Wydarzenia


Ekipa forum
salon
AutorWiadomość
salon [odnośnik]22.08.15 0:19
First topic message reminder :

Salon

Salon jest przechodnim pomieszczeniem z którego można dostać się do sypialni Billego i małego pokoiku Poli. Na samym środku stoi kanapa z zielonego materiału - nie wygląda tak bogato, jak ta którą widzi Pola. Ściany wyłożone są beżowymi kawałkami tapety, a obdarte z niej części zostały pozasłaniane obrazkami. Na niektórych uśmiecha się Pola, na niektórych widnieją wizerunki rodziny, są także dwa małe dzieła Poli. Cała jedna ściana zapełniona jest starymi książkami, znajdują się one również w innych pomieszczeniach mieszkania. Generalnie w całym domu panuje ciemność, ale taki obrazek jaki widzicie to efekt zniszczenia mózgu Poli, ona tak widzi świat.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455

Re: salon [odnośnik]09.10.15 21:59
Nasza kuchnia ma metraż kompaktowy. Kiedy chowam się za ścianą i wydaje mi się, że ani Billy ani Daniel nie widzą mojej czerwonej twarzy, słyszę każde ich słowo i każdy ton. Nie znam tego tonu, brzmi tak nienaturalnie. Billy, czemu go używasz? Udajesz, że jesteś rozluźniony, ale kiedy Daniel mówi Ci, że wcale nie zrzędzi, pozwalasz mu się pogrążać. Nie znam się na tym, ale później wszystko mogłoby być już ładne, ale zadajesz pytanie, czy coś cię ominęło i już wiem, że nie mamy szans na przeżycie, złapali nas na gorącym uczynku.
Dłoń moja sięga po szklankę w której rozpuszczone są moje witaminki. Słucham słów i patrzę w swoje czerwone odbicie w garnkach, kiedy trzymam pićko w ustach. Daniel, Billy, Daniel, Billy. Jesteście do siebie tak bardzo podobni, że najpewniej kiedyś was pomylę i będę się rzucać Danielowi do uszu z wyznaniami, że tego drugiego to kocham ponad życie. Anie, wtedy właściwie byłoby na odwrót, ale na prawdę też działa. Wpadam na świetny pomysł słysząc ostatnie pytanie i przełykam wodę witaminową, wyskakuję z kuchni i śmieję sie w głos.
-A właśnie trafiłeś w sedno, bo Billy chciałby odpocząć, nawet zaproponował, że wszycy całą trójką pójdziemy na koncert, prawda!? - dołączam do nich i zadzierając głowę oczekuję, że oboje przytakną i będą mieli ochotę iść na obiecany przez Williama koncert rock'n'rollowy. Zwracam się do Daniela: - Co o tym sądzi pan dziennikarz?


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]22.11.15 22:11
Był przecież dobrym psem. Nie gryzł foteli, nie podkradał prochów z szufladek młodej Polly, nie szczekał też na dzieci – choć to mogłoby być zabawne – gdy wychodziła z nim na spacer. Przez ostatnie dni był także jej najlepszym przyjacielem, który wiernie leżał u nóg jej bajkowego łóżka i co chwila wsadzał nos pod kołdrę, w kołdrę lub, w drodze wyjątku, w jakieś niedozwolone substancje. Nie potrafił jednak gospodarować czasem, zwłaszcza gdy błąkał się po domu o psim móżdżku, który łatwo było zaspokoić podstawowymi przecież potrzebami. Nie buntował się więc tej sielskiej przyjemności, nie rwał do normalności, która czekała na niego z utęsknieniem zasadzając sidła na każdej ze swych dróżek.
William gdzieś zniknął – aż dziw, że niechcący zapamiętał jego imię. Zapewne pracował. Tak samo mała słodka Polly, chociaż on na pewno nie pracowała. Nie było ich już trochę czasu, a on nie był zbyt mądrym – nie grzeszył wszak głupotą – czy bardziej roztropnym człowiekiem o żelaznej sile woli i nerwach ze stali. Przecież nigdy nie zauważali, jak z ich lodówki ubywa alkohol a z szafek ciasteczka, oboje zbyt zajęci sobą, aby cokolwiek zrozumieć. Choć któż normalny pomyślałby, że w ich domu grasuje człowiek-pies, który nocami plądruje ich lodówkę i opróżnia słoiki?
Tym razem założywszy nogi na stół – obłocone po spacerze buty nie robiły na nim żadnego wrażenia – rozkoszował się gorzkim alkoholem spływającym do jego gardła kojącym gorącem. Potrzebował chwili wytchnienia, czy tracił już ludzki rozum?
Mógłby wrócić i być takim na zawsze, żyć ponadprzeciętnym dla psa wiekiem i zdrowiem, pozostać dobrym przyjacielem beztroskiej Polly. To przyjemniejsze, weselsze niż nokturnowa pogoń za każdym jednym kawałkiem chleba czy wieczna ucieczka przed ciemiężycielami – Burke nigdy nie spał, a przynajmniej nie jego posłuszni dilerzy, który znali długi Vasyla na pamięć. I przekręty, jakie stosował w podwójnie nieczystych interesach.
Być naczelnym wrogiem najgroźniejszych i najbardziej poważanych królów najniebezpieczniejszej magicznej ulicy Londynu – o tym marzył, gdy był małym chłopcem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]28.11.15 16:38
Zakupki się powiodły. Miałam w torebkach wszystkie potrzebne rzeczy na zapiekankę z mięsem i serem. Liczyłam sobie czy na pewno porcja, która zamierzam zrobić wystarczy dla wszystkich, których chciałam zaprosić. Bo chciałam zaprosić tych, którzy siedzieli przy mnie całe trzy dni mojego nie-życia. Ale wtedy musiałabym zaprosić również Daniela (a nie wiem jak z nim potoczy się moje spotkanie!), a z tego znów nie wiem, czy zadowolony byłby William. Billy podejrzewa mnie o podkochiwanie się w swoim najlepszym przyjacielu i chyba ma trochę racji, ale jeżeli jakakolwiek moja koleżanka przyjdzie i powie, że nie mam prawa, bo Daniel nie jest super, to pokażę im jakie mu zrobiłam ukradkiem zdjęcie (ukradkiem bo zamknęłam oczy jak robiłam) jak był bez koszulki. A potem uciekłam i gdyby nie pan, co mi pomógł wywołać klatkowe zdjęcia, to pewnie nigdy klaty Daniela bym nie ujrzała. A odkąd ujrzałam to się zakochałam trochę. Moja przyjaciółka z Beauxbutons mówi, że to znaczy, że się dojrzewa, jak się podobają klaty męskie. Nie wiem zupełnie o co jej chodzi, ale mnie to conajmniej peszy taki widok, chociaż widziałam na przykład klatę Feliksa i trochę się cieszę, że najpierw widziałam Daniela, bo przy Feliksie wcale się nie peszyłam - no bo w porównaniu do Daniela, miał taką dość.. wątłą tę klatę. A właściwie, to przecież w lecznicy jak każą się rozbierać, to mnie już nie peszą wtedy klaty męskie. Podobne są do klaty mojego brata, a ta jest takim nieuzytkiem, bo tylko widzę ją ja i mugolskie dziewuchy, które mój brat czasami odprowadza do drzwi jak rano wracam.
Wyszłam dzisiaj rankiem i Billego wciąż nie było, może postanowił zamieszkać u mugolki? Skoro i tak zostawił mi dom, to nie mogłam narzekać. Gorzej, jeżeli zechcą, bym zapłaciła za czynsz, ja nie pracuję tak dużo, żeby zarabiać na całe nasze mieszkanko! Jeszcze ostatnio po urodzinach wiecznie brakuje jedzenia i wóda też znika, ja nie wiem, czy nauczyłam się lunatykować, a może Barry dorobił sobie klucz, a może to ten Joseph tak wyjada mi? Muszę z nim porozmawiać, bo nie mam pieniędzy, żeby utrzymywać go, nawet jeżeli ma piękną twarz (i pewnie równie piękną klatę).
Wracam więc do domu, a że nie było Billego to kupiłam sobie moją ulubioną czekolade i postanowiłam, że dziś zjem C A Ł Ą. Niechaj będzie to mój dzień dziecka. Od urodzin jestem super czysta. Mam co prawda jeszcze porcję mugolskiego opioma, ale nie tykam tego świństwa, no dobra, trochę sobie tknęłam, ale tylko tyle co na spróbowanie, więc to się nie liczy. Ale w gruncie rzeczy, to nie było tak mocne, by ktoś mógł mi powiedzieć, że jestem nietrzeźwa, a jednak zaraz po przekroczeniu drzwi domu doszłam do wniosku, że chyba nie weszłam do swojego. Bo, ręczę nogami obiema, widzę faceta na mojej kanapie. Zupełnie nieznajomego faceta, ale w takim razie nie mogę tak sterczeć z rozdziawioną buzią, bo uzna, że chce mu pokazać co jadłam na śniadanie. Postanowiłam się przywitać, chociaż nie, kłamię. Najpierw cofnęłam się i spojrzałam, czy numer 6 i nazwisko Havisham wisi na drzwiach. I wisiało. Stało jak byk. - O, dzień dobry - dziwi mnie ten facet, szczególnie jego zabłocone buciory - Pan chyba zapomniał, że jak się wchodzi do domu to trzeba zdjąć buty, żeby nie nanieść błota - upominam go odstawiając swoje zakupki i wkładając dłoń do kieszeni, na wszelki wypadek, jakby zamierzał się na mnie rzucić to mogłam potraktować go jakimś obsypaniem brokatowym. - Włamywacz, tak? - mierzę go spojrzeniem, chociaż nie ma w nim nienawiści co mogłoby iść w parze z przypisywaną mu funkcją, raczej mówię to z miną taką, jakbym pytała czy to jego nazwisko, bo miło mi poznać. Przytykam rękę dramatycznym gestem do ciałka swojego i udaję, że jestem Selwynem i umiem grać w teatrze. - Wyniósł pan już wszystko co pan chciał? Teraz pan przyszedł odebrać mi życie - i przenoszę dłoń na czoło, jakbym miała zemdleć z obawy o me zdrowie. Problem w tym, że ja wcale się nie boję tego pana. Ma brzydkie brudne buty i pije piwo, ale w sumie.. nie wygląda tak kryminalistycznie jak mógłby wygladać pan włamywacz.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]02.12.15 4:10
Gdy Polly wpadła do salonu rozochocona – Vasyl jeszcze nie wiedział przecież, że niesie dla niego prezent, oboje wszak lubili tę samą czekoladę – zapewne spotkała Vasyla rozłożonego wygodnie na kanapie z ubłoconymi buciorami wciśniętymi na stolik i wzrokiem utkwionym właśnie w niej. Brakowało tylko niezręcznego uśmiechu, może trochę przepraszającego za bałagan, którego dokonał, lecz nie zdążył go nanieść na bladą, wyszczuploną niedożywieniem twarz. Zanim to się jednak wydarzyło, a ona zakłóciła jego stalową, niewzburzoną harmonię, pił sobie spokojnie piwo – na tyle spokojnie, na ile jego mętne, chaotyczne, galopujące i plączące się równocześnie myśli pozwalały mu egzystować w tym właśnie spokoju. Nie zdążył, czy nie chciał, zareagować na dźwięk przekręcanego klucza. Być może to była już któraś z kolei ta butelka. Być może był zbyt otępiały od buzujących w jego żyłach trucizn skutecznie, do minimum uciszających jego więzienną czujność. Zdziwił się jednak, że zrobiła to tak cicho, że pojawiła się znikąd, po prostu, że zobaczyła go takiego właśnie. Od razu niemal się przestraszył, gdy uświadomił sobie, że przecież ona nic nie wie, że niczego nie odkryła, że spotkała w swoim salonie nieprzyczajonego, opróżniającego jej piwne butelki złodziejaszka. I to wszystko.
Także zachował anonimowość a ona jego psie, bezcenne oddanie.
-Co kupiłaś? - spytał swobodnie nadal nie zmieniając pozycji i wcale nie zamierzając jej łapać ani czym bardziej zabijać – chyba zwierzęce przywiązanie okazałoby się zbyt silne przy ostatecznym rozrachunku - Czy to moja ulubiona czekolada?
Czy zaczął się już gubić? Skąd, to takie naturalne.
Czyli jednak darzył ją sympatią?
Nieprawda.
Więc co było prawdą? Mdlejąca na jego oczach, słodka dziewczyna, którą najchętniej wtuliłby w swe ramiona równie bezradnie co łeb w jej ciepłą, puszystą kołdrę? To było tak nieprawdziwie beztroskie, tak dziwacznie dziecinne, że nawet nie śmiałby przyznać się do tak silnie kontrastujących z jego zlęknionym charakterem emocji, cichych pragnień czy nawet myśli.
-Jak się czujesz? - dodał zanim zdążyła odpowiedzieć.
Czy to troska, czy nie?, a może się uśmiechał?
Tajemniczo? Z rozbawieniem? A może to jakiś pokraczny wyraz okazujący tak obce mu przecież zmartwienie? Potrzebował w ogóle tej rozmowy? Potrzebował czegokolwiek, co znajdowało się w tym domu? – może domu samego w sobie, dawno przecież go nie posiadał. Dawno nie mieszkał gdziekolwiek dłużej niż tu.
Nie licząc Tower, ale tam nie chciał wracać i dusił się po prostu na samą myśl o cieniu, który nigdy nie schodził ze ścian i zimnie, które zawsze z nich wyzierało.
To takie normalne. Przychodzisz, pytasz się co kupiła i czy to Twoja ulubiona czekolada (taką masz nadzieję) a potem troszczysz się o jej kruche dziewczęce zdrowie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]03.12.15 16:04
- No mam czekoladę, ale skąd o tym wiesz - mrużę oczy i kładę dłoń na plecaku w którego największej kieszeni leży najlepsza czekolada jaką sprzedają w londyńskim oddziale Miodowego Królewstwa. Podejrzliwie spoglądam na plecak, ale nic nie wystaje, no i dziwi mnie, że w takim razie on wie. Dopiero po chwili grożę mu palcem niemo, że takie niuchanie mi się nie podoba. - Ja was znam, widziałam to na ulicy, jak pan umiał czytać w myślach i udawał mentaliste - niby w czarodziejskim świecie w którym niby istnieję, takie rzeczy były możliwe, ale nie sądziłam, żeby zastany złodziejaszej był a) mentalistą, b) należał do czarodziejskiego świata. - Hm.. - patrzę wyczekująco na buty wciąż leżące na stoliku. Niech się mnie słucha, skoro już tutaj przyszedł. A właśnie, bo miałam udawać mdlejącą, tyle że zapomniałam. Dobrze, że mi pytaniem przypomniał. Wzdycham ciężko i stwierdzam. - Tak naprawdę to czuje się wcale dobrze. I najpewniej powinnam się ciebie bać, ale wybacz, się nie boję. Wyglądasz na głodnego, bo zamiast sobie coś zjeść to piwa piłeś. - oskarżam go i jakby jeszcze nie zdjął butów to podchodzę energicznie i sama mu zdejmuje buty ze stolika, machając mu nad nimi ręką, żeby się przesunął - Jesteś pewnie jednym z ludzi z Camden, tak? Nie możecie tutaj ciągle przychodzić, Billy w końcu się zdenerwuje i nas wszystkich wywali - tak sobie smuteczkuje i mam ogromną potrzebę przytulenia teraz mojego pieska. Rozgłądam się i nagle oczy robią mi się wielkie jak spodki i nie czuje sie już dobrze. - Gdzie mój pies obronny - odkładam szybko plecak z czekoladą na kanapę, więc pewnie zakosi mi wszystko i biegnę do pokoju i jeszcze wyglądam prewencyjnie na korytarz, a potem jest mi tak smutno, że oczy mi się szklą. Jest przecież taka potrzeba, żeby mieć jedno coś o co się dba. A ja dbam o mojego pieska, którego lubię głaskać i czesać i lubię jak śpi u mnie, bo mi wtedy ciepło, lubię jak się cieszy że wróciłam i jak szczeka na złego sąsiada, którego nie lubimy bo ma klekoczącą sztuczną szczękę i podglada innych przez lornetki. - coś z nim zrobił? Jego nie można samego puszczać, bo ucieknie i się zgubi - jęczę smutna i siadam na brzegu kanapy, bo nie wiem co zrobić. Jak mój pies obronny się zgubił, to Billy powie, że się nawet psem nie umiem zaopiekować.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]03.12.15 22:47
Wpatrywał się w nią przez cały ten czas z bardzo miłym, bo zamglonym spojrzeniem czarnych niemal oczu. Przez ich nieświadomość przebijać miało zainteresowanie i ciekawość, aczkolwiek ta przygłuszona została przez procenty buszujące w jego organizmie.
Skąd wiedział? Ponieważ był bardzo dobrym obserwatorem, doskonałym wręcz. Albo znudzonym nieciekawym psim życiem – bo poza spacerami jedynymi przyjemnościami było czesanie, wciskanie się na łóżko lub ewentualne, niegroźne psocenie. Psocenie! - cóż za rozkoszne określenie, rozpływał się pod jego dźwiękiem.
Póki co nadal pił piwo obserwując dziewczę miotające się po mieszkaniu z błogością siejącą chaos – cóż za zabawny paradoks – w jego zazwyczaj zabałaganionym łbie. Nie przeszło mu przez myśl, że powinien interweniować w jakiś niebywale pomysłowy sposób, że może mógłby też się przyznać – to już mniej sprytne – czy uciec jak na prawdziwego, rasowego (chociaż był tylko ubłoconym kundlem) przestępcę przystało. Przez ten czas jednak milczał opróżniając kolejną butelkę z butami znów założonymi na stoliku. Dopiero, gdy usiadła przy nim z oczami jak talerze wypolerowane świecące, zdobył się na uśmiech tak niepasujący do tej wesolutkiej drwiny, która wydobyła się z jego gardła, zanim zdołał się powstrzymać:
-O nie, i co teraz? – parsknął śmiechem.
I co teraz?
No właśnie, Vasyl, co teraz? Chcesz doprowadzić ją do płaczu? Chcesz patrzeć, jak wyciska łzy w twoją wychudzoną pierś z powodu – jakie to zabawne! - straty ci e b i e? Ale z ciebie za beznadziejny pies obronny.
-To znaczy... - znów śmiech – on uciekł, naprawdę – lekki głos stał się nagle ciężki niczym ołów, ciężki także do zniesienia, bo prawdziwie poważny, choć ten obłąkany uśmiech nie znikał z jego twarzy, lecz rumieńców mu nie dodawał – to ten alkohol, to wszystko jego wina – poważnie, nic mu nie zrobiłem – dodał, jak gdyby dobrze prawił – i pewnie wybiegł o, tamtędy, przez drzwi – cóż za błyskotliwa uwaga – tak sądzę – skwitował, jak gdyby wewnątrz nie pokładał się z zapijaczonego śmiechu, naprawdę, bo nawet ten uśmieszek spełzł z jego lica.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]03.12.15 23:16
Kiedy tak ten pan z Camden mówił mi, że mój ukochany piesek uciekł, to najpierw trochę się przestraszyłam, bo miał taką rozbawioną twarz, jakby coś złego zrobił mojemu zwierzaczkowi, a później zrobiło mi się strasznie smutno, bo pan był niemiły i sugerował, że pies mi uciekł. Oczy które szkliły się ze smutku wypuściły dwie łzy i trzecia się już szykowała. Pociągam nosem, jak można być tak okrutnym?- A pan zamiast pilnować, żeby nie uciekł to piwa się przyszedł napić? Rety, wy ludzie z Camden nie macie mózgu- zasmuciło mnie to, że pijany pan z Camden mi buciorami brudzi mieszkanie, a do tego mówi mi bardzo złe wieści. Nie zamierzałam być gościnna dla kogoś, kto mi własnego psa obronnego spuścił ze smyczy. Poczułam jak oburzenie we mnie się gotuje. Łzy, które spływały po policzkach, wyschły i kolejnych już miało nie być. Aż wstałam z tych nerwów i sięgam po butelkę, którą wyjmuję z pijanych rak gościa. - ONIENIENIENIE -  tak go zamierzałam fizycznie zmusić do przestania brzudzenia mi mieszkania, że aż piwo mu chciałam z ręki wyjąć. - Tak się nie będziemy bawić. Jak pan mi zgubił psa, to teraz pójdziemy go szukać. On sobie nie poradzi na zewnątrz, bo jak go znalazłam to ledwo sobie radził i był wychudzony i bardzo smutny. I ja mu obiecałam, że już nigdy nie będzie tak cierpiał. Więc teraz proszę ze mną iść i póki nie znajdziemy psa, nie będzie piwerka - a jednak szantażuje! Ciągam go za rękawy, żeby wstał. No jak nie podniesie swoich czterech liter z kanapy, to zaraz go potraktuje jakimś wirgardium lewioosa.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]23.12.15 17:34
-Chyba żartujesz – wypalił nagle gdzieś w trakcie jej płomiennego przemówienia, od którego poczęła go boleć głowa. Być może zastanowiłby się nad następstwami swoich pochopnych decyzji, być może kiedyś. Rozsądek był mu jednak obcy, planowanie czymś niedorzecznym – kto żyje według planu, traci rozkoszne chwile spontaniczności, traci takie chwile jak ta: upojne alkoholowe poszukiwania własnego psiego alter ego. Czy tak chciał spędzić to popołudnie? Czy tak chciałby spędzić jakiekolwiek popołudnie?
Zaśmiał się jednak nad niedorzecznością tej sytuacji, nad jej paniką, która tak rozkosznie łaskotała mulciberowe ego. Lub jego szczątki.
-No błagaaamm – westchnął przeciągle, z tym znajomym jego ciału i duszy wiecznym zmęczeniem odbijającym się w jego chrapliwym głosie. Wstał niechętnie spoglądając na to kruche dziewczę z góry – cóż za ciekawe doświadczenie! - i nadal nieświadomie się uśmiechając.
Powinien był zainterweniować. Uciec i wrócić. Zostać szczęśliwie odnalezionym, pachnącym i wyczesanym. Coś w tym guście. Odnaleźć swoją dzisiejszą definicję szczęścia oprócz tej zawartej w czystych procentach. Ale to się nie stanie.
-Polly, posłuchaj mnie – oświadczył że niby poważnym tonem, że niby trzeźwo i pewnie – starał się przynajmniej, naprawdę mocno się starał zachować pion, gdy ujmował jej twarzyczkę w dłonie i spoglądał prosto w roziskrzone od łez oczęta – Twój pupil sobie poradzi, naprawdę, wszystko będzie dobrze – tak jej mówił ładnie i słodko, jak gdyby obiecywał porywającą noc pod patronatem wróżkowego pyłu – wiem to – dodał z mocą upitego, mamroczącego chłopca, z taką mocą, z jaką pijak wtacza się do monopolowego tuż przed zamknięciem.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]23.12.15 18:20
- A ja wyglądam tak? - aż się biorę pod boczek, jeden, pretensjonalnie, bo on jest na maksa denerwujący. Co on myśli, że ja kłamię i tak na prawdę wcale się brakiem mojego pieska nie przejęłam. No to niech wie, że się przejęłam mocno. Na szczęście oddał mi piwko, wiec sama je odstawiłam bezpiecznie na stolik, mam już dość przewróconych butelek i desek podłogowych, które nawilżone piwskiem, troche śmierdzą latem.
- Nie ma błagam, trzeba było uważać na moją psinkę - w amoku, bo w amoku, nie wzięłam pod uwagę, że rozwalony na kanapie mężczyzna może w rzeczywistości także być większy niż ja. No i kiedy rzeczywiście wstał i tym swoim górowaniem postanowił zrobić przewagę, ja się oburzyłam. Bo jak to tak! Dupa w świecie, kozak w necie. Jak wysoki, to myśli, że wszystko mu można. - Ja mu kupiłam jego ulubioną kiełbaskę i zaraz chce, żeby ją zjadł. Jak chodzi z pustym brzuszkiem, to zaraz ma takie smutne oczka - argumentuję wszystkimi logicznymi sposobami, które mają poruszyć duszę i ciało zalegającego, teraz już stojącego i hola, hola, co on sobie myśli! No i musze przyznać, że spoko ma te sposoby pocieszania, bo prawie mu uwierzyłam. Nie zmienia to faktu jednak, że mam oczy wciąż szklące się smutkami. - Skąd wiesz to - z drgających przez prawie płacz ustek wydobywają się słowa, mam nadzieję, że mi powie! Też chciałabym mieć tę pewność bo chociaż jego oczy wyglądają jakoś tak znajomo i wiem, że mogę mu z a u f a ć, to wzrok podpowiadami jeszcze, że ten pan jest chyba nie po jednym piwerku, ale po dziesięciu.


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]23.12.15 21:20
Nie odpowiedział na zbyt wiele, z reguły milczący, pomijający aspekty, które go nie interesują, zawieszony pomiędzy jej nieskładnym, chaotycznym dialogiem a problemem zaistniałej sytuacji. Tkwił w cudzym salonie znajdując się pod kosmicznym ostrzałem żalów i trosk młodego dziewczęcia miotającego się niemal po salonie jak rozwścieczona, blond wiewiórka. Zastanawiał się tylko wpatrując się w nią z bezrozumnym wręcz spokojem, kiedy przestał jej słuchać i jak długo to już trwa. Minuty? Godziny? Dni? Tygodnie?
Jak długi tkwił w tym bajecznym salonie?
Niewiele go interesowało, a zwłaszcza nie to, co miało nastąpić potem. Naturalnie liczyło się tylko teraz i dzisiaj, tylko on i ona zawieszeni w tych milisekundach rozpaczy i całkowitego, alkoholowego zobojętnienia, choć otchłań jego oczu przemawiała: zaufaj mi, wszystko będzie dobrze. Kłamały, umyślnie wymawiał słowa, które paliły gardło. Kłamstewka niczym miód na strapione dusze, bo tego lubiły słuchać. Zapewnień i uspokojeń.
Nie martw się, naprawdę się nie martw.
-Jak to – znów niby pytanie, niby stwierdzenie, dwa głucho wymówione słowa – może... może, dajmy na to... – już nie mruczał jej prosto w twarz jakimiś bełkotami – ...jestem Twoim psem?, nie zastanawiałaś się nigdy nad tym, że on czasem znika i potem się magicznie pojawia, nigdy? - naprawdę, nigdy? To teatralne, żywe niedowierzanie, ta gestykulacja i jego szerszy już, szyderczy jak zwykle uśmiech, który przerodził się w chichot. Machnął ręką – Znowu żartuję, dawaj tę kiełbasę, piłem na pusty żołądek.
Dopiero wtedy pomyślał, że nigdy nie dał jej sposobności do trosk. Zawsze wracał o odpowiedniej porze, zawsze na czas, o psi krok przed nią.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]27.12.15 0:32
Co on znów mówił? Spoglądam wielkimi oczami za twarzą, która wymawia dziwne zdania. - Ależ pan sobie ze mnie kpi - nie wytrzymuję i tupię nogą, a kiedy zaczyna zadawać mi pytania, znów mi łezki poleciały, ale tym razem jestem gotowa i ze złością odpowiadam: - Nie zastanawiałam się, bo nigdy wcześniej nie miałam psa - to był wyrzut do pana menela, który zaczyna bić we wszystkie moje Polkowe emocje. To, że nie pozwalają mi nikogo kochać, bo psy to kłopot , że nie mogę mieć zwierzątka, bo n i e. I nie wolno mi miziać obcych kotów za długo, bo pewnie mają choroby, a psów to jeszcze bardziej, bo pchły. Nie jestem zdolna do bycia specjalnie niebezpieczną, a jednak tak mnie zirytował ten pan menel, że kiedy prosi o kiełbasę, którą kupiłam dla pieseczka mojego kochanego.
- Żadnej kiełbasy panu nie dam, pan jest okropny i proszę wyjść! - tym razem dosięgam różdżki z płaszczyka i wskazuję na niego nią, niech się mnie boi. Kurcze, panowie żule nie wiedzą zwykle co to znaczy jak im patykiem grożę, ale może ten żul potraktuje mnie poważnie?
Ułamek sekundy pomiędzy impulsem myślowym, a reakcją moich ust, poświęcam na przemyślenie. A co jeżeli na prawdę on jest moim psem? Przecież uczyłam się o a n i m a g a c h. Kiedy patrzę na tego zmarnowanego przez los chłopaka, trochę wątpię, by mógł zmieniać się w piękną puchatą kuleczkę, którą uwielbiam przytulać do snu. A mimo wszystko... marszczę czoło i... i wtedy impuls doszedł do ust.
- Albo pan się wynosi albo Albalis - i nawet nie czekałam, aż pijaczyna wyjdzie, tylko macham różdżką a kolejne kulki kolorowe obijają się o niego (no chyba, że mi nie wyjdzie zaklęcie, wtedy przypał na maksa) w rytm wypowiadanych słów - Jak jesteś moim pieskiem, to albo sie przemień, albo zaraz mi powiesz - tu przestaję z kulkami, bo tych kilka co już posłałam mnie ustatysfakcjonowało, bo może trochę ocuciły pijanego Wazyla. - Udowodnij mi i powiedz coś co wie tylko mój pies
Bo raczej szczerze wątpiłam, żeby a) był magiczny ten pan, b) był animagiem, c) był moim animagiem. Bo jeżeli to by była prawda, to by znaczyło, że od pół roku śpie nie z puchatą kulką tylko z jakimś kryminalistom!


    I get down to Beat poetry  ◇ They say I'm too young to love you I don't know what I need They think I don't understand The freedom land of the seventies I think I'm too cool to know ya You say I'm like the ice I freeze I'm churning out novels like Beat poetry on Amphetamines ©️endlesslove
Polly Havisham
Polly Havisham
Zawód : piecze ciastka w Słodkiej Próżności
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've been smoking dream dust
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1033-polly-havisham#5949 https://www.morsmordre.net/t6967-pan-darcy-ii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f130-robert-adam-st-28-6 https://www.morsmordre.net/t1128-pola-havisham#7455
Re: salon [odnośnik]27.12.15 0:32
The member 'Polly Havisham' has done the following action : rzut kością

'k100' : 60
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
salon - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: salon [odnośnik]01.02.16 18:35
Poczekaj, to ja wyjdę. Wrócę. I wszystko wróci do normy.
Rozczulające przedstawienie, naprawdę, każda łezka, grymas i cień – kwintesencja finału wyciskająca z jego serca resztki empatii, którą trzymał na wodzy. Zastanawiał się, czy to miało jakikolwiek sens, czy miałoby, gdyby doprowadził tę zabawę do końca, a potem (być może, o ile nie ległby na kanapie w połowie) wyczyścił jej nieudolnie pamięć, wszak to zaklęcie nie było mu dość znane a i nie zależało mu, przynajmniej nie w tej chwili wesolutkiej nieświadomości, aby zachować swą tożsamość w tajemnicy, zamknąć w szczelnej szkatule ukrytej przed światem. Teraz jednak ufał jej swoim alkoholowym, psim rozumkiem, nie dostrzegał zagrożenia, nie widział powodu, dla którego miałby dalej się przed nią ukrywać. Zapewne w trzeźwości wyśmiałby tę pannę natychmiast i odszedł prędko, a potem wrócił – jako ktoś inny. Po pijaczynie nawiedzającym jej dom pozostałby tylko cień wspomnienia i zagadka, której nie potrafiłaby rozwiązać.
-Nigdy w życiu, nigdzie się nie ruszam – zaprzeczył niezbyt stanowczo, kręcąc głową z uśmiechem, także efekt grozy znów można było zaliczyć do nieudanych, zwłaszcza że chwilę potem odskoczył jak poparzony prawie że potykając się o stół (czy może o własne nogi?) i niemal wywracając, w ostatniej chwili odzyskał jednak równowagę, cofnął nieznacznie osłaniając rękoma przed zmasowanym atakiemCo ty... - odpierdalasz – wyprawiasz?! -krzyknął niby to zirytowany, choć jego twarz wykrzywił żałosny grymas niedowierzania – DOBRA, słuchaj teraz: ostatnio miałaś urodziny, niejaki Garry Weasley – a może to był Barry? - naszprycował cię jakimiś narkotykami, a ja dzień w dzień czuwałem – tutaj parsknął śmiechem – CZUWAŁEM przy twoim łóżku caałą noc – to nie brzmiało zbyt dobrze, przynajmniej nie w ustach pijanego mężczyzny – zresztą wiem jaką jadasz czekoladę, gdzie praktykujesz, wiem wszystko, w s z y ś ci u t k o – wtem jednak uświadomił sobie, choć zapewne i tak mu nie uwierzyła, jakiż to błąd popełnił, więc zbliżył się do niej znów chwyciwszy ją za ramiona – nie, tylko nie mów nikomu, to musi być tajemnica, rozumiesz? Nie możesz nikomu powiedzieć, n i k o m u, że tutaj mieszkam. Obiecaj, że nikomu nie powiesz, obiecaj.
Gość
Anonymous
Gość
Re: salon [odnośnik]29.07.16 15:29
To koniec. Absolutny, bezsprzeczny koniec. Koniec mojego życia. Wstałam dziś jak zwykle w weekend - absurdalnie późno. Nie spodziewając się niczego niedobrego, zaczęłam ten dzień jak każdy inny. Wzięłam prysznic, zjadłam porządne śniadanie… a kiedy mijałam salon zobaczyłam to. To coś strasznego, boli mnie, jak o tym teraz myślę. Moja ukochana, wieloletnia roślinka w żółtej doniczce nakrapianej różowymi serduszkami, ona… ona nie żyła. Obumarła, obmierzła, obeschnięta, zwiędła. Nie wiem jak to się stało. Patrzyłam na nią dobre pół godziny próbując pozbierać fakty do kupy, daremnie. Nie widzę tutaj żadnej logicznej całości, żadnej przyczyny tak karygodnej sytuacji. W której nie potrafię się odnaleźć. Serce bije mi jak oszalałe, łapię się za głowę wpatrując w donicowe zwłoki.
I ryczę. Ryczę jak bóbr. Łzy kaskadami spływają po moich policzkach, chwieję się i siadam na beżowej kanapie. Dramat. Łapię się za głowę nie mogąc uwierzyć to co się stało. Tyle wspólnych chwil razem przeżyłyśmy! Zasadziłam ją jeszcze w rodzinnym domu, dbałam o nią każdego wieczora. Czasem nawet zabierałam ją podczas pełni na zewnątrz - tuż obok domostwa, naturalnie. Aż tak głupia nie byłam, żeby oddalać się od chaty w noc. Podlewałam ją skrupulatnie, z namaszczeniem. Spryskiwałam ją odpowiednimi eliksirami, obcinałam jej gałązki i oczyszczałam z zeschniętych liści. Nawoziłam nawozem lunaballi, kochałam całym sercem. Na jakiś czas zabrałam ją nawet do Hogwartu, aż wreszcie w obawie o jej życie z powodu krnąbrnych uczniów i plugawej czarnej magii zabrałam ją do mieszkanka w Hogsmeade, gdzie miałam wrażenie, że odżyła. A tu takie coś. Ni stąd ni zowąd wyzionęła ducha. Patrzę przez potok łez w jej kierunku, niestety nic nie widzę. Woda zamazuje mi obraz i trzeźwość myślenia. Oczy mi puchną, twarz czerwienieje, nie wiem co ze sobą zrobić.
W końcu zrywam się z sofy, biegnę do kuchni wyjmując największy kubeł lodów. Biorę je ze sobą, wrzucam w torebkę i wychodzę zamykając za sobą drzwi. Chwilę później jestem już w Błędnym Rycerzu, nadal płacząc. Szczęśliwie kierowca nie zadaje żadnych pytań, nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć.
Jakiś impuls przyciągnął mnie właśnie tutaj. Stoję przed twoimi drzwiami, tak myślę, łzy nadal zapełniają mi oczy. Oddycham ciężko, łapczywie próbując złapać w płuca powietrze. Wreszcie pukam, głośno, natarczywie. Jestem bliska zapowietrzenia.
A kiedy otwierasz przede mną drzwi, wyciągam z torebki kubeł lodów - tak na przeprosiny. Że musisz mnie oglądać w takim stanie. Podejrzewam, że widziałeś mnie w wielu odsłonach podczas naszego wspólnego życia. I wiesz, że smucę się z byle czego.
- Ona… nie żyje. - Chlipię stojąc przed tobą. Nie mówię nic więcej, brzmi, jakby ktoś zamordował mi siostrę, trochę się tak czuję. To było moje dziecko, rosnące wraz ze mną. A teraz po prostu nie żyje, tak nagle, nie byłam na to gotowa. Nigdy nie byłabym.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: salon [odnośnik]01.08.16 16:13
Zupełnie się nie spodziewam.
Dzień jak co dzień (dzień po dniu, wciąż się dzieje życia cud), siedzę w swoim pokoju nad rozrzuconymi po podłodze książkami i notatkami, z zaaferowaniem czytam, notuję, porównuję, kreślę, bazgrzę, rozmyślam, medytuję, drapię się ołówkiem po głowie. Nie wiem, która godzina, nie wiem, jaki to dzień tygodnia, miesiąc chyba kojarzę, chyba nie jest późno, bo nie ma w domu Polly, nie jest też wcześnie, bo nie ma w domu Polly, reasumując - Polly w domu nie ma, nie odczuwam zatem potrzeby orientowania się w świecie poza moim pokojem.
No i zupełnie się nie spodziewam, że jest weekend, ty nie masz szkoły i możesz tak sobie zwyczajnie mnie odwiedzić, jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy wcale się nie rozstali w taki sposób i spotkali w sposób jeszcze dziwniejszy. Ale wiesz, to mi wcale nie przeszkadza, bo już zapomniałem, co się działo i teraz zupełnie nie mam ochoty do tego wracać. To minęło, a teraz znów do mnie przychodzisz i sprawy zdają się przybierać najzupełniej naturalny obrót. Po co to psuć?
Zobacz - ktoś puka do drzwi, głośno i nachalnie, wyrywając mnie z mojego mikrokosmosu naukowego. To może być ktokolwiek, i choć daleko mi do człowieka wpadającego z złość czy irytację z powodu jakiegokolwiek, to nie jestem zadowolony. Wzdycham, idę otworzyć (wciąż z notatnikiem w rękach). I teraz, teraz najważniejsze - kiedy widzę za drzwiami ciebie, tak po prostu ciebie, rejestruję zaraz twoje opuchnięte oczy i czerwony nos, zupełnie nie mam pretensji. Ani trochę. Właściwie to zapominam najzupełniej o swoich badaniach, a to przecież nie zdarza się często. Zaciskam tylko palce na okładce notatnika, przez moment patrzę na siebie z konsternacją. Ty płaczesz, a ja jestem Williamem Havishamem i nie za bardzo wiem, co z tym zrobić. Ostatecznie otwieram nieco nieporadnie ramiona i obejmuję, klepiąc po plecach z jak najlepszymi intencjami. Nie jest to może najwznioślejszy wyraz współczucia ani najlepszy sposób na pocieszenie, ale wiesz, że to i tak krok naprzód. Kubełek lodów wżyna mi się w brzuch, to nie jest przyjemne.
- Kto nie żyje? - pytam konkretnie, wciągając cię delikatnie do środka. Zamykam drzwi, patrzę na ciebie z zastanowieniem. Może te słowa nie są odpowiednie, może lepiej byłoby przemilczeć, ale ja nie jestem znawcą ludzkiej psychiki. Wiem, że jest ci smutno, wiem, że łzy są reakcją na przykrość, jaka ci się przydarzyła, wiem, że to był ktoś bliski, ale za cholerę nie wiem, jak powinienem się w tej sytuacji zachować. Działam na oślep; sadzam cię na kanapie, lody stawiam na stole, przynoszę szybko dwie łyżki, bo z tego co pamiętam, nie lubisz jeść sama. Nie komentuję tego, że płaczesz i jesteś czerwona (to nowość), za to siadam dość blisko i pozwalam ci się o mnie oprzeć (to nie nowość).
I nie mówię, że jestem zajęty. Bo zajęty jestem teraz tobą.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach