Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]30.03.15 23:57
First topic message reminder :

Korytarz

Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]05.04.17 22:28
| 29.04, późny wieczór

Mijał już trzeci dzień, odkąd Lyra wylądowała w Mungu po wydarzeniach na ulicy Pokątnej. Czuła się już nieco lepiej, a na jej policzki powoli zaczynały powracać kolory. Zdecydowaną większość czasu spędzała w łóżku, śpiąc lub wypoczywając, i starając się nie myśleć o tym, co się stało ani o tym, co Glaucus powiedział jej pierwszego dnia po jej trafieniu na oddział. Lyra miała to do siebie, że nie lubiła myśleć o złych rzeczach, woląc żyć w swojej różowej bańce mydlanej, ale trudno było zapomnieć o słowach małżonka. Zgodnie z obietnicą, Glaucus odwiedzał ją regularnie, czasami wpadały też jego siostra lub matka. Stęsknionemu za domem dziewczęciu coraz bardziej jednak nudziło się w murach Munga, ale wiedziała, że dla dobra dziecka musi tu pozostać, dopóki uzdrowiciele nie uznają, że może zostać bezpiecznie wypisana. Świeżym powietrzem mogła więc pooddychać trochę tylko wtedy, gdy ktoś uchylił znajdujące się nad jej łóżkiem okno. Na powrót do Norfolk i spacery po ogrodach czy plaży musiała jeszcze poczekać.
Po tym, jak jej małżonek opuścił już jej salę i znowu została sama, Lyra zasnęła, by obudzić się wieczorem, gdy niebo za oknami było już ciemne. Poruszyła się w pościeli i ostrożnie usiadła na łóżku, rozglądając się po sali. Nagle zapragnęła kawałek się przejść. Była słaba i nie mogła się nadwyrężać, ale dziś prowadzący ją uzdrowiciel powiedział, że jej stan jest na tyle stabilny, że może zacząć robić sobie krótkie spacery. Ostrożnie odsunęła na bok kołdrę i otuliła wątłe ciałko jasnym szlafrokiem; w samej koszuli nocnej było jej zimno, gdy tylko się odkrywała.
Powoli ruszyła w stronę drzwi. Dzięki zażywanym eliksirom oraz ponawianym codziennie zaklęciom leczniczym szybko wracała do zdrowia, ale nie mogła nie zauważyć, że nadal brakuje jej pełni sił. Zostanie trafioną zaklęciem i będący tego konsekwencją silny krwotok osłabiły ją, ale gorszy był strach, którego doświadczyła. Lęk, że mogłaby utracić swoje nienarodzone dziecko, o którym dowiedziała się tak niedawno i nie zdążyła jeszcze dobrze oswoić się z myślą o jego obecności w swoim ciele, ale za sprawą tego wydarzenia pojęła, jak bardzo go pragnie.
Przeszła kawałek korytarzem, ostrożnie stawiając kolejne kroki. O dziwo, było tu prawie pusto. Z pewnością minęła już pora odwiedzin, a większość pacjentów prawdopodobnie o tej porze spała. Po drodze minęła może jednego uzdrowiciela, który spojrzał na nią, ale nie skwitował słowem jej wyjścia z sali. Niedługo później postanowiła zrobić sobie jednak chwilę przerwy i opadła na jedno z krzeseł ustawionych pod ścianą, z coraz większą tęsknotą myśląc o Norfolk. Nie od dziś było wiadomo, że Lyra nie lubiła Munga i nie czuła się tu ani trochę komfortowo, tym bardziej, że wciąż pamiętała swój pobyt sprzed prawie dwóch lat, kiedy jeszcze w Hogwarcie została uderzona błędnie rzuconą klątwą.

[bylobrzydkobedzieladnie]




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance


Ostatnio zmieniony przez Lyra Travers dnia 19.08.17 19:58, w całości zmieniany 2 razy
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]05.07.17 16:38
Isu wpadła do szpitala nieco później niż zaczynał się jej dyżur, ale nikt nie zauważył jej nieobecności, bo stróż spał smacznie przy wejściu, więc uzdrowicielka jedynie przemknęła tuż obok niego na palcach. Oczywiście robiła wszystko, byle tylko mężczyzna się nie obudził i nie otworzył nawet jednego oka. Nie chciała go martwić tym, że pacjenci nie byli pod kontrolą, a dziesięć minut na pewno nikogo nie zbawiło. Nie, żeby Hariri nie dbała o los ludzi umieszczonych w ścianach szpitala Świętego Munga. W życiu! Jeśli miała być szczera sama przed sobą, mogła z całkowitą pewnością stwierdzić, że nie ma bardziej sympatycznego uzdrowiciela. Oczywiście że była lekką egoistką, ale kto nie był. Potrzebowała tych kilku minut, żeby się przygotować na długą noc. Nie lubiła dyżurów w taką pogodę. Na dworze lało i mogła nawet pokusić się o stwierdzenie, że nadchodził potop. Normalnie nigdy nie miała takiego problemu z dotarciem do swojego miejsca pracy. Zawsze zajmowało jej to uderzenie serca, gdy teleportowała się pod drzwi odpowiedniego budynku, ale w Dolinie Godryka grzmiało i bała się, że ją rozszczepi. Dlatego musiała się udać w miejsce, gdzie znajdowały się świstokliki. Tam jednak powiedziano jej, że w taką pogodę może jedynie pomarzyć. Całe szczęście wyszła z domu o te dwie godziny szybciej i gdy dotarła do Londynu, wezwała Błędnego Rycerza, by przetransportował ją gdzie chciała. Musiała wysłuchać nudnego gadania biletera, chociaż była już nieco zirytowana faktem, że włosy wyglądały jak po przejechaniu przez nie kosiarką, a nie starannym układaniu. Na szczęście podróż minęła jak zawsze błyskawicznie i już stała za wejściem na parterze, by rzucić odpowiednie zaklęcie na swoją osobę. Musiała się osuszyć, bo jeszcze by się zaziębiła i tyle by przyszło z jej kontaktu z pacjentami. Nie zamierzała roznosić dodatkowej infekcji czy paskudnego choróbska, które mogło zaważyć nad niektórymi przypadkami. Iseult skierowała się od razu w stronę korytarza, który miał ją zaprowadzić do przejścia na Oddział Chorób Wewnętrznych. Wypadki Przedmiotowe nie były jej specjalizacją, dlatego nie miała pieczy nad tym piętrem. Gdy szła, stukot obcasów odbijał się od ścian cichego i pustego szpitala. Tak niepodobnego do szaleństwa godzin dziennych. Ostatnio miała dużo roboty i jeszcze więcej problemów jak chociaż sprawa tej szlachcianki chorej na serpentynę. Zmarła podczas porodu, zostawiając dziecko półsierotą. To były paskudne godziny walki o jej życie. Isu od razu pokręciła głową, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych wspomnień. Już chciała skręcić, gdy w bladej poświacie zamajaczyły jej czyjeś stopy. Postać siedziała na krześle pod ścianą i na pewno nie był to żaden uzdrowiciel. A nawet jeśli Hariri zamierzała się przywitać. Gdy zbliżyła się, zobaczyła rude włosy i dziewczęcą, niemal dziecięcą twarz, która wpatrywała się w nią z pewnym niewiadomym dla kobiety wyrazem twarzy.
- Co ty tutaj robisz? - spytała, podpierając się pod boki i czekając na wyjaśnienia. - Nie powinnaś tak się włóczyć. Noc jest od odpoczynku - rzuciła, przesuwając dłonią po suchych już włosach.


من بره هالله هالله ، ومن جوا يعلم اللهNie ludziom osądzać czyny innych, nie im potępiać, lecz bogom.
Iseult Hariri
Iseult Hariri
Zawód : uzdrowicielka na od. chorób wewnętrznych
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4860-idziemy-w-mase#105222 https://www.morsmordre.net/t4866-poczta-isu#105436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f328-west-country-dolina-godryka-13 https://www.morsmordre.net/t4868-skrytka-bankowa-nr-1248#105446 https://www.morsmordre.net/t4867-iseult-asija-hariri#105437
Re: Korytarz [odnośnik]05.07.17 18:22
Lyra siedziała przy ścianie na pustym, pogrążonym w łagodnej poświacie korytarzu. Było tu jaśniej, ale chłodniej niż w sali, więc otuliła się ciaśniej szlafrokiem i utkwiła spojrzenie w swoich bladych dłoniach. Były czyste i śnieżnobiałe, choć niedawno, podczas nagłych komplikacji na Pokątnej pokrywała je krew. Nie farba, jaka często zostawała na jej dłoniach po malowaniu obrazów, a najprawdziwsza krew zbyt obficie opuszczająca jej ciało. Dziewczątko skrzywiło się i odegnało te wspomnienia. Nie chciała pamiętać tamtych nieprzyjemnych chwil, wskutek których to wszystko się wydarzyło. Wolałaby możliwie szybko zapomnieć o strachu, bólu i rozpaczliwej walce o życie jej dziecka stoczonej przez uzdrowicieli, którzy się nią zajęli. Na wspomnienie lęku, który ją wówczas wypełniał miała ochotę ukryć twarz w dłoniach i zapłakać cicho, choć zaraz potem doświadczyła kojącej ulgi – jej dziecko przeżyło, wciąż miało szansę przyjść na świat. Wciąż nie do końca potrafiła myśleć o sobie jako o przyszłej matce, ale teraz w jakiś dziwny sposób nagle wydało jej się to naturalne – spodziewała się dziecka. Chciała go i co było dla niej bardzo ważne – jej mąż również go chciał.
Westchnęła i przelotnie dotknęła dłonią brzucha, spoglądając też na swoją koszulę, by się upewnić, czy krótki spacer po korytarzu jej nie zaszkodził, ale nie było nowych plam krwi. Poza osłabieniem i strachem czuła się całkiem dobrze.
Już miała podnieść się i przejść jeszcze kawałek przed powrotem do sali, kiedy nagle usłyszała zbliżające się kroki i na korytarzu pojawiła się uzdrowicielka. W odróżnieniu do mijającej ją wcześniej osoby, zapewne zbyt zaabsorbowanej innymi sprawami, ta zauważyła Lyrę, która znajdowała się na korytarzu w czasie kiedy powinna grzecznie spać w swoim łóżku. Dziewczątko speszyło się pod ciężarem jej spojrzenia i wyrzutów, ale po chwili nieznacznie uniosło bladą, piegowatą buzię kontrastującą z ciemnorudymi włosami. Jasnozielone oczy spoczęły na sylwetce kobiety; mimo zakłopotania i niepewności nie umknęły jej uwadze nietypowe rysy nieznajomej uzdrowicielki. Jako artystka łatwo zauważała takie rzeczy, ale w tej chwili nie miała czasu o tym myśleć, zastanawiając się nad sensownym uzasadnieniem swojej późnej eskapady.
- Ja... Chciałam tylko się przejść – wybąkała, a na bladych policzkach pojawiły się wątłe rumieńce. Po niedawnej utracie krwi wciąż nie doszła do pełni formy nawet mimo zażywania eliksirów wzmacniających i uzupełniających krew. – Obudziłam się... I nie potrafiłam znowu zasnąć. Poza tym... nie lubię tak bezczynnie leżeć...
Pobyt w Mungu był przytłaczający. Godziny spędzane w białej sali nużyły ją i przypominały o negatywnych doznaniach. Tylko wizyty małżonka potrafiły odgonić ponure myśli i natchnąć ją pozytywnymi uczuciami. Gdy tylko opuszczał jej salę, wracało poczucie samotności, strach i niepokój. Poczucie że za dnia napierają na nią białe ściany, a w nocy ciemność, i że kiedyś cała sytuacja może się kiedyś powtórzyć. Bała się tego. Z tęsknotą obróciła na palcu obrączkę i znowu spojrzała na kobietę, pewna, że ta zaraz zagoni ją z powrotem do sali i każe tam samotnie leżeć i w ciemności mierzyć się z myślami i lękiem. Tu przynajmniej było jasno.
Zaczęła się powoli podnosić. Kobieta mogła zauważyć, jak drobna i filigranowa była mimo otulającego ją i nieco przydługiego jak na jej niski wzrost szlafroka. W tej scenerii i okolicznościach naprawdę wyglądała jak przestraszone, zahukane dziecko... którym przecież już nie była.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]06.07.17 14:05
Isu miała jedną cechę, która pozwalała jej nad tym, by nie bać się nakazać mugolakowi, półkrwi czy czarodziejowi o krwi szlachetnej pójść do łóżka - bezpośredniość. Nie lubiła gdy ktoś nie przestrzegał zasad, a także tego co ustalił uzdrowiciel. I nie miało znaczenia czy ten ktoś podlegał bezpośrednio pod nią czy innego pracownika Świętego Munga. Każdy, żeby dojść do zdrowia potrzebował wiedzy fachowców, a jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy pacjenci byli specjalistami od swoich dolegliwości. Nie tak dawno spotkała pewnego pana Greya, który wmawiał jej, że nie musi leżeć w łóżku, bo czuje się lepiej i powinna go w tej chwili wypisać. Tylko nie wziął pod uwagę tego, że działały na niego bardzo silne eliksiry i po godzinie znowu zwijałby się z bólu i płakał jak mała dziewczynka. Tolerowała wszystko naprawdę. Byle tylko nikt nie próbował grać mądrzejszego od niej, gdy sam nie ukończył stażu uzdrowicielskiego. Ona sama nie wpychała się z butami do rezerwatów smoków czy innych magicznych stworzeń i nie twierdziła, że wie lepiej jak o nie zadbać. Każdy zajmował się swoimi sprawami i swoimi specjalizacjami. Co ciekawego najczęściej to pacjenci byli mądrzejsi i jedynie medycy stykali się z takim zachowaniem. Trzeba było mieć nerwy ze stali, żeby nie wypchnąć takiego delikwenta przez okno lub nie dać mu w twarz. Dlatego też nie spodobała jej się ta nocna wędrówka dziewczyny po korytarzach. Zamierzała ją zganić, ale wynikało to z troski o jej dobro, a nie chęci wywyższania się.
- Rozumiem, ale właśnie dlatego jesteś w szpitalu, żeby się podporządkować, a nie urządzać sobie przechadzki. Dyżurni nie przechodzą tędy za często i co jeśli coś by ci się stało? Pogorszenie stanu zdrowia, upadek? - wymieniała, wciąż pamiętając, że była na Wypadkach Przedmiotowych, a nie u siebie. Tutaj sprawy miały się inaczej. Nie wiedziała co dolegało dziewczynie, ale nikt nie powinien samemu włóczyć się po nocy w pustym szpitalu. Westchnęła. - Mało kto lubi nic nie robić. Może i Mung nie jest zbyt pięknym miejscem, ale to szpital. Nie ma takim być - urwała, obserwując zachowanie pacjentki. Przez chwilę stała w miejscu jakby czekając, aż ta zniknie za zakrętem i czym prędzej wróci do siebie, gdy wywróciła oczami i mruknęła:
- Pod kogo podlegasz?
Gdy najwidoczniej nie uformowała odpowiednio pytania, uściśliła:
- Kto jest twoim uzdrowicielem?
Już ona mu da. Za to nie pilnowanie swoich pacjentów. Do tego jeszcze może będzie trzeba dać jej jakiś nasenny, żeby już nie kombinowała i nie wychodziła ze swojej sali. Czasami niektórym trzeba było aplikować te środki, bo nie mogli wytrzymać w samotności albo w ciszy. Mieli się jednak pomęczyć trochę, żeby potem nie musieć wracać tu z powrotem.


من بره هالله هالله ، ومن جوا يعلم اللهNie ludziom osądzać czyny innych, nie im potępiać, lecz bogom.
Iseult Hariri
Iseult Hariri
Zawód : uzdrowicielka na od. chorób wewnętrznych
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4860-idziemy-w-mase#105222 https://www.morsmordre.net/t4866-poczta-isu#105436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f328-west-country-dolina-godryka-13 https://www.morsmordre.net/t4868-skrytka-bankowa-nr-1248#105446 https://www.morsmordre.net/t4867-iseult-asija-hariri#105437
Re: Korytarz [odnośnik]06.07.17 16:10
Może nocne spacery były lekkomyślne. Prowadzący ją uzdrowiciel powiedział jej, że może już wstawać i zaczynać przyzwyczajać się do chodzenia, ale pewnie miał na myśli robienie tego za dnia, a nie późnym wieczorem, kiedy na korytarzach nie było nie tylko innych pacjentów, ale i uzdrowiciele przechodzili rzadziej. Młódka nie odeszła jednak daleko; siedziała może kilkanaście metrów od drzwi swojej sali. Nie miała sił ani odwagi na dalsze eskapady; ostrożnie przeszła zaledwie kawałek korytarza i zaraz usiadła. Czuła, że szybko nie zaśnie po tym, jak przespała sporą część dnia. Właściwie większość swojego obecnego pobytu w Mungu po prostu przespała, budząc się gdy ktoś do niej przychodził, jak Glaucus, jego rodzina czy uzdrowiciele z nowymi dawkami eliksirów i zaklęciami sprawdzającymi jej stan. Teraz nie czuła się senna, więc podejrzewała, że raczej czekało ją kilka godzin samotnego rozmyślania w ciemnościach lub tkwienie na granicy snu i jawy, i niemiłe retrospekcje ostatnich wydarzeń. Ta perspektywa była na tyle niezachęcająca, że kazała dziewczęciu wyjść z mrocznej sali na jaśniejszy korytarz. W ostatnich miesiącach często dręczyły ją koszmary, a teraz z pewnością dołączą do nich nowe. Już wcześniej, gdy spała, miała złe, wykrzywiające rzeczywistość sny o samotnym wykrwawianiu się na bruku Pokątnej i dzieciach opuszczających jej ciało.
Pod ciężarem spojrzenia i wyrzutów uzdrowicielki Lyra spuściła głowę. Zdecydowanie nie wyglądała teraz tak, jak powinna wyglądać dumna szlachcianka, jaką z niepewnej siebie nastolatki próbowała zrobić matka jej małżonka. Lyrę łatwo było wpędzić w zakłopotanie i poczucie winy, zasiać w niej wątpliwości, chociaż wcale nie zrobiła tego z powodu przekory i buty, a po prostu chciała choć na chwilę wyrwać się z sali. Ale teraz już nie odpowiadała tylko za siebie i nie tylko ona mogła ucierpieć na swojej lekkomyślności.
- Wiem, przepraszam – powiedziała cichutko, lekko się jąkając. – Uzdrowiciel prowadzący powiedział mi dziś, że mogę zacząć wstawać... Obudziłam się... I wiedziałam, że nie zasnę znowu, a nie chciałam zostać sama... w tej ciemności. W niej wracają złe wspomnienia... – wzdrygnęła się i niespokojnie poprawiła brzegi rękawów szlafroka. Wiedziała, że jej wymówki brzmiały raczej kiepsko, ale trudno było jej wyjaśnić to, co czuła, co kazało jej wyjść. Trudno było mówić o otulającym ją lęku i zbyt świeżych wspomnieniach. W tej chwili niczego tak nie pragnęła jak tego, żeby zamiast do szpitalnej sali wślizgnąć się do komnat męża i ułożyć przy jego ciepłym boku, a nie w zimnym i niewygodnym łóżku, w sztywnej pościeli. Sama. Przy nim nawet koszmary nie były takie straszne, ale teraz jej mąż znajdował się daleko stąd, a Lyra była samiuteńka w Mungu, wśród obcych, zajętych własnymi sprawami ludzi.
- To... Uzdrowiciel Bones. Tymczasowo... – odpowiedziała z wahaniem na pytanie kobiety i obejrzała się w kierunku drzwi sali, którą nie tak dawno opuściła. Po tym, jak ustabilizowano jej stan, przejął ją jeden z uzdrowicieli z oddziału, na który trafiła. Przynajmniej zajmował się nią podczas tego pobytu, bo nie miała stałego uzdrowiciela, który mógłby nadzorować jej ciążę także później, kiedy już stąd wyjdzie. Będzie musiała dopiero jakiegoś znaleźć; jakby nie patrzeć, nie minęło wiele ponad tydzień odkąd dowiedziała się, że w ogóle jest w ciąży.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]16.08.17 16:58
Chociaż Lirienne często o tym zapominała, prowadząc niezależne życie w Londynie, z dala od swojego rodzinnego domu w Blythburh, miała jeszcze swoje obowiązki wobec rodziny. Chociaż poczuwała się w nim bardziej zobligowana wobec ojca, niż matki, nie mogła mu tak zwyczajnie odmówić pomocy. Chociaż miała taką ochotę, tłumaczenie mu, że jest zajętym człowiekiem i że ostatnimi czasy Rycerze Walpurgii przechodzili apogeum swojej aktywności, mijało się z jej obowiązkiem wobec Czarnego Pana. Ojciec nic nie wiedział o tym ugrupowaniu. Sama Lirienne, dawno już ucząca się swoje sekrety dochowywać w tajemnicy nawet przed najbliższymi, nie łudziła się, ze mogłaby zdradzić ojcu gdzie ostatnimi czasy szlajała się jego dorosła córka. Dlatego pomimo ostatnich wydarzeń i komplikacji wynikłych z narastających konfliktów na linii czarodzieje-mugole, trzymała gębę na klódkę, decydując się zmarnować kilka cennych godzin ze swojego życia w celu zorganizowania nowych mikstur dla matki. Eliksiry uspokajające i wspomagające sen miały jej przynieść ulgę, paradoksalnie zaburzając tym spokój Lirienne, która tą ulgę miałaby ze sobą przynieść do domu. Tego, który tak gorliwie unikała przez ostatnie lata.
Wbrew temu, szła teraz na jednym z wielu korytarzy w Mungu, poszukując chociaż jednej żywej duszy. Jej frustracja rosła z każdym krokiem, a pomoc nie przychodziła sama. Co budziło pewien problem, o nią Lirienne nie lubiła prosić. Przystając przy końcu chwilowo pustego korytarza, nie bacząc więc na żadne zakazy, próbując odpalić papierosa, przeklinając w duchu matkę i fakt, że pomimo prawie trzydziestu lat na karku, łatwiej było jej przystać na prośbę ojca niż mu odmówić.
Idź do Munga, mówił. To tylko chwila, mówił. Matce nie pomożesz? Ja już nie mam matki. Nikt go nie informował?
Jączyła pod nosem, kilka razy trzeci raz wstrząsając magicznym papierosem w celu automatycznego zapłonu.
Szlag by to…
Papieros jak nie chciał się odpalić, tak nie odpalał się dalej. Zamiast tego, z gałęzi korytarza słychać było kroki, które Lirienne ignorowała, z uporczywością puszka pigmejskiego próbującego wywlec gile z nosa, starając się wygrać batalię z fajką.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]16.08.17 22:16
Lyra, jak mogła się spodziewać, została odesłana z powrotem do sali. W końcu nie powinna spacerować o tak późnej porze, większość pacjentów zapewne spała w swoich łóżkach, ale młódce trudno było zasnąć, dlatego wyszła. Uzdrowicielka może i by ją odprowadziła, ale chwilę później w jednej z sal obok rozległ się jakiś huk i udała się tam, by sprawdzić jego źródło. A Lyra została sama na pogrążonym w półmroku, cichym i chłodnym korytarzu, otulając się ciaśniej materiałem szlafroka. Był na nią za duży, więc w fałdach przydługiego materiału wydawała się jeszcze mniejsza i drobniejsza niż zwykle.
Chyba nie mogła liczyć na żaden nasenny eliksir, który pomógłby jej pogrążyć się we śnie bez nowej porcji koszmarów. Mogła jeszcze spróbować oczyścić umysł, tak, jak uczyła się przez kilka miesięcy i zazwyczaj w ten właśnie sposób chroniła przed koszmarami. Ale w ostatnich dniach nic nie było takie proste, nawet metamorfomagia zdawała się nie do końca jej słuchać. Może po prostu nie była w nastroju do metamorfoz, skoro jej myśli zajmowały głównie targające nią lęki o najbliższych, a w szczególności o maleństwo, które nosiła w sobie.
Skręciła za róg korytarza i już miała udać się do sali, gdy nagle usłyszała czyjeś mamrotanie, po czym dostrzegła wysoką i chudą nieznajomą kobietę, która potrząsała trzymanym w dłoni krótkim patyczkiem; dopiero po chwili Lyra rozpoznała papierosa i lekko zmarszczyła nakrapiany piegami nosek, przyglądając się nieznajomej, która zachowywała się dość dziwnie i nieładnie się też wysławiała.
- Czy coś się stało? – zapytała cichym, nieśmiałym głosikiem, a zielone oczy utkwiły się w sylwetce nieznajomej kobiety. Nie była pewna, z kim miała do czynienia. Raczej nie była to uzdrowicielka, chyba że miała naprawdę ekscentryczne upodobania, a na odwiedzającą była to zdecydowanie zbyt późna pora; godziny wizyt dawno się skończyły i w Mungu pozostali tylko pacjenci, uzdrowiciele i inni pracownicy. Musiała więc także być pacjentką; może leżenie w sali było dla niej na tyle uciążliwe, że wymknęła się na papierosa? Tego Lyra nie wiedziała, ale że prawdopodobnie i tak została już zauważona, coś kazało jej zadać to ciche pytanie, choć liczyła, że nieznajoma nie zwróci na nią większej uwagi i pójdzie dalej, a Lyra będzie mogła wrócić do łóżka i spróbować zasnąć.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]17.08.17 0:14
Lirienne nie była pacjentką, bynajmniej. O tym jednak lepiej żeby nikt nie wiedział. Ostatnimi czasy zmęczenie rysowało się na jej twarzy nazbyt często, o ile akurat nie spożyła odpowiedniej ilości belladonny i nie odświeżyła twarzy kilkoma, kobiecymi, magicznymi sztuczkami, tudzież kosztownymi specyfikami, na które Lira nie wydawałaby cennych galeonów gdyby nie pewność o ich skuteczności. Jej wygląd, jednak, pomimo to, malował na sobie wysiłek i rezygnację. Najwięcej zdradzały oczy. Tak samo jak zawsze, jadowicie zielone, kiedy uniosła je z nad zapalanego – niefortunnie – papierosa do kobiety, ale niestety, przejawiające niedospanie w przekrwionej siateczce rysującej się na gałce ocznej. Wzrok Lirienne przecinał sylwetkę nieznajomej na wskroś, niósł ze sobą karcący wyraz, kiedy w końcu wyprostowała się, utrzymując gilzę wypełnioną tytoniem pomiędzy wargami. Miała coś powiedzieć, ale jak tylko oprzytomnienie się w niej odezwało, pożałowała papierosa, którego mogłaby w ten sposób stracić. Dlatego z niezadowoleniem i dawkowanym spokojem, sięgnęła po zwitek spomiędzy ust, decydując się w końcu odezwać.
To zależy.
Zmrużyła oczy, próbując rozpoznać w nieznajomej zagrożenie, ale krótkie oględziny kazały jej stwierdzić, ze rudowłosa istotka żadnego jej nie sprawiała.
Palisz?
Uchyliła wieko tuby na papierosy, zbliżając ją w kierunku dziewczęcia. Dobrze poprowadzona rozmowa być może pomogłaby jej znaleźć dyżurującego uzdrowiciela, a dalej… dalej może udałoby jej się go przekonać żeby zamiast wyrzucać ją ze szpitala, znalazł to, po co w istocie tu przyszła, a co nieszczęśliwie zrzucało na jej barki odpowiedzialność, której nie chciała dzierżyć. Chcąc się pozbyć tego ciężaru, niegłupim pomysłem byłoby zaskarbienie sobie sympatii potencjalnego pacjenta szpitala, który mógłby dzierżyć istotne informacje na temat pobytu najbliższego uzdrowiciela. A najlepiej takiego, który zajmuje się również przygotowywaniem eliksirów dla pacjentów.
Na jakim oddziale się znajdujemy?
Spoglądanie w oczy nieznajomej budziło jej nieprzyjemne podejrzenia, że dalekim od tego, którego szukała. Spojrzenie dziewczęcia było bowiem zbyt spokojne, zdrowe, jak na kogoś, kto mógłby potencjalnie należeć do oddziału zamkniętego.
Psia mać – myśl przeszła jej przez głowę, kiedy zdała sobie sprawę, że rozpoczynanie wycieczki po Świętym Mungusie od Izby Przyjęć, oszczędziłoby jej czasu i zachodu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]17.08.17 1:09
Lyra, odkąd tu trafiła, raczej nie wychodziła z sali. Nie wiedziała więc zbyt wiele o innych pacjentach tego oddziału, ale była pewna, że nigdy przedtem nie widziała tej kobiety o chudej sylwetce i ostrych rysach, i oczach zielonych jak oczy Lyry. Rzadko kiedy napotykała spojrzenia podobnego koloru, nawet w jej rodzinie większość osób miała niebieskie oczy, więc jej zielone spojrzenie zawsze się odróżniało. Jako artystka często zwracała uwagę na takie szczegóły, jak czyjeś rysy, wyobraźnia mimowolnie zastanawiała się, jak wiarygodnie oddać je na płótnie. Czasami, dłużej patrząc na jakichś ludzi, wyobrażała sobie swoją dłoń przesuwającą pędzel lub ołówek, i oddającą na płótnie bądź papierze zarysy sylwetek. Potrafiła niezwykle realistycznie oddawać rzeczywistość jak na młódkę, która nigdy nie odebrała profesjonalnych nauk.
Zadarła głowę nieco do góry, z perspektywy niziutkiego wzrostu obserwując nieznajomą, która nieoczekiwanie pojawiła się na jej drodze. W porównaniu z nią wyglądała naprawdę niepozornie, wręcz dziecinnie z tym swoim wzrostem, delikatną, piegowatą buzią i w za dużym na nią szlafroku. Jej niewinny, wręcz uroczy wygląd nie mógłby budzić respektu w żadnych okolicznościach, chyba że użyłaby metamorfomagii i dodałaby sobie więcej powagi. Gdy kobieta zaproponowała jej papierosa, młódka znowu zmarszczyła nosek i pokręciła głową. Nie paliła, to nie uchodziło dobrze wychowanemu dziewczęciu, i przede wszystkim, była w ciąży, więc musiała wystrzegać się wszystkiego, co mogło być szkodliwe dla rozwijającego się w jej ciele dziecka.
- Nie. Nie palę – odpowiedziała cicho, poprawiając bladą dłonią zbłąkany kosmyk włosów.
Zdziwiło ją nieco, gdy kobieta zapytała o oddział. Lyra była pewna, że ma do czynienia z pacjentką tego piętra, ale cóż, niewykluczone, że może wymykała się z któregoś z wyższych z zamiarem odnalezienia wyjścia na zewnątrz i skorzystania po kryjomu z niedozwolonej używki. Lyra była niemal pewna, że w murach Munga palenie papierosów nie było mile widziane.
- Jesteśmy na oddziale wypadków przedmiotowych. Na parterze – odpowiedziała spokojnym, choć nieśmiałym i nieco niepewnym głosem, spuszczając wzrok, gdy zdała sobie sprawę, że kobieta wpatruje się w jej oczy zbyt przenikliwie. Speszyła się, a pod piegami pojawiły się leciutkie, choć wciąż mizerne rumieńce. Nadal nie wróciła do sił, była osłabiona i powinna jak najwięcej leżeć i wypoczywać, do czego zresztą miała zamiar powrócić, tylko odciągnęła ją od tego tajemnicza nieznajoma z papierosem.
- Naprawdę nie wiem, w czym jeszcze mogłabym pomóc – dodała więc, licząc, że kobieta sama poradzi sobie w znalezieniu drogi do wyjścia czy gdzie tam planowała się udać.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]18.08.17 18:46
Lirienne trochę z chorą fascynacją obserwowała jak na twarz dziewczęcia wstępują drobne rumieńce. Blythe bowiem cierpiała wręcz na obsesyjną chęć sprawowania kontroli nad swoim życiem i wszystkim innym wokół siebie. Natomiast to, czego kontrolować nie mogła, zwykła ignorować. Nic wiec dziwnego, że do wielu rzeczy w życiu miała tak obojętny stosunek. Czerwone plamy wstępujące na piegowatą twarz miały się okazać jedną z tych rzeczy, które w zasadzie powinny podbudować jej i tak już dość wybujałe ego. Dlatego bez skrępowania, kiedy w końcu udało jej się zapalić papierosa, pozostawiła go pomiędzy wargami. Cofając od niego dłoń, palce wyciągnęła w kierunku policzków rudowłosej. Opuszkami smagając jej jasną, delikatną skórę, zadarła podbródek.
Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo jesteś urocza, kiedy się rumienisz, czy robisz to specjalnie? Żeby zgnębić i pobudzić biedne podatne na takie naturalne wdzięki, męskie serca?
I inne organy, o których Lirienne przez grzeczność nie wspomniała. Odsuwając palce od miękkiej skóry kobiety, zjechała nimi tylko lekko w dół. Drugą ręką przytrzymywała papierosa przy wargach, wypuszczając dym spomiędzy nich ku górze. Ta zabawa kosztem czyjegoś komfortu, mogła się wydać komuś marnotrawieniem czasu, ale ta czynność w Lirienne budziła pewien spokój i relaksację, do której przecież dążyła przez cale życie.
Powinnaś przy tym patrzeć mężczyznom prosto w oczy.
Chwyciła pomiędzy palce jej podbródek, zmuszając kobietę do ponownego spojrzenia w jej tęczówki oczu.
Widzisz?
Uśmiechnęła się obserwując niepewność i czystą nutkę w tych zielonych oczach, tak bardzo podobnych, a jednocześnie barwą bardzo odmiennych od tych, którymi ona patrzyła na dziewczę.
Już czuję się uwiedziona, a nawet nie jesteś w moim guście.
Cofnęła się, opierając się ramieniem o ścianę obok ramienia młodej kobiety. Wzrok cały czas utrzymywała na jej tęczówkach, teraz nawet jeszcze bardziej intensywny niż wcześniej.
Jaki wypadek przedmiotowy spotkał Ciebie? I jak uzdrowiciele sobie z nim radzą?
Może jakimś eliksirem? Może przypadkowo takim, który mógłby się okazać użyteczny również dla Lirienne, najwyraźniej zainteresowaną takim zbiegiem okoliczności. Chociaż byłaby nierozsądna, gdyby wyskoczyła z tym tak od razu. Zresztą czy chciała? Na razie przyjemność sprawiała jej sama rozmowa.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]18.08.17 19:56
Lyrę niestety bardzo łatwo było wpędzić w zakłopotanie. Nie potrzebowała mocnego powodu, by na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce, a zachowanie nieznajomej speszyło ją. Nie była przyzwyczajona do tego, żeby ktoś do niej tak po prostu podchodził i pozwalał sobie na fizyczny kontakt. Patrzyła z lekkim niedowierzaniem i zaskoczeniem, jak kobieta nagle wyciąga w jej stronę rękę i dotyka jej piegowatego policzka. Tak ją to zdziwiło, że dopiero po chwili drgnęła i odsunęła się nieznacznie od palców bez jej zgody muskających delikatną skórę.
Zarumieniła się mocniej, czując się coraz bardziej niepewnie w obliczu wyraźnej pewności siebie emanującej od tej kobiety, która nie zawahała się zaczepić nieznajomej, dotykać jej i mówić do niej takich słów.
- Mhm, nie – wyszeptała nieśmiałym głosem, gdy kobieta nagle chwyciła ją za podbródek i zmusiła do uniesienia głowy i ponownego spojrzenia w jej oczy. – Nie chcę i nie potrzebuję... zgnębiać i pobudzać męskich serc. Nie chcę nikogo uwodzić i nie rozumiem... po co miałabym to robić.
Jej serce mogło należeć tylko do jednego mężczyzny. Ona sama też pragnęła być tylko w sercu jednego – swojego męża. Inni mężczyźni stracili na znaczeniu w momencie, kiedy powiedziała „tak” i pozwoliła nałożyć sobie obrączkę. Zresztą, nigdy nie mieli większego znaczenia, ponieważ Lyra nie interesowała się trywialnymi miłostkami i była jedną z ostatnich osób, którą można byłoby podejrzewać o próbę uwiedzenia kogokolwiek. Nie była ani trochę uwodzicielska, choć sama nie zdawała sobie do końca sprawy z siły swojego naturalnego, dziewczęcego uroku. Nie potrafiła owijać sobie innych wokół palca i nie dążyła do tego, zawsze będąc nieśmiałą szarą myszką. Jako artystyczna dusza trochę żyła w swoim świecie, interesowała się oczywiście światem salonów i aspirowała do wyższych sfer, ale nigdy nie chciała znajdować się w centrum uwagi.
Poczuła się nieco zgorszona tego typu sugestiami, w końcu była szlachcianką i nawet nie uchodziłoby jej uwodzić mężczyzn, tym bardziej po ślubie. Odsunęła się bardziej, próbując zwiększyć dystans między sobą a kobietą. Jej dłoń nieco niespokojnie potarła podbródek, który chwilę wcześniej ściskały palce nieznajomej.
- Dlaczego pani to robi? – zapytała po chwili, wciąż nie rozumiejąc jej zachowania, odbiegającego od tego, do czego przywykła Lyra. Może właśnie miała do czynienia z uciekinierką z oddziału zamkniętego? Może ta kobieta po prostu była szalona... i potencjalnie niebezpieczna? Słyszała czasami różne opowieści o czarodziejach, którzy mieli problemy ze sobą. Sama miała nadzieję że nigdy tam nie wyląduje. Najchętniej wolałaby w ogóle nie lądować w Mungu, który zawsze działał na nią przytłaczająco i przygnębiająco. To nie było miłe miejsce, kojarzyło się głównie ze strachem i bólem, było nim wręcz przesycone niemal tak, jak wszechobecnym zapachem ziół i medykamentów, teraz zmąconych przez nieprzyjemną papierosową woń drażniącą delikatny nosek Lyry.
- Nie chcę o tym rozmawiać – powiedziała, gdy padło pytanie o jej przyczyny pobytu tutaj. O jej ciąży wiedziało tylko wąskie grono najbliższych osób i garstka uzdrowicieli którzy jej doglądali. Nie chciała o niej mówić, a już na pewno nie niepokojącym nieznajomym zaczepiającym ją późnym wieczorem na opustoszałym korytarzu. Nie chciała też wspominać o nieszczęśliwym wypadku, o którym jej samej trudno było myśleć. Nie widziała zresztą takiej potrzeby.
- Jeśli szuka pani jakiegoś uzdrowiciela... To chwilę wcześniej widziałam tu uzdrowicielkę, weszła do jednej z sal – powiedziała po chwili, licząc, że jeśli kobieta uciekła z trzeciego piętra, to ktoś z uzdrowicieli ją rozpozna i odprowadzi na oddział.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]18.08.17 21:23
To dziewczę tak na poważnie? Lirienne nigdy wcześniej nie spotkała kogoś tak uroczo nieświadomego prawdziwego życia. Życia, w którym kobiety radziły sobie na swój własny sposób z przeciwnościami losu. Gdyby Blythe nie była zbyt egocentryczna, skoncentrowana na swoich celach, być może miałaby czas, żeby się zatrzymać i udzielić paru takich lekcji nieznajomej, młodej kobiecie. Być może kiedyś ta właśnie kobieta miała przyczynić się do jakichś wielkich rzeczy? Okazywało się jednak, że Lirienne nie miała w sobie takich pokładów bezinteresowności. Nie była też jak szlachcianki, skupione wyłącznie na rzeczach błahych i niewnoszących nic do życia. Spełniających swoje zachcianki. Dlatego czas był dla niej rzeczą cenniejszą niż dla wielu kobiet ze szlacheckich rodów. Na tyle wartościową, żeby nie tyle marnować ją na osoby postronne, co po prostu nie dopuszczać do siebie zainteresowania takimi osobami. Mimo to, uśmiechnęła się kątem ust, urzeczona tą prostotą i czystością w kobiecym myśleniu.
Och, no tak. W sumie… dlaczego? — podłapała ten temat bardzo gładko, nie wyjaśniając tej kwestii. Tak było prościej. Szczególnie, że nie rozumiała nagłego zdystansowania kobiety i dziwnego wyrazu chłodu w jej tonie. Czy rudowłosa miała świadomość, że zmiana w jej podejściu do osoby Lirienne była tak wyraźna, że ciężko było nie odczuć tej nagłej, bijącej od niej niechęci do towarzystwa panny Blythe? Gdyby Lirienne miała w sobie odrobinę przyzwoitości, powinna odpuścić dziewczęciu, dać jej spokój. Zamiast tego zaśmiała się krótko.
Boisz się mnie. Dlaczego? Czy szczerość przeraża Cię bardziej od ukrywanych prawd i narzucanych masek? Nie powinnaś się bać zagrożenia, które znasz. Bój się rzeczy, które mogą Cię zaskoczyć.
Kolejny raz wypuściła dym przez usta ku górze. Nie odpowiedziała na pytanie dziewczyny, ponieważ nie znała na nie odpowiedzi. Dlaczego robiła co? Robiła cokolwiek? Miała wrażenie, że chwilowo nie robiła nic. Nawet jeszcze nie zdążyła pomyśleć nad tym co zrobić powinna. Zmarszczyła więc brwi przy zaciągnięciu się papierosem, analizując te słowa bardziej bądź mniej wnikliwie. Zainteresowanie tą kwestią przepadło wraz z następną odpowiedzią kobiety. Lirienne zawiesiła na niej wzrok, zastanawiając się, kiedy zdążyła poruszyć niekomfortowy temat, skoro dziewczyna tak szybko odmówiła rozmowy.
Przepraszam — rzuciła prawie machinalnie, dokładnie tak, jak wpoił jej ojciec — nie chciałam Cię urazić.
To był akurat fakt. Nie próbowała tego zrobić.
Byłam ciekawa. Nie wyglądasz na pacjentkę, a mimo to jesteś tutaj.
Intuicyjnie zerknęła w kierunku sal, o jakich wspomniała rudowlosa i w końcu wyprostowała się z zainteresowaniem, gasząc papierosa o ścianę.
Do której z sal?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]18.08.17 22:41
Lyra wciąż była bardzo młoda. Nie minął nawet rok od momentu, gdy ukończyła Hogwart. Żyjąca w swoim świecie i jak na szlachciankę prostolinijna i łagodna, nie znała prawdziwego życia. W każdym razie, nie wszystkich jego aspektów, bo co do niektórych miała okazję się w ostatnich miesiącach przekonać. Były i rzeczy, które ją ominęły. Nie wszystkich z nich pragnęła, nie zawsze żałowała, że nie było jej dane czegoś przeżyć. Była młódką, uczyła się życia, więc nie było powiedziane, że któregoś dnia nie osiągnie czegoś wyjątkowego. Jak na swój wiek i tak nie mogła narzekać: wyszła dobrze za mąż, była w tym małżeństwie szczęśliwa, zadebiutowała w świecie sztuki i miała na swoim koncie pierwsze sukcesy. Nie każda świeżo upieczona absolwentka Hogwartu mogła się tym pochwalić. Jej ambicje dotyczyły głównie życia rodzinnego i pasji: chciała być dobrą żoną i matką, realizować się w świecie sztuki i zasłużyć na szacunek otoczenia.
- Ja... już mam męża – odpowiedziała lakonicznie po chwili wahania, wciąż zdziwiona brzmieniem tego słowa w swoich ustach, bo czasem wciąż trudno było myśleć o sobie jako o statecznej żonie, skoro nie ukończyła jeszcze nawet dziewiętnastego roku życia. To wyjaśniało, dlaczego nie wykazywała zainteresowania byciem uwodzicielską i nie myślała o tym, jak mogłaby wykorzystać swój urok. Zachowywała też dystans wobec kobiety, nieufna mimo swojej życiowej naiwności i niedoświadczenia. Ostatnie miesiące nauczyły ją, że powinna bardziej uważać na ludzi, że nie wszyscy mają dobre zamiary. Kobieta nie zachowywała się jak ktoś wzbudzający zaufanie, wydawała się raczej niepokojąca, było coś dziwnego w jej spojrzeniu i ruchach wychudłego ciała. Może rzeczywiście uciekła z trzeciego piętra?
- Nie boję się – powiedziała jednak, choć czuła, że w słowach kobiety kryło się ziarnko prawdy. Była osóbką która często wolała wierzyć we własne wyobrażenia niż w fakty, ale nie posiadała talentu do kłamstw i przybierania masek, co było dość ironiczne, biorąc pod uwagę, że urodziła się metamorfomagiem. I może rzeczywiście powinna najbardziej uważać na to, co może ją zaskoczyć, niekoniecznie będąc ewidentnym zagrożeniem. Nie wiedziała jednak, jak zaklasyfikować tę kobietę. Była dla niej jedną wielką niewiadomą, pojawiła się na tym korytarzu niczym cień i zaczepiła ją, tak po prostu. Lyra nie widziała jej przedtem i nie wiadomo, czy ujrzy jeszcze kiedyś, mimo to czuła lekki niepokój. Może nie strach, ale niepewność i niepokój jak najbardziej.
- Po prostu... Zaskoczyła mnie pani. Nie spodziewałam się spotkać kogokolwiek o tej porze, chyba że uzdrowicieli – odpowiedziała po chwili, znowu leciutko przygryzając wargę i coraz bardziej tęsknie myśląc o cichej sali i łóżku. Miała nadzieję, że tym razem szybciej zaśnie i że nie napotka już innych dziwnych nieznajomych.
- Właściwie to... Nic się nie stało – rzekła, ale przyjęła z ulgą, że kobieta zrezygnowała z dociekliwych pytań. – Każdy czasem może tu wylądować. Magia... jest kapryśną towarzyszką – odpowiedziała, w sumie nie mijając się z prawdą, bo trafiła tu właśnie przez zbłąkane zaklęcie. – Chyba tam – wskazała drzwi, za którymi, jak jej się wydawało, wcześniej zniknęła uzdrowicielka.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Korytarz [odnośnik]19.08.17 12:10
Nie bała się? Lirienne przyjęła te słowa z powątpiewaniem. Lyra nie musiałaby jednak czuć się tym faktem urażona. Panna Blythe z podobną rezerwą traktowała w zasadzie wszystkich. Większość jednak takich gierek, mających przedstawić pokaz sił czy pewności siebie, ignorowała. Miala to do siebie, że choć lubiła czuć władzę i przewagę nad innymi, nie musiała przy tym rozsiewać wokół siebie takiego wizerunku. Mogła uchodzić za niedojdę życiową i człowieka sięgającego dna, bo jej zewnętrzny obraz jej nie interesował. Przynajmniej tak długo, jak długo nie wpływał na jej działania. Czasami i ona musiała przybrać maskę, dla większego celu, nie dla siebie i dowartościowania swojego ego.
To ciekawe — wspomniała, odsuwając się na moment o muru za swoimi plecami, ale nie zbliżyła się już do kobiety. Wyprostowała plecy, podążając swoim spojrzeniem do wskazanej jej przez dziewczynę sali i tam zawiesiła ten wzrok. Skoncentrowany i… czysty, chociaż jeszcze chwilę temu przytłumiony był dymem, kłującym wrażliwe spojówki. — Że nie spodziewałaś się tu nikogo spotkać. To szpital. Czy nie naturalnym jest, że ostatnimi, niespokojnymi czasy, spotkać tu można coraz więcej czarodziejów?
Ale to była kolejna kwestia, której postanowiła już nie drążyć. Obdarzyła dziewczę przed sobą ostatnim spojrzeniem, nieco mniej wnikliwym niż każde wcześniejsze i skinęła głową. To prawda. Magia bywała kapryśna, a magia osób, które znała i w jakich towarzystwie się obracała ostatnimi laty, miała wyjątkowo nieposkromione podłoże, które potrafiło zranić nawet jej użytkownika. Nie było więc już chyba nic, co mogłoby Lirienne w swoich efektach zdziwić. Żaden rykoszet, żadne zbłąkane zaklęcie. Przez życie uczyła się spodziewać niespodziewanego i zachowywać wieczną czujność. Chociaż tą zasadę zdawała się ostatnio łamać, przygłuszając swoje zmysły. Świadomość traconego przez nią czasu, uderzyć ją miała wraz z przełomem kwietnia i maja. W następnym miesiącu, w końcu, miała odzyskać kontrolę nad swoim życiem i przeprojektować obrane przez siebie cele. Zaczęła od zaraz. Pierwszy krok postąpiła w stronę wskazanej jej salki, decydując, że już dość czasu zmarnowała na czcze gadanie, nie dostając nic w zamian. Bez obrazy, bo towarzystwo Lyry było w istocie rozkoszne, ale aktualnie Lirienne niepotrzebne, jak tylko okazało się, że kobieta nie jest w stanie dać jej tego, czego w tym konkretnie momencie panna Blythe potrzebowała.
Dziękuję więc.
Spróbowała pozostawić po sobie aurę, jakoby przejmowały ją wszelkie konwenanse i grzeczności.

| zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]19.08.17 19:56
Nieznajoma niestety miała rację – czasy stawały się niespokojne, więc i czarodziejów w Mungu przybywało. Sama Lyra mogła zauważyć, że działo się sporo złych rzeczy; dawniej nie musiała obawiać się o swoje bezpieczeństwo podczas zwykłych wypraw na Pokątną, która niestety przestała już uchodzić w jej oczach za sympatyczne miejsce, przesycone magią i dobrymi wspomnieniami z czasów szkolnych zakupów. Kiedyś nie musiała się bać, że za użycie najprostszego zaklęcia czekają ją konsekwencje, ani że może jej zagrozić ktoś, kto nie przejmuje się przepisami, a ona nie będzie mogła nic zrobić. Tamtego dnia czuła się naprawdę bezbronna, kiedy została pochwycona przez nieznajomego czarodzieja i oberwała zaklęciem, ale prawdziwa groza nadeszła nieco później, kiedy, gdy już jej się wydawało, że niebezpieczeństwo minęło, jej organizm zareagował gwałtownie na rzucony czar i młódka musiała trafić w ręce uzdrowicieli, którym udało się ustabilizować jej stan. Było to zwykłe zaklęcie, jedno z tych, jakimi sama potrafiła się posługiwać i jakimi zdarzało jej się obrywać w czasach, gdy jeszcze chodziła na spotkania klubu pojedynków (teraz z oczywistych względów musiała z nich zrezygnować). Ale najwyraźniej w ciąży organizm reagował inaczej i nawet takie zaklęcie parę dni temu zaszkodziło jej. Miała nauczkę, że naprawdę musiała być przez najbliższe miesiące bardzo ostrożna.
Wymamrotała coś cicho o tym, że nie spodziewała się tych czarodziejów w nocy, kiedy wszyscy zapewne spali w swoich łóżkach. Pewnie tylko nieliczni, jak ona, wymykali się chyłkiem, nie mogąc znieść ponurych myśli i niemożności spokojnego zaśnięcia. Tak jej się przynajmniej wydawało.
Patrzyła na kobietę nieco niepewnie, ale już spokojniej niż na samym początku. Może nie było się czym niepokoić? Jeśli nieznajoma faktycznie uciekła, to uzdrowiciele z pewnością się nią zajmą, choć jak się okazywało, kobieta wręcz szukała któregoś z nich, zamiast kombinować, jak przed nimi umknąć.
Po słowach Lyry, mówiącej gdzie znajduje się prawdopodobnie najbliższy uzdrowiciel, kobieta najwyraźniej zainteresowała się tą informacją i postanowiła ją sprawdzić. Lyra skinęła lekko głową i wymamrotała ciche pożegnanie; tylko przez moment odprowadzała kobietę wzrokiem, ale po chwili ruszyła w kierunku swojej sali i zniknęła w jej wnętrzu. Tam niemal z ulgą wsunęła się pod kołdrę i zwinęła się pod nią w kłębek. Krótki spacer zmęczył ją na tyle, że rzeczywiście udało jej się szybciej zasnąć nawet bez dodatkowej pomocy eliksiru, i po niedługim czasie odpłynęła, nie myśląc już o tajemniczej nieznajomej, chudej kobiecie z papierosem.

| zt.




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach