Wydarzenia


Ekipa forum
Stoliki przy ścianie
AutorWiadomość
Stoliki przy ścianie [odnośnik]19.09.15 19:25
First topic message reminder :

Stoliki przy ścianie

★★
Kolejna część stolików, tym razem ulokowanych na obrzeżach sali. Są zwykle zajmowane przez stałych bywalców Dziurawego Kotła, osoby wynajmujące – często na stałe – pokoje na piętrze. Odcinają się tutaj od nadmiernego hałasu, w spokoju mogą wypić kufel piwa lub zjeść potrawę przyniesioną przez kelnerkę, przy czym mając doskonały widok na wszystkich gości w Kotle. Ciężko tutaj o wolne miejsce, lecz kto wie, może właśnie natrafiłeś na dobrą duszę, która pozwoli ci się przysiąść?

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, gargulki, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]04.03.19 22:16
Prezentowałem się z tych swoich lepszych stron nie chwaląc się swoim otarciem o Tower, czy zbyt rozległą wiedzą na temat Nokturnu oraz przybytku Borgin&Burke w którym pracowałem, a który zostawiłem gdzieś za plecami spędzając ostatnie miesiące na tym co umiałem najlepiej - łapaniu okazji. Być może dziś uda mi się to ukrócić. Miałem co do tego drobne przeczucie. Rozmowa się kleiła, kilkukrotnie gościa rozbawiłem, a wiadomo to oznaczało, że trochę go już na swoją stronę przeciągnąłem. Mimo to czekałem na jego werdykt po którym się okazało, że miałem mu do zaoferowania więcej niż przypuszczałem. Co jak co - dobry byłem w kontaktowaniu się z dostawcami i organizowaniu rzeczy. W ten sposób też ciągnąłem galeony. wątpiłem jednak by jakoś moje kontakty w dokach jakkolwiek w tym pomogły ale się liznęło tego i tamtego więc właściwie to była chyba kwestia przerzucenia się z mniej śliskiego oraz nielegalnego na bardziej legalny towar. Wizja smoczej wyprawy nie brzmiała źle zwłaszcza, że za chwilę miałem usłyszeć info o tym, że za to jest dodatkowy szmal co mi było bardziej niż na rękę. Entuzjazm mój wzrósł nie na żarty, jednak na tyle że mi umknęło dopytywanie się o tą wyprawę no ale nic. Przecież będziemy mieli jeszcze okazję na pogadanie skoro zamierzałem przyjąć ofertę. Stawka przewyższała to co na co dzień udawało mi się zarobić od tak z doskoku więc czułem, że to wynagradza dyskomfort tego, że będę musiał być bardziej na co dzień na zawołanie. O ile nasza robota się ułoży. Z Burke mi się tak średnio ułożyła. Właściwie miałem z nim załatwić jutro pewną rzecz i trochę mnie to martwiło.
- Too...od kiedy mogę zacząć? - spytałem przypieczętowując naszą wstępną umowę wiedząc, że więcej dowiem się z czasem poznawania swoich obowiązków. Trochę przez głowę mi przeszło by może spróbować sobie skombinować świstoklik pod miejsce pracy bo jednak tak blisko Londynu nie było. Na wszystko jednak przyjdzie czas.

|zt x2


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]28.05.19 21:05
20. listopada

Szklanka z hukiem uderzyła o stół.
W ogóle mnie nie słuchasz, John!
W głosie drobnej blondynki z czerwoną kokardką spinająca gruby warkocz rozbrzmiewała wyraźna uraza. Na swojego towarzysza, szerokiego w barkach czarodzieja o gęstej brodzie, patrzyła ze złością i rozżaleniem.
Słucham przecież, kotku.
Właśnie, że nie!
Tak…
Przysłuchiwałem się tej mało uroczej przekomarzanie z braku innego zajęcia. W Dziurawym Kotle pojawiłem się zbyt wcześnie, niemal pół godziny przez umówioną porą spotkania, lecz nie miałem po co wracać do swojego mieszkania na przedmieściach. Zdążyłbym jedynie wejść, usiąść w fotelu na pięć minut, po czym musiałbym znów wychodzić.
Poprosiłem już raz barmana, by ruszył pokrętło starego gramofonu, pozwalając Człowiekowi w Czerni rozbrzmieć ponad rozmowę młodego małżeństwa, a może dopiero narzeczonych. Blondyneczka trajkotała i atakowała swego mężczyznę tak zawzięcie, że zaczynałem mu współczuć. Nabierałem ochoty, by położyć dłoń na jego ramieniu i rzec: uciekaj, stary, lecz wtykanie nosa w nieswoje sprawy nie leżało w mojej naturze.
W pewnej chwili dwójka starszych czarodziejów, zajmująca stolik w nieco bardziej ustronnym miejscu, pozwalającym na dyskretną rozmowy, wstała i opuściła Dziurawy Kocioł. Wstałem pośpiesznie, złapałem swój kufel z gęstym, ciemnym ale i przesiadłem się z ulgą. Nie zerkałem na zegarek, wiedziałem, że Abbott pojawi się punktualnie. Szlachetnie urodzeni lordowie nie mieli zwyczaju się spóźniać. Nawet, jeśli nie pamiętał, że podczas przypadkowego spotkania, które miało miejsce nie dalej jak kilka dni temu w Dolinie Godryka, kiedy wracałem od matki, to miał przecież ludzi – albo skrzaty – by pamiętali o tym za niego.
Uniosłem palce do twarzy, rozmasowując skronie, miałem za sobą ciężki dzień. Ciężki tydzień, ciężki miesiąc, ciężkie ostatnie pól roku. Czułem się zmęczony i przytłoczony, a jesienna, ponura aura wprawiała mnie w jeszcze gorszy nastrój. Nocami miałem wrażenie, że w końcu zwariuję od miarowego rytmu wybijanego agresywnie przez krople deszczu o szyby okien.
Blondynka i jej mężczyzna kłócili się przy swoim stoliku coraz głośniej. On bezskutecznie próbował ją uspokajać, ona zaś zaczęła w końcu szlochać. Tym razem barman bez mojej sugestii zaklęciem podkręcił głośność gramofonu, za co byłem mu wdzięczny. Na sali, jak na najpopularniejszy pub w czarodziejskim świecie, i tak nie było wielu gości, co mnie trochę dziwiło.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]03.06.19 12:07
To nie był dobry okres. Im dalej w listopad, tym Lucan miał mniejszą ochotę spędzać czas we własnym domu. Posiadłość w Dolinie Godryka, chociaż będąca bezpieczną przystanią, stała się niegościnna i odległa. Abbott miał wrażenie, że ilekroć przekracza jej próg, baczne i niezadowolone spojrzenie ojca śledzi go i obserwuje nawet przez ściany. Na pewno był rozczarowany. Nie dalej jak dziesięć dni temu jego syn trafił przecież do Tower. Złamał prawo - po raz kolejny z resztą. Nieistotnym był fakt, że spędził tam zaledwie trzy dni. Ani że przyłapano go, kiedy próbował zrobić coś dobrego - uspokoić miejsce nękane przez niebezpieczną anomalię. Dla starszego Abbotta liczył się fakt, że jego syn, który w przeszłości już sprawiał problemy, ponownie zaczyna odbiegać od wizerunku idealnego szlachcica, potomka rodu z Somerset. Lucana bardzo bolała ta krótkowzroczność, ale nie mógł na nią nic poradzić. W ciszy znosił głośne narzekania starszego mężczyzny. Częściową pociechą, jaką próbował czerpać z całej tej więziennej farsy był fakt, że dni zamknięcia w Tower spędził w raczej doborowym towarzystwie. Za czasów szkolnych Wright był dla niego pod pewnymi względami idolem. I pomimo że od chwili ukończenia Hogwartu minęło tyle czasu, Abbott wciąż darzył go szacunkiem - tym bardziej że teraz zdecydowanie więcej ich łączyło. Ot, chociażby to że obaj należeli do zakonu.
Nawet on potrzebował jednak czasem, aby zwyczajnie odsapnąć. Usiąść na spokojnie naprzeciwko przyjaznej twarzy, kogoś kogo znało się właściwie całe życie i albo wspólnie pomilczeć, albo wyrzucić z siebie co ci siedziało na sercu - i mieć pewność, że nie zostanie się pochopnie ocenionym. Przez ostatnie wydarzenia zdarzało mu się zapominać o starych znajomych. Rozsądnym wyjściem było więc odezwać się do kogoś, kto za dzieciaka był mu niemal jak brat. I kto dziś nosił na swoich barkach podobny ciężar. Swoją drogą, Lucan był ciekaw, czy do uszu Cedrica dotarła wieść o tym, że Abbott spędził trzy doby zamknięty w Tower. W końcu nieczęsto szlachcie trafiają do zamknięcia.
W przeszłości zdarzało mu się spóźniać. Szczególnie teraz było o to łatwo, gdy środki transportu były tak bardzo ograniczone - ale lata praktyki, a także względnie bliska odległość dzieląca Dziurawyo Kocioł od siedziby Wizengamotu sprawiły, że tego wieczora Lucan zjawił się na miejscu punktualnie. Już od wejścia powitał go dość znaczny hałas - i to pomimo faktu, że lokal wcale nie był aż tak zatłoczony. Mężczyzna obrzucił tylko szybkim spojrzeniem głośny gramofon oraz kłócącą się parkę i zerknął w stronę barmana, który skinął mu głową na powitanie.
- Wesoło tu - rzucił Abbott, gdy już odnalazł wzrokiem Cedrica i usiadł naprzeciwko niego. Uścisnął jego dłoń i dał znak barmanowi, żeby nalał mu tego samego co miał w szklance Dearborn.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]14.07.19 16:31
Barman podkręcił głośność w magicznym gramofonie, lecz nawet dźwięki skocznych melodii wygrywanych przez Ricka i jego Zmiataczki nie były w stanie całkiem zagłuszyć odgłosów sprzeczki zakochanej pary przy jednym ze stolików. Chcąc nie chcąc byłem zmuszony, by tego słuchać, a pamięć, wbrew mojej woli, podsuwała mi wspomnienia wszystkich kłótni z moją zmarłą żoną. Na początku naszej znajomości, małżeństwa, wcale nie było ich wiele. Byliśmy zgodni, choć może bardziej była to zasługa łagodnego usposobienia Allyi, nieskorego do konfliktów; dopiero, gdy zaczęło się między nami psuć, po wszczęciu postępowania przeciwko mnie, sprzeczki stały się coraz częstsze i płomienne. Czy myśmy też tak z boku wyglądali? Na pewno nie. Allya nigdy nie naskakiwała na mnie z powodu drobnostek, a ja nie podnosiłem na nią głosu (dobrze, może kilka razy mi się zdarzyło, zawsze później bardzo tego żałowałem), unikałem też prowadzenia podobnych rozmów w miejscach publicznych. To co działo się między nami, powinno było zostać wyłącznie między nami.
Z zamyślenia wytrącił mnie znajomy głos przyjaciela, kątem oka dostrzegłem zbliżającego się do zajętego przeze mnie stolika Lucana Abbotta. Wstałem wówczas i wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, by ucisnąć jego na powitanie.
Dobrze cię widzieć, sporo czasu minęło – powiedziałem, uśmiechając się lekko. Cieszyłem się, że w końcu dane było nam się spotkać. Powiodłem spojrzeniem w kierunku kłócącej się pary, prychając śmiechem na uwagę przyjaciela, tak, rzeczywiście było tu wesoło. – Trwa to już z dobry kwadrans, może i więcej, biedny facet – skomentowałem cicho, nachylając się ku Lucanowi.
Zająłem znów swoje miejsce, zaczekałem, aż barman poda Lucanowi jego zamówienie. Wtedy uniosłem szklankę z whisky do toastu.
Za spotkanie - zaproponowałem. Nie wiadomo kiedy trafi się ku niemu następna okazja. Miałem mnóstwo pracy i coraz mniej czasu na odwiedziny rodziny w Dolinie Godryka. Abbott, jako pracownik Wizengamotu, z pewnością nie miał jej wiele mniej. Najwyraźniej odnajdywał jednak czas, by odwiedzić Tower of London w zgoła innych celach... Tak, obiło mi się to o uszu. Arystokrata trafiający za kratki zawsze wywoływało niemałe poruszenie w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Zwłaszcza Abbott w więziennej celi wzbudził zdziwienie.
Pochwalisz się, coś takiego ostatnio przeskrobał?


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]20.07.19 11:16
- Miłość jest ślepa - zaśmiał się jeszcze, komentując trwającą sprzeczkę. Lucan także na sekundę powrócił myślami do swojej miłości - tej pierwszej, przed swoją obecną żoną. Był tak totalnie zadurzony w lady Longbottom, że mógł dla niej zrobić wszystko. Tamtą miłość określić można było jednak jako "szczeniacką". Nie stawili razem czoła żadnym przeciwnościom, nie przeżyli z lady Longbottom kryzysu. Jednakże kiedy zniknęła, to Lucan jako ostatni stracił nadzieję na jej powrót. Wierzył więc, że jego uczucie było prawdziwe. Jednakże miłość, którą dziś darzył swoją obecną małżonkę, była zdecydowanie bardziej dojrzała. I nic dziwnego, bo oboje potrzebowali zdecydowanie więcej czasu, aby się poznać, czy choćby polubić. Zdecydowanie, zdecydowanie więcej.
- Za spotkanie - podchwycił toast. Cedric nawet nie wiedział, jak bliski prawdy był ze swoimi domysłami. Obaj byli zajęci, a ponadto czasy były coraz niebezpieczniejsze - i to pomimo starań zakonu. A na Abbotta, który był częścią tych starań, już wkrótce czekała raczej niezbyt przyjemna przygoda. Wyprawa do Azkabanu nie była w końcu popołudniowym spacerkiem. Trochę żałował, że nie mógł opowiedzieć o wszystkim Cedricowi. W teorii miał się komu z tego wygadać - bo przecież każdy w zakonie wiedział o tym, co planują. Ale jednak czasem człowieka po prostu brała ochota, by opowiedzieć o swoich problemach komuś, kto nie jest związany z sytuacją. Komuś, kto mógłby spojrzeć na sprawę zupełnie świeżym okiem.
Słysząc słowa Cedrica, Lucan parsknął cicho. Chociaż w sumie nawet się ucieszył że przyjaciel oderwał jego myśli od nieprzyjemnych rozmyślań o Azkabanie. Nawet jeśli to, o co zapytał, także nie było zbyt wesołym tematem do rozmowy. - Chciałem obejrzeć z bliska miejsce opanowane przez anomalię. - odparł bez ogródek. Nie mógł powiedzieć, że udał się na miejsce specjalnie po to, aby spróbować opanować ognisko niespokojnej magii, bo posiadł wiedzę, jak to robić. Ale nie widział też potrzeby w ukrywaniu całej prawdy - Tyle się o nich mówi, władze niby próbują coś z nimi robić, ale tak naprawdę tylko zagradzają dostęp do tych miejsc. Byłem ciekaw, co w nich takiego strasznego. Okazało się, że faktycznie coś tam było. Uziemiło mnie, a potem już znalazł mnie patrol - wzruszył ramionami. Wcale nie uważał, żeby wykroczenie, którego się dokonał, było na tyle poważne, aby trzeba go było zamykać aż na trzy dni. Szlachciców wypuszczali z aresztu za gorsze przewinienia już nazajutrz. I tak, miał świadomość jak źle by to zabrzmiało w ustach Abbotta, dlatego swoje przemyślenia na ten temat trzymał dla siebie.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]28.07.19 19:46
Bywa ślepa – poprawiłem przyjaciela, uśmiechając się półgębkiem.
Nie zawsze taka była. To grzech, gdybym wypowiedział się tak o uczuciu do mojej żony, która była wspaniałą kobietą. Dobrą, pełną wdzięku, niewinną, o sercu bez skazy. Piękną i mądrą. Dlatego ją pokochałem, za to wszystko, za każdą doskonałość i niedoskonałość, potwierdzającą jedynie jej istnienie. Wiedziałem też jednak, że ślepa bywa, gdy wspominałem Ritę. Musiałem być wtedy zaślepiony, choć to żadne usprawiedliwienie. Nie mogłem tego usprawiedliwiać w żaden sposób, nie miałem do tego prawda. Wyrzuty sumienia z powodu pozamałżeńskiego romansu, który w ostateczności doprowadził do śmierci Allyi, miały mi ciążyć na wątrobie do końca moich dni. Nigdy się ich nie pozbędę. Nie zasługiwałem nawet na spokój.
Aby oddalić od siebie myśli o Allyi i Ricie pociągnąłem zdrowo ze swojej szklanki, rozkoszując się palącym smakiem whisky w gardle, kiedy wznieśliśmy toast za spotkanie; szkoda, że ilekroć tego w siebie nie wlewałem, to i tak ognista nie była w stanie wypalić goryczy poczucia winy, które nieustannie mi towarzyszyło.
Usłyszawszy o Lucanie Abbott, aresztowanym za złamanie zakazu Ministerstwa Magii, mocno się zdziwiłem i zacząłem dopytywać, drążyć temat, docierając do powodów jego zatrzymania. Wiedziałem już, że miało to związek z miejscem, do którego zabroniono wstępu czarodziejskiemu społeczeństwu w związku z grożącym im ze strony anomalii niebezpieczeństwem. Nie rozumiałem jedynie dlaczego Abbott się na to zdecydował. Chciałem usłyszeć to od niego: a jego słowa teraz były dla mnie pozbawione sensu. Miałem go za człowieka prawego, sprawiedliwego i rozsądnego. Dotąd nie pomyślałbym, że byłby w stanie złamać prawo z czystej ciekawości.
Dlaczego? – spytałem natychmiast, przyglądając się przyjacielowi z Doliny Godryka uważnie, badawczo. Nie był typem ryzykanta, nie był także numerologiem, nie podejrzewałem u niego nagłego wzrostu zainteresowania zawiłościami praw magii. – Bez powodu nie zakazano by tam wstępu. To miejsca niebezpieczne. Ryzykowałeś życiem, zdrowiem z czystej ciekawości? – dopytywałem, a między moimi brwiami pojawiła się lekka zmarszczka. Abbott był mężem i ojcem. Sądziłem, że jest bardziej odpowiedzialny. Napiłem się znów ognistej, wzrok miałem utkwiony w twarzy przyjaciela, chciałem usłyszeć prawdę.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]08.09.19 12:00
Nie lubił tego. Nie znosił faktu, że musiał kłamać. Że wciąż musiał wynajdywać jakąś inną wersję wydarzeń, pilnując jednocześnie, by jego opowieści trzymały spójny sens i ukrywały to, co naprawdę robił. To było sprzeczne z jego naturą, bo przecież jako Abbott powinien mówić tylko prawdę i zawszę prawdę - jak w sądzie. Jakiś czas temu łganie w żywe oczy sprawiało mu niemal fizyczny ból. Nienawykły do przekręcania prawdziwej wersji wydarzeń czuł się prawie chory. Dziś już mu to przeszło. Z pewnym przerażeniem zauważył dzień, w którym kolejne kłamstwa spływał z jego ust gładko, niemalże bez zająknięcia. Kłamał rodzicom, kłamał żonie, kłamał przyjaciołom. I nie pomagało nawet wmawianie sobie, że robił to w dobrej wierze - że chciał ich chronić, nie wplątywać w tę całą wojnę jaką Zakon prowadził z rycerzami walpurgii. Ojciec chyba już całkowicie stracił w niego wiarę, po tym, jak Lucan został osadzony w Tower. Matce sprawiał głównie ból. Żona również nie była głupia, dobrze wiedziała, że mąż coś przed nią ukrywa. A dziś musiał karmić kłamstwami Cedrica. Co z resztą wcale nie było prostym zadaniem, bo przecież miał do czynienia nie dość, że z przyjacielem, to jeszcze z aurorem. A ci w końcu specjalizowali się między innymi w przesłuchaniach. W ogóle mu się to nie podobało.
- Umiem o siebie dbać, Cedric. No, w większości przypadków - parsknął - W dużej mierze tak, była to ciekawość - zaczął, biorąc przy okazji kolejny łyk alkoholu. Widział tę zmarszczkę między brwiami Dearborne'a. Upił więc łyk alkoholu i wycelował szklanką w mężczyznę - Ale też złość i poczucie bezsilności. Przyznaj się, nie irytują cię te anomalie? Tyle czasu ministerstwo nie potrafi z nimi nic zrobić, teraz gdy to Malfoy zasiada na stołku ministra tym bardziej się za to nie zabiorą. Są za bardzo zajęci umacnianiem władzy szlachty - warknął. Oczywiście, że był mężem i ojcem. Wiedział, że nie powinien się narażać i że te miejsca były niebezpieczne. Ale wiedział też, jak bardzo anomalie dręczyły małe dzieci. Jego syn już nie raz znajdował się w bardzo niebezpiecznych sytuacjach - i nie wystarczyło wcale, że tuż obok znajdował się czujny dorosły, który ugasiłby nagły pożar czy ściągnął dziecko na ziemię, gdy to zaczęło lewitować. Zdarzało się, że dzieciak czkał i zwyczajnie znikał. A potem zaczynało się gorączkowe szukanie go po całym domostwie, choć chłopczyk równie dobrze mógł się teleportować na drugi koniec Doliny Godryka.
- Moja matka musiała ostatnio brać eliksiry na uspokojenie, tak mocno przejęła się kolejnym zniknięciem Logana - dodał ciszej. Lilanna Abbott szczególnie mocno przeżywała wszystko to, co się działo z jej wnukiem. A nie była już przecież najmłodsza.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]13.10.19 19:30
Wyjaśnienia Lucana nie przekonywały mnie do końca, nie chciałem jednak naciskać, przekonany, że gdyby tego chciał, wyjawiłby mi prawdę. Może to nie była odpowiednia chwila.
Są za bardzo zajęci umacnianiem władzy szlachty… powiedział szlachcic – złapałem go za słowo, zauważając tę drobną ironię, ale w moim głosie próżno było szukać ironii, kpiny, nie robiłem tego złośliwie. Lucan znał mnie dość dobrze, aby to wiedzieć. Pokiwałem głową z ciężkim westchnieniem. – Irytują? Stary, to za mało powiedziane. – Irytować mogła mnie opieszałość pracownic administracyjnych Biura Aurorów, zbyt długo zastanawiająca się nad wyborem wędliny czarownica w sklepie spożywczym, kolejka do baru czy ptasia kupa na rondzie mojego kapelusza w piątek trzynastego. Anomalie budziły we mnie niepokój, gniew i strach jednocześnie. Nigdy dotąd nie słyszałem i nie czytałem o czymś podobnym, a miałem siebie za dość oczytanego czarodzieja. Martwiło mnie, że znani mi sumerolodzy, w tym mój najlepszy przyjaciel i znakomity specjalista w swojej dziedzinie, rozkładali bezradnie ręce.
Na wspomnienie Logana, jego syna, początkowo odpowiedziałem milczeniem. Doskonale rozumiałem troskę i zmartwienie Lucana, lady Abbott, pewnie odchodzących od zmysłów, gdy chłopiec zniknął przez teleportacyjną czkawkę. Wywnioskowałem, że szczęśliwie powrócił do domu i był już bezpieczny, lecz co jeśli następnym razem trafi w miejsce, gdzie nie natrafi na życzliwych ludzi? Zwyrodnialców nie brakowało. Zwłaszcza teraz. Miłość do własnego dziecka była najsilniejszym z uczuć. Doświadczyłem tego na własnej skórze. Zapewne sam niemalże bym zwariował, gdyby moja Annie zniknęła.
Sam nic z tym nie zrobisz, Lucanie – odpowiedziałem z powagą. Nie zamierzałem go ganić za podjęcie działania, ale ono musiało być przemyślane. – Anglia potrzebuje cię gdzie indziej. W Wizengamocie. Patrz im na ręce. – Głos zniżyłem niemal do szeptu, by moje słowa trafiły wyłącznie do uszu przyjaciela. Lucan był znawcą prawa i pracownikiem administracyjnym. Doskonale orientował się w zawiłościach paragrafów i procedur. Miał to we krwi jak każdy Abbott. On także mógł strzec prawa, pilnując, aby nie rząd lorda Malfoya go nie wypaczył. – Chcesz, by Malfoy wykorzystał takie incydenty i związał ci ręce, wydalił z Wizengamotu? – Czy było to możliwe? Nie wiedziałem. Nie orientowałem się jak silne są wpływy Malfoyów, czy mogą zepchnąć na bok siłę rodziny Lucana.
Jak się czuje twoja żona? – zapytałem. Mógł mieć mi za złe, że nie podjąłem tematu Logana, lecz od lat uciekałem od rozmów o dzieciach. Przez własny żal i zazdrość, że pomimo groźnych anomalii mógł uściskać swego syna przed snem i nauczyć go lotu na miotle. Ja nie miałem już takiej możliwości.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]14.10.19 1:12
Lucan tylko lekko pokręcił głową, słysząc uwagę Cedrica. Auror dobrze wiedział, co jego przyjaciel miał na myśli. Malfoy umacniał konkretny odłam szlachty. Póki co minister niewiele mógł poradzić na władzę, którą posiadały rody przeciwne jego elekcji, ale mógł zaradzić wiele w kwestii umocnienia pozycji tych rodzin, które były mu przychylne.
- No więc właśnie - obaj znali zagrożenie, jakie stanowiła szalejąca magia. To było przerażające, że nawet czarodzieje, dla których korzystanie z zaklęć i uroków było czymś równie naturalnym co oddychanie, nie byli w stanie skutecznie naprawić tej sytuacji. Nikt jej prawdziwie nie rozumiał, stanowiła zagrożenie dla wszystkich. Nie oszczędzała nikogo.
- Wiem, że głupio zrobiłem - opuścił głowę, nie chcąc patrzeć przyjacielowi w oczy. Po raz kolejny wcale nie powiedział tego, co sądził naprawdę. Zakon wiedział jak uciszać anomalie, przynajmniej na pewien czas. Udało im się uspokoić wiele miejsc, które wcześniej zagrażały zarówno czarodziejom jak i mugolom. Po prostu... nie za każdym razem im wychodziło. A czy był to zwyczajny pech, czy magia była zbyt kapryśna... nie był pewien. Wiedział w każdym razie, że bezczynnie siedzieć nie mogli. Ale nie zamierzał mówić tego głośno przy Dearbornie. I właśnie dlatego umyślnie nie obiecał przyjacielowi, że podobne wyskoki już się nie powtórzą.
- Będę się starał, jak mogę - paragrafy, patrzenie na ręce i papierkowa robota faktycznie były jego działką. Nie zamierzał odpuszczać swojej pracy w Wizengamocie, nawet pomimo szaleństw których się dopuszczał. To jego mógł Cedricowi przyrzec.
- O wyrzucenie mnie nie musisz się nic martwić, nie mają aż takiej władzy - odpowiedział na obawy aurora. Jeszcze nie, chciałoby się dodać, ale Lucan ugryzł się w język. To była jedna z zalet jego obecnego położenia oraz wykonywanej pracy. Wizengamot, choć będący częścią ministerstwa, był także w dużej mierze niezależny. Malfoy nie miał tam władzy. Tam rządziła Najwyższa Magini. Która, tak się fortunnie składało, była ciotką Lucana. Mimo wszystko, przydawało się mieć plecy.
- Pomijając to, że jest na mnie ostatnio ciągle obrażona? - parsknął mężczyzna, poprawiając się na niezbyt wygodnym, drewnianym oparciu krzesła - Jest nieco zmęczona całą tą sytuacją, ale poza tym wszystko wydaje się być w porządku. - wcale nie miał za złe Cedricowi, że ten zmienił temat. Abbott nie należał do tych rodziców, którzy przy każdej okazji chcieli zachwycać się swoimi pociechami. Właściwie nawet się ucieszył - bo to znaczyło poniekąd, że Cedric mu uwierzył. Po raz kolejny Abbott wyłgał się z krępującej sytuacji... z czego jednak wcale nie był dumny.


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]25.02.20 22:10
Spoglądając na stoliki pod ścianą, zawsze upewniała się, że zajmowali je odpowiedni klienci. Zwyczajem, od dawien dawna, miejsca te przejmowali stali bywalcy Dziurawego Kotła. Zapewniali pracę, za którą bywała doceniana, choć zwykle ganiona, by nie przeszkadzała. Jednak to tam mogła ze spokojem donosić zamówienia, nie musząc przejmować się tym, czy ktoś nie postanowi dać długą bez opłacenia rachunku. Krzątając się przy barze zawsze miała oko na stoliki w oddali, ceniąc sobie spokój płynący z zacisznego miejsca w lokalu. Tak przynajmniej wydawało jej się, a na pewno tak było, póki przez własną niezdarność nie wylała na kogoś kufla pełnego piwa, po raz kolejny przynosząc wstyd.
Dziesiątki podobnych wydarzeń powinny być nauczką dostatecznie silną, by wreszcie zapamiętała, jak stawiać nogi na starej, podłodze Kotła. W końcu znała ją lepiej niż każdą inną w tym mieście! Wspomnienia te wzbudzały w niej czyste zażenowanie oraz wstyd wypisany na twarzy. Nawet teraz jej policzki pokrywał rumieniec, który próbowała ukryć za tacą, mijając gości w drodze do baru, aby w drodze powrotnej nieudolnie zasłaniać policzki włosami, co czyniła właśnie teraz, postawiwszy przed moment dwa, ciężkie kufle pełne piwa na tacy, zmierzając prosto do jednego ze stolików pod ścianą. Ciężar na przedramieniu zdawał się nieco wytrącać ją z równowagi, gdy mijała ostatnie przejście między stolikami, będąc już niemal u celu. Przeczuwając kolejny występek z rodzaju potknięć, zwolniła nieco kroku, ostrożnie mijając dwóch mężczyzn i zagapiła się. Taca w ręce zachwiała się, a ona razem z nimi, dość nieporęcznie opadając prosto na kolana brodatego mężczyzny, na jego towarzysza – ku własnemu nieszczęściu – wylewając zawartość obu kufli.
Trzask pękającego szkła zbiegł się z jej przerażonym krzykiem, w takt którego próbowała znaleźć oparcie, obejmując rękami głowę obcego mężczyzny, całkowicie zapomniawszy o trzymanej tacy, którą dość solidnie przyłożyła mu w tył głowy.
Przepraszam! — wykrzyczała prosto w jego ucho, wciąż obejmując jego głowę, po czym dość gwałtownie poruszyła się na jego kolanach i z głuchym łoskotem spadła prosto na podłogę, czerwieniąc się jeszcze bardziej niż było to w ogóle możliwe. Nie miała odwagi spojrzeć mężczyźnie w oczy; opuściła wzrok i zaczęła podnosić się, lewą ręką w tym samym momencie próbując rozmasować dolną część pleców.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Stoliki przy ścianie - Page 14 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]27.02.20 20:22
Pogrążony w rozmowie Lucan zupełnie nie zwracał uwagi na swoje otoczenie. Byli w miejscu publicznym, fakt że poruszało się tutaj tak wielu czarodziejów był przecież naturalny. Pomimo niepokojących czasów, ludzie po prostu szukali jakiejś rozrywki, a często rozmowy przy kuflu były jedną z niewielu dostępnych alternatyw. Kątem oka widział jak dwie kelnerki krzątają się przy stolikach, biegając od klienta to klienta z zamówieniami, dopóki jednak sam nie oczekiwał na trunek, nie poświęcał im specjalnie dużej uwagi. Być może gdyby jednak był bardziej uważny i miał nieco większy refleks, zdołałby zapobiec nadciągającej katastrofie. Albo chociaż zminimalizować jej skutki.
Który to już raz zdarzyło się, że w ciszy i spokoju cieszył się rozmową ze swoim towarzystwem, a potem ni z tego ni z owego wydarzało się coś takiego? Lucan nie zdążył nawet mrugnąć, kiedy przechodząca obok ich stołu kelnerka zwyczajnie straciła równowagę. Tym razem, jak raz, to nie on został oblany piwem, za to Cedric zaliczył podwójną piwną kąpiel. Abbott jednak również na długo miał zapamiętać ten wieczór. Upadek kobiety na własne kolana jeszcze nie był wcale taki zły, przecież był gentelmenem, nie miałby oporów przed tym, aby uratować kobietę przed niechybnym upadkiem na ziemię. Przecież mogła sobie coś zrobić, ot, choćby wbić w rękę kawałek szkła z rozbitych kufli. Ciężko mu się było jednak zorientować w sytuacji, kiedy nagle dostał dość silny cios drewnianą tacą w tył głowy. Miał wrażenie, że przez moment pociemniało mu przed oczami, chociaż może tylko mu sie wydawało? Odruchowo dotknął ręką miejsca, gdzie oberwał. Guz będzie jak nic, czuł jak głowa lekko pulsuje mu od ciosu. Całe szczęście jednak nie polała się krew. Chwilę zajęło mu otrząśnięcie się i zrozumienie, co się tak właściwie stało, ale jego reakcje i tak były nieco przytępione. Prawdopodobnie dlatego nie wyrwał się, aby pomóc kobiecie podnieść się z podłogi - bo przecież w końcu musiała tam wylądować, a jakże by inaczej. Wzrok Lucana odruchowo zaczął rozglądać się za jakimiś czerwonymi plamami na posadzce - bo przecież faktycznie kobieta mogła sobie rozciąć rękę na odłamku szkła. Niczego takiego jednak na szczęście nie dostrzegł, podłoga była tylko mokra od rozlanego piwa.
- W dupę Merlina, Ella! - to odezwał się barman, który widać również musiał otrząsnąć się z szoku po tym, czego był świadkiem. - Po szmatę i sprzątaj to, już! - mężczyzna aż wybiegł zza lady, uważając, by nie poślizgnąć sie na mokrej podłodze. - Najmocniej panów przepraszam, nie wiem co się z tą dziewczyną dzieje ostatnio! - złorzeczył jeszcze przez chwilę. Koniec końców stanęło na tym, że Lucan i Cedric nie musieli płacić za alkohol, który już zdążyli wypić. Barman chciał im jeszcze jakoś zadośćuczynić, ale Abbott machnął ręką. Chciał po prostu stąd wyjść. Dearborn chyba z resztą tak samo, czym prędzej więc obaj opuścili lokal.

zt wszyscy


We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for


Lucan Abbott
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6172-lucan-havelock-abbott https://www.morsmordre.net/t6437-loki#164163 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-rezydencja-abbottow https://www.morsmordre.net/t6547-l-h-abbott
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]22.04.20 18:43
Nie miałem na myśli nic złego. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nie wszystkie rody, które w swym skorowidzu ujął lord Arcturus Nott jako ostatnie naprawdę czystokrwiste rodziny czarodziejów, pałają do mugoli nienawiścią i wszyscy z nich są do cna przesiąknięci złem. Świat nie dzielił się na ludzi szlachetnych i żądnych pozbycia się mugoli okrutników. Był pełen odcieni szarości. Sam czułem się jednym z nich. Zbyt ciemnym, niż bym sobie tego życzył. Abbottowie byli porządną rodziną. Wiedzieli o tym wszyscy mieszkańcy Doliny Gdoryka, darzący ich szacunkiem i zaufaniem. Żenili się tylko ze szlachtą, ale postrzegałem to bardziej jako staromodny podział klasowy, niż niechęć do mieszania swojej krwi. Mugole też mieli swoją arystokrację i ożenek z osobą spoza był postrzegany jako mezalians.
- Każdy czasami postępuje głupio - odpowiedziałem. Moja krytyczna postawa wobec wybryku Lucana wynikała z troski o przyjaciela. Uważałem, że był potrzebny w Ministerstwie Magii. Teraz bardziej niż kiedykolwiek. On i jego rodzina. Pozwalając się aresztować narażał imię rodu na szwank i wkładał argument w dłonie Malfoya, a byłem pewien, że ten skurwysyn nie zawaha się tego w przyszłości wykorzystać. Kim jednak byłem, aby go pouczać? Sam nie byłem święty i miałem o wiele więcej na sumieniu. Nie zawsze postępowałem szlachetnie, wierzyłem jednak, że to co robię jest słuszne. Czasami to co konieczne, nie zawsze jest dobre i moralnie łatwe. - I oby nie mieli jej jeszcze długo - podsumowałem. W rzeczywistości martwiłem się, że władza Malfoya w Ministerstwie zatacza coraz szersze kręgi, a wizja przyszłości nie miała jasnych barw.
- O to aresztowanie? - upewniłem się. Nie mogłem powstrzymać smutnego uśmiechu, który cisnął mi się na wargi na wspomnienie moich sprzeczek z Allyą. Na początku naszego małżeństwa bardzo rzadko się kłóciliśmy. Dopiero, kiedy stanąłem twarzą w twarz z mordercą mojego ojca... Wtedy zmieniło się wszystko. Przede wszystkim ja sam. Chciałem już podjąć temat trudów dnia codziennego w małżeńskie, kiedy przechodząca obok kelnerka wylała na mnie piwo. Z ust wymknęło mi się krótkie przekleństwo, ale nie wpadłem w złość. Każdemu mogło się zdarzyć. Bardziej martwiło mnie, czy dziewczyna nie skręci sobie nogi przy tak widowiskowym upadku, podczas którego zdołała jeszcze przywalić Lucanowi w głowę tacą. Zaskakujące.
- Niechże pan się uspokoi. Nic się nie stało. Da pan spokój dziewczynie - powiedziałem, próbując przywołać barmana do porządku, bo dziewczyna cała się trzęsła przez całą tą sytuację. Oczyściłem swoją szatę zaklęciem i krótko po tym razem z Abbottem upuściłem najpopularniejszy pub dla czarodziejów w tym kraju.


Zt.


when injustice
becomes law
resistance
becomes duty



Cedric Dearborn
Cedric Dearborn
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
anger makes you stupid

stupid gets you killed
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stoliki przy ścianie - Page 14 Hss7
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t7241-cedric-dearborn https://www.morsmordre.net/t7249-nike#195067 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f238-oaza-chata-nr-30 https://www.morsmordre.net/t7248-skrytka-bankowa-nr-1776#195061 https://www.morsmordre.net/t7247-cedric-dearborn#195054
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]06.06.21 16:29

16 X 1957


Czasami nie mógł odeprzeć przemożnego wrażenia, że więcej łączy go z Atticusem niż z rodzonym bratem, z którym dzielił tą samą krew, tych samych rodziców, nazwisko, ciężar oraz dziedzictwo. A od którego różniło go przecież tak wiele; poczynając od straszliwej tajemnicy związanej ze śmiercią matki poprzez charakter, a na podejściu do życia kończąc. Ale nie miewał poczucia winy ani nie wstydził się ów uczucia sam przed sobą, nie krępowało go ono w żadnym stopniu, choć nie przyznawał się do niego na głos w rodzinnej posiadłości. Tak po prostu było, Leander nie starał się z tym walczyć. Rodzina – owszem, była najważniejsza. Zawsze na pierwszym miejscu jeśli przychodziło do ważnych wyborów, to miał wpojone, tak był zaprogramowany i nie potrafił działać inaczej.
Ale Atticus niejednokrotnie już stał bliżej niż rodzina.
Gdyby Leander został postawiony przed wyborem, nigdy nie wyparłby się nazwiska, a przyciśnięty koniecznością, porzuciłby przyjaciela, z którym spędził najlepsze lata w Hogwarcie i z którym dzielił przekonania, wizję świata oraz styl bycia. Póki co jednak nie musiał tego robić, lawirował więc pomiędzy przywiązaniem do tradycji, a własnym gustem w doborze przyjaciół. Właśnie dlatego pojawił się na ulicy Pokątnej w iście szampańskim humorze, pewien, że nic tego wieczora nie jest w stanie mu zrujnować. Z tym przekonaniem wszedł do Dziurawego Kotła, jak zawsze gwarnego, pełnego ludzi i pozostającego w ciągłym ruchu barmanów oraz gości pragnących zamoczyć usta w kremowym piwie w towarzystwie przyjaciół lub przy sprawach biznesowych.
Leander przecisnął się nieco na tyły, gdzie było tylko odrobinę ciszej i właśnie tam spróbował szczęścia z wyborem stolika, przy którym nikt by im nie przeszkadzał. Musiał irytująco długą chwilę stać przy ladzie, ale wreszcie ktoś zwolnił miejsce i Nott natychmiast wykorzystał okazję. Zrzucił ciepły płaszcz, z pietyzmem odwiesił go na oparcie i rozsiadł się wygodnie na krześle – nie pozostawało nic innego jak czekać, aż przyjaciel zawita do tego hałaśliwego przybytku.
Siedząc tak i obserwując otoczenie, Leander zdał sobie sprawę, że dawno tu nie był. Być może zbyt dawno. Tak samo, jak za dużo czasu minęło od ich ostatniego spotkania; bo przy Atticusie Leander mógł być prawdziwie sobą, bez grubej warstwy konwenansów i sztucznych komplementów.
Wreszcie zauważył w tłumie znajomą twarz Atticusa. Niespiesznie podniósł się z miejsca i dopiero po dłuższym czasie zdał sobie sprawę, że jego usta zupełnie bezwiednie rozciągnął szeroki, wyjątkowo szczery uśmiech.
Stary przyjacielu — rzucił na powitanie, mocno uścisnąwszy dłoń Atticusa. W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia i prawdziwej ekscytacji. — Siadaj i zamówmy od razu po czymś mocniejszym. A później — urwał na moment, zajął na powrót swoje miejsce i uśmiechnął się nawet szerzej — opowiesz co się u ciebie naprawdę działo. I nie waż się ominąć co pikantniejszych szczegółów, Blythe.
W jego głosie zbyt wyraźne rozbrzmiewało zadowolenie z widoku przyjaciela, żeby groźba mogła zabrzmieć realnie.


the fire can't touch me,
for i have burned one too many times & the sea can't harm me, for i've been drowning all my life. Oh but you could rip my heart open, darling,for i have never known love before.
Leander Nott
Leander Nott
Zawód : mecenas sztuki, handlarz dziełami sztuki
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
You might think that you can hurt me but the damage has been done.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9796-leander-nott#297151 https://www.morsmordre.net/t9825-vivacity#297951 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9877-leander-nott#299087
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]18.06.21 20:11
Czasami nie mógł się nadziwić przewrotności losu.
Lata temu(a właściwie wiele lat, ale to skutecznie wypierał z pamięci), gdy był jeszcze dzieckiem, mógł powiedzieć, że miał dwóch najlepszych przyjaciół - brata i siostrę. Rodzeństwo Blythe trzymało się razem od zawsze i byli rozpoznawalni w rodzinnej miejscowości. Każde z nich było inne, o innych aspiracjach i marzeniach, które dopiero z czasem stały się wyraźniejsze i mocno określone. Atticus nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca w okrutnej hierarchii, gdzie już zawsze miał być postrzegany jako ten drugi; być może właśnie dlatego zrobił wszystko, by skutecznie odciąć starszego brata nie tylko ze swojego życia, ale i rodzinnego interesu, którego w pełni przejął samodzielnie.
Inaczej było w Hogwarcie, bo już na szkolnych korytarzach nazbyt często mijał się z bratem i nie przebywał w jego towarzystwie. Tym, który pochłaniał większość wolnego czasu okazał się Leander, szybko stając się osobą, którą starszy Blythe nigdy być nie potrafił - prawdziwie bratnią duszą. Już wcześniej Atticus chciał obracać się w towarzystwie tych, którzy mieli znaczyć wiele w niedalekiej przyszłości; przyjaźń z Nottem wykraczała jednak ponad szeroko pojęte ramy nadchodzących korzyści i zysków. Rzadko zdarzało się, by dwoje ludzi pochodzących z różnych środowisk, potrafili dogadywać się tak dobrze - i przy okazji nie spierdolić tego gdzieś po wyboistej drodze prowadzącej do dorosłości.
Niewiele o tym myślał, gdy pierwsze słowa zostały przelane na papier, a list szybko trafił do adresata; nie zadręczał się, gdy otrzymał odpowiedź i nawet nie musiał słownie potwierdzać obecności w wyznaczonym miejscu. Nie potrafił przypomnieć sobie kiedy ostatnio się widzieli - i kiedy ich rozmowa nie toczyła się wokół obecnych wydarzeń czy przyszłych spraw, którym należało się przyjrzeć.
Dziurawy Kocioł o tej porze wypełniały tłumy; znajomy gwar i wszechobecny, słodkawy zapach budziły poczucie swobody i niemalże bezpieczeństwa. W tej chwili człowiek mógł niemalże zapomnieć o panującej wokół wojnie; przypomnieć sobie jak było w czasach, gdy brud zalewał ulice i panoszył się tam, gdzie należeć zdecydowanie nie powinien. Wystarczyła chwila, by pośród morza twarzy wyłapał tą znajomą, siedzącą przy stoliku ulokowanym tuż przy ścianie; kąciki ust drgnęły w niewymuszonym uśmiechu, gdy Blythe zbliżył się i z werwą uścisnął dłoń przyjaciela na powitanie; druga dzierżyła niewielki pakunek, który z pewnością zdążył już przykuć uwagę Notta.
- No no, nie przesadzaj z tym starym - pozornie poważny komentarz został kompletnie zakłócony przez rozbawienie dominujące w głosie; usiadł we wskazanym miejscu, z nabożną miną kładąc jakże hojny prezent tuż przed przyszłym solenizantem. - Zaraz się napijemy, ale najpierw rozpakuj i jedz na zdrowie. Nie, żebym musiał oddać połowę sklepu na twój wysępiony prezent, przyjacielu.
Wysępiony, czyli najlepszy i całkowicie szczery, bo przecież nie zapomniałby nigdy w życiu o urodzinach Leandra - i chociaż czasy nie rozpieszczały, to prawdziwy (i świeży!) pączek był obecnie na wagę złota.
- Nie udało mi się zdobyć flaszki - przyznał, w końcu zdejmując płaszcz i niedbale odwieszając go na oparciu krzesła. - Dlatego wiem, że ty chętnie postawisz pierwszą kolejkę. A jeśli chodzi o opowieści to wiesz, że jestem jak otwarta księga. Domyślam się też o jakie szczegóły pytasz i obawiam się, że muszę cię rozczarować - przytłumiony śmiech zdradził prawdziwość wyznania; w czasach ciężkich dla większości społeczeństwa ich dwójka mogła odetchnąć z ulgą. - Interesy, interesy i jeszcze raz interesy. Nudy, aż można zdechnąć, że tak to ujmę. Lepiej powiedz, czy na horyzoncie w końcu pojawiła się kobieta, która zakuje słynnego lorda Notta w kajdany małżeństwa.
Temat, który powracał jak rzeka, chociaż zwykle musieli łyknąć nieco więcej, by wkroczyć na grząski grunt rodowych obowiązków; najwidoczniej zbyt długi brak kontaktu odbił się również na niegdyś niepodważalnej zasadzie każdego spotkania.
- To co, może od razu zgarniemy butelkę?
Bo po co marnować czas?


Maybe
I am more of her, but when I pray with fear, then only the thought, — that you are somewhere gives me relief.
Atticus Blythe
Atticus Blythe
Zawód : jubiler, twórca talizmanów
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
The desire of gold is not for gold. It is for the means of freedom and benefit.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9791-atticus-blythe#296938 https://www.morsmordre.net/t9850-jutrzenka#298336 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9909-atticus-blythe
Re: Stoliki przy ścianie [odnośnik]21.02.24 0:24
8 września
Gorejąca kula usytuowana na samym środku harmonijnego przekroju nieba, przenikała przez rozdrobnione, niezidentyfikowane, niekształtne okruchy, wirujące w luźnych podmuchach falującego wiatru. Wyglądały przedziwnie: jak oderwane fragmenty kosmicznego, grafitowego popiołu - pozostałości po niedawnym kataklizmie. Opadały z wierzchołków nadszarpniętych dachów, snuły się między puszystymi chmurami, wdrapując się na twarde, brukowe krawędzie, na wysuszone liściaste opady, zwiastujące nadchodzącą zmianę. Tworzyły przekrój utopijnego krajobrazu przyciągającego rozszerzone źrenice, podnoszącego opuszczone brody, przygniecione bólem, okrutnym zmęczeniem i nieustępliwym znojem. Przylepiały się do niejednorodnej powierzchni, pozostawiając rozmazane okienne smugi, pociągłe ornamenty widoczne na rozległej rdzawości wyrównanej cegły, przejrzystej bieli wapiennej ściany, układane w równomierne, wypukłe ślady. Lubiły wmieszać się w krętość niesfornych kosmyków, luźne warstwy okrycia wierzchniego, zostawiając widoczny, szarawy osad.  Pragnęły przypomnieć, że wyniszczony świat, nie miał zamiaru powrócić do upragnionej normalności. Ciężko było przyzwyczaić się do skutków nietypowej tragedii odbierającej poczucie bezpieczeństwa i stabilnej kontroli. Bezwstydna, niewinna planeta, zesłała kaskadę ognistych kamieni wprowadzających swój własny, nietypowy porządek. Na próżno było doszukiwać się winnych: snuć legendy o prawdziwość pradawnych wizji o charakterystycznym końcu ludzkiego żywota; odczytywać enigmatyczne znaki pojawiające się na prostej linii grafitowego sklepienia, gnając w stronę najbliższego wróżbity, czy samozwańczego szamana. Ziemia wymierzyła swą własną sprawiedliwość, wybrała karę, której nie mogła przeciwstawić się żadna, opanowana magia, ani potężna jednostka. Ludzkość stała się bezradna, wchodząc w sam środek płonącego piekła. On sam nie potrafił przedrzeć się przez ogrom opadających konsekwencji. Wszystkie, codzienne czynności wykonywane dotychczas, wydawały się bezpodstawne. Tkwił w niewyraźnym zawieszeniu, migotliwym marazmie nie wiedząc gdzie ulokować swe siły: w opiekę nad najbliższymi, pomoc najbardziej potrzebującym, walkę z narastającym, niedopasowanym wrogiem, po stronie rozwścieczonej rebelii,  w osobisty ratunek, traktującym każdą sferę wyboistej egzystencji: nadszarpniętą fizyczność, skruszoną psychikę, utraconą wiarę, niekompletną materię powodującą strach o każdy, nadchodzący dzień. Prześlizgiwał się pomiędzy godzinami, wyszukując zatraconego sensu. Bo nic nie było już takie samo, lecz sam nie potrafił dostrzec tej oczywistej i wyrazistej zmiany.
Wolny, posuwisty krok przybliżał go do wyznaczonego celu. Lekka kurtka z obszernym kapturem przysłaniała przemęczone, zarośnięte policzki, twarz udekorowaną jasnym, posępnym spojrzeniem, wyraźną krzywizną źle zrośniętego nosa. Skórzana torba obijała się o prawe biodro, skrywając najpotrzebniejsze przedmioty codziennego użytku. Twarda podeszwa pozostawiała wyrazistą linię -chropowaty zawijas odbity w nietypowym, miastowym pyle. Nie rozglądał się na boki: zmieniony kształt centralnego przybytku wrył się w delikatne warstwy chłonnej podświadomości. Nie próbował nawiązać żadnej, nowej znajomości, nie poszukiwał klientów, ani niespodziewanych kłopotów. Pragnął prześliznąć się pod znajome, ciężkie drewniane drzwi, popychane nadludzką siłą, otwierane z umiłowanym, chropowatym szczęknięciem. Dziurawy Kocioł przywitał go niezmienną, gwarną atmosferą połączoną z mistyczną ciemnością, rozświetloną roztopionymi świecami, starymi naftami i pojedynczymi lampami. Powietrze wydawało się lepkie, smoliste, zagęszczone mieszanką tytoniowej eskapady, w której wyczuwał wyraźne nuty dobrze znanych, a czasem groźniejszych ziół. Intymność różnorodnych dźwięków wżynała się w ciekawskie bębenki wrażliwe na ciche podszepty, gromkie śmiechy, stukot glinianych szklanic, szmer rozmów czy przesuwanych krzeseł. I ten zapach nasączony pełnią zjełczałego tłuszczu, rozlanego piwa, niegarbowanej skóry i rozpowszechnionego kurzu. Z trudem przecisną się przez zaciśnięte ramiona stłoczone wokół wystawnej lady. Znajomy barman uwijał się z nagromadzonymi zamówieniami, bezczelnymi nawoływaniami, wciskającymi złocistą monetę. Mężczyzna umówił się tu na spotkanie. Czekał na dawnego współpracownika, towarzysza odległej, pustynnej wyprawy, traktująca wykrycie starożytnego, zmyślnego przekleństwa. Krótki list skreślony przez Edwardsa, był wystarczający. Dziwne zobowiązania, dokładnie wyznaczona godzina, przywiodła w odmęty ludzkiej ciekawości. Bez żadnego zawahania, wyciągnął z torby srebrną, porysowaną papierośnicę i wyciągnął jeden z własnoręcznie wykonanych skrętów. Licha bibułka przytrzymywała skąpą mieszankę tytoniu wraz z skruszonymi liśćmi suszonej szałwii. Zgrabny gest wywołał niewielki płomień, rozbudził błękitną kotarę, w której znikną na kilka, ulotnych sekund. Zdążył przesunąć się do przodu, zakręcić pokaźny łuk, aby zatrzymać się przy lepkiej powierzchni, gdzieś z lewej strony baru, do której odwrócił się łysawy, bezzębny właściciel: – Czy był tu Edwards? – wykrzyknął głośno, nawoływał, nachylając się tuż nad ladą. – Co?! – ryk barmana przeciął podłużną linię. Ciekawskie ślepia wbiły się w zakapturzonego jegomościa, który w tej chwili skupiał się na aparycji gospodarza. Wyczekiwały: – Edwards. – powtórzył. - Miał się tu staw… – długi niedopałek kopcił się w prawej dłoni, dlatego szybko włożył go między spierzchnięte wargi, zaciągając się upragnionym dymem i rozdrobnionym smakiem. Nerwy powoli wnikały w układ krwionośny, widząc unikającą i nonszalancką postawę. – Nie mam czasu na gadanie… Idź se go poszukaj…. – opryskliwy barman rzucił rozkazujące spojrzenie pełne irytacji. Wydukał niegrzeczne wersety z typowym akcentem i wadą wymowy. Kilku klientów roześmiało się w głos, pokazując placami na zbesztanego przybysza. Odetchnął ciężko unosząc gęste brwi w geście zażenowania, rozdrażnienia i nuty rozczarowania. Przekręcając oczami, odbił się od polerowanego drewna i odwrócił w stronę głównej sali, rozglądając się po parszywych, obrzydliwych gębach, wchodząc w ciasne, stolikowe alejki, zaciągając się resztką papierosa. I choć wyczekiwany profil nie wyróżniał się z żadnego kąta obskurnej oddali, ktoś intrygująco przykuł jego uwagę. Ktoś odległy, enigmatyczny, ozdobiony znajomym, cynicznym skrzywieniem i dominującą postawą. Ktoś z niedalekiej przeszłości, okrzyknięty wrogiem, a może współpracownikiem? Nie zapytał o możliwość dołączenia do stolika. Nie zatopił się w kurtuazyjnych powitaniach. Nie przeprosił, dostrzegając wykonywane sprawunki – odsunął potężne, dębowe krzesło, na które opadł niezgrabnie, wyciągając zbyt długie nogi. Kaptur sam zsunął się z skręconych włosów eksponując wyeksploatowaną aparycję. Resztka dymu wiła się powyżej czubka głowy, kreśląc najznamienitsze kształty. Odezwał się w krótkim, schrypiałym: – Co on taki nie w humorze, od dawna? – zapytał śmiało, a ruch głowy wskazał gburowatego barmana. Po krótkiej chwili usta wykrzywiły się w nietypowym grymasie, zwiastując rozpoznanie i przywitanie współtowarzysza: – Szukałem kogoś innego, przez chwilę wierzyłem, że pomyliłem lokale, a tu proszę, proszę… Można się zaskoczyć. - przerwał. - Nic się nie zmieniłeś. Twoja gęba również. – tak jak wtedy, gdy podczas piwnicznego mordobicia, przytulali się do spróchniałych desek lichawego ringu. Nie spodziewał się niespodzianek, a te lubiły zjawiać się w najmniej oczekiwanym momencie.



My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Vincent Rineheart
Vincent Rineheart
Zawód : łamacz klątw, zielarz, dostawca roślinnych ingrediencji, rebeliant
Wiek : 32
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Za czyim słowem podążył tak czule, że się odważył na tę
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
OPCM : 30
UROKI : 31 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6 +3
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7723-vincent-rineheart https://www.morsmordre.net/t7772-elidor#215947 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f310-irlandia-wschodnie-przedmiescia-bray-akacjowa-ostoja https://www.morsmordre.net/t7773-skrytka-bankowa-nr-1857#215948 https://www.morsmordre.net/t7776-vincent-rineheart#216049

Strona 14 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14

Stoliki przy ścianie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach