Wydarzenia


Ekipa forum
Zapomniana piwnica
AutorWiadomość
Zapomniana piwnica [odnośnik]13.09.15 21:12
First topic message reminder :

Zapomniana piwnica

W pobliżu opuszczonych magazynów znajduje się niewielki, ceglany budynek, nagryziony przez zęby czasu. Nie wyróżnia się niczym szczególnym pośród podobnych sobie zabudowań - pomieszczenia już dawno zostały ogołocone ze wszystkich mebli, jedyne co można tutaj znaleźć, to kurz i pojedyncze butelki pozostawione przez bezdomnych. Na gmach składa się parter i stara, zapomniana piwnica, którą zalewa nawet niewielki deszcz - podczas mokrych por roku lepiej nie zagłębiać się do jej środka; latem natomiast najniższa kondygnacja nigdy całkowicie nie wysycha, przez co w jej wnętrzu wyczuwalny jest charakterystyczny zapach grzybów i podmokłych desek. Na piwnicę składa się kilka niewielkich, wąskich pomieszczeń, których wejścia bronią, napuchnięte od wody drewniane drzwi, wzmacniane metalową kratą. Wydaje się, że ona jedyna jest niewrażliwa na dotyk upływającego czasu.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 29.10.18 20:41, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zapomniana piwnica - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]16.12.20 21:32
Musiało mu się jeszcze bardziej poprzestawiać we łbie, skoro w tak zaskakującym tempie łączył te potrzaskane części układanki. Nigdy nie był przesadnie bystry, ale Moss wydawało się, że wyraziła się na tyle jasno, by mógł mimo wszystko odkryć, o co w tym wszystkim chodziło. W przeciwieństwie do niego nie próbowała mamić rzeczywistości, nie zamazywała odpowiedzi, nie wyrażała się myląco. Jej pięść, choć tak zabłąkana, finalnie pozostała jasnym, dosadnym komunikatem. Czego jeszcze potrzebował? Wylewania żali w rytmach rozkołysanych szant? Dwóch obalonych razem flaszek dla przełamania przykurzonej obrazy? A może powinna wziąć pergamin i wyrysować mu nitkami portowej krwi, ile dokładnie minęło dni, odkąd łaskawie podarował jej święty znak życia? Wcale jej nie zaskoczył. Nie dorósł i znów bezczelnie igrał z jej emocjami. Z Hanki emocjami – chociaż akurat to nie było takie złe. Może pewne historie należało pomazać, zanim zaczną wypalać w głębi wyraźniejsze ślady. Gdy jednak przelotnie łapała jedno i drugie spojrzenie, wcale jej się nie wydawało, by stare sprawy zostały całkowicie zatarte. Przynajmniej nie dla niego.
– Świeże powietrze – palnęła złośliwie i pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą. Prychnęła, kiedy wreszcie zdobył się na jakiś, powiedzmy, ambitny wniosek. – Daj spokój, pogrążasz się. Wyłazimy stąd i wtedy przemagluje cię gorzej niż pani Boyle pijaków nad tarotem – stwierdziła znudzona już własnym wkurwieniem i jego nędznymi próbami panowania nad kłamstwem. Kiepskie miejsce to było, zbyt wilgotne na przedłużające się rodzinne kłótnie i zbyt ciemne, by Burroughs mógł wreszcie doznać jakiegoś magicznego oświecenia. Trudno w paru wejrzeniach i wyrzuconym kuble rozczarowania opowiedzieć o tym wszystkim, co czuła, kiedy nie wiedziała, gdzie był, kiedy rozważała, czy gdzieś jest pierś unosząca się w oddechach i czy istniał na tym świecie jakikolwiek wyczuwalny ślad postaci, która zbyt łatwo rozpłynęła się w zamglonym, wojennym szaleństwie. Dowiódł tego, jak bardzo jej nie słuchał, jak bardzo wziął sobie do serca dziesiątki odbytych rozmów, nadziei i monologów wkurwienia.
– Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobiła – wypowiedziała poważnie, oschle, a w jej oczach zalśniła przenikliwa pustka, która miała zakamuflować kryjący się daleko, daleko ból. Tylko to odpowiedziało na te błyskotliwe przeprosiny. Przejdzie jej, jak dowie się wszystkiego, jak otrzyma potrzebne tajemnice i wyjaśnienie, przed którym tak uparcie się bronił. Byleby nie wiedziała, byleby siać chaos wciąż i wciąż, opowiadać bajki i kolorować idee fałszywe. Gorzkie słowa wciąż cisnęły się jej na usta, ale powstrzymała kolejne cięcia. Nie teraz. Będzie czas na gnojenie przeklętego skurczybyka. Zamierzała go męczyć jeszcze długo. Wciąż wydawało jej się to niemożliwe – że nie mógł choćby błysnąć okiem. Nie zasługiwała nawet na to. Ubzdurał sobie jakiś wielki plan, nic nikomu nie powiedział i liczył, że świat zareaguje dokładnie tak, jak to sobie wymarzył. Wciąż był dzieckiem, którego poznała osiem lat temu. Zrobiłby dokładnie to samo, gdyby to ona zupełnie zatonęła. Martwiłby się, wędrował za resztkami zapachów, wypytywałby ludzi, przyczepiał się mocno do byle tropu. Hania i Philippa nie uczyniły niczego, czego nie był w stanie przewidzieć. Choć… odnalazły go, a na to chyba nie liczył. Musiały odnaleźć. Istniał w nich. Jak wieczna emocja, jak ważne wspomnienie, jak kawałek wytrącony nagle z duszy, który należało umieścić znów w odpowiednim miejscu. Stał przy nich, powoli pojmował, dokąd zaprowadziły je jego decyzje. Nieroztropna rozgrywka i one jak te dwie niespodzianki, pewnie niezręczne, pewnie zupełnie niepotrzebne w tym nowym świecie samotniczej tułaczki Keatona Burroguhsa.
Nie, nie zapomniały. I wiedziała dobrze o tym, że cholernie ciężko było to zaakceptować. Że ktoś go kochał, że miał jeszcze przyjaciół, którzy, choć byli skłonni wybaczyć  wiele, potrzebowali mieć choćby nadzieję na powrót. A on nie dał im nic. Nic prócz miernego przekonania o tym, że jakoś to będzie, że wróci za dziesięć lat i znów będzie jak dawniej. O tak, z pewnością.
Mugolka. No tak. Dziewczę wycieńczone, słaniające się z zimna, głodu i strachu, oparte o troskliwe serce Hanny i jakże przejęte oczy Keatona. Obdarowywali ją ciepłem, jakiego nie odczuła zapewne od długich tygodni, może miesięcy. Cokolwiek czuła, empatia Wright otulała ją gęsto płaszczem, nie pozwalała upaść, nie pozwalała pozostać w pułapce zimna. Moss wyłapywała w niej własne odbicie, pozwalała, by powoli odciągało jej uwagę od Keata.
Pokiwała mu głową, będąc gotową do pomocy. Nie od dziś pociągała ku górze wszystkie ofiary przemocy i biedy, wszystkie sieroty i pogubione istnienia.
– Spokojniejsze miejsce? Tutaj? –
Uniosła brwi i pokręciła głową, wróżąc z półgłosów i spojrzeń, jak mógł sobie to wyobrażać. – Możemy ją zaprowadzić do mnie. Przynajmniej na razie. Pomogę jej. To blisko. Zresztą gdzie chcecie teraz szukać bezpiecznego miejsca w środku portu? – podpytała, mając ochotę wspomnieć jeszcze, że częścią tej całej eskapady wciąż była dziewczyna, której dreptało po piętach ministerstwo. Ostrożność, błąkanie się od domu do domu i jakieś wędrówki po kraju to raczej nieciekawa opcja. –  Kanały? Jest słaba. Da radę dostać się… dokądkolwiek planujecie ją zabrać? – zapytała czujnie, wyraźnie zdziwiona, nieco pogubiona w natłoku wszelkich rewelacji z ostatnich kilku chwil. – Nochal – wydusiła po chwili, nie wyłapując w ciemnościach towarzystwa mokrej kupy sierści. Gdy otarł się o jej łydki, odetchnęła. Różdżkę trzymała w pogotowiu, wiedząc dobrze, że na każdym dokowym zakręcie czaić się mogła nieprzyjemna niespodzianka. Z powątpiewaniem zerkała na bardzo zmęczoną, poruszającą się z wyraźnym trudem mugolkę. To w ogóle miało sens? Prowadzenie jej gdzieś poza Londyn? Gdy opuścili schody, psidwak wystrzelił do przodu, a Moss zastanowiła się, czy jakkolwiek można jej pomóc. Teraz i tak, by odzyskała chociaż część sił. Nie znała się na czarach wzmacniających organizm ani nie miała żadnej przydatnej fiolki od Franki przy sobie. Mieli za to Hankę, która za nic w świecie nie mogła wpaść w oko żadnemu podejrzliwemu typowi. Moss była zbyt zamyślona, by wyłapać grę spojrzeń i niespojrzeń wirujących między nieszczęśnicą.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]23.12.20 23:26
Chyba sama nie spodziewała się tego gradu emocji, które spadły na niego ze strony Moss, ale nie znając jej możliwości, nie znając jej samej zbyt dobrze nie była w stanie przewidzieć, że runie z taką siłą. Przez chwilę pogrążona we własnych, egoistycznych myślach, osobistych rozterkach i wątpliwościach odgrodziła się od nich barierą, która nie przepuszczała zarówno obrazów, jak i dźwięków. Philippa nie miała dla niego litości. Pełna najszczerszego żalu i złości pod którą — raczej wierzyła niż widziała — ukrywała pewnie najszczerszy ból. Tak, by przypadkiem nie nikt nie uznał jej za słabą, skrzywdzoną, wystraszoną i dotkniętą. Ale kiedy na nią spojrzała pomyślała, że pod tą agresją i furią, z którą na niego naskoczyła właśnie to się czaiło — może osąd był przedwczesny, może naiwny, ale bez wątpienia kierowany tym, co sama niejednokrotnie czuła. A ostatnimi czasy była porzucana zbyt często. Swoją nieobecnością, cichym odejściem bez pożegnania, jakiekolwiek miał podstawy i argumenty, dotknął ją boleśnie, mocno szarpiąc za łączącą ich nić. Ta była gruba, elastyczna. Przynajmniej kiedyś tak ich postrzegała z opowieści Keata, z tych dźwięków, pauz na oddech i słów, pomiędzy którymi wyczuwała więcej niż chciał jej naprawdę powiedzieć. Czasami myślała, że mówił znacznie mniej niż chciał, ukrywając prawdę w ciszy i niedopowiedzeniach; czasem kryjąc ją w zawoalowanych opowieściach i w historiach oddalających się z każdym słowem od prawdy. Przyjmowała to, co mówił bez podejrzliwości, naturalnie i naiwnie przyjmując wszystkie jego słowa za pewnik. Dopiero później, wyczekując jego nadejścia z drżącym sercem, niecierpliwością, analizując wszystko ponownie krok po kroku zastanawiała się, gdzie ona była. Ta cała prawda. Może właśnie dlatego tak ją wtedy przyciągał; był nieodkrytą tajemnicą, znakiem zapytania. Rozpoczęta i niedokończoną przez kogoś historią, którą chciała poznać. Przynajmniej do czasu.
Przeprosiny, które do niej wystosował były szczere. Czy w końcu dotarło do niego, jakiego szaleństwa się dopuścił? Jaką głupotę popełnił, nie dając jej znać? Była jego siostrą, powinna wiedzieć takie rzeczy. Jeśli wszystko było w porządku, jeśli żył — powinna wiedzieć, że był cały. Cokolwiek robił, gdziekolwiek był. Powinna otrzymać od niego informacje, jakąkolwiek, jakiś znak, wskazówkę. Ona by chciała. Wiedzieć, że jej bracia są cali.
Przygnała ją tu spora dawka egoizmu. Może nie powinna była się tu zjawiać. Jakie miała prawa do szukania odpowiedzi, do szukania jego? Po latach milczenia, nieobecności, ciszy na którą go skazała nie powinna była rościć sobie niczego. Dlatego nie odzywała się. Nie pytała o nic. Nie musiała — choć bardzo chciała — wiedzieć, co się z nim działo przez ten czas, czy wszystko było w porządku. Przystała na propozycję zostając cichym obserwatorem rodzinnej sceny, mimo braku reakcji, co było tak niepodobne do niej, czerpiąc z tego spotkania wszystko, czego potrzebowała.
Trzymając tą kobietę, poczuła jak ciężar, który na nią spada nagle staje się lżejszy — przytrzymał ją. Koncentrowała na niej spojrzenie, nie dając się zwieść jego słowom, choć nie była od razu pewna, kierowanym do Philippy. Badawczy wzrok przemykający po bladej skórze mugolki był wygodną wymówką, dla tego, by nie myśleć już o tym, czy miał się dobrze, czy dawał sobie przez ten czas jakoś radę — na pewno dawał, podskórnie czuła to przecież. Pomogła jej więc z jego pomocą wspiąć się po chodach, a później korytarzem powoli ruszyć w stronę wyjścia. Uniosła oczy przed siebie, na ponury świat za progiem, ponure i nieprzyjemne doki. Sięgnęła dłonią do kaptura, by zaciągnąć go mocnej na jaśniutkie włosy, ale poczuła, że znów jej ucieka przez ręce.
— Tak, zabiorę ją tam — odpowiedziała mu, kiedy w końcu zwrócił się do niej. Propozycję drogi przez kanały wpierw zamierzała przemilczeć, by za chwilę, nie móc się powstrzymać, unieść na niego spojrzenie czekoladowych oczu. — Wrócisz ze mną? — spytała cicho. Tam, do Oazy, tam gdzie był od jakiegoś czasu jego dom. Zapomniała zupełnie, że Moss nie potrafiła odczytać tego szyfru, że mogła pomyśleć sobie za dużo, utkać zbyt gęste domysły. Nie wiedziała z pewnością gdzie przebywał i co robił. Nie wiedziała, że był jednym z nich? Ich spojrzenia się spotkały, a ona z trudem nie powiedziała tego, co chodziło jej po głowie. Westchnęła tylko głośno.
Kobieta szła powoli, choć co chwilę musieli zrobić przerwę, by dać jej czas na oddech.
— Nie — zaprotestowała od razu, kiedy Philippa zaproponowała mieszkanie u niej, chociaż nie była pewna, czy to tak naprawdę była kiepska propozycja. Spojrzała w ziemię, nie wiedząc co myśleć.— Musi się stąd wydostać. I dojść do siebie. — Wtedy będzie mogła opuścić bezpieczny kąt, wrócić do swojego życia gdzieś tam, byle z dala od Londynu. — Pójdziemy kanałami.— ufała Ketonowi, wiedziała, że wiedział co robił, oferując tę drogę. Musiała być bezpieczna, bezpieczniejsza niż przemarsz ulicami. Keaton i Philippa nie dadzą rady udawać nieświadomych, mając w towarzystwie poszukiwaną listem gończym czarownicę i mugolkę.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zapomniana piwnica - Page 6 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]11.01.21 13:53
Nigdy to szmat czasu, a on nie potrafił dotrzymywać nawet tych obietnic, sięgających dni, które można próbować chwycić w garść, by wziąć się w nią samemu. Ale w jej ustach taka deklaracja nie dźwięczała fałszywym tonem, było w niej echo prawdy, a może tylko sam podźwięk wiary w owe słowa; im dłużej tkwili w owym emocjonalnym impasie, tym dotkliwiej odczuwał wszystko to, co kłębiło się w niej od dawna. Gdyby tylko mógł, pozszywałby odpowiednimi słowami każdą ranę, którą pogłębił, ale nigdy nie potrafił używać ich taki sposób, by wyrazić skruchę; z trudem zebrał się do sięgnięcia po samo przepraszam. To czynem, nie słowem, okazywał prawdziwe emocje.
- Nie - port bezpiecznym przestał być już jakiś czas temu, a może nie zdarzało mu się takim bywać - poza Londynem, jest takie jedno miejsce - daleko, niemal w innym świecie, utkanym z jasności białej magii. Spokój zanurzony w humorzastej toni - pamiętał jej krzyk, pamiętał też milczenie, pamiętał, jak zatapiał się w niej sam; tęsknota zakłuła go lekko, przypominając o tym, że wciąż jeszcze mu towarzyszyła, nie opuściła go ani na chwilę. O tym, że nie tylko za miejscem cnił się, przypomniało już coś innego; to jedno pytanie, które zadał inny głos.
Wrócisz ze mną brzmiało niemal jak do mnie.
W tym świetle oczy miała o ton ciemniejsze, przypominały teraz gorzką czekoladę, choć za dnia bliżej im było do mlecznej; kolejna irracjonalna myśl, która zaabsorbowała go tak, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie.
Nie odpowiedział. Jedyną odpowiedzią, która mogłaby opuścić teraz jego usta, było wrócę, zwerbalizowane, bądź tylko w formie skinięcia głową; ale deklarowanie tego bez namysłu to coś, co może w innej kwestii przyszłoby mu bez trudu, lecz w tej wybrał milczenie, znając doskonale położenie uszczuplającej się zbieraniny, która uparcie próbowała odnaleźć tych wciąż jeszcze jakimś cudem ukrywających się w Londynie.
Wróci, tam do Oazy, a później do Londynu, oby na tyle szybko, by udało mu się pomóc w zaplanowanej akcji. A potem? Potem podejmie decyzję, choć przecież doskonale wiedział już teraz, co zrobi, ale miał jeszcze chwilę, by pooszukiwać samego siebie, że waha się do samego końca.
Pierwszy odwrócił wzrok, wbijając go w to, co wyłaniało się zza rogu; ostatnia prosta, pusty plac tuż przed wejściem do kanałów, i skryją się w londyńskich trzewiach, w labiryncie, którym poruszał się ostatnimi czasy tak często, że niemal nie zdarzało mu się już mylnie obrać kierunku, przemierzając te najlepiej mu znane trasy.
Kaszel poniósł się po opustoszałej przestrzeni, nie dał rady zdusić go w sobie; przystanął tylko na chwilę, by złapać oddech, choć skrył to za upozorowanym pretekstem; objął kobietę nieco inaczej, przesuwając rękę wyżej, tworząc stabilniejszą ramę. - Jeszcze kawałek, potem mogę cię ponieść - da radę, choć przez jakąś część trasy; dziewczyna ważyła tyle co nic, czuł pod palcami, przez jej ubranie, linie żeber, których nie oblekał nawet gran tłuszczu.
Nim ruszyli ku ziejącemu ciemnością wejściu do kanałów, obrócił głowę w stronę siostry; wprawie nie powinni stać dłużej bez ruchu, nie w miejscu, w którym są jak na świeczniku, ale musiał jeszcze przekonać ją, że to pożegnanie potrwa krócej niż poprzednie, którego właściwie nawet nie było; że powinna ruszyć do domu, bo samotny powrót kanałami do Londynu nie był najlepszym pomysłem, a przecież nie mogli zabrać jej tam.
- Phillie, przysięgam, że to koniec milczenia, odezwę się do ciebie jeszcze dzisiaj, jak tylko odzyskam lusterko, już się z nim nie rozstanę - z Tobą też nie, nie na tak długo - i zobaczymy się na dniach, jeśli nie w tym tygodniu, to w następnym... wytłumaczę ci wszystko - przede wszystkim wytłumaczy siebie; może sierpień bądź wrzesień miał być miesiącem szczerości, może nie tylko z nią powinien odbyć rozmowę, w której postara się nie unikać niewygodnych tematów - na tyle, na ile to było możliwe. - Wróćcie do mieszkania z... Nochalem, on chyba ma na już na dzisiaj dość wrażeń - podejrzewał, z jakiego powodu zwierzę zaczęło zachowywać się mniej spokojnie, to nie był jednak najlepszy moment na dywagacje na temat niechęci, którą psidwaki okazywały mugolom.
Niezależnie od decyzji Phillie, nie mogli już dłużej zwlekać ni kusić losu; przy wejściu, w jednej z zaciemnionych odnóg kanałów, pojawiły czyjeś oczy. Strażnicy przepuścili ich bez słowa, nie zatrzymując czarodziejów; być może znali Hannah, z pewnością znali Keata, nie pozostali też ślepi na to, że Zakonnicy starają się komuś pomóc.
- Lumos - zdecydował się w końcu rozgonić ciemność, gdy światło księżyca przestało dotykać ich plecy; buty zanurzyły się ponownie w chlupocie, nie zdążyły nawet wyschnąć. Wlewająca się do nich mieszkanka wody i błota utrudniała stawianie każdego kolejnego kroku. - To tylko światło, nic więcej - wyjaśnił cicho, choć dziewczyna wciąż nie odezwała się ani słowem. To tylko światło, ale były też światła, które niosły ból, z różdżki wydobywały się najróżniejsze kolory; nie wiedział, jakie barwy magii znała mugolka, mógł jednak podejrzewać, że tylko te okrutne, skoro na widok kijka do czarowania zareagowała w taki sposób. - Momentami będzie ciasno, pójdziemy w pojedynkę, kuląc się - dodał jeszcze, nie miał pewności, którędy Hannah dotychczas dostawała się do Londynu, mogła korzystać z innego przejścia. A nawet jeśli to konkretne było jej znane, to dziewczyna, którą prowadzili w ciemność, bez wątpienia lepiej poczuje się, wiedząc, czego właściwie spodziewać się w kanałach. - Ściany tuż przed zakrętem są oznaczone na wysokości dłoni, żeby wiadomo było, gdzie skręcić - również wtedy, gdyby ktoś próbował wydostać się z Londynu bez przewodnika - zniekształcenia są na tyle symetryczne, że nie pomyli się ich raczej z przypadkowymi uszczerbkami - a to subtelniejsze niż flagrate - w środkowej części jest też rozciągnięty w wodzie kabel - niegdyś telefoniczny, teraz w Londynie i tak nie przydałby się mugolom; oderwany fragment był trwalszy niż zwykłe włókno - można się go trzymać jak liny - przeprowadzi przez najtrudniejszy orientacyjnie odcinek; Keat już go nie potrzebował, ale rajdy w kanałach zdarzały się też osobom, które nie bywały w nich na tyle często, żeby odnaleźć drogę bez trudu.
Potem pozostało nasłuchiwać w ciszy dźwięków niesionych wodą; ciemność, w której brodzili, miała w sobie coś niepokojącego, niepozwalającego na brak czujności.


z racji tego, że psidwaki z natury są nadzwyczaj źle nastawione do mugoli, rzucam k10 na zachowanie Nochala
1-5; Nochal znieruchomiał, a jego sierść na kłębie i szyi zjeżyła się; chwilę później odsłonił kły i zawarczał, nie chcąc ruszyć się z miejsca; ogon trzymał sztywno na linii grzbietu, wzrok utkwił w słaniającej się na nogach mugolce, po czym kłapnął zębami;
6-10; ruchy psidwaka stały się powolne, sztywne; skulił ogon, po czym oczy, w których z początku błysnęło białko, ostatecznie odwrócił od czarodziejów i ich towarzyszki, zachowując się coraz bardziej nerwowo



from underneath the rubble,
sing the rebel song
Keat Burroughs
Keat Burroughs
Zawód : rebeliant
Wiek : 24
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
some days, I feel everything at once, other - nothing at all. I don't know what's worse: drowning beneath the waves or dying from the thirst.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
I will survive, somehow I always do
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7770-keaton-burroughs https://www.morsmordre.net/t7784-sterta-nieprzeczytanych-listow#217101 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f128-oaza-chata-nr-69 https://www.morsmordre.net/t7785-skrytka-bankowa-nr-1866#217105 https://www.morsmordre.net/t7787-keaton-burroughs#217189
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]11.01.21 13:53
The member 'Keat Burroughs' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 5
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zapomniana piwnica - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]12.01.21 18:28
Nie poprosiła o koniec tajemnic, nie uwierzyła, że nikłe światło w jego oczach to początek powrotu, to zgarnięta łapczywie w wytęsknione ramiona normalność, obecność. Nie spodziewała się jej, nie po nim, nie w gęstwinie kolejnych półsłówek, niedopowiedzeń, zaszyfrowanych spojrzeń między poszukiwaną i odnalezionym. Mogłoby jej zabraknąć, milczeliby złączeni wciśniętą między dwa ciała obcą mugolką, ale w tej jednej chwili siostrą, pretekstem, obowiązkiem. Philippa wyłapywała więcej, pojmowała to, o co pewnie, w szczycie bezczelności, nie byłby w stanie jej posądzić. Rozsadzał ją gniew, gdy znów pozwolił jej poczuć, że jest niegodna, że jest niepotrzebna. Wcale nie musiało jej tu być, wcale nie musiała go poszukiwać. Hannah i Keaton doprowadzą zadanie do końca. Chociaż trwali przeklęci przez stare rany, teraz, w omijających się oczach i niewyduszonych słowach wydali się jej niemożliwie zgodni. Poczuła zazdrość. Zazdrość o to, że ona wie, ona, ta wywłoka, dramatyczne marzenie młodego chłopaka. Mogłaby spróbować odnaleźć w tym sens, odkryć ciężar ich sekretów, odkryć motywację, która – prócz dobrego serca – przepełniała ich energią zdolną do wyprowadzenia stąd dziewczyny, do zadbania o wszystkie pokrzywdzone w tej wojnie dusze. Czy nie zależało im na tym samym? Czy Keat nie trwał wierny własnemu gniazdu? Nie chronił portowych braci? Wright wcale nie musiała, pogmatwane sprawy z Boylem mogły odciągać ją od paskudnych ulic, od przeklętych widm wijących się po zachodnim porcie. Mimo to wyszła z nią na te ścieżki, odważna, gotowa przełknąć niepewności, gotowa zmierzyć się z dziesiątkami mijanych obwieszczeń, podłych haseł o niej i pozostałych, których przecież musiała znać. Tak jak Rinehearta. Ryzykowała jeszcze bardziej, choć mówiła głośno o emocjach, nie krzyczała jak Philippa. Przyszła dla niego. Obydwie przyszły, obydwie gromadziły się nie pierwszy, ale może wreszcie ostatni raz – choć nie należało cieszyć się przedwcześnie.
Znalazły go, ale czy przygasł strach? Czy skończyły się tajemnice? Moss miała ich dość, zasiewały w niej gniew, potężniejszy od wszystkich ostrych słów i złośliwych oczu z przeszłości. Gniew splatający się ze zbyt wieloma rozczarowaniami ostatnich miesięcy. Nie on jeden zniknął, nie on jeden milczał pochłonięty przez dziesiątki nieokreślonych spraw. Miał cholerne szczęście, że wreszcie na niego wpadły. Nie pochowała go. Pilnowała wiernie wszystkich rozgrzebanych rachunków, wyganiając stąd nawet tych tajemniczych Keatów, magiczne podróbki, liche i wyjątkowo bezczelne. Pilnowała, by jego nieobecność nie przyniosła jeszcze więcej bólu – jemu i im wszystkich. Jak starsza siostra, jak nierozsądny, rozpalony rozsądek. Abstrakcyjny jak na Moss. Przynajmniej to jedno wyszło jej na dobre. Musiała mieć głowę na karku, kiedy on ją zupełnie utracił.
Prowadzili ją… gdzieś, gdziekolwiek. Poza Londynem. Brawo, Burroughs. Nie zawodzisz. Milczała, bo ledwie strzęp wybrzmiewającej irytacji mógłby tu zaraz rozpętać piekło. Pamiętała jednak o bezpieczeństwie Hanki i za bardzo pragnęła rozprawienia się z bratem, by teraz popełnić ten błąd, by poddać się wciąż nieugłaskanym emocjom. Jeśli chciał wrócić do tego, co było, powinien przestać. Porzucić bezgłośne, śmiejące się jej w twarz sekrety.
– Wytłumaczysz – powtórzyła za nim. W brzmieniu rozlała się wątpliwość. – Zabraknie ci na to dnia – burknęła, stojąc pośrodku dramatu, między drwiną a żalem. Między każdą nieszczęśliwą historią. – Ale niech ci będzie. Wiesz, że nie odpuszczę. Spróbuj mi tylko podpaść znów. Znajdę cię i wypatroszę – wyrzuciła teraz tylko mocniej rozbita, bo znów miała go wypuścić, oddać ponurym obrazom, pozwolić, by rozmazał się między podrapanymi kamienicami. Znów wypuścić, a potem czekać. Nie lubiła oddawać partii, nie lubiła też nie móc jej rozpocząć. Zawsze była białymi. Zawsze mówiła pierwsza, by rozsiać pułapki, by rzucić losowi wyzwanie. Co za szczeniak, co za mała cholera. Co za rodzina.
Przysięgał. Miała nadzieję, że było to warte więcej niż kufel rozwodnionego piwa z Pasażera. Warte więcej od zaparowanego od gorzkiej niepotrzeby lusterka. Nie powinna wierzyć, ani jemu ani kawałkowi durnego szkła, które miało go pilnować. Mogła… chyba mogła jednak ufać Hance. Przeczuwać, że ta wcale tak łatwo nie pozwoli mu zbiec. Dokończą misję, ale to dla Philippy nie było już tak istotne. Liczyło się tylko odnalezienie Keatona, wypatrzenie tego, który za wszelką cenę próbował się ukryć. Cokolwiek to było, cokolwiek miało go uwierać, zadręczać, przymuszać do takich głupot – obiecała sobie, że nie odpuści, nie pozwoli kiełkować sekretom w wilgotnych piwnicach, między szczurami, w nędzy, która łamała siostrzane serce. Ito drugie też.
Zastygła wpatrzona w trzy sylwetki. Na rozstaju należało podjąć decyzję, posłuchać i zawróci albo uczepić się jak kuguchar piszczącego myszyska. Philippa już wiedziała. Pod jej stopami rozwarczała się zwierzęca dusza zirytowana niepojętymi, drażniącymi nieporozumieniami, może łaskoczącą wilgocią, może wreszcie uchwyconym tropem, który znów próbował się wymknąć. Objęła dłonią zwierzęcy pysk i popatrzyła w te wdzięczne oczy. Już nie musiał się bać. Uniosła głowę, by na nich popatrzeć.
– Idźcie już, szybko. Nie ma na co czekać –
ponagliła, choć zachęta ta wydostała się z jej ust z wyjątkowym trudem. Ścisnęła na moment powieki, a potem popatrzyła znów na psidwaka. Gdy wyprostowała plecy, oni już oddalali się w ciemnościach portowych zakamarków. Oddała go jej. I uwierzyła tej jednej obietnicy. Że wróci.

zt dla Philippy i Nochala
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]13.01.21 13:08
Uparcie milczał, patrząc tylko, ociągając się z odpowiedzią, a ona nie wiedziała, dlaczego. Ta bierność obudziła w niej wewnętrzny sprzeciw, który w każdej innej sytuacji pchnąłby ją do ostrych słów lub czynów — byłaby gotowa zaciągnąć go tam nawet siłą, chwytając mocno rękawa jego cuchnącej szaty, może w nadziei, że natrafi na mniej bierną i znajomą dłoń, która ściśnięta pozwoli się poprowadzić. Ale teraz była tylko tłem dla salwy uczuć rozlewanych pomiędzy nimi. Wyrzutów, gniewu i tak dokładnie uzewnętrznionej tęsknoty. I choć wiedziała, że wiele zdołali wyjaśnić przed jego zniknięciem, odnajdując wspólny język i szansę na zrozumienie, zabrakło jej słów, by go nimi obrzucić. Zakłuło ją bardzo stare poczucie winy, zalała ją świadomość, że nie ma prawa się na niego gniewać. I choć jego milczenie ją kłuło, przyjęła je, odwracając tuż po nim wzrok, koncentrując się już tylko na wszystkim wkoło, nie na nim i tym dziwnym wrażeniu, jakby byli znajomymi nieznajomymi. Spojrzała na Philippę i skinęła jej głową na pożegnanie. W czymś w ramach potwierdzenia, że dobrze zrobiły wybierając się tu w poszukiwaniu zaginionego nosa. W końcu się udało, dostały to, czego chciały. Wiedziała, że nie powinna zostać sama; że nie było tu bezpiecznie i że powinna właśnie teraz nacieszyć się jego towarzystwem, otrzymać wszystkie stosowne wyjaśnienia. Należały jej się. Nie chciała go przywłaszczać, zabierać ze sobą. Ale bała się, że jeśli tu zostanie, nie wróci do Oazy, do domu, tam, gdzie było jego miejsce, wśród zakonnej braci. To on winien był jej wyjaśnienia, włącznie z tym, co robił i dlaczego. Zostawiła to więc jemu, na jego barki zrzucając też odpowiedzialność względem kobiety, którą nazywał swoją siostrą. Dla niej była tylko Philippą, znajomą, z którą dziś połączyło ją coś więcej, choć nie umiała nazwać tej relacji żadnymi znanymi określeniami.
Poprawiła chwyt dziewczyny, czując po drodze gdzieś jego dłoń, potem przedramię. Nie cofnęła jej jednak, przesuwając ją niżej, na jej talię z drugiej strony. Chciała mu pomóc ją ponieść, poprowadzić przynajmniej na razie. Kiedy przy wejściu do kanału pojawiły się oczy wzdrygnęła się niepewnie, ale nie byli to żadni wrogowie. Strażnicy. Nigdy nie korzystała z tego przejścia, nigdy wcześniej tu nie była. I choć ich nie znała, a oni jej, zdawało się, że nie dzielili tej samej obcości z Burroughsem, przepuszczając ich od razu.
Sama w milczeniu wysłuchała tego, co miał dziewczynie do powiedzenia na temat kanałów, czerpiąc z tego takie same wskazówki jak zagubiona mugolka. Puściła ją w końcu, pozwalając iść przed sobą razem z Keatonem.
— Nigdy tu nie byłam — powiedziała w końcu, kiedy zostali całkiem sami. Sami we trójkę. Światło z jego różdżki rozjaśniało im korytarz. Jej buty przemokły, peleryną zrobiła się ciężka od wchłoniętej wody, ciążyła jej na ramionach, szło się trudniej, jakoś gorzej. — W którym miejscu się wydostaniemy?— spytała, patrząc na ściany, szukając wspomnianych przez niego znaków. — Keat... — zaczęła po chwili, szukając właściwych słów. W końcu wbiła wzrok w jego plecy. Milczała znów przez dłuższą chwilę, idąc dalej, tak długo, aż gdzieś na końcu nie zamajaczyło blade światło końca. Dziewczyna słabła, ale wydawała się być zdeterminowana, z każdym kolejnym krokiem, każdym oddechem było w niej więcej życia i woli walki. Chęci przetrwania. — Dobrze, że jesteś — znowu. Gdzieś w pobliżu, obecny, tak po prostu. Nie sprecyzowała, czy chodziło jej o powrót do działań zakonników, czy może o coś innego. Nie odzywała się już, aż do samego końca.



| Zt dla mnie, Keata i naszej nowej przyjaciółki


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Zapomniana piwnica - Page 6 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Zapomniana piwnica [odnośnik]04.02.23 10:46
11 czerwca, noc
W dokach unosił się gęsty smród zepsutych ryb, chujowego grogu i od dawna niemytego ciała. Mimo późnej pory, po ulicach wciąż błąkały się pojedyncze dusze: drobni pijaczkowie, żerujący w resztkach bezdomni, nietutejsi marynarze, lokalne zbiry szukające łatwego łupu. Tym ostatnim przyglądał się z największym zainteresowaniem, usiłując przewidzieć ruchy, zgadnąć to, co zaprzątało ich myśli. Nie sądził, by któryś z nich się na niego rzucił ― nie, kiedy holował pod ramię nie do końca przytomnego i pobitego jegomościa z tego nowego sklepu z rybami ― ale odruch obserwacji i poszukiwania potencjalnego zagrożenia był silniejszy. Tym bardziej, że światło było skąpe; księżyc krył się za mętnymi, poszaszałymi chmurami, a okoliczne latarnie były w większości wybrakowane lub zepsute, pogrążając brudne uliczki w półmroku.
Młody Porter zastękał boleśnie, kiedy bezceremonialnie przepchnął go przez próg drzwi i powlókł dalej, w kierunku schodów do piwnicy. Budynek śmierdział wilgocią i gównem aż szczypało w oczy, ledwo było czym oddychać. Jakiś bezdomny, śpiący w rogu na legowisku ze szmat, siorbnął nosem przez sen, coś tam zacharczał i zastygł w sztucznym bezruchu, zbudzony krokami. Victor minął go bez słowa, Porter coś tam wyjęczał o pomocy, ale bezdomny miał dość rozumu, by go zignorować.
Zeszli do piwnicy; zapach wilgoci i grzybów nasilił się, błoto zalegające na spuchniętych deskach mlaskało pod podeszwami. Victor rozejrzał się, wśród szeregu zamkniętych drzwi dostrzegł te jedne, otwarte i ruszył w tamtym kierunku. Porter znów jęknął, potknął się, ale Vale przytrzymał go pod ramię; gestem pozbawionym troski, mechanicznym, prawie brutalnym. Wepchnął do do niewielkiego pomieszczenia w którym stało tylko pojedyncze krzesło i jakaś skrzynia. Niewielka kulka mlecznego światła lewitowała leniwie pod sufitem, oświetlając nieznacznie brudne i popękane ściany.
Mary już tam była, czekała, siedząc na skrzyni. Nie była zadowolona ― mógł to wyczytać z jej miny, jak z książki ― poza tym od samego rana była w chujowym humorze. Porter miał zajebistego pecha, z tym powrotem do doków akurat dzisiaj. Może wczoraj Mary zdecydowałaby się odwiedzić go w sklepie sama, rozmówić się, przypomnieć o opłatach. Dzisiaj natomiast ― Victor bezceremonialnie pchnął gościa na krzesło, odruchowo sprawdził więzy krępujące jego dłonie ― dzisiaj kto wie, w jakim stanie wyjdzie z piwnicy. O ile w ogóle wyjdzie.
Usadzony na zbutwiałym, jęczącym siedzisku sklepikarz jakby odzyskał nagle siły. Szarpnął się, poderwał głowę, ale zanim się dobrze podniósł ― Victor kolejnym pchnięciem usadził go na powrót w miejscu. Mary cmoknęła z dezaprobatą, zarzuciła nogę na nogę.
Wie pan, panie Porter, dlaczego się spotykamy w tak niemiłym i koszmarnie jebiącym miejscu? ― spytała przymilnie, błyskając zębami w złudnym uśmiechu.
Sklepikarz splunął na ziemię. Victor stanął asekuracyjnie tuż obok niego, splótł ramiona na piersi.
― Boście są złodzieje i psie syny, tfu! I nic wam nie powiem! Nie zapłacę ani złamanego knuta! ― wycharczał.
Panie Porter, powie pan i zapłaci, czy to się panu podoba, czy nie ― odpowiedziała rzeczowo, trochę sucho. ― Familia dbała o ochronę sklepu podczas pańskiej nieobecności w Londynie i będzie nadal dbać o to, by nie zaszły tam żadne… incydenty, zgodnie z umową. Ale za pracę należy się wynagrodzenie, czyż nie?
― Żadnej umowy z wami nie zawierałem! ― Krzesło skrzypnęło ostrzegawczo, kiedy Porter się na nim poruszył; Victor ogarnął go zimnym, beznamiętnym spojrzeniem. Potem przeniósł wzrok na Mary, doszukując się jakiejkolwiek komendy, wskazówki co do jej dalszych życzeń.
Ta jedynie cmoknęła z dezaprobatą.
Każdy, kto otwiera biznes w dokach zawiera z nami umowę ― wyjaśniła. Ton pozostawał złudnie miły, ale ciemne oczy zdradzały nadchodzący gniew. ― Powinien pan o tym-
― Pierdol się. ― Porter splunął jej pod nogi, Mary uniosła brwi z niesmakiem. ― Nie boję się was. Mój brat…
Gówno mnie obchodzi pański brat, panie Porter. A teraz prosze mnie posłuchać…
― Pierdol się!
Viki ― Mary zwróciła się wprost do Victora ― pan mi przerwał.
Bez słowa dobył noża. Ostrze błysnęło chłodno w mdłym świetle tańczącego pod sufitem światła.
Naucz pana dobrych manier.
Porter wydał z siebie dziwny odgłos, na wpół brzmiący jak świński kwik, na wpół jak piśnięcie przerażonego dziecka. Przeskoczył mętnym spojrzeniem na Victora, chciał się podnieść, ale wystarczyło jedno stanowcze pchnięcie, żeby go znów posadzić. Czyli nie wyjdzie stąd w jednym kawałku ― podsumował obojętnie Victor ― bywa i tak.
Nauczenie Portera manier zajęło Victorowi parę długich minut. Krew spłynęła po ciele sklepikarza, zabarwiła koszulę i spodnie; ociężałymi kroplami skapywała na podłogę, mieszając się z błotem i zastałą wodą. Krzyki ― z początku zapamiętałe i straszne ― straciły na mocy, Porter opadł na swoim krześle, zsunął się nieco po oparciu, trząsł się. Chyba nigdy dotąd nikt go tak naprawdę nie skrzywdził, nie miał do czynienia z półświatkiem, nie znał jego reguł. Co robił w jebanych w dokach, w tej parszywej części? Nie było go stać na normalny lokach po drugiej stronie rzeki?
Zresztą, jakie to miało znaczenie. To nie była jego sprawa.
Mary energicznie związała włosy w kitkę; całe przedstawienie nie zrobiło na niej choćby cienia wrażenia. Tak jak Victor, i ona była przecież w pracy. Wybite zęby, głębokie rany, widok ludzkiego nieszczęścia i żerowanie na nim ― to nie było nic nowego.
Świetnie ― powiedziała z wyraźnie zaakcentowanym zadowoleniem, poprawiła się na blacie, zarzuciła nogę na nogę. ― Będzie pan teraz rozmawiał? Tak? Cudownie. Oczekujemy uregulowania rachunku do następnego poniedziałku.
― Ni-c-c w-wam nie zap-płacę ― zapłakał, jąkając się, Porter. ― Nic! Mó-ój brat po-o mnie przy-yjdzie i się zemści! Ze-emści się!
Mary westchnęła z nagłą irytacją, płynnie zsunęła się ze skrzynki, błoto znów mlasnęło. Podeszła bliżej, chwyciła Portera za brudną koszulę i szarpnęła tak, że ten znów się skulił, zasiorbał, łkanie nasiliło się.
Po pana brata też przyjdziemy, skoro tak nas pan zachęca. To ten z Pokątnej? Czy ten z Crimson?
Porter pobladł jeszcze bardziej, a w mętnych oczach pełnych bólu błysnęła panika. Mary uśmiechnęła się upiornie, wyszczerzyła zęby.
Co żeś myślał, kretynie, że nie wiemy? Viki, zdaje się, że pan ma coś dla mnie. ― Wyprostowała się, strzepnęła dłonie. ― Zaliczkę za nasze usługi. Przynieś mi ją.
Victor obrócił w dłoni nóż, potem złapał Portera za szczękę, wcisnął mu ostrze między zęby, obejrzał je z uwagą. W głębi dostrzegł nikły błysk srebra. Dostarczenie Mary zaliczki w postaci srebrnego zęba zajęło mu kolejnych parę minut, podczas których Porter łkał, kwiczał i usiłował się uwolnić z żelaznego uścisku jego ręki.
Szefowa Familii podrzuciła zakrwawione trofeum w dłoni, obejrzała je z uwagą pod światło, które osunęło się leniwie spod sufitu i zawisło tuż obok niej.
Familia wie o panu wszystko, zalecam więc rozważyć ponownie swoje słowa i zachowanie ― powiedziała zimno, bez cienia empatii. ― Oczekuję uregulowania płatności do poniedziałku. Inaczej zaczniemy ściągać należności w inny sposób.
Porter zajęczał coś w odpowiedzi, ale zbyt nieskładnie, by zrozumieć słowa. Mary schowała zęba do kieszeni, obejrzała się raz jeszcze na sklepikarza. Odpowiedź chyba jej nie satysfakcjonowała, albo uznała, że trzeba poprawić przekaz. Potrafił to wyczytać z jej miny.
Westchnął w duchu. To będzie długa noc.
Zostaw jedno oko i język, może być też parę zębów, jeśli taką masz fantazję. Reszta mnie nie obchodzi ― zawyrokowała w końcu i odwróciła się na pięcie, światełko podążyło zaraz za nią, pogrążając ich w półmroku. Gdzieś nieopodal zapiszczał szczur.
Porter jęknął, zdławił jakieś słowa; Victor dostrzegł migoczącą w jego oczach niemą prośbę, błaganie o litość. Nie zrobiło na nim wrażenia, przeszło bez echa.
Jak chcesz ― mruknął obojętnie w stronę Mary, obrócił nóż w dłoni; powoli, z rozmysłem.
Najpierw oko.

/zt
Victor Vale
Victor Vale
Zawód : morderca
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler

red comes in many shades

OPCM : 13 +1
UROKI : 11 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11520-victor-vale https://www.morsmordre.net/t11555-damocles#358098 https://www.morsmordre.net/t12154-victor-vale#374133 https://www.morsmordre.net/f439-smiertelny-nokturn-34 https://www.morsmordre.net/t11553-skrytka-bankowa-nr-2512#358090 https://www.morsmordre.net/t11556-victor-vale#358128

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Zapomniana piwnica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach