Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet
AutorWiadomość
Gabinet [odnośnik]15.11.15 21:56

Gabinet

★★
Obszerne pomieszczenie skąpane w ciemnych barwach, niedostępne dla zwyczajnego klienta herbaciarni. Drzwi przeważnie są zamknięte na klucz, a personel nauczony jest, że nie może nawet dotknąć klamki, ponieważ może liczyć się z poważną karą.
Aaron trzyma w gabinecie kilka regałów zapełnionych białymi krukami zbieranymi przez jego ojca, dziadka i pradziadka, biurko wykonane z mahoniowego drewna, kilka foteli i niewielki kominek - z reguły służący jako spalarnia dla dokumentów lub niechcianych listów. Prawdziwy azyl dla spragnionego spokoju herbaciarza.
Na gabinet nałożone jest zaklęcie Muffliato
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet [odnośnik]03.09.16 12:17
/25.02.1956

W mieszkaniu Seliny brzęczało jak w ulu. Działo się zbyt wiele na raz. Nie była w stanie tego wszystkiego ogarnąć emocjonalnie, więc bujała się na swojej huśtawce, wyciszając ją na moment alkoholem, by potem uderzyła w nią ze zdwojoną siłą. Odbierała jej dech. Zwalała z nóg. Swoją okrutną, ostateczną mocą. Czasem myślała, że chce ją kompletnie wyniszczyć, ale podnosiła się za każdym razem, coraz bardziej przetrącona. Nic nie dawało jej ukojenia. Najpierw utrata Alfreda, potem ten okrutny ból rozszarpujący jej serce, wyjazd Harriett, niewyjaśniona nieobecność Aarona, podszepty, które jedynie wzmagały niepokój, natknięcie się na Benjamina i ten cały chaos tego spotkania, tyle emocji, tyle kierunków, tyle znaków pytań, które stawiały ją na rozdrożu, nie wskazując ostatecznej drogi. Wielbiona przez nią prostota się rozmnożyła na tysiące ścieżek, a ona nie mogła stać w miejscu, walcząc ze swoją naturą, która kazała jej gnać do przodu. Tylko gdzie?
Nie oddalała się więc za daleko od punktu X, który jednak stale jej uciekał. Nigdzie nie miała stałej ostoi, a każdy krok wstrząsał jej światem, zmuszając ją do pozostawania na ciągłej obczyźnie. Szalała z rozpaczy. A teraz miała zamiar przekazać choć część goryczy, którą czuła. A nawet więcej. O wiele więcej. Jak łatwo było się znęcać nad kimś skruszonym, kogo nawet niewprawny cios był w stanie rozsypać na miliony kawałków. Każda rana jątrzyła się ogromnym bólem, który nie chciał ustać. Cierpienie było nieustanne i trudno o nim zapomnieć choć na chwilę.
Zasługujesz na wszystko, kuzynie.
Spełniła jednak jedną z jego próśb. Po czasie. Ociągała się z nadejściem, chcąc uśpić jego czujność. Albo ją wzmóc? Albo uspokoić gniew, który w niej drzemał, o ile to było tylko możliwe. Albo dlatego, że w końcu była się w stanie podnieść z łóżka, z którego praktycznie nie wstawała w ostatnim czasie. Jak tylko się podniosła, po mieszkaniu rozbiegł się brzęk butelek, które przewróciła swoimi krokami. Całe morze szkła.
Przyszła po zamknięciu, uprzedzając go krótkim liścikiem, by dzisiaj na nią czekał. Zdążyło już zmierzchać, gdy w końcu drzwi zaskrzypiały, poddając się zewnętrznej sile. Obcasy odbijały się po drewnianej posadzce, zwiastując przybysza. Błękitna szata zawisła na jednym z pustych krzeseł. Oczy rozejrzały się po pomieszczeniu, widząc jedynie smutną pustkę. Te wszystkie opuszczone stoliki, brak gwaru, nikły zapach ziół, zero ciepła, które wypełniało to miejsce. Jedyna poświata światła pochodziła zza uchylonych drzwi. Stopy więc obrały swój kierunek.
Kolejne pchnięcie. Lekkie zmrużenie oczu, kiedy te spotkały się z nagłym biciem żarówek. Usta zaciskały się w nieprzyjemną linię, nie zachęcając do otwierania nawet tych cudzych. A jednak miało dojść do pertraktowania. Sylwetka siedząca przy biurku zdawała się być przygnieciona, jakby coś ciężkiego usiadło jej na ramionach, a coś jeszcze gorszego rozrywało organ sercowy, o ile można było coś takiego dostrzec na zewnątrz. Selina miała jednak całkiem dobry talent do wyobrażania sobie pewnych rzeczy. Namacalność była czasem taka nużąca.
-Chciałeś się spotkać.-zauważyła, bez przywitania, bez padania sobie w ramiona, bez komentarzy typu: "Wyglądasz jakby przeszedł po tobie buchorożec", choć to ostatnie byłoby bardzo w jej stylu. Padła na miękkie poduszki kanapy, kładąc się na niej bezpardonowo. Nogi zwisały jej przez oparcie, a ręce skrzyżowały się za karkiem. Starała się zachowywać swobodnie. Czy zauważył kręgi pod jej oczami? Bladą cerę?-Lepiej, żebyś zaczął od początku.-zastrzegła, spoglądając na niego kątem oka.-I nie szczędź sobie słów, Aaronie. Wiesz, jak lubię opowieści.-uśmiechnęła się krzywo, gorzko, sztucznie.
Wszystko, by uciec od myśli.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]03.09.16 22:27
Cały dzień spędzony w Imbryku, a konkretnie w gabinecie obsadzonym w głębi lokalu, dał mu czas na odetchnięcie. Z dala od śniegu, z dala od rozchichotanych albo wręcz przeciwnie, ponurych klientów, z dala od aromatu parzonych herbat. Czuł się jak poraniony lew, leżący w ciemnościach swojej jaskini i z pożałowaniem liżący swoje rany. Głęboki wdech rozszedł się między ścianami, zmierzając niespokojnie w kierunku skrzącego się w kominku węgli.
Wstał od biurka, swoje kroki kierując w jego stronę. Ukucnął, sięgnął po pogrzebacz i szturchnął jego końcówką kilka czarnych, przeżartych przez ogień niekształtnych figur. Szczęki mimowolnie się zacisnęły, gdy do jego nozdrzy dotarł znajomy, ostry zapach spalenizny.
Krzyk. Oddech nienadążający za zrywanymi do biegu mięśniami. Pisk. Wibrujące od magii powietrze. Nietrafione zaklęcie przelatujące ponad ramieniem niczym czerwona wstęga. Trup leżący tuż obok zielonego krzewu, niemal gotowy do malowniczego uchwycenia. Skutki gladium rozbryzgane na liściach. Odbijające się w błękitnych tęczówkach iskry płomieni i ogniste płatki popiołu tańczące w przesączonym smrodem powietrzu.
Otworzył nagle oczy, pozwalając, by dusza wróciła nagle do ciała, powodując kolejny zryw bólu w klatce piersiowej i pulsujący bieg krwi na posiniaczonym policzku. Podniósł się i wrócił do biurka, podnosząc do ust filiżankę z mocno zaparzoną czarną herbatą, posłodzonej łyżeczką cukru, w której wciąż pływały płatki szafranu. Nie wypił jej jednak, odstawił porcelanowe naczynie na stół. I wtedy weszła do gabinetu ona. Fragment pamięci z tych dobrych, słonecznych Indii, tygrys w kobiecej, delikatnej skórze, szatan na miotle. Nie prosząc, położyła się na kanapie, traktując jak ten gabinet jak swój własny. Obserwował ją tylko, w ten dziwny, milczący sposób zaznaczając, że zaanektowana przez nią przestrzeń musi dostać potwierdzenie, którego on jej jednak nie zamierza dać.
- Od początku - powiedział bardziej do siebie, na powrót próbując zlepić w jedną masę swoje myśli. - Na początku pobili ojca. Przyszli, żeby nas postraszyć. Nie pytaj, kto, Selino, bo niestety na to pytanie nie uzyskasz odpowiedzi. Oni chcieli uzyskać od nas coś, czego dać im nie mogliśmy. Chodziło, i chodzi nadal, o pewną księgę, jak można sobie wyobrazić, nic nie znaczącą w gronie innych ksiąg. Ale im bardzo na niej zależało. Zagrozili, że spalą plantację. Nie wierzyliśmy w ich słowa. Przecież nie mieli takiej siły sprawczej. - niewielki, czerwony imbryczek popłynął w powietrzu, napełniając filiżankę stojącą na stole czarną herbatą z szafranem. Cukierniczka stała obok, oczywiście z brązowym cukrem. - Przychodzili co kilka dni, wciąż grożąc, zostawiając po sobie kolejne rany. Ale nie dawaliśmy się zgnieść, nie dawaliśmy po sobie poznać, że jesteśmy przerażeni. Stan zdrowia matki się pogorszył, musieliśmy mieć na nią baczenie. Potem było już tylko gorzej. Pod koniec stycznia, w środku nocy spalili połowę plantacji. - prawy kącik ust wykonał nieczytelny, kanciasty gest, nadając rysom twarzy Aarona niepokojącego wyrazu. Ból wciąż był żywy. - Przegoniliśmy ich, uratowaliśmy część krzewów. A potem chciałem grać bohatera i porozmawiać z nimi tak, jak rozmawia się z normalnymi ludźmi. Jestem kiepskim matematykiem, przeliczyłem się... kilka razy. Dlatego wyglądam tak, jak wyglądam. I naprawdę chcę już odpocząć.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]03.09.16 23:24
Miała nawyk przywłaszczania sobie cudzych rzeczy. Potrzebowała pewności na obcych ziemiach. Czegoś, po czym mogłaby twardo stąpać. Bo tylko stała powierzchnia była dla niej ratunkiem. Zwróciła przekrwione oczy w stronę sufitu, nie dostrzegając jego oskarżycielskiego wzroku. Nie zastanawiała się czy czuć od niej odór alkoholu, sama się do niego już dawno przyzwyczaiła, by go dalej zauważać. Starała się wyłączyć myśli i słuchać jego głosu. Był przecież tak inny od tego, który odbijał jej się w głowie.
Zamknęła oczy, kiedy rozbrzmiały się słowa.
Przez czoło przeszła zmarszczka na pierwszą nowinę. Prawie widziała pięści, które okładały starca. Drgnęła, przechylając na moment głowę na bok. Uchyliła powieki tylko po to, by zganić go za szczędzenie jej tej informacji. Lekki szok odbił jej się na twarzy, kiedy zaczął mówić tak naokoło, zagadkami, a ona po raz pierwszy usłyszała o tajemniczej księdze. Kolejna tajemnica, którą przed nią trzymał. Ile jeszcze? Zerwała się do siadu, kiedy usłyszała o groźbie. Wykrzywiła usta w niechęci. Nie kryła wzburzenia. Zignorowała lewitujący dzbanek. Jej żołądek mógł nie zaakceptować tego płynu.
-Jak długo?-przerwała mu na moment. A potem zacisnęła usta, gdy wspomniał o ciotce. Zazgrzytała zębami na wieść o pożarze. Dała mu mówić.
-Jak z normalnymi ludźmi?-parsknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Zmrużyła oczy. Odpocząć? Tak po prostu?
Patrzyła na niego bez zrozumienia.
-Dlaczego wróciłeś?-wstała nagle, patrząc na niego z góry.-Co z wujostwem?-kolejne pytanie.-Co dalej?-jej znaki pytania rozcinały powietrze jak bicze. Nie cackała się. Nie była zdolna już do uczucia. Była pusta. A jednak rozgorzał w niej gniew. Jak to możliwe?




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]05.09.16 21:06
Teoretycznie była na swojej ziemi. Przecież ten lokal założył kiedyś członek rodziny Lovegood, do której oboje należeli. Bywała też w Indiach, w jakiś sposób splatając swoją osobę z pędami herbacianych krzewów, pozwalając, by zapach suszonych liści tańczył między kosmykami jej ciemnych włosów. Chociaż przez chwilę. Póki quidditch nie zasiadł na dobre na tronie jej życia. Niekiedy jej nie rozumiał, zawsze miała trudny do zdobycia charakter, górowała nad innymi, nadając swoim relacjom charakter "królowej i swoich poddanych". Aaron czasami dokładnie tak się przy niej czuł, jak sługa. Uwłaczało mu to, ale póki ona o tym nie wiedziała, mógł odwracać rolę. Choćby w swoim gabinecie.
- Kilka miesięcy. Wyjechałem w listopadzie, wróciłem kilka dni temu. - odpowiedział, kątem oka śledząc poruszające się w kominku smugi płomieni. - Matka wciąż czuje się kiepsko, ale jest już lepiej. Ojciec wrócił do siebie. Połowa plantacji stoi, produkcja wciąż idzie do przodu. Powoli, co prawda, ale idzie. Aurelia została w Indiach, chce dopilnować wszystkiego do końca.
Wstał od biurka i wolnym krokiem ruszył do szafy. Coś się poruszyło, drzwiczki zatrzepotały nieznacznie, cichy pomruk odbił się krótkim echem od drewnianych, grubych ścianek. Aaron spojrzał na Selinę, przez dłuższą chwilę nie odwracając od niej wzroku. W końcu jednak sięgnął dłonią do ręcznie rzeźbionego uchwytu i otworzył garderobę, moment później trzymając w palcach dość duże, czarne tomisko z małymi karaluchami pełzającymi pod skórzaną otuliną. Ruchoma okładka zaktywizowała się, jak tylko młody Lovegood jej dotknął.
- Dalej chciałbym cię prosić, żebyś nam pomogła - położył stary wolumin przed kuzynką. Powietrze nieco zgęstniało, ciężka, czarna magia powoli wypełniała pokój tajemnymi podszeptami, ciarkami pojawiającym się na skórze. - Chcieli ją zdobyć, ale ja nie mogę im na to pozwolić. Boję się, że niedługo przyjdą tutaj i zdemolują cały lokal, przy okazji nie omieszkując pozbawić mnie życia. U ciebie będzie bezpieczna, bo nikt nie wie, że już od dawna nie masz do czynienia z Indiami i mieszkasz w Londynie. Wiem, że to ogromna odpowiedzialność, ale jesteś jedyną osobą, do której mogę mieć w tej kwestii zaufanie.
Ona jedyna miała na tyle silny charakter, żeby odepchnąć wdzierające się do umysłu czarnomagiczne łapska.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]05.09.16 21:38
Klatka zaczęła jej się unosić coraz wyżej, a w środku zaczęło się wzburzać. Tętno uderzało mocniej, niemalże rozpierając żyły wzmożoną pracą. Dotykał ją niepokój, wolno wkradając się pod skórę, zwiastując idącą burzę. Była przekonana, że zmyła już z siebie emocje, kiedy wybuchnęła nimi zaledwie kilka dni temu, rozdrapując stare rany i tworząc zupełnie nowe. Szukała bezpieczeństwa i zapomnienia, a nie kolejnych sztormów. Zaangażowanie w cokolwiek było ostatnią rzeczą, w jaką miała zamiar się pchać.
A jednak. Historia kuzyna nie pozostała jej obojętna. Jakże mogłaby bez wzruszenia słuchać o krzywdach na własnej rodzinie? Jakkolwiek nie różniliby się ostatnio z Aaronem, ścierając się charakterami bardziej niż zwykle, to ciągle nie zacierało to wiążących ich więzów. Nic nie było w stanie ich przerwać, choć nie była nadzwyczajnie rodzinną osobą. Sentyment też odpychała przecież daleko w kąt.
Tak długo, jak ktoś nie grał jej na nosie przed oczami, wymazywała najmniejsze sugestie niesubordynacji sprzed wzroku, tworząc własne, wygodne i przyjemne wyobrażenia na temat rzeczywistości. Wolała pławić się we własnym samozadowoleniu jak dawać je bez przerwy zdmuchiwać przez rozbójników. Ale nie była znana z wielkiej cierpliwości. Teraz jednak nie zabawiała się w przeciąganie liny, robiąc ze swojej stanowczej postawy tylko grę pozorów. Musiała trzymać twarz. Choć przez chwilę. Nienawidziła czuć się słaba. I nie zamierzała tego nikomu pokazywać. Nie chciała współczucia ani litości.
-Kilka dni temu.-powtórzyła ze ściśniętym gardłem, nie kryjąc goryczy. Westchnęła, słysząc wieści o wujostwie. Rozszerzyła oczy, kiedy powiedział jej o Aurelii.-Zwariowałeś?! Zostawiłeś ich tam, samemu wyjeżdżając na drugą część globu?! A co jak to się powtórzy, a ciebie tam nie będzie?!-naskoczyła na niego, wstając gwałtownie. Zacisnęła nagle usta, dusząc kolejne słowa, kiedy napotkała jego wzrok. Jego posiniaczona twarz, rany, zmęczenie w oczach. Odwróciła głowę, czując, jak dym z kominka drapie ją w oczy.-Nie powinieneś ich tam zostawiać. Produkcja poczeka. Macie wielu przyjaciół, ktoś się by tym zajął, dopóki sprawa by się nie uspokoiła.-odezwała się spokojniej, ciągle na niego nie patrząc. Nie mogła. Nie mogła go atakować i patrzeć jak kruszy się pod każdym kolejnym słowem lub próbuje bić na oślep, niezdolny do dalszej walki.
Ruch ją przestraszył. Wzdrygnęła, kiedy wstawał. Dopiero po momencie się uspokoiła, widząc, że zmierza do mebla. Zaczęła mu się przyglądać z zaintrygowaniem, nie rozumiejąc czego stamtąd potrzebował. Wstrzymała oddech, widząc jak drzwiczki się poruszają, a obcy głos rozbiega się po pomieszczeniu. Zaczynała rozumieć. Zdrętwiała, niezdolna do ruchu. Spojrzenie, jakie rzucił jej Aaron przytrzymało ją w miejscu. Nie cackał się z nią, by wprowadzić ją w temat odpowiednio delikatnie. Wzięła wdech, kiedy wyciągnął czarną księgę, skupiając na niej wzrok. Nie trzeba było być prorokiem, by domyślić się o choć części jej zawartości. Lovegoodowie uwielbiali wiedzę. Mistykę. Magię. Rzeczy, o których rozprawiano w legendach. Sprawy niestworzone. Czy czarna magia nie była tego uosobieniem?
Nie słyszała jednak o posiadaniu tego woluminu przez rodzinę. Czasem bardzo skrycie trzymali swoje tajemnice, strzegąc ich z ogromną pieczołowitością, by w odpowiednim momencie przekazać dalej. Bo ten płynny przepływ miał dla nich największą wartość. Żadne słowo nie mogło pozostać zapomniane.
Gęsia skórka objęła całe jej ciało, stawiając każdy pojedynczy włos. Poczucie niepokoju, przemożna potrzeba odwrócenia się, jakby jakieś cienie czyhały na nią za plecami, utrata asekuracji, w końcu strach. Wszystko z powodu jednej książki.
-Aaron...-przerwała mu cicho, kiedy zaczął mówić o konsekwencjach posiadania tego przedmiotu, ale szybko ucichła, pozwalając mu kontynuować. Przeniosła wzrok z jego twarzy na tom, nabierając powietrza w płuca. Wyciągnęła wolno rękę, jakby chcąc zbadać fakturę okładki i sprawdzić, jak księga się zachowa. Ostrożnie, z jakąś zadziwiającą uwagą.-Co to jest?-wybrzmiało pytanie zadane szeptem, a oczy złapały rozmówcę w pułapce, nie pozwalając się odwrócić.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]09.09.16 23:07
Aaron z kolei już dawno zrezygnował z pozornego "utrzymywania twarzy". Co prawda ból trawił w samotności, rzadko krzywiąc się i wzdychając, ale jednak nie udawał przed nikim, że nic nie działo się w jego życiu. Działo się. O wiele za dużo, by mógł w jakikolwiek sposób to maskować. W dodatku zostawienie tam Aurelii... na Merlina, Aaron naprawdę zbyt dobrze tego nie zniósł. Nie gorzej niż pozostawienie Belli samej w Londynie.
- Oboje wiemy, że Aurelia jest jedyną kompetentną osobą, która zadba o rodziców i plantację. - odpowiedział pewniej, ale wciąż głosem niższym, nieco ochrypłym. - Doskonale wie jak obronić nie tylko siebie, ale też i ich. A ja przyjechałem nie tylko po to, żeby doglądać interesu. - zatrzymał się na chwilę, zacisnął szczęki, aż ścięgna zadrżały. - Zostawiłem tu Bellonę. Wróciłem, żeby uratować też kawałek swojego życia. Doskonale wiesz, że byliśmy zaręczeni. Przyjechałem tu do was - do ciebie i Harriett, żeby chronić też wasze życie. Wszyscy sądzimy, że to nie tylko skończy się w Indii. Powinnaś to rozumieć.
Spojrzał w dół, na księgę, która zdawała się być... taka spokojna w jego dłoniach. Niczym dziecko utulone do snu. Płatek szafranu leżący na mocno zaparzonej, czarnej herbacie. A mimo to, dzięki niej Aaron uczynił więcej zła niż kiedykolwiek, tym złem jednak ratując życie swojej najbliższej rodzinie. Jedyną, pocieszającą go myślą był fakt, że nie tylko jego dłonie umoczone były w czerwonej posoce.
Kolejna tajemnica dołączył do szeregu. Nie sądził, że kiedykolwiek podzieli się tym z Seliną.
Droga kuzynko, zamordowałem w Indiach dwóch ludzi, jesteś ze mnie dumna?
Nie byłaby.
- To Dremoria - odparł, kładąc wolumin na stole przy kanapie i prowadząc ku niej kuzynkę. Niepotrzebnie wstawała. - Czarnomagiczna księga przekazywana w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Po raz pierwszy zobaczyłem ją w gabinecie ojca. Ja i Aurelia wkradliśmy się do niego, kiedy mieliśmy zaledwie kilka lat. Ojciec był wtedy na plantacji, doglądał krzewów. Matka leżała chora w sypialni na dole, spała. Chcieliśmy tylko poszperać, poszukać ciekawych książek do poczytania, przejrzeć zdjęcia z przeszłości. - opowiedział, w ciszy myśli konsumując szmery wydobywające się spomiędzy stronic. - I znaleźliśmy. Niedługo potem Księga wylądowała w Londynie. Ojciec bał się, że jej obecność źle wpływa na zdrowie matki.
Zacisnął dłoń w pięść, by następnie rozprostować palce i ułożyć je na powierzchni grubej okładki księgi. Insekty zaczęły nagle uciekać, podążając w jednym kierunku - ku grzbietowi księgi. Czarne języki rozstąpiły się, a papier stęknął cicho jak człowiek, który po raz pierwszy od dłuższego czasu mógł wziąć oddech. Żółty pergamin i nadżarte krawędzie były najlepszymi dowodami na to, że czas nie poskąpił księdze uwagi. Tusz jednak nie wyblakł, inkantacja wydawały się niemal permanentnie wytatuowane na papierze.
- Teraz chcę prosić ciebie, byś czuwała przez pewien czas nad tą... pamiątką. Chociaż przez kilka tygodni, póki popiół nie opadnie.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]09.09.16 23:53
Prychnęła, parskając śmiechem, pełnym zrezygnowania i jadu, kiedy się odezwał.
-Czy ty się słyszysz?!-wybuchnęła nagle, porzucając wszelkie granice.-Poradzi sobie? Sama? Kimkolwiek są o n i , wiedzą ilu ludzi jest na plantacji i do czego są zdolni po ostatnich wydarzeniach, a jeżeli na czymś im zależało, to dla nich zdobycie dodatkowych rąk do pomocy nie będzie problemem, skoro już się posunęli do agresji. Bo widzisz, Aaronie. Jeżeli ktoś czegoś chce...-zmrużyła oczy, zbliżając się do niego z wyciągniętym palcem, który miał wskazywać winnego.-...to wie jak uderzyć, by to dostać.-dokończyła, by zniżyć głos do warknięcia.-Co wy właściwie rzucacie na szalę, co?-zacisnęła usta, mając ochotę go pchnąć. Narobić więcej siniaków. Otrząsnąć z tego idiotycznego wyboru, z tego przeświadczenia, że robi jedyną słuszną rzecz, mimo że tkwił w tak okropnym błędzie.-Oboje w i e m y, że Aurelia ma silny charakter, owszem. Ale z tego, co mi wiadomo, to jest całkiem podatna na ludzkie przypadłości takie jak pewne o g r a n i c z e n i a. Zdajesz sobie z tego sprawę? W dwójkę tam byliście i przeżyliście horrory, a ona sama nagle jest strzałem w dziesiątkę?-wydała z siebie wrzask pełen frustracji, robiąc pełny obrót, kiedy dłonie wykonały ruch, jakby chciały kogoś dusić. Odwróciła się od niego, by nie zacisnąć tych palców na jego szyi. Jakim był idiotą, by tak myśleć? A może było coś jeszcze o czym jej nie mówił? Jakich informacji szczędził?
Aaron był czasem bardziej uparty od niej samej. Męska duma, to idiotyczne przekonanie, że musi zająć miejsce ojca i zająć się rodziną, ten ciężar powinności wynosił go pod górę. I był takim pieprzonym kretynem, że nie wiedział, kiedy schylić kark!
Oddychała ciężko, poddając się narastającej się złości.
-Tyle zagrożenia, tyle cierpienia...-odezwała się, raz jeszcze gwałtownie wracając do niego wzrokiem i stając przodem do jego sylwetki.-...czy to jest tego warte?-zapytała gorzko, walcząc z emocjami, które nią pochłaniały.
Słuchała jego słów, które były tak uważnie dobierane, by nie zdradzić jej za wiele. Karmił ją rzeczami nieistotnymi. To, że odnalazł to jako dziecko nie miało jakiegokolwiek znaczenia dla wagi tej księgi oraz wydarzeń, które rozgrywały się niedawno. Ich niewinne odkrycie, dziecięce pobudki nie interesowały ją w ogóle. Właściwie to czuła zirytowanie. Widziała, jak zawija opończę wokół jej oczu, nie chcąc, by dojrzała coś jeszcze. Wiedziała jednak bardzo dobrze co robił. Dosłownie mówił jej, że nic wtedy jeszcze nie rozumiał. Tłumaczył się. Kajał się, taplając się w poczuciu winy, że wtedy natrafił na to znalezisko, jakby od tego wszystko się zaczęło - od jego ciekawości, za którą przecież nie mógł pokutować, skoro nawet nie zdawał sobie sprawy jeszcze z pojęcia dobra czy zła. Wysławiał też o wiele więcej. Na tym dziewiczym odkryciu się nie skończyło. W końcu raz rozpalona fascynacja, obietnica rozszerzającej oczy i przyspieszającej tętno tajemnicy, to wszystko nie mogło być ugaszone jakąkolwiek myślą.
Jej kuzyn właśnie spowiadał jej się ze swoich grzechów. Wyobraźnia szalała jej na tyle mocno, by nie musiał kończyć jaka wiedza mogła się znajdywać w tym zbiorze wiedzy, jakie ohydne zaklęcia i ile szkody mogło sprawić ich wypowiedzenie. I miała wrażenie, że Aaron zdołał poznać obezwładniającą siłę jak i jej konsekwencję.
Nie mogła uwierzyć, że trzymał przed nią tyle sekretów. Nienawiść stale dawała poczucie goryczki na języku, wykrzywiając jej usta w grymasie. Czuła napięcie. Olbrzymie. Patrzyła na dłoń kuzyna, która bez cienia obawy ułożyła się na okładce, a księga zdawała się na niego reagować, jakby rozpoznając ten dotyk.
Zacisnęła palce. Wstrzymała jednak oddech, kiedy przedmiot zdawał się ożyć, poruszony uwagą, jaka się na niego kierowała. Przesuwała wzrokiem po tekście pobieżnie, bardziej śledząc wygląd stronnic i szukając wskazówek aniżeli zgłębiając inkantacje, jakie były wyryte w pergaminie, mimo że szukała słów, które mogły ją naprowadzić na powód, dla którego Dremoria była tak chętnym kąskiem dla obcych. Dlaczego ktoś miałby poszukiwać akurat niej?
-Dobrze, byliście dziećmi. Nie wiedzieliście. Co z tego?-skrzywiła się, próbując go pospieszyć.-Coś wydarzyło się w Londynie?-zmarszczyła brwi.-C o ona kryje, że ze wszystkich antyków chcą właśnie ten?-nie bała się pytać bezpośrednio i chyba nie myślał, że uda mu się ją zadowolić półsłówkami.-To nie jedyna czarnomagiczna księga jaka istnieje. Więc c o w niej jest?-powtórzyła pytanie stanowczo, mrużąc oczy.
Nabrała powietrza w płuca, kiedy wygłosił prośbę. Jakkolwiek nie chciał się tej książki wyzbyć, ciągle nie potrafił ściągnąć z niej swoich rąk i ją tak po prostu przekazać. Trzymał ją blisko, jak kochankę, która wiernie trwała przy swoim ukochanym. Z lekkim niepokojem patrzyła na to połączenie, nie rozumiejąc jego istoty.
-Musisz mi odpowiedzieć na pytania, Aaron.-zastrzegła, siadając na powrót na kanapie, jakby chciała wykazać gotowość do wysłuchania interesujących ją spraw.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]15.09.16 1:00
Nie zastanawiał się, od kogo Selina uzyskała pozwolenie na tak łatwe odczytywanie jego myśli. Bo oczywiście prawo do podnoszenia mu ciśnienia nadała sobie sama. Jednym, gwałtownym machnięciem różdżki zamknął drzwi, nagle stając się dla kuzynki najlepszym przeciwnikiem w pojedynku na spojrzenia. Był wściekły, ale zdecydowanie bardziej na siebie, niż na samą Lovegood, chociaż i jej nie ujmował winy. Zawsze drążyła. Jak kret. Dokopywała się, pewnie całkiem świadomie, do najgłębszych zakamarków umysłu.
- Zabiłem ich - odparł nisko, głucho, brzmiąc jak echo tańczące w bezdennej ciemności. - Zabiliśmy ich oboje. Dlatego teraz rodzice i ona są bezpieczni, a ja mogłem wrócić do Londynu, żeby zająć się resztkami życia, które jeszcze mi zostało. - odwrócił od niej wzrok, kiedy dostrzegł, że się od niego odwraca. Miała do tego prawo. - W ten sposób zagwarantowaliśmy rodzicom chociaż chwilę spokoju.
W głębi ducha wierzył, że ta chwila spokoju przemieni się w spokój absolutnie permanentny. Kilka ciał, sztywnych, nieruchomych jak lalki, powinno wystarczyć, by ci, którzy byli odpowiedzialni za ataki, oderwali swoją uwagę od herbacianego pola Lovegoodów. I owszem, nie chciał, by Selina o tym wiedziała. Nie chciał, żeby patrzyła na niego jak na to suche ziarno, to, które wykiełkowało w miejscu nie przeznaczonym do wzrostu. Ale już było za późno. Wyryła słowami ścieżkę. Tak, wyryła, brutalnie, gołymi rękami wyrywając z Aarona jego tajemnice. Bał się tego, co teraz będzie myślała o nim kuzynka, ale jednocześnie czuł się oswobodzony z poczucia winy faktem, że robił to dla dobra rodziny. Całej. Również wliczając w to samą Selinę.
Problem stanowiła jedynie wizja Azkabanu. I Aura, która obiecała, że zatrze ślady po morderstwie. Może jeszcze ich krzewy herbaciane wezmą w tym udział, jak najszybciej wchłaniając przez swoje korzenie. Może to będzie miało jakieś pozytywne aspekty smakowe.
- A co mieliśmy z tym zrobić, Selino? - w czasie milczenia zdołał zgromadzić w sobie wystarczająco dużo odwagi, by teraz znów móc na nią spojrzeć. - Mieliśmy im ją oddać? Tak? To próbujesz mi wmówić? Oddać im tak długo podtrzymywane tradycje? Łup, o który walczyli jeszcze nasi przodkowie? Oni wróciliby po więcej, to pewne.
Zacisnęła szczęki, gwałtownie wsuwając pięści do kieszeni spodni, nie bacząc na to, czy mu to wypada, czy jednak nie. Szepty znów mieszały, mąciły. Niczym w kotle z warzącym się eliksirem.
- Czarna magia to słowa - odpowiedział wprost, ulegając jej namowom zawoalowanym w pytający akcent nałożony na wypowiadane przez nią zdania. Miał ochotę zacząć szybkim krokiem przemierzać metry swojego gabinetu, ale wszystko, co zrobił, to było tylko wykonanie dwóch kroków w kierunku kominka. - Słowa, które potrafią rozciąć żyły, przełamać kości, zatruć umysł i obrzydzić sny. Ta księga jest przepełniona właśnie takimi słowami. Łatwo się ich nauczyć, wpadają w ucho znacznie lżej niż niejedna melodia. Ale za to trudno się ich pozbyć.
Spodziewał się, że w oczach Seliny był już kimś innym. Mordercą. Pasterzem tajemnic czarniejszych od wszystkich indyjskich nocy razem wziętych. Czarniejszych niż mocno zaparzona kawa z płatkami szafranu pływającymi po jej powierzchni.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]15.09.16 21:59
Nie przestraszył jej, kiedy nagle zatrzasnęły się drzwi. Nie wiedziała czy chciał pokazać jej kto tutaj rządzi czy też zamknąć pomieszczenie przed obcymi uszami, mimo że nikogo tu nie było. Bez wątpienia jednak w ostatnim czasie Aaron miał drobny kompleks i stale walczył ze swoją starszą kuzynką o prowadzenie. Nie potrafił odpuścić, walcząc z nią o najmniejsze rzeczy. I nawet w tym momencie wdał się z nią walkę na moc spojrzenia. Czyżby zapomniał od jak długiego czasu udowadnia innym mężczyznom swoją wyższość nad nimi? Automatycznie więc wyprostowała się, ścisnęła usta w wąską linię i zmrużyła oczy, jakby to była idealna poza do wygrania tej drobnej, nieznaczącej bitwy. Nie byli kogutami, mimo że zachowywali się jak one, zaborczo walcząc o swoją pozycję.
Ale tu nie chodziło tylko o to. Osa czuła się zwyczajnie p o k o n a n a już na wstępie i nie mogła się z tym pogodzić. Była wykreślona i wykluczona przez drugiego Lovegooda, musząc kopać i gryźć, by go sprowokować do wypowiedzenia choć słowa więcej. I spijała kolejne zdania jakby umierała z pragnienia. I nie była to durna ciekawość. Niepokój trawił ją od środka, a tylko o d p o w i e d z i gwarantowały spokój.
Zabiłem ich.
To jak kamień, który ktoś rzucił do bezdennej studni. Odbijał się od jej ścian, robiąc mnóstwo rabanu. Ale nigdy nie zderzył się z dnem.
Nie mogła na niego patrzeć. Nie dlatego, że stracił dla niej człowieczy wyraz, ale dlatego, że nie radziła sobie z własną reakcją. Nigdy nie była w tak głębokim szoku.
Zabić kogoś. Jakie to uczucie? Czy czuł słabnący puls pod swoimi palcami? Nie, nie zrobiłby tego w ten sposób, Aaron nie byłby zdolny do tak głębokiej pasji, by z premedytacją odebrać komuś ostatni dech i czuć, jak ciało słabnie pod jego siłą. Nie wyobrażała sobie również, by miał wypluć z siebie inkantację Avada Kedavra. Była przekonana, że to musiał być przypadek. Ostateczność.
Choć teraz nie mogła być już niczego pewna. Musiała jednak wszystko przeanalizować zanim spojrzy na niego ponownie. Powinna mieć już odpowiedni obraz w głowie tak, by widok jego twarzy nie zburzył jej wyobrażenia.
Jego powody były logiczne. Oni albo agresorzy. Oczywisty wybór. Bezpieczeństwo rodziny albo życie w strachu. Przecież tu nie było się nad czym nawet zastanawiać. Ale jednak pierwszym, o czym pomyślała kobieta nie było to dlaczego nie pozbyliście się problemu? tylko bardziej... pacyfistyczne i bierne rozwiązanie. Zaskakujące, bo to po niej spodziewano się tych diabolicznych rozwiązań. Selina Lovegood, nieustraszona pogromczyni wszystkiego, niebezpieczna kobieta, która nie wzięła morderstwa pod uwagę.
-Dobrze.-wybrzmiał obcy głos z jej ust, kiedy się odwracała. Była pusta. Podeszła bliżej Aarona, zmuszając się do tego, by patrzeć mu w oczy.-Już dobrze.-wydała z siebie ponownie.
Ignorowała jego słowa. Na moment nie były ważne.
Zrobiła prawdopodobnie najdziwniejszą rzecz na świecie. Wyciągnęła ręce, wspinając się na palce, by objąć jego ciało, jakby to on był czymś kruchym, co należało ochronić przed światem, mimo że już jako 14-latek przerósł ją prawie o głowę. A od tego czasu minęło ponad 10 lat. To był najbardziej niezręczny uścisk jaki mógł być kiedykolwiek wykonany. Nie pamiętała kiedy ostatni raz przytulała kuzyna. Wtedy, w Indiach, kiedy pozowali do zdjęcia za czasów wakacji między szkołą? Przymknęła oczy, wydychając powietrze, jakby zrzucała coś ciężkiego z piersi.
-Czasem zapominam, że umiesz już sam poradzić sobie z pewnymi rzeczami.-powiedziała, w końcu się od niego odsuwając. To nie był najlepszy temat, przy jakim powinna wyrażać swoją aprobatę. Ale jedyny, który mógł ją do tego zmusić.
Zmarszczyła czoło, kiedy wspomniał o łupie. Skrzywiła się nawet na to słowo. Zupełnie tak, jakby byli grabieżcami. A przecież takie rzeczy same ich odnajdywały, trafiając w ich ręce. Setki ludzi mogło przechodzić obok takich rzeczy, ale tylko Lovegood zobaczy coś, co nie chce być widziane. I jest idealnym powiernikiem tajemnic. Są dla niego zbyt cenne, by się ich pozbywał, choć nie walczy, kiedy nadchodzi czas na podzielenie się wiedzą. Nie byli zaborczy, nie znali prawa własności - zapewne dlatego tak często dochodziło do pewnych nieporozumień z instytucjami sprawującymi kontrolę. Wchodzili tam, gdzie niosły ich nogi, zabierali to, co do nich przemawiało, wierząc w jakąś wyższą misję. Bo przecież nie chodziło o materializm, potęgę ani inne, kompletnie bezwartościowe sprawy.
-Jeżeli tego nie zabrali, to znaczy, że nie było dla ich oczu.-co za nagłe zwrócenie się ku losowi. Jej ton brzmiał lekko, jakby to była najoczywistsza prawda.-O ile...-przerwała na moment, patrząc uważnie na mężczyznę.-...nie upomni się o to ktoś jeszcze?-drążyła dalej. Nieco delikatniej. Kim oni byli, Aaronie?
Opadła ciężko na poduszki kanapy. Nie tego się spodziewała. Nieco odcisnęło to na niej piętno i jeszcze tego nie przetrawiła. Wyglądała na udręczoną, ale namiętnie grała, nie dając się przycisnąć do podłogi. Pokiwała wolno głową na jego wyjaśnienia.
Słowa. Jak trucizna, która wsączała się do umysłu. Słyszała ich pieśń nawet teraz. Jak zabójcza syrena. I mordercza dla tych, przeciwko którym się zwróci. A zachęta płynęła stąd, że mogła być na usługi osoby, która ją posiądzie.
Przetarła palcami nasadę nosa, rozcierając czoło, jakby mięśnie twarzy bolały ją od ciągłego ściągania brwi. Wyciszyła się. Nie wtrącała się w jego słowa, jakby cała energia z niej uleciała albo dała się ugłaskać tym tłumaczeniom i była zaspokojona. Patrzyła na jego plecy, w końcu podejmując decyzję.
-Zaopiekuję się nią od teraz.-odezwała się, kiedy podniosła się, a odbijające się płomienie padły na jej twarz. Położyła dłoń na jego ramieniu.-Moja kolej.-stwierdziła z dziwną, niepodobną do siebie powagą, wypowiadając na głos tą deklarację.




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]18.09.16 21:26
Wcale nie musiał jej tego mówić, oczywiście, ale niosło to za sobą pewne nieprzyjemne konsekwencje - Selina wyszłaby z gabinetu z nieprzyjemnie ciążącym na umyśle bagażem nieodkrytych tajemnic, być może powątpiewając w szczere intencje Aarona. W jego umyśle ta historia brzmiała jak stek kłamstw i bredni. Że niby stary Lovegood został pobity? Który człowiek mógłby zrobić coś takiego? Plantacja spłonęła? Nie, nie, to niemożliwe. Aaron i Aurelia dopuścili się morderstwa? Tym bardziej nie. Te wszystkie sprawy brzmiały tak... abstrakcyjnie.
A jednak były prawdą. Gorzką i stającą ością w gardle, ale prawdą.
Już jakoś sobie z tym radził. Mocny napar z melisy pomagał na nocne koszmary, kiedy nie potrafił zmazać z powiek widoku ognia, a z uszu matczynych krzyków. Ciepła esencja pomarańczowa, tańcząca między skrawkami suszu, dawała chwilowe ukojenie, które jednak wystarczyło, by zacząć uczyć się na nowo korzystać ze zdrowym zmysłów. Nie potrzebował pociechy, chociaż ta zdawała wylewać się falami z ust najbliższych. I nie potrzebował też objęć...
Chociaż te Seliny różniły się znacznie od tych, których doświadczał wcześniej. Zwłaszcza tych, których sprawczynią była Bell. Niegdyś chłodna i niedostępna, teraz zdawała się okazywać miligramy uczuć? Cóż z tego, że sztywnych niczym drewniana kłoda pocięta na kawałki.
- Powinnaś pokładać we mnie więcej wiary - odpowiedział nisko, ale dość neutralnym tonem. Objął ją jednym ramieniem, ale kiedy wyraziła chęć odsunięcia się, nie opierał się i puścił ją.
Emocje nagle opadły. Przestały krążyć po środku gabinetu jak prychające na siebie koty. Ich ogony wciąż falowały niespokojnie, ale głosy kuzynostwa przycichły, ton opadł, jakby wszystko zostało już sobie wyjaśnione. Kolejna osoba, która wiedziała o morderstwie. Nie wiedział, czy powinien czuć się z tego powodu lepiej... czy wręcz przeciwnie.
Pokręcił głową w geście zaprzeczenia.
- Nikt inny nie wie o tej księdze. Ani Harriett, ani nawet moja matka. Tym bardziej ludzie postronni, ten gabinet zawsze był zamknięty i zabezpieczony przed obcymi łapami - odpowiedział, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. - I... dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. Wiem, że mogę na ciebie liczyć.
Oprócz Aurelii, czuł, że jedynie Selinie mógłby dać pod opiekę tak ważny dla jego rodziny przedmiot. Znał zagrożenie, jakie wiązało się z jego obecnością w jakimkolwiek domu, ale z drugiej strony nie potrafił porzucić całkowitej opieki nad nim.
- Wybacz, że pytam o to dopiero teraz, ale... wszystko u ciebie w porządku? Jak kariera?
Nie miał zamiaru jej udobruchać. Zapytał tak zwyczajnie, ot, z prostej, rodzinnej troski.
Aaron Lovegood
Aaron Lovegood
Zawód : Właściciel herbaciarni "Czerwony Imbryk"
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I'm just a man
I do what I can
Don't put the blame on me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet OnlREnj
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1193-aaron-lovegood https://www.morsmordre.net/t1334-aaronowy-ajay https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-manor-road-4 https://www.morsmordre.net/t1554-aaron-lovegood
Re: Gabinet [odnośnik]22.10.16 10:02
Nie zostawiała spraw niedokończonych, nie pozwalała wątpliwości mącić w jej umyśle - każde najmniejsze niedopowiedzenie musiało się połączyć z innymi kropkami i połączyć się w spójną całość. Była zbyt dociekliwa i niespokojna, by zadowolić się półprawdą lub szczątkowymi informacjami. Na tyle nieustępliwa, by bez żadnej empatii i współczucia naciskać dalej, niezależnie od tego, jak mówienie o czymś wprawiało rozmówcę w zły nastrój. Ona potrzebowała w i e d z i e ć. I nic nie mogło jej powstrzymać, jeśli już jej umysł raz zakręcił się na jakiś temat. Doprowadzała wszystko do końca sprawnymi, chirurgicznymi cięciami; możenie zawsze do końca czystymi.
Mimo wszystko wiedza pozostawiała po sobie gorzki smak niepokoju. Mina stężała pod natłokiem analiz, które ruszyły pod jej kopułą, rozkładając powiedziane słowa na czynniki pierwsze. Nawet przez chwilę nie zwątpiła w prawdziwość jego wyznań, nie spodziewając się, że mógłby skłamać. Był zbyt praworządny na takie oszukiwanie. Ale jednocześnie z taką łatwością uwierzyła, że byłby zdolny kogoś zabić...!
Chodziło o r o d z i n ę. Oczywiście, że zrobiłby wszystko. Każde poświęcenie było warte, nawet jeśli na szali stała jego moralność i czyste sumienie. Kiedy chodziło o plantację, nie przekładał niczego ponad to. Nic nie było ważniejsze. To w końcu był jego dom.
Odsunęła się, chrząkając.
-Nie, wcale nie powinnam.-odpowiedziała spokojnie, z jakąś dziwną powagą, patrząc na niego bez speszenia, że mimo tak wrażliwego momentu śmie mu się sprzeciwiać.
Nie powinna się po nim tego spodziewać. A jednocześnie Selina Lovegood dająca się zaskoczyć i nie posiadająca wiedzy o każdej z kart, jaką wykłada się na stół... to dziwne. Obce. Uczucie, które ściskało lekko żołądek i powodowało łaskotanie w korzonkach.
-Nie mówię o gabinecie, Aaronie. Skoro ktoś wtargnął na plantację po księgę, to bez wątpienia musiał się o niej jakoś dowiedzieć - jak? Skąd? Kim byli?-sprecyzowała swoje pytania, marszcząc nieco brwi.
Jego słowa podzięki zamknęły jej usta. Była zaskoczona. Kiwnęła tylko głową, tak kompletnie niepodobnie do siebie nie opiewając w pióra samozachwytu.
Jej wzrok pognał ku księdze, która miała trafić na jej ręce od tego momentu. Zacisnęła lekko palce, czując jakąś dziwną wibrację, coś, co sprawiało, że chciała już teraz po nią sięgnąć, zagrabiając dla siebie. Jakby w jej altruistycznym uczynku i chęci pomocy, było jednak coś czyście egoistycznego.
Przełknęła ślinę, odrywając wzrok od wolumenu, kiedy zadał tak abstrakcyjne pytanie o zwykłą codzienność. Zawahała się, złapana w sidła jego spojrzenia. Zupełnie podświadomie głowa już układała odpowiedź, generując dodatkowo przebłyski ostatnich wspomnień. Nie chciała sobie o tym przypominać.
-Znasz mnie. Mamy przerwę, czekamy na rozpoczęcie sezonu, ale już nie mogę się doczekać, by skopać tyłki Jastrzębiom.-gładkie, śliskie kłamstwo. Nawet nie mrugnęła okiem.-Mogłabym ci ponarzekać na klejących się do mnie absztyfikantów, ale na samą myśl mnie wzdryga.-wyłuskała z siebie trochę wzgardliwego tonu, teatralnie prezentując gest, o którym mówiła, nagle tak naturalnie przechodząc na gadkę-szmatkę.-Nie przegapiłeś nic, kuzynie.-poinformowała go, ciągle nie pozwalając sobie na chwilowe przymknięcie oczu.-Harriett może za to wymagać twojej uwagi.-dodała, uśmiechając się blado.
Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, zanim schyliła się, by sięgnąć po dar/przekleństwo. Schowała go pod szatą i - po krótkim skinięciu głową - aportowała się z cichym trzaskiem. Nie potrzebowali świadków na to, że cokolwiek stąd wynosi.

/zt x2




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Gabinet ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Gabinet
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach