Wydarzenia


Ekipa forum
Lydia Moore
AutorWiadomość
Lydia Moore [odnośnik]30.01.23 15:40

Lydia Moore

Data urodzenia: 10.05.1939 r.
Nazwisko matki: Carter
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wzrost: 157 cm
Waga: 53 kg
Kolor włosów: rdzawy
Kolor oczu: niebieski
Znaki szczególne: raczej brak, chyba że liczą się zdarte do krwi skórki na palcach obydwóch dłoni; przez krótko ścięte włosy i drobną budowę ciała często brana za chłopca;


Moje życie to chaos.
Od samego początku do zapewne samego końca, bo czemu miałoby się to nagle zmienić?



Francja, rok 1956

Liddy patrzyła na rozsypane po podłodze fotografie. Chciała je rozłożyć na łóżku, ale zanim je tam doniosła, pudełko po butach, w którym je trzymała, wyślizgnęło jej się z dłoni. Teraz leżały bezładnie na deskach wymieszane jeszcze bardziej niż zwykle. Mecz quidditcha, w którym Billy brał udział, olbrzymi dąb w lesie, Hogwart z lotu miotły, dom rodzinny, drużyna Gryffindoru, Billy z tatą przy pracy, przyjaciółka w pokoju wspólnym Puchonów, wróbel lądujący na dłoni, kremowe piwo w Hogsmeade, sarenka z młodym, kumple na błoniach i wiele, wiele innych… Tak dużo wymieszanych wspomnień. Już dawno powinna była powkładać zdjęcia do albumu, bo w końcu wszystkie się zgubią, a wraz z nimi wyblakną też obrazy, które tak chciała zatrzymać w pamięci.
Hm… i przecież właśnie od tego się wszystko zaczęło. Właśnie ta chęć uwiecznienia chwil i obrazów popchnęła ją do fotografii. Bo kiedy pamięć zawiedzie, zdjęcia pozostaną.



Sięgnęła po leżący na łóżku album w bordowej oprawie i usiadła na podłodze po turecku. Szybko wyłowiła wzrokiem najstarszą z fotografii, pożółkłą już lekko i zniszczoną. Podniosła ją z namaszczeniem i dłuższą chwilę wpatrywała się w uśmiechającą się do niej młodą kobietę w jasnej koronkowej sukni, trzymającą pod rękę lekko zgarbionego mężczyznę. Chyba miał zapozować do zdjęcia, ale najwyraźniej nie był w stanie się powstrzymać przed spoglądaniem na swoją świeżo upieczoną żonę. Nawet na tak starym zdjęciu Liddy widziała z jakim ciepłem spogląda na swą wybrankę, choć… było w tym wciąż tyle nieśmiałości...! Jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że ta cudowna kobieta obejmująca jego ramię zgodziła się zostać jego żoną. Nieważne ile razy Liddy przyglądała się temu zdjęciu, za każdym zaskakiwało ją jaki Billy był podobny do taty z czasów młodości. Niekoniecznie z wyglądu, to nie o to chodziło, tylko o to spojrzenie, ten uśmiech.
Za to mama… Liddy znów wróciła spojrzeniem do kobiety i powstrzymała się przed przesunięciem opuszki palca po fotografii. Robiła tak dawniej wiele razy, kiedy w tęsknocie za nią ten niepozorny gest miał zastąpić złapanie za rękę czy przytulenie. Przestała to robić, kiedy zorientowała się, że w ten sposób zdjęcie się ściera, a na to nie mogła pozwolić. Nigdy, przenigdy.
Mama… Szkoda, że Liddy nie była bardziej do niej podobna. A przynajmniej sama nie potrafiła dostrzec tego podobieństwa. Mama miała w sobie jakąś niewymuszoną grację nawet jak tylko stała. Była niezłomna mimo przeciwności losu, umiała wyczarować najlepszą na świecie szarlotkę dosłownie z niczego i… kochała ich, tą całą ich zgraję, całym swoim sercem, nieważne jakie błędy popełniali i w jakie kłopoty się pakowali. Kiedy umarła, Liddy ogarnął paniczny strach, że zapomni jak wyglądała. Nie mogła jeść, ani spać wciąż o tym myśląc. Nie chciała też wcale jechać do Hogwartu na swój pierwszy rok nauki. Co jeśli stare wspomnienia z domu rodzinnego zostaną zastąpione nowymi? Co jeśli obraz mamy, jej ciepło i zapach się rozmyją i już nigdy… nigdy nie będzie w stanie tego przywołać w pamięci?
Kiedy wreszcie zwierzyła się ze swojego lęku, tata wręczył jej właśnie tą fotografię, którą teraz trzymała w dłoniach, pogładził córkę po włosach i powiedział, żeby się nie martwiła, że najważniejszego, czyli matczynej miłości, Liddy nigdy nie zapomni, a dzięki zdjęciu nie zapomni też obrazu.

 

Fotografii, którą podniosła w następnej kolejności również nie wykonała ona. Znajdował się na niej uwieczniony przez Billa trochę nieostry tata stojący przed domem. Zdjęcie zapewne nie było najdoskonalsze, ale i tak je uwielbiała, bo było pierwszym, które wykonano aparatem fotograficznym, zanim ten został zapakowany i wysłany sową do Hogwartu w dniu jej dwunastych urodziny. Kiedy rozpakowała ten prezent, popłakała się ze szczęścia, a potem drugi raz, kiedy wróciła do domu i rzuciła się na szyję tacie i bratu. To był jeden z najwspanialszych dni w jej życiu i to w najmroczniejszym jego czasie.
Potem była seria różnorakich zdjęć z Hogwartu. Wtedy dopiero uczyła się jak obsługiwać aparat, więc często były rozmazane, prześwietlone albo niedoświetlone odpowiednio, na niektórych było widać jej palec, kiedy niechcący zasłoniła obiektyw. Wiele z nich zostało wyrzuconych zaraz po wywołaniu, ale część zostawiła z sentymentu. To były jej pierwsze fotografie, które później z entuzjazmem pokazywała tacie. Wreszcie po tylu latach słuchania o szkole magii i czarodziejstwa mógł zobaczyć te wszystkie niesamowite rzeczy! I… te nie aż tak niesamowite też, bo Liddy początkowo fotografowała wszystko i wszystkich. Przynajmniej do momentu skończenia filmu w aparacie.
Tak czy siak nie było wątpliwości, że dzięki temu odżyła i na nowo zaczęła przypominać tą ruchliwą, ciekawską dziewczynkę łatwo zjednującą sobie przyjaciół, którą była przed śmiercią mamy. Fotografia przyciągnęła ją do ludzi, popchnęła w tajemnicze zakamarki szkoły, przypomniała jej o zachwycie przyrodą, jaki zawsze odczuwała.
Od maleńkości kochała zwierzęta, którymi przepełnione było jej dzieciństwo (i wcale nie mowa tu o braciach, chociaż…). Stara kocica doglądała jej już do kołyski, a kiedy Liddy zaczęła stawiać swoje pierwsze kroki na podwórku, wokół niej człapały kury, kaczki i gęsi. To ona przyniosła rannego wróbla do domu i się nim opiekowała z rodzicami, z mamą co roku obserwowały wiewiórkę podkradającą im orzechy i nie dała tacie spokoju, dopóki nie nauczył jej jeździć konno. Kiedy dostała aparat fotograficzny ta fascynacja naturą powróciła.

   

Ze sterty zdjęć wyłowiła to z wróblem siedzącym jej na dłoni. Jeszcze przez jakiś czas po tym, jak się nim zajmowała z rodzicami, mały ptak się ich nie bał i często towarzyszył im w ogródku, a na rękach, ramionach lub głowie Liddy nawet siadał. Bracia się z niej śmiali, że w Hogwarcie nie będzie potrzebować sowy, bo ma już wróbla pocztowego. Ostatni raz przyleciał do niej w przerwie wakacyjnej między pierwszym a drugim rokiem nauki i była wdzięczna losowi, że mogła to uwiecznić na fotografii.
Kolejne zdjęcia to głównie krajobrazy wokół domu rodzinnego, zachody i wschody słońca, tata z Billym. Codzienność, w której im towarzyszyła i pomagała. Czas, kiedy miała lepsze i gorsze próby gotowania i naprawiania sprzętów, ale (nie oszukujmy się) głównie spędzała go na szwendaniu się po okolicy. Czasami samotnie, czasami z bratem, a czasami z paczką znajomych jeszcze z okresu, kiedy uczęszczała do mugolskiej szkoły. Lubiła ich. Choć ich światy trochę się rozchodziły i musiała czasem zmyślać o tym czemu nie uczęszcza już do ich szkoły, to oprócz tego nie czuła żadnej przepaści między nimi. Wręcz przeciwnie: jakby nie było jej tylko przez chwilę, a teraz mogła wrócić do coraz odważniejszych skoków do jeziora, wspinania się po drzewach i skałach i do wyścigów rowerowych. Wszystko to bez magii, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nie miała problemu, żeby się przestawić z mugolskiego życia na czarodziejskie, więc czemu na odwrót miałoby być trudniej?



Im świeższe zdjęcia wkładała do albumu, tym bardziej była zadowolona z techniki ich wykonania. Jak to mówią: praktyka czyni mistrza, a ćwiczyła coraz więcej. Rzadko kiedy rozstawała się z aparatem, co nie zawsze było akceptowane. Na przykład na lekcjach eliksirów profesor wyraźnie zabronił jej wnosić na salę aparat po pewnym incydencie, kiedy zamiast zająć się zawartością swojego kociołka, fotografowała kolegę przy pracy... O, nawet miała to zdjęcie! Wyszło naprawdę dobrze i tajemniczo z tym dymem wokół... Właśnie... Ten dym wydobywał się z jej kociołka i nie reagował na żadne zaklęcia, więc ostatecznie zajęcia trzeba było przerwać i ewakuować się z lochów.
To nie był pierwszy ani ostatni raz, kiedy wpadała w tarapaty przez swoje hobby. Ale... życie bez kłopotów byłoby nudne, prawda?
Najgłośniej o niej było w szkole, kiedy wpadła na szalony pomysł, żeby być fotoreporterką podczas meczu quidditcha. Powiedzieć, że ten mecz był zaskakujący i pełen zwrotów akcji, to wielkie niedomówienie. Bo... nie do końca wolno latać osobom postronnym podczas meczu, a miotły są trzymane w zamknięciu... ale Liddy po znajomości udało się zdobyć jedną z nich i być może nie przemyślała do końca swojego pomysłu. Początkowo nikt jej nawet nie zauważył, bo była mała, trzymała się na uboczu ze swoim aparatem, a wszyscy byli skupieni na zawodnikach... ale potem oczywiście coś poszło nie tak. Możliwe, że to złoty znicz się obok niej pojawił, a może to był tylko zwód szukającego, ale niespodziewanie znalazła się w centrum wydarzeń i... tak, zdjęcia wyszły NIESAMOWITE, ale ktoś w nią wleciał praktycznie zrzucając Liddy z miotły. Żeby nie spaść z dwudziestu kilku metrów, odruchowo chwyciła się trzonka i... upuściła aparat. Potem nagle świat zwolnił, kiedy patrzyła jak szukająca Puchonów zamiast kontynuować grę rzuciła się w pogoń za czarnym przedmiotem, który lada moment miał się roztrzaskać o podłoże... jak w pięknym stylu łapie go w ostatniej chwili, robi zwinny zwrot i leci, już jako dożywotnia bohaterka (przynajmniej dla Liddy), by oddać aparat właścicielce. Oczywiście nie wszyscy byli tak oczarowani tą akcją jak Moorówna, która zaraz potem otrzymała zakaz stadionowy w Hogwarcie. Na szczęście nie na długo, bo kiedy wywołała tamte zdjęcia, zrobiły spore poruszenie również wśród profesorów. Do tej pory najlepsze z nich można oglądać w Hogwarcie w gablocie poświęconej quidditchowi. Wprawdzie nie dostała pozwolenia na fotografowanie meczów z miotły i mogła się pożegnać z jakąkolwiek pozycją w drużynie... ale nad tym ostatnim jakoś bardzo nie ubolewała. Jasne, lubiła grać w quidditcha, z którego zasadami była obyta już od najmłodszych lat dzięki braciom, i najprawdopodobniej świetnie by się sprawdziła jako szukająca, bo była mała, szybka i bardzo śmiała, jeśli chodzi o latanie na miotle, ale... od kiedy pierwszy raz sfotografowała zawodników w trakcie meczu, kiedy mogła uchwycić ich zaciętość i zdeterminowanie, ich prawdziwe oblicza, kiedy skupiali się na walce o kafla... to nie mogła przestać o tym myśleć i nie mogła przestać zajmować się właśnie tym. Nieważne, że już z trybun.



W oczy rzuciło jej się zdjęcie trzech bawiących się zajęcy. Dobrze pamiętała chwilę, kiedy je zrobiła. Były wakacje. Leżała schowana w wysokiej trawie już którąś godzinę, ciało niemal całkiem jej zdrętwiało, choć starała się od czasu do czasu delikatnie i cicho poruszać, żeby temu zapobiec. Niewiele to dawało. Czekała.
W okolicy domu rodziny Moore znajdował się las, a kiedy weszło się między drzewa i ruszyło sarnią ścieżką, można było dotrzeć na sporą leśną polanę. Tam Liddy polowała na najlepsze zdjęcia dzikiej przyrody. Godzinami czekała wytrwale aż na łąkę wyjdzie jakieś zwierzę, zazwyczaj były to sarny albo zające, choć tych drugich nie było wcale tak łatwo wypatrzeć, a co dopiero uchwycić na fotografii. To były wspaniałe, podniecające chwile, kiedy na moment mogła uwierzyć, że stała się częścią lasu i wzięta za kawałek krajobrazu mogła obserwować dzikie zwierzęta czasem z naprawdę bliska. Często robiła tylko to – po prostu trwała w tej chwili i ją chłonęła całą sobą. Ale nie da się ukryć, że takie zdjęcia jak to z zającami napawały ją dumą i dawały dużą satysfakcję.
Jej niewielki wzrost i umiejętność skradania były też doceniane i wykorzystywane w Hogwarcie, choć w trochę inny sposób. Otóż Liddy miała bardzo wysoką skuteczność w zdobywaniu i dostarczaniu jedzenia do wieży Gryfonów po zmroku. Lubiła te misje. Przemykanie do pokoju wspólnego Puchonów tak, by nikt jej nie przyłapał, opanowała już wcześniej do perfekcji, więc nie było to dużo większym wyczynem. Być może zdarzyło jej się raz czy dwa (może ciut więcej) szpiegować...? Oficjalnie oczywiście była pochłonięta robieniem zdjęć przyrody, ale że przy okazji w kadr wpadali ślizgońcy zawodnicy ćwiczący nową taktykę do meczu... No cóż, zdarza się.
Niejednokrotnie brała też czynny udział w szalonych dowcipach na przykład z podkładaniem łajnobomb nielubianym profesorom. Nie ze wszystkich swoich dokonań była dumna, ale młodość rządzi się swoimi prawami.



W swojej kolekcji zdjęć miała też kilka portretów. Przez jakiś czas nawet w ten sposób zarabiała w Hogwarcie (kto by nie chciał pamiątkowego zdjęcia za kilka sykli?), ale fakt, osobiście wolała, gdy na fotografii się dużo działo, kiedy na ułamek sekundy zatrzymywała i uwieczniała ruch. Ruch to życie i jej żywioł. Nic dziwnego, że przy pierwszej nadarzającej się okazji dołączyła do Klubu Pojedynków. Z obroną przed czarną magią radziła sobie przyzwoicie, ale jej przeciwnicy musieli się mieć na baczności głównie przez wzgląd na jej szybkość, zwinność i niski wzrost przez co stawała się trudnym do trafienia celem. Wiedziała o tym i to skwapliwie wykorzystywała.
Brała też udział w przeróżnych wyzwaniach niekoniecznie bezpiecznych i niekoniecznie akceptowanych przez nauczycieli, ale czego profesorstwo nie widzi... Miała więc na swoim koncie wyścigi na miotłach pomiędzy drzewami Zakazanego Lasu, wyścigi pływackie w jeziorze, zawody w dotknięciu pnia Bijącej Wierzby i wspinaniu się na Zachodnią Wieżę. Nie zawsze wychodziła z tego cało, co jakiś czas odwiedzała Skrzydło Szpitalne, a szlabany były jej codziennością, ale nigdy nie miała dość. Pod tym względem dobrze wpasowała się w zastęp Gryfonów, chociaż osobiście nigdy nie kierowała się tym podziałem na domy w Hogwarcie przy poznawaniu nowych osób. Przyjaciół miała w każdym z nich, wrogów podobnie i równie często wdawała się w bójki z Ślizgonami co z Gryfonami... Hm, z Gryfonami może nawet częściej, choć głównie były to takie "siostrzano-braterskie" przepychanki. Siniaki, zadrapania, obtarcia, czy rozcięcia były według niej powodami do dumy, niczym rany bitewne. Ale na wszelki wypadek nauczyła się opatrywać takie podstawowe urazy. Przydało jej się to w życiu nie raz.



Jedną z ostatnich jej fotografii ze szkolnych czasów był sam Hogwart z lotu miotły. Tak, do samego końca miała zakaz fotografowania meczów z powietrza, ale nie przeszkadzało jej to w lataniu w wolnym czasie po okolicy i uwiecznianiu przeróżnych scen z miotły. Uwielbiała to. Najchętniej tylko w ten sposób by się poruszała, nawet po zamku, chociaż niestety nie było to wskazane. I tak, o tym też przekonała się na własnej skórze, ale nie żałowała ani chwili z szalonego slalomu pomiędzy ruchomymi schodami. To dopiero było coś! Szlaban był tego wart.
Miała nawet takie swoje zdjęcie, które musiał wykonać któryś z jej przyjaciół, jak zahaczona nogami o trzonek miotły swobodnie zwisa głową w dół czytając gazetę na błoniach, i bynajmniej nie robiła tego tylko do pozowania. Twierdziła, że tak było wygodniej i ciekawiej niż na leżąco w trawie. Tak właściwie to od kiedy Liddy miała własną miotłę, to częściej można było zobaczyć Moorównę w powietrzu niż przemieszczającą się pieszo. Miotła dawała tyle możliwości! Już nawet pomijając aspekt czystej przyjemności z latania i niemal bezszelestnego poruszania się... Zdjęcia w locie wychodziły niesamowite! A że przy okazji Liddy nauczyła się jeszcze lepiej utrzymywać równowagę na miotle, stabilizować lot i kierować nią balansując samym ciałem bez konieczności trzymania trzonka, to inna kwestia. Ale czego się nie zrobi dla jednego, doskonałego ujęcia jak na przykład to z hipogryfem w locie nad czubkami drzew?
Niestety nie zjawiła się w szkole na ostatni rok edukacji i nie zdała Owutemów. W roku 1956 wszystko się spieprzyło. Nie, żeby wcześniej było kolorowo, ale ten rok zmienił wszystko. Pojawiły się przeklęte anomalie magiczne i dotknęły wszystkich mugoli, w tym tatę Liddy. Billy mówił o wyjeździe z kraju i to nie na chwilę, tylko... tak na dłużej. Oczywiście jej pierwszą reakcją był kategoryczny sprzeciw i zaciekła kłótnia z bratem. Chciała skończyć szkołę, a przede wszystkim nie porzucać przyjaciół! Ale... konfrontacja z anomaliami taty trochę zmieniła jej nastawienie i w ten sposób znalazła się tutaj - w spokojnej, sielankowej wręcz Francji - układając fotografie w albumie. Tą sielankowość burzyły tylko ponure informacje z kraju i brak wieści od przyjaciół.



Oaza, rok 1957

Otworzyła oczy, ale wokół panowała ciemność. Coś ją obudziło, to pewne, choć jeszcze nie wiedziała co. Ba, w pierwszej chwili nie wiedziała nawet gdzie i kiedy jest. Śniła o słonecznej Francji, o uśmiechniętym tacie, o zakładzie fotograficznym i o czarnookim młodzieńcu. Uczył ją francuskiego i jak robić zdjęcia w studiu, a teraz...
Zamrugała kilkukrotnie. Ktoś zaszurał za drzwiami. Śpiąca obok niej Amelka zamruczała cicho przez sen.
No tak, nie były we Francji już od miesiąca. Wraz z Billym wrócili do pochłoniętej walką i głodem Wielkiej Brytanii. Pomagała ludziom w Oazie, opiekowała się Amelką, starała się przyrządzać coś jadalnego na obiad... I znów musiała zasnąć przy usypianiu bratanicy.
Kolejne szurnięcie. Billy wrócił?
Ostrożnie i cicho spróbowała się podnieść z łóżka bez budzenia dziewczynki, po czym tak samo dotrzeć do drzwi. Odetchnęła dopiero, kiedy przekroczyła próg i zamknęła je za sobą.
- Billy - znów wrócił poturbowany, ale wrócił. Tak na oko był nawet cały.
- Mogę pomóc - to nie było pytanie i choć chwyciła za ich prowizoryczną apteczkę, wcale nie mówiła o pomocy medycznej. Wałkowali ten temat, od kiedy przybyli do Oazy, ale Liddy była uparta i nie dawała za wygraną. Tym bardziej, że oboje wiedzieli, że ma rację.
- Uczyłeś mnie obrony przed czarną magią, widziałeś jak latam, wiesz, że umiem się ukrywać... I mam głowę na karku - mówiła cicho, stłumionym głosem, żeby nie obudzić Amelii, jednocześnie przemywając rany brata. - Tam się bardziej przydam niż tutaj - kontynuowała - I nie proszę cię o pozwolenie, bo go nie potrzebuję - na chwilę spojrzała mu prosto w oczy z typową dla siebie zaciętością. Nigdy nikogo nie prosiła o pozwolenie, żeby wpakować się w jakieś bagno, teraz też by nie musiała. Wzięłaby udział w jakimś przedsięwzięciu i Billy nawet by o tym nie wiedział... Ale to nie o to w tym chodziło. Przyszły mroczne czasy i tym bardziej powinni sobie ufać i w siebie nawzajem wierzyć. Ona mu ufała.
- Po prostu powiedz gdzie mam się stawić i kogo słuchać.



Irlandia, rok 1958

Weszła do pokoju na nogach jak z galarety. Woda skapywała z jej przemokniętego kaszkietu, włosów, wysłużonej i poprzecieranej gdzie nie gdzie kurtki, z ponaciąganych rękawów starego swetra, z dziurawych na kolanach nogawek spodni. To nawet lepiej, że dopadła ją ulewa, dzięki temu (tak się przynajmniej łudziła) krople deszczu maskowały jej łzy.
Kolejna misja zakończona sukcesem. Przesyłka doręczona.
Opadła na krzesło, a całym jej ciałem wstrząsnął bezgłośny szloch.
Nie mogła wyrzucić z głowy obrazu gasnącego blasku w oczach kobiety, grymasu bólu wykrzywiającego jej twarz. Słabego, ale jakże wyraźnego głosu: "pomóż mi, chłopcze".
Tyle śmierci, tyle cierpienia... tyle przeklętej bezsilności! Nie tak to powinno wyglądać. Nie w takim świecie powinni żyć!
Dasz radę, Liddy. Chłopaki nie płaczą, usłyszała w swojej głowie pogodny głos mamy z przebłysku wspomnienia z dzieciństwa. To było... zdarte kolano podczas nauki jazdy na rowerze? Miała wrażenie, że dzieliły ją od tego wspomnienia setki lat.  
Rozmyte przez łzy spojrzenie podniosła na półkę, na której znajdował się jej aparat, album ze zdjęciami i fotografia rodziców w ramce.  
Właśnie, że płaczą, mamo. Płaczą jak cholera. Gdybyś tu była, też byś płakała, odpowiedziała jej w myślach, ale otarła łzy i spróbowała wyregulować oddech, żeby się uspokoić.
Nie mogła się poddawać wszechogarniającej rozpaczy, to nie był na to czas. Wciąż musieli działać, żeby ocalić jak najwięcej ludzi, szczególnie tych, którzy sami nie mogli się bronić.



Wciąż mam wojnę do zakończenia.


Patronus: Nie umie go wyczarować, wciąż nie znalazła wystarczająco silnego wspomnienia lub nie skupia się na nim wystarczająco mocno, ale pracuje nad tym.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 7+3 (różdżka)
Uroki:30
Czarna magia:00
Uzdrawianie:00
Transmutacja:5+2 (różdżka)
Alchemia:00
Sprawność:150
Zwinność:200
Reszta: 5
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielski (ojczysty)II0
francuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
GeomancjaI2
KłamstwoI2
ONMSI2
PerswazjaI2
SpostrzegawczośćII10
SkradanieII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
MugoloznawstwoII0
SzczęścieI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Zakon Feniksa00
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
GotowanieI0.5
Literatura (wiedza)I0.5
FotografiaII7
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleIII25
QuidditchI0.5
PływanieI0.5
Walka wręczI0.5
Jazda konnaI0.5
Jazda na rowerzeI0.5
WspinaczkaI0.5
Biegłości pozostałeWartośćWydane punkty
MajsterkowanieI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 1


Ostatnio zmieniony przez Liddy Moore dnia 14.02.23 22:28, w całości zmieniany 3 razy
Liddy Moore
Liddy Moore
Zawód : Fotografka i lotniczka w Oddziale Łączności "Sowa"
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
You can count on me like:
1, 2, 3
I'll be there
OPCM : 7 +3
UROKI : 3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Cause that is what friends are supposed to do, oh yeah
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11536-lydia-moore https://www.morsmordre.net/t11607-do-liddy#359106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t11627-szuflada-lydii#359479 https://www.morsmordre.net/t11609-liddy-moore#359138
Re: Lydia Moore [odnośnik]25.02.23 9:25

Witamy wśród Morsów

twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.11.23 21:10, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lydia Moore  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lydia Moore [odnośnik]25.02.23 9:26


KOMPONENTYżądło mantykory, bezoar, róg garboroga;

[25.02.23] Kupidynek (kryształ)
[11.12.23] Lipiec-sierpień

BIEGŁOŚCI[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +0,5 PB

HISTORIA ROZWOJU[25.02.23] Rozwój początkowy
[10.12.23] Wsiąkiewka (lipiec-sierpień); +30 PD
[11.12.23] Zdobycie osiągnięcia: Róg obfitości; +30 PD
[13.12.58] Wydarzenie: Końca świata dziś nie będzie +50PD
[31.01.24] Zdobycie osiągnięcia: Dojrzały Mors I; +30 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lydia Moore  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Lydia Moore
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach