Wydarzenia


Ekipa forum
Ganek
AutorWiadomość
Ganek [odnośnik]14.04.17 14:08

Ganek

Urządzony przez Ulyanę tuż po wprowadzeniu się do domu - wykorzystała jego potencjał, aranżując przestrzeń i w późniejszych latach przesiadując tu bardzo często, dlatego kojarzony jest głównie z wilą. Przyjemny szczególnie późną wiosną i latem - jeśli pogoda sprzyja, a gościem Yvette jest zaledwie jedna osoba, zazwyczaj rozmawiają właśnie tutaj, przy niewielkim stoliku, w akompaniamencie śpiewu ptaków oraz szumu drzew.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]02.08.17 16:59
24 kwietnia.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy niewiele czasu spędzała z rodziną. Wydawało się, że zatracała się w spotkaniach z nieznajomymi klientami, wędrowała bez celu w samotności, zadawała się z nieszkodliwymi byłymi kolegami z Hogwartu. Balansowała idealnie na granicy kontaktów i urwanych wiadomości. Nie chciała aby cztery ściany jej małego apartamentu zamknęły się wokół niej, ale obawiała się też za bardzo wystawiać. Nie przyznałaby się przed samą sobą, co się kryło za jej nieochoczym podejściem do ponownego połączenia się z najbliższymi. Najpewniej nie chciała dopuścić do tego, by jej wyobrażenie rzeczywistości spotkało się z prawdą. Nie chodziło tylko o ostatnie pół roku, tylko o wiele dłuższy okres czasu sięgający jej wyjazdu — ucieczki! — do Francji, a może dłużej. Co by ojciec i reszta rodziny powiedzieli na jej pasję do wytwarzania amuletów? Czy Jayden spojrzałby jeszcze kiedykolwiek jej w oczy, gdyby dowiedział się o jej fascynacji czarną magią? Nie była już dzieckiem, czasy kiedy wystarczyło udawać niewinną, przeprosić i wrócić do zabawy lalkami dawno minęły. Nie tylko ona dorosła, świat wokół niej też. Nie było wspólnych świąt, tańców przy choince, plotek, pożyczanych książek, hodowanych wspólnie kwiatów. Kiedy zaczynała życie, każda osoba, którą znała była czystą kartą. Teraz nie było już bieli; co najwyżej szarość, szarość pokryta plamami...
Ściskała kurczowo w palcach małe, bogato zdobione pudełeczko. W pewnym sensie nie okłamała Yvette, pisząc w liście, że miała dla niej pamiątkę z obcego kraju. Amulet rzeczywiście został tam wykonany, ale to Pandora była twórcą tej ozdoby. Z trochę gorzką świadomością spoglądała na prezent — czy do tego się sprowadzała ich znajomość? Młoda wiedźma naprawdę liczyła na to, że błyskotka kupi jej wybaczenie kuzynki? Nie była naiwna, powoli odzyskiwała swoją utraconą siłę, a mimo to powrót do Blythburgh przenosił ją w czasie i zamieniał z powrotem w małą dziewczynkę. Był to niegdyś jej drugi dom, a jednak wszędzie czuła się obco. Jak intruz, złodziej, wolny ptak, który gdzieś zapodział swoje miejsce w świecie. Jeszcze przed tym jak opuściła mieszkanie, walczyła z dwoma uczuciami. Była podekscytowana, naprawdę tęskniła za Yvette, ale nie była na tyle silna żeby czuć się pewnie z podjętą decyzją. Nie mogła sama nosić tego brzemienia, dłużej kryć prawdy. Nie była pewna, co się z nią stanie jeśli ojciec dowie się o amuletach, miała nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Wszelkie wahanie opuściło jej serce, jak tylko jej oczy ujrzały tak dobrze znaną posiadłość. Zdawało jej się — choć tylko przez krótki moment — iż w oknie widzi je obie, Ulyanę i Celeste, jak uśmiechają się i chowają się za firanką, by zaraz wyjść jej na przeciw. Oczywiście, to tylko figiel, który umysł postanowił jej spłatać. Jedna z nich była zaginiona, druga nie mogła być już nigdy odnaleziona. Odruchowo chciała poprawić kapelusz w nerwowym geście, jej dłoń spotkała się jednak z powietrzem. Przypomniała sobie, że dziś postarała się wyglądać nieco bardziej jak dama, a przynajmniej panienka z dobrego rodu. W szafie zostawiła swój wygodny, rozciągnięty golf oraz spodnie w paski. Zamiast tego wybrała długą, czarną spódnicę, do tego aksamitna, dopasowana koszula w tym samym kolorze. Usta musnęła szminką w łagodnej odsłonie czerwieni, a na szyi połyskiwał jej naszyjnik z ulubioną konstelacją. Na plecy założyła elegancki płaszcz, podszyty ciepłym futerkiem; planowały przecież spacerować i mogło się zrobić chłodno. Przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby konkurować z kuzynką w kategorii urody, chciała jedynie być dla niej godnym towarzystwem. Pandora lubiła rzeczy piękne, nie zależało jej jednak na noszeniu zdobionych sukien ani na podobaniu się mężczyznom. Być może, raczej, powinna się tym zainteresować, ale dopóki Riordan nie o tym nie wspominał, ignorowała temat, ciesząc się w duchu, że nie jest szlachcianką. Zastanawiała się jak ta sprawa stała u Yvette... Chociaż podczas dzisiejszego spotkania wątpiła, by został poruszony ten temat.
Skończyła wspominanie, po tym jak zlustrowała całą okolicę w porównując zmiany z obrazem, jaki miała w pamięci. Weszła na ganek i cichutko zapukała do drzwi posiadłości. Jak podejrzewała, ktoś musiał ją wcześniej zauważyć wszak spędziła kilka minut na podwórzu, pogrążona we własnych myślach.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]05.08.17 19:35
Na tyle, na ile pozwalały jej aktualne możliwości, starała się wygospodarowywać wystarczająco wiele czasu dla rodziny. Jasne było jednak, że kiedy obowiązki piętrzyły się, a stare sprawy odzywały, by w końcu załatwić je raz, a dobrze, spotkania nie były na rękę. Ostatnie miesiące Yvette była całkowicie pochłonięta alchemią. Zmiana zawodu wiązała się z nakładem ogromnej pracy, nadrabianiem wielu zaległości, przypominaniem sobie informacji, które zagubiły się gdzieś w pamięci przez te kilka lat. Ciężko pracowała, by przejść kurs w szpitalu św. Munga, lecz opłaciło się - od niedawna wykonywała mikstury na zamówienie i póki co nie narzekała na brak klientów. Wszystko układało się powoli i wracało do porządku sprzed kontuzji - choć w innej formie. Przynajmniej dopóki do zmartwień nie dołączyło zaginięcie matki. Teraz starała się szukać informacji wszędzie, co skutkowało odwiedzinami u kolejnych krewnych, którzy z Ulyaną mieli jakikolwiek kontakt. Odzywała się listownie, czasem pojawiała się osobiście, lecz Pandorę, której nie widziała naprawdę dawno, pragnęła widzieć u siebie, by nadać rzeczywistości choć trochę słodszych pozorów, barwiąc ją wspomnieniami sprzed lat. Częściowo oswoiła się z nieobecnością wili w ich domu, lecz ciążąca świadomość wciąż skrywała się z tyłu głowy. Może gdyby Celeste żyła, wszystko potoczyłoby się inaczej? Nie chciała gdybać, lecz podobne teorie same układały się w jej głowie, torując ścieżkę rozpaczy. Dziś, mimo tego, potrzebowała pozytywnych emocji i powtarzała sobie, że smutki nie powinny im dziś towarzyszyć.
Wiedziała o amuletach już od pewnego czasu - relacje Celeste i Ulyany były naprawdę bliskie, tak jak każdej z nich z córkami; nie zdradzała się jednak z tą wiedzą, nie chcąc stawiać kuzynki w niezręcznym położeniu. Domyślała się też, że Pandora woli utrzymać swoje tajemnice w… cóż, tajemnicy. Prawdę powiedziawszy, panna Blythe nie była wcale tak mocno zdziwiona jej nowymi zainteresowaniami. Czarna magia pokątnie trzymała się ich rodziny, choć nikt nie śmiał mówić o tym głośno, nawet w towarzystwie bliskich. Była przekazywana po cichu, tylko w wybranych kręgach, a ona sama nie znajdowała się w ich obrębie - ojciec zajął się biżuterią i nie wiedziała nic o tym, by praktykował zakazane zaklęcia, a nawet jeśli to robił - nie dzielił się z nią podobną wiedzą. Mimo tego przyszła do niej sama, wzbudzając coraz większą ciekawość. Ona również bardzo kryła się ze swoimi ćwiczeniami. Wiedziała jedynie Deirdre - sprawczyni całego zamieszania. Może właśnie dlatego półwila nie czuła potrzeby oceniania Pandory. Cieszyła się, że poszła śladem tej części rodziny.
Dom był tego dnia cichy i spokojny. Lekki wietrzyk, jeszcze dosyć chłodny, targał delikatnie białe firanki, roznosząc po całym domu zapach świeżych kwiatów - jak zawsze, Yvette zadbała o to, by bukiety prezentowały się pięknie w każdym możliwym pomieszczeniu. Cierpliwie czekała, pogrążona w lekturze - kolejny raz książki o astronomii. Musiała uzupełnić braki w tej dziedzinie, dlatego nie marnowała czasu. Pukanie do drzwi przywołało na jej usta mimowolny uśmiech - książka wylądowała niedbale na starej kanapie, by kobieta mogła znaleźć się przed swoją kuzynką.
- Dobrze cię w końcu widzieć, Pandoro - oznajmiła z uśmiechem, pochylając się lekko, by przytulić ją na przywitanie. - Bardzo dobrze wyglądasz - nie widziały się naprawdę długo. Sama miała na sobie jasną, długą sukienkę, a włosy, wyjątkowo - tylko luźno upięte. - Co tam chowasz? - zapytała z autentyczną ciekawością, wprowadzając swoją towarzyszkę do środka i zamykając drzwi. Wszystko czekało już na znajomym ganku, gdzie mogły spokojnie usiąść na wiklinowych fotelach.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]07.08.17 12:13
Trudno jej było wskazać dokładny moment czy dzień, w którym mała dziewczynka o ogromnych orzechowych oczach, wypełnionych przez figlarne ogniki przemieniła się w młodą wiedźmę, ukrytą za tajemniczym uśmiechem i stosem książek. Była takim samym dzieckiem jak wszystkie inne, ciekawskim, radosnym, żwawym. A jednak coś się zmieniło, być może w momencie kiedy nauczyła się mówić i nie musiała być biernym obserwatorem, któremu rzeczy się tylko przydarzają. Gdy opanowała s ł o w a, wraz z nimi przyszło pierwsze krytyczne myślenie. Mogła mieć opinie i preferencje, ponieważ była je w stanie zwerbalizować. Nauka czytania stanowiła naturalną kontynuację i nagle nie potrzebowała już innych dzieci do zabawy, nie musiała walczyć o niczyją uwagę, wystarczyło zaszyć się w miłym kącie domowej biblioteczki i zniknąć. Tak, chyba właśnie wtedy zrozumiała, że nie będzie pełniła roli damy na salonach ani nie zostanie artystką, na której występy przychodziłyby tłumy. Przestała tak dużo mówić, wolała nie zdradzać swoich prawdziwych myśli. Pozwalała ludziom zakładać pewne rzeczy na temat jej osoby, ponieważ byli dla niej, tak naprawdę, obojętni. Na palcach mogła policzyć swoich przyjaciół i tylko wobec nich była szczera. Wliczała się w to droga Yvette, która, co prawda nieco starsza od niej, ale od najmłodszych lat służyła radą oraz stanowiła jej wzór. Mogło to się wydawać nieco dziwne. Jednakże tak jak Celeste i Ulyana znalazły wspólny język, tak samo one dwie pozostawały w bliskich stosunkach. Czy to dlatego, że były między nimi różnice, dziewczęta mogła połączyć przyjaźń, w której nie było rywalizacji ani zazdrości? Być może tak, a może zupełnie nie o to chodziło. Dla Pandory nie miało to znaczenia. Związki międzyludzkie, obyczaje, etykieta należały do innego świata.
Świata, w którym jej kuzynka musiała odnajdywać się doskonale. Młoda wiedźma uśmiechała się spoglądając na dworek — ogród zawsze utrzymany w pełnym harmonii ładzie, subtelne, acz gustowne ozdoby w każdym z pokoi, współgrające ze sobą kolory. Już samo zewnętrze prezentowało się atrakcyjnie; a czy w świecie szlachty to nie pierwsze wrażenia był tak ważne? Starała się temu sprostać, wybierając pudełeczko oraz przygotowując amulet. Prawdę mówiąc, czuła się nieco zawstydzona, a nawet niepewna, jakby była małą uczennicą prezentującą swój pierwszy projekt dla ulubionej nauczycielki. Wiedziała, że na pewno panna Bylthe będzie z nią szczera; gdyby prezent jej się nie spodobał, nie wpłynęłoby to w najmniejszym stopniu na ich relacje. Jednakże w oczach Pandory wszystko musiało wyjść perfekcyjnie, to była jedyna dziedzina, w której mogła błyszczeć czy wręcz się popisywać. Przygotowała coś nieco odmiennego, dbając ze szczególną troską o wygląd amuletu. Czy też raczej... pierścienia.
W ogóle nie podejrzewała, że kuzynka cokolwiek wie na temat jej pasji. Ufała jej, nigdy więc nie podchodziła do niej z podejrzliwością, nie wyszukiwała kłamstw w jej słowach. Jeśli takowe nawet się tam znajdowały, pewnie były wypowiadane w dobrych intencjach. Nie była w pozycji, w której mogła kogoś oceniać. Od lat ukrywała swoje hobby przed resztą rodziny — z wyjątkiem matki — a planowała jeszcze większe zmiany. Paradoksalnie, zbliżała się do zainteresowań rodziny Blythe; to ją jednak oddalało od ojca oraz od konserwatywnego podejścia Sheridanów. Pandora starała się być jak najbardziej ostrożna, nie zdradzać się z niczym ani nie wychylać, z drugiej strony jakaś jej część chciała zostać przyłapana, może wtedy jej życie wydawałoby się bardziej realne. Jak na razie wciąż czuła, że śniła. Śmierć matki, teraz zniknięcie Ulyany, burzliwe nastroje wśród czarodziejów, wszystko to wydawało się dziać obok niej.  Gdyby wiedziała, iż już niedługo rzeczywistość runie na nią z hukiem, być może coś by w sobie zmieniła trochę wcześniej.
Kiedy drzwi się otworzyły, nie mogła się powstrzymać i uśmiechnęła się pogodnie, co nie zdarzało się jej często. Widząc Yvette, rodziły się w niej uczucia nostalgii, tęsknoty za tym, co było i czegoś, czego nie umiała nazwać. Być może było to poczucie bezpieczeństwa, komfortu, jakby przenosiła się do prostszych dni.
Ciebie również — odparła od razu, odwzajemniając uścisk. — A ty, jak zwykle, promieniejesz. — Nie pokazała tego po sobie, ale słowa kuzynki sprawiły jej niejaką przyjemność. Zwykle nie była łasa na komplementy, wolała być doceniana za swoje umiejętności, musiała jednak przyznać, że była to od czasu do czasu miła odmiana.
Ach, Pandora naprawdę nie potrafiła robić niespodzianek. Nawet nie postarała się ukryć pudełeczka, trzymała je tylko dość niezręcznie, przekładając do lewej ręki, kiedy kobiety się objęły. Skarciła się z politowaniem w myślach, jak zwykle nadawała się tylko do bezpośredniego obcowania.
Na to przyjdzie pora. — Posłała jej zawadiacki, tajemniczy uśmiech, kierując się w stronę jednego z foteli i z przyzwyczajenia rozglądając po ganku. — Najpierw powiedz czy masz jakieś wieści?
Nie musiała precyzować, na jaki temat. Obie wiedziały, co jest teraz głównym zainteresowaniem.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]18.08.17 17:09
W ogromnym paradoksie - a jak wiadomo, to sprzeczności budowały ciekawe wizerunki - różnice błądzące w przestrzeni między ich charakterami nadawały tej relacji nutę wyjątkowości. Zapewne wielki wpływ na kontakty miały więzy rodzinne - gdyby nie one, Yvette prawdopodobnie nie interesowałaby się znacznie bardziej wycofaną Pandorą, pozostawiając jej jestestwo samemu sobie. Wtedy też panna Sheridan zbywałaby energiczny i dosyć głośny charakter półwili, często wymykający się ramom zwanym okiełznaniem, czy panowaniem na sobą oraz własnymi emocjami. Były tak różne jak letnia burza, zrodzona z potwornej duchoty, i wiosenna mżawka, przyjemnie szczypiąca policzki. Ostatecznie jednak deszcz pachniał tak samo i niósł ze sobą podobny rodzaj ukojenia - głównym dysonansem była najwidoczniej otoczka, lecz radziły sobie z nią niesłychanie dobrze, docierając do sedna i istoty sprawy. Teoretycznie nie miały wspólnych tematów, posiadając zainteresowania całkiem od siebie odległe. W praktyce - znajdywały nić porozumienia bez większego problemu. Do tego stopnia, że Yvette byłaby gotowa stanąć w obronie kuzynki, choć podobne pobudki porywały ją niezwykle rzadko. Po części czuła się za nią odpowiedzialna - być może przez wzgląd na swoją wiedzę o trzymanej w tajemnicy pasji, może ze względu na śmierć Celeste, może z powodu wieku i tych kilku nieistotnych lat różnicy - nie próbowała zgadywać. Pamiętała doskonale, że ze strony małej pasjonatki starożytnych run nie nadeszła żadna przykrość, uraza ani pretensja. Mimo trudnego okresu dorastania, zgodę między siebie przemycały właściwie od zawsze. Matki troszczyły się o to, nie dając córkom zapomnieć o swojej przyjaźni, świecąc przykładem porozumienia dusz. I faktycznie - nie znały rywalizacji i zazdrości, mimo jawnego terytorializmu młodej Blythe oraz przestrzeni, jakiej potrzebowała dla siebie Pandora. Akceptowanie "inności" kuzynki, a ponad wszystko - przyjaciółki, przychodziło naturalnie, jakby w ten sposób każdy element układanki siedział na swoim miejscu. Należała do nielicznych fundamentów jej życia.
Nie potrzebowała kłamstw, choć gdyby tak było - pewnie nie czułaby potrzeby, by się przed nimi wzbraniać. Jedynie trzymała wiedzę dla siebie, nie pozwalając wiedzy wyciec poza granice własnego rozumu, nikt nie potrzebował wchodzić w jej posiadanie, sama Yvette cicho, niezauważalnie, przyklaskiwała kuzynce, życząc jej na polu zaklinania wielu sukcesów. Wiedziały obydwie, że nikt nie zbuduje za nie dobrego życia, a starania, jakie Pandora podejmowała, by podążać za swoim talentem, przypominały blondynce te własne, podczas młodości i niestrudzonego dążenia na szczyt. Na nim zaś dowiedziała się, że droga w dół zajmuje o wiele mniej czasu i bardzo łatwo się na niej zranić, lecąc na oślep, na łeb, na szyję. O ile wejście pod górę było w gestii silnej woli, upadek z czubka mógł być dziełem przypadku, zawiści albo wrogiej duszy. Miała szczerą nadzieję, że choć ona zdoła się utrzymać na wysokościach - a nieczęsto życzyła dobrze.
Yvette skinęła głową w podziękowaniu, jeszcze raz zerkając na nią - powstrzymując chęć do obrócenia drobnego ciałka wokół jego własnej osi, lecz nie tłumiąc przyjemnego uśmiechu, autentycznie zdradzającego zadowolenie.
- Tęskniłam za tymi małymi sekretami. Dobrze wiedzieć, że wciąż tłoczą się pod twoją czupryną - uniosła brwi, dając jej jeszcze chwilę na utrzymanie tajemnicy, tym samym mając już pewne podejrzenia, co do zawartości pudełeczka - mimo wszystko, były pewnie nie do końca trafne. Machnęła lekko różdżką, zmuszając szklany dzbanek z chłodną lemoniadą - i miętą - do napełnienia dwóch wąskich szklanek z delikatnymi zdobieniami. Na początku skupiła się na naczyniu, subtelnie odsyłając je na stolik, ale nie sposób było pominąć zmartwioną minę, gdy wreszcie przerzuciła wzrok na kuzynkę i pokręciła wolno głową. - Mimo tego liczę, że niedługo się czegoś dowiem - wyznała, nieco łamiącym się głosem, ale zajęła miejsce z krótkim westchnieniem i kontynuowała. - Dosyć niedawno dotarłam do rodziny od strony matki - dwie moje kuzynki, pochodzące z Francji, są teraz w Anglii, ale nigdy nie miałyśmy okazji do spotkania. Okazało się, że nawet o mnie nie wiedziały - znów uniosła brwi, wciąż nieco zadziwiona, że matka nie opowiadała im swojej historii. Musiała bardzo różnić się od Ulyany. - Ich matka była siostrą Ulyany. Nie jestem pewna... Celeste opowiadała ci jej historię? - zapytała, próbując odszukać w myślach informację na ten temat, ale nic na to nie wskazywało. W domu nie było nikogo, nie musiała się więc przejmować - nie obawiała się też snuć tej opowieści swej przyjaznej duszy. Kontrastowały ze sobą - ona była jasna, promienna, zaś towarzyszka - spowita w cienie. Podobne historie były z nią bezpieczne. - Mam wrażenie, że nie miały przed sobą żadnych sekretów - wysnuła wniosek z drobnym akcentem melancholii.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]20.08.17 20:00
Na wszystkie myśli, które kłębiły się w jej główce, żadna nie nosiła choćby śladu zwątpienia w ich przyjaźń. Była dla niej oczywistością — zaplanowana jeszcze przed wiekami przez wszechświat, przyczajona, oczekująca na swoją wielką chwilę. Tak jak mała Pandora miała wylądować w ramionach Celeste i ją wreszcie, ostatecznie stracić, tak ścieżki ich rodzin musiały się skrzyżować, by obrać wspólną trajektorię. Tak chciały gwiazdy, a to w nich zapisana była przyszłość. W to wierzyła, w niezmienność, nieścieralność przeznaczenia, tak tłumaczyła sobie swoją bierność. Wszystko i tak się zdarzy. Historie rozgrywały się przed jej oczami, ona tylko czytała je niczym kolejne książki. Nie miała po co interweniować. Żałowała może tylko tego, że nie urodziła się ze zdolnościami jasnowidzenia… Przepowiadałaby innym nieuchronne losy, rozpraszała ich troski i nieszczęścia, dając im na drogę magiczne amulety. Mogłaby być jak te wiedźmy tysiąc lat wcześniej, ukrywać się w chatce na środku bagien, a zatroskane dusze przychodziłyby do niej po wróżby. Po namyśle, wcale nie chciałaby mieszkać z dala od cywilizacji, właściwie też nie cieszyłaby się z ciężaru takiej odpowiedzialności na ramionach, i od kiedy to miała bezinteresowne serce, które litowałoby się nad nieszczęśnikami? Nie, jednak wcale nie pasowało jej takie brzemię. Towarzyszyło jej wystarczająco dużo bagażu emocjonalnego by nie wplątywać w to woli sił wyższych. Tak bardzo jak próbowała nosić się z pewnością siebie oraz obojętnością, pod jej maską kryły się blizny i pęknięcia. Czasem nie miała sił ich ukrywać, rozsypywały się w domowym zaciszu, toczyły się po posadzce i bywało, że zapominała o nich na jakiś czas. Dopiero po kilku tygodniach albo miesiącach, zupełnie nieświadomie, natrafiała na nie, a wszystko zaczynało się od początku. Ból po stracie matki, własne niedociągnięcia i słabości, brak oparcia czy punktu zaczepienia, czarna magia, runy, dobre i spaczone amulety — to wszystko było w ciągłym stanie niezgody, kłóciło się o piedestał, o jej uwagę. Ona, dla własnego dobra, spychała to jednakowo, zajmując się płytkimi, błahymi sprawami.
Co dostrzegała w niej Yvette, nie była pewna. O ile Krukońska ciekawość sięgała daleko, ludzkie zachowania wybiegały daleko poza ramy jej pojmowania. Nie drążyła tematów, które mogły prowadzić na manowce albo więcej, przynieść rozczarowanie i gorycz. Przyjmowała, że uczucia kuzynki były lustrzanym odbiciem jej własnych. Nie potrzeba było wyjaśnień ani szczególnych powodów. Więzy rodzinne, także ilość godzin spędzonych razem stanowiły silny fundament dla ich znajomości. Pierwszy lepszy obserwator mógłby zadziwić się takim połączeniem, lecz żadna z nich nie była oczywista, nie prezentowała światu tego, co kryło się tak naprawdę w ich wnętrzu, nie były księgami, których ocena kończyła się na analizie okładki. Na to wychodziło, że nawet przed sobą kryły sekrety. Jednakże tajemniczość była cechą pożądaną w ich życiowych zawieruchach, jedna informacja znaczyła więcej niż stos galeonów. Poza tym, nikt nie może się oprzeć małym niewiadomym, skoro nieznane kusiło ludzi od lat.
Pudełko, którego nie wypuściła z objęć, nie kryło w sobie niebezpieczeństw. Było nieszkodliwym z a w i e s z e n i e m, a jego zagadka przynieść mogła tylko pozytywne zaskoczenie. Zwłaszcza, że półwila właśnie sama potwierdziła, iż podzielała jej zdanie.
Tak też niestety myślałam — powiedziała trochę ciszej, spuszczając na chwilę wzrok na swoje dłonie. Kiedy go podniosła, przed oczami miała już szklankę z chłodnym napojem. Powoli sięgnęła po nią, a jej ciało przeszedł delikatny chłodny dreszczyk. Pewnie gdyby Yvette coś wiedziała, powiadomiłaby resztę rodziny. — Naprawdę? To... fascynujące! Czy już się z nimi spotkałaś? — Miała nadzieję, że nie zostanie odebrana opacznie. Nieznana wcześniej rodzina nagle się odnajduje, doprawdy pachniało to co najmniej jakąś intrygującą tajemnicą. Młoda wiedźma nie mogła być pewna, iż tak samo zareagowałaby gdyby to dotyczyło bardziej jej osoby, w końcu nie była zbyt otwarta na nowe znajomości, aczkolwiek z pozycji, którą zajmowała, brzmiało to jak wciąga historia wyczytana wprost z jakiegoś dzieła literackiego. Zaraz oprzytomniała, powracając do rzeczywistości, malującej się raczej w odcieniach szarości.
Coś sobie przypominam, ale chyba nigdy nie zdążyła podzielić się ze mną jej szczegółami. Wtedy byłam jeszcze młoda i opowiadała mi tylko najważniejsze fakty, starając się je prezentować w bardzo mistyczny sposób — odparła, powracając myślami do dzieciństwa, do niewinności i do czasów, kiedy wszystko było prostsze. Wile, Rosja, to wszystko brzmiało jak odległa baśń, nie jak czyjeś życie. A jednak, dla Ulyany, było to jak najprawdziwsze. Również dla jej córki i dla reszty rodziny.
Poczuła ukłucie niepokoju, słysząc ostatnie zdanie wypowiedziane przez kobietę o jasnych włosach. Poprawiła włosy, spoglądając na nią spod grzywki nieco czujniejszym wzrokiem, czyżby wiedziała? Wydawało się jednak, że nie o to chodziło, oczy Yvette były zasnute mgiełką nostalgii. Przygryzła wargę, orientując się, iż chyba zaschło jej w gardle. Upiła łyk lemoniady, nie dopuszczając do siebie smutnych myśli o śmierci swojej matki.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]23.08.17 16:13
Była w stanie posłać Pandorze tylko blady uśmiech, skropiony smutkiem, lecz skupiała się na rzeczywistości i teraźniejszości, pozwalając myślom wypełnić się wizją obydwu kuzynek, nie matki. Pokiwała głową z zastanowieniem, nim podjęła się odpowiedzi.
- Tak. Wiedziałam o nich sporo wcześniej, od matki, lecz nigdy nie zdecydowałam się na kontakt. Na jedną wpadłam przypadkiem, w teatrze - zaczęła, siadając lekko na fotel i delikatnym palcem odgarniając z czoła kilka zagubionych włosów. - Pani Levine... - Pandora na pewno niejednokrotnie słyszała o nauczycielce panny Blythe - od młodości służyła jej radą i krytyką podczas zajęć tańca klasycznego - Kwiecień nie zaczął się dla niej pomyślnie, powierzyła mi swój zespół baletnic, licząc na doświadczenie i sumienność, miałam zająć się nimi w dniu występu - objaśniła krótko, upijając łyk lemoniady. - Zjawiłam się na miejscu wcześnie, chcąc zająć się pewnymi sprawami przed przybyciem tancerek, wtedy też wpadłam na nią, na Odette, kiedy kryła się w garderobie przed prowadzącą chóru - pokręciła głową na to wspomnienie, zerkając na kuzynkę z nutą rozbawienia. - To specyficzna osoba, bardzo dumna - bardziej niż ja - najbardziej wiarygodna miara, jaką mogła jej podsunąć. Wciąż nie wiedziała o niej wiele, jedno spotkanie nie rzucało wystarczająco wiele światła na pannę Baudelaire, nie miały też dla siebie zbyt wiele czasu. - Słabo posługuje się angielskim, ale pomogłam jej i udało nam się zażegnać początkowe niezrozumienie. Nie przyznałam jej, że jesteśmy rodziną, sytuacja była zbyt dziwna i sama musiałam się z nią oswoić. Mam jednak pewność, że nie wiedzą nic o Ulyanie. Nie wiedzą nawet o jej istnieniu - wyznała, lekko rozczarowana, ale nie zaskoczona. - Kolejnego dnia wybrałam się do Solene i to ona upewniła mnie w przekonaniu, że nie będą potrafiły mi pomóc, to od niej dowiedziałam się, że nie wiedzą zupełnie nic o historii swojej matki. Na ten moment nie znam ich zbyt dobrze, ale cieszę się, że mogłam je poznać, stracony czas należałoby wreszcie nadrobić - zakończyła gładko, sięgając znów po lemoniadę.
Nie dostrzegła subtelnej podejrzliwości, nie wyczuła wzmożonej czujności - pochłonięta wspomnieniami z innych czasów, dawnych, lepszych. Dla niej pozostawały żywe - Celeste, Ulyana oraz cała historia matki, wypełniona niepewnością, cierpieniem i sprzeciwem wobec losu - przynajmniej początkowym. Przez dłuższy moment pozwoliła sobie na milczenie, wyraźnie układając fakty w odpowiednim porządku. Nie spieszyła się, dziś miały dla siebie wystarczająco wiele czasu na długie rozmowy, a czekał je jeszcze spacer w znajome miejsce.
- Obydwie uwielbiały snuć historie w ten sposób, ale ciężko zaprzeczyć - miały ku temu powody i predyspozycje. Opowiem ci więc - zobowiązała się, różdżką zmuszając dzban do uzupełnienia szklanek. - Jeden z rosyjskich lasów - nazywała go kristall les, kryształowy las, gdyż rosa utrzymywała się w nim bardzo długo - stanowił dom siedmiu wil. Były paniami tych terenów, troszczyły się o zwierzęta, rośliny, odpędzały intruzów, nieraz także rozprawiały się z nimi pod swoją mniej niewinną postacią, postacią harpii. Najstarsza z nich odeszła w kierunku świata, jaki znamy - każda z nich wiedziała, że mogą to uczynić w swoim czasie, lub pozostać w domu. Niedługo później nadeszły wojny, rodzące niepokój w ich sercach. Snuły się po lesie, zewsząd docierały nieznane im odgłosy. Nie znały litości dla intruzów, niszczących ich ukochane miejsca, pozostawiały ich martwych lub wyczerpanych do cna - przerwała na moment, łagodząc suchość w ustach chłodnym napojem. Dotarła do najcięższej części opowieści - potrzebowała chwili na ułożenie jej w słowa, które i tak nie miały przyjść łatwo. - Ktoś, jakiś czarodziej, musiał umknąć ich uwadze, bowiem zjawili się łowcy, upatrujący w nich okazji do zarobku. Byli doświadczeni i nie poddawali się urokowi, z czasem okazało się, że opanowali sztukę oklumencji - westchnęła krótko, przypominając sobie, jak wiele razy słuchała tej historii - im była starsza, tym okrutniejsze szczegóły przyozdabiały całokształt. Nie była to krótka opowieść, opowiadana na dobranoc potrzebowała kilku wieczorów. - Więzili je, zmuszali do nauki kultury, obycia, języków. Matka przebywała tylko z jedną siostrą, nie mając pojęcia, co dzieje się z resztą - nigdy też nie udało jej się nawiązać z nimi kontaktu. Jedyną, której miejsce pobytu znała, była matka Solene i Odette. Korespondowały ze sobą, Ulyana nie szczędziła mi szczegółów, ale moja ciotka nie czuła potrzeby informowania córek o własnej przeszłości. Widzisz, mama zawsze tęskniła za swoim prawdziwym domem i choć uwielbiała pewną część nowego życia, czułam, jak ciągnie ją do natury i minionych czasów - zakończyła, spoglądając na Pandorę niepewnie.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]25.08.17 17:24
Odłożyła szklankę z powrotem na stolik, a jej ręka była spokojna, nie nosiła śladów zdenerwowania, które nawiedzało ją falami podczas tego spotkania. Jej uwaga była postawiona na baczność, orzechowe oczy zatrzymały się na twarzy półwili, chłonąc zarówno jej gesty jak i słowa. Wspomnienie teatru było pasujące; zaczynając na usposobieniu Yvette, poprzez jej manierę, dodając na koniec kroplę intrygującej historii, młoda wiedźma zatraciła się w streszczeniu ubiegłych i trwających wydarzeń.
Skinęła głową, słysząc nazwisko pani Levine, może nawet mignęła jej kiedyś na scenie, gdy wychodziła zebrać oklaski po udanym przedstawieniu swojej grupy baletnic. Nie była pewna, w końcu przychodziła tam tylko po to by oglądać swoją kuzynkę, wszyscy inni tworzyli jedynie tło. Doprawdy interesujący zbieg okoliczności, kolejny znak, wskazujący na figlarną naturę losu. A może powiedzenie ciągnie swój do swego, kryło w sobie coś z prawdy?
Czyli… czy one też są półwilami? — zapytała trochę nieśmiało, chcąc uporządkować sobie w głowie fakty, które zostały jej przedstawione. W świecie Pandory, Yvette i Ulyana istniały od zawsze, były jego częścią, ale nie przypominała sobie aby spotkała kogoś takiego jak one. Jest możliwe, oczywiście, że mogła minąć taką pannę na ulicy i nawet nie zauważyć, ale świadomie istniały dla niej tylko one dwie. Musiała otworzyć się na możliwość, iż było ich więcej. Cóż, ona je podziwiała. Ich magiczną aurę, delikatny wygląd i łagodność, w których kryła się pewność i siła. — Tak mi przykro, że nie mogły pomóc — powiedziała szczerze, posyłając kuzynce pokrzepiający uśmiech. Biła się z myślami, rozważając czy mogłaby sobie pozwolić na okazanie wsparcia i uściśnięcie dłoni blondynku, ale nie uczyniła tego. Rzadko kiedy manifestowała w ten sposób swoje uczucia, w obawie, że wyda się to nie na miejscu.
Wciąż spoglądała na swoje palce, ułożone na kolanach, kiedy jej rozmówczyni podjęła dalszą opowieść. Historia brzmiała znajomo, obijała się jej o uszy wcześniej wiele razy, dochodziła z każdego kąta domu, w którym przebywały na raz Celeste i Ulyana, gnieździła w przedsionkach jej pamięci, chociaż chyba w nieco łagodniejszej formie. Wile przypominały jej leśne nimfy lub wróżki, a ich dzieje były baśniowymi mrzonkami. Czegoś brakowało, tego środka, łącznika między ich życiem w Rosji i w nowym kraju. Może ignorowała tę lukę, udawała, że jej nie ma, by chronić swoje niewinne wspomnienia. Już nie mogła się więcej chować przed faktami, słowa Yvette rozbudziły w niej coś, co słyszała wcześniej, ale o czym zapomniała.
Ludzie od zawsze pragną zniszczyć piękne rzeczy — rzekła cicho, jej słowa były echem wiersza, który kiedyś przeczytała. — Najpierw chcą je posiąść, by móc je zniszczyć. — Nie potrafiła pojąć, skąd w innych to pragnienie niesienia spustoszenia. To po prostu nie brzmiało dobrze. Nic nie mogło przyjść z destrukcji, sama definicja tego słowa przeczyła prawom logiki. Gdzie wędrowały te złamane serca? Co się działo z łzami, które wsiąkały w ziemię? Na ich gruncie nie mogło powstać nic dobrego.
A jednak, sama natura potrafiła nieść ostateczną zgubę. Fale odbierały życie, lawiny zabierały ze sobą ludzi, budynki, zwierzęta, lasy — bez faworyzowania i bez litości. Trudno jej było zrozumieć te tragedie, zwłaszcza, że jedna z nich bezpośrednią ją dotknęła.
Chcąc wnieść jasny promyczek do ich nostalgicznej atmosfery, powoli, acz zdecydowanie wysunęła w stronę blondynki zdobione pudełeczko. Było raczej niewielkie, ozdobione minimalistycznymi wzorami, o wielkości idealnej na pierścień, bądź przewieszkę.
To jest ta niespodzianka — zaczęła ostrożnie, czekając aż Yvette otworzy wieczko i zobaczy zrobiony przez nią pierścionek. Nie mogła wiedzieć, że był jej dziełem. Wcześniej w listach wspominała, iż jest to pamiątka z Francji, co właściwie było faktem, aczkolwiek to ona była wykonawcą przedmiotu, co już nie było tak oczywiste.
Liście zabarwione są szmaragdowym pyłem, a sam kwiat nosi kolor prawdziwego rubinu — wyjaśniła na początek, nie chcąc się zagłębiać w bardziej skomplikowane techniki, ale była wielce zadowolona z efektu końcowego. Mała róża, główne zdobienie złotej biżuterii, miała serce z żywej rośliny, zaklętych płatków, które dzięki umiejętnościom jubilerskim i transmutacji na wieczność skazała na przybranie sztywnej, metalicznej postaci.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]26.08.17 18:48
Obserwowała Pandorę, lecz nie przez cały czas, skupiona na układaniu słów w logiczną i spójną historię, w miarę możliwości unikając niedopowiedzeń oraz niejasności. Czasem potrzebowała chwili na zebranie myśli, choć niektóre elementy mogłaby wręcz recytować z pamięci, tchnąć życie w słowa Ulyany - była to jednak wizja zbyt bolesna i rozwlekła, by ze spokojem ducha przedstawiać ją komukolwiek. Uczucia były jeszcze zbyt świeże. Kiwnęła powoli głową, przenosząc wzrok z odległych drzew na kuzynkę, uśmiechając się lekko. Mimo ponurych myśli, jej obecność wprawiała Yvette w dobry nastrój.
- Tak, obydwie też wybrały artystyczne drogi rozwoju. Odette śpiewa w operze, Solene projektuje stroje - wyjaśniła gładko, widząc w tym ciekawą zależność. Już wcześniej zastanawiała się, jak ich życie przebiegłoby, gdyby znały się od najmłodszych lat - czy wspólnie byłyby dla siebie wsparciem, każda na własnej drodze, by wzbudzać zachwyt; czy z premedytacją i satysfakcją rzucałyby sobie kłody pod nogi, pragnąc odebrać uwagę innej. Z tego, co wiedziała, siostry nie dogadywały się najlepiej, ale nie znała ich wystarczająco dobrze, by dociekać, co dokładnie było tego powodem. Obdarzyła pannę Sheridan kolejnym uśmiechem. - W porządku. Nie spodziewałam się, że znajdę u nich jakieś informacje - zaskoczyło mnie tylko, jak mało wiedzą o matce - przyznała spokojnie, bawiąc się chwilę szklanką, przechylaną lekko na boki. - A przynajmniej jak mało wiedzą o mojej matce - uzupełniła, lecz łagodnie i bez smutku.
Miała dużo racji - czyste piękno kusiło, by je naruszyć, upodlić, przywłaszczyć, zadrapać, lecz ile było w tym jego winy? Ona sama, potomkini najprawdziwszej wili, ucieleśnienia piękna, wiedziała co kryje się po drugiej stronie, na własnej skórze odczuwając, jak działa ten prosty, ludzki schemat. Ba, podążała nim, przynajmniej w jakimś stopniu, bowiem siebie nie dałaby skrzywdzić - może nie musiała, biorąc pod uwagę fakt, że nosiła na sobie pewne blizny, skazy na subtelnym, kobiecym charakterze. Jej matka za piękno płaciła okrucieństwem i w tej sprzeczności, w tak odległych od siebie skrajnościach, panna Blythe dostrzegała najprawdziwsze piękno. Ile mogło się kryć pod delikatną otoczką, pod ramami kanonu piękna, ujmowanego przez ludzi w konkretne ramy, zależne od danej osoby? Piękno było niebezpieczne, zbyt nierealne na rzeczywiste standardy. Oczywiście - nie każde. Mimo wszystko, Yvette miała dość szerokie spojrzenie na sztukę i specyficzny gust. - Boją się ich. Dlatego, gdy nie potrafią podporządkować piękna swojej woli, sięgają po drastyczne środki. To się nie zmieni - stwierdziła, dosyć twardo, ze stanowczością, nagle odciętą od melancholii. Widziała w destrukcji piękno, ale nie był to sekret, którym powinna dzielić się bezmyślnie, dlatego zachowała dla siebie tę uwagę. Powędrowała wzrokiem za pudełeczkiem, zerkając zaraz na ciemnowłosą. Kąciki ust unosiły się powoli w górę - uwielbiała prezenty, ciężko było temu zaprzeczyć. Sięgnęła po niewielki pakunek, wysłuchując opisu, gdy unosiła wieczko. Mogła tylko podejrzewać, że pierścionek jest dziełem samej Pandory, nigdy wcześniej nie miała styczności z jej pracami, dysponując jedynie okruchem wiedzy na temat tego, czym się parała. Widząc śliczny efekt jej pracy, mogła czuć tylko dumę - krew Blythe'ów wyraźnie zaznaczała się w jej żyłach. Yvette powoli obróciła ozdobę w palcach, podziwiając ją z każdej strony i choć jeszcze nie zwerbalizowała swoich myśli, była prezentem zachwycona. Trafiła w jej gust. Wsunięty na szczupły palec prezentował się jeszcze lepiej, połyskując lekko. Róża wyglądała nietypowo, choć nie potrafiła jasno określić, co mogło być tego powodem. - Wiesz, że nie musiałaś, prawda? - zapytała z subtelnym rozczuleniem. - Dziękuję, jest idealny - pochwaliła dobór, zastanawiając się przez chwilę, czy nie poruszyć tematu głębiej i nie przyznać się, że wie o amuletach. Ciekawość była ogromna, ale cierpliwość nie pozwalała jej wybić się na przód - mogła poczekać jeszcze moment.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]27.08.17 18:13
Z tego, co powiedziała Yvette, rzeczywiście wynikało ciekawe podobieństwo, może nawet relacja. Trzy półwile, trzy artystki, czy jednak coś więcej łączyło ich dusze? Z własnego doświadczenia wiedziała, że przyjaźń pomimo ogromnych różnic istniała. Co było w przypadku, gdy spotykały się dwa bieguny o bardzo podobnych ładunkach? Z jakiegoś powodu ich matka niewiele zdradziła o własnym pochodzeniu, a kobiety i tak się odnalazły.
To doprawdy niesamowite. Zaskoczyłaś mnie tą nowiną. Z tego też wynika, że gdzieś jest rodzina, której jeszcze nie odnalazłaś, prawda? Może Ulyanie udało się wpaść na trop jednej ze swoich sióstr i schroniła się u niej? — zasugerowała nieśmiało, ale była to tylko bardzo teoretyczna wizja zdarzeń. Zwykła, sformułowana w biegu hipoteza, wypowiadanie myśli na głos. Może jednak była zbyt pochopna, zbyt śmiała; nie chciała wzbudzać złudnej nadziei ani na siłę wyszukiwać racjonalizacji. — Nie, może nie. W takim wypadku na pewno powiedziałaby ci o swoich planach. — dodała, chcąc zatrzeć poprzednie słowa.
W chwili ich spotkania czas mógł nie istnieć. Jeśli tylko by zamknęła oczy, mogłaby udawać, że nie ma na tym świecie powodów do niepokoju — słuchała opowieści, z której wyłaniały się znajome motywy, była bezpieczna na ganku swojego wujostwa, chroniona przez opiekuńcze ramiona swojej matki, wielkiej niedźwiedzicy. Słowa wypełniające przestrzeń, mogły płynąć z ust samej Ulyany albo Celeste, wszystko byłoby na swoim miejscu. Może właśnie to było najbardziej dotkliwe. Gdyby. Niebezpieczne, drażniące słowo, otwierające okno na łany wyobraźni i pustej nadziei. Siedzącą naprzeciw niej kobietą w jasnej sukni mogła bić wila, prymarna postać tej historii.
Chciałabym żeby twoja matka mogła tu być, podzielić się tym ze mną osobiście… — powiedziała, kierowana tym ostatnim skojarzeniem. Nie wiedziała, co dokładnie czuła jej kuzynka, przeżycia wewnętrzne były skryte, ograniczone do swoich właścicieli, ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że musiało to przypominać jej własne rozterki sprzed kilku lat. Siedziały wtedy w odwrotnej konfiguracji, a potem ich znajomość uległa oddaleniu. Rozmyte konwersacje, wymieniane listy, wysoki mur usytuowany w obcym kraju, który oddzielał serce i emocje Pandory od tego, co wcześniej było jej całym światem.
Wątpiła, by Yvette podjęła podobne decyzje. Różniły się także pod tym względem — młoda wiedźma lubiła uciekać, kryć się przed odpowiedzialnością, a jej kuzynka swój los brała we własne ręce, sklejała go w sensowną całość i sprawiała, że działał. Przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy obserwatora, tak ją zawsze odbierała.
Panna Sheridan, patrząc w lustro, nie dostrzegała piękna. To nie tak, że miała niskie mniemanie o sobie czy nie doceniała swoich ciemnych włosów i orzechowych oczu na tle bladej cery, jednakże obracając się w towarzystwie wspaniałej biżuterii wykonywanej przez rodzinę Blythe, a także kobiet z ich rodu, powab i urok nabierały nowego znaczenia. Z biegiem lat doceniała także malarstwo, krasę amuletów, więc jakże by mogła siebie stawiać na równej wysokości? We własnych słowach kryła nieprzyjemną hipokryzję, przecież zrywała kwiaty, zbierała klejnoty, które poddawała obróbce, niszczyła i zabijała ich wewnętrzne piękno dla kunsztowności. Nie próbowała się przed sobą usprawiedliwiać. Jak każdy, lgnęła niczym ćma do tego, co poruszało struny jej serca. Tak właśnie, była co najwyżej nocnym motylem, który tkwił głęboko zakopany w swej niedoskonałości.
Ale ty Yvette, ty nie jesteś tylko piękna — zaczęła rzetelnym tonem, jakby stwierdzała oczywistość. Nie da się ukryć, iż ich słowa, nawet jeśli nie bezpośrednio, dotyczyły jednak uroku, jaki wokół siebie roztaczały wile. Uniosła kąciki ust, uśmiechając się z powstrzymywanym zadowoleniem, wynikającym z komentarza jasnowłosej. — Tak jak ten pierścionek nie jest tylko pierścieniem. Jest też… amuletem. — zatrzymała się na chwilę, nie spuszczając wzroku z porcelanowej twarzy panny Blythe. Patrzyła na nią uważnie, badając najmniejszy grymas i wzruszenie brwi. Kiedy zaczęła wyjaśniać, czym naprawdę jest podarunek, pochyliła się do przodu i w jej głosie słychać było szczere zaangażowanie. — Jest trochę jak ty. Można w nim zobaczyć tylko powierzchowną aparycję, ale bystre oko zauważy, że jest w nim o wiele więcej. Jego specjalne właściwości polegają na tym, że założony przypomni ci o tym, kim jesteś. Często sami potrafimy być dla siebie wrogiem, w dążeniu do perfekcji nieumyślnie ciągniemy się w dół przez limity, które sami na siebie zarzucamy. Dzięki temu drobiazgowi, kiedy na niego spojrzysz, poczujesz jak to jest być na szczycie świata. Bicie braw, duma wypełniająca serce, poczucie, iż nic cię nie może pokonać. W pewnym sensie to jak Felix Felicis, z tym wyjątkiem, że to nie wyczarowuje nic nowego – raczej wydobywa na wierzch to, do czego już i tak jesteś zdolna.
Wyprostowała się, nawet nie zauważając, że z każdym słowem zaczęła się zbliżać do rozmówczyni, próbując jej przekazać nie tylko sens w słowach, ale w samym tonie mówienia. Trochę się zafrasowała, więc chwyciła ponownie szklankę z lemoniadą i wypiła do końca. Dodała już bardziej nonszalancko:
W środku jest wygrawerowana runa. Sama zobacz czy ją rozpoznasz.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]02.09.17 17:07
Rozchyliła usta, chcąc odpowiedzieć, lecz ostatecznie nabrała tylko niewielki haust powietrza i złączyła ponownie wargi, z przymkniętymi powiekami kręcąc delikatnie głową. Po prawdzie jakaś część jej serca liczyła na to, że Ulyana faktycznie udała się w podróż do jednej ze swoich sióstr, ale rozsądek w tym miejscu znacznie przeważał - szanse na taką ewentualność były naprawdę bardzo nikłe, jeśli nie żadne - nic nie wskazywało na najdrobniejsze wskazówki co do tropu wil. Mimo wszystko ponownie przywołała uśmiech. Z niektórymi rzeczami zdążyła się już pogodzić, inne miały zająć jej nieco więcej czasu. - Powiedziałaby - krótka odpowiedź zawierała w sobie wszystko, co było dla niej istotne. - Zostawiłaby albo wysłała list, na pewno nie odeszłaby bez słowa. Szukałyśmy ich razem - nie chcę wciągać cię w szczegóły, lepiej żebyś mimo wszystko nie wiedziała pewnych rzeczy... - mruknęła cicho, odruchowo wodząc wzrokiem po otoczeniu. Ojca nie było, brata nie było - oni nie wiedzieli nic o poszukiwaniach i pokątnym zdobywaniu informacji. Tak miało też pozostać, żadna z nich nie czuła potrzeby, by wciągać ich w sprawę przeszłości matki. Mogli tylko zaszkodzić. - Niemniej, to ciężkie poszukiwania - uzupełniła, dłonią obejmując chłodną szklankę. Tuszowanie pewnych spraw i kontaktów bywało uciążliwe, podobnie jak brak postępów. Każdy trop rozmywał się szybciej, niż został odnaleziony. Starała się; starały się nie gdybać, lecz okiełznanie wyobraźni było zadaniem karkołomnym, tak mimowolnie brnęła w wyobrażenia i przypuszczenia, podsuwając wizje łatwiejszego świata.
- Ona również by tego chciała. Uwielbiała snuć te historie, miała ich naprawdę mnóstwo - przyznała, przypominając sobie także te spisane, upchnięte w skrytce, zaszyfrowane cyrylicą. Swą artystyczną cząstkę duszy Ulyana przelewała na papier, uwieczniając w ten sposób opowieści. - Wiesz, wydaje mi się, że któraś z bajek, jakie opowiadała nam lata temu, powinna być w naszej kryjówce - ach, czego tam nie było? Muszle, magiczne kamyki, zapiski, plany, ususzony wianek, złamana różdżka, którą w ich ręce podsunął nurt rzeki - czyja była? Nie miały pojęcia. Same skarby. Serce Pandory przez pewien czas mogło być odległe i zdystansowane, lecz nie mogła wyprzeć się tego, że jego skrawek skryła pod rosłym drzewem nieopodal.
Blythe już działała, rozglądając się za śladami, ślepo szukając wskazówek w znajomych miejscach, naiwnie przeszukując nieznajome. Nie próżnowała, nie uciekała, woląc po marzenia sięgnąć. Im więcej prób i starań, tym szybciej miały się ziścić. A mimo to, mimo wysiłków i nieustępliwości, nie odczuwała ulgi. Zmęczenie dopadało ją powoli, dręcząc coraz zacieklej przesłankami, że nie - to nie ma najmniejszego sensu, igła w stogu siana, cuda nie dzieją się zbyt często. Lecz wierzyła, póki nie dotarły do niej ostateczne informacje, póki na własnej skórze nie przekona się, że wszystko stracone. Działanie wpływało na nią lepiej, niż stagnacja i wyłączenie się z tej części żywota - dlatego wciąż szukała. Piękno zaś widywała w rzeczach... nietypowych. Nierzadko nieuchwytnych - może dlatego sama starała się rozwijać własne według tego wzoru, może dlatego często sama się gubiła. Uniosła spojrzenie, z dozą podejrzliwości i wdzięczności równocześnie, na ten krótki komplement. Jasne brwi powędrowały lekko w górę, oczekując rozwinięcia całej kwestii. Mimo wiedzy, jaką posiadała na temat jej skrywanej działalności, obcowanie z dziełem panny Sheridan było nowe, zaskakujące. Z przyjemnością przyjmowała słowa Pandory, nie mogąc rozdzielić ich od szczerej fascynacji i oddania; ba, sama również poddała się nutce ekscytacji - w końcu poruszały ten temat pierwszy raz. Z pewnością nie ostatni. Delikatnie przekręcała pierścionek na palcu, muskając opuszkami cienką obręcz, zachwycona jego przeznaczeniem. Z zadowoleniem przygryzła dolną wargę, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Nie znalazła jeszcze słów, nie chciała bowiem ani udawać, że nie wie, kto jest autorką prezentu, ani zdradzać się z tą świadomością. - Runa? - zapytała, lekko zaskoczona. Nie znała się na nich, niewiele więc mógł powiedzieć jej sam symbol, ale zsunęła ozdobę i uniosła ją w górę, drugą dłoń trzymając wciąż na starym stoliku. Niewielki, wygrawerowany znak był prosty - pionowa kreska przecięta krótszą, skośną; mieścił się za różą. - Nie znam się na nich - stwierdziła, nie mając pojęcia, że do czynienia ma z Nauthiz. Ponownie wsunęła pierścionek na palec, dokładając drugą dłoń na stolik i pochyliła się nieco. - Opowiedz mi o niej - nie brakowało im dziś opowieści.


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]07.09.17 11:52
Podjęła próbę ukrycia emocji, upchnięcia ich w zakurzonych kącikach ganku, ale w głębi była niezaprzeczalnie lekko zawstydzona swoimi wcześniejszymi słowami. Schyliła podbródek, kryjąc oczy, jak miała w zwyczaju, za kaskadą grzywki. Zazwyczaj dawało jej to wystarczająco dużo czasu na zebranie myśli i pozbieranie się, jednakże w tej sytuacji nie było to potrzebne. Być może nie powinna tak pochopnie podsuwać wyjaśnienia, które miałoby w sobie odrobinę nadziei, jednakże czasem wciąż trudno jej się było połapać we własnych emocjach, w odczuciach osób drugich, więc mógł to być zwyczajnie jej sposób na okazanie wsparcia. Z drugiej strony przeszła, a może wciąż przechodziła, w życiu coś podobnego także zdawała sobie sprawę z tego, iż nikt nie powinien mieszać w cudzym cierpieniu, nie wypadało też zakładać, że wszyscy odbierali to tak samo. Uniosła w końcu wzrok, zaglądając w szmaragdowe tęczówki Yvette z łagodną, niemą skruchą. Mogły wznosić się między nimi bariery sekretów, mogły oddalać je od siebie cele, poglądy, ambicje — choć gdyby wszystko o sobie wiedziały, niewykluczone, iż znalazłyby parę skrytych podobieństwa — jednakże ostatnim, czego pragnęły, było zranienie siebie nawzajem. Przynajmniej takie szczere przekonanie żywiła Pandora, która nawet jeśli tego po sobie nie pokazywała, trzymała blisko serca swoją rodzinę. Nieznacznie pokiwała głową, zgadzając się z nią. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Młoda wiedźma wciąż i wciąż podejmowała walkę ze swoimi własnymi demonami, które nierzadko odwiedzały ją we śnie i na jawie, wiele zmartwień okupowało jej myśli, a miało ich niedługo pojawić się jeszcze więcej.
Gdybym ci mogła jakoś pomóc, daj mi znać — zadeklarowała się, bo chociaż to zdanie wcześniej niewypowiedziane krążyło wokół nich, czuła potrzebę zwerbalizowania go, powołania go do życia w świecie materialnym. Powędrowała za jej wzrokiem, zastanawiając się nad ciszą, wypełniającą Blythburgh. Była w pewien sposób kojąca, wpasowywała się idealnie w ich spotkanie, nieco sielankowe, wręcz idylliczne. One dwie, oderwane od rzeczywistości, poza czasem, jednocześnie skupione i rozluźnione. Poruszały dość poważne tematy, mieszały je z nutą nostalgii, co doprowadzało do równowagi i utrzymywało dość pogodną, spokojną atmosferę.
Na pewno. Trudno jest kroczyć, błądzić w labiryncie niewiedzy — podsumowała, zachowując nieodgadniony wyraz twarzy. Te mgliste wyrażenie mogło dotyczyć tylko poszukiwań Yvette, ale równie dobrze mogło wychodzić poza jego ramy. Sama nie była pewna jak podeszłaby do tej tajemnicy. Ulyana zniknęła bez śladu, nie było jasnego początku, z którego można było wystartować. Niemoc spowodowana brakiem nowych tropów na pewno była dokuczliwa, być może miejscami deprymująca. Wiedziała po swoich doświadczeniach jak ciężko było kroczyć dalej gdy śladami były tylko zgliszcza, lecz cierpliwość i niezłomność, trwanie nawet w kryzysie, w końcu były wynagradzane. Musiały być, bo inaczej żaden ich czyn nie miałby sensu. Świat musiał mieć powód by istnieć, prawda?
Odsunęła się do tyłu na fotelu, który zajmowała. Przysunęła mimochodem dłoń do podbródka, rozważając słowa kuzynki. Rzeczywiście, kolejna wila i kolejny zapał artystyczny. Ciekawe co by się z nimi stało, gdyby nigdy nie trafiły do Anglii... Czy udałoby im się zbiec od wszystkich nieszczęść, schronić przed chciwymi szponami i wieść zwyczajne życie? Czy sztuka wymagała publiczności? Ona zajmowała się wyrobem amuletów, co też uważała za pewnego rodzaju dorobek z tej dziedziny, lecz nie były to występy ani żadne pokazy. Prowadzenie życia na poziomie Blythe’ów miało swoje dogodności, to oczywiste, stroje, ich urokliwy dom, możliwość rozwoju, a jednak nie mogło zastąpić rodzinnych więzów, siostrzanej miłości, bo żadne bogactwa nie były w stanie przywrócić tego, co już minęło.
One miały na to sposób. Tak zwany wehikuł czasu, nawet niekoniecznie tworzony z tą myślą, obiekt pozostawiony samemu sobie, wyrwany z kontekstu. Część ich dzieciństwa pozostała właśnie tam, nigdy nie powróciła do nich by wraz z nimi dorosnąć i być może była właśnie tym, czego teraz potrzebowały.
Tak, na pewno! Czy nie próbowałyśmy też stworzyć ilustracji do tych bajek? — Orzechowe oczy Pandory rozbłysły, gdy jej umysł przeniósł się do wspomnień z tamtych beztroskich dni. Wciąż pozostał jej nawyk kolekcjonowania pewnych przedmiotów, ale teraz przynajmniej potrafiła jakoś ocenić ich wartość. W t e d y wszystko było skarbem, nawet najzwyklejsze piórko nabierało magicznych właściwości, a rozpalone wyobraźnią kamyczki ożywały i w świetle promieni słońca przypominały cenne kryształy. Ach, czekała też na listy kreślone przez wielbicieli Yvette, uśmiechnęła się pod nosem, w głowie słysząc echo ich nastoletniego śmiechu, gdy czytały jak domniemany adorator próbował ukryć swą tożsamość, zamazując swoje imię lub z pisał „najukohańrza”.
Była to też szansa, by spróbować powrócić do siebie. Do osoby, którą była zanim los zdecydował się ją ukarać. A może, zupełnie przypadkiem, znajdą tam wskazówkę dotyczącą zniknięcia Ulyany? Tym razem powstrzymała się od podobnej uwagi, lecz nie mogła nic poradzić na falę podekscytowania, zalewającą ją od środka. Doskonale się to komponowała z tym, co miała zaraz zdradzić blondynce. Nie miała wobec niej podejrzeń. Mogła na palcach policzyć osoby wtajemniczone, za każdym razem sama im przekazywała ten sekret. Uznawała, że dobrze się z tym kryje, a przecież gdyby Yvette coś wiedziała dałaby jej to zrozumienia. Tak więc odczytywane emocje przypisała do zadowolenia czy też zaskoczenia z drobnego pierścionka, a temat przeszedł w końcu na runę, będącą jego integralną częścią.
To Nauthiz — gładko wypowiedziała nazwę, znała ją już od wielu lat. — Runa potrzeby, czasami określana też jako runa losu. — Taki wstęp powinien wystarczyć, już same te potoczne miana mogły nieco zasugerować, co do jej symboliki. Pochyliła się i z wyraźnym ukontentowaniem kontynuowała: — Jej pierwsze przesłanie wiąże się z cierpliwością. Wskazuje na to, że cierpliwość jest opłacalna, sprawy mają tendencję do porządkowania się samoistnie i próbując je pospieszać możemy tylko na tym stracić. Tym samym wyróżnia odporność, obiecuje, że krótkoterminowy ból może zakwitnąć w długoterminową harmonię, a to co przetrwamy, uczyni nas tylko silniejszymi. — przerwała na moment, by obrzucić łagodnym spojrzeniem drzewa nieopodal ganku. — Jest też ważna, ponieważ zwraca uwagę na to, że nie ruszymy do przodu dopóki nie zrozumiemy naszych prawdziwych potrzeb. Jej dosłowne tłumaczenie byłoby bliskie określeniu potrzeba ognia, w którym płomień jest zapałem, motywacją, napędza nas do działania. Oby pomogła ci przezwyciężyć przeszkody i ochroniła cię przed wątpliwościami.Dzięki niej znajdziesz w sobie siłę, by obejść zły los.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Ganek [odnośnik]25.09.17 20:47
W przeciwieństwie do Pandory, starała się nie rozpamiętywać swoich błędów, jednocześnie znając ich wartość - nic nie uczyło lepiej niż własne potknięcia. Podobna ignorancja oszczędzała niepotrzebnych rozterek i bezcelowych rozmyślań, a choć posiadała wady, choćby mniejsza uważność, spostrzegawczość i medytacja nad własnym charakterem, te umykały Yvette w rozrachunku zysków i strat. Uważała na słowa, dbając o ich estetykę, jak i pozostawiane po nich wrażenie, lecz niezwykle łatwo ulegała chwilom, zatracając gdzieś ostrożność. Uczucia i odczucia innych ludzi w gruncie rzeczy były dla niej mniej ważne niż własne, egoizm potrafiła tuszować. Z pomocą przychodziła wtedy chęć utrzymania nienagannej opinii, lecz teraz, w ostatnich dniach, martwiła się o własne podejście - spuszczała gardę wbrew sobie, godząc się na kontakt z lordem Rowle. Z jednej strony pragnęła napomnkąć o tym Pandorze, wyznać jej, jak sytuacja się komplikuje. Chciała usłyszeć od niej, że stanowczo należy zakończyć wszystko, nim właściwie się zaczęło - chciała usłyszeć od osoby, która byłaby w stanie jakkolwiek zrozumieć jej punkt widzenia i zareagować spokojnie, respektując jej wolną wolę oraz prywatność. Nie każdy z najbliższego otoczenia potrafił spełnić podobne wymagania. Nawet nie myślała, by dzielić się szczegółami z ojcem, wykląłby ją za prowadzanie się z żonatym mężczyzną, choć zazwyczaj na bankietach to w nich miała celować, gdy w grę wchodziły interesy. Mimo wszystko, jej umysł produkował wątpliwości w nadmiarze, dlatego nie zdecydowała się na poruszanie kolejnego trudnego tematu.
- Będę pamiętać - obiecała, w pewien sposób wdzięczna za słowną deklarację wsparcia - wypowiedziana stawała się bardziej realna i pewna, choć wiedziały, że mogą na sobie polegać. W końcu pewne drobne elementy miały wpływ na psychiczny komfort. Dobrze było przejść na przyjemny temat, nie tak zobowiązujący jak teraźniejszość. Może chodziło o stałość. Nie miały wpływu na przeszłość, która przecież przedstawiała się całkiem przyjemnie. Zachichotała na wspomnienie, choć takie szczegóły umykały jej szybko i nie była pewna, czy rzeczywiście podejmowały próby stworzenia ilustracji. Jeżeli faktycznie tak było, zawartość tajnej skrytki miała potwierdzić ten element wspólnej historii. Nie pomyślała o tym, że w dawnej kryjówce mogą kryć się wskazówki co do aktualnego położenia Ulyany, lecz taka możliwość była prawdopodobna.
- Jeśli tak, muszę zobaczyć te ilustracje - przyznała, znając swój znikomy talent plastyczny. Bardzo dobrze pamiętała reakcje swojego przyrodniego brata na każdą próbę uwiecznienia świata na papierze - śmiech do łez. I podpalone końcówki włosów, kiedy reagowała zbyt emocjonalnie, nie mogąc pogodzić się z brakiem zdolności w tej dziedzinie. - Założę się, że wszystkim leśnym stworzeniom dorysowywałam pointy - tylko tyle mogła sobie wyobrazić.
- Jest bardzo mój - stwierdziła, analizując chwilę słowa Pandory na temat runy wygrawerowanej wewnątrz sprezentowanego pierścionka. Tym bardziej sprawiał jej radość - nie był przypadkowy, stanowił podarunek przemyślany, piękny i czuła, że będzie bliski jej sercu. Musnęła opuszkami kwiat, gdy ozdoba ponownie otoczyła palec. - Potrzeba ognia brzmi bardzo znajomo, mam wrażenie, że ten żywioł jest mi najbliższy, ale harmonia, jaką ze sobą niesie, przedstawia się obiecująco - nie mogła przestać patrzeć na delikatną, wyważoną błyskotkę, idealnie prezentującą się na tle bladej skóry. Z fotela unosiła się z uśmiechem, wyciągając dłoń ku kuzynce, pragnąc chwycić ją jak za dawnych lat, przed podróżą w znajome miejsca. - Sprawiłaś mi wielką radość, Pandoro - objęła ją delikatnie, niezbyt długo, świadoma prywatności, jaka była dla niej cenna. Potrzebowała jednak gestu podziękowania. Chwilę później pociągnęła ją lekko z ganku, by mogły skierować się ku rzece - młoda wiedźma i nimfa zbliżały się do swojego skarbca.

| ztx2


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Ganek [odnośnik]06.03.18 14:59
|2 maja

Trzynaście pierdolonych listów później. Trzynaście pierdolonych godzin, które spędził na twardym materacu prowizorycznie skleconego łóżka. Trzynaście tysięcy niedorzecznych żali, wylewających się z ust ciężarnej małżonki. Trzynaście pocałunków: w czoło, w policzki, w drobne rączki córek, śpiących niespokojnie w odgrodzonej od reszty zamku magicznymi barierami sypialni. Musiał znieść wszystkie te liczby, by wyrwać się z domu i wiedziony jakimś chorym, samczym instynktem, obrać kurs na jej miejsce. Wcześniej był aż nazbyt cierpliwy, lecz wyrozumiałość skończyła się wraz z czarnomagicznym wybuchem oraz ekscesami jego własnej różdżki. Nie podobała mu się jej samowola, ani lekceważenie, więc kurwa, po prostu musiał sprawdzić, czy nie wisi gdzieś w swoim domu, nadziana na stojak na parasole. Wizja zazgrzytała między zębami, Rowle splunął na ziemię przez ramię, by rytualnie odwołać nieszczęście (nie wierzył w te bzdury, lecz skoro świat stawał na głowie, to on nie miał niczego do stracenia). Miotanie się w niepewności porzucił już dawno, żołnierski krok wpadł mu w nawyk, którego nie usiłował się pozbyć. Trawa uginała się wdzięcznie pod podeszwami jego wyglansowanych butów, łamiących nieuważne, małe gałązki z krzewów rosnących przy drodze, a wciąż osypujących się z wczorajszego nieszczęścia. Urokliwy krajobraz wsi też został naznaczony tragedią, która kalką nakładała się na sielankową okolicę, uzbrajając Magnusa w przekonanie, że Yvette również nie ominęły co najmniej przykre perypetie. Zastanie ją w domu? Zastanie ją martwą? Właściwie było mu wszystko jedno, ale chciał choć ostatni raz spojrzeć w jej twarz, ostatnio doprowadzającą go do szewskiej pasji. Sobie nie miał nic do zarzucenia. Nie zwodził, nie wykorzystywał, nie oszukiwał. Do bólu szczery, także w krótkiej chwili wyjaśnionej namiętności, której przecież nie zaprzeczał. Pożądał więcej niż jej ślicznej twarzyczki, naznaczonej wilą kapryśnością, więcej niż pewnego dziewictwa, jakie słusznie chowała dla swego oblubieńca, więcej niż irracjonalnych chwil kradzionej rozkoszy, przynoszącej więcej szkody niż pożytku. Pewnie dlatego odległość wyciągniętych ramion była dla nich najwłaściwsza, tylko że jej utrzymanie okazywało się dużo trudniejsze, niż przypuszczał. Mimowolnie przesunął paznokciami po lewym ramieniu, nieznacznie drapiąc się przez cienki materiał koszuli - niedawno podczas przechadzki lasami Beeston dopadł go zupełnie materialny kuzyn kota z Cheshire, zostawiając po sobie piękną pamiątkę, w postaci długich i cienkich szram na ręce. Rany zagoiły się prędko, lecz doskwierały, nieustannym swędzeniem przypominając o swoim istnieniu. Mniejsza, dotarł pod właściwe drzwi (cały dom pachniał cytrusami, nie musiał znać adresu, by tam trafić) i jak pan tego miejsca wtargnął na ganek, nie zwracając uwagi na gustownie urządzoną przestrzeń. Może w innych okolicznościach... Gdyby nie był tak zajęty łomotaniem w drewniane, starannie odmalowane drzwi. Dokładnie trzynaście razy. Ostatnie uderzenie zdarło nieco skóry z knykci, lecz Magnus zupełnie się tym nie przejął, podobnie jak dzwonieniem szyb w małych oknach. Jeśli była w domu - słyszała i prędzej czy później pojawi się na progu. I... tak, ruch w oknie, mknąca firanka, Yvette nie miała już odwrotu.
-Wiem, że tam jesteś - warknął, najbanalniejszą rzecz pod słońcem, raz jeszcze waląc pięścią do drzwi - jeśli ich nie otworzysz, to je rozwalę - dodał, najzupełniej poważnie, szybko oceniając, jak dużo fizycznego ataku jeszcze wytrzymają. Pod ręką miał zresztą sporo przedmiotów, wyglądających, jakby mogły mu posłużyć do wyprowadzenia ich z zawiasów, co zdawało się Magnusowi bardziej efektownym wejściem, niż otworzenie sobie drogi prostym zaklęciem.
Magnus Rowle
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ganek GleamingImpressionableFlatfish-small
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4426-magnus-phelan-rowle https://www.morsmordre.net/t4650-korespondencja-m-p-rowle-a https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-cheshire-farndon-posiadlosc-rowle-ow https://www.morsmordre.net/t4652-skrytka-bankowa-nr-1118 https://www.morsmordre.net/t4786-magnus-rowle
Re: Ganek [odnośnik]07.04.18 11:24
Na krótką chwilę bezruch zapanował nad światem. Nieznaczne ruchy przejrzystych firanek przyjęły absolutną dyskrecję, nieruchome spojrzenie ugrzęzło w krajobrazie, lokując się w nieistniejącym, odległym punkcie, niewzruszone targanymi wiatrem drzewami; szum oddalił się, kradnąc każdy najdrobniejszy odgłos, zapachy przestały istnieć, nie było ciepła, chłodu. Cisza, pustka - nawet drobnym ukłuciem nie zaznaczyły się w ciele i sercu półwili. Jasnozielone tęczówki otulał spokój, choć towarzyszące im odcienie różu opuchniętych powiek uchylały rąbka tajemnicy i wplatały w samotną postać akcenty zmartwienia. Nieobecna, lecz nie tak nieuchwytna jak matka, przedarła się przez najgorsze - gdyby ową przeprawę przenieść w wymiar fizyczny, prezentowałaby się nie lepiej niż portowe dziwki, wytargane przez los za kudły, tymczasem wyglądała bardziej na damę trapioną zwyczajnym przeziębieniem.
Konfrontowała kolejne emocje, walczyła z przemyśleniami, drżała nad niewiadomymi. Opustoszały dom przerażał, zagubienie nie mogło być lepszym gwoździem do trumny, po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się też zupełnie samotna, choć w teorii czekał na nią zupełnie nowy rozdział w życiu - jeszcze nie miała pojęcia, że miał zakończyć się tak nieprzyjemnie i prędko.
Wraz z panicznym wdechem, naznaczonym rozedrganiem po wielu słonych łzach, wszystko powróciło ze zdwojoną siłą, sprawiając, że resztki porządku umknęły spomiędzy palców. Krajobraz zamigotał przed oczami, gdy krew odpłynęła, zabierając resztki rumieńców z pięknego lica. Nie była gotowa na utratę ojca, wciąż przeżywając zniknięcie matki. Szum powrócił, nieprzyjemnie zagłuszając resztę odgłosów, ale uporczywe łomotanie nie miało szans z chwilami słabości. Nie musiała podchodzić do okna, zrobiła to odruchowo, tak jak chwytając różdżkę - pod wpływem bodźca. Słowa padające gniewnie z ust lorda Rowle były wystarczającym dowodem na jego obecność, nie potrzebowała zapewnień pod postacią znajomej sylwetki i burzy niesfornych loków, a mimo tego jakaś część jej istnienia postanowiła upewnić się, co do źródła hałasu. Pożałowała tego momentalnie, wściekłość dołączyła do całej gamy kolorowych odczuć, niesposobnych do utrzymania na uwięzi. Przytknęła dłoń do ust, cofając się powoli w głąb pomieszczenia, z różdżką wycelowaną w drzwi, dzielące ją od Magnusa. Wolała, by tam został, nie naruszając bardziej chwiejnych posad. Podjął jasną decyzję, więc - do wszelkich zjaw tkwiących u bram piekieł - dlaczego nachodził ją, stojąc o krok od przekroczenia granicy zewnętrznego świata i domu? Nie czuła się gotowa na kolejną walkę. Milczała, czekając na cud, marząc tylko o tym, by zniknął i nie pojawiał się nigdy więcej. Ciche kroki bosych stóp, stawianych ostrożnie na drewnianym parkiecie, bezszelestny ruch delikatnej, białej sukienki sięgającej połowy łydek - stop.
Mimo wszystko zbierała siłę, by nie utkwić w bezbronności przed... przed kim? Kim dla siebie byli?


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Ganek LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Ganek
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach