Wydarzenia


Ekipa forum
Restauracja Czar Par
AutorWiadomość
Restauracja Czar Par [odnośnik]04.12.16 1:05
First topic message reminder :

Restauracja Czar Par

★★★★
Elegancka czarodziejska restauracja, do której wejście jest ukryte w zejściu do mugolskiej piwnicy jednej z kamienic. Ledwie mija się próg, a magia samoistnie ściąga płaszcze z ramion gości, odwieszając je na stojaki, zaś u ich stop słania się długi, czerwony dywan prowadzący do głównej sali. Ta dzieli się na dwie części, w pierwszej znajdują się stoliki, pomiędzy którymi lewitują tace z najlepszym winem wytwarzanym przez tutejsze skrzaty, a zamówienia składa się poprzez machnięcie różdżką i wypowiedzenie zamówionych potraw. Po jakimś czasie talerze materializują się przed gośćmi - brak personalnej obsługi zapewnia maksimum dyskrecji.
Druga część sali to błyszczący parkiet, gdzie orkiestra duchów, na zaczarowanych instrumentach, gra osiemnastowieczną muzykę.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Restauracja Czar Par - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]01.03.20 21:20
| 8 IV '57

Czasami miała wrażenie, że jej słowa nie trafiają do ludzi, a im logiczniejszych argumentów używa, tym bardziej zderzają się ze ścianą niezrozumienia. Najlepszym przykładem, który ciągnął się już od zbyt długiego czasu, była zwykle urywana przez nią szybko rozmowa o tańcu balowym. Nie była beznadziejnym przykładem osoby, która kompletnie nie czuje rytmu, lecz nigdy nie nauczyła się żadnego konkretnego stylu, a już na pewno nie planowała żadnego klasycznego. Nie potrzebowała tej wiedzy, żadnego podstawowego kroku, by przebrnąć przez swoje życie. Nawet będąc we Francji na nie jednym balu, skutecznie unikała wszelkich mężczyzn, którzy chcieli wyciągnąć ją na parkiet. Mieli od tego wiele chętnych panien, które tylko czekały na zaproszenie i spędzenie kilku minut w męskich ramionach.
Niestety upływ lat, skutecznie uświadomił ją, że wszystkie toczone w tym temacie rozmowy, nie zniechęcając Craiga. Wiedziała, że Burke jest uparty, ba, wręcz uzupełniali się w zaciętości względem rzeczy, na których im zależały, a mimo to czasami zaskakiwało ją, że chce mu się wracać do tego samego tematu, który był z góry skazany na porażkę.
Co prawda dawno już nie doszło do sporu na tym poziomie, dlatego dziś wracając do domu, nie spodziewała się tego co zastanie. Witając się krótko z humorzastą płomykówką i częstując ją myszą, która miała ograniczyć pokaz niezadowolenia, zaszła do sypialni, by na łóżku znaleźć niedużą paczkę i liścik leżący na wierzchu. Zakres osób, które mogły coś takiego zostawić, był bardzo mały, więc dość szybko wykalkulowała od kogo taki prezent. Co też potwierdził tajemniczo brzmiący liścik, który rozwiewał wszelkie wątpliwości przez dobrze znany charakter pisma i sam podpis. Miejsce i godzina, nie wzbudziły dużego entuzjazmu, bo chociaż naprawdę lubiła spotykać się z Nim poza mieszkaniem, tak ostatnio szwendanie się po Londynie ograniczała do minimum.
Dopiero widok sukni, która ukazała się jej oczom po otwarciu paczki, wywołał lekki uśmiech na jej ustach. Gdzieś z tyłu głowy zapaliła się czerwona lampka, do czego to prowadzi, ale odgoniła wszystkie negatywne myśli, zachwycona takim prezentem. Materiał w kolorze écru wydawał się wpadać w lekko złoty odcień, gdy padały na niego promienie słońca i był nieprzyjemnie chłodny przy zetknięciu z ciepłym ciałem. Ten mały defekt, nie sprawiał jednak, że suknia traciła jakkolwiek w oczach Belviny, bo delikatny gorset z głębokim dekoltem, zdobiony nie przesadnie koronką i lejąca spódnica, robiły wrażenie. Zakładając i zapinając drobne zapięcie siedmiocentymetrowych szpilek, liczyła, że duma lorda Burke przeżyje jakoś fakt, że różnica wzrostu zostanie naruszona. Upięła lekko włosy, odsłaniając kark, lecz nie próbując silić się na jakąkolwiek misterną fryzurę, bo znając upodobania Craiga i fakt, że najpewniej szybko wymusi rozpięcie ciemnych loków, aby falą opadły na plecy, mijało się to z celem.
Zarzucając na siebie płaszcz, opuściła mieszkanie, by najszybciej jak mogła dotrzeć na miejsce. Czuła się dziwnie, gdy mijający ją czarodzieje rzucali jej krótkie spojrzenia. Najpewniej było to spowodowane tym, że późną porą sama szła ulicami, ale i tak powodowało pewien dyskomfort. Odetchnęła w duchu, gdy dotarła w końcu do restauracji i mogła zniknąć z ulicy.
O restauracji słyszała trochę, lecz nigdy nie zainteresowało jej to na tyle, aby odwiedzić owe miejsce i spędzić tutaj chociaż godzinę. Dziś była okazja, aby to nadrobić i skłamałaby, gdyby stwierdziła, że nie chciała. Kiedy płaszcz sam zsunął się z jej ramion, zerknęła tylko przelotnie w kierunku, w którym poszybował. Od wejścia robiło się ciekawie.
Rozejrzała się po wnętrzu, szybko zauważając mężczyznę, przez którego dziś tutaj była. Ciekawiło ją, skąd pomysł, aby spotkać się akurat dziś i to w restauracji. Jakiż to pomysł zrodził się w głowie Craiga?
Podeszła do niego, kładąc dłoń na jego ramieniu, by zwrócić uwagę, że nie jest już sam.
- Witaj, sir – rzuciła zaczepnie z wyraźnym uśmiechem, by po chwili zając miejsce naprzeciwko niego. Podobało jej się, że stolik był mocno na uboczu i raczej nie rzucali się w oczy.- Zdradzisz mi, dlaczego dziś… i dlaczego tu? – spytała, dając sobie spokój z dodawaniem tytułu, który mu przysługiwał z racji urodzenia.
Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]07.05.20 4:01
Tak jak każdy człowiek, Burke miewał kaprysy. Miewał je nawet częściej niż statystyczny obywatel Wysp Brytyjskich i nikt nie był temu specjalnie zdziwiony. Trudno było zadowolić człowieka, który na jedno skinięcie swojej dłoni dostać mógł niemalże wszystko - przynajmniej jeśli w grę wchodziły dobra materialne. Kto odmówiłby obrzydliwie bogatemu szlachcicowi? Wszystko to finalnie doprowadziło do tego, że mężczyzna stał się wybredny. Bo mógł. Trudno było jednak przewidzieć, czego sobie w danej chwili zażyczy. Charakter rzeczy, których pożądał, bywał niezwykle odmienny. Nie zawsze też chodziło o coś, co mogłoby sprawić radość wyłącznie jemu. Nie raz i nie dwa zdarzało się, że w nagłym przypływie... hojności? czułości? zachciewało mu się obdarować wyjątkowym prezentem kogoś innego. Belvina zdecydowanie najczęściej padała ofiarą właśnie takiego rodzaju kaprysów. Bo jak mógłby odmówić sobie kupienia jej pięknej sukni, która przykuła jego oko na wystawie jednego z lepszych butików w Londynie? Kreacja sama w sobie była urodziwa, dobrze jednak wiedział, że znacznie lepiej będzie wyglądać, gdy założy ją na siebie odpowiednia osoba. To była zaledwie chwila - chwila, która zrodziła kaprys. A kaprys dał początek planowi.
Było wiele kwestii, które ich różniły. Taniec był jedną z nich, wyróżniał się jednak znacznie spośród pozostałych tematów, gdyż to właśnie o wspólnym sunięciu na parkiecie Burke najczęściej napomykał podczas ich rozmów z panną Blythe. Ale czy można go było winić? Oczywiście, w przeszłości jego uwagę przyciągały właśnie kobiety, które unikały bycia w centrum uwagi, kryjąc się pod ścianami lub uciekając na tarasy. Czynne uczestnictwo w sabatach lub balach miał jednak we krwi. Długie lata spędzone we Francji sprawiły, że pokochał tego typu zgromadzenia zdecydowanie bardziej, niż można by się tego spodziewać po lordzie rodem z Durham. A Craig był uparty. Choć po każdej ich sprzeczce sprawiał wrażenie, że przyjął do wiadomości argumenty swojej towarzyszki, że zrozumiał dlaczego tak usilnie mu odmawiała, on po prostu odpuszczał. Na krótką chwilę wyciszał szalejący sztorm jej złości, czekał jednak na lepszą okazję, by poruszyć temat. Belvina była bardzo ważną częścią jego życia - być może nawet ważniejszą, niż zdawała sobie sprawę. Ważniejszą, niż on sam sobie zdawał. Tak czy siak, zależało mu na tym, by móc kiedyś wyjść z nią na parkiet. Czyż już nie żałował, że nie mógł jej zabrać na sabat zorganizowany przez lady Nott? Żal i rozgoryczenie wynikające z przepuszczenia takiej okazji wolał zostawić w przeszłości - zamiast tego wiedział, że należało po prostu działać.
Suknia w mgnieniu okaz zmieniła swojego właściciela. Zaraz zniknęła z witryny i wedle jego polecenia, została pięknie zapakowana w pudełko. Stojąca za ladą kobieta zdawała się domyślać, że był to prezent dla kogoś wyjątkowego. Ale na tym poniekąd przecież polegała jej praca. Kolejnym z elementów była rezerwacja stolika. To było odrobinkę trudniejsze, dziś nic jednak nie było dla niego zbyt wielkim problemem.
Czy miał pewność, że Belvina w ogóle się pojawi? Oczywiście, że nie. Podejrzewał jednak, że zarówno prezent, jak i zaproszenie, które starannie skreślił na drogiej papeterii, okaże się zbyt kuszące, aby je zwyczajnie odrzucić. Sam także postarał się oczywiście o to, by prezentować się godnie. To panna Blythe miała co prawda lśnić tego wieczora, ale przecież musiał dotrzymać jej kroku. Jego czarna szata wyglądała niemal jak niebo usłane gwiazdami, połyskującymi lekko w półcieniu. Razem mieli więc stworzyć wyjątkową parę.
- Moja pani - drgnął lekko, czując nagły dotyk na swoim ramieniu. Odnalazł zaraz wzrokiem twarz Belviny. A więc przyszła, nie mylił się. Zarzucona przynęta okazała się zbyt nęcąca, aby ją zignorować. Przez krótką chwilę Burke nie odpowiadał na pytania kobiety, podziwiając to, jak suknia na niej leżała - jak opinała wąską talię oraz biust, jak eksponowała dekolt. Pomógł jej zasiąść przy stoliku, odsuwając krzesło, a następnie ujął jej rękę, składając na jej wierzchu delikatny pocałunek - Wyglądasz po prostu zjawiskowo - powiedział cicho, z psotnym ognikiem w oczach. Och, chociaż nie dało się odmówić Belvinie uroku nawet wtedy, gdy miała na sobie najprostszą i upaćkaną farbą sukienkę, to jednak w takiej kreacji zwyczajnie rozkwitała. Nawet gdy Burke zasiadł już na swoim miejscu przy stoliku, nie mógł oderwać od niej oczu. - A dlaczego nie? - odpowiedział w końcu jednocześnie na oba jej pytania. Brzmiało to zdecydowanie bardziej elegancko niż "bo taki miałem kaprys". - Każdy wieczór jest dobry, żeby się spotkać z piękną kobietą. - dziś nie mogła mu odmówić. Taniec był im tego dnia pisany.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]02.06.20 19:42
Oh, zdecydowanie nigdy nie próbowałaby się kłócić, że Craig miewał kaprysy. Zdążyła poznać go z tej strony i nie jeden raz znosić jego aktualny wymysł, co na początku ich znajomości denerwowało zbyt często, powodując pewne spięcia. Obecnie potrafiła większość przemilczeć, darując sobie zbyt otwarte okazywanie niezadowolenia, gdy przesadzał. Nie mniej kwestia prezentów takich jak dzisiejszy pozostawała nadal kwestią sporną. Z jednej strony nie chciała ich dostawać, lecz z drugiej, miała świadomość, że takowe również jemu sprawiają przyjemność. Dlatego czasami odpuszczała i pozwalała mu cieszyć oczy, a sobie na moment wyjść ze strefy komfortu. Oczywiście lubiła dobrze wyglądać, uwielbiała czuć na sobie jego spojrzenie i w pewien sposób karmić własne ego, że wracał do niej cały czas.
Niestety, kiedy pozwalała na zbyt wiele, docierali w końcu do momentu, gdzie próbowała kategorycznie odmówić, a On nieszczególnie się tym przejmował. Upór godny podziwu, lecz nie w sytuacji, kiedy stawała się tego ofiarą w każdym możliwym znaczeniu. Temat powracający uparcie był tego najlepszym przykładem na przestrzeni lat. Próbowała go zniechęcić, odwracać uwagę na setki sposobów, coraz to wymyślniejszych, a i tak docierali do sytuacji, gdy rzucone niby przypadkiem pytanie wzbudzało zirytowanie. Nigdy nie wyjaśniała mu, dlaczego tak bardzo wzbrania się i nie ulega namową, ale nie zamierzała argumentować decyzji w sposób inny niż dobitnym Nie, które odbijało się od mężczyzny ku jej złości.
Powinna dziś przewidzieć, że coś jest na rzeczy. Zauroczenie kreacją najwyraźniej jednak przyćmiło czujność, a ciekawość, dlaczego tym razem zdecydował się na spotkanie poza murami mieszkania, zachęcała do pojawienia się w danym miejscu. Na jej nieszczęście, rozgryzienie drugiej strony i zrozumienie jak podejść tak, aby nic nie podejrzewano, działało również przeciwko niej.
Poczuła pod palcami drgnięcie ciała, zauważyła subtelne spięcie. Nigdy nie sądziła, aby człowiek jego pokroju miał powód do nerwowych odruchów, przesadny stres powinien być pojęciem obcym w tym przypadku.
Spoglądała na niego z delikatnym uśmiechem, gdy złożył pocałunek na grzbiecie jej dłoni. Cóż wolałaby, aby pocałunek wylądował na jej ustach, lecz wiedziała dobrze, że tutaj, kiedy byli pośród innych ludzi takie coś zwyczajnie nie mogło mieć miejsca. Rozumiała pewne ograniczenia, liczyła się z nimi na przestrzeni lat, gdy mieli okazję spędzić czas ze sobą. Świadomie godziła się na takie warunki.
- Chyba nie sądziłeś, że będę wyglądać gorzej? – spytała z rozbawieniem. Wiedziała, jak dobrze się prezentuje, zdążyła przejrzeć się w lustrze, zadbać o każdy szczegół i jeśli jej widok przypadał do gustu, tak dla niego musiało być jeszcze lepiej.
Wywróciła delikatnie oczami, widząc i czując wręcz fizycznie jego spojrzenie ślizgające się po sylwetce. Bywał w tym czasami zbyt nachalny, czego może nie był świadom, lecz sama nie zamierzała go upominać. Nie reagowała speszeniem i rumieńcem na takie sytuacje.
Słysząc konkretniejszą odpowiedź, chciała zareagować odruchowo, ale zrezygnowała. Zacisnęła na moment wargi w wąską kreskę, tracąc na chwilę lekki uśmiech.
- Gdybym Cię nie znała, byłabym całkowicie zauroczona prezentem i komplementami – przyznała łagodnie.- Jednak dałeś się poznać wystarczająco, więc mogę tylko zachodzić w głowę, cóż wymyśliłeś, nim sam zdradzisz, co się dzieje – dodała, a kąciki jej ust uniosły się ponownie. Kiedyś poza zachwytem nad prezentem, byłaby również zaniepokojona sytuacją, świadomością, że Craig musi coś kombinować, a ona za nic nie wie co. Obecnie była gotowa przeczekać i zaakceptować bądź nie, wszystko, co wymyślił.
Z upływem czasu nauczyła się cieszyć z obecnej chwili.
- Nie mniej doceniam prezent, suknia jest piękna – mówiąc to, przesunęła delikatnie palcami po krawędzi dekoltu, muskając opuszkami palców materiał.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]06.07.20 0:12
- Ranisz mnie, moja droga. Czy nie mogę po prostu kupić ci sukni i zaprosić cię do restauracji? - ściągnął ku sobie brwi, aby dodatkowo podkreślić tę wypowiedź zbolałym wyrazem twarzy. Prawdopodobnie Belvina i tak nie miała się na to nabrać - akurat pod tym względem znała go całkiem dobrze. I oczywiście prawdą było, że przecież coś knuł. Chyba po prostu, kiedy się na coś za mocno cieszył, znacznie trudniej przychodziło mu ukrywać swoje emocje. - Cieszę się, że ci się podoba. Na tobie prezentuje się o niebo lepiej niż na wystawie - odpowiedział, przez cały czas nie odklejając od niej wzroku. Mówił prawdę - suknia spełniała swoje zadanie wtedy, kiedy podkreślała urodę tej, która ją nosiła. To w końcu kobieta miała olśniewać swoją osobą, nie kreacja sama w sobie. Stąd też pozwalał sobie na bardzo dokładne i praktycznie bezwstydne spoglądanie na jej osobę. Widział ją już przecież nago i to więcej razy niż potrafił zliczyć. Dziwiłby się, gdyby do tej pory peszyła się pod wpływem jego wzroku.
Potrzymał ją w napięciu jeszcze przez kilka chwil - musiał najpierw zwyczajnie nacieszyć oko. Wiedział, że gdy tylko zdradzi jej swój prawdziwy powód zaproszenia jej tutaj, Belvina zacznie się irytować i całą magię wieczoru może szlag trafić. Kelnerzy restauracji zostali poinformowani, aby dać parze więcej czasu, zanim którykolwiek z nich podejdzie wręczyć im karty z daniami. Na stole stała jednak karafka z winem, które Burke nalał im obojgu do kieliszków - i które teraz powoli sączył, pozwalając sobie jednocześnie na odpalenie papierosa. W chwilach takich jak ta, pozwalał sobie na kilka słodko gorzkich myśli. Gdyby nie krew i tradycja rodzinna, uczyniłby zasiadającą przed nim kobietę prawdziwie swoją. Nie musiałby kryć przed światem tego, co ich łączy. Mógłby ją rozpieszczać ponad miarę - bo przecież na to zasługiwała.
- Ale właściwie to muszę przyznać ci rację - odezwał się w końcu, spalił może niecałą połowę papierosa, gasząc go jednak zaraz w stojącej na stole popielniczce. Wiedział, że czeka go już za moment spojrzenie pełne dezaprobaty, złości, być może nawet jakieś gorzkie i przepełnione irytacją słowa. Ale cóż miał zrobić, że już zwyczajnie nie mógł wytrzymać. Musiał ujrzeć, jak ta suknia wiruje w tańcu, poprowadzić Belvinę przez parkiet. - Znasz mnie zbyt dobrze. - dodał jeszcze, wstając od stołu. Podszedł do panny Blythe, ujmując jej dłoń i pomagając jej wstać - Chodź ze mną, proszę - rzucił krótko, prowadząc ją za sobą i mając nadzieję, że chociaż jeszcze przez chwilę Belvina nie połapie się, gdzie Burke planuje ją zawieźć. A jego celem był, rzecz jasna, parkiet, chcąc dołączyć do innych par, które już wirowały w tańcu.
Doskonale wiedział, że zachowywał się w tym momencie jak ostatni łajdak - stawiając ją właściwie pod ścianą, nie dając tak naprawdę żadnej możliwości wyboru. Dziś nie znajdowali się w bezpiecznych czterech ścianach jej mieszkania - byli w zatłoczonej restauracji, gdzie każdy pilnował swojego nosa... przynajmniej do momentu, aż nie wydarzy się coś niespodziewanego. Coś głośnego. Coś niecodziennego. Ucieczka z parkietu z pewnością byłaby właśnie takim czymś.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]30.07.20 21:25
Uśmiechnęła się, zdradzając rozbawienie i pewną pobłażliwość, gdy Craig próbował zagrać na jej emocjach. Może w przypadku innej panny osiągnąłby tym cel, ale w tym przypadku nie było cienia szansy. Już dawno uodporniła się na tą zbolałą minę oraz przebiegłą gierkę.
- Wiem, że mężczyzn twojego pokroju nie da się zranić tak łatwo, mój drogi – odparła miękko, będąc tego pewna po latach znajomości i doświadczenia w relacjach damsko-męskich.- Możesz, ale zawsze masz w tym ukryty cel… pytanie tylko jaki – dodała, mówienie rzeczy oczywistych dzisiejszego wieczoru nie działało jej tak na nerwy.
Słysząc komplement, kąciki jej ust drgnęły delikatnie. Gdyby usłyszała coś innego, coś całkiem przeciwnego najpewniej miałaby zdecydowanie mieszane odczucia. Jak większość kobiet, chciała podobać się konkretnym mężczyzną, chociaż w jej przypadku było to trochę bardziej specyficzne.
Spoglądała na niego, gdy bezwstydnie błądził wzrokiem po jej ciele. Zdecydowanie przywykła już do tego, samej często prowokując takie sytuacje… tak łatwiej było podejść go, gdy skupiał się na tym, co miał przed oczami, a mniej co mówił. Długoletnia znajomość nauczyła ją jak dotrzeć do Craiga i ugrać jak najwięcej, nim dotrze do momentu, kiedy pojawi się sprzeciw, a tym samym znów znajdzie się na przegranej pozycji.
Obserwowała go równie uważnie, zastanawiając się o czym tak myśli i nie przejmując się ciszą jaka zapadła między nimi. Był jedną z niewielu osób, przy których milczenie nie działało na nią męcząco, a wręcz czasami doceniała takie momenty.
Samej przestała snuć nierealne plany, mogąc przewidzieć, jak to będzie i niekoniecznie chcąc teraz o tym myśleć. Nie lubiła zobowiązań w związku, nie akceptowała ograniczeń, stąd bycie z Burke, odpowiadało jej pod wieloma względami i chyba nie chciałaby tego zmieniać nawet jeśli miałaby taką możliwość.
Drgnęła delikatnie, gdy odezwał się nagle, a jego słowa zapowiadały kłopoty. Nie wiedziała, co uknuł, ale cokolwiek miało to być, pewnie nie przypadnie jej do gustu. Tego o dziwo była pewna, analizując chłodno to, co mówił.
Podejrzliwość wzmogła się, gdy wstał i podszedł do niej. Mając przed sobą kogokolwiek innego, pewnie posądzałaby go o najgorsze, co wiązałoby się ze zrobieniem sceny i wyklinaniem pod nosem, że teleportacja w Londynie była niemożliwa. Tą jedną opcję mogła jednak skreślić ku własnej uldze, ale nadal nie wiedziała, co się dzieje.
- Wolałabym znać cię jeszcze bardziej, aby wiedzieć, co wymyśliłeś i czy spodoba mi się to – odparła z lekką ostrożnością. Wstała, pozwalając pokierować się mu w chwilowo tylko nieznanym kierunku. Połapała się po kilku krokach, dając temu wydźwięk w zwolnieniu kroku.
- Craig, nie – syknęła cicho, tak, aby te słowa usłyszał tylko on. Tyle razy słyszał odpowiedź, sprzeciw i najwyraźniej znów odbijało się to od niego.- Jeśli nie chcesz być uczestnikiem sceny, która nie przejdzie obojętnie… odpuść – dodała, uświadamiając go, że ryzykuje, nawet jeśli kłamała. Nie była taka, nie zrobiłaby czegoś, co skupiłoby na nich uwagę czarodziejów zebranych w restauracji.
Nigdy nie działała tak głupio.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]02.08.20 19:59
Nawet nie odpowiedział. Czy cokolwiek co mógłby rzec, byłoby w stanie zmienić zdanie Belviny? Szczerze w to wątpił. Posłał jej tylko spojrzenie. Dobrze znała to spojrzenie, kryła się w nim jednocześnie figlarność i upór. Zwykle odpuszczał - wtedy, kiedy już docierali do tej magicznej, nieprzekraczalnej granicy, powodującej, że w Belvinie narastały gniew i irytacja. To między innymi prawdopodobnie było - być może na nieszczęście samej panny Blythe - powodem tego, że Burke nadal ją adorował. Że nie stała się jedną z wielu kobiet, które po pewnym czasie zwyczajnie mu się znudziły. Fakt, że nadal stawiała mu opór. Wciąż była tą pannicą, która kryła się po kątach, unikając uczestniczenia w głównej części przyjęcia. Tą, którą trzeba było gonić, czasem przycisnąć, czasem do czegoś zmusić. Tak jak właśnie dziś. Dziś zastawił na nią pułapkę - a Belvina, choć znała jego naturę krętacza i dominanta, dała się skusić i wpadła jak śliwka w kompot. Zdawał sobie sprawę, że jego partnerka zemści się za ten okrutny przekręt. Za zmuszenie jej do czegoś, czego przez tyle lat mu odmawiała. Tym jednak miał zamiar przejmować się dopiero później - bo znajomość charakterów działała w obie strony. Craig był świadom, że jego towarzyszka na pewno mu nie odpuści. Ale jej gniew poznać miał dopiero później, w prywatnych czterech ścianach. Wiedział, że, wbrew temu, co zapowiadała, nie zrobi sceny tu i teraz, przy tych wszystkich świadkach. Była na to zbyt rozsądna.
Korzystając z faktu, że Belvina tylko zwolniła kroku, a nie zatrzymała się całkowicie, wzmocnił uścisk na jej dłoni - na tyle, by mu się nie wywinęła, ale jednocześnie bacząc na to, by nie sprawić jej bólu. Nie był przecież bezdusznym brutalem. Pociągnął ją więc tam, gdzie zaplanował - trochę na ubocze parkietu, bliżej ściany, tak, aby nie rzucali się w oczy innym gościom z sali. Nie był aż tak okrutny, aby stawiać Belvinę w świetle reflektorów - choć gdyby go ktoś zapytał, zdecydowanie zasługiwała na to, aby ją wywyższać. Sam przecież nie szczędził jej komplementów oraz podarków. Gdy więc znaleźli się już na parkiecie, objął ją w pasie jedną ręką, nachylając się nad nią, niemal jak do pocałunku.
- Myślę, że jednak zaryzykuję - uśmiechnął się typowym dla siebie uśmiechem, gdzie śmiały się nie tylko jego usta, ale także oczy. Ale przecież nie mieli czasu do stracenia - muzyka grała, inne pary tańczyły, nie mogli więc stać jak te dwa kołki. Nawet jeśli znajdowali się z boku, i tak przyciągali uwagę swoim bezruchem. Burke przystąpił więc do wcielenia się w rolę nauczyciela. Ujął ją w odpowiedni sposób, nadal obejmując ją w talii, wyciągając drugą rękę, w której ściskał jej dłoń. Dobrze, że teraz grali wolny kawałek, przy odrobinie szczęścia nikt się nie połapie w tym, że Belvina jest totalną nowicjuszką. - Po prostu zdaj się na mnie - mruknął jej cicho do ucha. Nie był może mistrzem tańca, ale nie można go też było nazwać totalną łamagą. Nie raz i nie dwa prowadził już w tańcu partnerki, które nie posiadały za grosz poczucia rytmu. Po Belvinie takich braków się nie spodziewał - miał nadzieję, że ta przymusowa lekcja będzie pierwszą z wielu. Chwilowo jednak nie wybiegał aż tak daleko w przyszłość. Musiał się skupić na swojej partnerce - nie ważne jak wielki gniew później na niego spadnie. Nikt mu nie ukradnie radości wynikającej z tej chwili, kiedy mógł powoli sunąć z nią po parkiecie.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]03.08.20 0:00
Bardzo dobrze, że się nie oszukiwał i wiedział, że nie jest wstanie wpłynąć na jej zdanie. Za dużo czasu byli już razem, aby mógł ją przekonać, iż jest inaczej.
Oczywiście, znała to spojrzenie i zwykle wywoływało to uśmiech na jej ustach. Tym razem nie było inaczej, nawet jeśli cały czas spodziewała się kłopotów. Figlarność była czymś, co mocno naruszało jego poważny wizerunek, do którego niechętnie przywykła z czasem, ale upór był zwykle nieodłącznym elementem. Nie zmieniało to faktu, że w połączeniu trochę ją uspokajało, pozwalało rozluźnić się i poczuć nieco pewniej w owej sytuacji.
Gdyby wiedziała, że taki właśnie był powód, dla którego nadal była dla Craiga interesująca… najpewniej nie zmieniłaby nic. Kiedy się poznali, nie wiedział w co się pakuje, ale teraz musiał już mieć pełną świadomość, więc wypadało liczyć się z tym i najwidoczniej wcale mu to nie przeszkadzało. Szczerze go za to podziwiała, bo wiedziała jaka jest, czasami nie było więc łatwo.
Poczuła, jak zamknął mocniej palce na jej dłoni, ale nie próbowała się wyrwać. Póki nie pojawił się ból, nie było również impulsu, aby się oswobodzić. W jakimś stopniu była zaskoczona, że zdecydował się na to, wiedząc, że potrafi być mściwa. Nie lubiła przymusu.
Pomimo złości odczuła delikatną wdzięczność, że zrezygnował z zatrzymania się gdzieś na środku, gdzie nachalne spojrzenia spoczęłyby na nich z dość oczywistego względu.
Uniosła wzrok na jego twarz, gdy objął ją w pasie. Odwróciła odrobinę głowę, jakby chciała ze złości udaremnić pocałunek, który nie mógł nastąpić tutaj. Był to jednak pewien wydźwięk jej niezadowolenia, zbyt subtelny, aby został zauważony przez postronnych.
- Nie znoszę Cię – szepnęła, stojąc tak blisko, nie musiała mówić głośniej. Nawet muzyka nie była wstanie zagłuszyć jej słów. Zerknęła ponownie na niego, ale widząc go takiego, roześmianego poczuła, że kapituluje. To był rzadki widok; wesołość odbijająca się tak wyraźnie w jego oczach i wygięciu ust.- Jesteś zbyt przebiegły, a ten uśmiech nadal pasuje ci za bardzo… powinieneś pozwalać sobie na to częściej – dodała, godząc się w końcu na to, co chciał.
Nie czuła się dobrze w tej chwili, wrzucona w sytuację nienaturalną. Zwykle nie była skryta, nie uciekała przed męskimi spojrzeniami, lecz unikała tego, co działo się teraz. Nawet kiedy byli we Francji, pośród tamtejszej śmietanki towarzyskiej stawiała jasne granice, których nie pozwalała przekraczać. Z perspektywy czasu oraz rozwoju wydarzeń domyślała się, że popełniła błąd, nie wyjaśniając lordowi Burke, skąd utrzymywany ciągle sprzeciw. Prawdziwy powód był prosty, brak poczucia komfortu i pozbawienie pewności siebie, gdy wkraczali na teren, bardziej naturalny dla Craiga przez to, kim był.
Chciała coś odpowiedzieć, odgryźć się, ale zrezygnowała. Postanowiła milczeć, ufając mu, że przejdą przez to bez szwanku i wstydu, gdy coś pójdzie nie tak. Przymknęła delikatnie powieki, próbując rozluźnić odrobinę spięte ciało, by słyszeć muzykę… czuć ją.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]05.08.20 11:53
Powiedzieć, że wszystko szło po jego myśli, to jak nic nie powiedzieć. Jego plan, choć bardzo prosty i nie wymagający jakichś wybitnie starannych przygotowań, po prostu wypalił. Nie zaistniał ani jeden problem, którego Craig nie brałby wcześniej pod uwagę. Szczerze? Był tym odrobinę zaskoczony. Większego szoku doznałby już chyba jedynie w przypadku, gdyby to panna Blythe sama porwała go na parkiet, wykazując się przy tym całkiem niezgorszymi umiejętnościami tanecznymi. Tak się jednak nie stało, ale mimo to Craig nie narzekał. Bo było po prostu idealnie.
Czy można było winić mężczyznę za to, że słowa Belvina wywołały u niego cichy śmiech? Kobiety wyglądały uroczo, gdy się irytowały i panna Blythe nie była tu wyjątkiem. Ba, to była szczególna z jej zalet. Burke godził się w zupełności na gniew oraz kary, które miały później spaść na jego głowę. Wszystko to było warte tej właśnie chwili, kiedy Belvina - choć nadal spięta i poirytowana - oddała się w końcu w jego ręce podczas tańca. Przez kilka chwil niemal zapomniał, że znajdowali się w miejscu publicznym, otoczeni grupą innych, nierzadko łasych na skandale czarodziejów. I choć bardzo go kusiło, aby jednak wymusić na Belvinie pocałunek, po raz kolejny złamać jej upór i zignorować buntownicze odwrócenie twarzy, ale powstrzymał się. Nie chciał, by całkowicie znienawidziła ten wieczór. Choć wyciągnął ją z jej strefy komfortu, pragnął aby ona również zapamiętała tę noc jako coś pozytywnego. Naprawdę chciał móc z nią tańczyć - a wbrew temu, czego zapewne obawiała się sama panna Blythe, nie szło jej wcale wybitnie źle. Każde zachwianie, każdą niepewność Burke wyłapywał i stanowił oparcie, pomagając jej odzyskać rytm i równowagę. Craig był pewien, że jeśli tylko udzielić jej kilka dodatkowych lekcji, byłaby z niej wcale niezgorsza tancerka. I tu akurat dobre wiadomości dla Belviny się kończyły, bo Burke zamierzał jej te lekcje zapewnić. Czy miałby osobiście wygospodarować czas i odwiedzać ją w jej mieszkaniu - lub jakiejś wynajętej sali - czy też zapewnić osobistego, wyszkolonego nauczyciela, to nie robiło mu różnicy. Chciał oglądać Belvinę w cudownych, balowych kreacjach i móc porwać ją do tango, a skoro wykonał już pierwszy krok - zwabił kobietę do restauracji i zmusił do tego by wyszła na parkiet - nie było opcji, by zrezygnował. To wszystko były jednak plany na przyszłość. Nie wiedział co miało nadejść jutro, stąd wolał póki co skupić się na teraźniejszości.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo na to czekałem - odezwał się, finalnie decydując się na złożenie delikatnego pocałunku na jej czole. O tym jak długo wyczekiwał podobnej okazji, wiedziała doskonale - nie raz się o to przecież kłócili. Jako że miał pewne doświadczenie w prowadzeniu, mogli się nie obawiać katastrofy. Muzyka również im sprzyjała, zarówno pierwszy jak i później również drugi - bo Burke nie zamierzał wypuścić jej z rąk po zaledwie jednym utworze. Chłonął więc jej ciepło, palcami powoli gładząc opinający jej talię materiał sukni. Wdychał doskonale znany sobie zapach, oddając się chwili. Zdecydowanie, każda kara którą Belvina wymierzy mu później za ten niecny podstęp, będzie warta tego tańca.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]12.08.20 23:15
Zdecydowanie miło z jego strony, że nie postanowił zdradzić jej, jak bardzo stawała się przewidywalna. Nie chciała nawet myśleć o tym, że mógł rozgryźć ją do tego stopnia, aby znaleźć rozwiązanie na każde jej zachowanie, będąc o krok przed nią. To zdecydowanie źle wróżyło na przyszłość i może dlatego chciała jeszcze odrobinę łudzić się, że wcale nie znał jej tak, jak ona jego.
Gdyby postanowił przełamać jej opór, decydując się na pocałunek, najpewniej już nic nie uratowałoby tego wieczoru przed katastrofą. Wiedziała, że w takiej sytuacji po prostu wycofałaby się, wyszła stąd mając naprawdę gdzieś czy niespodziewana scena na parkiecie zostanie zauważona przez kogokolwiek. Nie bez powodu ich znajomość była trzymana w tajemnicy, nawet jeśli stopniowo, wraz z upływem lat coraz częściej pozwalali sobie na takie o to wieczory. Czasami zastanawiała się, co było tego powodem? Powoli wkradające się znudzenie w spotkaniach w jej mieszkaniu czy jednak fakt, że oboje dorośli na tyle, aby móc ryzykować i nie obawiać się plotek. Opcje prawdopodobne, lecz równie niepokojące w jej opinii.
Jeśli pragnął, by zapamiętała ów wieczór pozytywnie, póki co szło mu kiepsko. Wyciągnięta podstępem z akceptowalnej otoczki, czuła się źle. Nie miała pojęcia czy jest cokolwiek, co może naprawić całokształt, bo delikatny uśmiech unoszący kąciki ust, był tylko pozorem. Gdyby dał jej szansę, przestając obejmować ją w talii, najpewniej zeszłaby z parkietu. Domyślała się, że Craig nie poprzestanie na tym jednym razie, że stworzył już sobie plan, aby ową sytuację powtórzyć, niestety nie zamierzała dać się podejść kolejny raz. W kolejne ich spotkania miała wkraść się nieufność, wobec jego zamiarów.
Zerknęła na niego, zaraz po tym, jak poczuła pocałunek na czole. W odpowiedzi zacisnęła odrobinę palce na jego ramieniu.
- Powiedz mi jeszcze, że od czasów Francji – wywróciła delikatnie oczami, ale zaraz uśmiechnęła się nieco mocniej. Pamiętała, że wtedy podjął się pierwszej próby, którą odrzuciła bez zawahania. Wtenczas również w pewnym sensie wepchnęła mu w ramiona swą dobrą koleżankę, która była zauroczona lordem Burke. Uczciwa wymiana, gdy dziewczyna dobrze się bawiła w towarzystwie mężczyzny, a Bel mogła wdać się w przyjemną rozmowę z towarzystwem tam zebranym.
Teraz nie było tego komfortu, ale zamierzała to przetrwać, odnajdując powoli odrobinę zabawy w tańcu. Kiedy zakończył się trzeci utwór, wywinęła mu się delikatnie i płynnie, nie puszczając jego dłoni, a jedynie splatając ich palce.
- Starczy tego dobrego, Craig – szepnęła, ignorując pierwsze dźwięki kolejnej melodii.



Chodź, pocałuję cię tam, gdzie się kończysz i zaczynasz. Chodź, pocałuję cię w czoło, w duszę. Pocałuję cię w twoje serce. Na dzień dobry. Na dobranoc. Na zawsze. Na nigdy. Na teraz. Na kiedyś.

Belvina Blythe
Belvina Blythe
Zawód : Uzdrowicielka na urazach pozaklęciowych, prywatny uzdrowiciel
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nasze miejsce jest tutaj
W nocy
Bez nikogo
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7692-belvina-blythe https://www.morsmordre.net/t7734-senu https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f447-kent-obrzeza-swanley-cobble-cottage https://www.morsmordre.net/t8111-skrytka-bankowa-nr-1850#231862 https://www.morsmordre.net/t7735-belvina-blythe
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]14.08.20 11:26
W sumie to było jednak odrobinę smutne, że musiał się uciekać do takich podstępów, by zmusić kobietę do tańca. Doskonale wiedział, że nie należało szufladkować i przypisywać konkretnych upodobań do płci - ot, myślenie, że wszystkie kobiety uwielbiają taniec było zwyczajne głupie. Ale nic nie mógł poradzić na to, że uważał, że Belvinie taniec po prostu pasował. Jej osoba, jej sylwetka, zawsze wyglądała kusząco i nęcąco, gdyby więc Craig mógł ją zaobserwować w tańcu, który sam tak bardzo lubił, uznałby to za połączenie doskonałe. Kto wie, może całkowicie i nieodwracalnie straciłby dla niej głowę?
Na jej pytanie nie odpowiedział. Przynajmniej słownie. Uniósł jednak dość wymownie jedną brew, wyginając przy tym ponownie kąciki ust ku górze. We Francji spędzili przecież oboje sporo czasu, to tam w dużej mierze rozwinęła się ich znajomość. Belvina musiałaby więc być zdecydowanie bardziej konkretna - bo samo stwierdzenie "od czasów Francji" jest bardzo, bardzo ogólne i nieprecyzyjne.
Ale tak. Można by powiedzieć, że pragnienie to męczyło go lekko już wtedy.
Żałował, że te trzy melodie przeminęły tak szybko. Choć w momencie ich trwania, zdawałoby się, że czas sie zatrzymał, tak teraz miał wrażenie, że minęło zaledwie kilka sekund. W pierwszej chwili, kiedy Belvina wywinęła się z jego uścisku, odruchowo chciał ją łapać. Przytrzymać, by nie uciekła. Powstrzymał się jednak - choć uważne oko dostrzegłoby, że przez sekundę przez jego twarz przewinął się cień. Fakt, osiągnął swój cel, satysfakcja przeminęła jednak bardzo szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. Tyle sie napracował, tyle nakombinował, a miał z tego tylko tę chwilę radości. Niesprawiedliwe.
Koniec końców użyczył jednak Belvinie swojego ramienia, wyprowadzając ją z parkietu. Wiedział, że nie należało przeginać. Przekroczył dziś znacząco granicę, którą wyznaczała mu Belvina - co innego było jednak zrobić za nią kilka kroków, a co innego rzucić się w otchłań bez baczenia na konsekwencje. Jego dobry humor powrócił z resztą bardzo szybko. Od dziś będzie miał wspomnienia o tym cudownym dniu - i nawet fakt, że panna Blythe prawdopodobnie będzie na niego wściekła przez kolejne dni, nie robił wielkiej różnicy. Poza tym, już zaczął planować podobny fortel. Minie zapewne trochę czasu, nim wprowadzi go w życie (należało przecież najpierw uśpić czujność bardzo podejrzliwej ofiary!), ale prędzej czy później znów zatańczą. Tak postanowił.
Tymczasem mieli resztę wieczoru - i choć idealnym jego zwieńczeniem byłyby odwiedziny w mieszkaniu panny Blythe... Burke nawet nie łudził się, że mógłby dziś przekroczyć jego próg. Szkoda. Póki co jednak - najpierw i tak czekała ich jeszcze romantyczna kolacja.

zt x2


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]18.12.20 15:53
21 sierpnia 1957 roku

Trzynaście razy stukot obcasów wybrzmiał głośniej na ulicy, gdy eteryczna alchemiczka zmierzała w kierunku miejsca umówionego wcześniej spotkania z nadzieją, że nie przyjdzie jej się spóźnić. Dotarcie do Londynu z Surrey nie było większym problemem, lecz dotarcie gdziekolwiek na czas po wyjściu z pracy jawiło się jako niewielkie wyzwanie. Dwa naukowe umysły nie raz posiadały problemy by przerwać rozważania nad śmiałymi teoriami.
Czarna sukienka podkreślała jej figurę jednocześnie subtelnie odsłaniając kobiece obojczyki, perły zdobiły łabędzią szyję a dłonie skryte były materiałem jasnych rękawiczek. Zapewne zwracała na siebie uwagę, jak zawsze z resztą nie potrafiąc dopasować się do otoczenia. Wyróżniała się w londyńskim porcie, wyróżniała się i teraz, krocząc przed Londyn, który ponoć powoli miał zacząć wracać do normalności... To jednak w tym momencie nie zajmowało jej myśli.
Odruchowo poprawiła pukle złotych włosów oraz wygładziła materię sukienki, a gdy zauważyła znajomą sylwetkę, przyspieszyła kroku, by chwilę później owinąć wątłe ramiona wokół męskiej szyi, chowając się w znajomych ramionach. Ciepły uśmiech niemal od razu wykwitł na delikatnej buzi.
- Dzień dobry, panie Wroński! - Rzuciła radośnie, po czym musnęła jego policzek malinowymi ustami w geście powitania. Odsunęła się odrobinę by opuszkami palców przesunąć po zarośniętym policzku, przez chwilę uważniej skupiając szaroniebieskie spojrzenie na jego twarzy, by jak zawsze upewnić się, że jest cały. Wspomnienie korciło, by zrobić coś jeszcze, niepewność jednak szybko odsunęła od niej tę myśl.
- Nie czekałeś długo, prawda? - Spytała, niechętnie uwalniając go ze swoich objęć. Eteryczna alchemiczka ujęła Daniela pod ramię, by ruszyć w kierunku drzwi restauracji. Po okresie snucia dość wstępnych planów oraz dokładniejszych analiz, jakich dokonywał przyzwyczajony do rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze umysł panny Burroughs, należało zabrać się za odpowiednie przygotowania, nawet jeśli oficjalnie pierścionek nie zdobił jej dłoni. Frances chyba nadal nie dowierzała w to, co przyszło im planować. Z nikim innym nie podjęłaby się podobnego planu, lecz myśl o ślubie, jej ślubie wydawała jej się nadal w pewien sposób abstrakcyjna. Nawet jeśli ten ślub był niewielkim fortelem; dokładnie usnutym planem.
- Słyszałam, że przygotowują tu również zamówienia pod różne okazje i mogą się pochwalić jedną z lepszych ofert w Londynie. Może powinniśmy to przy okazji sprawdzić? - Ciepłe spojrzenie na chwili zatrzymało się na buzi towarzysza. Eteryczna alchemiczka, jak niemal zawsze, postanowiła zasięgnąć języka odnośnie miejsca,  w którym przyszło im się dzisiaj spotkać. Mieli wiele do zaplanowania, a gdy coś mogło pomóc im z podjęciem jakiejś decyzji, z pewnością warto było się temu przyjrzeć.
Po przekroczeniu progu mogli udać się wprost do jednego ze stolików. Panna Burroughs wybrała ten, który otoczony był miękką kanapą; sprawiający największe wrażenie konfidencjonalności. Miejsce, pozwalające na wysnucie kilku planów, w przerwie przed deserem.
Frances zajęła miejsce przy stole, po czym założyła nogę na nogę, smukłymi palcami poprawiając materię swojej sukienki, by prezentowała się dokładnie tak, jak powinna.
- Jak minął Ci dzień, Danny? - Spytała, nim w ogóle sięgnęła po kartę, skupiając spojrzenie szaroniebieskich  oczu na twarzy przyjaciela. A nawet narzeczonego.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.


Ostatnio zmieniony przez Frances Burroughs dnia 25.01.21 19:45, w całości zmieniany 1 raz
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]29.12.20 20:28
21 sierpnia

Trzynaście duchów wirowało na parkiecie, a Daniel nieobecnie obserwował scenę z przedsionka, nerwowo wystukując rytm czubkiem swojego eleganckiego buta. Ubrał się w białą koszulę i garnitur, okazja wymagała wszak stosownej oprawy. Może dla Frances był to zwykły obiad, może ich nadchodzące małżeństwo było z założenia interesowne i tymczasowe, ale matka wpoiła mu pewne romantyczne wzorce i ideały. Gdy ochłonął po spontanicznych zaręczynach, zrozumiał, że powinien je poprawić. Nie wypada w końcu oświadczać się kobiecie bez pierścionka, w jej własnej kuchni. Ślub, a zwłaszcza pierwszy ślub to podobno wymarzone wydarzenie każdej panny - a choć marzenia Frances wydawały się być bardziej pragmatyczne i skupione na nauce, to Daniel nie zamierzał ryzykować i psuć jej dawnych wyobrażeń.
Restauracja nie była tak tłoczna, jak zwykle - na szczęście. Plany Wrońskiego były onieśmielające nawet bez publiczności. Podobno gdzieś odbywała się jakaś publiczna egzekucja, a Ministerstwo wskrzeszało dawne zwyczaje, ale nie zamierzał sobie zaprzątać tym głowy.
Wreszcie ujrzał Frances, jak zawsze elegancką i jeszcze bardziej promienną niż zwykle. Zrobiło mu się jakoś cieplej na sercu, stres nieco zelżał.
-Dzień dobry przyszła pani Wrońska panno Burroughs! - ukłonił się aby ucałować ją w dłoń, elegancka restauracja wymagała stosownych manier. -Zapraszam. - gotowała mu tyle obiadów, że dziś to on chciał ją gdzieś zaprosić.
-Jakie zamówienia, alchemiczne? - spytał ze zdziwieniem (restauracja i eliksiry? Czego to ludzie nie wymyślą!), nie mając zielonego pojęcia, że Frances myśli o jedzeniu na ich wesele. Spontaniczny ślub był na tyle niespodziewany i abstrakcyjny, że Wroński na razie był się w stanie skupić tylko na poprawie oświadczyn.
Udał się z dziewczyną do stolika. Chciał odsunąć krzesło, ale zrobiła to za niego magia. Ech.
-Dobrze, a Tobie? - odpowiedział machinalnie i nieco bez przekonania, był zestresowany, jak każdym wystąpieniem publicznym. Może i Frances to przyjaciółka, a nawet narzeczona, może i jego oświadczyny już zostały przyjęte, ale i tak chciał żeby wszystko poszło jak z płatka. Może toast doda mu odwagi? Pił już w domu mieszankę jakiś ziółek do herbaty na uspokojenie, podobno dobrych i skutecznych (nie sprawdził ich składu, wierząc - może naiwnie - handlarzowi z Nokturnu i nie domyślając się, że w naparze znajdą się zdradzieckie liście mantykory) a potem jeszcze trochę nalewki, ale jakoś czuł się tylko podenerwowany.
-Zamów, na co tylko masz ochotę. Może zaczniemy od lampki szampana za nasze... plany? - zaproponował.


Self-made man




Ostatnio zmieniony przez Daniel Wroński dnia 25.01.21 20:51, w całości zmieniany 3 razy
Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]30.12.20 0:54
Panna Burroughs do kwestii zaręczyn podchodziła w dość specyficzny sposób, niezależnie od tego czy małżeństwo będzie prawdziwe, bądź też będzie z założenia usnutym planem - Frances była przekonana, iż gest ten był jedynie formalnością, prostym potwierdzeniem snutych wspólnie planów, znacznie mniej ważnym od tego konkretnego dnia, gdy te plany będą spełnione. Spojrzenie zapewne niestandardowe, lecz w pewien sposób pasujące do praktycznej oraz logicznej postawy alchemiczki.
Uśmiech nie znikał z jej ust, a gdy danielowe usta spotkały się z jej dłonią, delikatny rumieniec wykwitł na jasnym licu. Ten gest, mimo iż Daniel już kilka razy wykonywał go w jej kierunku, cały czas zdawał się ją odrobinę onieśmielać, to też chętnie owinęła dłoń wokół jego ramienia, by ruszyć do środka restauracji.
Eteryczna alchemiczka zaśmiała się pod nosem, słysząc jego pytanie, jakże absurdalnie nie tylko przez fakt, iż udawali się do restauracji, ale i jej umiejętności - niewielu było alchemików, zdolnych przyrządzić równie skomplikowane mikstury, co ona. Posiadała jednak świadomość, że nie wszyscy są tego w pełni świadomi.
- Chodziło mi o catering, mój drogi. - Odpowiedziała z odrobiną rozbawienia w głosie, nie dało się jednak w niej doznać choćby odrobiny pretensji. Pomysł wydawał jej się zwyczajnie zabawny, tak samo jak fakt, iż w pierwszej chwili jej towarzysz nie pomyślał o najprostszym rozwiązaniu.
Frances zajęła miejsce, palcami wyprostowała materiał sukienki by ta prezentowała się odpowiednio, by wbić szaroniebieskie spojrzenie w buzię Wrońskiego. Coś w jego postawie, wizerunku oraz odpowiedzi zdawało jej się nie pasować do codzienności.  Czyżby Daniel się czymś denerwował? Frances nie podejrzewała, że ten będzie chciał poprawić ich zaręczyny, spodziewając się zwykłego wręczenia pierścionka gdzieś między słowami ich spotkania i nawet restauracja w której się znajdowali nie naprowadziła ją na odpowiednią ideę. Sprawnie zsunęła rękawiczki z dłoni by wsunąć je do niewielkiej torebki, wszak nie wypadało ich nosić podczas posiłku. Chwilę później miękko oraz delikatnie ułożyła swoją dłoń na dłoni Wrońskiego, by zacisnąć na niej smukłe palce, jakby ten niewielki gest miał pomóc się uspokoić… Nawet jeśli nie miała pojęcia, co też może być powodem dziwnego napięcia jego mięśni.
- Och, zaskakująco oraz pracowicie. Widzisz, zbieram informacje do kilku nowych projektów, a podczas warzenia mieliśmy mały wypadek… Profesor sprawdzał nową kombinację składników roślinnych w połączeniu z substancjami  alchemicznymi, coś poszło jednak nie tak i mikstura uciekła nam z kociołka, odbijając się od wszystkiego, czego tylko się dotknęła. I tak spędziliśmy ponad godzinę na łapaniu psotnego eliksiru, dwóch mistrzów alchemii dumnie biegało za skaczącym wywarem. - Rozbawienie pojawiło się w jej głosie gdy opowiadała o incydencie, jaki miał miejsce w pracowni. Dla niej sytuacja wydawała się zabawna, chętnie więc przytoczyła anegdotkę z nadzieją, że ta również pomoże rozluźnić napięcie, znajdujące się w Danielu.  Panna Burroughs delikatnie przesunęła kciukiem po wierzchu jego dłoni w ciepłym, kojącym geście. - Oczywiście! Skoro już jemy po za moją kuchnią, odrobina przyjemności nie zaszkodzi. - Odpowiedziała na propozycję szampana, na chwilę spojrzenie przenosząc na kartę dań. Sprawnie wybrała to danie, którego nazwa wydawała jej się najbardziej zachęcająca, by chwilę później za pomocą różdżki złożyć odpowiednie zamówienie.
Szaroniebieskie spojrzenie powróciło do danielowej twarzy, a ciepły uśmiech pojawił się na malinowych ustach. Dopiero teraz jej uwaga skupiła się nie tylko na rysach jego twarzy ale i eleganckiemu garniturowi, jaki miał na sobie. Gdzieś w środku poczuła przyjemne ciepło spowodowane świadomością, iż włożył tyle starania w spotkanie właśnie z nią.
- Ładnie dziś wyglądasz, wiesz? - Nieśmiały komplement powędrował w kierunku przyjaciela, delikatnie rumieniąc policzki eterycznego dziewczęcia. Daniel w garniturze prezentował się niezwykle korzystnie, przynajmniej w jej oczach.
Na szampana nie musieli czekać długo - ledwie kilka chwil później taca z dwoma kieliszkami przylewitowała do ich stolików. Panna Burroughs ostrożnie ujęła kieliszek w jedną z dłoni, palcami drugiej nadal ściskając męską dłoń. - Za nas i nasze plany! - Wzniosła toast w nieco zmodyfikowanej wersji, która wydawała się jej odrobinę bardziej pasująca do snutego planu. Delikatnie stuknęła kieliszkiem o kieliszek Daniela, by upić niewielki łyk szampana. Niewielki, gdyż wcześniej nie miała okazji spróbować podobnego alkoholu, co z resztą nie powinno być wielkim zdziwieniem.
- Restauracja, garnitur i szampan... Czyżbyśmy coś świętowali, mój drogi? - Spytała unosząc z zaciekawieniem brew ku górze, nadal nie domyślając się choćby jednego ułamka planu, jaki przygotował jej narzeczony.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]04.01.21 19:44
Daniel nie rozumiał jeszcze do końca tego, jak w pannie Burroughs pragmatyzm mieszał się z wrażliwością i porywami ciepłych uczuć, które nieustannie mu okazywała. Zasługiwała na porządne oświadczyny i na pewno je sobie wymarzyła. Wroński miał w końcu dość stereotypowe pojęcie o kobietach, co zresztą wyjaśniało jego (nie)powodzenia miłosne.
Zamrugał zdezorientowany, gdy wyjaśniła kwestię cateringu. Ale...
...co? - bąknął, marszcząc lekko brwi. -Na ślub? - uświadomił sobie. No tak, Frances nie będzie gotować na własny ślub. Zrobiło mu się głupio na myśl, jak mało wie o organizacji takich uroczystości. -O...oczywiście. Jak uważasz. - oddał sprawy w ręce panny Burroughs.
Przy stoliku uścisnął lekko jej dłoń, a potem zaczął słuchać jej opowieści o alchemii, usiłując się rozluźnić.
-To miło, że znajdujesz w pracy trochę humoru! Udało mu się nawet uśmiechnąć z rozbawieniem, w czym zapewne pomógł spory łyk z piersiówki, jaki Wroński upił w drodze na miejsce. Piersiówka Bezdna synchronizowała się z zapasami alkoholu w jego mieszkaniu, a konkretnie z ziołową nalewką, jaką Daniel zakupił niedawno na Nokturnie. Wcześniej próbował również ziołowej herbatki: zioła i procenty powinny działać razem jeszcze lepiej - tak przynajmniej go zapewniono. Alkohol już dawno rozlał się ciepłem po ciele, a zioła z wypitej przed wyjściem z domu herbatki chyba zaczynały działać, bo Daniel nagle przestał się już tak stresować. Zamiast tego, zabębnił palcami w stół, a nogą zaczął lekko przytupywać pod stołem, jakiś... pobudzony. Muzyka wygrywana przez duchy była rytmiczna, zachęcająca.
-Za nasze plany! - radośnie wzniósł toast i to właściwie była idealna okazja, aby klęknąć na jedno kolano i...
...-ZATAŃCZMY! - wypalił gromko, nie bacząc na to, że właśnie lekceważył zasady obowiązującej tutaj etykiety. Nie znał się na savoire-vivrze, ale nie trzeba było być geniuszem, by się zorientować, że parkiet jest tylko dla duchów. Ale co tam! Nogi same rwały mu się do tańca, wspólna piosenka lub dwie odwloką trochę stresujący moment oficjalnych zaręczyn, a krzywych spojrzeń innych gości nic sobie nie robił. Frances chyba też nie...?
-Proszę pana, tutaj nie ma w zwyczaju tańczyć... - zanim Wroński zdążył zrealizować swoje plany, do stolika podfrunął jeden z duchów, zaalarmowany jego okrzykiem. -Ale chętnie zatańczymy coś DLA państwa... - zaproponował pojednawczo, gdy Wroński rzucił mu roziskrzone spojrzenie.
-A kto ciebie pytał o zdanie? I... hola, hola, czemu tak patrzysz na moją narzeczoną? Nie zaczepiaj jej! - warknął, nagle czując się irracjonalnie zazdrosny.


Self-made man




Ostatnio zmieniony przez Daniel Wroński dnia 25.01.21 20:15, w całości zmieniany 1 raz
Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Restauracja Czar Par [odnośnik]06.01.21 5:26
Pragmatyzm przyszłej pani Wrońskiej był zapewne spowodowany naukową karierą, wymagającą odpowiedniej organizacji, przewidywania wydarzeń oraz planowania. Sama Frances nie uznawała tego za coś złego, w końcu nic nie stało na przeszkodzie, by być zarówno rozważną, jak i romantyczną.
- Tak, na ślub. - Odpowiedziała spokojnie, odrobinę rozbawiona reakcją narzeczonego. Analityczny umysł eterycznej alchemiczki nie potrafił przegapić okazji, by przy okazji zebrać informacje, które mogą im się przydać. Panna Burroughs posłała mu śliczny uśmiech, gdy ten przystał na jej propozycję. Podejrzewała, że większość decyzji spadnie na jej ramiona, zwłaszcza tych wymagających odpowiedniej dozy gustu oraz elegancji, nie miała mu jednak tego za złe.
Uśmiechnęła się, widząc, że najwidoczniej jej króciutka anegdotka pozwoliła Wrońskiemu chociaż odrobinę się rozluźnić, nawet jeśli oficjalny powód jego zdenerwowania nie był jej jeszcze znany, choć okoliczności spotkania oraz jego wyjątkowa prezencja zdawały się jej odrobinę odstawać od codzienności.
- Nawet często, obawiam się jednak, że to humor zabawny jedynie dla alchemików. - Odpowiedziała z rozbawieniem w delikatnym głosie. Każdy zawód mógł pochwalić się swoim własnym humorem, a ten jaki panował w pracowni Aegisa był wyjątkowo specyficzny.
Wznieśli toast, a Frances miała wrażenie, jakoby jej towarzyszowi zaczyna towarzyszyć niezwykle dobry humor. To spostrzeżenie niezwykle przypadło jej do gustu, wszak nie mieli powodów, aby poddawać się troskom.
Uśmiechnęła się pięknie, gdy ten zaproponował podbijanie parkietu.
- Oczywiście! - Odpowiedziała z wyraźnym entuzjazmem. Frances nigdy nie trzeba było dwa razy prosić do tańca, gdyż tańczyć niezwykle lubiła niezależnie od melodii, jaka wybrzmiewała. Z zachwytem na buzi oraz szerokim uśmiechem poprawiła materiał sukni, gotowa w każdej chwili dać porwać się na sam środek parkietu. Nim jednak ruszyli by wirować w tańcu, jeden z duchów postanowił przeszkodzić im w zabawie. W miarę, jak duch wypowiadał kolejne słowa, rozczarowanie stopniowo zaczęło pojawiać się na buzi eterycznego dziewczęcia.
- Och, nie ma najmniejszej możliwości, abyśmy mogli w pełni świętować? - Spytała, a gdy duch pokręcił przecząco, zawód pojawił się w szaroniebieskim spojrzeniu, które skierowała na buzię swojego narzeczonego. Lubiła tańczyć i zupełnie nie rozumiała, w czym mogłoby to wadzić duchom. I już chciała coś dodać, gdy Daniel zwrócił uwagę duchowi na… spojrzenie? Coś w tym wszystkim zdawało się jej jednak nie pasować. Doskonale wiedziała, że Wroński potrafił… obronić ją, jeśli zaszła taka potrzeba, zwykle jednak - przynajmniej z tego, co przyszło jej wiedzieć - nie łatwo było go sprowokować. A może faktycznie był o nią zazdrosny? Absurd tej myśli wywołał rumieniec zakłopotania na jej buzi… Bądź wywołały go słowa ducha.
- Proszę pana, nie śmiałbym zaczepiać pańskiej narzeczonej! Przyznaję, że należy do czarownic niezwykle urodziwych i gdybym nie zmarł półtora wieku temu… Ach, wtedy z przyjemnością poprosiłbym bym pannę do tańca… Dziś jednak, z przyjemnością dla państwa zatańczę. Powinni państwo skosztować naszego wina z Prowansji, tak eterycznej damie z pewnością przypadnie do gustu jego smak. - Duch starał się złagodzić gęstniejącą atmosferę konflikt. Sama Frances dopiero oswajała się z komplementami, nie to jednak było głównym ośrodkiem jej zainteresowania. Ostrożnie przesunęła się w stronę przyjaciela, by ostrożnie zdjąć dłoń z jego dłoni, przenosząc ją delikatnie na męskie udo, ledwie pół cala za Danielowym kolanem. W nadziei, że ten gest powstrzyma go przed wszczęciem burdy, jeszcze przed przystawkami.
- Radziłabym panu rozważniej dobierać słowa… - Wypowiedziała spokojnie w kierunku ducha, chcąc go ostrzec, by nie próbował grać na nerwach jej bratniej duszy. Następnie uniosła kieliszek do ust, dyskretnie powąchała zawartość po czym umoczyła usta w szampanie. Ten zdawał się być niczym niezmącony. O co więc chodziło? A może przesadziła w swej ocenie? Uważne, badawcze spojrzenie utkwiło w Danielu.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Restauracja Czar Par
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach