Wydarzenia


Ekipa forum
Altana ogrodowa
AutorWiadomość
Altana ogrodowa [odnośnik]11.10.15 15:41
First topic message reminder :

Z miejscami do siedzenia i stołem, na którym zazwyczaj leżą pyszne marchewki ;p
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley

Re: Altana ogrodowa [odnośnik]15.10.15 18:53
Nie widziało jej się, żeby poznawać czyjeś narzeczone, a zwłaszcza te, które swój pierścionek otrzymywały od tak urodziwych mężczyzn, do których z pewnością zaliczał się Colin. Ale może... może skusiłaby się na podwieczorek, jeśli na stół zawędrowałaby patera z ciastem marchewkowym. MOŻE wtedy uległaby propozycji!
W każdym razie, w tej chwili musiała jeszcze trawić resztki alkoholu. Jak wróci do domu, to wypije herbatę miętową... albo jakąś ziołową mieszankę. Ot, na spokojną noc.
Przyglądała mu się, badając wzrokiem zmiany na jego twarzy, uśmieszki tańczące w kącikach jego ust. Nie onieśmielał jej, o ile tak to można nazwać. Lubiła patrzeć na mężczyzn, którzy nie dość, że grzeszyli urokiem osobistym, to i jeszcze tak zwinnie posługiwali się językiem... w mowie, oczywiście.
- Niech pomyślę... - przebiegła wzrokiem po zieleni za jego plecami, po czym wygodnie usiadła na ławce przy stole, poprawiając przy tym sukienkę, by zakryła dobrze uda. - To zależy, czy jest pan materialistą czy łowcą wartości duchowych. Może pan szukać spokoju, skoro jest pan tutaj sam, w tak wielkiej rezydencji. Może mieć pan skołatane nerwy albo być człowiekiem po prostu samotnym. Albo może panu zależeć na galeonach, które gromadzi pan może w spiżarni, z dala od niechcianych łap. - wzruszyła przy tym lekko ramionami. - Nie wiem, czy moja analiza okazała się celna, nie jestem magipsychiatrą.
Przyszło jej do głowy, że Colin musiał czuć ciążącą mu na barkach taką samą odpowiedzialność, jaką ona czuła poza murami Hogwartu, kiedy to musiała uważać na każdy krok, każdą sukienkę czy komplet ubrań, w który się odziewała. Ludziom o takiej reputacji, nad którą notabene trzeba trochę popracować, było chyba trochę ciężej stąpać po tym polu minowym.
- Bahanki? Pozjadały panu książki? - uśmiechnęła się rozbawiona. - Doskonale pana rozumiem. Moją pasją jest zielarstwo i tak się składa, że wykładam go w Hogwarcie. Pan ma prywatną biblioteczkę w domu, ja mam prywatną szklarnię przy kamienicy, w której mieszkam.
Machinalnie założyła nogę na nogę, patrząc nienatrętnie na swojego rozmówcę. Parsknęła cichym śmiechem, zasłaniając dłonią usta, kiedy marchewka nasączona szkocką okazała się być niezjadliwa.
- Czuje się pan teraz źle ze świadomością, że nakarmił tym pan królika? - spytała niewinnie.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]16.10.15 2:29
Krótka analiza Eileen wprawiła go w jeszcze lepszy humor, bo choć pamiętał o skradzionych marchewkach i wciąż nie do końca rozumiał dziwne pobudki, które kierowały dziewczyną, by wędrować po szkockich lasach w króliczej postaci, to niespodziewany splot wydarzeń wydawał mu się zbyt absorbujący, by tak łatwo zrezygnował z próby sprawdzenia, co będzie dalej. Wysłuchał w ciszy kolejnych przypuszczeń, które padały z kobiecych ust, uśmiechając się jedynie delikatnie i nie komentując żadnej z propozycji - cóż zresztą miałby powiedzieć, skoro dziewczyna po trochu dotknęła każdej z życiowych strun, na których w ostatnich miesiącach wygrywał swoją smętną melodię? Oczywiście pominęła inne ważne aspekty, jakby kompletnie wykluczając wizerunek Colina jako człowieka beztroskiego, pozbawionego skrupułów przed robieniem rzeczy dziwnych i ekstrawaganckich, ale nie miał jej tego za złe. Gdyby sam wyżerał komuś marchewki i został na tym przyłapany, z pewnością nie szukałby w swoim chwilowym oprawcy jaśniejszych stron charakteru. A może po prostu nie wyglądał na kogoś, kto lubił cieszyć się teraźniejszością, odpędzając gdzieś daleko przeszłość i nie patrząc w przyszłość?
- Chyba faktycznie lepiej pani wychodzą transmutacje w królika niż psychoanaliza - powiedział, ale ton jego głosu pozbawiony był jakiejkolwiek złośliwości czy ironii; jedynie lekki błysk w oku zwiastował nieco większe rozbawienie niż do tej pory. Ale przyznajcie sami - kto uświadczył kiedykolwiek okazji, by być poddawany króliczej analizie przez niewiastę ubraną skromnie, acz jednocześnie kusząco, która wierciła się przy tym na ławce niemożliwie, podwijając swoją sukienkę na setki różnych sposobów? A on, nieborak, musiał udawać, że jego wzrok wcale nie wędruje w miejsca zakazane, w siódmy krąg piekła, lecz dzielnie trzyma się okolic kobiecej twarzy. Twarzy skądinąd również atrakcyjnej dla oka, z obliczem cokolwiek dalekim od króliczego, futra pozbawionym i bez stojących uszu, które ponoć dźwięk mogły wyławiać z wieluset metrów, ale wciąż obliczem miłym do podziwiania, które uśmiechało się teraz do niego przekornie.
Colinowi nie do końca w smak było wspominanie niefortunnego wypadku z bahankami, wzruszył więc ramionami dokładnie tak samo, jak chwilę wcześniej zrobiła to już-nie-nieznajoma-panna. - Pozwolę sobie zapytać, czy na swoich lekcjach pałaszuje pani magiczne marchewki z równy apetytem co te nasączone wieloletnią szkocką? - nadął usta jak dziecko, które powstrzymywało się od śmiechu, bo doskonale wiedziało, że na choćby ciche parsknięcie zostanie nagrodzone przez rodziców przynajmniej niezadowolonym spojrzeniem. - I pozwala się głaskać swoim uczniom? - to drugie pytanie zadane było na raty, bo Colin w końcu parsknął urywanym śmiechem, wyobrażając sobie drobną istotkę w osobie panny Eileen, która próbuje wytłumaczyć tępym studentom różnicę między jakimiś roślinami, a gdy ci nie reagują, zajęci poszeptywaniem między sobą, zamienia się w królika i z nerwów wyjada biedne roślinki. Co prawda wyobraźnia podsuwała mu też alternatywę, w której królik zamiast podgryzać rośliny, podgryza uczniowskie palcem, ale z drugiej strony nie podejrzewał (i nie chciał podejrzewać) uroczego króliczka o tyle brutalności.
- Proszę mi wybaczyć, ale nie czuję się ani trochę zawstydzony - powiedział w końcu, gdy się już w miarę opanował i przegonił sprzed oczu merdający z uciechy ogonek. - Wręcz przeciwnie, teraz z większą chęcią spoiłbym panią jeszcze bardziej, by usłyszeć kilka interesujących historii z pani zwierzęcego żywota - niewypowiedziane zaproszenie zawisło w powietrzu, jakby z lekka zawstydzone, że zostało posłane tak nagle w stronę kobiety dopiero co poznanej. Colin jednak nie przywykł do prostackiego owijania wszystkiego w bawełnę; nie musiał znać się doskonale na kobiecej psychice, by umieć się z płcią piękną obchodzić, dyskutować z nią bez zawstydzenia i ze swobodą, jakiej nierzadko brakuje nawet w wieloletnich związkach.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]17.10.15 13:17
Czyli jednak miała rację co do siebie! Nie była typem kobiety wnioskującej z ułożenia gwiazd na niebie ani fusów w herbacie... a teraz wychodzi na to, że nie potrafiła też czytać z ludzkich twarzy. Albo alkohol tak ją zamroczył. Opcji było wiele. W tej chwili jednak wolała nad tym nie myśleć, bo morale by jej spadły, a przecież musiała zachować twarz przed tym uroczym księgarzem!
- Na swoich lekcjach w ogóle nie jem marchewek. Gdybym jadła, nie mogłabym opowiadać dzieciakom o mandragorach, które są szalenie wdzięcznymi roślinami, tak niedocenionymi wśród czarodziejów. Albo o diabelskich sidłach, które wbrew temu, co ludzie o nich sądzą, są bardzo pożyteczne. - zacisnęła usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyła na jego twarzy ten dziecinny grymas wstrzemięźliwości. - A co do głaskania, to dzieci niestety należą do tych osób, które ciągną za futerko, uszy i ogon. Nie polecam. Dorośli głaskają zgoła przyjemniej.
Zaśmiała się w końcu, kiedy zrobił to również pan Colin. Przyjemnie było słuchać męskiego chichotu wywołanego swoim tematem. Oczywiście, o ile nie miał on ironicznego zabarwienia i świadczył raczej o obśmiewaniu samej sytuacji, a nie tego, kto o niej opowiada.
Pan Fawley nakierował jej myśli na Hogwart, na jej cieplarnie, w których uwielbiała spędzać całe dnie. Na rośliny, które tak zachłannie prosiły o jej atencję. Ubóstwiała swoją pracę... a raczej nie pracę, tylko pasję, z której płynęły profity w postaci galeonów. Zamrugała, żeby ściągnąć swoją wyobraźnię na ziemię.
Już dawno zapomniała, jak to jest być raczoną dwuznacznymi uwagami i aluzjami zgrabnie podrzucanymi przez mężczyzn; albo obiektem cichego pożądania, ukrywanego pod grubą warstwą wypowiadanych słów.
- Być może i nadejdzie taka chwila, że znów zobaczy pan beżowego królika kicającego po swoim ogrodzie. Proszę wtedy nie moczyć marchewek w szkockiej i otworzyć mu drzwi do swojego domu, a chętnie wskoczy na pańską kanapę i da się pogłaskać raz jeszcze. Jeśli okoliczności będą temu sprzyjały, to może i przemieni się w kobietę, która, za kieliszek wybornej szkockiej, opowie panu kilka ciekawych historii. A tymczasem wydaje mi się, że powinnam już wracać do siebie. - odparła z uśmiechem i wstała od stołu, znów poprawiając swoją sukienkę. - Może uda mi się teleportować do domu zanim się ściemni. Marchewki były wyborne... ale bez szkockiej.
Zachichotała cicho. Chciała tylko trochę poszwendać się po lesie, a skończyła na miłej rozmowie pod altaną ogrodową pana Colina Fawleya, właściciela księgarni Esy i Floresy. Los bywa naprawdę przewrotny.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]18.10.15 11:17
Z pewnością, gdyby był wyposażony w sumiaste wąsy, o które dbałby z równą pieczołowitością co o swoje marchewki, wąsy te zatrzepotałyby teraz gwałtownie od śmiechu, który wstrząsnął Colinem, gdy wyobraził sobie, jak zgraja pierwszorocznych dzieciaków ciągnie za wielkie królicze uszy. Był ciekawy, czy panna Wilde potrafiłaby się potem zemścić na tych mikrusach, już nie tyle gryząc ich po łapach, ile wlepiając z rozkoszą marne oceny z egzaminów. Zdusił pytanie, czy jego chwilowe głaskanie było dla niej o wiele bardziej przyjemne i czy nie chciałaby się poddać tej pieszczocie jeszcze raz (takie pytania odpowiedniejsze były raczej na późniejszym etapie znajomości) znów wlepiając z Eileen uważne spojrzenie.
- Jestem jednakże pewien, że stanowiłaby pani dla uczniów nie lada atrakcję. Zarówno pod króliczą, jak i po człowieczą postacią - zauważył uprzejmie z komplementem lekko podszytym w głosie, zachowując kamienny wyraz twarzy (pomijając szeroki uśmiech), jakby właśnie opowiadał o ciekawym zjawisku pogodowym, a nie doceniał jej podwójną urodę. Trochę z żalem wspominał, że jego nauczyciel był starym zasuszonym grzybem, który większość lekcji przesypiał, a końcoworoczne oceny wystawiał prawie że na podstawie wróżenia z fusów. O ileż przyjemniejsze były takie lekcje dla nastolatka, który nawet niezainteresowany przedmiotem zajęć, mógłby skupić swoją uwagę na kuszącym, puszystym futerku?
- Nie śmiałbym zaproponować już teraz wizyty w moim salonie, acz zapamiętam na przyszłość, by otwierać drzwi wszelkim królikom - oderwał się od ławki, prostując sylwetkę, która górowała teraz wyraźnie nad dziewczyną. Przeszedł kilka kroków i stanął w wejściu do altany, obrzucając rozciągający się dookoła ogród z nieukrywaną dumą. Nie był zapalonym ogrodnikiem, co do tego panna Wilde miała rację, ale lubił spacerować między roślinnymi okazami, które nierzadko sprowadzał z bardzo daleka i za pomocą zaklęć starał się im przygotować jak najlepsze warunki do rozwoju. Tylko chroniące rezydencję zaklęcia sprawiały, że rzadko błąkał się tu jakiś mugol, zapewne wyrażający ogromne zdumienie, dlaczego w środku zimy dojrzewa tu cytrynowe drzewko.
- Z przyjemnością zaproponowałbym pani krótki spacer, a potem użyczył swojego kominka - odwrócił się w jej stronę, opierając jedną z dłoni na drewnianym filarze - zrozumiem jednak, jeśli gonią panią obowiązki. - Rzucił jej powątpiewające spojrzenie, jakby doskonale wiedząc, że osoba, która spędza całe dnie w króliczej postaci, szeleszcząc między leśnymi i polnymi trawami, raczej nie ma za wiele rzeczy do roboty.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]19.10.15 20:33
Czasami bardzo chciała pokarać jakiegoś ucznia czymś gorszym, niż tylko zwykły szlaban, za kolejną zbitą donicę z sadzonką. I chociaż wydawało jej się, że Grindelwald wydawał się być czarodziejem oklaskującym głośno takie metody, to sama raczej nie mogła z nich korzystać.
Uniosła delikatnie brwi w geście zaskoczenia słowami, które tak zgrabnie wypłynęły z jego ust i dotknęły jej kobiece ego. Jak można było tak ubierać słowa, by nie sprawiały wrażenia zbyt pompatycznych, a wciąż opakowane były gustownym papierem z piękną wstążką? Ściągnęła usta chcąc odrobinę poudawać poważną damę, która za nic ma sobie takie słodkie uwagi oprawione w "niewinną" dwuznaczność.
- Mam nadzieję, że zmieniłam pańskie nastawienie do tych przemiłych zwierząt. Zwłaszcza tych, które kradną marchewki - odparła obserwując, jak zmienia pozycję.
Co ty kombinujesz? - chodziło jej po głowie. Fascynujący z ciebie człowiek, ale chyba nie aż tak zależy ci na moim towarzystwie, co?
Stanął w drzwiach altany, uniemożliwiając jej tym samym przejście, co mocno ograniczyło możliwości jej ucieczki.
- Panie Fawley - rzuciła niewinnie i wykonała jeden niewinny krok w jego stronę. - Drogi panie Fawley...
Po tym jednym kroczku nadeszły kolejne, aż Eileen zatrzymała się tuż przed Colinem, sięgając do jego ramienia i delikatnie strzepując z materiału koszuli niewidzialny pyłek. Druga dłoń wylądowała gładko na jego piersi. Spojrzała mu w oczy uśmiechając się przeuroczo, niczym pastereczka wyrwana z obrazu ze sceną rodzajową odbywającą się na kornwalijskiej hali.
- Wydaje mi się, że swą dostojną sylwetką odciął mi pan jedyną drogę ucieczki - zatrzepotała rzęsami w karykaturalnym geście przypodobania się mu. - Cóż ja biedna pocznę! Oh, panie Fawley... jeszcze jedna chwila tak ogromnego stresu, a będę musiała zostać tu na noc! Oh!
Brakowało jej jeszcze omdleć mu w ramionach i byłoby po sprawie. No bo przecież ją wypuści, prawda? Mogła się z nim jeszcze rak niewinnie podroczyć!


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]20.10.15 20:23
Wyznawał prostą, hedonistyczną zasadę: im więcej przyjemności, tym lepiej dla ciała (i poniekąd ducha). Dlaczego więc miałby sobie odmawiać przyjemności teraz, gdy los zesłał mu pod ręce prezent włochaty, puszysty i - jak się wkrótce okazało - całkiem powabny. Przyjemność była tym większa, że miała miejsce w momencie, gdy Colin wręcz chodził po ścianach, by wytrzymać jeszcze kilka dni morderczych katuszy i nie zaprowadzić Raven tam, gdzie było jej właściwe miejsce. Chwila oddechu od nieustających myśli z pewnością mu przecież nie zaszkodzi, a może nawet będzie radosnym urozmaiceniem życia w ciągłym napięciu.
Nie odpowiedział od razu, obserwując jak Eileen podchodzi do niego powoli, niemalże się skradając (czyżby jakieś królicze przyzwyczajenie) i drgnął lekko dopiero wtedy, gdy jej delikatna dłoń oparła się na jego piersiach w geście wcale nie niewinnym, jak mógłby się pierwotnie spodziewać. Najwyraźniej pannie Wilde nieznana była szlachecka skromność arystokratek, które nigdy by się nie odważyły przebywać sam na sam z mężczyzną (oczywiście jeśli dbały o swoją reputację), nie mówiąc już o tak śmiałych gestach. Nie zamierzał jednak protestować przeciwko zrządzeniom łaskawego losu, który pchał mu w ręce tak uroczy podarunek.
- Z pewnością będę patrzył na nie zupełnie inaczej - odpowiedział w końcu, ujmując jej dłoń i zdejmując ją ze swojego ciała. Zamknął ją w silnym uścisku i uniósł do ust, muskając wargami wierzch dłoni. Nie puścił jej, gdy spojrzał w kobiece oczy, zastanawiając się nad swoim kolejnym krokiem; z jednej strony pragnął hołdować swojej najważniejszej zasadzie, z drugiej nie przywykł wszakże do ulegania chwilowym namiętnościom wobec dopiero co poznanych niewiast. Odsunął się, robiąc przejście.
- Jakkolwiek pani propozycja noclegu jest niezwykle kusząca, muszę odmówić, dbając o pani reputację - powiedział miękko, akcentując samogłoski, co lekko przeciągało każdy wyraz. - Niemniej... - zawahał się, jakby faktycznie przyszło mu coś na myśl, chociaż całość była starannie zaplanowanym przedstawieniem, wyświechtanymi frazesami, które ponoć doskonale działały na kobiety - uczyniłaby mi pani wielką przyjemność, pozwalając się gdzieś zaprosić. Może zna pani jakąś restaurację, w której podają pyszny pudding marchewkowy? - uniósł brwi, uśmiechając się szeroko. Jej urocze "panie Fawley" wciąż brzęczało mu w uszach kuszącym tonem i tylko ostatnią cząstką silnej woli opierał się jeszcze jej kobiecym zabiegom/
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]21.10.15 22:30
Świetnie odegrane przedstawienie, panie Fawley! Wszedł pan w swoją rolę niczym nóż w masło - gładko i... elegancko? No dobrze, zostawmy z boku te dziwne metafory i zajmijmy się obecną sytuacją, bo tak męskie, stanowcze przyciągnięcie jej kobiecego ciała nie mogło ujść niczyjej uwadze. Samej Eileen to nie przeszkadzało, miała swoje lata i była świadoma swojej dojrzałości (aczkolwiek czasami sprawiała wrażenie osoby absolutnie niedojrzałej), ale... nie oszczędziła księgarzowi widoku policzków płonących z tego młodzieńczego wstydu, który nagle się w niej odezwał. Czyżby zapomniała, jak to jest? Czyżby jej ciało odzwyczaiło się od dłoni szukających na nim najbardziej wrażliwych miejsc, na które zawsze reagowała westchnieniami i delikatnymi drgnięciami?
Mimowolnie rozchyliła wargi, kiedy ucałował jej dłoń. Jego wargi na jej skórze wywołały drobny dreszcz, który poczuła aż na szyi. Utkwiła w nim spojrzenie swoich błękitnoszarych oczu.
- Doskonale odegrał pan swoją rolę - odsunęła się, kiedy i on również to uczynił. - Ani przez chwilę nie czułam się osaczona. I, oczywiście, nie mówiłam tego, by pana bezwstydnie skusić i zaciągnąć do łóżka. Proszę tak nie myśleć. Chciałam się przekonać, na jakim poziomie znajduje się pana męski honor.
To był chyba... test. Absolutnie niezamierzony. Spontaniczny, wywołany nagłym bodźcem - zupełnie podobnym do tego, który nakierował ją na te Bogu ducha winne marchewki.
Wyminęła go zgrabnym kroczkiem i jedna z jej stóp opatrzonych brązowym, zgrabnym botkiem na niewysokim obcasie, wylądowała na schodku. Obróciła się w jego stronę, przytrzymując dłonią włosy, by letni wiatr nie zwiał ich na jej oczy. Uśmiechnęła się delikatnie, kryjąc zaskoczenie tą propozycją.
- Zna pan dzielnicę Enfield? Jest tam taka jedna przyjemna herbaciarnia, gdzie serwują ciasto marchewkowe z kremem waniliowym. Do puddingu mu daleko, ale jest naprawdę pyszne. Najbliższy piątek? Siedemnasta? - zaproponowała pewnym głosem. - Chętnie usłyszę pańskie opowieści o prywatnej biblioteczce i białych krukach, które pan tam trzyma.
Zaintrygował ją, podsycił jej ciekawość. I jak ona teraz usiedzi spokojnie na miejscu?


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]24.10.15 2:04
Nie zamierzał odgrywać żadnej narzuconej sobie roli, chociaż zdarzało mu się wchodzić swoimi buciorami w rodzajowe scenki, które nijak nie pasowały do znanej mu rzeczywistości - i wtedy bardziej z konieczności niż z chęci przywdziewał nowe maski. Bycie uroczym dżentelmenem czy wybuchowym klientem restauracji przychodziło mu z równą łatwością, jak odgrywanie pijaczyny na Nokturnie albo zblazowanego szlachcica, toczącego się między gośćmi na przyjęciu. Dzisiaj przypadła mu ciekawa, acz zaskakująca rola magicznego zoologa, wtapiającego delikatne księgarskie dłonie w puszyste futerko. I choć pluł sobie w brodę za to, że tak błyskawicznie odrzucił jej cokolwiek zachęcającą propozycję - w końcu ile razy w życiu człowiek spotyka królika, który proponuje mu wspólne spędzenie nocy? - jego kocie przeczucie nakazało mu wstrzymać się jeszcze trochę z typowo męskimi zapędami. Wszak świat magii wbrew pozorom nie jest taki duży... i być może okazja do następnego spotkania nadarzy się znacznie szybciej? Byłoby cudownie, gdyby nastąpiło to już wtedy, gdy Raven siedziałaby bezpiecznie w swojej piwnicy i nie niepokoiła go pukaniem do sypialni.
- Proszę mi wybaczyć szczerość, panno Wilde - zamruczał jeszcze w ostatniej chwili, zanim ich ciała ponownie się rozdzieliły - ale gdyby nie ten nieszczęsny alkoholowy stan, bezwstydnie uległbym każdej pani propozycji - praktycznie wpłaszczył się w drewnianą belkę przy przejściu, ale i to nie uchroniło go od kolejnego kontaktu z kobiecym ciałem, które zawirowało tuż obok, by zręcznie zmaterializować schodek niżej. Znów patrzył na nią z góry, tym razem ciesząc się z kolejnych kilkunastu centymetrów przewagi, gdy obdarzał ją zachwyconym spojrzeniem pomieszanym z lekko ironicznym uśmieszkiem. Zupełnie jakby był pewien, że nie będzie jej łatwo odrzucić jego zaproszenie i to bez względu na to, czy odczytałaby je jedynie jako uprzejmą propozycję, czy nachalne żądanie.
- Zatem będę czekał - zgodził się błyskawicznie, przywołując w myślach swój kalendarz na następny tydzień. Och, z pewnością znajdzie dla panny królikowej godzinę albo dwie... albo nawet pół dnia, jeśli zajdzie taka potrzeba. - I chętnie podzielę się swoimi opowieściami, jeśli od pani usłyszę podobne - zaznaczył od razu, krzyżując dłonie z tyłu. Słońce świeciło mu w twarz, ale jego promienie nie były już takie ostre jak w południe; delikatną falą oblewały sylwetkę Colina, nie zmuszając jednak do mrużenia oczu i rozpaczliwego dbania o wzrok, gdy śledził uważnie każdy ruch stojącej obok dziewczyny. Porównywał ją z innymi kobietami, które przeszły przez jego życie? Próbował uporządkować i przypisać jej jakąś etykietkę, by móc ją dopasować do konkretnej szuflady? A może zastanawiał się tylko, czy z zaskakującego spotkania mogłaby wyniknąć całkiem atrakcyjna znajomość, niekoniecznie bazująca na niemoralnych propozycjach, które prawie że padły w zaciszu altany?
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]24.10.15 12:35
Prawa stopa dołączyła do lewej, stojącej już na schodku, jakby chciała pogonić ją do odejścia z tego miejsca. Samej Eileen dość ciężko było to uczynić, bo nie dość, że znajdowali się wśród tak pięknych, letnich okoliczności przyrody, to i z jej rozmówcy ciężko było spuścić wzrok.
- Wtedy byłabym zmuszona pana odepchnąć i uciec, więc proszę samemu sobie podziękować za pohamowanie tych chęci - zeszła z ostatnich schodków i znów się do niego odwróciła.
Cieszyła się, że akurat tak to wszystko wyszło, ale, jak się okazało, to był dość ryzykowny krok z jej strony. Gdyby Colin zareagował inaczej, byliby zmuszenie zaczynać swoją znajomość całkiem od początku... albo w ogóle porzucić jakiekolwiek nadzieje o jej kontynuacji. Nie przypominała sobie, żeby postawiła jakiegokolwiek mężczyznę przed takim "testem". Nie zwykła robić takich rzeczy... ale może to wpływ Alana i jego psotniczej natury?
- Uraczę pana swoimi, obiecuję - rzuciła beztrosko. - Zatem do zobaczenia, panie Fawley.
Ruszyła alejką w kierunku wyjścia z ogrodu, a potem z terenu rezydencji. Jeśli będzie szła w kierunku bramy, to się nie zgubi, prawda?

|zt


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]26.11.15 16:54
Miała być zła! Ba! Obserwując pojedynek ojca i MULCIBERA, aż zaciskała piąstki z wrażenia. Niby miała przed sobą dwóch dorosłych mężczyzn, a...zachowywali się jak dzieci. Po ojcu...wiedziała czego może się spodziewać, więc ich pierwsze podrygi wywoływały tylko palpitacje i niekontrolowane zrywy śmiechu. Przynajmniej, do czasu...Graham wygrał i najpierw wywołał na jej licach znamiona szoku, a dopiero, gdy zobaczyła swego rodziciela bez brody...rozchyliła usta, jakby chciała krzyknąć, ale na wzniesieniu, na którym się znajdowała i tak - nie miałoby to sensu. A potem...choć wciąż zwijała się ze śmiechu, oceniając fantastycznie rude afro tatkowego przeciwnika...to gniewne ogniki zagotowały się, że tak obrzydliwym zaklęciem potraktował Adriena. Przez kilka mrugnięć powiek, sama czuła niemiły ucisk w żołądku, ale zerwała się z miejsca, by pognać...nieco okrężną drogą, aby złapać ojca, którego..nie złapała. Jak to dobrze, że zamiast sukienki, przybyła na pojedynek w jeździeckich spodniach. Pęd, który za sobą niosła robił i tak wystarczające poruszenie, który rozganiał..nawet dręczące ją myśli, rozmowy z Elizabeth o Julku. I jej zaręczynach. I...całej plątaninie dziwnych, relacyjnych nici, które coraz bardziej krępowały jej ruchy.
Zatrzymała się w nieznanym sobie miejscu, co - nazywało się prawdopodobnie - altaną ogrodową. Chyba..bo na ustawionym stoliku leżały marchewki. Po co Colinowi warzywa tutaj? Wpatrywała się z konsternacją w owo zjawisko, mrużąc nieco oczy i dopasowując obrazek, do jakiejś wiarygodnej historyjki. Chwilowo i gniewne cienie w źrenicach i rozbawienie, ustąpiło miejsca tworzeniu kolejnych barwnych opowieści, które malowały jej się w umyśle.
Drgnęła dopiero, gdy usłyszała kroki, na co gwałtownie odwróciła się, opierając dla lepszej koordynacji o brzeg stołu....i była to fantastyczna decyzja, bo na widok przybyłej postaci, aż się zachwiała, gdy rozbrzmiał jej gromki śmiech. Sam Graham Mulciber w e własnej, rudo-zafrowanej czuprynie. Próbowała wydusić z siebie właściwe słowa, ale jej stan ograniczał się do krótkich przerw, w których na nowo, wargi wyginały się rozbawione, rozpoczynając powtórną salwę..szczególnie, gdy pamiętała mężczyznę zawsze takiego...niepokojącego? Fascynującego? Tajemniczego? A teraz...teraz bolał ją brzuch ze śmiechu.
Sięgnęła w końcu dłonią do ust, starając się powstrzymać "ataki". Czuła, jak policzki czerwienią się od fali rozbawienia i uspokajała się, przynajmniej dopóki nie podnosiła wzroku na pojedynkowicza. Ciekawe, czy Mulciber wiedział, że walczył z jej ojcem?



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]27.11.15 6:05
Pojedynek dobiegł końca. Musiał przyznać, że takiego obrotu sprawy nie mógł się spodziewać. Podejrzewał, że przeciwnik, którym był niejaki lord Carrow, jako rozpoczynający walkę, obierze zupełnie inną taktykę. Afro, próby przemienienia jego różdżki w gęś, czy też zaklęcie rozweselające, które wyrzucił z tak potężną siłą, że śmiechem ryknął nie tylko Graham, lecz pół widowni, wprawiły go w lekką konsternację. Nie mógł więc w tak rozegranym pojedynku pokusić się o latające noże, czy inne niebezpieczne, acz przydatne formuły zaklęć. Śmiech jednak wciąż nie ustępował i wątpił, by tak silny czar dobiegł szybko końca. Pamiętał je z ćwiczeń na lekcji zaklęć. Pewien Krukon z jego rocznika oberwał nim tak mocno, że musiał zostać wyprowadzony z Sali, a na resztę zajęć otrzymał usprawiedliwienie od opiekunki domu. Przechodząc korytarzem szóstego piętra, na którym znajdowała się też klasa tego przedmiotu, z opuszczonej Sali wciąż wydobywały się salwy śmiechu. Wierzchem rękawa otarł łzy, które mimowolnie ściekały mu po zdrętwiałej od śmiechu twarzy. Kroki same poniosły go w stronę altany ogrodowej. Zapomniał zupełnie o rudym afro. Przypomniał sobie o wyglądzie w chwili, gdy znajomo wyglądająca młoda dziewczyna zaczęła się słaniać ze śmiechu na jego widok. - No już, wystarczy. – Odezwał się schrypniętym głosem. Jeśli kiedyś podejrzewał, że nie da się człowieka wykończyć śmiechem, to trwał w wierutnym kłamstwie. - Skończyłaś? – Spytał, udając swoją zwyczajową wrogość, do jakiej przyzwyczaił rzeszę ludzi, z którymi się stykał. Jego oczy jednak zdradzały szczere rozbawienie, które pomimo tego, że zaklęcie wciąż trzymało go w swoich sidłach, nie pochodziło od magicznej formuły. Wydobył różdżkę z kieszeni spodni i wycelował w samego siebie, wypowiadając ciche – Finite Incantatem. – Odetchnął głęboko, czując niewyobrażalną ulgę. Przesunął palcami po włosach, które wróciły do swojego poprzedniego stanu i przysiadł na jednej z ławek. Sięgnął po marchewkę, obracając ją przez chwilę w palcach. Posłał Inarze sugestywne spojrzenie spode łba, oblizując spierzchnięte wargi. - Droga do celu nie jest ważna tak jak osiągnięcie swojego zamiaru. Zapamiętaj to sobie, Inaro. – Odparł śmiertelnie poważnym tonem, pouczając młodą szlachciankę. Kiedy spuścił wzrok na marchewkę, jego twarz ponownie rozjaśniła się w powstrzymywanym rozbawieniu. Ugryzł kawałek warzywa. Wtedy pamięć mu wróciła, a jego pytające spojrzenie zwróciło się w kierunku dziewczyny. – Ten facet… – Zaczął, otwierając usta jak ryba, której zabrakło wody. – Pojedynkowałem z Twoim krewnym? – Spytał po chwili, udając brak zainteresowania. Dawno nie znalazł się w bardziej idiotycznej sytuacji.
sorki, że taki kiepściutki
Graham Mulciber
Graham Mulciber
Zawód : auror
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Because some roads you shouldn't go down. Because maps used to say, "There be dragons here." Now they don't. But that don't mean the dragons aren't there.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Altana ogrodowa - Page 2 X82C3Yn
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1418-graham-mulciber https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]27.11.15 11:06
Tylko przez chwilę zastanawiała się, czy jej radosne wybuchy były związane z ojcowskim czarem. Choć ogarnęło to rzeszę zebranych, stawiała jednak..na swój własny humor, któremu zazwyczaj - nie były potrzebne wspomagacze. Szczególnie, gdy miało się przed oczami postać z tak zawadiackim afro...które - niestety po chwili zniknęło, przywracając naturalny układ Mulciberowej fryzury i..spokój Inarowemu oddechowi. Przynajmniej na pewien czas.
- Sama chciałam to zrobić, ale...- jak na komendę, wargi znowu rozciągnęły się w uśmiechu. Chyba kiedyś na prawdę przepędzi swego bogina, przemieniając go w zafrowyzowaną postać aurora - ...ale nie mogłam - odetchnęła, wydymając usta, aby tylko pozbyć się kolejnych odruchów. W wyobraźni wciąż rysowały się kolejne projekcje, które nie ułatwiały jej sprawy. Przynajmniej jednak - miała spokój, gdy otwierała oczy. Wcześniej, i w rzeczywistości i w myślach, widziała ten sam rudy obrazek.
Oparła się biodrem o brzeg stołu, dłonie splotła przed sobą, unosząc jedną brew ku górze, w równie sugestywnej odpowiedzi na spojrzenie Mulcibera. Czemu ostatnio, rozmawiając z kimkolwiek, musiała tak zadzierać głowę? czuła się trochę, jak baśniowa wersja Alicji, która trafiła na powiększony świat. Mulciber, ze swoim poprzednim wcieleniem nadawałby się może na Czerwoną królową...albo na królika...
- Droga do celu powiadasz?...to zależy czy na ścieżce nie stracisz więcej, niż masz otrzymać na mecie - odpowiedziała równie poważnie, choć - w przypadku Inary i tak miało to swój podwójny, łobuzerski wydźwięk. Zerknęła na warzywo, które z taką radością chrupał, a swoim pytaniem, przypomniał alchemiczce, co na początku chciała zrobić. Pamięć nie wyparowała, choć pretendowała do ram zamglonych śmiechem. Momentalnie, na jej lica wpełzła wcześniejsza, bardziej niepokojąca nuta, dodatkowo przyobleczona w całe pokłady słodyczy, jakie była w stanie zebrać w jednej chwili.
- Ten facet - zaczęła słodko, stawiając kolejne kroki do przodu, by zatrzymać się dosyć blisko przed nokturnowym aurorem. Jedną dłonią sunęła po powierzchni stołu, właściwie tylko muskając palcami drewnianą strukturę. jeśli wcześniej się śmiała, to teraz, na ustach błąkał się specyficzny wyraz. Droga do celu, prawda?. nachyliła się do twarzy Mulicbera, przerywając prawdopodobnie jego posiłek. Utkwiła ciemne źrenice w oczach mężczyzny - ...to mój ojciec - niemal przeliterowała każde ze słów, by usłyszał nacisk, jaki włożyła w tę jedna frazę. Po czym, ze słodkim uśmiechem, zaserwowała swoją drobną piąstką - cios prosto w przeponę. Jedne z bardziej newralgicznych punktów ludzkiego ciała. Widać..nauka szermierki, przydawała się..przynajmniej w zaskakiwaniu.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Altana ogrodowa - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]27.11.15 11:36
Pasztet z królika okazał się wyborny - nawet jak na niezbyt wyrafinowane gusta Benjamina, posługującego się jednakże nożem i widelcem w zadziwiająco kulturalny sposób. Nie łapał palcami doskonale wypieczonego mięsa ani nie gmerał rękami w talerzu, elegancko (acz łapczywie) pochłaniając przepyszną potrawę. Osobiście dodałby do niej dużo więcej przypraw a także podawałby króliczy przysmak w towarzystwie butelki Ognistej - na stole stały wyłącznie soczki, poncze i inne tego typu pedalskie trunki, jakie omijał z daleka - ale nie zamierzał narzekać, wewnętrznie przyznając Fawleyowi mocne dwie gwiazdki w dziedzinie gastronomicznych przyjemności. Planował właściwie przekazać mu gratulacje jak najszybciej, dlatego po zjedzeniu nieprzyzwoitej ilości poczęstunku (oraz schowaniu trzech chrupiących babeczek do przepastnej kieszeni szaty) ruszył w poszukiwaniu organizatora pojedynków. Marszowym krokiem przespacerował się po zbyt zadbanym ogrodzie, minął kilku znajomych osobników, pomachał rudej czuprynie Weasleya a następnie skierował swe kroki ku altanie, podejrzewając, że spotka tam Colina.
Pod drewnianym daszkiem nie zobaczył jednak barczystej sylwetki szlachcica a znajomą, filigranową sylwetkę Inary, widocznie wzburzonej: najpierw śmiechem a później jakąś kocią wściekłością, którą potrafił rozpoznać nawet z takiej odległości a także zza pleców delikwenta, obrywającego właśnie niesamowicie silnymi piąstkami dziewczątka. Ben westchnął, po czym zgrabnie przeskoczył kilka schodków prowadzących do wnętrza altany. Przez sekundę rozważał szarpnięcie panienki Carrow do tyłu, ale nie byłoby to rozsądne, zwłaszcza, że rozpoczynająca się własnie bójka nie miała nic wspólnego z mordobiciem rodem z Nokturnu.
No, prawie nic wspólnego, bo gdy Benjamin w końcu zerknął na ofiarę morderczej Inary, rozpoznał w niej Grahama. Zupełnie inaczej prezentującego się w łagodnym świetle dnia, z marchewką w dłoni. Już nie tak przeszywająco przerażająco, dlatego Ben mrugnął do niego niemalże sympatycznie, przekazując mu tą samą informację, jaką niewerbalnie wysyłał mu na szkolnych korytarzach. - Co się tutaj dzieje? - spytał niezwykle konkretnie jak na ciągle zapijaczonego strażnika moralności, po czym położył swoją dłoń na ramieniu Inary: zarówno uspokajająco jak i karcąco, by nagle do jej ślicznej główki nie wpadł pomysł skopania Mulcibera swoimi chudymi nóżkami wyjątkowo urodziwego źrebaka. Ach, Ben i jego postrzeganie uroków kobiet.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Altana ogrodowa - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]27.11.15 15:35
Chwila przerwy między pojedynkami, gdy mógł w końcu na moment odetchnąć i opędzić się od osób, które wiecznie coś od niego chciały (no zaskakujące, nieprawdaż...), upłynęła mu zaskakująco szybko. Nawet nie zdążył nic przekąsić, zbyt pochłonięty wchłanianiem kolejnych szklanek orzeźwiającego, schłodzonego soku i teraz burczało mu w brzuchu niemiłosiernie, chociaż na szczęście hałas i gwar panujący dookoła skutecznie to zagłuszały. Dodatkowo miał poważne zmartwienie, bo jeden z zatrudnionych przez niego magizoologów doniósł mu o ucieczce kotka, który miał być główną atrakcją pojedynku finałowego. Będąc w połowie wydeptanej ścieżki prowadzącej do altany usłyszał zza pleców świst, a w powietrzu pojawił się kolorowy dym zwiastujący koniec pierwszej rundy rozgrywek, co oznaczało, że miał dla siebie jeszcze jakąś godzinę, zanim będzie musiał rozpocząć zmagania szczęśliwych półfinalistów. Którzy z dumnymi głowami rozpanoszyli się teraz po jego rezydencji, paradując jak pstrokate koguty i opowiadając każdemu, kto chciał ich słuchać, o swojej fantastycznej chwale. Westchnął, znów kierując się do altany, gdzie miał nadzieję zażyć chwili spokoju, ciszy i potarmosić swojego kota, jednakże z każdym kolejnym krokiem upewniał się, że altana nie jest pusta. Wręcz przeciwnie, daleko jej było do pustki i to nie tylko przez zwalistą sylwetkę Wrighta, który swoim wielkim cielskiem z równie wielką... sylwetką zatarasował wejście. Już stąd słyszał inne głosy wydobywające się ze środka. Westchnął jeszcze raz, od razu zmieniając swoje plany; z Benjaminem będzie mógł porozmawiać innym razem, dokładniej wypytując go o stosunki z Rosierem, teraz musi się wczuć w rolę gospodarza zabawiającego swoich gości. A może będzie miał szczęście i rzucił im się w oczy zagubiony kot? Nie licząc tych dziesiątek futrzanych kulek, które kręciły się praktycznie wszędzie.
- Przepraszam bardzo - trzecie westchnięcie zlało się z głośnym pukaniem w drewniany płotek otaczający całą altanę, gdy ponad nim wyłoniła się głowa Colina. Nie ryzykował wygląda nad ramieniem Bena, bo po pierwsze nie sięgnąłby nawet tegoż ramienia, a po drugie nie przywykł w ich krótkiej (acz burzliwej) znajomości do zachodzenia mężczyzny od tyłu. - Zgubiłem kota i obawiam się, że kręci się gdzieś tutaj... och, panno Carrow - uśmiechnął się uroczo, mrugając do dziewczyny okiem i nie omieszkując zauważyć, że tym razem była pozbawiona śmiercionośnych butów - i panie Mulciber - tym razem zrezygnował z mrugnięcia okiem, chociaż nie przestał się uśmiechać. - Taki sporawy... trochę brązowy, trochę rudy... z wielkim ogonem i grzywą... no i ymmm... lubi sobie czasem głośno zaryczeć. Och, Benjaminie, nie zauważyłem cię - przerwał wymienianie kocich cech, patrząc z udawanym zaskoczeniem na rosłe dwumetrowe Wrigthowskie cielsko, które tak psotnie schowało się przed jego wzrokiem. - No cóż, nieważne, po prostu gdybyście zauważyli w pobliżu lwa... to dajcie znać. I nie zapomnijcie, że za godzinę zaczyna się kolejna runda! - rzucił jeszcze, klepiąc Bena po ramieniu, puszczając oczko Mulciberowi i uśmiechając się uroczo do Inary (albo w odwrotnej kolejności), zanim odwrócił się na pięcie i pomaszerował w stronę aren. Głupie pojedynki, Rzymianie mieli łatwiej, gdy wystawiali gladiatorów do walki z lwami. Im przynajmniej lwy nie uciekały.

z/t dla Colineła
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Altana ogrodowa [odnośnik]20.12.15 20:21
Opiekuńcza dłoń sprawiedliwości dalej zaciskała się na ramieniu Inary w zdecydowanym acz łagodnym geście, kiedy na scenę altany wychynął (w połowie) organizator pojedynku. Niczym niezwykle przystojna kukułka z ściennego zegara. Ben uniósł lekko brwi, wsłuchując się w potok słów, jakie wypłynęły spomiędzy pełnych ust razem z niemalże damskimi westchnięciami. I bełkocikiem o kotach. Cóż obchodziły Bena te głupiutkie pchlarze, poniewierające się pod nogami? Jakimikolwiek uczuciami darzył tylko jedną puszystą i zwinną przedstawicielkę czworonożnego rodu skośnookich złośliwców-dachowców i był pewien, że akurat Cressida znajduje się daleko od zadbanego ogrodu. No i w niczym nie przypominała opisywanego przez Fawleya lwa. Chyba, że takiego zmniejszonego, utaplanego w smole i o wyjątkowo wrednym wyrazie słodziutkiego skądinąd pyszczka. Nie zamierzał jednak podzielić się tymi spostrzeżeniami z deklamującym zaniepokojoną formułkę Colinem, trochę rozkojarzony jego obecnością. Pokręcił jedynie przecząco głową jakby był jakimś wielkoludem-półgłówkiem (cóż za szkodliwe i nieprawdziwe, rzecz jasna, stereotypy!), nie potrafiącym zbudować normalnego zdania, lecz zanim do owego gestu zdołał dołożyć szeroki uśmiech, sylwetka Fawleya zniknęła z objęć drewnianej altany, ruszając w głąb swego kocio-żywopłotowego królestwa. Podążył za nim wzrokiem, którym następnie powrócił do Grahama, dzielnie wytrzymując jego spojrzenie.
- Proszę zostawić panienkę Carrow w spokoju - wygłosił teatralnym tonem doskonale obytego w towarzystwie szlachcica, jednocześnie mrugając okiem do samej opisywanej, wiedząc, że rozbawi ją to króciutkie nawiązanie do pierwszych chwil ich znajomości, kiedy to jeszcze uważał ją za kolejną głupiutką arystokratkę. A taką przecież nie była, nawet kiedy porywała się z piąstkami na Mulcibera. Wierzył w ich zdrowy rozsądek, dlatego też widząc, że obydwie strony nieco się opanowały, obydwojgu posłał uprzejmy uśmieszek, wychodząc z altany, by pozwolić załatwić im swe sprawy w spokoju.

Ben zt bozarazminiemiesiącwątku


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Altana ogrodowa - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Altana ogrodowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach