaufania.
Niektórym najwyraźniej nie wystarczało też samo mówienie o nietolerancji i posuwali się dalej, do aktów przemocy, takich jak te, które w marcu wstrząsnęły Biurem Aurorów. Bo czym innym mogły być znalezione ciała mugoli, jak nie wyjątkowo skrajnym aktem nienawiści, graniem na nosie ministerstwu, które dreptało w kółko, nie mogąc (a może w niektórych przypadkach, nie chcąc?) ustalić sprawców?
Zastanawiał ją motyw zabijania jednorożców oraz to, co więcej mogło się za tym kryć. Przez ten czyn przemawiała niesłychana buta sprawcy lub sprawców, którzy próbowali zademonstrować, że nie istnieją granice zła, których nie można przekroczyć. Może to, co chcieli zdobyć, w jakiś pokrętny sposób było dla nich warte narażenia się na działanie klątwy. Potęga, władza, nieśmiertelność... W dziejach magicznego społeczeństwa nie brakowało głupców, którzy byli gotowi zdobyć je za wszelką cenę. Czyżby i teraz mieli do czynienia z czymś podobnym? Na samą myśl się wzdrygnęła, ani trochę jej się to nie spodobało.
- Cóż, samo zabicie jednorożca jest oznaką niezwykłej pewności siebie i braku strachu przed konsekwencjami. Najwyraźniej ten ktoś uznał, że mimo wszystko... mu się to opłaca – powiedziała ostrożnie, z namysłem, ale nie bez niechęci malującej się na jej twarzy. W tej sprawie wciąż było wiele niewiadomych, poruszali się po grząskim obszarze spekulacji i rozważań. Nie wiadomo było, czy w ogóle byli bliscy prawdy, czy może zupełnie błądzili i opacznie zinterpretowali motywy, które mogły kierować sprawcą. Ostatecznie Sophia nie zetknęła się z czymś podobnym, więc była jak dziecko we mgle, ale bardzo chciała się przydać, nawet jeśli sprawa okaże się znacznie bardziej skomplikowana. Kto wie, może nigdy nie odnajdą tego zwyrodnialca?
- Więc myślisz... Że to może mieć jakiś związek... Z innymi sprawami? Tymi, które wydarzyły się w podobnym czasie lub tylko częścią z nich? – Zaczęła się nad tym zastanawiać; jeśli gdzieś istniała grupka czarodziejów zabijających jednorożce dla krwi, było całkiem możliwe, że przynajmniej kilka z dziwnych spraw było w jakiś sposób z tym powiązanych, zwłaszcza biorąc pod uwagę czas, w którym to wszystko się wydarzyło – na ten moment to był główny łącznik, który przychodził jej na myśl. Choć to była na ten moment teoria dość grubymi nićmi szyta. Póki nie znajdą się żadne pewne dowody, jakiekolwiek rozważania na temat powiązań były tylko rozważaniami, niekiedy zakrawającymi niemal o teorie spiskowe.
- Więc powinniśmy się z nimi skontaktować lub złożyć kolejną wizytę w zarządzie rezerwatu. Od odkrycia zaginięcia minęło trochę czasu, więc pozostaje nam liczyć, że może już coś wiedzą. Raczej trudno byłoby tak po prostu zgubić jednorożca, zwłaszcza w obecnych okolicznościach. – Rezerwaty na pewno bardzo pilnowały teraz swoich podopiecznych. Sophia była jednak pełna obaw co do tego, bo chyba już nie wierzyła, że zaginiony okaz odnajdzie się żywy. Być może również padł ofiarą tej samej osoby, co poprzedni... Lub kogoś innego, ale również powiązanego z całą sprawą.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]10.07.17 22:24
On sam także nie był uprzedzony do mugoli i mugolaków. Niejedna osoba by rzekła, że powinien, ze względu na swój status krwi... ale z pieśnią na ustach miał to głęboko w ciemnym miejscu, gdzie słońce nie dochodziło. Pomijając fakt, że właściwie Willy Wonka miał kręćka na punkcie mugoli. Jednak niestety nie wszyscy byli tacy tolerancyjni, właściwie wśród szlachty to dość powszechne było, że mugoli się nienawidziło. Prawdopodobnie rody Avery i Black się cieszą niezmiernie na ostatnie zdarzenia sprzyjające agresji wobec niemagicznych ludzi.
Cóż rzec i cóż powiedzieć - raczej władza i potęga kusiły. Nie każdy był człowiekiem dobrym i prawym. A ludzi odpowiedzialnych za to zamieszanie z jednorożcami na pewno nie można oskarżać o te cechy. Jednak celem osób takich jak on i Sophia było sprawienie takim szumowinom dożywotnich wakacji w pięknej, zabytkowej wieży z niezawodnymi ochroniarzami. Tak, mówimy tu o Azkabanie.
- O ile od rabusiów kradnących tylko sakiewki można oczekiwać jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego, to... to szukanie go u osób dokonujących takich czynów jest bezowocne. - odparł spokojnie, jednak w jego głosie na próżno szukać jakichkolwiek emocji. Nawet na próżno szukać było obrzydzenia. Nie odczuwał nawet teraz chęci, żeby okazać prawdziwe emocje. On sam ufał swojemu łączeniu faktów i domyślności, jednak brał pod uwagę własną omylność. Nie był ignorantem, tak mimo wszystko.
- Podejrzewam, że tak może być. Nie wykluczam też, że to może być wyspecjalizowana grupa. Aczkolwiek... jest całkiem możliwe, że zamordowanie tych jednorożców było jedynie "pomniejszym" działaniem. - odrzekł po chwili zamyślenia, unosząc lekko swe szlacheckie lico i patrząc w niebo. Tak, były to teorie grubymi nićmi szyte. Jednakże wyjaśnić jego podejście mogły następne słowa: - Posłuchajże, panno Carter. Czasami do dyspozycji będziesz miała jedynie swój instynkt, przeczucie i domysły na podstawie bardzo skąpych informacji. I z pewnością trafi ci się sytuacja, gdzie do dyspozycji będziesz mieć jedynie intuicję. A czasami to jest jedyna rzecz, jakiej możesz chociażby po części zaufać.
William naprawdę był człowiekiem, który opierał się w sporej mierze i logice; ostatecznie każdy, kto z nim pracował mógł to stwierdzić. Jednak William nie umniejszał roli bardziej... prymitywnych czynników. Czasami należało działać instynktownie, bo myślenie przez długi czas bywało strzałem w stopę. Nierzadko trzeba było ryzykować. Jednakże cała praca aurora była jednym, wielkim ryzykiem. I każdy rozsądny czarodziej w tejże branży powinien zdawać sobie z tego sprawę, chcąc nie chcąc.
- Złożenie im wizyty być może okaże się dobrym pomysłem. Zawsze wypada sprawdzić. - Delikatnie przytaknął, zastanawiając się. On wyjątkowo wątpił w możliwość odnalezienia okazu żywego. Był realistą, toteż wolał nie pokładać płonnych nadziei. - Zrozum moje słowa jak chcesz, ale ważniejsze jest odkrycie sprawców niż samo odnalezienie jednorożca. Jest wysoce prawdopodobne, że okaz jest martwy. Nie uznam jednakże nic za stracone, jeśli uda się odkryć mechanizmy kierujące tym.
Był wrażliwy na los innych ludzi, a także zwierząt. Jednakże na tym stworzeniu nie zależało mu nawet trochę tak jak na odkryciu spisku i możliwe potwierdzenie swoich teorii. Ewentualnie ich zaprzeczenie. Różne rzeczy mogą w praniu wyjść.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]11.07.17 16:04
Sophia w dzieciństwie dość żywo interesowała się mugolami, a nawet spędzała czas na zabawach z mugolskimi dziećmi. Nie miało wtedy znaczenia, że one nigdy nie pójdą do Hogwartu i że będzie musiała je okłamać, mówiąc, że rodzice wysyłają ją do szkoły z internatem. Ważne było to, że wszyscy dobrze się bawili, a opowieści Sophii zawsze robiły na nich wrażenie, choć rzecz jasna uważali po prostu, że ma bujną wyobraźnię. W dzieciństwie zaskakująco łatwo było egzystować na styku dwóch światów, ale później, za sprawą Hogwartu, późniejszego dwuletniego wyjazdu oraz kursu aurorskiego i pracy, dawno przestała być na bieżąco z postępem, nie mówiąc o utracie dawnych niemagicznych znajomości, z których niemal żadna nie przetrwała próby czasu. Byłoby dla niej tym bardziej zaskakujące, że przedstawiciel szlacheckiego rodu bardziej orientował się w niektórych sprawach niż ona, czarownica zaledwie półkrwi.
Skinęła ponuro głową; nie było sensu doszukiwać się jakiejkolwiek moralności u ludzi, którzy dopuszczali się takich czynów. Trudno było jej też całkowicie ukryć wyraz odrazy i niechęci; nie panowała nad mimiką twarzy i emocjami tak dobrze, jak jej towarzysz; emocje Selwyna wydawały się skryte za pozbawioną wyrazu maską, z której nie potrafiła nic odczytać.
Miał też rację, mówiąc, że czasami będzie zdana głównie na swój instynkt i domysły. W sprawach, gdzie brakowało twardych, pewnych poszlak i dowodów, często trzeba było kierować się przeczuciami lub rozsądkiem. Te mogły doprowadzić do nowych wniosków, dobrych albo i nie. Ale komu w tych czasach mogłaby zaufać, jeśli nie sobie? Problem w tym, że często nawet do własnej oceny sytuacji miała wątpliwości, ostatecznie brakowało jej lat doświadczeń w zawodzie, które mieli niektórzy starsi aurorzy.
- Wiem. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że nie można ignorować głosu intuicji i lekceważyć nawet ulotnych przeczuć. Ale w Biurze Aurorów będą czekać na konkretne, pewne rezultaty, nie na przeczucia. Nie możemy oddać raportu, pisząc, co nam się wydaje – powiedziała. Nie mogli prowadzić śledztwa bazując tylko na przeczuciach. Na ich podstawie nie będą mogli znaleźć winnego ani doprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości; do tego potrzebowali poszlak. Dowodów. Na ten moment nie mieli tego zbyt wiele; ewidentne ślady użycia czarnej magii i wiedzę, że ten atak na jednorożca nie był jedynym. Zeznania pracowników rezerwatu nie były zbyt konkretne i nie naprowadzały na konkretny ślad, więc na ten moment snuli jedynie teorie na temat sprawcy i jego lub ich możliwych motywów, i mogli próbować zrekonstruować zdarzenie oraz poszukać wspólnych mianowników z innymi podobnymi sprawami.
- Jeśli sprawcy są powiązani, może któryś z nich popełnił jakiś błąd, który pomoże nam złapać konkretny trop – dodała po chwili. Po nitce do kłębka mieliby szansę dotrzeć do czegoś konkretnego. Może jeszcze nie w tym momencie, ale kiedyś... Oby już niedługo, zanim zginą kolejne jednorożce. I kolejni niewinni ludzie, jeśli to miało jakiś związek z tą sprawą, a nawet jeśli nie, należało też ustalić sprawców tamtych incydentów. Sophia wspólnie z innymi aurorami dostała dwie z takich spraw, więc nie była zupełnie pozbawiona wiedzy o tym, jak to wyglądało. Problem w tym, że i tak nie było na razie konkretnych, mocnych poszlak i wyraźnego tropu. Dopiero go szukali, dokonując oględzin miejsc zdarzenia, rozmawiając z krewnymi ofiar i raz za razem przetrząsając akta.
Zacisnęła nieznacznie usta i kopnęła leżącą na ścieżce szyszkę, która pomknęła kilka metrów i wpadła w zarośla.
- To też wiem. Musimy ich znaleźć. Nawet jeśli ten okaz najprawdopodobniej jest martwy, wciąż można spróbować uratować inne przed podobnym losem. Dlatego... potrzebujemy dowodów. Czegoś konkretnego, co mogłoby potwierdzić lub rozwiać nasze przypuszczenia i wskazać nam dalszą drogę.
W zamyśleniu spojrzała na niego, zastanawiając się, co też kryło się za tą pozbawioną emocji maską.
- Może udamy się tam jutro? Albo... jeszcze dzisiaj. Może wiedzą coś ważnego i sami nie zdają sobie sprawy z tego, że nam może się to przydać – zaproponowała po chwili namysłu.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]12.07.17 3:21
W dzieciństwie jedynie czuł niemą fascynację; nie mógł sobie pozwalać na żywe interesowanie się mugolami. Nawet mimo względnie tolerancyjnej postawy potomków Wendeliny Dziwacznej. Jednakże... im bardziej dorastał, tym bardziej czuł coraz większą fascynację. Dzięki swojej ciekawości i tak miał bardzo dużą wiedzę o mugolach jak na czarodzieja. I nawet miał mugolskie znajomości! Nie dużo, nawet nie były jakoś szczególnie zażyłe. Ale... z drugiej strony, to też nie mógł sobie pozwalać na przesadne lawirowanie wśród mugoli. Mimo wszystko dbał, aby niepożądane osoby nie wiedziały o jego zapędach. I jestem bardziej niż pewny, że bardziej by ją zaskoczył fakt zaczarowywania mugolskich przedmiotów! Bo kto by podejrzewał o łamanie przepisów przez szlachcica w akurat TEN konkretny sposób?
Gdy ta okazała odrazę i niechęć, natychmiast napotkała niemożliwe do rozpoznania spojrzenie Selwyna. Wyraz jego chłodnych, niebieskich oczu nie był niepokojący, co raczej... zastanawiający. Wyrażał zrozumienie? A może politowanie? Nikt tego nie był w stanie stwierdzić. Mimo wszystko doskonale opanował ukrywanie swoich emocji, a z pewnych powodów... to właściwie nikt nie znał go aktualnie na tyle, żeby umieć czytać z niego jak z książki. Prędzej on czytał z ludzi i ich słów.
- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę, panno Carter. I także ani ja, ani zapewne pani nie zamierzamy pisać nic takiego w raporcie. Aczkolwiek... czasami ludzie odpowiedzialni za biurokrację oczekują odnalezienia logiki i składu w sytuacjach, gdzie... to bynajmniej nie jest proste. - odparł spokojnie, zamyślając się delikatnie. On sam był osobą działającą jak tylko to możliwe logicznie. Jednak znalezienie niezbitych poszlak w takiej... dość trudnej sytuacji było znacznie łatwiejsze do planowania, niż do uczynienia. Gdy ta dalej mówiła, delikatnie się zamyślił.
Słuchał spokojnie jej słów aż do potwierdzeń jego myśli odnośnie szukania okazów. Okazał lekko teatralne zamyślenie, wyłapując jej spojrzenie skupione na nim. Odetchnął również w również nieco teatralnym geście. Gdy ta wydała propozycję pójścia tam ponownie, spojrzał delikatnie w górę. Zmrużył nieznacznie oczy, po czym odparł.
- Uważam, że powinniśmy jak najbardziej skierować się tam ponownie. I... faktycznie. Opieszałość naszym wrogiem, a przeciąganie tego może na nas się tylko i wyłącznie zemścić. - zakończył swe słowa, ponownie popadając w stan lekkiego raczej zamyślenia. Oby te zapewne płonne nadzieje okazały się choć trochę prawdziwe, bo Will nie lubił stania w martwym punkcie. No, przynajmniej nie za długo. Ostatecznie rozwiązywanie zagadek dawało trochę... frajdy. - Warto jednakże też innym razem zwrócić uwagę Biura na inne miejsca. Z pewnych przyczyn myślałbym o skupieniu się bardziej na rezerwacie Parkinsonów.
Sophia mogła się domyślać dlaczego, a może nie. Jednak... brał pod uwagę, że do porwania tam jednorożca mogło dojść za "przyzwoleniem" owego rodu. Mogło to mieć sens, jeśli iść dalej teoriami, że sprawcy tych zabójstw jednorożców są odpowiedzialni również za inne świństwa. A tu mam na myśli wszelkie okropieństwa wymierzane w stronę mugoli i mugolaków. Patrząc na antymugolskie zapędy Parkinsonów... mogło to mieć jakieś prawdopodobieństwo sprawdzenia się.
- A jeśli zamierzamy tam iść, to raczej nie zamierzamy zbyt na to czekać? Rzecz jasna? - zadane pytanie było czysto retoryczne. On sam zamierzał się tym zająć jak najszybciej. Jednak miał zamiar wziąć pod uwagę to, co zamierza zrobić Carter. Jeśli zamierzała odczekać nieco czasu... niech i tak będzie. Byle nie długo.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]12.07.17 17:07
W obecnych czasach podobne zamiłowania niewątpliwie budziły kontrowersje, być może nawet większe niż jeszcze parę lat temu. Sophia miała wrażenie, że teraz liczba czarodziejów zainteresowanych światem mugoli może się zmniejszyć, lub przynajmniej będą się bardziej ukrywać z niewygodnymi dla niektórych poglądami. Nie mogła się im dziwić, duża ilość tajemniczych marcowych zgonów budziła lęk i niepokój, podobnie jak zmiany w ministerstwie i nowe zasady godzące w mugolaków. Dlatego też nie mogła w tym momencie żałować dawnych znajomości z dzieciństwa – tym mugolom bezpieczniej będzie z dala od magicznego świata i czarodziejów.
- Cóż... Coś powinniśmy w końcu przedstawić. Na ten moment nie mamy zbyt wiele poza raportem z oględzin rezerwatu i zapisami z rozmów z pracownikami. I oczywiście, są też inne sprawy... – mruknęła. Trudno było o wiarygodnych świadków, skoro rezerwat zajmował sporą przestrzeń i pracownicy nie obserwowali każdego zakamarka przez cały czas. Stosunkowo łatwo byłoby się tam wkraść, osaczyć jakiegoś samotnego jednorożca i zniknąć, zanim ktoś dotrze w to miejsce. Już prędzej przy sprawach zabitych mugoli i czarodziejów można było liczyć na dokładniejszy materiał, na zeznania krewnych, znajomych bądź jakichś świadków, którzy byli w okolicy. A tutaj? Cóż, jednorożce raczej nie opowiedzą im o tym, co widziały. Dlatego też akta były irytująco skąpe w szczegóły i dowody; stąd pomysł Sophii, by odwiedzić rezerwat kolejny raz, w nadziei, że może ktoś sobie coś przypomniał, albo że znaleziono jeszcze coś, co przeoczono za pierwszym razem.
- Nie ma sensu tego odwlekać. Jeśli jeszcze tego nie zrobiono, to lepiej zarządzić nowe przeszukanie obszaru zanim deszcze doszczętnie zmyją wszelkie pozostałości śladów. Jeśli jeszcze jakieś zostały... – zaproponowała. Przy kapryśnej, deszczowej aurze pozostałe na zewnątrz dowody szybko i łatwo ulegały zniszczeniu. I tak istniały dużo mniejsze szanse na jakieś wyraźne ślady. Ale może jakiś zgubiony przedmiot należący do sprawcy? Lub ślady zaginionego jednorożca? Nawet jeśli nie było nic, Sophia wolała czuć, że coś robi, zamiast tylko dyskutować lub wertować akta.
- W rezerwacie Parkinsonów też doszło do paru zgonów jednorożców – zauważyła. Chociaż z reguły nie ufała szlacheckim rodom, przynajmniej nie tym konserwatywnym, znanym z niechęci do nieczystej krwi, trudno było uwierzyć, że mogliby mieć coś wspólnego z zabijaniem własnych cennych podopiecznych. – W każdym znanym mi miejscu występowania jednorożców na terenie kraju doszło do podobnego zdarzenia lub zdarzeń. Może sprawcom było wszystko jedno, skąd pochodzą jednorożce, byle tylko zdobyć ich krew i uniknąć wykrycia. Ale możemy porozmawiać z aurorami, którzy prowadzą sprawy z rezerwatu Parkinsonów. Może powiedzą nam coś ciekawego.
Znowu się zamyśliła. Tak czy inaczej musieli to zrobić – porozmawiać z innymi aurorami prowadzącymi podobne sprawy. Może mieli jakieś konkretniejsze wnioski lub poszlaki?
- Skoro tak, to możemy deportować się tam choćby zaraz. Jestem gotowa – oznajmiła, gdy auror zgodził się, że należy to zrobić jak najszybciej. Nie stanowiło dla niej żadnego problemu przeniesienie się tam bezpośrednio z tego miejsca. Pora wciąż była na tyle wczesna, że mieli dość czasu, aby porozmawiać z pracownikami i zapytać ich o drugie przeszukanie.
Spojrzała na aurora znacząco, gotowa zdeportować się, gdy tylko potwierdzi swoją gotowość i zamiary.



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]13.07.17 22:45
Kontrowersje... w przypadku osób o szlacheckim urodzeniu raczej oburzenie, szok i pogardę. Sama wiedza o mugolach uchodziła za źle świadczącą o osobie, która ją posiadała. Na szczęście umiał nie dać tego po sobie poznać. Jedyną oznaką był właściwie fakt, że łatwiej było go spotkać w mugolskim Londynie od większości ludzi szlachetnie urodzonych, no... chyba, że liczymy Weasleyów. Oni raczej mają mniejsze opory przed pojawianiem się w takich miejscach. A odnośnie bezpieczeństwa mugoli... hm. Tych których znał próbował jakoś subtelnie przekonać do wyjazdu za granicę. Jednakże czy to przyniesie skutki czy nie, to pokaże czas.
- Oczywiście, powinniśmy przedstawić. Jednakże jest tylko pewna szansa, że ponowne oględziny dadzą jakieś przydatne rezultaty. Jednakże... spróbować musimy. - odetchnął w nieco teatralnym geście. Co prawda jakby nie patrzeć bardziej obchodził go los ludzi niż jednorożców, jednakże i tak nie była to sprawa, którą należało zignorować. Mimo wszystko chciał zwalczać przemoc w każdej postaci. Tutaj jednak było sporo problemów. A osoba odpowiedzialna za to nieźle zagrała im na nosie, gdyż dojście do sprawcy było znacząco utrudnione. Delikatnie mówiąc.
- Możemy mieć tylko nadzieję, że dowody się zachowały nienaruszone. Aczkolwiek ponoć mawiają, że nadzieja matką głupich. - odrzekł jak zwykle obojętnym tonem. On sam na pewno nie miał podejścia jak Sophia, żeby coś robić po to, by to robić. Dlatego będzie w pewien sposób sfrustrowany, jak jedyne co on odkryje, to absolutne nic. Jednak zgodziłby się w tym, że ciągłe wertowanie akt i omawianie omówionych już rzeczy nie miało większego sensu.
- Jakoś nie było przebłysków, że zapanowała moda na mordowanie jednorożców w półświatku. A poza tym przy bardziej owocnych przedsięwzięciach raczej ludzie są skłonni dokonać czegoś w różnych miejscach. Zwłaszcza, że jednorożce nie odróżniają się właściwościami w zależności od miejsca zamieszkania. Dlatego to oczywiste, że im było wszystko jedno w tejże kwestii. Pragnęli krwi jednorożców. A odnośnie do tego; zamordowanie większej liczby tych stworzeń w jednym miejscu nie jest czymś szczególnie łatwym. Zwłaszcza, że przy większej rzezi szansa popełnienia błędu byłaby dużo większa. A porwanie większej ilości jednorożców nie jest takie znowu proste. - skomentował słowa Carter, patrząc w innym kierunku niż na nią. On sam podejrzewał Parkinsonów z swoistego powodu. Był to typowy ród nienawidzący mugoli, a jeśli śmierci jednorożców były powiązane z innymi wydarzeniami ostatnio... wówczas ci mogli dać poniekąd "przyzwolenie" na to. A to byłoby nicią do kłębka.
- Jestem jak najbardziej gotowy, żeby deportować się w to miejsce w tym momencie. Zatem raczej nie powinniśmy tracić czasu.
Jednak były spore szanse, że nie uda im się znaleźć nic konkretnego. Minęło... dość sporo czasu. Trochę za dużo. Oby nie okazało się, że to ma się na nich zemścić.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Dróżka na skraju lasu [odnośnik]14.07.17 1:24
Bez względu na trudności i nietypowość sprawy należało się nią zająć. Zwłaszcza jeśli istniał choć cień podejrzenia, że mogła mieć związek z innymi sprawami. Aurorzy zwykle nie zajmowali się sprawami dotyczącymi zwierząt, chyba że w grę wchodziła czarna magia – a tak było w tym przypadku, więc musiano wezwać aurorów. W dodatku sam fakt, że ten ktoś, kimkolwiek był, dokonał czegoś, co dla większości czarodziejów, przynajmniej tym, którzy pamiętali cokolwiek z zajęć o magicznych stworzeniach, wydawało się niemal niewyobrażalne – zabił jednorożca.
- Cóż... Nawet jeśli nic nie znajdziemy, zawsze lepsze to, niż stanie w miejscu – zauważyła. Oczywiście, że istniało spore prawdopodobieństwo, że nie znajdą niczego. Mimo to należało podjąć próbę. Czasami nawet coś bardzo niepozornego potrafiło rzucić nowe światło na sprawę, lub nawet zmienić bieg śledztwa. Oczywiście nie były to częste przypadki, ale... zdarzały się. Więc w obliczu tego, jak niewiele materiału zgromadzili do tej pory, lepsze było takie działanie niż żadne. Może akurat coś sprawi, że już przestaną dreptać w kółko i dowiedzą się czegoś konkretnego. Kilka wniosków na pewno już mieli – należało jednak zweryfikować ich prawdziwość i odrzucić te, które okażą się błędne. Na ten moment do Sophii najmocniej przemawiała teoria o istnieniu powiązania między zgonami jednorożców i możliwości, że za ich zabicie odpowiadała więcej niż jedna osoba, a większa grupa czarodziejów, którzy z jakiegoś powodu pragnęli krwi tych stworzeń. Jeśli znajdą coś konkretnego, być może dowiedzą się, kto był za to odpowiedzialny. Pytanie tylko, kiedy do tego dojdzie?
Oczywiście, mogła istnieć możliwość, że któryś ze sprawców miał kontakty w rezerwatach jednorożców, ale to też należało sprawdzić; póki co Sophia odnosiła się do takiej teorii ze sporą dozą dystansu. Może po prostu wciąż była zbyt ufna, za bardzo chciała wierzyć w to, że ludzie, którzy opiekowali się tymi stworzeniami, nie pomagali sprawcom w dostaniu się do nich?
- Więc tym bardziej jeszcze raz porozmawiajmy z pracownikami, zwłaszcza tymi, którzy byli w pracy w tamtych dniach. Może coś w ich zachowaniu lub słowach nas zainteresuje – zgodziła się.
Gdy przytaknął na jej ostatnie słowa dotyczące teleportacji, skinęła głową i po chwili obróciła się, myśląc o miejscu, w którym nie tak dawno aportowali się podczas pierwszej wizyty w rezerwacie. Zniknęła, a po chwili leśna ścieżka stała się równie spokojna jak przed pojawieniem się aurorów.

| zt. x 2



Ne­ver fear
sha­dows, for
sha­dows on­ly
mean the­re is
a light shi­ning
so­mewhe­re near by.

Sophia Carter
Sophia Carter
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Świat nie jest czarno-biały. Jest szary i pomieszany.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3633-sophia-carter https://www.morsmordre.net/t3648-listy-do-sophii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3765-skrytka-bankowa-nr-925 https://www.morsmordre.net/t3647-sophia-carter

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Dróżka na skraju lasu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach