Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]30.03.16 11:40
First topic message reminder :

Salon

Salon to pierwsze pomieszcze w jakim się znajdziesz tuż po tym, jak przekroczysz progi mieszkania. Nie jest to zbyt wielki pokój; dość ciemny, całkiem przytulny, nieco przytłaczający dla osób kochających przestrzeń. Pierwsze co pewnie ujrzysz to liczne regały z księgami wszelakiego pochodzenia, masy pergaminów, piór, bibelotów. Walają się pewnie też na średniej wielkości biurku ułożonym pod jednym z dwóch okien. Na jednej z szafek stoją fiolki z różnymi zakupionymi eliksirami, kryształowe kule, kulki, słoiki z zawartością nieznanego pochodzenia. Czujesz się tu jak u Borgina i Burke'a? Niepotrzebnie. Przecież brak tu grubej warstwy kurzu i pajęczyn w kątach, a przez okna wpada całkiem spora ilość światła. W salonie znajduje się kominek.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew


Ostatnio zmieniony przez Ramsey Mulciber dnia 08.10.16 10:29, w całości zmieniany 2 razy
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Re: Salon [odnośnik]12.03.19 21:04
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]13.03.19 10:43
Nie zareagował na prowokację, całkowicie ignorując jego słowa, nie wdając się z niepotrzebną dyskusję.
— Co mi mieli powiedzieć? — spytał zamiast tego, odwrócony już przodem do aurora. Włożył dłonie w kieszenie spodni, pozostając w miejscu, w którym stanął, przy sofie. Kiedy otrzymał list z ministerstwa głoszący o jego zawieszeniu, zdemolował pół mieszkania. Nie miewał takich momentów. Nie wpadał nigdy w furię, niekontrolowany gniew. Nie ulegał emocjom, nawet tym, które w sposób nagły i nieoczekiwany wybuchały w nim jak wulkan. Ale wtedy coś pękło. Jego szklana, lustrzana wręcz powłoka pękła. Niewiele miał do stracenia, a mimo to dbał o swoje bezpieczeństwo i komfort. Praca, wiedza, możliwości — były wszystkim. To też z ich powodów kroczył ścieżką wyznaczoną przez Czarnego Pana, to jego obietnice go skusiły, to co mógł mu w zamian dać. Chciał się uczyć, poznawać, rozwijać — a Skamander mu to uniemożliwił. Zamknął mu drzwi do Departamentu Tajemnic, nie wiedząc o tym, że między nim, a zródłem informacji o których mu się nawet nie śniło postawił mur. Uderzył w czuły punkt. To zmuszało Mulcibera do zachowania ostrożności, utrzymywania stanu wzmożonej czujności. Nie mógł go lekceważyć. Nic na niego nie mieli, a jednak musiał szanować go za to, że przypadkiem, czy nie, dotknął to, co pozostawało w sferze jego zainteresowań.
Ten czas jednak minął, miał go mnóstwo, by uspokoić nerwy, by powrócić do chłodnej, racjonalnej kalkulacji. Patrzył na Samuela obojętnie, wcale nie udając. Nie czuł w tej chwili kompletnie nic, poza lekkim podekscytowaniem ich obecnością. To było zabawne, że gościł ich tutaj.
— Co u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy— podjął, jakby nigdy nie byli rywalami, czy wrogami, stojącymi po dwóch przeciwnych stronach barykady. — Jak tam Katya? Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni moja narzeczona czuła do ciebie mięte — mruknął i westchnął z lekkim zniecierpliwieniem w głosie. Była w Zakonie Feniksa, tak jak i on. Tonks. I wielu innych. Przynajmniej dopóki nie zdradziła mu informacji, czym się ta organizacja zajmuje, później jej już nie spotkał. Spychanie swoich aurorskich obowiązków na koleżankę z pracy nie było przypadkiem, Samuel miał w tym swój cel. Ale dobrze, jeśli chciał się panoszyć i budować sobie iluzję przewagi swoją rzekomą pozycją — bardzo proszę. Nie zamierzał mu w tym zabraniać. Przez chwilę patrzył jak palił — i on mu się przyglądał uważnie, próbował coś wyczytać z jego twarzy.
— Podobam ci się, Skamander, że mi się tak przyglądasz? Nie dosłyszałem nazwiska — zwrócił jednak uwagę, przenosząc wzrok z Samuela na rudowłosą kobietę, kiedy zrzucił na nią obowiązek wyartykułowania mu aktu oskarżenia. Ożywił się nieco na tę myśl, był ciekaw. Ale to co usłyszał okazało się lekkim zawodem. Ze wszystkich zbrodni jakie popełnił wybrali sobie akurat tę mało znaczącą zabawę.
— I?— spytał, patrząc na kobietę, ale po chwili spojrzał znów Samuela, zdawszy sobie sprawę, że to I pozostanie już bez odpowiedzi. Nie było dalszego ciągu, to wszystko. To wszystko. — To chyba żart — odpowiedział po chwili, unosząc brwi, zaskoczony — że tak mało wiedzą, tak mało mają na niego. Zbliżył się do niej wolnym krokiem, przyglądając jej wnikliwie. — Jakich dowodów?

| Spostrzegawczość II, sprawdzam cię Tonks



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon [odnośnik]13.03.19 10:43
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 65
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]15.03.19 12:12
- Oj, przecież nie mogę ci zdradzić rodzinnych sposobów. Jaką miałbym pewność, że zabrałbyś nasz sekret do grobu? - odpowiedział wymijająco, żartobliwie. Pewnym jednak było, że Ramsey nie musiał wiedzieć nic więcej. Jedyne, o co musiał się martwić to to, czy da radę zapłacić za swoje zamówienie. Cała reszta była już kwestią, niejednokrotnie czysto biznesową, którą mieli się zająć lordowie z Durham.
- Ramsey, to bardzo niegrzeczne spraszać do domu kolejnych gości, bez poinformowania mnie, że będziemy mieć towarzystwo - zawołał jeszcze za gospodarzem, kiedy ten oddalił się by wpuścić aurorów do środka. Na czas ich wizyty zamierzał przywdziać maskę spokojnego cynika - był bardzo ciekaw, jak potoczą się wydarzenia. Jednocześnie nie mógł powiedzieć, że czuł się w towarzystwie przybyłych gości równie swobodnie i beztrosko co gospodarz. I nic tu nie zmieniał fakt, że przyszli konkretnie do Mucibera. Aurorzy doskonale wiedzieli, kim był Burke, czego idealnym dowodem był fakt, że po chwili jego nazwisko zawisło w powietrzu. Wiedzieli także na pewno, gdzie powinien się teraz znajdować. Co prawda obaj śmierciożercy nie musieli się już tak naprawdę obawiać losu, o którym mówiło się, że był gorszy od śmierci. Niemniej piętno, które tamto miejsce odcisnęło na mężczyźnie, sprawiło, że gdy tylko w polu widzenia pojawiało się ryzyko ponownej utraty wolności, zaczynało mu się robić odrobinę gorąco. Nie miałby jednak prawa nazywać się Burke, gdyby pozwolił, aby te uczucia wzięły nad nim górę. Stąd też, kiedy do pomieszczenia wkroczyła dwójka aurorów, Craig przywołał na twarz jeden ze swoich słodkich jak ulepek, sztucznych uśmiechów.
- Witam, witam! - odpowiedział bez zawahania na to specyficzne powitanie, nie będące wcale powitaniem, którym uraczył go Skamander. Niejako przyłączył się do propozycji napitku wygłoszonej przez Mulcibera, gestem zachwalając alkohol, który właśnie popijał ze swojej szklanki. - Więcej dla nas zostanie - zauważył dość beztrosko, dopijając ją, kiedy goście odmówili. Domyślał się, że od tego momentu jego rolą będzie tak naprawdę głównie obserwować i słuchać. Przedstawienie miało się zacząć. I chociaż to kobieta dostała zadanie odczytania listy zarzutów, które stawiano Mulciberowi, Burke swoją uwagę skupił głównie na Skamanderze. Oderwał od niego wzrok dopiero w momencie, gdy w pokoju zapadła cisza. Burke aż miał ochotę głośno zapytać "Na brodę Merlina, Ramsey, aż tak niegrzeczny byłeś?", uznał jednak, że ten żart zachowa na inną okazję. Po krótkim namyśle przywołał więc na twarz jedynie zdziwiony wyraz twarzy. Bo istotnie, był zdziwiony - ale oczywiście nie samym faktem, że Mulciberowi zarzuca się te wszystkie występki, a raczej tym, jak krótka była lista zarzutów, które przedstawiało się śmierciożercy. Spodziewał się czegoś co najmniej dwukrotnie dłuższego. - Ja także chciałbym móc rzucić na nie okiem. Nie podoba mi się, że tak beztrosko oskarża się mojego przyjaciela o te wszystkie zbrodnie.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Salon [odnośnik]24.04.19 23:54
Powinien coś czuć. Coś więcej niż sprowadzoną do tego miejsca powinnością. Być może tląca się chęć zemsty, być może stłumione pokłady gniewu. A zamiast tego czuł pustkę. Obojętność? Powinien zareagować na rzucane od niechcenia słowa, podszyte nieuchwytnym kłamstwem - bo tym, ze kłamał - wiedział. Mulciber był jednym, zgniłym kłamstwem. I właśnie dlatego musiał mieć się na baczności - Prawdę - skwitował krótko, bez uśmiechu i bez pytajnika kończącego wyraz. Jedyną oczywistość, którą miał w tej jednej chwili do przekazania.
Obserwował. Nawet, gdyby chciał, nie potrafił pozbyć się nawyku. Chwytał nie tylko mimiczne zmiany, ślizgające się wraz z cieniami po twarzy. Dostrzegał mimowolny ruch ramieniem, gest dłoni - na pozór bez znaczenia. Nawet fakt, że tonował głos. Wszystko to dawało mu obraz, który musiał zapamiętać i wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Poznaj swojego wroga - broń obusieczna, sam wystawiając się na to doświadczenie, ryzykował, ale - nawet gdyby całe ich przedsięwzięcie miało pójść się niekulturalnie uczesać - wciąż było warto. Mierzył się przecież z kimś silnym. Mierzyli się. I w pokrętny sposób, sprawiało mu to satysfakcję.
Nie poświęcał wiele uwagi swojej towarzyszce. Odsuwając tym samym na bok jej znaczenie w oczach "gospodarzy". Skupiał spojrzenia na sobie, absorbując uwagę, którą mogli tak bardzo rozbawieni spotkaniem - mu poświęcać. Burke wydawał się w tym najbardziej zaaferowany, jak cyrkowiec.
- Też tęskniłem - wygiął usta, ale uśmiechu ciężko byłoby się doszukać w powstałym wyrazie. Na dźwięk imienia Katyi coś drgnęło w jego piersi, ale zgasło, niż znalazło ujście. Dawne dzieje, które pochłaniała przeszłość, ale gnojek potrafił rzucać celne ripostą - nie ona jedna - poruszył ramieniem, niemal od niechcenia, a potem jedna myśl błysnęła - Chcesz mi przedstawić swoją nowa dziewczynę? - odwrócił spojrzenie, zatrzymując się na drugim czarnoksiężniku - ta mi się nie podoba - wlał w wypowiedź zawód, ale nie starał się ukryć drwiny. Powoli, zaczynały go męczyć przekomarzanki rodem z tanich filmów. Nie po to tu był, ale każdy zdawał się odsuwać na bok wiszące nad głowami niebezpieczeństwo. Bo wisiało. Nawet jeśli próbowano obrócić go w kpinę - Coś dużo pytań rzucasz, więc wrócimy do prawidłowej kombinacji - nie oderwał wzroku, być może, prowokując do czegoś więcej, a może sprawdzając, jak wiele cierpliwości minie, nim komuś skończą się argumenty słowne.
- Nie. Wyglądam, jakbym był rozbawiony? Wiesz doskonale, że to prawda. Zaprzecz, a dopiero będę się śmiał - nawet, jeśli w oczach paliła się tylko, sucha powaga, w tonie głosu, zabrzmiało zniecierpliwienie i groźba. A tę, przeniósł do Burke'a. Spojrzenie miał wilcze - Rzucić to cię mogę na ziemię, petryfikusem. I radzę się przymknąć z podobnymi tekstami. Nie jestem cieciem, którego możesz zastraszyć w ministerstwie. Dowody zostaną przedstawione oskarżonemu - przeniósł wzrok na rzeczonego czarnoksiężnika - ...w Tower, więc albo się zbierasz z nami grzecznie, albo przejdziemy do momentu, w którym utrudniacie nam śledztwo - Wyciągnął różdżkę i bez wahania wycelował w Mulcibera. Gdyby miał różdżkę w ręku, wtrąciłby mu ją z dłoni, a  tak - czekał na odzew - Day, kontroluj naszego drugiego zainteresowanego - nie odwrócił się do kobiety i tym razem, utrzymując różdżkę na wysokości stojącego mężczyzny. Czas zakończyć parodię, której wszyscy zebrani byli świadomi.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 7 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Salon [odnośnik]15.05.19 21:18
Spokój. Ale czy nie tylko pozorny? Ona pilnowała siebie, pilnowała każdego kroku i cedziła słowa, które do niej mknęły nie chcąc dać się sprowokować. Podczas gdy oni zdawali się spokojni - wszyscy, tak po prostu, jakby naturalnie. Nawet Skamander, który pod tym względem zdawał jej się przypominać jego. Jej spojrzenie przesuwało się po otoczeniu, lustrowało je i ich. Powoli, dokładnie, lekko marszcząc miedziane dzisiaj brwi.
Nie odzywała się, przynajmniej do czasu, gdy nie wydał jej wyraźnego polecenia by to zrobiła. To nie ona prowadziła - choć nigdy nie uważała też, że się do tego nadaje.
Zdawało jej się, że rozumie dlaczego Bones zgodziła się, by była tutaj dzisiaj. Musiała spojrzeć mu w twarz - nawet jeśli nie wiedział, że to ona. Zostawić przeszłość za sobą i rozprawić się z draniem. Powinien gnić w najciemniejszej z cel. A jednak niczym oślizgły wąż, wymykał się prawu. Zranił ją, ale nieświadomie też uczynił ją silną. Bo może i od zawsze stawała w obronie innych, ale to wydarzenia ostatniego czasu skierowały jej kroki na ścieżkę, do której zdawała się zmierzać od zawsze.
Poprawiła uścisk na różdżce hamując brew, która miała ochotę unieść się ku górze. Katya, zdawało jej się, jakby znała jej imię, a jednak nie mogła ulokować jej bliżej jakiejkolwiek. Kącik ust pewnie uniósłby się w uśmiechu gdyby zrozumiała, że to ją kiedyś bezceremonialnie wyrzuciła za drzwi.
Chyba jako jadyna nie udzielała się w dyskusji próbując zaznaczyć swoją obecność. Skamander jasno wyznaczył zasady za którymi miała podążać. A ona doskonale znała swoje miejsce. I chyba lubiła ten rodzaj jego stanowczości. Motywowało ją wiele rzeczy, chciała udowodnić, że jest w stanie. Miała też świadomość, że czeka na nią jeszcze raport i jego ocena, a Tonks nie zamierzała osiadać na laurach po pierwszych sukcesach na szkoleniu. Milczała więc, obserwując. Zawieszając spojrzenie na Burke lekko marszcząc brwi. Milczała jednak dalej, nie zamierzając zabierać głosu. Miała wykonywać polecenia i tego postanowiła się podjąć. Umiała się odciąć, odpyskować, milczenie raczej nie należało do jednego z jej talentów, zwłaszcza w czasie konfrontacji. A jednak dziś udawało jej się zatrzymywać język za zębami. Tonować emocje, może odsuwać je od siebie, choć te, dobijały się do niej niezmiennie.
Słuchała dalej dyskusji, drgnęła lekko gdy zwrócił w jej kierunku spojrzenie, jednak powstrzymała palącą chęć cofnięcia się, poprawiając uścisk na różdżce. Uniosła lekko brodę. Zaciskając wargi i mrużąc lekko oczy.
- Day, Melania. - przedstawiła mu się cedząc powoli słowa. Przeniosła wzrok na chwilę na Skamandera, gdy skierował różdżkę w kierunku Mulcibera i skinąwszy lekko głową zwróciła swoją w kierunku drugiego z mężczyzn, wzrok przesuwając od jednego do drugiego.
Atmosfere można było ciąć nożem.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Salon [odnośnik]25.06.19 21:03
Na odpowiedzenie Burkowi było już zbyt późno, drzwi zostały otwarte, a wewnątrz mieszkania pojawili się niechciani, choć właściwie spodziewani gości. Powinien spytać może, dlaczego zjawili się tak późno, co ich zatrzymywało — zbierali wciąż dowody? Liczyli na przychylniejszą sytuację w ministerstwie? Naiwnie czekali, aż im się wystawi na złotej tacy? Przedstawiona lista dowodów była prześmieszna, ale żeby nie ułatwiać niczego postanowił nie wyśmiewać otwarcie swoich gości. Zerknął na beztrosko siedzącego Craiga, spokojnym spojrzeniem sugerując mu, by wstrzymał się z jakimikolwiek przedwczesnymi działaniami. Miał w domu intruzów i to oni powinni pierwsi zareagować.
— Nalej póki chłodna — zaproponował mu, powoli odwracając się w kierunku Skamandera. — Z pewnością nie. Twoja towarzyszka też ją czuje? Katya kiepsko znosiła myśl, że nie powinna się z tobą widywać. Nie pierwsza, nie ostatnia, czyż nie?— Uśmiechnął się lekko. Katya nie miała już znaczenia, żadnego. Wątpił, by miała dla Skamandera, ale przytoczenie jej imienia było zabawnym powrotem do przeszłości. — Słyszałeś, co jej się przytrafiło? Praca dla Zakonu Feniksa tak ją pochłonęła? Kto by pomyślał, że w szeregach aurorów występowała taka samowolka, nie sądzę, by Wizengamot to pochwalał. Kiedy widziałem ją ostatni raz przechodziła załamanie nerwowe. Postradała zmysły, straciła częściowo pamięć. Dziwna sprawa — mruknął pod nosem w nieco teatralnym zadumaniu, a później zerknął na Burka, którego niezbyt trafnie skategoryzował auror. — Myślałem, że aurorzy są bardziej spostrzegawczy. Powinieneś wiedzieć, Sam, że lord Burke, z całym szacunkiem, nie jest szczególnie w moim typie. Wolę niewysokie, drobne blondynki o niebieskich oczach.— Przyznał otwarcie i śmiało, posyłając mu grzeczny uśmiech kogoś, kto nie chce urazić drugiej strony za niezbyt śmieszny żart. Spodziewał się, że mimo wszytko zrozumie prowokacje, może nawet zbluzga go, w jego tonie głosu brzmiał gniew i pogarda, ale nie bał się go. Ani przez chwilę nie wzbudził w nim grozy.
— Oczywiście, że to nie jest prawda. — Uczynił mu tę przyjemność, bardzo chciał zobaczyć jak Skamander pęka ze śmiechu. Kłamstwa wypływały z jego ust gładko, bez cienia zawahania, lekko. Kłamał całe życie — co do tego kim był, jaki był, co potrafił, a czego nie. Kłamał nawet samego siebie, by zagłuszyć wątpliwości i uczucia, które należały do najgorszych doradców. Skamander mu nie uwierzy — ale nie przez ubytki w fachu. Nie wierzył odgórnie, bowiem wiedział o wiele więcej.
Rozbawiły go słowa Samuela, ale nie uśmiechnął się i nie dał po sobie poznać, że zaczynał się dobrze bawić. Zamiast tego uniósł brwi w lekkim zdumieniu.
— Czegóż mogłem się spodziewać, to jakby od świni wymagać znajomości podstawowych zasad dobrego wychowania — mruknął i zerknął na wyciągniętą różdżkę w swoim kierunku. Uniósł dłonie w geście kapitulacji, po swoją własną nie sięgnął, ale nie został na swoim miejscu. Wolnym krokiem, z wciąż wyciągniętymi rękami ruszył w kierunku drzwi, posłusznie i pokornie, lecz dopiero kiedy je otworzył i sam stanął w progu, spojrzał w głąb mieszkania.
— Oskarżenie zbudowane na podstawie nieistniejących dowodów jest mało wiarygodne. Chcesz mnie przesłuchać, bardzo proszę, zanotuj sobie: nie złamałem kodeksu tajności ani razu w swoim życiu, magia nie jest przeznaczona dla oczu tych prymitywów, nie znam wskazanego zaklęcia i nie potrafię go użyć, nie miałem zamiaru zabicia nikogo i nikogo nie okaleczyłem. Zeznania tej waszej poszkodowanej to zarzuty wyssane z palca. To czyste zniesławienie i przed odpowiednimi służbami powinna za nie odpowiedzieć. — Gdyby chciał zabić Tonks, wtedy, na moście — już dawno byłaby martwa. Przeniósł na nią wzrok, powinna wiedzieć, że to szczęście jej sprzyjało, a nie siła. Nawet teraz — kryła się w cieniu Skamandera, mała, zagubiona, bezradna i wystraszona. Skryta pod obcą twarzą z obawy przed nim. Była nikim. I nawet Samuel to właśnie udowadniał. – A teraz, Skamander, Tonks — och, wybacz, Day — wyjedzcie z mojego mieszkania. Tylko marnujecie mój czas i zakłócacie spokój. Zapraszam ponownie, kiedy zgromadzicie materiał dowodowy. Albo wyślijcie opieczętowany list, stawię się we wskazanym miejscu— powiedział chłodno, ze znużeniem i lekkim niecierpliwieniem, przestępując z nogi na nogę, niewiele za drzwiami własnego mieszkania.— Wynocha.
Opuścił dłonie wzdłuż ciała, a następnie schował je obie za plecami i tam splótł, zadzierając brodę do góry. Tam też miał różdżkę. I liczył na to, że będzie miał szansę po nią sięgnąć. Ani jedne z nawiedzającej go dwójki nie miało ani krzty pokory i rozumu. Nie wykonał przy tym żadnego gwałtownego ruchu. Niech atakują, śmiało.

| kłamstwo na III



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon [odnośnik]25.06.19 21:03
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 13
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Salon - Page 7 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Salon [odnośnik]25.08.19 20:50
Była ostrożna i zatrzymywała wszystkie słowa dla siebie. Pozwalała by to on mówił bo to nie ona powinna zabierać głos. Była tutaj w innym celu. Wykonywała jedynie polecenia. Biała różdżka skierowała się w stronę Burka, ale wzrok lustrował jednego i drugiego. Jej głowa zbierała informację. Katya, kojarzyła ją. Kiedyś wypchnęła ją z mieszkania Skamandera, ale nie miała pojęcia, że była narzeczoną Mulcibera. Czy istniała możliwość by wiedział o Zakonie więcej od niej? Zacisnęła lekko wargi. Przy kolejnych słowach z trudem powstrzymała się przed zerknięciem w kierunku Skamandera.  Każde kolejno wypowiadane przez niego słowo miało swój cel - doskonale wiedziała, że tak. Jej oczy zmrużyły się lekko, gdy mówił. Obserwowała go, różdżką niezmiennie wskazując Craiga.
Postradała zmysły, straciła częściowo pamięć. Nie, to wcale nie wydawało jej się dziwną sprawą. Nie dla niej. Ale o najgorsze podejrzewała właśnie jego. Doskonale wiedział jak mieszać w głowie. Sama przecież była tego świadkiem i to jej głowa poddawana była szaleństwu. Przesunęła spojrzeniem od Skamandera po Burka i Ramseya, na ostatnim zatrzymując wzrok na dłużej gdy z jego ust wypadał opis. Opis w który całkowicie wpisywała się ona. Jaki miał w tym cel? Prowokacje? Wątpiła, by Sam dał się sprowokować.
Zacisnęła wargi na kłamstwo, które wypadło z jego ust. Cholerny ściemniacz. Wiedzieli doskonale jak wiele zbrodni popełnił - niektórych jedynie się domyślali, na niektóre nie mieli dowodów. Ale ta jedna nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Nie ruszyła się nawet o milimetr. Jej dłoń nie drżała. Zrozumiała jedno - nie bała się już go. Doskonale wiedziała, co potrafił. Ale teraz, stojąc tutaj, zrozumiała, że jest takim samym człowiekiem jak wszyscy inni. Tak samo krwawi i tak samo oddycha. Jedyna różnica była taka, że nie byli w stanie udowodnić mu wszystkiego poza tym, co spotkało ją. Jeszcze. Nikt nie był nieomylny. Każdy kiedyś popełniał błędy. Odprowadziła go spojrzeniem i przeniosła je z drzwi na niego. Na splecione dłonie ukryte za plecami a później na Skamandera. Jej brew nie drgnęła, gdy jej nazwisko wypadło z jego ust. Zerknęła w jego stronę, nadal celując w Burka. Jej - ale nie jej, wargi uniosły się ku górze w uśmiechu.  
- To chyba utrudnianie śledztwa. - mruknęła spoglądając na Skamandera z uniesioną brwią ku górze. Doskonale wiedziała, że kłamał. Wiedział to i on. Nie był w stanie sprzedać jej tych kłamstw, głównie dlatego, że sama tam była.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Salon [odnośnik]26.08.19 20:06
Patrzył w głąb swojego własnego mieszkania, przenosząc wzrok ze Skamandera na Tonks ukrywającą się pod obcą, cudzą twarzą i odwrotnie. Robił się coraz bardziej niecierpliwy. Wpuścił ich do środka dobrowolnie, nie podnosząc na nich różdżki z wielu powodów. Chciał, by prowokacji oddali się oni, jeśli mieli przystąpić do ataku to z własnej inicjatywy, wszak on był tylko niczemu winnym, przykładnym obywatelem. Tymczasem przyszli wytrzeć mu twarz listą zarzutów, której nikt nie mógł wtedy potwierdzić. Nim spróbował ją wypchnąć za barierkę na moście całkiem opustoszało, a jeśli ktokolwiek w ogóle był wtedy w pobliżu nigdy nie zdołałby go rozpoznać. Słowo przeciwko słowu, nie mogła z tym wygrać. Aurorzy mieli wobec niego podejrzenia, to oczywiste, ale Skamandr nie był pierwszym i z pewnością nie będzie ostatnim, który zwęszy prawdę. Nie chciał wątpić w ich inteligencje, niektórzy wiedzieli, gdzie czaiło się prawdziwe zło, ale ich metody były żałosne i śmieszne. A on w pewien sposób, pozostawał poza ich zasięgiem. Aktualnie został dzięki nim zawieszony w obowiązkach służbowych, ku jego niemałemu zdziwieniu. Liczył bowiem na to, że będą się dłużej opierać, ale być może taka właśnie była procedura, a na czele rządu stał szlamolubny Harold Longbottom. Mając władzę w garści mógł osiągnąć co tylko chciał, jeśli to potrafił odpowiednio wykorzystać. Dlatego właśnie ruch należał do nich, do służby, do aurorów, do przedstawicieli ochrony porządku publicznego. Ale oni nie robili nic, wykazywali się głupotą, opieszałością i zwłoką. Zupełnie bezsensowną.
Westchnął — jeśli niechciani goście nie zamierzali zrobić nic, chociaż zaproponował im, by spisali jego zeznania i pochylili się nad nimi gdzie indziej, zamierzał zakończyć tę farsę. W jego mieszkaniu nie było zupełnie nic, co mogliby znaleźć i wykorzystać. Wszystkie przedmioty, eliksiry, księgi przekazał Deirdre, wiedział, że z czarownicą będą bezpieczne. Ale opuszczać mieszkania nie zamierzał. Należało więc gości wyprosić raz jeszcze, ponaglić do opuszczenia domu, w którym ich wcale nie chciał.
— Wypierdalać— poprosił więc nagląco językiem rynsztoku, który dobrze znał, a którego rzadko używał, częściowo przez wzgląd na miejsce, które go wychowało i ukształtowało, a częściowo na towarzystwo, w którym najczęściej się obracał. Uśmiechnął się przy tym kpiąco, najwyraźniej przesłuchanie dobiegło końca, rozumiał to on i wiedzieli doskonale oni.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon [odnośnik]11.09.19 0:08
Czuła każdy jeden mięsień w ciele, mięsień, który była w stanie nawet dzisiaj nazwać zapytana na wyryki. Napięte do ostatnich granic możliwości. Czekające, by zareagować w razie potrzeby. Ale nawet ona wiedziała, że prowokacja była ostatnim czego mogli się poddać. Wiedziała dokładnie jakim parszywcem był. A dowód na to, znajdował się teraz w Biurze Aurorów. Jej pozostały ślady, które miała już ze sobą nosić. Jako jednoczesną oznakę własnej słabości jak i siły przetrwania. Bo może była niedobitkiem, może cudem udało jej się przeżyć. Ale stała tutaj, przed nim - co prawda pod inną twarzą, świadcząc, o jego własnej porażce. W jego oczach była szlamem, brudem, wynaturzeniem, które wkradło się do świata do którego nie powinno mieć wstępu. Drażniła go, bo nadal żyła.
Chyba po części liczyła, że da im powód. Ale nigdy nie twierdziła, że nie był inteligentny - może dlatego też tak niebezpieczny. Nie należało go nie doceniać. Należało go zamknąć, raz na zawsze żeby gnił w Azkabanie. Nic więcej mu się nie należało. Patrzyła na niego spokojnym, błękitnym spojrzeniem mierząc uważnie, jej wzrok powoli przeniósł się na drugiego z mężczyzn, który zamilkł. Ich drogi miały się jeszcze spotkać. Wojna, która otulała ramionami Londyn, musiała ich jeszcze przed sobą postawić. Zwłaszcza, że dzieliły ich skrajnie różne poglądy i tak samo skrajne pochodzenie. Gdy kolejne słowo wydobyło się z jego ust jej brew uniosła się ku górze. Wzrok przebiegł po twarzy, zawieszając się na rozciągniętym w kpiącym uśmiechu wargach. Sama zmusiła swoje, by wygięły się ku górze. Zerknęła na Skamandera, który jedynie skinął głową. Opuściła różdżkę, sięgając za pazuchę nowego płaszcza, którego nie nosiła normalnie. Wyciągnęła zalakowaną kopertę. Obróciła ją spokojnie w palcach spoglądając na adres który na niej widniał. A potem postąpiła pierwsze kilka kroków jako pierwsza. Zatrzymała się przy wyjściu zwracając sylwetkę dokładnie w jego kierunku.
- Zaproszenie. - wyjaśniła spokojnie, nie próbując już modulować głosu. Przejrzał ją. Ale istniało takie prawdopodobieństwo. Zdawali sobie z tego sprawę już na samym początku. Wystawiła dłoń z kopertą w jego stronę. W środku skrywało się pismo wzywające na przesłuchanie. Jemu, nie mógł już odmówić. - Panie Mulciber. - dygnęła przed nim karykaturalnie. - To była to przyjemność. - wypowiedziała spokojnie, obracając się na pięcie kierując kroki na klatkę piersiową. Wolałaby wsadzić mu różdżkę w oko, albo żebra. Miotnąć zaklęciem, ale wiedziała, że walka w spokojnej kamienicy na Pokątnej przyniesie im jedynie problemy. Nic więcej. Na razie, należało odpuścić.

| zt



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Salon - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Salon [odnośnik]18.09.19 15:55
Spoglądał na nich wciąż spokojnie, chociaż robił się zniecierpliwiony — zwłoką, nieprzemyślanym zajściem, ciągłym brakiem konkretów. Bywał arogancki, ale nie pyszny, a mimo to chełpił się tym, co robił i tym, w jaki sposób działał. Cieszył się krwią i miał satysfakcję, że jego działania przynosiły efekt. Bo był koszmarem — i jej również, skoro dziś przychodziła tu, chowając się pod obcą twarzą. Spędzał jej sen z powiek, był groźny i miał tego pełną świadomość. W przeciwieństwie do nich wykorzystywał swoje atuty i możliwości, unikał obnażania słabości, wierząc ciągle, że ich nie posiadał. Będąc tylko człowiekiem, mylił się i w tym, ale oni nie mieli pojęcia gdzie szukać i co zrobić, by spróbować przyprzeć go do muru. Ich dzisiejsza wizyta jedynie udowadniała ich nieudolność, brak zorganizowania. Wzrok jego szarych oczu spoczął na Skamanderze, który prawdopodobnie zamyślił się. Może pieklił wewnętrznie rozgorączkowany — bo był dostatecznie mądry, by wiedzieć, że tu i teraz nic nie mogą mu zrobić. Zaprzeczył wszystkiemu, nie wykazał ani odrobiny agresji, chociaż bardzo na rękę byłoby im podjęcie z nim walki. Nie zamierzał. Zuchwale na nich spoglądał, oczekując opuszczenia jego skromnego mieszkania. Mieszkania zawczasu opróżnionego ze wszystkich pozycji i przedmiotów, które mogłyby dać im powód do wątpienia w jego słowa. Nie musieli i nie wierzyli mu wcale. Ale to, co dziś widzieli, to, co zrobili lub czego zrobić nie mogli mogło być takim samym dowodem w sprawie.
Kiedy podeszła do niego z zalakowaną kopertą przeniósł na nią wzrok, ale na krótko, bo zaraz po tym uniósł go znów na rudowłosą kobietę, a choć nie uśmiechał się, tańczący na jego twarzy cień przyprawiał go o takie wrażenie. Złe, brudne i chore.
— Tonks — odpowiedział jej w podobnym tonie, przyjmując kopertę bez cienia skruchy, wręcz z satysfakcją. W jego szarych oczach prócz rozbawienia czaiła się bezbrzeżna pogarda względem niej. A później Skamandera.
Odczekał na korytarzu, aż wyjdą opuszczą jego mieszkanie. Nie odprowadzał ich jednak wzrokiem, od razu powracając do ciasnych i przytulnych wnętrz lokum na Pokątnej, gdzie w spokoju mogli z Craigiem kontynuować rozmowę o interesach.

|zt



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon [odnośnik]24.07.20 2:30
25. kwietnia 1957 r. (?)
Borgia kończyła porządkować papiery na biurku po dość hałaśliwym i irytującym dniu w Wenus. Nie miała ochoty zostawać dziś dłużej niż było to całkowicie konieczne – miała inny pomysł na to, jak spędzić dzisiejszy wieczór.
Machnięciem różdżki posłała ostatni opasły notatnik na jego prawowite miejsce w szafie, którą następnie zamknęła przy pomocy kolejnego ruchu różdżką. Omiotła spojrzeniem czekoladowych oczu swój gabinet i z westchnieniem ulgi doszła do wniosku, że może go opuścić i nie myśleć o nim aż do jutra. Zarzuciła na ramiona wierzchnią szatę, wyszła i zamknęła ze sobą drzwi, czując jak ze szczęścia serce podskakuje jej w piersi odrobinę mocniej niż zwykle. Uwielbiała pracę z Francisem, ale Merlin jej świadkiem, że były takie dni gdy potrzebowała zrobić ze swoim życiem coś innego.
Udała się do kuchni, gdzie na jej widok sous-chef zawołał prędko swojego zwierzchnika. Ten, widząc Borgię pospieszył z pakowaniem dla niej kolacji – dla dwojga. Włoszka uśmiechnęła się i podziękowała, po czym zabrała pakunek i z gracją udała się w głąb lokalu, do tylnego wyjścia, gdzie już czekał na nią powóz, którym miała udać się na Pokątną. Jej celem nie była jednak kamienica pod numerem trzydziestym siódmym. Po przekroczeniu przejścia w murze bardzo prędko zakończyła swoją wędrówkę, zatrzymując się już przy numerze trzecim. Poświęciła przelotne spojrzenie w górę, lecz okna – nawet jeżeli z jakiegoś powodu wieczorową porą miałyby być niezasłonięte – pogrążone były w ciemności. Giovanna wślizgnęła się na klatkę schodową, na której stukot jej obcasów poniósł się wyraźnym echem. Zatrzymała się przed drzwiami prowadzącymi do mieszkania Ramseya i zapukała.
Odpowiedziała jej cisza, lecz nie stanowiło to dla Borgii jakiegokolwiek problemu. Sama wpuściła się do pustego mieszkania, zostawiając przy drzwiach szpilki i odwieszając szatę wierzchnią na wieszaku. Zapach jej perfum, róży, soczystej wiśni, cytrusów i słodkiej nuty korzennego miodu zaczął wypełniać wnętrze, liżąc ściany i naznaczając je jej obecnością. Machnęła różdżką, a knoty rozstawionych po kątach świec ożyły, kąpiąc wnętrze w drżącym świetle płomyków. Rozkoszowała się nagim drewnem i dywanami, po których stąpała w drodze do kuchni: tak samo nieokiełznanej, jak ją zapamiętała. Wydęła lekko usta obrzucając spojrzeniem zagracony stół, w jednej ręce trzymając paczkę, w drugiej dzierżąc różdżkę, którą zaraz machnęła parę razy. W powietrzu zafurczało od przesuwających i porządkujących się przedmiotów, a w zlewie zachlupotało i zaszumiało od zmywających się naczyń. Kolejnym zgięciem nadgarstka przywołała zastawę, która rozłożyła się na posprzątanym stole. Giovanna przeniosła przygotowaną przez szefa kolację na bardziej reprezentatywne powierzchnie niż pudełko, sprawdziła zaklęcia utrzymujące odpowiednią temperaturę jedzenia i zadowolona, że uwinęła się z tym tak szybko, wróciła do salonu.
To tam zastał ją Ramsey: z podkulonymi nogami usadowioną w fotelu, w dłoniach dzierżącą opasłe tomiszcze o numerologii, które wypatrzyła na jednej z półek. Opuściła książkę i spojrzała na niego znad jej krawędzi, usta pociągnięte czerwoną szminką wyginając w uśmiechu.
Kolacja na stole. Przynieś wino, bo specjalnie wybrałam coś, co będzie pasowało – kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. Dawno tego nie robiła; zdążyła stęsknić się bardziej, niż była skłonna to przyznać.


wszystkie jej słowa są żartem
jak już balować, to z czartem,

bardzo by kochał ją Makbet

Giovanna Borgia
Giovanna Borgia
Zawód : zarządzam Wenus, zaklinam
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

no one calls you honey
when you're sitting on a throne

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7919-giovanna-maddalena-borgia#225181 https://www.morsmordre.net/t7933-listy-do-g#226041 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f248-pokatna-37-2 https://www.morsmordre.net/t7934-skrytka-nr-1917#226043 https://www.morsmordre.net/t7931-g-m-borgia#226024
Re: Salon [odnośnik]16.10.20 0:51
Ulice otaczała przyjemna cisza. Przynajmniej dziś nie słychać było wrzasków, krzyków, inkantacji. Stukot męskich obcasów więcej niż jednej pary butów, a później świsty różdżek od czasu do czasu niosły się po ścianach kamienic subtelnym echem. Sprzątali. Służby porządkowe zbierały ciała, zmywały z ulic krew dzisiejszych walk. Gdzieś dalej zarżał koń, usłyszał też trzepot ptasich skrzydeł, szum wiatru piszczącego w przeciągach. Nie było śladu, po stalowych potworach smrodzących ulice, gwarze zidiociałych ludzi. Tylko ta przyjemna, błoga cisza, w której przemierzał piechotą podróż z Ministerstwa Magii do swojego mieszkania, późną porą — jak zwykle, do nocy skoncentrowany na swej pracy. Myślami gdzie indziej, wciąż tam, w Sali Śmierci, fizycznie pozwalał, by zimny wiatr mierzwił lekko kręcące się włosy, zbyt długie już, jak na niego, niewygodne; smagał jego ciepłe policzki i dłonie, kiedy przechodził przez przejście na Pokątną.
Noc zapowiadała się jak zwykle, bezsennie.
Nie spodziewał się gości, ale cudzą obecność odkrył od razu, gdy tylko przekręcił klamkę. Wpierw uderzył w niego zapach korzennego miodu, cytryn i róż, a później dopiero spostrzegł pantofle na wysokim obcasie. Szybciej po aromacie perfum niż po obuwiu rozpoznał właścicielkę wyzywających szpilek i wiszącego nad nimi płaszcza. Zastygł na moment w bezruchu, z drzwiami ledwie uchylonymi, jakby miał przyszykować się do przywdziania odpowiedniej maski, odpowiedniej na taki wieczór. Pchnął drzwi po chwili i wszedł do środka, umyślnie głośniej niż zawsze zatrzaskując za sobą drzwi, akcentując w ten sposób swój powrót. Spojrzał w bok, w stronę kuchni, skąd dochodził niebywale apetyczny zapach dań, których z pewnością nie przygotowała osobiście — ale nie szkodzi. Dziś nie będzie jadł dla zaspokojenia głodu, dziś będzie delektował się przygotowaną kolacją i winem, które zatrzymał na jej powrót. Nie przywykł do podobnych niespodzianek, do częstowania go podobnymi specjałami w jego własnym mieszkaniu. Mało kto go to odwiedzał, dotąd nikt nie zdecydował się na coś podobnego. Pozwolił sobie na szczerość, gdy na twarzy wymalowało się zdumienie i wyraźna aprobata. Ale Giovanna lubiła zaskakiwać.
— Włoska kuchnia?— Przeszedł do salonu, by stanąć kilka kroków przed fotelem, w którym siedziała skulona, wertując stary wolumin. Wiedział, że sporo z niego rozumiała i nie mógł jej odmówić, do twarzy było jej z grubą księgą, nawet jeśli przewracała strony, jak poranny dziennik, tylko pobieżnie przeglądając zawarte w nim stwierdzenia raczej dla zabicia czasu i nudy niż zdobycia posiadanej już wiedzy. Skuteczniej odciągał od nich wzrok, doskonale to wiedział. Zdradzał to jej uśmiech. Kokieteryjny, przyciągający czerwienią pełnych warg. Powoli zabrał się za rozpinanie mankietów szaty, zaczynając od prawego. — Oszczędzę sobie proponowania ci byś czuła się jak u siebie. Widzę, że i bez tego doskonale się tu odnajdujesz. — A później rozpiął lewy, palcami zwinnie wysuwając guzik. Przemknął spojrzeniem po jej skulonych w fotelu nogach i skierował się w stronę komódki, wewnątrz której trzymał alkohol. Między do połowy pełną butelką ognistej i prawie pełną skrzącego wina stało Château Clos Mansio Blaye Côtes de Bordeaux. To ona przywiozła mu to wino i zachował je na specjalną okazję. Niech ta będzie taką, Giovanno. Stojąc tyłem do niej stuknął różdżką w ciemną szyjkę, a korek powoli ustąpił i odskoczył. — Spragniona?— Musiała długo na niego czekać, jej włosy zdążyły się już lekko splątać na ramieniu. Nie mogło mu to umknąć.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Salon - Page 7 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Salon [odnośnik]06.03.22 13:21
idziemy stąd

Nie odezwała się, jego słowa kwitując jedynie pobłażliwym parsknięciem, wszak ludzie się nie zmieniali. Na pewno nie ludzie tacy jak on. Być może zachodziły w ich charakterach zmiany, zmieniali punkty widzenia, opinie, to, w co wierzyli, ale niektóre zachowania – nawet jeśli nieobecne – uznawała za zwyczajnie uśpione. Wystarczył jeden punkt zapalny, jedna prowokująca rzecz, by dane zachowanie obudziło się i pokazało na nowo. Ale kto wie, może lata obserwacji ludzi z różnych kast społecznych wcale nie dawały jej żadnej wiedzy w tym temacie?
Touché – nie do końca wiedziała w jaki sposób miałaby stawić temu czoła. Przecież nie wpadała na niego celowo ani nawet Ramsey Mulciber nie pochłaniał jej myśli w dłużej niż parę dni po spotkaniach, tym bardziej we Francji, gdzie miała szereg innych zainteresowań i rzeczy do robienia, ale nie zastanawiała się nad tym teraz, wiedząc, że prędzej czy później nadarzy się okazja do podniesienia tego tematu z powrotem. Zamiast tego wzruszyła ramionami, powoli stawiając kolejne kroki – najwidoczniej w dalszym ciągu mam do ciebie pewną słabość, czy to coś złego? – skwitowała, stawiając na końcu retoryczne pytanie; sama odpowiedzieć na nie nie umiała w jednakowy sposób: wszystko zależało w dużej mierze od tego, w którym momencie życia i ich relacji się znajdowali. Kiedyś powiedziałaby, że to okropieństwo, dzisiaj z kolei nie widziała w tym niczego złego. A przynajmniej na razie.
Zaskakująco szybko przyzwyczaiła się do obecnego stanu; po początkowej panice nie było śladu, a stawianie kroków z pamięci, z pomocą Ramseya stało się o wiele prostsze, chociaż w dalszym ciągu miała nadzieję, że ten stan był tylko przejściowy. Szczęściem w nieszczęściu nie miała na dzisiaj zaplanowanych ważnych spotkań, co nie zmieniało faktu, że jutro już musiała być w pełni sprawna – w międzyczasie zdążyła w myślach dwukrotnie podważyć słuszność skierowania się do jego mieszkania, niż do szpitala, ale kiedy czubki palców uderzyły w stopień, cofnęła się do tyłu, odwracając mimowolnie głowę w stronę Mulcibera.
Dżentelmen wyniósłby mnie na górę – westchnęła pobłażliwie, wcale nie oczekując heroicznego gestu z jego strony, wszak umiała poradzić sobie sama i inni niewidomi ludzie też przecież sobie jakoś w życiu na co dzień radzili. Nie czekając na żadną reakcję z jego strony ostrożnie zaczęła wychodzić do góry, przesuwając dłonią po ścianie a kiedy pokonała wszystkie stopnie, nieomal potykając się na końcu, złapała w palce dłoń Ramseya, która spoczywała w przez całą wspinaczkę na jej plecach. – Prawo, lewo, prosto? – nie wiedziała właściwie nawet gdzie się znajduje i czy rzeczywiście szli do mieszkania, ale jeśli miała mu wierzyć – była bezpieczna.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Salon - Page 7 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach