Wydarzenia


Ekipa forum
Zagroda jednorożców
AutorWiadomość
Zagroda jednorożców [odnośnik]10.10.15 15:25
First topic message reminder :

Zagroda jednorożców

Nieopodal plaży ustawiono drewnianą zagrodę, za którą zgromadzono nieduże stado jednorożców. Ogrodzenie prawdopodobnie bardziej strzec miało gości, aniżeli konie - one same potrafiły być niebezpieczne. Ich majestat zawsze zachwycał, prężne, muskularne ciała, błyszczące złotem rogi, jedwabiste ogony oraz grzywy. Widok jednorożca nie był codzienny, wielu czarodziejów miało na festiwalu swoją jedyną życiową okazję na ujrzenie takowego  - jedyną, niepowtarzalną... i trudną do zapomnienia.
Przy zagrodzie tłoczyły się panny, dzieci, dziewczęta oraz chłopcy. Te niezwykle wrażliwe zwierzęta nie lubią dotyku mężczyzn, uciekają przed nimi, a najbardziej przyjaźnie zachowują się wobec dziewcząt oraz panien, umykając przed dotykiem mężatek i kobiet, które nie prowadzą się obyczajnie. Młodsze osobniki czynią wyjątki, pozwalając się zbliżyć do siebie chłopcom lub zamężnym niewiastom.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagroda jednorożców - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]31.10.15 16:55
Wysłuchiwanie radosnych opowieści o szczęśliwym życiu rodzinnym odrobinę bolało. Mimo wszystko, mimo tej całej feminityczno-pracoholicznej otoczki kobiety spełnionej w całkiem innym zawodzie. Deirdre tęskniła przecież mimowolnie do tego beztroskiego okresu w swoim życiu, kiedy była tylko nadąsaną nastolatką, poświęcającą się głównie nauce i swoim krewnym właśnie. To dzięki wsparciu Zaima udało się jej jakoś przebrnąć przez rasistowski Hogwart, nie tracąc przy tym rozbuchanej pewności siebie. Egzotyczne połączenie z Naifehem, nawiązane dzięki karierze ojca, stanowiło dla niej wtedy niebagatelne wsparcie, z którego ostatnio rezygnowała na własne kapryśne życzenie. Kiedyś zaprzedawała rodzinne więzy za kolejne awanse, obecne kłamstwa nie miały jednak nic wspólnego z pięciem się po szczeblach ministerialnej hierarchii. Nigdy nie przyznałaby się nikomu do swego obecnego położenia (na kolanach?), nawet jeśli byłaby postawiona pod ścianą, z różdżką przytkniętą do gardła. W jej smukłym ciele było zbyt wiele dumy, patosu i narcyzmu, nie pozwalającego jej poprosić o pomoc. Musiała sama uporać się z własnymi demonami, spłacając długi i próbując utrzymać rodzinę. Jej namiastką stawali się właśnie Zaim i Harriett, tak różni, tak zgrani, tak pięknie wpisujący się w letni festiwal miłości, że Deirdre była w stanie znieść emocjonalny dyskomfort, łaskoczący jej uczuciową stronę, wrażliwą na bajkowe przesłanki o szczęśliwym zakończeniu trudnej historii. Wiedziała przecież co nieco o traumie, jaką przeżyła Hattie - tym uważniej się jej przyglądała. Widocznie po drugiej stronie istniało jakieś życie. Może i sama Dei będzie mogła opowiadać tak czule o swojej rodzinie?
Na razie chłonęła po prostu tą dobrą atmosferę, śmiejąc się cicho z wizji Setha, zjeżdżającego po wysokich schodach wystawnej rezydencji Naifehów. Podobnie zareagowała na następną część opowieści Hattie, uśmiechając się ponad jej ramieniem do pojawiającego się mężczyzny.
- Zaim jest niezniszczalny. Nie musisz się o niego martwić - powiedziała ze stuprocentową pewnością, zastanawiając się przez sekundę, jak powinna zareagować na pytanie lub wręcz staropanieńską aluzję Harriett. W końcu wybrała dziewicze zakłopotanie, odgarniając nieco nerwowo ciemne włosy, opadające jej na twarz. Tak, zapracowana Deirdre Tsagairt z pewnością mogłaby być nieco sfrustrowana swoim stanem cywilnym. Odkaszlnęła lekko, dalej brnąc w subtelną scenkę. - Na mnie jeszcze nie pora. Wolę poświęcić czas Ministerstwu. Dla dobra nas wszystkich - odparła swobodnie, chociaż z dalszym zażenowaniem, z ulgą przyjmując propozycję Zaima. - Zgadzam się. Musimy odkryć resztę atrakcji festiwalu, ale najpierw...zrobię wam zdjęcie. Będzie idealne dla Setha - zakomenderowała, odbierając Harriett aparat, po czym odsunęła się kilka kroków do tyłu, dając małżeństwu czas na ustawienie się do zdjęcia. Wyjątkowo nie robionego przez natrętnego paparazzo.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]01.11.15 20:43
Plując życiu w twarz powinien spodziewać się solidnego kopa w tyłek, a tymczasem zyskiwał preteksty do kolejnych szalonych wojaży. Jakby Los wręcz zachęcał go do kontynuowania wyniszczającego trybu, jakie wiódł od… dawna, zachowując wątrobę dwudziestolatka. W żyłach prócz tej brudnej krwi, płynął alkohol, jakoś niespecjalnie przeszkadzający mu w obracaniu. Się wśród innych, naturalnie. Rozpoznawał twarze, nie miewał problemów z koncentracją, wręcz przeciwnie, zachowując wyostrzone zmysły. Czasami jednie drobnym zaburzeniom ulegał błędnik, aczkolwiek zawsze mógł zwalić to na starość, rwącą nogę lub wymyślić inną wymówkę. Śmieszną dla wszystkich, którzy znali go choć odrobinę i wiedzieli, że nie jest narąbany tylko wtedy, kiedy… a może zawsze miał w organizmie promile? Pozostałe najpewniej po ostatnie libacji.
Czy jednoroże to wyczuwały? Ciekawe, co by się stało, gdyby je pojono dobrą whisky… Lorens zerknął na przeurocze konie, zastanawiając się, jakie specjalne skille by dostały po alkoholu. Miał przy sobie piersiówkę (zawsze), ale w tłumie ludzi przeprowadzanie testów na zwierzętach nawet jemu nie wpadłoby do głowy. A raczej wpadło i wypadło, ponieważ szybko zdał sobie sprawę z tego, że to bezsensu. Szkoda, bo był naprawdę zaintrygowany, choć nigdy nie przejawiał specjalnego zainteresowania magicznymi stworzeniami. Mimo wszystko w centrum wszechświata znajdował się człowiek, który kręcił się w przepięknym układzie wackocentrycznym. Podobno Lorens był zbereźny, ale na pewno nie aspirował do miana sodomity.
-Szkoda, że te jednorożce nie są liliowe. To ładny kolor, znacznie ładniejszy od zwykłego fioletu, nie sądzisz? – rzucił w przestrzeń, jak zahipnotyzowany przyglądając się hasającym koniom. Wszystko co mówił, było absolutnie poważne[/i], w ogóle nie wyrwane z kontekstu i stu procentowo logiczne. No bo niby dlaczego jednorożce nie mogłyby być liliowe?
Lorens zmierzył swego towarzysza ironicznym spojrzeniem, w lot podchwycając jego grę. Najwyraźniej nie docenił Grega, ale jeśli mógł sobie pozwalać na plecenie głupstw oraz świństw, to czemu nie skorzystać z tak pięknej okazji?
- Mój tyłek ma się dobrze. Przeorany jak ziemia przez parę wołów – wyszczerzył się, bo nagle zebrało mu się na wspominki ostatnich ekscesów. Nie miał oporów, żeby dzielić się nimi z Gregiem i prawdopodobnie z całkiem sporym gronem nieznajomych (ach, ten tubalny głos). Bott chyba nie poleci gdzie trzeba i nie skaże go na lobotomię z powodu odmiennej preferencji w eee sztuce.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]02.11.15 0:19
Życie chyba jest niesprawiedliwe. Niektórzy ludzie, mimo nienagannego stylu życia mają zawsze pod górkę, za to Lorens bawił się swoim losem. To nie mężczyzna był marionetką w tym przedstawieniu, nie, zdecydowanie nie. On śmiał się losowi w twarz. A może to sami ludzie stawiają sobie sami granice, których przekroczenie sprawia, że w ich mniemaniu zawala się cały świat. Greg twierdził, że trzeba grać z tych kart, które się ma i z każdego układu można wyjść obronną ręką. Gdyby nie takie podejście nie stałby tutaj teraz z Lorensem, z powodu rwącego bólu w nodze, który prze tyle lat nie zmalał, a jedynie Greg nauczył się go ignorować. To sztuka.
W każdym razie słowa jego przyjaciela na temat koloru jednorożców na nowo zmusiły Botta do rozważań nad egzystencją tych stworzeń. Liliowe? Faktycznie, wtedy miałyby w sobie więcej magii, bo za przeproszeniem ten róg to nic nadzwyczajnego. Znaczy, Greg znał ich magiczne właściwości, ale zero kreatywności. Za bardzo przypominały zwyczajne konie z rolką po ręcznikach papierowych na czole. Gdyby były liliowe to zupełnie inna sprawa. Skinął w jego stronę głową.
-Dokładnie, a tak? Wyglądają jak zwyczajne konie z patykiem na czole.-oznajmił. Już dawno przyzwyczaił się, że wypowiedzi Laurence'a nie zawsze są zgodne z wcześniejszym tematem i nie zawsze mają jakiś głębszy sens. A przynajmniej nie miały większego sensu dla wszystkich z wyjątkiem O'Donnela. Gregory uniósł jedną brew, patrząc na niego ze współczuciem.
-Tym bardziej powinieneś na siebie uważać przyjacielu.-powiedział z troską. Ktoś musiał się o niego martwić.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]04.11.15 14:24
Nigdy nie chciałam nikomu sprawić przykrości, wszystko co robię motywując jak najlepszymi chęciami. Ale czy nie nimi właśnie jest wybrukowane piekło? Nie chcąc zbędnie zawracać głowy Zaimowi, unikałam niektórych tematów, a gdy nie byłam w stanie wykręcać się od poruszanych kwestii, ucinałam szybko rozmowę i może zdałoby to egzamin, gdyby znał mnie pięć dni, a nie pięć lat. Chociaż widziałam, że atmosfera w naszym domu zamiast się poprawiać, powoli się zmraża, czułam się bezradna jak dziecko błądzące we mgle. Czy naprawdę moją jedyną opcją jest bezwarunkowa, niszcząca wszystko szczerość albo trzymanie się na uboczu i obserwowanie, jak nasze małżeństwo wkracza w nowy, okropny etap, którego zawsze pragnęłam uniknąć? Chcąc szerzyć miłość i szczęście rodzinne, zadawałam nieco nietaktowne pytania, jak chociażby teraz Deirdre, która tak na dobrą sprawę była znajomą Zaima, nie moją, a z którą rozmawiałam, jakbyśmy się znały od zawsze. Może już na zawsze pozostanę tą małą, naiwną Harrietką, dokładnie taką samą jak w czasach nauki w Beauxbatons.
- Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała się o tym przekonywać. - odpowiedziałam jeszcze szczerze zatroskana, gdy po raz kolejny powróciły do mnie wspomnienia sprzed dwóch lat, kiedy to początkowo niewinne luki w pamięci mojego męża okazały się być groszopryszczką mózgową, po czym drgnęłam lekko, słysząc głos Zaima i z moich ust wyrwało się ciche "och", zupełnie jakby nas przyłapał na wymienianiu się soczystymi ploteczkami. - Kochany, mógłbyś ograniczyć nieco moje powody do troski. - oznajmiłam głosem słodkim jak miód, jakby faktycznie w tym momencie Zaim miał podjąć decyzję o raptownym ograniczeniu czasu spędzonego w pracy i przymknęłam na chwilę oczy, gdy jego usta zetknęły się z moim czołem, a ramię ściśle objęło talię, by uśmiechnąć się już mniej radośnie, gdy szybko cofnął rękę, jakby komuś (oprócz jednorożców) nasz widok miał zmrozić krew w żyłach.
- Trochę ci zazdroszczę, może nie jestem typową kurą domową, ale świata na pewno nie zmienię. Masz przed sobą tyle możliwości. - dodałam jeszcze w kierunku Dei, brnąc dalej w kwestię rodziny, w głowie mając wszystkie te niezależne, odważne kobiety z wielkimi ambicjami, tak odmiennymi od moich, które zawsze bardziej skupiały się na umilaniu innym życia niż na faktycznym poprawianiu jego jakości poprzez ciężką pracę. Chwilę później przytaknęłam ochoczo, gdy padła propozycja zmienienia lokalizacji i oddalenia się od nie tak uroczych zwierząt.
- Będziemy mieli cały stos albumów do przeglądania w zimowe wieczory przy kominku, gdy już będziemy starzy i pomarszczeni. - zaśmiałam się, chętnie wręczając pannie Tsagairt, po czym wsunęłam rękę pod ramię Zaima, ściskając je lekko i wdzięcząc się do obiektywu, mającego uwiecznić tę piękną scenkę. - Moja droga, ty również musisz mieć zdjęcie. Jeśli nie odwiedzisz nas szybko, Seth zapomni jak wyglądasz. - zarządziłam po zakończonej mini sesji zdjęciowej i odebrawszy naszej towarzyszce aparat, zamieniłam się z nią miejscami, by na kolejnym ruchomym obrazku w rodzinnym albumie znalazła się Deidre w towarzystwie mojego ulubionego wąsacza, a w tle niepokorne jednorożce, prezentujące się o wiele przyjaźniej na zdjęciach niż w rzeczywistości.
Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]10.11.15 16:46
Było wiele osób z którymi chciałbym spędzić dni festiwalu, może nie koniecznie zbyt wylewnie, jedynie skupiając się na dyskusji i spacerach między kolejnymi to atrakcjami, jednak zdecydowanie nie wzgardził bym takim towarzystwem. Była również jedna osoba, którą chętnie stałbym się uczestnikiem wszelkich zabaw, oddając się przyjemnością jak zza dawnych lat, dziecięcych czasów, kiedy wszystko wydawało się tak proste, beztroskie. Nie mogłem jednak pozwolić sobie na sięgnięcie w stronę którejkolwiek z tych opcji, nie dlatego, iż ograniczał mnie ktoś z góry. W końcu rodzina postanowiła wyjątkowo przymknąć oko na moje zachowanie podczas festiwalu, pozwalając mi cieszyć się ostatnimi chwilami wolności, pozwolić duszy tak spragnionej wolności hulać po raz ostatni, bo w chwili, w której na palcu panny Beatrice Nott miał znaleźć się założony przeze mnie pierścionek zaręczynowy, a z moich ust miały wypłynąć słowa oświadczyn, sytuacja miała zmienić się dość diametralnie.
Narzeczona. Wiedziałem, że tego nie uniknę, że seniorzy rodu w końcu upomną się i spróbują jakoś ustabilizować swoją szukającą wciąż swobody latorośl, Matka od dawna dawała mi pewne sygnały, zwracała moją uwagę na niezamężne damy z dobrych rodów, nie przypuszczałem jednak, iż kiedy po raz pierwszy usłyszę te słowo w taki otwarty sposób, gdy padnie nazwisko kobiety, z którą skazany byłem spędzić następne lata, tak ciężko będzie zachować mi spokój. Nie podejrzewałem nawet, że po moim kręgosłupie przebiegnie chłodny dreszcz, a uprzejmy uśmiech zgaśnie na mojej twarzy na dłuższą chwilę. Nie ważne jak często mówiłbym sobie, że dostosowanie się przyjdzie mi łatwo, prawda była zupełnie inna.
Dopiero, kiedy przywołałem się do porządku, gdy skinąłem głową i zapewniłem rodzinę, iż spełnię ich żądanie, dostrzegłem nieliczne plusy w zaistniałej sytuacji. Beatrice nie była mi obca, znałem ją, tak samo jak jej starszego brata, którego szczerze lubiłem. Ponadto była ona kobietą ładną i uprzejmą, miłą w obyciu. Choć patrzenie na nią w taki sposób nie byłoby najuprzejmiejszą rzeczą jaką mogłem zrobić, byłem przynajmniej wdzięczny za to, iż rodzina nie zdecydowała się związać mnie z kobietą o wiele trudniejszą.
Pocieszony tą myślą zdecydowałem, że wszystkiego tego należy jednak pozostawić losowi. Gdyby sytuacja była inna, gdybym nie darzył choćby cieniem sympatii moją przyszłą towarzyszkę, zapewne pozwoliłbym, by o wszystkim zadecydowała starszyzna, nie obchodziłoby mnie co pomyśli wybranka, nie obchodziłoby mnie jak będzie się w tym wszystkim czuła. Na szczęście jednak wszystko wyglądało inaczej, chciałem wiedzieć jak kobieta się czuje i jak patrzy na naszą wspólną przyszłość, chciałem także zapewnić ją, że nie brałem czynnego udziału w wyborze właśnie jej. Że nie przyłożyłem ręki do odebrania jej tego co ma. A przecież miałem zabrać jej wiele, nie tylko wolność, szansę na uczucie, ale i jej pracę. O czym dobitnie przypomniałem sobie zatrzymując się w sporej odległości od zagrody jednorożców.
Starszyzna będzie oczekiwać potomka. Matka już wspominała o wnuku, który mógłby dalej przekazać rodowe nazwisko, a dziecko... Dziecko miało sprawić, iż Beatrice nie będzie mogła zbliżyć się więcej do swoich jednorożców.
Westchnąłem cicho, potarłem nerwowo skroń, po czym skrzywiłem się nieznacznie. Nie mogłem zapędzać w takowe myślenie, wzbudzać sobie wyrzuty sumienia jakby to kobieta była jedyną pokrzywdzoną w tym układzie osobą. Przypomniawszy sobie o tym rozejrzałem się po okolicy, po czym zrobiłem kilka kolejnych kroków w stronę zagrody. Nie chciałem płoszyć znajdujących się tam zwierząt (choć zapewne nie tylko moja obecność by je stresowała, zdążyłem zarejestrować obecność kilku mężczyzn stojących niedaleko zagrody), jednakże nie widziałem innej szansy na to by porozmawiać z Beatrice na osobności, z daleka od rodowej starszyzny wymuszającej na nas zachowanie odpowiedniej postawy i zapomnienie szczerości. Dlatego też rozglądałem się za kobietą, a gdy już ją dostrzegłem i byłem pewien, iż i ona mnie zauważyła skłoniłem się lekko, a następnie gestem zachęciłem ją do podejścia w moją stronę. Musiała zrozumieć moje intencje i wybaczyć mi ten nietakt związany z takim powitaniem na odległość.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]10.11.15 22:56
Bardzo szybko wycofała się na bezpieczną odległość. Nie miała ochoty przysłuchiwać się rozmowom toczonym w najwyraźniej rodzinnej atmosferze. Upewniła się, że była panna Lovegood i je towarzysze wiedzą, że mogą szukać u niej informacji i pomocy, a potem odeszła na drugi koniec zagrody - pozostając w zasięgu wzroku, ale jednocześnie będąc dostatecznie daleko, by nie musieć zaprzątać sobie głowy jakimikolwiek rozmowami. Gdzieś dalej widziała dwóch nieco ekscentrycznych mężczyzn, których obrzuciła nieprzychylnym spojrzeniem, ale nie interweniowała w ich obecność tak długo, jak nie stanowili zagrożenia dla jej kochanych jednorożców. Zwierzęta i tak nie zbliżą się do nich z własnej woli, więc póki nie pchali się za ogrodzenie - mogli cieszyć oczy urodą tych pięknych stworzeń. Wszak między innymi po to je tutaj sprowadzono.
Sama Bea znów oparła się o drewniane belki i tęsknym spojrzeniem wodziła za swoimi podopiecznymi. Jednorożce powoli oswajały się z obecnością tylu ludzi i wyraźnie ochłonęły. Kilka młodszych osobników zaczęło krążyć niedaleko miejsca, w którym jeszcze przed chwilą była Harriette, ale panna Nott wątpiła, by szybko dały się pogłaskać. Oderwała wzrok od podrośniętych źrebiąt, gdy jej ulubieniec - ów dorosły ogier, którego wcześniej przegoniła - pojawił się obok niej, znów spragniony towarzystwa swojej opiekunki. Wyciągnęła ręce do srebrnego pyska zwierzęcia i prześlizgnęła palcami po jedwabistej sierści. Na jej twarzy przez chwilę malował się pogodny uśmiech, który jednak szybko zbladł, gdy kątem oka dostrzegła kolejną postać zbliżającą się do zagrody. Westchnęła cicho, czując jednocześnie niemiły uścisk w brzuchu. Przyszedł. Oczywiście, że przyszedł. I wyraźnie chciał porozmawiać. Ostatni raz pogłaskała pysk jednorożca, siłą powstrzymując się przed dalszym szukaniem pocieszenia w jego kojącej obecności i z pewnym wahaniem ruszyła w kierunku Leonarda. Nerwowo zaciskała palce na materiale szaty, z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej niepewna i onieśmielona. O ileż prościej byłoby go nienawidzić! - pomyślała, obserwując jego przystojną twarz. Chciałaby umieć obrzucić go stekiem przekleństw, obrazić w każdy możliwy sposób i przekonać tym samym do szybkiego zerwania zaręczyn. Ale nie umiałaby się zdobyć na coś takiego w stosunku do człowieka, którego darzyła jednak pewnym szacunkiem i uważała za doskonale wychowanego młodego człowieka. Podejrzewała zresztą, że zaręczyny nie były jego pomysłem. Gdyby mógł wybierać z pewnością wybrałby Darcy! Beatrice doskonale wiedziała o łączącej ich w przeszłości zażyłości i niepokoiła się nieco tym jak jej droga przyjaciółka zareaguje na wieści o tych rychłych zaręczynach.
- Panie Crouch. - przywitała go grzecznie, dygając przy tym lekko i jak zawsze przedstawiając sobą obrazek doskonale wychowanej młodej kobiety. - Choć może powinniśmy już mówić sobie po imieniu? - dodała z bladym uśmiechem na ustach, podnosząc na niego błękitne oczy. Pod pozorem opanowanie, łatwo było dostrzec jej niepewność i strach. Te dwa uczucia kryły się w jej spojrzeniu, w zaciśniętych dłoniach i pobladłych niezdrowo policzkach. Bała się tego co może usłyszeć w ciągu najbliższych minut. Bała się też, że stres wywoła kolejny atak Serpentyny - o który przecież tak łatwo było w ostatnich miesiącach - i upokorzy ją na oczach przyszłego narzeczonego. Mimo wszystko nie chciała by uznał ją za słabą i żałosną istotę. Tego duma panny Nott mogłaby nie znieść.




Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.

Beatrice Nott
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagroda jednorożców - Page 2 322e3f2c31328e05fdc9bf3a5ecc23d5
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t735-beatrice-nott https://www.morsmordre.net/t758-izolda#2848 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-queen-victoria-street-21 https://www.morsmordre.net/t981-beatrice-nott
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]11.11.15 12:46
Gdybanie nad zagadnieniami życiowymi raczej nie przynosiło większych efektów od cholernie irytującego rozczarowania rzeczywistością, więc Lorens raczej tego nie robił. A jeśli już myślał nad kwestiami teoretycznie możliwymi a praktycznie niewykonalnymi, bo Natura zaplanowała inaczej – przyjmował to raczej z przymrużeniem oka. Prawdopodobnie dlatego, mnóstwo ludzi nigdy nie brało go na poważnie – mimo iż czasami naprawdę potrafił zachowywać się jak przystało na dorosłego i dojrzałego mężczyznę. Co prawda tego nie lubił – irytowało go okropnie nakładanie etykietek związanych z wiekiem. Miał ponad pięćdziesiąt lat, i co z tego? Zupełnie nie czuł się na tyle. Robił co chciał, żył jak chciał, nie przejmując się totalnie niczym. Od spraw prozaicznych typu rachunki – płacił, kiedy odcinali mu bieżącą wodę, wstawał kiedy chciał, jadł, kiedy naszła go ochota, nie zważając, czy to trzecia w nocy, czy trzecia po południu. Wódę pił jak wodę (jego przełyk był chyba do cna wypalony), a skład żadnej używki nie był dla niego tajemnicą. Może dlatego zachowywał się, jakby wiecznie znajdował się pod wpływem środków. Tak do tego przywykł, iż nawet w stanie względnej przytomności umysłu, przywoływał obrazy świata wizyjnego, który był o wiele ciekawszy od szaroburego angielskiego krajobrazu. Wiejącego nudą, nawet przy zagrodzie z jednorożcami. Konie jakoś nie kwapiły się, żeby go spopielić (czemu Prewettowie nie sprowadzili smoków) i O’Donnel zaczynał podejrzewać, że ich niechęć do mężczyzn to czysta kpina. Albo ma w sobie zbyt wiele niewieściego uroku, aby wyczuły różnice.
- Dobrze, że na czole mają rogi, a nie przyrodzenie. Wtedy samice musiałby się nieźle nagimnastykować – rzekł z niejaką zadumą, przyglądając się jednorożcom i klepiąc jednego z nich po pysku. Nie licząc się z utratą ręki. W sumie… chyba za bardzo by za nią nie płakał. Prawa była zdecydowanie bardziej wartościowa.
- Kiedy mi to pasuje – zaśmiał się, kiwając mu głową. Pieczenie w gardle było co prawda przyjemne, ale nie równało się z porządnym piekłem w miejscu, w którym plecy traciły swą szlachetną nazwę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]11.11.15 20:32
Właściwie, nie byłem pewien co dokładnie powiem kobiecie. W chwili, w której podjąłem decyzje o rozmowie nie zastanawiałem się zbytnio nad tym jak ona się potoczy, brnąłem przed siebie na ślepo przekonany, że to jedyne wyjście. I faktycznie, więcej szans na szczerość pewnie długo nie zaznamy, nie jeśli nie uda nam sie stworzyć pewnego układu, spróbować odnaleźć się w narzuconej rzeczywistości. Cóż jednak z tego, kiedy dopiero w chwili, w której stałem niedaleko zagrody i obserwowałem zbliżającą się kobietę z nieśmiałością wypisaną na twarzy, dotarło do mnie, że naprawdę nie wiem jakie zdania mają paść z moich ust. Przecież nie zarzucę jej oskarżeniami, nie powiem, iż staje na drodze do mojego szczęścia, że nie chcę jej się oświadczać, a co dopiero się z nią żenić. A te słowa formułowały się w moich myślach bez najmniejszego oporu, inne zaś, które wydawały się ważniejsze, kwestie, które chciałem poruszyć jeszcze chwilę wcześniej nagle stały się zbyt trudne do wypowiedzenia, przypominały bardziej splątane urywki myśli niż logiczną całość. Poczułem jak niewidzialna dłoń zaciska się na moim gardle, a żołądek zaciska się w kulkę. Nigdy nie czułem się zbytnio swobodnie wśród ludzi pochodzących z wysokich rodów, choć i ja się w takowym urodziłem, a w tym momencie to uczucie zwiększyło się kilkukrotnie. Bo choć wiedziałem, iż Beatrice Nott nie słynie raczej z typowej dla nas, arystokracji, arogancji, nigdy nie byłem z nią w na tyle bliskim kontakcie by wiedzieć jak swobodnie mogę z nią teraz rozmawiać nie urażając jej uczuć. A tego na pewno nie zamierzałem robić, nie na starcie, nie kiedy układ miał być czymś dobrym.
Nie, kiedy nie chciałem by Bastian odwdzięczył się za każde źle dobrane słowo w rozmowie z jego siostrą. Westchnąłem ponownie, jednak nie wykonałem ponadto żadnego ruchu. Czekałem aż kobieta podejdzie do mnie licząc na to, iż poradzę sobie bez konkretnego planu.
Zadziwiające jak stres potrafił oddziaływać na ludzi mojego pokroju.
Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie, ponownie skłaniając się w odpowiedzi na jej lekkie dygnięcie.
- Panno Nott - przywitałem się również, by po chwili uśmiechnąć się szerzej. Może jednak rozmowa nie potoczy się z aż tak wielkim trudem, skoro to kobieta pierwsza pozwoliła sobie zasugerować większą swobodę. - Chyba będzie to lepszą opcją... Beatrice - przyznałem zatem, w pełni zgadzając się z jej ofertą, choć z nijaką niepewnością wypowiadając po raz pierwszy jej imię w taki sposób. Musiałem się do tego przyzwyczaić. - Jednorożce zdają się przyciągać uwagę ludzi - zauważyłem, pozwalając sobie na rozpoczęcie niezobowiązującej konwersacji. Nie potrafiłem się przemóc by od razu zacząć z nią poważną rozmowę, chciałem dać nam choć parę dodatkowych chwil na to byśmy oswoili się ze swoją obecnością.
Zerknąłem po zgromadzonych gościach, by po chwili unieść brwi, szczerze jednak zdumiony tym jak wielu mężczyzn pojawiło się tak blisko tych wspaniałych zwierząt.
- Choć nie zaprzeczę, iż nie spodziewałem się ujrzeć tutaj jakiś innych mężczyzn poza mną - powiedziałem zatem, siląc się na pewną swobodę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]11.11.15 22:16
Pewną ulgę przynosił jej fakt, że i on zdawał się być zdenerwowany tym spotkaniem. Najwidoczniej dla żadnego z nich nadchodzące wydarzenia nie miały być łatwe. Chcąc nie chcąc, oto wspólnie zostali wplątani w aranżowane małżeństwo. Czyż nie takimi prawami rządził się ich świat? Świat pełen władzy, pieniędzy i nieszczęśliwych ludzi. Bea wiedziała, że jej rodzice również zostali dobrani w ten sposób. Nie było to nic niezwykłego, nic nowego. Mimo tego wciąż bolało. Pozostawiało drażniące uczucie niesprawiedliwości i bezsilną złość. Bo przecież nic nie mogli na to poradzić. Oczywiście w swoich marzeniach Beatrice już kilka razy odrzucała niechciane zaręczyny. Ale zaraz za tym miłym obrazkiem nadchodziły kolejne - znacznie mniej przyjemne. Bo przecież jeśli nie Leonard, to inny. Rodzina miała pewnie na pęczki potencjalnych kandydatów i wielu z nich zapewne jeszcze mniej przypadłoby jej do gustu. A jeśli odrzucałaby zaręczyny w nieskończoność? Zapewne odbiłby się to na Bastianie, bo próbowałby obronić ją przed nestorem rodu. I choć bez chwili wahania spaliłaby cały świat, gdyby to miałoby jej dać wolność - to krzywda brata absolutnie nie wchodziła w grę. Dlatego pokornie pochyliła głowę, jak to należało zrobić. Liczyła, że wszystko jakoś się ułoży. Szlochała w poduszkę tylko co trzeci dzień.
- Och, tak! Zawsze wzbudzają wielkie zainteresowanie. - odpowiedziała mu z nieco szerszym uśmiechem, z wdzięcznością przystając na ten niezobowiązujący temat, który pozwoli jej złapać oddech przed zapuszczeniem się na bardziej grząski grunt.- Spodziewałam się kolejki złożonej z małych dziewczynek i rozchichotanych podlotków. - dodała z pewnym rozbawieniem, odwracając przy tym głowę w stronę zagrody, by skontrolować panującą tam sytuację. - Jestem więc mocno zaskoczona tym towarzystwem. - zakończyła cicho, marszcząc minimalnie brwi, zaniepokojona tym jak odważnie z jej podopiecznymi poczynają sobie dwaj starsi jegomoście. Uznała jednak, że póki co jej interwencja wciąż nie jest konieczna. Jednorożce umiały o siebie zadbać. Zresztą miała teraz coś innego na głowie. Znów skierowała spojrzenie na swego towarzysza i natychmiast zatęskniła za kojącym cieniem puszczy Forest of Dean, w którym mogłaby choć częściowo ukryć się przed jego wzrokiem. Z trudem powstrzymała się przed założeniem rąk na piersi, co dałoby jej wprawdzie namiastkę kryjówki, ale nie wyglądałoby zbyt elegancko. Splotła więc tylko dłonie, wciąż nerwowo zaciskając palce.
- Czy Ciebie też sprowadzają, moje piękne jednorożce czy, hm... Inne sprawy? - zerkała na niego niepewnie spod rzęs, nie mając pojęcia jakiej reakcji się spodziewać. - Brat rozmawiał ze mną ostatnio o pewnych decyzjach, które zapadły nie całkiem z moim udziałem. - dodała, nie mogąc powstrzymać kolejnych cisnących się na usta słów. Zupełnie jakby próbowała się wytłumaczyć. Jej wargi wykrzywiły się ponuro, a policzki pokrył blady rumieniec - może zawstydzenia, a może złości? Sama nie była pewna.




Then I’d trade all my tomorrows for just one yesterday.

Beatrice Nott
Beatrice Nott
Zawód : opiekunka jednorożców
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Przyrzekam na kobiety stałość niewzruszoną,
nienawidzić ród męski, nigdy nie być żoną.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagroda jednorożców - Page 2 322e3f2c31328e05fdc9bf3a5ecc23d5
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t735-beatrice-nott https://www.morsmordre.net/t758-izolda#2848 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-queen-victoria-street-21 https://www.morsmordre.net/t981-beatrice-nott
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]15.11.15 19:29
Robienie zdjęć wcale nie było takie proste, zwłaszcza dla kogoś, kto niezbyt sprawnie posługiwał się wszelkimi sprzętami fizycznymi. Deirdre nigdy nie ciągnęło do takich zabawek a poza tym nie wychowała się w niezmiernie bogatym domu - złote galeony przeznaczano raczej na grube książki oraz produkty niezbędne do przetrwania następnego trudnego miesiąca niż na jakieś hobbistyczne fanaberie: absolutnie zbędne. Nieco tego żałowała, doskonale pamiętając dziewczęce pragnienie posiadania najnowszego teleskopu, pozostającego całkiem poza zdolnościami finansowymi państwa Tsagairt. Wzdychała wtedy do gwiazd niczym dziewiczo zakochana panienka, marząc o tym, że kiedy już będzie ministrem magii, zagwarantuje każdej młodej i zdolnej dziewczynce własny teleskop. I złoty kociołek do warzenia eliksirów. I tyle pachnących świeżością książek, ile tylko zdoła. Naprawdę chciała zmienić ten świat na lepsze, zapomniała jednak o swojej wrażliwej przeszłości. Życie doświadczyło ją na tyle boleśnie, że teraz wcale nie pragnęła władzy dla czynienia dobra. Chciała po prostu rządzić, móc decydować o ludzkim istnieniu, móc w końcu zemścić się na osobie, która zesłała ją do tego prywatnego piekła. Niezbyt milutkie myśli jak na festiwal miłości i ogarniające ją rozczulenie, kiedy w kadrze aparatu widziała parę Naifehów.
Nacisnęła dziwny przycisk, zapewne posiadający nazwę, której w ogóle nie znała, po czym zrobiła to jeszcze raz, nakazując bohaterom zdjęcia przesunąć się nieco w prawo - liczyła się przecież obecność na fotografii jednorożca. Wykonała drugie zdjęcie a następnie sama stanęła w rozsądnej odległości od ogrodzenia, siląc się na uśmiech, chociaż w głowie miała tylko niemą prośbę o to, by jednorożec nie postanowił przekroczyć płotu i sprzedać jej kopniaka w kręgosłup. Największy czarodziej wszech czasów wysłuchał widocznie jej czarodziejskiego błagania, bo oddalała się od magicznej zagrody w jednym kawałku, posyłając robiącej zdjęcie Harriett szczery uśmiech, w niczym nieprzypominający sztucznego wygięcia warg sprzed chwili.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins


Ostatnio zmieniony przez Deirdre Tsagairt dnia 26.12.17 17:06, w całości zmieniany 1 raz
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]16.11.15 15:06
Te parę minut, kiedy ze śmiechem ustawiamy się do zdjęcia z niesfornymi jednorożcami w tle, jest jak okno do poprzedniego życia. Pomijając powiększanie kolekcji rodzinnych albumów, kiedy ostatni raz chętnie pozowałam fotografom, wdzięcząc się do obiektywów, doskonale wiedząc, jak się ustawić, by na kawałku papieru wyglądać zniewalająco? Na ślubie w ogrodzie pełnym róż? Na wiosennej rozkładówce Czarownicy z 1950 roku, ostatniej przed feralnym zakończeniem kariery Wrighta? Kiedy w lustrze dostrzegę na swojej jasnej skórze pierwsze zmarszczki, pierwsze oznaki lat szczęścia, złości, zmartwień i rozpaczy? Przecież teraz czuję się tak, jakbym była już wszędzie i przeżyła wszystko, czuję się staro, a moje ciało nijak tego nie odzwierciedla. Teraz, ustawiając Deirdre i Zaima do kolejnego ujęcia, myślałam tylko o zbieraniu kolejnych radosnych wspomnień, ale za tydzień, gdy festiwal dobiegnie końca i wszyscy powrócimy do rutyny rządzącej szarą rzeczywistością, znów zatopię się w studni marazmu i melancholii, by wspominać czasy, kiedy wszystko jeszcze było proste, czasy, które teraz wydawały się być tak niemożliwie odległe. Kiedyś moją kotwicą we wszystkim była Sybil, ale odkąd jej zabrakło, jestem jak satelita, który spadł z orbity. Ile czasu minie, zanim zderzy się z czymś na swojej wyznaczanej przez czysty przypadek trasie?
Opuściłam aparat, obwieszczając wszem i wobec, że możemy się przemieścić w inne miejsce. Czy przesadą było stwierdzenie, że po jednorożcach spodziewałam się czegoś innego niż konieczności wiecznego zerkania w ich kierunku, by sprawdzić, czy już ich nie rozsierdziliśmy do granic możliwości? Schowałam małe urządzenie do torebki, by posyłając ostatnie spojrzenie ku zagrodzie, razem ze swoimi towarzyszami przespacerować się w przeciwnym kierunku i sprawdzić jakie jeszcze atrakcje zostały przygotowane przez organizatorów festiwalu.

zt Hattka, Dei i Zaim


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]20.03.17 0:48
27 kwietnia
Pergamin rozłożony wśród notatek odpychał wzrok, choć pierwsze kilka chwil był zupełnie czysty, nietknięty choćby słowem. Księgi uspokoiły się, nie lewitując już - spoczywały w uporządkowanych stosach, pogrupowane według przydatności, zaś słońce chyliło się ku zachodowi, raz na jakiś czas przesłaniane kapryśnymi chmurami, tego dnia wyjątkowo wybrednie otulającymi niebo - od przebłysków i zmiennego światła oczy zaczynały się męczyć, ale z tyłu głowy wciąż pozostawała myśl, że sprawę należy załatwić jak najszybciej. Póki emocje nie zaczęły podsuwać wątpliwości i przemyśleń, a umysł pozostawał czysty - wciąż przerażająco pusty. Od momentu, w którym Odetta opuściła gabinet nic się nie zmieniło. Usnuł wstępny plan, opierając się na przezorności i byłych doświadczeniach, postanawiając rozwiać przy okazji przynajmniej podstawową wątpliwość - po przeprawie z byłą narzeczoną nie miał ochoty na przykre niespodzianki, tym bardziej, że szczęście lubiło mieć ograniczone zasoby. Bez westchnienia i zawahania, posyłając pergaminowi ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie, sięgnął po pióro, aby skreślić parę zdań - od pierwszej do ostatniej litery bez najmniejszej zwłoki, bez chwil na zastanowienie - poświęcił mu wystarczająco uwagi przed wprowadzeniem stalówki w ruch. Nie wyręczał się samopiszącym piórem. Listy pisał wyłącznie odręcznie. Podpis złożył lekko, odruchowo, lecz pominął datę. Koniuszki palców, przytknięte do czoła i skroni mogły wyczuć lekkie zmarszczki, kiedy zacisnął powieki, prosząc w duchu, aby dzień dobiegł końca jak najszybciej.
Do listu wrócił dopiero następnego dnia - wcześniejszego gabinet opuścił nawet nie zerkając na ułożone zdania, z ulgą zamykając drzwi i odcinając się od wszystkiego, co padło dwudziestego czwartego kwietnia w tamtym miejscu. Długi spacer nie przyniósł ukojenia ani poprawy, żadnych postępów - chciał zabrać ze sobą listy i spopielić w leśnej samotni, nie pozwolił mu jednak szacunek do sentymentu, podszeptujący, że należałoby zrobić to w stanie większej świadomości. Teraz obiecywał sobie tylko, że nie będzie ich czytał - zarówno tych przeszłych, pokrytych dobrze znanym pismem Valerie, jak i własnych - nigdy nie wysłanych. Z nieskończoną obojętnością, pomijając tego wieczoru kolację, zakończył feralny dzień. Spał wyjątkowo twardo, lecz od razu po przebudzeniu doświadczył istnego zasypu informacjami, pojawiającymi się dwa razy szybciej niż słońce nad horyzontem - kiedy wzeszło, miał już za sobą emocjonalne przeżycie poprzedniego dnia, z opóźnieniem dopuszczone do głosu. Prewett, przemknęło mu przez myśl - wzrok nie znalazł odpowiedzi w rzeźbionym suficie - wciąż nie wiedział dlaczego. Nie odczuwał względem tego rodu żadnej urazy - ba, miał z nimi powiązania przez Lorraine, był nawet chrzestnym Miriam - ale kwiecień uczył go śledzenia politycznych zawiłości, odbijających się coraz bardziej na życiu - dlatego na wszelki wypadek spoglądał na sytuację przez pryzmat zachodzących zmian. Tu zaś logiki nie widział. Zgadzał się z nestorem - mimo zdecydowanych nacisków i opowiadania się po dwóch przeciwnych stronach w walce o wolność i czystość - należało wciąż starać się o zachowanie jak największej neutralności, unikając zwad i kontrowersji. Zawiązywać sojusze i rozwiązywać sprawy polubownie. Więc skąd, u licha, Prewett, skoro niektórym tak lekko przychodziło łączenie ich z Weasley'ami? Nie był ignorantem i widział różnice, ale granica z dnia na dzień stawała się coraz cieńsza. Ollivanderowie jasno wyrazili swoje zdanie - dopóki mugole nie zaczną nam wadzić, nie będziemy z nimi walczyć. Prewettowie mieli bardziej otwartą politykę i chętniej opowiadali się za pomocą - skąd więc ten absurdalny wybór? Dopiero chlust zimnej wody wyciągnął go z odrętwienia. Na kogoś paść musiało - równie dobrze mogli pociągnąć komedię w drugą stronę. Nie znał jej. Kojarzył niejasno, że były dwie - siostry Fluviusa, bliźniaczki. Los nie podsunął im zbyt wielu okazji do interakcji, może rozmawiali - raz czy dwa - nie pamiętał. Nie chciał wyszukiwać informacji i przekopywać drzew genealogicznych, zadowalając się tylko skrawkiem danych. Znał jej najbliższą rodzinę - Miriam i Edwin byli jej bratankami. Od matki dowiedział się, że lubi zwierzęta. Sam przywołał w pamięci drobną, rudą postać - wiedział też, że była w domu Godryka. Nic więcej. Niechętnie ruszył do gabinetu, ale list chwycił od razu, przebiegając wzrokiem po tekście dwukrotnie. Dobrze, że miał to za sobą - dopisał tylko datę, dwudziesty piąty kwietnia i dał Nebuli zajęcie. Czekała ją długa wyprawa - mieszkali na dwóch skrajach Anglii.
Lubił listy. Cholernie lubił słowo pisane, przepadał za czasem zastanowienia i cichą, intymną refleksją, układającą się w słowa piękne i przemyślane. Miał wrażenie, że spajały, jakby były częścią czegoś większego - choć może to j e j listy tak trafiały w zakurzone zakątki myśli. Wierzył, że listami można dotrzeć w rejony nieodkryte podczas zwykłych rozmów - mogły mieć inną specyfikę, ale widział w nich sposób bardziej naturalny - nie dla świata, a dla siebie. Odpowiedź przyjął z małym niezadowoleniem, z trudem powstrzymując irytację. Skrajne emocje chwytały go łatwiej, gdy w grę wchodziła przestrzeń prywatna, a tą nakazano mu dzielić z kimś, kogo nie znał - być może ich drogi nie skrzyżowałyby się nigdy, gdyby nie odgórne postanowienia. Wyleczył się już z wiary w przeznaczenie - istniała krótko i epizodycznie, ulegając tylko chwili, a kiedy się rozmyła, pozostawiając przykre odłamki prawdy, wyzbył się zbędnej bzdury ze swojego życia - pozostając z paskudnym poczuciem niesprawiedliwości. Prawdopodobnie obwiniał świat, aby nie obwiniać siebie. Mimowolne rozczarowanie towarzyszyło mu wieczorem, ramię w ramię z melancholią, kiedy pisał lakoniczną odpowiedź.
Parę dni nie polepszyło stanu, ale myśli uporządkował już we względnie znajomy porządek, kontrolując ich przepływ w miarę swoich możliwości. Nie atakowały nieproszone. Nie żegnał się z nikim, wyruszywszy wcześniej do znajomego i ukochanego lasu - spacer miał go ustabilizować i zasiać względny spokój. Nie wiedział, czy powinien grać, oddawać się wyszukanym manierom, pozostawać w swej zwyczajnej, mocno skrytej postaci, czy przyjmować jeszcze inne taktyki. Nie wiedział nic, ale przynajmniej przestał się przejmować, rzeczywiście sprowadzając wszystko do poziomu zwykłego obowiązku.
Podręczny zegarek na łańcuszku, chowany w kieszeni idealnie skrojonej kamizelki, pozwolił się upewnić, że przybył przed czasem - niewiele, tylko dziesięć minut - idealnie na czas oczekiwania do południa. W dłoni trzymał pojedynczy kwiat - o pomarańczowych płatkach, wysoki, lecz skromny, w towarzystwie równie samotnej gałązki leśnej paproci, dopełniającej go barwą. Utkwił spojrzenie na linii horyzontu. Nie przepadał za otwartymi wodami, a jeśli już trafiał w takie miejsca - wolał swoją znajomą zatokę, z lasem za plecami. Pozostawał typowo niewzruszony, ale lekkie zamyślenie zbłądziło w błękitnych tęczówkach, odejmując mu nieco chłodu - lecz przy oderwaniu wzroku od niestałej linii powrócił z pewnością na swoje miejsce.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagroda jednorożców - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]20.03.17 0:53
Dni przelewały się pomiędzy palcami Julii Prewett. Oddana pracy nie zauważała mijających minut, czy godzin, wychodziła z kliniki późnymi wieczorami, by nad ranem ponownie tam witać. Zajmowała sobie czas, nie chcąc zastanawiać się za wiele, myśleć nad kwestią, która ją dręczyła. Lubiła swoje życie takie, jakim było. W całości oddała się walce w sprawie którą uważała za słuszną, która leżała jej na sercu jak nic innego, oddała się nauce, oddała się swojej pracy i w tych trzech czynnościach zamknęła się całkowicie od chwili w której dostała pierwszy list od nestora.
Nie czuła się źle w roli starej panny, właściwie to wcale o tym nie myślała. Ostatni romans czytała jeszcze w szkole, miłosne zapędy obserwowane pomiędzy bliskimi jej osobami obserwowała z ciekawością, acz bez zazdrości, uśmiechając się łagodnie ale nie myśląc o sobie. Lubiła swoje życie takim, jakie było, bez zawahania odrzucając zapędy osób, które nie odpowiadały jej całkowicie, z których poglądami, lub pociągami nie zgadzała się zbyt mocno, czy po prostu u których boku nie potrafiła dostrzec siebie na dłużej, niż spacer czy pogawędka.
Widziała niechętne, może pogardliwe spojrzenia innych szlachcianek, choć nie martwiła się nimi. Rodzice wychowali ją na kobietę, która wie czego chce, ona sama zawsze była uparta i nauczona dążyć do tego, co chciała uzyskać, zawsze dostawała to czego chciała, lub długo na to czekała.
Czego chciała w mężczyźnie? Nie potrafiłaby odpowiedzieć na to pytanie. Chyba obawiała się, że związek małżeński zwiąże jej skrzydła, że druga osoba zechce uziemić ją, usadzić w pokoju w roli matki dzieci, której jedynym zajęciem powinno być radosne doglądanie pociech. Bała się, że będzie zmuszona do całkowitego oddania, uległości względem jednej osoby, bała się do tego stopnia, że odtrącała także osoby, które mogłyby jej odpowiadać, chcąc oddalić perspektywę małżeństwa. I z tego oddalania i spokojnych, nie nazwanych w ten sposób, aczkolwiek zdecydowanie ucieczek wyrwał ją list od nestora.
Zbyt oddana pracy i nauce nawet nie spostrzegła, kiedy minęło tak wiele czasu. Kolejne urodziny powinny stanowić ostrzeżenie, choć i to udawało jej się pomijać, nie dostrzegać.
Niedługo po liście od nestora usłyszała o tym, że rodzina znalazła mężczyznę odpowiedniego dla niej i choć wiedziała, że są to jedynie sugestie - były sugestiami zbyt silnymi, by mogła odmówić.
Ulysses Ollivander. Ojciec chrzestny córki Archibalda, różdżkarz jak każdy w tej rodzinie, starszy od niej o sześć lat. Nie wiedziała o nim wiele, choć na pewno miewali okazje, żeby się zobaczyć, chociażby przez wzgląd na ich wspólne dziecko chrzestne. Nigdy jednak ich rozmowa nie trwała dłużej, niż to wypadało, oboje w odpowiedniej chwili znajdowali nowe i nowe zajęcie.
Był oczywiście osobą bliską Archiemu, to jednak niczego nie oznaczało. Julia, choć kochała i szanowała brata, miała własnych przyjaciół i nie zajmowała się nadmiernie życiem starszego Prewetta. Wierzyła jednak, że ten nie pozwoliłby na oddanie jej w ręce nieodpowiednej osoby. Tylko właśnie - kto jest odpowiedni?
Przerażała ją myśl o tym, czego może spodziewać się po tym spotkaniu i, co może z niego wyniknąć. Nie obawiała się rodziny, Prewettowie nie byli typową szlachtą, wiedziała doskonale, że do niczego nie zostanie na prawdę zmuszona. Naciski jednak dość jasno sugerowały, że to już czas, właściwa chwila, nie powinna już zwlekać szczególnie, że niewielu mężczyzn zwróci uwagę na osobę w jej wieku.
Na spotkanie szła z ciężkim sercem. Ubrana elegancko, acz dość skromnie w długą, ciemno brązową suknię wyszywaną odrobinę tylko jaśniejszą, brązową nicią w liście paproci. Lubiła tę roślinę, znak swojej rodziny. Długie rękawy sukni oraz lekka narzutka, uszyta do kompletu chroniły ją przed chłodem. Długie, luźne włosy miała ładnie uczesane, aby nie dały się nadmiernie porwać wiatrowi, cienkie warkoczyki po bokach uwiązały rozpuszczoną resztę w luźny, dość szeroki kucyk, nie pętając ich całkowicie, ale też nie pozwalając aby stały się kłopotliwe przy nieodpowiedniej pogodzie.
Utykała lekko, choć starała się to maskować, idąc dość powoli. Nie miała na to wpływu, jej okaleczone zarówno szkolnymi wypadkami, jak i nauką animagii stawy (szczególnie w lewej nodze i rękach) nie przepadały za wiosenno-jesiennymi zmianami pogody, choć podobne bóle nie zdarzały się na szczęście bardzo często. Oczywiście musiało jednak paść na ten dzień.
Przyszła na czas, może nawet kilka minut przed południem, jednak Ollivander już na nią czekał. Rozpoznała go bez trudu. Kwiat jaki trzymał w dłoni wywołał na jej twarzy delikatny uśmiech. Ollivander podobnymi drobiazgami, tym że postanowił spotkać się z nią na terenach Prewettów, czy kierowaniem ku niej kwiatu w barwach jej rodu, okalanego paprocią sugerował, że nie zamierza brutalnie wyrywać jej z rodzinnych stron. Sugerował szacunek dla jej pochodzenia - choć mogła oczywiście źle odczytywać podobne intencje.
Podeszła do niego, witając się przy tym uprzejmie. Nie było to ich pierwsze spotkanie, przedstawianie się wyraziłoby raczej ignorancję względem ich przeszłej, nawet jeśli niezbyt wiążącej znajomości.
- Miło mi pana widzieć. Mam nadzieję, że nie czekał pan na mnie zbyt długo, lordzie Ollivander. - powiedziała gładko i uprzejmie, choć w tytule lady czuła się jak w zbyt ciasnej sukience. Nie lubiła tytułu, który jej zdaniem niczego o niej nie świadczył, którego nie zdobyła, a dostała wraz z urodzeniem. Bunt młodzieńczy miała jednak już dawno za sobą, nie miała potrzeby w kółko podkreślać swoich poglądów, choć wychowywana była bardzo swobodnie, nadal została dobrze wychowana w zgodzie ze szlachecką etyką i ogólnie przyjętymi normami.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]20.03.17 2:45
Czas płynął szybko, ale nigdy nie wzbudził w Ollivanderze wrażenia, że ucieka mu przez palce. Czuł się w życiu dosyć stabilnie, nawet mimo niefortunnych zdarzeń mierzących w fundamenty - w tym rodzinę. Czasem, lecz niezbyt często, pozwalał myślom swobodnie przechodzić w gdybanie, ale jakkolwiek komicznie się to nie przedstawiało - starał się mieć je pod kontrolą i nie wychodzić poza trzeźwą ocenę sytuacji. Kiedy jednak umysł operował tematem narzeczonej, bliżej niesprecyzowanej, ale koniecznej na pewnym etapie życia (nota bene - na aktualnym etapie), trafiał na mur i wszelkie wyobrażenia stawały się nieruchome i martwe, zawieszone w przestrzeni. Postać była rozmyta i nieokreślona, przeźroczysta, trochę jak marionetka - myśli te odpychały i zniechęcały, w jakimś stopniu przerażały, dlatego dopóki mógł - odpychał je. Mógł snuć historie ze znajomą postacią, te tworzyły się same. Każda inna, nieważne jak bardzo próbował nadać im charakter, okazywała się nieciekawa. Może był ślepcem, ale jeśli tak - oślepiał się sam, na własne życzenie, trwając przy wspomnieniach zbyt zatwardziale. Z wiekiem wcale nie było prościej się ich pozbyć.
Stąd wniosek, że potrzebuje jedynie spokoju i pewności, że ród nie okryje się wstydem. Pracował wystarczająco ciężko, aby temu zapobiec, odnosząc w swoim fachu stopniowo coraz więcej sukcesów, ale proporcjonalnie do tego ściągał na siebie niesławę, ignorując mijające lata. Teraz nie miał wymagań, zamierzał zaakceptować wszystko takim, jakim było - w teorii. W praktyce czuł się z tym niesamowicie pusto i niewygodnie, nie potrafiąc rozgraniczyć swojej kontroli na reakcje odpowiednie i szczere. Wedle zasad powinien pilnować języka i nie pozwolić mu wybrnąć w kpinę i sarkazm, a przecież prędzej czy później miała poznać go ze wszystkich stron. Nie wiedział. Wciąż nie wiedział, nawet przy jej pierwszych słowach, jak wyznaczać granice. Miał podobne spotkania za sobą, ale przedstawiały się zupełnie inaczej. Bez pośpiechu i niewygodnej presji - był prawie pewien, że Julia również musiała ją odczuwać.
Była całkiem urokliwa, choć nagły, niespodziewany poryw serca miał już odhaczony - wciąż odbijał się w pamięci, nie pozwalając na powtórkę. Wyglądała skromnie i prosto, przynajmniej jak na przedstawicielkę szlacheckiego rodu, czego nie mógł uznać za wadę. Nigdy przesadnie nie przyglądał się Prewettównie, nie mając ku temu zbyt wielu okazji. Mijali się, nawet mając tak bliską rodzinę, która powinna wymusić w przeszłości kilka okoliczności do (większej niż nieistotnej) wymiany zdań. Uprzejmie uniósł kąciki ust i skłonił głowę w odpowiedzi na przywitanie, lekko wyciągając ku niej kwiat. Nie miał ozdób. Pasował do niej - zarówno barwami, rodową paprocią, będącą przedłużeniem ozdób na brązowej sukni, jak i prezencją. Skromność miała w sobie wiele zalet, choć Ulysses nie przepadał za przesadnym jej akcentowaniem. Póki co, udało im się wyważyć ten drobny element przypadkowego zgrania.
- Przyjemność po mojej stronie. Nieistotną chwilę - mówił, jak zwykle zresztą, spokojnie. Wystarczająco głośno, aby przebić się przez szum fal i irytujące odgłosy mew, ale wciąż stonowanie. Podobne miał także spojrzenie, nie do końca objęte uśmiechem. - ale miejsce jest bardzo przyjemne - gdyby tylko wypatroszyć mewy, wysuszyć morze i zasadzić wszędzie drzewa. Nie dał po sobie poznać przepływającej myśli, ale poczuwał się do sprostowania. Merlinie, czuł się jak stary pajac. Przerwał na moment, zanim uraczył ją szczerym stwierdzeniem. - choć wolę lasy. Te również macie cudowne - komplementujmy lasy zamiast dam, czyż to nie świetne zagranie? Nie lubił komplementów rzucanych na wiatr, nawet jeśli doskonale zdawał sobie sprawę, że były jak powitania. Naturalne. Podobno. Bardziej bezpośrednie wolał trzymać na bliżej nieokreślone później. Skrajem świadomości zdołał zauważyć, że kroków nie stawiała zupełnie pewnie, dlatego zanim ruszyli na spacer w dylemacie przeważyła opcja z zaoferowaniem ramienia - bardziej intuicyjnie, starał się nie myśleć o każdym wykonywanym geście. Już bez tego czuł się niezbyt swobodnie. Nie potrafił grać w czyjeś ograniczenia, nawet jeśli były narzucane przez najdroższą sercu rodzinę. Kusiło go aroganckie pytanie - czemu wciąż jest panną, ale przecież, o losie, był trzydziestodwuletnim kawalerem. Nie miał ochoty tłumaczyć się z tego w odwecie. Zresztą, przecież nie wypadało! Nie chciał przeprowadzać wywiadu. Rozmawiać o pogodzie. Wyrażać wątpliwości. Zasiewać ich także nie miał ochoty.
- Lubi lady mewy? - tak. Idealnie. Przecież lubiła zwierzęta. Nie wiedział tylko, że nie lubi tytułu lady, ale był odruchowym wtrąceniem; może lekko rozbawiony głos i nieznacznie zmarszczone brwi, kiedy rzucał jej krótkie spojrzenie, odciągnęły uwagę od niechcianych przydomków. Kpił z mew. Nie lubił ich.


psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty

and somehow
the solitude just found me there

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zagroda jednorożców - Page 2 Ez2Nklo
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4176-ulysses-francis-ollivander https://www.morsmordre.net/t4228-nebula#86429 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-lancaster-castle https://www.morsmordre.net/t4227-skrytka-bankowa-nr-1059#86421 https://www.morsmordre.net/t4229-ulysses-francis-ollivander#86432
Re: Zagroda jednorożców [odnośnik]20.03.17 17:06
Z wdzięcznością przyjęła oferowane jej ramię, ruszając niespiesznie ścieżką. W oddali majaczyły piękne jednorożce, była szansa że uda im się do nich zbliżyć. Skinęła głową na uwagę Ollivandera, dostrzegając to nieznaczne podobieństwo.
- Podobnie, jak ja. Lubię kontakt z naturą, lasy szczególnie... kojarzą mi się ze spokojem i beztroskimi chwilami. - przyznała. Bariera pomiędzy nimi była dość widoczna i bardzo ją krępowała. Jednocześnie dostrzegała jej ewidentny bezsens związany z celem tego spotkania. Nie powinna się krępować i nadmiernie uważać na to, co mówi. Jeśli ten człowiek ma uznać, że nie ma ochoty na jej towarzystwo zbyt długo, lepiej teraz niż... cóż, niż kiedy będzie za późno.
- Proszę mi wybaczyć, jeśli zabrzmi to nazbyt obcesowe, jednak nie czuję się najlepiej obwiązana tytułami. Proszę zwracać się do mnie imieniem. - dodała uprzejmie, acz ze znacznie większą pewnością w głosie, niż jeszcze chwilę temu. - Wydaje mi się, że natura naszego spotkania wymaga więcej szczerego zachowania, niż dobrych manier w stosunku do w gruncie rzeczy obcej, szlachetnie urodzonej osoby.
Dodała wyjaśniająco. Nie krępowały jej maniery, lubiła dworskie życie i piękne suknie, miała w głowie dość mocno poukładane poglądy na temat szlachty i nie odrzucała wszystkiego, zarówno atutów, jak i wad które za tym szły. Nie chciała jednak, aby nazbyt uprzejme zachowanie nakłoniło ich do zakłamywania rzeczywistości, upiększania faktów, czy krępacji w zadaniu pytań, które mogliby chcieć zadać.
Po chwili wróciła jednak do pytania, trudno było nie dostrzec czym było ono powodowane. Uśmiechnęła się łagodnie.
- Trudno mi powiedzieć, żebym darzyła je jakimiś szczególnymi emocjami. Opiekuję się zwierzętami w ogóle, na pewno w miarę możliwości nie dopuściłabym do krzywdy żadnego, jednak ten gatunek nie jest w żaden szczególny sposób bliższy memu sercu, niż pozostałe ptactwo. - przyznała, zerkając w górę na duże ptaki wydające bardzo charakterystyczne odgłosy. - Choć rozumiem, że mogą wzbudzać niechęć szczególnie, kiedy hałasują lub próbują wykradać jedzenie. Muszę przyznać, obserwowanie tego chyba nie przestanie mnie bawić.
Dodała, nie kryjąc jednak rozbawienia - lubiła patrzeć na polujące mewy, szczególnie kiedy polowały nad turystami, gotowe zabrać im kawałek wędliny z przygotowanej nad wodę kanapki. Zaskoczenie, oburzenie a na końcu rozbawienie pojawiające się na twarzy okradzionego także jest oczywiście warte uwagi - równie mocno, co samo zajście. Uważała, że to całkiem bystre zwierzęta i nie przejmowała się wyraźną niechęcią Ollivandera.
- Co właściwie leży w zainteresowaniach lorda? Muszę przyznać, zadziwia mnie, jak mało o sobie wiemy mimo oczywistego powiązania i obracania się w tym samym towarzystwie. - przyznała, bo nie wiedziała o tym mężczyźnie właściwie niczego. Szła u jego boku, delikatnie na nim wsparta, zbliżali się powoli do fragmentu zagrody położonego troszkę dalej od morza, przy którym wypoczywał jeden z jednorożców. Na ich widok podniósł się jednak na cztery nogi. Patrzył na nich uważnie, bystrym wzrokiem. Julia zatrzymała się, nie chcąc zbliżać się zanadto z Ulyssesem - te zwierzęta nie przepadają za mężczyznami, a ona nie miała na myśli płoszenia tej pięknej istoty.
- Dostojeństwo jednorożców bardziej lordowi odpowiada od hałaśliwości mew? - spytała, mówiła jakby łagodniej niż przed chwilą. Powoli wyciągnęła jedną z dłoni w kierunku zwierzęcia, puszczając przy tym ramię Ollivandera.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Zagroda jednorożców
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach