Wydarzenia


Ekipa forum
Główne wrota
AutorWiadomość
Główne wrota [odnośnik]19.01.16 20:06
First topic message reminder :

Główne wrota

Rezerwat Albionów Czarnookich nieopodal Dover chroniony jest licznymi zaklęciami odstraszającymi nie tylko mugoli, ale i czarodziejów, a zwłaszcza kłusowników. Ukryty w lasach, tuż przy klifach, przeszklony budynek nad wejściem ozdobion jest herbem rodu Rosier - fundatorów tego miejsca - a zamknięte wrota, do których prowadzą strome kamienne, obrośnięte mchem schodki, otwierają się same jedynie przed upoważnionymi do przejścia czarodziejami. Ścieżki rozwidlające się od bram prowadzą ku ogrodom, gdzie bezpiecznie chowane są smoki o białych jak księżyc łuskach i czarnych jak noc ślepiach. 
Za wrotami znajduje się niewielki przedsionek wraz z kominkiem podłączonym do sieci Fiuu. Niewielkie przeszklone pomieszczenie odgrodzone jest od dalszych korytarzy magicznie zabezpieczonymi drzwiami.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 24.04.19 1:02, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główne wrota - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Główne wrota [odnośnik]20.09.17 19:19
Skinął głową na dźwięk jego słów, ostrzegawczo i lodowato, właśnie tak było: nie potrzebują porządku ani naprawy. Może trochę, ale to nie było żadnym problemem - wszystko było w porządku. Może przydałoby się sprzątnąć zwłoki za oknem i odremontować kilka rozwalonych dachów, ale to były drobiazgi - absolutne drobiazgi, które zostaną naprawione. Mordercza w iskra w jego oku sugerowała, że nie ma ochoty kontynuować tego tematu. Wystarczy mu tydzień, może trzy albo dwadzieścia, i doprowadzi to miejsce z powrotem do doskonałego stanu. Na pewno.
Nie podał ręki półolbrzymowi, lecz dostrzegł minę jego właściciela, skwitował ją lekko pobłażliwym i kategorycznym uśmiechem. I tak czynił im przysługę, pozwalając się temu pałętać po swoich włościach - w każdej chwili mógł przecież stracić nad sobą panowanie, wpaść w szał i zniszczyć więcej, niż wokół zniszczonego już było. Wierzył, że każda bestia powinna przede wszystkim rozumieć jedno - kto jest panem, a kto tylko bestią, a konsekwencja była absolutnie niezbędna, żeby tę spokojną homeostazę osiągnąć. Nie ustępował, nigdy, choć oczywiście, że zwierzęciu nie zawsze się to podobało - srogi wyraz twarzy jako zwiastun buntu pupila nie umknął jego uwadze, ale też żadnym ruchem ciała nie pokazał, żeby ten gest go poruszył - nie traktował go jako równego sobie, traktował jak pupila, istotę niższą, mniej bystrą, jak zwierzę: a zwierzę nie zawsze wiedziało, że to, co się z nim i wokół niego działo, musiało dziać się tak, a nie inaczej. Nie wątpił, że pojmowanie społecznych norm znajdowało się poza jego rozumieniem - co potwierdził zresztą późniejszy opryskliwy komentarz, na który zareagował jedynie subtelnym uniesieniem kącików ust.
- Nie przeszło mi to przez myśl - odezwał się do niego po raz pierwszy, wciąż z pewną pobłażliwością, przeszytą ironią, trwając w przekonaniu, że półolbrzym nie będzie w stanie jej pojąć. Na krótką chwilę złapał jego spojrzenie, nie bał się go. Z pewnością jego fizyczna siła robiła imponujące wrażenie, ale Tristan specjalizował się w okiełznywaniu magicznych stworzeń - a moc magiczna, którą dysponował on, pozostawała od mięśni znacznie potężniejsza. Nie przestawał go jednak obserwować z pewną fascynacją iskrzącą w oku, przez krótką chwilę zastanawiając się, czy ten cały Matt nie chciałby odsprzedać tego giganta. Przydałby mu się w rezerwacie. - Doskonale - odpowiedział już Bottowi, powracając ku mężczyźnie spojrzeniem. Nie poddawał ich słów wątpliwość, wyglądali na takich, którzy poradziliby sobie w najgęstszych mrokach Londynu, z zadowoleniem przyjął również sugestię, jakoby posiadali na tym polu pewne doświadczenie. Nie był pewien, czy sprawiali wrażenie skrupulatnych, ale przynajmniej na pierwszy rzut oka - wyglądali na skutecznych, a to było najważniejsze.
- Wszystkie materiały zostaną zagwarantowane, ale może być potrzebna pomoc w ich przetransportowaniu na miejsce - rzucił krótko okiem na półolbrzyma, zrobiłby to szybciej, niż jakikolwiek czarodziej. Zaklęcia mogły obniżyć wagę i wielkość desek, gwoździ, drewnianych beli, ale równie dobrze mogły je po prostu zniszczyć: a na to nie mogli sobie pozwolić. - Szczegóły prześlę listownie, kiedy przygotowania zostaną zapięte na ostatni guzik. Sądzę, że to nie potrwa długo, złożę powiadomienie bezzwłocznie, gdy zakończymy prowadzić... - przez chwilę szukał eufemizmu - pertraktacje handlowe, a nasz architekt skończy rozrysować plany. Nie ukrywam, że zależy nam na czasie. - Nawet nie dostrzegł, kiedy zmienił liczbę na mnogą. - I liczę na pośpiech - nie miał pojęcia, ile właściwie taki remont zajmuje czasu, ale wiedział, że go to nie interesowało - robota miała być zrobiona szybko. Nie mogli czekać długo - z tego powodu nie zamierzał też na pracach oszczędzać, sprawa naprawdę była ważna. Raz jeszcze obrzucił półolbrzyma krótkim spojrzeniem, był w stanie wykonać pracę za dwóch, a może nawet trzech dryblasów.
- Jeśli nasza współpraca - lub raczej wasza praca - przebiegnie sprawnie - w znaczeniu: tak szybko, jak się da - zapłacę dwieście galeonów - nie proponował wynagrodzenia na głowę, praca półolbrzyma była warta więcej, ale półgłówkowi na nic nie były potrzebne pieniądze, był przekonany, że właściciel weźmie je dla siebie i nie zamierzał się w to wtrącać. - Czas i jakość wykonanej usługi zrewiduje moją propozycję - przestrzegł, bo Biała Wywerna naprawdę musiała stanąć picuś glancuś w perfekcyjnym stanie. - Ufam, że to zadowalająca kwota - nie zamierzał się targować, zdawał sobie sprawę z tego, że płaci dużo, być może więcej, niż tacy jak oni kiedykolwiek mieli w ręce. I również - dużo wymagał.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Główne wrota - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Główne wrota [odnośnik]24.09.17 0:46
A to skurwysyn.
Patrzyłem na to jak wygina usta w pobłażliwy uśmieszek, a potem niemalże staje się chodzącą fontanną swojej wspaniałości. Zupełnie jakby był walonym wyjątkiem mogącym wkładać ręce do ognia bądź ślizgać gołym tyłkiem po nieoszlifowanej desce naszpikowanej rdzewiejącymi gwoździami.
Patrzyłem wiec jak wkłada przysłowiowy widelec w gniazdko zastanawiając się jak mocno go popieści, jak daleko był ten przeklęty kominek i czy w razie czego uda mi się z niego skorzystać nim ktokolwiek zareaguje. Czas jakby na chwilę zwolnił, a ja mógłbym przysiąc, że słyszałem, jak skórzana kurtka towarzyszącego mi półolbrzyma trzeszczy i skrzypi opinając spinającego się z gniewu właściciela. Przymknąłem oczy, a usta nałożyłem na siebie tworząc wąską kreskę nie spodziewając się niczego dobrego. Chwila ciągnąca się godzinę po której nastąpiła absurdalna wymiana zdań. Bez rękoczynów. Jak na razie. Bezszelestnie wypuściłem z siebie nadmiar wstrzymywanego powietrza starając się nie dać po sobie pokazać jak cholernie mnie ta cała sytuacja zaczyna przerastać. Nie miałem nad nią żadnej kontroli. Jedyne co mogłem zrobić to spróbować doprowadzić do jej końca. Poczułem więc ulgę gdy zaczęliśmy przechodzić do konkretów. Gotowy byłem podać nawet wagę, numer buta i długość chuja w zwodzie jeśli gość miał gdzieś pod ręką miarkę byle tylko przebrnąć przez ten cyrk bez uszczerbku na życiu bądź pozyskania kolejnego problemu do rozwiązania.
Padła kwota. Dwieście galeonów. Ogarnęło mnie oszołomienie każąc doszukiwać się w tym wszystkim jakiegoś podstępu. Zmierzyłem więc go uważnie ostentacyjnie wręcz obnosząc się z naturalną nieufnością. Postawa Rosiera świadczyła jednak o tym, że był co do swojej oferty poważny. Nie wątpiłem też, że jako lord może sobie pozwolić na szastanie podobnymi kwotami. Zwilżyłem usta, zerknąłem na Oliego. Nie mogłem tak po prostu się zgodzić. To nie pocieszyłoby Oliego. Zresztą mnie też. Nie podobała mi się wizja łaskawej wypłaty po.
- Chcemy zaliczki - odezwałem się ignorując pytanie o to czy kwota zadowala. Nie mogła nie zadowalać. Bardzo dobrze o tym wiedział. Nie chciałem zawieszenia wypłaty aż do końca zlecenia po tym, jak on ją oceni. Chciałem pieniędzy. Pewnych. Teraz.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Główne wrota [odnośnik]26.09.17 20:03
Nie patrzę już nawet na niego. Na nikogo. Niech sobie tam pogadają, mnie to nie interesuje. Po prostu jak nie zapłaci, to nie kiwnę palcem. Szkoda. Pewnie odbudowywanie w takim razie zajmie mu więcej czasu - a czas ponoć jest bardzo cenny. Skoro jednak woli ze mną toczyć wojny, to trudno. Jasne, że trochę mi przykro na samą myśl jakobym miał nie dostać gotówki, no ale takie życie. Nie pierwszy i ostatni raz robi mnie w chuja. Do tej pory żyłem sobie jakoś bez kasy Rosiera, pożyję jeszcze dłużej. Może akurat napatoczy się ktoś inny? Trzeba mieć kurwa nadzieję, bo jak się jej nie ma, to tak strasznie smutno jest. Dlatego oglądam sobie makabryczne widoczki dookoła i tak sobie myślę, że przydałaby się jakaś przekąska. Odcinam się niemal całkowicie od tamtej dwójki. Zaczynam sobie nawet cholernie irytująco pogwizdywać, chowam dłonie do kieszeni. Ten knypek ma szczęście, że nie rozjusza mnie jeszcze bardziej bo chwyciłbym go za gardło szybciej niż zdołałby mrugnąć, a co dopiero wyciągnąć różdżkę. Obiecałem Mattowi, że nie będę świrować pawiana (czy to taki ptak kolorowy?), więc myślę sobie o jakimś kurewskim, spokojnym jeziorku. A w nim skrzynia wypełniona po brzegi galeonami. O, to mnie od razu uspokaja. Tylko brew mi drgnęła słysząc kwotę, jaką ten smarkacz oferuje. Ma chłop gest. Ale to chyba jedna jedyna jego zaleta - jestem pewien. W zasadzie to dobrze, że dalej patrzę się gdzieś tam, bo po jego twarzy stwierdziłbym, że serio się zakochał, a to chyba sprawiłoby, że bym go obrzygał. Szkoda żarcia, ale co zrobić.
Usłyszawszy pomysł z zaliczką, kątem oka spoglądam na Botta, który widocznie mu nie ufa. I dobrze, też mu nie ufam. Pewnie odwalilibyśmy brudną robotę, a ten od razu by nas olał. Nie z nami takie numery. Niby od niechcenia więc splatam palce ze sobą, wyginam je w drugą stronę - cichy chrzęst kości być może niknie w odgłosach dookoła. Ponawiając pogwizdywanie najpierw odpinam mocno rozdrapane guziki rękawów kurtki, a potem te same rękawy podwijam pod łokieć. Nie mówię nic - nie przytakuję, nie zaprzeczam, nie robię też gwałtownych ruchów. Dopiero po chwili obracam się znów przodem do nich, wgapiając oczekujący wzrok w arystoklatę. Wszystko w jego rękach, cholera.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Główne wrota [odnośnik]27.09.17 19:32
Uniósł lekko brew, słysząc żądanie. Nie spodobało mu się to - był lordem, zarządcą rodzinnego rezerwatu, właścicielem zaczarowanego baletu, człowiekiem z interesami obytym. Oni - byli ludźmi z ulicy. Nie miał zamiaru zapłacić im ani knuta w ciemno, a potem szukać ich po zapyziałych knajpach, gdzie mieli zamiar przepić całą wypłatę, nie kiwnąwszy przy budowie nawet palcem. Nie - na to się zgodzić nie mógł, sprowadziłby na siebie śmieszność, gdyby pozwolił się wykiwać w taki sposób dwóm chłystkom. Czy też jednemu - i jego uroczemu pupilowi, który niespokojnie zaczyna pogwizdywać. Nie zwrócił na to większej uwagi, wciąż wpatrując się w Matta - przypuszczał, że półolbrzym znajdował się na umysłowym rozwoju trzy albo czterolatka, nie wyżej, takie umysły nie potrafiły zbyt długo koncentrować się na jednej rzeczy - znudzenie i niecierpliwość wydawały się absolutnie naturalne, prawdopodobnie akurat minęło coś około kwadransa odkąd rozpoczęli tę rozmowę - fakt, że dość długo na niego czekali, wydał mu się na tyle nieistotny, że już o nim nie pamiętał. Podchodził do niego jak do szczeniaka, który po oswojeniu się z nową przestrzenią z wolna zaczyna coraz odważniejsze figle, jako niestrudzony mały odkrywca wiecznie szukając nowego zajęcia. Wydawał się w swoim znudzeniu nieszkodliwy.
Jego usta wciąż trwały w uśmiechu, już nie pobłażliwym, a wilczym, zamiast wyuczonej sztucznej uprzejmości na jego twarzy pojawiło się coś ostrzegawczego - rysy skamieniały, przyjmując wyraz silniej obojętny. Zaskoczył go, być może przez chwilę było to po nim widać, ale nie miał zamiaru pozwolić zbić się z pantałyku - potrzebował ludzi, ale mógł na ich miejsce znaleźć innych; dobrze wiedział, że to on rozdawał tutaj karty.
- Sto sześćdziesiąt - poprawił swoją propozycję, powoli cedząc każdą głoskę. Nie przyszli do niego stawiać warunków - a z pewnością nie tym tonem. Być może w innych okolicznościach buta tego człowieka nawet by mu zaimponowała, ale nie dzisiaj, dzisiaj był zły. Przedstawił im - jemu - hojną propozycję, którą chcieli jeszcze przedyskutować. W porządku, mogli dyskutować, ostatecznie jeśli zjedzie z ceną jeszcze niżej, to wciąż będzie godziwe wynagrodzenie za wykonaną przez nich pracę - być może tacy jak oni nie lubili żyć w zbytku. - Traktuję tę sprawę poważnie - przypomniał jeszcze, składając obie dłonie razem z tyłu pleców, wyczekująco przyglądając się rozmówcy - kątem oka dostrzegł podwinięte rękawy koszuli Ogdena, ale nie wyglądało, jakby ten gest zrobił na nim wrażenie.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Główne wrota - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Główne wrota [odnośnik]05.10.17 3:47
Ta robota, to było coś co mogło rozwiązać dwa problemy spędzające mi sen z powiek. Pieniądze i to, że przynajmniej do końca umowy Burke być może nie zrobi mi czegoś przykrego. W momencie jednak, kiedy w grę wchodziła opłata po, oznaczało to mniej więcej tyle, że nie tylko być może serce będę miał dalej tam gdzie powinno być, jednak też, że być może tak właściwie nie zobaczę nawet knuta po tym, jak zrobię to co ode mnie wymagano. Nie podobało mi się to. Chciałem mieć coś pewnego, lecz zapowiadało się na to, że nic mi po tym. Do tego niemalże czułem, jak gość ma ochotę brać mnie pod włos. Z jego wyniosłych oczu aż ziało proste przesłanie: moja oferta, moje zasady. Działało to na mnie jak płachta na byka sprawiając, że oferta niższej stawki zadziałała na mnie odwrotnie niż powinna
- To nie ma znaczenia - dalej chcemy zaliczki. Robota ma się odbyć w niewiadomym terminie, wiadomej okolicy, a my mamy jeszcze stawić się na skinienie palca gdy tylko pojawi się takie pragnienie - nie mam nic przeciwko temu... - o dziwo naprawdę nie miałem. Rozumiałem, jak pieniądz rządzi światem, jak sprawia, że można wymagać. Drażniło mnie jednak to jak oderwana od rzeczywistości była to oferta, to jak wymagał bym to ja obdarzył go zaufaniem, że pieniądze w ogóle zobaczę na oczy bo jest Rosier. Mowy nie było. Gdy się robi interesy na Nokturnie każdego należny uważać za krętacza i łgarza - ...ale to oznacza ze do tego czasu, nie wiadomo właściwie jak odległego, mamy związane ręce, a ja nie mam zamiaru żyć na tekturze i deszczówce czekając na sowę, a potem srać pod siebie myśląc czy w ogóle dostanę cokolwiek za tę robotę, czy też jednak będę musiał przeciągnąć swoją dietę do lipca - nie miałem pojęcia czy dobrze zaprezentowałem swoje obawy, wątpliwości. Nie miałem zamiaru się z nimi czaić i udawać, że ich nie mam. Strzelałem, że takie problemy dla szlachcica to pewnie jakaś abstrakcja.
- Dlatego chcemy zaliczkę. Powiedzmy przykładowo pięćdziesiąt teraz, a reszta może być zrewidowana po tym, jak zostanie oceniony czas i jakość wykonanej usługi - zacytowałem wiedząc jak wiele niewiadomych się pod tymi słowami kryje. Ale to nie musiało mnie tak boleć - jak zapewni mi kawałek czegoś pewnego to byłem gotowy stać się na to niewrażliwy. Nie powiem jednak, że nie czułem strachu. Nie byłem aż takim idiotą by czuć się tu pewnie. Nie zdziwiłbym się gdyby moja nerwowość była w tym momencie bardziej zauważalna. Pomimo tego byłem gotowy iść w zaparte by w końcu spróbować wywalczyć po raz pierwszy od dawna coś pewnego. Pokrzepiała mnie myśl że Wywerna spłonęła pod koniec kwietnia. Blisko dwa tygodnie temu. On wciąż szukał. Podniosłem na niego swoje spojrzenie.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Główne wrota [odnośnik]10.10.17 15:17
Stawka drastycznie maleje. No cóż. Matt ma rację, nie będziemy robić za darmo. Tacy jak ci arystoklaci może i mieli kasę, ale honoru to wcale. Byleby się tym hajsem z nikim nie dzielić, bo to przecież ujma na honorze. Straszne. Tak jakby bardzo miał zubożeć, nawet jeśli rzeczywiście mielibyśmy go oszukać - a nie mieliśmy. Całkiem serio podchodzę do sprawy, ale ja nie jestem dobry w ględzeniu. Najchętniej to po prostu chwyciłbym go za gardło i miotnął w budynek, ale tak to interesu nie zrobimy. Czasem coś wiem, nawet jeśli wydaje się, że wcale nie. Niech się zatem cieszy, że poddaję się znudzeniu zamiast robić z niego plamę. Pozwalam mówić Bottowi, bo on to tak jakoś ładniej w te słowa układa. Co prawda używa jakichś cholernie trudnych wyrażeń, ale dobra tam. Nie muszę tego w końcu rozumieć. Dalej sobie pogwizduję, z podniesionymi rękawami, oglądam otoczenie. I czekam. A to czekanie tak kurewsko się dłuży.
Mam ochotę spytać, czy w końcu płaci czy mamy iść, ale się powstrzymuję. Czasem posiadam ten instynkt zachwiany czy jakiś tam. Nie chce nas to nie, pewnie zrobiłbym robotę szybciej i sprawniej niż troje ludzi, ale skoro nie chce, to nie. Do tej pory jakoś żyliśmy bez galeonów tego dziada, przeżyjemy i więcej. Załatwimy sobie jakąś lepszą fuchę, może to nawet lepiej, że nie będziemy musieli słuchać jego biadolenia i oglądać tego zakochanego we mnie wzroku, bo już mi się rzygać chce od tego wszystkiego. Robię się coraz bardziej głodny, chyba nawet donośne burczenie żołądka wyrywa się z mojego wnętrza. Chujowo tylko, że przyszliśmy w zasadzie na darmo. A mogliśmy w tym czasie robić coś pożyteczniejszego - na przykład chlać albo mordować. O, to byłoby super. A tak to straciliśmy kupę czasu, żeby się tylko wkurwić. Ale dobra, stoję dalej, drogę przebieram już nogami ze zniecierpliwienia. Olejmy go ciepłym moczem (nawet dosłownie) i wynośmy się stąd kolego. W ogóle to całkiem ciekawe, że temu palantowi zależy na jakiejś tam karczmie czy co to tam było, w dodatku na Nokturnie. Nie może sobie jebnąć pałacu w tym swoim Devon czy gdzie on tam mieszka? Chyba nigdy nie zrozumiem tych idiotów, co robić.


no one cares

Oli Ogden
Oli Ogden
Zawód : zbir
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
- Kup mi whiskey.
- Będziesz pił whiskey? Jest 10 rano.
- W takim razie kup whiskey i płatki.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półolbrzym

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4869-oli-ogden#105453 https://www.morsmordre.net/t4878-nokturnowy-smietnik#105711 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t4880-skrytka-nr-1247#105726 https://www.morsmordre.net/t4879-oli-ogden
Re: Główne wrota [odnośnik]11.10.17 1:54
Założył ramiona na piersi, zastanawiając się, co było nie tak z tym dwojgiem. Oferował im pieniądze, których najprawdopodobniej nie zaproponowałby im nikt inny za taką błahą robotę - była to tylko robocizna, a do takiej pracy zatrudnić ludzi wcale nie było trudno, na dobrą sprawę powinien się więc zniecierpliwić ich bezczelnością i arogancją i wystawić ich za drzwi; problematyczny pozostawał fakt, że Tristan nie miał innych chętnych - rozbudzone anomalie skutecznie odrzucały ewentualnych śmiałków. Nie dziwiło go milczenie półolbrzyma, zdumiałby go znacznie bardziej, gdyby faktycznie zrozumiał wartość pieniądza, którą Tristan im oferował i wziął udział w negocjacjach, nie bez powodu jednak pełnił tutaj rolę dobrze wyglądającego pupila. Pupila być może świadczącego o kompetencji tych dwojga w zakresie usług, których potrzebował, mimo wszystko zdawał sobie sprawę z tego, że półolbrzym mógł okazać się niesamowicie cennym nabytkiem. Być może bali się, że ich oszuka. Oni, podwórkowe dryblasy, obszczymurki, że on, lord Kent, wywinie im numer i sprzątnie im kasę sprzed nosa. Nie wątpił, że w ich stronach rozwiązywano podobne sprawy w taki sposób, co jedynie utwierdzało go w przekonaniu, że kontynuowanie tej rozmowy nie było rozsądnym pomysłem. Znacznie prościej było mu uwierzyć w niesłowność tych dwojga niż uznać własną reputację za gołosłowną - zwłaszcza, kiedy proponował im horrendalną stawkę za prostą pracę, nawet, kiedy zabrał z niej niemal połowę nadwyżki - to wciąż było znacznie więcej pieniędzy, niż płacono za podobne zajęcia przeciętnie, nawet pomimo... niesprzyjającej okolicy.
Dryblas przedstawił sprawę w prostych, ale znaczących słowach; wizja życia bez pieniędzy szczególnie jawiła mu się jako coś mało odrealnionego, nie znał smaku biedy i nie rozumiał ich problemów. Co więcej, niezbyt go one obchodziły - potrzebował dobrze wykonanej pracy, a nie wychowanków, których będzie utrzymywał, kiedy ci będą zbijać bąki w swoich kanciapach. Chciał mieć coś pewnego - tyle mógł zrozumieć i, tak, mógł mu to nawet dać, ale inaczej, niż w złotych monetach.
- Spiszemy umowę - oznajmił więc, nie będąc pewnym, czy ten człowiek w ogóle wiedział, czym umowa była. Nieistotne, większego gwaranta nie mógł im zaproponować. - Panie... Matt, raczy pan wziąć pod uwagę, że nie należę do szczególnie hojnych darczyńców; rozdawanie moich pieniędzy ubogim nie leży w kręgu moich zainteresowań. Zamierzam zapłacić za wykonaną pracę, nie oddać własne pieniądze na utrzymanie człowieka, którego przyszłość jest równie niewiadoma, jak jego zamiary. - I tak przeciągali strunę. Mógł dać im pieniądze teraz - a oni mogli zniknąć jutro. Nie była to kwota, która wywołałaby u niego znaczące zubożenie, ale tylko zarządzając siłą pieniądza można było pojąć jego potęgę; nie chciał popełniać błędów. - Umowa zagwarantuje minimalne wynagrodzenie po wykonanej pracy, uwzględni również ewentualny zadatek za jakość i - przede wszystkim - szybkość wykonanej pracy. Obejmie również szereg oczywistych i pospolitych usterek, których obecność obniży standardowe wynagrodzenie. - Założył ręce z tyłu, unosząc lekko podbródek, uchwyciwszy spojrzenie Botta. Trochę wyczekująco, a trochę pytająco. - Do ukończenia prac, nie dłużej, mogę zagwarantować wyżywienie - dokończył, kątem oka wyłapując półolbrzyma. Wolał załatwić to pomyślnie - jeśli mieli do tego czasu zdychać z głodu, ostatecznie mógł im zapłacić za świnię czy rosół; nie będzie to kosztowało więcej, niż kwota, którą odciął od wynagrodzenia.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Główne wrota - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Główne wrota [odnośnik]29.10.17 22:33
Spiszemy umowę - powiedział, a ja się poczułem zaskoczony. Nie było to coś do czego dążyłem i chyba nie było to coś czego on też sam z siebie chciał. Zacząłem się nad nim zastanawiać słuchając go dalej. Umowa na pergaminie była gorsza od tej przypieczętowanej zaklęciem, lecz obecnie nie groziła skończeniem z serią niefortunnie wyczarowanych przez anomalię noży w piersi. Była bardziej jednak wiążąca niż słowa - zostawiała jakiś ślad. A najwyraźniej oboje byliśmy w stosunku do siebie bardzo przezorni i nie ufni. Mi na prawdę ciężko było uwierzyć, że jakiś szlachcic był w stanie nokturnowej męcie (no nie oszukujmy się) zaoferować taki deszcz galeonów, a jemu że faktycznie się z tego wywiąże. Umowa wydawała się więc pewnym kompromisem, gwarantem. Lichym bo lichym, lecz nawet ja byłem w stanie dodać jeden do jednego by zrozumieć że jedynym rozsądnym. W końcu dzięki temu osiągnę jakąś pewność, a tego przecież chciałem. Z tego powodu zacząłem dyskusję. Kompromis.
Nie byłem tego do końca świadomy, lecz robiłem minę wyrażającą intensywne myślenie. Co jak co rzadko mi się to zdarzało. Do tego pełna micha - to bardziej niż dla mnie było korzystniejsze na pewno dla Oliego i jego trzech krowich żołądków. No ale nie można było uznać tego, za jakiś gest.
- W porządku. Niech będzie - uległem czując się z tym nieco nieswojo. Jakaś część mnie kazała mi jednak triumfować nad tym, że wyszło trochę na moje. Co z tego, że nie małym kosztem. Bo kosztem kilkudziesięciu galeonów ale ego się prężyło - Matthew Bott - będzie to potrzebne do tej no, umowy - przetarłem dłonią pod nosem pociągając nim nieznacznie.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Główne wrota [odnośnik]30.10.17 0:08
Z westchnieniem przyglądał się minie niejakiego Matta, zastanawiając się, ilu już czasu spędził na tej rozmowie - nie powinien poświęcać im aż tyle czasu. Nie powinien płacić im aż tyle. Szukał ludzi konkretnych i zdecydowanych, a ci tutaj wyraźnie przyzwyczajeni byli do stawiania warunków. W pewien sposób - szanował to u ludzi -  w tym momencie jednak zwyczajnie nie miał na to czasu. Czekało na niego wiele obowiązków - nie tylko w rezerwacie, ale i poza nim - a zebranie zespołu odpowiedzialnego za ukończenie napraw było teraz absolutnym priorytetem. Uniósł lekko brew, oczekując odpowiedzi - płaca, którą proponował, winna przecież momentalnie skłonić ich do ochoczego przystąpienia do wykonywania swoich obowiązków. Powinna, ale tego nie zrobiła. Finalnie, nokturnowa zgraja jednak łaskawie zgodziła się na absurdalnie polubowne warunki dyktowane jedynie pośpiechem, na krótko przeniósł wzrok na stworzenie przyprowadzone przez Botta, może przez moment jednak nie będąc pewnym, kto jest tutaj właściwie mózgiem operacji, może upewniając się, że znudzony zbyt długim przebywaniem w jednym miejscu półolbrzym wciąż tutaj stoi. Stał - a transakcja wydawała się dopełniona.
- Matthew Bott - powtórzył za nim, zapewne chcąc zapamiętać nazwisko, machnięciem różdżki przywołał samopiszące pióro, które na lewitującym w powietrzu pergaminie spisało podane nazwisko. Półolbrzym nie był istotny, wystarczyło nadmienić go z rasy pomiędzy punktami, Ollie wydawał się bowiem Tristanowi zaledwie pupilem, zwierzątkiem równie odpowiednim do tego zadania, co koń pociągowy. - Zrobimy to od razu - uznał, odwracając się w kierunku pióra, które rozwinęło kolejny pergamin. Zaczął mu dyktować warunki zgodne z podjętymi ustaleniami, wpisując niższą z podanych płac, dookreślając termin jedynie jako przyszły, wpisując Botta z nazwiska - i półolbrzyma bezosobowo. Dopiero, kiedy dwie kopie były gotowe, złożył na nie swoje podpisy, oczekując od Botta, by ten dokonał tego samego - jeden z egzemplarzy przekazał gościom, drugi, zwinął w rulon i wrzucił do kieszeni szaty, skinąwszy głową dwójce osiłków. Przez moment zawahał się, wiedząc, że finalizacja umowy winna zakończyć się uściskiem dłoni, dostrzegając jednak dłoń Matta przesuwającą się pod nosem, którym pociągał, wyraźnie z tego zrezygnował. Papier był dowodem, dowodem na koneksje i powiązania z Białą Wywerną, ale powiązania te były tak oczywiste, że ich ewentualne wykrycie wydawały się Tristanowi niegroźne. Udział w remoncie spalonego budynku nie był - jeszcze - w tym kraju przestępstwem. Ostatecznie skinąwszy głową wycofał się wgłąb korytarzy, zostawiając dwójkę drabów samym sobie.

/zt x3 :pwease:



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Główne wrota - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Główne wrota [odnośnik]25.10.18 18:08
3 września
Zmiany. Ich wydźwięk brzęczał echem w jego umyśle niczym mosiężny dzwon, który nie milknął na chociażby jeden moment. Czuł się przez nie pochłaniany, otoczony, a droga ucieczki była zatorowana kamieniami, które sam tak ułożył. Nie chciał wracać. Nie był nauczony, by się poddawać, chociaż z chęcią wygłuszyłby każde bodźce, które napierały z każdej strony. Głos ojca przypominający mu o tym, czego się po nim spodziewali. Spojrzenia wszystkich mówiące o zbliżającym się wielkim dniu. Listy zwołujące zebrania w Białej Wywernie oraz Stonehedge. Milczące interwały, które zapanowały między nim a Marine. To wszystko było aż nadto. Wiedział, że to uniesie - nie miał innego wyjścia - lecz oddałby wszystko, za odjęcie z niego tego ciężaru odpowiedzialności, chociażby na chwilę. By zdołał zaczerpnąć powietrza pełną piersią; by przypomniał sobie jak wyglądał świat widziany oczami kogoś, kto nie miał pojęcia o wojnie. Nigdy jednak nie miało się to stać, a on po chwilach słabości zawsze ganił się okrutnie za to, że w ogóle je do siebie dopuszczał. Musiał stanąć mocno na nogach, zaprzeć się i nie pozwolić, by cokolwiek z zewnątrz przedostało się do jego domu. Tylko on stał między tymi, którzy byli mu bliscy, a całą resztą. Złożył przysięgę, krwawa ofiara została złożono, wieczne potępienie już się dokonało. Był mordercą i nieważne jak bardzo się temu zapierał, w głębi siebie wiedział, że tak właśnie było. Stał się nim, miał nim wciąż być dla wyższego dobra. Nie czerpał z tego przyjemności, nie doszukiwał chorej satysfakcji. Robił to, bo wiedział, że bez poświęcenia nie miało być zwycięstwa. Oddanie siebie, swojego życia było jego pełnią i dopóki wiedział za co walczy; dopóki wiedział, że dom wciąż stał, nie miał się wahać. Zmiany były częścią tego całego procesu i bez względu na to, co by robił, one nadchodziły. Nieustępliwe i często nieproszone, nieuniknione. Mądry człowiek nie walczy ze zmianami. Mądry człowiek umie je wykorzystać. Nie pamiętał, by spędzał z dziadkiem wiele czasu, lecz te słowa, jego słowa przeorały koryto w umyśle młodego Morgotha i woda wezbrała w jego brzegach wiele lat później. Rozumiał, jednak chciał niekiedy podzielić się swoim bagażem z kimś, kto powiedziałby jak sprawić, by trudne rzeczy, nie przygważdżały tak boleśnie do ziemi. Nie szedł do nikogo. Nosił to w sobie, dając się hartować każdej przeszkodzie. Pod niektórymi uginały mu się kolana i upadał nimi z mocą na twardy grunt, lecz nigdy nie runął. Wiedział, że najcięższe z prób dopiero miały nadejść. Póki co wciąż stał, chociaż kto w jego wieku posiadał tyle blizn? Patrząc na swoje odbicie widział nie tylko te widoczne znamiona. Każde jednak oznaczały grzechy, które popełniał i błędy, których się dopuszczał. Nikt nie miał poznać ich wszystkich. Nikt poza nim samym.
Podniósł spojrzenie, by zatrzymać je na stojącej przy drodze wierzbie płaczącej. Pochylona delikatnie w stronę gościńca była domem dla wielu stworzeń i wytchnieniem w upalny dzień. Długie witki poruszały się na wietrze i zachęcała każdego do chwili kontemplacji i mogłoby się wydawać, że ów widok spokojnego drzewca ukoi nawet najbardziej zszargane nerwy. Teraz jedynie przypominała Morgothowi haniebne niedopatrzenia, których dopuścił się Fortinbras. Bardzo chciał, żeby te słowa nigdy nie padły. Na moment jeden z ptaków odwrócił uwagę opiekuna smoków, który odetchnął niezauważenie. Stworzenie mogło wzbić się w powietrze i odlecieć zostawiając za sobą całe zło, które je dotykało. Smoki były takie same, lecz nie uciekały. Walczyły do końca, chociaż świadomość rychłej śmierci uderzała w nie z każdej strony. Delikatni nie mieli wszak wytrwać w tym świecie. Gdy tylko o tym pomyślał, wyprostował się nieco mocniej, by odszukać oczami subtelnych rysów twarzy swojej narzeczonej. Czy i ona miała w pamięci tamten moment upokorzenia? Tak bardzo chciał jej wtedy pomóc. Chciał złagodzić wszelki ból, jaki niosła w sobie, ale nie wiedział jak. Nie umiał odnajdywać się w ludzkich uczuciach. Stać było go jedynie na postawienie się stryjowi, zaburzając już i tak kruche relacje między nimi. W świecie mężczyzn było to prostsze niż patrzenie na wyraźnie zagubioną Marine. Chciał ją przepraszać, ale to nie tego chciała. To wszystko stało się o wiele trudniejsze niż kiedykolwiek, a on nie wiedział jak pomóc podtrzymać się z głową uniesioną w górę niedługo najbliższej osobie w swoim życiu. - Marine... - wymówił jej imię z dziwnym namaszczeniem jakby to w nim ukrył wszystko, co chciał jej przekazać, lecz wraz ze zwróceniem na siebie jej uwagi, umilkł. Powiedz mi wszystko, co czujesz, bo ja nie wiem, czym są emocje.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Główne wrota [odnośnik]25.10.18 23:18
Nigdy by nie przypuszczała, że stając u wrót smoczego rezerwatu, jedynymi towarzyszącymi jej emocjami nie będą ekscytacja i radość. Czekała na tę wizytę od kiedy tylko Morgoth wspomniał o zaproszeniu jej tutaj, cieszyła się jak dziecko, naiwnie i szczerze, nie mogąc uwierzyć, że moment ujrzenia na własne oczy gatunku, o którym czytała legendy, wreszcie nadszedł. Wyspiarka już wkrótce miała pojawić się w zasięgu jej wzroku, lecz Marine daleka była od okazywania zdrowego podniecenia. Nie minął nawet miesiąc, a wydarzyło się naprawdę wiele; jeden wieczór położył się cieniem na nastroju panny Lestrange, ponieważ upokorzenie odczuła niezwykle żywo i zraniło ją ono naprawdę głęboko. Wiedziała, że słowa mają wielką moc, lecz to nie one poniżyły ją najbardziej. To ich brak spowodował później niejedną bezsenną noc i bolesne uświadomienie sobie po raz kolejny, że prawdziwe życie niewiele ma wspólnego nawet z najbardziej realnym snem.
Starając się zadowolić wszystkich, tak naprawdę nie zadowoliła nikogo, a już na pewno nie samej siebie – była to cenna lekcja na przyszłość, lecz jej reperkusje wciąż dopadały ją na nowo, niczym natrętne bahanki zalegające się w nieużywanych długo instrumentach. Wiedziała, ze rozpamiętywanie nie mogło niczego zmienić, lecz to wszystko było na tę chwilę silniejsze od niej – udając się na spotkanie myślała właściwie tylko o tym, że będzie to ich pierwsze zetknięcie się ze sobą od pamiętnego wieczoru w Fenland, kiedy to wuj jej narzeczonego okazał się mieć mniej taktu niż tamtejsze trolle. Z ciężkim sercem mijała wierzbę płaczącą, starając się nie odwzorowywać jej nastroju, a kiedy znalazła się przy narzeczonym uniosła głowę i obdarzyła go delikatnym uśmiechem. Była mu przecież wdzięczna za to, że miał przyczynić się do spełnienia jednego z jej marzeń, a ponadto wolała wszystkie niewypowiedziane kwestie przedyskutować w cztery oczy, zamiast zamiatać je pod dywan; tego zdążyła się już w swoim życiu wyuczyć doskonale.
Oboje nie zamierzali udawać, że wszystko jest w porządku, a panująca pomiędzy nimi relacja przypomina sielankę – być może świadomość tego była dobrym krokiem do rozwiązania sprawy, o ile czyny miały iść w parze ze słowami. Tak naprawdę Marine wcale nie oczekiwała przeprosin, bo nie zamierzała narzucać mężczyźnie jak ma się zachowywać w stosunku do członków swojej rodziny; relacji między nimi nie zdążyła przecież jeszcze poznać tak dobrze, jakby tego chciała. Miała tylko nadzieję, że zostanie zrozumiana, bo przecież mieli wszelkie predyspozycje co do tego, by tak właśnie było.
W jego powitaniu wyczytała niemą prośbę, dlatego nie zamierzała kryć się za uprzejmościami i zmianą tematu na niewygodny dla nich obojga, ale przynajmniej odległy od tego, co musieli przedyskutować. Żadnych masek, nie zasługiwali na to.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tamtego wieczora – zaczęła niemrawo, bowiem rozmawianie o własnych potknięciach zawsze było gorzką pastylką do przełknięcia – Zapewniam cię, że nie jestem obrażona, a jedynie skonfundowana. Jeśli chciałbyś o tym porozmawiać, wyjdę ci naprzeciw – zapewniła, niemalże gorliwie.
Starała się. Bardzo zależało jej na tym, by ta relacja wypaliła, by nie był to tylko pusty związek mający na celu ustanowienie sojuszu pomiędzy dwoma rodami. Oczywiście, że oboje mieli w stosunku do tych rodów obowiązki, ale poza tym byli przecież tylko ludźmi – jeśli chcieli wypełnić swoje zadanie jak najlepiej, musieli współpracować. Idealizowanie wszystkiego i wypieranie się potencjalnych potknięć nie miało sensu, lecz dopóki jedna osoba była w stanie złapać drugą w momencie słabości, wszystko miało grać niczym dobrze nastrojony instrument.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Główne wrota - Page 3 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Główne wrota [odnośnik]26.10.18 9:12
Gdy ją zobaczył, od razu poczuł, że zrobił kardynalny błąd, zgadzając się na dzisiejsze spotkanie i nie robiąc absolutnie nic, by temu zapobiec. Kylo mógłby zasiąść na jej parapecie z wylewnymi przeprosinami, sam Morgoth mógł pojawić się na wyspie, by wszystko wyjaśnić. Zamiast tego znajdowali się właśnie tu, w Kent. Miejsce ich spotkania nie współgrało z nastrojami, które panowały w nich oraz między nimi, lecz na to nie mógł mieć już wpływu. Mógł jedynie wyrzucać sobie własną głupotę. Chwalił swój pragmatyzm, który był tak silnie zakorzeniony w rodzinie; czuł dumę z percepcji do wybiegania myślą o wiele dalej od innych, a mając do czynienia z przyszłą żoną, nie potrafił przewidzieć w przód czegoś podobnego. Od kilku dni unikał stryja, boleśnie dając wszystkim domownikom znać, że ostateczna kropla przelała już i tak pełną czarę goryczy pomiędzy nimi. I nikt nie był w stanie na to wpłynąć. Uderzające zachowanie jednej osoby pociągnęła za sobą lawinę innych. A tego Yaxley nie mógł sobie wybaczyć. Sfrustrowany nie przypominał siebie, a nadchodzące wydarzenia nie ułatwiały mu zadania, stanięcia twarzą w twarz z bolesnymi rozmyśleniami i dokładnego ich przeanalizowania. Teraz jednak było już za późno na cokolwiek. Nie mógł odesłać narzeczonej lub poprosić by nie przekraczała granicy rezerwatu. Wiedział, ile znaczyła dla niej ta wizyta, a temat który musiał wypłynąć, po prostu musiał, tego dnia nie kalkulował się do pomnażania pozytywnych wrażeń i odbierania szalejących bodźców ekscytacji. Przyjemność miała jej zostać odebrana i oboje doskonale zdawali sobie już z tego sprawę, gdy ich spojrzenia się zbiegły. A Morgoth jej naprawdę nie tego życzył. Chciał, żeby ciągnęła z tego dnia tyle ile mogła, by uśmiechnęła się chociaż odrobinę i wypowiedziała jego imię dokładnie tak jak wtedy. Tak jak ten jeden raz na tarasie.
Zagryzł na moment dolną wargę, słysząc jej pełne wyuczonych formułek słowa. Myślał, że ten etap mieli już za sobą, ale rozumiał dlaczego to zrobiła. Wcześniej niezachwiana pewność, którą w nim pokładała, została zaburzona i nie potrafiła odpowiednio wybadać gruntu, który wcześniej pewny, zatrząsł się w posadach. Zawierzyła mu naiwnie, a on pozwolił na to, by cios nadszedł i uderzył. Fakt, że nadszedł on ze strony jego własnej rodziny, bolał go najbardziej, bo nie był na to gotowy. Nie chciał dostrzegać rozłamów wewnętrznych, skupiając się na tym, co działo się po drugiej stronie bariery, a tym samym przegapił zgniliznę. Rosła tuż pod jego nosem, a jej imię przywoływał w myślach z wielką niechęcią. Fortinbras doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że bratanek nie mógł się chronić przed własnym nazwiskiem - ograniczony tradycją, szacunkiem wobec starszego mężczyzny, obecnością kobiety był w potrzasku, który brat nestora sprytnie zarzucił. Dlatego opiekun smoków zacisnął pięści, trwając w miejscu, a nie podchodząc do stryja i mówiąc, co myślał o jego pijaństwie i braku zainteresowania córkami. Nie mógł. Po prostu nie mógł, a ten brak reakcji palił go najbardziej na równi z własnym wstydem. Dlatego blady uśmiech Marine, jej słowa, jej postawa ubodły go jeszcze bardziej, bo korzenie się przed nim nie było tym, co powinna była zrobić. To on popełnił błąd, a teraz karała za niego samą siebie. A przecież złamał obietnicę. Pozwolił na coś, co nigdy nie powinno było się wydarzyć. A teraz przed sobą miał nie Marine, a lady Lestrange gotową do dyskusji. Wstręt do własnej osoby pojawiał się u Yaxleya ostatnio coraz częściej i jeśli kiedykolwiek miał odejść, to tylko na jakiś czas.
- Czemu miałbym? - spytał wyraźnie zaskoczony, chociaż na jego twarzy nie było widać zdziwienia; można było dostrzec w nim budujące się iskry poirytowania i frustracji, mające podłoże jedynie we własnych błędach. Rozkojarzony nie był sobą w ostatnim czasie, a Marine na tym cierpiała. Zdawać by się mogło, że milczenie między nimi było naturalne, jednak Morgoth nie zamierzał pozostawiać niedopowiedzeń tylko dlatego, że normalnie ograniczał się mocno w wypowiedziach. Obce osoby nie mogły wiedzieć, co chodziło mu po głowie, ale ta sytuacja była inna i zdawał sobie z tego sprawę. Przy Marine, z Marine musiał to zmienić, chociażby z tego powodu, że nie była to relacja płytka i jednorazowa. Budowana latami miała dać owoce lub zawieść. A oni dopiero się siebie uczyli. Budowanie na chwiejnych fundamentach było błędem i pomimo młodego wieku widzieli różnicę. - Naprawdę sądzisz, że powinnaś mi się tłumaczyć? To ciebie skrzywdzono. - U mnie ucierpiała jedynie duma, przeleciało mu przez myśli, jednak nie wypowiedział tego na głos. Odeszli od głównych budynków rezerwatu, kierując się ku wylęgarniom, lecz ucieczka przed ciekawskimi spojrzeniami i gumochłonami była tym razem wręcz powinnością. Gdy znaleźli się już na tyle daleko, by swobodnie porozmawiać, Morgoth kontynuował urwane wcześniej słowa. - To, co się stało, jest tylko moją winą - odparł, marszcząc instynktownie brwi na samą myśl o stryju. Przywołał od razu tamtą scenę. Jego sylwetka nigdy nie wróżyła niczego dobrego, dlaczego więc nie podszedł do niego sam? Dlaczego nie poprosił jej, żeby poczekała? Kretyn. - Byłaś w moim domu, jesteś mi przyrzeczona, to ja odpowiadam za to, co do ciebie dociera - specjalnie podkreślał dane słowa, by nie miała nawet czelności tego podważać. By nie śmiała brać winy na siebie. To godziło w niego bardziej niż cokolwiek innego. Nienawidzę go. Nie przeszłoby mu to przez gardło, chociaż bardzo tego chciał.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Główne wrota [odnośnik]26.10.18 22:16
Chciała się wytłumaczyć. Uważała, że jeśli wyłoży wszystkie swoje uczucia i emocje jak na srebrnej tacy, łatwiej będzie im odnaleźć drogę do pojednania. Małe kryzysy miały moc wzmacniania relacji, jeśli tylko były mądrze rozwiązywane; Marine nie uważała się wcale za autorytet w dziedzinie mediacji, lecz liczne próby analizy problemu doprowadziły ją właśnie do takich, a nie innych wniosków. Powinna mu powiedzieć, co ją gryzie, bo skoro mieli wieść wspólne życie, nie zasługiwał na niedopowiedzenia w sprawach, które dotyczyły jego samego. Nie mieli szans osiągnąć zbyt wiele, jeśli każde z nich patrzyłoby w inną stronę.
Ruszyli sprzed bramy, a panna Lestrange wsparła się na ramieniu narzeczonego podczas pokonywania kolejnych stopni oraz ścieżek. Pod eleganckimi, skórzanymi rękawiczkami skrywał się pierścień z zielonym turmalinem i swoją obecnością nawoływał do dialogu. Nie mogli jednak rozmawiać w momencie, gdy dosłyszeć ich mogły inne osoby, dlatego kontynuowali temat dopiero wtedy, gdy zaczęli zagłębiać się na nieznane wcześniej Marine tereny. Mimo wszystko chłonęła uroki otoczenia i zapisywała w pamięci każdą niezwykłą rzecz, której była świadkiem. Znała już ten intrygujący zapach siarki, lecz niezwykle miło było poczuć go znowu.
- Nie czuję się skrzywdzona – zaprotestowała, lecz nie przesadnie gorliwie – To nie było przyjemne wydarzenie, ale dało mi do myślenia. Tylu jeszcze rzeczy o sobie nie wiemy i zdaję sobie sprawę, że w naszej relacji nie chodzi o to, by od razu odkryć wszystkie karty – ścisnęła lekko wierzch jego dłoni, pragnąc wzmocnić swoją deklarację.
Nie żądała od niego wyjawienia wszystkich sekretów, lecz najwyraźniej nadszedł czas, by poznał niektóre z tych skrywanych przez nią. Marine nie miała pojęcia, ile informacji wymienili między sobą nestorzy podczas zawierania między sobą kontraktu dotyczącego narzeczeństwa dwójki młodych ludzi, spacerujących teraz po smoczym rezerwacie. Do niej samej nie dotarły żadne szczegóły, lecz czy Morgoth wiedział o Pladze Koszmarów? Czy był w stanie wyobrazić sobie, jak podle musiała się czuć, słysząc o fatum dotykającym małżonki Yaxleyów? Wierzyła, że trawiła go frustracja związana z niemożnością natychmiastowego odpłacenia się wujowi, lecz wtedy w Fenland złapała się w sieć własnych słabości i nie była już w stanie myśleć o niczym innym. Odetchnęła, zanim zdecydowała się mówić dalej.
- Nie wpiszę się w schemat, o którym mówił twój wuj, nie będę tylko jedną z wielu – mówiła to z przekonaniem tak silnym, na jaki było ją w tym momencie stać – Ale wizja, którą rozrysował, była aż nadto wyraźna, bo przecież w mojej rodzinie nie trudno o szaleńca – nie uważała, by ta informacja miała go w jakiś sposób zrazić, jeszcze nie – Mam słabości, z którymi ciężko mi walczyć, bo za długo dusiłam je w sobie, zamiast rozprawić się z nimi raz a porządnie. Moja matka i ciotki po nałożeniu obrączek nie cieszyły się długim i szczęśliwym życiem, nie miałam od kogo czerpać wzorców w wielu kwestiach i po prostu boję się, że nie podołam. Przestraszyłam się, Morgoth. Nienawidzę tego uczucia.
Wyrzuciła z siebie gorzką prawdę, obnażając przed nim więcej z siebie, niż kiedykolwiek ukazała komukolwiek innemu. Wierzyła, że nią nie wzgardzi i bardzo nie chciała widzieć w jego oczach uczucia porównywalnego do wstrętu czy zniechęcenia. Wyimaginowana przyjaciółka i współdzielenie snów zachwiałyby w posadach niejedną osobę, lecz Marine pragnęła podołać tym przeciwnościom, bardzo chciała być od nich silniejsza. Nie miała na to szans w pojedynkę, zwłaszcza jeśli jej życie miało niebawem należeć również do kogoś innego. Lestrange musiała wiedzieć, że otrzyma wsparcie, mimo iż wcześniejsze zachowanie narzeczonego temu przeczyło.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Główne wrota - Page 3 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Główne wrota [odnośnik]31.10.18 8:41
Irytowała go. Irytowała go nie swoim zachowaniem, lecz wyraźnym poczuciem winy, który odnajdywał w jej postawie, spojrzeniu, tak boleśnie rzeczywisty. W końcu pomimo że pozornie tak sobie nieznani potrafili dostrzegać. Czytał z niej każdą emocję i zdawać, by się czasami mogło, że również i każdą myśl. W tym momencie chciał odrzucić tę umiejętność i móc zupełnie nieświadomie kroczyć u jej boku, nie pozwalając, by cokolwiek zmąciło przyjemność ze wspólnego przebywania w tym miejscu. Tak znaczącym dla niego. I... Również dla niej samej. A przynajmniej podkładał wiarę w to, że ten dzień nie skończy się w taki sposób, w jaki podejrzewał. Nawet nie wiedziała jak bardzo ogarniał go wewnętrzny niesmak wobec samego siebie, gdy widział w niej, że obwiniała się o coś, czego nie była przyczyną, a ofiarą. Nie chciał, by brała na swoje barki odpowiedzialność, którą on powinien był podźwignąć. Nieprzyzwyczajony do dzielenia się ciężarem czuł się niepewnie, czuł się zagrożony faktem, że druga osoba podkopywała jego zdolności do radzenia sobie z problemami. Wiedział, że zawinił, lecz szczerość, otwartość, bezinteresowność Marine miast pomóc, sprawiały, że wewnętrzne spięcie narastało w młodym lordzie. Nie odnajdywał żadnego przełożenia na to, co robiła. Bo przecież coś takiego jak zwykła chęć pomocy bez korzyści dla siebie nie istniała. Nie wiedział jak się zachować, dlatego reagował ostrzej niż normalnie, co mogła wyczuć. Była mądrą kobietą - dopiero poznawała swojego narzeczonego, lecz trudność w okazywaniu czy odbieraniu uczuć była dla niego okrutnie charakterystyczna. Wychowywany w domu, gdzie emocje były czymś zbędnym i negatywnym, wyrósł na kogoś, kto w spotkaniu z osobą gotową i otwartą, tracił wszelki grunt. A przez to coś nieznanego sobie odrzucał z takim zdecydowaniem, nie zdając sobie sprawy, że mógł tym samym krzywdzić. Dlatego też dotyk Marine i przekroczenie tej granicy prywatnego komfortu palił niczym żywy ogień. Morgoth - zdecydowanie kojarzący bliskość z czymś naruszającym indywidualną przestrzeń, lecz zarówno znał ją pod innym kątem - skupił się tylko na tym jak dłonie lady Lestrange, nie wiedząc, co powinien był zrobić. Wiedział, że na tym polegał związek z drugą osobą, jednak równocześnie oczywistym dla niego było kroczenie obok siebie w wyznaczonej, nieprzekraczalnej odległości. To ona podjęła się tej decyzji. Marine. Jego przyszła żona. Zerknął na nią, gdy szli tak blisko siebie i uderzył go fakt, że była niezwykle młoda. W latach dzieliły ich zaledwie cztery lata, a co z doświadczeniem? Czy odbierał jej wolność należną zaraz po Szkole Magii i Czarodziejstwa? Czy każąc jej tak szybko dorastać, nie ograbiał z własnych pragnień? Czy ktoś tak chłodny jak on, mógł w jakikolwiek sposób ją zadowalać?
- Od razu... - powtórzył za nią, czując jej delikatną dłoń zaciskającą się na jego, lecz odsunął rękę, nie będąc w stanie wytrzymać tych słownych zbitek. Wiedział, że nigdy nie miała się dowiedzieć o nim wszystkiego i niezależnie od tego, co by robiła, jak długo, by się starała, miała polec. Nie był w stanie znieść jej spojrzenia, dlatego uciekł własnym, stroniąc również i od dotyku, który niemo go obciążał swoim istnieniem. Wszyscy, bliscy tobie, odchodzą. Słowa stryja nabrały nowego znaczenia, bo chociaż nie posiadał żony, kobiety stojące na jego drodze były okrutnie krzywdzone, a ta świadomość przeszła zimnym dreszczem wzdłuż jego kręgosłupa. Matka. Rosalie. Lucinda. Leia. Nephthys. Wszystkie przed tobą i po tobie rozpływały się w cień. Zacisnął pięści. Miał skrzywdzić jeszcze kolejną z nich, chociaż obiecywał sobie, że nigdy więcej nie da nikomu się do siebie zbliżyć? A śpiewaczka nie zamierzała go odpychać i to utrudniało mu każde z postanowień. - Nie jesteś szalona - odparł chłodno, czując jak oblewało go dziwne przerażenie, gdy Marine tak boleśnie odczytała jego myśli i, chociaż nieświadomie, wprawiła go w jeszcze większy dysonans. Mówiła mu oczywiste; wszyscy wiedzieli, że ród Lestrange mógł chwalić się wieloma odmieńcami i lunatykami, lecz nie dostrzegał tego obłąkania w niej. Ale czy oni wszyscy nie byli szaleni, patrząc na to, co działo się dokoła? A może to nie ona musiała się obawiać o własną poczytalność... Przestraszyłam się, Morgoth. Spojrzał na nią z wyraźnym zrozumieniem, czającym się za zielonymi tęczówkami, ale czy mogła to dostrzec? Słuchanie tego z jej ust, bolało. Szczególnie że ten cios zadała jej jego własna rodzina, jej przyszła rodzina. Pod jego opieką. Lecz czy przyznaniem się do tego, że odczuwała przerażenie, nie świadczyło, że zdrowo odbierała rzeczywistość? Jej słowa były pełne szczerości i Morgoth wyczuł, że były skierowane tylko do niego; być może po raz pierwszy przyznawała się do tego również i przed samą sobą, a on trzymał ich przyszłość we własnych dłoniach. Mógł ją zniszczyć w tym właśnie momencie, a jej życie zamienić w piekło. Nie chciał tego. Nie zamierzał krzywdzić nikogo więcej. Przez dobrą chwilę bił się z własnymi myślami, nie wiedząc, co powinien był zrobić. Podejść czy odsunąć się? Dotknąć jej czy pozostawić samej sobie? Co powinienem, Marine? Jego ciało odpowiedziało za niego i po chwili stał blisko, opierając się czołem o jej, a palce odszukały odtrąconej wcześniej dłoni. - Czego więc się boisz? - spytał nieco łagodniej, nie chcąc dawać dziewczynie poczucia własnego gniewu czy oskarżenia. Teraz też się boisz?



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Główne wrota [odnośnik]01.11.18 18:06
W jej rozmyślaniach nie było miejsca na wątpliwości. Czy podjęła dobrą decyzję, zawierzając mu całkowicie? Czy za zaufanie nie zamierzał odpłacić się chłodem? Czy miała prawo zakładać z góry, że ich relacja stanie się czymś ponad zwyczajowo aranżowane narzeczeństwo? Była na tyle pewna siebie, że odpowiedziała na te pytania jeszcze zanim pierścionek na dobre ułożył się na jej serdecznym palcu. Czuła, że czeka ich coś więcej, niż tylko rutyna i nie są kolejną parą skazaną na samotność wśród ludzi. Gdybanie i zastanawianie się nad podjętymi decyzjami oraz postąpionymi krokami nie mogłoby jej przynieść ukojenia, a jedynie zapętliłoby myśli i sprowadziło nieprzyjemne uczucia oraz niechciane szlachciance emocje. Czym innym było chłodne analizowanie sytuacji – zamiast zastanawiać się, czy aby na pewno postąpiła właściwie, wolała rozmyślać nad tym, jak postawić następny krok. Co się stało, to się nieodstanie i wiedzieli o tym oboje, dlatego Marine zamierzała myśleć o teraźniejszości przynajmniej w tym aspekcie; pod innymi względami przeszłość swoja i rodziny wciąż wisiała nad nią niczym niedające się przegonić widmo.
Gdy cofnął dłoń i odwrócił wzrok, przez chwilę spoglądała na niego zaskoczona, lecz piekące z zawstydzenia policzki kazały jej uciec spojrzeniem w niebo i odetchnąć cicho. Żadna smocza sylwetka nie przybyła jej na ratunek, ani jedna nie wybawiła z niezręcznej sytuacji. Panna Lestrange poczuła się dziwnie rozżalona jego zachowaniem, choć oczywiście rozumiała, że kwestia dotyku i bliskości mogła sprawić, że się wycofał. Nie zamierzała mu się narzucać, lecz wciąż i wciąż popełniała błędy w tej płaszczyźnie – najpierw w bibliotece Wieży Astrologów, a teraz tutaj, w miejscu tak drogim dla obojga. Wyraźnie oczekiwali od siebie czegoś innego, choć zmienność pragnień narzeczonego odrobinę wytrącała ją z równowagi – ledwo odsunął się od niej, a już postąpił kilka kroków, by znów stanąć naprzeciw, zdecydowanie bliżej niż wcześniej. Marine wydawało się, że Morgoth kipi od emocji, które nijak nie mogły znaleźć ujścia – kwestia wychowania i charakteru nie pozwoliła mu uzewnętrznić się na tyle, by przyniosło mu to ulgę i cierpieć mieli oboje.
Ale czyż nie tego oczekiwano od młodych przedstawicieli szlacheckich rodów? Powściągliwość ponad emocjonalność, nieustannie dumna postawa zamiast chwilowego momentu pogodzenia się z własnym stanem psychicznym. Lestrange nie mogła zliczyć razów, podczas których przytwierdzała metaforyczną maskę do twarzy niemalże boleśnie, lecz na tyle skutecznie, że żaden z rozmówców nie mógł dostrzec co naprawdę myśli młoda panna i jakie uczucia próbują przejąć nad nią władanie. Ale przecież obiecała sobie i jemu, swojemu narzeczonemu, że nie będzie mowy o maskach, że będą budować swoje fundamenty na solidnym gruncie, dlatego chociaż wyuczony instynkt podpowiadał jej, jak mogłaby go ugłaskać, nie zamierzała czynić tego na siłę. Chciała, by zrozumiał, bo to jedno małe niedopowiedzenie mogło stać się powodem potknięcia w przyszłości.
Czego więc się boisz?
Nie było prostej odpowiedzi na to pytanie, chociaż takiej pragnęła mu udzielić. Wiedziała, że nie boi się jego i może być pewna, że nigdy nie zostanie przez niego celowo skrzywdzona. Czuła, że jako żona sprawdzi się świetnie i nie musiała udowadniać mu teoretycznych podstaw swojego przeczucia. A jednak spotkanie w Fenland i wszystko, co zdarzyło się we włościach Yaxleyów, przepełniło czarę tłumionych słabości, która zbierała się w Marine od dłuższego czasu. Czuła, że oszaleje, jeśli wreszcie nie powie tego na głos.
- Że moje chęci nie wystarczą. Że nasze także nie. Że pojawią się oczekiwania, których spełnienie będzie oznaczało życie w ciągłej niepewności co do następnego kroku – skarciła się w myślach za brak konkretów, ale nie mogła stać przy nim i zwierzać się z największych obaw.
Cofnęła dłoń i zrobiła krok w tył, choć nie przestawała patrzeć mu w oczy; nie uciekała od niego, potrzebowała kawałka przestrzeni, musiała odetchnąć zanim uderzy go prawdą prosto w twarz.
- Nie czuję się gotowa do bycia matką, chociaż wiem, że tego właśnie się ode mnie oczekuje – nawet gdyby miał ją wyśmiać, poczuła minimalną ulgę związaną z faktem zrzucenia z siebie ciężaru wyznania – Zdaję sobie sprawę, że żyjemy w niespokojnych czasach, nie jestem ślepa ani głucha i wiem też, że wcale mnie za taką nie uważasz, ale ostatnio na każdym kroku czułam presję związaną z tym tematem i kiedy twój wuj zasugerował… - urwała, nie chcąc już wspominać momentu, który położył się cieniem na popołudniu w rezerwacie – Myślenie o macierzyństwie jest dla mnie w tym momencie niemalże abstrakcyjne i chociaż wiem, że kiedyś to wreszcie się spełni, mam głupie marzenie, że najpierw zdążymy się dotrzeć i poznać lepiej.
Odetchnęła wreszcie, czekając na jego odpowiedź niczym na wyrok.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Główne wrota - Page 3 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Główne wrota
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach