Wydarzenia


Ekipa forum
Ścieżka w lesie
AutorWiadomość
Ścieżka w lesie [odnośnik]26.09.15 22:19
First topic message reminder :

Ścieżka w lesie

Ścieżka wiodąca przez pobliski las, wydeptana pośród rozległych krzew oraz rozłożystych koron drzew zamykających dopływ światła. Gęstość zarośli tworzy zaklętą atmosferę tajemniczości oraz romantyzmu, subtelnie podsycone bladą iskrą niepokoju. Nawet za dnia tę część lasu otula półmrok rozświetlany jedynie wąskimi, rzadkimi prześwitami słońca przez liście wysokich drzew. Słychać pohukiwania sów oraz tętent kopyt zwierząt przemierzających las. 
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ścieżka w lesie - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]09.03.17 22:20
Lucas wiedział, że nie jest w tym najlepszy i prawdopodobnie tylko wszystkim przeszkadzał, ale przecież nie robił tego celowo prawda? Ludzie ciągle patrzyli na niego jak na ostatniego fajtłapę, a on naprawdę nie chciał im przeszkadzać. Nie próbował też udowodnić, że jest inaczej niż wszyscy inni myślą. Chciał usunąć się w cień i czekał aż inni zrobią pracę, którą on by tylko przedłużał. Chyba wszyscy byli niewolnikami jego ojca. On sam też ni był. Gdyby tylko potrafił się sprzeciwić. Powiedzieć, że wcale nie chce tu być i wcale nie chce się tym zajmować może jego ojciec po prostu by to zrozumiał? Lucas w to wątpił dlatego nigdy nic nie mówił. Zazwyczaj milczał. Dzisiaj pech chciał, że trafił na Raidena akurat wtedy gdy ten trzymał na krawacie czy jak to się mówi.. podejrzaną. Widział w oczach mężczyzny gniew chociaż naprawdę próbował uniknąć tej sytuacji. Nawet jego starał się uniknąć i pozwalał mu po prostu działać. A jednak. Poczuł jak ręce mężczyzny zaciskają się na jego płaczu. Zamknął oczy przygotowany na to, że zaraz oberwie i wróci do Ministerstwa z podbitym okiem. Nie, żeby na to nie zasłużył. Właściwie nie żeby to był pierwszy raz. Od zawsze był chłopcem do bicia. Kiedy był dzieckiem, w szkole… nawet później kiedy jego ojciec wymyślił, że powinien zostać policjantem. Nie. Funkcjonariuszem magicznej policji. Może brzmiało to dumnie, ale on z siebie dumny być niestety nie mógł. - Nie chciałem, ale… już uciekła… - wymamrotał. Słysząc padnij tylko spojrzał zdezorientowany na mężczyznę odsuwając się tylko delikatnie, ale oczywiście nie zbliżając się nawet w kierunku ziemi. - Co? Po co mam paść? - zapytał chociaż mężczyzna nie zdążył mu odpowiedzieć, a zaklęcie przeleciało przez całą polanę uderzając w kogoś lub coś. - Mamy go? - zapytał cicho wytężając wzrok bo chyba nie widział do końca o czym tak naprawdę mówił Carter. Czekaj to kogo oni w ogóle ścigali? Mężczyznę czy kobietę? A może oboje? Lucas nie wiedział, ale dla własnego dobra wolał się nie odzywać.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ścieżka w lesie - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]09.03.17 22:43
Trafił? Nie za pierwszym, ale za drugim już tak. Widział jak postać, w którą celował zachwiała się, a potem upadła jak długa, zostawiając przy swoim boku tę w czerwonym płaszczu. Nie zastanawiając się nawet, podniósł się z błota pomimo ciążącego jak diabli płaszcza, który w końcu zrzucił z ramion, by pobiec w określonym kierunku. Czuł jak adrenalina skoczyła mu w żyłach, ale nie mógł nic na to poradzić. Nawet nie chciał. Nadzieja odżyła jak wybuch wulkanu, od razu dodając mu sił. Zupełnie zapomniał o Lucasie i jego gapiostwie. Można powiedzieć, że mieli szczęście w nieszczęściu chociaż tajemnicza kobieta pozostała zagadką. A przynajmniej do czasu aż nie dowiedzą się czy nie zostawiła różdżki, którą jej wytrącił. Być może nie zdążyła jej podnieść uciekając. Nieważne. W tej chwili była to błahostka. Raiden poczuł ekscytację, którą czuł za każdym razem podczas akcji, która mogła okazać się słuszna. Ta była, a wraz z zobaczeniem ładnej, ale przerażonej twarzy szesnastolatki odczuł wielką ulgę. Zdążył. Cholera jasna! Zdążył na czas. Cholerny Lucas... Ofiara porwania starała się odsunąć jak najdalej od swojego oprawcy, ale nie było to takie proste. Carter złapał za ramiona skuloną i najwyraźniej wyciszoną zaklęciem dziewczynę, której nadgarstki były mocno spętane. Jednym machnięciem różdżki rozerwał więzy, które zdążyły już przetrzeć skórę do krwi. Gdy to zrobił, musiał też unieruchomić pannę, bo płacząca i wystraszona broniła się przed każdym, kto się zbliżył.
- Policja! - krzyknął Raiden, odszukując spojrzeniem jej oczu. Chwilę to zajęła nim się uspokoiła i zrozumiała co się dzieje. W pewnym momencie musiał nieco ją szarpnąć, by się skupiła. Wyglądała okropnie. Najwidoczniej było blisko i mogli jej nie odratować. -Funkcjonariusz zabierze cię do Ministerstwa, zgoda? - wciąż krzyczał, chcąc zagłuszyć deszcz. - Nazywa się Lucas - dodał, chcąc, by poczuła się bezpiecznie. Wiedział, że ten żółtodziób zrobi chociaż to. - Już nic ci nie grozi.
Gdy wstał, podnosząc ją na nogi, spojrzał wymownie na młodszego kuzyna. Miał nadzieję, że przynajmniej tego nie spierdoli. On musiał się zająć tym cholernym śmieciem, który wciąż leżał spetryfikowany obok.

|zt


Hello darkness, my old friend
Come to talk with you again

Raiden Carter
Raiden Carter
Zawód : dzień dobry
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I don't know but I been told
A big legged woman ain't got no
s o u l
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ścieżka w lesie - Page 5 Tumblr_nd9k6t8Tpx1rjxr81o8_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3256-raiden-carter#55069 https://www.morsmordre.net/t3274-tales#55392 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f308-beckenham-overbury-avenue-13 https://www.morsmordre.net/t3526-skrytka-bankowa-nr-834#61585 https://www.morsmordre.net/t3275-raiden-carter#117377
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]09.03.17 22:53
Mężczyzna podskoczył radośnie gdy się okazało, że naprawdę trafili. Znaczy gdy się okazało, że Raiden trafił. Poszedł za jego śladem przy tym prawie gubiąc buta w tym błocie. Eh… powinni w tym miejscu zrobić jakieś normalne drogi, a nie tylko błoto, lasy, ziemia, polany… kto to w ogóle widział? Nie zastanawiając się już nad tym dłużej spojrzał najpierw na leżącego mężczyznę, a zaraz na związaną kobietę. - Tak! Policja! Stać bo… - nie wiedział do końca do kogo to mówił, bo przecież ich poszukiwany właśnie leżał spetryfikowany, a ofiara uwolniona z lin dygotała z zimna. Lucas patrzył na jej zapłakane oczy, zakrwawione nadgarstki i mógł sobie tylko wyobrazić ile przeszła i ile kosztowało ją to by nadal utrzymać swoje emocje na wodzy. Prawdopodobnie Lucas już dawno rozpadłby się na drobne kawałeczki. Skinął głowę w stronę kobiety i przejął jej ramię od Cartera. - Zabiorę Cię teraz do św Munga. Tam uzdrowiciele zbadają i sprawdzą czy nic śmiertelnego ci nie grozi. Znaczy oczywiście, że nic ci nie grozi, ale czasami są takie przypadki, że prawdziwe rany ukazują się dopiero po kilku godzinach, a wtedy… - przymknął się dopiero gdy dotarli do miejsca, z którego mogli się teleportować do Munga. Chwycił ją delikatnie za ramiona. - Hej… dziewczyno w czerwonym płaszczyku… nie płacz. To już koniec. Jesteś bezpieczna. - powiedział, a kiedy skończył znajomy dla czarodziejów dźwięk teleportacji rozniósł się po całej polanie wraz z ostatnim grzmotem. Burza się skończyła.

z.t


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Ścieżka w lesie - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]27.01.18 19:33
2. majaSusanne przez dłuższą chwilę - właściwie od śmierci rodziców i dziadków - nie pojawiała się w pracy. Lady Prewett zapewniała ją, że rozumie; organizacja pogrzebu była ciężkim zadaniem nie tylko z faktu samego zajęcia się formalnościami, miejscem, uroczystością, pieniędzmi - to wszystko było na jej głowie - lecz głównym problemem była sama żałoba, potworny smutek, nieznany jej wcześniej w takim natężeniu. Zazwyczaj radziła sobie z momentami melancholii i wycofania, nie przychodziły często, nie bywały mocno uciążliwe, ale tym razem... tym razem wszystko wyglądało inaczej. Cały świat zapadał się powoli, nadzieja ginęła w jego gruzach, a cały ten czas - stagnacji i rozpamiętywania, łez, żalu - przeznaczyła na jej odszukanie. Gdy zdawało się, że jest już blisko, znikali przyjaciele, którzy powinni wrócić z misji Zakonu Feniksa. Kiedy znów muskała ją palcami, magia wariowała, wywracając życie do góry nogami, utrudniając najprostsze czary. Trzy rzeczy stanowiły dla białowłosej podpory w tym ciężkim okresie. Pierwszą z nich był powrót Zakonników, drugą - obecność Artemisa oraz fakt, że wciąż miał się względnie dobrze, trzecią - nadchodzące spotkanie organizacji. Nic nie działało na młodą Lovegood tak dobrze, jak widok zjednoczonych ludzi, dążących do wspólnego celu, ludzi dobrych i dzielnych. Mimo przeciwności losu. Potrzebowała oddechu, kolejnej cegiełki do swojej powolnie stawianej konstrukcji ozdrowienia. Nie spodziewała się, by tęsknota miała wygasnąć kiedykolwiek - chciała tylko nauczyć się żyć z nią, a nie żyć nią. Nie wiedziała jeszcze, jak wiele działo się w Hogwarcie, na Wyspie Rzeźb i w Kruczej Wieży, próbowała więc odciągnąć myśli od zastanawiania się nad swoją nieprzydatnością. Potrzebowała oddechu, spokoju, choć odrobiny normalności - zaś opieka nad królikiem Bertiego upewniła Sue, że powrót do zwierząt, na łono natury, będzie odpowiednim zajęciem. Początkowo tylko zbierała relacje od znajomych - dowiadując się, jak na nieprawidłowości zareagowały ich pupile, chaotycznie notując informacje na pergaminie. Wyglądało na to, że świat stworzeń ucierpiał nie mniej, niż czarodzieje - stąd oczywistym było, że i tym pierwszym należała się pomoc. Naskrobała szybko list do Julii, przepraszając jeszcze raz za swoją chwilową absencję i zobowiązując się do przybycia najszybciej, jak to możliwe.
Okazywało się - co nie było dla dziewczyny żadnym zaskoczeniem - że pracy było mnóstwo. Stworzenia znikały, szalały, stawały się apatyczne, traciły apetyt, cały szereg konsekwencji wyłaniał się w zależności od miejsca anomalii oraz od gatunku zwierzęcia. Na przykład duża część hrabstwa Shropshire cierpiała z powodu nieprzerwanego zawodzenia wilków, za to w Suffolk wiele gatunków rozpłynęło się w powietrzu. Ministerstwo zbierało doniesienia i przekazywało je dalej, do znawców, opiekunów, lekarzy stworzeń, dołączając też konkretne informacje na temat problemu. Czekał na nie plik zadań - dogadała się z Julią, że weźmie na siebie głównie te poza lecznicą, gdyż do obecność rudowłosej była w klinice bardziej pożądana i uzasadniona. Sama Susanne niewiele mogła pomóc pod kątem medycznym, mogła za to znaleźć zagubione stworzenia i zapewnić im inną pomoc. Były wystraszone, spłoszone, wyrzucone na zupełnie inne tereny - a więc zagrożone. Miała okazję usłyszeć o całym kontenerze zdechłych ryb, wyrzuconych w nieszczęsną noc na sam środek niewielkiego miasteczka. Wyobrażała sobie, jak bezwładnie podskakują na placyku, wyłożonym kamieniami, wśród ogólnej paniki - ludzie byli wtedy bardziej zajęci własnymi problemami i domostwami. Była to jedna z informacji, jaka pchnęła Gryfonkę do działania. Biednym rybom nie mogła już pomóc, lecz doniesienia o niepokojącym wydarzeniu w lasach nieopodal Weymouth, skierowały ją właśnie tam. Skorzystawszy z kominka, wspartego siecią Fiuu, dotarła do miasta i na miejscu wypytała jeszcze o szczegóły.
- W lesie, tam, na zachód stąd, coś okropnie zawodzi, a na ścieżce nietrudno zauważyć plamy krwi, jakby... stworzenie? cokolwiek to było, słaniało się, co jakiś czas padając - głosiła jedna z konkretniejszych wskazówek, jakie udało jej się uzyskać.
- Rój, zdecydowanie słyszałam jakiś rój, nawet nie próbuję zbliżać się do lasu i tobie też to odradzam, młoda damo, póki ci życie miłe! Dziki rój, nie zapuszczaj się w las! - czyżby zmutowane bahanki zdołały dotrzeć także tutaj? Nie wykluczała podobnych opcji, lecz starsza kobieta niewiele więcej pomogła - nie potrafiła stwierdzić, czy mogła słyszeć akurat te szkodniki, lecz jej spanikowany głos wyostrzył czujność Susanne. Zerknęła do swojej torby, jeszcze raz przeglądając eliksiry, jakie zgarnęła z lecznicy, ale wśród nich nie pojawił się magicznie bahanocyd - niestety. Przygryzła wargę, upewniając się, że prowizoryczne pułapki i sieci są całe. Pod skórą czuła, że będą jej potrzebne, ale miała szczerą nadzieję, że interwencja Ministerstwa Magii nie będzie potrzebna. Bądź co bądź, ona była tu tylko po to, by znaleźć zranione zwierzęta, w miarę własnych możliwości zapewnić im spokój oraz bezpieczeństwo oraz poinformować służby, które mogłyby się nimi zająć.
- Nie mam pojęcia, co dzieje się tam, chodzą różne pogłoski, ale wszystkie kołkogonki wywiało i niech, u licha, nie wracają pod żadnym pozorem - usłyszała przed wiązanką przekleństw, posłaną ku nieobecnym już kołkogonkom. Była prawie pewna, że znajdzie je w lesie, mogły zająć się dręczeniem macior dzików, choć zazwyczaj kręciły się wokół gospodarstw - teraz zdawało się, że nic jej nie zdziwi. Z takim zapasem informacji, oraz paroma mniej lub bardziej przydatnymi wskazówkami, wkroczyła do lasu, starając się ostrożnie stąpać po ścieżce.
Nie od razu natrafiła na krwawe ślady, lecz trzeba przyznać, że nie musiała zapuszczać się głęboko, by je dostrzec. Nie miała pojęcia, czy odczuwany niepokój wiąże się z przeczuciem, czy ogólną sytuacją, lecz im dalej szła, tym więcej nietypowych odgłosów wyodrębniała z otoczenia. Różdżkę trzymała w pogotowiu, drugą dłoń wspierając na pękatej torbie - nieco ciążącej.
Rój, jak się szybko okazało, nie był kłamstwem - uporczywe bzyczenie zbliżało się, wypełniając serce białowłosej trwogą i wspomnieniami wściekłych bahanek, zasłaniających cały świat i kąsających zaciekle. Próbowała zejść z drogi, wybierając trasę w drugą stronę, byle tylko nie spotkać insektów, lecz na niewiele się to zdało. Zamigotały przed nią, wzmagając szum liści, zabarwiony teraz morderczą nutą.
- Protego! - rzuciła z drżeniem, wprost przed siebie, bardziej obawiając się efektów pokąsania - nie były to bahanki - niż nieudanego czaru. Na szczęście tarcza odepchnęła wściekłe owady, oszczędzając jej najgorszego, lecz, co dziwniejsze, atakujące stworzenia nawet się tym nie przejęły, lecąc dalej na oślep i mijając ją, jak gdyby nigdy nic, zero przeszkód na drodze. Tylko kilka tych, które trafiły na magiczną barierę najmocniej, bo w sam jej środek i zamiast ześlizgnąć się po niej na bok, utkwiły tuż przed różdżką Sue, spadło na dół, pobzykując ledwo w trawie. Przeczekała więc nalot, po czym kucnęła, przez niewielką lupę przyglądając się owadom. Wytrzeszczyła oczy - trutniowce krwiopijce jakimś cudem znalazły się po zupełnie drugiej stronie wyspy. Ot tak, w jedną noc, nagle ze Szkocji imigrowały do cholernego Weymouth! Pęsetą zebrała dwa owady - niezwykle duże, swoją drogą, nawet jak na wielkie fioletowe krwiopijce - i umieściła je w słoiczku, szczelnie zamykając i odkładając do torby. Miała szczerą nadzieję, że czerwone trutniowce zostały na swoich terytoriach, fioletowe to już było zbyt wiele. Nic dziwnego, że tutejsza zwierzyna mogła sobie nie radzić z taką plagą.
Ruszyła dalej, błądząc po lesie, co jakiś czas prosząc różdżkę o wskazanie kierunku - może po godzinie bezowocnej wyprawy trafiła na pierwsze chrobotki, niewinnie wczepione w ziemię. Im dalej szła, tym więcej ich było - skrajny moment zdziwienia nastał przy całej hordzie stworzeń, które na jej podejście zerwały się i zaczęły rozbiegać się w różne strony z dziwnym, specyficznym, gumowatym dźwiękiem. Nigdy wcześniej nie spotkała chrobotków w lesie, nigdy wcześniej nie spotkała też tak płochliwych chrobotków i wydawało jej się, że są czymś zarażone - być może pokąsane przez ten straszliwy rój - na różowych czapeczkach miały mnóstwo kropek i bąbli. Z trudem złapała jednego w sieć, po kilku minutach gonitwy - skubane były szybsze, niż na to wyglądały. Było to coś, co powinny zbadać razem z Julią. Wygoniwszy z polany całe stado chrobotków, brnęła dalej, wiedząc, że to jeszcze nie koniec niespodzianek.
Największą z tajemnic był ostatni punkt wycieczki, rozpoczynający się od martwego abraksana. Z bólem serca zostawiła go pod drzewem, gdy okazało się, że nic nie może dla niego zrobić. Wyglądał mizernie, skrzydła miał powykrzywiane,  połamane i oskubane, jego ciało pokryte było plamami - Julia na pewno wiedziałaby, dlaczego - a bok otarty do żywego mięsa - to zapewne on słaniał się na ścieżce, ocierając o drzewa. Dalej szła już ze smutkiem, który nie sposób było odgonić, podobnie do refleksji, lecz dzielnie skupiła się na... czymś, czego nawet nie potrafiła sobie wyobrazić. Dwa abraksany i potworne kołkogonki, którym maciory przestały wystarczać za ofiary.
- Nie! - krzyknęła w zaskoczeniu, nie do końca myśląc, co robi, lecz zmutowane stworzenia odskoczyły na ten dźwięk od swoich ofiar. Może pomyliły Lovegood z białym psem lub kotem - w końcu niemal na biało świeciła, a głównie tego potrzeba było do odegnania stworów, ale nie odeszły daleko i wydawało się, że bez pomocy służb departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami się nie obejdzie. Teleportowała się, by sprowadzić pomoc, mając wielką nadzieję, że to koniec dziwów w tym lesie, choć planowała się co do tego upewnić.

| zt


how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?



Susanne Lovegood
Susanne Lovegood
Zawód : pracownica rezerwatu znikaczy
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna

I will be your warrior
I will be your lamb


OPCM : 20 +8
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 31 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Ścieżka w lesie - Page 5 JkJQ6kE
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4789-susanne-echo-lovegood https://www.morsmordre.net/t5182-deszczowa-sowa#113703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-dolina-godryka-rudera https://www.morsmordre.net/t5129-szuflada-sue#111192 https://www.morsmordre.net/t5133-susanne-echo-lovegood#111350
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]08.06.18 23:00
4 sierpnia
Morgoth czuł się nieco inaczej niż ostatnio, idąc ramię w ramię ze starszym kuzynem równie milczącym co on. Ich wspólne polowanie było jak z innego życia. Zupełnie jakby byli wtedy jeszcze dziećmi, a teraz? Przepaść między przeszłością a teraźniejszością tylko się powiększała i nie można było powiedzieć czy kiedykolwiek przestanie. A co jeśli każdy kolejny dzień miał oznaczać porzucenie tego, co znali? I tego kim byli wtedy? Nie przebywali w swoim towarzystwie sam na sam od momentu, w którym Morgoth wprowadził kuzyna w szeregi Rycerzy Walpurgii i tam też dokonała się pierwsza zmiana - ponownie nie mieli mieć przed sobą tajemnic, a mimo to nie wiedzieć czemu ich drogi zbliżały się do siebie, by gwałtownie skręcić w innych kierunkach. W Yaxley's Hall nie rozmawiali zbyt wiele. W sumie to w ogóle nie rozmawiali, co Śmierciożerca tłumaczył sobie małżeństwem Ciny, ich misjami i odizolowaniem od siebie nawzajem. Młodszy ze szlachciców unikał każdego i nie można było go za to winić Czarna magia spustoszyła jego umysł i zajęło mu to ponad miesiąc, by zregenerować siły i wrócić do stałego porządku dnia. Życie wydawało mu się być pewną iluzją, z którą nie mógł sobie poradzić, a ponowne pojawianie się w pracy, na rodzinnych spotkaniach nagle zaczęło być uciążliwie trudne. Musiał nauczyć się funkcjonować niemalże od początku. Udawanie nigdy mu nie wychodziło i chwalił sobie tę cechę, ale widząc zmartwione twarze bliskich, żałował, że nie potrafił. Musieli poczekać, aż tydzień za tygodniem miną, a oni odzyskają członka rodziny na nowo. W sierpień wszedł już jako nowy człowiek. Żałował, że nie mógł podzielić się swoimi przemyśleniami o decyzji związanej z narzeczeństwem i całą jej otoczką wraz z Cynericiem zanim do tego doszło. Obaj jednak nie potrafili, nie chcieli być może zbyt gwałtownie wkraczać w swoją przestrzeń. Być może dlatego nie rozmawiali nawet po spotkaniu, któremu młodszy z Yaxleyów przewodził. Nie, żeby nie chciał, ale... Treser trolli doskonale go znał i widział wyraźne zmęczenie na twarzy kuzyna, które rysowało się tamtego dnia. Zmęczenie psychiczne i pod pewnymi względami również i to fizyczne. Przed zebranymi nie mógł okazywać słabości i nie zamierzał im pozwolić, by chociażby tak pomyśleli. Morgoth odpowiadał jedynie przed przewyższającymi go stopniem Śmierciożercami i Riddlem. Nikim więcej, a jeśli komuś się to nie podobało, to mógł wyjść razem z panną Blythe. Nie zamierzał dawać się nikomu prowokować czy znieważać przez młody wiek. Znał swoje umiejętności, wiedział, że nie wybierano byle kogo, a jego powód, dla którego znajdował się wśród Rycerzy oraz motywacja znacznie przewyższały pobudki innych. Nie robił tego dla siebie. Nie pragnął władzy. Nie chciał widzieć trupów aż po horyzont. Nie był bezmózgą bestią, która pragnęła krwi. To potrafił byle kundel, a on nie był żadnym z nich. Chciał więcej, ale to więcej nie tyczyło się jego osoby. Rodzina powiększyła się o jedną osobę parę dni temu i był odpowiedzialny również i za to życie. To zadanie weszło już w życie i nie zamierzał pozostawiać go jedynie mężczyznom z rodu Lestrange. Może i Marine jeszcze nie była jego żoną, nie była jeszcze nawet w rodowej siedzibie Yaxleyów, lecz Morgoth był przygotowywany całe życie do roli, którą miał teraz odegrać. Miał w domu wszak idealny wzór do obserwowania i naśladowania. Małżeństwa mieszkające z nim pod jednym dachem miały się różnić jednak uczuciem między sobą, bo on nie czuł nic do Marine prócz szacunku i rosnącej w nim odpowiedzialności za jej osobę. To co powiedział jej w dniu, w którym przybył na wyspę Wight, by się oświadczyć, było prawdą. Nie mógł jej zapewnić historii jak z powieści, ale to już wiedziała. To było dziwne, bo czuł spokój, który zapewne powinien być zaburzony wątpliwościami lub rozmyśleniami na ten temat, lecz nic takiego nie pojawiło się w jego umyśle. Prócz krótkiego spotkania dwa dni temu nie miał jeszcze okazji się z nią dłużej zobaczyć. Dzisiaj mieli się spotkać na wybrzeżu, ale do tej chwili zostało jeszcze trochę czasu, a gdy kobiety były zajęte szukaniem i pleceniem wianków, ruszył z Cynericiem ku ścieżce oddalonej od reszty gości i atrakcji, chcąc uciec przed spojrzeniami i zgiełkiem. Wiedział, że jego kuzyn myślał podobnie, bo nigdy nie czuli się dobrze wśród tłumów. A na pewno nie pomiędzy licznymi wrogami i ich fałszywymi uśmiechami. Zdawało mu się, że dostrzegał tam twarze z przeszłości. Kilku Weasleyów którzy opłakiwali kilka miesięcy temu członka rodziny. Co zrobiliby ze świadomością, że to on stał za czarną trumną, którą zakopali pod ziemią? Co zrobiliby członkowie Zakonu Feniksa, zdając sobie sprawę, że na lewym przedramieniu przykryty materiałem koszuli i marynarki ukrywał się znak? Wiedza była potęgą zdolną niszczyć stare sojusze i budować nowe. Yaxleyów łączyły specjalne więzi, których nie byłoby w stanie nic zniszczyć - chyba że wewnętrzna pleśń, którą musieliby wpierw przegapić. Mając jednak Cinę tuż obok, Morgoth nie obawiał się niczego podobnego. Wspólnie bronili domu, wysiłki były więc podwojone i nic nie było w stanie przemknąć obok bez ich wiedzy. Dlatego nie mogli pozwolić, by istniał między nimi rozłam. I mimo że dla świata zewnętrznego nic się nie zmieniło, obaj czuli, że musieli do siebie wrócić. Do tego co było wcześniej. Do silnej braterskiej więzi, o którą należało dbać, bo inaczej zanikała. - Przepraszam za to zaniedbanie - odezwał się jako pierwszy, nie zwalniając kroku, ani nie patrząc w stronę kuzyna. Nie musiał mówić nic więcej. Cyneric po prostu wiedział. Łączyło ich porozumienie, do którego nie potrzebowali słów. Lecz przeprosiny musiały zostać wypowiedziane, bo Morgoth nie byłby sobą, gdyby stało się inaczej. Nie chciał tego robić w tym miejscu, lecz w domu również nie krzyżowali swoich ścieżek. A przynajmniej nie na płaszczyźnie, która pozwoliłaby im na ten rodzaj szczerości, która ocierała się o kwestie niebezpieczne i głęboko skrywane przez ich serca oraz umysły.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]05.07.18 22:58
Wkraczali na niebezpieczne tereny i jedynie głupiec nie zauważyłby tych wszystkich zmian. Dotąd życie Yaxley'ów przebiegało płynnie, bez szczególnych rewelacji lub zaskoczenia. Każdy z nich miał swoje obowiązki, drobne problemy, myśli krążące wokół rodziny. Wszystko zmieniło się później, wraz z przystąpieniem Morgotha w szeregi Rycerzy Walpurgii. Kiedy to było? Czas przyspieszał i zwalniał na przemian nie pozostawiając złudzeń co do przemijania. Cyneric jeszcze niedawno opłakiwał wewnętrznie utratę ukochanej, kiedy Rosalie szykowała się do ślubu - a dziś? Dziś była jego żoną zapoczątkowując całkowicie nową erę. Starszy z Yaxley'ów skłamałby, gdyby powiedział, że radził sobie z tymi wszystkimi emocjami wyśmienicie. Jego świat zmienił się diametralnie i każda składowa mająca realny wpływ na zachowanie tresera trolli zrzuciła mu się na barki niemal w tym samym momencie. Dołączenie do organizacji, zaręczyny, zaś później ślub - chwile mijały jedna za drugą układając się w niekończący się ciąg uczuć. Często skrajnych, nierzadko zbyt intensywnych, do których mężczyzna nie przywykł. Raczej wiódł zdystansowany oraz zbalansowany żywot robiąc swoje, dbając o rodzinę oraz rodowy interes, nic ponadto. Od kilku miesięcy musiał - i chciał przecież - wdrapywać się na najwyższe obroty, wzmóc czujność, potroić ochronę oraz starać się jeszcze ciężej niż zazwyczaj. Czuł się zmęczony - tak zwyczajnie, po ludzku. Ocierał pot z czoła, ćwiczył czarną magię, szukając pomocy dla zdenerwowanej Rosie i dawał z siebie wszystko. Powracał do domu wykończony, co nie sprzyjało kontaktom z mieszkańcami Yaxley’s Hall, lecz nikt nie oponował doskonale wiedząc jakie obowiązki spoczywały na ramionach jego i Morgotha; ten miał ich nawet więcej niż jego starszy kuzyn.
Wieść o jego zaręczynach z jednej strony nie powinna być zaskakująca - każdego z nich to czekało, prędzej czy później - z drugiej Cynerica zdziwiła prędkość z jaką się to dokonało. On sam ożenił się bardzo późno, natomiast młodszy Yaxley - według niego - zbyt wcześnie. Mężczyzna nie zdążył jeszcze liznąć prawdziwego, dorosłego życia, nie dostał również większej ilości czasu na poukładanie swoich spraw. Niedawna choroba ciotki, a później Lei oraz sprawy Rycerzy wymagające jego zaangażowania pochłaniały wiele energii. Dokładanie do tego kolejnego obowiązku wydawało się blondynowi dziwne, wręcz niepożądane. Niestety nie miał prawa głosu i nie mógł nad tym zapanować. Do tego włączenie do rodziny damy z rodu Lestrange, to było również zaskakujące. Czy powinno? Dawno temu zacieśnili relacje z Rosierami, chociaż lordowie Cambrigeshire stronili od podobnych wypacykowanych rodów, zatem mógł przyjść również czas na władców Hampshire. Wojenne czasy wymusiły na Yaxley'ach pewne działania i chociaż Cynericowi nie do końca odpowiadał kształt przybranej przez nich polityki to nie mógł nic z tym zrobić. Zaakceptował dziejące się zmiany i w sierpień wszedł już całkiem uspokojony. Jego żona czuła się lepiej, zatem jeden problem zniknął z zatroskanej głowy tresera. Cieszyło go wspólne, rodzinne przybycie do Weymouth. Nie obnosił się z tym, lecz nigdy nie żywił do Prewettów nienawiści. Przez wzgląd na matkę. Zawsze był ciekaw jak wyglądało jej dzieciństwo i dlaczego nie odnalazła się na bagnach Fenland - nie po śmierci męża. To brzmiało głupio, jednakże odnajdywał ślady rodzicielki w zastanych krajobrazach, ścieżkach oraz roślinach czerpiąc niemałą przyjemność ze wspólnego spaceru z Morgothem. W istocie dawno nie rozmawiali. W ogóle rzadko rozmawiali, taka przypadłość mężczyzn z ich rodu. Czasem arystokrata przychodził do kuzyna tylko po to, żeby wspólnie pomilczeć - nie potrzebowali przecież niczego więcej niż własnej obecności oraz pewności, że mogli na siebie liczyć. A ta nigdy nie opuściła Cynerica.
- Wina leży również po mojej stronie - odpowiedział spokojnie, łagodnie. Nawet uśmiechnął się lekko, ledwie zauważalnie. Kroczył dalej w ślad za kuzynem, bratem. Wiele w życiu przeszli, a mimo to ich relacje pozostawały niezmienne. - Opowiedz mi o niej - poprosił nienachalnie, chcąc lepiej poznać lady Lestrange. Najpierw z relacji Morgo, bowiem to jego odczucia interesowały go najbardziej. Potrzebował wyrobić sobie o tej damie opinię, chociaż powinien sam z nią porozmawiać. Nawet jeżeli jego ewentualny sprzeciw nie odniósłby żadnego skutku. Przyjaciel czy wróg, zawsze lepiej go poznać w ten czy inny sposób.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]08.07.18 18:30
Czas gwałtownie przyspieszył. Zdawali sobie sprawę, że sprawy przybrały taki obrót nie bez przyczyny, zaburzając wcześniejszy spokój, ale to, co było przed, nie miało już powrócić. Morgoth dostrzegał jak akcje jedynie przybierały na sile, nie zaś spowalniały tuż po jak bywało normalnie. Podczas wojny nadchodził w końcu upragniony okres wytchnienia i pokoju, lecz tutaj ich nie było. Były jedynie kolejne kroki naprzód w jeszcze potężniejszy chaos, w mocniejszą niż dotąd skrajność dopuszczającą akty bestialstwa, których były świadkiem. Widział do czego zdolny był Rycerz, czego pragnął Śmierciożerca i nikt nie miał nad tym kontroli. Jednak ta droga prowadziła ku temu o co tak usilnie walczyli Yaxleyowie - nie tylko na ścieżce politycznej czy mentalnej, gdzie od młodości wpajali dzieciom odpowiednie zasady. Nadszedł czas młodego pokolenia; mężczyźni mieli podejmować okrutne decyzje dla zapewnienia rodzinie przetrwania. I to nie jedynie zabiedzonego i zatrwożonego. Lordowie znad bagien nigdy nie uginali kolan, wierząc, że śmierć zadana podczas twardego stania na ziemi była więcej warta niż życie pod dyktandem. Cyneric doskonale zdawał sobie sprawę, a Morgoth mógł jedynie cieszyć się, że kuzyn, bliski mu jak brat, trwał przy nim ramię w ramię podczas walki o dalsze bytowanie. Nie robili tego dla siebie. Egoizm nigdy nie szedł w parze z ich osobowością, lecz lojalność wobec najbliższych i świadomość istoty, którą miały nieść za sobą przyszłe pokolenia. Dziedzictwo musiało przetrwać silne i niepokonane. Odkąd ojciec wycofał się z aktywnej działalności w Rycerzach Walpurgii, Morgoth przez długi czas był tam sam. Wiedział lepiej niż ktokolwiek, że obecność Ciny w szeregach organizacji nie ułatwiła kuzynowi życia. Od niedawna mąż miał własne obowiązki - te w domu. Jednak leżało to w naturze Yaxleyów by nakładać na swoje barki coraz większe ciężary, a radzenie sobie z nimi ich hartowało, wzmacniało, pozwalało na nałożenie kolejnych belek. Dzięki temu świadomość udźwignięcia tego wszystkiego wzrastała; za nią szła mobilizacja niczym równy z równym. Ich emocje nie mogły ujrzeć światła dziennego, bo jedynie by się tym osłabili, dlatego wszelkie odczucia nosili w sobie, ukrywając je przed światem, a nierzadko przed samymi sobą. Morgoth nie potrzebował słów wsparcia - wystarczyła sama obecność Cynerica, a wszystko nabierało większego sensu i znaczenia. Czuł się silniejszy dzięki niemu i dla niego. Jego kuzyn musiał to wiedzieć, wszak znali się lepiej niż ktokolwiek. Dzięki temu relacja między nimi odznaczała się wyjątkową więzią, która dla każdego z nich była niezwykle ważna. Jeden jak i drugi wiedzieli, że równają się z niesamowitymi przeciwnościami losu, być może trudniejszymi niż ich ojcowie lub dziadowie. Z tą odpowiedzialnością łączyły się obowiązki oraz motywacja do zwiększenia siły. Umiejętności musiały być szlifowane, doskonalone i nadbudowywane. To wszystko uderzyło w nich wyjątkowo szybko - ich rówieśnicy bywali niemalże dziećmi, gdy oni musieli stać się dorosłymi o wiele wcześniej, podejmując decyzje i przeżywając to, czego ludzie w ich wieku sobie nie wyobrażali. Wymagano od nich wiele, lecz opiekun smoków wymagał od siebie jeszcze więcej. Była to jedyna droga do osiągnięcia celu.
Dlatego też Festiwal Lata wydawał mu się nie na miejscu, a do tego zupełnie odrealniony. Nie czuł się tu równie swobodnie co Cyneric, który na pewno stąpał po ziemiach Prewettów z pewną zadumą i nostalgią. Dla Morgotha wszystko dokoła było obce i gdyby nie towarzystwo kuzyna, byłby jeszcze bardziej zagubiony niż aktualnie. Nie byłoby tu go, gdyby nie kilka spraw, które się na siebie nałożyły. Jedną z nich było niewątpliwie świeże narzeczeństwo z jedną z członkiń rodu Lestrange. Kolejną, niebywale silną - powrót Lei do zdrowia na tyle, by mogła nacieszyć się urokami Festiwalu. Yaxley był tu właśnie dla siostry, która właśnie przechadzała się w towarzystwie dziewczyny noszącej jego pierścionek na palcu. Cieszył się, że młodsza siostra odzyskiwała energię i nie zamierzał odmawiać jej przyjemności, które tak bardzo miały służyć jej sercu, bo nie wiadomo, kiedy miała nadarzyć się kolejna taka okazja. Równocześnie bał się, że przez tę kruchość, będzie bardziej narażona na bodźce zewnętrzne, jednak Cyneric zareagował niemalże odciągając nadopiekuńczego kuzyna z daleka od panieńskich zabaw. Morgoth nie chciał się oddalać, ale nie zamierzał równocześnie przebywać do czasu rzucenia wianków na wodę wśród tłumów. Nic więc dziwnego, że dwójka Yaxleyów szła ramię w ramię ku dalszym częściom terenów gospodarzy. Domyślał się, że temat jego narzeczeństwa wyjdzie na tym krótkim samotnym spotkaniu. Wiedział też, że Cina patrzył na niego z pewnym niepokojem, wszak kto żenił się, mając dwadzieścia dwa lata? Sytuacja była jednak wyjątkowa, a czasy niespokojne. Sojusze musiały być silne i trwałe, a małżeństwa spajane przez potomstwo. Czy to związanie Cynerica z Rosalie spowodowało, że podjęto tę decyzję właśnie teraz? Wiedział, że wszystko miało znaczenie, a jego ojciec nie zrobiłby niczego pochopnego. Czuł się gotowy wypełnić obowiązek, który na niego nałożono, jednak nie zamierzał podchodzić do tego czysto politycznie. Zależało mu na tym, by to złączenie rodów było udane. A z Marine u boku mogło się to udać. Nie odpowiedział na pierwsze słowa kuzyna. Obaj wszak wiedzieli, że wystarczyło im tylko tyle, by odnaleźć porozumienie i zjednoczyć się ponownie. Jeden z tematów był więc zamknięty, ale Cina otworzył drugi. Przez moment wspólnie szli w milczeniu, co nie było wcale takie dziwne. Bardziej zaskakującym faktem byłoby, gdyby opiekun smoków odezwał się bez zastanowienia. Sięgnął więc pamięcią do postaci narzeczonej, do odczuć z nią związanych, do sytuacji, w których się znajdowali. Jaka była w jego odbiorze Marine Lestrange?
- Jest w niej coś, co mnie uspokaja - zaczął, wiedząc, że Cyneric nie zasługiwał na dyplomatyczne zagrania z jego strony, mające zawoalować prawdziwą naturę czającą się za poruszanym tematem. Miał prawo do tego, by poznać skryte myśli kuzyna jako jedyna osoba. Dzielił z nim przecież tak wiele doświadczeń na tle szkolnym, rodzinnym, od niedawna sprawy, za którą przyszło im walczyć. Leia nie mogła być obciążana tym wszystkim. Nie miała pojęcia o tylu wyrzeczeniach brata i jego zbrodniach. Kolejną postacią miała być równie niewinna osobowość bliższa niż ktokolwiek. To z nią miał stworzyć trwałą więź. Ale droga była krucha i łatwa do zniszczenia. Miał się nią zajmować i chronić przed burzą, chociaż sam zwoływał pioruny. Odetchnął cicho, by kopnąć nieznacznie jeden z kamyków na ścieżce. Obserwował przez moment jak ten podskakiwał, by koniec końców wpaść w zarośla rosnące na granicach dróżki. Zaraz jednak znów zabrał głos, mówiąc cicho i z wyczuwalną jedynie dla Cynerica obawą. Wątpliwością, co do przyszłości, której nikt nie mógł zagwarantować. - Dobrze, że to ona - zaczął powoli, wpatrując się w nieistniejący punkt przed sobą. - Jest wszystkim, czego można oczekiwać po przyszłej żonie... - kontynuował, chociaż widać było, że targała nim niepewność odkryta jedynie tutaj. Tylko w towarzystwie brata. Tylko ten jeden jedyny raz. - Widzę w niej zaufanie, którego nie chcę złamać. Zawierza mi tak bardzo, że aż czuję wewnętrzny ból na samo jej spojrzenie... Widzę to w niej, ale nie wiem czy potrafię odpowiedzieć. Wierzysz, że jest to kompatybilne z tym co robimy? Z tym co jeszcze się wydarzy? Że nie skończy się to żalem? - ostatnie słowa niemal wyszeptał, zupełnie jakby nie pytał kuzyna i nie oczekiwał odpowiedzi. Pierwszy raz wyjawił na głos obawę przed tym, że nie podoła postawionemu przed nim zadaniu. Może i mógł być gotowy teraz. Ale czy miał tę siłę utrzymać również i później?



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]28.07.18 12:42
To była inicjacja. Wkroczenie od razu na głębokie wody - sprawdzian mający być przestrogą. Test oceniający, ostateczny. Czy radzili sobie z rzeczywistymi przeciwnościami losu? Wytrzymywali presję? Potrafili być lojalni oraz odpowiedzialni? Ależ oczywiście, że tak, po tysiąckroć tak - to cechy ich rodu, dziedzictwo płynące w żyłach wraz z krwią, geny, których nie można było oszukać. Nie rozumiał ani nie pojmował zdrajców, tchórzy czy leserów, nie mogąc się z nimi identyfikować. Ci zazwyczaj prędzej czy później pękali pod naporem tłoczących się obowiązków, lecz oni - Cyneric i Morgoth, wspólnie oraz osobno mieli udźwignąć na swych barkach cały magiczny świat. Wierzył w to jak w nic innego. Nie dopuszczając do siebie myśli, że wśród Yaxley'ów kiedykolwiek mogłoby pojawić się kukułcze jajo - nie byli tacy jak inni, niektórzy. Odchodzący od swoich rodzin, odwracający się od powinności dziejących się na przestrzeni wieków. To nie był nowy wynalazek, nowe prawo lub coś niespodziewanego; to trwało nieprzerwanie, więc czasu było aż nadto, żeby się przyzwyczaić i obrać najsłuszniejszą z życiowych dróg. Mimo to wciąż słyszał o wielu rodach odwracających się od fundamentalnych zasad będących filarem arystokratycznej rzeczywistości; nadal słyszał o osobnikach uciekających od własnych rodzin i żyjących na własną rękę, w pozornej wolności.
Nie mogli pozwolić na całkowity upadek czarodziejskiej społeczności, tego, co budowali wytrwale ich rodzice, dziadowie i pradziadowie - wszystkim leżało na sercu dobro ukrytej w ciałach magów magii w najczystszej postaci. Tak jak każdy z nich starał się zachować coś, co otrzymał w spadku. Dla siebie samych, dla przyszłych pokoleń, krwawej przeszłości i chwalebnej przyszłości. Niby nic prostszego nie może istnieć tu, na ziemi - dlaczego zatem innym wydaje się to tak okrutnie trudne, że nawet nie starają się żyć wedle wytyczonych przez społeczeństwo norm? Być może Cyneric powinien urodzić się kilka wieków wstecz, ponieważ nie rozumiał obecnej struktury świata, tak jak nie rozumiał własnego pokolenia - w większości. Chociaż obracanie się w gronie zaufanych osób o podobnym spojrzeniu na życie napawało optymizmem, że wspólnie są w stanie zmienić jutro. Przy Morgo u boku, kiedy wspólnie zmagali się z nadchodzącymi sztormami, blondyn czuł się już w ogóle całkowicie bezpieczny. I spokojny o wspólną naprawę zniszczonych podwalin oraz uprzątnięcia chaosu, jakim naznaczyły się nowe, coraz mocniej wyzwolone czasy - chociaż obowiązków przybywało, zaś ciężar stale się pogłębiał, jeśli miało się odpowiednią opokę, to wszystkie plany po prostu musiały się ziścić.
Czas festiwalu był tylko krótkim oddechem między kolejnymi znojami jakie czekały na obu Yaxley'ów. Oddechem w dodatku niepełnym, bowiem na pierwszy plan wkraczały inne, chociaż prozaiczne problemy. O ile starszy z kuzynów miał już za sobą spełnienie pierwszego kroku do obowiązku - do sfery realizacji pozostało jedynie posiadanie męskiego potomka - tak młodszy teraz sam stawał nad urwiskiem. Mógł weń skoczyć, rozbijając się o skały niczym tchórz lub mężnie przeskoczyć brnąc dalej wytyczoną sobie ścieżką. Cyneric nie miał wątpliwości, jakie rozwiązanie wybierze Morgoth, lecz i tak zdawał sobie sprawę z tego jak ciężkim może to być dlań doświadczeniem. Treser nie mógł mu niestety niczego doradzić, ich perypetie na tym polu różniły się znacząco; w małżeństwie tego starszego z braci istniała miłość, a w przypadku młodszego w wizji ożenku… pojawiała się chłodna kalkulacja, czy raczej roztropność. Słyszał to w głosie mężczyzny, widział w jego spojrzeniu. To mogło być dobre życie, chociaż pozbawione zrywów serc ku sobie, a przynajmniej tak to teraz widział Yaxley. Dobrze też, że lady Lestrange nie okazała mu się niemiłą lub mającą ciągoty do rewolucji mających na celu z zerwaniem rzekomego ucieleśnienia arystokratek. Cynek bardzo martwił się o jedną z najbliższych mu osób, życzył mu jak najlepiej - i najchętniej widziałby go w podobnym szczęściu do jego. Niestety w świecie, który dla siebie wybrali, szczęście było towarem deficytowym.
Nie wiedział co odpowiedzieć. Miał mieszane uczucia. To nie było kompatybilne. Mogli zginąć w każdej chwili - lecz czy do tego tak naprawdę potrzebowali wojny? Mógł nadejść niespodziewany atak choroby i nagle wszystko zostałoby zaprzepaszczone. Zamyślił się zatem przed udzieleniem odpowiedzi; ważył słowa, ostrożnie dobierając je w pożądane ciągi zrozumienia. - Żeby coś dostać, trzeba po to sięgnąć - zauważył myślicielsko. - Jeśli chcemy zagwarantować im wspaniały, godny śladów kobiecych stóp świat, musimy go wydrzeć tym, którzy próbują obrócić go w pył - dodał cicho. Nie chciał bowiem mówić w ten sposób na ziemiach Prewettów, gdzie każdy mógł ich dosłyszeć. - To zawsze ryzyko. Wychodząc za kogoś, kto ma w sobie krew największych wojowników w dziejach powinna być tego świadoma. - Rosalie była jedną z nich, łatwiej przyszła jej akceptacja prawideł istniejących w rodzinie. Ktoś z nazwiskiem Lestrange musiał pochodzić z całkowicie innego bieguna, przerażająco wrażliwego i wydelikaconego. Lecz nawet ona musiała znać heraldykę rodów. Nie miała wyjścia - została postawiona przed faktem dokonanym. - Zwyciężymy - skwitował na koniec, dając w ten sposób do zrozumienia, że nie ma się czym martwić. Zwyciężą, zatem Morgoth nie zawiedzie swej żony. - Czy to się może udać? - spytał jeszcze ciszej, mając na myśli sferę uczuciową. Tą najtrudniejszą.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]30.07.18 11:30
Nigdy nie był pierwszym w najbliższym gronie, któremu dane było kroczyć po niezbadanych dotąd ścieżkach życia i doświadczać najróżniejszych czy to sukcesów, czy porażek. To Cyneric był Yaxleyem, którego obserwowano z wielką ostrożnością w celu zbadania nowego pokolenia i tego przez kogo miało zostać prowadzone. Męski potomek niezależnie czy mocno związany z najliczniejszą grupą, czy też będący jej częścią, miał być naturalnym przywódcą. Drogowskazem i przykładem. Nie chodziło jednak o to, że na resztę dzieci nie zwracano uwagi. Wręcz przeciwnie. Wyciągano wnioski, uczono się, uczulano ich na błędy i bycie perfekcyjnymi, przykładnymi, nieskazitelnymi. Dziewczęta zawsze szły własnym tokiem nauczania, od chłopców oczekiwano budujących się w nich pokładów męskości i wytrwałości. Mieli być obrońcami, opiekunami, ojcami, gdy trzeba również i wojownikami gotowymi oddać życie. Gdy taka zajdzie potrzeba. Obaj ryzykowali już wszystkim, co mogli poświęcić dla dziedzictwa i wciąż mieli to robić. Niegdyś Morgoth wędrował ścieżkami wyznaczonymi przez swojego kuzyna, lecz od jakiegoś czasu wspólnie dzierżyli ster prowadzący ich ku właściwego, jedynego bezpiecznego portu dla przyszłości. Nie oznaczało to jednak, że młodszy Yaxley zapomniał o opiece i radach, które zawsze dostawał od Cynerica. Dopiero stosunkowo niedawno opiekun smoków dostrzegł prawdę o swym bliźniaczym bracie. Beren Festus nie dożył nawet tygodnia, gdy po trudnym porodzie noworodek zmarł, pozostawiając Morgotha jako jedynego spadkobiercę swego ojca i matki. Odnalezienie tego sekretu, odkrycie go bolało i pozostawiło skazę na nienaruszalnej stałości. Pozbawiony drugiej połowy nie czuł jednak nigdy jej braku, pozostając przy postawniejszym blondynie. Nie podzielił się mimo wszystko ów okrutną wiedzą z kimkolwiek. Musiał chronić siostry przed kolejnymi uderzeniami, Cina miał wiele własnych problemów, by zajmować mu umysł i dysputować nad czymś, na co nie miało się już wpływu. Mogli być dumni, że są częścią właśnie tej rodziny, gdzie nie pozwalano sobie na błędy zarówno pod względem czynnościowym, ale również i zwykłym, podstawowym. Ludzkim. Zdrajców krwi było coraz więcej i Morgoth nie miał na myśli jedynie tych, którzy zostali wydziedziczeni. Opowiadający się za mugolską sprawą również nimi byli. Jak długo mieli się jeszcze tym chełpić? Ilu z nich miało obrócić życia wielu w ruinę? Statystyki przerażały, lecz oni mieli pozostać niby ta skała, o którą roztrzaskało się wiele statków, a fale nie potrafiły sforsować jej bram. Kuzyn miał rację. Wspólnie, mając siebie, mając podparcie i wiarę we własne siły mogli osiągnąć wiele. Zaufanie, które leżało między nimi było wszystkim, bo bez tego sukces był niemożliwy. Praca z Rycerzami Walpurgii, z pozostałymi Śmierciożercami wywoływała w Morgocie zwiększenie czujności i konsternacji. Nie zawierzyłby im nigdy, lecz widział chęć wybicia się pomiędzy szeregami i bycie zauważonym przez Riddle'a. Ich żałosna motywacja jednak mu służyła, bo przynajmniej wtedy mógł być w jakiś sposób pewny, że nie wbiją mu noża pod żebra. Stworzyciel Rycerzy Walpurgii był wprawnym legilimentą i opiekun smoków mógł się o tym dotkliwie przekonać; ukrywanie więc morderstwa jednego ze swoich byłoby sztuczką niemożliwą do spełnienia i samobójczą. Młody szlachcic wciąż miał w głowie wrzaski i krew Samaela, gdy t en został ukarany za nieporozumienie z Lestrangem. Co więc miało spotkać tego, kto pozbywał się, nawet niechcianego, sojusznika? Przy Cynericu nie musiał zważać na każdy gest, który w jakikolwiek sposób mógłby zostać odebrany jako błędny. Obaj równocześnie z dziecinną łatwością odczytaliby, gdyby jeden z nich próbował w jakikolwiek sposób okłamać drugiego. Nigdy by się to jednak nie zdarzyło. Nie między nimi. Nie między braćmi.
Morgoth zdawał sobie sprawę, że starszy Yaxley martwił się o niego. O nadchodzące małżeństwo. O odczucia zaledwie dwudziestodwuletniego Śmierciożercę. Można by powiedzieć, że było to naiwne - wszak poplecznicy Riddle'a dokonywali rzeczy wielkich i przerażających zarazem. Coś tak przyziemnego jak ożenek nie powinien być ich zmartwieniem. Tylko głupiec tak by to postrzegał, a żaden z nich nim nie był. Doceniał to, lecz Cyneric musiał zdawać sobie sprawę z faktu, że Morgoth nigdy nie był tym, który zawierzyłby aż tak własnemu sercu. Zwiodło go raz, a potem za drugim zryw był zbyt silny, że sam przeraził się tego, do czego był zdolny. Zamiast jednak zastanawiać się nad tym, wsłuchał się w rozważne słowa kuzyna. Nikt nie powinien był wątpić w dar rady i mądrości blondyna, bo burza w rozmyślaniach Morgotha zaczęła powoli się uspokajać, a sam zainteresowany dostrzegał prawdę w ów przekazie. Uśmiechnął się nawet nieznacznie na słowa o przodkach, wiedząc też, co chodziło Cinie po głowie. Kontrast obu rodów był szokujący - zarówno w historii, pochodzeniu czy aktualnym stanie politycznego zaaferowania. Prócz jednego Rycerza w przeszłości nie kojarzył, by ktokolwiek z tej rodziny był zaangażowany w ich sprawę. Nie wyobrażał też sobie delikatnego kuzyna swojej narzeczonej w szeregach walczących. Być może się mylił i Flavien Lestrange posiadał ukryte talenty, lecz przesiąknięty od maleńkości pewną dozą pogardy do francuskich korzeni, nie był skłonny temu zawierzyć. Chwalebny rodowód Yaxleyów dodatkowo sprawiał, że drzewo genealogiczne sięgało jeszcze przed narodzinami samego Merlina. Pewność siebie i rodowa duma była więc krzewiona w najmłodszych latoroślach i utrzymywana przez starszych. Oni już wkrótce mieli przekazać je swoim dzieciom. Tak. Mógł jedynie oddać kuzynowi szacunek, wiedząc, że było to pięknie powiedziane. Odpowiednio, silnie, bez zbędnych dodatkowych słów. - Wielkie problemy współczesności nie rozstrzygną się mowami i uchwałami większości, ale krwią i żelazem - odpowiedział spokojnie, odwołując się do rodowego motta, lecz dało się słyszeć w jego głosie pewnego rodzaju żal. Dyplomacja zawiodła, a winę mieli ponieść ci, którzy nie byli bezpośrednio włączeni w konflikt z własnej woli. Myślał o wszystkich dzieciach, które rozradowane mijały go na Festiwalu Lata. Ich nestorzy przypieczętowali ich los, obieraniem złej strony. Samolubni starcy szli ku samozagładzie. Kres ich świata już tu był, stali na klifie i z własnej woli rzucali się na skały. A wraz z sobą ciągnęli niewinnych.
Czy to się może udać?
- Co masz na myśli? - spytał, przenosząc spojrzenie na kuzyna, lecz Cyneric nie musiał już odpowiadać. Morgoth dostrzegł w twarzy mężczyzny treść tej kwestii. Nie będę słaby, przebiegło mu przez myśl, lecz nie odważył się odezwać i uderzyć w uczuciową sferę bliskiego mu Cynerica. Blizna na lewym oku zadrgała czarnowłosemu, gdy brutalne wspomnienia wbiły się boleśnie w jego pamięć bez żadnej kontroli. Musiał odwrócić twarz, by kuzyn nie odczytał z niej nic ponad to. Wiedział, że tematem ich rozmowy była Marine, ale ciężko było mu nie sięgać do obrazu innej osoby. Nie mógł więc odpowiedzieć na zadane mu przed momentem pytanie. Nie potrafił w jakikolwiek przewidzieć, co się wydarzy na tej linii. Nie wiedział czy sam będzie zdolny do wyjścia spoza aktualnych ram. Był pewien, że odda za przyszłą żonę życie i nie pozwoli nikomu jej skrzywdzić. Nawet jeśli tym kimś miał być jego ojciec, lecz uczucia były złudną grą. A on był zbyt zmęczony, by teraz o tym rozmawiać czy choćby myśleć. Wierzył, że Cyneric to zauważył i zachowa to dla siebie, pytając za parę miesięcy lub już nigdy. Przez moment trwali w całkowitym milczeniu i spiętej atmosferze niewypowiedzianych słów. Kolejnym jej przeciwnikiem okazał się Morgoth, zabierając głos. - Rosalie - urwał na moment, chcąc by to imię na moment pozostało w powietrzu. - Dawno jej nie widziałem - kontynuował, mówiąc tym równocześnie, by młody mąż powiedział coś o małżeństwie. Nie mieli jeszcze okazji o tym porozmawiać, zresztą stan kuzynki pozostawał dla niego tajemnicą. Same relacje między nimi się zmieniły, odkąd nie była jego bliską rodziną, a żoną brata. Wiele się zmieniło, a wkrótce Yaxley's Hall miało być domem dla kogoś jeszcze.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]05.08.18 10:55
Starszeństwo zawsze oznaczało obowiązki. Przez długi czas to na pewno Cynerica baczniej obserwowano właśnie przez to, że był starszy. Później sytuacja wyrównała się nieco, kiedy ojciec Morgotha został nestorem. Od synów nestorów wymaga się więcej. Wszystkie oczy zwrócone są właśnie na niego, żeby nie przyniósł wstydu rodowi. Plotkarskie bestie prędzej zainteresują się kimś takim niż innym, przypadkowym członkiem rodziny. Nie było w tym nic niezwykłego - chociaż krzywdzącego dla młodszego kuzyna. Wszakże do tej pory smakował względnej wolności, czy raczej swobody w życiowej ścieżce - teraz musiał poświęcić beztroskę na rzecz bezgranicznego posłuszeństwa oraz co gorsza perfekcyjnego wpisywania się w ramy wzorowego lorda Yaxley'a. Nietrudno było o potknięcie, gdy cały świat na nie czekał - jednakże młodszy z mentalnych braci na szczęście pozostawał silny, niezłomny. Do tego roztropny oraz lojalny, już nic złego nie mogło się wydarzyć. Wręcz przeciwnie - ich rodzina miała szansę rozkwitnąć na nowo. Właśnie dzięki niemu. Temu, który przejąwszy schedę po wymagającym ojcu sławił ich nazwisko w oczach Czarnego Pana, wśród innych Śmierciożerców. To był prestiż, którego Cynek obawiał się; to już nie on był tym pierwszym, lecz nie to było problemem - nigdy nie chciał nim być. Po prostu ciężar obowiązków rozkładał się bardzo nierówno, a on chciałby wspomóc młodego opiekuna smoków. Nieść ten krzyż wraz z nim, chociaż nie było to możliwe. Starał się go więc wspierać, lecz ostatnio zadanie to przerosło Cynerica. Nie rozmawiali dość długo, raczej mijając się niż nawet zwyczajnie siedząc obok siebie. To dlatego, że misja zakończyła się dlań dotkliwiej niż przypuszczał, zaś wizyta Morgotha w Azkabanie wymagała pilnej regeneracji zmęczonego psychicznie czarodzieja. Nie dziwił mu się, to musiał być koszmar w najczystszej postaci.
Do tego wszystkiego cudowne uzdrowienie Lei - chociaż było wspaniałą wiadomością, to również dołożyło pewnych zmartwień. O to, co dalej, o jej zdrowie oraz przyszłość, ponieważ jakaś musiała się przed nią malować. Chciał w to wierzyć. I zaręczyny z kobietą, o której na pewno młodszy Yaxley nie wiedział zbyt wiele, tak się wydawało jego kuzynowi, nieświadomego dziwnego połączenia między tą dwójką jeszcze z czasów dzieciństwa.
Bez względu na to jak licho wyglądały te problemy w obliczu trwającej wojny, to wojenna ścieżka została na chwilę odgrodzona, nie pozwalając tym samym na kroczenie po jej powierzchni. Na razie. Bowiem niebawem wszystko rozpocznie się na nowo, a oni zwyciężą, tak jak zapowiedział Cyneric. Należało tylko to zrobić. Spełnić pragnienia, dotrzeć do celu - nic więcej.
Uśmiechnął się delikatnie na słowa Morgo. Dokładnie tak było - i tylko głupcy twierdzili inaczej. Między innymi ci, po których ziemiach właśnie stąpali, czyż to nie paradoks?
Z początku zamierzał odpowiedzieć na zawieszone między nimi pytanie, lecz nie musiał - dostrzegł w spojrzeniu kuzyna, że zrozumiał o co mu chodziło. Natomiast treser trolli nie dopatrzył się uczucia, jakim młodszy Yaxley darzył inną kobietę; widocznie nie wiedzieli o sobie wszystkiego. Jednakże pojął, że to zbyt wczesna pora, żeby snuć podobne spekulacje. Oboje wraz z lady Lestrange musieli zanurzyć się w małżeństwie, żeby przekonać się na własnej skórze czy to mogło się udać. Nie tyle partnerstwo jako takie, a miłość. Uskrzydlająca, dająca nadzieję. - Ostatnio źle się czuła - przyznał szlachcic, lecz strapienie na jego twarzy pojawiło się tylko na ułamek sekundy. - Już jest dobrze - zapewnił zadowolony. Nie poznali przyczyny krótkiej niedyspozycji Rosalie. To i tak nie miało większego znaczenia skoro wszystko zmierzało ku dobremu. - Porozmawiamy dziś - zaproponował spędzenie czasu we czworo, chociaż nie postawił na końcu znaku zapytania.



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]07.08.18 8:30
Oddychał spokojnie, pozwalając sobie na to. Ostatnimi czasy wcale nie było tak łatwo zaczerpnąć mu chociażby tchu, który nie byłby naznaczony bolączkami i spięciem. Morgoth musiał patrzeć na to czy jego powiększająca się rodzina była bezpieczna, a przy okazji przekładał życie każdego jej członka nad swoje. Zdawał sobie sprawę, że jego kuzyn chciałby ryzykować tyle samo lub więcej, ale jedna wieczysta przysięga w tym rodzie wystarczyła i młodszy z Yaxleyów nie mógł, nie chciał oczekiwać tak skrajnego poświęcenia ze strony Cynerica. Ze świeżo poślubioną wybranką mieli być tak samo bezpieczni i trzymani z daleka od chaosu jak reszta. Już sama obecność blondyna w szeregach Rycerzy Walpurgii była sporym wsparciem dla Morgotha i krokiem ku zwiększeniu istotności swojego tam bytowania. Spełniali obowiązki, które były wypowiadane w dawnej przysiędze każdego z męskich potomków lordów Cambridgeshire po osiągnięciu pełnoletności - dlaczego ów zwyczaj został zapomniany i niepraktykowany? Obaj jednak znali go na pamięć i wspólnie często powtarzali, chcąc nierozerwalnie czuć w żyłach dawnych wojowników, których byli potomkami. Tych, którzy nie bali się powstać i iść naprzeciw całemu światu, nie musząc martwić się o to, że postępowali wbrew innym. Właśnie to sprawiało, że Yaxleyowie byli silni, niezależni, surowi, niezmienni. Otoczka bagien i mieszkających na tych ziemiach trolli jedynie wzmacniała ów twardość i odrębność. Podczas gdy tak wielu oznaczało się delikatnością i czerpaniem przyjemności z materialnych ułud, balów, wystaw, oni byli przeciwwagą. Żaden mężczyzna zrodzony z tym starym nazwiskiem nie był pasującym do współczesnych czasów, lecz ich ojcowie i matki tego nie oczekiwali - rygorystyczni, cisi, zamknięci w sobie i konserwatywni do granic możliwości. Taki sam był Leon Vasilas dla Morgotha, lecz ten nigdy nie narzekał. Wiedział jaką powinnością powinien był się odznaczać i nie bał się spojrzeń, które pilnowały go przez całe życie. Teraz zainteresowanie jego osobą wzrosło po wyborach ojca na nestora oraz gdy ogłoszono zaręczyny z lady Marine Lestrange. Głosy miały ucichnąć dopiero, gdy pierwszy dziedzic zakwili po narodzinach między ścianami sypialni w Yaxley's Hall - wtedy ktoś inny miał paść ofiarą plotek, ale to nie plotki miały kiedykolwiek być problemem. Spiski, intrygi, które każdego dnia wzrastały, a niestabilne sojusze upadały, by zawiązać się gdzieś indziej. Pomimo niesnasek musieli być opoką dla magicznego świata i ratować go przed zalewem nieczystej krwi, która rościła sobie prawa do posiadania ich schedy i jaką zdradą było dobrowolne wpuszczenie ich do siebie? Nikt kto popierał sprawę mugoli nie mógł myśleć trzeźwo ani długodystansowo. Wkrótce potomkowie wielkich czarodziejów dawnych czasów mieli wyginąć, przytłoczeni ogromem pozbawionych tej pierwotnej magii barbarzyńców. Żaden konserwatywny arystokrata nie pchał się wszak do rzeczywistości po tamtej stronie lustra i nie domagali się swych racji. Jakim więc prawem niemagiczni żądali równouprawnienia w tym świecie? Nie pojmował logiki, która panowała pomiędzy zarówno wrogami czystej krwi jak i ich poplecznikami. Nie była to wprawdzie logika, a wypaczenie, wynaturzenie natury magii i porzucenie wartości, o które dbali przodkowie zdrajców przez tyle wieków. Co miało się zmienić, by przejrzeli na oczy? Być może nic, bo ginęli w imię własnej pychy i dumy i wciąż pozostawali zaślepieni swoim altruizmem. A równocześnie wyniszczali ich wszystkich. Gdyby nie oni, nie byłyby potrzebne tak drastyczne kroki. Gdyby nie zaś one, Morgoth nie odsunąłby się od kuzyna. Cyneric miał rację - Leia, Marine... Oczywiście, że sprawiały, że młodszy z Yaxleyów czuł się silniejszy, ale równocześnie obawiał się o przyszłość obu młodych dziewcząt. Jedna miała go opuścić, druga stać się wyjątkowo bliska. Ruchy na tej ryzykownej i brutalnej szachownicy musiały być starannie dobrane, by nie ugodzić żadnego niewinnego życia. I mimo że jedno było bardziej mu znane od drugiego, nie oznaczało, że drugie było mniej wartościowe. Odpowiedzialność spoczywała na dwójce idących ramię w ramię młodych mężczyzn i miała trwać do ich ostatniego oddechu.
To była prawda. Nie wiedzieli o sobie wszystkiego, lecz w ostatnim czasie Morgoth nie chciał nawet, by sam pamiętał o tym, co się działo. Nie chciał być rozproszony ani czuć dziwnego uwierania w umyśle, gdy potrzebował skupienia na czymś kompletnie innym. Musiał znów się odnaleźć w chłodnej kalkulacji i analizie, które były dla niego azylem i bezpieczną przystanią. Tego wymagały okoliczności, a on nie mógł się zachowywać jak szczeniak. Wiedział, że w końcu zdusi w sobie wszelkie głosy i podszepty, na nowo stając się dawnym sobą - zawieszonym między wyjazdem do Rumunii, a podjęciem kroków w Azkabanie, by oswobodzić jednego ze swoich. I jedno, i drugie wydarzenie odcisnęło na jego umyśle piętno i towarzyszyły mu aż do teraz, mimo że nie aż tak domagające się uwagi jak kiedyś. Poruszanie się w sferze uczuciowej było dla niego jak labirynt, a mówienie o tym sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej nie na miejscu - nawet jeśli były to słowa między nim a Cynericiem. Nie, żeby towarzystwo kuzyna w jakiś sposób go krępowało. Wręcz przeciwnie, lecz rozmowa o emocjach była dla niego sprawą niesamowicie skrywaną, a nienauczony przez ojca ich wyrażania, nie zamierzał zmieniać swojego postępowania w tym kierunku. Chciałby na powrót wrócić do tego jak chłodny i zdystansowany był. Wiedział, że siłą własnego umysłu wyprze to, co było i stanie się kimś, kim chciał być - bez ciężaru emocji. Było to jedynie kwestią czasu.
Nie odpowiedział na słowa o złym samopoczuciu Rosalie. Skinął jednak głową, gdy dostał odpowiedź zwrotną o polepszeniu się jej stanu zdrowia. Czy może chodziło o ciążę? Wiedział, że właśnie tego oczekiwano i sam zdecydowanie właśnie liczył na fakt, że młode małżeństwo na dniach oznajmi, że spodziewają się nowego potomka rodziny Yaxley. Niedługo też to jemu wszyscy mieli o tym wspominać, jednak póki co nie słyszał nawet półsłówek o dacie ślubu. Jednak to kolejne słowa Ciny zwróciły jego uwagę silniej. - Gdy poczuje się na siłach - odparł, odnosząc się do Marine. Nie zamierzał jej obarczać tak prędko i tak gwałtownie całą swoją rodziną. Dzisiaj już miała spędzić dzień z Leią. Z wielką chęcią przedstawiłby jej drogiego kuzyna i jego żonę, lecz to mogło zaczekać. Sam miał widzieć swoją narzeczoną dopiero drugi raz. Ile dni pozornie samotnych mieli spędzić w przyszłości? Wolał zresztą zostawić póki co ów temat. Między dwójką Yaxleyów było coś ważniejszego, o czym Morgoth nie rozmawiał jeszcze z bratem, a nie chciał, żeby dowiadywał się o tym po fakcie. - Ojciec potępi Prewettów po zakończeniu festiwalu - nie silił się na współczujący ton, bo nie było ku temu powodu. Owszem - matka Cynerica nosiła ów nazwisko, lecz jedna osoba z przeszłości nie mogła decydować o tym, co miało się dziać w przyszłości. Nie trzeba było równocześnie tego tłumaczyć - otwarte poparcie dla mugoli biło na każdym kroku. Wystarczyło przypomnieć sobie słowa przemowy, spojrzeć na zaproszonych gości. Polityka nestora Prewettów dążyła ku samozagładzie i Yaxleyowie zamierzali otwarcie zerwać jakiekolwiek więzy między dwoma rodzinami nim będzie za późno. Nie był im potrzebny taki sojusznik. - Chcę, byśmy częściej rozmawiali o przyszłości tej rodziny. Ojciec nie mówi mi wszystkiego, ale gdy już to robi, oczekuje mojego stanowiska. Twoja opinia zawsze była dla mnie cenna - powiedział, odwracając się do kuzyna, by równocześnie zaakcentować chęć lub właściwie propozycję nie do odrzucenia. Nestor miał decydujący głos, ale świeże spojrzenie zawsze było cenne. Razem na polu walki, razem na scenie politycznej.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]07.09.18 0:57
Pragnął pomagać bardziej, intensywniej, z większym zdecydowaniem, lecz na Cynerica czekały liczne obowiązki. Zarówno względem swego rodu, którego nazwisko dumnie nosił, także ze względu na rodzinę jaką niedawno założył. Nie miał pojęcia czym spowodowane było nagłe zasłabnięcie Rosalie, uzdrowiciel nie był im w stanie powiedzieć niczego konkretnego ponad to, żeby lady Yaxley oszczędzała swoje siły. On sam nie wyobrażał sobie siebie w roli ojca - z drugiej strony bardzo tego pragnął, sądząc, że będzie dla swego dziecka równie wspaniałym rodzicielem co dla niego był Leofric. Dzielny wojownik zaznajomiony z rodzinnym interesem, idealny dziedzic władców Cambrigeshire; niedościgniony wzór dla swoich dzieci. Jego syn sądził natomiast, że wszelkie nieprawidłowości w funkcjonowaniu organizmu małżonki spowodowane były raczej zmartwieniem jakie przyniósł do posiadłości jej mąż. Po misji w mugolskiej elektrowni nie prezentował się najlepiej. Dobrze, że został uzdrowiony przez krewnego Morgotha - w przeciwnym razie wypad ten mógł skończyć się dlań tragicznie.
Nie żałował jednak swego uczestnictwa w Rycerzach. Nie był tak przydatny Czarnemu Panu jak jego młodszy kuzyn, lecz Cynek wierzył, że zdołał dołożyć swoją cegiełkę do umocnienia potęgi magicznego świata. Pozbycie się z niego szlamu było priorytetem, za który należało walczyć. To był ich obowiązek. Każdy przedstawiciel szlachetnego rodu winien zadbać o swe korzenie oraz tradycję. Nie wszyscy sięgali po broń - może to lepiej? Nie wyobrażał sobie niektórych szlachciców na froncie. Dobrze, że przynajmniej dbali o dziedzictwo magicznej arystokracji, czego nie można było powiedzieć o niektórych nazwiskach widniejących w skorowidzu Notta. To wprost nie do pojęcia, jak można było tak bardzo zapuścić rzeczywistość w jakiej żyli czarodzieje. Cyneric nie pojmował tego i pojąć nie chciał - często za to rozmyślał nad tym, co mógłby zrobić dla przywrócenia starego porządku w ichniejszym świecie. Chyba jedynie działać z ramienia Rycerzy, ponieważ pokojowe rozwiązania najwidoczniej nie zdały egzaminu. Gdyby wszyscy zostali wychowywani tak surową ręką jak Yaxley'owie, problem ze szlamolubami właściwie nie istniałby wśród najwyższej sfery. Każdy znałby swoje miejsce w świecie - hołdowałby prawom przodków, pielęgnując wszystko, co najważniejsze w życiu każdego lorda oraz każdej lady. Dzięki temu nie istniałby ten przeklęty rozłam szlachetnie urodzonych. Niestety na reedukację było już za późno - musieli wyegzekwować posłuszeństwo siłą.
Yaxley zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę. Przytłoczony zarówno polityką jak i sprawami towarzyskimi miotał się z jednego krańca życiowego stołu na drugi, nie do końca wiedząc, w którym miejscu wreszcie usiąść. Tuszył nadzieję, że podobne dylematy ominą Morgotha - liczył na jego roztropność oraz większe rozeznanie pomiędzy tymi dwoma światami. To nawet zabawne jak młodszy z nich świecił przykładem, w przeciwieństwie do tego starszego z kuzynów.
Powoli wracali już na wybrzeże wiedząc, że lada moment rozpocznie się tradycja połowu wianków pięknych niewiast. W tym roku obaj mieli już konkretne damy, których sięgnięcie po wieniec było im przeznaczone. - Dobrze - stwierdził ugodowo, nie chcąc wnikać w kompetencje krewnego. Może lady Lestrange była niezwykle delikatna psychicznie, a może to Cyneric nie uczesał brody, przez co wyglądał na strasznego mężczyznę gotowego wzbudzić w kobiecie trwogę - któż to mógł wiedzieć.
- To słuszna decyzja - skomentował padające w przestrzeń słowa. Zgadzał się z nią, chociaż nie musiał - jego zdanie nie miało w tym wszystkim znaczenia. Jednakże chciał potwierdzić, jakby próbował przekonać do tego sam siebie. Miał świadomość, że jego matka była jedynie reliktem przeszłości, istotnym elementem jedynie dla niego, lecz i tak odczuł dziwne ukłucie w sercu. Prewettowie dawno wyrzekli się zarówno jej jak i pokrewieństwa z Yaxley'ami, zatem tych dwóch rodzin nie łączyło już nic - a pomimo tego świadomość uwierała. - Postaram się cię wspomóc najlepiej jak umiem - zapewnił solennie, spoglądając na Morgo. - Wiadomo co z Leią? - spytał bardziej z ciekawości niźli konkretnego parcia na odpowiedź. Oczywiście miał na myśli jej dalsze losy; jej brat się zaręczał, czy miał nadejść czas również dla niej?



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]13.09.18 17:29
Nie wątpił w oddanie Cynerica ich rodzinie. Starszy z kuzynów mógł poświęcić wiele, lecz Morgoth nie zamierzał do tego dopuszczać. Nie pozwoliłby mu, nawet gdyby ten bardzo tego chciał. I tak wystarczająco się narażał, chociaż wsparcie, które dawał było nieocenione. Yaxleyowie na spółkę z Burke'ami byli rodziną w kręgach Rycerzy Walpurgii, lecz tylko ci pierwsi posiadali również i swojego nestora wtajemniczonego w ich istnienie. Wspólnie byli silnym filarem powstającego dopiero, odradzającego się na zgliszczach imperium czystej krwi. Budowali je z poświęceniem, cierpieniem, karczując drogę dla przodującej im idei. Cieszył się, że Cina mu w tym towarzyszył, że razem byli tą częścią, do której byli stworzeni. Jak inaczej mogli zapewnić przyszłość rodzinie, gdy dyplomacja zawiodła? Twarde wychowanie w tradycji nie było więc zbędne, a umiejętności, których nabierali wraz z dojrzewaniem miały przyczyniać się do walki. Ramię w ramię przeciwko zdrajcom i niebezpieczeństwu. To nie miało być łatwe. Krwawe, brutalne, ciężkie nie tylko fizycznie, ale również i psychicznie. Morgoth nie mógł zapomnieć fotografii, która wypadła z szat jednej z pracownic Ministerstwa Magii i ukazywała roześmianą, pełną radości dziewczynkę. W tamtym momencie jej matka już nie żyła, a on patrzył na jej nieruchome ciało i puste, otwarte szeroko oczy. Często wracał do tej chwili, powtarzając ją w myślach setki, jeśli nie tysiące razy. Czy mogli zrobić to inaczej? Wiedział, że mogli, lecz nie on o tym decydował, a czasu było niewiele. Niekiedy łapał się na tym, że żałował, że nie zabrał fotografii ze sobą; nie wiedział, dlaczego miałby to zrobić, lecz ten odruch był dla niego niezrozumiały. Ile jeszcze takich zdjęć miał widzieć? Z ilu dziecięcych twarzy zmazać uśmiech radości i miłości? Ile matek miało jeszcze zginąć? Ile sierot miał za sobą zostawić, by zapewnić swoim potomkom przyszłość? Słuchając Cynerica, wiedział, że kuzyn był niezwykle pewny w tych dokonaniach. Że wygrają. Tak. Morgoth też wierzył w to, że im się uda; ich motywacja była niezrównana. Mieli zwyciężyć. Ale za jaką cenę?
- Wiem, że to dla ciebie trudne. Ale dziękuję - powiedział w końcu, słysząc poparcie blondyna dla działań ojca. Nie miał wątpliwości co do jej słuszności, ale chciał zapewnić kuzyna, że pomimo wszystko to Yaxleyowie byli jego prawdziwą rodziną. Że pomimo ciężkich tematów, kierunków, które podejmowali, potrafili być jednością zdolną burzyć nowe porządki, by przywrócić stare. Już dawno obaj kuzyni przestali być dziećmi, chociaż Morgoth wciąż czuł się z wielu dziedzin niedouczony. Był dopiero na początku swojej drogi życia, lecz głęboka samokrytyka nie pozwalała mu się usprawiedliwiać. Zdawał sobie sprawę, że może i transmutacja była czymś, co opanował na zaskakująco wysokim poziomie, lecz co z resztą? Nie ocali rodziny jedynie tym. Wilk ukryty pod jego skórą twierdził inaczej, jednak czarodziej był na tyle potężny, na ile potężna była jego magia. Musiał więc przyłożyć się do nauki. Zamyślił się na moment, gdy towarzyszy spytał go o siostrę. - Rozumie czym jest rodzinny obowiązek - odparł pokrótce, wiedząc, że kuzyn wyłapie wszystko, co było w tym zdaniu ukryte. Morgoth nie chciał, by to ojciec jako pierwszy przeprowadzał rozmowę z Leią w sprawie pracy oraz przyszłego związku z jednym z licznych dziedziców arystokratycznej tradycji. Zresztą podejrzewał, że to było właśnie jego zadanie, nie ich rodzica, by poruszyć te tematy. Jako brat, jako syn, jako ten, na którego spojrzenia skupiały się najbardziej, zdawał sobie sprawę z faktu, iż młodsza z latorośli Leona Vasilasa i Beatrice kiedyś będzie musiała stawić czoła ograniczeniu wolności, na którą do tej pory jej przyzwalano. Nie było nikogo, kto stał ponad Leią w sercu Morgotha i dlatego wszystko, co się jej tyczyło, dotykało go mocniej niż cokolwiek. Analizował po tysiące razy wszelkie możliwości jej przyszłości, chciał zapewnić dziewczynie to, co najlepsze, a równocześnie wiedział, że niedługo tę rolę przejmie jej mąż. Czy oznaczało to, że miał porzucić troskę, którą obdarowywał siostrę? Wiedział, że nie i nawet przyszły małżonek nie byłby w stanie mu tego odebrać. Kiedyś miała się zakończyć opieka brata, lecz nie w tym przypadku. Nie w przypadku tego brata. Nie w przypadku tej siostry. Nie w przypadku tej rodziny. - Chciałbym, żeby została w domu - dodał po chwili, wiedząc, że to życzenie było niezwykle egoistyczne i nigdy nie miało się spełnić. Znał doskonale mechanizmy, które rządziły ich rodziną i mało która kobieta miała mieć tyle szczęścia co Rosalie, by pozostać w rodzinnej posiadłości i zachować nazwisko. Yaxleyowie nie byli rozległym rodem, chociaż potężnym. Siła tkwiła jednak w umiejętności politycznych manipulacji i rozeznania, a do tego potrzebowali sojuszników. Zdrowiejąca Leia była więc idealną kartą przetargową, by podkreślić zażyłość i status lordów z wschodniej części Wielkiej Brytanii. Otoczeni przez wrogów nie mogli sobie pozwolić na najmniejsze objawy słabości, a uczucie Morgotha do siostry niewątpliwie właśnie nią było. Kamuflował się z tym, jednak wszyscy wiedzieli, że jeśli znieważyło się jednego z noszących nazwisko Yaxley, zadzierało się z całym rodem. Władali ziemiami stalową ręką i nie szli na kompromisy. By dalej to ciągnąć potrzebowali Lei. Potrzebowali tego małżeństwa. - Co sądzisz o Lupusie Blacku? - spytał, nie podnosząc spojrzenia, lecz Cyneric mógł wyczuć w tonie opiekuna smoków nutę wymuszenia wręcz wyrażenia swojej opinii. Było to niezwykle ważne i Morgoth nie podkreślałby tego faktu, gdyby nie było to potrzebne. Lupus był jego kuzynem, bliskim w relacji, chociaż to nie o swoje odczucia się martwił. Potrzebował oceny kogoś, kto stał obok a nie w środku kręgu.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]19.09.18 20:27
Niestety zwycięstwo zawsze było okupione poświęceniem - najczęściej cudzej krwi, chociaż nierzadko również własnej. Trudy i znoje, bitwy i szczęk oręża, pot, zmęczenie oraz satysfakcja czająca się na samym końcu wędrówki - to nie było dla nich obce, wszakże będąc Yaxley'ami zaznajamiano ich z tymi sprawami od maleńkości. Najpierw jedynie czytając o wielkich dokonaniach wspaniałych przodków, później zaś przygotowywano ich do objęcia ich roli zgodnie z wolą, żeby każdy potomek lordów Cambrigeshire zasłużył na swoje dziedzictwo, miano jakie przyjął wraz z dniem narodzin. To nie tylko przywileje, to przede wszystkim obowiązki. Jednym z nich stało się oczyszczenie świata z brudu oraz zarazy jaka wstąpiła w magię pod wpływem działalności mugoli oraz ich sympatyków. Świadomość tego zatrważała, stąd zaś niedaleko do podjęcia działań – odparcia wroga w celu ochrony nie tylko siebie, lecz nawet przede wszystkim ukochanej rodziny. Cyneric wiedział, że wymagało to od nich walk nie tylko na poglądy - także na śmierć oraz życie. Ktoś musiał umrzeć, żeby mógł żyć ktoś i jakkolwiek było to brutalne, musieli podejmować takie decyzje. Nie zabijać losowo, na chybił trafił, z wyrachowania oraz samej chęci mordu, a z powodu strategii. Musieli widzieć pionki na wielkiej szachownicy polityki i zbijać je, dążąc do majaczącego na horyzoncie celu. Nie mniej i nie więcej. Niestety forma, w jaką chcieli wpakować rzeczywistość wymagała ogromnych zmian. Tak samo jak ogromnych pokładów determinacji i położenia na szali własnych przekonań. Wygięcia moralnego kręgosłupa, wypaczenie zasad, ponieważ życie owszem, było cenne, natomiast produkowanie sierot nie było szczerym zamiarem ani niepohamowanym pragnieniem, lecz zdarzało się i tak - jako skutek uboczny. Musieli wytrwać, przełknąć nagromadzające się porażki wiedząc, że prowadziły one do zwycięstwa. W przeciwnym razie ich trud nie miałby sensu, zostałby skazany na niepowodzenie już na samym starcie, a co za tym idzie staraliby się na darmo marnując cenne pokłady energii oraz środków; Yaxley'om daleko do marnotrawstwa.
Niestety każdy z nich musiał zmagać się ze swoimi emocjami oraz wątpliwościami i chociaż mogli na siebie liczyć dzieląc się wzajemnym ciężarem spoczywającym niestrudzenie na barkach, to w ostateczności samotnie stawali przed pewnymi wyborami. Głównie dlatego, że ich zadania w Rycerzach Walpurgii wyglądały inaczej, tak jak podział obowiązków oraz praw, jednakże wciąż mieli szansę na zaczerpnięcie świeżego powietrza i zdystansowania się nieco od okrutnych spraw dotyczących organizacji.
Skinął głową, nie wiedząc co mógłby powiedzieć - Morgoth rozumiał lepiej niż ktokolwiek inny, wszelkie wyjaśnienia stawały się w obliczu tej informacji całkowicie nieistotne. Owszem, to było trudne, zrzec się pewnej części osobistej historii, lecz tym ona właśnie była - jedynie przeszłością, niemającą żadnego odwzorowania w teraźniejszości i nijak nie wpływającą na przyszłość. Zwłaszcza, że decyzja była naprawdę słuszna. Zatem Cyneric wolał zakopać te wieści w niepamięci, koncentrując się na tym, co jeszcze przed nimi, nie za nimi.
Przed nimi była również sytuacja Lei. Niełatwa, bowiem raptem niedawno ocknęła się ze szponów choroby; nawet to nie mogło mieć znaczenia w układaniu politycznych korzyści między rodzinami. - Niestety nie jestem pewien czy pozwolą kolejnej córce zostać w Yaxley's Hall - odpowiedział nieco smutno, wiedząc, że poniekąd jest winnym tej sytuacji. Jednakże miłość nie wybiera, jak blondyn stwierdził w duchu. Nie chciał i nie czuł potrzeby usprawiedliwiania się - nie w tym przypadku. Relacje między rodami musiały się w tych trudnych sytuacjach zacieśniać, zatem kolejny mariaż między kuzynostwem w obrębie tego samego nazwiska raczej był niemożliwy.
Zastanowił się nad zawisłym w powietrzu pytaniem. Treser trolli wiedział, że to mogło być już postanowione, tak jak mogło być dopiero w powijakach pomysłu, jednakże opinia okazała się konieczna, bez względu na wszystko. - Nie znam go zbyt dobrze - zaczął roztropnie. Historyczna niechęć względem Blacków nie miała w tym dużego udziału, natomiast Lupus był krewnym Morgotha, nie Cynerica. - Ma prawidłowe poglądy, wydaje się być nastawiony na sukces, pracowity i kompetentny. Nie jestem pewien czy zdołałby ochronić Leię przed niebezpieczeństwem, lecz osobiście byłbym skłonny dać mu szansę - zakończył wywód. Zerkając na kuzyna. Dopiero potem przeniósł spojrzenie na przód. Wychodzili już z lasu, niedaleko zamajaczyło wybrzeże oraz tłum idących w tamtym kierunku mężczyzn. - Chyba królowe zaplotły już swoje korony - skwitował z delikatnym uśmiechem. Porozmawiali jeszcze chwilę, zaś później rozdzielili się do swych partnerek.

zt x2



Sanguinem et ferrum potentia immitis.

Cyneric Yaxley
Cyneric Yaxley
Zawód : treser trolli
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
There is a garden in her eyes, where roses and white lilies flow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3851-cyneric-yaxley https://www.morsmordre.net/t3906-bagienna-poczta#73780 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3907-skrytka-nr-974#73782 https://www.morsmordre.net/t3908-cyneric-yaxley#73784
Re: Ścieżka w lesie [odnośnik]28.12.20 22:18
20.07

Droga do domu z chatki Cory była długa i chaotyczna. Tonks miał wrażenie, że gorączkuje - nie wiedział, czy jest chory, czy też czarna magia Cruciatusa nadal paliła jego ciało. Dał radę teleportować się z własnego domu do panny Howell, ale po nerwowej rozmowie czuł się jeszcze gorzej i nie zdołał teleportować się z powrotem. Chyba brakowało mu niezbędnego skupienia - zamiast o wybrzeżu Kornwalii, uparcie myślał o potrzebie spędzenia nadchodzącej nocy w lesie, w blasku księżyca w pełni. I trafił do lasu, choć nie wiedział jakiego. Kilka lat temu bawił się w tych okolicach na Festiwalu Lata i może dlatego podświadomie wybrał to miejsce. Dzisiaj drzewa wyglądały jednak posępnie i nie kojarzyły się już z tamtymi dniami. Słońce było jeszcze nisko na niebie, ale Mike kierował się w jego stronę, na południowy wschód. Z każdym krokiem szło mu się coraz ciężej, więc w końcu ciężko usiadł pod jednym z drzew, licząc, że odzyska siły aby teleportować się bezpośrednio do domu.
Na to jednak się nie zanosiło.
Nie przespał całej nocy i coraz bardziej burczało mu w brzuchu. Cora wywaliła go z domu, pewnie słusznie, zanim zdążyła rzucić okiem na jego rany. Szkoda, znała się w końcu trochę na leczeniu. Choć był pewien, że cięcie na ramieniu było płytkie, a siniaki niegroźne (jako auror mógłby tak chodzić cały dzień) to i tak czuł się fatalnie. W ciągu niecałych dwunastu godzin nie zdołał powstrzymać rzezi mugoli, oberwał Zaklęciem Niewybaczalnym i naszedł dawną koleżankę niczym wariat, zrażając ją do siebie. A może już wariował - albo z powodu wyrzutów sumienia, albo skutków ubocznych Cruciatusa. Jeszcze zanim się tutaj teleportował, z lasu w Gloucestershire, widział między drzewami duchy, wytwory własnej wyobraźni. Był pewien, że żadna z towarzyszących mu osób nie wybrałaby losu ducha, ale i tak czuł na sobie ich oskarżycielskie spojrzenia. Zamordowanych mugoli, dawnej dziewczyny, zmarłej mamy. Po teleportacji zniknęli, ale może będą mu towarzyszyć zawsze?
Dlatego, gdy ujrzał na ścieżce kolejną znajomą sylwetkę, nie zareagował. Zmrużył tylko oczy, widząc twarz dawnego kolegi i zastanawiając się, czy i jego nie ma już wśród żywych. Byłoby szkoda.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Ścieżka w lesie - Page 5 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 5 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Next

Ścieżka w lesie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach