Wydarzenia


Ekipa forum
Namiot rodu Rosier
AutorWiadomość
Namiot rodu Rosier [odnośnik]23.08.23 10:37
First topic message reminder :

Namiot rodu Rosier

W głębi lasu, specjalnie dla zamożniejszych lub zasłużonych gości Festiwalu Miłości przygotowano luksusowe namioty. Ukryte między drzewami pozwalają na zachowanie intymności i zasłużony odpoczynek w trakcie dwutygodniowych obchodów Brón Trogain. Namiot z jasnego płótna z zewnątrz jest niewielki, ulokowany na miękkim mchu, wyciszony, tak by ze środka na zewnątrz nie wydostawały się żadne dźwięki, a zagubieni czarodzieje nie podsłuchali prywatnych rozmów jego mieszkańców. W środku wnętrze jest znacznie większe niż można przypuszczać. Podłogę zdobią kolorowe, plecione dywany, dziesiątki jedwabnych i satynowych poduszek. Nie brak także kielichów i dzbana ze świeżą wodą.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Namiot rodu Rosier - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]14.01.24 1:50
Jego usta drgnęły w rozbawieniu, gdy Deirdre spytała, czy takiej odpowiedzi spodziewała się jego żona, wydarzenia z Wenus, poza obezwładniającą rozkoszą i widokiem nagich ciał dwóch kobiet, jawiły się przed nim jak zza ciężkiej gęstej mgły, nie wszystko pamiętał, był pijany i odurzony, nie sądził zresztą, by poza kulminacją cokolwiek mogłoby zainteresować go tam bardziej; spełnienie, którego szukał dotąd tylko w snach, spotkał na jawie, a jawa ta piękniejsza była od czegokolwiek, co najpiękniejszym słowem byłby w stanie opisać najbieglejszy poeta. Nigdy nie spodziewał się, że Evandra podejdzie do niej tak otwarcie i zechce dać mu wszystko, czego pragnął, nigdy nie spodziewał się, że poczuje się w tej rozpuście tak swobodnie, lecz gdy to czyniła zdawała mu się jeszcze doskonalszą, mniej realną, bliższa boginkom z pięknych opowieści. Uniósł spojrzenie, obserwując pieszczoty Deirdre; ją widział już w tej roli, ale przy Evandrze smakowała nią inaczej, intensywniej, wykwintniej, jeszcze bardziej kusząco. Jej dłoń sunęła po jej ciele jak wodzący na pokuszenie wąż, zbyt piękny, by odwrócić wzrok. To dopiero początek, szeptała Deirdre, i choć szeptała to w jej delikatne ucho, on czuł to drżenie własnym, przyjmując tę słodką obietnicę jak składaną jemu. Jakże pragnął - czuć częściej ich wspólne objęcia, patrzeć nawet tylko na wymieniane między nimi czułości, czy nie były idealne? Czy nie śnił teraz onirycznych marzeń, czy nie karmiły go najskrytszymi pragnieniami spaczonego umysłu? Czy lekceważący ton głosu, którym snuł swoją opowieść, zakryć mógł głód spojrzenia i reakcje złaknionego ich oddechów ciała? Święto dopiero się rozpoczęło, spędzą tu jeszcze dwa tygodnie, dwa tygodnie grzesznej i błogiej ekstazy. Czy zdradzenie Evandrze prawdy o dzieciach Deirdre mogłoby zniszczyć tę utopię? Dlaczegóż by miało? Odpychała go od siebie po ślubie, czy sądziła, że zdoła żyć w ten sposób? Evan miał rodzeństwo z silnej krwi - rodzeństwo, które będzie mu wsparciem na drodze ku wielkości. Łączący ich trójkąt trwał wbrew światu, wbrew obyczajowi, wbrew przyzwoitości, lecz Tristan wierzył, że zasadami jest tylko to, czemu zasadą on pozwalał zostać; czy to nie oni, Rycerze Walpurgii, dyktowali dziś warunki światu? Uczucie i czucie, jakie od nich otrzymywał, było przecież odpowiednią nagrodą za ryzyko, za cały trud włożony w budowę podwalin nowego wspaniałego świata, świata, który rzuci im do stóp. Jak zahipnotyzowany powiódł wzrokiem za dłonią Evandry, gdy dziecię z jego krwi przypomniało o swojej obecności. Wyciągnął dłoń przed siebie, na kilka chwil kładąc ją na dłoni Evandry, zupełnie jakby sięgał po cenny artefakt, ojcowskim instynktem też chcąc ją poczuć - jej brzemienność była niezwykłym darem, a łącząca ich magia czyniła go półprzytomnie zaintrygowanym; głowa wsparła się bokiem o wnętrze jej uda, przenosząc nań swój ciężar. Mówiła, że chciała ich więcej. A on nie chciał już mniej.
- Jesteście mi spełnieniem, jesteście serca biciem; dniem i nocą, słońcem i księżycem; i lubię, lubię patrzeć na tę skórę, krwistą gwiazdę twardniejącą; czerwień ust ospale rozwartą; powietrze w piersi wstrzymane i westchnione; i chcę, chcę sięgnąć ku rozkoszy koronie, spienionej jasnym wina gronem - Szargały nim emocje, a te miał zwyczaj przelewać na papier, chwyci za pióro po śniadaniu, dopracuje te słowa w odważny erotyk. Miłość i idea, te dwie muzy uważał za najdoskonalsze, obie były dzisiaj z nim, choć wymieniały się imionami. Twarz zsunęła się leniwie, wracając do przerwanej pieszczoty, dłoń raz jeszcze przesunęła się na jej podbrzusze, myśl, że magia rytuału miała ją ochronić, niosła niezwykłą ulgę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Namiot rodu Rosier - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]15.01.24 17:45
Nigdy wcześniej nie myślała o jej relacji z Tristanem w kategorii piękna; uśmiechnęła się lekko, kryjąc ironiczne rozbawienie - toksyczna, tak, wypaczona, owszem, chora, jak najbardziej: ale piękna? Zmysłowość zasługiwała na to miano, ich splecione ciała także, Rosier był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich gościła w swym łożu, ale sama płaszczyzna uczuć wydawała się iskrzyć na drugim końcu spektrum. Pośród niegodziwości, zła i brudu. Gorzka prawda nie musiała jednak wychodzić na światło dzienne, nie dzisiaj, nie teraz, gdy rzeczywistość wydawała się jedynie przykrym snem. Odseparowanym od dusznego wnętrza namiotu nie tylko ciężarem atłasowych kotar i wyciszającymi zaklęciami, ale przede wszystkim niewinnością - naiwnością? - z jaką Evandra rozpoczęła ich ménage à trois. Albo jego świadomą część, w trójkącie żyli od wielu miesięcy, lecz dopiero teraz mogli celebrować miłosną pasję patrząc sobie śmiało w oczy. Niosło to ze sobą tyleż radości, co frustracji, ale znów: Deirdre dławiła ją w zarodku, dając porwać się beztroskiej atmosferze festiwalu, wzmocnionej rytualną magią. Otwierającą serca, tłumiącą wyrzuty sumienia, spychającą lęki gdzieś poza zasięg wzroku, umożliwiając koncentrację tylko na wspomnianym przez półwilę pięknie. Tylko to się liczyło, to - i zadowolenie Tristana, obserwowała jego twarz spomiędzy pocałunków i pieszczot, a widoczna na niej satysfakcja pomieszana z pragnieniem sprawiały, że serce Deirdre przyspieszało. Robiła to dla niego, wszystko, nieważne, czego sobie zażyczył. Mogła przynieść mu w zębach kolejną zabawkę, której później rozcięte na pół zwłoki zrzucała z klifów Białej Willi - i mogła zostać chrzestną jego dziecka, sprawując nad nim magiczną oopiekę. Kiwnęła tylko głową w niemej zgodzie, wątpiąc, by pomysł ten przetrwał próbę trzeźwego rozsądku, jakiej zapewne poddadzą go następnego dnia. To było bez znaczenia, żyli tu i teraz, zamknięci w miękkiej klatce pożądania, chcąc przedłużyć banicję z moralnego świata na jeszcze kilka godzin. Już dawno przestała słuchać rozsądku, dając w zamian porwać się syreniej pieśni. Mamiącej na tyle mocno, by nie przerwała pieszczot nawet w momencie dziecięcego przebudzenia. Powstrzymała drgnięcie - odrazy? lęku? wstydu? - tłumiąc odruch w mocniejszym pocałunku, który złożyła na karku Evandry, zęby przesunęły się po delikatnej skórze. Nie wzruszała ją świadomość rosnącego pod sercem kochanki nowego życia a samo wspomnienie brzemiennego stanu kojarzyło się jej z torturą rozciągniętą w czasie; płód zawsze traktowała jak pasożyta, pożerającego ją od środka, w wizji dziecka Rosierów towarzyszącego im w tej chwili nie było więc nic przyjemnego. Nie chciała go - a jeśli wierzyć starusze, jej - poznać, nie chciała też zbyt szybkiego rozwiązania; ten cudowny stan pomiędzy, gdy Evandra była niemal w pełni sił, krągła i kusząca, w całkowicie jej odpowiadał. Tak jak i rola, jaką miała odegrać w kolejnej odsłonie erotycznego spektaklu, tym razem skupiona w pełni na niej. Na rywalce i przyjaciółce, powierniczce i przeciwniczce, żonie i kochance - a każda z tych sprzeczności pozwalała smakować ją na nowo, głębiej, odnajdując w pocałunku głębię słodyczy. I piękna, o którym przytłumionym z pożądania tonem opowiadał on. Podążyła więc za pieszczotą słów w namiętność innego rodzaju, postanawiając uczynić ten poranek niezapomnianym. Dla każdego z nich, bliższych sobie mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.

| ztx3 :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]16.03.24 20:31
9 VIII, noc

Atłasowa zasłona, chroniąca wejście w głąb namiotu, czule przesunęła się po jej plecach - zadrżała lekko, ale nie zatrzymała się nawet na moment, mocniej zaciskając skostniałe palce na przegubie ręki Marii. Pod opuszkami czuła jej rozkosznie gorący, szybki puls; esencję życia ukrytą pod delikatną skórą, nieskalaną, niewinną, czystą. Idealną - by się nią nasycić i by ją zepsuć, zapisując każdy cal wilgocią ust i szkarłatną literą pożądania. Ciała, tak, to była najłatwiejsza do zrozumienia płaszczyzna ich namiętności, lecz przecież pod tym pozornie prostymi potrzebami kryło się o wiele więcej. Więcej uczuć, doznań, pragnień. Doświadczeń pozwalających igrać ze śmiercią - lub wręcz się z nią zbratać, pojednać, spojrzeć głęboko w jasne oczy doszukując się jej odbicia w błękitnych tęczówkach. Deirdre niemal zazdrościła Tristanowi dzisiejszej ofiary, ale ich ostatnia rozmowa zraniła ją zbyt mocno, by mogła w pełni cieszyć się wspólną konsumpcją - Multon miała być więc bezinteresownym prezentem,  niespodzianką zacierającą złe wrażenie, ale także zabawką, mogącą zastąpić ją choć jednej nocy. Prowadziła więc ją tuż za sobą, dalej z lekkim, uspokajającym i zarazem ujmującym uśmiechem przyklejonym do twarzy, obracając się ku blondynce tuż przed przejściem do głównej sypialni namiotu. Zza miękkiej ściany dobiegały ciche dźwięki magicznego gramofonu, mogły stłumić ich kroki, ale wątpiła, by tak było. Tego wieczoru lord nestor miał przebywać tu sam, żona powróciła na chwilę do Kent: bez wątpienia spodziewał się więc towarzystwa. Chociaż z pewnością nie tak uroczego.
- Uśmiechnij się. Ładnie. Ładniej, wiem, że potrafisz. I rób wszystko, co zostanie ci polecone. Będziesz...zachwycona - poleciła jej szeptem, śmiałym gestem odgarniając długie, złote włosy w tył, na plecy Marii, by wyeksponować jej łabędzią szyję. Drugą rękę uniosła w górę, ostrzegawczo, co razem z przeszywającym spojrzeniem czarnych oczu musiało powstrzymać ewentualne pytania, padające z ust dziewczyny. Co tu robiła? Gdzie ostrze, gdzie naczynie, gdzie krew, którą tak bohatersko pragnęła wylać, by zyskać odpuszczenie grzechów? Słodka, naiwna istota: patrząc na zarumienione policzki i kusząco wilgotne oczy Deirdre niemal się wzruszyła.  Ten prezent naprawdę mógł robić wrażenie. Chłodne dłonie przemknęły jeszcze przez przód sukienki dziewczyny, umiejętnie, niemal niezauważenie, rozpinając dwa górne guziki białego ubrania: na tyle, by odsłonić dekolt, ale nieprzesadnie; nie zamierzała przecież rozpakowywać niespodzianki zanim sięgnie po nią obdarowany.
Kryjący się tuż za zasłoną. Nie dała Marii przestrzeni na jakikolwiek protest, znów splotła jej dłoń z własną, drapieżnie, po czym pociągnęła ją w przód, pod zdobionym łukiem przejścia.
- Tristanie? - rzuciła w przestrzeń miękko, odgarniając kotarę, by wejść do środka przestrzeni sypialnych namiotu. Części prywatnych, zabezpieczonych zaklęciami, gwarantujących dyskrecję - i wszystkie luksusy. Dębowy barek stał otworem, część butelek ustawiono już na stole, część na szafce przy wygodnym łożu; sklepienie wisiało nisko, ale nie przytłaczająco: miejsca było tu naprawdę sporo, zmieścił się i szezlong, i wygodne sofy, o pozostałych meblach, zastawionych tacami z soczystymi owocami nie wspominając: wszystko to niemal lśniło w migoczących świecach, lewitujących gdzieniegdzie, zapewniając nastrojowe oświetlenie. - Mam coś dla ciebie - dodała melodyjnie, zdecydowanie nie śpiewnie, raczej - jak mruczący kot, chwalący się zdobyczą, którą właśnie przywlókł do swego opiekuna. Puściła nadgarstek blondynki, posyłając jej ostatnie, kojące i zachwycone zarazem spojrzenie, po czym podeszła do Rosiera, delikatnie kładąc dłoń na jego przedramieniu w geście niemal oficjalnego powitania. - Poznaj proszę tą uroczą dziewczynę - Maria. To krewna naszej drogiej Elviry. Podobno zna się na francuskiej poezji, uwierzysz? Z radością dotrzyma ci towarzystwa - obróciła się przodem ku blondynce, spoglądając na nią zachęcająco. I niekonkretnie; oczekiwała dygnięcia, ukazania wspomnianej przed momentem skrajnej radości, przedstawienia się po francusku - a może padnięcia na kolana? - Nie będę wam przeszkadzać - dorzuciła ciszej, kierując swój szept już tylko w stronę Tristana, do którego powróciła wzrokiem. Zadarła nieco głowę, chcąc uchwycić jego spojrzenie - i odpowiedzieć, bez słów, własnym. To był jej podarunek, gest przeprosin, gwarant tego, że osłodzi ewentualną gorycz i niezadowolenie różanymi ustami niewinnej zabawki. Być może - spłukując złe wspomnienia jej krwią, ta przecież potrafiła ukoić najgłębsze rany.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]27.03.24 20:52
Czy nie tak prezentowały się owieczki idealne do bycia poprowadzonymi na rzeź? Opuszczona w pokorze głowa, charakterystyczna biel i ta aura niewinności — tak właśnie prezentowała się Maria, brakło jej jeszcze tylko dzwoneczka zawieszonego na szyi, aby alarmować kata o tym, że jego przyszła ofiara porusza się; może po to, by podejść bliżej, otrzeć się z czułością o obcego człowieka, któremu ufa z samej swojej natury, a może po to, aby uciec, gdy zagrożenie będzie tak blisko, że nie będzie można już odwracać od niego wzroku. Dziewczyna nie mogła spodziewać się, co ją czeka. Wciąż bowiem wierzyła, że odda po prostu (Jakże mogła myśleć, że to mogło kwalifikować się do kategorii "po prostu"? Kto o zdrowych zmysłach przyjmował takie ofiary? Na refleksje czas przyjdzie później...) ofiarę ze swojej krwi. Odejście od ludzi, skrycie się w namiocie nie wzbudzało w niej wątpliwości. Takich rzeczy nie powinni oglądać postronni, przede wszystkim przez wzgląd na reputację Namiestniczki. Maria liczyła tylko na jedno — że całe przedsięwzięcie nie będzie trwało długo, że zniesie ból z godnością. W końcu nie robiła tego dla siebie, a dla ukochanych zwierząt i równie kochanej kuzynki. Dla ich dobra.
Dlatego też nie wyrywała ręki, nawet jeżeli uścisk Deirdre był na tyle mocny, aby prędki puls był wyczuwalny jeszcze bardziej, niż zazwyczaj. Uchyliła głowę przed materiałem, z którego stworzony był namiot; była już w takim, podobnym, pierwszego poranka festiwalu, gdy przed zupełnym zgubieniem uratował ją nikt inny, jak Drew Macnair. I choć z zewnątrz namioty wyglądały niemalże bliźniaczo, różniły się wystrojem. Wstrzymała na chwilę oddech, spoglądając z dołu na twarz towarzyszącej jej kobiety. Wątpliwość przez moment odbiła się w jej szarozielonych oczach, taki przepych krępował, obciążał żołądek, ale Deirdre była rozsądna, prowadziła ją pierwszą i uśmiechała się uspokajająco. Do tego stopnia, że choć Maria naprawdę pragnęła spytać, co dalej, nie odważyła się na ten krok. Zamiast tego starała się wyłapać cokolwiek, co mogłoby przynieść jej ulgę. Miękkie podłoże namiotu, przyjemne dla oka kolory, wreszcie też przyciszone przez szum krwi w jej uszach dźwięki gramofonu.
Drgnęła w reakcji na niespodziewaną bliskość kobiety, próbując osiągnąć uśmiech, którego od niej wymagała. Pierwszy okazał się niewystarczający, drugi też, wreszcie spróbowała uśmiechać się tak, jak uśmiechała się do jednorożców właśnie, z pewnością siebie i ciepłem, którego teraz miała jak na lekarstwo, po które musiała sięgać jak najgłębiej w swą duszę. Nie mogła inaczej — usposobienie Deirdre było wystarczającym straszakiem, aby stłumić potencjalny bunt w zarodku. Pozwoliła jej więc odgarnąć włosy na plecy, choć najchętniej sięgnęłaby chociaż po jeden ich kosmyk, aby móc nawinąć go na palec, zrobić cokolwiek, aby uspokoić drżące ręce, drżące ciało, drżące serce. Cofnęła się w tył, gdy dłonie kobiety znalazły się na jej klatce piersiowej, odpinając dwa górne guziki; pragnęła cofnąć się dalej, poczuła przecież falę nieprzyjemnego, palącego gorąca, najpilniejszego orędownika strachu. Niestety, prędko poczuła materiał na swych plecach, nie było dokąd się cofnąć. Nigdzie w zasięgu wzroku nie widziała też czarki, sztyletu, czegokolwiek, co mogłoby pomóc w wypełnieniu jej przysięgi. Przez moment przeszło jej przez myśl, że może ekspozycja szyi i odpięcie guzików znaczyły, że Deirdre chciała upuścić jej krew z aorty szyjnej, zaraz po tym paraliżująca realizacja, że czytała już w podręczniku, że taki krwotok najczęściej był śmiercionośny, a na pewno trudny w zatamowaniu. Czy ja tutaj umrę?
Nie było czasu na zadawanie pytań. Cokolwiek miało stać się jej przeznaczeniem, może nawet finalnym, znajdowało się za kolejnym przejściem. Przełknęła ślinę z przejęciem, słysząc męskie imię. Przez umysł przebiegły jej szkolne lata, pierwsza okazja do zapoznania się z historią Tristana i Izoldy, kimkolwiek był ten człowiek, czy mógł być podobny do tragicznego bohatera? Przypomniała sobie o uśmiechu; nie chciała, aby Deirdre znów złapała ją mocniej, ścisnęła, czy może nawet szarpnęła dla upomnienia. Miała prezentować się najlepiej, jak mogła. Chyba po to, aby poznać tego człowieka. Przebywającego pośród bogactwa, którego nigdy wcześniej nie widziała. Mężczyzna nie był stary, była w tym jakaś ulga i zmieszanie równocześnie, miał ciemne włosy i ciemne oczy, wokół niego rozlewała się aura towarzysząca ludziom naprawdę ważnym. Nie mogła go rozzłościć czy rozczarować. To jedno było pewne. Nie zaprotestowała więc na nazwanie siebie czymś, próbując skupić się na utrzymaniu przyjemnego dla oka uśmiechu, odważając się zatrzymać dłużej wzrok na sylwetce mężczyzny dopiero wtedy, gdy Deirdre odeszła od niej, zajmując miejsce obok — jak się wydawało — gospodarza namiotu.
Je m'appelle Maria. C'est un honneur de vous rencontrer.spojrzenie kobiety wystarczyło za wszystkie instrukcje. Francuszczyzna spłynęła z jej ust naturalnie, bez angielskiego akcentu, co z miejsca mogło zdradzać, że spędziła za granicą sporą część swojego krótkiego życia. Chwyciła rąbki sukienki w palce, dygając w sposób, w jaki wyobrażała sobie, że witają się dziewczęta z lepszych i bogatszych domów od jej samej. Nie było w tym geście wiele z typowo szlacheckiego wychowania, ale za to gest prezentował się na tyle autentycznie, że nie trzeba było nawet zgadywać intencji za nim stojących. Nie do końca wiedziała, czego jeszcze można było od niej oczekiwać. Dotrzymywanie towarzystwa nie było przecież tym, po co tutaj przyszła. Lepiej było jednak poczekać na rozwój wydarzeń. Zwłaszcza, że Mericourt zdawała się szeptać coś do tego mężczyzny, ale przejęta Maria nie potrafiła domyśleć się, co było tematem ich rozmowy.
Miała jednak nadzieję, że to właśnie Tristan odbierze od niej krew i wypuści ją wolną. Może Namiestniczka nie miała czasu, aby zrobić to osobiście, wszak festiwal dalej trwał w najlepsze, może była potrzebna gdzie indziej...


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]05.04.24 2:55
Mruknął coś niewyraźnie, nie odejmując wzroku od rozłożonego pergaminu, gdy usłyszał głos Deirdre. Pół leżąc na miękkich barwnych poduszkach eleganckim pismem kreślił litery odważnego erotyku chwalącego wdzięki pięknej Evandry. Wzrok ku kochance odjął dopiero po chwili, gdy zapowiedziała powód, dla którego wkroczyła w to miejsce. Jak rozleniwiony kocur obejrzał się w kierunku dziewczyny, jego twarz nosiła ślady ostatnich dni, dni, w których zaznał bardzo wiele różnorodnej przyjemności i bardzo niewiele snu zarazem. Z wielkiego święta czerpał całymi garściami, odreagowując napięcie minionych miesięcy, a także nadchodzących dni, wraz z którymi - niewątpliwie - pojawią się kolejne oczekiwania Czarnego Pana, pana wielkiego, pana niezwykłego, ale i pana wymagającego i absolutnie bezlitosnego. Usta rozchyliły się w przedziwnie niepokojącym grymasie radości, a niepokój ten wynikał z kontrastu onej radości z obojętnym chłodem ciemnych - i nieprzyzwoicie przepitych - tęczówek. Nie wstał, rękawy rozchełstanej koszuli podwinięte miał aż do łokci. Zaciągnął się trzymanym między palcami kopcącym papierosem, koncentrując rozbiegane myśli.
- Zaskakująca, ale intrygująca niespodzianka - przyznał, przyglądając się młodziutkiej Marii, tym intensywniej, im dalej szły słowa Deirdre. Krewna Elviry, doprawdy niezwykłe. - To miłe, że o mnie pomyślałaś, madame Meicourt. Jestem potwornie znudzony, gdy opuszcza mnie żona. Źle znoszę samotność - wyznał z żalem, przenosząc wzrok z kochanki na podlotka, z wyraźnym zainteresowaniem. Żal krył w słowach drugie dno, ale nie było to miejsce ni czas na kontynuację tematu. Usta wygięły się finalnie w uśmiechu, który po chwili przeniósł na Czarną Orchideę, sens tego gestu mógł być czytelny tylko dla niej samej. Był ukontentowany. Milczeniem przyjął jej szept, nie odpowiadając podobną dyskrecją, zamyślony wyraz twarzy zdradzał, że rozważał jej słowa. Przyglądał się w tym czasie ukłonowi młódki, dostrzegając tak niewymuszoną grzeczność, jak brak umiejętności jej wyrażenia, odpowiedział na ten ukłon oszczędnym skinieniem głowy, wierząc jednocześnie, że samego siebie przedstawiać nie musiał. Wypuścił z ust bezgłośny śmiech, dając Deirdre przyzwolenie na odejście, ale i nie nakazując go w żaden sposób.
- Staranny i dokładny akcent - wyraził swój podziw, płynnie odpowiadając językiem własnych przodków, wpatrywał się w nią przez chwilę lepkim spojrzeniem, bezwstydnie przeniesionym na jej odsłonięty dekolt, nim dodał: - Właściwy dla urody istoty, z ust której płynie ta niezwykła melodia. Podejdź, proszę, twoje towarzystwo, jestem pewien, sprawi mi wiele przyjemności. Wypełnij mój kielich. - Puste naczynie stało przed nim, dzban z winem, o które niedookreślenie prosił, nieco dalej, też już pusty, ostry wzrok pozostał wbity w jej zagubione spojrzenie, gdy szukał u niej buty przypisywanej starszej krewniaczce. Nie wydawała się taka jak ona, witała go z pokorą przepełnioną rozsądkiem, którego na próżno szukał u znanej mu panny Multon. Uśmiechała się wdzięcznie, jak młoda panna powinna, bardzo ślicznie, od jej sylwetki nie bił niepasujący do ładnej buzi gniew. - Elvira jest moją drogą przyjaciółką, tak wiele o tobie mówiła. Zdradź mi, czy te wszystkie superlatywy były prawdziwe? - Nie była nią i niewiele rozmawiali, ale pozostały między nimi pewne rachunki do wyrównania i chyba oto naszła go myśl, w jaki sposób mógł to uczynić. Kłamstwo spłynęło z jego ust gładko, nawet nie mrugnął. - Multon to... z czym ci się kojarzy Multon, madame Mericourt, z siłą? Bardzo dobra stara czysta krew. Ciekawi mnie, jak blisko naprawdę ze sobą jesteście. - Wzrok przemknął z Deirdre z powrotem na Marię. - Będzie bardzo szczęśliwa, że mogliśmy się wreszcie poznać. - A myśl ta rozbawiła go niezmiernie, tak bardzo, że radość w istocie błysnęła w jego źrenicach. - Nie wspomniała tylko, że jej urocza krewniaczka pochodzi z Francji. Co robisz na tej ponurej i deszczowej ziemi, mademoiselle Multon? Czy nie brak ci francuskiego słońca? Widziałaś kiedyś Côte d’Azur? Mówią, że ten, kto widział Paryż, a nie widział Cassis, ten nic nie widział. - Przyglądał się jej z zainteresowaniem, spojrzeniem, które miało w sobie coś ze spojrzenia wilka przyglądającego się zaginionemu jagnięciu, a jednak na ustach widniał uśmiech, trochę leniwy, trochę arogancki, trochę zaintrygowany jej obecnością.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Namiot rodu Rosier - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Namiot rodu Rosier [odnośnik]05.04.24 12:27
Nie zamierzała rozwiewać wątpliwości Marii, była tylko uroczym przedmiotem, środkiem do osiągnięcia celu, przebłagalnym jagniątkiem, doprowadzonym w końcu na wyjątkowo wygodny stół ofiarny. Gdy tylko znalazła się w nieco dusznym wnętrzu namiotu, jej los został przesądzony - przypieczętowany zadowolonym i zaintrygowanym spojrzeniem Tristana. Sam nie wyglądał najlepiej, przekrwione oczy, zmęczona cera, sylwetka spowita wonią dymu i alkoholu, wszystko to nadawało prezencji złowieszczego, niepokojącego sznytu, lecz w całym tym braku schludności wibrowało coś kuszącego, wypaczonego, złego. Drapieżnego jak uśmiech szlachcica, witającego niespodziankę z ukontentowaniem. Tylko na to liczyła, tylko tego oczekiwała - uznania dla jej prezentu. Istniała niewielka szansa na to, że urocza dziewczyna mu się nie spodoba, Deirdre znała jednak gust nestora na tyle, by być niemal pewną sukcesu. Niewinna, młoda, nietknięta; jasnooka i złotowłosa, zarumieniona od emocji, biegle posługująca się językiem miłości: tak, panna Multon zasługiwała w pełni na miano podarunku idealnego.
Powitała lorda z należną uprzejmością, melodyjnie, z pokorą poddając się mało subtelnym oględzinom. - Mam nadzieję, że panna Multon umili lordowi ten wieczór na wszystkie możliwe sposoby - zapewniła gładko, ostatni raz przenosząc spojrzenie na stojąca pośrodku wyłożonego tkaninami pomieszczenia dziewczynę. Jej wzrok był lagodniejszy niż dotychczas, chociaż ciągle stanowczy. Już nie musiała jej rozkazywać, los dziewczęcia znalazł się w rękach najwspanialszego z czarodziejów, a ona, Deirdre, była już tu zbędna. - Multon? Kojarzy mi się z niesubordynacją. Przesadną butą, którą należy skutecznie i intensywnie ukrócić - odpowiedziała jeszcze szczerze, bez złości; wierzyła w poprawę Elviry, w to, że zdoła odzyskać utracone zaufanie. Ofiara z najbliższej krewnej mogła pomóc jej w ustaleniu odpowiednich priorytetów. A choć nie wiedziała dokładnie, co roi się w przesiąkniętym niemoralnością umyśle Tristana, to mogła podejrzewać, że ta noc będzie lekcją nie tylko dla Marii. Ostatni raz musnęła dłonią ramię mężczyzny, skinęła mu też z szacunkiem głową, po czym ruszyła ku materiałom przesłaniającym wyjście z namiotu.
- Bądź posłuszna - a twe błędy zostaną wybaczone - szepnęła jeszcze do Multon, miękko, czule; nie wiedziała, czy ta niewinna istota przetrwa rozpoczynającą się dopiero noc, ale niezależnie od bolesnego wyniku: jej grzechy miały zostać odkupione. Wolała, by stało się to jak największym, krwawym kosztem, lecz nie ona miała decydować o życiu dziewczyny. Składała je przecież w ofierze, ufna i pewna, że Rosier obudzi się kolejnego poranka zadowolony.
Wychodząc, obejrzała się przez ramię tylko raz, nie mówiąc nic więcej. Nie musiała pytać, widziała wilczy, głodny uśmiech, rozświetlający zmęczoną twarz Tristana - i filigranową sylwetkę Marii, w półcieniu namiotu wyglądającą jeszcze bardziej jak drżąca figurka pochwalna, mająca wkrótce roztrzaskać się o kamienny stół ofiarny. Rozlewając wokół siebie nie tylko krew, ale i spełnienie.

| dei zt :pwease:


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Namiot rodu Rosier
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach