Wydarzenia


Ekipa forum
Ophelia Lestrange
AutorWiadomość
Ophelia Lestrange [odnośnik]05.02.18 13:18

Ophelia Flavie Lestrange

Data urodzenia: 24 marca 1935 roku
Nazwisko matki: Carrow
Miejsce zamieszkania: rodowa posiadłość na Wyspie Wight
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy: bogata
Zawód: dama na salonach; koneserka melodii klasycznych
Wzrost: 165 centymetrów
Waga: 48 kilogramów
Kolor włosów: jasny blond
Kolor oczu: błękitne niczym letnie niebo
Znaki szczególne: zgrabny nosek pokryty siateczką licznych piegów; uśmiech stonowany, zachowawczy, acz niejednokrotnie łamany przez figlarną ekspresję warg, gdy ojciec odwraca surowe spojrzenie; charakterystyczny, francuski akcent, który echem odbija się na wypowiadanych słowach.


niewola uchodzi za kłamstwo
hermetyczność kreuje bezpieczeństwo

Nad Tamizą zawisły ciemne chmury, które zwiastowały nadejście burzy. Mętna woda wezbrała na sile i obijała się głuchym echem o ściany filarów mostu wiszącego nad brytyjską rzeką. Łabędzie zginały swe szyje w enigmatycznych pokłonach, które oddawały nędznym pochlebcom, a kaczki nie wzbijały się w powietrze, nie potrafiąc rozpostrzeć skrzydeł, które wzniosą je hen ponad niebo. Lęk przed nadciagającą wichurą odbijał się również w oczach spacerujących par, które w swych objęciach starały się skryć przed chłodem wdzierającym się pod poły płaszczy. Cała otoczka ponurego popołudnia urozmaicona była w dźwięk dzwonów, wzywających na mszę ciemnotę pogrążoną w fanatycznym uzależnieniu od modłów odprawianych przez klechów negujących jestestwo magii, płynącej w żyłach zmuszonych do ukrywania się przed światem i chroniących sekret, winny umrzeć razem z nimi. Nikt jednak za czarodziejską granicą nie skupiał się na kroplach uderzających w zaburzonym rytmie o szklaną taflę okien, jakby rzeczywistość przybierała zupełnie inny wymiar, przesiąknięty bajroniczną melancholią, a zarazem obcymi mocami, których lękali się mugole. Głuchą ciszę przerwał płacz dziecka, odbijający się od ścian korytarzy posiadłości na Wyspie Wight, informując o pojawieniu się kolejnej magicznej jednostki w nacji czarodziejów, wzbogając tym samym ród Lestrange o błękitnooką dziewczynkę roztaczającą wokół siebie intensywną aurę. Szloch maleństwa nie ustępował nawet przez krótką chwilę, aż do momentu, w którym tuż obok drobnego ciałka nie została ułożona druga dziewczynka o równie hipnotyzującym spojrzeniu, co u nieco starszej siostry. Dopiero oddziałując na siebie, wyczuwając to przyjemne ciepło i bliskość, do której zdążyły się przyzwyczaić, małe serduszka zwolniły rytmu, a cichutki jęk zamienił się w spokojny oddech obwieszczając, że wszystko jest dobrze.  Znów stały się nierozłączne i tak miało pozostać już na zawsze - od trzeciego dnia kalendarzowej wiosny.


Drobne dłonie wyciągała w stronę niebos, chcąc ich dotknąć, zgnieść puszyste kłęby chmur i poczuć, że jest realną istotą o zarysowanej linii smukłego ciała. Enigmatyczna nuta wypełniająca po brzegi naczynia krwionośne jawiła się jako niejasna kreacja człowieka o wyknutej z dawnych wierzeń i tradycji historii, którą należy wypełnić z pełną skrupulatnością, jakby od tego zależała przyszłość jej jestestwa.
Doskonała na podobieństwo ojca - zbyt krucha w swej strukturze po matce.
N i e d o c e n i o n a.

Arnaud od zawsze fascynował się hazardem, podobnie jak sztuką, która przenikała w głąb duszy i potrafiła rozniecić wzmożone odczuwanie autentyczności świata rzeczywistego. Skomponowane melodie wychodzące spod jego palców przypominały prominentne układy nut, kreujące emocjonalną stronę słuchacza, jednak - ileż czasu można poświęcać muzyce, która z każdym kolejnym uderzeniem palców o śnieżnobiałe klawisze staje się zbyt nużąca? Potrzebował szaleństwa, a to odnalazł za sprawą przyjaciela, którego wargi układały się w nietypową propozycję; musiał przyznać - wyścigi na aetonanach nigdy nie absorbowały go na tyle, by mógł poświęcać temu większą uwagę. Pchnięty jednak niewidzialną siłą, przystał na propozycje i po upływie niedługiego czasu z rozkoszą, wręcz fanatyczną manią obstawiał lepszej maści ogiery, decydując się na najważniejszy z elementów mogących wpłynąć na subiektywną ocenę; wygląd, był w końcu estetą. Delikatny kobiecy głosik wyrwał go na moment od skreślania kolejnych kandydatów, a przedstawiane racje przez niezwykle pewną siebie lady, zmusiły go do skierowania bystrego spojrzenia na jej twarz. Uśmiech rozciągnął usta  lorda, nieco w tryumfalnym wyrazie, ale nie odbierając szansy młodziutkiej szlachciance na wyrażenie swojej opinii, która w jego mniemaniu była niezwykle błędna.
Nie posiadał natomiast wiedzy na temat rodu mogącego poszczycić się istotą o niebywałym kunszcie i wiedzy tak wielkiej, że niejeden mężczyzna mógłby okazać się adwersarzem; czy byłoby warto? Perfekcyjny zakład, w którym to typowany jeździeć dziewczęcia wygrał, zmusił Arnauda do zasięgnięcia wiedzy, do uknucia intrygii, gdzie to jego ojciec miał dołożyć wszelkich starań, by połączyć drogi tych dwojga, jakby to był jedyny cel. Zauroczenie wstąpiło jednak w serce młodzieńca, a tym samym realizował on egoistyczne zachcianki, by uspokoić rozniecony żar.
Nikt nie mógł się dowiedzieć.

u z a l e ż n i e n i e
Wszystko stało się iluzorycznym złudzeniem; nic co początkowo wydawało się być prawdziwe, szczere, z biegiem dni coraz częściej przypominało złudny sen o utopii, do której dążyli. Uczucia wygasły, a na ich miejsce wstąpił wymagany rozsądek i współpraca oparta o wzajemny szacunek. Bliźniaczki trzymały w ryzach małżeństwo; Berenice posiadała nieskazitelny pierwiastek szlacheckiego pochodzenia niezbruzgany chorobami, zaś na nieco drobniejszą i wątlejszą dziewczynkę, niewidzialna siła przelała chorobę dziedziczoną po rodzicielce; serpentyna - cóż za przekleństwo! Mimo to, posiadała swoistego rodzaju ogień, który płonął w bławatkowych tęczówkach i czynił zeń prawdziwą lady, dzięki czemu nikt nie miał wątpliwości, że jest córą lorda linii rodu Lestrange. Freya i Arnaud nigdy nie dali odczuć swym córkom, że pomimo pasji jaka ich połączyła, obecnie nie było między nimi nic poza schematycznością uknutą przez przewrotny los. I właśnie to było wpajane im już wtedy, gdy ledwie skończyły trzy latka; lojalność i wierność wobec ideii są największymi z cnót i choćby ktoś przyrzekał je, plugawymi bywają ci, którzy tylko o nich prawią - i to dziś, mając trochę ponad dwadzieścia lat - mogłaby przysiąc, że ta fraza huczeć będzie aż po ostatni oddech, który wydobędzie się spomiędzy jej zaróżowionych warg.
Z dniem, kiedy po raz pierwszy umiejętności młodziutkich czarownic dały o sobie znać; Ophie śniła o rzeczach niewyobrażalnych. Wizje pojawiały się gwałtownie, sprawiały że dziewczynka bała się zasypiać bez matki, której obecność uspokajała ją najbardziej, jakby perspektywa opuszczenia przez nią sypialni wiązała się z kolejnym koszmarem. Niepokój związany ze snami znikał wraz z kolejnymi dobami, natomiast zdolności magiczne sióstr zaczęły ujawniać się coraz silniej przy najprostszych czynnościach. Wystarczyło, że skupiały na czymś wzrok dłużej niż ułamki sekund, a drobniejsze bądź delikatniejsze przedmioty zaczynały lewitować, co wprawiało obie blondyneczki w niemałe zaskoczenie i rodziło w nich potrzebę wykorzystywania swoich nie do końca zrozumiałych talentów częściej. Jednak to Ophelia sprawiała wrażenie tej zaciekawionej, ciągle pytała, dociekała, chciała poznać prawdę, choć lata nauki miała dopiero przed sobą.
Intrygowało ją wszystko co nieznane, szukała odpowiedzi na pytania jeszcze nie zadane, drążyła po bezkresie strefy tajemnic wszelakich. Chłonęła wiedzę, którą przyswajały jej guwernantki i, pomimo że nie lubiła wszystkich, to z radością pędziła na zajęcia, które dla niej przygotowywały. Jako mała dama, ukochała sobie szczególnie baletowe lekcje, śpiew oraz grę na instrumentach, które miały dodać jej jeszcze większej atrakcyjności w późniejszych latach, gdy to jako małoletnia panienka będzie poszukiwała odpowiedniego lorda, przypominającego księcia z baśni, których tak chętnie słuchała.
Niedostatecznie.
Śmiech bliźniaczek rozpościerał się wokół domostwa, na którym plątały się winorośla i kreowały iluzoryczną otoczkę hermetyczności. Idealnie ozdobione skalniaki, perfekcyjnie przycięte żywopłoty i kwiaty o kolorystyce intensywniejszej niż płótna, z których szyto dla nich stroje. Rejon ten sprawiał wrażenie, jakby chciał przed światem skryć wszelkie sekrety i nie wystawiać na niebezpieczeństwo pociechy lorda, pozostając w ten sposób nieosiągalnym dla niepożądanych, tym samym  dając przyzwolenie obu dziewczynkom na zabawę bez ograniczeń, na terenach przyjaznych, wyzbytych z ewentualnego zagrożenia wobec rodziny.
Kiedy Berenice i Ophelia rosły z każdym kolejnym miesiącem, Freya podupadała na zdrowiu. Eliksiry, które winny wstrzymywać rozwój choroby - osłabiały jedynie na kilka dni ewentualne oznaki serpetyny. Organizm kobiety nie był jednak dostatecznie silny, by mogła funkcjonować jak dawniej, zaś porady uzdrowiciela ograniczały się do odpoczynku, co w przypadku tak temperamentej osoby mogło graniczyć z cudem. Nie buntowała się, ulegle wypełniając wolę magilekarza, by tylko nie przysparzać zmartwień ukochanemu mężowi, który wierzył w poprawę i jej szybki powrót do pełni sił.
Była mu niewątpliwie potrzebna.
Mała Ophie nie rozumiała, dlaczego ojciec spoglądał na nią z taką troską i głaskał jej policzki tuż przed snem, całując przy tym w czółko, powtarzając nieustannie, że nigdy nie pozwoli na jakąkolwiek krzywdę w jej stronę, bo... Cóż tak naprawdę mogło grozić młodziutkiej Lady Lestrange?

Każda sztuka opiera się na zderzeniu życiowych postaw i charakterów.

Arnaud powtarzał nieustannie, że dążeniem do perfekcji - jego córki - będą w stanie osiągnąć więcej niż ci, którzy nie dostąpili zaszczytu posiadania krwi nieskażonej  wszelkim brudem. Podobnie jak lady, która pomimo subtelności przelewanej na blondyneczki, podkreślała, że wątpliwa konduita jest charakterystyczna dla niewartych przebywania wśród doskonałych, bliskich ideału. I tak jak Berenice chłonęła ów sentencje, tak Ophelia analizowała, powtarzała w myślach, by nie zapomnieć, nie wyrzec się prawd wpajanych przez tych, którym ufała bezgranicznie.
Nigdy się nie mylili.
Poza niechęcią, tak oczywistą i namacalną względem szlam i mugoli - dziewczynki aktywnie spędzały czas na oszlifowywaniu manier i etykiety. Udowadniały wszem i wobec, że są małymi damami, które w pełni zasługują na tytuły. Dziecięca bystrość i wrażliwość czyniły z nich szlachcianki, choć podobne do siebie były jedynie z wyglądu; charakterem przypominały dwa żywioły, tak sprzeczne i różne w swej kreacji, jakby to przeciwieństwo miało potwierdzać ich wyjątkowość.
n i c  bardziej mylnego
W tamtym okresie zaczęły się również sny, których Ophie nie pojmowała. Widziała zarysowane kształty, zbyt ostre kolory, które przeszywały ją na wksroś, a im dłużej trwała w letargu - tym bardziej odczuwała jego skutki. Wizje ją osłabiały, pomimo że była przekonana o ich nieprzydatności. W odmętach pamięci starała się odnaleźć dni, kiedy to będąc jeszcze młodszą, również doświadczała złudnych iluzji, które mąciły jej umysł. Czy to jednak możliwe, by miały większy sens? Były czymś więcej niźli tylko niezrozumiałym zlepkiem obrazów?
Pytania bez odpowiedzi.

Lord Lestrange zaszczepił w Ophelia zamiłowanie do muzyki, pomimo że to Freya piastowała pełną opiekę nad dziećmi, by z każdym mijanym miesiącem były bardziej świadome przyszłych obowiązków. Arnaud natomiast zamykał się w sali muzycznej, gdzie nieczęsto wpuszczał starszą z córek, jakby ulegał rodzimemu szaleństwu, choć prawda była zgoła inna; umysł mężczyzny pogrążony był w dzikiej pasji, która pozwalała na komponowanie kolejnych utworów i dopiero gdy te były gotowe, dopuszczał je do oceny Ophie. Nauczał ją nut, pomimo że przypominał jej popełniane błędy, powtarzał że stara się za mało, niewystarczająco. Chciał jednak, by zaskakiwała swoje nauczycielki na kolejnych lekcjach, dlatego zmuszał ją do wytrwalszej pracy; dla niej zaś czas spędzany z ojcem był cenniejszy niż nowe szaty; dostawała go zbyt niewiele. Odkrywała przy nim chęć bycia podobną, by niegdyś (kiedy już dorośnie) mógł być dumny z jej osiągnięć i rozkwitającego talentu, który uczyniłby zeń mistrzynię godną wszelkiego uznania.
To co miało ich jednak poróżnić to nagła rozłąką wynikająca z obawy o przyszłość dziewczynek.
Arnaud nigdy nie interesował się polityką, jakby ta miała pozostać dla bardziej zaangażowanych; był artystą, kompozytorem, a tym samym słowne dywagacje pozostawały dla niego zamknięte, o ile nie tyczyły się filozofii. Po rozmowach z żoną, przeanalizowaniu ostatnich wydarzeń w Hogwarcie, które budziły niepokój i tworzyły niepewności związane z bezpieczeństwem ich córek - musieli zmienić plany co do szkoły, w której rozpoczną edukację. Otwarcie Komnaty Tajemnic, podobnie jak śmierć jednej z uczennic była zbyt dużym ryzykiem dla tak delikatnych istot jak Berenice i Ophelia. Jak się niedługo później okazało, wybór Akademii Magii Beauxbatons był odpowiedni, a śmierć Dumbledore'a utwierdziła państwo Lestrange w podjętej decyzji.
B e z b ł ę d n i e



W tym świecie, dziewczynki nie decydują o tym - kim się staną

Ophelia jako ta wrażliwsza na piękno, nie mogła wyjść z zachwytu, kiedy tylko jej bystrym tęczówkom ukazały się przepiękne abraksany, a zaraz potem powóz, którym wzleciały nad wyraz wysoko. Błękitne pierścienie oczu wlepiała w malowiczne góry pokryte śnieżnym puchem, czy lasy, w których z pewnością ukryte były przeróżne tajemnice, chcąc przesiąknąć tym obrazem, który zapierał dech w piersiach. Mogłaby je odkryć wszystkie, pomimo że było to zapewne niebezpieczne, a ona wciąż pozostawała w landarze i ściskała drobną rączkę siostry, żeby mieć pewność, że będą razem i nic ich nie rozdzieli, choćby na krótką chwilę.
Jako zaintrygowane całym otoczeniem dziesięciolatki rozglądały się po korytarzach zamku, którym przemierzały, choć tak naprawdę starały zachowywać się, tak jak powtarzała im to matka czy guwernantki; za tymi drugimi nie tęskniły nawet przez chwilę, czekając na nowe doświadczenia związane ze światem magii i nie tylko. Szlacheckie pochodzenie miało być widoczne od pierwszego momentu, gdy przekroczą próg Akademii, co nakazał im ich ojciec, ale faza ekscytacji nie przechodziła wcale szybko. Dopiero moment wyboru grupy sprawił, że oczy Ophie zabłysły dziwnym, nieoczekiwanym smutkiem; Gryfy i Harpie. I, pomimo że nie miała ich poróżnić rywalizacja, przykra świadomość rozłąki otuliła serduszko starszej z dziewczynek; nie rozumiała - dlaczego - były przecież identyczne.

{ Entrée }

Nowe znajomości, podobnie jak zajęcia, na które uczęszczały, były powodem coraz żadszych rozmów, jakby najważniejszym stał się rozwój, a nie lojalność wobec siebie. Były to chwilowe rozważania Ophelia, wszak kiedy tylko wpadały na siebie z Berenice w przerwach, opowiadały sobie o kolejnej lekcji baletu czy malarstwa, wplatając w to transmutacje i ONMS, które sobie upodobały. Szeroki zakres nauki pozwalał na poznanie wszelkich zagadnień w teorii i praktyce, dzięki czemu zyskały szansę na możliwość ukierunkowania się w odpowiedniej dziedzinie, pobierając nauki, które sprawiały im największą przyjemność. Starsza z sióstr nieustannie przesiadywała w bibliotece, wczytywała się w księgi przepełnione informacjami na temat transmutowania wszystkiego co możliwe i ewentualnych wątków pobocznych powiązanych z ulubionym przedmiotem. Znienawidzonymi zajęciami okazała się astronomia, której lady nie potrafiła zrozumieć. Stanowiła ona dla niej niemałą zagadkę, czyniąc zeń istny koszmar, pętle zaciskającą się na jej smukłej szyi; zmuszając tym samym dziewczynę do jeszcze wytrwalszej pracy.
Uskrzydlone poprzez elementarną wolność, bez kontroli rodziców, nie przynosiły wstydu nazwisku, które dzielnie reprezentowały. Każdy wiedział, że są szlachciankami rodu Lestrange i choć Berenice chełpiła się szanowanym mianem rodowym, tak Ophelia w ciszy przyjmowała ewentualne pochwały. Była przeciwieństwem pewnej siebie siostry, jakby nie chcąc w swej zuchwałości ponieść jakiejkolwiek straty. Czyniło to zeń enigmatyczną, oddaloną od obrazu dziecka, które z otwartością chłonie wiedze; wolała analizować, zapisywać i powtarzać w myślach, byle nie ukazywać swych emocji (w jej odczuciu, już jako dziecko - uważała, że one gubią najbardziej). Spokój natomiast odnajdywała przy aetonanach, kiedy to przez rok próbowała swoich sił w kółku jeździeckim, dającym jej poczucie wolności i swobody, którą traciła w chwili, gdy stopy dotykały ziemi.

{ Temps Lié }

Dni zamieniały się w tygodnie, te zaś w miesiące, a one kształtowały się w kolejny rok, który pozwlał na odnalezienie pasji ukrytej w transmutacji, harfie i fortepianie, dzięki którym Ophelia szlifowała delikatne cechy, którymi się charakteryzowała. Subtelność była jej domeną, podobnie jak ekspansywność, budząca się w chwilach niepowodzenia. Chciała kierować się przekonaniami z początków szkoły, lecz z biegiem czasu musiała udawadniać swoją pozycję, a jedyną osobą, która podkreślała jej nietypową doskonałość, był nieznajomy czarodziej. Młody szlachcic, na którego nie zwracała większej uwagi. Zawsze zasiadał w pierwszym rzędzie na wystawianych sztukach szkolnej trupy teatralnej, podobnie jak pozwalała mu obserwować swoje dopracowane ruchy przed próbami Étoilé. Był z pewnością starszy, być może również należał do środowiska artystów, ale dopiero po wakacjach na piątym roku, gdy podkreślono raz jeszcze istotność pierwszego sabatu po zakończeniu edukacji i znalezieniu odpowiedniego mężczyzny, postanowiła poznać tamtego młodzieńca. Zresztą, rodzinne spendy miały to do siebie, że rozmawiało się o wielu rzeczach, a jeszcze więcej pozostawIało niewiadomymi, które w swej prostocie były nad wyraz oczywiste. Dokładnie tak samo jak nawracające się sny, a astronomia, która pozostawała niezrozumiała i znienawidzona, dawała nadal nie do końca jasny pogląd na pewne oczywistości. Oph chciała rozmawiać, szukać odpowiedzi - wyjaśnić nieczytelne sny i towarzyszące im napady duszności, brak kontaktu z rzeczywistością i obrazy niejasne w swej niepojętej stukturze.
Czy to możliwe?

{ Coda }

Ambicjonalność dziewczyny przypominała szaleńczą pasję, w której trwał Arnaud, gdy dążył do doskonałości w melodiach komponowanych przez siebie. Flavie osiągając coraz to lepsze stopnie, bez chwili namysłu podjęła się próby zostania prefektem, jakby oczekując, że będzie to kolejny powód do dumy ojca i, że choć przez moment przyćmi perfekcyjną Nice, zachwalaną i kokietowaną komplementami; dla Ophie nie była ona aż tak wybitnie uzdolniona, a czysta zazdrość uwydatniała się wtedy, gdy to o niej pisali rodzice w listach, zapominając o pracy, którą wkładała w rozwój ich starsza córka. Nieustannie szukała sposobu, już nie tylko w zajęciach tanecznych czy teatralnych, ale także w czarodziejskich przedmiotach, które z każdym rokiem kończyła z najwyższymi wynikami; dlaczego wymagali więcej? To jedynie chore przekonanie lady, wątpiącej przez pryzmat dziecięcych wspomnień, że faktycznie - może być gorsza.
Obojętnością wobec uczniów niższego statusu podkreślała swoją wyższość. Nie traciła czasu na niegodnych i niewartych uwagi, a pomagał jej w tym chłopak, który oczarowany jej talentem, przytakiwał na wyniosłość, która w wieku nastoletnim wydawać się mogła irytująca dla tych, którzy nie znaczyli nic. To ona była urodzona w lepszej rodzinie i to ona posiadała szlachecką krew, bowiem w takich przekonaniach została wychowana i to one zaczęły przyświecać jej coraz bardziej. Znajomość z rok starszym chłopakiem, który opuścił szkołę, przemieniła się jedynie w drogę listową, zmuszając tym samym Ophelia do nostalgii, która odbijała się od błękitnej taflii tęczówek przez kilka tygodnii. Dopiero po dostaniu szansy bycia prefektem naczelnym - odżyła, była też niemalże pewna, iż Freya i Arnaud zdobęda się choćby na nutę pochwały, która doprowadzi ich córkę do megalomanii; stanu, w którym zapewne utonie, przekonana o swojej perfekcji, w którą zaczynała coraz bardziej wierzyć, dzięki nauczycielom i tym, którzy szczerze doceniali jej finezję. Zapominała wtedy o wymaganiach stawianych przez rodzicieli, jakby ufnie przytakując słowom, które pieściły jej zmącony przez chorą ambicję umysł.
Rozstanie z Akademią Magii Beauxbatons było niepodważalną szansą, która miała otworzyć przed obiema siostrami nowy wachlarz możliwości, nadać prawo do wkroczenia na drogę, której wyczekiwały latami, jakby to stało się ich jedynym celem.
Jedynym, prawdziwie słusznym.



Uważasz, że jestem szalona? Ale jak sądzić ma szaloną trybunał szaleńca?

Ramy minionych lat przyozdobiły twarze Freyi i Arnauda o piętno zmęczenia i dojrzałości, pomimo że nie mieli ukończonych jeszcze pięćdziesięciu lat. Matka była przemęczona chorobą, która odebrała jej piękno i blask, zaś ojciec przypominał strudzonego mędrca, którego umysł dręczą niezliczone koszmary.
Ophelia widziała w nim nadal ideał, mężczyznę, dla którego poświęciła swoje szkolne lata, nie uganiając się za sympatiami czy drobnymi miłostkami, co bez wątpienia robiła Berenice. Starszej z sióstr przyświecały inne wartości; jej ideologia życia opierała się na perfekcji, która doprowadziła ją do emocjonalnej beznamiętności. Uczucia chroniła pod grubą powłoką dystansu i wyniosłości, pielęgnując lojalność wobec nazwiska i szacunek względem rodzicieli. Wyczekiwane słowa nie nadeszły, nadal pozostawiając niepewność, która mąciła spokój lady; nie rozumiała tylko - dlaczego, przecież to ona była lepsza, odniosła sukces w Akademii, a mimo to nie mogła dać po sobie poznać, że brak pochwały - krzywdzi ją do żywego.
(...) Rankiem głos sumienia nudzi,
Nad wieczorami dręczy i przeraża,
A nocą ze snu okropnego budzi...

Nie były już nierozłączne. Oddalały się z każdym kolejnym dniem, pomimo gry, w którą dały się wplątać obowiązane powinnością. Berenice wydawała się być ulotna niczym mgiełka, beztroska i uwodzicielska, zaś Ophelia z odpowiedniej odległości obserwowała otoczenie, obdarzając subtelnym, acz wyważonym uśmiechem każdego. Łączyła je tylko niechęć do niżej urodzonych, a także zamiłowanie do sztuki i pięknych sukien, które zdobiły ich kruche sylwetki. Rozmowy wznioślejsze oznaczały nadmierne przywiązanie, zazwyczaj kończące się kłótnią, tak niepotrzebną, zbędną w ich trudnej relacji. Gdzie popełniły zatem błąd? Czy to zwykła  z a z d r o ś ć, a może brak zaufania sprawił, że nie potrafiły dojść do minimalistycznego rozejmu, choćby na potrzeby rodzinnych spotkań? Powinny być razem w świecie tak nieznanym, a zarazem oczywistym, gdzie to wymagano od obu wypełniania planów, których powzięli się ich rodzice wraz z nestorem. Oddanie względem siebie było okraszone iluzoryczną powściągliwością w sentencjach, w których pobrzmiewała nuta zawodu, jakby to zazdrość ze strony Flavie przyćmiewała zdrowy rozsądek. Czy to nie był żal spowodowany słowami wypowiedzianymi pod osłoną zgubnych emocji, wykrzyczanych na siódmym roku? Wspomnienia bywają zwodnicze, podobnie jak pamięć, która kreuje własne scenariusze na potrzeby uśpienia demonów, mogących zagrozić młodemu umysłowi.

Smukłe palce Berenice przeczesywały długie pukle siostry, kiedy po prośbie, która uleciała spomiędzy jej malinowych warg, ta się zgodziła. W milczeniu, wypełniającej cztery ściany enigmie, kiedy dwa lica odbijały się od szklanej tafli,  rozmyślała nad ich przyszłością. Mimo wszelkich uczuć związanych z dotychczasowym dystansem, nie życzyła jej źle, licząc się z oddaniem i lojalnością, gdyby cokolwiek groziło młodszej z nich. Oczekiwała jednak słowa wyjaśnienia, czegoś co kierowało Nice, gdy w amoku powtarzała o odebraniu jej szansy na sukces, byciu egoistyczną, pozbawioną wszelkiego zrozumienia dla niewypowiedzianych pragnień; dlaczego to zrobiłaś, ukochana siostro?  
Ich delikatna, dziewczęca uroda podkreślona została przez subtelny odcień różu i węglową kredkę, nadającą wyrazistości błękitnym spojrzeniom. Scena sabatu wydawała się oczekiwać na bliźniaczki, których splecione palce miały dodać im odwagi, ale trwało to raptem chwilę, jedną-krótką chwilę, by zaraz potem poddać się pełnej prezencji i ocenie wyrafinowanego towarzystwa. Oficjalne dołączenie do grona arystokratycznego, w którym Berenice odnalazła się nad wyraz szybko, mimo lat spędzonych we Francji, było czymś nie do opisania, jakby oczekiwała tego dnia przez ostatnie lata. Ophie analizowała wszystko z boku; uśmiechając się zachowawczo, skupiając spojrzenie na dłużej na tych, którzy doprawdy mogliby ją zaintrygować. Wkroczenie Flavie na arenę szlachecką wybudziło do życia jej serce, które spętane cierniami wcześniejszych postanowień, poczęło bić w rytm melodii wygrywanych przez muzyków.  Lord natomiast piastował pieczę nad ich pierwszym, tak ważnym wydarzeniem i próbował odnaleźć bacznym wzrokiem tych, którzy mogliby dostąpić zaszczytu otrzymania jednej i drugiej z dziewcząt, pomimo że nie planował jeszcze ślubu którejkolwiek z latorości, w głowie huczały pewne plany związane z ich zamążpójściem. Tamtej nocy zamierzał dać im się jednak zaznajomić ze światem, do którego zaczęły należeć, dokładnie tak jak zasłyszały to w opowieściach, przy których zasypiały.

M a ł ż e ń s t w o
Ekspresja malowała się na twarzy młodszej dziewczyny, kiedy tylko została poinformowana, że zostanie żoną jednego z lordów. Problematyka ów sytuacji polegała nie na tym, że to Berenice dostała przyzwolenie jako pierwsza, a fakt, w którym to Ophelia musiała ukryć zawód pod maską opanowania, względnego spokoju charakterystycznego dla Freyi leżącej - jak to ojciec ciągle powtarzał - na łożu śmierci. Nie chciała okazywać emocji, obojętniejąc na postanowienia protektora o koneksjach wynikających z zawartego związku, który mimo złości, przyprawił Flavie o cień uśmiechu. Liczyła iż Nice odczuwa pełne wsparcie, która ofiarowała jej siostra, zaś podarek będący prezentem ślubnym trzymał się symboliki ich bliźniaczej więzi; musiały mieć coś, co pozwoli im ingerować w egzystencje, gdyby ta została jakkolwiek zaburzona. To był też gest, którego drugą stroną była chęć zażegnania sporu, zakopania kości niezgody rujnującej ich miłość.
Zechcesz?
Śmiech, do którego przywykła, nagle ucichł, a sowa nie przynosiła listów potwierdzających jej szczęście. Flavie zaczęła przesiadywać w niedużej bibliotece, gdzie odszukiwała kolejnych zagadnień związanych z magią, której niegdyś uczyła się z taką ambicją, przesiąknięta chęcią odnalezienia własnego miejsca.  W chwilach wolnych od ksiąg, tęsknota przyćmiewała jej umysł, czego nie potrafiła wyjaśnić, wszak do tej pory dzieliła z siostrą niewymowny dystans, a teraz młodsza rozkwitała u boku męża. Obawa o jej dobro wypełniała kanaliki nerwowe szlachcianki, a gdy nadeszła wieść, że spodziewa się dziecka, cały lęk o nią zniknął, przepadł gdzieś w czeluściach wyimaginowanych emocji, ustępując inercji, jakby tylko ona była w tej jednej chwili odpowiednia.
Kłopotliwość tejże reakcji była wystarczająco niezrozumiała, ale budziła również niepokój wynikający z dopuszczenia uczuć do przejęcia inicjatywy nad wątłym ciałem dziewczęcia, które chciało skryć wszelkie niedogodności. Samokontrola jawiła się jako mądrość, dająca o sobie znać w dniu śmierci Freyi, po której zostało ledwie wspomnienie blond włosów i przenikliwego spojrzenia. Ophelia odbierała to jako nowy etap, wszak choroba musiała ustąpić śmierci, pchając ją w ten sposób w ramiona odpowiedzialności i kontroli, której utracić nie mogła. Fiolki z eliksirami powstrzymującymi serpentynę znalazły miejsce w ozdobnym, drewnianym pudełeczku, które zamknięte za sprawą zaklęć - nie dawały pozwolenia na wdarcie się tam przez niepożądanych. Genetyczny defekt miał pozostać tajemnicą, której nawet ojciec nie wyjawi, jeśli ona tego nie zechce; chronił ją, więc musiał dotrzymać swych obietnic.
Tak jak jegó córka nie wyjawiła mu prawdy względem specyficznego daru, nad którym nie miała kontroli, a być może powinna wydusić z siebie choćby jedną frazę nadającą sens odczuwanemu zmęczeniu, by nie musiał się martwić o stan jej zdrowia. Dopóki emocje nie brały w górę, ani jej miękka skóra nie napotykała niespodziewanego dotyku - wydawało jej się, że wszystko jest w porządku i nic nie może wywołać kolejnej wizji, pomimo że w Beauxbatons profesor wróżbiarstwa tłumaczyła, iż na trzecie oko nie da się mieć wpływu, a już z pewnością nie na intensywność odczuwania złudnego snu.

Pogrzeb, który nastąpił na trzy miesiące po ślubie Berenice, wyciszył dawne przekonania, przeciął nić zawodu niedocenienia łączącego starszą szlachciankę z ojcem, nadając nowy sens ich relacji. Umocnieni we własnej świadomości, obdarzeni szansą na odbudowanie pogrzebanych, rodzinnych uczuć. Mijały miesiące, a ona grywała dla niego na harfie, pozwalając muzyce wypełniać wnętrze korytarzy, odbijając się echem od ścian, nie zajmując myśli nieprzewidywalnością zdarzeń, które mogły nadejść; nie trapiąc się rozważaniami, czy będzie musiała podjąć wybór, określić jedną ze stron, której będzie lojalna? Polityka była jej daleka, co miała po ojcu, podobnie chęć do filozoficznych dyspót, ale póki nie kazano lady Lestrange wykrystalizować swego zdania, trzymała się z boku, nie dopatrując się w enuncjacjach Ministerstwa zagrożenia. Anomalie jednak odbiły się na zdrowiu Ophelia, zmuszając ją do spędzania długich dni w łożu, picia czarodziejskich medykamentów hamujących rozwój serpentyny, czyniąc z niej jeszcze bardziej enigmatyczną, mającą zbyt dużo czasu na przemyślenie i stosunek do decyzji już zapadłych.
Nie mogła przegrać.
Lestrange nigdy nie ponoszą porażki.



Doskonałe jest jedynie to, co nie posiada ograniczeń.



Patronus: Nie potrafi.


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 5 Brak
Zaklęcia i uroki: 7 +3 różdżka
Czarna magia: 0 Brak
Magia lecznicza: 0 Brak
Transmutacja: 20 +1 różdżka
Eliksiry: 3 +1 różdżka
Sprawność/Zwinność: 1/4 Brak
JęzykWartośćWydane punkty
Język ojczysty: angielski II0
Język obcy: francuski II 2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
KłamstwoI2
ONMSI2
RetorykaI2
Ukrywanie sięI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
SzczęścieI5
Szlachecka etykieta--
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Brak -0
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Muzyka (śpiew/instrument)III10
Muzyka (wiedza)III10
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec balowyII7
Taniec klasycznyIII25
GenetykaWartośćWydane punkty
Genetyka (jasnowidz)-0
Reszta: 1

Wyposażenie

Różdżka, sowa



[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Ophelia Lestrange dnia 24.02.18 23:37, w całości zmieniany 8 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ophelia Lestrange [odnośnik]24.02.18 22:56
Chyba gotowe!
Gość
Anonymous
Gość
Ophelia Lestrange
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach