Wydarzenia


Ekipa forum
Wspólny salon (parter)
AutorWiadomość
Wspólny salon (parter) [odnośnik]27.02.17 11:03

Wspólny salon

Znajduje się na parterze, po lewej stronie korytarza, tuż przed wejściem do jadalni. Jest bardzo przestronny. W centrum mieści duży kominek (podłączony do sieci Fiuu), a wokół niego sporej wielkości kanapy oraz fotele z ciemnej skóry. Posiada też kilka regałów z księgami, wyposażony barek, wiekowy, rodowy fortepian oraz kilka komód. W całości wyłożony drewnem; podłoga też jest drewniana i codziennie pielęgnowana przez skrzaty, by wyglądała nienagannie, bo nigdy nie jest zakrywana dywanami. To miejsce spotkań całej rodziny.

[bylobrzydkobedzieladnie]
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]06.01.18 22:24
17 V

Dni dłużyły mu się niemiłosiernie. Czas rozciągał się w sposób niezwykle absurdalny, jakby wewnętrzny zegar Alpharda zaczął odmierzać w sposób całkowicie odmienny, za nic mając sobie ludzkie ustalenia w tej materii. Sekunda nie była sekundą, była wiecznością, w ciągu której skupiał w swym umyśle kilka myśli i maltretował się tym, ażeby wszystkie doprowadzić do nieszczęsnego finału – jakiejkolwiek konkluzji. Ganił się za to, że dla świętego spokoju akceptował wyjaśnienia niejakie, nawet dla złożonych zagadnień, ale bycie bardziej dociekliwym, wymagającym wobec odpowiedzi, doprowadzało tylko do kolejnych wątpliwości do głębokiego rozważenia. Jakże nienawidził tej melancholijnej części swej natury, który zmuszała go do snucia przypuszczeń absurdalnych. Przemyślenia o podłożu egzystencjalnym dopadały go codziennie, ale w dniach, kiedy to skłaniał się bardziej ku stagnacji i apatii, atakowały ze zdwojoną siłą.
Nieobecny wzrok, zamyślony wyraz twarzy, a także ściągnięte brwi i zaciśnięte mocno usta były jasnym sygnałem dla reszty domowników, iż nie warto strzępić sobie języka w próbie przemówienia do Alpharda, ponieważ ten nawet nie usłyszy. Zamknięty w swym świecie otworzy się na ten prawdziwy dopiero wtedy, gdy sam odczuje taką potrzebę. Nikt więc nie odezwał się nawet słowem, kiedy w milczeniu zajął miejsce w jednym z foteli znajdujących się w salonie. Choć zdawał się kompletnie nieobecny, doskonale odbierał wszystkie bodźce. Słyszał ciężkie kroki w korytarzu tuż obok, czuł ciepło ognia z pobliskiego kominka, widział tańczące w nim figlarnie płomienie. Do tego wszystkiego nie przykładał jednak zbyt wielkiej wagi.
Nie był pewien kiedy zastała go noc. Z pewnością w pewnym momencie wszystko ucichło, a do jego uszu dochodził jedynie odgłos już mniejszych płomieni, lecz wciąż jeszcze niedogasających. Lubił ciszę unoszącą się w powietrzu, wdzierającą w każdą szparę i każdy zakamarek umysłu. O ile cisza przed burzą miała w sobie coś elektryzującego, co drażniło skórę, napinało mięśnie i wdzierało się do kości, ta obecna niosła ukojenie oraz spokój, pozwalała złapać oddech. Przyjemny półmrok, bowiem ciemność zakłócała jasność ognia, też był uspokajający. Miał słabość do połączenia tych dwóch zjawisk: cisza i mrok powinny stanowić nierozłączną parę.
Powoli wychodząc ze swego letargu o wiele lepiej dosłyszał te kroki – wcale nie takie ciężkie, energiczne i zdecydowanie. Od razu wiedział kto też przechodzi obok, przez co wreszcie zdecydował się zrobić coś więcej niż zachować miarowy oddech. Przestał wreszcie obracać w dłoni kryształową szklanicą z resztką alkoholu i uniósł leniwie jeden z kącików ust, aby przyozdobić twarz krzywym uśmieszkiem.
Lupus – jego głos zabrzmiał nieco ochryple od zbyt długiego zachowywania milczenia. Na całe szczęście Alphard uniknął jakże niegodnego, wręcz prostackiego odchrząknięcia, które miałoby mu pomóc w oczyszczeniu gardła. Coś tchnęło w niego więcej życia, jakiś impuls bliski nazwania potrzebą. – Późną porę sobie wybrałeś na powrót do rodzinnego gniazda – stwierdził niby niedbale. Nie oczekiwał wyjaśnień, jednak fakt ten dał mu do myślenia. Praca w Szpitalu Świętego Munga była tak zajmująca? Spotkanie z narzeczoną z pewnością nie przeciągnęło się do takiej godziny, żadna przyzwoitka by na to nie pozwoliła.
Dołącz do mnie – zaproponował nad wyraz lekko, w tej samej chwili wskazując mu gestem dłoni wolny fotel znajdujący się naprzeciw. – Porozmawiajmy o twoich planach na przyszłość, braciszku.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]07.01.18 23:03
Minęło półtorej dnia odkąd oficjalnie nie byłem już kawalerem, a narzeczonym. Z prawnego punktu widzenia nadal pozostawałem w stanie wolnym, ale lśniący pierścionek na palcu Victorii jawnie dawał do zrozumienia, że za jakiś czas czekał nas ślub. Starałem się odłożyć te myśli całkowicie na bok, ale prawda była taka, że minęło jeszcze zbyt mało czasu. Wspomnienia z przedwczorajszej kolacji wciąż pozostawały we mnie żywe, w losowych momentach wyświetlając mi przed oczami równie losowe urywki z całego zajścia. Było uroczyście, może wręcz wzruszająco, choć głównie dla samej narzeczonej. My, jak to Blackowie, pozostawaliśmy beznamiętni, nie wyrażając żadnych emocji. Państwo Parkinson także zachowywali elegancki spokój, choć widziałem, że na nasze matki to spotkanie mocniej oddziaływało niż na kogokolwiek innego. Nie było źle ani tragicznie, choć cieszyłem się, że mam to już za sobą. Nie lubiłem sztucznego patosu, podniosłej atmosfery, czułem się w niej niezręcznie. Z drugiej strony to właśnie do dworskiego życia przywykłem, a zatem potencjalnie powinienem czuć się w jadalni jak ryba w wodzie. Może to po prostu chodziło o to, że całe zamieszanie obracało się wokół mnie? Wydawało mi się to na tyle niesprawiedliwym, o ile świadomość nieżonatego, ba, niezaręczonego Alpharda, będącego starszym bratem, docierała do mojej świadomości za każdym razem kiedy na niego spoglądałem zza stołu, przy którym jedliśmy. Nie miałem do niego pretensji, nie mogłem mieć, ale jednak odczuwałem niewielki ścisk w klatce piersiowej. Czy tak smakowała zazdrość? Dobrze, że jeszcze nie wiedziałem o planach rodziców względem niego; chyba rozniósłbym go na strzępy.
Tak to żyłem uroczo nieświadomy.
Wziąłem wolne na kilka dni; musiałem nabrać dystansu względem ostatnich wydarzeń. Nawet nie spoglądałem na raporty zalegające na biurku, a układające się w pokaźną wieżę złożoną z papierów zaklętych w grubych teczkach. Nie sięgnąłem także do drzew genealogicznych, nie odnajdując w tym należytej przyjemności. To niskie instynkty, ale największą ochotę miałem się tak po prostacku upić, ale także i tego rozwiązania zaniechałem. Postanowiłem nie próżnować i zajmowałem się załatwianiem spraw związanych z Rycerzami. Napisałem kilka listów, odwiedziłem kilku dostawców, uleczyłem kilku pacjentów, którzy nie powinni pojawiać się w szpitalu; ot, domowe wizyty. I dlatego wróciłem późno, choć nie byłem tego świadom. Zwykle czas umykał mi zbyt szybko; nim się obejrzałem, a już dzień się kończył. Tak było i tym razem, jednak na co dzień nikt na mnie nie czekał. Każdy był pochłonięty swoimi sprawami.
Dzisiejszego wieczora coś się zmieniło. Miałem tylko powiedzieć skrzatowi, by przygotował mi ciepłą kąpiel, ale w połowie drogi do kuchni zostałem zawrócony. Głos starszego brata rozległ się po pomieszczeniu, zatrzymując mnie w pół kroku. Uniosłem lekko brwi, potarłem kark i myślałem nad wymówką pozwalającą mi wrócić do mieszkania, ale Alphard zaraz ukrócił wszystkie moje pomysły.
- Tak wyszło – odpowiedziałem neutralnie, skręcając w bok, tym samym wchodząc do salonu. Zerknąłem na dogasający kominek, potem na wskazany fotel. Moje plany na przyszłość? Zabrzmiało to nietypowo, jakby ojciec wysłał go do mnie na przeszpiegi. Spojrzałem na mężczyznę z dużą dozą podejrzliwości, ale spełniłem jego prośbę zasiadając naprzeciwko. – Co chcesz wiedzieć? – spytałem bez ogródek, układając łydkę na kolanie oraz splatając dłonie na brzuchu. Utkwiłem w nim wyczekujące spojrzenie. – Może lepiej pochwal się swoimi? – odbiłem piłeczkę.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]08.01.18 0:43
Zbyt przejęty swymi wewnętrznymi rozterkami zignorował wagę ostatniej uroczystości, choć doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji decyzji, która stała się już oficjalną w trakcie wielce wystawnej kolacji. Pamiętał wszystkie szczegóły – delikatny smak przepiórczego mięsa rozchodzący się po podniebieniu, migoczące z podekscytowania oczy Victorii, nawet dostrzegł subtelny uśmiech tańczący na ustach swej matki, którego wyjątkowo nie była w stanie całkowicie zamaskować – jednak nic one dla niego nie znaczyły. Bez problemu zajął jedno z miejsc przy stole i do tego się ograniczył, wszelkie komentarze pozostawiając dla siebie, o ile jakieś miał. Krótkie spojrzenia, zachowawczo beznamiętne, ale pogardliwe w swej chwilowej intensywności, posyłane w jego kierunku przez lorda Parkinsona, jasno dawały mu do zrozumienia, że jego obecność traktowana jest niczym zło konieczne. Nie tylko Lupus intensywnie zastanawiał się nad faktem, dlaczego to jego, młodszego brata, posyła się w pierwszej kolejności na ślubny kobierzec. Wzmogło to plotki o pewnej dysfunkcyjności Alpharda, która dotknęła go już za młodych lat. Cóż może zmuszać Polluxa Blacka do planowania mariażu starszego syna, jeśli nie prawdziwe szaleństwo? Ludzie z pewnością będą gadać, przecież zawsze to robią.
Nie ganię cię przecież – rzucił z lekkim rozbawieniem, obserwując uważnie wejście krewniaka do salonu. – Jako kiepski autorytet nie mam nawet do tego prawa, nie sądzisz?
Postawa jego brata wyrażała więcej niżby ten chciał po sobie pokazać. Bądź to bliskie pokrewieństwo sprawiało, że całkiem spostrzegawczy Alphard widział pewne rzeczy jak na dłoni, kiedy inni obserwatorzy nie dostrzegali niczego. Spokojny krok, nieufne spojrzenie, zajęcie miejsca z wyuczoną godnością. Na całe szczęście wciąż był w stanie na przybranie wygodnej pozycji i bezpośredniość.
A co powinienem wiedzieć? – odpowiedział bezczelnie pytaniem i nawet uśmiechnął się chytrze, jakby rzucał przeciwnikowi wyzwanie. Zaraz jednak zmuszony zostało do przyobleczenia się w maskę powagi, kiedy dotarła do niego nieco zgryźliwa nuta, równie dobrze mogąca być jego własnym wymysłem.
Dobrze wiesz, że nie wiąże się ze mną wielkich planów na przyszłość – rzucił niedbale, tonem rzeczowym. Jego głos nie zadrżał, nie pojawiła się w nim nuta goryczy czy rozpaczy, ponieważ dawno zdążył przywyknąć do tego faktu. Zawsze będzie się go upraszało o pozostanie w cieniu, aby nawet przypadkiem nie sprawił dyshonoru szlachetnemu i starożytnemu rodowi Blacków. Właśnie dlatego na młodszym Lupusie ciążyła zdecydowanie większa presja, przede wszystkim miał być bardziej układny niż zbyt impulsywny Alphard. Szykowany na kolejną dumę rodu, zaraz po Cygnusie. Rzecz jasna to straszne pominięcie bolało, ale nie śmiał robić o to wyrzutów, to była konsekwencja jego skazy na usposobieniu. – Na ciebie spadł ciężar obowiązku zachowania dobrego miana rodziny, lecz głęboko wierzę w to, że go udźwigniesz, skoro ja sam nie jestem tego godzien.
Spojrzał na brata, po czym westchnął cicho, zaś dłonią przetarł zmęczoną twarz. Tymi słowami tylko bardziej się pogrążał, z drugiej strony logicznym wydawało się obwinianie jego osoby za taki stan rzeczy.
Co myślisz o swojej narzeczonej? – spytał w końcu, bo ta kwestia niewątpliwie go nurtowała. Wiedział, że obecnie nie ma mowy o tym, żeby pomiędzy Lupusem a Victorią istniało płomienne uczucie, ale może z czasem uda im się wykrzesać je z przywiązania i wzajemnego szacunku. – Robi przyjemne wrażenie, choć warto zauważyć, że praktycznie każda szlachetna dama takie wrażenie robi.
Co będzie, jeśli Lupus nigdy nie pokocha wyznaczonej mu żony? Na samą myśl zmarszczył z irytacji brwi. Alphard nie życzył tego bratu.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]17.01.18 10:36
Nie oczekiwałem, że Alphard jakoś szczególnie zaangażuje się w uroczystość. Od nikogo tego nie oczekiwałem, choć jak zwykle to Cygnus stanął na wysokości zadania. Żonaty, z gromadką dzieci, prawdziwy polityk o gładkiej mowie, to musiało się tak skończyć. Nasz ojciec również dał się wciągnąć w mniej lub bardziej poważne pogawędki, chyba wszystkim zależało na dobrych stosunkach z Parkinsonami. Może nestorzy wymarzyli sobie sojusz między rodami przez nasze małżeństwo, a może prawda leżała zdecydowanie głębiej; trudno było powiedzieć. Starałem się tego tak dobitnie nie analizować, woląc po prostu przeżyć spotkanie bez żadnego uszczerbku. Nie chciałem doczekać się hańby lub wstydu, ale na szczęście żadna z tych emocji nie zagościła wtedy przy stole. Denerwowałem się mocno, to były moje pierwsze oświadczyny; udało mi się jednak zapanować nad emocjonalnymi odruchami. Spokrewnieni lordowie obserwowali mnie zbyt intensywnie, bym mógł wpleść w zaręczyny choćby cień swobody. Brakowało mi szczerej rozmowy z Victorią, podobną do tej jaką przeprowadziliśmy po południu bez ingerencji kogokolwiek. Lub tej na ślubie Nottów, choć tam ciemność ogrodu być może ułatwiała zwierzenia.
Nie czułem się dobrze z tym wszystkim, ale wolałem kiedy nikt nie wiedział o moich rozterkach. Łatwiej jest dotrzymać tajemnicy wśród niewiedzy.
I nie pomyślałem w jakim świetle może to stawiać starszego brata, wciąż niezaręczonego. Do tej pory byłem pewien, że nestor oraz ojciec mieli po prostu dla niego specjalne plany, które wymagały czasu. Tylko czas mijał, a nic się nie zmieniało. To wywoływało niepokój. Nie miałem wpływu na decyzję starszyzny, musieliśmy im zaufać, że wiedzieli co robili.
- Jesteś dla siebie zbyt surowy Alphardzie – odparłem, może zbyt mocno gromiąc go spojrzeniem, nie wiem nawet czy widzialnym w osnowie dogasającego kominkowego żaru. – A martwisz się nią? – dopytałem, wygodniej usadawiając się na fotelu. Słowa mojego brata były mocno niepokojące, choć z drugiej strony od zawsze go takiego pamiętałem. Albo skrajnie wycofanego, oziębłego, albo rozsadzanego przez emocje oraz plany. Musiałem zaakceptować, że właśnie wypłynął na szerokie wody marazmu, ale czy ta samokrytyka nie była zbyt ostra? Wydawało mi się, że nie było to niczym na tyle strasznym, by od razu widzieć scenariusz swojego życia w najczarniejszych barwach.
- Jestem przekonany, że nie wszystko jest jeszcze przesądzone. Więcej wiary – powiedziałem łagodniejszym już tonem. Brzmiała w nim otucha? Tak, chyba tak. Przynajmniej taki był początkowy zamysł. Szczery, bo naprawdę nie wierzyłem, że ojciec mógłby chcieć posłać na krzywdę któregokolwiek ze swoich synów. Wciąż wierzyłem, że był w tym jakiś konkretniejszy plan.
- Victorię spośród wszystkich arystokratek wyróżnia to, że żywię do niej szczerą sympatię – odpowiedziałem po krótkiej chwili zawahania. To było trudne. Szczerość, nawet wobec bliskiego mi brata. Ale wiedział, że przyjaźniłem się z bratem lady Parkinson, powinien więc zrozumieć co miałem na myśli. – Dlatego myślę, że małżeństwo będzie udane – zwieńczyłem moją krótką wypowiedź. Bałem się otworzyć na prawdę, na to, że ktoś mógłby to usłyszeć i byłoby z tego więcej problemu niż pożytku. Alphard i tak na pewno domyślał się co było problemem. Za pewną kobietą szalałem od kilku długich lat, ale nasza historia skończyła się nim się tak naprawdę zaczęła.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]22.01.18 0:30
Zawsze cechował go krytycyzm, zarówno wobec własnej osoby, jak i reszty świata. Wnikliwie obserwował i wypunktowywał słabe strony każdej napotkanej rzeczy, jednak nie będąc przy tym ślepym na walory działające na ich korzyść. U siebie jednak dostrzegał przede wszystkim słabości. To właśnie przez pryzmat kilku największych przywar był oceniany przez otoczenie, zwłaszcza przez własnego ojca. Wciąż mierzył się z jego wiecznie niezadowolonym wyrazem twarzy, karcącym spojrzeniem oraz zaciśniętymi mocno ustami, jakby wydobycie z nich słów skierowanych do niego już samo w sobie kosztowało zbyt wiele cierpliwości. Jeśli więc był dla siebie zbyt surowy, nie działo się tak bez przyczyny. Rozgoryczony był tym, że jego ciągła praca nad sobą, czyli wieczne próby zapanowania nad temperamentem, nie dawała wystarczających rezultatów. Zawsze chciał dorównać oczekiwaniom swej rodziny, potrzebę tę wpajano mu od najmłodszych lat. Sensem jego istnienia jest przyniesienie chluby swemu rodowi. Nie mógł tego dokonać, jeśli spychano go w cień.
Lupus gromiący go spojrzeniem nie był widokiem, który mógłby go wzruszyć, może dlatego, że nie wkładał w to spojrzenie aż tak wielkich emocji. Gdyby te nim targały, burzyły się w ciemnych oczach mącąc dopracowywaną od najmłodszych lat maskę spokoju i powagi, wtedy i emocje Alpharda dałyby o sobie znać. Nigdy nie skuliłby się niczym stłamszony kundel, zmusiłby się jednak do zrewidowania swojego poglądu. Tym razem zignorował kierowaną ku niemu srogość i to w dość słabym wydaniu.
Przyszłością? – spytał niedbale, lecz w jego wibrującym głosie rozbrzmiewała nuta powagi lekko maskowana przez zamyślony ton. – Trudno się o nią nie martwić w tych szalonych czasach, w jakich przyszło nam żyć – odpowiedział jak najbardziej szczerze, zdradzając się ze swym niepokojem. Choć idealnie odnajdował się w chaosie, jaki nastąpił po wybuchu anomalii, nie był już pewien niczego. Każdy dzień mógł przynieść drastyczne zmiany, nawet rzucenie prostego zaklęcia niosło ze sobą ryzyko. O sytuacji politycznej wolał podczas tej rozmowy nie wspominać. Ministerstwo Magii jak zwykle wykazywało się nieporadnością, na scenie pojawiło się ugrupowanie szerzące terror, wciąż jednak działające w cieniu, choć coraz bardziej śmiało. Ale i przyjaciele mugolaków dawali o sobie znać na różne sposoby. Czy Lupus również potrafił lawirować w tak niesprzyjających warunkach? – Uznaj za naturalne to, że przyszłość mojego młodszego brata stanowi obiekt mej troski.
Wygiął usta w gorzkim uśmiechu posyłając swemu bratu pobłażliwe spojrzenie, jakby miał przed sobą dziecię zamiast dorosłego. Choć doceniał próbę dodania mu otuchy, w obecnej chwili była czymś mocno niepożądanym. W tej chwili nie jego własny los zaprzątał mu myśli, bardziej zastanawiało go to, jak wyglądać będzie przyszłość rodu, którą sam pokładał w Lupusie. Zawsze dostrzegał w nim potencjał, doceniał ambicje, dzięki którym nieustannie się rozwijał. Wróżył mu wielką karierę w Szpitalu Św. Munga, bo jeśli jakiś Black na coś się uprze, zawsze osiągnie swój cel.
Udane – powtórzył po nim to jedno słowo, które brał za gwóźdź do trumny, krzywiąc się przy tym nieco. Przytaknął niechętnie z jakąś goryczą gromadzącą się w podniebieniu, w końcu obaj wiedzieli, jak takie udane małżeństwa wyglądają. Liczba potomstwa jest wyznacznikiem zgodności małżonków i w sumie to często dla nich jedyny punkt wspólny. Lupus przynajmniej znajdował się w niezwykłej zażyłości z przyszłym szwagrem, co stanowi dobrą wróżbę dla jego relacji z rodziną przyszłej małżonki, ale niekoniecznie dla samego związku. – Życzę ci jak najlepiej.
Czteroletnia podróż sprawiła, że wiele zmian z życia młodszego brata po prostu mu umknęło. Przypuszczał, że spotkał go zawód miłosny, każdego prędzej czy później takowy spotkał, jednak nie znał żadnych szczegółów na temat pechowego zauroczenia Lupusa. Skoro ten nigdy nie poruszył tego tematu, Alphard też tego nie zrobił w obawie przed wymuszaniem przykrych zwierzeń. Uczucia nie powinny wpływać na ich decyzje, te winny być podejmowane tylko po trzeźwej analizie. Nie zawsze było to proste, na pewno nie w jego przypadku. W głębi ducha wierzył, że jego brat zawsze jest do bólu racjonalny.
Dopił resztkę alkoholu, po czym poderwał się z fotela i przeszedł do barku, gdzie kryły się butelki z różnymi trunkami. Zapełnił swą szklanicę, nalał też do drugiej szklanki, którą zaraz podał bratu.
To opowiesz mi o swoich planach czy wolisz żebym zgadywał? – ponowił ponownie temat, który ciekawił go najbardziej. – I nie rób żadnych wybiegów, bo naprawdę zacznę ci prawić o mym nudnym żywocie za ministerialnym biurkiem w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów.
Opadł z powrotem na fotel ciężko, a z jego ust umknęło ciche westchnięcie pełne ulgi.
Musisz mnie nauczyć podstaw magii leczniczej – wyrzucił z siebie bezmyślnie, chyba na dobrą sprawę nie zdając sobie sprawę z tego, co też mówi i dlaczego. Chyba podświadomie próbował odnaleźć pretekst do umocnienia braterskiej więzi. Cholera go wie.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]24.01.18 14:43
Mieliśmy wiele wspólnego. Krytycyzm również mi nie był obcy, choć objawiał się on w zupełnie innym wydaniu. Ja po prostu wiele od siebie oraz od innych wymagałem, ale nie określałem z góry, że jestem do niczego. Nie mogliśmy tak postępować. Byliśmy Blackami z krwi i kości, dziedzicami Czarnego Księcia, rodem starożytnym o czystej krwi, posiadaliśmy wpływy w Ministerstwie Magii i Świętym Mungu, nie byliśmy słabi. Choroby genetyczne były objawem najczystszej z krwi, ale to niewielka zapłata za status, jaki posiadaliśmy. Nie mogliśmy więc równać się niżej, powinniśmy piąć się na sam szczyt. Ambicja to nasze drugie imię; nie wiedziałem dlaczego Alphard tego nie rozumiał. Wychowywano nas jednako, gdzie wkradł się błąd? Nie umiałem tego pojąć, choć bardzo się starałem. Starszy brat był mi bliższy niż ktokolwiek inny, nie zastąpiłby mi go ani Cygnus, ani Walburga, ani nasz ojciec. Nikt. Tym bardziej przykre było patrzenie na samobiczowanie, nie pochwalałem tego i musiałem powiedzieć, po raz kolejny, że nie tędy droga. Powinniśmy opierać się na naszej sile, na słabościach opierają się ludzie niegodni czyścić nam butów. Czy miałem szanse z nastrojem siedzącego naprzeciwko Blacka? Nie wiedziałem. Spojrzenie miało dawać jasno do zrozumienia, że nie tolerowałem tego typu myśli. Nie zastanawiałem się nad tym co faktycznie mężczyzna mógłby tam odczytać. Wiedziałem, że problem sięga dużo głębiej, do zawodu w oczach Polluxa, ale chyba nikt nie dostąpił zaszczytu pochwały naszego rodziciela. Może jedynie Cygnus jako pnący się po szczeblach kariery polityk, ale nawet on był na tej drabinie zbyt nisko, by zaskarbić sobie uznanie kogoś takiego jak nasz ojciec. To było niekończącą się historią, której Alphard nie powinien lekceważyć. Nie powinien się zniechęcać, to nie leżało w naszej naturze. Nie mogło leżeć.
- To prawda, wszystko zmienia się tak zaskakująco szybko – potwierdziłem mrukliwie, nieszczególnie zadowolony z tego, że było w tym mnóstwo racji. Trudno było przewidzieć cokolwiek. Nawet moje zaręczyny owiane były wielką tajemnicą, o której Victoria dowiedziała się właściwie przypadkiem. I gdyby nigdy nie zechciała mi jej ujawnić, zdziwiony pozostałbym do końca. Niby nie powinienem patrząc na mój wiek, ale fakty przedstawiały się inaczej niż teoria. – Czy coś szczególnie cię trapi? – spytałem z wyraźnym zaniepokojeniem. Martwiłem się, to nie do końca tak, że byłem bezdusznym tyranem. Wiedziałem po prostu gdzie przynależę. Do Grimmauld Place, do rodziny, największej świętości kiedy tak wiele osób jest w stanie zrezygnować z tradycji i zdradzić najbliższych. Dla mnie nie do pomyślenia.
Chciałem mu pomóc, tylko nie miałem pomysłu jak. Miałbym sam znaleźć mu narzeczoną? Mógłbym, tylko nikt nie zechciałby ze mną robić interesów, nie miałem takiej mocy sprawczej. Dostrzegłszy grymas na twarzy brata westchnąłem tylko. Wiedział dość niewiele o mnie przez jego podróże, mógł nawet zapomnieć o miłości, którą czułem do jednej z panien. Lub uznać, że ta dawno minęła. Chciałbym, ale moja walka jak dotąd nie przynosiła wymiernych rezultatów. Nie takich, którymi pragnąłbym się chwalić. Ból dawno się stępił, ale nienasycenie pozostało. – Ja tobie też – zapewniłem, spoglądając w oczy szlachcica, ledwie połyskujące w półmroku salonu. Rozprężyłem się całkowicie, nie musiałem już udawać. Poluzowałem fular oraz kołnierz, odetchnąłem.
Leniwie obserwowałem procedurę nalewania alkoholu do szklanek i zawiesiłem się na chwilę, pozwalając zmęczeniu na spłynięcie wraz z odpoczynkiem. Nastąpiła krótka pauza, jakbym zbierał myśli, choć cały czas były w tym samym miejscu.
- Chciałbym zostać ordynatorem, później kierownikiem szpitala. Mieć żonę oraz synów, którzy przekazaliby dalej nasze nazwisko. Nic wyszukanego, ale zamierzam spełnić każdy podpunkt tych śmiałych celów – odparłem wreszcie, przyjmując do ręki napełnione bursztynem szkło. – Jeśli chcesz konkretniejszej odpowiedzi musisz skonkretyzować pytanie. Tak to działa – dodałem z niewielkim uśmiechem, pozwalając sobie na drobną uszczypliwość. – Bardzo chętnie, ale zdradzisz mi skąd ta chęć? – spytałem zarówno zaskoczony jak i zadowolony. Anatomia oraz magia lecznicza to coś, co każdy powinien umieć.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]24.01.18 23:38
Otuchy dodawała mu pewność, że również Lupus dostrzegał zwiastuny nadchodzących zmian, lecz czy rozmyślał nad nimi równie intensywnie, starając się odnaleźć w nich nie tylko sensu, ale również przyczynę sprawczą, która uzasadniłaby w pełni otaczającą ich rzeczywistość? Zbyt wiele rozmyślał nad zasadnością poszczególnych bytów, spośród których najbardziej drażniącym zdawała się być jego własna postać. Doprawdy, czasem dość miał tej swojej wiecznej niestabilności, która nakłaniała go do tego, aby podważać wszystko, nawet fundamenty swego jestestwa. Kim mógłby być, jeśli nie Blackiem? Wartości rodzinne powinien mieć wyryte wręcz na kościach, gdy wsiąkały już za młodu, coraz bardziej kształtując go całego. Cały czas się miotał. Chciałby uciec od siebie i zarazem być najlepszą wersją siebie, a tych dwóch pragnień nie można było pogodzić.
W końcu każdy będzie musiał wybrać stronę – stwierdził chłodno, w ten sposób próbując nabrać odpowiedniego dystansu do trudnego tematu, aby emocje przypadkiem nie przejęły nad nim kontroli. Być może nie wszyscy czarodzieje zdawali sobie sprawę z tego, jak wielkie podziały narosły przez ostatnie lata. A może w końcu jakaś istotna część czarodziejskiego społeczeństwa wreszcie poczyniła kroki, aby przejrzeć na oczy. Konflikt rozpoczął się już dawno, teraz to wojna wisiała w powietrzu. Jaki jednak rezultat będzie miała i jaką przyszłość zostanie wszystkim zgotowana, gdy u steru znajdzie się nowa siła? – Nie to jednak mnie martwi, bo wiem, gdzie przynależę. Moje wątpliwości budzi to, ile krwi trzeba będzie przelać, aby nadać wszystkiemu odpowiedni kształt.
Jego miejsce było przy rodzinie, tego zawsze był pewien. Oczyma wyobraźni widział głęboką reformę Ministerstwa Magii; tak głęboką, iż zrównano by je z ziemią, aby stworzyć tę instytucję na nowo, całkowicie wolną od zepsucia. Kwestia mugolaków wciąż pozostawała sporna, przynajmniej w jego oczach. Oczywistym było, że ci zawsze będą obecni w ich świecie, skoro populacyjnie mugole przeważają. Choć nigdy nie dorównają czystokrwistym, mogą okazać się pożyteczni. Z pewnością jego punkt widzenia nigdy nie będzie popularny, mimo to wciąż uparcie szukał rozwiązania w próbie reedukacji młodych czarodziei z mugolskich domów. Gdyby było to konieczne, nawet postulowałby za odbieraniem dzieci o magicznym potencjale ich rodzinom. Koncepcja nie była idealna, więc nie zamierzał się nią dzielić, póki całkowicie jej nie dopracuje. Żył w przekonaniu, że dwa światy nie powinny mieć ze sobą większej styczności niż to konieczne i zamierzał dołożyć starań, aby tak właśnie było.
Uśmiechnął się blado w podzięce za słowa brata. Naprawdę ucieszyło go to, że młodszy brat wyrażał swoja troskę, jak również złożył mu oszczędnie życzenie pomyślności. Wizja własnej przyszłości, którą rysował Lupus, zawierająca konkretne cele, w Alphardzie wzbudziła niemały podziw. Jakże chciałby być pewny swoich planów na przyszłość. Obecnie wiedział tylko tyle, iż musi zrobić wszystko, aby budować pozycję w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, jeśli chce wspierać polityczne aspiracje swego rodu. Nie pragnął tego całym sercem, traktował to raczej jako swą powinność. Największą przyjemnością w jego życiu były podróże, jednak musiał z nimi zerwać, nie był już w końcu beztroskim młodzieńcem.
Natchnęło mnie – odparł w pierwszej chwili nieco nieprzytomnie, jakby jego umysł uparcie pozostawał zamglony, nawiedzany jeszcze echem nagłego przebłysku, który jednak stopniowo stawał się coraz bardziej niejasny. Skąd właściwie przyszła mu do głowy ta myśl i w którym momencie zaczęła kiełkować? Czy może przy smętnych rozważaniach o przyszłości i o czyhających w niej niebezpieczeństwach? – Skoro czas stały się burzliwe, warto przyswoić sobie wiedzę o podstawach magii leczniczej. Grzechem byłoby zatrzymać tylko dla siebie całą wiedzę, braciszku. I przyznaję się bez bicia, że to przez moje zaniedbanie nie jestem obeznany w tej dziedzinie.
Upił łyk alkoholu, a ciepło momentalnie rozlało się po całym jego przełyku, przez co zmrużył oczy z przyjemności. Rozluźnił mięśnie ramion i mocniej przyległ plecami do wygodnego oparcia fotela, prawie się w nim zatapiając. Nie wisiał nad nimi ojciec, który mógłby ich zganić za siedzenie w niegodnej ich szlacheckiej krwi postawie.
Skoro muszę być bardziej konkretny… – zaczął po chwili namysłu. – Jak zamierzasz nazwać swojego pierwszego syna? – spytał bez wahania i szczerze ciekaw odpowiedzi. – Raczej nadanie mu mojego imienia mu nie grozi, jednak byłbym wielce zaszczycony, gdybyś zdecydował się na tak odważny krok – rzucił z rozbawieniem, zaś słowa, które opuściły jego gardło, zaraz popił trunkiem. – Możesz też opowiedzieć mi, jak minął ci dzień. Zapewne nie próżnowałeś, nie jesteś człowiekiem, którego zadowoliłaby bezczynność.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]01.02.18 10:12
Rozmyślałem. Nawet śmiałem sądzić, że wiedziałem na ten temat więcej niż Alphard. Nie mógł jednak tego wiedzieć, to był sekret, którym nie mogłem się dzielić. Nie chodziło o to, że mu nie ufałem, po prostu gdyby coś się stało i gdyby mieli go przesłuchiwać, mogłoby to się źle skończyć. Nie widziałem, by mój starszy brat jakoś szczególnie ogłaszał się z naszymi rodowymi poglądami, co dało mi do myślenia, że jego stanowisko nie było aż tak radykalne jak moje. Zwykle ja też trzymałem się na uboczu niektórych spraw, ale wiedziałem jak zaznaczyć swoje stanowisko; reszty domyśliła się Deirdre. W przypadku więzi braterskiej teoretycznie powinno mi być łatwiej, ale starszy Black zawsze stanowił pewnego rodzaju zagadkę, której nigdy nie umiałem do końca rozwiązać. Grunt był zbyt niestabilny, bym mógł się po nim bez przeszkód i bez obaw poruszać. I to sprawiło, że wolałem pozostać zachowawczy w swoich opiniach. Musieliśmy chyba więcej rozmawiać w celu lepszego zrozumienia oczekiwań tego drugiego.
Takie myśli mnie naszły siedząc naprzeciwko brata oraz starając się w półmroku zaobserwować mimikę jego twarzy. Tylko ciemne oczy lśniły światłem odbitym, niewiele dało się z tego wyczytać, ale nie poddawałem się. Upiłem łyk alkoholu kiwając powoli głową.
- Na szczęście my wiemy jaką stronę obierzemy. Oby osób po naszej stronie było jak najwięcej – dodałem swobodnie. Byłem pewien, że zgadzamy się w poglądach, że nie odbiegały one od rodowego motta Blacków. To napawało mnie spokojem o naszą rodzinę; niestety za wszystkich innych nie mogłem ręczyć. Nawet w arystokracji znaleźli się głupcy idący w ślad Weasleyów, największej zakały szlacheckiego świata, która nie wiadomo jakim cudem utrzymała jeszcze czystość krwi pomimo lubowania się w szlamie. Nie lubiłem o nich myśleć, bo się od razu denerwowałem, dlatego odpuściłem ponure myśli i skupiłem się na otaczającej mnie rzeczywistości.
Alphard chwilę później potwierdził moje słowa, ale ja nie wątpiłem w niego ani przez chwilę, więc nie odczułem ulgi ani innych, podobnych emocji.
- Warto przelać tę krew w imieniu wyższego dobra. Tylko świat całkowicie oczyszczony ma szanse na odrodzenie – stwierdziłem pełen przekonania. Naprawdę w to wierzyłem. Widziałem, że mój brat za bardzo przejmował się losem osób gorszych od siebie, całkowicie niesłusznie. To tylko utwierdzało mnie w poczuciu, że nie powinienem dzielić się z nim wiedzą o Rycerzach Walpurgii.
Nieświadomy wizji roztaczanych w umyśle starszego Blacka, nie kłopotałem się z dalszymi przemowami, nie odniosłyby one zresztą upragnionego sukcesu. To była zwykła rozmowa, wymiana spostrzeżeń, nic, czym należało się niepokoić. Szczególnie, że temat magii leczniczej był dla mnie zdecydowanie ciekawszy w tym momencie. Uśmiechnąłem się lekko, kolejny raz sięgając ustami do jeszcze pełnej szklanki.
- Świetna decyzja, popieram ją. Ale w parze z magią leczniczą powinna iść anatomia, jak mniemam, nie jesteś w niej zbytnio obeznany, prawda? – spytałem. Bez złośliwości, nie o to chodziło. Po prostu rzucanie zaklęć mających za zadanie uzdrowić, bez znajomości budowy ciała człowieka, była zwyczajnie jałowa i nieprzydatna. Nie będzie mógł zastosować poznanych inkantacji w praktyce, a to wielka szkoda. – Powinniśmy więc zacząć najpierw od teorii – dopowiedziałem. Zacząłem się już nawet zastanawiać jak to zrobić, ale dalsze słowa Alpharda zaskoczyły mnie na tyle, że przez długą chwilę wpatrywałem się w jego twarz z zaskoczeniem. – Nie wiem, nie myślałem o tym jeszcze. Nie jestem nawet żonaty – odparłem ostatecznie. Zaręczyny niestety nie zawsze były trwałe, zdarzało się do ich zrywania z wielu powodów, było więc moim zdaniem za wcześnie na takie dywagacje. – Ale zastanowię się nad twoją propozycją – dodałem unosząc kąciki ust. Upijanie kolejnej porcji alkoholu miało mi dać czas na wymyślenie stosownego kłamstwa niezahaczającego o wypełnianie woli Czarnego Pana. – Byłem na spacerze, potem wybierałem prezent dla lady Parkinson, ale nic mi się nie spodobało. Później wpadłem do szpitala zająć się papierkową robotą, ale wnet mnie wygonili na wolne. Załatwiłem więc jeszcze kilka spraw – rzuciłem ogólnikowo, pełen nadziei, że nie będzie dopytywać. – A ty? Zrobiłeś coś konstruktywnego skoro mi się nie udało? – spytałem, od razu odwracając kolejkę.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]02.02.18 23:19
Pokrewieństwo sprawiało, że byli ze sobą blisko, jednak wzajemna zażyłość między nimi, dwoma braćmi, nie była na tyle silna, aby mogli zdradzić sobie wszystkie myśli bez obawy o bycie osądzonym przez drugiego. Ale właśnie w taki sposób zostali wychowani, aby ufać całkowicie tylko sobie, bo choć rodzina była jednym z najcenniejszych skarbów, to jednak nie każdy okazywał się godzien noszenia rodowego nazwiska. Dowodem tego były wypalone miejsca na gobelinie przedstawiającym drzewo genealogiczne Blacków. Zawsze niechętnie przyglądał się resztkom tego, co strawił ogień, a nawet wyobrażał sobie, jak i jego podobiznę spotyka podobny los. Nigdy nie poznał wujka Mariusa, brata swojego ojca, o którym nikt wolał nie wspominać od kiedy okazał się charłakiem, ponoć jedynym w całej rodzinie. Okrutnym wydawało mu się całkowite odrzucenie go z powodu czegoś, na co nie miał wpływu, niekiedy jednak odrazę budziło w nim to, że może go łączyć cokolwiek z tym człowiekiem sprowadzonym przez krnąbrność losu do poziomu mugoli. Rodzinne więzy mimo wszystko były niezwykle kruche. Łudził się jednak, że Lupus nie odwróciłby się od niego, gdyby tylko zechciał nie opowiadać się po żadnej ze stron konfliktu, co było tylko założeniem czysto hipotetycznym, bo nie mógł sobie pozwolić na podobny luksus. A gdyby stanął po przeciwnej stronie barykady?
Powinniśmy jednak pamiętać, że krew męczenników zawsze woła najgłośniej – wyrzucił z siebie ponuro.
Przemoc zawsze rodzi przemoc, akcja wywołuje reakcję. Jeśli konflikt eskaluje i znów ich świat całkowicie opanuje wojna, każdy będzie pragnął odwetu. Mugolaki nie dadzą się tak po prostu spętać jak stado bezmyślnych owiec, będą walczyć o swoje prawa, a przecież nie brakuje ludzi im przychylnych wśród najwyższej klasy czarodziei. Wiedział, że dominację można zdobyć tylko przy pomocy argumentu siły, lecz z czasem, gdy już władzę się zdobędzie, można ją utrzymać tylko dzięki sile argumentów. Oczywistym jest, że ludzie muszą myśleć, że zmiany polityczne są dobre i działają na ich korzyść, w przeciwnym razie w końcu podniosą bunt.
Nigdy nie wykazywałem specjalnych zdolności do zapoznawania się z ludzką anatomią – odparł swobodnie, wcale nie wstydząc się tego, że przyznaje się do tej drobnej ułomności. Nawet uśmiechnął się nieco chytrze, gdy dostrzegł bardziej głębokie przesłanie swojej wypowiedzi. Brakowało mu również obeznania z tajnikami bliskości fizycznej. Wszystkie jego gesty wobec przedstawicielek płci pięknej były drobne, niezgrabne i budziły u niego spore skrępowanie. – Za to przejawiam inne talenty, choć liczę na to, że wielu jeszcze nie odkryłem. Bardzo lubię pocieszać się tą myślą.
Obecność Lupusa w połączeniu z alkoholem sprawiła, że jego nastrój nieco się poprawił. Wizja uczenia się od młodszego brata teorii magii leczniczej wcale go nie odstręczała, przeciwnie, mógł tylko cieszyć się, że ma do kogo zwrócić się w tej kwestii. Czy jednak znajdzie czas na przyswajanie wiedzy z całkowicie obcej dziedziny? Lupus też ostatnio wydaje się zajęty, co zresztą Alphard całkowicie zrzucał na karb zawodowych obowiązków. Szybko otrzymał potwierdzenie swoich podejrzeń. Wysokie aspiracje były czymś dobrym, ale skoro współpracownicy wręcz wyganiali go ze szpitala, musieli mieć dobry powód.
Błagam cię, nie rozśmieszaj mnie – odparł mrukliwie, bo i daleko było mu do śmiechu. Pozwolił sobie na ciężkie westchnięcie, następnie przeczesał włosy palcami z przemożnym zmęczeniem na twarzy, po której zaraz leniwie przesunął dłonią. – Na razie w moim wspaniałym Departamencie panuje jeden wielki burdel – stwierdził bez ogródek, w końcu nie musiał silić się na subtelność. – Sterta dokumentów wcale się nie zmniejsza, większość nie wnosi niczego nowego, ale i tak zmuszony jestem nad nimi ślęczeć. A rąk do pracy brakuje, bo mimo wszystko nikt nie kwapi się na powrót do swoich dawnych stanowisk, kiedy grunt nadal jest grząski, gdy Minister zdaje się iść w ślady swej zacnej poprzedniczki.
Jakim cudem może lubić tę pracę? Mimo wszystko potrafił się w niej odnaleźć, choć doskwierało mu to, że wcale nie miał sposobności zmienić zbyt wiele. Z drugiej strony kształtował w jakiś sposób stosunki zagraniczne z innymi europejskimi Ministerstwami, mógł przyglądać się z boku wszystkim zachodzącym na arenie międzynarodowej zmianom. I liczył na to, że wraz z umacnianiem swoje pozycji w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów przyjdzie mu ponownie udać się w kolejne podróże, tym razem uzasadniając je zawodowym obowiązkiem.
Za to resztę dnia spędziłem całkowicie bezczynnie. Przesiedziałem całe godziny na fotelu i jesteś jedynym urozmaiceniem mojego dnia.
Przynajmniej powoli udawało mu się wyjść z tego swoistego marazmu. Kto wie, może to punkt zwrotny i jego nastrój ponownie się odmieni – stanie się weselszą i bardziej żywiołową wersją siebie? Chyba nawet miał taką nadzieję.
Zapewne też jesteś zmęczony.
Uniósł szklankę do ust i opróżnił ją z zawartości bez mrugnięcia okiem. Nastała już pora, aby życzyć sobie nawzajem spokojnej nocy i udać się do łóżek. Może i wyrośli już ze stałych pór chodzenia spać, jednak Alphard przeczuwał, że im dłużej będzie zwlekał z udaniem się do sypialni w celu zaśnięcia, tym trudniej będzie mu wygrzebać się z pościeli następnego dnia. Jeśli zaśnie w fotelu i zostanie to przyuważone przez ojca, znów będzie musiał znosić jego zniesmaczone spojrzenia.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]11.02.18 23:57
To był trudny temat. Nie bez potrzeby mawiano, że jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie; jednak rodzina jako jedne z najwyższych wartości powinna być ostoją, w której można było wykrzyczeć wszystko, bez obaw o stawianie nieprzychylnych osądów. Rzeczywistość przedstawiała się dużo bardziej skomplikowanie, bo istniały rzeczy niewybaczalne. Zdrada krwi, rodziny, była godna potępienia. Charłactwo powodujące zrównanie człowieka do szlamy także było godne potępienia. Było ono mutacją, czymś odrażającym. Zgniłym owocem, który należy odrzucić, by nie zaraził pozostałych gałęzi. Nie posiadając daru magicznego taki człowiek nie mógł się równać arystokratom, starożytnemu rodowi, gdzie znajdowali się sami najwybitniejsi magowie, to byłoby po prostu pozbawione sensu oraz dobrego smaku. Wszystkie odstępstwa były zresztą powodem do wstydu, Blackowie stawiali swym latoroślom poprzeczkę znacznie wyżej niż inne rody. To z powodu pogoni za perfekcją. Nigdy się do niej nie zbliżymy, ani ja, ani Alphard, ale naszym obowiązkiem były próby sięgnięcia po niemożliwe. Tego od nas oczekiwano i dopóki spełnialiśmy pewne kryteria, nie mieliśmy się czego obawiać.
Mój starszy brat miał jednak w sobie wiele obaw, których nie powinno tam być. Uśmiechnąłem się do niego lekko, choć wdarł się w ten wyraz twarzy cień pobłażliwości. Tym to już na pewno nie powinien się zamartwiać.
- Niech woła, zasłużyli na to. My jesteśmy ponad to – odparłem lekko, po raz kolejny zanurzając usta w piekącym w gardło płynie. Moje poglądy były zdecydowane, nie wstydziłem się ich, a już na pewno nie w gronie najbliższej rodziny. Znali je zresztą doskonale i nie powinno to nikogo dziwić czy szokować. Aż dziwne, że nie byłem inkwizytorem, biegając za szlamami ciskając w nich czarną magią; podążyłem zupełnie inną ścieżką, ale zawsze uważałem, że nigdy nie jest zbyt późno na naukę.
- Nie każdy może być dobry we wszystkim, choć nasz ojciec na pewno uważa inaczej – powiedziałem, pozwalając sobie na drobny żart, choć nie powinienem. Gdyby Pollux to usłyszał, pewnie nie byłby zadowolony. Na szczęście już dawno spał. – W istocie to bardzo słuszna myśl, trzymaj się jej – dodałem pokrzepiająco. Nawet skinąłem krewnemu głową i uniosłem prawie pustą szklanicę jakbym wznosił toast pełen uznania. Naprawdę nie podobał mi się samokrytycyzm Alpharda i wolałem go nieco ukrócić, zanim rozwinie się do niewyobrażalnych rozmiarów.
Wsłuchiwałem się uważnie w relację na temat stanu Ministerstwa w chwili obecnej. Cóż, słowa brata nie zdziwiły mnie ani trochę. Nie mogłem się wręcz powstrzymać przed wywróceniem oczami.
- Ministerstwo zawsze było nieudolne. Można to zauważyć na pierwszym lepszym przykładzie. Dobrze, że w porę to zrozumiałem i nie pchałem się tam do was, ogólnie to mocno wam współczuję konieczności gnicia w tamtych parszywych korytarzach – stwierdziłem ze słyszalną w głosie pogardą. Na nic innego ta instytucja nie zasługiwała. Gdyby pracowało tam więcej Blacków oraz ogólnie arystokratów, wtedy wyglądałoby to zupełnie inaczej. Ale rzeczywistość rzadko dostosowywała się do czczych pragnień.
- O tak – przytaknąłem, dopijając alkohol. Koniec, szklanka została opróżniona do cna. Odłożyłem ją na najbliższy stolik, naczyniami zajmą się skrzaty. – Bardzo dziękuję ci za rozmowę, ale czas się położyć. Tobie też to radzę – zakończyłem. Uścisnąłem Alphardowi dłoń na pożegnanie dźwigając się z fotela. Rozstaliśmy się dość późno, dlatego poszedłem od razu na ruchome schody i po toalecie poszedłem spać.

z/t obaj?
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]20.05.18 13:55
26. czerwca
Walczyła, nie mając pojęcia ile czasu mogło upłynąć, gdzie podziała się reszta, na jakim etapie stanęła misja - choć to, szczerze mówiąc, było jej ostatnim zmartwieniem na ten moment. Panika bez przeszkód wdarła się do umysłu, oczy piekły, ciało bolało potwornie; w pierwszej chwili po przebudzeniu myślała, że jest w ciemności, lecz próba najmniejszego ruchu rozjaśniła sytuację, razem z migawkami z ostatnich zapamiętanych chwil. Pamiętała szum wściekłych bahanek, popłoch, gorączkowe poszukiwanie w torbie czegoś, co mogłoby pomóc, ale na tym urywało się wszystko. Ułamek sekundy na przemyślenia, parę chwil na chaotyczne próby wydostania się z pułapki, gwałtowne wdechy i wydechy, by zakrztusić się pyłem i zdać sobie sprawę z tego, że naprawdę była uwięziona, ale jakimś cudem żyła. Ciało rwało, piekło, kuło w przeróżnych częściach, mniej lub bardziej, nie potrafiła skupić się na tym, gdzie odniosła największe obrażenia i minęła dobra chwila, nim uspokoiła się na tyle, by myśleć wystarczająco racjonalnie. Czuła na ramieniu pasek torby, ciągnący uciążliwie w dół, ale nie mogła rozejrzeć się, dlatego przez jakiś czas próbowała sięgnąć ku sakwie na ślepo, w zupełnych ciemnościach, modląc się w duchu o więcej cudów. Najwyraźniej tej nocy trafiła na żyłę szczęścia. Lewa ręka odmawiała posłuszeństwa, prawą grzebała więc nieporadnie między fiolkami, przy okazji rozcinając skórę o pokruszone szkło, lecz dotarła do odpowiedniej, podłużnej fiolki, w której mógł być tylko eliksir niezłomności i gimnastykując się pomiędzy gruzami starego, dziwnego domu, wypiła wywar. Mozolne wygrzebywanie się z grobu zajęło jej całe wieki. Podobnie okropna podróż, widok zwłok Isli, napływ myśli - wszystko było torturą ciągnącą się w nieskończoność. Podarta, nadpalona peleryna, powierzchowne oparzenia, sącząca się krew, razem z otumanionym umysłem zawirowały wreszcie wśród zielonych płomieni, gdy drżący głos nakazał im podróż do lorda Blacka. Krztusiła się pyłem, ledwo stojąc na nogach, właściwie cały ciężar opierając na lewej, sprawnej, próbując panować nad osuwaniem się po gzymsie kominka. Odetchnęła, mając nadzieję, że znalazła się we właściwym miejscu, nie mając pojęcia, kto znajdował się w pomieszczeniu.
- Lord Lupus - mruknęła z zamkniętymi oczami, cicho, ale stanowczo. Na nic więcej nie miała siły.

| oparzenia(15), kąsanie (15)  cięte (30), tłuczone(100), psychiczne (10), eliksir niezłomności (1/5 tur + 85 do żywotności) - 124/294 (39/209)
rana na lewej łydce (cięta), złamana noga - prawa, ręka - lewa, żebro, obicia, wstrząs mózgu


you're a chemical that burns, there's nothing but this
it's the purest element, but it's so volatile
feel it on me, love; see it on me, love

strangeness and charm

Yvette Blythe
Yvette Blythe
Zawód : alchemiczka, baletnica
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Beauty is terror.
Whatever we call beautiful,
we quiver before it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Wspólny salon (parter) LtziYn6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4582-yvette-sapphire-blythe https://www.morsmordre.net/t4613-jeszcze-pusta-klatka#99470 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f290-blythburgh-suffolk-ivy-alley-28 https://www.morsmordre.net/t4614-skrytka-bankowa-nr-1176#99471 https://www.morsmordre.net/t4718-yvette-sapphire-blythe#101045
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]22.05.18 14:58
Wydawało mi się, że ta noc nigdy się nie skończy. Nieustannie albo to ja musiałem zjawiać się w podejrzanych miejscach, albo to na Grimmauld Place przybywali tłumnie Rycerze. Nie narzekałem, oczywiście, że nie, to był mój obowiązek. Uleczyć wszystkich poszkodowanych. Nie zmienia to tego, że byłem już wykończony. Nie tylko anomalie dawały mi się we znaki, ale zwykłe zmęczenie spowodowany późną porą oraz brakiem snu. Gdzieś w przerwie między kolejnymi pacjentami kazałem skrzatowi zrobić mi mocną kawę, ale praktycznie nie było kiedy jej wypić. Poiłem się nią na raty, w dużej mierze kosztując zimnego zamiast ciepłego napoju, ale musiałem przyznać, że na jakiś czas udało mi się zregenerować siły oraz zwalczyć narastającą senność. Po pewnej godzinie to już nawet nie czułem potrzeby snu, choć fizycznie podupadałem już na zdrowiu.
Nie spodziewałem się we wspólnym salonie zastać Yvette, ale skrzat pilnie zawezwał mnie na dół twierdząc, że ledwo żyjąca kobieta chce mnie widzieć. Zjechałem więc schodami co trwało całą wieczność i z niezadowoleniem stwierdziłem, że część domowników wstała słysząc zamieszanie na dole. Nie dziwiłem się jej, tylko tutaj był kominek podłączony do sieci Fiuu, ale niestety obawiałem się jutro mocno niezręcznych pytań. Musiałem wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo.
- I znowu się spotykamy – mruknąłem do kobiety wchodząc do pokoju. Skrzatowi od razu nakazałem ostrożnie ułożyć półwilę na kanapie, przygotować alkohol do odkażenia ran i szmatkę z lodem na uśmierzenie nieco bólu powstałego przez liczne zasinienia na skórze.
Nie powiedziałem nic więcej, wnikliwie obserwując obrażenia zadane czarownicy. W tym samym czasie skrzat przemywał już ranę na łydce oraz inne, kąsane ranki, wyglądające na ugryzienia zwierzęcia, ale nie znałem się na specjalizacji urazów magizoologicznych, więc nie byłem pewien.
- Curatio Vulnera Horribilis – spróbowałem na początek z trudniejszym zaklęciem, by szybciej udało mi się zagoić powstałe uszkodzenia. Nauczony doświadczeniem nie zamierzałem upierać się akurat przy tym zaklęciu, najwyżej skorzystam później z jego prostszej odmiany kilkukrotnie. I tak najgorsze było wystawianie się na anomalie.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]22.05.18 14:58
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 80

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Wspólny salon (parter) HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wspólny salon (parter) Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Wspólny salon (parter) [odnośnik]22.05.18 15:06
Znów poczułem siłę adrenaliny wtłaczanej do krwi i przedostającej się wraz z krwioobiegiem do całego organizmu. Ponownie moje mięśnie napięły się ze zdenerwowania, bo zastanawiałem się czy magia okaże się kapryśna. Na szczęście nie. Nie zaobserwowałem żadnych skutków ubocznych zaklęcia, które swoją drogą było udane. Jego promień nie pozostawiał wątpliwości, a gojenie się wszystkich ran było dostatecznym dowodem na odniesienie sukcesu. Odetchnąłem, choć to nie był koniec, a zaledwie początek. Niestety z oparzeniami nie mogłem sobie poradzić takim samym sposobem jak z ranami, więc musiałem odkazić tkanki magią, co nastręczało kolejnych, potencjalnych problemów. Ale nie było wyjścia, jeśli chciałem porządnie wykonać swoją pracę. Każdej chwili wraz z wypowiedzeniem formuły uroku zastanawiałem się czy podejmowałem słuszne decyzje.
- Purus – powiedziałem, kierując koniec różdżki na miejsca oparzeń oraz takie, gdzie jeszcze mogło znaleźć się jakieś zanieczyszczenie. Miałem nadzieję, że to będzie pierwsza oraz ostatnia próba na to zaklęcie, bo czekało mnie jeszcze sporo pracy.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Wspólny salon (parter)
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach