Wydarzenia


Ekipa forum
Duszny Klub
AutorWiadomość
Duszny Klub [odnośnik]04.12.16 1:06
First topic message reminder :

Duszny Klub

★★★
Duszny Klub Dżentelmenów mieści się na szczycie jednego z apartamentowców w centrum Londynu. Można się do niego dostać, klikając w windzie siedmiokrotnie guzik wywożący na ostatnie piętro - wówczas winda sama odnajduje drogę. Wystrój klubów jest suchy, elegancki, część pomieszczeń znajduje się pod zadaszeniem, część na otwartej przestrzeni, na ukwieconym tarasie. Duszny Klub słynie ze spotkań jasnowidzów, mediów oraz corocznego międzynarodowego zjazdu kawalerów zmarłych pomiędzy 1256 a 1315 rokiem. Oferuje głównie cygara, kawę oraz mocniejsze trunki, ale fakt, że jest on wyjątkowo otwarty na duchy - ponoć duchem jest sam właściciel - unika się tutaj spożywania jedzenia, aby nie wpędzać zmarłych gości w zakłopotanie lub niekomfortowe samopoczucie.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Duszny Klub - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Duszny Klub [odnośnik]11.03.23 18:52
| 11 lipca

Mętny wzrok konsekwentnie podążał za brzytwą z odbicia, sunącą gładko po skórze; po smukłej szyi zaraz spływała kropla rześkiej, zimnej wody, co to wreszcie wsiąkła w niedbale sterczący kołnierzyk luźnej koszuli. Włosy zaczesane były w pożądanym kierunku, starannie i z dbałością; pachniały mydłem, tanią pomadą, spaloną niedawno fajką. Cisza uznania przypieczętowana była krótkim podziwem w łazienkowym lusterku. Dawno już nie wyglądał tak dobrze. Od dawna już tak się nie starał. Dziś przyświecała mu idea, i stąd chyba wzięła się dbałość o szczegóły.
Dziś wyżyje się za wsze czasy. Na kim? Nie znał nazwisk, ale te mało go obchodziły - czyn był wszakże symbolicznym wyrazem przekonań i racji. Zapewne żadna z jego ofiar nie zasłużyła sobie na karę; nawet jeśli, nie on powinien sądzić. Na pewno nie w taki sposób. Nie znał też innego, na którym sam mógłby skorzystać, i tak dorobił myśl do zwyczajnego aktu niegodziwości. Lubił patetyczną wzniosłość, lubił nazywać swoje złodziejskie wybryki poszukiwaniem skarbów; eufemizmy same przychodziły do łba, gdy w wyrzucie sumienia próbował załagodzić jarzmo własnych grzechów. Ostatnio był nadto bezwstydny, w swoich zamiarach wręcz arogancki, ale to nijak zajmowało jego myśli - liczył się cel, nie realizacja czy motywacje. Krzywd miały doznać jednostki, choć szczerze wierzył, że niespecjalne je to zaboli. Przecież zbijali kokosy, pierdząc w stołki przyznane drogą szczodrego nepotyzmu; przecież dygali przed nimi tacy jak on, bo krew była czysta, niezmieszana z plugastwem, które rzekomo nic nie znaczyło. Całkiem zabawne. Ci bezsilni z pozoru mugole wyjątkowo długo stawiali opór; ci sami mugole robili na tyle dużo zamętu, że wojna ciągnęła się już miesiącami. Ogłoszony przed kilkunastoma dniami rozejm był jedynie polityczną wydmuszką. On czekał więc, z jednoczesnym lękiem, też spokojem, aż dyplomatyczna bańka pęknie i wszystko spieprzy się jeszcze bardziej. Ten jego dzisiejszy odwet miał być chyba zabezpieczeniem przed tym, co nieuchronnie nadchodziło. Ale on dostrzegał w tym też bliżej niedookreśloną satysfakcję, skrytą za cwaniackim uśmiechem portowego chłopaczka. Bo przecież takich jak on tam nie wpuszczano; bo takich jak on stać było ledwie na lichego drinka, którego z wolna sączyć mieli przez pół wieczoru. Czy na pewno?
Dziwacznym było siedzieć w otoczeniu półprzeźroczystych mgieł zmarłych lata temu dusz. Równie dziwacznym było smakować na języku cierpkiego, szkockiego wina, zamiast podłego rumu z karczmy. Obserwował suche wnętrze, rozglądał się pośród gości, cieszących się przymuloną atmosferą klubu, czuł mocny zapach drogiego cygara. Na pierwszy rzut oka zdradzał swoją obcość, nieprzystosowanie, inność; na twarzy wykwitła niepewność, swego rodzaju nienormalny brak wiary. Że ktoś go stąd zaraz przepędzi, że takie łypanie na ludzi jest nieobyczajne, że - po prostu - nie powinno go tu być. Zaraz jednak, dopiwszy resztki dobrego wina, w oddali błysnęło coś szlachetnego, coś drogiego, wartościowego. Zadbana, jasna skóra nadgarstka jakiejś paniusi przystrojona była cienkim, opalizującym łańcuszkiem. Zwisał lekko, ledwie muskał jej ciało; czy prędko przyuważy jego zniknięcie? Siedziała w rogu, samotnie, długimi palcami z gracją wsadziła sobie papierosa do ust. On pojawił się przy niej znikąd, jakby na zawołanie:
Pani pozwoli. ― Z kieszeni wyjął pospolitą, benzynową zapalniczkę. Szwankującą, błagającą o uzupełnienie, dla niej na pewno fascynującą. Czarownice jej klasy zapewne nie znały takich zabawek. Zwinnym ruchem otworzył górę, zaraz nachylił się w jej kierunku; lewą ręką majstrował już, szybko i zręcznie, przy zapięciu bransoletki. Prawą mamił jej zmysły, odganiał spojrzenie od sprytnego szachrajstwa, próbując wydobyć płomień z metalowego pudełka. Bezskutecznie. ― Wymysły mugoli. Jak zwykle zawodne ― skwitował z udawaną goryczą; wnętrze tylnej kieszeni spodni cieszyło się już jednak na ciepło skradzionej błyskotki. Chyba tego nie przyuważyła? Spieszył już do końcówki papierosa z różdżką, która bez problemów rozżarzyła biały kraniec fajeczki.
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Duszny Klub [odnośnik]11.03.23 21:03
Lubowała się w tragizmie.
Chłonęła niczym gąbka surrealistyczne opisy makabry przeplatane egzystencjonalnymi rozważaniami, w których Śmierć przybierała najróżniejsze role, by później spędzać długie godziny na żywych dyskusjach oraz śmiałych teoriach, jakimi zwykła przerzucać się z jednym z kuzynów... Nigdy nie sądziła jednak, że tragizm zagości w jej życiu, moszcząc się wygodnie w gnieździe codziennych dni, zupełnie jakby odwiedzał z wizytą dawno nie widzianego przyjaciela. Pojawił się niespodziewanie. Z impetem trzęsąc tym, co do tej pory było jej znanym by... No właśnie, co? Może gdyby sądziła w jakieś siły wyższe uznałaby, że ów wydarzenia są swego rodzaju lekcją mającą wynieść ją ponad dotychczasowy byt – te rozważania były jej jednak obce. Dalekie od tego, co wpajano jej od dziecka. Miara jest wiedzą a logika oraz zdrowy rozsądek są ponad wszelkie emocje oraz porywy serc. I choć jej serce straciło pewną swoją część, nie dawała po sobie tego poznać. Przywdziewała chłodną maskę opanowania oraz rozwagi, mimo iż w środku miała ochotę krzyczeć i zalać się łzami niepewna tego, co przyniosą kolejne dni. Trwała. Była robiąc to, co każdy inny Krab zrobiły na jej miejscu - dostosowywała się. Krocząc w bok, skrzętnie próbując odnaleźć dla siebie najwygodniejsze położenie w tej, jakże niewygodnej sytuacji.
I lawirowała między kolejnymi obowiązkami, wpierw zajmując się tym, najważniejszym z nich wszystkich - organizacją pogrzebu własnego ojca. I nawet jeśli nie wiedziała, co też na brodę Merlina robił na Pijanym Czarnoksiężniku dopinała wszystko na ostatni guzik, po raz ostatni mając okazję wykazać się w roli córki.
Gorzki alkohol sprawił, że pociągnięte czerwoną pomadką wargi wykrzywiły się nieznacznie a nachalne ciepło rozlało się po przełyku. Nie wiedziała, czemu dokładnie znalazła się w tym lokalu, a raczej... Nie wiedziała, czemu w nim pozostała. Gdy jej poprzedni towarzysz przycisnął wargi do jej nadgarstka, po raz kolejny składając kondolencje... Powinna była wyjść razem z nim, a mimo to tkwiła w tym makabrycznym otoczeniu, uważnie obserwując pozbawione życia towarzystwo. Nie, choć na poziomie to miejsce nie było dla niej, nawet przywdziewała żałobną czerń.
Powinna była wyjść.
A jednak nadal tu była, z jakąś głupią nadzieją, że może przyjdzie jej zobaczyć przeźroczyste widmo własnego ojca. Lotte jesteś niedorzeczna! Zadrwiła sama z siebie w myślach, wyciągając ze srebrnej papierośnicy niewielkie zawiniątko. Nie zwykła palić. Robiła to jedynie czasem, doskonale wiedząc jak na męską wyobraźnię potrafiły zadziałać czerwone wargi miękko otaczające ustnik... Tym razem jednak chyba zwyczajnie chciała poczuć dym w płucach.
Uniosła nieznacznie brew ku górze, gdy nieznany mężczyzna wyjął z kieszeni jakiś dziwny przedmiot. Czy to...? Nie była pewna, cień podejrzliwości pojawił się w niebieskich oczach.
- I pozbawione choćby krzty rozwagi. - Mówiła. Spokojnie acz ze stanowczością, bo choć zawieszenie broni dawało nadzieję na spokojnie przespane noce tak nie wiązało się ze zniknięciem fanatyków. A ci czaili się na każdym kroku, gotowi wymierzyć najgorsze z zaklęć za choćby podejrzenie współpracy z wrogiem. Dym zadrapał przyjemnie gardło, gdy niezapominajki jej spojrzenia uważnie lustrowały nieznajomego czarodzieja. - Dziękuję, panie...? - Delikatnie zasugerowała, iż wypadałoby zapoznać ją z jego nazwiskiem. A może zwyczajnie nie chciała spędzać dzisiejszego wieczoru w samotności?
Któż to wie...

Czy Lotte zauważy brak ozdoby? Spostrzegawczość I.
Charlotte Crabbe
Charlotte Crabbe
Zawód : Pracownik Międzynarodowej Komisji Handlu Zagranicznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Falling in my den
Full of lions, full of breath
Take the muzzle from their heads
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11671-charlotte-lotte-crabbe#360450 https://www.morsmordre.net/t11683-poe#360720 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11680-skrytka-bankowa-2537#360694 https://www.morsmordre.net/t11679-charlotte-crabbe#360693
Re: Duszny Klub [odnośnik]11.03.23 21:03
The member 'Charlotte Crabbe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 80
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Duszny Klub - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Duszny Klub [odnośnik]11.03.23 22:51
Dziwny z niego przypadek. Zwykle odizolowany, kradnący po cichu, bez niepotrzebnej gadki, ani nachalnych spojrzeń. Byle zderzenie ramieniem wystarczyło, by zajrzeć do cudzej kieszeni; byle ruch palców pozwolił sięgnąć po portfelik sygnowany cudzym dowodem tożsamości. Mniejszym jeszcze wyzwaniem było towarzyszenie podpitym marynarzom przy stole od pokera, gdzie sprytnie mieszał w talii, grając o absurdy, bo przecież nigdy w grę nie wchodziły poważne stawki. Za czasów, gdy jeszcze zdarzało mu się stać za barem, niekiedy odpinał zegarki moczymord; za czasów, gdy z tego parszywego zajęcia robił sobie jeszcze rozrywkę, cynicznie odbierał drobniaki co drugiemu przechodniowi. Teraz dowodziła nim jeszcze większa chciwość, albo stał się już okrutnym leniwcem, który wolał wyszykować się na eleganta i ryzykować wykryciem, czarując pannę swoim nieobyciem. I to w imię czego! Dla ledwie bransoletki wykrzesał z siebie ostatki zainteresowania, spojrzał wzrokiem adoracji, podpalał jej papierosa. Nie imponowała mu suknia, ani piękna, zadbana, wprawdzie też szlachetna, twarz; dorównujące jej urodą szlajały się nieraz po patologicznej części Londynu, szukając jedzenia albo gacha, który płaciłby im za samo patrzenie. Niespecjalnie obchodziło go też, co mogłaby mieć mu do powiedzenia; z góry założył, że gadka nie będzie się kleić. Pewnie słusznie, w końcu co ona mogła wiedzieć o życiu? On z kolei nie bywał na ichniejszych salonach, co to podobno niewiele różniły się od popijawy, zakończonej uniesieniem z portową dziwką. Tych można było przecież uświadczyć w każdej podrzędnej spelunie, choć tam nie było społecznej selekcji na wejściu. Pojebane. To ich hermetyczne środowisko, podziały oparte o czystość krwi, miniony już dawno konserwatyzm i fałszywa walka o podtrzymywanie wartości. Większość była sprzedajnymi skurwysynami, gotowymi wydać kogoś, albo osobiście nawet zabić, coby tylko ratować własny ród, jego wizerunek, albo zasobność bankowej skrytki. Byli takimi samymi egoistami jak on, z tą różnicą, że od początku należeli do rzeczywistości, w której łatwiej szło się połapać. W czasie wojny kiszki nie grały im marsza, nikt (chyba że na własne życzenie) nie czuł chłodnego oddechu śmierci na karku, wreszcie - spali spokojnie, niedręczeni sennymi wizjami trupków znajomych, a nawet bliskich twarzy. Żaden nie poznał wilgoci celi, ani przeszywającego zimna wychłodzonego mieszkania; żadnemu nikt nie ważył się odebrać różdżki czy godności. Gorzkie pojęcie przywilejów zastygło mu w głowie, gdy nienachalnie lustrował ją z góry od dołu. Był pewnie przy tym zgoła onieśmielający, jak zawsze, bo nie znał się na konwenansach, dobrych manierach i balowym tańcu. Ale może wcale go nie rozgryzła. Wyglądał dobrze, schludnie, nieco skromnie, ale porządnie. Nie mógł wiedzieć, że całkiem niedawno arogancko ogołocił portfel jej kuzynki w wesołym miasteczku; że ona też nosiła sławne nazwisko Crabbe; że wielką siłę miało jej słowo w przypadku nieprzewidzianych okoliczności, gdy należało (nie)sprawiedliwie ukarać cudze zbrodnie. Ale ona chyba też nie wiedziała?
Rzeczywiście, ciężko mieć do nich zaufanie ― przyznał, bez precyzowania, czy gadał jeszcze o gadżetach, czy może na myśli miał całą mugolską rasę. Całkiem wprawnie potrafił wejść w rolę bezwzględnego purytanina; zaskakująco dobrze wychodziło mu komentowanie dzisiejszości obcymi - jego słownikowi, zasadom, życiu - określnikami. Najwyraźniej wystarczająco dobrze znał powody, za które nienawidził tamtej części ludzkości. Był w tej ocenie aż nadto surowy i, zdawałoby się, całkiem zerojedynkowy. Brakowało temu spektrum jakiejś kompleksowości, ale zapewne nie potrafił jej wykrzesać: może dlatego, że widział w nich nikczemników; a może dlatego, że ich po prostu nie rozumiał. Wygodniej było obarczyć winą wszystkich - inni czynili tak przecież w stosunku do niego. ― Pozbądźmy się tej kurtuazji. Po prostu Michael ― odparł po chwili, niegrzecznie sugerując jej zmniejszenie dystansu. Niepotrzebnym było zdradzać nazwisko, równie ryzykownym było drążyć kłamstwem, które łatwo mogła wykryć. Chciał zbiec od stolika już chwilę temu, ale ta zachęciła, odezwała się, kontynuowała. Przysiadł się więc, bez pytania czy gestu kobiecego zezwolenia, trochę zbyt pewnie i może stanowczo. W kieszeni spodni dalej spoczywała kradziona bransoletka, nijak dotąd przez nią skomentowana. Wspomni zaraz o szachrajstwie?
Uznałem, że przyda się pani towarzystwo. Mina zdradzała konsternację, a tej nie warto zagłuszać alkoholem ― wyjaśnił, trochę zaczepnie, trochę nie. Bo taki miał przecież być - bezpośredni, zarazem intrygujący? Jeśli spostrzegła jego kradzież, wyjdzie już tylko, kurwa, na pajaca.

zręczne ręce III
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Duszny Klub [odnośnik]11.03.23 22:51
The member 'Michael Scaletta' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 87
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Duszny Klub - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Duszny Klub [odnośnik]12.03.23 6:34
Rzeczywiście dziwny był z niego przypadek.
Dla Lotte nazwisko było częścią osobowości. Podwaliną jej własnego bycia. Pierwszą i chyba najważniejszą rolą z całego pakietu ról i obowiązków jakie wylosowała wraz z prawem do zdolności prawnej – tym pierwszym, przyznawanym odgórnie, gdy tylko pierwszy krzyk nowego jestestwa rozcinał woal tego świata. Nawet jeśli kwestia praw odrobinę komplikowała się w pryzmacie ostatnich zdarzeń, to nazwisko definiowało w jakich ramach znajdzie się jej byt. Wychowana w imię konserwatywnych wartości Charlotte Crabbe z dumą przyznawała się do tego, wśród których czarodziejów przyszło jej się wychować. Nazwisko bowiem określało nie tylko z kim łączyły ją najbliższe więzy, lecz i jakie wartości przyszło jej wyznawać, czym kierowała się w swoim życiu oraz po której stronie znajdowała się jej moralność. A Kraby od
dawna pochwalić się mogły niemal nienaganną opinią, przypisując sobie większe gro przyjaciół niżli wrogów. Niewielu wiedziało, z jaką łatwością przyszło im wpasowywać się w niewygodne okoliczności. Niewielu znało te cechy, które ochrzciliby mianem wad, choć dla każdego Kraba były one powodem do rodzinnej dumy...
Tak, dziwny to był przypadek.
Któż bowiem z własnej woli pozbawia się tak ważnej rzeczy jak nazwisko? Cóż, odpowiedzi było kilka. Pierwsza z nich kreśliła wizerunek osoby, która doskonale wie, że wypowiedzenie tego jednego słowa z góry postawi ją w złym świetle. Druga przedstawiała kogoś, kto wstydził się wartości, jakie przedstawiali jego krewni co, zwłaszcza w tym otoczeniu, zdawało jej się być tak zwyczajnie, po prostu nieodrzecznym. A trzecia... W Lotte pojawiła się podejrzliwość godna sir C. Auguste Dupina wkraczającego na ścieżkę nowego przestępstwa by analizą oraz zdroworozsądkową dedukcją odnaleźć sprawcę zła.
- Czymże zawiniła panu kurtuazja, że tak chętnie pozbywa się pan jej wraz ze swoim nazwiskiem? - Spytała z pozorną lekkością, nie czując się speszoną bacznym jego spojrzeniem. Patrzyli w końcu na nią zawsze czy to z podziwem, czy z zawiścią, czy pożądaniem... Lotte od dawna nie przywiązywała większej uwagi do rzucanych jej spojrzeń, choć przyznać musiała, że jego spojrzenie nosiło znamiona czegoś... innego. Nowego z pewnością. I równie pewnie jeszcze nie nazwanego żadnym imieniem bądź określnikiem. I choć Michael intrygował, nie pozwoliła sobie na skrócenie dystansu, oficjalną formą sugerując zwyczajny brak zaufania oraz ostrożność w krokach. Kurtuazja bowiem była jej przyjaciółką od lat wielu sprawiając, że Charlotte jak nikt inny umiała odmawiać, nie raniąc przy tym czyichś uczuć... Przynajmniej w większości przypadków, o innych zwyczajnie woląc nie pamiętać.
Szachrajstwo, w przeciwieństwie do stanowczości, umknęło jej uwadze. Nadgarstek nie zauważył braku leciutkiego ciężaru, gdy palcem wodziła bezwiednie po krawędzi szklanki z grubego szkła.
- Konsternacja... To doprawdy dyplomatyczne określenie, pod którym wiele można skryć. - Zmieszanie, zażenowanie, strach... Trzy zupełnie rożne słowa, których listę synonimów Lotte uzupełnić mogła w wielu językach. Tak różne, tak odmienne w skutkach, lecz chętnie podpisywane jednym, prostym słowem.
Wypuściła z ust kolejną porcję dymu tylko po to, by po dwóch, szybkich zaciągnięciach dogasić papierosa w kryształowej popielniczce pewna, że jeszcze jeden buch zakończyłby się mocnym, nieeleganckim rozkasłaniem. A tego wolała uniknąć, ciągle grając w grę skrzętnie snutych pozorów. - Jak więc pan radzi sobie z konsternacją? O ile w ogóle przychodzi panu jej doświadczyć... - Pytanie samo uciekało z kształtnych warg, bo przecież niezapowiedziany towarzysz nie wyglądał na kogoś, komu znane były podobne uczucia. Pewność siebie, odwaga, odrobina arogancji... Póki co to właśnie te silne określniki wiązały się z obrazkiem, jaki kreślił mężczyzna. A tych znała na tyle dobrze, by z góry zakładać, że nie zburzy przed nią muru pozorów, nawet jeśli doprawdy dziwnym był przypadkiem, w jakiś surrealistyczny sposób pasującym do dusznego, pozbawionego cielesności otoczenia ów klubu.
Charlotte Crabbe
Charlotte Crabbe
Zawód : Pracownik Międzynarodowej Komisji Handlu Zagranicznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Falling in my den
Full of lions, full of breath
Take the muzzle from their heads
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11671-charlotte-lotte-crabbe#360450 https://www.morsmordre.net/t11683-poe#360720 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11680-skrytka-bankowa-2537#360694 https://www.morsmordre.net/t11679-charlotte-crabbe#360693
Re: Duszny Klub [odnośnik]12.03.23 20:05
W jego świecie nazwisko nic nie znaczyło. Było ledwie słyszalną łatką, nic jemu niepodpowiadającą, często fałszowaną w zawiłym kłamstwie o własnym jestestwie. Jakie znaczenie miało imię podrzędnego złodzieja? Ile warte było w kreacji nieodgadnionej tożsamości? Choć obco brzmiące, charakterystyczne i włoskie, przebijało się bez echa. W jego głowie było świadectwem pamięci o ojcu, razem z przejętym po nim, zangielszczonym mianem i prostą, acz urodziwą twarzą. Wreszcie kierowała nim podobna życiowa zaradność, całkiem jednak inna od usprawiedliwionej pożyczki, czy niegroźnego przemytu kradzionego sera na powozie. Ta pierwsza miejsce miała później, już w Londynie; jawiła się jako dziwaczna pomyłka, wymuszona przez strach, o rodzinę, albo własny los. Nigdy go nie oceniał, bo w całym chaosie tego dramatu dostrzegał niezłomną walkę w imię normalności, którą tata przegrał chyba w myśl bitwy o miłość. Druga strona temperamentu była jeszcze wyrazem młodzieńczej batalii o przetrwanie, toczonej w latach świetności ducha, ale znacznego kryzysu biednej, rodzimej wysepki; cudze kilogramy dojrzewającego nabiału skrywały się, pod cienką powłoką słomy, przed okiem czujnych i surowych carabinieri. Ląd ten dalej zapewne nie oferował niczego specjalnego, ale gonitwa za nieznaną mu bajką, opowiadaną nieraz w dzieciństwie, słodko kusiła w obliczu szarej i krwawej rzeczywistości. Coś kojącego byłoby w doglądaniu winorośli, może nawet u boku kogoś, kto potrafiłby przełamać skamieniałe serce. Coś błogiego byłoby w wiejskiej, śródziemnomorskiej prostocie, nawet jeśli skórę spalałoby słońce, a doglądanie roślinek okazało się żmudnym zajęciem. Niezaprzeczalnie dostrzegał w tym wszystkim parę uroków, nieznanych mu bliżej, choć wyobrażanych niekiedy na sennej jawie. Czemu więc nie wyjechał? Co trzymało go w tym parszywym mieście? Paląca od wewnątrz świadomość. Możliwej porażki i niepowodzenia, obciążającego nieszczęścia, utraty stabilności, w końcu - ogarniającej ciało i umysł samotności. To ona, szpetnie i odpychająco, dobijała się do myśli, nierzadko otumanionej tanim sikaczem, przebrzydłym lolkiem, albo zwykłą goryczą własnych grzechów. Męczyła, pamięć i duszę; przypominała o sobie w chwili kryzysu, ale potrafiła też zepsuć moment beztroskiego triumfu. Cztery ściany kawalerki bębniły hałasem wszechogarniającej ciszy, niekiedy przerwanej tylko krzykiem pijaka spod kamienicy, albo szaleńczym wyciem zjeba-sąsiada z góry. Rzadkością była obecność głosu innego od cichych pomruków czarnego kota i jego właściciela. Kiszenie się w tym i, co gorsze, trzeźwa przytomność tych właśnie doświadczeń, stopniowo doprowadzały go do ponurej klęski - razem z nienormalnie silnym poczuciem bezcelowości, nijakości, zwykłej chujowości. Inaczej już chyba nie potrafił o sobie myśleć. Może właśnie dlatego przylazł tutaj, między ludzi; by poczuć się jakoś normalniej, a przy tym odwalić brudną robotę, której wyniki miały cieszyć skąpe oczy cwaniaka. Ledwie przez chwilę, zaraz bowiem błyskotka stanie się mało istotnym punktem cynicznej wycieczki, która nosić będzie znamiona dziwacznej goryczy.
Winą kurtuazji, zdawałoby się, jest sama jej natura, zaprzeczająca szczerości. A niektórzy mawiają przecież, że prawda to jedna z cnót ― odparł, bez przesadnej patetyczności, choć wyczytane w mugolskich rozprawach filozofie trochę takimi były. Parafrazował teraz myśli wielkich, ale jej pewnie nieznanych, nazwisk. Bystrość w temacie zdradzała źródło, ale jej o to nie podejrzewał. Miała pewnie zbyt czystą krew, by zainteresować się humanistycznym osiągnięciem któregokolwiek z autorów. W jej kręgach zresztą chyba nie wypadało tego robić. Nim rozgadała się o kurtuazji, przywołał gestem kelnera, poprosił o dwie szklaneczki czegoś mocniejszego. To, co spoczywało w kieszeni spodni, zafundować by mogło co najmniej kilkanaście takich życzeń; grzechem byłoby zatem powstrzymać się od szaleństwa i nie domówić czegoś jeszcze. Dobrze sączyło się coś nie byle jakiego; jeszcze lepiej smakowało to samo w obliczu udanego oszustwa. Z milczeniem odpalił własną fajeczkę, słuchał o wielu postaciach konsternacji, wreszcie spieszył z odpowiedzią na wzburzające pytanie.
Każdy jej doświadcza, nawet jeśli pozory sugerują co innego. ― Chyba nie sądziła naiwnie, że dolegało mu mniej trosk? Emocję ukrył w kłębie dymu, zaraz zapił też łykiem podsuniętej przez faceta gorzałki. ― Rozwiązaniem jest towarzystwo właśnie. Rozmowa, wyrzucenie z siebie frustracji ― dodał po chwili, pewnie, chociaż zupełnie nieszczerze. Bo przecież on nikomu się nie zwierzał, nikomu nie żalił. Jakim cudem tak sprawnie gadał o tym, co było mu tak obce? I właściwie... po co?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Duszny Klub [odnośnik]12.03.23 21:20
Kąciki czerwonych warg uniosły się nieznacznie ku górze, gdy z ust czarodzieja uleciała jakże... kontrowersyjna krytyka kurtuazji. Zaprawdę dziwnym był mężczyzna, który zamierzał dzielić z nią stolik dzisiejszego wieczoru. Bo nie łudziła się, że szybko uda się jej powrócić w ramiona melancholijnej samotności... A może wcale nie chciała tego robić? Może nawet tak niespodziewanie odmienne towarzystwo było czymś, czego tak bardzo łaknęła podczas swych prywatnych katuszy?
Nie, to nie było możliwym. Wszak była Krabem - odsuniętym od emocji, pełnym rozsądku, rozważnego postępowania i tego czegoś, co niczym wisienka na słodkim torcie dopełniało obrazka i sprawiało, że jak każdy Krab znajdowała dla siebie miejsce nawet w tych, najmniej wygodnych pozycjach.
- To niezwykle... - Chwila, ulotna i przelotna, na odnalezienie odpowiedniego słowa. - Intrygujące spostrzeżenie. Widzi pan... - Wszak nadal nie zdradziła swoje imienia, pozostając w bezpiecznej przestrzeni tajemniczości oraz odpowiedniego dystansu. - Zwykle spotykam się z przekonaniem, że kurtuazja jest przejawem uprzejmości oraz dobrych manier. Ciekawi mnie niezmiernie, czemu przypisuje jej pan znamiona kłamstwa? - Pytała, z ukrywaną przyjemnością traktując ów rozważania niczym numerologiczne łamigłówki, rozwiązywane gdzieś w międzyczasie dla zwyczajnej rozrywki. Ciągnęła więc za język i pytała, w nadziei, że to niespotykane zjawisko zabawiać będzie ją dalej, by wpuścić w ponurą codzienność odrobinę świeżości. Wargi ułożyła w nieco pewniejszym, zachęcającym uśmiechu samej pochylając się nieznacznie w jego stronę,
jakoby chciała usłyszeć każde słowo, jakie opuści jego usta. Był wszak mężczyzną. I choć przypisywało im się wielkie role oraz osiągnięcia, tak wszyscy mężczyźni sprowadzali się do skrywanego uwielbienia wobec uwagi i możliwości mówienia o sobie. Generalizowała, oczywiście, jej doświadczenie jednak mocno potwierdzało ów teorię, a ilość podobnych zjawisk przemawiała za tym, iż nie było to dziełem ani przypadku ani jakiejkolwiek klątwy czy innego zaklęcia.
Alkohol ponownie rozgrzał przełyk, zaś niezapominajki jej spojrzenia nie odrywały się od męskiej twarzy. Pozory... Czymże też były? Kłamstwem? Rolą, jaką chcieliśmy odgrywać? A może prawdą, której skrzętnie nie dopuszczaliśmy do siebie? Chciała spytać, wzburzyć kolejną dyskusje, lecz w porę ugryzła się w język. Podobne dyskusje, przepełnione pasją wiedzy oraz emocjami zarezerwowane były tylko i wyłącznie dla innych Krabów. Miarą jest wiedza, zaś każdy krab stroni od podejmowania jakichkolwiek tematów w ferworze emocji, hołdując najcudowniejszej parze czarodziejskiego świata - Wielkiemu Rozsądkowi oraz Żelaznej Logice.
- Co więc wywołuje pańską konsternację? - Pytała ponownie, układając łokcie na blacie stołu, by spleść szczupłe palce ze sobą na wzór niewielkiego koszyczka, w którym ułożyła swój podbródek. - Co też może frustrować takiego mężczyznę, jak pan? - Kolejne pytanie opuszczało słodkie, czerwone wargi w towarzystwie spojrzenia puszczonego spod rzęs. Jedno słowo, odpowiednio zaakcentowane miało być swego rodzaju zachętą. Potwierdzeniem ulotnego zainteresowania wypowiedzianym tak, by nosiło w sobie
sztuczne znamiona szczerości. Wszak, skoro zauważył to w niej, sam musiał mierzyć się z czymś w podobie według teorii, w której zauważamy nasze własne odbicia w innych jestestwach.
O sobie nie mówiła. Wychowana na inną modłę, bezwiednie czcząc wszelkie kurtuazje oraz dobre wychowanie... A może tak, zwyczajnie było jej wygodniej?
Charlotte Crabbe
Charlotte Crabbe
Zawód : Pracownik Międzynarodowej Komisji Handlu Zagranicznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Falling in my den
Full of lions, full of breath
Take the muzzle from their heads
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11671-charlotte-lotte-crabbe#360450 https://www.morsmordre.net/t11683-poe#360720 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11680-skrytka-bankowa-2537#360694 https://www.morsmordre.net/t11679-charlotte-crabbe#360693
Re: Duszny Klub [odnośnik]15.03.23 17:31
Nie znał się na grzecznościowych formułkach czy dziwacznym dyganiu; nie miał w sobie elegancji dandysa ani pompatycznego dostojeństwa. Znane mu było podobne im wyrachowanie, jak się postarał potrafił też gadać ich manierą. Reszta wydawała się obcą, wyuczoną sztuką, w której nie potrafił dostrzec żadnej finezji. Maniery nie były wyrazem żadnego talentu, a to, co leżało w dobrym guście, było jedynie echem subiektywnej oceny. Gdzie zatem tkwił sekret kurtuazji? W pozbawionym siarczystej kurwy bajdurzeniu? W nieszczerym uśmiechu i komplemencie, skwitowanym pogrążającą plotką wypowiedzianą między wierszami? W przyzwyczajeniu do całowania wierzchu damskich dłoni, zamiast miękkiego policzka czy niezobowiązującego uścisku? A może w udawanej wstrzemięźliwości? Mógłby wymieniać tak dalej, grzebiąc tym samym ichniejsze wartości; byłby w stanie dowieść braku sensu całej tej teatralności. A jednak w niej uczestniczył. Tu i teraz pozbawiał się prawdy, jawił jako pierdolony inteligent, choć wcale przecież nim nie był. Wierzyła w tę umowność?; wierzyła w przekłamanego Scalettę? Chyba tak, skoro nie przepędziła go jeszcze od swojego stolika; chyba tak, skoro dalej ochoczo uczestniczyła w dyspucie o dystynkcji? Nieokrzesany złodziejaszek grał jej na teraz na nosie - bezwstydnie udowadniał siłę postawionej niedawno tezy. Ale ona nie mogła o tym wiedzieć. Złapał ją w sidła oszustwa, i to niejednego: zaczął od świecącej bransoletki, kontynuował cynicznym aktorstwem. Do czego jeszcze był zdolny? Tylko ona mogła wyznaczyć dalsze granice tej obłudy; tylko ona mogła powstrzymać wzbierającą na sile chęć udowodnienia czegoś. Droga szklaneczka mocniejszego alkoholu rozpaliła umysł do działania: wprawne oko nie przyuważyło obrączki na szczupłych palcach, przy okazji zarejestrowało zastygłe w powietrzu zainteresowanie. Tak bowiem odbierał dyskretne uśmiechy czerwonych warg i błyskające od czasu do czasu oczy. Był inny i to pewnie wystarczyło. Chciał w to wierzyć, knując podświadomie, rozliczając pomysły z ich słuszności czy ziszczalności. Gotów był się ich podjąć, choćby wbrew własnym przekonaniom, choćby wbrew ostatkom własnej moralności.
Kurtuazja staje się kłamstwem, w chwili gdy zaczyna powstrzymywać prawdziwość przemyśleń ― zaczął krótko, gasząc ostatki kiepa w ładnej, szklanej popielniczce. Nachylił się bliżej, oparł na stole złączone ze sobą dłonie, wreszcie odezwał znowu: ― Tym właśnie jest wychowanie - oddalaniem od siebie instynktów, zagłuszaniem myśli, odgórnym, nienaturalnym sterowaniem zachowaniami. ― Rozwodził się nad tym enigmatycznie, pewnie też dość tendencyjnie, ale było w tym chyba trochę racji. Nie czepiał się moralności i zwykłego, uprzejmego człowieczeństwa; irytowała go pozorność dobrych zwyczajów, ta iluzja wspaniałomyślności, ostatecznie zazwyczaj skąpana w zdrowej dozie perfidii. Cenił sobie lojalność, starał się również nie być podobnym im hipokrytą, chociaż z tym drugim bywało różnie. Zdawałoby się też, że nienormalny z niego mężczyzna, bo jakby na odwrót jej myślom, nie kwapił się, by gadać o sobie. Nie łechtało to ego, przeciwnie - nieprzyjemnie dobijało się do duszy, skrytej i wcale chętnie opowiadającej o niedogodnościach życia. Przyzwyczajony był do przelewania zwichrowanych stanowisk i obserwacji na zgoła zawilgotniałym pergaminie starego dziennika; niekiedy wyrzucał je prosto i cicho, w próżnię, chyba do kota albo czterech ścian małego mieszkania. Na tym kończyło się zwierzanie; na tym kończyło się łaknienie czyjejkolwiek uwagi bądź atencji. Bo przecież ich nie potrzebował. Czy na pewno?
Samotność potrafi być przejmująca ― powiedział wzniośle, choć bynajmniej w niezgodzie z rzeczywistością. I jego potrafiła przybić, zwłaszcza teraz, gdy od miesięcy nie widywał już znajomych twarzy, a pewne imiona były jedynie zakurzonym wspomnieniem. Czasami też dręczyła nieprzerwana głucha cisza, innym razem męczył duch minionej bliskości. Ale nie do tego tym wstępem zmierzał. ― Wystarczy spojrzeć na panią. Już nie dostrzegam konsternacji. Metodyka działania jest zatem adekwatna ― stwierdził, z bladym uśmiechem i dziwacznym tonem triumfu. Mówił jakoś analitycznie, ale pod maską pedantyzmu słów spoczywał prosty przekaz. ― Choć jeszcze chwilę temu tu była. Dlaczego? ― Nieustannie pytała, czas więc na niego. Kto naraził się, wciąż anonimowej, damie? Kto, lub co, nadszarpnął jej beztroskę?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Duszny Klub [odnośnik]18.03.23 20:48
Uważała się za mądrą kobietę.
I choć jeden mógłby jej to zarzucić w prostym toku myślenia, nie było w tym ni krzty nadmiernej zadufałości, zwodniczego egocentryzmu czy też brawury. Nie. Charlotte Crabbe była mądrą kobietą. Ta mądrość bowiem wpisana była w jej jestestwo, uformowane jakże specyficznym wychowaniem pod bezpiecznymi szczypcami Krabów. A ci hołdowali Wielkiemu Rozsądkowi oraz Żelaznej Logice pomagając bystremu umysłowi w pełni się rozwinąć. Staje rzucali przed nim przeszkody, by ten był w stanie analizować doskonale, dostosowywać się do panujących okoliczności i wyszukiwać okazje wszelakie. Umysł władający kilkoma językami i odnajdujący się cudownie w meandrach zawiłej ekonomii oraz międzynarodowego prawa.
Tak, Charlotte Crabbe była mądrą kobietą...
A mimo to lgnęła w sieci kłamstw tak słodko rozsiewanych przez mężczyznę, niczym zwykła ćma zwabiona płomieniem świecy. Było w nim... coś. To coś, co przypominało jej wuja Jeroena, za którym szczerze tęskniła. Ta swoboda wypowiadania śmiałych teorii, jakże niewygodnych dla świata w których przyszło im żyć. To kwestionowanie prawd oraz racji praktycznie oczywistych... To coś co fascynowało tak samo, jak fascynował egzotyczny okaz fauny bądź flory który dzięki pomyślnemu zrządzeniu losu przyszło nam podziwiać. Nieznajomy, po którego twarzy tańczyły teraz cienie wygrywane przez chwiejny płomień świecy, zdawał się być świeżym powiewem podczas tej szarej codzienności...
Nie.
Nie powinna poddawać się emocjom. Nie teraz gdy alkohol przyjemnie rozgrzewał gardło, przytłumiając zmysły i wpojone przez rodzinę odruchy. I choć kusił niecodziennością swego zachowania (na tę chwilę uchodząc za zwykłego ekscentryka), nie powinna kierować się emocjami. Te w końcu zawsze były złym doradcą, zwłaszcza w takich okolicznościach jak te, które towarzyszyły ciemnowłosej. Grała więc w tę dziwną grę, nie do końca świadoma jej istnienia oraz zasad, jakie w niej panowały. Niezapominajki jej oczu wpatrywały się w niego uważnie, z nadzieją, że dostrzegą to, co wydawało jej się... Och, sama nie wiedziała, jak powinna to określić.
Twierdzi więc pan, iż powinniśmy wprost wypowiadać swoje przemyślenia? Nawet wtedy, gdy mogą one zranić naszego rozmówcę? ― Spytała więc miękko, z zaciekawieniem unosząc brew ku górze. To stwierdzenie, choć intrygujące, sprzeczne było z dyplomatycznym wychowaniem oraz naturą jej pracy. Słowa bowiem moc miały większą niż zaklęcia.
Tak, tego Lotte była pewna.
I zapewne dlatego nadal ostrożnie ważyła wypowiadane słowa, choć serce aż rwało się do śmiałych dyskusji, jakie niegdyś namiętnie uprawiała z Krabią Rodziną. ― A czymże są instynkty? ― Zadała pytanie, zaś wyzwanie pojawiło się w jej spojrzeniu. - I kimże bylibyśmy bez wychowania? ― Lotte nie potrafiła sobi wyobrazić własnego bytu, pozbawionego opiekuńczych, krabich szczypców. Była przekonana, że nazwisko wiązało się ze swego rodzaju dziedzictwem – a to zaś było niczym innym jak zbiorem obowiązków,
jak i powodów do dumy. Chciała, och tak bardzo chciała, poddać się pojedynkowi na słowa... Lecz wiedziała, że nie powinna. Nie tutaj. Nie w miejscu, gdzie niepowołane uszy mogły dostrzec te niewielkie rysy na malowanym przez Kraby obrazie.
A może by tak...?
Samotność.
To jedno, niezwykle proste słowo wywołało niewielką zmianę w kobiecych oczach. Samotność bowiem była dla niej zarówno przyjaciółką, jak i wrogiem największym. Wychowana w kamienicy pełnej innych Krabów Lotte uwielbiała te nieliczne chwile, gdy w samotności mogła oddać się lekturze bądź kontemplacji spraw wszelakich. Od niedawna jednak samotność stawała się niezwykle uciążliwa. Przytłaczająca wręcz zwłaszcza wtedy, gdy ojcowski gabinet raz po raz świecił pustką pozbawiony właściciela.
Od dawna dokucza ci samotność, Michaelu? ― Pytanie uleciało z karmazynowych ust, a sama czarownica nachyliła się odrobinę w jego stronę, tak jakby miało im to zapewnić złudzenie prywatności. Nie bez powodu odrzuciła na tę chwilę grzecznościowe zwroty, wodząc palcem po krawędzi szklanki z grubego szkła.
And so, being young and dipt in folly I fell in love with melancholy... ― Zacytowała melodyjnie, w poezji zawsze odnajdując niemal muzyczne brzmienia. Czy była to odpowiedź, na jaką mógł sądzić? Nie, zapewne nie, Lotte jednak nie miała w zwyczaju zwierzać nikomu. Zwłaszcza teraz, gdy nie była pewna czy przyjdzie jej utrzymać emocje na wodzy na wspomnienie tego, którego już nie było.
Tego, który już nigdy nie wróci.
Charlotte Crabbe
Charlotte Crabbe
Zawód : Pracownik Międzynarodowej Komisji Handlu Zagranicznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Falling in my den
Full of lions, full of breath
Take the muzzle from their heads
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11671-charlotte-lotte-crabbe#360450 https://www.morsmordre.net/t11683-poe#360720 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11680-skrytka-bankowa-2537#360694 https://www.morsmordre.net/t11679-charlotte-crabbe#360693
Re: Duszny Klub [odnośnik]19.03.23 20:02
Miała w sobie coś dziwnie pociągającego, choć chyba nie chciał tego w podświadomości przyznać. Zupełnie jakby przekonania blokowały duszę przed taką oceną; zupełnie jakby niegodziwością z jego strony byłoby określać ją jakimkolwiek dobrym słowem. Miała zbyt czystą krew i za dużo pieniędzy, była też z zupełnie innego, obcego mu świata, którego nie rozumiał. Być może tym właśnie naznaczony był jego wzrok - nieokrzesaną fascynacją, towarzyszącym mu zagubieniem, innością i brakiem zespolenia. Bo przecież tacy jak ona nie mieli problemów; tacy jak ona nie byli skąpani w troskach, gubili się w korytarzach wielkich willi, ocierali łzy szaliczkiem z jedwabiu. Życia mieli ustawione od początku do końca - mówiono im, z kim wymieniać uśmiechy, a kogo lekceważyć i poniżać; mówiono, gdzie pracować, za jakie pieniądze i na jakich warunkach; wreszcie mówiono też, z kim powinni sypiać dla statusu, a z kim dla przyjemności. Nie doświadczali moralnych rozterek, bo życie w czasie wojny nie zmuszało do włamywania się do cudzych mieszkań; nie doświadczali samotności, bo zapluty knut wystarczał, by na zawołanie zjawiło się towarzystwo. Pili dobre, leżakujące miesiącami wino, nie byle sikacza, smakującego siarką i ohydną imitacją; jedli dużo, bez ograniczeń, zgodnie z zachciankami, nie ohydne ostatki spleśniałego chleba, czy przebrzydłych sucharków. Urządzali wycieczki w najdalsze zakamarki, poznawali oblicza wielkiego świata; on mógł co najwyżej przespacerować się po śmierdzących alejkach stolicy, albo gościnnie zawitać na obrzeżach tego samego miasta. Uczestniczyli w hucznych imprezach, pompatycznych i bajecznych, w teatralnych kostiumach typowych dla ichniejszej ekstrawagancji; on, w taniej koszuli i z podłym lolkiem, w otoczeniu czterech ścian kawalerki, dogorywał smutno, pijąc dla zapomnienia, bez tańca czy ekstazy. Tak przynajmniej to sobie wyobrażał; kpił, słysząc o ich przejmujących, biednych życiach. Chciałby zaznać takich problemów, takich utrapień; może wreszcie dostrzegłby w dzisiejszości trochę blasku. Może wreszcie przekonałby się na własnej skórze, czym jest szczęście.
To zależy. Od tego, czy w danym przypadku szczerość będzie opłacalna ― skwitował jej pytanie, pewny własnych przekonań. Jemu przyniosła plony ta rozmowa - niedługa, intrygująca i niejednoznaczna. Jeden z nich spoczywał już w jego kieszeni, inny - być może - wisiał w powietrzu jako niewypowiedziana opcja. Możliwa i dostępna w zasięgu ręki, choć sporo pewnie zależało jeszcze od dalszego toku tej pseudointelektualnej gadki. Coś jednak podpowiadało mu, że nazwana jedynie imieniem, męska sylwetka, zapadnie jej w pamięć; kto wie, może przypomni o sobie w dogodnym dla niej momencie, który on na pewno wykorzysta. Miała odwagę zmniejszyć dystans z byle chłystkiem? Młodszym, aroganckim, śmiałym w swej intrydze? Chyba tak, bo podpytywała kąśliwie o kontrowersyjne oczywistości. A on, z przejęciem godnym całej sprawy, spieszył jej z odpowiedzią. Bo przecież to leżało w jego zakresie - podpalać jej papierosy i dywagować o tym, co być może nosiło znamiona nietaktu. Zabawiał ją, rozwiewał konsternację i nie pozwalał się znudzić. Zapewne potrzebowała takiej maskotki, choć on nie mógł wiedzieć, że może być przelotnym pocieszeniem po niedawnej stracie.
Nie wiem. Musi pani sama na to odpowiedzieć.Bo każde serce skrywa coś innego. Ale pani tego nie zrobi. Właśnie ze względu na wychowanie, które nie pozwala gdybać o takiej abstrakcji ― dodał po chwili, z dyskretnym uśmiechem zastygłej w powietrzu sugestii. Miał rację i dobrze o tym wiedziała. Przyzna mu słuszność? Ustąpi wreszcie w dyskusji? Szczerze wątpił, bo biła od niej duma, zmieszana ze samoświadomością i pewnością siebie. Kobiety takie jak ona nie kończyły dysputy na podległej mężczyźnie pozycji, nawet jeśli prawda była po jego stronie. Alkohol miło rozlał się po przełyku, pozostawiwszy w szklaneczce ledwie cień osadu minionej obecności; knot świecy dopalał się wolno, wosk spływał na elegancki spodek. A ona zburzyła mury kurtuazji, mówiąc do niego bez zbędnych grzeczności.
Stała się już zwyczajem ― odpowiedział, gadając dalej o samotności, która pobudziła chyba jej zmysły. Więc to jej dolegało - odosobnienie. I nostalgia, do której przyznała się pokrętnym cytatem z poezji. Nie znał go, ale nie miało to większego znaczenia. Znał smak melancholii, znał też wizje sentymentu. Mógł coś na to poradzić. Pragmatycznie i z dystansem, bo nie znał szczegółów sprawy, ale pewien był tego rozwiązania.
Tęsknotę leczy czas. Bliskość ― stwierdził, z westchnieniem goryczy i spojrzeniem porozumienia.
Ten pierwszy pozwala odpuścić. Ta druga wypełnia lukę.

zt
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Duszny Klub
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach