Wydarzenia


Ekipa forum
Skrzacie drzewo
AutorWiadomość
Skrzacie drzewo [odnośnik]11.04.16 15:57

Skrzacie drzewo

Na obrzeżach Londynu znajduje się spore drzewo, wokół którego krążą przedziwne legendy. Dzieci wierzą, że w środku mieszka starzec, którego broda jest z waty cukrowej, w pniu zaś trzyma najpyszniejsze słodycze świata. Dorośli jednak znają prawdę, lecz nie znaleźli jeszcze sposobu, aby przekazać ją najmłodszym pozwalając im tkwić w słodkiej niewiedzy jak najdłużej. W korycie drzewa swój dom zorganizowały bowiem zwolnione ze służby skrzaty domowe. Nikt jednak nie był w środku drzewa, sami mieszkańcy obrzeży zastanawiają się, ile tych wyrzuconych z domów stworzonek tam mieszka. Podobno między konarami znajdują się rozległe tunele. Aby zarobić na swoje życie, skrzaty zaczęły pędzić wino. Na początku swojej działalności zostawiały na progach domów butelkę z odrobiną trunku i informacją, gdzie można go zdobyć więcej. Taka praca za darmo zagwarantowała im niesamowitą reklamę, a ta z kolei pozwoliła im rozpocząć produkcję wina na większą skalę. Aby kupić butelkę, trzeba zapukać trzy razy w okno. Zrobić to jednak można tylko po zmroku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]17.07.16 20:02
/01.01.1956


To było oficjalne. Wszystko przypieczętowane rodowymi sygnetami i obwieszczone całemu światu. To był dzień, gdy miał się publicznie zaprezentować przy swojej wybrance. Wieczór, który określi przyszłość jego małżeństwa pośród śmietanki towarzyskiej. Najpierw panowie i panie będą bawić się osobno, zapijając się i nastrajając się do tego, co miało najść później. Obyczaj nakazywał, by następnie połączyli się w pary i zaprezentowali kilka wspólnych tańców. Niezobowiązująco, ciągle na widoku, a jednak na tyle blisko, by nie budzić kontrowersji w żadną ze stron.
Brało go na wymioty.
Nie miał ochoty ani na te męskie zagrywki, siedzenie przy stole z drogim cygarem, grając w grę, której zasad nawet nie znał, a od której - abstrakcyjnie - miał zależeć honor jego rodziny, jak gdyby w jakikolwiek realny sposób miała odniesienie do czegokolwiek w życiu. Jak kogut, miał prezentować jak twardym jest mężczyzną, znosząc kolejne dawki alkoholu, prowadząc rozmowy, które miały go wynieść ponad zebranych. Wszystko okraszone luksusem i elegancją, by jednak różnili się nieco od barowych, niechlubnych pijackich posiedzeń. Slughorn oczywiście nie miał problemów w tym, by oddzielić od siebie te dwa obrazy. Wiedział, że należy do elitarnej warstwy społecznej i nie ma to nic wspólnego z mniej szczęśliwymi odpadkami krwi.
Zrywał się z miejsca, szybkimi krokami przemierzając własną sypialnię, by dojść do kominka i w końcu wyszeptać cel swojej podróży, jednak za każdym razem własne odbicie w lustrze zatrzymywało go w połowie drogi. Oczywiście, jego wygląd był nienaganny. Bogate szaty, starannie zaczesane włosy do tyłu oraz zadbanie o spłoszenie zapachu eliksirów przez sproszenie siebie i ubrań perfumami. Nie było tutaj żadnego kryzysu osobowościowego. Zawsze jednak była spinka od mankietu, która wymagała poprawienia. Włosy przygładzenia. Kołnierzyk do poluźnienia. Muszka do zawiązania od nowa. Buty do ponownego wypolerowania.
Czas leciał.
W pewnym momencie postanowił, że się po prostu elegancko spóźni. Wymówi się obowiązkami. Cokolwiek. Przecież to wydarzenie naprawdę nie miało żadnej wielkiej wagi, by miał się nim tak przejmować. Nie stał za tym żaden racjonalny powód, by miał porzucać dla tego wszystko.
Szlag by wziął Contance Lestrange i te cholerne zaręczyny!
Był kwadrans przed północą kiedy zdecydował się użyć proszku Fiuu. Do sali balowej trafił w najbardziej niefortunnym momencie. Gdy wszyscy ewakuowali się z tego miejsca, on przyszedł na dojrzenie masakry, która była powodem tego rozproszenia.
Nie było tutaj osobistej tragedii. Slughornowie zawsze stali z boku. Tak, jak on teraz. Zacisnął palce, zastanawiając się czy Riddle już o tym wie. Czy miało to dla niego znaczenie? Nie mógł przegonić szoku i sposobu, w jaki ścisnął mu się żołądek. Mógł jednak polegać na swoim bezlitosnym pragmatyzmie, który pozwolił mu zachować kolację w brzuchu. Wycofał się wolno, z ciężką, aczkolwiek zaskakująco pustą głową. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że miało to dla niego taki wpływ, gdy nagle ktoś go złapał, a ten instynktownie sięgnął po różdżkę, nie mając zamiaru przebierać w środkach. Nie spodziewał się widoku kuzyna przyrzeczonej, a tym bardziej, że głowę będzie mu zaprzątać jasnogłowa. Nie w takim momencie. Nie ona była w tej chwili najważniejsza, prawda?
Niezależnie od własnych myśli, zgodził się na poszukanie młodej badaczki. Może to jakieś poczucie obowiązku? Może gdyby pojawił się wcześniej, przyczepiłaby się do jego boku i nie przepadłaby gdzieś w ciemnościach nocy? Kto inny miał się poczuwać do odnalezienia tej niewiasty jeśli nie on?
Z każdą godziną jego mina jednak tężała, a obowiązek zamienił się w jedyny cel. Kiedy ostatni raz tętno działało u niego z taką mocą, a w głowę uderzał niepokój z taką siłą, że każdy bodziec prowokował u niego bezwarunkową atencyjność? Na Merlina, przeszukał cały dwór! Gdzie ta dziewucha się podziewała?! Nie karmił się naiwnymi nadziejami, że być może jest już bezpieczna na swoim dworze. Dobrze wiedział, że ciągle nie udawało się jej odnaleźć i przebywała poza zasięgiem jej bliskich.
-Contance?!-wywoływał po raz kolejny, licząc na to, że w ciemności w końcu migną mu jej blond włosy.
Co za frustracja, że skazany był na szukanie po omacku!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]20.07.16 21:48
Wszędzie była krew. Nie wiedziała, na co ma patrzeć. Chciała odciągnąć zakrwawione osoby od masakry, ale czuła, że jej nogi stopiły się z podłogą. Nie potrafiła unieść klatki piersiowej do wdechu, a co dopiero ruszyć się z miejsca. Łapczywie chwytała powietrze, czując jak serce wyrywa się z piersi. Co miała zrobić? Stała jak posąg, wpatrzona w swojego opanowanego kuzyna. Uciekaj stąd, a ona nie miała siły biec. Rozejrzała się na boki, między goścmi sabatu wcisnęła się panika, która przeganiała ludzi z kąta w kąt. Długie suknie przeszkadzały w ucieczce. Ludzie bali się teleportować, a tym bardziej użyć kominka.
Szukała znajomych twarzy, ale szybko biegający tłum utrudniał jej skupienie się. Nie widziała bliskich, czy się rozpłynęli w powietrzu? Czy nikt o niej nie pomyślał? A może już posłuchali rady Caesara, lecz ona niczym posąg, wpatrzona w kałużę krwi, stała i oczekiwała, że świat również się zatrzyma? Udało się jej nabrać powietrza na dwa szybkie oddechy. Widziała rąbek sukienki Emery oraz długie włosy Evandry w przejściu. Próbowała się przepchnąć w tym kierunku, lecz nim wybiegła na korytarz, już ich nie było. Spanikowana zaczynała coraz szybciej oddychać.
Wyjście z budynku okazało się trudniejsze niż myślała. Szła za tłumem, ale wówczas ciągle brakowało jej powietrza. W końcu pobiegła w zupełnie innym kierunku prosto na ogrody lady Nott. Topiąc swoje piękne czółenka, zatapiała obcas w śniegu. Czuła jak jej drobne futerko na ramiona jest niewystarczające. Drżała z zimna, szukając jakiejkolwiek znajomej czupryny. Odpowiadała jej tylko cisza, echo szmerów i krzyków. Nie wiedziała, ile już chodziła. Las był ciągle znajomy. Constance myślała, że chodzi w kółko, czekając na najbliższych. Widziała już to drzewo, ale nie znała się przecież na zielarstwie. Było ciemno, zimno.
Po kilku godzinach czuła się bezsilna. Ciągle trzęsła się, a jeszcze niedawno umalowane wargi na czerwono teraz były sine. Czuła jak łzy zamarzają jej w połowie drogi do policzka. Nigdy nie płakała publicznie.  Bała się okazywać emocji, wszak to była słabość. Zgubiła się. Nie potrafiła się teleportować, a w takim stanie przerażenia bała się czarować. Zmęczona usiadła na pieńku, pocierając wystające spod futerka przedramiona o siebie. Płakała, bo Caesar miał ją znaleźć. Arthur wystawił, nie szanując obietnic zawartych w umowie małżeńskiej i narażając ją na pośmiewisko. Jak i niewygodne pytania ciotek. Płakała, bo za wiele krwi się przelało. Nie wiedziała, na czym teraz stoi polityka oraz czy cyniczny Walczący Mag nie stanie się teraz pismem podawanym pod biurkiem, aby nikt go nie widział. Usłyszała krzyk swojego imienia. Przerażona zerwała się na równe nogi. Szybko zaczęła wycierać łzy, ale nawet rozmazana szminka zostawiła swój trwały ślad na policzku. Zmarznięte kończyny błagały o ciepło. Nie czując się najlepiej, upadła na kolana z głośnym jękiem, co mógł usłyszeć mężczyzna. Uniosła głowę, a widząc Arthura, prędko ją spuściła. Czy miała błagać go o pomoc, b ł a g a ć, czy czekać na Caesara? Zmarznięta, z sinymi ustami, czerwonym nosem i skostniałymi kończynami nie była w stanie się sama podnieść. Gdy tylko Arthur dotknie jej skóry, poczuje pod palcami lód.
- Caesar zaraz tu będzie – powiedziała jakby to było coś oczywistego, jakby wcale się nie zgubiła, nie czekała wiele godzin, szukając jakiejkolwiek znajomej drogi. Arthur mógł wywnioskować, że jest źle. A Constance przecież nie przyzna się do tego.
- Muszę zobaczyć czy z nimi wszystko w porządku, muszę, na Merlina, oni nie żyją – bredziła bez składu i ładu te same frazy, będąc jednocześnie przerażoną, że ktoś widzi ją na śniegu, płaczącą, nie potrafiącą zebrać się w sobie, aby zwalczyć własne słabości i wrócić do ciepłego dworu. Arthur,  p o m ó ż mi, lecz żadna  z próśb nie została wypowiedziana na głos. Roztrzęsiona nie czuła już nawet temperatury, ani tego, że nieumyślnie zmniejsza ją, gdy całe ciało leży w śniegu.


lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]02.08.16 21:07
To nie tak, że przyzwyczajony był do masakr. Przecież nawet zwierzyna upolowana podczas lisich gonitw była oprawiana przez osoby trzecie, a dla nich - arystokratów - jedynym widokiem były pojedyncze krople krwi na ziemi oraz widok padającego stworzenia. Nikt nie widział tego, że zaciągane monstra znaczyły drogę swoją posoką ani jak wyglądały pomieszczenia, w których je rozbebeszano, umazane winną juchą na całej wysokości ścian ani tym bardziej jak to wszystko prezentowało się od środka. Arthur, z racji swego zawodu, czasem uczestniczył w pozyskiwaniu ingrediencji. Bijące, jeszcze ciepłe serce gada w dłoni nijak nie przygotowało jednak do oglądania zamrożonych w bezruchu ludzkich ciał, powyginanych w upiornych pozach, z powykręcanymi gałkami ocznymi, zniekształconymi sylwetkami przez zmiażdżenie i ogrom szkarłatu, który znaczył swoją obecnością większość sali. Tak elegancka barwa pośród tak wytwornych wnętrz mogła doprawdy wyglądać przepięknie, jednak nie przypominało to nic z dostojności.
Zrobiono z nich, panów i pań, elity społeczeństwa, najwyżej warstwy, zwierzynę, która dała zapędzić się w kozi ruch, by potem uciekać niczym spłoszone owce. Ktoś śmiał na nich zapolować. Dokonać zwykłej rzezi, zarżnąć ich niczym nic nie znaczących przedstawicieli znajdujących się najdalej w łańcuchu, mimo że go zapoczątkowali. Zakpiono z nich okrutnie.
Nie było w nim personalnej chęci zemsty. Przecież nie mógł się kierować uczuciami. Od dziecka było mu wpajane, że jego czyny nie są dyktowane sercem, a powinnością i to jest nadrzędną sprawą we wszystkim, na co się napotka w swoim życiu. I jego pieprzonym obowiązkiem było zachowanie honoru swojej rodziny. Rodu, który również, jakkolwiek z ukrycia, cenił wartości, które przekazywał Walczący Mag. Nie było w nim ochoty pomszczenia komratów. Walka z wiatrakami to ostatnie, w co dałby się zaangażować. Gdy jednak napastnik uderza znikąd i zaciera po sobie ślad... Czyj atak odeprzeć? Czy będzie kolejny? Jak powinni szacować ryzyko? W końcu byli nietykalni, prawda?
Jego świat trząsł się w posadach.
Polityka to ostatnie o czym myślał w tym momencie. Nie planował swoich przyszłych posunięć, nie zastanawiał się nad stanowiskiem ojca, który pewnie je głośno oświadczy i rozkaże reszcie rodziny się do niego dostosować, pewnie uprzednio konsultując się z nestorem. Zapomniał nawet na chwilę o Tomie. W głowie ciągle odbijała mu się czkawką czerwień. Każdy wstrząs, który towarzyszył kolejnemu krokowi, wywoływał rozchlapnięcie krwi. I blond kosmyki, których nigdzie nie było widać.
Serce pompowało winną ciecz z ogromną moc, a zmysły ignorowały zmęczenie. Było już dawno po północy. Ile mil już przeszedł, przeszukując stóg siana w poszukiwaniu jednej igiełki? Krzyczał. Własny głos powracał do niego echem. Gdzieś na drzewie zgubił kaszmirowy szalik, który mógł uchronić go przed wolnym ochrypnięciem. Nie zwracał ciągle uwagi na kujący chłód. Adrenalina go grzała, mimo że dłonie - jak zwykle - pozostawały czystym lodem, nawet jeśli dłonie pokrywała druga, obca skóra.
Przeczesał nerwowo włosy i zatrzymał się, wydychając powietrze w zrezygnowaniu. Czy był sens jej ciągle szukać? Mogła już dawno być w domu. A on, jak kompletny dureń, grzązł w śniegu, szukając z zawiązanymi oczami. Dopiero jakiś ruch z boku go rozbudził. Na moment wyraz twarzy mu się rozluźnił, niemalże łagodniejąc, gdy jego wzrok napotkał tak długo wypatrywany obiekt. Bez większego namysłu i wahania zaczął brnąć w jej kierunku, nie kryjąc tej naiwnej ulgi. Opamiętał się dopiero w momencie, kiedy ta padła na kolana, nagle wydając się mu niemalże zlewać z otoczeniem - cerą, kolorem włosów, bladością warg.
Stanął kilka kroków od niej, jakby nagle zamarzając w bezruchu, zdając sobie sprawę, że jego beztroska i nieostrożność, w jakiej ufnie podążał w jej stronę, była nie na miejscu biorąc pod uwagę ich relacje. Pozwolił kilku sekundom minąć, gdy klęczała niemalże u jego stóp, emanując słabością. Nie czuł złości. Była jego odbiciem, prawda? Ale nie na długo. On już nigdy nie będzie tak słaby. A ona?
Zbliżył się do niej, patrząc na nią z góry. Zastanawiał się przez moment, gdy w końcu uklęknął przy jej boku, wyciągając rękę, by dotknąć lodowatego policzka. Przetarł palcem ślad po szmince, poświęcając chwilę na próbę rozpoznania źródła tego koloru na jej twarzy. Rozpoznał w końcu element makijażu, tak złudniczo podobny do szkarłatu, który zwieńczył dzisiejszy wieczór.
Z milczeniem przyjął jej oświadczenie, ciągle jej się przyglądając. Jakże obco wyglądała w tej pozie. Przezroczysta, na granicy własnej dumy, roztrzęsiona, namacalnie krucha. Czy gdyby zostawił ją w tym śniegu, jego problem zniknąłby kompletnie? Dlatego pozostawał z zawieszeniu, niezdolny do podjęcia decyzji?
-Hej!-zwrócił jej uwagę, irytując się jej nieskładnym mówieniem. Złapał ją za ramiona, potrząsając lekko. Próbował skupić jej spojrzenie na sobie, jakby nie wierząc, że potrafi pozostać przy rozumie w tej sytuacji.-Spotkałem twojego kuzyna. Szukają cię z innymi. Wygląda na to, że mi się udało pierwszemu.-powiedział, wolno się podnosząc i tym samym pociągając ją do góry za sobą. Jego stwierdzenie chyba było marnym pocieszeniem. To nie swojego narzeczonego chciała ujrzeć, prawda? Nie niósł przesłania pełnego nadziei.
Rozważał czy powinien ją objąć? Ze sceptycyzmem poprawił jej futerko, by w końcu wydać z siebie westchnięcie i unieść tą obdartą sierść, by owinąć ją ciasno wokół jej szyi. Zrzucił ze swoich pleców ciężki płaszcz, by zawiesić go na jej ramionach. Momentalnie uderzył w niego mróz. Zacisnął więc tylko zęby, nie mając zamiaru tak nagle zmieniać zdania.
-Merlinie, co cię tutaj przygnało, co?-parsknął, nie dowierzając w jej kiepsko działający instynkt przetrwania.-Chciałaś zamarznąć?-porzucił zwracanie się do niej per lady, niejako zdradzając swoje przejęcie sytuacją, mimo że sam ton nie należał do najprzyjemniejszych. Zamknął jej dłonie we własnych, które okryte były grubymi rękawiczkami. Dodatkowy materiał dzielił ich zimną skórę. I niezręczność, która mogłaby wypływać z podobnego gestu. Tak długo, jak jednak dotyk ciał ich nie łączył, nie czuł speszenia. Nie było tutaj na to miejsca, prawda?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]02.08.16 22:37
On nie zrozumie, on nie widział. To nie była tragedia, to nie była masakra. Nagle cały świat arystokratyczny rozpadał się na oczach wszystkich zebranych. Nie wiadomo było czy mają walczyć o każdą rozlaną kroplę krwi, czy szukać sprawcy. Bała się, gdy Caesar udał się w pogoń za kimś, czyj zarys był zupełnie znikomy. Wówczas każdy kształt rozmazywał się przed oczyma Constance, a ta na ślepo biegała, szukając jakiegokolwiek wyjścia. To było brutalne i bezczelne, napadać na środowisko, które oferowało bezpieczeństwo dla świata magicznego dzięki swoim układom oraz  wypełnionym po brzegi skarbcom. To nie tylko atakowało i zamordowało ważnych ludzi, ale także zbiło szklany klosz, którym otaczała się szlachta. Pozory bezpieczeństwa, rzekomego spokoju, to dawało im słuszne bądź nie większe mniemanie o sobie. Są lepsi od innych, więcej zarabiają, mają czystszą, nierozrzedzaną głupotą krew. I co im po tym? Dali się zabić jak kaczki, nabijając się na pal rzekomej władzy. Ileż ci ludzie wywalczyli dla szlachetnego świata? Bała się na głos wymawiać ich imiona i nazwiska. Myśli wirowały w głowie, a ona z każdą minuta była coraz słabsza, bardziej krucha.
Mieli być niezniszczalni – chroniło ich prawo, kodeksy, spisy arystokratów oraz znajomości, które odpowiednio ustawiały sznurki w całym świecie. Walczyli o dobre imię rodziny, spalając ślady po niewygodnych historiach. Chcieli czystości świata magii, zaborczo wyznaczali granicę przed mugolami, zabierając swoje kredki. Cóż im przyszło z bogactwa i sławy? To między nimi o nich uczyli się na Historii Magii, z dumą unosząc brodę, pokazując, że jest się z danego rodu, nosi się ich nazwisko i to błękitna krew płynie w ich żyłach. Nagle całe środowisko arystokracji przepełniała panika, strach o najbliższych i o to, co będzie za dzień, dwa, trzy. Kto zostanie nowym nestorem? Kto będzie zapełniał dziury w sercach po poległych? Rodzina nie zawsze była transakcją wiązaną. W grę wchodziły też uczucia, nie tylko przywiązanie do miejsca przy stole i rodzaju trunków, którymi wspólnie się raczyli. Co ich jeszcze czeka? Czego powinni się bać, czego unikać? Słuchać rozsądku czy serca? Ile potrwa żałoba po nestorach i ważnych ludziach? Czy wypada organizować śluby, gdy po pogrzebach nie zdążono wyprać szat wyjściowych?
Potrzebowała bliskich, swoistego wsparcia, który każe jej walczyć. Nie miała instynktu przetrwania, nawet kawa, jedna z porannych potrzeb, była podtykana jej pod nos. Księżniczka, panienka, ukochane dziecko. Zakopana w śniegu widziała przed swoimi oczami krople krwi, które kapały we wszystkich stronach tak samo jak w sali balowej. Rozpaczliwie szukała długich włosów Evandry, rąbka sukni Emery, czupryny włosów Caesara, chociażby silnych barków Tristana czy Arthura. Jakakolwiek znajoma twarz mogła ją uspokoić. A ona tylko opadała z sił, kolor skóry zlewał się ze śnieżnobiałym płaszczem przykrywającym mech. Chłód szczypał odkryte ramiona i stopy. Nie pomyślała nawet, że przyjdzie jej na ślepo uciekać przez tereny Nottów, szukając jakiegoś schronienia. Gdzie się podziewał Caesar, czy Evandra z Emery były bezpieczne? Płakała, bo bezsilność zdzierała z niej resztki nadziei. Na śniegu nie znajdowały się żadne obce ślady, być może zwierzyny leśnej. Była sama, skazana na zwolnione bicie serca, chociaż zestresowane komórki nerwowe próbowały pobudzić je do szybszej pracy. Adrenalina szczypała żyły, wołała o chęć walki i prosiła ją, aby nie zasypiała na mrozie.
Cała drżała, gdy uklęknął przy niej. Kim był, czy to wróg? Zamarła, bo widok Arthura ukoił jej zmysły. Nie wiedziała, czy powinna się go bać. Przed sobą miała perspektywę powolnej, bolesnej śmierci wśród śnieżnobiałego puchu albo uniesienie wzroku. Dotyk ją przeraził. Podskoczyła, ale nie cofnęła się ani o krok. Nie wiedziała, co planuje jej n a r z e c z o n y, ale nadzieja zaczęła pobudzać zmysły. Nie miała siły nawet  unieść dłoni do miejsca, które przetarł jeszcze palcem i pozbyć się żałosnego śladu po szmince. Nie wiedziała, czy umiera od wewnątrz, czy tylko ciało odmawia jej posłuszeństwa. Nieprzytomnie spojrzała na twarz Arthura, nie zwracając uwagi na wszystkie jego części, które przyprawiały ją o mdłości.
- Oni nie żyją, oni wszyscy nie żyją – szeptała dalej nieprzytomnie jak mantrę każde zdanie, nie mogąc powiedzieć nic innego. Wiedziała, że Caesar jej nie szuka, wybiegł ale na pewno nie za nią. Szukają sprawcy, szukają mordercy, który zbił ich szklany klosz. Czuła się jak szmaciana lalka, której kończyny były na tyle słabe, że sunęły bezwładnie po śniegu wraz z unoszeniem drobnego ciała do pozycji pionowej. Ledwo stała na nogach. Nie miała siły, kaszlała, a gdyby Arthur nie przytrzymywał Constance, ponownie zatopiłaby się w miękkim puchu. Ubierał ją. Bezwiednie szukała miejsce, w którym mogła patrzeć, lecz przez zimno traciła wszystkie zmysły. Chciała tylko spać, zamykała co chwilę oczy, tracąc kontakt ze światem. Była zbyt wychłodzona. Czując na swoich ramionach ciepły płaszcz, wewnętrzny spokój zalał jej serce. Może Arthur nie był aż taki zły jak sobie wyobrażała? Opadła prosto w jego ramiona, otulając go resztą płaszcza. Tak drobna kobieta, jaką była Constance, musiała tonąć w materiale. Łzy płynęły po policzkach, nie wiedziała, czy cieszy się, że go widzi. Zmarznięte nogi odmawiały stania w śniegu, więc bezwładnie spoczywała w jego ramionach, wciąż dygocząc z zimna.
- Biegłam, ja, ja, ktoś tu był, on, na Merlina, oni wszyscy nie żyją – mamrotała, chowając głowę w płaszczu, nasłuchując bicia serca Arthura. Wszystko ją bolało, kończyny, klatka piersiowa, czubek nosa, a przede wszystkim duma, że nie miała na tyle silnej woli, aby sprzeciwić się wszystkiemu i nie być skazana na łaskę narzeczonego – Nie wiem jak mam wrócić, tu było kiedyś przejście, ale czekałam na Caesara, wystraszyłam się odgłosów, biegłam, och, nie wracajmy tam, boję się, boję się – Zadławiła się własnym kaszlem, a choroba genetyczna powoli zaczęła o sobie przypominać. Wirowało jej w głowie, traciła równowagę, złapała mocno dłonie Arthura, tracąc ostrość przed oczami.


lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]05.01.17 16:06
Gdyby spróbować dojść do wniosku jak to się stało, że Asellus Black w ten jakże ciekawie zapowiadający się wieczór, nagle wylądował zdyszany pod Skrzacim Drzewem to trzeba by było cofnąć się do sytuacji sprzed nieco ponad godziny. Niczego nie świadomy Black postanowił udać się na jedne z prawdopodobnie ostatnich wyjść przed tym jak zwiąże się z jakże uroczą Coleysią. Oczywiście wolałby paść po środku baru, który odwiedził niż doczekać do ślubu ale nie mówił nikomu o tym głośno. Miał już gdzieś te wszystkie zasady, to wszystko co musiał. Chciał się rozerwać, chciał odpocząć od tego co dopiero miało nadejść. A nadchodziło wielkimi krokami zostawiając za sobą cień przed którym nawet Asellus się wzdrygiwał. Małżeństwo.
Nigdy nie ukrywał, że lubił dobrze wypić. Zasłynął w końcu z tego podczas balu lady Nott gdzie popisał się swoim zamiłowaniem do alkoholu i wszystkim pokazał jak się pije. Tak to już bywało na spotkaniach szlacheckich. Jeżeli ktoś Ci mówił, że spotkasz tam ludzi zachowujących klasę to nie wiedział nic o świecie.
Gdy już Blackowi udało poznać się jakąś kobietę, której imienia nawet nie usłyszał okazało się, że całkiem wiele ich łączy. A po dłuższej chwili okazało się, że łączą ich nawet sprawy zawodowe. Otóż okazało się, że biedna Judith całkiem przypadkowo dotknęła jego srebrnego pierścienia na którego materiał była bardzo wrażliwa. Gdy Asellus zdał sobie sprawę z kim ma do czynienia zaczął gonić dziewczynę i po kilkudziesięciu minutach wylądowali tutaj.
Lądując na polanie Asellus miękko przykucnął na trawie, która zamortyzowała jego lądowanie. Od razu rzucił się pędem za Judith, która zaczęła uciekać w nie wiadomym mu kierunku. - Locomotor Mortis - wywrzeszczał zaklęcie celując w Judith i puszczając się dalej za nią biegiem.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]05.01.17 16:06
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością


'k100' : 69
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 13:10
Wiedziała, że źle robi okłamując brata i wmawiając mu, że do późna zostanie w pracy. Wiedziała, że źle robi gdy znów zaczęła się kręcić wokół podejrzanych lokali. Przecież obiecała, że się zmieni. Koniec z piciem, paleniem i mężczyznami. Tyle, że gdy zbliża się pełnia podobne obietnice przestają mieć rację bytu a ty  modlisz się tylko o to by zapomnieć o bliznach po zębach czy pazurach. Wybaczą jej, muszą. Może nigdy się nie dowiedzą. Ta noc może być jej słodkim sekretem. Żadnych wybuchających kościółków i miesięcznej wizyty w szpitalu. Tylko trochę zapomnienia, naprawdę prosiła o tak wiele? Gdy kolorowe płyny zaczęły spływać po jej gardle nagle wszystko zaczęło się robić dużo prostsze. Obraz tych których kochała rozmył się gdzieś w oddali i zostały tylko ciemne ściany lokalu. Był jeszcze on, kolejny mężczyzna wyglądający jak król świata i okolic. Dlaczego tacy jak on najmocniej ją przyciągali? Przecież miała człowieka z którym mogła przeżyć całe swoje krótkie życie. Tak bardzo potrzebowała kłopotów? Przecież nie ma nic lepszego niż balansowanie na krawędzi i walka z wiatrem.
Długie palce zaciśnięte wokół szklanki, lekko dwuznaczny uśmiech i kilka lekko wytartych zdań wystarczyło by zwrócić na siebie jego uwagę. Jak dobrze pójdzie nie będzie musiała płacić za kolejnego drinka ani nie będzie musiała wracać do małego mieszkania przy Harley Street. Jeśli to się powtórzy zniknę z twojego życia Zadudniło w jej głowie. Czuła jak bolesny skurcz wykręca jej wnętrzności. Dlaczego teraz? Sięgnęła po swoją szklankę i zaczerpnęła z niej spory łyk. I właśnie w tej samej chwili dłoń Judith spoczęła na dłoni Asellusa. Czuła jak coś przypala jej skórkę. Odskoczyła od niego szukając przyczyny skaleczenia. Szare oczy skupiły się na pierścieniu, srebrnym pierścieniu. Od razu wymruczała coś o tym, że musi iść i zerwała się z miejsca. Słyszała, że ruszył za nim. Brygadzista! Uciekaj! Krzyczały reszty zdrowego rozsądku. Momentalnie zaczęła trzeźwieć. Zaczęła się gonitwa. Nawet nie pamięta jak wylądowali pod skrzacim drzewem. Był tuż za nią, słyszała jego kroki. Wiedziała, że może go zgubić gdzieś w wesołym miasteczku lub w każdej większej zbieraninie ludzi. Nawet brygadziści nie mieli prawa rzucać zaklęć na prawo i lewo. Wtedy poczuła jak coś na kształt prądu przeszywa całe jej ciało. Nie mogła zrobić kroku, upadła na ziemię.  W miarę możliwości spróbowała się szybko podnieść i odwrócić w stronę napastnika. Wyciągnęła różdżkę i wymierzyła w zbliżającego się mężczyznę. Nie podda się tak łatwo.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 14:04
W związku z ostatnim referendum i nastrojami, które panowały w społeczeństwie czarodziejów można było robić znacznie więcej niż wcześniej. Teraz już nikt nie bał się żyć pełną piersią w obawie przed niczego nie umiejącymi mugolami. Teraz czarodzieje byli panami życia i śmierci. Dlatego mogli sobie pozwalać na więcej, częściej i bardziej efektownie. Gdyby nie ostatnie wydarzenia Asellus pewnie w żaden sposób nie podjąłby gonitwy za Judith. Po pierwsze nie miałby takiej możliwości. Po drugie musiałby się słono tłumaczyć. A tak to wszyscy uwagę skupiali na czymś innym. A tak wilkołak trafił mu się jak ślepej kurze ziarno. W pracy powie, że pracował po godzinach albo coś takiego. Nikt nie będzie wiedział, że to czysty przypadek.
Gdyby ktoś faktycznie pomyślał, że spotkanie wilkołaka jest takie proste Asellus by nie uwierzył. W końcu zajmował się tym na co dzień. Każdego dnia czytał dziesiątki raportów, które w mniejszym lub większym stopniu potwierdzały obawy. Ale prawo działało tak, że bez stuprocentowej pewności nie mogli atakować. A ta kobieta sama się zdradziła. Niewiele trzeba było, żeby domyślił się czym jest. W końcu była tak niedyskretna, żeby wręcz gapić się w pierścień, który ją zranił.
Samotne drzewo, które było wręcz na odludziu było idealnym miejscem na tego typu rozrywkę. Asellus tak dawno nie czuł tej adrenaliny, że aż trząsł się ze szczęścia. Lubił zadawać ból, nigdy tego nie ukrywał. Już myślał o kolejnych zaklęciach, którymi zatrzyma wilkołaczycę kiedy ona niespodziewania padła od pierwszego uroku. - Nie sądziłaś chyba, że dam Ci uciec? - zaśmiał się złowrogo Asellus zbliżając się do kobiety, która leżała ze sparaliżowanymi nogami. - Schowaj tą różdżkę, dobrze Ci radzę. - wysyczał do niej wręcz z nienawiścią celując w nią zaklęciem. - Adolebitque - wyszeptał z gracją celując w Judith zaklęciem, które miało ją spleść łańcuchem. Na wszelki wypadek, żeby mu nie uciekła. Jednocześnie zbliżył się na odległość kilku metrów i przyjrzał się jej. - To jak, będziesz grzeczna, wilkołaczyco? - uśmiechnął się.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 14:04
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością


'k100' : 31
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 15:10
Nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z łowcami. Przez dwa lata udało jej się ich unikać. Tak długo żyła w cieniu co kilka tygodni zmieniając miejsce pobytu by teraz wpaść w tak bezsensowny sposób. Ale przecież nie mógł jej zabić tylko dla tego, że zareagowała alergicznie na jego pierścień. Nie mogli mieć dowodów na to, że kiedykolwiek kogoś skrzywdziła. Najwyżej wyląduje w Tower…tylko, że wtedy już nigdy nie pozbędzie się piętna wilkołaka.
Judith instynktownie próbowała się od niego odsunąć bazując tylko na sile własnych rąk. Gdy się zbliżył widziała na jego twarzy wyraźną radość zmieszaną z jej zdaniem szaleńczym podnieceniem. Poczuła do niego obrzydzenie, wiedziała że trafiła w ręce zwyczajnego sadysty. Zrobił z niej łowną zwierzynę. Tyle mu nie wystarczyło? Wyprostowała rękę w której trzymała różdżkę i mocniej zacisnęła palce na magicznym przyrządzie. - Nie zbliżaj się - warknęła próbując udowodnić, że wcale się go nie boi. - Chcesz dostać medal za przyprowadzenie tak wątłego zwierzaka jak ja? - zakpiła z niego nie oczekując żadnej odpowiedzi. Dostała ją w postaci kolejnego zaklęcia. Nigdy o nim nawet nie słyszała, nie miała pojęcia czego się spodziewać. Już miała wypowiedzieć zaklęcie obronne ale nic się nie stało. Jej usta wygięły się na kształt ironicznego uśmiechu. Łowca nie jest jednak taki silny na jakiego wygląda. Teraz jej kolei. Szybko znalazła najlepsze zaklęcie. Jeśli się uda paraliż nóg powinien ustąpić a ona zyskałaby czas na ucieczkę. Teleportacja, nawet jeśli groziła rozszczepieniem wydawała się w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem.
- Everte Stati-- wycelowała w mężczyznę. Nawet jeśli uda się jej uciec mogła się pożegnać z życie na rodzinnej wyspie. Oczywiście pod warunkiem, że dalej wierzy, że kiedyś znajdzie lekarstwo i będzie mogła wrócić do normalnego życia.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 15:10
The member 'Judith Skamander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 27
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 18:52
W normalnym procesie Judith pewnie zostałaby potraktowana łagodnie. W normalnym procesie.Każdy z łowców wiedział, że Asellus bywa... nieprzewidywalny. Najwięcej wiedział o tym Caesar, który był naocznym świadkiem tego, co Black potrafił zrobić za pomocą czarnej magii. Całe szczęście, że był pod takim wrażeniem, że nie powiedział o tym komu nie trzeba. Tak zaczęła się jego przygoda z Rycerzami, która chyba równie szybko się skończyła. As u wish.
Ciężko było powiedzieć o Aselussie to, że był sadystą. Może czasami. Raczej nim bywał, a nie był. Bo zazwyczaj był normalnym mężczyzną, który robił to co każdy normalny człowiek. Chodził do pracy, jadł, pił, mył się, bawił. Czasami tylko budziła się w nim cząstka, która lubowała się w patrzeniu na cierpienie innych. Czasami budziła się zaś ta, która lubowała się w zadawaniu cierpienia. Lubił patrzeć na strach, który był widoczny w oczach. Tak samo było z Judith, która zgrywała odważną. Widział w wyrazie jej oczu, że się go panicznie boi. Kto by pomyślał, że jeszcze godzinę temu go podrywała. - Nie zbliżać? A kto albo co mi zabroni? - zaśmiał się słysząc nieudolne groźby Judith. Ona chyba naprawdę uważała, że jest w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić mu i obronić się w tej sytuacji. Przecież już nie czuła nóg. Jak chciała uciec? Chodząc na rękach? - Och... Dobrze wiesz, że tacy jak ja nie zbierają medali. - wyszeptał w jej stronę głosem, który mógł budzić strach. - Powiedz mi... Jak to jest być potworem? Podoba Ci się bycie na marginesie społeczeństwa? - zapytał obracając różdżką w ręku. Zastanawiał się co jeszcze może zrobić. Torturować ją? Och, szkoda czasu. I tak widział wystarczająco bólu w oczach. Upokorzył ją i to wystarczyło. - Może chcesz się pobawić? - zapytał kpiąco i wyciągnął w jej stronę różdżkę. - Imperio.
Asellus Black
Asellus Black
Zawód : łowca wilkołaków
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Słońce świeci, ptaszek kwili
Może byśmy się zabili?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 n/d
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2548-asellus-black https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2681-asellus-black#42870
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 18:52
The member 'Asellus Black' has done the following action : rzut kością


'k100' : 41
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Skrzacie drzewo Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Skrzacie drzewo [odnośnik]06.01.17 20:53
Wcześniej nie czuła wściekłości tego rodzaju. Miała wrażenie, że każdy nerw jej ciała płonie. Wszystko przez tego wiszącego nad nią potwora.Wyobraźnia podsuwała jej najgorsze obrazy. Chciała go widzieć leżącego na trawie, przyglądać się jak jego krew wsiąka w ziemię. Zrobił z niej słabą łowną zwierzynę, swoją zabawkę z którą może zrobić co zechce i nie czeka go za to żadna kara. Nie! Musiał za to zapłacić!
- Ja. Chcesz poczuć jak moje zęby wtapiają się w twoje ciało? - spojrzała prosto na niego uśmiechając się przy tym z wyższością. - Nie dałbyś sobie rady z czymś takim. Ile czasu minęłoby zanim odebrałbyś sobie życie. Jesteś słaby, jak wszyscy.- z jej gardła wydobył się szyderczy śmiech. Nie miała pojęcia co właściwie się z nią dzieję. Miała wrażenie, że ktoś wcisnął ją do małego ciemnego kąta jej własnej podświadomości i kazał obserwować jak jakaś wyższa siła kieruje ciałem które przecież należało do niej. Scena jak z kiepskiego mugolskiego kryminału. Ona leży pod nim udając, że ma jakiekolwiek szanse by się mu przeciwstawić.  - Wy zbieracie nasze głowy - warknęła wściekła. - I to nas nazywacie zwierzętami - prychnęła pogardliwie. Gdy księżyc w pełni pojawiał się na nieboskłonie ona nie miała wyjścia, robiła to co podpowiadał jej instynkt. Jaką wymówkę mieli brygadziści?- Ty mi powiedz drogi lordzie - zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem od stóp do głów. Czuła jak paraliż nóg powoli ustępuje, na razie jednak nie miała szans na podniesienie się z miejsca. - Jak można spojrzeć we własne odbicie wiedząc, że zabiło się czyjegoś syna lub siostrę. To nie ja tu jestem potworem. - przypomniała mu z wyraźną wyższością w głosie.  - Tym razem ty uciekasz - warknęła przez zaciśnięte szczęki.
Kolejne nieudane zaklęcie. Znów przyszła kolej na jej ruch. Mogła już ruszyć nogami. Najpierw trzeba było go zneutralizować tak by mogła się podnieść. Wybrała najbardziej oczywisty punkt ataku. Czym prędzej podniosła się z miejsca, powinna skorzystać z okazji i wiać ale gość zasłużył na solidną nauczkę. Kilka uderzeń serca później poczuła jak ze zwierzęcą siłą jej otwarta dłoń uderza o jego policzek zostawiając jednocześnie długie szramy na policzku. Teraz mogła już odejść. Puściła się biegiem przed siebie mając nadzieję, że zniknie z pola widzenia zanim zdąży się pozbierać.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Skrzacie drzewo
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach