Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet lorda ambasadora
AutorWiadomość
Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]28.08.21 9:21

Gabinet lorda ambasadora

Miejsce politycznych pertraktacji i toczonych w cieniu dyskusji intryg, Rhysand Selwyn przyjmuje tu swoich współpracowników i gości politycznych, jak również przegląda korespondencję. Uwagę nowoprzybyłego przykuwa z pewnością bogata kolekcja woluminów historyczno - magicznych.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet lorda ambasadora Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]01.09.21 15:59
5 lutego 1958
Był naprawdę dobrym ojcem. Ofiarował swojej jedynej córce wiele, a był gotowy dać jeszcze więcej, byleby okazała się młodą damą o pojętnym umyśle i bystrych zmysłach, która nie polegała jedynie na urodzie przemijającej wraz z wiekiem. Rhysand mógł nie znać się na wychowaniu dzieci, od tego miał swoich ludzi, ale znał się za to doskonale na kobietach, poznał ich bowiem już więcej niż wiele, a ze sporą ilością zdążył nawiązać intensywną i często głębszą dla nich niż dla niego relację. Szczególnie w ich kręgach, trudno było na oryginalność wobec kanonu piękna i statusu, do jakiego dążyły młode damy poprzez intratne zamążpójście, nawet łagodna Monet pod tym względem nie była wyjątkiem, a wręcz przeciwnie. Stanowiła doskonały obraz pewnego rodzaju wypracowanej techniki powoływania nowych lady do życia, a następnie prowadzenia go tak, by czuły się jak główne bohaterki, ale jednocześnie nie zauważały zręcznych palców tego kto pociągał za sznurki. Słabsza płeć w końcu miała swoje ograniczenia i tak jak Selwyn nigdy nie miał być wzorem rodzicielskich cech, tak kobieta wysoko urodzona nie powinna przeliczać się względem swoich umiejętności. Ponieważ jednak program edukacji Hogwartu różnił się od tego, jaki pamiętał z Francji, wolał dmuchać na zimne i póki jeszcze jego córka wykazywała, chociażby szczątkowe zainteresowanie książkami pragnął wpoić do jej umysłu, podstawową wiedzę z większej ilości tematów. O ile w kwestiach związanych z historią magią oraz prawem poruszał się ze sobie znajomą fascynacją i żywym zainteresowaniem, o tyle przedmioty, w jakich miał wspomóc ich rodzinę wiedzą zaproszony Profesor, uważał po prostu za żmudne w dodatku mało plastyczne. Przeglądając karty starych tomów, bez trudu wyobrażał sobie poszczególne postaci historyczne, a lawina faktów oraz anegdotek nawiedzała jego umysł kaskadą zapamiętywanych latami faktów. Nie potrafił tego samego powiedzieć o numerologii stanowiącej dla niego istną niewiadomą prócz mglistych wspominek lekcji w Beaxubatons.
Dzisiejszy dzień prezentował się odrobinę luźniej niż standardowy grafik napiętych spotkań, toteż na swoje żądanie kazał do gabinetu przetransportować pianino i podwijając poły marynarki, zasiadł za klawiaturą, w oczekiwaniu na gościa. Cisza spowijająca gabinet przerywana była jedynie przez syczące skoki iskier w płonącym kominku, ozdobionym płaskorzeźbami wojowników wielkich bitew czarodziejów setki lat przed narodzinami lorda Rhysanda.
Zazwyczaj grywał w innej części pałacu, tej nieco bardziej oddalonej od gabinetów, w którym zapewne przesiadywał brat lub matka, zajęci sprawami biznesowymi. Mimo tego, kaprys samotności i nudy dopadającej mężczyznę skłonił go do ryzyka wywołania wyrazu niezadowolenia na twarzy Oriego, gdy smukłe palce szerokich dłoni sunęły po kolejnych klawiszach w przyzwaniu magicznych nut jednej z mniej skomplikowanych, ale skocznych sonat.
| rhysand gra tę sonatę mozarta
[bylobrzydkobedzieladnie]



angels would damn themselves for me
Rhysand Selwyn
Rhysand Selwyn
Zawód : ambasador MKCz, persona polityczna, mecenas sztuki
Wiek : 38
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
fine, make me your villain

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 igni ferroque
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10361-rhysand-m-selwyn https://www.morsmordre.net/t10437-koperty-przy-kieliszku-whiskey#315412 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t10441-skrytka-bankowa-nr-2290#315558 https://www.morsmordre.net/t10440-r-m-selwyn#315504
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]02.09.21 14:31
Rhysand & Jayden

5 lutego 1958

« Ludzie, którzy chcą zawsze pouczać, przeszkadzają częstokroć innym w nauczaniu się. »
Musiał przyznać, że list, który dostał, nie był czymś, czego mógł się spodziewać. A przynajmniej nie w ostatnim czasie, gdzie rok szkolny już dawno trwał i nikt nie szukał nauczycieli — ani do, ani poza jej murami. Skłamałby, jednak gdyby nie zauważył tendencji do nauczania domowego, jakie wzrosło wśród czarodziejów krwi czystej oraz tej szlachetnej. Czy związane to było z nagonką na dzieci pochodzące z niemagicznych rodzin i wciąż przebywające w Szkole Magii i Czarodziejstwa — jeszcze nie mógł być całkowicie pewny, lecz nie był to pierwszy i zapewne nie miał być ostatni list tego typu. Przebywając w Hogwarcie na Wieży Astronomicznej, docierały do niego przeróżne wiadomości, często związane z jego występem w Genewie, ale propozycja zawarta w słowach lorda Selwyna była jej nadzwyczaj daleka. Oczywiście, że znał nazwisko jednego z rodów arystokratów, jednak tytulatura, jaką został obdarzony, podobnie jak dobrane słowa, zakończone francuskim akcentem, sprawiły, że Jayden nie był wpierw przekonany co do prawdziwości słów. To nie był wielki problem — by podrobić czyjeś słowa. Profesor spojrzał jednak na sowę zajadającą smakołyki przygotowane na wypadek podobnych gości, która obleczona w piękne pióra nie mogła należeć do tanich. Podobnie zresztą jak papier i koperta, które dostarczyła. Z drugiej też strony — kto inny jak nie szlachcic mógł posługiwać się takimi zwrotami? Vane dał sobie chwilę czasu na zastanowienie i podczas prowadzenia zajęć dla drugiej klasy, rozważał wszystkie scenariusze. Bo to, że chciał odmówić, było oczywiste. Chciał to w końcu zrobić z wielu powodów. Poczynając od polityki, która kierowała tą rodziną i była niezgodna z jego własną, przechodząc przez bolesny konserwatyzm, aż do jego prywatnego, silnie ograniczonego czasu. Dlatego poważnie rozmyślał nad wycofaniem się ze spotkania i oznajmieniem mężczyźnie, że nie posiadał możliwości, by prowadzić prywatne nauczanie. Co nie było wcale kłamstwem, patrząc na coraz silniej potrzebujących jego atencji chłopców, jednak z drugiej strony... Był przecież nauczycielem. Wiedział, że dzieci nie nosiły na sobie win rodziców i zatrzymując się jedynie na rodzinach, które wyznawały jego poglądy oraz wartości, zamykał się na możliwość dotarcia do nich. I jeśli naprawdę chodziło jedynie o kilka zajęć wyrównawczych, mógł aż tak nie odczuć narzuconego na siebie kolejnego zajęcia. Szczególnie że i sama liczba uczniów w Hogwarcie drastycznie uległa zmianie. Zgodził się więc na spotkanie. Zawsze mógł nie przypaść do gustu mężczyźnie i wszystko mogło skończyć się bardzo szybko.
Wybranego dnia o wyznaczonej porze narzucił więc na ramiona filcowy płaszcz, poprawiając jego poły i dostrzegając czerń przebijającą się przez jego strój. Garnitur, koszula, kamizelka. Zionęły ponurą żałobą, lecz taka była taka tradycja. Taka zresztą była jego własna wola. Nawet obrączka — tkwiąca aktualnie na lewej dłoni — stopiona była z czarnego złota. Jedynie rodowy sygnet z głową wilka przebijał się srebrem. Tak też pojawił się pod pałacem, nie mogąc przestać nadziwić się przepychowi i ilości pieniędzy, jakie posiadała szlachta. Każdy dom, każda posiadłość była ogromna i dosłownie galeony mogły kapać ze ścian. Upper Cottage też nie należał do przesadnie małych budynków, lecz zawsze panowała w nim pewna surowość. Nawet, teraz gdy panował remont, profesor stawiał na minimalizm. Nigdy przesadę. Nigdy rzeczy zbędne... Zgodnie z zapowiedzią służba prowadziła go przez kolejne korytarze, stopnie, których złożoności profesor nie mógłby spamiętać. Nie wiedział, w którym momencie usłyszał muzykę, która z każdym krokiem przybierała na sile. W końcu jedne z drzwi otworzyły się przed nim, a wraz z tym działaniem uderzenia pianisty w klawisze stały się jeszcze donośniejsze. Jayden słyszał, że nie były one tak piękne jak te wydobywające się spod palców jego matki, jednak sam dopiero uczył się gry. Umiał docenić piękno, ale nie oceniał również tych, którzy starali się dosięgnąć perfekcji. Sonata była jednak utworem zdecydowanie wymagającym wielu dziesiątej godzin treningu. Ciężka praca była godna podziwu i zastanawiał się, czy Selwyn należał do tych, którzy za wszelką cenę dążyli do ideału. Z łatwością odnalazł spojrzeniem sylwetkę swojego gospodarza wciąż zwróconego do niego plecami. Nie na długo.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]17.09.21 13:04
Muzyka wypływająca spod jego palców wydawała się wręcz miodem dla uszu spragnionych czegoś innego od szmeru rozmów politycznych. Pogoda nie dopisywała, przez co zwyczajowe treningi musiał odłożyć na później, a przede wszystkim skupić się na gościu spotkania, którego naukowcy towarzystwa wyczekiwał z dozą zaciekawienia. Miał z tego typem ludzi styczność na co dzień, szczególnie już często gdy przychodziło do spraw historycznych. Mądre, odrobinę już przyschnięte głowy, oprószone srebrną starością i ewidentnym brakiem wyczucia co do poniektórych spraw współczesnych. Woleli swoją ostrożność od działania, strach poparty wymówkami “za naszych czasów było”. Cóż, za czasów Rhysanda, to były te same czasy. I chociaż nie mógł odmówić im wiedzy, a także zapotrzebowania na badaczy, najchętniej gdyby mógł, dopilnowałby wszystkiego samodzielnie.
Wywód przeplatany zmianą klawiszy fortepianu na klawiaturze przerwało pojawienie się obcego człowieka. Ubrany depresyjnie, na pierwszy rzut oka modą inspirujący się od ciemnych tkanin Oriego jegomość nie wypowiedział z siebie ani jednego słowa, dopóki Rhysand nie przełożył jednej nogi przez krzesełko instrumentu, aby lepiej się gościowi przyjrzeć. Nie znał go z pewnością, ale biorąc pod uwagę ostatnie zapędy innowacyjności jego matki, nie wykluczał, że ma do czynienia z nowym nabytkiem służby zamku, lub… Asystentem oczekiwanego astronoma! Istotnie, stojący zegar wyrzucał wskazówkami umówioną godzinę spotkania, ale Selwyn, przewidując potencjalny artretyzm swojego gościa, w gruncie rzeczy spodziewał się wysłanego wcześniej pomocnika.
Dzień dobry! Widzę, że miał pan okazję doświadczyć mojego skromnego pokazu umiejętności. — Od dziecka wpajany mu sukces, nigdy nie przekłuł się w przypuszczenie, że istotnie Rhysand mógł nie posiadać aż tak wielkiego talentu jak mu się wydawało. Nie przeszkadzało to jednak mężczyźnie w bezgranicznej miłości do muzyki i sztuki, szczeremu zachwytowi nad cudem umysłu ludzkiego, jakimi były nuty formułowane w przekaz zrozumiały tylko dla najlepszych. Zatem chociaż dany koncert, dla wprawionego ucha okazywał się raczej przeciętny, dla lorda był okazją do cieszenia się muzyką z kolejną nową duszą, która kunszt, a już na pewno zapał autora mogła docenić w pełni.
Zapraszam do zajęcia miejsca, rozłożenia przyborów, myślę, że na pracodawcę jeszcze trochę poczekamy. — Mrugnął porozumiewawczo do czarodzieja, ponownie zwracając się w stronę klawiatury. Zaraz jednak znudzony swoją pojedynczą widownią, postanowił zaangażować ją w dalszą konwersację.
Właściwie, lepiej zabić czas rozmową, czyż nie? Zapewne wie pan, iż w konsultacji chodzi o moją córkę, najsłodszą istotkę naprawdę, problem jedynie, iż mało chętną do nauki. Co poniektóre dziedziny wchodzą jej do głowy niezwykle prosto, chociażby historia magii, do której zachęcam ją praktycznie od urodzenia, ale numerologia, czy astronomia… — Pokręcił głową z rezygnacją, a następnie ruchem dłoni z dumą wskazał swoją godną podziwu biblioteczkę. Asystent wydawał się trochę naburmuszony jak na pracownika, ale z pewnością musiał docenić wysiłek, jaki Selwyn włożył w organizację swojej kolekcji woluminów. Nadzorowanie organizacji przynajmniej, bo sam nigdy w życiu nie posprzątał niczego prócz własnych zeszytów z nutami, do których miał ogromny sentyment.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet lorda ambasadora 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]23.09.21 18:26
« Ludzie, którzy chcą zawsze pouczać, przeszkadzają częstokroć innym w nauczaniu się. »
Jeśli ktoś ze świata jedynie mijającego się z arystokracją twierdził, że nawykł do ich rzeczywistości lub całkowicie pojął ich bytność, kłamał. Jayden przebywał wiele razy na przeróżnych dworach, wśród przeróżnych szlachciców, lecz nigdy nie był w stanie nadziwić się niektórym zachowaniom. Część członków nienaruszalnej dwudziestki siódemki była normalnymi obywatelami, niewyróżniającymi się niczym szczególnym, a czasem nawet byli gorzej ubrani od profesora, co pozwalało sądzić, iż nie martwili się własną prezencją. Była jednak też spora część indywiduów urwanych jakby z innej planety. Dosłownie byli oderwani od rzeczywistości i gdyby mieli wyjść do sklepu, Vane był przekonany, że wzięliby wszystko za darmo, sądząc, iż tak to właśnie działało. Nie kpił sobie z nich, myśląc w ten sposób. Nie wytykał wad. Obserwował, zauważał odmienność i brak przystosowania wspomnianych czarodziejów do jego świata. Jednak i on nie byłby w stanie odnaleźć się w tym ferworze politycznych machloi i nakazów. Zakazów. Ograniczających rozwinięcie skrzydeł hamulców. Wszystko dla dobra rodziny. Czy gdyby urodził się z krwią szlachetną, byłby w stanie rozwijać swoją pasję? Czy byłby w stanie pogodzić wychowanie z tym, co aktualnie posiadał? Widział w końcu, że o wiele łatwiej w całej społeczności mieli mężczyźni i nie zmieniało się to również wśród arystokracji, jednak obserwując rozwój swoich podopiecznych, nie był całkowicie pewien, czy kariera naukowa zostałaby im przypisana. Niektórzy może i mogliby zostać nową nadzieją sceny poszerzania świadomości, lecz nie mieli ku temu szansy, odcinani drastycznie od swych marzeń przez ród. Nie. Nie potrafił tego zrozumieć, ale musiał akceptować. Chociaż musiał przyznać, że swój spokój i pokorę tracił z każdym kolejnym posunięciem się szlachty. Tracił wyrozumiałość nie tylko do nich, lecz do całego społeczeństwa czarodziejów — zachowujących się niczym dzikie zwierzęta wypuszczone na wolność.
Jaki był Rhysand Selwyn i czego mógł się po nim spodziewać? Biorąc pod uwagę jego otwarcie, przypominał wiele rozpuszczonych dzieci, które Vane miał w sposobności uczyć. - Dzień dobry - odpowiedział, nie podchodząc do mężczyzny, widząc, że ten nie wstał. Zamiast tego Jayden skierował się ku wskazanemu miejscu, lecz zanim jeszcze to zrobił, spojrzał na drugiego czarodzieja z nieco zmarszczonymi brwiami. - Lord nie jest moim pracodawcą? - spytał zdezorientowany, nie potrafiąc zrozumieć padających słów. - Mam do czynienia z lordem Rhysandem Selwynem? Miałem mieć z nim dziś spotkanie - Czy zaprowadzono mnie do kogoś innego? O co tu chodziło? Kim był pracodawca? Chyba nie zamierzali czekać na Morganę Selwyn w celu weryfikacji potencjalnego nauczyciela? Słuchając jednak mężczyzny dalej, Jayden chyba zaczynał rozumieć. A przynajmniej tak mu się wydawało... - Czeka lord jeszcze na innego nauczyciela? - W końcu Selwyni mogli wysłać z kilka listów do przeróżnych mentorów z prośbą o widzenia.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]26.10.21 20:25
Niemalże cały dzień była przerzucana z rąk do rąk. Rozpoczęło się od krawca, który mozolnie i z wielokrotnymi powtórzeniami zdejmował z niej miarę, by przygotować jej nową, okazyjną suknię. Utrzymywanie bezruchu przez tyle czasu spowodowało nieprzyjemne uczucie mrowienia w zdrętwiałych rękach. Nie zdążyła się nawet dobrze obejrzeć, a już miała do czynienia z szewcem, próbującym dokładnie poznać jej dzisiejsze widzimisię co do rodzaju obuwia, koloru skórki z których zostaną zrobione, czy też wysokości pantofelków. Gdyby tego było mało, bez żadnej przerwy musiała spieszyć się na lekcję tańca… Życie pędziło tu tak szybko, a mimo to polegało głównie na prozaicznych czynnościach powtarzanych bez końca, zsyłających smutną monotonię na życie młodej kobiety. Chciała uciec, ukryć się przed tymi wszystkimi ludźmi. Pragnęła odetchnąć, zmęczona swoją złotą, przez niektórych idealizowaną, ale i tak ostatecznie - klatką.
Zerknęła na zegar, przemierzając jeden z korytarzy i aż przystanęła, zauważając godzinę. Była spóźniona! A to właśnie dziś miał pojawić się profesor na którego nauki upierał się jej ojciec. Odwróciła się na pięcie i ruszyła spiesznie w stronę gabinetu rodzica, pokonując plątaninę zakrętów. Wiele przeprowadziła rozmów, by ostatecznie ugłaskać swojego ojca i zapewnić sobie możliwość bycia przy dzisiejszej wizycie swojego potencjalnego nauczyciela, to też nie zamierzała tejże okazji zaprzepaścić – następna bowiem mogła nigdy się już nie wydarzyć.
Niemal przewróciła oczami, gdy okazało się, że wpierw musi zostać zapowiedziana – tak ponoć życzył sobie ojciec. Niemniej czekała, przestępując z nogi na nogę, wprost nie mogąc się doczekać kontaktu z drugim człowiekiem, nową twarzą, której jeszcze nie miała okazji poznać. Ludzie ją fascynowali, zawsze próbowała dopatrywać się w nich czegoś więcej, ukrytych znaczeń w słowach i gestach, rozszyfrowywać ich myśli, poznawać specyfikę psychiki. Zamiast tego ojciec kazał jej się przykładać do całkowicie według niej zbędnych dziedzin nauki i choć zupełnie jej się to nie podobało, to wiedziała, że tak naprawdę nie ma wiele do powiedzenia.
Przekroczyła wreszcie próg, omiatając pomieszczenie uważnym spojrzeniem, które padło na sylwetkę jej ojca, by już po chwili zwrócić się w kierunku drugiego mężczyzny, zapewne owego profesora. – Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie – przywitała się z przepraszającym, szczerym uśmiechem. Była szczerze zainteresowana, czy ojciec zdołał już odstraszyć nauczyciela, bowiem ten wyglądał tak, jakby został co najmniej zbity z tropu lub, co gorsza, już miał ochotę stąd uciec. – Czy to Profesor Vane? – rzuciła pytanie w przestrzeń, nie kierując go konkretnie do żadnego z mężczyzn. - Wiele o Panu słyszałam – tym razem zwróciła swoją uwagę w stronę dzisiejszego gościa. Nie chciała wyjawiać za wiele, ojciec nie byłby zadowolony, gdyby przyznała, że dużo tu się ostatnio rozprawiało o nauczycielu, zupełnie tak, jakby trzeba było się upewnić, że zaproponowanie mu posady nie jest błędem, zbędnym marnowaniem pieniędzy.
Nie wiedząc, co ze sobą począć, spoczęła na jednym z wolnych foteli, próbując za bardzo nie wchodzić mężczyznom w drogę, nie chciała wyjść na gadułę, woląc unikać złości rodzica i późniejszego gderania na jej zachowanie. Postanowiła więc choć raz zachować się jak należy i ograniczyć w słowach, obserwując całe zdarzenie i reagując jedynie w razie potrzeby. Była jednak zadowolona, po tych zaledwie kilku minutach wydawało jej się, że nie ma do czynienia z kolejnym sztywnym, zmanierowanym profesorem, któremu zależy jedynie na pieniądzach jej rodziny. Miała wrażenie, że człowiek, który gościł w pomieszczeniu naprawdę przejawiał umiejętność dzielenia się wiedzą tak, by przekazywać to w sposób interesujący i zachęcający do dalszej nauki. Niemniej jednak była pewna, że ojcu może się takie podejście nie spodobać, wolał surowych nauczycieli, tych, co zniechęcali do siebie już w pierwszych minutach. Postanowiła więc zrobić wszystko, by nie dopuścić do negatywnego zakończenia dzisiejszego spotkania, jeżeli miała spełnić zachciankę ojca, to sama chciała mieć wpływ na to, kto będzie ją kształcił.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet lorda ambasadora 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]21.11.21 12:58
« Ludzie, którzy chcą zawsze pouczać, przeszkadzają częstokroć innym w nauczaniu się. »
Jego pobyt na szlachetnych dworach nie był niczym nowym, a zarówno ci, którzy skupiali się na konserwatywnych poglądach, jak ci o wiele bardziej otwarci na postęp, byli nad wyraz do niego ustosunkowani na podłożu szacunku. Nie wymuszonego, lecz ewidentnie zapracowanego. Pomimo młodego wieku Vane osiągnął coś, co niewielu z jego rówieśników mogło wpisać w swój życiorys, lecz nigdy przesadnie się tym nie szczycił. Uważał, że podstawą wszelkiego sukcesu była nauka oraz dążenie do prawdy. Niestety ich świat — szczególnie zamknięty świat opierających się na wymyślonej idei czystości krwi czarodziejów oraz czarownicy — nie opierał się na szacunku wobec każdego, a prawda miała znaczenie jedynie w momencie, gdy była dopuszczana i pasowała do historii kreowanej masom. Kwestia wyższości była niczym choroba trawiąca magiczne społeczeństwo, aktualnie rozlewające się również po mugolach Wielkiej Brytanii. W tym również naukowy świat niestety przyłożył do tego rękę. Wraz z proklamowaniem władzy Cronusa Malfoya w pismach wielu polityków, wojskowych, filozofów, naukowców i literatów zaczęły pojawiać się wątki dotyczące przyszłego przeznaczenia grupy czarodziejów czystej krwi. Jeden z nich Thomas Spencer-Moon, etnograf i geograf, przedstawił pogląd, że dynamiczne i rozrastające się narody potrzebowały stopniowo coraz więcej przestrzeni. Sposoby jej uzyskania miały być różne — obok dosłownej ekspansji kolonialnej i prężnego rozwoju gospodarczego jedną z możliwych dróg miało być również przejęcie terytoriów słabszych sąsiadów. Spencer-Moon w swojej rozprawie zwracał uwagę, że był to najlogiczniejszy kierunek dalszego rozwoju terytorialnego dla czarodziejskiej części Wielkiej Brytanii. Cierpieli już wszak od europejskiej ciasnoty, gdzie ewidentnie granic wysp nie dało się poszerzyć. Musieli więc zniszczyć, pozbyć się tych, którzy zajmowali przestrzeń. Jayden widział, że geograf nie był osamotniony w swych zapatrywaniach. Wielu z uczonych i znanych nazwisk potwierdzało teorię głoszącą, iż cały obszar brytyjskich wysp powinien znaleźć się pod zwierzchnictwem czarodziejów. Nowe Ministerstwo Magii ze swoim liderem na czele byli dla nich symbolem nie tylko rozwijającego się imperium, ale również szafarzem kaganka cywilizacji, łączącego tradycję z nowoczesnością. Przeszkód dla zrealizowania tych planów poszukiwano nigdzie indziej jak właśnie w mugolach i ich zwolennikach. To oni byli zagrożeniem i Vane patrząc po Rhysandzie Selwynie i jego tragikomicznej ekspresji bogactwa, nie sądził, że mężczyzna o koziej bródce miał jakiekolwiek odmienne zdanie. Umiałby je w ogóle argumentować? Dlaczego jego zdaniem mugole byli zarazą?
Jego rozmyślania zostały jednak przerwane przez jednego z lokajów, który wszedł do gabinetu i zwrócił uwagę obu znajdujących się w środku mężczyzn. Zapowiedział przybycie córki lorda, a zanim jeszcze sylwetka młodej czarownicy zamajaczyła w drzwiach, Jayden wstał z miejsca w wyrazie szacunku wobec kobiecej obecności. Spodziewał się jeszcze dziewczynki, lecz gdy jego oczom ukazała się już dama, musiał przyznać, że trochę poczuł się zbity z tropu. W liście Selwyna faktycznie było wspomniane o zakończeniu podstawowej edukacji, jednak tym terminem oznaczało się SUM-y. Nie zaś całą edukację... Gdy się odezwała, dało się słyszeć obcy akcent. - Witam serdecznie, lady Selwyn. Tak jest. - Potwierdził jej przypuszczenia, skłoniwszy się odpowiednio i oddając jej tym samym szacunek. Zajął miejsce z powrotem dopiero po tym, jak lordowska córka usiadła na swoim. Przez chwilę milczała, gdy dwójka mężczyzn prowadziła rozmowy, ale w pewnym momencie drzwi gabinetu otworzyły się na nowo, a służąca poinformowała o ważnym gościu do arystokraty. - Dotrzymaj profesorowi towarzystwa - zarządził krótko, zanim opuścił pomieszczenie, zostawiając Jaydena z czarownicą. Gdy jej ojciec wyszedł, jego miejsce zajęła pokojówka najprawdopodobniej mająca pilnować młodej damy. I bronić jej przed obcym mężczyzną. Vane przyzwyczaił się do podobnych zasad. Znał je także w swoim świecie, nie przejmował się więc zbytnio dodatkową obecnością. Zapewniała ona również nienaruszoną reputację nie tylko młodej arystokratce, lecz i jemu samemu. - Naprawdę interesuje lady rozwój numerologiczny? - spytał, chcąc poznać zdanie samej zainteresowanej aniżeli jej opiekuna. Nie była wszak już dzieckiem i na pewno miała własną opinię na ten temat.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]30.12.21 20:31
Wiedziała od pierwszych chwil, że ich gość był pewien iż do czynienia będzie mieć z dziewczynką, może świeżą nastolatką, ponieważ jej ojciec właśnie w taki sposób ją opisywał. Czasami sądziła, że wciąż uważał ją za ledwo wyrośnięte dziecko, jakby zgubił kilka porządnych lat jej wieku i miał to sobie za nic. Żyła jednak w takim świecie, że nauczyła się ignorować tego typu dyskomfort i swego rodzaju niechęć, która się w związku z tym pojawiała, bo czy miała jakiś wybór?
Zmarszczyła brwi, gdy ojciec czym prędzej opuścił pomieszczenie, rzucając jej jedynie suche polecenie, które wywoływało w dziewczynie przemożną chęć wywrócenia oczami. Pokręciła w geście rezygnacji głową i westchnęła cicho, gdy ojca zastąpiła pokojówka. Jak zwykle jej rodzic nie potrafił skupić się na jednej rzeczy, tylko skakał pomiędzy swoimi zadaniami, nie przywiązując do żadnego większej uwagi. Posłała nieśmiały uśmiech w kierunku profesora, jakby nie wiedząc co powiedzieć i aż ciężar spadł z jej ramion, gdy ten sam przemówił jako pierwszy. - Może to, co powiem nie będzie odpowiedzią jakiej Pan się spodziewał, aczkolwiek… - zawahała się, rzucając okiem na pokojówkę i mając ochotę zazgrzytać zębami. Życie pod kloszem może i uczyło ją latami mówienia między zdaniami, jednak przez tę konieczność czuła się wciąż jak w jakiejś grze, gdzie musiała strategicznie przewidywać konsekwencje swoich działań, w tym przypadku słów. – Mojemu ojcu ogromnie zależy bym obrała takowy rozwój, więc poniekąd jestem zmuszona również tę chęć podzielać – jej głos był nader stonowany w przeciwieństwie do burzy, która rozpętywała się w jej umyśle zachęcona gnającymi myślami pełnymi wykrzykników i przeciwieństw. Wierzyła jednak, że mężczyzna przed nią widział już nie jedną pannę jej podobną i wiedział, że zdania, które wypowiadała były jedynie marną przykrywką, którą trzeba było stosować, by nie wpaść później w kłopoty. Skoro jej ojciec był tak krytyczny wobec wyboru nauczyciela, to trzeba było pomyśleć jak długo i starannie dobierał służbę wedle swoich pokracznych upodobań. Miał za to dzięki temu namiastkę władzy we własnym domu, a i tak była ona mocno rozchwiana, poprzeszywana buntem i udawaną lojalnością, a może jedynie ona tak właśnie to widziała.
Ojciec nie zostawił ich na długo, wracając szybciej niżeli kobieta mogła się go spodziewać. Nie omiotła go nawet cieniem spojrzenia, zamiast tego skupiła się na wygładzaniu nieistniejącego zagięcia swej sukni. Dopiero, gdy ojciec zasiadł za biurkiem i przesunął po nich spojrzeniem, kobieta postanowiła się odezwać. – Ojcze, profesor Vane akurat wstępnie tłumaczył mi teorię na temat liczby ekspresji zewnętrznej, to jest absolutnie fascynujące – kłamała i choć żeby przejrzeć fałsz wystarczyło jedynie przyjrzeć się oczom młodej kobiety, to jednak była spokojna, ojciec nieczęsto krzyżował z nią spojrzenia. Jej głos za to był entuzjastyczny, aż nadto, co zaś zainteresowało jej rodzica. Jakby uważał, że nastąpił cudowny przełom, co nie zaskoczyło młodej lady. Zawsze toczyła z nim bitwy w kontekście nauczania i doboru osób już od pierwszej chwili ich poznania, a teraz zachowywała się tak, jakby wystarczyło jedno, krótkie spotkanie z dostatecznie wykfalifikowaną osoba, by rozwinąć w niej chęć do nauki numerologii. – Chciałabym czym prędzej kontynuować te lekcje, o ile oczywiście zgodzisz się aby profesor mnie uczył – uśmiechnęła się wyuczonym uśmiechem, choć nie można było powiedzieć iż był on nieszczery, wręcz przeciwnie. Z tyłu głowy pobrzękiwała jej myśl, że może dzięki profesorowi będzie mogła czuć się dużo swobodniej niż przy innych nauczycielach, którym było dane próbować zachęcić młodą kobietę do nauki. Powędrowała wzrokiem ku ojcu, by sprawdzić jakie emocje przebiegną po jego twarzy. Mężczyzna zaś wyglądał tak, jakby poważnie zastanawiał się nad całą tą sprawą, próbując przewidzieć ewentualny rozwój wydarzeń po przystanięciu na wybór swej córki. – Profesorze, od kiedy byłby Pan dyspozycyjny? – zapytał wprost, nie bawiąc się w konwenanse, jakby chcąc kuć żelazo póki gorące, zanim któryś z nich się rozmyśli. Kobieta spodziewała się takiego rozwoju sytuacji, jej ojciec nigdy nie pytał o cenę, gdy chodziło o dojście do zamierzonego sobie celu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet lorda ambasadora 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]05.01.22 10:37
« Ludzie, którzy chcą zawsze pouczać, przeszkadzają częstokroć innym w nauczaniu się. »
Zazwyczaj właśnie po to rodzice wzywali go do swoich dzieci — by pobrały od niego naukę wówczas, gdy przynależny był im wiek rozwoju edukacyjnego. Uznaniowy czas mieścił się wszak od lat czterech do osiemnastu. Młodzi czarodzieje oraz czarownice, którzy skończyli szkołę, byli uznawani za gotowych do podjęcia dalszych etapów kształcenia, lecz opartego stricte na doświadczeniach zawodowych. Niewielu z nim potrzebne były dodatkowe treści w postaci uzupełnienia, rozszerzenia. Chyba że ktoś myślał o karierze naukowej, wówczas nawiązywał współpracę z wybranymi nauczycielami czy ludźmi ze sceny badawczej. W sferach wyższych młodziutkie kobiety, które odbyły swoje obowiązkowe nauki, wydawano za mąż i odsuwano od dalszej oświaty, by skupiły się na innej części życia. By nie rozpraszały się zbytecznie. Jedyne konsultacje i to także raczej w ograniczonym trybie były dla chłopców, którzy pragnęli sięgnąć po coś więcej. Którym potrzebna była wiedza wykraczająca poza standardowy tryb. Byli małą grupą — ci, którzy uczyli się od niego jeszcze po zakończeniu szkoły. List od Evandry był jedną z najnowszych, a zarazem najdziwniejszych próśb. Nie z powodu tego, że się do niego odezwała, lecz z powodu tak wielu rzeczy, jakie wydarzyły się w międzyczasie i w jakim zarówno jemu, jak i jej przyszło brać udział. Słyszał o paleniskach. Słyszał o obecności nestora oraz jego żony w noc terroru. Dzieci tych, którzy wpierali działania Czarnego Pana, dużo o tym mówiły... Mówiły, jakby z przejęciem i podekscytowaniem. O tym jak został po tych szlamach jedynie proch. Nie mógł tego słuchać. Nie mógł też przez długi czas zrozumieć dlaczego. Jak to się stało, że tak wrażliwa dziewczynka z jego wspomnień, stała się tak okrutna. Czy to była jego klątwa? Próba dostrzegania w każdym chociażby odrobiny dobra?
Jestem zmuszona również tę chęć podzielać.
Skrzyżował spojrzenia z lady Selwyn i uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. Po raz pierwszy ów grymas pojawił się na twarzy mężczyzny, odkąd przestąpił mury Pałacu Beaulieu. Subtelne wplecenie prawdziwych emocji i myśli w język, jakim się posługiwali. Przypominała mu o innych jego podopiecznych. O Evandrze. O Marine. O Alix. O Nephthys. O nich wszystkich. Łaknących czegoś więcej poza jedynie brylowaniem na salonach urodą oraz statusem. Prezentowała się jednak jako pełna ambicji i ukrytych talentów czarownica. Jej słowa, minimalistyczne ruchy mówiły mu więcej o tym, co chciała przekazać, niż sądziła. Nie dlatego że profesor był mistrzem w rozkładaniu ludzi na czynniki pierwsze, ale właśnie dlatego, że widział je tak wiele razy. Że rozpoznawał także porozumienie, jakie byli w stanie zawiązać dla obopólnego dobra. Oczywiście zdawał sobie sprawę, iż wiedziała, że nie miała być w pełni wolna. Nie miała być i może nie chciała pełnej niezależności, lecz mogła zbudować własny świat wokół wiedzy, jaką posiadał i jaką mógł jej przekazać. Być może być również świeżym powiewem przynoszącym realność w tej całej sztuczności. Mógł być tym wszystkim, a mógł też być niczym. Gdy wrócił jej ojciec, sprawnie skłamała, okazując entuzjazm, jakiego Jayden się nie spodziewał, lecz nie przeszkadzał jej. Zerknął jedynie na służącą w kącie. Znała prawdę. Lord Selwyn wydawał się przekonany słowami córki, a Vane skłonił się ku tej opcji. - Wpierw musielibyśmy ustalić program oraz wymiar godzin. Najprędzej możemy rozmawiać o kwietniu i chociaż wydaje się to odległym czasem, proszę wierzyć — ustalenia, jakie musimy omówić, zakończą się niewiele wcześniej. - Dopiero mając to wszystko, mogli przejść do płacy, która raczej nie była problemem. Zaraz zerknął również ku młodej arystokratce, chociaż zgody oczekiwał zarówno od niej samej, jak i od jej rodzica. - Mam nadzieję, iż nie będzie problemem, jeżeli listownie skontaktuję się z lady Selwyn w celu wstępnego ocenienia jej wiedzy. Normalnie robię to na miejscu, lecz najbliższy czas będzie dla mnie wyjątkowo napięty i jest to jedyna droga, jaką możemy to ustalić.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]16.01.22 15:56
Nie przejmowała się obecnością służącej, gdy skłamała na temat przeprowadzanej z profesorem rozmowy. Prędzej obawiałaby się wygłosić bezpośrednio niechęć do nauki, ponieważ to właśnie o to ojciec mógłby zapytać służkę przy pierwszej możliwej okazji. Znała schemat, ludzie pracujący w posiadłości odpowiadali najkrótszą formą na pytania, dzięki czemu skracali do minimum konieczność rozmowy ze swoim pracodawcą. Dlatego właśnie żyło im się wszystkim poniekąd prościej, gdy każdy chciał jedynie zrobić swoje i iść dalej. Nie zdziwiło jej też to, że ojciec z pełnym zaufaniem przyjął jej entuzjazm – nigdy nie patrzył dalej niż na sztucznie wykreowaną otoczkę. Złapała się na zbyt długim wpatrywaniu w przestrzeń, zasmucała ją własna rzeczywistość, ciążyły niewidzialne kajdany z których nigdy nie przyjdzie jej się uwolnić. Mogła jedynie załagadzać ten stan rzeczy i obstawiać na swoim, tak jak w tym przypadku próbując zatrzymać przy sobie odpowiedniego nauczyciela według swoich własnych potrzeb. Kogoś, kto będzie uczyć, a nie tylko zlecać samodzielną naukę.
Wysłuchując słów profesora, chciała już się odezwać, przystanąć na kwiecień, gdy wtem usłyszała tubalny ton ojca. – Kwiecień? Jakie to ustalenia zajmą nam aż tyle czasu? – Przewróciła oczami i skrzyżowała spojrzenie z ojcem i zmrużyła oczy, chcąc mu najprawdopodobniej przekazać, że jest w stanie stoczyć z nim wojnę o tę naukę. Nie teraz, ale później. Odetchnęła głębiej i sama postanowiła z udawaną nieśmiałością przemówić – Ojcze, rozszerzyłeś do kwietnia zakres godzin nauki gry na pianinie, pamiętasz? Akurat skończę wszystkie dodatkowe lekcje i profesor Vane będzie mógł mi wypełnić ten czas lekcjami numerologii, dzięki czemu obędzie się bez marnotrawstw – uśmiechnęła się grzecznie, mamiąc ojca kwestią czasu. Miał na tym punkcie słabość – wręcz nie znosił, jak to określał, lenistwa w wolnym czasie, przecież zawsze można było wypełnić nawet kilka najmniejszych chwil dodatkowymi zajęciami. Następnie zwróciła się do drugiego z mężczyzn - Nie mam nic przeciwko, profesorze - odpowiedziała miękko, kryjąc poniekąd własne zaskoczenie. Wreszcie ktoś potraktował ją jak człowieka, a nie podwładnego ojca, czy dziecko bez głosu. Kątem oka jednak spojrzała na swojego rodzica, oczekując na jakikolwiek sygnał świadczący o niezadowoleniu, lecz o dziwo ten po prostu przytaknął z satysfakcją. No tak. Zapewne myślał, że to wszystko dzięki niemu. Nie chciała pozwolić mu na zmianę decyzji, to też specjalnie spojrzała na wiszący za ojcem zegar, choć doskonale wiedziała która jest godzina. Musiała jakoś udawać własne roztargnienie, by ojciec pozwolił jej opuścić pomieszczenie i nie zostać z nim później sam na sam. Przywołała na usta grzeczny, wyidealizowany uśmiech, tak bardzo niepasujący do jej smutnych oczu. – Przepraszam, właśnie rozpoczyna się moja lekcja tańca – kolejna bujda, której ojciec nie będzie weryfikował, lekcje tańca przeważnie odbywały się z samego rana. Wstała pospiesznie i po uzyskaniu aprobaty od ojca, pożegnała się z mężczyznami i opuściła pomieszczenie, słysząc jeszcze za sobą ojca, który próbował dograć z profesorem jakiś konkretny termin, by móc zaspokoić swoje poczucie braku kontroli nad sytuacją.

/zt.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Gabinet lorda ambasadora 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet lorda ambasadora [odnośnik]16.01.22 17:06
« Ludzie, którzy chcą zawsze pouczać, przeszkadzają częstokroć innym w nauczaniu się. »
To było surrealistyczne przeżycie — patrzenie na ludzi jednakowo umierających z głodu oraz tych, dla których cena korepetycji dla wykształconej już córki nie miała znaczenia. Skrajności i absurdy. Właśnie z tego składał się ich świat, a on był częścią tej dziwnej machiny, starając się znaleźć sens w tym, co się działo. Widział, jak ludzie żyli i jak walczyli o przetrwanie oraz jak trwonili majątek na zbytki. Nie uważał, iż nauka była zbytkiem, lecz aktualnie — gdy jeszcze dodatkowo ograniczona dla wrogów systemu — była towarem luksusowym. Cena zwiększała się coraz bardziej, mimo iż produkt pozostawał taki sam. Nie zamierzał i nie mógł być pobłażliwy dla szlachciców pod względem finansowym, jednak nie wyzyskiwał ich. Jak wszystko wokół wartość rosła nieporównywalnie. Półki z jedzeniem pustoszały, sklepy zamykały się — wszystko było po prostu w ograniczonych ilościach. Profesorowie również.
Kwiecień? Jakie to ustalenia zajmą nam aż tyle czasu?
Najwidoczniej lord Rhysand nie nawykł do zajmowania się kwestiami nauczania innymi niż może wybór nauczycieli — osoby, które zatrudniał, na pewno nie były przypadkowe, a ich harmonogram wystarczająco zajęty, aby snuć plany na dalsze miesiące. Dla Jaydena to nie było nic zaskakującego — większość sprawunków edukacyjnych załatwiał z matkami swoich przyszłych podopiecznych, które rozumiały lepiej dystans czasowy i patrzyły dalej aniżeli inni. Zresztą... Do kwietnia wszystko też mogło się zmienić. Kapryśność szlachecka, wojenna zawierucha, jego prywatne sprawy. Nie zdziwiłby się, gdyby na jego miejsce znaleźli kogoś innego i nie dostał nawet notki o podjętych kolejnych krokach. Oczywiście pozycja, jaką posiadał, nie pozwalała traktować go jako byle guwernera, dlatego nie był pod tym względem wymagający. Jednak nie popadł także w przesadę. Wśród naukowców i poza ich środowiskiem znajdowali się ludzie, którzy nie byli mu przychylni, Hogwart także tracił swój prestiż poprzez propagandę, więc musiał być przygotowany na każdą ewentualność.
Nie mam nic przeciwko, profesorze.
Uśmiechnął się ciepło do czarownicy, nie dając po sobie poznać, iż wychwycił to małe zaskoczenie, które przemknęło przez jej oczy. Stracenie fasady, jaką do tej pory trzymała i robiła to perfekcyjnie. Vane nie był świetnym obserwatorem, ale żył poza arystokratyczną grą i po prostu patrzył na ludzi inaczej. Wkrótce też pożegnali młodą lady Selwyn, a Jayden pozostał jeszcze krótką chwilę, aby pomówić się z ojcem dziewczyny, któremu najwyraźniej dość mocno zależało na terminie. Po niecałej godzinie astronom znajdował się już w drodze do domu, mając kolejny wpis w kalendarzu. O ile wszystko miało pójść pomyślenie, miał pojawić się w pałacu Beaulieu na wiosnę.

zt Jayden


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Gabinet lorda ambasadora
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach