Wydarzenia


Ekipa forum
Dach nad kamienicą
AutorWiadomość
Dach nad kamienicą [odnośnik]05.09.15 22:48
First topic message reminder :

Dach nad kamienicą

Na jednym w wielu dachów, znajdują się miękkie poduchy w kolorów tysiące. Jest to miejsce magiczne, bo też magiczne rzeczy się tam dzieją, a czarownice je przygotowały. Nigdy nie spadnie deszcz, bo chroni je zaklęcie. W ukryciu przed rodzinami, młodzieży oddają się na dachu londyńskich kamienic, najbardziej szalonej czynności: paleniu opium i rozprawianiu na temat nie-przyszłości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dach nad kamienicą - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]26.05.20 21:23
Stoję sobie w ogniu i czekam, co się stanie.
Po pierwsze, muszę zmrużyć oczy. Słońce spisuje się dzisiejszego wieczoru i przypomina łunę, z tych zapowiadających koniec świata. Bzdura, to już przecież za nami, w podstawie ułamka.
Po drugie, jej spojrzenie. Kryją się w nim różne emocje, teraz zaś mierzy we mnie obłą protekcją i udaje, że jest dojrzalsza. Nie jest.
Damy tak właśnie mają myśleć i tak ma im się wydawać, bo, jeśli uwierzą, to przejrzenie tej gry będzie trudniejsze. Ale na litość, młódki zgrywające stare baby są literalnie najgorsze, a to, że popijają wino i bąkną coś o rosnącej akcyzie i wycedzą garść niuansów z ministerialnych korytarzy - czasem o ambasadorze Kanady utrudniającym pomoc naszym rodakom za granicą, a czasem o wyjątkowo udanym naborze na kurs alchemiczny. Jak to jest z tobą, Fatnine? Zapytałbym ją wprost, ale, no właśnie, muszę unikać towarzyskich potknięć, więc pławię się w tym spojrzeniu i nic sobie z niego nie robię. Nie rywalizuję. Nie udowadniam swych racji. Nie zakładam niczego, marny ze mnie synoptyk. Jeśli zacznie padać, co najwyżej rozłożę nad nami parasolkę, mój cały plan be.
-Ministerstwo dokłada wszelkich starań, aby było tu bezpiecznie - precyzuję - po ulicach nie pałętają się już mugolaki, wprowadzono obowiązek rejestracji różdżek, aczkolwiek nie wszyscy - urywam, pauza może się wydać efektowna, tymczasem po prostu przykrawam swoje zmieszanie - londyńczycy są zadowoleni z tego obrotu sytuacji - stwierdzam, a daleko szukać nie trzeba, aby znaleźć pierwszego z nich. Mnie.
-Cynthia nie rusza się z domu bez odpowiedniej eskorty. To chyba teraz całkiem modne - zauważam. I trafiam w dziesiątkę; gdy pomyślę o zabudowanych sukniach sięgających szczupłych kostek, to faktycznie, bezpieczeństwo ma z tą branżą wiele wspólnego.
-Jeśli zajdzie taka konieczność, naturalnie służę różdżką - odpowiadam i uśmiecham się do niej, nie dam sobie wleźć na głowę, ale pozostanę dyplomatą - miejmy jednak nadzieję, że to nie będzie potrzebne - dodaję miękko. W ten sposób nie zarzuci mi ani braku wiary w me umiejętności, ani, cóż, braku umiejętności.
-Czy wszystko dobrze, Fantine? - dopytuję uprzejmie, robi dziwne miny, a jej głos wchodzi na przeurocze rejestry, jakich jeszcze dotąd nie słyszałem. Nie wiem, co to znaczy, lecz postanawiam o tym pamiętać, bo na moje pytanie nie odpowie tak, jakbym sobie tego życzył. To umiemy dobrze, przed chwilą to ja się tak gimnastykowałem. Gdyby tylko to było równie proste.
-Słucham? - unoszę lekko brew, zdziwiony tym zarzutem. Nie, jeszcze nie teraz, może kiedy indziej cię o niego zapytam - albo wcale, przecież nie podasz mi własnego brata na tacy. Rodzina, I get it, nie żywię urazy - nie, raczej nie. To byłoby co najmniej niekulturalne. Będziemy rozmawiać o wystawie impresjonistów, ostatnim koncercie Belle, o tym nowym francuskim krawcu, który ostatnio robi furorę, jak on ma...? - przekręcam się na bok, rozleniwiony wyliczanką, oczekując pomocy, bo niestety zapominam nazwiska - i o Tobie - ponoć sztuka konwersacji polega na ty, by odpowiadać na pytania, absolutnie nie nawiązując do siebie. Tak to się tłoczy flaki z olejem, dyskusja toczyć się musi wartko, a ja z przyjemnością posłucham o lady Rosier, od lady Rosier. Ciekawe, czy zdradzi mi więcej, niż czytam z wypielęgnowanych dłoni - stykamy się nimi przypadkiem, sięgając po brzoskwinię, naturalnie odstępuję jej owoc, a sam wybieram inny, już nie tak dorodny - z bladych policzków i fałd na sukni, wyglądających, jakby je policzono.
-Myślałem, że to tajemnica - wychylam się, popijając szampana z kryształowego kieliszka. Droczę się, bąbelki wzmagają wesoły nastrój, a może to tylko aura romantycznego zachodu słońca i pięknej kompanki? - czy to prawda, że nie ma dwóch takich samych? - pytam, brnąc w te niejasności, sam pewien nie będąc, czy faktycznie mówię o różach, czy też o Różach przez duże "r". Panta rei, niech tak będzie, moja interpretacja (niewłaściwa, ale kogo to obchodzi) greckiego myśliciela utwierdza mnie w przekonaniu, że to dobry pomysł. Ogrodnicze fakty zgłębię równie chętnie, każda dziedzina wydaje mi się ciekawa, o ile prezentuje się ją w formie... przystępnej do wchłonięcia.
Jeszcze chwila, jeszcze moment, bo potem będę do niczego. Z rozbawieniem patrzę, jak Fantine przymierza się do skuna - a skręcam jak profesjonalista - ale gdy zaczyna kaszleć, uśmiech znika mi z ust.
-Uważaj, nie zaciągaj się tak mocno - instruuję, mówiłem, mocny mam ten towar - diable ziele - wyjaśniam, odbierając bata z jej dłoni i zaciągając się porządnie. Chwilę trzymam wszystko w płucach, po czym wypuszczam, gdy dochodzi do mnie charakterystyczny zapach - nieszkodliwe. Spróbuj jeszcze raz - sam sztachnąłem się już z trzy, czuję się świetnie, a minę mam błogą. Ale mi dobrze.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Dach nad kamienicą - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]11.07.20 19:08
Nie udawała starszej niż jest. Na to będzie jeszcze czas. Lubiła swoją młodość, panieński stan, niejaką, mocno ograniczoną ale wciąż wolność. Ufała zatem starszym i mądrzejszym od siebie. Ufała bratu, wcześniej ojcu i wujowi Lowellowi. Skoro Tristan mówił, że Londyn został oczyszczony ze szlamu, to z pewnością tak było.
- Któż taki? Jeśli wiesz, powinieneś donieść o tym odpowiednim służbom - odparła Fantine. Nie po to, by go pouczać jako ta dojrzalsza, a z obawy, że stolica Wielkiej Brytanii mogłaby cofnąć się do poprzedniego stanu rzeczy - do chwili, gdy pałętało się tu mnóstwo niemagicznych i mugolaków. Obrzydliwe!
- Potrzebuję zatem eskorty na tym dachu? Zawsze mogę wezwać Claude, by nam towarzyszył - powiedziała trochę wyzywająco, drocząc się z nim, pewna, że towarzystwo lokaja Chateau Rose nie byłoby lordowi Lestrange na rękę. Powinna tu być z nimi przyzwoitka, oczywiście, naprawdę tego chciał?
- Tak. W najlepszym porządku - skłamała gładko, ale też nie do końca. Poza niewielkim, zmniejszającym się z każdą chwilą, dyskomfortem spowodowanym zawodem, że nie zabrał ją do eleganckiej restauracji, czy teatru, a na dach niezbyt bogatej kamienicy, to nie miała szczególnych powodów do zmartwień. Przynajmniej nie ona.
Odpowiedź Francisa była satysfakcjonująca. Rozmowa o Tristanie z lordem Lestrange wiązała się z myślami o Evandrze, a ta trójka z kobietą przebywającą w Białej Willi. Francis był właścicielem Wenus, w Wenus pracowała Deirdre... Cóż za dziwny kwadrat. To dopiero byłoby dla Fantine niekomfortowe, pragnęła wszak zachować lojalność wobec Brata, grząskie tematy wolała omijać z daleka. I skupić się na tym, co miłowała najbardziej - na sobie. Ostatnie słowa Lestrange'a poszerzyły jedynie jej uśmiech.
- A cóż takiego chciałbyś o mnie wiedzieć, Francisie? - spytała zaczepnie. Oczywiście lubiła rozmawiać o sobie. O swoich obrazach, sukienkach, przeżyciach, przemyśleniach, ulubionych utworach - ale jednocześnie nie chciała odkrywać przed nim wszystkich swoich kart.
- Dobrze myślałeś. Możesz czuć się zatem wyjątkowy - odpowiedziała Fantine z łaskawym uśmiechem. Nie zdradzała mu prawdziwych tajemnic królewskiego ogrodu w Chateau Rose, o nich milczała jak grób i strzegłaby ich zaciekle pokazując własne kolce; wspominała jedynie o kilku ważnych zasadach, znanych każdemu, kto choć trochę interesował się hodowlą kwiatów i magicznych roślin. Cóż, lorda Lestrange o zainteresowanie zielarstwem w istocie nie posądzała. A może właściwie powinna, biorąc pod uwagę to, czym poczęstował ją zaledwie kilka chwil później... ? - Prawda. Każdy kwiat, tak jak płatek śniegu, jest wyjątkowy. - Czarujący uśmiech, wyginający podkreślone szminką usta, podkreślał tę dwuznaczność, w jaką brnęli. Róże, a Róże - każda Rosierówna utożsamiała się z tym królewskim kwiatem, dumna z rodowej symboliki.
Mógł uprzedzić wcześniej, by nie zaciągała się tym dziwnym papierosem tak jak tytoniem - a powinien był pamiętać, że jako dama nie paliła tak mocnych jak lordowie, a te delikatniejsze, smakujące owocami dla czarownic - zanim to zrobiła. Zapiekła ją krtań, zakasłała kilkukrotnie, wypuszczając z płuc dziwaczny dym. Pachniał słodkawo, lecz w ten mdły sposób. - Diable ziele. Czym to się różni? - Pomiędzy ciemnymi brwiami Fantine powstała maleńka zmarszczka zastanowienia. Jako dobrze wychowana dama, która zawsze unikała nieodpowiedniego dlań towarzystwa, trzymana właściwie w złotej klatce (w jakiej czuła się zaskakująco komfortowo), nigdy o tym nie słyszała. Jedyną używką o której rozmawiała z przyjaciółkami było opium i Zielona Wróżka, lecz nigdy tego nie próbowała.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]22.07.20 21:03
Śmieję się tylko cicho, moszcząc się wygodniej na otaczających mnie poduszkach. Nigdy nie bałem się wysokości, zawsze byłem chętny do fruwania po drzewach i wdrapywania się na parkany. Lubię przestrzeń i te widoki, no właśnie, te widoki z nieco szerszą perspektywą. Wcześniej nie uwzględniałem w niej złamań i stłuczeń, a teraz, podobnie, nie myślę o kontroli. Krótkotrwała ucieczka prosto w chmury po pędzie magicznej fasoli, skrzypiących schodkach czy pordzewiałej drabince, wszystko jedno, skoro da się znowu czuć malutkim i właściwie niewiele znaczącym. Oddychać tak, by czuć miasto sprzed kilku miesięcy no i jej perfumy, róże i owoce.
-Nie wiem - odpowiadam beztrosko Fantine, dosłownie zapadając się w poduchach. Pod głową mam wielką, żółtą z wyhaftowanym na niej słonecznikiem - ale na pewno znajdą się tacy. Spiskowcy - mówię tonem zabarwionym już lekkim zniecierpliwieniem, słabi by z nich byli puczyści, gdyby pozwolili się wykryć komuś takiemu jak ja. Oczywiście nawet się nie staram, lecz gdyby przyszło mi spisać listę, zgadnijcie, czyje nazwisko pojawiłoby się jej na początku? Myślę, że wiecie. Bingo.
-Och, usiłuję jedynie wybadać nastroje, lady Rosier - mityguję się, podciągając się wyżej na łokciach, kiedy wspomina Claude'a, przy którym mój nastrój jakoś mimowolnie zwykł się obniżać - oczywiście, jeśli tego sobie życzysz, szampana wystarczy dla naszej trójki - zgrabnie przekładam decyzyjność na szczuplutkie barki Fantine, świadom, że francuski lokajczyk w żadnym wypadku z nami nie wypije. Prawy do lewego, lecz panowie i służba to duet działający wyłącznie w konstrukcji poddańczej, więc szampana mógłby nam co najwyżej polewać, a samemu obejść się smakiem. Cóż, oblizuję wargi i targam sobie włosy, mimo że gaworzymy sobie dość cięcie, cieszę się jak dziecko z tego oprowadzania Fantine po nowym świecie. Dla niej, za chwilę pokażę jej, jak przejść po gzymsie na sąsiedni dach, które dachówki są luźne i służą jako skrytki na łakocie rozbisurmanionej młodzieży oraz zarządzę minutę ciszy dla Londynu polegającego w pożarze. Tak też mogę uczcić tych, którzy zostali bez domu, a raczej, tych, którym dom został odebrany. Śmieszne, wyciągam przed siebie obute nogi, wzdycham ciężko, palę gibona: oto, jak hołduję ofiarom tej wojny.
Myślę o nich.
-Na dobry początek - zaczynam, nachylając się ku niej i dotykając delikatnie rękawa jej sukni tuż przy nadgarstku. Ani muskam ciała, pocieram jedynie materiał: dokładnie samą jego krawędź - zdradź mi, gdzie jest twoje sekretne miejsce - proszę, każdy je ma, swoje własne, ulubione, ciche. Tym moim brak gustu, to żadne inkrustowane złotem loże, ba, one nawet nie udają kolebek kultury, jak choćby zapchlony teatr po złej stronie Tamizy. Zła sztuka to nadal sztuka, czyż nie? - albo lepiej, opisz mi je, a ja spróbuję zgadnąć - ciągnę z zamkniętymi oczami, wsłuchując się w odgłosy Londynu, który już dłużej nie jest industrialny. Tym razem chwytam tylko wiatr, nieśmiałe świerkotanie ptaków, szelest sukni oraz skrzypienie poduch, gdy tylko się poruszymy.
-Co to znaczy, wyjątkowy, Fantine? - zwracam się do niej, wyrwany z zadumy, zbyt poważny, jak na nasz piknik. Dolewam więc szampana, najpierw jej, później sobie, przy czym lampkę wypijam od razu, uciekając od elegancji - czy to znaczy, że wolno mi więcej? - tak nas przecież uczyli, czyż nie? Ona zresztą mnie nie komplementuje, stwierdza fakt, jakby ten przymiotnik był mi przypisany od urodzenia. Przydomek należny każdemu z nas. Francis Wyjątkowy. Kurwa, to brzmi, jakbym był jakimś dziwadłem pokazywanym w pawilonie straszydeł w cyrku Carringtonów, a nie typem, o którego krwi gadają, że błękitna.
-Natura dobrze to wymyśliła - mruczę, pochłonięty jej profilem na tle płonącego nieba. Brakuje wybuchów w tle, by nadać tej scenie odpowiedniego dramatyzmu, lecz ja i tak łuskam piękno, tak, jak łuska się słonecznik z łupiny. Z tego porównania, jak sądzę, Fantine nie byłaby zadowolona, ale mi przypada do gustu. Obieram więc nas z niewygody, znużenia, by zabrać się też za drażniące napięcie osnute na mięśniach. Kilka wstęg zielonkawego dymu i będzie już po wszystkim, dwa-trzy wdechy i odlecimy jeszcze wyżej, staniemy się dobrzy, lepsi, niż jesteśmy.
-Od papierosów? - upewniam się, a usta rozchylają mi się w chłopięcym uśmiechu - przekonasz się za chwilę - nadal nie odkrywam przed nią całej tej tajemnicy. Wciskam się w poduszki, ba, ja się w nich zapadam, czuję irracjonalną miękkość i unoszę nad sobą rękę, obserwując, jak słońce spoziera przez moje szeroko rozstawione palce. Chichoczę, jakbym właśnie zobaczył coś najzabawniejszego na świecie - powiedz mi, co czujesz - żądam, ale mój głos mnie nie słucha, nie chce być twardy i silny, tylko ciepły, dość... wdzięczny. Idealny na podwieczorek, nie ma to sensu, ale łapię się za zielone, twarde jabłko - zjadłbym coś innego - narzekam, bo tylko do siebie mogę mieć pretensje o brak odpowiedniego prowiantu. Przynajmniej jest mi miękko, wygodnie, gdy tak prawie stykamy się nosami. Dużo miejsca.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Dach nad kamienicą - Page 4 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]17.08.20 21:58
Mówiąc o zgłoszeniu spiskowców do odpowiednich służb zabrzmiała niczym sztywniaczka, choć zawsze była od tego daleka, nie sprawiała wrażenia czarownicy wykutej z lodu, czy zimnego marmuru, ale... Naprawdę zależało jej na tym, aby sytuacja w Londynie pozostała stabilna. Tristan był w to zaangażowany i zadowolony z obecnego stanu rzeczy, stanowczo potępiał działania rebeliantów Harolda Longbottoma, więc i Fantine miała nadzieję, że wszyscy ci szaleńcy niebawem skończą w więzieniu. Poza miastem i Chateau Rose nie czuła się bezpiecznie z myślą, że wariaci z Zakonu Feniksa pozostają na wolności i stanowią zagrożenie dla porządnych obywateli.
- Moje nastroje są więcej niż dobre. Czuję się wspaniale ze świadomością, że to piękne miasto nie jest już kalane brudem i nieczystością - oświadczyła Fantine, uśmiechając się szeroko, spojrzeniem przesuwając po londyńskiej panoramie - rzeczywiście była piękna. Zwłaszcza w tym świetle. Zaśmiała się na myśl o Claude, który miałby sączyć wraz z nimi szampana. - Nigdy nie widziałam go sączącego szampana, zapomnij - odparła rozbawiona. Najważniejszy lokaj w Chateau Rose doskonale znał swoje miejsce w szeregu. Nie wychylał się, nie wywyższał, nie nadużywał powierzonego mu zaufania i większej, niźli innej służbie, swobody - dlatego był tak przez Rosierów ceniony. Gdyby go wezwała, to dbałby, aby niczego jej i lordowi Lestrange nie zabrakło, dolewałby szampana, ale trzymałby się z boku. W życiu nie zgodziłby się napić z nimi szampana, niczym równy z równym.
Ona o ofiarach wojny wcale nie myślała - sama uważała się za ofiar przez to, że tyle wydarzeń towarzyskich zostało odwołanych. Prawdopodobnie nie odbędzie się także i Festiwal Lata. To było straszne... Drgnęła lekko, kiedy poczuła muśnięcie palców Francisa na materiale swojej sukni, nie spojrzała jednak na niego.
- Śnieżna biel, szum morskich fal, upajający zapach róż, jasny piach chrzęszczący pod stopami - odpowiedziała powoli, po dłuższej chwili zastanowienia, wciąż wpatrzona w niebo i panoramę Londynu. - To akurat nie jest zbyt trudne - stwierdziła rozbawiona; może i była w tej materii banalna, lecz nie znała piękniejszego widoku od klifów w Dover, nieopodal których leżało Chateau Rose.
Dopiero po chwili obejrzała się na lorda Lestrange.
- Zdefiniuj proszę czym jest to więcej - zachęciła go, a na pełnych ustach znów pojawił się nieprzewrotny uśmiech.
Zamiast opowiedzieć, to po prostu jej to zaprezentował w praktyce, częstując Fantine skrętem z diablego ziela. Róży zdarzało się palić czarodziejskie papierosy, lecz jak dotąd nigdy nie miała okazji, aby sięgnąć po nielegalne używki. Dopóki jednak nie spróbowała, nie zdawała sobie sprawy z tego, że to niedozwolone, nie sądziła, że lord Lestrange mógłby doprowadzić do takiej sytuacji...
Znów się zaciągnęła, poczuła pieczenie, tym razem jednak powstrzymała kaszel. Przytrzymała dym w płucach i wypuściła go po chwili, czując, że mięśnie jej wiotczeją. Dopadło ją bardzo dziwne uczucie w skroniach, powieki zrobiły się ciężkie. - Co cię tak bawi? - wyszeptała, spoglądając na jego dłonie, po czym sama się roześmiała - i nie wiedziała dlaczego. Opadła na poduszki, wcześniej zaciągając się jeszcze kilkukrotnie, wpatrzona w niebo. Wydawało się płonąć. - Czuję... - zaczęła, zastanawiając się nad tym głęboko. - Czuję się taka ciężka i lekka jednocześnie... - odparła w końcu szeptem, obracając ku Francisowi głowę i niemal dotykając nosem czubka jego nosa. - Ja... Och, ileż bym dała za ciasteczka cytrynowe... - westchnęła z żalem, czując narastającą ochotę na słodkości. - Może zabierz mnie do domu? Claude przygotuje dla nas wszystko, czego tylko zapragniemy...
Nie musiała powtarzać dwa razy, lecz minęło trochę czasu, nim oboje byli w stanie podnieść się z poduszek... Diable ziele uczyniło ich ciała okrutnie ciężkimi, Fantine kleiły się powieki, lecz jeszcze przed północą powróciła do własnych komnat i natychmiast zapadła w głęboki sen.


| zt x2


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]25.08.22 19:33
05.05

Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind


Żeby znaleźć w Londynie ustronne miejsce do rozmowy, trzeba było albo zejść bardzo głęboko albo wleźć bardzo wysoko. Kina stosowała oba sposoby, ale w ostatnim czasie, odkąd patrzyła na świat tylko jednym, złym i ponurym okiem, nie lubiła ciemnych piwnic i zakamarków, gdzie brak światła dodatkowo upośledzał jej i tak gówniane zmysły. Lepiej było jej wspiąć się na dach, gdzie wszystkich ludzi stolicy miała pod nogami, a czyste niebo nad głową dawało ułudę kontroli. Nieco dłużej jej to zajęło, ostrożniej stawiała kroki, ale wciąż była silna, zwinna i doświadczona, niektóre przejścia i wystające gzymsy znała już w tej dzielnicy na pamięć. Gorzej poradziłaby sobie za to w nowym miejscu, z czym z frustracją się godziła, świadoma, że nie może tak czy siak wyjść z biznesu, tylko po prostu spiąć się i starać więcej. Nie wróci na ulicę, nie wróci do Vi; nie było takiej możliwości, prędzej się zaciąganie na śmierdzącego parobka w ministerstwie niż wlezie znów do tego szamba.
Była twarda, nic jej nie złamie - z wielu rzeczy już się podniosła, to podniesie się i z tego. Poza tym, na pewno uzdrowiciele tacy jak Vablatsky mieli swoje sposoby na zrobienie człowiekowi nowego oka. Wszyscy w końcu parali się magią, dlaczego to miałoby być trwałym ograniczeniem? Jedyna przeszkoda w tym, czy Kinę byłoby stać na nowe oko.
Z irytacją splunęła z dachu kamienicy, podciągając się wyżej na rozpostartych, obdartych dłoniach.
Jeśli nawet teraz nie stać, to wkrótce będzie.
Czekała na Zlatę, bo wiedziała, że w takiej sytuacji najlepiej jest się podpiąć pod kogoś i razem zaplanować większą akcję. Może półgoblinka podchwyciła już jakieś dobre zlecenie, które chciałaby podzielić na pół albo choćby na jedną trzecią? Mówili, że gobliny to pazerne świnie i mieli rację, ale Zlata była słowną pazerną świnią, więc jak coś sobie razem uzgodnią, to Kina nie wątpiła, że ta raczej dotrzyma słowa. Już prędzej zwątpiłaby we własne słowo.
- Słyszę cię, jak się gramolisz jak dzieciak na regale - rzuciła lekkim tonem zanim jeszcze głowa Zlaty pojawiła się na dachu. Obróciła się też zaraz przez ramię, to od zdrowego oka, żeby jakby co uchylić się przed trzepnięciem. - Pani R, dwadzieścia pięć minut spóźnienia. Dupa mi ścierpła od siedzenia na tych poduszkach - Co nie zmieniało faktu, że może spróbuje dzisiaj zabrać je ze sobą. Pościeli nigdy za dużo, zwłaszcza odkąd gościła Rain.
Niewielki uśmiech, który pojawił się na jej suchych ustach na pół minuty zaraz spełzł, gdy poczuła na sobie spojrzenie wspólniczki. Czarnej opaski na oku nie dało się ukryć, nawet gdy starała się ją przyklepać włosami.


do not be afraid to  bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
Kina Huxley
Kina Huxley
Zawód : Najemniczka
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
boli mnie głowa
i nie mogę spać
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
whore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11111-kina-huxley https://www.morsmordre.net/t11158-szczurolap#343501 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f418-borough-of-enfield-crimson-street-48-nora https://www.morsmordre.net/t11163-skrzynia-pod-lozkiem#343535 https://www.morsmordre.net/t11159-kina-huxley#343508
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]04.11.22 23:36
W Londynie atmosfera zagęszczała się z każdym dniem. I nie chodziło mi o jakieś tam polityczne wygibasy, o nie. Przez to, że niektóre grube ryby poszły siedzieć albo umarły w wyniku wyjątkowo brutalnych samobójstw, organizacje, które miały ustaloną hierarchę, zaczęły się sypać się, zupełnie znikać albo łączyć ponownie, ale już w inny sposób. Z jednej strony pozwalało to wybić się wyżej w łańcuchu pokarmowym temu całemu drobnemu planktonowi, kiszącemu się przez cały ten czas pod butami silniejszych, a z drugiej strony - chaos w półświatku pozwalał władzom łatwiej wsadzić swoje parszywe macki w stabilne struktury miejscowych bandytów, by się ich pozbyć, albo wziąć na smycz.
Ja z kolei zdecydowałam się poczekać. Poobserwować, jak będzie zmieniać się sytuacja. Jestem już za stara na to, by bez większego planu włazić w te całe przepychanki i narażać się na to, że ktoś mnie wystawi. Mam rodzinę do wykarmienia, nie mogę gnić w pierdlu w nieskończoność.
I pewnie bym tak sobie trwała, przyczajona, bez poważniejszych zleceń, udająca, że całym moim życiem jest praca w banku, gdyby nie pewien intrygujący list. I nie chodziło tu tylko i wyłącznie o to, co było tam napisane, bo wszystko brzmiało standardowo: ot: “witam, pani R, proszę mi tu poszpiegować tych i tamtych, później jeszcze dam zleceń, tu zaliczka, reszta potem”. O nie. To, w jaki sposób list był napisany, zwrócił moją uwagę. No więc był po norwesku. Języka tego nie używałam latami, także ten, kto do nie pisał, musiał znać mój życiorys o wiele lepiej, niż większość osób ze środowiska. A druga sprawa - typ brzmiał jak swój. Tak że niech już będzie. Takim to mogłabym dać szansę. W końcu co złego mogłoby się stać?
Zleceniodawca oferował dobrą kasę i pracę, która miałaby trwać parę miesięcy, a ja nie mogłam zwyczajnie odmówić. Potrzebowałam złota, bo leczenie Kosti pochłaniało cały majątek… Był tylko jeden problem. To, co trzeba było wykonać, zakładałoby, że nie chodzę do banku, nie jem i nawet nie szczam - tyle tego było do roboty.
Nie było innej opcji. Musiałam zatrudnić pomoc.
Długo myślałam, czy to dobry pomysł, czy w ogóle warto. Myślałam nad tym tak długo, że skończyła mi się butelka ginu.
I myślałam nad tym nadal, wspinając się na dach jednej z kamienic, już dość konkretnie wcięta.
-To se kurwa wstań i rozmasuj, na Merlina- rzuciłam, przewracając oczami, kiedy już znalazłam się na szczycie. - Tu się ważne rzeczy dzieją. Z propozycją biznesową przychodzę.
Bez słowa wyciągnęłam w stronę Kiny swoją papierośnicę, żeby kobieta mogła sobie wyciągnąć fajka. Ot takie drobne przeprosiny za spóźnienie.
-Kto cię, kurwa, tak urządził? - spytałam, marszcząc brwi. Faktycznie na mieście musiały się dziać złe rzeczy, jeśli nawet Huxley się oberwało.


Zlata Raskolnikova
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Dach nad kamienicą - Page 4 Dc3d643ba14e88a20a9fb3c0c669eeb2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9153-zlata-raskolnikova#276833 https://www.morsmordre.net/t9433-sowa-bez-imienia#286806 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net https://www.morsmordre.net/t9434-skrytka-numer-2143#286811 https://www.morsmordre.net/t9432-zlata-raskolnikova#286793
Re: Dach nad kamienicą [odnośnik]27.11.22 15:18
Propozycje od Zlaty zawsze były dobre, nawet jeśli wątpliwe moralnie. A że z moralnością Kinie nigdy nie było po drodze - z niedoszłej suki policyjnej spadła wszak wprost w objęcia ulicznej prostytucji - przymykała oko na ciemniejsze szczegóły i mogła to zrobić też teraz, gdy właściwie miała już tylko jedno. Najważniejsze, że ekonomicznie wszystko się zgadzało; Zlata jak na prawie-goblinkę przystało umiała wyliczać zyski i straty, wiedziała jaka umowa się opłaca, a jaka nie i raczej niewielka szansa, że biorąc od niej procent wdepnie się w gówno.
Poza tym, była swoja, sprawdzona. Lubiła ją za ten cięty humor i to, że nigdy nie krążyła jak sęp wokół tematu, tylko mówiła swoje. Poza tym, jak tu nie lubić karzełka, który potrafi załatwić tak dokumentny wpierdol.
Roześmiała się bez skrępowania na dźwięk pierwszych przekleństw z wielu, które miały tu dziś paść.
- Wiem i czekam. Dupę rozmasuję sobie później. - Łapczywie wyciągnęła dłoń po szluga i skinęła głową w wyrazie niemej i oschłej akceptacji. Gest przyjęty, zrozumiany, a ona miała zamiar delektować się tym cudownym tytoniem, który ostatnimi czasy stał się gorzej dostępny jak złoto. Bo złota by było jeszcze na pęczki jak się dobrze opierdoliło tego i tamtego, ale co z tego, skoro nie istniały towary, które można by za nie kupić. - Skąd? - spytała, dla informacji. Jeśli istniało pewne i stabilne źródło papierosów, musiała je poznać.
Alkohol piła rzadko, a narkotykami pogardzała, ale nic tak nie uspokajało jak trochę dymu w płucach i okazjonalne wyciśnięcie peta na cienkiej skórze przedramienia.
Odpaliła bibułkę od różdżki i jakiś czas milczała, wpatrzona w dachy kamienic naprzeciw. Jeden oddech i drugi dały jej czas na to by się zastanowić nad tym jak odpowiedzieć, żeby temat uciąć szybko. Wkurwiała ją ta opaska, wkurwiał ją brak wzroku i to, że mogła przez to wydawać się słabsza niż wcześniej.
- Jakaś pizda na Nokturnie. Czarna magia. Bez znaczenia. Vablatsky mnie wyratowała i może mi nawet zwróci oko, ale najpierw potrzebuję kasy. To nie są tanie rzeczy - Wzruszyła ramieniem, dobrze zgrywając nonszalancję. Cierpki uśmieszek w kąciku warg był tylko kolejnym kłamstwem. - Gadaj lepiej co to za propozycja. Oko, czy bez oka, robotę zawsze wezmę.


do not be afraid to  bare your teeth
you were not brought into this world
covered in blood to become a gentle
tamed thing
Kina Huxley
Kina Huxley
Zawód : Najemniczka
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
boli mnie głowa
i nie mogę spać
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
whore
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11111-kina-huxley https://www.morsmordre.net/t11158-szczurolap#343501 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f418-borough-of-enfield-crimson-street-48-nora https://www.morsmordre.net/t11163-skrzynia-pod-lozkiem#343535 https://www.morsmordre.net/t11159-kina-huxley#343508

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Dach nad kamienicą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach